24 maj 2014

ROZDZIAŁ 24.


Wpił się kolejny raz w miękkie, Malinowe wargi swojej dziewczyny. Wreszcie zdarzyła się dogodna chwila sam na sam, a ta para nie omieszkała tego nie wykorzystać. Yahiko rozchylał wargi Konan przy pomocy swoich, dodając tym francuskiego stylu. Naparł na ukochaną swoim ciepłym ciałem, przez co wolno ułożyła się na łóżku, była całkowicie mu podatna. Po prostu uwielbiała jego dominacje w łóżku, tą pomysłowość na uczynienie ich chwil jeszcze bardziej przyjemnymi. Yahiko zniżał się pocałunkami coraz niżej, stopniowo rozpinając guziki w jej koszuli. Ssał jej szyję coraz to bardziej wzmagając pożądanie swojej kochanki, a tym samym oznaczając ją malinką. Nic tak bardzo nie zdobi ciała kobiety. Po chwili począł całować jej dekolt, jednak stanik mu niebywale przeszkadzał. Wsunął rękę pod jej plecy i zaczął na ślepo szukać rozpięcia. Chyba jego czucie zaczyna zawodzić, a całowanie tego samego fragmentu ciała zaczęło irytować. Konan zachichotała cicho, dość długo tłumiła to w sobie.
- Z przodu mam rozpięcie – oświadczyła z uśmiechem. No niebywałe, tak się droczyć podczas stosunku.
- Teraz mi to mówisz? – burknął.
Napalenie rośnie z każdą sekundą, rośnie obawa, że erekcja nie wytrzyma i nastąpi jakiś przedwczesny wytrysk, a tej się zachciało droczyć. Dla kobiet stan uniesienia nie jest tak istotny, jak dla mężczyzn. Dlatego one potrafią bez tego żyć, potrafią odmówić tej cielesnej uciechy. To dopiero podlega pod paranoję.
Po chwilce Konan poczuła poluzowanie w obrębie jej klatki piersiowej. Uniosła się i skupiając uwagę partnera na swoich ustach, zdjęła z siebie do końca swoje górne ubrania. Objęła szyję chłopaka i pociągnęła go na siebie, trwał z nią w namiętnym pocałunku, a jego dłonie poczęły błądzić po jej ciele. Przedłużał te ustną pieszczotę byle jak najdłużej bawić się w dotyku jej cyckami. Był tylko facetem, takich się nie ocenia. Jednak Konan poczęła się niecierpliwić, Yahiko wspaniale całuje, ale ile można łaknąć garściami piersi, koniec tego dobrego. Powędrowała rękoma w kierunku jego krocza i nawet się nie zorientował, kiedy uwinęła się z paskiem, guzikiem i rozporkiem. Popchnęła chłopaka na plecy, a sama była na górze. Posłusznie zdjął z siebie spodnie, w czym dziewczyna mu pomagała, obsypując szyję pocałunkami. Bawiła się jego popędem zniżając się pocałunkami, a potem znowu przechodząc do góry. Swoimi paznokciami lekko drapała po jego torsie. Oboje stękali lekko w podnieceniu, a drobinki potu zaczęły się wytwarzać na ich ciałach. Konan była coraz to bliżej jego krocza, na co najbliższy kumpel faceta zaczął się uruchamiać. Uśmiechnęła się do siebie i chwyciła pewnie jego członka, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. O jakimś oporze oczywiście nie było mowy.
Włożyła penisa do buzi i zaczęła go przyjemnie ssać. Yahiko założył sobie ręce pod głowę i oddawał się tej uciesze niczym pan i władca. Niezaprzeczalnie było mu dobrze, nawet manifestował to swoimi jękami rozkoszy albo pochwałami.
- Mmm… Konan… jak dobrze… cholera, robisz to zajebiście…
- Ty cały jesteś zajebi…
- Ci, ci, cicho. Nie przerywaj.
Przewróciła oczami. Ma facet tupet by się z nią drażnić, kiedy majstruje mu przy ptaszku. Kiedy powoli czuł, że nadchodzi wytrysk, zakończyła te grę wstępną. Podniosła się na łóżko i uwodzicielsko zaczęła zdejmować z siebie spodnie, na co zamruczał instynktownie. Widok swojej kobiety w samej bieliźnie niezwykle go podniecał,  no w sumie kogo by nie podniecał? Wyciągnął z szuflady w półce prezerwatywę, dobrze, że sobie przypomniał. Konan ponownie się do niego nachyliła i cmoknęła w usta, wyręczając go w założeniu kondona, nie szczędząc czułych, jednoznacznych dotyków.
- Chodź tutaj, złośliwcu – zawołał Yahiko pociągając ją na łóżko po czym sam się na niej ułożył. Pisnęła roześmiana, poddając się tej pozycji.
- I kto to mówi.
Uśmiechnęła się cwaniacko, w końcu on zaczął pierwszy, kiedy odciągał ich akt miłosny, dla zabawy piersiami. Byli już naprawdę mokrzy i spragnieni swoich ciał, w ich roziskrzonych spojrzeniach płonęła gotowość do seksu, takiego jak Bóg przykazał tyle, że z zabezpieczeniem. Nic nie odpowiedział, a przywarł do jej uśmiechniętych ciepłych warg, aby po trzech sekundach delikatnie w nią wejść. Poczuła w sobie rozkosz, przez którą dość głośnie jęknęła. Yahiko posuwał się w niej do przodu i do tyłu zadając jej przyjemność, którą przy okazji też czuł. Konan wbiła się paznokciami w jego plecy, odrobinę za mocno, bo aż syknął. Naprawdę bolało, każe jej obciąć te pazury. Jęki, ciężkie westchnięcia, wyznania, przekleństwa, a nawet wołania do Boga, zdało się słyszeć z ich sypialni, na szczęście nikogo nie było w domu. Uprawiali seks czując do siebie niebywałą żądzę, ciężko im było się sobą nasycić, ale jakiej parze to przeszkadza. Yahiko zagłębiał się w dziewczynie, dosłownie, ale mowa jest o pocałunku. Dyszeli naprawdę ciężko, ale nie zamierzali zaprzestać tego. No wraz z tą myślą Yahiko doszedł, zalewając swoją gumkę spermą. Wyszedł z dziewczyny i położył się obok.
Przykryci pościelą starali się zrównoważyć swoje oddechy. Yahiko obejmował ramieniem swoją partnerkę, czekając chwilę, aż będzie mógł coś mówić. Było mu tak zajebiście dobrze, miał nadzieje, że jej także.
- Byłeś wspaniały – powiedziała, cmokając delikatnie jego policzek.
- Heh – mruknął z uśmiechem. – wiem.
- Jaki skromny – zaśmiała się Konan, no ale jednak nie kłamał. – Wynajmę sama mieszkanie, byśmy mieli miejsce schadzek – powiedziała, przewracając się na brzuch i patrząc z uśmiechem prosto w jego oczy. Ten pomysł bynajmniej mu się nie podobał. Dlaczego ma sama wynajmować, a nie razem z nim? Dobra, on wynajmuje mieszkanie z Nagato, ale to nie z nim spędzi resztę życia! Odetnie pępowinę, jak trzeba!
- Mam lepszy pomysł.
- Później posłucham. Masz siłę na drugą rundę?
Głupio byłoby powiedzieć nie, skoro ma się siłę, ale chce się kontynuować rozmowę. Jaki facet woli gadać zamiast się pieprzyć? Oczywiście żaden. Konan usiadła na nim okrakiem, automatycznie jego dłonie spoczęły na jej biodrach. Jej skóra była taka miękka i delikatna, zasługa tych kremów, którymi się smaruje co wieczór. Rozchyliła kusząco swoje wargi i wpiła mu w usta, języki od razu rozpoczęły swoją zabawę. Yahiko począł sunąć rękoma na jej plecy, a potem w dół na jędrny tyłeczek dziewczyny, którego niejeden z jego kumpli mu zazdrości. W sensie posiadania laski z takim fajnym tyłkiem. Klepnął go lekko nie mogąc się powstrzymać, a ona mu w zamian pociągnęła włosy. Ponownie przeszła pocałunkami na tors, a gdy wyczuła, że jest już dostatecznie mokra, uniosła się do góry.
Yahiko złapał ją za ręce, dając tym znak gotowości. Weszła na jego członka, od razu odczuwając przyjemność. Z ciężkimi oddechami zaczęła pracować swoją miednicą, dając obojgu rozkosz.
- O boże – wyjęczała z trudem, jej głos stał się taki wysoki.
- Ja pierdolę, jak mi dobrze…
- To dobrze. Mów co czujesz, skarbie – uśmiechnęła się sennie.
- Niech orgazm jeszcze nie następuję – zaśmiała się dźwięcznie. Też nie chciała by jeszcze nadszedł, Yahiko spojrzał na nią na jej twarz, na uśmiech, który dodawał jej uroku. – Konan. Wyjdziesz za mnie?
Nastąpiła cisza. Konan patrzyła na niego odrętwiała, a on na nią zaciekawiony odpowiedzią, reakcją. To trwało jakieś trzy sekundy, a potem szybko z niego wyszła. Nie była zadowolona.
- Hej, co robisz…?
- A jak myślisz? Ubieram się.
- No tak, ale dlaczego? Co ja zrobiłem?
- No nie wiem, zastanów się Yahiko! – warknęła, zapinając sobie biustonosz i zarzucając na siebie koszulę. – Jak mogłeś się mnie o to zapytać?!
- No, ale w dalszym ciągu nie rozumiem o co ci chodzi…
- Och, która kobieta chce usłyszeć takie pytanie podczas seksu?! – była szczerze zaaferowana tym faktem, tym pytaniem. Ogólnie tą całą chwilą! Podczas seksu miałaby myśleć jak się ubierze na ślub, ile będą mieli dzieci, jakie imiona im dadzą?
- No może trochę nieodpowiedni moment – bo nie ma jeszcze pierścionka i takie tam.
- Bardzo nieodpowiedni!
- Dobra, zrozumiałem! Ale chyba się kochamy,  więc dlaczego cię to pytanie tak zbulwersowało?
- No bo… bo to poważna decyzja! Taka na całe życie i… - ubrała na siebie spodnie. – i… po prostu nie chciałam tego usłyszeć w takiej chwili!
- Co znaczy, że nie traktujesz mnie poważnie. Nie kochasz mnie wystarczająco mocno, co ja.
- Nie! Ech, cholera! – wypuściła z płuc powietrze. – Yahiko, kocham cię, ale… nie, po prostu nie! Nie teraz.
- Nie jesteś już taka młoda sądziłem, że myślisz już o ożenku… - stwierdził podsumowując swoje myśli. Konan natychmiast zgromiła chłopaka wzrokiem.
- Do widzenia, Yahiko.

- I tak mnie zostawiła w pokoju, a sama wyszła z domu strasznie głośno trzaskając drzwiami. Dziw, że nie wyleciały z zawiasów – burknął Yahiko.
Dzisiaj zrobili sobie w niewielkim gronie spotkanie w jego i Nagato mieszkaniu. Yahiko, Nagato, Itachi, Deidara i Sasori byli obecni, ostatnio ich grono się jakoś sypie ograniczając się jedynie do tych osób. No, Hidana nie ma, bo on pracuje! No ale z tego się już śmiali. Naoki odsypiał sobie swoją drzemkę w pokoju Nagato, więc mieli trochę spokoju. Tę chwilę zamierzał wykorzystać Yahiko, wyżalając się chłopakom z jego problemu. Fajne było też to, że skoro nie było Hidana. mogli się skupić i potraktować go poważnie.
- Ekhm – odchrząknął Dei. – podsumowując. Zaczęło się nieźle, przeleciałeś ją raz, a potem drugi, jednak w połowie przerwałeś pytaniem „czy wyjdziesz za mnie?”. W dodatku powiedziałeś jej, że jest stara! Jesteś idiotą do potęgi!
- Rzadko się zgadzam z Deidarą, ale tu się zgadzam. Zjebałeś sprawę – odrzekł Itachi odpijając łyk piwa.
- Też się zgadzam. Po pierwsze Konan nie jest stara, ma dwadzieścia trzy lata.
- Jezu nie o to mi chodziło, Saso!
- Dobra, dobra… ale powiedz… co ci strzeliło do głowy, aby się żenić? Głupi jesteś?
- Nie – burknął nadąsany. – moi rodzice się pobrali jak mieli po dwadzieścia lat. Też bym chciał się już ustatkować, mieć syna jak Sasori.
- Odda ci go jak chcesz – oświadczył Deidara.
- Coooo? – zapytał zaśmiany rodzic. – Co ty pierdzielisz? Nie oddam syna.
- Mi cały czas go proponujesz.
- Bo wiem, że ty go nie weźmiesz.
- Chytrze – uśmiechnął się krzywo.
- Ej, możemy wrócić do mojego problemu…?
- Yahiko – zaczął Nagato. – na małżeństwo trzeba być gotowym. Twoi rodzice żyli w innych czasach, gdzie każdy nigdy nie brał pod uwagę nauki. Teraz ludzie chcą się uczyć… może nie dla nauki, ale dla tego szaleństwa, który ich otacza. Potem praca, aby sami zapracowali na wszystkie te sprawy, to są koszta przecież. Teraz normalnie ludzie się pobierają po trzydziestką…
- A wy nie myśleliście nigdy o małżeństwie, dzieciach?
- Nie.
- Y-y.
- Nigdy – odpowiedzieli zgodnie. – nawet Noriko nie myślała, a była starsza ode mnie… nawet mogła mnie przez ciążę zaciągnąć do ołtarza, a tego nie zrobiła.
- Bezużyteczny argument, pomiędzy wami nie było miłości…
- Była, stąd się wziął Naoki i nie ważcie się zaprzeczać, bo wam wpierd… wpieprzę.
            Zagroził znaczy on miał gdzieś te ich wszystkie wzloty i upadki, ale chciał aby wszyscy wokół, jak i on sam byli przekonani, że Naoś to właśnie owoc miłości, a nie niechciana wpadka z jakąś zdzirowatą babą. Nie, jego syn nie może tak myśleć o swojej mamie, przecież to zachwieje jego poczucie własnej wartości.
- Wpieprzę, pierdziele, kurna… Saso, od kiedy nie przeklinasz? – uśmiechnął się cwaniacko Itachi.
- Ograniczam się przy Naokim.
- Od kiedy? Znaczy dobrze, że zacząłeś, ale co tak nagle?
- Uświadomiłem sobie to kilka dni temu…
- Ale jak?
- Jak kurwa… jabłko mi spadło na głowę – nadąsał się, co się go tak uczepili no!
- Tak Newton odkrył grawitacje – stwierdził Nagato. - nie plagiatuj tylko powiedz prawdę.
- Yahiko – zawołał Deidara, zauważył, że Sasori nie jest skłonny do gadania, więc uratuje go z opresji, a potem sam mu wszystko opowie. Co jak co, ale przed nim nie może mieć tajemnic. – a tak wracając… ty dalej chodzisz z Konan czy zerwaliście?
- Eee… no… nie… nie wiem – teraz do niego doszło, że nie wie. Goddamnit! – zerwalibyście ze mną za coś takiego?
- No raczej.
- Jasne.
- Jeszcze pytasz?
- Gdyby to był jedyny powód – westchnął Nagato, zgodnie z resztą kolegów. - Taki flejtuch z ciebie, z obecnym tobą, współczuje każdej dziewczynie.
- Phh. Zamknij się… to niech ktoś z was do niej zadzwoni, że niby na randkę ją zaprosić.
- Czy my ci wyglądamy na Hidana? – zapytał z pobłażaniem Itachi.
Nikt się nie chciał zgodzić na udzielenie takiej pomocy, przecież nie w ich stylu jest flirtowanie z eks swoich kumpli. Zorientuję się! Ostatecznie powiedział im, że załatwi im autograf ich ulubionego pisarza. Tak też ujawnił, że tatą Konan jest Jiraya. No kto by nie chciał jego autografu? Nikt z obecnych tam.
- Dobra, ja zadzwonię – zgłosił się Dei.
- Dlaczego ty?
- Bo ty już masz swoją panią, psie – warknął w stronę Uchihy. Jeden wyeliminowany.
- Ja nie mam, mogę zadzwonić – oznajmił Sasori.
- Tato! Tato, tato! – krzyczał Naoki z pokoju. Saso jak na zawołanie pobiegł do syna, zobaczyć co się dzieje. Drugi wyeliminowany.
- Nagato jest ci zbyt bliskim kumplem i nie ma jaj by zachować się jak chuj – stwierdził Deidara, a Nagato na ten wywód splajtował. Tak się wygrywa. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer Konan, jednocześnie włączając głośno-mówiący.
- Eee… co?
- Hej Konan, co to za powitanie? – naburmuszył się.
- Wybacz, pierwszy raz do mnie dzwonisz i… no nie spodziewałam się.
- Jasne… dobra, krótka piłka. Słyszałem, że zerwaliście z Yahiko. Szkoda… umówimy się?
- Co?! Nie zerwaliśmy ze sobą!
- Nie?
- Nie!
- Dlaczego? – zapytał, był ciekawy i się zapomniał, a Yahiko go dość mocno szturchnął w ramię.
- Bo… uch był między nami mały konflikt, ale to nic takiego… ale miło z twojej strony, że chcesz się umówić i mnie pocieszyć rozmową. W sumie wieczorem mam czas no to…
- Szszszsz, coś zacina, szszsz, nie słyszę, szszsz, no to narka – i się rozłączył.
No co? Przecież nie umówi się z Konan na pogaduchy, zresztą nie po to do niej dzwonił, tylko aby zdobyć ten autograf. Yahiko odetchnął, czyli nie zerwali ze sobą, ale co miała na myśli mówiąc mały konflikt. To zdecydowanie nie był MAŁY konflikt. Poszło o ważną rzecz!
- Patrz Naoś, przywitaj się z wujkami – powiedział Sasori do swojego synka, który wtulał się do jego nogi.
- Ym-y – zaprzeczył ruchem głowy. Wybudził się strasznie zmierzły i jedyne czego chciał to wrócić do domu.

Kolejnego słonecznego dnia, spacerował wraz z dwuletnim synem po parku, standardowo zahaczając o położony w nim plac zabaw. Tego dnia również zobaczył siedzącą nieopodal Miyuki na ławce, myślami była pogłębiona w czytanej książce. Postanowił jej nie przeszkadzać, znaczy trochę pomyślał o sobie i tym jakby było fajnie posiedzieć sobie w samotności, ale Naoki miał całkiem inny plan.
- Miyuki! – zawołał i pobiegł do dziewczyny.
- Naoki, powoli – podbiegł do niego, by ten się w razie czego nie przewrócił. Szatynka uśmiechnęła się do chłopaków, chowając książkę do torby.
- Cześć mały – zmierzwiła radośnie jego czuprynę. – Dzień dobry – zwróciła się do Sasoriego.
- Cześć – mruknął obojętnie, siadając obok niej, kiedy sadzała Naokiego na swoich kolanach. – jesteś pewna, że nie przeszkadzamy? – zapytał, wskazując na wystającą z jej torby książkę. Roześmiała się i przekręciła głową, podając cienką książeczkę. Okazało się, że to spis uczelni na studia.
- Dzisiaj miałam ostatni egzamin ustny z matury, no to muszę pomyśleć nad swoją dalszą egzystencją – uśmiechnęła się do siebie. – jednak opłata za te wszystkie uczelnie jest bardzo wysoka. Muszę sobie najpierw znaleźć pracę.
- Rozważnie, a nad którą się zastanawiasz? – zapytał, ale jeszcze wszedł jej w słowo, na widok kręcącego się syna. – Naoki, idź się pobawić do piaskownicy.
- Dobzie.
- DobRZe – poprawiła go Miyuki.
- Dobrze – powtórzył i już uśmiechem pobiegł do innych dzieci. Sasori odprowadził go wzrokiem, a potem wrócił do szukania szkół, między innymi swojej uczelni.
- Powinien pan go poprawiać w wymowie, potem może mu tak zostać – kątem oka spojrzał na nią nieprzychylnie, nie lubił gdy ktokolwiek go pouczał bez żadnego życiowego doświadczenia.
- Nie prosiłem o porady. Jest mały, nie musi idealnie mówić – odparł beznamiętnie.
- Idealnie nie, ale lepiej – uśmiechnęła się i przysunęła bliżej, wręcz za blisko. – a szkoła to tą tutaj – wskazała stronę. – studia dziennikarskie… chyba wybiorę zaoczne zajęcia, by pracować w tygodniu. Tak jest chyba łatwiej.
- Czy ja wiem…? Praca męczy, szkoła męczy… nie masz dnia na relaks – stwierdził obojętnie, przewracając kilka stron. – ja chodzę do tej – przekazał książkę, pokazując swoją uczelnie.
- Medyczna, wow – mruknęła w uznaniu. – co pan wykłada? – Sasori spojrzał na nią gniewnie, a żyłka na skroni zaczęła mu pulsować. Szatynka spojrzała na niego niewinnie i lekko się wzdrygnęła. – No co?
- Jestem na czwartym roku NAUKI – włożył nacisk w ostatnie wypowiedziane słowo. – mam dwadzieścia cztery lata – dodał, a wtedy Miyuki znacznie się zarumieniła. Boże, a ona myślała… no dobra, zdarza się…
- No… -  kątem oka patrzył na nią wyczekująco. – dziecko mnie zmyliło. Wyglądasz na rozważnego, a nie na kogoś kto wpada – oznajmiła drapiąc się z zakłopotaniem w tył głowy. Prychnął odwracając się od niej. – to musi być ciężkie… studiować i zajmować się dzieckiem…
- Jeszcze pracuję… w szpitalu, jako pielęgniarz – dodał dla sprecyzowania wypowiedzi.
- Przerąbane… - mruknęła cicho. – mój tata też pracował w szpitalu, jako chirurg, ale go drgawki ręki wzięły i go zwolnili, bo nie mógł wykonywać zawodu, ale tamtejszy ordynator jest moim sąsiadem, a kard… - przerwała widząc, jak jej rozmówca wstaje i idzie w kierunku syna. Wydęła ze złości policzki i zabierając ze sobą torbę dogoniła go. – mógłby pan poczekać aż dokończę…
- Nie zapowiadało się na to. Za dużo gadasz – oznajmił lekko, wsuwając dłonie do kieszeni. – Naoki, chodź na huśtawkę – zawołał, wyciągając do niego rękę, którą dwulatek z radością pochwycił.
- Nadrabiam za nas obydwóch – naburmuszyła się, zaszczycając go uśmiechem, gdy tylko spojrzał na nią obojętnie. Cóż, trochę zaczynała go denerwować tym swoim usilnym towarzyszeniem mu.
- Może nie chce z tobą rozmawiać…? – zapytał, to miało być żartobliwie, ale pewnie jego ton na to nie wskazywał. Trudno, nie będzie płakał jak się obrazi i sobie pójdzie. Zamiast tego dziewczyna wzięła Naokiego na ręce i usadowiła na siodełku w huśtawce.
- Dobra, dostosuję się i słowem się do pana nie odezwę – bąknęła urażona, po chwili z uśmiechem wysuwając do mężczyzny język. Dla asekuracji przypięła przedni łańcuch i odeszła na bok, pozwalając Sasoriemu popychać malucha, który był bardzo uradowany tą czynnością.
- Miyuki…?
- Słucham? – zapytała, krzyżując się z nim spojrzeniem.
- Odezwałaś się – uśmiechnął się drwiąco, a ona zaklęła cicho pod nosem. Tak łatwo dać się podejść, czuła się jak dzieciak, ofukana ruszyła do niedalekiej konstrukcji, którą były drabinki.
Z tej odległości przyglądała się rodzince Akasuna, tworzyli ładny obrazek, ale brakowało jeszcze tej jednej osoby. Najważniejszej dla każdego dziecka. Po kilku minutach pod prośbą dwulatka wziął go na ręce i zaczął się z nim kręcić w koło, chłopiec śmiał się rozkosznie, a jednocześnie trzymał mocno koszuli ojca pod naporem strachu. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy do niej podchodzili. Naoki wyciągnął rączki ku dziewczynie.
- Miyuki…! Na ląćki! – uśmiechnął się słodko.
- Mówi się rączki – poprawił Sasori, przekazując go dziewczynie. Ta spojrzała na niego z wymownym uśmiechem, jednak się posłuchał. – co? – burknął.
- Och, nic – zaśmiała się cicho.
- Tam! – wskazał na konstrukcję za nią. Heh, spryciarz, ojciec mu nie pozwala się na tym bawić, to z nią ominie ten zakaz. Popatrzyła wyczekująco na Sasoriego, który nie bardzo chciał na to pozwolić.
- Nic mu nie będzie – zapewniła z uśmiechem i podeszła do metalowych półek. Akasuna się zgodził, ale nie potrafił wyluzować przy zabawie chłopca. – co mu się w ogóle stało?
- Spadł i uderzył się w głowę – wypowiedział sztywno, bacznie obserwując poczynania syna. – zignorowałem to… pomyślałem, że sobie popłaczę i tyle…
- Nie było tak? – zapytała zaciekawiona, Sasori przekręcił głową i czule pogłaskał chłopca po głowie.
- Dostał krwiaka mózgu… ledwo go odratowano.
Miyuki umilkła. To musiało być straszne przeżycie, wszakże przez własne niejako zaniedbanie mogło się doprowadzić do nieszczęścia. No, nie fajna sytuacja… Sasori oświadczył chłopcu, że zaraz wracają do domu, bo już zapada zmrok, więc niech wykorzysta ostatnie chwile na zabawie w piaskownicy. Posłusznie poczłapał do innych dzieci. Odprowadził go wzrokiem, a potem zetknął się bacznie obserwującymi go szarymi tęczówkami.
- Mogę o coś zapytać? – zapytała dla formalności, bo i tak zapyta, a czy jej odpowie to już jego sprawa. Dlatego nie czekała na potwierdzenie. – Co z mamą Naokiego? – mimo obojętnej postawy, zdawało się go to poruszyć. W sumie dziewczyna nie była jakaś mu bliska, znają się jakieś dwa tygodnie, to za mało na spowiedź życia jego prywatnego.
- On nie ma mamy – odparł wymijająco.
- Umarła? – dopytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Czasem ta jej ciekawość ją irytuje bardziej, niż rozmówce.
- Dla mnie tak – odrzekł cicho.
Zdziwiła ją taka odpowiedź, oho ktoś tu ma złamane serduszko. Zaczęła mu współczuć, ale powstrzyma się od okazywania mu tego i wypytywania o szczegóły, tym razem na pewno by się wkurwił. Po chwili wraz z nim podeszła do Naokiego i razem uświadomili go, że nadszedł już czas wracać do domu. Nie chciał, ale nie miał zbytnio wyboru. Sasori pociągnął chłopaka do siebie.
- Naoki, bądź posłuszny – warknął na niego, co nie spodobało się jego koledze i kopnął mocno w piasek, osypując dorosłego mężczyznę. Dzieckiem zajęła się jego matka, wytaczając mu ostrą reprymendę, zignorował to, nie żeby nic się nie stało, ale nie obchodzi go los cudzego dziecka. – Pożegnaj się z… - spojrzał na dziewczynę, która dość uporczywie przecierała oko. – co się stało?
- Nic, chyba jakiś paprok wpadł mi do oka – mruknęła, do oka zaczęły jej napływać łzy. Usiadła na piasku, lepiej się skupiając na tym, zamyknęła oczy. Kucający obok niej Sasori, zostawił syna jeszcze chwile w spokoju i zajął się Miyuki, unieruchamiając jej ręce.
- Nie trzyj tego – zakazał ostro, a potem przysiadł na kolanach naprzeciw niej i ujął jej twarz. – Prawe oko, tak? – dopytał, a ona przytaknęła głową, unosząc rękę ponownie do oczu. – Mówię nie trzyj.
- Kiedy mnie swędzi…
- Wiem – powiedział, otwierając jej załzawione oko. – nie ruszaj się, wyciągnę ci to – stwierdził, zbliżając się do niej niebezpiecznie. – postaraj się nie mrugać.
- Nie mogę przestać – wytłumaczyła się słysząc jego grymaszące westchnięcie.
- Wytrzymaj jeszcze. Już prawie mam – oświadczył, wyciągając z niej niewielką przyczynę nieszczęścia. – Już mam – stwierdził, odrzucając przedmiot gdzieś w bok. Wtedy to dostał mocno w tył głowy wykopaną piłką, skutkiem czego musnął swoją „pacjentkę” w policzek. Szybko się od niej oderwał i z mordem spojrzał w tył, na dziecko, które wcześniej sypnęło w niego piaskiem. Pieprzony bachor. – Przepraszam.
- Fuj… - burknęła z żartem, przecierając swój policzek. – nie wiedziałam, że taką chce pan zapłatę…
- Jak wolisz to mogę ci pozwolić za te pomoc zapłacić… następnym razem przekaże ci rachunek – stwierdził z bardzo sztywnym żartem. Nie do końca była pewna czy on żartuje. – Naoki, idziemy – zawołał do chłopca, łapiąc go od tyłu na ręce, gdy zaczął uciekać. Na początku się śmiał w biegu, ale gdy został schwytany nie było już śmiesznie. Zaczął mu się wierzgać w ramionach z niemałym grymasem na twarzy.
- To trzymaj się Naoki i nie sprawiaj tacie kłopotów – mruknęła z uśmiechem, całując go w policzek.
- Pa, Miyuki! – zawołał wesoło do niej, tym razem grzecznie uwieszając się szyi taty. Dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na studenta.
- Mnie nie całuj, jeszcze twój chłopak będzie zazdrosny – zakpił narcystycznym stylem.
- Racja, a ja nie chcę drugiego rachunku za uszczerbek na pańskiej twarzy – uśmiechnęła się triumfalnie.
No przyzna, te potyczkę słowną wygrała. Z delikatnym uśmiechem ją wyminął i kierował się do mieszkania. W czasie drogi, mały zdążył zasnąć już na jego rękach, po jedno się cieszył – będzie miał trochę spokoju, ale z drugiej strony – jeszcze nic nie jadł, no i co on w nocy będzie robił? Zawsze sądził, że to głupie pytanie, jednak faktycznie takie maluchy wtedy nie śpią, wszystko wydaje im się ciekawsze, niż jakieś głupie spanie.



DATA
30.05.2014 

OD AUTORKI
Nadszedł czas upałów. -.- Ja nie wiem jak to przeżyję... zanik weny przez to ciepło jest nieuniknione, ale spoko, mam rozdziały w przód - jakoś to będzie.:D
Wiecie, chyba zmienie pory dodawania notek. Zamiast w sobotę o północy, będą się pojawiać o osiemnastej. Też w soboty. :) Nie chcę mi się siedzieć do późna przed kompem i odliczać minuty, każda sobota to dla mnie sylwester normalnie. xD
Kwestia blogów, ja wiem, ja zalegam, ale tak mi się nie chcę pisać komentarzy...ale spoko to minie na pewno, a wtedy się mnie spodziewajcie! A przeczytać was, przeczytałam, jak by co. ;)
Dziękuję Wam pięknie za wszystko - za to, że jesteście i się uśmiechacie. :D :*
Pozdrawiam. ;) ;*