Wpił się kolejny raz w miękkie, Malinowe
wargi swojej dziewczyny. Wreszcie zdarzyła się dogodna chwila sam na sam, a ta
para nie omieszkała tego nie wykorzystać. Yahiko rozchylał wargi Konan przy
pomocy swoich, dodając tym francuskiego stylu. Naparł na ukochaną swoim ciepłym
ciałem, przez co wolno ułożyła się na łóżku, była całkowicie mu podatna. Po
prostu uwielbiała jego dominacje w łóżku, tą pomysłowość na uczynienie ich chwil
jeszcze bardziej przyjemnymi. Yahiko zniżał się pocałunkami coraz niżej,
stopniowo rozpinając guziki w jej koszuli. Ssał jej szyję coraz to bardziej
wzmagając pożądanie swojej kochanki, a tym samym oznaczając ją malinką. Nic tak
bardzo nie zdobi ciała kobiety. Po chwili począł całować jej dekolt, jednak
stanik mu niebywale przeszkadzał. Wsunął rękę pod jej plecy i zaczął na ślepo
szukać rozpięcia. Chyba jego czucie zaczyna zawodzić, a całowanie tego samego
fragmentu ciała zaczęło irytować. Konan zachichotała cicho, dość długo tłumiła
to w sobie.
- Z przodu mam rozpięcie – oświadczyła z uśmiechem. No
niebywałe, tak się droczyć podczas stosunku.
- Teraz mi to mówisz? – burknął.
Napalenie rośnie z każdą sekundą,
rośnie obawa, że erekcja nie wytrzyma i nastąpi jakiś przedwczesny wytrysk, a
tej się zachciało droczyć. Dla kobiet stan uniesienia nie jest tak istotny, jak
dla mężczyzn. Dlatego one potrafią bez tego żyć, potrafią odmówić tej cielesnej
uciechy. To dopiero podlega pod paranoję.
Po chwilce Konan poczuła
poluzowanie w obrębie jej klatki piersiowej. Uniosła się i skupiając uwagę
partnera na swoich ustach, zdjęła z siebie do końca swoje górne ubrania. Objęła
szyję chłopaka i pociągnęła go na siebie, trwał z nią w namiętnym pocałunku, a
jego dłonie poczęły błądzić po jej ciele. Przedłużał te ustną pieszczotę byle
jak najdłużej bawić się w dotyku jej cyckami. Był tylko facetem, takich się nie
ocenia. Jednak Konan poczęła się niecierpliwić, Yahiko wspaniale całuje, ale
ile można łaknąć garściami piersi, koniec tego dobrego. Powędrowała rękoma w
kierunku jego krocza i nawet się nie zorientował, kiedy uwinęła się z paskiem,
guzikiem i rozporkiem. Popchnęła chłopaka na plecy, a sama była na górze. Posłusznie
zdjął z siebie spodnie, w czym dziewczyna mu pomagała, obsypując szyję pocałunkami.
Bawiła się jego popędem zniżając się pocałunkami, a potem znowu przechodząc do
góry. Swoimi paznokciami lekko drapała po jego torsie. Oboje stękali lekko w
podnieceniu, a drobinki potu zaczęły się wytwarzać na ich ciałach. Konan była
coraz to bliżej jego krocza, na co najbliższy kumpel faceta zaczął się
uruchamiać. Uśmiechnęła się do siebie i chwyciła pewnie jego członka, nie
tracąc z nim kontaktu wzrokowego. O jakimś oporze oczywiście nie było mowy.
Włożyła penisa do buzi i zaczęła
go przyjemnie ssać. Yahiko założył sobie ręce pod głowę i oddawał się tej
uciesze niczym pan i władca. Niezaprzeczalnie było mu dobrze, nawet
manifestował to swoimi jękami rozkoszy albo pochwałami.
- Mmm… Konan… jak dobrze… cholera, robisz to zajebiście…
- Ty cały jesteś zajebi…
- Ci, ci, cicho. Nie przerywaj.
Przewróciła oczami. Ma facet
tupet by się z nią drażnić, kiedy majstruje mu przy ptaszku. Kiedy powoli czuł,
że nadchodzi wytrysk, zakończyła te grę wstępną. Podniosła się na łóżko i
uwodzicielsko zaczęła zdejmować z siebie spodnie, na co zamruczał
instynktownie. Widok swojej kobiety w samej bieliźnie niezwykle go
podniecał, no w sumie kogo by nie
podniecał? Wyciągnął z szuflady w półce prezerwatywę, dobrze, że sobie
przypomniał. Konan ponownie się do niego nachyliła i cmoknęła w usta,
wyręczając go w założeniu kondona, nie szczędząc czułych, jednoznacznych
dotyków.
- Chodź tutaj, złośliwcu – zawołał Yahiko pociągając ją na
łóżko po czym sam się na niej ułożył. Pisnęła roześmiana, poddając się tej
pozycji.
- I kto to mówi.
Uśmiechnęła się
cwaniacko, w końcu on zaczął pierwszy, kiedy odciągał ich akt miłosny, dla
zabawy piersiami. Byli już naprawdę mokrzy i spragnieni swoich ciał, w ich
roziskrzonych spojrzeniach płonęła gotowość do seksu, takiego jak Bóg przykazał
tyle, że z zabezpieczeniem. Nic nie odpowiedział, a przywarł do jej
uśmiechniętych ciepłych warg, aby po trzech sekundach delikatnie w nią wejść.
Poczuła w sobie rozkosz, przez którą dość głośnie jęknęła. Yahiko posuwał się w
niej do przodu i do tyłu zadając jej przyjemność, którą przy okazji też czuł.
Konan wbiła się paznokciami w jego plecy, odrobinę za mocno, bo aż syknął.
Naprawdę bolało, każe jej obciąć te pazury. Jęki, ciężkie westchnięcia, wyznania,
przekleństwa, a nawet wołania do Boga, zdało się słyszeć z ich sypialni, na
szczęście nikogo nie było w domu. Uprawiali seks czując do siebie niebywałą
żądzę, ciężko im było się sobą nasycić, ale jakiej parze to przeszkadza. Yahiko
zagłębiał się w dziewczynie, dosłownie, ale mowa jest o pocałunku. Dyszeli naprawdę
ciężko, ale nie zamierzali zaprzestać tego. No wraz z tą myślą Yahiko doszedł,
zalewając swoją gumkę spermą. Wyszedł z dziewczyny i położył się obok.
Przykryci
pościelą starali się zrównoważyć swoje oddechy. Yahiko obejmował ramieniem
swoją partnerkę, czekając chwilę, aż będzie mógł coś mówić. Było mu tak
zajebiście dobrze, miał nadzieje, że jej także.
- Byłeś wspaniały – powiedziała,
cmokając delikatnie jego policzek.
- Heh – mruknął z uśmiechem. –
wiem.
- Jaki skromny – zaśmiała się
Konan, no ale jednak nie kłamał. – Wynajmę sama mieszkanie, byśmy mieli miejsce
schadzek – powiedziała, przewracając się na brzuch i patrząc z uśmiechem prosto
w jego oczy. Ten pomysł bynajmniej mu się nie podobał. Dlaczego ma sama
wynajmować, a nie razem z nim? Dobra, on wynajmuje mieszkanie z Nagato, ale to
nie z nim spędzi resztę życia! Odetnie pępowinę, jak trzeba!
- Mam lepszy pomysł.
- Później posłucham. Masz siłę na
drugą rundę?
Głupio byłoby
powiedzieć nie, skoro ma się siłę, ale chce się kontynuować rozmowę. Jaki facet
woli gadać zamiast się pieprzyć? Oczywiście żaden. Konan usiadła na nim okrakiem,
automatycznie jego dłonie spoczęły na jej biodrach. Jej skóra była taka miękka
i delikatna, zasługa tych kremów, którymi się smaruje co wieczór. Rozchyliła
kusząco swoje wargi i wpiła mu w usta, języki od razu rozpoczęły swoją zabawę.
Yahiko począł sunąć rękoma na jej plecy, a potem w dół na jędrny tyłeczek
dziewczyny, którego niejeden z jego kumpli mu zazdrości. W sensie posiadania
laski z takim fajnym tyłkiem. Klepnął go lekko nie mogąc się powstrzymać, a ona
mu w zamian pociągnęła włosy. Ponownie przeszła pocałunkami na tors, a gdy
wyczuła, że jest już dostatecznie mokra, uniosła się do góry.
Yahiko złapał ją
za ręce, dając tym znak gotowości. Weszła na jego członka, od razu odczuwając
przyjemność. Z ciężkimi oddechami zaczęła pracować swoją miednicą, dając obojgu
rozkosz.
- O boże – wyjęczała z trudem,
jej głos stał się taki wysoki.
- Ja pierdolę, jak mi dobrze…
- To dobrze. Mów co czujesz,
skarbie – uśmiechnęła się sennie.
- Niech orgazm jeszcze nie
następuję – zaśmiała się dźwięcznie. Też nie chciała by jeszcze nadszedł,
Yahiko spojrzał na nią na jej twarz, na uśmiech, który dodawał jej uroku. –
Konan. Wyjdziesz za mnie?
Nastąpiła cisza.
Konan patrzyła na niego odrętwiała, a on na nią zaciekawiony odpowiedzią,
reakcją. To trwało jakieś trzy sekundy, a potem szybko z niego wyszła. Nie była
zadowolona.
- Hej, co robisz…?
- A jak myślisz? Ubieram się.
- No tak, ale dlaczego? Co ja
zrobiłem?
- No nie wiem, zastanów się Yahiko!
– warknęła, zapinając sobie biustonosz i zarzucając na siebie koszulę. – Jak
mogłeś się mnie o to zapytać?!
- No, ale w dalszym ciągu nie
rozumiem o co ci chodzi…
- Och, która kobieta chce
usłyszeć takie pytanie podczas seksu?! – była szczerze zaaferowana tym faktem,
tym pytaniem. Ogólnie tą całą chwilą! Podczas seksu miałaby myśleć jak się
ubierze na ślub, ile będą mieli dzieci, jakie imiona im dadzą?
- No może trochę nieodpowiedni
moment – bo nie ma jeszcze pierścionka i takie tam.
- Bardzo nieodpowiedni!
- Dobra, zrozumiałem! Ale chyba
się kochamy, więc dlaczego cię to
pytanie tak zbulwersowało?
- No bo… bo to poważna decyzja!
Taka na całe życie i… - ubrała na siebie spodnie. – i… po prostu nie chciałam
tego usłyszeć w takiej chwili!
- Co znaczy, że nie traktujesz
mnie poważnie. Nie kochasz mnie wystarczająco mocno, co ja.
- Nie! Ech, cholera! – wypuściła
z płuc powietrze. – Yahiko, kocham cię, ale… nie, po prostu nie! Nie teraz.
- Nie jesteś już taka młoda
sądziłem, że myślisz już o ożenku… - stwierdził podsumowując swoje myśli. Konan
natychmiast zgromiła chłopaka wzrokiem.
- Do widzenia, Yahiko.
- I tak mnie zostawiła w pokoju,
a sama wyszła z domu strasznie głośno trzaskając drzwiami. Dziw, że nie wyleciały
z zawiasów – burknął Yahiko.
Dzisiaj zrobili
sobie w niewielkim gronie spotkanie w jego i Nagato mieszkaniu. Yahiko, Nagato,
Itachi, Deidara i Sasori byli obecni, ostatnio ich grono się jakoś sypie
ograniczając się jedynie do tych osób. No, Hidana nie ma, bo on pracuje! No ale
z tego się już śmiali. Naoki odsypiał sobie swoją drzemkę w pokoju Nagato, więc
mieli trochę spokoju. Tę chwilę zamierzał wykorzystać Yahiko, wyżalając się
chłopakom z jego problemu. Fajne było też to, że skoro nie było Hidana. mogli
się skupić i potraktować go poważnie.
- Ekhm – odchrząknął Dei. –
podsumowując. Zaczęło się nieźle, przeleciałeś ją raz, a potem drugi, jednak w
połowie przerwałeś pytaniem „czy wyjdziesz za mnie?”. W dodatku powiedziałeś
jej, że jest stara! Jesteś idiotą do potęgi!
- Rzadko się zgadzam z Deidarą,
ale tu się zgadzam. Zjebałeś sprawę – odrzekł Itachi odpijając łyk piwa.
- Też się zgadzam. Po pierwsze
Konan nie jest stara, ma dwadzieścia trzy lata.
- Jezu nie o to mi chodziło,
Saso!
- Dobra, dobra… ale powiedz… co
ci strzeliło do głowy, aby się żenić? Głupi jesteś?
- Nie – burknął nadąsany. – moi
rodzice się pobrali jak mieli po dwadzieścia lat. Też bym chciał się już
ustatkować, mieć syna jak Sasori.
- Odda ci go jak chcesz –
oświadczył Deidara.
- Coooo? – zapytał zaśmiany
rodzic. – Co ty pierdzielisz? Nie oddam syna.
- Mi cały czas go proponujesz.
- Bo wiem, że ty go nie weźmiesz.
- Chytrze – uśmiechnął się
krzywo.
- Ej, możemy wrócić do mojego
problemu…?
- Yahiko – zaczął Nagato. – na
małżeństwo trzeba być gotowym. Twoi rodzice żyli w innych czasach, gdzie każdy
nigdy nie brał pod uwagę nauki. Teraz ludzie chcą się uczyć… może nie dla
nauki, ale dla tego szaleństwa, który ich otacza. Potem praca, aby sami
zapracowali na wszystkie te sprawy, to są koszta przecież. Teraz normalnie
ludzie się pobierają po trzydziestką…
- A wy nie myśleliście nigdy o
małżeństwie, dzieciach?
- Nie.
- Y-y.
- Nigdy – odpowiedzieli zgodnie.
– nawet Noriko nie myślała, a była starsza ode mnie… nawet mogła mnie przez
ciążę zaciągnąć do ołtarza, a tego nie zrobiła.
- Bezużyteczny argument, pomiędzy
wami nie było miłości…
- Była, stąd się wziął Naoki i
nie ważcie się zaprzeczać, bo wam wpierd… wpieprzę.
Zagroził
znaczy on miał gdzieś te ich wszystkie wzloty i upadki, ale chciał aby wszyscy
wokół, jak i on sam byli przekonani, że Naoś to właśnie owoc miłości, a nie
niechciana wpadka z jakąś zdzirowatą babą. Nie, jego syn nie może tak myśleć o
swojej mamie, przecież to zachwieje jego poczucie własnej wartości.
- Wpieprzę, pierdziele, kurna…
Saso, od kiedy nie przeklinasz? – uśmiechnął się cwaniacko Itachi.
- Ograniczam się przy Naokim.
- Od kiedy? Znaczy dobrze, że
zacząłeś, ale co tak nagle?
- Uświadomiłem sobie to kilka dni
temu…
- Ale jak?
- Jak kurwa… jabłko mi spadło na
głowę – nadąsał się, co się go tak uczepili no!
- Tak Newton odkrył grawitacje – stwierdził
Nagato. - nie plagiatuj tylko powiedz prawdę.
- Yahiko – zawołał Deidara,
zauważył, że Sasori nie jest skłonny do gadania, więc uratuje go z opresji, a
potem sam mu wszystko opowie. Co jak co, ale przed nim nie może mieć tajemnic.
– a tak wracając… ty dalej chodzisz z Konan czy zerwaliście?
- Eee… no… nie… nie wiem – teraz
do niego doszło, że nie wie. Goddamnit! – zerwalibyście ze mną za coś takiego?
- No raczej.
- Jasne.
- Jeszcze pytasz?
- Gdyby to był jedyny powód –
westchnął Nagato, zgodnie z resztą kolegów. - Taki flejtuch z ciebie, z obecnym
tobą, współczuje każdej dziewczynie.
- Phh. Zamknij się… to niech ktoś
z was do niej zadzwoni, że niby na randkę ją zaprosić.
- Czy my ci wyglądamy na Hidana?
– zapytał z pobłażaniem Itachi.
Nikt się nie
chciał zgodzić na udzielenie takiej pomocy, przecież nie w ich stylu jest
flirtowanie z eks swoich kumpli. Zorientuję się! Ostatecznie powiedział im, że
załatwi im autograf ich ulubionego pisarza. Tak też ujawnił, że tatą Konan jest
Jiraya. No kto by nie chciał jego autografu? Nikt z obecnych tam.
- Dobra, ja zadzwonię – zgłosił
się Dei.
- Dlaczego ty?
- Bo ty już masz swoją panią,
psie – warknął w stronę Uchihy. Jeden wyeliminowany.
- Ja nie mam, mogę zadzwonić –
oznajmił Sasori.
- Tato! Tato, tato! – krzyczał
Naoki z pokoju. Saso jak na zawołanie pobiegł do syna, zobaczyć co się dzieje.
Drugi wyeliminowany.
- Nagato jest ci zbyt bliskim
kumplem i nie ma jaj by zachować się jak chuj – stwierdził Deidara, a Nagato na
ten wywód splajtował. Tak się wygrywa. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer
Konan, jednocześnie włączając głośno-mówiący.
- Eee… co?
- Hej Konan, co to za powitanie?
– naburmuszył się.
- Wybacz, pierwszy raz do mnie
dzwonisz i… no nie spodziewałam się.
- Jasne… dobra, krótka piłka.
Słyszałem, że zerwaliście z Yahiko. Szkoda… umówimy się?
- Co?! Nie zerwaliśmy ze sobą!
- Nie?
- Nie!
- Dlaczego? – zapytał, był
ciekawy i się zapomniał, a Yahiko go dość mocno szturchnął w ramię.
- Bo… uch był między nami mały
konflikt, ale to nic takiego… ale miło z twojej strony, że chcesz się umówić i
mnie pocieszyć rozmową. W sumie wieczorem mam czas no to…
- Szszszsz, coś zacina, szszsz,
nie słyszę, szszsz, no to narka – i się rozłączył.
No co? Przecież
nie umówi się z Konan na pogaduchy, zresztą nie po to do niej dzwonił, tylko
aby zdobyć ten autograf. Yahiko odetchnął, czyli nie zerwali ze sobą, ale co
miała na myśli mówiąc mały konflikt. To zdecydowanie nie był MAŁY konflikt.
Poszło o ważną rzecz!
- Patrz Naoś, przywitaj się z wujkami
– powiedział Sasori do swojego synka, który wtulał się do jego nogi.
- Ym-y – zaprzeczył ruchem głowy.
Wybudził się strasznie zmierzły i jedyne czego chciał to wrócić do domu.
Kolejnego słonecznego
dnia, spacerował wraz z dwuletnim synem po parku, standardowo zahaczając o
położony w nim plac zabaw. Tego dnia również zobaczył siedzącą nieopodal Miyuki
na ławce, myślami była pogłębiona w czytanej książce. Postanowił jej nie
przeszkadzać, znaczy trochę pomyślał o sobie i tym jakby było fajnie posiedzieć
sobie w samotności, ale Naoki miał całkiem inny plan.
- Miyuki! – zawołał i pobiegł do
dziewczyny.
- Naoki, powoli – podbiegł do niego, by
ten się w razie czego nie przewrócił. Szatynka uśmiechnęła się do chłopaków,
chowając książkę do torby.
- Cześć mały – zmierzwiła radośnie jego
czuprynę. – Dzień dobry – zwróciła się do Sasoriego.
- Cześć – mruknął obojętnie, siadając obok
niej, kiedy sadzała Naokiego na swoich kolanach. – jesteś pewna, że nie
przeszkadzamy? – zapytał, wskazując na wystającą z jej torby książkę.
Roześmiała się i przekręciła głową, podając cienką książeczkę. Okazało się, że
to spis uczelni na studia.
- Dzisiaj miałam ostatni egzamin ustny z
matury, no to muszę pomyśleć nad swoją dalszą egzystencją – uśmiechnęła się do
siebie. – jednak opłata za te wszystkie uczelnie jest bardzo wysoka. Muszę
sobie najpierw znaleźć pracę.
- Rozważnie, a nad którą się zastanawiasz?
– zapytał, ale jeszcze wszedł jej w słowo, na widok kręcącego się syna. –
Naoki, idź się pobawić do piaskownicy.
- Dobzie.
- DobRZe – poprawiła go Miyuki.
- Dobrze – powtórzył i już uśmiechem
pobiegł do innych dzieci. Sasori odprowadził go wzrokiem, a potem wrócił do
szukania szkół, między innymi swojej uczelni.
- Powinien pan go poprawiać w wymowie,
potem może mu tak zostać – kątem oka spojrzał na nią nieprzychylnie, nie lubił
gdy ktokolwiek go pouczał bez żadnego życiowego doświadczenia.
- Nie prosiłem o porady. Jest mały, nie
musi idealnie mówić – odparł beznamiętnie.
- Idealnie nie, ale lepiej – uśmiechnęła
się i przysunęła bliżej, wręcz za blisko. – a szkoła to tą tutaj – wskazała
stronę. – studia dziennikarskie… chyba wybiorę zaoczne zajęcia, by pracować w
tygodniu. Tak jest chyba łatwiej.
- Czy ja wiem…? Praca męczy, szkoła męczy…
nie masz dnia na relaks – stwierdził obojętnie, przewracając kilka stron. – ja
chodzę do tej – przekazał książkę, pokazując swoją uczelnie.
- Medyczna, wow – mruknęła w uznaniu. – co
pan wykłada? – Sasori spojrzał na nią gniewnie, a żyłka na skroni zaczęła mu
pulsować. Szatynka spojrzała na niego niewinnie i lekko się wzdrygnęła. – No
co?
- Jestem na czwartym roku NAUKI – włożył
nacisk w ostatnie wypowiedziane słowo. – mam dwadzieścia cztery lata – dodał, a
wtedy Miyuki znacznie się zarumieniła. Boże, a ona myślała… no dobra, zdarza
się…
- No… -
kątem oka patrzył na nią wyczekująco. – dziecko mnie zmyliło. Wyglądasz
na rozważnego, a nie na kogoś kto wpada – oznajmiła drapiąc się z zakłopotaniem
w tył głowy. Prychnął odwracając się od niej. – to musi być ciężkie… studiować
i zajmować się dzieckiem…
- Jeszcze pracuję… w szpitalu, jako
pielęgniarz – dodał dla sprecyzowania wypowiedzi.
- Przerąbane… - mruknęła cicho. – mój tata
też pracował w szpitalu, jako chirurg, ale go drgawki ręki wzięły i go
zwolnili, bo nie mógł wykonywać zawodu, ale tamtejszy ordynator jest moim
sąsiadem, a kard… - przerwała widząc, jak jej rozmówca wstaje i idzie w
kierunku syna. Wydęła ze złości policzki i zabierając ze sobą torbę dogoniła
go. – mógłby pan poczekać aż dokończę…
- Nie zapowiadało się na to. Za dużo
gadasz – oznajmił lekko, wsuwając dłonie do kieszeni. – Naoki, chodź na
huśtawkę – zawołał, wyciągając do niego rękę, którą dwulatek z radością
pochwycił.
- Nadrabiam za nas obydwóch – naburmuszyła
się, zaszczycając go uśmiechem, gdy tylko spojrzał na nią obojętnie. Cóż,
trochę zaczynała go denerwować tym swoim usilnym towarzyszeniem mu.
- Może nie chce z tobą rozmawiać…? –
zapytał, to miało być żartobliwie, ale pewnie jego ton na to nie wskazywał.
Trudno, nie będzie płakał jak się obrazi i sobie pójdzie. Zamiast tego dziewczyna
wzięła Naokiego na ręce i usadowiła na siodełku w huśtawce.
- Dobra, dostosuję się i słowem się do
pana nie odezwę – bąknęła urażona, po chwili z uśmiechem wysuwając do mężczyzny
język. Dla asekuracji przypięła przedni łańcuch i odeszła na bok, pozwalając Sasoriemu
popychać malucha, który był bardzo uradowany tą czynnością.
- Miyuki…?
- Słucham? – zapytała, krzyżując się z nim
spojrzeniem.
- Odezwałaś się – uśmiechnął się drwiąco,
a ona zaklęła cicho pod nosem. Tak łatwo dać się podejść, czuła się jak
dzieciak, ofukana ruszyła do niedalekiej konstrukcji, którą były drabinki.
Z tej odległości
przyglądała się rodzince Akasuna, tworzyli ładny obrazek, ale brakowało jeszcze
tej jednej osoby. Najważniejszej dla każdego dziecka. Po kilku minutach pod
prośbą dwulatka wziął go na ręce i zaczął się z nim kręcić w koło, chłopiec
śmiał się rozkosznie, a jednocześnie trzymał mocno koszuli ojca pod naporem
strachu. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy do niej podchodzili. Naoki wyciągnął
rączki ku dziewczynie.
- Miyuki…! Na ląćki! – uśmiechnął się
słodko.
- Mówi się rączki – poprawił Sasori,
przekazując go dziewczynie. Ta spojrzała na niego z wymownym uśmiechem, jednak
się posłuchał. – co? – burknął.
- Och, nic – zaśmiała się cicho.
- Tam! – wskazał na konstrukcję za nią.
Heh, spryciarz, ojciec mu nie pozwala się na tym bawić, to z nią ominie ten
zakaz. Popatrzyła wyczekująco na Sasoriego, który nie bardzo chciał na to
pozwolić.
- Nic mu nie będzie – zapewniła z
uśmiechem i podeszła do metalowych półek. Akasuna się zgodził, ale nie potrafił
wyluzować przy zabawie chłopca. – co mu się w ogóle stało?
- Spadł i uderzył się w głowę –
wypowiedział sztywno, bacznie obserwując poczynania syna. – zignorowałem to…
pomyślałem, że sobie popłaczę i tyle…
- Nie było tak? – zapytała zaciekawiona,
Sasori przekręcił głową i czule pogłaskał chłopca po głowie.
- Dostał krwiaka mózgu… ledwo go
odratowano.
Miyuki umilkła. To
musiało być straszne przeżycie, wszakże przez własne niejako zaniedbanie mogło
się doprowadzić do nieszczęścia. No, nie fajna sytuacja… Sasori oświadczył
chłopcu, że zaraz wracają do domu, bo już zapada zmrok, więc niech wykorzysta
ostatnie chwile na zabawie w piaskownicy. Posłusznie poczłapał do innych
dzieci. Odprowadził go wzrokiem, a potem zetknął się bacznie obserwującymi go
szarymi tęczówkami.
- Mogę o coś zapytać? – zapytała dla
formalności, bo i tak zapyta, a czy jej odpowie to już jego sprawa. Dlatego nie
czekała na potwierdzenie. – Co z mamą Naokiego? – mimo obojętnej postawy,
zdawało się go to poruszyć. W sumie dziewczyna nie była jakaś mu bliska, znają
się jakieś dwa tygodnie, to za mało na spowiedź życia jego prywatnego.
- On nie ma mamy – odparł wymijająco.
- Umarła? – dopytała, nim zdążyła ugryźć
się w język. Czasem ta jej ciekawość ją irytuje bardziej, niż rozmówce.
- Dla mnie tak – odrzekł cicho.
Zdziwiła ją taka
odpowiedź, oho ktoś tu ma złamane serduszko. Zaczęła mu współczuć, ale
powstrzyma się od okazywania mu tego i wypytywania o szczegóły, tym razem na
pewno by się wkurwił. Po chwili wraz z nim podeszła do Naokiego i razem
uświadomili go, że nadszedł już czas wracać do domu. Nie chciał, ale nie miał
zbytnio wyboru. Sasori pociągnął chłopaka do siebie.
- Naoki, bądź posłuszny – warknął na
niego, co nie spodobało się jego koledze i kopnął mocno w piasek, osypując dorosłego
mężczyznę. Dzieckiem zajęła się jego matka, wytaczając mu ostrą reprymendę,
zignorował to, nie żeby nic się nie stało, ale nie obchodzi go los cudzego
dziecka. – Pożegnaj się z… - spojrzał na dziewczynę, która dość uporczywie
przecierała oko. – co się stało?
- Nic, chyba jakiś paprok wpadł mi do oka
– mruknęła, do oka zaczęły jej napływać łzy. Usiadła na piasku, lepiej się
skupiając na tym, zamyknęła oczy. Kucający obok niej Sasori, zostawił syna
jeszcze chwile w spokoju i zajął się Miyuki, unieruchamiając jej ręce.
- Nie trzyj tego – zakazał ostro, a potem
przysiadł na kolanach naprzeciw niej i ujął jej twarz. – Prawe oko, tak? –
dopytał, a ona przytaknęła głową, unosząc rękę ponownie do oczu. – Mówię nie
trzyj.
- Kiedy mnie swędzi…
- Wiem – powiedział, otwierając jej
załzawione oko. – nie ruszaj się, wyciągnę ci to – stwierdził, zbliżając się do
niej niebezpiecznie. – postaraj się nie mrugać.
- Nie mogę przestać – wytłumaczyła się
słysząc jego grymaszące westchnięcie.
- Wytrzymaj jeszcze. Już prawie mam –
oświadczył, wyciągając z niej niewielką przyczynę nieszczęścia. – Już mam –
stwierdził, odrzucając przedmiot gdzieś w bok. Wtedy to dostał mocno w tył
głowy wykopaną piłką, skutkiem czego musnął swoją „pacjentkę” w policzek.
Szybko się od niej oderwał i z mordem spojrzał w tył, na dziecko, które
wcześniej sypnęło w niego piaskiem. Pieprzony bachor. – Przepraszam.
- Fuj… - burknęła z żartem, przecierając
swój policzek. – nie wiedziałam, że taką chce pan zapłatę…
- Jak wolisz to mogę ci pozwolić za te
pomoc zapłacić… następnym razem przekaże ci rachunek – stwierdził z bardzo
sztywnym żartem. Nie do końca była pewna czy on żartuje. – Naoki, idziemy –
zawołał do chłopca, łapiąc go od tyłu na ręce, gdy zaczął uciekać. Na początku
się śmiał w biegu, ale gdy został schwytany nie było już śmiesznie. Zaczął mu
się wierzgać w ramionach z niemałym grymasem na twarzy.
- To trzymaj się Naoki i nie sprawiaj
tacie kłopotów – mruknęła z uśmiechem, całując go w policzek.
- Pa, Miyuki! – zawołał wesoło do niej,
tym razem grzecznie uwieszając się szyi taty. Dziewczyna uśmiechnęła się i
spojrzała na studenta.
- Mnie nie całuj, jeszcze twój chłopak
będzie zazdrosny – zakpił narcystycznym stylem.
- Racja, a ja nie chcę drugiego rachunku
za uszczerbek na pańskiej twarzy – uśmiechnęła się triumfalnie.
No przyzna, te potyczkę
słowną wygrała. Z delikatnym uśmiechem ją wyminął i kierował się do mieszkania.
W czasie drogi, mały zdążył zasnąć już na jego rękach, po jedno się cieszył –
będzie miał trochę spokoju, ale z drugiej strony – jeszcze nic nie jadł, no i
co on w nocy będzie robił? Zawsze sądził, że to głupie pytanie, jednak
faktycznie takie maluchy wtedy nie śpią, wszystko wydaje im się ciekawsze, niż
jakieś głupie spanie.
DATA
30.05.2014
OD AUTORKI
Nadszedł czas upałów. -.- Ja nie wiem jak to przeżyję... zanik weny przez to ciepło jest nieuniknione, ale spoko, mam rozdziały w przód - jakoś to będzie.:D
Wiecie, chyba zmienie pory dodawania notek. Zamiast w sobotę o północy, będą się pojawiać o osiemnastej. Też w soboty. :) Nie chcę mi się siedzieć do późna przed kompem i odliczać minuty, każda sobota to dla mnie sylwester normalnie. xD
Kwestia blogów, ja wiem, ja zalegam, ale tak mi się nie chcę pisać komentarzy...ale spoko to minie na pewno, a wtedy się mnie spodziewajcie! A przeczytać was, przeczytałam, jak by co. ;)
Dziękuję Wam pięknie za wszystko - za to, że jesteście i się uśmiechacie. :D :*
Pozdrawiam. ;) ;*