21 lip 2017

ROZDZIAŁ 92.


Pod wieczór w mieszkaniu Tsuki, ona wraz ze swoim partnerem siedzieli na kanapie, przykryci kocykiem i oglądali film na laptopie. Deidary nie było, przed wyjściem zapowiedział tylko ze wróci późno. Jego twarz była dość radosna, z taką nie idzie spotykać się z kolegami.
Iseo obejmował dziewczynę głaszcząc lekko jej ramię. Wieczór był naprawdę miły, spokojny i opiewał w dobre towarzystwo. Do czasu. Po jakiejś półtorej godzinie nagle odezwał się ryk płaczącego dziecka. Tsuki się zdziwiła, że dźwięk dochodził z telefonu Iseo.
- Matko... Co to ma być?
- To? - Iseo z uśmiechem wskazał na swój telefon. - To taka apka, która wskazuje idealną porę na zrobienie sobie dziecka.
- Cooo? Chwila... Co?! Co ty pieprzysz, człowieku? Jakie dziecko?
- No Tsu... - Iseo delikatnie naparł na nią ciałem, muskając wargami słodką szyję. - Zróbmy sobie dzidziusia.
- Że kogo?! Nie, kurwa, wypierdzielaj! - Odepchnęła go od siebie spanikowana tą propozycją. Wstała z kanapy i oddaliła się od rozbawionego tym wszystkim mężczyzny. - Ciebie chłopie pojebało czy pojebało?
- Tsu, ja tylko...
- Nie zbliżaj do mnie! - Zawołała, gdy tylko ten podniósł się z kanapy.
- Przestań. Żartowałem sobie. - Wyszczerzył się głupio. - Chodź do mnie.
- Ta jasne, może frytki do tego? - Prychnęła. - Myślisz, że jestem głupia?
- Nie. Tsu, ja mówię poważnie.
- To moje ciało i nie zamierzam hodować w nim twojego plemnika!
- Nie, nie! - Iseo się zaśmiał zakłopotany. - Mówię poważnie, że żartowałem!
- Yhm.
- Tsuki... - Zaczął postępując krok naprzód.
- Nie! Won ode mnie, wariacie!
Zawołała Tsuki i szybko pobiegła do swojego pokoju, zabarykadowując się od środka. Za to Iseo stał tam, gdzie stał powoli oswajając się z tym co się właśnie stało. Opadł na kanapę i zaczął chichotać do siebie. Nie sądził, że tak to wszystko przebiegnie, ale życie bywa zaskakujące.
Po minionej godzinie jednak nie było mu już do śmiechu. Tsu nie wychodziła z pokoju, nawet zamknęła go na klucz. Iseo kilka razy powtarzał, że tylko żartował, ale to nic nie dawało. Usiadł z powrotem na kanapie. Po chwili nadeszło wybawienie. Do domu wrócił Deidara. Zdziwił się widząc samotnie siedzącego mężczyznę.
- Gdzie Tsu?
- W swoim pokoju.
- Aha...  A ty nie z nią?
- Zamknęła się od środka. - Wyjaśnił Iseo. Deidara spojrzał na niego niezrozumiale, a po chwili przewrócił oczami.
- Wy i te wasze chore zabawy... - Skierował się do kuchni, napić wody. Iseo dołączył z szerokim uśmiechem.
- Nie odtwarzamy żadnych numerów z Greya, spokojnie. Zamknęła się, bo nie spodobał jej się mój żart...
- Przejdzie jej.
- Może, ale martwię się, bo nie wychodzi od godziny, a moje gadanie i zapewnienia, że robiłem sobie jaja, nic nie dają.
- Co to był za żart...? - Dopytał Deidara.
- Powiedziałem jej byśmy zrobili sobie dziecko.
- Kurwa mać... Stary, zjebałeś. - Skomentował, po czym nastała chwila ciszy. - No cóż... Miło było cię poznać.
- Huh?
- No ta. Z wami koniec. Z Tsu się na takie tematy nie żartuje.
- No, ale... Skąd miałem o tym wiedzieć?
- Nie wiem. - Deidara wzruszył ramionami po czym ziewnął. - Dobra. Idę spać, nara.
- Nie, ej! Czekaj, plis. Pomóż mi.
- Nie jestem cudotwórcą.
- Ale widocznie lepiej wiesz, jak się z nią obchodzić. Dawaj Dei, bądź kumpel...
- Ok. - Burknął niezbyt z tego zadowolony. - Ale wisisz mi przysługę.
Iseo przytaknął kilka razy głową. Deidara nie spiesząc się specjalnie wypił kilka łyków wody. Następnie przemieścili się pod drzwi pokoju Tsuki, Deidara zapukał do drzwi.
- Kobieto, zamierzasz wyjść z tego pokoju?
- Może. Jak Iseo sobie pójdzie! - Deidara spojrzał na kolegę. - Nie zamierzam ryzykować, że zarazi mi pochwę plemnikami!
- Tsu ja żartowałem! - Zawołał Iseo.
- Akurat!
- On nie chce mieć dzieci, jezu. - Burknął Dei. - Jest normalny.
- Ja też nie chcę. WYOBRAŻASZ sobie MOJE ciało nadmuchane jak jakiś balon?! - Zawołała zrozpaczona. Mężczyzna przewrócił oczami.
- Tak, bo chuj Iseo to pompka.
- Zamknij się Douhito!
- Miałem dwóję z biologii, ale chociaż wiem jak wygląda...
- Bla, bla, bla. Nie rozumiesz mnie, bo ciebie nigdy to nie spotka! Nie dam na sobie żerować jakiemuś pasożytowi.
- Nazwała mnie pasożytem? - Wtrącił Iseo mrużąc urażenie oczy.
- Nie, nie. Chodziło o płód, dzieciaka.
- A... No to spoko.
- Ej babo, babo... Przewrażliwiona jesteś. - stwierdził Deidara.
- Słucham?! - Obruszyła się Tsuki.
- No tak. Nie znasz się na żartach i masz paranoję.
- Co proszę?!
- No serio sadzisz, że Iseo chciałby mieć dziecko Z TOBĄ? Serio?
- Coś mi tu imputujesz, Deidara? - Syknął głos za drzwi.
- O kurwa. - Zaklął cicho Deidara. - Szybko Iseo, zaprzecz mi. - szepnął do mężczyzny, który mruknął pytająco. - Zaprzecz mi, bo głupia jeszcze zrobi z tobą bachora na złość mi.
- Eee, ale ja chcę mieć dziecko z Tsuki! Nawet kilka! Nie musi być za jednym razem!
- Przeginasz. - Podpowiedział cicho Deidara.
- Ale nie chce dzieci teraz, a później będę na nie za stary, więc Tsu... Bez dzieci będzie naprawdę okej! Jak ich nie będzie to przeżyję, jak będą to już nie byłbym taki pewny.
- Wykasuj aplikację! - Zażądała. Iseo posłusznie wykonał polecenie.
- Już.
Po chwili szczeknął zamek w drzwiach, a one same się otworzyły. W progu stanęła Tsuki, jednak wzrok miała podejrzliwy i była gotowa na to, by w każdej chwili trzasnąć drzwiami przed nosem mężczyzn. Iseo uśmiechnął się ucieszony i ostrożnie, s zarazem bardzo czule objął partnerkę.
- Dupek. - Burknęła.
- Przecież sobie żartowałem Tsu...
- Mówiłam do Deia.
- Eh?!
- A... No to spoko. - mruknął Iseo.

- Śpisz?
            To pytanie usłyszał Sasori od dzwoniącej do niego Shizu. Już jakiś czas kontaktowali się telefonicznie, gdyż co po chwilę przedłużała jej się delegacja. Mężczyzna sam nie wiedział jakie wykreować sobie o tym zdanie, bo z jednej strony brakowało mu jej, a z drugiej czuł się swobodniej, miał jakoś więcej wolnego czasu, który potrafił sobie rozdzielać dla wszystkich. Aktualnie leżał na kanapie w salonie, zaczytując się w jednej z medycznych tomiszczy.
- A która godzina…? – Zapytał bardziej siebie.
- U ciebie nie jestem pewna, ale u mnie ósma wieczór.
- W pół do dwunastej. W nocy…
- Więc spałeś?
- Nie. Czytałem.
- Ooo, książkę? Jaką? Może znam!
- Powątpiewam. – mruknął Sasori. – To moja stara książka, z której uczyłem się na studiach.
- Hm, czyżby jakiś pacjent w potrzebie?
- Powiedzmy.
- Mhm… Przeczytasz mi coś? – Poprosiła.
- Raczej cię to nie zainteresuje.
- Jeżeli uśpi, to też będzie ok. – Zachichotała lekko. – Czytaj proooszę.
- No skoro tak ładnie prosisz. – mruknął i odchrząknął teatralnie. – Leczenie operacyjne zwężenia lewego ujścia tętniczego. Z łaciny stenosis ostii arteriosi sinistri. Dzieli się na typ zastawkowy i nadzastawkowy. Typ zastawkowy, to komisurotomia aortalna czyli zabieg paliatywny. Nawiasem mówiąc jest to poszerzenie zastawki aortalnej przez nacięcie zrośniętych spoideł. Dla tego typu jest też wymiana zastawki aortalnej, wówczas jest to zabieg radykalny… Shizu, wystarczy ci?
- Zachwycam się. Mam takiego mądrego chłopaka. – mruknęła kobieta. – Z takim seksownym głosem.
- Czytać dalej?
- Hm… wiesz, nie wiem czy to właściwe, bo strasznie mnie to jara.
- Co…?
- Twoje gadanie mnie podnieca. – Podsumowała, a Sasori się zaśmiał. – Tęsknie za tobą, robaczku.
- Ja za tobą też. – stwierdził mężczyzna odkładając książkę na regał. – Wiesz już kiedy wracasz? Mam ci coś ważnego do przekazania.
- We wtorek mam już wrócić na dobre.
- Mam nadzieję, że nie oglądasz się tam za innymi.
- Bardzo śmieszne. – Burknęła. – Ale poznałam takiego jednego sympatycznego pana. – Sasoriemu spełzł uśmiech z twarzy.
- Co to za dupek?
- Żaden dupek. Nazywa się Mottie. Opowiem ci o nim jak się w końcu spotkamy.
- Zamierzasz mi opowiadać o obcym facecie? – Zapytał zgorszony tą propozycją.
- Ano. I to ze szczegółami.
- Wiesz jak to brzmi? – Zapytał, tłumacząc jej swoje obawy. Shizu mówiła to zbyt poważnym tonem, więc bał się, że jednak sobie nie żartowała. – Niefajnie… Lepiej opowiedz co dziś robiłaś?
- Nudne rzeczy. Jak się jest ślepym, to takie konferencje są tysiąc razy nudniejsze.
- Ale to godne podziwu, że z twoją niepełnosprawnością…
- Mam po prostu dobry słuch, żyłkę do biznesu i dobry kontakt z partnerami. – przerwała. – Nie gadajmy o pracy. Powiedz mi, co robisz?
- Właśnie się położyłem do łóżka.
- Uuu, słyszę, że od razu przechodzisz do rzeczy. – Zaśmiała się Shizu, Sasori dołączył, ale niezrozumiale. – Dobrze, bardzo dobrze… chwilka… okej, ja też się wygodnie położyłam na łóżku. Pokój w czterogwiazdkowym hotelu, spróbowali by mnie wciepać do niewygodnego łóżka… Dobra, co dalej…?
- Nic. Leżę w łóżku i rozmawiam z tobą.
- Bądź bardziej kreatywny, Sasori.
- Eee…?
- No dobra, to ja zacznę. Uwaga… Zaczynam rozmasowywać sobie kark. Strasznie mnie po dzisiejszym dniu rozbolał, więc dotyk jest kojący, mmm. Naciskam coraz mocniej, intensywniej, a przyjemność się we mnie wzbiera… i wzbiera…
            Sasori słuchał z uwagą każdego wypowiadanego słowa Shizu. Kobieta tak dobrze modulowała swoim głosem, że pobudził on jego członka. Rzecz jasna szybko zrozumiał zamiary swojej partnerki, nie był jedynie taki chętny do dołączenia. Kiedyś się w takie coś bawił, ale w formie żartu.
- Jesteś głupia. – skomentował.
- Ty to potrafisz zniszczyć nastrój…
- Przepraszam. – Uśmiechnął się do siebie. – Zamknij oczy.
- Po co? Ja i tak nie widzę…
- Nie mogę jak patrzysz. Wstydzę się. – Shizu zachichotała i posłusznie zamknęła oczy.
- No, już.
- Ok. wyobraź sobie, że tam jestem, leżę obok ciebie na łóżku. Pierwszy co to ujmuję twoją dłoń i całuję w jej wierzch. Następnie zbliżam usta do twoich pełnych warg i je muskam. Z uśmiechem muskam je drugi raz i wpijam się w nie na dość długi czas. – Zaczął Sasori nawet-nawet zadowolony ze swojego wstępu.
- Moja jedna ręka obejmuję twoją szyję, a druga dłoń ujmuje ci twarz. Pocałunek odwzajemniam z równie ogromnym zapałem. Oddycha mi się ciężko, czuję podniecenie. Nogi automatycznie mi się kurczą.
- Wchodzę więc ciałem między nie. Ustami schodzę do twojej szyi, którą namiętnie całuję i ssam by w efekcie narobić malinek. O tak, niech wszyscy na tej delegacji, a zwłaszcza ten Mottie wiedzą, że jesteś moja. – Shizu parsknęła śmiechem. – Pomagam ci zdjąć twoją…
- Koszulę nocną.
- …Koszulę nocną – Powtórzył Sasori.
- Możemy założyć, że przyszedłeś do mnie goły? – Zapytała Shizu. Sasoriemu zadrgały wargi, ale zgodził się.
- Ale ty nie masz bielizny.
- Kurwa… A chciałam usłyszeć, jak radzisz sobie z biustonoszem… No trudno. Moje ciało wygina się w podnieceniu w łuk, gorąco, które mnie przez ciebie wypełnia sprawia, że drobinki potu mi spływają z czoła.
- Obcałowuję twój śliczny biust. Wpijam się w twój brzuch i twoją talię.
- Jęczę. – mruknęła z rozkoszą. Saso też ta zabawa zaczynała emocjonować. Zdjął z siebie koszulkę. – Dotyk erogennych miejsc powoduje cudowny łoskot. Nie panuje nad tym, ale pewnie wbijam ci w przedramiona paznokcie.
- Syczę cicho, ale cieszy mnie rozkosz, którą ci sprawiam.
- O Boże!
- Jestem Sasori. – Zaśmiał się lekko.
- Racja. – Chrząknęła. – Och, Sasori! – Zawołała Shizu. – Jestem taka mokra. Z rozkosznym, ale i zmęczonym uśmiechem wtapiam rękę w twoją czuprynę.
- Znowu podnoszę się na wysokość twojej twarzy i całuje cię zachłannie. Nic innego się nie liczy, czas, odległość, mentalność tylko my dwoje.
- Dla mnie czas się trochę liczy, więc nie kończ za szybko.
- Cicho. – Burknął z uśmiechem. – Moje dwadzieścia trzy centymetry stoją i są gotowe do wejścia.
- Ile? – Parsknęła.
- Nieważne. Przyjmuję pozycje i wcho…!
- Czekaj, krzyczę. Przywdziej w lateksowy garnitur swój interes!
- O ja pierdolę. Nie mam. – Sasori nie wytrzymał i się zaśmiał. Shizu wraz z nim.
- Cholera. Nie mogłeś skłamać, jak z tymi dwudziestoma trzema centymetrami?
- Nie skłamałem.
- Hohoho, oczywiście. – mruknęła rozbawiona. – Ale to było niezłe. Powinniśmy pisać pornosy. – stwierdziła, śmiejąc się z nim. – Uch, gorąco mi, jak nie wiem.
- Taa, mi też… Poczekaj chwilę. Mam telefon na drugiej linii.
- Spoko. – Zgodziła się przez co z wdzięcznością Sasori przełączył kontakt.
- Halo?
- Cześć Saso. – Mężczyzna dla pewności spojrzał na wyświetlacz, ale tak. To była Miyuki. – Możesz ze mną chwilę pogadać?
- Bardzo nie w porę dzwonisz. – powiedział, a wtedy dostrzegł błysk za oknem. – Dzwonisz z powodu burzy?
- Przepraszam. Spanikowałam, bo jestem sama w domu.
- Rozmawiam na drugiej linii z dziewczyną. – Powiadomił. – Chyba rozumiesz…
- Byłoby ciekawe, gdybym nie zaczął się z nią spotykać przed tym, jak stała się twoją szefową. Nie wyobrażaj sobie za wiele.
- W porządku… Tylko… Nie wydaje mi się, że dobrze wybrałeś. Słyszałam trochę plotek o niej, nie twierdzę, że są prawdziwe, ale niezbyt przychylne.
- Miyuki, nie chcę słuchać oczerniania Shizu. Szczególnie przez ciebie.
- Chciałabym byś był szczęśliwy.
- Będę, jak przestaniesz do mnie wydzwaniać. – oświadczył i rozłączył się z nią. – Shizu, jestem.
- Fajnie, ale ja się zmywam, robaczku. – Bąknęła cicho. – Koledzy zarządzili pójście na piwo, inaczej przyjdą z piwem do mnie.
- Więc olewasz mnie dla znajomych z pracy?
- Naprawdę mi przykro!
- W porządku…
- No mówię, że już idę! – Warknęła Shizu do kogoś. – Jeb się, mój chłopak ma dwadzieścia trzy centymetry! – Dodała i zwróciła się do Saso. – No to papapa kochanie! Buziaki!
- Kocham cię, pa.
            Zakończył Sasori, jak tak teraz o tym myślał to chyba nie bardzo mu się podobało, że wyszła na piwo z kilkoma mężczyznami. W dodatku ich stosunki chyba muszą być bliższe, skoro bez problemu rzucała do nich bluzgi… eh, cholerna Miyuki. Tylko namieszała mu w głowie. Teraz martwił się by udało mu się zasnąć w nocy.

            Blisko południa dziewczyna o czarnym jak smoła włosach z ciemnozielonymi pasemkami gotowała obiad. Od dłuższego czasu jej starania były bezskuteczne, efekty były okropne, ale chciała nauczyć się gotować. Tym bardziej, że dla Hidanowi to nie sprawia żadnych trudności.
- AMARA! – Wrzasnął mężczyzna.
- Świetnie. Ja go chyba przywołuję myślami… - Burknęła cicho pod nosem.
- PRZYJDŹ TU DO MNIE!
            Amara bez pośpiechu zdjęła z siebie fartuszek i ruszyła za głosem. W domu była tylko ona i Hidan, ale było już wiele okazji, na to, by coś jej zrobił jeżeli by chciał. Weszła do jego sypialni, lecz nie było go tam, zdziwiła się, mogła przysiąc, że głos dochodził właśnie stąd.
- Hidan?
- W ŁAZIENCE, WŁAŹ TU.
- Poczekam, aż wyjdziesz…
- WŁAŹ TU, NO PROSZĘ!
- No dobra! – Burknęła Amara i złapała za klamkę. – Chwila, jesteś w ubraniu, prawda?
- Owinąłem się, kurwa, ręcznikiem! Wchodź, do chuja!
W- Wiesz… nie. Raczej nie.
- Amara!
- Nie jestem ci potrzebna. Bywaj!
- JESTEŚ! – Wrzasnął przeraźliwie. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy po prostu nie stała mu się krzywda. Po chwili Hidan wszystko powiedział. – W łazience jest pająk…
- O fuu, to go zabij.
- Jest zbyt duży… Schowałem się w kabinie prysznicowej…
- Schowałeś się przed pająkiem…? – Dopytała Amara z rozbawieniem. Nie podejrzewała, że Hidan w ogóle się czegoś boi.     
- Mam arachnofobię…
            Po tym wyjaśnieniu Amarze zrobiło się głupio przez jej rozbawienie. Mimo, że sama zbytnio nie lubiła tych odrażających stworzeń to weszła do środka. Hidan tak, jak mówił, stał skryty w szklanej kabinie. Amara rozglądnęła się po pomieszczeniu, ale potwora nigdzie nie było.
- Nie widzę go.
- Musi tu gdzieś być!
- Nie krzycz, nie jestem głucha. – Burknęła choć rozumiała jego zachowanie. – Wyjdź, nic tu nie ma.
- Nie, nie ruszę się stąd! Tutaj jest chociaż bezpiecznie.
- Hidan, nie zachowuj się jak dzieciak…
- Jestem po prostu rozsądny.
- I co? Zamierzasz spędzić tam resztę życia? – Sarknęła.
- Nie? – odpowiedział Hidan. – Podaj mi komórkę, zadzwonię po czyściciela.
- Chyba żartujesz…
- PODAJ!
            Amara przewróciła oczami i wykonała polecenie, wzięła komórkę leżącą na spodniach Hidana i podała do rąk właściciela. W chwili, gdy kabina się na powrót zamknęła, Hidan wrzasnął przeraźliwie rzucił komórkę pod siebie i wbiegł z miejsca. Skrył się za towarzyszką, ona zauważyła jego zaszklone oczy, a ciało drżało z przerażenia.
- Był na telefonie. – wyjaśnił z gulą w buzi.
- Spokojnie…
            Amara ruszyła do kabiny, faktycznie, pajączek poruszał się niezgrabnie po lekko namoczonym podłożu. Dziewczyna bez wahania zmiażdżyła dłonią jego ciałko. Myślała, że jest większy, wzięła mokrą komórkę Hidana do ręki. Ciało i dowody zabójstwa spuściła za pomocą słuchawki prysznicowej do odpływu. Obejrzała się na Hidana.
- W porządku?
- Ta, bo co? – Bąknął, podenerwowany tym wszystkim.
- Płaczesz. – Wyjaśniła Amara. Hidan natychmiast przetarł oczy dłonią. – Dobrze wiedzieć, że nie jesteś robotem.
- Wyjdź.
- Ojej, czyżbym cię uraziła? – Zapytała z uśmieszkiem.
- Nie. Chcę się przebrać, chcesz mnie pooglądać nago? – Zapytał Hidan. Amara jednak nie poczuła się tym zawstydzona.
- I tak mnie ten widok nie ruszy. – Wzruszyła ramionami. – Wyjdę by nie psuć twojego ego.
- Zawsz by się znalazło kilka innych, które by go naprawiło.
            Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. Wyszła z pomieszczenia i ruszyła do kuchni, w międzyczasie poczuła lekką złość, a w głowie wciąż miała te „trzy inne”. Starała się to w sobie stłumić, ale chyba zaczęła się zakochiwać w Hidanie. Tyle czasu spędzali razem i to nie na tym, na czym on sam by chciał. W dodatku wiedziała o uczuciach jakimi ją darzy.
- Będę leciał. – mruknął Hidan, wyciągając z lodówki wodę butelkowaną.
- Co? Gdzie? A obiad?
- Tiaa… Zjem dzisiaj na mieście…
- Gdzie idziesz?
- Po brata jadę. – odpowiedział. Amara zmrużyła na niego oczy. – Poważnie. Chcę go pogodzić z Matsuri, koleś nie spierdoli mojej szansy na powinowatość z Nao.
- Dlaczego ci na tym tak bardzo zależy?
- Po prostu.
- To ci nie da do niego większych praw… To nie twój dzieciak.
- Wiem,  ale nie o to mi chodzi.
- A o co? Za kilka lat, jak zacznie pyszczeć, to…
- Nieważne, ok? Lubię smarka i nie chciałbym by się to zmieniło, a trwalej jest, jak jest się rodziną, a nie tylko przyjaciółmi. – Wyjaśnił Hidan. – Nie chcę własnych, nawet na szczęście nie mogę. Ale dzieciak Saso, to jedyny przypadek, którego polubiłem.
- Dalej cię nie rozumiem…
- Trudno. – Hidan wzruszył ramionami i zaczął iść do drzwi.
- Yagura z nią nie zerwał. – Zawołała za nim. – Wymyślili to, bo wkurzała ich twoja dbałość i nadskakiwanie nad ich związkiem… Mieli racje, dlatego nic ci nie powiedziałam.
- Heh, że co? Że niby ja im nadskakuję?
- Przy tobie nie mogli się nawet przekomarzać o pilota…

Nadszedł wieczór, a wieczorem Sasori umówił się z Deidarą na mieście. Chciał, aby przyjaciel mu w czymś towarzyszył. Siedział na ławce bawiąc się bezsensu telefonem komórkowym, bardzo chętnie wymienił by sobie smsy z Shizu, ale dziewczyna i tak ich nie odczyta, a co dopiero na nie nie odpisze.
- No siema, człowieku. - Przywitał się Deidara, przysiadając się obok. - Co tam?
- Nudy.
- A teraz, gdy przyszedłem?
- Trochę lepiej. - mruknął Saso z uśmiechem. - Noriko zajmuje się Naokim.
- Wiem. - odpowiedział. Nawet był przy tym, gdy przyjaciel dzwonił do kobiety.
- Skąd?
- Eee... Bo mam mózg i potrafię logicznie myśleć. Nie porównuj mnie do tej ameby - Hidana.
- Nawet słowem o nim nie wspomniałem.
- Pewnie miałeś to na końcu języka.
- Nie...? Mniejsza. - zbagatelizował to całe podenerwowanie Deidary. - Chciałbym byś tam ze mną poszedł. - Sasori wskazał na budynek stojący za nimi.
- Jubiler? - Zastanowił się Deidara. - Macie z tą twoją jakąś okazję?
- Żartujesz...? Może najpierw mnie z nią chociaż poznasz? Przypominam, że jestem twoim najlepszym przyjacielem.
- Znasz ją.
- Znalem. Nie wiem jaka teraz jest. - Wyjaśnił tą znaczącą różnice.
- Jest taka sama.
- Och, taka sama... No to pewnie da ci kosza. Albo cię wyśmieje, że po niecałych trzech miesiącach znajomości już ją prosisz o rękę. Tu się puknij człowieku. - Postukał go w czoło.
- Z Miyuki czekałem długo i jak to się skończyło? - Burknął Sasori. - Młodszy się nie robię, a należę do grona osób, które chcą wziąć ślub i mieć przy sobie jedną kobietę do końca życia.
- Jesteś... Wspaniałym facetem.
- Wiem.
- Kobiety takich nie chcą. - Dodał uszczypliwie Deidara.
- To raczej młode dziewczyny, nastolatki takich nie chcą. One wolą takich jak ty. Ale dziwne, bo jesteś sam! Może już jesteś dla nich zbyt starym zgredem?
- Wchodzimy do tego sklepu czy nie? - Deidara zmienił temat.
- Powinieneś się ustatkować.
- Spierdalaj może, co?
Sasori parsknął rozbawiony tym wybuchem. Weszli razem do sklepu rozglądając się dookoła. Deidara podążał za przyjacielem by posłużyć mu radą, choć miał w tej sprawie blade pojęcie. Przyglądał się naszyjnikowi z zawieszką w kształcie misia.
- Wiesz komu by się to spodobało? - zapytał Sasori widząc w co zapatrzył się przyjaciel.
- Oświeć mnie.
- Noriko.
- Noriko? - Powtórzył z powątpiewaniem. Twarda osobowość kobiety bardzo temu zaprzeczała. - Dobry żart.
- Serio mówię. Wiesz, ona lubi takie typowo dziewczęce pierdoły. Kiedyś kupiłem jej dość trudny do zdobycia płytę zespołu, który uwielbiała i pluszaka. Z niego była bardziej zadowolona...
- Nie pasują mi do niej misie...
- Taa, ale głęboko w niej siedzi mała dziewczynka, która chce być kochana.
-  To zdanie zajechało sarkazmem. - Przewrócił oczami Deidara.
- Zmieniłbyś zdanie, widząc ją w stroju lolity i mówiącej słodkim głosem, że...
- Nie kończ. Nie chce tego słuchać. - Bąknął Deidara. - W ogóle to ogarnij się, gościu. Wybierasz pierścionek zaręczynowy, a gadasz o swojej eks.
- Masz racje...
            Sasori się trochę zmieszał tym upomnieniem, Deidara natomiast odetchnął. Przyjaciel na pewno by go zrozumiał, gdyby wiedział o tym, że zadawał się z Noriko. Właściwie to sam nie wiedział ile to potrwa, a ile o tym nie wiedział, to nie czuł potrzeby się z tego spowiadać.
- A… Shizu. A Shizu chce za ciebie wyjść?
- No.
- Skąd wiesz?
- Zdarza jej się nazwać mnie mężem. – powiedział z uśmiechem Sasori. – Zresztą sama mi o tym powiedziała. A ja po prostu wiem, że to ona. Moja przyszła.
- Miyuki też nią musiała być, skoro kupiłeś jej pierścionek.
- Dla niej kupiłem pierścionek myśląc bardziej o deklaracji. Wiedziałem, że przez Noriko czuła się niepewnie. Oświadczyny miały to zmienić.
- Nie chciałeś się z nią żenić? - Powątpiewał Deidara.
- Chciałem. Ale popełniłbym wtedy błąd.
- Może teraz też go popełniasz? -  Zagadnął nieśmiało Dei. - Nie obrażaj się, stary, ale działasz za szybko. Mimo wszystko.
- Shizu jest warta ryzyka.
Deidara westchnął ciężko, wiedział, że nie wybije mu tego z głowy. Pozostało mu tylko wierzyć, że tym razem szczęście uśmiechnie się do przyjaciela. W pewnym momencie zadzwonił telefon Saso, uśmiechnął się do siebie i skinął głową na Deidare. Oddalił się i odebrał.
- Witaj, kochanie. Jak leci?
- Usycham z tęsknoty. - mruknęła Shizu w odpowiedzi. - Chciałabym się do ciebie przytulić....
- Niedługo już wracasz. Jak było na wczorajszym przyjęciu?
- Dobrze.
- Dobrze...?
- Mhm.
- I tyle? - Zdziwił się, bo zwykle kobieta wylewała z ust potok słów.
- Odbyłam ze znajomymi bardzo szczerą rozmowę. Nie czuję się po niej najlepiej. Miałam się za twardszą...
- Co się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać. Ludzie to straszne dupki, mają w sobie tyle jadu...
- Nie rozumiem o co ci chodzi, ale nie przejmuj się. To pewnie same kłamstwa.
- Taa. - Przytaknęła Shizu. - Wiesz... W przeszłości strasznie się nie szanowałam. - Sasori zamilkł na to wyznanie. - Dużo imprezowałam i piłam...
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Słuchając tego wszystkiego na swój temat, zaczęłam wątpić czy na ciebie zasługuje. Chciałabym byś znał moje wady...
- W porządku. Ale skupmy się na teraźniejszości. Co było to było.
- Krąży o mnie wiele plotek... Szczególnie w pracy.
- Nie martw się. O mnie też.
- Co na przykład? - Zapytała Shizu. Sasori się zastanowił.
- Uchodzę za kolesia z dzieckiem, któremu trzeba współczuć. Dostaję często propozycje szybkich numerków… od studentek.
- U mnie żeby dostać pracę lub awans trzeba się ze mną przespać.
- Więc powinienem być twoim szefem. - Zaśmiał się Sasori, dziewczyna się od razu dołączyła. – Nie zamierzam patrzeć na ciebie przez pryzmat twojej przeszłości. Teraz jesteś inna.
- Staram się. Hej. Zaraz... Co to znaczy, że dostajesz propozycje? O mnie krążą jedynie plotki! - Powtórzyła Shizu. - Mam nadzieję, że z żadnej nie skorzystałeś.
- Trudno mnie zdobyć. Zresztą chyba by mnie pojebało, gdybym cię zdradził.
- To prawda. - Przyznała, a Sasori chwilę odczekał zanim zabrał głos.
- Shizu, zrobisz coś dla mnie?
- Hm?
- Przysięgnij, że nigdy mnie zdradzisz... - Kobieta zdziwiła się na te prośbę.
- Przysięgam, kochanie. Nigdy cię nie zostawię.
-  Dobra, to już brzmi jak tekst z horroru.
- Jesteś niemiły. Rozłączam się. - Burknęła i zgodnie z zapowiedzią się rozłączyła.
Sasori uśmiechnął się do wyświetlacza. Natomiast Deidara stał tam, gdzie stał poprzednio i zatracił się w myślach. Myślach o wieczornych planach. W myślach o Noriko. Sam nie wiedział kiedy ich relacje przestały mieć dla Deidary płytki, czysto-łóżkowy podkład. Jak tak dalej pójdzie,  to martwił się czy przyjaciel mu wybaczy.
- Ziemia do Deidary. - Sasori pstryknął koledze przed oczami. - O czym myślisz?
- O tobie. - odpowiedział nim zdołał się ugryźć w język. Sasori patrzył na niego dziwnie.
- Dei... Pochlebiasz mi, ale wolę Shizu.
- Szlag. - mruknął ucieszony, że niczego się nie domyślił. - To ona dzwoniła?
- Mhm.
- I...?
- Nic. Jeszcze bardziej chcę, by została moją żoną.
Deidara przewrócił oczami. Z nim się już nie pogada. Saso musiałby kolejny raz dostać w dupę, by się czegoś nauczyć. Choć Dei miał nadzieję, że nie dostanie. W trakcie, gdy ten przeglądał biżuterię, przyjaciel się oddalił.
- Co masz na sobie?
Wysłał wiadomość i dopiero wtedy zastanowił się nad sensem tej ich gierki. Względem Saso jest ona nie na miejscu. Jednak dawała dreszczyk przyjemnych emocji. Po chwili zadźwięczał telefon.
- Podpaskę.
Spierdalaj.
- Szmata...
Burknął do siebie po odczytaniu smsa. Rzecz jasna nie powiedziałby tego Noriko. W okolicznościach jakich ze sobą żyją, chyba mu nie wypada na nią bluzgać. Chociaż... Dlaczego nie? Lepiej by sobie nie myślała, że z Deidary taki pantofel, jak z Saso.

- Szmata.
Noriko odczytała wiadomość i uśmiechnęła się lekko. Mogłaby odpisać Deiowi również go wyzywając, ale nie było w jej stylu zniżać się do poziomu tego prostaka. Seksownego prostaka.
- Z czego się śmiejesz? – Zapytał Naoki.
- Emm..... dostałam śmiesznego smsa. - Odpowiedziała Noriko.
- Daj przeczytać! - Zawołał chłopiec, podchodząc do kobiety.
- Nie! - Docisnęła telefon do piersi. - Odrabiaj lekcje.
- Nie lubię tego robić...
- Już od małego trzeba się uczyć robić rzeczy, których.się nie lubi.
- Po co?
- Przekonasz się idąc do pracy... - Burknęła kobieta.
- Co w tym złego? W pracy chociaż nie zadają prac domowych... No i za nią płacą...
- Naoki, nie mądruj, okej?
Chłopak się naburmuszył i ślęczał dalej nad zadaniem. Był w mieszkaniu matki, która miała straszny humor. Wolał już zostać u wujka Nagato.
- Gdzie jesteś? - Napisała do Deidary.
- U jubilera - odpisał po chwili.
- Nie zrobisz mi niespodzianki, odkrywając swoje karty.
- ? - Noriko westchnęła ciężko na taką odpowiedź.
- Chodziło mi o prezent dla mnie.
- Za drogo tu jak na prezent dla cb - Noriko wydęła wargi, odczytując wiadomość. Po chwili przyszła nowa. - Saso kupuje pierscionek zareczynowy - Noriko zaskoczyła ta wiadomość, ale również ucieszyła.
- To wspaniale.
- Za szybko - Noriko przewróciła oczami. - Znaja sie niecale 3 mce
- Wystarczy. Sasori ma taką "cechę", że kobiety chciałyby za niego wyjść. Byłam jedną z nich.
- Serio? - odpisał dopiero po dłuższej chwili. Według Noriko musiało to coś znaczyć. Zapewne poczuł się tym dotknięty.
- Byłam - czas przeszły.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz