Pod wieczór w mieszkaniu
Tsuki, ona wraz ze swoim partnerem siedzieli na kanapie, przykryci kocykiem i
oglądali film na laptopie. Deidary nie było, przed wyjściem zapowiedział tylko
ze wróci późno. Jego twarz była dość radosna, z taką nie idzie spotykać się z
kolegami.
Iseo obejmował dziewczynę
głaszcząc lekko jej ramię. Wieczór był naprawdę miły, spokojny i opiewał w
dobre towarzystwo. Do czasu. Po jakiejś półtorej godzinie nagle odezwał się ryk
płaczącego dziecka. Tsuki się zdziwiła, że dźwięk dochodził z telefonu Iseo.
- Matko... Co to ma być?
- To? - Iseo z uśmiechem wskazał na swój
telefon. - To taka apka, która wskazuje idealną porę na zrobienie sobie
dziecka.
- Cooo? Chwila... Co?! Co ty pieprzysz,
człowieku? Jakie dziecko?
- No Tsu... - Iseo delikatnie naparł na nią
ciałem, muskając wargami słodką szyję. - Zróbmy sobie dzidziusia.
- Że kogo?! Nie, kurwa, wypierdzielaj! -
Odepchnęła go od siebie spanikowana tą propozycją. Wstała z kanapy i oddaliła
się od rozbawionego tym wszystkim mężczyzny. - Ciebie chłopie pojebało czy
pojebało?
- Tsu, ja tylko...
- Nie zbliżaj do mnie! - Zawołała, gdy tylko
ten podniósł się z kanapy.
- Przestań. Żartowałem sobie. - Wyszczerzył
się głupio. - Chodź do mnie.
- Ta jasne, może frytki do tego? - Prychnęła.
- Myślisz, że jestem głupia?
- Nie. Tsu, ja mówię poważnie.
- To moje ciało i nie zamierzam hodować w nim
twojego plemnika!
- Nie, nie! - Iseo się zaśmiał zakłopotany. -
Mówię poważnie, że żartowałem!
- Yhm.
- Tsuki... - Zaczął postępując krok naprzód.
- Nie! Won ode mnie, wariacie!
Zawołała Tsuki i szybko
pobiegła do swojego pokoju, zabarykadowując się od środka. Za to Iseo stał tam,
gdzie stał powoli oswajając się z tym co się właśnie stało. Opadł na kanapę i
zaczął chichotać do siebie. Nie sądził, że tak to wszystko przebiegnie, ale
życie bywa zaskakujące.
Po minionej godzinie
jednak nie było mu już do śmiechu. Tsu nie wychodziła z pokoju, nawet zamknęła
go na klucz. Iseo kilka razy powtarzał, że tylko żartował, ale to nic nie
dawało. Usiadł z powrotem na kanapie. Po chwili nadeszło wybawienie. Do domu
wrócił Deidara. Zdziwił się widząc samotnie siedzącego mężczyznę.
- Gdzie Tsu?
- W swoim pokoju.
- Aha...
A ty nie z nią?
- Zamknęła się od środka. - Wyjaśnił Iseo.
Deidara spojrzał na niego niezrozumiale, a po chwili przewrócił oczami.
- Wy i te wasze chore zabawy... - Skierował
się do kuchni, napić wody. Iseo dołączył z szerokim uśmiechem.
- Nie odtwarzamy żadnych numerów z Greya,
spokojnie. Zamknęła się, bo nie spodobał jej się mój żart...
- Przejdzie jej.
- Może, ale martwię się, bo nie wychodzi od
godziny, a moje gadanie i zapewnienia, że robiłem sobie jaja, nic nie dają.
- Co to był za żart...? - Dopytał Deidara.
- Powiedziałem jej byśmy zrobili sobie
dziecko.
- Kurwa mać... Stary, zjebałeś. -
Skomentował, po czym nastała chwila ciszy. - No cóż... Miło było cię poznać.
- Huh?
- No ta. Z wami koniec. Z Tsu się na takie
tematy nie żartuje.
- No, ale... Skąd miałem o tym wiedzieć?
- Nie wiem. - Deidara wzruszył ramionami po
czym ziewnął. - Dobra. Idę spać, nara.
- Nie, ej! Czekaj, plis. Pomóż mi.
- Nie jestem cudotwórcą.
- Ale widocznie lepiej wiesz, jak się z nią
obchodzić. Dawaj Dei, bądź kumpel...
- Ok. - Burknął niezbyt z tego zadowolony. -
Ale wisisz mi przysługę.
Iseo przytaknął kilka razy
głową. Deidara nie spiesząc się specjalnie wypił kilka łyków wody. Następnie
przemieścili się pod drzwi pokoju Tsuki, Deidara zapukał do drzwi.
- Kobieto, zamierzasz wyjść z tego pokoju?
- Może. Jak Iseo sobie pójdzie! - Deidara
spojrzał na kolegę. - Nie zamierzam ryzykować, że zarazi mi pochwę plemnikami!
- Tsu ja żartowałem! - Zawołał Iseo.
- Akurat!
- On nie chce mieć dzieci, jezu. - Burknął
Dei. - Jest normalny.
- Ja też nie chcę. WYOBRAŻASZ sobie MOJE
ciało nadmuchane jak jakiś balon?! - Zawołała zrozpaczona. Mężczyzna przewrócił
oczami.
- Tak, bo chuj Iseo to pompka.
- Zamknij się Douhito!
- Miałem dwóję z biologii, ale chociaż wiem
jak wygląda...
- Bla, bla, bla. Nie rozumiesz mnie, bo
ciebie nigdy to nie spotka! Nie dam na sobie żerować jakiemuś pasożytowi.
- Nazwała mnie pasożytem? - Wtrącił Iseo
mrużąc urażenie oczy.
- Nie, nie. Chodziło o płód, dzieciaka.
- A... No to spoko.
- Ej babo, babo... Przewrażliwiona jesteś. -
stwierdził Deidara.
- Słucham?! - Obruszyła się Tsuki.
- No tak. Nie znasz się na żartach i masz
paranoję.
- Co proszę?!
- No serio sadzisz, że Iseo chciałby mieć
dziecko Z TOBĄ? Serio?
- Coś mi tu imputujesz, Deidara? - Syknął
głos za drzwi.
- O kurwa. - Zaklął cicho Deidara. - Szybko
Iseo, zaprzecz mi. - szepnął do mężczyzny, który mruknął pytająco. - Zaprzecz
mi, bo głupia jeszcze zrobi z tobą bachora na złość mi.
- Eee, ale ja chcę mieć dziecko z Tsuki!
Nawet kilka! Nie musi być za jednym razem!
- Przeginasz. - Podpowiedział cicho Deidara.
- Ale nie chce dzieci teraz, a później będę
na nie za stary, więc Tsu... Bez dzieci będzie naprawdę okej! Jak ich nie
będzie to przeżyję, jak będą to już nie byłbym taki pewny.
- Wykasuj aplikację! - Zażądała. Iseo
posłusznie wykonał polecenie.
- Już.
Po chwili szczeknął zamek
w drzwiach, a one same się otworzyły. W progu stanęła Tsuki, jednak wzrok miała
podejrzliwy i była gotowa na to, by w każdej chwili trzasnąć drzwiami przed
nosem mężczyzn. Iseo uśmiechnął się ucieszony i ostrożnie, s zarazem bardzo
czule objął partnerkę.
- Dupek. - Burknęła.
- Przecież sobie żartowałem Tsu...
- Mówiłam do Deia.
- Eh?!
- A... No to spoko. - mruknął Iseo.
- Śpisz?
To
pytanie usłyszał Sasori od dzwoniącej do niego Shizu. Już jakiś czas
kontaktowali się telefonicznie, gdyż co po chwilę przedłużała jej się
delegacja. Mężczyzna sam nie wiedział jakie wykreować sobie o tym zdanie, bo z
jednej strony brakowało mu jej, a z drugiej czuł się swobodniej, miał jakoś
więcej wolnego czasu, który potrafił sobie rozdzielać dla wszystkich. Aktualnie
leżał na kanapie w salonie, zaczytując się w jednej z medycznych tomiszczy.
- A która godzina…? – Zapytał bardziej
siebie.
- U ciebie nie jestem pewna, ale u mnie ósma
wieczór.
- W pół do dwunastej. W nocy…
- Więc spałeś?
- Nie. Czytałem.
- Ooo, książkę? Jaką? Może znam!
- Powątpiewam. – mruknął Sasori. – To moja
stara książka, z której uczyłem się na studiach.
- Hm, czyżby jakiś pacjent w potrzebie?
- Powiedzmy.
- Mhm… Przeczytasz mi coś? – Poprosiła.
- Raczej cię to nie zainteresuje.
- Jeżeli uśpi, to też będzie ok. –
Zachichotała lekko. – Czytaj proooszę.
- No skoro tak ładnie prosisz. – mruknął i
odchrząknął teatralnie. – Leczenie operacyjne zwężenia lewego ujścia
tętniczego. Z łaciny stenosis ostii arteriosi sinistri. Dzieli się na typ
zastawkowy i nadzastawkowy. Typ zastawkowy, to komisurotomia aortalna czyli
zabieg paliatywny. Nawiasem mówiąc jest to poszerzenie zastawki aortalnej przez
nacięcie zrośniętych spoideł. Dla tego typu jest też wymiana zastawki
aortalnej, wówczas jest to zabieg radykalny… Shizu, wystarczy ci?
- Zachwycam się. Mam takiego mądrego
chłopaka. – mruknęła kobieta. – Z takim seksownym głosem.
- Czytać dalej?
- Hm… wiesz, nie wiem czy to właściwe, bo
strasznie mnie to jara.
- Co…?
- Twoje gadanie mnie podnieca. – Podsumowała,
a Sasori się zaśmiał. – Tęsknie za tobą, robaczku.
- Ja za tobą też. – stwierdził mężczyzna
odkładając książkę na regał. – Wiesz już kiedy wracasz? Mam ci coś ważnego do
przekazania.
- We wtorek mam już wrócić na dobre.
- Mam nadzieję, że nie oglądasz się tam za
innymi.
- Bardzo śmieszne. – Burknęła. – Ale poznałam
takiego jednego sympatycznego pana. – Sasoriemu spełzł uśmiech z twarzy.
- Co to za dupek?
- Żaden dupek. Nazywa się Mottie. Opowiem ci o nim jak się w
końcu spotkamy.
- Zamierzasz mi opowiadać o obcym facecie? –
Zapytał zgorszony tą propozycją.
- Ano. I to ze szczegółami.
- Wiesz jak to brzmi? – Zapytał, tłumacząc
jej swoje obawy. Shizu mówiła to zbyt poważnym tonem, więc bał się, że jednak
sobie nie żartowała. – Niefajnie… Lepiej opowiedz co dziś robiłaś?
- Nudne rzeczy. Jak się jest ślepym, to takie
konferencje są tysiąc razy nudniejsze.
- Ale to godne podziwu, że z twoją
niepełnosprawnością…
- Mam po prostu dobry słuch, żyłkę do biznesu
i dobry kontakt z partnerami. – przerwała. – Nie gadajmy o pracy. Powiedz mi,
co robisz?
- Właśnie się położyłem do łóżka.
- Uuu, słyszę, że od razu przechodzisz do
rzeczy. – Zaśmiała się Shizu, Sasori dołączył, ale niezrozumiale. – Dobrze,
bardzo dobrze… chwilka… okej, ja też się wygodnie położyłam na łóżku. Pokój w
czterogwiazdkowym hotelu, spróbowali by mnie wciepać do niewygodnego łóżka…
Dobra, co dalej…?
- Nic. Leżę w łóżku i rozmawiam z tobą.
- Bądź bardziej kreatywny, Sasori.
- Eee…?
- No dobra, to ja zacznę. Uwaga… Zaczynam
rozmasowywać sobie kark. Strasznie mnie po dzisiejszym dniu rozbolał, więc dotyk
jest kojący, mmm. Naciskam coraz mocniej, intensywniej, a przyjemność się we
mnie wzbiera… i wzbiera…
Sasori
słuchał z uwagą każdego wypowiadanego słowa Shizu. Kobieta tak dobrze
modulowała swoim głosem, że pobudził on jego członka. Rzecz jasna szybko
zrozumiał zamiary swojej partnerki, nie był jedynie taki chętny do dołączenia.
Kiedyś się w takie coś bawił, ale w formie żartu.
- Jesteś głupia. – skomentował.
- Ty to potrafisz zniszczyć nastrój…
- Przepraszam. – Uśmiechnął się do siebie. –
Zamknij oczy.
- Po co? Ja i tak nie widzę…
- Nie mogę jak patrzysz. Wstydzę się. – Shizu
zachichotała i posłusznie zamknęła oczy.
- No, już.
- Ok. wyobraź sobie, że tam jestem, leżę obok
ciebie na łóżku. Pierwszy co to ujmuję twoją dłoń i całuję w jej wierzch.
Następnie zbliżam usta do twoich pełnych warg i je muskam. Z uśmiechem muskam
je drugi raz i wpijam się w nie na dość długi czas. – Zaczął Sasori nawet-nawet
zadowolony ze swojego wstępu.
- Moja jedna ręka obejmuję twoją szyję, a
druga dłoń ujmuje ci twarz. Pocałunek odwzajemniam z równie ogromnym zapałem.
Oddycha mi się ciężko, czuję podniecenie. Nogi automatycznie mi się kurczą.
- Wchodzę więc ciałem między nie. Ustami schodzę
do twojej szyi, którą namiętnie całuję i ssam by w efekcie narobić malinek. O
tak, niech wszyscy na tej delegacji, a zwłaszcza ten Mottie wiedzą, że jesteś
moja. – Shizu parsknęła śmiechem. – Pomagam ci zdjąć twoją…
- Koszulę nocną.
- …Koszulę nocną – Powtórzył Sasori.
- Możemy założyć, że przyszedłeś do mnie
goły? – Zapytała Shizu. Sasoriemu zadrgały wargi, ale zgodził się.
- Ale ty nie masz bielizny.
- Kurwa… A chciałam usłyszeć, jak radzisz
sobie z biustonoszem… No trudno. Moje ciało wygina się w podnieceniu w łuk,
gorąco, które mnie przez ciebie wypełnia sprawia, że drobinki potu mi spływają
z czoła.
- Obcałowuję twój śliczny biust. Wpijam się w
twój brzuch i twoją talię.
- Jęczę. – mruknęła z rozkoszą. Saso też ta
zabawa zaczynała emocjonować. Zdjął z siebie koszulkę. – Dotyk erogennych
miejsc powoduje cudowny łoskot. Nie panuje nad tym, ale pewnie wbijam ci w
przedramiona paznokcie.
- Syczę cicho, ale cieszy mnie rozkosz, którą
ci sprawiam.
- O Boże!
- Jestem Sasori. – Zaśmiał się lekko.
- Racja. – Chrząknęła. – Och, Sasori! –
Zawołała Shizu. – Jestem taka mokra. Z rozkosznym, ale i zmęczonym uśmiechem
wtapiam rękę w twoją czuprynę.
- Znowu podnoszę się na wysokość twojej
twarzy i całuje cię zachłannie. Nic innego się nie liczy, czas, odległość,
mentalność tylko my dwoje.
- Dla mnie czas się trochę liczy, więc nie
kończ za szybko.
- Cicho. – Burknął z uśmiechem. – Moje
dwadzieścia trzy centymetry stoją i są gotowe do wejścia.
- Ile? – Parsknęła.
- Nieważne. Przyjmuję pozycje i wcho…!
- Czekaj, krzyczę. Przywdziej w lateksowy
garnitur swój interes!
- O ja pierdolę. Nie mam. – Sasori nie
wytrzymał i się zaśmiał. Shizu wraz z nim.
- Cholera. Nie mogłeś skłamać, jak z tymi
dwudziestoma trzema centymetrami?
- Nie skłamałem.
- Hohoho, oczywiście. – mruknęła rozbawiona.
– Ale to było niezłe. Powinniśmy pisać pornosy. – stwierdziła, śmiejąc się z
nim. – Uch, gorąco mi, jak nie wiem.
- Taa, mi też… Poczekaj chwilę. Mam telefon
na drugiej linii.
- Spoko. – Zgodziła się przez co z
wdzięcznością Sasori przełączył kontakt.
- Halo?
- Cześć Saso. – Mężczyzna dla pewności
spojrzał na wyświetlacz, ale tak. To była Miyuki. – Możesz ze mną chwilę
pogadać?
- Bardzo nie w porę dzwonisz. – powiedział, a
wtedy dostrzegł błysk za oknem. – Dzwonisz z powodu burzy?
- Przepraszam. Spanikowałam, bo jestem sama w
domu.
- Rozmawiam na drugiej linii z dziewczyną. –
Powiadomił. – Chyba rozumiesz…
- Byłoby ciekawe, gdybym nie zaczął się z nią
spotykać przed tym, jak stała się twoją szefową. Nie wyobrażaj sobie za wiele.
- W porządku… Tylko… Nie wydaje mi się, że
dobrze wybrałeś. Słyszałam trochę plotek o niej, nie twierdzę, że są prawdziwe,
ale niezbyt przychylne.
- Miyuki, nie chcę słuchać oczerniania Shizu.
Szczególnie przez ciebie.
- Chciałabym byś był szczęśliwy.
- Będę, jak przestaniesz do mnie wydzwaniać.
– oświadczył i rozłączył się z nią. – Shizu, jestem.
- Fajnie, ale ja się zmywam, robaczku. –
Bąknęła cicho. – Koledzy zarządzili pójście na piwo, inaczej przyjdą z piwem do
mnie.
- Więc olewasz mnie dla znajomych z pracy?
- Naprawdę mi przykro!
- W porządku…
- No mówię, że już idę! – Warknęła Shizu do
kogoś. – Jeb się, mój chłopak ma dwadzieścia trzy centymetry! – Dodała i
zwróciła się do Saso. – No to papapa kochanie! Buziaki!
- Kocham cię, pa.
Zakończył
Sasori, jak tak teraz o tym myślał to chyba nie bardzo mu się podobało, że
wyszła na piwo z kilkoma mężczyznami. W dodatku ich stosunki chyba muszą być
bliższe, skoro bez problemu rzucała do nich bluzgi… eh, cholerna Miyuki. Tylko
namieszała mu w głowie. Teraz martwił się by udało mu się zasnąć w nocy.
Blisko
południa dziewczyna o czarnym jak smoła włosach z ciemnozielonymi pasemkami
gotowała obiad. Od dłuższego czasu jej starania były bezskuteczne, efekty były
okropne, ale chciała nauczyć się gotować. Tym bardziej, że dla Hidanowi to nie
sprawia żadnych trudności.
- AMARA! – Wrzasnął mężczyzna.
- Świetnie. Ja go chyba przywołuję myślami… -
Burknęła cicho pod nosem.
- PRZYJDŹ TU DO MNIE!
Amara
bez pośpiechu zdjęła z siebie fartuszek i ruszyła za głosem. W domu była tylko
ona i Hidan, ale było już wiele okazji, na to, by coś jej zrobił jeżeli by
chciał. Weszła do jego sypialni, lecz nie było go tam, zdziwiła się, mogła
przysiąc, że głos dochodził właśnie stąd.
- Hidan?
- W ŁAZIENCE, WŁAŹ TU.
- Poczekam, aż wyjdziesz…
- WŁAŹ TU, NO PROSZĘ!
- No dobra! – Burknęła Amara i złapała za
klamkę. – Chwila, jesteś w ubraniu, prawda?
- Owinąłem się, kurwa, ręcznikiem! Wchodź, do
chuja!
W- Wiesz… nie. Raczej nie.
- Amara!
- Nie jestem ci potrzebna. Bywaj!
- JESTEŚ! – Wrzasnął przeraźliwie. Dziewczyna
zaczęła się zastanawiać czy po prostu nie stała mu się krzywda. Po chwili Hidan
wszystko powiedział. – W łazience jest pająk…
- O fuu, to go zabij.
- Jest zbyt duży… Schowałem się w kabinie
prysznicowej…
- Schowałeś się przed pająkiem…? – Dopytała Amara
z rozbawieniem. Nie podejrzewała, że Hidan w ogóle się czegoś boi.
- Mam arachnofobię…
Po
tym wyjaśnieniu Amarze zrobiło się głupio przez jej rozbawienie. Mimo, że sama
zbytnio nie lubiła tych odrażających stworzeń to weszła do środka. Hidan tak,
jak mówił, stał skryty w szklanej kabinie. Amara rozglądnęła się po
pomieszczeniu, ale potwora nigdzie nie było.
- Nie widzę go.
- Musi tu gdzieś być!
- Nie krzycz, nie jestem głucha. – Burknęła
choć rozumiała jego zachowanie. – Wyjdź, nic tu nie ma.
- Nie, nie ruszę się stąd! Tutaj jest chociaż
bezpiecznie.
- Hidan, nie zachowuj się jak dzieciak…
- Jestem po prostu rozsądny.
- I co? Zamierzasz spędzić tam resztę życia?
– Sarknęła.
- Nie? – odpowiedział Hidan. – Podaj mi
komórkę, zadzwonię po czyściciela.
- Chyba żartujesz…
- PODAJ!
Amara
przewróciła oczami i wykonała polecenie, wzięła komórkę leżącą na spodniach
Hidana i podała do rąk właściciela. W chwili, gdy kabina się na powrót
zamknęła, Hidan wrzasnął przeraźliwie rzucił komórkę pod siebie i wbiegł z
miejsca. Skrył się za towarzyszką, ona zauważyła jego zaszklone oczy, a ciało
drżało z przerażenia.
- Był na telefonie. – wyjaśnił z gulą w buzi.
- Spokojnie…
Amara
ruszyła do kabiny, faktycznie, pajączek poruszał się niezgrabnie po lekko
namoczonym podłożu. Dziewczyna bez wahania zmiażdżyła dłonią jego ciałko.
Myślała, że jest większy, wzięła mokrą komórkę Hidana do ręki. Ciało i dowody
zabójstwa spuściła za pomocą słuchawki prysznicowej do odpływu. Obejrzała się
na Hidana.
- W porządku?
- Ta, bo co? – Bąknął, podenerwowany tym
wszystkim.
- Płaczesz. – Wyjaśniła Amara. Hidan
natychmiast przetarł oczy dłonią. – Dobrze wiedzieć, że nie jesteś robotem.
- Wyjdź.
- Ojej, czyżbym cię uraziła? – Zapytała z
uśmieszkiem.
- Nie. Chcę się przebrać, chcesz mnie
pooglądać nago? – Zapytał Hidan. Amara jednak nie poczuła się tym zawstydzona.
- I tak mnie ten widok nie ruszy. – Wzruszyła
ramionami. – Wyjdę by nie psuć twojego ego.
- Zawsz by się znalazło kilka innych, które
by go naprawiło.
Dziewczyna
uśmiechnęła się krzywo. Wyszła z pomieszczenia i ruszyła do kuchni, w
międzyczasie poczuła lekką złość, a w głowie wciąż miała te „trzy inne”.
Starała się to w sobie stłumić, ale chyba zaczęła się zakochiwać w Hidanie.
Tyle czasu spędzali razem i to nie na tym, na czym on sam by chciał. W dodatku
wiedziała o uczuciach jakimi ją darzy.
- Będę leciał. – mruknął Hidan, wyciągając z
lodówki wodę butelkowaną.
- Co? Gdzie? A obiad?
- Tiaa… Zjem dzisiaj na mieście…
- Gdzie idziesz?
- Po brata jadę. – odpowiedział. Amara
zmrużyła na niego oczy. – Poważnie. Chcę go pogodzić z Matsuri, koleś nie
spierdoli mojej szansy na powinowatość z Nao.
- Dlaczego ci na tym tak bardzo zależy?
- Po prostu.
- To ci nie da do niego większych praw… To
nie twój dzieciak.
- Wiem,
ale nie o to mi chodzi.
- A o co? Za kilka lat, jak zacznie pyszczeć,
to…
- Nieważne, ok? Lubię smarka i nie chciałbym
by się to zmieniło, a trwalej jest, jak jest się rodziną, a nie tylko
przyjaciółmi. – Wyjaśnił Hidan. – Nie chcę własnych, nawet na szczęście nie
mogę. Ale dzieciak Saso, to jedyny przypadek, którego polubiłem.
- Dalej cię nie rozumiem…
- Trudno. – Hidan wzruszył ramionami i zaczął
iść do drzwi.
- Yagura z nią nie zerwał. – Zawołała za nim.
– Wymyślili to, bo wkurzała ich twoja dbałość i nadskakiwanie nad ich
związkiem… Mieli racje, dlatego nic ci nie powiedziałam.
- Heh, że co? Że niby ja im nadskakuję?
- Przy tobie nie mogli się nawet przekomarzać
o pilota…
Nadszedł wieczór, a
wieczorem Sasori umówił się z Deidarą na mieście. Chciał, aby przyjaciel mu w
czymś towarzyszył. Siedział na ławce bawiąc się bezsensu telefonem komórkowym,
bardzo chętnie wymienił by sobie smsy z Shizu, ale dziewczyna i tak ich nie
odczyta, a co dopiero na nie nie odpisze.
- No siema, człowieku. - Przywitał się
Deidara, przysiadając się obok. - Co tam?
- Nudy.
- A teraz, gdy przyszedłem?
- Trochę lepiej. - mruknął Saso z uśmiechem.
- Noriko zajmuje się Naokim.
- Wiem. - odpowiedział. Nawet był przy tym,
gdy przyjaciel dzwonił do kobiety.
- Skąd?
- Eee... Bo mam mózg i potrafię logicznie
myśleć. Nie porównuj mnie do tej ameby - Hidana.
- Nawet słowem o nim nie wspomniałem.
- Pewnie miałeś to na końcu języka.
- Nie...? Mniejsza. - zbagatelizował to całe
podenerwowanie Deidary. - Chciałbym byś tam ze mną poszedł. - Sasori wskazał na
budynek stojący za nimi.
- Jubiler? - Zastanowił się Deidara. - Macie
z tą twoją jakąś okazję?
- Żartujesz...? Może najpierw mnie z nią
chociaż poznasz? Przypominam, że jestem twoim najlepszym przyjacielem.
- Znasz ją.
- Znalem. Nie wiem jaka teraz jest. -
Wyjaśnił tą znaczącą różnice.
- Jest taka sama.
- Och, taka sama... No to pewnie da ci kosza.
Albo cię wyśmieje, że po niecałych trzech miesiącach znajomości już ją prosisz
o rękę. Tu się puknij człowieku. - Postukał go w czoło.
- Z Miyuki czekałem długo i jak to się
skończyło? - Burknął Sasori. - Młodszy się nie robię, a należę do grona osób,
które chcą wziąć ślub i mieć przy sobie jedną kobietę do końca życia.
- Jesteś... Wspaniałym facetem.
- Wiem.
- Kobiety takich nie chcą. - Dodał
uszczypliwie Deidara.
- To raczej młode dziewczyny, nastolatki
takich nie chcą. One wolą takich jak ty. Ale dziwne, bo jesteś sam! Może już
jesteś dla nich zbyt starym zgredem?
- Wchodzimy do tego sklepu czy nie? - Deidara
zmienił temat.
- Powinieneś się ustatkować.
- Spierdalaj może, co?
Sasori parsknął rozbawiony
tym wybuchem. Weszli razem do sklepu rozglądając się dookoła. Deidara podążał
za przyjacielem by posłużyć mu radą, choć miał w tej sprawie blade pojęcie.
Przyglądał się naszyjnikowi z zawieszką w kształcie misia.
- Wiesz komu by się to spodobało? - zapytał
Sasori widząc w co zapatrzył się przyjaciel.
- Oświeć mnie.
- Noriko.
- Noriko? - Powtórzył z powątpiewaniem.
Twarda osobowość kobiety bardzo temu zaprzeczała. - Dobry żart.
- Serio mówię. Wiesz, ona lubi takie typowo
dziewczęce pierdoły. Kiedyś kupiłem jej dość trudny do zdobycia płytę zespołu,
który uwielbiała i pluszaka. Z niego była bardziej zadowolona...
- Nie pasują mi do niej misie...
- Taa, ale głęboko w niej siedzi mała
dziewczynka, która chce być kochana.
- To
zdanie zajechało sarkazmem. - Przewrócił oczami Deidara.
- Zmieniłbyś zdanie, widząc ją w stroju
lolity i mówiącej słodkim głosem, że...
- Nie kończ. Nie chce tego słuchać. - Bąknął
Deidara. - W ogóle to ogarnij się, gościu. Wybierasz pierścionek zaręczynowy, a
gadasz o swojej eks.
- Masz racje...
Sasori
się trochę zmieszał tym upomnieniem, Deidara natomiast odetchnął. Przyjaciel na
pewno by go zrozumiał, gdyby wiedział o tym, że zadawał się z Noriko. Właściwie
to sam nie wiedział ile to potrwa, a ile o tym nie wiedział, to nie czuł potrzeby
się z tego spowiadać.
- A… Shizu. A Shizu chce za ciebie wyjść?
- No.
- Skąd wiesz?
- Zdarza jej się nazwać mnie mężem. –
powiedział z uśmiechem Sasori. – Zresztą sama mi o tym powiedziała. A ja po
prostu wiem, że to ona. Moja przyszła.
- Miyuki też nią musiała być, skoro kupiłeś
jej pierścionek.
- Dla niej kupiłem pierścionek myśląc
bardziej o deklaracji. Wiedziałem, że przez Noriko czuła się niepewnie.
Oświadczyny miały to zmienić.
- Nie chciałeś się z nią żenić? - Powątpiewał
Deidara.
- Chciałem. Ale popełniłbym wtedy błąd.
- Może teraz też go popełniasz? - Zagadnął nieśmiało Dei. - Nie obrażaj się,
stary, ale działasz za szybko. Mimo wszystko.
- Shizu jest warta ryzyka.
Deidara westchnął ciężko,
wiedział, że nie wybije mu tego z głowy. Pozostało mu tylko wierzyć, że tym
razem szczęście uśmiechnie się do przyjaciela. W pewnym momencie zadzwonił
telefon Saso, uśmiechnął się do siebie i skinął głową na Deidare. Oddalił się i
odebrał.
- Witaj, kochanie. Jak leci?
- Usycham z tęsknoty. - mruknęła Shizu w
odpowiedzi. - Chciałabym się do ciebie przytulić....
- Niedługo już wracasz. Jak było na
wczorajszym przyjęciu?
- Dobrze.
- Dobrze...?
- Mhm.
- I tyle? - Zdziwił się, bo zwykle kobieta
wylewała z ust potok słów.
- Odbyłam ze znajomymi bardzo szczerą rozmowę.
Nie czuję się po niej najlepiej. Miałam się za twardszą...
- Co się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać. Ludzie to
straszne dupki, mają w sobie tyle jadu...
- Nie rozumiem o co ci chodzi, ale nie
przejmuj się. To pewnie same kłamstwa.
- Taa. - Przytaknęła Shizu. - Wiesz... W
przeszłości strasznie się nie szanowałam. - Sasori zamilkł na to wyznanie. -
Dużo imprezowałam i piłam...
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Słuchając tego wszystkiego na swój temat,
zaczęłam wątpić czy na ciebie zasługuje. Chciałabym byś znał moje wady...
- W porządku. Ale skupmy się na
teraźniejszości. Co było to było.
- Krąży o mnie wiele plotek... Szczególnie w
pracy.
- Nie martw się. O mnie też.
- Co na przykład? - Zapytała Shizu. Sasori
się zastanowił.
- Uchodzę za kolesia z dzieckiem, któremu
trzeba współczuć. Dostaję często propozycje szybkich numerków… od studentek.
- U mnie żeby dostać pracę lub awans trzeba
się ze mną przespać.
- Więc powinienem być twoim szefem. - Zaśmiał
się Sasori, dziewczyna się od razu dołączyła. – Nie zamierzam patrzeć na ciebie
przez pryzmat twojej przeszłości. Teraz jesteś inna.
- Staram się. Hej. Zaraz... Co to znaczy, że
dostajesz propozycje? O mnie krążą jedynie plotki! - Powtórzyła Shizu. - Mam
nadzieję, że z żadnej nie skorzystałeś.
- Trudno mnie zdobyć. Zresztą chyba by mnie
pojebało, gdybym cię zdradził.
- To prawda. - Przyznała, a Sasori chwilę
odczekał zanim zabrał głos.
- Shizu, zrobisz coś dla mnie?
- Hm?
- Przysięgnij, że nigdy mnie zdradzisz... -
Kobieta zdziwiła się na te prośbę.
- Przysięgam, kochanie. Nigdy cię nie
zostawię.
-
Dobra, to już brzmi jak tekst z horroru.
- Jesteś niemiły. Rozłączam się. - Burknęła i
zgodnie z zapowiedzią się rozłączyła.
Sasori uśmiechnął się do
wyświetlacza. Natomiast Deidara stał tam, gdzie stał poprzednio i zatracił się
w myślach. Myślach o wieczornych planach. W myślach o Noriko. Sam nie wiedział
kiedy ich relacje przestały mieć dla Deidary płytki, czysto-łóżkowy podkład.
Jak tak dalej pójdzie, to martwił się czy
przyjaciel mu wybaczy.
- Ziemia do Deidary. - Sasori pstryknął
koledze przed oczami. - O czym myślisz?
- O tobie. - odpowiedział nim zdołał się
ugryźć w język. Sasori patrzył na niego dziwnie.
- Dei... Pochlebiasz mi, ale wolę Shizu.
- Szlag. - mruknął ucieszony, że niczego się
nie domyślił. - To ona dzwoniła?
- Mhm.
- I...?
- Nic. Jeszcze bardziej chcę, by została moją
żoną.
Deidara przewrócił oczami.
Z nim się już nie pogada. Saso musiałby kolejny raz dostać w dupę, by się
czegoś nauczyć. Choć Dei miał nadzieję, że nie dostanie. W trakcie, gdy ten
przeglądał biżuterię, przyjaciel się oddalił.
- Co
masz na sobie?
Wysłał wiadomość i dopiero
wtedy zastanowił się nad sensem tej ich gierki. Względem Saso jest ona nie na
miejscu. Jednak dawała dreszczyk przyjemnych emocji. Po chwili zadźwięczał telefon.
- Podpaskę.
Spierdalaj.
- Szmata...
Burknął do siebie po
odczytaniu smsa. Rzecz jasna nie powiedziałby tego Noriko. W okolicznościach
jakich ze sobą żyją, chyba mu nie wypada na nią bluzgać. Chociaż... Dlaczego
nie? Lepiej by sobie nie myślała, że z Deidary taki pantofel, jak z Saso.
- Szmata.
Noriko odczytała wiadomość
i uśmiechnęła się lekko. Mogłaby odpisać Deiowi również go wyzywając, ale nie
było w jej stylu zniżać się do poziomu tego prostaka. Seksownego prostaka.
- Z czego się śmiejesz? – Zapytał Naoki.
- Emm..... dostałam śmiesznego smsa. -
Odpowiedziała Noriko.
- Daj przeczytać! - Zawołał chłopiec,
podchodząc do kobiety.
- Nie! - Docisnęła telefon do piersi. -
Odrabiaj lekcje.
- Nie lubię tego robić...
- Już od małego trzeba się uczyć robić
rzeczy, których.się nie lubi.
- Po co?
- Przekonasz się idąc do pracy... - Burknęła
kobieta.
- Co w tym złego? W pracy chociaż nie zadają
prac domowych... No i za nią płacą...
- Naoki, nie mądruj, okej?
Chłopak się naburmuszył i
ślęczał dalej nad zadaniem. Był w mieszkaniu matki, która miała
straszny humor. Wolał już zostać u wujka Nagato.
- Gdzie
jesteś? - Napisała do Deidary.
- U
jubilera - odpisał po chwili.
- Nie
zrobisz mi niespodzianki, odkrywając swoje karty.
- ? -
Noriko westchnęła ciężko na taką odpowiedź.
- Chodziło
mi o prezent dla mnie.
- Za
drogo tu jak na prezent dla cb - Noriko wydęła wargi, odczytując wiadomość.
Po chwili przyszła nowa. - Saso kupuje
pierscionek zareczynowy - Noriko zaskoczyła ta wiadomość, ale również ucieszyła.
- To wspaniale.
- Za
szybko - Noriko przewróciła oczami. - Znaja
sie niecale 3 mce
- Wystarczy.
Sasori ma taką "cechę", że kobiety chciałyby za niego wyjść. Byłam
jedną z nich.
- Serio?
- odpisał dopiero po dłuższej chwili. Według Noriko musiało to coś znaczyć.
Zapewne poczuł się tym dotknięty.
- Byłam
- czas przeszły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz