30 lis 2013

ROZDZIAŁ 3.


Wieczorne godziny pracy niesamowicie dłużyły się Akasunie. Najbardziej lubił te popołudniowe, gdzie senność jeszcze nie dotyka człowieka. Jednak w sumie sam jest sobie winny, było mu spać po pracy, a nie zabawiać się ze swoją dziewczyną, bądź kumplami. Kto mu jednak zabroni narzekać…? No może starsi pracownicy, ci z większym doświadczeniem, oni to dopiero wymagają cudów od każdego człowieka. Właśnie spisywał raporty, dzisiaj przydzielono go do pracy spisywania pacjentów na wydziale chirurgii ortopedycznej, ale starsi „koledzy” wykorzystywali go też do pracy w izbie przyjęć. Nikogo tam nie było od dobrych trzydziestu minut, więc wrócił do pokoju przeznaczonego dla ratowników medycznych i tam w błogim spokoju oddawał się swojej zleconej papierkowej pracy. Po kilku minutach ktoś zapukał twardo do drzwi i nawet nie czekając na zaproszenie, wparował do środka.
- Przepraszam bardzo, ale czy ktoś z państwa może łaskawie ruszyć dupę i zająć się chorymi na izbie przyjęć? – warknęła jakaś dziewczyna o brązowych włosach spiętych w luźnego koka i ładnie podkreślonych szarych oczach.
- Sasori, idź i pomóż koleżance – zaśmiał się Hideo, zgromił go wzrokiem. Po ostatnim podpierdoleniu mu diagnozy, zyskał pochwałę. Dupek, teraz się jeszcze bezczelnie tym szczyci. Wali go to.
- To nie moja robota – odparł obojętnie, wracając do pisania.
- O ile się nie mylę, jest nią spisywanie raportów i pomoc starszym kolegom. Więc wypieprzasz młody… w podskokach – zakpił, na co ten dla świętego spokoju już wyszedł z pomieszczenia twardym krokiem, niechcący strącając ramię dziewczyny.
- Naburmuszona dziewczynka! Uwierz, że nam też się nie chce tu siedzieć i czekać, aż weźmiecie się do roboty – stwierdziła wściekle, czym nawet się nie przejął. Wtem osoba za nią pociągnęła ją ostro za ramię.
- Miyuki, uspokój się – skarcił ją mężczyzna z owiniętym sznurkiem wokół szyi i przedramienia.
- Przecież nic nie robię, tato. To on stroi fochy, jakby jakaś krzywda mu się działa – prychnęła dumnie.
Musieli jeszcze trochę odczekać, gdyż przed nimi uzbierała się jeszcze siedmioosobowa kolejka. Dziewczyna patrzyła ze złością na Akasunę, co za idiota, zero przejęcia stanem, historią pacjenta, tylko spisywał dane ludzi i wysyłał na odpowiedni oddział nie zaszczycając ich spojrzeniem.
- Miyuki, usiądź sobie. Sam się zarejestruję – zaczął ojciec dziewczyny.
- Nie, gdyby nie ja w ogóle byś tu nie przyszedł, więc dopilnuję cię do końca – oznajmiła stanowczo szatynka. Nie pozwoliłaby się spławić, nikomu! – chodź, teraz my – pociągnęła mężczyznę do okienka. – Dzień dobry.
- Co dolega? – zapytał obojętnie.
- Mojego ojca boli ręka, już od kilku dni, dopiero teraz się zorientowałam i go tu przyp…
- Rozumiem, imię i nazwisko – wciął się w jej zdanie, spisując skierowanie. Drgnęła jej żyłka na skroni, jak bezczelnie jej gnój przerwał.
- Miyuki Kazama – bąknęła, przedstawiając się. Mężczyzna stojący obok niej, plasnął się w czoło, a siedzący w recepcji prychnął prześmiewczo i w końcu na nią spojrzał.
- Imię i nazwisko pani ojca – poczerwieniała, ale głupotę palnęła, no przecież, że nie o nią pytał… ale w każdym razie nie powinien się z niej nabijać!
- Ależ to zabawne, jak twój kolor włosów – sarknęła, na co przewrócił oczami. Dzięki znajomym już dawno się przyzwyczaił do takich szyderstw.
- Miyuki! Zachowuj się – upomniał wściekle ojciec. – przepraszam za córkę, Akaishi Kazama.
- Karta zdrowia – wyciągnął rękę po plakietkę, a potem przepisał z niej kilka informacji. Wyglądało to, jakby ów czynność go wielce nudziła, co irytowało szatynkę. – tamtymi drzwiami, korytarzem do końca w prawe drzwi, tam ktoś się panem zajmie – odrzekł, oddając mu kartę i skierowanie.
- Dziękuję… chodźże! - zawołał do córki, która wbijała wzrok w czytającą zapiski, twarz Sasoriego. – Potem się z nim umówisz – mruknął zaczepnie.
Prychnęła oburzona tym komentarzem, bąkając pod nosem wyzwiska w stronę chłopaka. Dotarła wraz z ojcem pod sale chirurgiczną, gdzie jedna z pielęgniarek przydzieliła im jedno z łóżek, jednak dalsza pomoc nie podlegała jej kompetencji, dlatego ponownie musieli czekać na lekarza. Miyuki chodziła w te i wewte starając się nie deptać swoimi trampkami na obcasie na linę. Nudziło jej się. Akaishi westchnął ciężko, jaka ona dziecinna czasem.
- Ile jeszcze mamy czekać, no? To szpital, ludzie potrzebują pomocy od razu – jęknęła.
- To może pójdź poszukać tego chłopca z izby przyjęć i go przeproś.
- Ja?! To on mnie obraził! Rudy cham! – mężczyzna plasnął się w czoło. – Najpierw mnie szturchnął w ramię, a potem się nabijał! To on mnie powinien przepraszać!
- Przepraszam – rozbrzmiał głos za jej ciałem, drgnęła napotykając obojętne spojrzenie Sasoriego. Jednak miło było usłyszeć to słowo. – tarasuje mi pani drogę – dodał, a jej ojciec zaśmiał się cicho. Ofukana dziewczyna posłusznie się przesunęła.
- Akaishi Kazama, czterdzieści dwa lata… - wyczytywał jego dane z kartki, którą od niego odebrał. – co się panu stało?
- Chwila. Wait. Co ty robisz? – burknęła dziewczyna, zakładając ręce na piersi.
- Przeprowadzam wywiad z pani ojcem.
- Dlaczego robisz to ty? – fuknęła, a ojciec ją upomniał. – Dlaczego podszywasz się pod lekarza, przecież pracujesz w recepcji. Wiesz, że takie zabawy są karalne?
- Jestem pracownikiem tego szpitala, mam takie dyżury…
- Nie obchodzi mnie to, chcę aby ktoś dorosły zajął się moim ojcem! Ty wyglądasz na mojego rówieśnika.
- Pewnie nim jestem. Nie rozumiem pani oburzenia, przecież można tu pracować jako stażysta mając dwadzieścia lat – oświadczył, a Miyuki spojrzała na niego z mordem, aż się lekko wzdrygnął.
- Córka ma szesnaście lat – oznajmił mężczyzna, jego ta sytuacja niebywale bawiła, ona go wymładza, a on postarza. Ale trzeba było przerwać, nim dojdzie do rękoczynów. – możemy wrócić do wywiadu…?
- Tak, przepraszam… co się panu stało? – zapytał, ignorując cisnące w niego pioruny z oczu dziewczyny.
- Mówiłam, że boli go ręka! – prychnęła dumnie, a Sasori westchnął ciężko, głupia małolata.
- Czy twój ojciec potrafi mówić? – odwrócił się do niej, piorunując spojrzeniami, oddalonymi od siebie o zaledwie dziesięć centymetrów.
- Co to za durne pytanie? Oczywiście, że tak!
- To pozwól mu odpowiadać – dodał sucho, dziewczyna fuknęła urażona. – więc…?
- Uraz prawej górnej kończyny w okolicach przedramienia – o boże, już lubił tego pacjenta, normalna, precyzyjna odpowiedź. Spisał ją w notatce.
- Jak i kiedy to się stało?
- Niestety nie wiem – spojrzał na niego znad kartki, no kurwa… spojrzał z nadzieją na jego córkę, ale strzeliła focha i najwyraźniej nic nie powie. Zresztą pewnie i tak nic mądrego…
- Mogę obejrzeć? – zapytał, w sumie to nie jest jego poziom kompetencji, ale może coś wywnioskuje. Mężczyzna zakasał rękaw do góry ukazując całkiem sporą ranę. Szatynka także przyjrzała się temu bliżej. – Niech pan powie, kiedy zaboli – zalecił, następnie dotykał w czułe miejsca palcami, mężczyzna syczał krzywiąc się z bólu.
- Może wystarczy? To go boli – oświadczyła Miyuki, dostosował się do jej prośby.
- Wygląda na stłuczenie. Przewrócił się pan może?
- Nie, nie pamiętam nic takiego…
- Tato, jak można takich rzeczy nie pamiętać? – wywróciła lakonicznie oczyma. Wtedy poczuła na sobie wzrok, brązowookiego. – Co się gapisz?! – zakryła się szczelniej płaszczem, naburmuszając minę.
- Twój tata nie ma jakichś problemów psychicznych…?
- Że co?! Co za cham! Sam pewnie masz coś z głową!
- Spokojnie, chodzi mi o zaniki pamięci…
- Obraziłeś go napisze na ciebie skargę, durniu! – warknęła.
- Miyuki! Przestań dziewczyno!
- Co tu się dzieję?
Na salę wkroczył lekarz ortopedii, na nieszczęście dla Sasoriego okazał się on być znajomym pacjentów. No to po robocie… chociaż nie, jednak nie. Akaishi wybronił chłopaka od napaści córki, bo w końcu słuszne pytania zadawał, postępował zgodnie z zasadami. Miyuki po prostu za bardzo pała troską do ojca i to ją gubi. Lekarz spojrzał na Akasunę i poprosił go oddanie karty, którą sam wypełniał. Przy pytaniu o przyczynę, mężczyzna robił znaki mówiące, iż nie będzie mówił przy córce. Lekarz z uśmiechem nakazał im zrobić prześwietlenie ręki.
Sasori natomiast zajął się innym pacjentem, na szczęście on wiedział dokładnie co mu się przydarzyło, także nie było żadnych problemów. Po jakimś czasie ponownie został zawołany przez ortopedę do poprzednich pacjentów. Tym razem wyznaczono go do nałożenia gipsu na obolałą rękę, wzdłuż przedramienia.
- Moment! Dlaczego akurat on ma się tym zająć, nie ma lepszych ludzi od tego, bardziej doświadczonych?
- Mogę ci zaręczyć, że Sasori zrobi to najlepiej – stwierdził ortopeda, poklepując ją po plecach i odchodząc do innego pacjenta w celu złożenia diagnozy.
Szatynka cofnęła się, robiąc przejście chłopakowi. Wykonał zadanie bardzo delikatnie i precyzyjnie, a nawet jej akcentowane troską o ojca pytania, nie wybudzały go z rytmu. Po chwili, gdy wszystko już było idealnie nałożone, a wszelkie odpowiedzi na pytania dziewczyny udzielone, mogli wrócić do domu.
- Dzięki, za trzy miesiące żal mi będzie ściągać – zaśmiał się mężczyzna i spojrzał wymownie na córkę. Sasori wyrzucił zbędne materiały do kosza i zamierzał udać się do zlewu, oczyścić ręcę.
- Dziękuję – bąknęła dziewczyna, patrząc gdzieś w bok.
Przeszedł obok niej obojętnie, to jego praca, nie musi się wysilać, by mu dziękować. Po sterylnych zabiegach wrócił do kantorka, spisywać wszystkie potrzebne duperele. W międzyczasie snuł plany na weekend, ostatnio Noriko ma niekorzystne dla niego wahania nastroju, więc musi się jakoś dla niej zreflektować.

W samo południe w środę, wybrali się razem na spacer po mieście. Akurat Akasuna miał w ten dzień wolne od zajęć, a do pracy idzie dopiero wieczorem. Obejmował dziewczynę ramieniem, muskając jaj skroń przez długie, proste i czarne włosy, uśmiechnęła się na ten gest, jeszcze mocniej uciskając go w pasie. W dni takie, jak te eskalowało w niej poczucie szczęścia, nie kłócili się, nie denerwowali, było po prostu miło! Choć trwali w ciszy, łaknąc wzrokiem wiosenną panoramę rynku.
Stanęła naprzeciwko i wstrzymała ich dalsze kroki. Z uśmiechem wskazała palcem na swoje usta, odwzajemnił ustny gest, unosząc delikatnie kąciki, ujął jej twarz w dłonie i nachyliwszy się, wymierzył jej upragnionego buziaka.
- Wspaniały dzień, prawda? – zagadnęła, przytulając się do ramienia chłopaka, odmruknął jej zgodę. – Uwielbiam, jak cała natura zaczyna kwitnąć… przejdziemy się przez park?
- Jak chcesz. Wszędzie byle z tobą – odparł czule, mierzwiąc lekko jej włosy.
- No co robisz?! – bąknęła odsuwając się i poszukując w torebce lusterka. To potrwa. Sasori wyciągnął telefon, by mogła się przejrzeć w jego ekraniku. Sam udał się do pobliskiej kawiarni, zakupić im gorącą czekoladę na wynos. – Sasori… mi weź kakao! – zawołała do niego, gdy się oddalał. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, lubiła ładnie wyglądać, tak ogólnie dla wszystkich. Bo naprawdę była ładna i cieszyła się z tego. Czekała na Sasoriego, gdy telefon w jej dłoni zawibrował, a w tle rozniosły się dźwięki oznajmujące, że… dzwoni debil.  Zaśmiała się cicho, widząc w dodatku imię Hidana na wyświetlaczu. Bez krzty wahania, odebrała.
- Yo, Saso. Jesteśmy teraz z kilkoma naszymi w knajpie przy centrum. Wpadaj – rozkazał wesoło siwowłosy, w tle dało się usłyszeć nawoływania Nagato, Deidary, Kisame i chyba Itachiego. Nie była pewna na wzgląd obecności Douhito, ponoć się nie lubią. Chyba, że blondyn taki dwulicowy, nie zdziwiłaby się. – Kurwa, jesteś?
- Sasori nie wpadnie – uśmiechnęła się wyobrażając jego minę. – jest teraz ze mną i mu dobrze.
- Fajnie, że spisujesz się w roli dziwki – zaśmiał się. – dobra, nie pierdol tylko daj go telefonu. Elita dzwoni!
- Elita? Chyba debili i wiesz co? Tak jest – mruknęła. – a teraz słuchaj uważnie, odpierdol się od Saso, ty i ta cała pożal-się-boże elita. Zasłużył dzisiaj na fajne towarzystwo.
- A myślisz, że po chuj dzwonię? – zapytał szyderczo. – Daj mu telefon, Szmato, bo inaczej pogadamy.
Nie odpowiedziała mu, tylko bezceremonialnie się rozłączyła i wsadziła telefon do kieszeni. Tyle zdążyła, nim przyszedł Sasori. Obojętnie podał jej kubek kakao, którego wonią, smakiem i ciepłem, rozkoszowała się idąc u boku chłopaka do parku. Usiadł na jednej suchej ławce, pociągając ją za sobą. Odwróciła jego twarz do siebie, wpijając się namiętnie w usta. Odstawił po omacku kubek z boku ciała i objął brunetkę w pasie, wtedy to rozbrzmiał już normalny dzwonek komórki.
Oderwał się od niej molestując swoje kieszenie, wtedy przypomniał sobie, że pożyczył telefon Noriko. Spojrzał wymownie na zdenerwowaną przerwą, dziewczynę.
- Oddasz mi telefon? – zapytał w końcu, wytrzeszczyła oczy. Ach no tak, przecież ona go ma.
- Tak, jasne… gdzie on może być, hmm… – zastanawiała się na głos, zaczynając szperać w torebce, zamierzała ciągnąć to tak długo, aż ten natręt sobie nie da spokoju. Po chwili było cicho. – przestał dzwonić. Potem poszukam.
- Ale…
- Sasori… potem – prowokacyjnie usiadła na jego kolanach. – zajmijmy się czymś przyjemniejszym… sobą – mruknęła kusząco, zetknęła się delikatnie z jego wargami, po czym chciała to pogłębić, ale znowu dzwonił debil.
- Hidan… ustawił sobie idealną nutkę, nie? – uśmiechnął się chcąc rozładować napięcie. Sięgnął do kieszeni jej płaszcza, wyciągając zgubę. – Znalazłem – powiadomił, na co uśmiechnęła się sztucznie. Na jej oczach odrzucił połączenie, powracając do jej pachnących malinowym błyszczykiem warg.
- Zaskakujesz mnie – rzekła dumnie w przerwie. Ponownie ktoś się dobijał na rozmowę, tym razem Kisame. Odrzucił, oczywiście i znowuż wpił w miękkie wargi, ale ponownie rozbrzmiała melodia.
- Co do chuja? Itachi… usrali się czy co? – warknął, odrzucając połączenie.
- Wyłącz po prostu telefon – przewróciła z nerwów oczami. Przybliżył się do niej twarzą, chcąc cmoknąć w policzek, ale odchyliła się w tył i rzuciła mu wymowne spojrzenie na telefon.
- Dobrze – odrzekł i już przymierzał się do wykonania polecenia, w jego interpretacji, prośby. Lecz tym razem dzwonił Deidara. – poczekaj, odbiorę.
- No ty chyba żartujesz?! – warknęła, ale to na nic. Zaakceptował połączenie i przyłożył słuchawkę do ucha, pomimo świdrującego go wzroku Noriko.
- Siema, Dei. Co tam? – ten przyjazny ton bynajmniej nie podobał się brunetce. Dawała mu szansę, licząc, że wytoczy ostry opierdol, z wielkim oburzeniem zeszła z kolan chłopaka na ławkę.
- Ha! Wygrałem cioty. Odebrał ode mnie! – zawołał blondyn, ale chyba nie do niego, a do osób, z którymi przebywał. Czerwono-włosy jęknął zdezorientowany. – Twoja laska zmusiła nas do wydzwaniania do ciebie.
- Ta jasne – zadrwił. – telefon mi się zawieruszył, ot cała historia.
- Aha. Pewnie po rozmowie z Hidanem go schowała – zakpił Deidara, wprawiając go w milczenie. Spojrzał kątem oka na siedzącą obok obrażoną dziewczynę. No proszę, nie mówiła, że z kimkolwiek rozmawiała, gdy go nie było. – W każdym razie, wbijaj do knajpki przy centrum. Musimy coś uczcić – oznajmił z uśmiechem. Jego dobry humor było doskonale słychać przez komórkę.
- Sorry, dzisiaj nie mogę. Dzisiaj jeszcze do pracy idę, rano szkoła.
- No kurwa, to ci soczek damy – zaśmiał się. – ja stawiam.
- To tym bardziej nie. Jak ty stawiasz, to cię porządnie wykorzystam – stwierdził obojętnie. Noriko spojrzała na niego zniecierpliwiona, był z nią, nie zamierzała dzielić się z nikim jego czasem.
- Chuj – warknął, co rozmówcę jedynie rozbawiło. – o dwudziestej drugiej kończysz, nie?  - Sasori przytaknął, obejmując za ramię swoją połówkę. Była obojętna na jego ciepłe gesty. – To, sobota?
- Sobota? – powtórzył, na co Noriko się rozbudziła. – Dob… - nie zdążył odrzec, bo komórka została mu wyrwana.
- Weekend mamy zaplanowany, chuj mnie obchodzą twoje sukcesy. Opijaj je sobie sam – warknęła dziewczyna do słuchawki. Sasori chciał jej odebrać własność, ale wstała i się od niego oddaliła. – nie spotka się z tobą!
- Ach tak? Zobaczymy! – zawołał Deidara, w dupie miała to ostrzeżenie i bezkompromisowo zakończyła połączenie.
Akasuna podszedł do niej ostrym krokiem i odebrał telefon. Nie podobało mu się, jak potraktowała jego kumpli, w końcu nic złego nie zrobili, a i nie mieli przecież planów na sobotę.
- Co ty wyprawiasz, do cholery? – warknął, przymrużając gniewnie oczy. – Wiesz, tym razem przesadziłaś.
- Nie sądzę. To nie ja cię ignoruję, dla jakichś debilnych rozmów z kolegami – założyła ręce na piersiach, patrząc na niego z oburzeniem. W końcu są jakieś granice. Nie miałaby nic przeciwko jego znajomym, gdyby nie narzucali się swoim towarzystwem co pięć minut.
- Chwila rozmowy, by cię nie zabiła. Ja ci się nie dopierdalam do znajomych – odpyskował, chyba pierwszy raz mówił do niej takim gniewnym tonem. – zaczynam się czuć przy tobie ograniczany.
- Przepraszam bardzo. To twoi znajomi dopierdalają się do naszego związku. Z nimi się spotykasz? Z nimi chcesz spędzić resztę życia czy ze mną? – wskazała na siebie. – Ja potrzebuję twojej uwagi znacznie bardziej, niż oni! Ciekawe jakbyś się czuł, gdybym cię tak olewała dla znajomych?
- Przecież cię nie olewam na litość boską – zmierzwił sobie fryzurę, wzdychając ciężko. – Chyba parę spotkań w miesiącu o tym nie świadczy. Przestań dramatyzować.
- Szkoda tylko, że te spotkania zazwyczaj są w weekendy, a jak nie kumple to szkoła lub praca. Chcę ciebie częściej, niż tylko w nocy lub do wieczora w środy – zakomunikowała. Wiedziała doskonale, że jego kumple jej nie lubią, więc na pewno dodatkowo radzą mu z nią zerwać, czy szpuntują przeciwko niej.
- No to powiedz mi, że chcesz jakoś ze mną spędzić czas wcześniej, a nie wymyślaj – powiedział, no naprawdę… potem się dziwi, że chłopaki po niej cisną. Jest młody, chce i musi się wyszaleć ze znajomymi.
- Że co kurwa proszę? Mam się umawiać z tobą w terminarzu?! Sasori, idioto, my chodzimy! Czy chęć wspólnego spędzenia czasu ma być tylko moją inicjatywą? Nie czuję się przy tobie, jak twoja druga połowa!  - warknęła, no jeszcze kurwa czego. Pierdolone męskie myślenie.
- I tak moje pomysły są przez ciebie z reguły odrzucane – odparł obojętnie. No bo tak jest, po chuj się wysilać, skoro odpowiedzią zawsze będzie „nie”, a w bonusie opierdol, jaka to dziecinna myśl.
- Słuchaj Sasori… - przerwała, gdy nagle zakręciło jej się w głowie, widok przed oczami stał się zamglony, a ona usilnie starała się utrzymać równowagę.
- Dlatego nie dziw się, że czasami wole spędzić czas z chłopakami. Przy nich czuję się bardziej dowartościowany – choćby samą obecnością, jeden mądry… w sumie przy Hidanie wszyscy mogą poczuć się mądrzy. Ponownie wpatrzył się w dziewczynę, która trzymała się za głowę z przymkniętymi oczami i lekko się chwiała. – Noriko…? Noriko, co ci jest? – złapał ją za ramię, po chwili dając jej swoim ciałem trochę większe oparcie.
- Nic… jakoś tak mi słabo – wyszeptała, nieustannie mrugając w celu przywrócenia ostrości obrazu. Sasori nachylił się ku niej, po chwili biorąc ją na ręce i kładąc na ławce, gdzie wcześniej siedzieli.
Z troską odgarnął jej czarne włosy na drugi bok twarzy. Cała zbladła, lekko się chwiejąc na siedzeniu. Objął ją ramieniem, pozwalając oprzeć się o tors. W milczeniu czekał na dalsze reakcje, aż zorientował się, że zwyczajnie zasnęła. nie chcąc by się przeziębiła postanowił zanieść ją do domu. Zabrał ją na plecy, jej ciepły oddech delikatnie uderzał w jego twarz, zaczął zastanawiać się nad wypowiedzianymi do niej słowami. Wiadomo, że w chwilach takich jak ta lub zwyczajnie po sprzeczce, człowiek zaczyna się zastanawiać czy nie przesadził… zawsze, niezależnie od tego czy postąpił słusznie.

Nastała już dwudziesta druga. Sasori kończył pracę w szpitalu, nie działo się nic niezwykłego. Jak przez cały tydzień, siedział w papierkowej robocie, od czasu do czasu pomógł na wydziale ortopedii. Nawet zdążył się co nie co nauczyć na studia, w razie jakiś niezapowiedzianych kartkówek. Teraz mógł wracać do domu z tak pięknym postanowieniem, jak wyspanie się. Mała wielka czynność, którą już od poranka w poniedziałek pożądał.
Przed wyjściem z budynku zaczepił go jeszcze jakiś z pacjentów.
- Przepraszam, gdzie jest recepcja? – zapytał podenerwowany, trzymając na rękach śpiące niemowlę. Sasori uniósł brew lecz jego spojrzenie nadal pozostawało obojętne.
- Jesteśmy w recepcji – odpowiedział, wskazując na niedalekie stoisko nad którym wisiał napis z pożądanym miejscem. Mężczyzna zrobił pustą minę, tak zwanego pokerface’a.
- No tak… dziękuję – zakłopotał się i odszedł do przyjmujących formularze, pielęgniarek.
Akasuna przekręcił głową z lekkim uśmiechem, co za idiota. Zwrócił się do drzwi i wyszedł przez nie, przywitał go zimny powiew wiatru, dopiął po samej góry zamek w kurtce i przyłożył do kołnierza usta, ręce włożył do kieszeni i zszedł po schodach, kierując się na swój przystanek samochodowy. Zawsze o tej porze jest na nim pełno meneli, którzy szydzą sobie z przechodni, albo namawiają na jednego… taa już leci pić z jednej butelki piwa czy kieliszka z tym brudem. Znaczy, nie ma nic do takich ludzi, ale gdy są spici i natarczywi to wkurwiają, dlatego musi sobie kupić samochód. Koniecznie.
Jego rozmyślenia przerwało objęcie ramieniem po jego prawej stronie. Wzdrygnął się nieznacznie i momentalnie zawędrował wzrokiem w tamtym kierunku. Po kontakcie z niebieskimi oczami wyluzował.
- Siema – mruknął Douhito idąc u jego boku.
- No hej – przywitał się Sasori i planował iść dalej, ale został przekierowany, przez mocniejszy uścisk w inną stronę. - Deidara, gdzie mnie kurwa ciągniesz? Ja chcę do domu.
- Gdzie kurwa do domu. Noc jeszcze młoda, a ja muszę z wami coś uczcić – Akasuna spojrzał na niego z zainteresowaniem, w końcu nie dopytał ostatnio. – dostałem w pracy swoje pierwsze wynagrodzenie z premią – uśmiechnął się dumnie.
- Och, gratulacje stary.
- Dzięki – wypuścił go z uścisku i włożył ręce do kieszeni. – więc wiesz, pierwszą wypłatę trzeba opić, a nie zamierzam wydawać kasy jedynie na te resztę łajz z naszej bandy.
- Dobra, prowadź, a nie pierdolisz – bąknął, za co dostał po głowie.
- Z szacunkiem do Inżyniera budownictwa – wygarnął, chuj, że uczy się na to stanowisko, a na razie ogólnie pracuje na budowlance. To kwestia miesięcy, nim zobaczą w nim potencjał i posypią się awanse.
Czerwono-włosy nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko kpiąco w jego stronę. Deidara w sumie trochę się zdziwił na tą uległość kolegi, ale nie roztrząsał tego, to na bank przez tą Noriko. Właśnie tak, od tamtej kłótni nie porozmawiali poważnie, tylko jakieś zdawkowe zdania sobie posyłali. Czuł się źle, miał dosyć sporów o przyjaciół czy o dziewczynę… jak była okazja to wolał zatopić smutki w alkoholu i trochę się odprężyć.
Po godzinie prawie cała grupa była w wyśmienitych humorach. Siedzieli w jednym z akademickich barów, w ręku trzymali po butelce piwa, niektórzy rozmawiali przy stoliku, inni grali w bilard, a jeszcze inni zajadali się zamówionymi fast food’ami. Takie tam zwykłe, lekkie spotkanie.
- Ej, tak w ogóle to gdzie jest Hidan? – zapytał w końcu Deidara, siedząc sobie na blacie stołu do bilardu. W sumie coś tak cicho i przyzwoicie tu odkąd weszli, ale dopiero teraz to zauważył.
- Był tu… - rozglądnął się Nagato, towarzysząc w rozmowie blondyna i Sasoriego. – ale chyba wyszedł jakoś niedawno po tobie – oznajmił, na co się trochę zdziwił.
Był z nimi w knajpie, a gdy zbliżała się dwudziesta druga, tak jak zaplanowali zza wczasu, ruszył po tą śliczną, rudą sierotkę pod szpital. Nie tylko chcieli mieć go w swoim gronie, ale też chcieli dać taką nauczkę Noriko. Z nimi się nie zadziera i tyle. Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł wyszczerzony Hidan, a za nim Itachi. Deidarze drgnęła żyłka na skroni, zerwał się do chłopaków i zwrócił do Hidana.
- Co ON – wskazał brzydko palcem na Uchihę. – tu robi?!
- Też miło cię widzieć – uśmiechnął się lekko. – gratuluje… czegoś tam – dodał i klepiąc go po ramieniu wyminął jego osobę, by przywitać się z resztą. Deidara strzepnął z ramienia niewidzialną zarazę, którą ten idiota szerzył.
- Hidan, kurwa. Mówiłem ci, że nie chce tutaj tego durnia – warknął zerkając w tył i mordując wzrokiem bruneta.
- No wiem – odparł, jak gdyby nigdy nic. Dei spojrzał na niego, jak na kretyna, czyli bardzo prawdziwie. Może tej niższej formie życia trzeba to inaczej tłumaczyć.
- I co zrobiłeś? – zapytał, jak jakiegoś przedszkolaka.
- Przywiozłem go tutaj – zaśmiał się bardzo zadowolony ze swojego uczynku, a dlaczego by nie miał, nie? Było mu nie paplać, jaki to byłby wkurwiony na widok jego pysku.
W wcześniejszym towarzystwie oswajał się z obecnością nieproszonego gościa. No bo czym biedny kolega mu zawinił? Istnieniem? Sasori dał Nagato znak, żeby nie dociekał, bo to mu nic nie da.
Po kolejnych dwóch godzinach, atmosfera już kompletnie się ociepliła. Towarzystwo dogrywało ostatnią partyjkę bilardu, właściwie knajpa powinna być już zamknięta, ale ubłagali właściciela.
- Nie ruszajcie stołem! Mówię coś kurwa! – warknął Yahiko, a reszta się zaśmiała… z jego stanu.
- Przecież nie przesunęlibyśmy trzystukilowego stołu. Za dużo wypiłeś i twój świat razem z klockami wiruje – uświadomił Nagato, załamując się faktem, iż jego współlokator jest spity, będzie musiał go odprowadzać do mieszkania. A mówił mu, nie pij z Hidanem, nie pij mówię!
- Spoko, pomożemy go odprowadzić – zgłosił się Zetsu, przystępując w przód razem z Hidanem. Oboje również byli pięknie najebani… chyba wrócą do domu, jak wytrzeźwieje.
- Nie… ja dam radę – zapewnił, w końcu jeden spity to mniejsze zło, niż trzech. Logiczne.
- No, czyli idziemy – wyszczerzył się Hidan i szarpnął Yahiko od pokrytego suknem stolika, bo strącał już ręką bile do łuz. – nara wam, było do dupy, dlatego trzeba powtórzyć.
Pozostali przekręcili tylko oczami, siwowłosy zawsze tak mówił, nawet na spotkaniach, które sam organizował. Człowiek z dystansem do siebie. Po kilku minutach reszta także wyszła z knajpy, którą właściciel wreszcie mógł zamknąć. Pogadali jeszcze chwile, nim mieli się rozdzielić. Sasori razem z Kakuzu omawiali niedawne kolokwium na studiach, w końcu jeszcze w tym roku zajęcia mieli razem, a Deidara sprzeczał się z Itachim i Kisame, dwóch na jednego to trochę nie fair, ale on sobie dobrze radził.
Chodziło o miejsce następnej imprezy, Itachi nie chciał robić jej w domu, bo rodzice. No idealna okazja do drwin na brunecie, boi się reakcji mamusi i tatusia, no lol, nawet on ma w dupie co jego matka powie. Sprasza sobie kumpli, przychodzi późno do domu, nawet spotykał się z laską, której szczerze nie znosi – skoczcie mu, taki bardzo zbuntowany syn. W końcu Itachi mając dość jego głosu i twarzy, odszedł zgadzając się na tą propozycję

Wrócił do mieszkania, było koło trzeciej nad ranem, naprawdę się dzisiaj dobrze bawił. Taka tam, mała ucieczka od codzienności. Będąc już w mieszkaniu, zamknął po cichu drzwi i równie cicho przystąpił do ściągania kurtki i butów. Trochę go po tych piwach suszyło, dlatego ruszył się do kuchni, na stole zobaczył zgaszone świeczki i przygotowaną wytrawną kolacje z otwartą i do połowy pustą już butelką czerwonego wina. Obtarł oczy z frustracji na samego siebie, no to zjebał po całości. Norma. Usłyszał otwierane drzwi od łazienki, a z nich wyszła Noriko, głupio mu było się odezwać, dać znak o swojej obecności. Jednak sama go zauważyła, oparła się swobodnie o ścianę i skarciła wzrokiem. Czuł się jak dzieciak, który zdecydowanie za późno wrócił z imprezy.
- W końcu raczyłeś wrócić do domu – żachnęła się, zakładając ręce na piersiach.
- Byłem…
- Z kolegami. Tak, wiem – oznajmiła wymijając go w przejściu do kuchni, zapaliła światło. – zapach alkoholu cię zdradził. Pomyśl o jakiś miętówkach następny razem – syknęła.
- Noriko, nie złość się – prychnęła jedynie i zaczęła wyrzucać wystygnięte jedzenie do kosza. Sasori obserwował ją z zasmuconą od poczucia winy, miną. – nie wiedziałem, że przygotujesz dla nas kolację… gdybym wiedział wróciłbym wcześniej – usprawiedliwił się, bo tak w połowie, no większej połowie to jej wina. – mogłaś zadzwonić… - wrzuciła z nieznacznym trzaskiem talerze do zlewu.
- Na pewno byś odebrał – sarknęła. Tak, pewnie prędzej zrobiliby to jego kumple i zwyzywali ją, że przeszkadza. – Sasori, czy tobie w ogóle zależy na tym związku?
- Zależy, ale chłopaki…
- Chłopaki, chłopaki, chłopaki – powtarzała z jadem w głosie. – mam tego dość, to wygląda jakbym z nimi konkurowała, wiesz? I rzecz jasna moje starania masz w dupie.
- To nieprawda. Wiesz, że ty jesteś dla mnie najważniejsza – oznajmił stanowczo. – gdybym wiedział o kolacji…
- Właśnie… chciałam cię przeprosić za ostatnio, ale wiedz, że teraz mam na to wyjebane. Znowu mnie olałeś, znowu dla tych prostaków – warknęła wściekle. – nienawidzę ich, bo mi cię zabierają.
- Przecież to ciebie kocham – stwierdził spokojnie.
- Zawsze tak mówisz, a w takich chwilach tego po prostu nie czuję.
- Udowadniam ci to na każdym kroku. Wyznaje ci miłość, rozmawiam gdy jest okazja, zabieram na randki, mieszkamy nawet razem! Co mam niby jeszcze kurwa zrobić? – warknął załamany. Doprawdy, stara się, a wiecznie coś jest nie w porządku. To się robi irytujące, ale… mimo wszystko nie chce jej stracić.
- Dokonaj wyboru! – zawołała rozjuszona.
- Jakiego kurwa wyboru?! – odgarnął sobie w tył włosy z zdenerwowania.
- Ja albo twoi pojebani kumple! 



DATA 
7.12.2013

OD AUTORKI
No i jest kolejny rozdział ^^ Przyznam, że ciężko mi się pisało kłótnie Sasoriegov i Noriko xD raz byłam po jej stronie, a raz po jego xD więc chyba jest taka w pewnym sensie prawdziwa xD no i to męskie myślenie, uwierzcie, że staram się by nie wyglądało to sztucznie :P 
Blogi - w tym tygodniu zbytnio nie miałam chęci na nadrabianie, ale teraz się za was zabiorę, obiecuję :) Pozdrawiam ;**

23 lis 2013

ROZDZIAŁ 2.


Następnego dnia, kiedy wszyscy już się pozbierali do domów, zostawili go samego z tym całym syfem. Nie chciało mu się sprzątać, w sumie była dopiero piąta rano… kimnie się na dwie godziny i wysprząta wszystko, nim wróci Noriko. Tak, to dobry pomysł. Nastawił budzik w komórce i położył się na kanapie, wystarczyły sekundy, aby Morfeusz zabrał go w swe objęcia.
Po jakimś czasie zestrzelał zamek w drzwiach, a do pomieszczenia weszła brunetka. Zdjęła z siebie płaszcz i zajrzała do salonu. Tak jak podejrzewała, wszędzie syf z wczorajszej pożal się imprezy. Westchnęła ciężko i postąpiła krok na przód, nie zamierza tego po nich sprzątać. Kątem oka zauważyła swojego chłopaka smacznie śpiącego na kanapie, podeszła cicho do oparcia i położyła na nich swoje łokcie. Uwielbiała obserwować jego spokojną twarz, równy oddech i w ogóle całokształt. Wysunęła jedną rękę do jego twarzy i odgarnęła mu grzywkę w bok, to podrażniło przyjemnie jego twarz, lecz się nie obudził. Jedynie przekręcił się na bok i skulił infantylnie. Uśmiechnęła się do siebie i wyjęła ze schowka w pufie ciepły koc, którym go okryła.
Następnie ruszyła do łazienki z zamiarem wzięcia ciepłego prysznica, niestety to postanowienie zostało zniweczone przez postąpiony do przodu krok. W bosą stopę dziewczyny wbił się jakiś odłamek przezroczystego szkła, jęknęła głośno i upadła na podłogę, wybudzając tym Sasoriego.
- Co się stało? – zerwał się do dziewczyny, przeskakując oparcie kanapy. – Krwawisz?
- Taa, chyba wbiło mi się coś w stopę… cholera – syknęła wymownie. Sasori od razu zareagował i przeniósł ją na kanapę, jak najdelikatniej usunął wbite szkło z jej nogi. - skąd się to tam wzięło?!
- Poczekaj tu, pójdę po apteczkę – nakazał, całkowicie ignorując jej pytanie. Udzielenie jej prawdziwej odpowiedzi jest adekwatne do kolejnej awantury na temat znajomych.
Oczyścił jej ranę i począł owijać bandażem stopę, uprzednio delikatnie podnosząc jej nogawkę od rurkowych spodni. Patrzył na to z profesjonalnym skupieniem, jak to przystało na lekarza. Po chwili uśmiechnął się do niej delikatnie na znak, że gotowe i poszedł zanieś pudełko z przedmiotami potrzebnymi do udzielenia pierwszej pomocy. Następnie już zabrał się za sprzątanie pozostałości z imprezy.
- Pomóc ci? – zapytała czarnowłosa, gdy złość za wybór imprezy jej przeszedł pod naporem zmęczonej buźki chłopaka. Przekręcił głową, zbierając do czarnego worka na śmieci odpadki z wczoraj. – Na pewno?
- Tak – odpowiedział, szukając wzrokiem śmieci, a walały się one w różnych miejscach, jakby chowali butelki z browarów by ich nie znalazł. Tak na złość jemu, więc ta opcja była wysoce możliwa.
- Co dzisiaj będziemy robić? – zapytała miło.
- Nie wiem – czuł się jak w jakiejś grze logicznej szukając tych pierdół. Następnym zrobi, jak Nagato ostatnio, nie pozwoli nikomu wyjść z domu póki nie posprzątają po sobie. I od niego nie uciekną przez okno w kiblu, taki plus mieszkania w bloku na drugim piętrze.
- To pomyśl – warknęła Noriko, dopiero teraz zorientował się, że jest zła… co zrobił?
- Co to za ton? – zaśmiał się lekko, może uda mu się na foch kobiety zadziałać żartem? Jednak chyba tylko ją rozjuszał, postanowił się zrehabilitować. – To może… pooglądamy coś na DVD?
- Jesteś beznadziejny, wiesz? – zapytała gniewnie.
- No… nie, nie wiedziałem – uśmiechnął się, ale ta żartobliwa odzywka zadziałała na nią, jak płachta na byka. Wstała ostro na równe nogi i lekko kulejąc zamknęła się w łazience, trzaskając mocno drzwiami.
Kobiety. Czasem wstępuje w nie istny diabeł, a facet nie może ogarnąć o co im chodzi, jak pyta to odpowiadają jakże wkurwiającą sugestią – domyśl się. A wygińcie będzie święty spokój! On też nie miał dobrego humoru, spał raptem kilka godzin, nie ma szans na odespanie i musi sprzątnąć ten syf. W dalszym ciągu nie chciał pomocy, sam bierze odpowiedzialność za to do czego doprowadził i tyle.
Związał pełny wór w kokardkę i położył w przedpokoju, jak będzie wychodził to wyniesie śmieci. Teraz przydałoby się sprawdzić i zająć kochanką. Wpierw przysłuchał się odgłosom z pomieszczenia, długo panowała cisza, aż w końcu nastał dźwięk spuszczonej wody. Zapukał lekko w drzwi.
- Noriko…
- Odejdź! – warknęła po drugiej stronie drzwi, ale on i tak bez przeszkód wszedł do środka. Podszedł do umywalki, gdzie przymierzała się do umycia rąk. - Pozwoliłam ci wejść?
- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą. – co się stało? – odgarnął jej opadające na twarz kosmyki włosów, które z tyłu były spięte w niechlujny kok. Skrzyżowała się z nim spojrzeniem, te jej było groźne.
- Domyśl się – wycedziła, na co zmrużył oczy.
- Przestań się bawić ze mną w kotka i myszkę – warknął. – Powiedz o co ci chodzi, naprawdę nie czytam ci w myślach – zirytował się, tak pewnie działało to zmęczenie, które go ogarniało.
- Dobra – rzuciła ręcznikiem w niego, gdy obtarła ręce. – jestem wściekła, że mnie zaniedbujesz!
- Nie zaniedbuję – odwiesił spokojnie materiał na wieszak.
- Och, proszę cię. Wczoraj już ci odpuściłam ten dzień, ale dzisiaj chcę z tobą go spędzić w stu procentach, a ty nie masz mi do zaproponowania kompletnie nic, prócz powtórki filmów na DVD. W ogóle cię nie obchodzi moja obecność, mogłam nie wracać – stwierdziła i chciała go wyminąć, lecz złapał ją w porę za ramię, czule obejmując jej ciało.
- Przepraszam, jestem po prostu zmęczony – prychnęła na ten komunikat i oderwała się od niego. – nie gniewaj się – westchnął ciężko.
- Jak mam się nie gniewać? Rzadko mamy czas dla siebie, dzisiaj jest jesteś zmęczony, wczoraj był wybrałeś kolegów. Wiesz jak się czułam? – zapytała. Akasuna patrzył na nią ze standardowym spokojem, wysłuchując dziewczyny z należną uwagą. – Pojęcia nie masz, bo ci na mnie nie zależy.
- Zależy – odparł przejęty. – ale to moi kumple, nie będę przecież urywał z nimi kontakt – z drugiej strony tego się nie da zrobić, już podpisał z nimi pakt, mówiąc im cześć.
- Ale mógłbyś ich ograniczyć – zasugerowała pretensjonalnie, na co zmrużył oczy.
- Całą grupą spotykamy się raz lub dwa razy w miesiącu. Pojedynczo spotykam się czasami na uczelni, o co ty masz do mnie pretensję? Bardziej ograniczyć to się chyba nie da.
- Mogliby cię uprzedzić, nim się wpierdolą do mieszkania – warknęła zakładając ręce na piersi. – tacy kumple, a nie umieją uszanować twojej prywatności – odparła, a wtedy zapadła kilkusekundowa cisza.
- Dobrze, masz rację – rzekł spokojnie i objął ją w pasie. – przepraszam. Gdzie masz ochotę dzisiaj wyjść? – zapytał w dużej mierze zmuszając się do tego. Naprawdę nie chciał wychodzić, chciał posiedzieć w ciepłym domku, wypocząć ewentualnie się pouczyć.
- Zjedzmy coś na mieście.
Zgodził się, muskając ją w czoło ustami. Dopiero po jej oddaleniu się, westchnął ciężko, jednak miłość skłania do poświęceń, a on zdecydowanie ją kochał. Nie liczyło się, że czasem się na nią wkurwi, w prawdzie czasami jej fochy są uzasadnione. Po jakimś czasie oboje się przebrali w świeższe ubrania i wyszli z domu.
Noriko cieszyła się wyjściem, poszli razem do knajpy w porze obiadowej, a potem do teatru. Sasori był ucieszony jej szczęściem i tylko dlatego mógł zaliczyć ten wypad do udanych. Nawet nie zorientowała się, że zasnął na jakiejś tam scenie, jak dobrze. Przez tydzień w ogóle się z nią nie zobaczy, do szkoły wyjdzie wczesnym rankiem, gdy będzie spała, potem praca i wróci przed północą. Obowiązki…

W szkole radził sobie bardzo dobrze, nauka o wiele lepiej idzie, gdy pasjonują cię tematyki. Uczył się w pracy, gdy nie mieli obowiązków, a wbrew przekonaniom zdarzało się to nawet często. Bo ratownicy byli wydzieleni na dwie grupy, więc dzielili się pracą, a jak na stolicę kraksy z uszczerbkiem na zdrowiu człowieka zdarzały się rzadko. W tym tygodniu został przydzielony jako ratownik w karetce. Funkcje dzielił z kolegą ze szkoły Hideo, włosy zafarbowane na blond, oczy jasno niebieskie – nie znosił go. Był arogancki i wielce dumny, nie słuchał Akasuny nawet w sugerowanych radach – myśli, że młodszy to głupszy. Sam jest głupi.
Na zapleczu pisał pracę na uczelnie, zawsze tak robił. Nikt się nie czepiał, byli pod wrażeniem samodzielności chłopaka, gdy poznali jego historie. Większość w końcu korzysta z pieniędzy rodziców. Po chwili rozbrzmiał szpitalny telefon, jak zwykle odebrał kierowca karetki i zaczął o wszystko wypytywać, Sasori wraz z Hideo już zakładali swoje odblaskowe kurtki i słuchali w skupieniu rozmowy.
- Znowu się uczysz? Nie możesz tego robić w domu? – warknął pogardliwie. Zignorował to, co się będzie jakimś dupkiem przejmował. – Nie ignoruj mnie gnoju – szarpnął go za kołnierz.
- Nie, nie mogę się uczyć w domu  - odepchnął go, rzucając krótką odpowiedź.
- Niby dlaczego? Taka patologia u ciebie panuję? – zapytał drwiąco, jedyna osoba, która gówno wie na temat Sasoriego, a najwięcej się wypowiada.
- Nie – uśmiechnął się przymykając lekko oczy. – mam głupiego kolegę i muszę za niego myśleć w pracy – znowuż szarpnął go za kurtkę.
- A chcesz w ryja? – warknął wściekle.
- Hej, hej! Spokój! – wtrącił kierowca, rozdzielając ich. – W centrum handlowym kobieta nagle zasłabła, doszło do utraty przytomności. Migiem do karetki! – zawołał do nich, posłusznie wykonali rozkaz.
Zapakowali się do pojazdu i popytali o szczegółowe informacje. Jechali na sygnale, więc na miejsce dotarli po dziesięciu minutach. Musieli pobiec do środka centrum handlowego, obładowani medycznymi przyborami pierwszej pomocy, przepchali się przez tłum gapiów w sklepie z obuwiem. Nikt nie zaczął reanimacji, ale to nawet dobrze, u kobiet w ciąży to trochę inaczej przebiega.
- Jesteśmy ratownikami ze szpitala. Sasori Akasuna i Hideo Fuse – przedstawił siebie, jak i kompana, a potem, gdy skinieniem głowy pozwolono im na wykonywanie pracy, ukucnęli przed ciężarną blondynką. Sprawdził jej puls.
- Który miesiąc ciąży? – zapytał Hideo.
- Szósty – odpowiedział jakiś chłopak, bacznie przyglądający się poszkodowanej. – jestem jej bratem.
- Płód już się rozwinął, Akasuna – napomknął mu mężczyzna.
- Wiem. Potrzebna jest resuscytacja. Podaj klin – poprosił, a po otrzymaniu przedmiotu, włożył go pod prawy bok kobiety, by płód nie uciskał żyły głównej. – Wykonam masaż serca – przyłożył dwa palce pond mostek, by wycelować miejsce, następnie ułożył tam dłoń odginając palce do góry, drugą ułożył na grzbiecie pierwszej i nachylając ramiona prostopadle do klatki piersiowej, zaczął trzydzieści ucisków.
- Pobiegnę po nosze – uprzedził Hideo.
Nie odpowiedział mu, w skupieniu odliczał uciski, a po nich sprawdzał bicie serca. Dopiero po czwartej próbie nastąpiły pożądane oznaki. Ułożyli kobietę na ruchome nosze i czym prędzej zawieźli do karetki. Brat naturalnie pojechał z nimi, dlatego jedynie Sasori jechał w doczepce ambulansu z kobietą i jej bratem.
- Podaje pana siostrze kroplówkę, by uzupełnić ewentualny niedobór wody – powiadomił, wykonując ów czynność. Trzeba było informować, by tym uspokajać pacjentów lub ich bliskich.
- Co z nią? Już raz straciła przytomność jakoś na początku ciąży, ostatnio mi mówiła o częstych zawrotach głowy i senności – poinformował nerwowo.
- Nie nam to oceniać, podejrzewam jakieś nieprawidłowości serca, ale szczegółów dowie się pan w szpitalu. Jak coś to może pan poprosić o badanie rytmu serca – odpowiedział spokojnie, podpinając rurkę kroplówki do wenflonu. – Ile pana siostra ma lat? – dopytał, aby rozluźnić atmosferę, tak go uczono.
- Piętnaście… - odpowiedział niepewnie, jednak żadnej krytyki nie usłyszał. Czerwono-włosy miał obojętną minę.
- Rozumiem – odparł krótko.
Po chwili już dojechali do szpitala, zawieźli kobietę na odpowiedni oddział i wypytani o szczegóły przez lekarza zajmującego się piętnastolatką, odpowiadali możliwie jak najlepiej.
- Dobrze, wykonamy badania neurologiczne mózgu – stwierdził bardziej do siebie, patrząc na dziewczynę, potem zwrócił do chłopaków. – możecie odejść – powiedział mężczyzna w fartuchu. Sasori odwrócił się i wolno kierował na zaplecze.
- Doktorze – zawołał jeszcze Hideo. – jeżeli mogę coś zasugerować to proszę zbadać dziewczynę pod kątem badań serca, jego praca, rytm – Akasuna odwrócił się gwałtownie, przecież to jego diagnoza. Pierdolony słowny kleptoman, zresztą co za bezczelność, dawać rady wykwalifikowanemu lekarzowi.
- Tak zrobimy – odparł po chwili i klepnął go po ramieniu na znak pochwały. Kiedy debil, chciał wyminąć Akasune ścieli się mordującymi się spojrzeniami.
- Chuj z ciebie – warknął na Hideo, a ten posłał mu rozbawiony uśmiech.
- Korzystam, gdy jest okazja – odrzekł perfidnie.
Jak on go nie znosił, no kurwa jak on go nie znosił! To się po prostu w dupie nie mieści. Odszedł spokojnym krokiem na zaplecze, dokończyć zadanie na uczelnie. Dobra, niech mu podpierdala diagnozy, by lizać dupę szefom. Niech go awansują, aby nie będzie widział już jego mordy.

Weekend minął bardzo spokojnie i przyjemnie, zrobili sobie lekki męski wypad z Tobim i Deidarą do baru na parę piw. Nie żeby się uchlać, a zwyczajnie pogadać, pośmiać się. Noriko też była u swojej przyjaciółki, która dotkliwie przeżywała jakieś rozstanie. Więc weekend, a właściwie cały kolejny miesiąc przetrwali bez jakiś większych awantur, ale też z mniejszym czasem dla siebie. Aż w końcu nadszedł dzień, kiedy to miał wolne od uczelni i od pracy. Ale nie jego partnerka. Noriko pracowała jako barmanka w jednym klubie, co nie bardzo mu pasowało, roiło się tam od tandetnych podrywaczy, nachalnych pijaków i psychicznych ćpunów. Dlatego wybrał się tam wraz z Deidarą i Hidanem, bo on to się jawnie wpierdolił w ich plany.
Sam nie wie, czy siwowłosy zamontował im w telefonach jakieś szpiegowskie pluskwy, że wie gdzie, kiedy i po co się wybierają, ale nie chcą sprawdzać. W końcu taki czyn byłby genialny, a Hidan no cóż, taki nie jest. Smutne, lecz prawdziwe. No dobra, sprawdzi! Siedząc przy barze Akasuna rozłożył swój telefon na części. Nie ma pluskw.
- Co robisz? – zapytała Noriko z uniesioną brwią, przygotowując jednemu z klientów popularny drink, mojito.
- Chwila zwątpienia – odrzekł z lekkim uśmiechem. No jak on śmiał myśleć, że Hidan jest genialny. Chyba za dużo wypił, tak to musiało być to. – Kiedy kończysz pracę?
- Heh – uśmiechnęła się sztucznie. – mam uwierzyć, że przyszedłeś tu po mnie? – przytaknął obojętnie głową, składając swój telefon. – Razem z tą bandą w asyście? – wskazała na nich podbródkiem.
- Oni… sami też się dobrze bawią – mruknął, byli już wstawieni i podrywali jakieś łatwe laski. Pewnie małolaty, nałożyły sobie tonę tapety, by wyglądać na pełnoletnie i wleźć do klubu na legalu. – więc to nie asysta. Przyszedłem tu dla ciebie, ostatnio tak rzadko cię widzę… przytomną – dodał, a ona zaśmiała się rozkosznie. No tak, jego wybywanie i przybywanie przesypia.
- Oni nie pójdą z nami? – upewniła się.
- Nie – a przynajmniej miał taką nadzieję. Noriko oparła się łokciami o ladę barku i złączyła z nim w namiętnym pocałunku. Wzajemnie rozkoszowali się tą przyjemnością… jakieś trzy sekundy.
- Jaaakie obrzydliwe – mruknął Hidan, przysiadając obok Akasuny, z drugiej strony usiadł Deidara. Para jednak nie zaprzestała pieszczoty, więc siwowłosy szarpnął go w tył. – weźcie, nie przy dzieciach.
- Tu nie ma dzieci, czopie – warknął Sasori, spojrzał przepraszająco na swoją partnerkę, a ona to olała. Kurwa, zaś ma przez nich przejebane.
- Jak to nie? Tamte małe dziwki mają po czternaście lat – wskazał Deidara. – jedna dała mi nawet swój numer – rzucił go triumfalnie na ladę, a Noriko z ciekawości zajrzała. – trochę za wysokie progi na jej nogi.
- Nie szczyć się tak, głupi – uśmiechnęła się kąśliwie. – czy twój mały móżdżek sądzi, że 663 to jej numer? – sarknęła a on sprawdził, razem z kumplami. Faktycznie były tylko trzy cyfry.
- Kurwa – westchnął ciężko. – zapomniała dopisać reszty numerów – jęknął żałośnie, na co koledzy się zaśmiali. No ej, niezłe wytłumaczenie. Głupie, ale powiedział je Dei, więc okej.
- Tak, to na pewno to – sarknął Sasori i poklepał go współczująco po plecach. – Dam ci swój numer, jak chcesz – zaśmiał się kąśliwie. Co tam, że już mieli swoje numery. Napisał go i mu wręczył.
- Och, na pewno zadzwonię – odrzekł z jawnym, ciut przesadzonym szczęściem.
Wtedy zaczęły się gejowskie rozmówki z wiwatującymi wtrąceniami Hidana. Brunetka patrzyła na nich spod byka, nie lubiła tych ich gierek. Inni klienci też byli tym wszystkim dość obrzydzeni. Cóż za nietolerancja, no wstyd.
- Nalej nam piwa – nakazał Hidan. A ona spojrzała na niego sceptycznie. – no przecież ci zapłacę.
- Sasori już nie pije – oznajmiła mu, a oni spojrzeli na chłopaka, który przez chwilę również okazał zdziwienie.
- Taa, ja już podziękuję – przytaknął jej słowom, choć złocisty nektar niebywale go dzisiaj kusił. No, ale skoro taka jest decyzja to znaczy, że zaraz spadają do domu, więc warto. Posłała mu uśmiech i oddaliła, by napełnić dwa kufle piwa.
- Ej stary – zaczął Deidara. – Co ty odpierdalasz?
- Nie wiem o co ci chodzi – odparł obojętnie czerwono-włosy.
- Zachowujesz się jak cipka, weź się jej postaw – wtrącił Hidan. – co jest? Masz tu siedzieć przy barze, jak jakiś pierdolony alkoholik na odwyku? – sarknął.
- Nie, skoro tak powiedziała to znak, że już kończy pracę i sobie idziemy – oznajmił beznamiętnie, w ogóle niech się nie wtrącają, prosił ich ktoś o to? Nie ich biznes. Wtedy postawiła przed mężczyznami gorzkie napoje.
- Kończysz już pracę? – zapytał Dei, spojrzała na niego z wyższością, swoimi grubo podkreślonymi oczami.
- Nie – odburknęła wrogo i odeszła do innego klienta, przyszykować mu cztery drinki z dodatkiem wódki. Chłopaki spojrzeli na Akasunę, był dość mocno skołowany, ale nic nie powiedział, za to Dei i Hidan przewrócili oczami i spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Przywołali do siebie barmankę, pstrykając na palcach. – Czego?!
-  Złość pię… a nie, już za późno – poprawił się blondyn, przybijając żółwika z siedzącym dwa krzesła obok, kolegą. Sasori zgromił go spojrzeniem. – a tak serio, dlaczego Saso nie może pić?
- Bo ja nie chce – stwierdziła beznamiętnie.
- No kurwa, spierdalaj – fuknął. – jest z kumplami.
- Przyszedł tu dla mnie – wskazała na siebie. Nienawidził, jak odnosiła się do niego z taką wyższością. Raz na prośbę przyjaciela był dla niej miły, ale ona go wkurwiała tym tonem najbardziej.
- Hah, taką bajkę jej wcisnąłeś, Akasuna? – zagwizdał Hidan, gdy dobroć zawodzi trzeba przejść do bardziej radykalnych metod, kłamstwa.
- Nic jej nie wcisnąłem – warknął, nie da się wrobić w żadne intrygi.
- Bez obaw Sasori, prędzej wstąpię do klasztoru, niż im w coś uwierzę – prychnęła, była ateistką i na pewno to się w niej nie zmieni, więc wypowiedź z klasztorem go uspokoiła.
Potem oddaliła się do innych klientów, a chłopaki dostawali opierdol za głupie konkluzje. Bardzo się tym przejmowali, tak bardzo, bardzo mocno.
- Osiem – stwierdził Hidan, przerywając wywód rudzielca.
- Co? – zapytał z uniesioną brwią. No kurwa, on im wygarnia, że niszczą jego szczęście, a ten jakieś osiem…
- Ja bym dał sześć – mruknął Deidara, teraz skumał, chodzi o ocenianie przechodzących dziewczyn, no ręce opadają. Po cholerę im cokolwiek mówić? Z westchnięciem ułożył głowę na ladzie. Dopiero wtedy, gdy się zamknął, zwrócili się do niego. - Jesteś za miły. Weź każ jej spierdalać. Będziesz szczęśliwszy.
- Ona chyba też – zaśmiał się pod nosem Hidan. – będzie miała wolną drogę do tego kolesia, z którym flirtuje.
- Nie flirtuje, musi być miła dla klientów – odrzekł nie szczycąc jej wzrokiem, nagle za pociągnięciem włosów, jego głowa została poderwana do góry i zwrócona w kierunku dziewczyny.
- Dotykać ich mięśni też musi? – sarknął Deidara, przy okazji zemścił się za cucenie jego włosów.
Brązowe oczy wpatrywały się w zanadto śmiałe wyczyny Noriko. Ogarnęła nim złość, bo przymila się do innego, nie ma przy tym jakichś skrupułów i robi to gdy jest całkiem niedaleko. Wstał ostro z krzesła i podszedł do tego gogusia, może i jest bardziej napakowany… z tą łysiną wyglądał, jak nazista… tatuaż na twarzy… i przyszedł z gorylimi kumplami… ALE to nie czas na okazanie strachu!
- Wybacz, ale ta dziewczyna jest już zajęta – warknął, wyszarpując go w tył.
- Ziomek, odpierdol się – odepchnął go, ale nie pozostał dłużny. Ha! Zaraz zginie, znaczy jak przeżyje pójdzie na siłownie… kiedyś tam. – Klocków do zabawy ci brakuje, gnoju?
- Sasori, chodź, zostaw go – nakłaniała go Noriko wychodząc zza lady po chłopaka.
- Ej, dziewczynko. Może wymienisz tą rudą podróbkę wiewiórki – zawołał w jej stronę, ale zignorowała. Natomiast Akasuna musiał coś powiedzieć, no kurwa musiał!
- Wolę rudą podróbę wiewiórki, niż łysą podróbkę Tysona – prychnął, na co koleś się wkurwił.
- Dość, albo pan się uspokoi, albo zawołam ochronę – zagroziła, a wtedy potulnie odpuścił.
Sasori uśmiechnął się zwycięsko, lecz spojrzenie jego partnerki nie wróżyło niczego dobrego. Nakazała innemu barmanowi, by ją zastąpił i pociągnęła go za nadgarstek w zaciszne miejsce. Jego koledzy śmiali się i współczuli, że będzie reprymenda, niczym dzieci w przedszkolu. Wiecie, „uuu” i te sprawy. W końcu na korytarzu przy kiblach go puściła. Zdawał się mieć w dupie jej karcące spojrzenie.
- Można wiedzieć co ty odwalasz? – warknęła, zakładając ręce na piersiach.
- Też mogę cię o to zapytać. Jak mogłaś flirtować z jakimś innym kolesiem? W dodatku przy mnie – warknął, a ona przewróciła lakonicznie oczami. – i nie mów, że taką masz pracę, bo ona nie upoważnia cię do dotykania innych.
- Taki był wynik rozmowy. Masz mnie za idiotkę, co by kokietowała innych w obecności swojego faceta?
- Nie, al…
- No to pomyśl nim coś zrobisz. Zachowujesz się jak dzieciak, dorośnij – prychnęła rozdrażniona. – też ci miałam zrobić scenę jak zacząłeś tą pedalską grę? Myślisz, że mi nie wstyd przed kolegami z pracy, że dziele się chłopakiem z innym facetem? – uniosła się.
- Nie przesadzasz? Przecież to żarty, doskonale o tym wiesz – odparł obojętnie.
- Ja tak, ale osoby trzecie nie. Może od czasu do czasu powinieneś się przejąć tym, co myślą inni, a nie, mieć na wszystko i wszystkich wyjebane – poleciła i chciała już wrócić do pracy, ale złapał ją za nadgarstek.
- A czy mogę liczyć na odwzajemnienie? – zapytał, a ona spojrzała na niego nie zrozumiale. – Siedzę przy barze, jak ciul. Nie mogę się napić czy pobawić z kumplami, czuje się pod kontrolą.
- Nie chce byś pił, bo nie mam zamiaru odprowadzać cię pijanego do mieszkania. Myślisz, że mi nie będzie wstyd?
- Nie wiedziałem, że tak obchodzi cię opinia innych… - nie powiedział tego oskarżycielskim tonem, było mu po prostu głupio, że w milczeniu znosiła jego wybryki. Chciał być dla niej idealnym chłopakiem.
- Jesteś dziecinny – stwierdziła sucho. – ale dobrze, podam ci to upragnione piwo.
- Już nie chce… przepraszam.
Nie zareagowała na jego słowa, nadal była naburmuszona. Tak przez ostatnie godziny pracy. Akasuna był posępny, nie nadawał się na dobrego towarzysza przy szampańskich humorach Deidary i Hidana. To raczej podłe z ich strony, ale naprawdę z całego serca życzyli im zerwania. Czekał na nią do końca jej zmiany, popijając gazowany napój typu pepsi. Dopiero gdy wyszli, zachowywali się jak kochająca para.

W kolejny najbliższy wolny termin poszedł odwiedzić swoje wcześniejsze mieszkalne progi. Chiyo, jego stara babcia mieszkała wraz z jego młodszą siostrą, Matsuri. Przez telefon zaprosiła go do siebie na obiad, wziął ze sobą Noriko. Babcia, trudno powiedzieć czy ją lubiła, przy niej zachowywała się bardzo uprzejmie i sympatycznie, ale gdy byli sam na sam mówiła o jej wadach i wypowiadała o niej dość brutalnie. Jednak nie nakłaniała wnuka do zakończenia związku i tak by nie posłuchał.
Noriko pomagała odrabiać zadania siostrze swojego chłopaka, bo ten nie chciał. No sorry, przyszedł w odwiedziny, a nie korepetycji udzielać. Brunetka natomiast odpuściła i wyręczyła go w tym cierpieniu. Nie spodobało mu się to, znowu usłyszy, że zachowuje się jak dzieciak i co gorsza…został sam na sam z babcią. Nieśmiertelna zgroza całej rodziny Akasuna.
- Noriko przytyła czy mi się wydaję? – mruknęła pytająco kobieta. Była wraz z wnukiem w kuchni, gdzie pomagał jej nakryć do stołu. – Nie uważam, że to źle. Jestem ciekawa.
- Taa, ale nie mów jej tego – zastrzegł obojętnie, jak dla niego, partnerka stała się bardziej pociągająca, gdy nabrała kształtów, a nie chce aby jej kompleksy teraz wróciły.
- Więc lepiej ze mną nie zadzieraj, Sasori – pogroziła mu łyżką, no ale się boi… znaczy łyżki, bo co do jej warunków to już naprawdę trzeba się bać. – rozłóż talerze na stół.
- Zaraz – odrzekł wzdychając ciężko. Czas na bardzo ważną rozmowę w kwestii…
- Potrzebujesz pieniędzy? – wychrypiała. Dobra jest, ale nie wie jednego. – Pewnie na samochód…
- Taa… - kurwa, dużo wie. To się robi, aż podejrzane. – z mojej części po rodzicach chyba mi wystarczy.
- Na pewno. Dobrze, daj mi znać, ile będziesz potrzebować – orzekła, to ona zajmowała się spadkiem po rodzicach, dlatego Sasori był od niej zależny. Jednak spojrzał na nią zdezorientowany, trochę za szybko się zgodziła. – przecież masz już zdane prawo jazdy.
- Możesz przestać… czuję się jakbyś czytała mi w myślach – burknął oddalając się z talerzami do jadalni. – w ogóle jestem pełnoletni, dlaczego ty dalej zarządzasz należnymi mi pieniędzmi.
- Bo jesteś zbyt młody i zbyt głupi – stwierdziła lekko. – roztrwonił byś wszystko na kolegów, czy tam swoją dziewczynę. Przekaże ci pieniądze, jak zmądrzejesz, ale chyba wcześniej zejdę z tego świata.
- Kiedy zamierzasz to zrobić? – dopytał lekceważąco.
- Jak mój wnuczek się ustatkuję – stwierdziła, szczypiąc go za policzek. Nie znosił tego. Ustatkować? No to trochę minie, bo dla niego numerem jeden jest, jak na razie medycyna. – Pójdziesz ze mną na zakupy, po piętnastym – powiadomiła, nie chciała słyszeć o jakimkolwiek sprzeciwie, tak ma być i kropka. – muszę kupić kilka rzeczy i potrzebny mi do tego pomocnik.
- A Matsuri? – marudził.
- To będzie dość ciężka rzecz – powiedziała tajemniczo i uśmiechnęła krzywo.
- Trumna? – dopytał z nadzieją za co zdzieliła go w łeb. Kurwa no, jak chce pomocy to niech będzie miła. – Na żartach się nie znasz? – przewrócił oczami, tak nie znała się, a udawanie martwej nie jest śmieszne. Człowiek robi sobie taką nadzieję, jest taki szczęśliwy a tu chuj z tego.
- Myślisz, że nie znam własnego wnuka. Wiem, kiedy żartujesz łobuzie – łobuzie… co za pradawne słowo. Tyle książek czyta, a taki niedobór słów. Płakać się chce. – jakbyś ty to powiedział… - zamyśliła się. – złośliwość rzeczy martwych. Nie planuj sobie nic wtedy, inaczej nici z samochodu.
- Głupia baba – szepnął kąśliwie.
- Słyszałam, młodzieńcze – zawołała surowo z pomieszczenia obok. Co jest? Ma jakieś wzmacniacze w uszach czy ki cholera? Dobry słuch, dobry wzrok, długowieczność… nawet w niebie czy tam piekle jej nie chcą. Rozumie.
Westchnął ciężko, rany boskie, wyprowadził się od tej staruchy, a nadal czuje, że jest od niej zależny. Ma nadzieje, że po studiach to się skończy. Poszedł do pokoju siostry i zawołał kobiety na obiad, jednak musiał poczekać, aż Noriko skończy coś tłumaczyć jedenastoletniej Matsuri. Podyktowała jej działanie, nad którym się nieźle głowiła. Takie łatwe, a ona nie wie, jaka głupia. Nie chcąc czekać w nieskończoność, za plecami swojej dziewczyny pokazał jej palcami wynik. Może i nie jest taki super z matmy, jak Nagato – ten to zdaję matmę na studiach prze-kurwa-chuj, ale takie podstawy z kolejnością wykonywania działań zna.
W ogóle on w szkole musiał się uczyć, inaczej babcia mu ładny opierdol urządzała. No i uczył się SAM, bez żadnej pomocy korepetytorów, czy rodziny – więc da się? Da się, trzeba tylko chęci, albo dobrej motywacji. Jego motywowało, nie słuchanie zrzędzeń Chiyo.
- Sasori! Przestań podpowiadać, bo niczego się nie nauczy – naburmuszyła się. Z uśmiechem nachylił się cmoknąć ją w policzek. W ogóle nie speszył się obecnością siostry.
- Ale szybciej skończy – powiedział, mógł w sumie sam przyjść podać jej wyniki i wrócić, a ta chce jej wszystko tłumaczyć, w dodatku z matmy. Szkoda czasu. – to nauczyciele są od tego, by uczyć.
- Moi są tacy denni, że tego nie potrafią – bąknęła Matsuri.
- To ty jesteś za mało inteligentna po prostu – uśmiechnął się kpiąco. – słuchasz w ogóle na lekcjach? Bo z tych twoich odpowiedzi śmiem wątpić.
- Słucham – fuknęła. Taa, jakieś trzy minuty, nim odleci, ale tego akurat nie musi wiedzieć.
- To skąd takie niskie stopnie w dzienniczku, co? – zapytał obojętnie. Podał rękę dziewczynie i gdy ją pochwyciła, pomógł wstać z drugiego krzesła przy biurku.
- Nauczyciel wpisał…? – zapytała ironicznie.
- Nie pyskuj – wzburzył się, mała niewdzięczna gówniara. Jakie to rodzeństwo potrafi być wkurwiające, jeszcze gdyby te riposty były bardziej wyszukane, doprowadzające do tego, by przyznać im zwycięstwo, płakać przez te słowa po nocach to by przeżył. Jego dziewczyna zachichotała delikatnie. –  Idź na obiad, gówniaro.
- Jesteś idiotą – bąknęła, kierując się do wyjścia.
- A pokazać ci swoje świadectwa? – odgryzł, ma się przecież czym chwalić, chyba taka tam jedyna zaleta tych papierków. Ich znaczenie rozpoczyna się jedynie w klasie maturalnej i o ile się zda ten egzamin dojrzałości. On zdał perfekcyjnie, dlatego nie miał się czego obawiać, by dostać się do planowanej szkoły.
- Cóż za podejście – mruknęła Noriko, idąc u jego boku do jadalni.
- Wiem, wiem. Niedojrzałe – rzekł obojętnie, tyle razy już to od niej usłyszał, że zaczął to olewać. I tak nawet jego starania, by to zmienić idzie na marne.
- Będziesz beznadziejnym ojcem.
Uśmiechnęła się złośliwie i pocałowała go w usta. Dołączyli grzecznie do obiadu i odbębnili towarzystwo reszty rodziny Sasoriego – dla niego samego była to istna katorga, a Noriko nawet przyjemnie spędziła ten czas.


 DAT
 30.11.2013

OD AUTORKI
Najpierw się z wami czymś podzielę... otóż ktoś... no dobra Tsuki xD znalazła zależność w moim opo pomiędzy SasoMiyu (SxM) a SadoMaso (S&M) bo...:
To nie ból fizyczny a psychiczny xD
"Miyuki zakochana w swoim szefie który tego nie zauważa i na każdym kroku ją rani... A ona dalej ma nadzieję ze coś zaiskrzyło i dobrowolnie zgadza się na to cierpienie i tęsknotę."
ja już nie patrze na to opowiadanie tak samo... xD
a teraz tak... dziękuję wam pięknie za wszystkie komentarze, odwiedziny i w ogóle za wszystko ;*
Jeszcze jestem zacofana na waszych blogach, ale mknę do przodu! ;D
Pozdrawiam gorąco~~