Jechali
samochodem do dziadka Deidary. On, Sasori i Naoki. Sasori zadzwonił dzień
wcześniej do przyjaciela, chcąc się z nim spotkać i pogadać, lecz ten miał już
inne plany. Koniec końców ustalili, że pojadą razem. To znaczy, że podwiezie
go, a sam uda się z synem do będącego w pobliżu wesołego miasteczka. Naoki
siedział z tyłu, przypięty do fotelika, i oglądał sobie książeczkę z
narysowanymi zwierzątkami. Natomiast za
kierownicą siedział Sasori, a obok niego Deidara i było całkiem fajnie, dopóki
coś z tyłu się nie odzywało.
- Taaatooo! – zawołał Naoki. –
Daj gośniej! – poprosił, wskazując na radio.
- Rozmawiamy – warknął znacząco
blondyn. Sasori nie przejął się gadaniem kolegi i spełnił życzenie swojego
syna.
- Dziękuję! – zwrócił się z
zadowoleniem do taty.
- Proszę.
Deidara
skrzywił się na to zachowanie. Oczywiście, niech ten gamoń dalej m0u pobłaża, a
potem on odwdzięczy mu się nieposłuszeństwem. Z westchnieniem obrócił głowę na
bok, wyglądając przez okno. Wtedy w samochodzie znów rozbrzmiał głosik
Naokiego. Chłopiec nucił sobie pod nosem słowa lecącej w radiu piosenki. No to
już było przegięcie dla Deidary. Spojrzał wyczekująco na Sasoriego, ale ten
wydawał się niewzruszony tym fałszowaniem. Blondyn miał wrażenie, że zaraz mu
uszy rozsadzi po prostu! Wyciągnął rękę w stronę urządzenia by przyciszyć,
przełączyć lub wyłączyć to grające urządzenie, jednak Sasori w samą porę pacnął
mu po łapach, przeszywając go groźnym spojrzeniem.
- Zostaw to – syknął.
- To każ mu się zamknąć!
- A co? Robi ci coś? – burknął.
- Ta, śpiewa! Moje uszy krwawą!
- Nic nie widzę – odparł, bo przecież
w sytuacji zagrożenia zdrowia by zareagował. – Niech sobie śpiewa. – Wzruszył
ramionami i spojrzał kątem oka w tylne lusterko, gdzie w odbiciu widział
swojego pierworodnego.
- Jakby nie fałszował to może
bym mu odpuścił… - Nie, jednak nie zrobiłby tego. Nawet za milion lat.
- A umiesz śpiewać lepiej? –
spytał retorycznie Saso, ucinając tym rozmowę.
Nigdy
nie uda mu się wygrać z więzią jaką łączy ojca z synem. Tyle dobrze, że
piosenka trwała jeszcze jakąś minutę, a potem puścili jakiś gówniany kawałek w
innym języku. Tym razem bez problemu mógł ściszyć radio, ale zamiast tego je
wyłączył. Zaczął rozmowę na temat planów na dziś. Sasori miał ładnie ułożony
harmonogram, teraz odwoził Dei’a do jego dziadka, miał zamiar pójść na chwilę
się przywitać, potem udać się z Naokim do wesołego miasteczka. Jakoś tam
dogadałby się z Deidarą, odwiózł go i pojechał do Hidana… Deidarę ten
przystanek niebywale zainteresował. Okazało się jednak, że to nie są odwiedziny
z dobrej woli, ale z przymusu. Naoki ostatnio wydawał się być jakiś taki smutny
i okazało się, że wydawało mu się, że wujek go już nie lubi i coś tam, coś tam,
bo go nie odwiedzał. Deidara parsknął śmiechem, nie ma laby, biedaczyna.
Cóż…
Takie życie, niesprawiedliwe. Musiał trochę pobyć z synem, bo od poniedziałku
miał mieć bardzo, bardzo mało dla niego czasu. Zaczynał się teraz uczyć na
końcówkę studiów, na tą obronę i w ogóle. Chciał zdać od razu i potem mieć
święty spokój. Wtem usłyszał krótki
sygnał sms’a w komórce. Zerknął okiem na telefon odczytując nadawcę. Kaoru. No…
Właściwie droga była jednokierunkowa. Ciągle patrząc na drogę, jedną ręką
sięgnął po telefon i go odblokował.
- Denerwujesz mnie – mruknął
Deidara. Jak prowadzi to niech prowadzi, a nie czyta sms’y.
- Spokojnie, ze mną nie zginiesz
– zażartował, odkładając telefon. Czytać może, ale odpisywać już by się
obawiał. Nie jest na tym poziomie. – Stało się coś? Nie.
- Tato, tato, tato! – zawołał
Naoki. Mruknął pytająco odruchowo zerkając w tylne lusterko. – Kotki robią „miau”,
a pieski „hau, hau”. A jak robią myszki? – zapytał oglądając książeczkę.
- Myszki tak piszczą… Takie „mi,
mi, mi” – odpowiedział.
- A kaćki?
- Kaczki – poprawił go. Zdarzały
mu się błędy, ale mówił już o niebo lepiej, niż przedtem. - Kaczki kwaczą, „kwa-kwa”.
– Poczuł na sobie czyjś. To Deidara patrzył się na niego dziwnie. – No co?
- Nic… Może kaftanik? – sarknął.
– Ten samochód prowadzi wariat. W ogóle do ciebie nie pasują ojcowskie zabawy –
prychnął, przenosząc wzrok za okno.
- To sam się z nim pobaw –
mruknął przystając na czerwonym świetle.
- Wiesz co? – W chwili, gdy się
obrócił Deidara pokazał mu środkowy palec. – Goń się.
- W dupę sobie wsadź ten paluch…
- Tato, tato!
- Jezu, czemu to dziecko nie
urodziło się nieme? – burknął Deidara pod nosem. – Tato, tato – przedrzeźnił
go. – Nie możesz się chociaż na pięć minut zamknąć i sobą zająć?! – warknął do
tyłu. – Ojciec jest zajęty prowadzeniem samochodu!
- Weź wyluzuj, Dei. On mnie woła
nie ciebie, także tego. Stul się – powiedział apatycznie, zmieniając bieg. Naoki
był na tyle przyzwyczajony do tej awersji wujka, że co najwyżej zaśmiałby się z
jego wybuchów. – Co chciałeś, Naoś?
- Ziapytać, jak robią świnki.
- Tak jak wujek, gdy się po
pijaku śmieje – odpowiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Nie prawda! Łżesz jak pies,
Akasuna! Ja się tak nie śmieje!
- Ależ oczywiście… „Chrum-chrum”.
– Deidara zmierzył go złym wzrokiem.
- Wujek po pijaku zamienia się w
sinkę! – podsumował wesoło Naoki, a Sasori na to parsknął śmiechem.
- Schlanie się jak świnia w
twoim przypadku nabiera nowego znaczenia – dodał, nie szczędząc na przyjacielu
słów. Deidara założył ręce i ogłosił w ten sposób karę milczenia. – No nie
obrażaj się, blondyneczko – mruknął do niego słodko. – Chyba wujek się na nas
obraził… Naoś może coś nam zaśpiewasz?
- Nie!
- TAAAK! – zawołał radośnie
Naoki.
Na
szczęście Deidary, Sasori zainterweniował i odciągnął Naokiego od tego pomysłu.
Nie musiał długo go przekonywać, bo mały wiedział, że to ma być żart, aby
rozzłościć wujka. Potem już wrócił do zabawy, a wujek nie narzekał tylko znosił
to w milczeniu. Nie wiedział co stracił, ta zabawa była naprawdę fajna!
- A co robi krowa?
- Krówki muczą „muuu” –
odpowiedział na pytanie syna. Zerknął na Deidarę, który uśmiechał się do
siebie. – Co cię tak bawi? jeśli można wiedzieć.
- Nic… Przypomniała mi się nasza
wspólna koleżanka – mruknął rozbawiony. Ach ta siła skojarzeń. Sasori
zastanowił się chwilę o kogo mogło mu
chodzić i prawie od razu ogarnął.
- Mówisz o Ushi? – dopytał z
uśmiechem.
- Taa, móóóóóówię… – Parsknął
śmiechem. Właściwie to zawsze Hidan się nabijał z jej „krówkowego” imienia, oni
nie musieli robić tego publicznie. Nawet nie chcieli, dziewczyna była za miła,
aby jej dokuczać. Ale powspominać zawsze było fajnie.
Po
chwili zastał ich korek. Być może na końcu był jakiś wypadek, nigdy nic nie
wiadomo. Póki co, nie widać było końca. Do Sasoriego ponownie napisał ktoś
sms’a i nawet miał okazje, aby od razu odpisać. Hm, Matsuri już popytała ludzi
o plany na nadchodzący weekend i od razu zapewniła, że Naoki może wbijać na
sobotnie nocowanie. W sumie to się cieszył, potrzebny był mu teraz święty
spokój. Odpisał jedynie „Ok”, krótko, zwięźle i na temat. W chwili gdy odkładał
telefon, zadzwoniła Kaoru. Odebrał dociskając telefon ramieniem do ucha.
- No, słucham? – Deidara
wykorzystywał te chwilę na bawienie się GPS’em.
- Saso, skarbie, gdzie jesteś?
Czekam na ciebie pod drzwiami mieszkania…
- Nie mówiłem ci? Odwożę Deidarę
do domu starców.
- Domu starców? Raczej jeszcze
się nie łapie wiekiem.
- Nie… – Zaśmiał się. – Ja
pierdolę... On odwiedza swojego dziadka. No, a potem jadę do Hidana. dzisiaj
się raczej nie spotkamy.
- Przecież obiecałeś mi, że
pójdziemy do tego teatru…
- Kurwa… - Całkowicie sobie o
tym zapomniał.
- Sasori…
- Słuchaj wynagrodzę ci to kiedy
tylko zechcesz i jak tylko zechcesz – próbował jakoś zrekompensować jej to, jak
bardzo spartolił robotę. – Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałem.
- W porządku. W przyszłą sobotę
jest impreza akademicka, pójdziemy tam. – Westchnął ciężko. W sobotę? Kiedy już
sobie to wszystko zaplanował…? – Obiecałeś – wypomniała mu srogo.
- W porządku…
- A masz może gdzieś ukryte
klucze, bo chyba zostawiłam u ciebie lokówkę…
- Uhum… Jest nad framugą drzwi.
Kończę już, pa. – Rozłączył się. – Ja pierdolę, te baby to tylko mieszają w
życiu…
- Wow – mruknął Deidara. –
słyszeć takie brutalne słowa od ciebie na temat WŁASNEJ dziewczyny, to
rzadkość.
- Przesadzasz. Często narzekałem
na swoje dziewczyny.
- Taa, ale dopiero, jak z tobą
zerwały – wypomniał z ironią. Sasori się na to skrzywił, no kurde niestety miał
racje. No jego wina, że tak bardzo szanuje swoje dziewczyny? Nie ważne, że one
jego już nie bardzo. – A co się stało?
Powiedział
mu o swoich weekendowych planach, które szlag trafił. Cóż, już wyczuwał kolejny
problem z tą dziewczyną. Przecież gdyby go ciągle wyciągała na jakieś randki,
to on nie zdałby tych egzaminów i nie skończył studiów. Idiota, powinien być
bardziej asertywny, niczego się jeszcze nie nauczył. Deidara idealnie radził
sobie z Tayuyą! Sasori parsknął śmiechem. Taa, tak idealnie sobie z nią radził,
że już rozmawiali o swoich przyszłych dzieciach.
- Zamknij się – burknął, a wtedy
rozbrzmiał telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Tay.
- Powiedz jej, że gadamy o waszych
przyszłych dzieciach – mruknął z zadowoleniem Saso. Zerknął na tylne lusterko,
na pogrążonego w głębokim śnie synka i uśmiechnął się do siebie.
- Zawryj dupę – warknął do niego
i odebrał telefon. – No hej, co tam?
- Deidara, o której tak będziesz
w domu? Przejdziemy się do nowo otwartej knajpki, dzisiaj jest okazja i
wszystko o pięćdziesiąt procent tańsze. Wiesz drinki, piwo…
- Kurczę, Tay… Sorry, ale
umówiłem się z Saso, że wracając skoczymy sobie jeszcze do Hidana – Sasori
zerknął na niego z dezaprobatą. Same wymówki. Jak on może wymyślać je tak na
poczekaniu…? - Umówimy się kiedy
indziej.
- Ehhh… No dobra…
- Za trzysta metrów skręć w
prawo – rozbrzmiał nagle kobiecy głos z urządzenia nakierowującego kierowcę.
- Kto to był?! – zawołała
Tayuya, aż nawet Sasori ją usłyszał.
- Nikt…
- Masz mnie za idiotkę?!
Wyraźnie słyszałam kobiecy głos! Z kim tam jesteś?
- No z Saso i jego smarkiem. A
ten głos to… - Zaśmiał się beztrosko.
- Nie za dobrze ci tam? Jak tak
chcesz się bawić, to nie pozostanę dłużna! – zagroziła.
- Wyluzuj, ta laska to GPS –
wytłumaczył, a w telefonie zapadła chwila ciszy.
- A-Aha… - bąknęła zawstydzona.
– Tym razem masz szczęście!
- Wiem – odrzekł. – No to
zdzwonimy się jutro, cześć. – Nawet nie czekał na odpowiedź, tylko się
rozłączył. – Widzisz? Tak się unika niechcianych spotkań. Nauczyłbyś się w
końcu.
Niby
go pouczał, ale Sasori miał powód, aby nie chcieć się spotkać. Jaki powód miał
Deidara? Po ostatniej akcji z „kocham cię” po prostu trochę się obawiał z nią
spotykać. Wszystko prowadziło do jednego – stworzenia rodziny. Zaczynał sądzić,
że Tayuya nie jest odpowiednia dla niego, albo on dla niej. Jak kto woli. W każdym
razie najwidoczniej oczekiwali od siebie całkiem różnych rzeczy. Nie widać było
szans na to, że im wyjdzie. Saso jednak uważał, że on zwyczajnie przesadza.
- Ty się po prostu boisz
zakochać.
- Ja? – oburzył się Deidara. –
Żeś wymyślił… Po prostu nie chcę rodziny. Gdyby na to nie naciskała, to bym
odpowiedział na jej wyznanie coś w stylu „ja ciebie też kocham” czy coś...
- A co jej odpowiedziałeś? –
zaciekawił się Sasori.
- No… Podziękowałem…
Sasori
spojrzał na przyjaciela z politowaniem, ale nijak tego nie skomentował. To
przecież Deidara, cały on. Po prostu po chwili zmienili temat na jakiś
luźniejszy. Niedługo mieli jechać na wyprawę nad jezioro, na biwak. Dei dopytał
kumpla czy zabiera w końcu Miyuki, ale zaprzeczył. Po pierwsze skoro to męski
wypad, to niech będzie męski do końca, a po drugie, to jej obecny chłopak na
pewno by się nie zgodził na taki wypad z tyloma facetami. Deidara dopiero co
dowiedział się, że niania ma faceta. Zdziwił się.
Tymczasem
Yosuke okupował kuchnię w swoim domu. Yoko kilka dni temu wróciła ze szpitala
wraz z nowo narodzoną córeczką, jednak poród odbywał się poprzez cesarskie
cięcie. Dlatego jako dobry mąż wziął sobie długi urlop, by przejąć jej
obowiązki w domu, zajmować się Takedą oraz małą Layą. No i co najważniejsze, na
jakiś czas przyjechała jego mama… Właściwie to jedyny i najstraszniejszy powód.
Mama to zupełne przeciwieństwo taty… Strasznie surowa i wymagająca wobec swoich
dzieci, jednak chyba bardziej przejebane ma z nią Miyuki.
Takeda
siedział przy stole i rysował jakieś rysunki, wykorzystując kredki od babci, a
jego super tata gotował obiadek. Yoko niestety przebywała w towarzystwie
teściowej, co szczerze jej się nie podobało. Matka Yosuke strasznie się
rządziła w jej domu. Zawsze tak było i tym razem nie było ustępstwa od normy.
Rozumiała, że jest babcią i chce się nacieszyć wnuczką, ale przesadzała.
Teściowa chodziła z wnuczką na rękach i chciała samodzielnie ją uspokajać,
mimo, że Laya jednoznacznie wyrażała chęć pójścia do mamy. To uspokajanie nawet
jej wychodziło, ale chciała mieć córeczkę przy sobie, do cholery! Aktualnie nie
mogła wstać z łóżka i odebrać swojej dziewczynki, a nawoływania nijak nie
skutkowały.
- Mamo daj mi Laye… - poprosiła
kolejny raz wyciągając po dziecko ręce. – pewnie jest już głodna.
- Karmisz ją piersią? – zapytała
oburzona. – Wiesz, jakie to niesie ze sobą skutki?
- Wybacz mamo, ale nie obchodzi
mnie to. Takede karmiłam piersią i Layę też będę – powiedziała stanowczo. – Daj
mi ją.
- Nie płacze, nie jest głodna. –
Kobieta wzruszyła ramionami nadal spacerując z wnuczką w pokoju. Yoko myślała,
że zaraz rozniesie tę kobietę, przy niej… Och, gdyby z nią mieszkała, to pewnie
dziecko by miało problem z odgadnięciem kto jest jego mamą.
W
tej chwili akurat Yosuke wszedł do pokoju z tacą z obiadem dla swojej żony. Ten
widok robił wrażenie, mąż zawsze wspaniale gotował, ale bardzo rzadko to robił.
Taki plus goszczenia tu tej kobiety.
- Karmisz żonę mięsem?
Powinieneś tu cały talerz zapełnić sałatkami – oceniła matka mężczyzny. – Spójrz
jak ona wygląda. – Wskazała machnięciem ręki na Yoko. Żyłka na skroni młodej
matki zapulsowała groźnie.
- Widzę. Cudownie, nieprawdaż? –
mruknął całując żonę w czoło. – Dobrze, że jej nie widziałaś miesiąc temu,
wtedy to wyglądała… - Pocałował jej dłoń, zaciskając ją czule.
- Yosuke! - zawołała
ostrzegawczo.
- Zupełnie jakby miały mi się
urodzić bliźniaki. – Zaśmiał się lekko, a Yoko miażdżyła go wzrokiem. – Miałem
takiego prywatnego wieloryba. – Tym razem przesadził, a Yoko zaczęła wbijać mu
ostro paznokcie w ręce. Wtedy doszło do niego, że przesadził. Odchrząknął. –
Mamo, zejdź do jadalni. Obiad na stole.
- Już, już… mogę wziąć ze sobą
Layę?
- Oczywiście…
- Nie – wtrąciła Yoko stanowczym
tonem.
- Że nie – poprawił się Yosuke.
– Oddaj mi moją księżniczkę. – Nawet nie baczył na protesty matki tylko ją
zabrał. – Idź do Takedy, narysował coś dla ciebie.
Na szczęście zgodziła się i wyszła.
Swoje wnuki uwielbiała nad życie i niczego im nie mogła odmówić. Yoko
wyciągnęła ręce po córkę, a Yosuke natychmiast spełnił jej nieme żądanie. Jak
dobrze, że aby on jej niczego nie utrudniał. Patrzyła z uśmiechem na śpiące
dziecko, warto było przetrwać ten porodowy ból.
- Nienawidzę twojej matki –
powiedziała, gdy po uprzednim ułożeniu małej obok siebie na łóżku, zaczęła jeść
swój obiad. – Trzymaj ją tam na dole jak najdłużej. Kiedy jest tutaj to tylko
mnie krytykuje i w ogóle nie dopuszcza do dziecka.
- Będę wiedział, co czujesz w
przyszłym tygodniu, kiedy wpadną twoi starzy…
- Akurat moi rodzice… - Nie
dokończyła, bo ten parsknął śmiechem. Skrzywiła się. – Wiesz co? Zjeżdżaj stąd!
- Okej, kocham cię. – Wstał z
łóżka i nachylił się do niej jeszcze, by dać buziaka w policzek.
- Ja ciebie też. – Taa, w głębi
duszy wiedziała, że zarówno on, jak i ona nie trafili sobie z teściami. Chociaż
tata Yosuke był bardzo w porządku, jako jedyny z tej zgrai.
Yosuke wyszedł z pokoju,
zamykając delikatnie drzwi. Schodząc po schodach usłyszał swoją siostrę… Normalnie
by się ucieszył, ale nie gdy jest z nią matka. Zawsze się na nią wydzierała, co
by nie zrobiła, a potem Miyuki chodziła taka zdołowana. W przedpokoju już usłyszał odbywającą się pomiędzy nimi
rozmowę, coś o niezdarności jego siostry. Zaciekawiony poszedł w głąb jadalni,
a wtedy zobaczył na całym ramieniu Miyuki opaskę uciskową. Przeraził się.
- Miyuki! – zawołał, a ona aż
skoczyła przestraszona i odwróciła się w jego stronę. – Co ci się stało! Kto ci
to zrobił?! Wpierniczę mu! I nawet go nie broń! Mów natychmiast!
- Yosuke, pół tonu ciszej –
upomniała go matka. – Twój wrzask nie sprawi, że siostra odpowie szybciej –
pouczyła syna.
- No bo… Widzisz… To taka…
śmieszna historia – zakłopotała się.
- Miyuki nie marnuj czasu innych
ludzi na swoje przerywniki – wtrąciła jej matka. Miyuki poprzez jej ton jeszcze
bardziej zamknęła się w sobie. – Twoja siostra prawie wpadła pod koła jakiegoś
samochodu, jej przyjaciel jej pomógł, ale szarpnął ją tak mocno, że naciągnął
jej jakiś mięsień – wytłumaczyła za nią kobieta.
- I mówisz to z takim spokojem?!
Miyuki jaki to był samochód?
- Nie wiem, ale to nie ważne…
Bo… bo to była moja wina… - Matka na słowa córki prychnęła wyniośle.
- Nie potrafisz patrzeć? Po co
masz oczy? Tak ci się spieszy na drugą stronę? Może się trochę ogarniesz
dziewczyno, nie masz już pięciu lat. Nikt nie będzie się ciągle o ciebie
troszczył czy rozwiązywał za ciebie problemów.
- Mamo, przestań na nią krzyczeć
– postawił się Yosuke.
- Cisza. Ty masz swoją rodzinę,
nie będziesz się dodatkowo zajmował siostrą. Ona ma swoje życie. – W tym
momencie zwróciła się do Miyuki. – Gdybyś nie zniszczyła swojego związku z
Banrim, to by się inaczej skończyło. – Mi przewróciła oczami. Dalej miała do
niej o to żal, bo nie spotykała się z synem jej przyjaciół.
- O tak – sarknął Yosuke. – Wtedy
twoja córka skończyłaby pod kołami samochodu. Zresztą nie dociera do ciebie, że
to ten Mop wszystko zniszczył?
- Yosuke przestań – wtrąciła
Miyuki. – Pójdę na chwilę do Yoko…
- Mogę iść z tobą, ciociu? –
zapytał Takeda, a Miyuki przytaknęła głową i wyciągnęła do niego rękę.
Yosuke spojrzał karcąco na
matkę, kiedy ci już byli na górze. Się uczepiła tej Miyuki… I wszystko się
zaczęło od tego, że dziewczyna wybrała, że chce mieszkać na stałe z tatą, a nie
z matką. Potem niby tym spotykaniem się z Banrim naprawiła ich relacje, ale
potem ponownie wszystko wróciło na poprzednie miejsce. Mogłaby się zachowywać
bardziej jak matka.
- Jak chcesz jeszcze tutaj
zostawać to lepiej bądź miła. Nie wrzeszcz na moją siostrę i nie denerwuj mi
żony, ona wie co dla jej dziecka najlepsze, więc nie pouczaj jej.
- Twoja siostra jest moją córką i mam prawo na nią krzyczeć, gdy
sprawia problemy.
- Nie sprawia żadnych problemów,
mamo. Zamykam temat – zakończył, zbierając wraz z nią talerze ze stołu.
Będąc
już po dosyć długim czasie w domu starców, zajrzeli wspólnie do dziadka
Deidary, a Naokiemu niebywale spodobało się to miejsce. Już od pół godziny
Sasori mu mówił, że mogą już iść do wesołego miasteczka, a ten tylko „zaraz,
zaraz”. Powinien tu wysłać swoją babcię, może wtedy częściej by ją odwiedzał.
No, ale Chiyo zapewne by chciała ten sam dom starców co ma jej brat. Siedzieli
w takim jakby salonie, gdzie było mnóstwo staruszków. Jednak tym razem to nie
telewizor skupiał ich uwagę, a mały chłopczyk. Naoki uwielbiał takie chwile, kiedy
był w centrum zainteresowania, a ci pomarszczeni goście byli tacy fajni. Trochę
przerażający wygląd, ale w głębi duszy strasznie śmieszni.
- Deidara, a dlaczego ty nie
masz dzieci? – zapytał dziadek Onoki, patrząc z zazdrością na dziecko, które
nie było jego wnukiem. Jak tylko go zobaczył, to miał taką nadzieje, że jednak…
Ale Dei brutalnie go sprowadził na ziemię, śmiejąc się do rozpuku.
- Bo nie lubię – odpowiedział,
wzruszając ramionami.
- A może to ciebie kobiety nie
lubią? – zgadywał złośliwie.
- Nie narzekam, dziadku. Mam
dziewczynę – odparł. Sasori stał obok Deidary i ciągle tylko zerkał na syna, by
nie stracić go z oczu czy, aby nie zrobił czegoś niestosownego.
- Coś z tobą musi być nie tak.
Myślałem, że chodzi o twój wygląd, ale masz dziewczynę…
- Dziadek, nie myśl tyle, bo się
zmęczysz.
- Twój przyjaciel jest rudy, a
ma dziecko. – Sasori momentalnie powrócił wzrokiem do rozmówcy. Oburzył się, to
że rudy nie oznaczał jeszcze, że był jakimś impotentem!
- Powinieneś powiedzieć „Twój
przyjaciel ma dziecko, bo jest rudy.” – poprawił z uśmiechem.
- Przypominam, że ten przyjaciel
odwozi cię do domu – odgryzł się Sasori.
W
ten czas do pokoju weszła jedna pielęgniarka z lekarstwami dla staruszków.
Miała jakieś trzydzieści lat na karku i czym oddychać, a każdy staruszek bardzo
cenił ten atut. Do Saso podbiegł Naoki, kładąc się na kolanach taty. Deidara
podał dziadkowi szklankę z piciem do ust, gdyż temu tak mocno trzęsły się ręce.
- Zimno ci, że się tak
trzęsiesz? – zapytał głupio.
- Ludzie w podeszłym wieku…
- Kurwa, Saso, wiem. To był
sarkazm! – obruszył się Deidara. Traktował go, jak idiotę. – Trzęsące się ręce
to nawet fajna sprawa.
- Co w tym fajnego? – bąknął
dziadek. – Muszą ci pomagać w prostych czynnościach. Nie możesz się podpisać,
rysować… Samodzielnie sobie wypić.
- Ale jak łatwo sobie możesz
zrobić sobie dobrze. – Douhito zaśmiał się cicho. Ta jego beztroska czasem
imponowała Saso. – Nawet podczas sikania pewnie dochodzisz. Popatrz na to z tej
strony.
Naoki
nie rozumiał o co chodzi i chciał się dowiedzieć, ale wraz z zadawaniem pytań,
Sasori natychmiast zarządził powrót. Jednak na wesołe miasteczko było już za
późno… No w każdym razie Naoki miał wybrać, albo wesołe miasteczko albo wizyta
u wujka Hidana. Miał nadzieje, że wybierze to pierwsze, ale wybrał to drugie.
- No, to spadamy – zarządził
Deidara, skoro była okazja do wyrwania się z tej „przedkostnicy”. – Zadzwonię
do ciebie kiedyś, dziadku – skłamał, bo po co miał dzwonić.
- To będę siedział przy
telefonie i udawał, że mnie to obchodzi.
- Pasuje.
Sasori
kazał jeszcze Naokiemu się pożegnać ze wszystkimi, a potem już mogli opuścić
budynek. W pierwszej kolejności miał odwieźć Deidarę, ale ten okazał wielką
aprobatę na wizytę u Hidana. Zresztą powiedział Tayuyi, że jedzie z nim do
Hidana, a nie wypadało kłamać. Naokiemu się to w ogóle nie podobało, sam chciał
pojechać do wujka… Znaczy nie sam-sam tylko sam z tatą. Z wujkiem będzie
głupio, bo wujek Dei za duże halo robi wokół siebie i ściąga tym na siebie
uwagę i wujka Hidana i taty!
- Czemu musimy jechać z wujkiem
Deiem… - Naoki od razu zaczął marudzić, gdy tata zapinał go w foteliku.
- Masz jakiś problem, kurduplu?
– mruknął zaczepnie blondyn, zapinając pasy.
- Tato! Wujek mnie przeziwa! –
naskarżył chłopiec.
- Słyszałem, lepiej by trzymał
język za zębami, bo zadzwonimy do cioci Tayuyi – mruknął melodyjnie, jak małe
dziecko. Deidara natychmiast się skrzywił, bez wątpienia by go wydał. Wystarczy
spojrzeć na te włosy.
- I powiemy, zie wujek kocha
ciocię i chcie mieć z nią dzieci! – Rozbawiony Naoki wyszczerzył się, Sasoriego
również to bawiło, a jednocześnie był pod wrażeniem, jak chłopiec ogarnął to
pociąganie za sznurki w sprawie Deidary.
- Tyko spróbuj gnojku, a…!
- A co mu zrobisz?! –
zainterweniował Sasori, przerywając na moment zapinanie dziecka. Dei zmarszczy
czoło, przy takiej ostrej reakcji to raczej na pewno przegiął w swoich słownych
wywodach.
- Teraz psijdzie po mnie
pedofil? – wtrącił z pytaniem Naoki.
- Co…?
- Wujek mówi, zie…
- Nao! – zawołał Deidara,
chłopca ucieszyło, że wujek się do niego zwrócił po imieniu. Spojrzał na niego
wyczekująco. – Zamknij ryj.
- Deidara! – upomniał Saso.
- Siam ziamknij RRRyj – chłopiec położył nacisk na ostatnie słowo, aby
dobrze je wypowiedzieć.
- Naoki! Jeszcze raz usłyszę, że
się tak wyrażasz, to odczujesz konsekwencje. – Lolejne upomnienie taty. – Mam
was dość! Uspokójcie się inaczej wracacie prosto do domu! Oboje! – warknął
trzaskając tylnymi drzwiami, a sądził że ta pierwsza podróż była najgorsza…
- Widzisz? Wszystko twoja wina –
nadąsał się Dei, nim Sasori wsiadł do samochodu.
- Twoja. – Odpyskowywać mu
będzie, co za gówniane dziecko!
- Twoja. – Dziecko czy nie, nie
pozwoli mu wygrać!
- Twoja.
- Twoja. – Na skroni starszego
Akasuny już zaczęła pulsować żyłka.
- Twoja.
- Twoja.
- ARGH! Zamknijcie się oboje! –
warknął Sasori, ich gadanie wybijało go z rytmu jazdy.
- To on ziacina! – naskarżył
Naoki.
- Hej, hej! Jaki on?! Nie
jesteśmy kolegami…!
- Cisza! Zagramy w grę. Ten,
który się pierwszy odezwie, tego nie lubię. Start!
Ogłosił rozpoczęcie zabawy, nim
zdążyli się wycofać. Jednak… Najważniejsze było, że zapadła cisza…! Raj dla
uszu po prostu. Uczestnicy twardo milczeli, dobrze, że zależało im na jego
sympatii. Obydwoje w sumie… A nie, niech walczą!
Dzisiejsza
impreza w nowo otwartym klubie zaczęła się naprawdę nieźle, ludzie byli bardzo
fajni i skłonni do zabaw na parkiecie i ze znanymi sobie osobami, jak i obcymi.
Miyuki bawiła się tutaj ze swoim chłopakiem, Keichiro. Jak to zwykle bywa,
największe branie miała wtedy, kiedy była już zajęta. Już trzeci koleś podszedł
do stolika, przy którym siedziała i ją podrywał. Keichiro w tym czasie był w
łazience, ale i tak się denerwowała, że ją zobaczy. Okazało się, że jest
strasznym zazdrośnikiem.
- Ok, przepraszam, że ci
przerwę, ale ja mam chłopaka. - Chciała się tylko pozbyć gościa, aby nie mieć
przez niego kolejnej awantury. – Nie trać czasu.
- Ale mi w ogóle to nie
przeszkadza. – Wyszczerzył się zadziornie.
- Jego też zamierzasz podrywać?
– zapytała rozbawiona.
- Widzę, że nie jesteś łatwa.
- Jest zajęta. Spieprzaj –
syknął stojący za nim Keichiro. Chłopak skrzywił się nieco, ale posłusznie opuści
ów stolik. Taka szkoda, taka laska, ale taki niesympatyczny koleś.
Miyuki
spojrzała ciepło na swojego chłopaka, ale on ani trochę nie był zadowolony.
Wyganiał zimnym wzrokiem poprzednika, pilnując aby się nawet nie odwrócił.
Następnie zwrócił wzrok twardo na Miyuki, aż się pod jego wpływem wzdrygnęła i
spuściła wzrok na kolana. Keichiro usiadł obok niej i w jednej chwili szarpnął
mocno za ramię, zmuszając, aby na niego spojrzała. Jęknęła boleśnie.
- Jesteś ze mną, więc po chuj
flirtujesz z innymi? – syknął.
- Nie flirtuję… Sami podszedł i
nie dawał się spławić…
- Tak trudno jest powiedzieć, że
jesteś zajęta? Ledwo się obrócę, a ty już szukasz kogo możesz poderwać? –
warknął, zaciskając palce na jej przedramieniu. Bez wątpienia będzie miała
siniaki.
- Puść mnie, to boli –
poprosiła, nawet nie zważając na ton w jaki się do niej zwracał. – Nie szukam
nikogo innego, uwierz mi.
- Mam taką nadzieje. – W końcu
udało jej się uwolnić z jego uścisku. – Jeszcze jeden taki numer, a nie ręczę
za siebie.
- Słucham? – Aż uniosła z
zdezorientowania brew. – Grozisz mi?
- Ostrzegam – sprecyzował, a
Miyuki zaczęła się zastanawiać z kim ona się w ogóle zadała. – jesteś chyba
moją dziewczyną, więc nie chcę, aby jacyś inni kolesie się koło ciebie kręcili.
- Nie chcę być traktowana, jak
własność…
- Obawiam się, że nie masz wyjścia.
Uśmiechnął
się wypowiadając to zdanie, ale… Nie, no co to było w ogóle? Dopiero co zaczęli
ze sobą na poważnie, a ten już nie ma do niej zaufania? Nie podobała jej się ta
strona Keichiro, choć pewnie to przez ten alkohol. Nagle straciła całą
przyjemność z tej imprezy, chciała już tylko wracać do domu. Wtem chłopak
wyczuł bijące z niej rozgoryczenie owym wieczorem i postanowił to zmienić, wpił
się zachłannie w jej wargi, przez co była lekko zaskoczona, ale nie oponowała.
Do czasu, gdy nie zaczął pocierać wymownie ręką jej udo. Zatrzymała go w
chwili, gdy zbliżał się w okolice jej intymności. Jakoś ją to zachowanie
oburzyło, w końcu to miejsce publiczne.
- Keichiro, może pohamujesz
swoje rządze? – zapytała retorycznie, odrzucając jego zaloty. Wstała z krzesła,
ale ten ją zatrzymał.
- Dokąd…? – zapytał
podejrzliwie.
- Do łazienki.
Dopiero
po tym komunikacie ją puścił, ale do samego wyjścia do przedsionka, czuła jak
na nią patrzył. To było bardzo niewygodne, czuła się przez niego osaczona.
Weszła do damskiej toalety, a był w niej lekki tłok. Wszystkie kabiny były
chwilowo zajęte, a przy każdej czekały jeszcze jakieś panienki. W lokalu
podawali naprawdę moczopędne drinki. Miyuki stanęła sobie pod ścianą w kolejce,
nie zwracając uwagi na inne towarzystwo, ale za to jedna z dziewczyn zwróciła
na nią uwagę.
- Hm, ja cię skądś znam –
zawołała w jej stronę różowowłosa dziewczyna. – Ale skąd…? Może ty mnie znasz,
jestem Tayuya. – Z uśmiechem na ustach uścisnęła jej dłoń.
- Miyuki. Niestety… Pierwszy raz
cię na oczy widzę… - Tayuya przerwała jej wypowiedź klaśnięciem w dłoń.
- Wiem! Mamusia Naokiego!
- Hę…?
- No, synka Sasoriego Akasuny.
Mylę się?
- Chyba… Chyba tak. Nie jestem
jego mamą tylko nianią… - wytłumaczyła.
- No tak. – Tayuya plasnęła się
dłonią w czoło. – Wybacz, najwyraźniej za dużo wypiłam i mi się wszystko
popieprzyło.
- Nie szkodzi, a skąd mnie
znasz? Chyba się nie spotkałyśmy…
- Prawda. Widziałam cię na
zdjęciach w jego mieszkaniu.
- Zdjęciach? – mruknęła
zdezorientowana.
- Taa, takie ładne zdjęcia.
Chyba zimowe. – Miyuki zamyśliła się chwilę. Och, to pewnie z wycieczki, ale
czemu jej ich nie dał? Musi się upomnieć. – Jesteś tu z Keichiro?
- Mhm, to mój chłopak. Znacie
się?
- Jakby, to znajomy z uczelni.
- Też studiujesz chemię? –
dopytała uprzejmie.
- Chemię? Nie, nie słoneczko,
psychologię. – Zmarszczyła brwi na ten komunikat. – Studiujemy psychologię,
tylko on jest chyba na czwartym roku. W każdym razie…
- Tayuya, tu jesteś… Och, Miyuki,
co za niespodzianka. – Kaoru uśmiechnęła się sztucznie. – Jakoś nigdy mi nie
pasowały do ciebie imprezy.
- Czasem się na nich jednak
pojawiam. Pójdę już, miłej zabawy. - Dziewczyna zwróciła gównie słowa do Tay, a
następnie poszła do kabiny w łazience.
Podczas
jej pobytu tam, zaczęła myśleć nad sensowną wymówką, aby wracać już do domu.
Nie miała ochoty się bawić, tym bardziej wiedząc, że Kaoru też tam była. W
sumie to dlaczego była tutaj, a nie z Sasorim? Zastanawiające. Wtem w jej
torebce rozbrzmiał telefon komórkowy, a na wyświetlaczu widniało oznaczenie jej
brata, Yosuke. Zganiła się w myślach, idiotka z niej, to oczywiste, że ON by
nie dzwonił. Dlaczego by miał?
Odebrała telefon i wyszła w głąb
łazienki. Standardowo pierwsze pytania typu gdzie jesteś, co robicie, o której
wrócisz… Potem przeszedł do rzeczy, mianowicie nie wiedział, gdzie w domu jest
suszarka na pieluchy. Tata też nie wiedział. Westchnęła cicho. Mężczyźni.
- Powinna być w piwnicy –
stwierdziła. – Na pewno tam jest… A szukałeś dokładnie? – Co za facet, nie ma
to nie ma, ale jak sama by poszła tam sprawdzać, to by się znalazło. – Yosuke,
zejdź tam i poszukaj jeszcze raz… Cholera! To poczekaj, aż wrócę! – Żyłka na
jej skroni zapulsowała. – Za niedługo będę. Pa – westchnęła dla uspokojenia.
- Problemy? – mruknęła Kaoru,
dołączając do niej przed lustrem.
- Nie… Taka tam, pogawędka z
bratem. Nie jesteś z Sasorim w teatrze? – Kaoru zagryzła wargi. – No nie,
wystawił cię? – wewnętrznie cholernie się z tego cieszyła.
- To nic – odparła, robiąc dobrą
minę do złej gry. – A jak ci idzie szukanie pracy?
- Czego…?
- No pracy, przecież od
przyszłego miesiąca Sasori ma zamiar cię zwolnić – powiadomiła, poprawiając
sobie włosy. Zaniemówiła, no bo, jak to? Nic jej o tym nie wiadomo. – Po twojej
minie widzę, że nic ci jeszcze nie powiedział.
- Dlaczego by miał mnie zwolnić?
- Teraz, kiedy skończy studia,
pozostanie mu jedynie praca. W czasie której ja się zajmę Naosiem.
- Ty? – prychnęła, przecież
Naoki jej nawet nie lubił.
- Tak, ja. – Wyciągnęła z torebki
metalowy przedmiocik. – Wprowadzam się do niego, nawet dał mi już klucze od
mieszkania – pochwaliła się, machając jej kluczykiem przed nosem. Miyuki
zagryzła wargi ze złości, już są na tym etapie związku…
- Gratuluje…
- Miyuki – zawołała ją jeszcze.
– Nie mów mu, proszę, że się wygadałam, powie ci w swoim czasie.
Skinęła
głową na zgodę i wyszła. Co za beznadziejny dzień… Chyba na serio musiała
poszukać innej pracy, ale póki co musiała znaleźć Keichiro. To nie zajęło wiele
czasu, siedział sobie przy barze z jakimiś kolesiami, w jednym z nich
rozpoznała chłopaka, który całkiem niedawno ją podrywał. W jednej chwili cała
sytuacja odwróciła się ze spokojnej w bardziej dynamiczną. Keichiro rzucił się
na tamtego chłopaka z pięściami. Miyuki natychmiast postanowiła zareagować.
- Hej, hej! Przestańcie!
Keichiro, zostaw go! – zawołała i starała się go odciągnąć, ale to nie było
dobre rozwiązanie, bo chłopak, aby się wyrwać, mocno uderzył ją łokciem w
żebro. Zatoczyła się lekko do tyłu, a przed upadkiem przytrzymała ją Tayuya.
- Nic ci nie jest? – zapytała,
odciągając ją w tył. Ten debil nawet się nie zainteresował swoją dziewczyną.
- Nie, w porządku –
odpowiedziała z grymasem. Żebro ją cholernie bolało. – Pójdę już…
- Odprowadzić cię?
Przekręciła
głową i sama wyszła z pomieszczenia. To było dla niej za dużo, spotykała się z
kolesiem, który ją bije, w dodatku szykowało jej się zwolnienie z pracy, a
Sasori miał zamieszkać z Kaoru. To ją chyba najbardziej bolało. Był szczęśliwy,
ale nie z nią, to takie niesprawiedliwe. Dlaczego ona nie trafia na mężczyzn
pokroju Saso?
- Czekaj! – zawołała Tayuya. –
Pójdę z tobą.
- Nie jesteś z Kaoru?
- Taa, ale… Cóż, obie uciekamy
od naszych dzisiejszych towarzyszy. – Zaśmiała się lekko. – Boli cię?
- Nie, to nic… możesz o tym nie
mówić Sasoriemu?
- Jasne… Właściwie to rzadko się z nim widuję, więc nie miałabym
okazji. Chyba, że mój chłopak by mu powtórzył… Taa, jemu też lepiej nie powiem.
- Twój chłopak czyli…?
- Deidara.
- Apsik! – Nagłe kichnięcie
blondyna przerwało panującą ciszę w samochodzie. Akurat dojeżdżali pod dom
Hidana i do tej pory nikt się słowem nie odezwał. To było takie wspaniałe.
Niebo zaczęło już ciemnieć, ale to nie wadziło im w planach.
- Na zdrowie.
- Dzięki – odrzekł i wyciągnął z
kieszeni chusteczki.
- HA! Odezwałeś się wujku! –
zawołał Naoki, triumfując wesoło. – Tata mnie lubi, a ciebie nie! – zawołał
śpiewnie. Sasori uśmiechnął się do siebie, ustawiając samochód koło domu,
parkując równolegle.
- Ta…! A kogo to obchodzi – prychnął dumnie, taa
jasne, jakby rzeczywiście miał to gdzieś to by nie trwał tak długo w zabawie. –
Mnie się nie da przestać lubić.
Sasori nic się nie odezwa, by
nie robić mu przykrości. Następnie zgasił silnik i udał się do tyłu odbezpieczyć
swojego syna. Wziął go na ręce w nagrodę za wygranie walki milczenia. Zamknął
za sobą drzwi i wraz z Deidarą udali się do domu Hidana. Miał taki wieki dom, a
mieszkał prawie sam, za dobrze chujowi. Zapukali do drzwi, ale przez długi czas
nikt się nie odezwał, więc musieli skorzystać z tej technologii jaką jest
domofon.
- Co? – Odzew nadszedł bardzo
szybko.
- Dobry wieczór, chcę pan
porozmawiać o Bogu? – odpowiedział pytaniem Deidara.
- Nie – burknął i się rozłączył,
co za gówno. Sasori spojrzał z politowaniem na Dei’a chciał się bawić to ma.
Ha, ha takie śmieszne.
No cóż, nie przejęli się tym
zbytnio i po prostu weszli sobie do mieszkania, on też sobie wchodzi do Saso
jak do siebie, a właściwie to całkiem niedawno zaczął to robić… Trzask drzwi i
ogólny hałas w przedpokoju zwabił zainteresowanego właściciela domu. Jeszcze mu
się te kociarze wkradają na chatę!
- Wujek, wujek, wujek! – zawołał
radośnie Naoki i pobiegł uściskać wujka.
- Nao buty... – burknął Sasori.
- Wyluzuj, Akasuna, u mnie nie
ma takiej spiny. Może sobie biegać w butach. Gosposia posprząta. – Wzruszył
ramionami. – A co wy tu robicie?
- Za długo do mnie nie
przychodziłeś. Miałem nadzieje, że znajdę cię martwego – uśmiechnął się
złośliwie. – Hm… Na dworze nie pada, w domu jest inaczej? – zapytał, patrząc na
Hidana.
- Noooo…
- Więc po cholerę ci ten kaptur?
– zapytał podejrzliwie.
- Bo fajnie wyglądam –
odpowiedział wyniośle, zakasując rękawy swojej fajnej, czarnej bluzy.
- Trochę jak debil wyglądasz –
odparł.
- Tato, nie mów tak do wujka –
zbeształ go Naoki. No trochę pod tym wpływem poczuł się głupio. – Wujku
pobawimy się? Proszę, proszę, proszę!
- Ej, co tu tak ciemno w ogóle?
– bąknął Deidara i bardziej podkręcił jasność. Hidan w jednej chwili odwrócił
się od towarzystwa, co ich zaciekawiło. – Hidan?
- Co?! – warknął.
- Zamieniłeś się w wampira? –
zapytał rozbawiony Deidara. – Zdejmij ten głupi kaptur, Edward!
- Kto…? – dopytał Sasori z
uniesioną brwią.
- Wampir ze „Zmierzchu”… Tayuya
chciała oglądać. – Ależ oczywiście, skoro ma się dziewczynę to można na nią
zwalić wszystkie niemęskie rzeczy, które się robi. – Zdejmuj ten kaptur,
brzydalu.
- Spierdalaj…! – Zaczęła się
szarpanina, Sasori w niej nie uczestniczył. Musiał pilnować, aby Naoki
przypadkiem nie zechciał się wtrącić. Deidara sobie sam dał nieźle radę. Bo
oczywiście zdjął mu ten głupi kaptur.
Po
ujawnieniu swojej twarzy to… Na pierwszy rzut oka nadal nie wiedzieli o co
chodzi, ale potem ogarnęli parsknęli gromkim śmiechem. Hidan miał całe okolice
lewego oka spuchnięte, póki co bez koloru, ale opuchlizna była ogromna. Miał
wypukłość nad okiem. Wyglądał obrzydliwie. Chciał dobrze, bo nie chciał
przychodzić do Saso, aby nie wystraszyć sobą Naokiego, ale wyszło jak zawsze.
Dlaczego jest karany za dobra uczynki…?
- Jesteś teraz zniekształcony –
mruknął z uśmiechem Deidara.
- Wujek wygląda, jak dzionniek z
nolle dame – dołączył Naoki, a z tego porównania zarówno Saso, jak i Dei się
zaśmiali. To mu wyszło, no i faktycznie tak wygląda.
- Dokładnie, jak mu to było…
Quasimodo – sprecyzował Sasori. – A co ci się w ogóle stało?
- No… Takie są skutki sparingów
– mruknął uderzając pięścią w otwartą dłoń – Szkoda, że nie widzieliście, jak
załatwiłem tamtego kolesia! - Tak się zawsze mówi, bez względu na ostateczny wynik.
- Yo! Hidan, sorry, że tak
późno, ale w aptece zobaczyłem taką zajebistą laskę, że… - Do pokoju wszedł
Yoshi i od razu przerwał ten monolog, widząc pozostałe twarze. – Ekhm… Siema
Saso, Naosiek!
- Wujek Yoshi! – zawołał
chłopiec, biegnąc do wujka, by przytulić i przybić piątkę.
- Kto to? – zapytał Deidara.
- To Yoshi, mój trener –
przedstawił go Hidan.
- Ale skąd Sasori go zna?
- Bo to brat tej, no, Noriko.
- To nie brat, tyko szwagier –
poprawił.
- Serio?! Jak dobrze, bo go
lubię. – A nie chciał lubić kogoś z tego szmateksu. No, widać, że nie jest z
nią spokrewniony. Wtedy podszedł do nich obgadywany mężczyzna z dzieckiem na
rękach. – Masz tą maść?
- Na ból d… - Ugryzł się w
język, przypominając sobie o Naokim. – mam.
- Um, Deidara. – Blondyn
wystawił mu rękę.
- Yoshi. – Uścisnął jego dłoń.
Dobrze, że się przedstawił pierwszy, bo już go brał za laskę Sasoriego. – Nieźle
przyjebał, co? – Mruknął podając Hidanowi tubkę z maścią.
- On? Podobno komuś to
zawdzięczamy…
- Taa, podłodze. – Zaśmiał się
lekko, a Hidan go uderzył w tył głowy. Nie musiał tego mówić.
Chłopaki
parsknęli śmiechem i chcieli znać szczegóły. Okazało się, że Hidan owszem, miał
się sparować, ale zaliczył mocną glebę, nim jeszcze zdołał wyjść na ring. Nie
wiadomo, dlaczego, ale nawet nie bronił się rękoma przed upadkiem tylko
wylądował tam jak kłoda.
- Mam nadzieję, że nie będziesz
miał wstrząśnienia mózgu…
- Wyluzuj, Yoshi, do tego
potrzebny jest mózg – nabijał się Deidara.
- Powiedział blondyn – sarknął
Hidan.
- Nie, poważnie mówię… Nie chcę
stracić takiego klienta, wiesz ile na tobie zarabiam – oznajmił to poważnie, a
po chwili uśmiechnął się złośliwie.
- Hidan się sprzedał – mruknął
pod nosem Dei. – Może Saso go sprawdzi?
- Mam wolne. – Wybrnął z tego
polecenia. Hidana raczej nic nie zabije.
Potem Yoshi musiał się już
zbierać do domu i pożegnał się ze wszystkimi, zapraszając do siebie kiedyś
Naokiego. Gdy wychodził, w drzwiach minął się z Itachim, który akurat miał
sprawę. Chyba nie trzeba mówić, kto z tej wizyty najbardziej był niezadowolony.
No, Hidanowi też się to nie uśmiechało. To jakaś zmowa chyba… Wszyscy go
odwiedzają w ten czas, gdy wolał ich unikać. Oczywiście nie ma nic przeciwko
obecności Naokiego.
- W sumie dobrze się składa, że
też tu jesteś, Deidara – zaczął Itachi. – Wam prośbę…
- Taki chuj! W życiu nie pomogę
jakiemuś komuś takiemu! – fuknął Douhito z oburzeniem. Itachi spoglądał na
niego bezwiednie.
- Na pewno? Chodzi o Sasuke.
- Mamy pomagać tej księżniczce?
– prychnął Hidan.
- Ależ skąd. Macie pomóc MI w
zemście na moim braciszku…
OD
AUTORKI
Dzisiaj
także jest lekki poślizg, ale nie powinniście być źli, to kilka godzin, a nie
dni ;) Także nie warto płakać nad rozlanym mlekiem ani nic brak notki to nie
brak internetu :P
Propos
notek i całego bloga to postaram się go skończyć do października, (obiecałam
przyjaciółce, która nie cierpi mnie, jako pisarki :P) a więc nie będzie żadnych
przerw, a nawet mogę je dodawać na jakieś święta, we will see ;)
Chociaż
nie wiem bo cały weekend będę bez pisania… odwiedzam Katowice :D życzcie mi
pełno jakiś debilnych gagów bym je mogła potem wykorzystać w opowiadaniu :P
A z
tej, no… fajnie mi się ją pisało XD Lubię pisać, jak Dei ma wkurw na Nao, a on
mu pyskuje xD
Pozdrowienia
dla Ushio xD ;* Nie gniewaj się za wspomnienie o Tobie XD
Pozdrawiam
i dziękuję wam wszystkim, tacyście fajni :3
SPOILER
- Tato, tato! Tatusiu! – zawołał Naoki
rozpaczliwie.
Sasori
dopiero, co wrócił z pracy, więc sądził, że dziecko się po prostu tak mocno
stęskniło. Objął go mocno do siebie i podniósł na ręce. Wtem zorientował się,
że chłopiec w dalszym ciągu wypłakuje mu się w ramię. Więc opcja, że tęsknił
raczej odpada.
- Naoki, co się stało…? – pocałował go
w skroń, próbując zahamować łkanie dziecka. – Przestań płakać tylko mi powiedz.
- Boli mnie ziąb! – wykrzyczał
zrozpaczony. Sasori wytrzeszczył oczy w przerażeniu.
- O nie… nie, nie, nie…! – wiedział co
to znaczy, dentysta! Nie mógł z nim iść do dentysty! Ten kto z nim tam pójdzie
będzie miał przesrane! Jemu osobiście wystarcza, że zostanie znienawidzony za
wysłanie go do szkoły. – Otwórz buzie, gdzie cię boli?
- Tam! – pokazał paluszkiem na miejsce
bólu, jednocześnie płacząc.
DATA
2014-11-30