27 sty 2015

Rozdział 0. 2/4

Następne dni mijały cudownie nowej parze. Chętnie się ze sobą spotykali, a wspólnie spędzony czas był dla nich jak miód. Noriko coraz bardziej się przyzwyczajała do Sasoriego i odczuwała niedosyt, gdy odchodził, bądź nie miał dla niej zbyt wiele czasu. Niedużo czasu zajęło jej zrozumienie, że wpadła po uszy. Kochała Sasoriego i właściwie nie wyobrażała sobie swojej przyszłości bez niego. Jednak jeszcze mu tego nie wyznała, ciągle się wahała, że okaże się to jakimś jednostronnym uczuciem. Sasori zaś wiedział od samego początku, że jest zakochany, poświęcał każdą chwilę wolnego czasu, aby się spotkać z Noriko, a to bywało czasem męczące. Rano szkoła, po południu praca, a wieczorem do niej, choćby na godzinę. Koledzy byli na niego wkurwieni, nie potrafili zaakceptować tego, że Noriko stała się priorytetem. Oni byli tylko na telefon, a z nią się spotykał twarzą w twarz. No skandal!
Na ten wieczór Sasori zaprosił Noriko do pubu, gdzie organizował taką skromną imprezę urodzinową. W gronie przyjaciół i swojej drugiej połówki. Zgodziła się, bo jakby mogła postąpić inaczej? Sasori siedział przy stoliku z przyjaciółmi i wyczekiwał przyjścia swojej jedynej. W międzyczasie popijał piwo i słuchał lamentów znajomych. Nie wiedzieli po jaką cholerę ją zaprosił. To mogła być impreza w gronie przyjaciół, obściskiwać mogli się potem. On natomiast odpowiedział na to bardzo wymownym środkowym palcem. Hidan i tak był pewny swego zdania: Znudzi się nią. Deidara wolał się na głos nie wypowiadać, chciał dać dziewczynie drugą szansę, bo może faktycznie za szybko ocenił. Nagato jako jedyny był ciekaw, w dodatku w bardzo pozytywnym sensie.
- Jesteście zbyt surowi. Skoro Saso zwrócił na nią uwagę, to musi mieć coś w sobie. – Odpił kilka łyków swojego piwa. – No i studiuje matematykę!
- Właśnie, a wiesz jak to bywa – powiedział Hidan. – Nie można ufać matematykom, bo to wredne skurwysyny.
Znajomi przewrócili oczami. Ten uraz mógł na długo w nim pozostać.
- Mówisz tak, bo nigdy nie zdałeś egzaminów z matematyki – stwierdził Itachi. – W świetle prawa powinieneś jeszcze raz zdawać ostatnią klasę. – Ale ileż rzeczy można załatwić przekupstwem?
- Bez was to już nie ma takiej frajdy… – No komu by dokuczał? Od kogo by ściągał na sprawdzianach? Kto by mu odrabiał zadania? Z kim by wagarował? Tyle pytań i zero odpowiedzi.
Chwilkę potem do Sasoriego zadzwonił telefon, a on odszedł od towarzystwa aby odebrać. Po jego uśmiechu i szczęściu, które od niego biło, towarzysze obstawili, że dzwoniła Noriko. Nie pomylili się. Hidan z Dei’em pod nosem wypowiadali swoje nadzieje, aby nie przyszła. Sasori jednak ubrał kurtkę i zapowiedział, że zaraz wróci, gdyż dziewczyna zgubiła drogę. Wyszedł po nią i musiał się jej troszkę naszukać. Wyszło tak, że to Noriko go znalazła. Nie każdy w okolicy miał czerwone włosy. Zwróciła na siebie uwagę cmokając go w policzek. Sasori lekko spanikował, a Noriko się zaśmiała.
- Wyluzuj, to tylko ja – oznajmiła, a on ją do siebie przyciągnął i pocałował w czoło. – Sto lat, skarbie. – Podała mu torebkę z prezentem. Nic specjalnego, ale była pewna, że mu się spodoba.
- Dzięki, ale nie musiałaś, naprawdę. – Nie musiała, ale od razu z ciekawością zajrzał do opakowania.
- No wiesz? Jak to będzie wyglądać? Przyjaciele ci dają prezenty, a dziewczyna nie? – Wyszłaby na jakąś skąpą, a tak nie było. Wręcz przeciwnie, na prezenty dla innych w ogóle nie żałowała kasy.
- Nie, nie dajemy sobie prezentów urodzinowych. – Wzruszył ramionami. Nie opłacało im się tego robić. Jeszcze by się ktoś postarał, a sam dostał jakąś taniochę, papier toaletowy albo podpaski. Owszem kupa śmiechu przy tym, ale po cholerę kupować coś, co potem wyląduje w śmieciach? – To cała dyskografia?! – I to nie byle jaka, bo jego ulubionego zespołu muzycznego. Noriko posłała mu słodki uśmiech, a w duchu próbowała zrozumieć, jak można przyjść na imprezę urodzinową przyjaciela bez prezentów.
- Szczęśliwy? – Miała nadzieję, bo sporo ją to kosztowało. – W środku masz też koszulkę z autografami. – To akurat było dla niej łatwe do osiągnięcia, bo miała znajomości.
- Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie. Kocham cię. – Nachylił się ku niej i pocałował jej delikatnie nawilżone kremem usta. Nie ma co, trafiła z prezentem. Jeszcze tylko pięć punktów z jego listy marzeń i mógł umierać.
- Dla ciebie wszystko, Saso. – Przystanęła na moment, aby zwrócić na siebie jego uwagę. – Również cię kocham. – Jakaś super chwila to nie była, ale chciała mu to powiedzieć. Sasori uśmiechnął się delikatnie i ponownie wpił w usta Noriko.
Ogarniało go szczęście, że w końcu to powiedziała. W końcu mogli być siebie pewni. Skierowali się do pubu, a tam wszyscy czekali na solenizanta. Podszedł do stolika razem z Noriko i ją wszystkim tam przedstawił. Było całkiem fajnie. Siedział obok niej, a nawet obejmował, a rozmowy były bardzo normalne, z czego w sumie się ucieszył. Chciał, aby jego przyjaciele i dziewczyna wreszcie się zaakceptowali. Wszakże wszyscy zebrani byli bardzo ważnymi elementami życia Sasoriego.
- Dobra, pójdę do baru po piwo. Chce ktoś coś? – To było pytanie z grzeczności, ale w powietrzu pojawił się las rąk, a zamówień sobie nie szczędzili. Noriko nic nie chciała, bo nie miała przy sobie tyle kasy, aby sobie pozwalać – Nie szkodzi. Dzisiaj ja muszę wszystko wszystkim stawiać.
- Ty? – Uniosła brew zdezorientowana.
- Czy to jakaś nieprzyzwoita propozycja, misiu? – zapytał Deidara. Sasori machnął na niego ręką, wszędzie widział tą jebaną dwuznaczność. Odszedł w stronę baru, a blondyn za nim zawołał. – Będę się upominał!
- Podoba ci się publiczne odgrywanie geja, Deidara? To jakiś twój fetysz? – zagadała Noriko. Nie chciała, aby jej chłopak zabawiał się z przyjacielem odgrywając geja.
- A co? Przeszkadza ci to? – Dei upił łyk piwa.
- Owszem, ty nie masz partnera, więc możesz się obnosić ze swoim homoseksualizmem, ale mojego chłopaka zostaw w spokoju.
- Spokojnie, oni tylko sobie tak żartują… - wytłumaczył Yahiko.
- Czyżbyś czuła lęk, że ci go odbiję? – zaszydził Deidara.
- Wolę mu oszczędzić wstydu, że niby prowadził się z tobą. – Uśmiechnęła się wrednie i zabrała ze stolika kufel własnego piwa. – Każde urodziny w waszej paczce tak wyglądają? Solenizant za wszystkich płaci, a wy nawet nie kupujecie mu prezentu?
- Nie kupujemy sobie prezentów, bo poziom gustu u niektórych jest… żałosny – stwierdził Itachi patrząc szczególnie na Hidana. Co on kiedyś od niego dostał? Zafoliowaną trawkę… Zerwał kretyn z ogrodu trochę zieleniny i jeszcze mu wciskał kit, że prawdziwa.
- No i Saso sam zaoferował, aby za wszystko płacić – dodał Yahiko.
- A czy którykolwiek miał coś przeciwko? – zapytała Noriko. Może i dla nich było to w porządku, ale jej się nie podobało takie wykorzystywanie Sasoriego. – Zabawne, znam go krócej niż wy, a wiem, że jest zbyt uprzejmy, aby się przeciwstawić.
- Wyluzuj to mu kształtuje charakter – mruknął Nagato. – Na własnych błędach nauczy się asertywności.
- Zresztą też możesz mieć z tego korzyść. Wyciągnij go na sklepy, a on ci kupi wszystko – zażartował sobie Yahiko. Żart w kwestii propozycji, bo zrobić to by pewnie to zrobił.
- Ja nie jestem naciągaczem, jak wy. Czy takie traktowanie przyjaciela jest według was w porządku? – zapytała, a chłopaki popatrzyli po sobie dziwnie.
Ona aż tak poważnie to traktowała? Bo przez ton jej wypowiedzi czuli się troszkę podle. A przecież nie zrobili nic złego. Zawsze tacy byli.
– Może wykażcie się większą godnością.
- Taka jest ich męska przyjaźń. – Głos zabrała Sheeiren, dziewczyna Itachiego. – Saso ona pasuje.
- Skąd ta pewność? Wątpię by ktokolwiek chciał być wykorzystywany przez tak zwanych przyjaciół.
- Gówno wiesz na ten temat, to się nie wypowiadaj – warknął Deidara. Nie podobało mu się, że właściwie obca laska ingerowała w ich przyjaźń. – Jakoś nigdy do tego nic nie miał i trwa w tej przyjaźni wiele lat.
- Jesteś taki pewny siebie, a pytałeś go kiedyś o zdanie?
Deidara z miejsca ją znienawidził. Widać było, że miała coś do ich znajomości. Jednak najbardziej go wkurwiała ta jej pewność siebie, jakby wiedziała o czymś, czego oni nie wiedzieli, czego nie wiedział o przyjacielu on sam. Noriko natomiast nie miała złych zamiarów, ale nie chciała aby pomiatano jej chłopakiem. Ona patrzyła na to z perspektywy kogoś nowego i tak nie zachowywali się normalni przyjaciele. No co oni? Nie poważni byli?
- Jestem już. – Sasori usiadł przy stoliku. – Zaraz kelnerka wszystko przyniesie. – Powiadomił, a koledzy spojrzeli po sobie i w zgodzie wyciągnęli z kieszeni portfele.
- Lepiej, jak oddamy od razu. Ile się należy? – zapytał Itachi. Naturalnie chciał zapłacić też za swoją partnerkę.
- Co…?
- Twoja dziewczyna stwierdziła, że cię wykorzystujemy - powiadomił Deidara.
Sasori spojrzał na Noriko z pretensją. Jak mogła tak powiedzieć? Noriko patrzyła uważnie na chłopaka z naprzeciwka. Kablował na nią? Tak pogrywał? Sądził, że ona tak nie potrafiła?
– Dlatego zapłacimy za siebie.
- No dajcie spokój…
Sasori mimo wszystko nie chciał od nich pieniędzy. Sam się zapędził ze słowami i powiedział, że impreza na jego koszt. Był słownym człowiekiem, więc chciał dotrzymać słowa. Z jednej strony to było miłe, że Noriko chciała mu niejako pomóc, bo faktycznie czasem czuł się wykorzystywany, ale nie chciał, by mówiono o tym na głos. Przyjaźń wymagała poświęceń, a on wolał być uległy i unikać w ten sposób konfliktów. Atmosfera zrobiła się troszkę napięta. Zamiast rozmawiać o dupie i cyckach padł temat studiów, nie potrafili się wyluzować. Słowa Noriko na niektórych wywarły głupie uczucie poczucia winy. Wiedzieli, że niesłuszne, ale jednak. Po kilku chwilach dziewczyna zabrała torbę z krzesła i wyszła do toalety. Sasori odprowadził ją wzrokiem, a następnie zwrócił się do przyjaciół.
- Iii? Co o niej sądzicie?
- Cóż… No wiesz… - zaczął Nagato, chciał być miły. – Wydaje się…
- To szmata. – Hidan postawił na szczerość, brutalną szczerość. – Zerwij z nią. Nie lubimy jej.
Sasori spojrzał na kolegów z niemym pytaniem w oczach, czy to aby na pewno prawda. Oni jednak wbili swój wzrok w obrazy na ścianie albo w napoje.
- Niby co z nią nie tak? – Owszem, to było przykre usłyszeć takie zdanie na temat jego dziewczyny. Miał nadzieje usłyszeć dobre opinie. Starał się podchodzić do tego z dystansem, ale nie potrafił się z tą nieakceptacją pogodzić.
- Stary, jeszcze pytasz? Patrz, jak się rządzi! – dorzucił Deidara. – Nic jej się w naszej przyjaźni nie podoba, a nawet chce nas zmienić. Pieprzy o tym wszystkim i wprowadza nas w stan wkurwienia albo dołka. Powiedziała, że cię wykorzystujemy, łapiesz to?
- Może tak trochę jest? – bąknął pod nosem. Nie widział, aby Noriko zrobiła coś źle, po prostu chciała go obronić. Jak mógłby mieć do niej o to pretensje?
Deidara spojrzał na niego krzywo.
- Och, no i co, Akasuna? Będziesz teraz płakał? – zaszydził Hidan.
- Nie.
- Sam się dajesz wykorzystywać. – Hidan wzruszył ramionami. – A co do tej pindy to znudzi się tobą, jak cię zaliczy. – Celowo powiedział to w ten sposób. Od razu było widać, że to ona nosiła spodnie w tym związku. Saso spojrzał na niego spod byka. – No, co się głupio patrzysz? Nie potrafisz dominować w związku, a sądziłeś, że ze starszą będzie inaczej?
- Mi pasuje taki stan jaki jest. Kocham ją i…
- Kochasz?! – wtrącił Deidara. – Znasz ją miesiąc…!
- No i?
- „No i?” To trochę za szybko, wiesz? – stwierdził Yahiko. On by chyba tak nie potrafił, zresztą mieć dziewczynę już od razu na studiach… Rzecz nie do pomyślenia. – Wybacz, że to powiem, ale Noriko chyba traktuje innych jak dzieci...
- Taaa – zgodziła się Sheeiren. – Mówi co wolno, a czego nie wolno. Co robić, a czego nie… Wytrzymasz z taką, serio? 
- Może Sasori szuka matki, a nie dziewczyny? – zapytał Itachi. – Brak ci rodzica i…
- Zamknijcie się, dobra? Moich rodziców zostawcie w spokoju. Noriko ma po prostu wiele cech, które mnie dopełniają. Ma wszystko czego mi brakuje.
- Ma kutasa? – zapytał Hidan.
Koledzy się uśmiechnęli, tłumiąc śmiech, ale Sasoriemu nie było jakoś specjalnie wesoło. On im poważnie mówił, a ci sobie jaja robili. Po chwili wróciła Noriko, ledwo zawiesiła pasek torebki na oparciu krzesła, a Sasori powiedział jej, aby wyszli. Nie tylko ona była tym zdziwiona, ale Sasori nie zamierzał się tłumaczyć.
- Idziesz ze mną czy zostajesz?
- Głupie pytanie. – Oczywiście, że by poszła.
- Sasori, jaja sobie robisz? Weź zostań – zareagował Deidara, gdy przyjaciel pomagał ubrać Noriko płaszcz.
- Na razie.
Na resztę swojego dnia zaprosił Noriko do swojego mieszkania. Nie mogła mu odmówić, bo był solenizantem. Ona właściwie nawet nie chciała tego robić. Wolała aby spędził urodziny w jakiś ciekawszy sposób, niż w domu. Jednak to jego życzenie. Gdy dochodzili już do mieszkania, Noriko nagle zdębiała. Szła do jego mieszkania, a nawet nie miała prezentu dla jego rodziców. Na jaką ona dziewczynę by wyszła? W ogóle ta perspektywa spotkania z jego rodzicami była odrobinę straszna. Sasori jednak uspokoił ją mówiąc, że nie mieszka z rodzicami. Ten temat był dla niego niewygodny, ale wiedział, że powinien jej o tym powiedzieć. W końcu związek polegał na zaufaniu, a chyba mogli sobie powiedzieć co nieco o rodzinie. Wpuścił ją do mieszkania i pomógł zdjąć zimowe ubranie. Rozejrzała się po mieszkaniu i orzekła, że całkiem ładnie mieszkał. To niecodzienne widzieć w mieszkaniu samotnego faceta rośliny. Duże, zadbane i przytulne mieszkanie. Była pod wrażeniem.
- Chcesz się napić kawy, herbaty, soku? – zapytał, a ona skinęła głową na kawę. – Dobra, to rozgość się. – Z uśmiechem wskazał jej miejsce na kanapie w salonie, a sam skierował się do kuchni.
- Jasne. Może w ogóle się do ciebie wprowadzę? – zażartowała i walnęła się na kanapę. Była taka miękka, że w jednym momencie by na niej usnęła.
- Nie jesteś jedyną osobą, która by chciała być moim współlokatorem.
- Pewnie jestem jedyną dziewczyną – zgadywała, a on przeklął pod nosem. Skąd ona wiedziała?
Noriko się zaśmiała słodko. Patrzyła chwilę w sufit, a potem przymknęła powieki.
- Noriko – zawołał Sasori z kuchni, a dziewczyna mruknęła pytająco. – Masz może rodzeństwo? – zapytał, nalewając wrzątku do kubków z ziarnkami kawy. Złapał za ucha obydwa pojemniczki i ostrożnie szedł do salonu.
- Mam młodszą siostrę. – Dziewczyna leżała na kanapie i nie ruszyła się nawet o minimetr. Ręce miała nad głową, a włosy rozsypały się na kanapie. Sasori położył gorące kubki na stoliku, a następnie usiadł przy niej, a dopiero wtedy otworzyła oczy. Uśmiechnęła się, ale nie był skora do rozmowy na ten temat. Szkoda, to by mu pomogło. – Co się stało w pubie?
- Nic. – Uśmiechnął się na wymuszenie. – Ja też mam młodszą siostrę. Ma dwanaście lat. – Noriko wstała do siadu, nie podobało jej się, że zmienił temat. – W dodatku nie jest orłem z matematyki. Możesz dawać jej korki?
- Nie lubią mnie, co? – Sasori spojrzał na nią niezrozumiale. – Twoi koledzy.
- Nie chcę o tym gadać, Noriko.
- Dlaczego? Widzę, że cię to trapi.
- Nie trapi, mam to gdzieś.
- Czyżby? – Uniosła brew w górę. Zupełnie tak, jakby go przejrzała. Jasne, trochę się tym przejmował, bo kto by tego nie robił, ale doszedł do wniosku, że zdanie innych nie może być takie znaczące. W końcu to on poczuł to coś. – Zmieniasz temat.
- Bo chcę ci powiedzieć coś innego. 
- Ważniejszego, niż nieakceptowanie twojej dziewczyny przez kolegów? Może to na mnie jesteś zły? Twoi koledzy nie potrafią przyjmować…
- Moi rodzice nie żyją – wtrącił, a Noriko trochę zatkało. – To chciałem ci powiedzieć. Dalej chcesz rozmawiać o moich znajomych?
Zrobiło jej się strasznie głupio, chciał z nią porozmawiać o tak osobistych rzeczach, a ona plotła na temat jego przyjaciół, chcąc też mu trochę uświadomić to, z jakim brakiem szacunku był traktowany. Powinna się była domyślić. Sasori opowiedział, że w dzień poznania był nad grobami rodziców, a ona sądziła, że to jakiś wujek i ciocia. Dobrze się trzymał, jak na sierotę, ale musiał przywyknąć do tej roli. W końcu miał na to aż dziewięć lat. Głupio jej było o cokolwiek w tej sprawie zapytać, na szczęście sam wszystko wyjaśniać. Dowiedziała się przy okazji, że Sasori boi się latać samolotami - głównie z powodu katastrofy lotniczej jego rodziców. Często podróżowali przez pracę, aż pewnego dnia lot im się nie powiódł. Akurat wracali do domu na święta… Niedługo wypadała kolejna rocznica ich śmierci. Potem został pod opieką babci razem z roczną siostrzyczką. Noriko objęła szyję Sasoriego kładąc głowę na jego ramię.
- Nie myśl sobie, że oczekuję litości, jesteś moją dziewczyną. Powinnaś to wiedzieć za wczasu i ode mnie. Nie chcę mieć przed tobą tajemnic.
Drgnęła delikatnie na to zdanie, ona sama nie czuła się jeszcze gotowa, aby opowiadać o swojej rodzinie. Nie chciała robić z tego tajemnicy, ale po prostu nie chciała ruszać tego tematu.
- Rozumiem. – Cmoknęła go w policzek. – Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś.

Dzień po zajściu do Sasoriego przyszedł Deidara, aby wyjaśnić sytuację z imprezy. Zawsze w ich paczce konflikt wyjaśniała jedna osoba w imieniu wszystkich. Nadal nie rozumiał o co dokładnie poszło, przecież nie zrobili nic, o co mógłby się wkurwić. Od kiedy gadanie Hidana go wkurwiało? Tak długo wałkował temat, że Sasori mu odpowiedział, że to przez wspomnienie o rodzicach. Wiarygodna wymówka ze względu na to, iż na dniach miała być rocznica. Tak naprawdę to nie mógł znieść szydzenia kolegów z Noriko. No kurcze, chyba były jakieś zasady w tej sprawie? Powinni się cieszyć jego szczęściem, a nie robić sobie żarty. W każdym razie wyjaśnili sobie sytuację i doszło do zgody.
Kilka dni później wziął wolne z pracy i od razu po szkole skierował się na cmentarz. Na dworze prószył już śnieg, pizgało z każdej strony, a także zapadał zmrok. Szedł w stronę przystanku autobusowego, gdyż nie posiadał jeszcze własnego samochodu. Ręce włożył w kieszenie, a podbródek zatopił w swój kołnierz z kurtki. Chwilkę potem zrównała się z nim jakaś dziewczyna.
- Cześć, przystojniaku. – Spojrzał na ów osobę i grymas obojętności zastąpił lekki uśmiech. – Dokąd się wybierasz? – zapytała, choć doskonale wiedziała dokąd zmierza.
 - W bardzo mroczne i straszne o tej porze miejsce.
 - Brzmi ciekawie, mogę się przyłączyć? – Zamiast odpowiedzi, wyjął rękę z kieszeni i do niej wyciągnął. Noriko z uśmiechem złapała go za dłoń. – Jak ci minął dzień w szkole?
- Powoli… Nie mogłem się doczekać, by zobaczyć swoją ukochaną. Wiesz, dziewczyna o cudownych granatowych oczach. Gęstych i miękkich w dotyku czarnych włosach. Malinowych, pełnych wargach.
 - Chyba widziałam taką w lustrze, ale kontynuuj, to się upewnię.
- Więcej ci nie powiem, bo widziałem ją jedynie w ubraniu. – Sasori przyciągnął ją bliżej siebie i położył rękę na ramieniu dziewczyny, składając na jej skroni całusa.
Uśmiechnęła się do siebie. Właściwie byli ze sobą dwa miesiące i Noriko czuła się pewna w kwestii uczuć Saso. Dwa miesiące to niewiele, ale cóż, skoro im ze sobą dobrze, to mogłaby się nad tym zastanowić. W pewnej chwili Sasoriego zawołała jakaś blondwłosa dziewczynka. Znaczy była jego koleżanką z grupy, ale wyglądała, jak gówniara. Przynajmniej według Noriko. Sasori je sobie rzecz jasna przedstawił, blondynka nazywała się Arisa. Zaprosiła go na imprezę studencką, powiedziała, że bez niego to już nie będzie to samo i dotknęła jego ramienia na trzy sekundy. Ewidentny flirt! Jeszcze robiła to przy niej, bezczelna. W każdym razie, tłumiła w sobie całą zazdrość, chcąc sprawdzić, kiedy Saso zauważy, że coś jest nie tak. Nie prędko zauważył, laska jeszcze jechała z nimi autobusem i stale gadała z chłopakiem. A to nauka, a to przyszłe praktyki…
- Pewnie nieźle będziesz wyglądał w lekarskim fartuszku. – Puściła w stronę Sasoriego oczko, a on się uśmiechnął. Noriko czuła się jak piąte koło u wozu, w ogóle jej nie zauważał.
- Tobie też pewnie będzie ładnie.
- Sasori. – Noriko upomniała go delikatnie, ale po jego spojrzeniu wywnioskowała, że nie wie, o co chodzi. – Chcesz stać się singlem? – Dopiero teraz zrozumiał przekaz. Odchrząknął i owinął swoją wolną rękę wokół jej bioder. Drugą trzymał uchwytu na górze autobusu.
- Zazdrosna? – zażartował, ale brunetce nie było do śmiechu.
- A nie powinnam?
- Nie, bo tylko ty się dla mnie liczysz.
- W porządku. Też ci tak powiem, jak będę flirtować z innymi.
Oj nie spodobał mu się ten tekst. Ale też nie chciał się z nią kłócić przy znajomej. Nachylił się do jej ucha.
- Wiesz, że cię kocham. Nie gniewaj się na mnie, piękna. – Zdawała się go nie słuchać, wpatrywała się przed siebie i biło z niej rozgoryczenie. – Ty byś wyglądała w lekarskim fartuszku sto razy lepiej od niej.
- Dlaczego niby ona nadawała się na dobrą partię do porównania?
- Noriko, nie szukaj dziury w całym, tylko pozwól się przeprosić. – Do wszystkiego potrafiła się doczepić, gdy była zła. Tylko po to, aby wygrać kłótnie. Prowadzenie ich z nią nie mogło być łatwym zadaniem.
Nie wyraziła jednoznacznej zgody, ale zaryzykował i pocałował jej usta. Odwzajemniła słodki gest, ale nie pozwoliła, aby długo trwał. Nie lubiła publicznie się obcałowywać. Po chwili już mieli wychodzić. Dziewczyna jedynie chciała się upewnić, czy Saso wpadnie na imprezę, ale spojrzał znacząco na Noriko. Nie pytał o zgodę, stwierdził po prostu, że bez niej nie idzie. Podobała jej się ta decyzja, ale chyba jednak pójdą. Wysiedli na przystanku niedaleko cmentarza i od razu udali się pod nagrobki rodziców Sasoriego. Zapalił na nich znicze i zaczął się modlić. Noriko także to zrobiła. Potem Sasori zaczął ją na głos przedstawiać. Na szczęście nie wzięła go na wariata, ani za ćpuna na haju, jak poprzednim razem. Sasori stanął za Noriko i objął ją wokół szyi.
- Mamo, to ta jedyna, więc chcę od razu twojego błogosławieństwa! – Poprosił, a Noriko z uśmiechem się na niego obejrzała. Przez co obdarował ją ciepłym pocałunkiem.
- Taty nie poprosisz?
- On pewnie się cieszy, że w ogóle jakaś mnie chce. – Właściwie to nie wiedział dokładnie, jaki jego tata miałby stosunek do niego w kwestii partnerek, ale zawsze sobie wyobrażał, że właśnie taki. Byłby nawet trochę podobny do babci. 
- To pewnie się teraz zdziwił.
- Mhm, zesztywniał z wrażenia. – Uśmiechnął się krzywo. – Brak mi ich… Zresztą, nie tylko mnie.
- Twoja siostra pewnie ich nawet nie pamięta… - Sasori skinął głową. – Poznasz mnie ze swoją rodziną? – zapytała trochę niepewnie. Sam powinien to zaproponować, ale bardzo chciała ich poznać.
- A ty mnie ze swoją?
- Nie utrzymuje kontaktu z rodzicami, a z siostrą mogę poznać, ale niezbyt się dogadujemy.
- Dlaczego nie utrzymujesz kontaktu?
Sasori w odróżnieniu od niej zadawał pytania nie bacząc na nietakt. Noriko uśmiechnęła się do siebie i oparła głową o tors Sasoriego. Czuła, że darzy swojego chłopaka na tyle wielkim zaufaniem, aby powiedzieć mu tak osobiste rzeczy. Noriko nie była zbyt dobrze traktowana przez rodziców. Bardziej przez ojca, ale w matce również nie miała oparcia. Za to jej siostra zawsze była oczkiem w głowie rodziców. Sui była faworyzowana pod każdym względem, kupowali jej więcej i lepszych rzeczy, w wieku dziecięcym za nią obrywała. Właściwie te obrywania były jej winą, bo nie chciała, aby ją skrzywdzili. W nastoletnim życiu zbierała mocny opiernicz, głównie za swój styl bycia. Jak wychodziła rankiem do szkoły, to wracała późno albo wcale. I w ogóle nie czuła, aby to był skutek troski. Ojciec nie raz i nie dwa podniósł na nią rękę, właściwie na matkę też. Gdy raz stanęła w jej obronie to usłyszała, że to wina tego, iż się urodziła. Bardzo miłe. Jedynie czuła miłość od swojej babci. Przedstawiła jej swojego pierwszego chłopaka, mówiła o wszystkim, a także wiele ją babcia nauczyła. Gotować, sprzątać – wszystkiego. Niestety zmarła przez chorobę. W ostatnim tygodniu życia nawet jej nie rozpoznała. To było dobijające.
- Przykra historia – rzekł Sasori, obejmując jej tułów szczelniej do siebie. – Ja bym cię nie pozwolił nikomu uderzyć. – Zapewnił stanowczo.
- Wiem, nie byle komu mówię, że go kocham. – Odwróciła się do niego i cmoknęła w usta.
- Cieszę się, że masz tego świadomość. Czy twoja siostra nie broniła cię w już nastoletnim wieku?
- Nie, była chyba zbyt zazdrosna o moją popularność. Wiesz, ja byłam zapraszana na imprezy i cóż, jestem ładniejsza, niż ona. – Wspomniała chwile, jak Sui powiedziała jej, że jej nienawidzi, bo chłopak, który jej się podobał, poprosił ją, aby umówiła go z siostrą. Bolesne, ale wtedy nie bardzo ją obchodziły jej problemy. Była na tyle duża, by pogodzić się z rzeczywistością.
                - Było ją wkręcić do towarzystwa. – Pociągnął ją za rękę w stronę wyjścia z cmentarza.
                - Ty wkręcałeś siostrę w swoje towarzystwo?
                - Przyjaźniłem się z chłopakami, a po drugie to nie dwa lata różnicy tylko dziewięć.
                - Lepiej, nie miała nawet czasu na denerwowanie cię.
Prychnął pod nosem. Akurat! Zawsze chciała się z nim bawić, z jego kolegami albo w ogóle wszystko robić. Noriko uśmiechnęła się na ten wywód. Słodkie.
– Dzisiaj nie idziesz do pracy, no nie? – Sasori przekręcił głową. – To chodźmy do mnie.
                Nie miał nic przeciwko i tak by ją odprowadził do domu. Ruszyli, więc w wyznaczoną drogę, a Sasori zapytał o tą imprezę, serio chciała iść? Bo on tak nie bardzo, nikogo z uczelni specjalnie nie lubił. Lepiej by się bawili gdzieś indziej. Noriko jednak stanowczo zapowiedziała, że pójdą. Chciała utrzeć nosa tej prostaczce, Arisie. Niedaleko mieszkania Noriko zaczepił ich jakiś chłopak, zrównując się z nimi krokiem. Dziewczyna go znała, nawet bardzo dobrze.  Wydawał się w porządku.
                - Nie przedstawisz mnie? – zapytał Sasori. Gadali ze sobą dłuższą chwilkę, więc chyba byli znajomymi, a on chciał poznać znajomych dziewczyny. Chyba nawet powinien.
                - Jasne… Sasori, Dan. Dan, Sasori.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Cieszyła się, że Dan wykazał się swoją dojrzałością i nie robił jej scen. Można było powiedzieć, że ta cecha ją w nim ujęła.
                - Chłopak Noriko? – zapytał, a Sasori skinął głową. – Dbaj o nią.
                - Będę - zapewnił spoglądając na nią. Noriko objęła go jeszcze mocniej. – A wy? Znajomi, kumple, przyjaciele? Skąd się znacie?
                - Mieszkam w okolicy, a obok twojej laski nie można przejść obojętnie – stwierdził szczerze. Gdy tylko ją zobaczył, wsiadającą do autobusu, z którego powinien wysiąść to musiał zagadać. Tej samej nocy się nawet ostro zabawili. Dan uśmiechnął się do siebie.
                - To znaczy? – Sasori nie był pewien czy dobrze zrozumiał.
                - Można powiedzieć, że byliśmy razem – wyjaśniła Noriko.
                - Och… - Nie wiedział co powinien powiedzieć, ale nie musiał długo się krępować, bo Dan skręcił bez słowa w inną uliczkę, a oni właśnie zbliżali się do budynku. – Wydawał się w porządku.
                - Bo w gruncie rzeczy taki jest.
                - Więc czemu to się skończyło?
                - Bo tego co nas łączyło nie można było nazwać związkiem. – Spojrzał na nią pytająco, gdy otwierała drzwi z mieszkania. – Przyjaciele z dodatkiem? – Sasori wszedł do mieszkania.
                - Seks…?
                - Pytanie czy propozycja? – Uśmiechnęła się zalotnie, a gdy powiesił kurtkę na haczyku, naparła na niego ciałem, wpijając w usta. Nie chciała gadać o Danie, to Sasorim wolała się zająć.
                Chłopak też zamiast gadać wolał docenić skarb, który trzymał w ramionach. Noriko nie przestając całować się z nim, zaczęła rozpinać jego bluzę. Dotknęła dłońmi jego torsu i wolno przesuwała się na ramiona, delikatnie pozbywając się tego odzienia. Sasori uśmiechnął się przez pocałunek, gdy usłyszał, jak bluza opada na podłogę, zaczął naprowadzać dziewczynę w stronę łóżka. Odwróciła się od niego rozpinając swoje spodnie i chcąc się ich z siebie pozbyć. On w tym czasie zdjął z siebie koszulkę i rzucił na podłogę, po czym odgarnął jej włosy na bok i pieścił ssącymi pocałunkami jej szyję. Noriko uśmiechnęła się błogo, odrzucając na bok swoje spodnie.
                - Saso, czekaj słońce. Zasłonie tylko okno.
                - Pospiesz się.
Przytaknęła głową i poszła zaciągnąć zasłony. Właściwie zapalenie swoich świeczek zapachowych też nie zaszkodziło. Wprowadziło przyjemny nastrój. Sasori wolał tym razem nie ryzykować ponownym ośmieszeniem się, będąc nago w łóżku i poczekał cierpliwie, aż zakończy nastrajanie. Uśmiechnęła się do niego i podeszła delikatnym krokiem, aby pocałować go zmysłowo w usta. Saso odwzajemniał ten pocałunek z całą swoją miłością, którą czuł. W pewnym momencie stęknął podniecony, gdy Noriko otarła ręką jego krocze. Spodobała jej się ta reakcja, co było widać po złośliwym uśmieszku. Odczepiła guzik w spodniach Sasoriego i rozsunęła rozporek. Z ust popłynęła pocałunkami w dół… W dół… I jeszcze bardziej w dół. Uklękła przed nim, spuszczając mu w dół spodnie. Wzwód już dopadł Sasoriego, co było dobre. Nie musiała już więcej nad tym pracować, spojrzała w górę na chłopaka, a skrzyżowanie z tym napalonym wzrokiem tylko ją zmotywowało do dalszego działania. Złapała w dłonie jego członka i pierwsze to zaczęła go przyjemnie pocierać. Sasori przymknął oczy, oddając się temu przyjemnemu stanu. Noriko zaczęła oblizywać językiem nawierzchnie jego penisa, na co zamruczał w akcie rozkoszy. Włożyła go w końcu do ust i ujęła jego rękę. Zaciskał jej dłoń swoimi palcami, a ona ssała jego przyrodzenie. Spojrzeli sobie w oczy i spodobał mu się ten czy, widział w jej oczach niezwykłą pewność siebie. Wiedziała, że manewry, które wyczynia ustami i językiem mu się podobają i wcale nie wnioskuje tego po jego zadowalających westchnięciach. Nikt nigdy nie narzekał na przyjemność, którą z nią dzielił.
                - Chcesz do buzi? – zapytał Sasori czując, że w jego członku gromadzi się sperma, która chce się spuścić na zewnątrz. Noriko przytaknęła głową. W końcu, czemu nie?
                Zrobił, więc to, o co zapytał, a dziewczyna bez żadnego skrzywienia połknęła zawartość w ustach. Sperma, jak sperma – słonawa, ale częstowanie się nią robiło facetowi przyjemność. Tak też było w przypadku Saso, poprzez połknięcie wydzieliny. Noriko wyjęła członka z ust i nasadą dłoni przetarła usta. Chłopak pociągnął ją za rękę w górę i ujął podbródek, składając pocałunek na jej malinowych ustach. Miała na sobie jeszcze koszulkę, której szybko i sprawnie się pozbył. Ze stanikiem też nie miał problemu, jedynie z ust przeniósł się na wciąż kusząco pachnącą perfumami szyję Noriko. Dzięki temu mógł spojrzeć na zapięcie na jej plecach. Po chwili, gdy pozostali już całkiem nadzy. Sasori naparł na jej osobę ssącymi pocałunkami. Znaczył jej szyję malinkami, doprowadzając do tego, aby położyła się na pościeli. Przez uśmiech zadowolenia wyciekł sowity jęk rozkoszy. Nie mogła, a nawet nie chciała tego powstrzymywać, było wspaniale i dobrze, że Sasori to wie. Ponownie wpił się w jej usta, a dłonie jeździły z gracją po jej ciele. Jakby próbował w ten sposób zapamiętać każdy szczegół jej pięknego ciała. Czuł jej piersi, które idealnie mieściły się w jego dłoniach. Chyba każdy mężczyzna lubił piersi, ta przyjemność, gdy się je zaciska czy sam ten efekt jak skaczą od drobnego ruchu. Miała też płaski brzuch, a tkanka tłuszczowa… było jej odrobinę za mało, a sam lubił odrobinę pulchniejsze dziewczęta. Dobrze jest mieć, za co chwycić.
                - Masz prezerwatywę, prawda? – Wyrzuciła z siebie rozkosznym głosem, gdy składał na jej biuście mokre pocałunki. W ogóle cała już była mokra i gorąca. Pragnęła tylko, aby w nią wszedł, wymierzył w nią kilka strzałów przyjemności i, aby poczuła prawdziwy orgazm.
                - Powinienem mieć w portfelu. – Zawsze tam miał, więc raczej nie uciekł. Zniżył się pocałunkami jeszcze niżej, do jej intymnego miejsca, które miała idealnie wygolone. Pocałował ją w lewe udo, a ona jęknęła, zaczynając się kurczyć z podniecenia. Sasori zaczął przepływać pocałunkami po ciele Noriko, trafiając w jej erogenne miejsc, przy których wręcz zwijała się z ogromu pieszczot. Chichotała z rozkoszy oznajmiając swoje zadowolenie.
                - Sasori, kocham cię… - mruknęła, chyba pierwszy raz to wyraziła podczas seksu. Czuła się… wspaniale. Pasował jej taki stan rzeczy. Zrobiła to z czystej i pewnej miłości. Partner odgarnął włosy z jej twarzy i z uśmiechem musnął ją wargami.
                - Ja ciebie też. Bardzo, bardzo mocno. – Po tym wyznaniu stwierdzał, że najwyższy czas, aby na moment stali się jednym. Aby dopełnił się ich akt miłosny. Wezbrała się w nim kolejna dawka wytrysku, która chciała się uwolnić.
                - Czekaj, Saso…! – Upomniała go, gdy poczuła w okolicach swojego krocza, przyrodzenie partnera. – Nie zapomniałeś o czymś? – Spojrzał na Noriko niezrozumiale, ale ona w tej sprawie była czujna. – Załóż gumkę. – Nie chciała żadnych niespodzianek.
                - No tak. – Podniósł się na łokciach i zabrał z podłogi swoje spodnie. Z kieszeni wyciągnął portfel, a z portfela pasek prezerwatyw. Noriko zaśmiała się na ten widok.
                - Chyba nie byłam jedyna, którą miałeś tej nocy zaliczyć.
                - Zaliczyć? – Sasori uśmiechnął się pokrzepiająco. – Masz idealnie wydepilowane krocze, twój biustonosz był kompletem z majteczkami i dziwnym trafem w pokoju były rozstawione świece. To chyba ja tu jestem zaliczanym. – Zauważy, rozpakowując prezerwatywę. Noriko z uznaniem pocałowała jego usta. Naparła na niego tak, aby teraz on się położył.
                - Pomogę ci – powiedziała, zabierając mu gumkę z rąk.
                Własnoręcznie mu ją ubrała na członka, a jej delikatne palce czule mu go łagodziły. Usiadła na nim okrakiem i ostatni raz przed nabiciem się na niego, złożyła na ustach Sasoriego namiętnego całusa, który został dopieszczony ponętną grą języka. Po chwili podniosła się i złączyła z nim jedną ręką, a drugą oparła o chłodne lico ściany. Uniosła swoją miednicę i nakierowała się w ten sposób, aby w nią wszedł. Gdy w końcu się udało nie mogła stłamsić w sobie głośnego jęku. Czuli wspaniałą ekstazę, która tylko prosiła o więcej rozkoszy. Będąc na nim, Noriko poruszała z gracją biodrami w górę i w dół, a jej piersi skakały razem z nią. Ten widok jeszcze bardziej wzmacniał napalenie Sasoriego. Oboje dyszeli, byli zmęczeni, ale ponadto stawiali na przyjemność.
                - Mmm, Noriko… jak dobrze. – Stęknął Sasori. – Czuję się, kurwa, zajebiście! – Wykrzyczał, doznawana rozkosz nie pozwalała mu na regulowanie głośności głosu. Noriko się zaśmiała cicho.
                - Cieszę się, skarbie. Kochasz mnie, prawda?
                - O tak. Tak… tak, kocham…
                - Lubisz tak? – Pokręciła biodrami drobnym, okrężnym ruchem. – Lubisz to, Sasori?!
                - Noriko…!
                - O tak. Wołaj moje imię! – Nie ma co, wczuła się emocjonalnie w uprawiany seks. Choć akurat te kwestie, które wypowiadała, bardziej pasują do mężczyzny. Jednak w tym związku to ona najwyraźniej dominuje. No i niech jej będzie.
                W czasie, gdy chciała krzyknąć, że dochodzi, Sasori również to zrobił. Cudowna z synchronizacja, z mocnym zmęczeniem osunęła się ostrożnie z jego ciała i położyła obok na poduszce. Musnął ustami jej czoło i objął jej ciało. Czuł, że miał w ramionach swoje szczęście. Czas mógłby się zatrzymać, a poranek nigdy nie nadejść patrzył na to, czego chciał od zawsze. Sasori pociągnął za krawędź kołdry i opatulił szczelniej jej ciało. Noriko powoli otworzyła swoje zaspane oczy i po prostu przysunęła się bliżej. Wpatrywali się w siebie, jak na tych jedynych. Reszta świata się w tym momencie dla nich nie liczyła. Ręka Sasoriego głaskała przyjemnie talie Noriko, a ona sama odgarnęła partnerowi ciut zapocone włosy i opuszkami palców dotykała jego ślicznej buźki, w końcu powstrzymał jej dalsze ruchy i ucałował nasadę dłoni.
                - Kocham cię, Sasori – Wyrwało się z jej ust. Nie jest osobą, która wypowiada te słowa na pokaz czy wiele razy. Ale w tym przypadku jest inaczej. Zapewniała, bo chciała, aby o tym wiedział. Nie chciała zostać zraniona, nie przez niego. W końcu jest im tak dobrze razem.
                - Ja cię kocham bardziej. – stwierdził i przyciągnął ją do siebie w taki sposób, by się o niego opierała plecami. Pocałował jej ramię i wtedy mogli się oddać w objęcia Morfeusza.
                O poranku zasłonięte okno nie wpuszczało za wiele światła, ale zasłony nie były na tyle grube, aby nie mogło się przez nie w ogóle przebić. Świeczki w pokoju już dawno się wypaliły, a dwoje kochanków leżało na rozłożonym łóżku. Zmęczenie najwyraźniej dało im się we znaki. Ćwierć kołdry leżało na podłodze, niemal połową była okryta Noriko, a pozostała resztka przypadła Sasoriemu. Jednak to mu chyba nie przeszkadzało, bo ciało dziewczyny go wystarczająco ogrzewało. Wtem po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk dzwonka, który zbudził ich oboje. Twarz Noriko ogarnął grymas niezadowolenia. Tak dobrze jej się spało. Podniosła delikatnie głowę, ale w jednej chwili na jej policzku został złożony delikatny buziak.
                - Nie wstawaj. Już odbieram – mruknął Sasori i zabrał z podłogi spodnie, aby wyszukać w nich komórki.
Noriko patrzyła na niego chwilę, podziwiając wspaniałe ciało, z którym spędziła noc. Oblizała swoje usta, wyraźnie widząc umięśnione ramiona i brzuch mężczyzny. Może nie miał zajebistego kaloryfera, ale no, jakieś drobne oznaki były. Gdy znalazł telefon, odczytał imię na wyświetlaczu i bez wahania odebrał.
– Cześć, Dei – przywitał się z przyjacielem, a po chwili uśmiechnął. – Heh, bardzo, bardzo dobrze mi się spało. – Z powrotem położył się przy Noriko, muskając ustami jej szyję. – Niestety jakiś dureń zadzwonił i mnie obudził – rzekł nadąsany. – Co z tego, że dochodzi południe? Jest sobota!
                - Powiedz, żeby zadzwonił później – szepnęła Noriko. Naszła ją ochota na więcej, taki tam, poranny seks.
                - Dei… Nie, zaczekaj. Nie ma mnie w domu…. Z najpiękniejszą kobietą na świecie – odpowiedział na jego pytanie, sprawiając tym dziewczynie przyjemność.
                Kontynuując rozmowę, wolał się od Noriko odsunąć. Nie chciał, aby słyszała seksistowskie komentarze przyjaciela lub jego nagabywanie do zerwania znajomości z „tą szmatą”. Dziewczyna leżała w łóżku i wyczekiwała końca tej rozmowy. W końcu dźwignęła się do siadu i wyrwałaby mu ten telefon z ręki, gdyby nie zakończył sam tej rozmowy. Z uśmiechem objęła jago szyję, a dłonią dotknęła jego policzka, przejeżdżając kciukiem po jego ustach.
                - Dzwonił Dei. – No nie powiedział jej nic, czego by nie wiedziała. Cały czas patrzyła kusząco na jego wargi. – Chcą iść do kina na premierę filmu.
                - Aha – mruknęła zwilżając sobie językiem usta. Nic ją nie obchodziły jego plany z głupimi kolegami. W tej chwili liczyło się to, co się zaraz przyjemnego miało stać. Złapał ją za dłoń, którą naciskała mu twarz i wpił się namiętnie w jej usta dopóki nie ułożyła się na poduszce.
                - To ja będę wychodził.
                - Co?!
                - Kocham cię.
                - Hej, hej zaczekaj! – W ostatniej chwili złapała go za ramię. Czegoś tu nie rozumiała. Oparł się jej? Dlaczego? Co zrobiła? – Czemu wychodzisz?
                - Umówiłem się z kolegami na film – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic i zaczął zbierać ubrania z podłogi. Noriko na chwilę zamurowało. Ale tylko chwilę.
                - Żartujesz sobie? – powiedziała rozbawiona. – Powiedz, że żartujesz…
                - Nie żartuję, przecież słyszałaś naszą rozmowę.
                - TERAZ się umówiłeś?! -  Nie kryła swojego oburzenia tą sytuacją. Była wściekła. – Nie ma seansów o innej porze?!
                - Pewnie są, ale ciężko nam się zebrać w komplecie. Wszyscy zawsze mają coś ważniejszego do załatwienia. – To żadne wytłumaczenie, teraz chyba miał coś ważniejszego do roboty w końcu był z nią. Czuła na sobie mocnego kopniaka od rzeczywistości. – Coś nie tak?
                - Nie. W porządku – niemal wypluła z siebie te słowa.
                Sasori nawet nie zauważył jej złego humoru. Wziął swoje ubrania i udał się odświeżyć do łazienki. Noriko wstała z łóżka i zarzuciła na siebie szlafrok. Właściwie nie wiedziała za bardzo co ma zrobić. Jak miała się zachować, jakoś nie mogła uwierzyć, że ta sytuacja była dla niego jak najbardziej na miejscu. Zrozumiała, że przyjaciele są w jego życiu bardzo ważni, ale hej, bez przesady. Po kilku minutach Sasori wyszedł z łazienki i zaczął ubierać swoje buty. Westchnęła i podeszła do przedpokoju.
                - No to idę już. – W chwili, gdy się przybliżył, Noriko się wycofała nie pozwalając się pocałować. Może w ten sposób wyczułby nietakt, który popełnił. – Co jest?
                - Nic. – Udawała, bo chciała aby sam się zorientował. – Idź, bo się spóźnisz – mruknęła niepozornie, za co chwilę potem zapłaciła, bo zrobił tak, jak powiedziała.

                W czasie, gdy Sasori oglądał sobie film w kinie, Noriko leżała sobie na łóżku i starała się jeszcze raz przemyśleć w głowie tę chorą sytuacje. Zastanawiała się czy to ona nie przesadziła, ale, cholera jasna, nie! Przecież takie zachowanie nie mogło być normalne. Kiedy wyszedł, zrobiła ze sobą i mieszkaniem porządek. Wzięła prysznic, umyła głowę, wysuszyła się, przebrała, posprzątała wszystkie pozostałości po ostatniej nocy i dopiero wtedy się położyła, wpatrując w telefon. Nie miała na nic ochoty, złość przeszkadzałaby jej w każdej wykonywanej czynności. Chciała zadzwonić do Sasoriego, ale… Co by mu powiedziała? Wypomniałaby mu, co zrobił źle, a potem skarciła jak matka? Nie zamierzała, sam musiał się, do cholery, zorientować! Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi i to nie raz, dzwonił do tej pory, aż Noriko nie otworzyła drzwi. Widok przyjaciółeczki w ogóle jej nie zdziwił. Zawsze w ten sposób się do niej dobijała.
                - Kana, dzisiaj nie jestem w humorze na…
                - Nadal tu jest? – Przerwała dziewczyna, wychylając się zza drzwi na mieszkanie.
                - Kto? Nikogo tu nie ma. – Wobec tej wiadomości, Kana od razu wpakowała się do środka pomieszczenia. Gdy ściągała wierzchnie nakrycie w przedpokoju, Noriko zauważyła w jej ręku torebkę z różowym winem. – Jest dzisiaj coś do opicia? – Uśmiechnęła się. Nie pogardzi winem.
                - No raczej! – stwierdziła i usiadła sobie na łóżku pod ścianą. Noriko wyszła do kuchni po kieliszki. – Byłam po południu w sklepie i w kolejce do kasy spotkałam twoją kochaną sąsiadeczkę. – Noriko podała Kanie kieliszki i korkociąg. Blondynka się skrzywiła. – Odkręć, no!
                - Tą nazbyt pobożną? – Kana przytaknęła głową, kiedy Noriko wbijała szpic w korek od wina. – Jak tacy ludzie idą do nieba… - Nacisnęła szczypce wyjmując szczelne zakorkowanie. - … to nie żal mi, że skończę w piekle.
                - Ja tam zrobię w niebie porządek – oświadczyła dziewczyna. Była w sumie bardzo religijna, wierzyła, chodziła do kościoła lub na jakieś zajęcia z tego typu. Z jej charakterkiem to bycie świętoszkiem nie pasowało, ale co zrobić? – W każdym razie, ta sąsiadka żaliła się znajomej, jak to hałaśliwie minęła jej noc, przez twojego nocnego gościa. Podobno jęczał głośnej, niż ty. – Noriko zaśmiała się pod nosem, uderzając w twarz z lekkiej krępacji. – To był ten twój chłopak? Wiesz co? Jak mogłaś pójść z nim do łóżka skoro jeszcze go nie poznałam? Zdziro ty.
                - Te, te, te! Zamilcz, gówniaro – mruknęła Noriko. I ona z takim słownictwem chciała iść do nieba? Pozdro. Kana objęła ją szybko w geście przeproszenia. Nigdy nie rzucała w nią obelgami na serio, ale wolała się upewnić, że nie strzeliła focha. – Co to za różnica czy poznasz go przed czy po? A może sama chciałaś go dla mnie sprawdzić?
                - Miałabym przeżyć swój… siódmy raz z twoim chłopkiem? Kuszące… Żaden z moich byłych partnerów nie jęczał głośniej ode mnie. – Parsknęła śmiechem i duszkiem wypiła zawartość kieliszka. – Hej… A był prawiczkiem?
Noriko z uśmiechem zaprzeczyła i patrzyła na Kanę. Dziewczyna miała osiemnaście lat i naprawdę spory bagaż doświadczeń za sobą.
– No! To opowiadaj. Jak było i jak to koniec końców spieprzył?
                - Nic się przed tobą nie ukryje, co?
                Kana uśmiechnęła się cwaniacko i kazała przyjaciółce przejść do rzeczy. Noriko westchnęła i zaczęła opowiadać wszystko od początku, a Kana już na samym początku jej przerwała. Dan mocno się przejął, że Noriko miała nowego, stałego partnera. Ta jednak wzruszyła jedynie ramionami, dlatego pozwolono jej kontynuować. Czarnowłosa odpiła łyk wina i zaczęła opowiadać o swojej nocy. Robiła to w ogólnikowy sposób, bez żadnych szczegółów, wolała je zachować dla siebie. Natomiast na temat ich pobudki już nic nie zatajała. Może Kana inaczej rozumiała jego postępowanie, ale była tak samo zdezorientowana. No takie coś się jej nie przytrafiło, znaczy jakby nie widział się z tymi kolegami kilka miesięcy… Niemniej jednak, ta opcja została szybko wykluczona. Po chwili Noriko dostała sms’a od Sasoriego, na który się skrzywiła. Pojęcia nie miała, jak z nim rozmawiać.
                - Pyta czy może do mnie przyjść wieczorem. Nie mogę z tym człowiekiem… - westchnęła, pijąc cały kieliszek wina. – Faktycznie nie wie, że coś zrobił nie tak. – Odpisała na sms’a „Nie dzisiaj”
                - Co zamierzasz? – zapytała, a Noriko wzruszyła ramionami. – Zerwiesz z nim?
                - Nie, nie chcę z nim zrywać. Będę grać kartami jego znajomych. Nie lubią mnie i pewnie robią wszystko, aby odciągnąć Saso ode mnie, ale ja też potrafię manipulować.
                - Będziesz manipulować facetem?

                - W międzyczasie spróbuję go nauczyć asertywności. – Uśmiechnęła się cwaniacko, biorąc komórkę do ręki. A jutro? – Kanuś… Robisz coś jutro? Chcesz poznać Saso?

19 sty 2015

ROZDZIAŁ 56-1.

                W domu rodzinnym Miyuki czekał na nią ojciec wraz ze swoim synem, który był mocno przewrażliwiony na punkcie jej nieobecności. Głównie dlatego, że wczorajszego dnia razem z Hidanem poszedł do pubu, aby dać nauczkę młokosowi, który śmiał bić dziewczynę. I która, nawiasem mówiąc, mogła być jego siostrą. Czekając na palanta zastanawiał się, co by zrobił gdyby faktycznie jego siostrzyczka była krzywdzona. Chyba by go zabił. Nie no… Nie chyba, a na pewno. Potem Hidan mu pokazał tego szmaciarza, a jemu szczena opadła. Nie dość, że gnój najwyraźniej zdradzał jego siostrę z kumpelą Hidana, to jeszcze okazał się damskim bokserem! Yoshi, gdy tylko zrozumiał, że faktycznie ten zbieg okoliczności ma coś wspólnego z siostrą Yosuke, od razu zaczął go uspokajać i powstrzymywać. Oczywiście nie pomogło. Wywlókł szmatę na dwór i tam sobie z nim wszystko powyjaśniał, mocnymi kopniakami i falą uderzeń z pięści. Hidan właściwie tylko stał z boku i przyglądał się tej furii gniewu. Nie chciał być na miejscu typa. Yoshi jako jedyny próbował go powstrzymać, za co dostał mocno w żebra. Nawet obawiał się, że ma złamane. Mimo to jakoś go odwlókł od poszkodowanego. Nawet sprawdził mu puls, aby przekonać się, czy jeszcze żyje. Na szczęście tak. Yoshi, jako jedyny w grupie, zachował trzeźwość umysłu i nie pozwolił Yosuke zabić kolesia i zmarnować sobie życia. Dopiero pytanie „Jaki dajesz przykład swoim dzieciom?” pomogło. Typ dostał nauczkę, ale Yosuke obawiał się, że może będzie szukał zemsty i naśle jakiegoś swojego kumpla na Miyuki? Kto wie?
                Niedługo potem Miyuki jednak wróciła do domu i to w szampańskim nastroju. Nie mogła przestać się uśmiechać na wspomnienie tej upojnej nocy. Była szczęśliwa i chyba nic nie mogło zepsuć jej nastroju. Gdy zamknęła drzwi w przedpokoju od razu stawił się Akaishi. Z jednej strony cieszył się, że wróciła cała i zdrowa do domu, a z drugiej był zły, bo zaczął odchodzić od zmysłów przy tym Yosuke.
- Daj spokój, tato. Nie pierwszy raz nie ma mnie całą noc w domu. – Spojrzała w lustro i trochę przylizała swoje nastroszone włosy, nie przestając się przy tym uśmiechać.
- Wolę jednak, abyś w pogotowiu miała telefon. Po co ci on, skoro go stale gubisz?
- To zdarzyło się zaledwie drugi raz. Wróciłam do domu, jestem cała i zdrowa. Po co rozmyślasz nad czarnymi scenariuszami? – burknęła. Nie cierpiała tej nadopiekuńczości.
- Bo się martwię, Miyuki.
- Nie jestem już dzieckiem. – Wydęła usta.
- Moim jesteś. I to się nie zmieni – zadeklarował Akaishi. Nie mógł się tak po prostu nie martwić o jedyną córeczkę. Tym bardziej, jeżeli wychodziła sama na imprezę. No, z koleżankami, ale co koleżanki jej pomogą, jak zostaną napadnięte? Z chłopakiem nie było takich obaw, bo ten pewnie by ją obronił.
- W porządku, przepraszam. Następnym razem będę bardziej ogarnięta.
- Mi, możemy pogadać? – wtrącił Yosuke, którego dopiero teraz zauważyła. – W cztery oczy.
                Poszli na górę, do pokoju dziewczyny. Miyuki westchnęła. Pogadanka z bratem zwykle była bardziej upierdliwa. Może dla świętego spokoju powinna mu powiedzieć, że spędziła noc z Sasorim? Nie, żartowała sobie, chciała go żywego. Po wejściu do pokoju położyła się z uśmiechem na swoim łóżku. Yosuke przyglądał jej się trochę dziwnie. W ten sposób nie zachowywała się osoba na kacu. Czyżby nadal była pijana? Długo ją trzymało…
- Miyuki, muszę ci coś powiedzieć.
- To mów, ja cię słucham – stwierdziła, choć w dalszym ciągu miała zamknięte oczy.
- Wiem o wszystkim.
Na to zdanie dopiero otworzyła oczy i na niego spojrzała. Czyżby się domyślił? Nie mógł! Przecież to Yosuke! Uniosła się do pozycji pół siedzącej.
- O… o czym? – zapytała dla niepoznaki.
- O tym, co ci zrobił.
Nadal nie była pewna, co miał na myśli, ale chyba jednak TO.
– Dlaczego nie powiedziałaś? Mi albo tacie.
- Nie muszę wam o wszystkim mówić – burknęła. Cóż za pomysł, aby opowiadać im o seksie? - Ja ciebie nie pytam o takie rzeczy, ani Yoko, ani tym bardziej taty.
- Akurat my nie mieliśmy takiej sytuacji – powiedział. On trochę w sumie miał, był bity, ale nie przez Yoko!
Miyuki spojrzała na niego spod byka. Co on myślał? Że ona nie wiedziała ciągle co to seks?
- Masz mnie za idiotkę Yosuke? – burknęła. - Skoro nie mieliście z tym styczności, to skąd się wzięli Takeda i Laya? Albo ty i ja?
 Yosuke patrzył na nią niezrozumiale.
- O czym ty mówisz?!
- A ty?!
- O tym, że wiem wszystko. Że twój eks cię bił, a na dodatek zdradzał z kumpelą znajomego z treningów… Miya jej chyba było. – Zastanowił się moment.
- Aha… - Miyuki plasnęła się w czoło. Jeszcze Hidan maczał w tym wszystkim palce. Wspaniale! – Ale już nie jesteśmy razem. Stare dzieje.
- Oszalałaś? Wpierdol mu się należał!
- Nie. I tak już złożyłam na niego doniesienie. Sasori mnie przekonał. – Uśmiechnęła się na wzmiankę o jego imieniu, ale ogarnęła się, zauważając jak się jej przygląda. – Tobie nie mogłam powiedzieć, bo pewnie byś go zabił.
- No wiele do tego nie brakowało.
                Miyuki spojrzała na brata z niemym pytaniem w oczach, a potem sama się wszystkiego domyśliła. Miała niezwykłą ochotę udusić Hidana za wciągnięcie w to Yosuke. Całe szczęście, że był tam jeszcze ktoś, kto go w porę odciągnął. Na koniec zadzwonili dla tego kolesia po karetkę. Dziewczyna obawiała się, co stałoby się z jej bratem, gdyby Keichiro się obudził i zdecydował go pozwać. Yosuke wzruszył ramionami. Cały on, zero odpowiedzialności.
- To ja już… Czekaj, czekaj… O czym myślałaś, że mówię?
- No… - Kurwa, kurwa, kurwa, musiał wrócić do tego tematu. – Wiesz… O niczym takim…
- To nie było nic, to było jakbyś uprawiała… - Zamarł, a Miyuki momentalnie zakryła twarz rękami. – Nie… Nie... No  kurwa, nie! Miyuki coś ty zrobiła?! – Złapał ją za ramiona i zaczął potrząsać.
- Puszczaj mnie, Yosuke! – Odtrąciła go nadąsana. - Ty zacząłeś o wiele wcześniej!
- No i co z tego? Ja byłem głupi, a ty jesteś mądrą dziewczyną! Dlaczego to zrobiłaś?!
- Z miłości – oznajmiła i na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Była szczęśliwa, że to z nim zrobiła.
- Obustronnej? – dopytał.
Powinna być tego pewna, gdyby pojawiło się dziecko, to ojciec miał wziąć odpowiedzialność! Seks to nie zabawa… No, może czasem, ale to nie zabawa, którą się praktykuje przed ślubem, bez jakiegokolwiek myślenia! Miyuki zagryzła wargi, przez co wiedział, że to tylko siostra darzy go uczuciem. Westchnął ciężko.
- On jeszcze mi tego nie powiedział, ale podobam mu się i mnie szanuje.
- Dlatego cię wykorzystał?
- Nie wykorzystał mnie, Yosuke! Sama mu się oddałam… Było całkiem przyjemnie…
- Nie chcę o tym słuchać. Powiedz tylko czy się zabezpieczaliście?
- Tak… Chyba.  Nie no na pewno. Tak.
- Kim on jest?
 Tego pytania bała się najbardziej. Nie mogła mu powiedzieć, że to Sasori. Nie wiadomo jakby zareagował.
– Miyuki! – krzyknął tak, że aż podskoczyła przestraszona. – Znam go? ZNAM?!
- Nie, nie znasz! – skłamała. I tak to kupił, więc teraz tylko musiała kogoś wymyślić. Albo i nie. – Nie powiem ci, kto to!
- Nie?!
- Nie! – Zawołała stanowczo.
- W porządku. – Ten ton… - No to może powiesz tacie…!  
Skierował się do drzwi, a Miyuki jak oparzona zerwała się z łóżka, zatrzymując go przed wyjściem. Yosuke zawsze skarżył, ZAWSZE. Dlatego była pewna, że mu powie.
- Nie! Nic mu nie mów! Zgoda, powiem ci…
- Zatem zamieniam się w słuch.

                Dochodziła już trzecia rano. Wszyscy w mieszkaniu byli pogrążeni w objęciach  Morfeusza. Niewiele później młodszy z domowników się obudził. W wieku trzech latek zdarzały się takie kilkurazowe pobudki w ciągu jednej nocy. Chłopiec podniósł się do siadu, by poprawić sobie kołderkę, która powinna opadać na jego stópki. Rozglądnął się po swoim pokoju. Delikatna poświata księżyca oświetlała część pokoju Naokiego przez nie zasłonięte okno. Pewnie tata zapomniał… Maluch mimowolnie spojrzał w tamtym kierunku. Drzewa za oknem przybrały dość mroczny wygląd, nieprzyjemny i ciut straszliwy. W rogu okna zauważył cień, zupełnie jakby ktoś na niego patrzył, widać było tylko jedna czwartą jego twarzy, groźne oko, a rysy twarzy wskazywały na zadziorny uśmiech. W dodatku miał staromodny kapelusz, który dodawał mu grozy. Nawet na chwilę się nie poruszył, ale patrzył groźnie w jego stronę. Oczy Naokiego zaszkliły się ze strachu.
- Tato… - szepnął. Przerażenie nie pozwalało mu na nic więcej. Wątpił, żeby go usłyszał, ale miał ogromną nadzieję. Jego oddech stał się ciężki, starał się tego nie robić w nadziei, że postać sobie pójdzie. Słychać było jedynie stukanie deszczu w okno. Nagle zagrzmiało, a błysk przedarł się przez granatowe niebo. Chłopiec pisnął głośno, chowając się skulony pod kołdrą. – Proszę, niech ten pan sobie idzie… Proszę, proszę, proszę – szeptał do siebie i powtarzał jak mantrę. Pod pościelą cały dygotał, ale i nie potrafił się przełamać, by wołać tatę.
                Po paru minutach zebrał w sobie odwagę i szybkim ruchem zdjął z siebie kołdrę, by sprawdzić czy ten ktoś był jeszcze za oknem. Nie było, więc odetchnął z ulgą, ale nie zamierzał już tam dzisiaj spać. Chciał do taty, a droga w ciemnościach także była przerażająca. Ale trudno, będzie z tatą, a tata go obroni, powtarzał sobie. Na niebie ponownie rozbłysnął piorun, a Nao w tym samym czasie przyuważył w rogu pokoju wysoką postać z kapeluszem na głowie. Nie była stuprocentowo widoczna, ale wystarczająco by go przerazić. Policzki chłopca zostawały nawilżone spływającymi z oczu łzami, nie mógł ich powstrzymać, a z buzi, mimo ciągłego otwierania i zamykania jej, nie wydobywały się żadne dźwięki. Dopiero po chwili, gdy z półki spadła jakaś książka i cichym trzaskiem wytrąciła go z amoku, zaczął się rozpaczliwie wydzierać, okrywając się ściśle kołdrą.
- Tato! Tatusiu! Tato! Przyjdź tu, proszę! Tatusiu!
                Uporczywe wołania obudziły Sasoriego. Gwałtownie uniósł z poduszki głowę, a gdy słuch się wyostrzył, poderwał całe swoje ciało. Czym prędzej pobiegł do pokój wołającego go syna i natychmiast zaświecił w pomieszczeniu światło.
- Naoki, co się stało? – Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu, ściągając z syna pierzynę.
- Tatusiu! – Zawołał chłopiec przez łzy i przytulił się do ojca. – Strasznie się bałem! – Zawył, a czerwonowłosy usadowił go na swoich kolanach, otulając rękoma.
- No już, spokojnie. – Uciszał go, widząc jaki miał niespokojny oddech. – Burzy się tak bałeś? – zapytał. Naoki nigdy nie bał się burzy, więc byłoby to zastanawiające. Ten jednak pokręcił dziko główką.
- Nie, nie! Widziałem za oknem złego, złego pana! A potem, a potem był tutaj w… w…
- Ćśśś, uspokój się…
- Bałem się, tatusiu!
- Już dobrze, tata jest przy tobie – mruknął, kołysząc go na kolanach. Wyjął jedną chusteczkę z pudełka leżącego na półce i wytarł jego zapłakaną twarz, a potem wysmarkał nosek. – Nie musisz się bać.
- Nie chcę tu spać – stwierdził, przytulając się do szyi Sasoriego i nadal cicho szlochając.
- Nie płacz Naoki, nie ma po co – szepnął do dziecka. Zegarek wskazywał trzecią dwadzieścia pięć. Westchnął ciężko, wstał i zaczął chodzić z nim na rękach po pokoju. - Jak ten pan wglądał?
                Na pewno dziecku się coś przywidziało, bo jaki idiota wdrapałby się do okna na drugim piętrze, gdzieś tak na środku budynku. I to jeszcze w bloku mieszkalnym, a nie domu prywatnym. Z opisu doszedł do wniosku, że kwiat na oknie i firanka musiały mu wytworzyć taki obraz. Spuścił rolety. Gdyby nie zapomniał tego zrobić, nie byłoby tej całej akcji. Potem podeszli do domniemanego nieproszonego gościa. Okazał się nim być duży misio, któremu sam dodał akcesoriów godnych dziennikarza, czyli między innymi kapelusza.
- Widzisz, nikogo tu nie było, to tylko twoja wyobraźnia – uświadomił go, cmokając w czoło. – A kto zrzucił książkę z półki? – zapytał z pretensją, kucając i zabierając przedmiot z podłogi.
- Pan Misio – naskarżył Naoki.
- Pan Misio? Dostanie po dupie – stwierdził, a chłopiec się zaśmiał. Odłożył książkę na półkę i zaczął rozweselać syna, robiąc mu samoloty poprzez obracanie się z nim wokół własnej osi. -  To teraz lecisz do łóżka.
- Nie chcę! – zawołał, ale jego zdanie nie było brane pod uwagę, bo Sasori ułożył syna w łóżku i począł przykrywać kołdrą. – Nie chcę spać – mruknął, siadając na łóżku.
- A wiesz, która godzina?  Na polu jeszcze ciemno – stwierdził Akasuna, pchając go lekko na poduszkę. On też się jakoś rozbudził, ale za cztery godziny musiał wstawać do pracy. Powinien być wypoczęty.
- Przeczytasz mi bajkę? – zapytał chłopiec, a Sasori westchnął ciężko.
- Naoki... Nie teraz. Śpij już. – Pochylił się nad nim i cmoknął w czoło.
- Ale jak znowu ktoś tu przyjdzie…? – powiedział, trzymając kurczowo rękę ojca. Tłumaczenia o winie jego wyobraźni niewiele się zdały. W końcu mu przerwał. – Mogę spać u ciebie…? Tylko dzisiaj, proszę.
- Taa, a jutro też tak będzie. Śpisz tutaj. Ja poczekam aż zaśniesz – oznajmił.
                Nie chodziło o to, że nie chciał, aby mały spał u niego, tylko musiał mu pokazać, że nie było się czego bać w pokoju. Dziecko posłusznie przymknęło oczy, w dalszym ciągu trzymając tatę za rękę. Po kilku minutach siedzenia Saso spojrzał leniwie na twarz Nao. Wyglądał tak bezbronnie. Czas mknął  do przodu. Nadal pamiętał jak miał te dziewięć miesięcy. Wstał wolno z łóżka, kierując się cicho do wyjścia.
- Tato… Zostań ze mną – jęknął bliski płaczu.
- Nie idę, zgaszę tylko światło. – Było tak blisko. Po gaszeniu wrócił do dziecka, zegar wskazywał pięć po czwartej. Westchnął ciężko. – Przesuń się – nakazał, kładąc się z nim w łóżku.
- Dobranoc – mruknął szczęśliwy Naoki przytulając się do ciała ojca.
                Mężczyzna objął go ramieniem. Na początku wpatrywał się w jego buzię, a po chwili i sam przymknął oczy i nawet nie wiedział gdy zasnął.

                Jak co dzień, punkt dziewiąta, Miyuki zjawiła się pod mieszkaniem i zadzwoniła dzwonkiem. Splotła dłonie i uniosła je do góry, w celu rozciągnięcia się, a tym samym wybudzenia z resztki snu. Zadzwoniła drugi raz. Dziwne, że Sasori nie otwierał. Zwykle robił to niemal od razu i pożegnawszy się z synem, a czasami z nią, wychodził do pracy. Zapukała kilka razy, a nawet przysłuchała się odgłosom z wnętrza, ale nic. Może pomyliła dni i na dzisiaj mieli jakiś wyjazd…? Nie, niemożliwe. Zapamiętałaby. Postanowiła otworzyć drzwi. Miała klucze od domu, więc… Chyba mogła.
                W domu panowała cisza. Miyuki zdjęła w przedpokoju buty i poszła przeszukać inne pokoje. Najpierw poszła do sypialni podopiecznego, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Na łóżku zobaczyła dwóch bliskich jej sercu mężczyzn. Uśmiechnęła się na ten rozkoszny widok, ale musiała obudzić, chociaż starszego z nich, bo Naoki miał jeszcze czas. Usiadła na skraju łóżka i zanim coś zrobiła, wpatrywała się w jego śpiącą twarz. Chciałaby się codziennie budzić koło niego i widzieć jego spokojną twarz.
- Um… Sasori... – Potrząsnęła nim lekko. – Czas się obudzić… Spóźnisz się do pracy. – Mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił, jedynie się bardziej skulił. – No, ej… - Westchnęła ciężko. Pochyliła się i zaczęła go lekko klepać w policzek. – Sasori, wstajemy – mówiła cicho,  a on zaczął się budzić i złapał za rękę dziewczyny.
- Co robisz… - zaczął, podnosząc się do pozycji siedzącej. - …tutaj?
- Nikt nie otwierał, więc… - Mężczyzna przetarł senne oczy, ale jedną ręką nadal ją trzymał. Pewnie nawet nie zauważył. – Więc weszłam, używając klucza. Przepraszam, wiem, że to nie w porządku…
- Nie przejmuj się. – Westchnął. – Która w ogóle godzina?
 Dziewczyna przyłożyła mu przed nos trzymaną rękę, na której miała założony zegarek. Nie przejął się tym, że ją ujmował. Widoczna godzina przyprawiła go jednak o wytrzeszcz.
- Kurwa! – Zrzucił z siebie kołdrę i bez słowa wybiegł do swojej sypialni.
                Miyuki spojrzała na ciągle śpiące dziecko z uśmiechem, poprawiła mu okrycie i cicho wyszła z pokoju. Udała się do kuchni przygotować dla niego śniadanie. Chciała go gdzieś wyciągnąć na dwór i pokazać mu przedszkole, do którego będzie chodził, ale wolała poczekać, aż się obudzi. Po chwili do pomieszczenia wszedł Sasori.
- Zostaw, ja mu zrobię śniadanie – powiedział, wyjmując jej z rąk kuchenne przybory.
- To nie problem. Wypij herbatę i idź do pracy. – Uśmiechnęła się łagodnie, wycofując rękę, by nie odebrał jej serka. Zrobił, jak powiedziała. Nie zamierzał się przecież kłócił o taką pierdołę.
- Właściwie… Myślałem w nocy trochę o nas.
 Miyuki spojrzała na niego zaciekawiona. Śniadanie mogło poczekać. Skupiła całą swoją uwagę na wypowiedzi Sasoriego.
– Co byś powiedziała na związek na próbę? Dajmy na to… Miesiąc.
- Próbę? Dla sprawdzenia czy by nam wyszło? – Ona była tego pewna i nie potrzebowała próby, ale widać Sasori nie miał do tego pewności. Nie zaiskrzyło między nimi, nie ze wzajemnością.
- Tak, chcę tylko, abyśmy się najpierw bliżej poznali, jak to powinno być między parą. Chyba zaczęliśmy związek od dupy strony… - Nieładnie się wypowiedział, ale taka prawda.
- Nie gadaj. – Miyuki się uśmiechnęła. – Mi się podobało.
- Słyszałem. – Upił łyk herbaty. Takiego jęczenia się nie udaje. Nie, gdy jest to pierwszy raz. – Miyuki, chodzi mi tylko o to, aby Naoki nie zrobił sobie niepotrzebnych nadziei.
- Czyli… - Ułożyła sobie to wszystko jeszcze raz w głowie. – Ta próba ma się odbywać w tajemnicy? – Nie bardzo jej to przypadało do gustu.
- Tylko jakiś czas.
- Miesiąc – wypomniała, nie chciała tak pogrywać. Wspólna noc, no okej… Ale związek? Jest dziewczyną, chciała się chwalić swoim chłopakiem.
- Niekoniecznie… To może być nawet kwestia kilku dni.
                Zamyśliła się chwilę. Czekała tyle czasu… Dodatkowy miesiąc chyba nie zrobiłby różnicy. Sasori czekał cierpliwie na odpowiedź, która po chwili nadeszła. Zgodziła się na taki układ, najwyżej mogła nasłać na niego brata. Mężczyzna wziął dziewczynę w objęcia i ucałował jej czoło. Gdy się odsunął, skrzyżowali spojrzenia, które lekko uciekały im na usta. Dali ponieść się swoim pragnieniom i złączyli w czułym pocałunku. Miyuki trzymała go delikatnie za ramiona, powoli posuwając się nimi do góry i obejmując chłopaka za szyję. Sasori również się bardzo wczuł, przesuwając dłonie z bioder na jej pupę. Do przyzwoitości doprowadził ich dźwięk otwieranego pokoju Naokiego. Miyuki wróciła szybko do przygotowywania śniadania, a Sasori picia herbaty. Jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry – powiedział Naoki, wchodząc do kuchni. Zobaczywszy swoją opiekunkę, natychmiast do niej podbiegł i zaczął przytulać. – Miyuki, dzisiaj spałem z tatą – oznajmił wesoło.
- No właśnie, dlaczego? Bałeś się burzy? – zapytała, a on wytłumaczył jej wszystko, krzywiąc się na samo wspomnienie. Uśmiechnęła się z troską, przytulając go do siebie na pocieszenie. Dała mu talerzyk z jedzeniem i kazała usiąść przy stole. Lubił gdy opiekunka traktowała go jak dorosłego i dawała mu jakieś obowiązki, czy to było noszenie talerzyka, czy zmywanie po sobie.
- Ja już będę wychodził do pracy. Trzymaj się, Nao – zwrócił się do syna, nachylając i cmokając go w policzek.
- Paaa – przeciągał samogłoskę, obejmując szyję taty. On jeszcze skinął głową na dziewczynę, a ta wyszła posłusznie za nim. Akcja sprzed chwili wydawała się jej nawet całkiem śmieszna.
                Gdy byli w przedpokoju Sasori upewnił się, że nie było opcji, aby Naoki ich zobaczył i wtedy przystąpił do delikatnego wpicia w wargi Miyuki. Tak na pożegnanie. Wtedy mu powiedziała, że to ukrywanie się jest nawet podniecające. Tak się nawet zastanawiali, kiedy kumple Sasoriego się połapią, że ze sobą chodzą. Saso się zaśmiał.
- Może zrobimy zakłady? Stawiam, że pierwszy skapnie się Deidara.
- Pfff, śmieszne. Przecież to blondyn – stwierdziła z politowaniem. – Hidan ma większe szanse, bo często tu bywa.
- Racja… Okej, idę już, bo się jeszcze bardziej spóźnię. Do potem.
- Eee… - jęknęła, zatrzymując go jeszcze na chwilkę. – M-mogę…? – Nie czekając na odpowiedź wyciągnęła do jego szyi ręce, poprawiając zagnieciony kołnierz koszuli. Drgnął lekko pod wpływem jej dotyku. Do nozdrzy wdarł się zapach jej wiśniowych perfum. Naciągnął się niezauważalnie.
- Dziękuję – rzekł, kiedy już się wycofała.
- Nie ma za co – odrzekła ciepło i kiedy mężczyzna otwierał drzwi, ona skierowała się do kuchni.
- Ach, wiesz – zaczął, doprowadzając do jej półobrotu. – Ładnie pachniesz – dokończył i wyszedł, obdarzając ją tak cudownym dla niej uśmiechem.
                Usta dziewczyny wykrzywiły się w dumny uśmiech, uniosła splątane ze sobą ręce niby w rozciągnięciu, ale też radości. Ucałowała Naokiego w czoło i z dobrym humorem powróciła do opiekowania się nim.

                Pod wieczór Yahiko wybierał się do Konan.  Miał trochę męczący tydzień i liczył, że przyszła żona poprawi mu humor. Hehehe. A poważnie, to szedł do niej pokazać swoje zainteresowanie przygotowaniami do ślubu, choć był, jak to Konan określiła, zbędny. Kuzynka Yahiko zajmowała się organizowaniem imprez, między innymi ślubów, więc w ramach prezentu ślubnego miała za zadanie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Konan jedynie służyła jej pomocą przy wyborze różnych drobiazgów. Miały podobny gust, więc wszystko szło bez problemów. Pod koniec wakacji musieli spiąć tyłki i jechać zapraszać gości. Zastanawiał się, jakie dostanie prezenty ślubne i ile szmalu… Hmm, powinien jeszcze zorganizować podróż poślubną, ale z tym nie powinno być problemu. A jeśli, to od czego był Nagato? Był w końcu siostrzeńcem żony szefa Yahiko. Rodzinie nie można było odmówić.
                Wszedł do bloku i wspiął się po schodach na czwarte piętro. Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia… Gdy miał dobry humor zwracał uwagę na drobiazgi. Liczył stopnie, pilnował, by nie nadepnąć na linie na chodniku i różne takie. Będąc przed drzwiami zapukał w nie. Potem dugi raz. Trzeci…
- Tato, otwórz te jebane drzwi, do cholery!
Usłyszał potężny krzyk ze środka. Przełknął ślinę.
- Kazałaś mi nie wychodzić z pokoju! – odkrzyknął Jiraya. Rozpoznał go po głosie. On też otworzył drzwi, uśmiechając się uprzejmie do przyszłego zięcia.
- Dobry. Ja do Konan.
- Niestety nie wpuszczę cię, Yahiko – powiedział poważnie. Yahiko się zdziwił. Czyżby coś zrobił i dlatego Konan była zagniewana? W takim razie musi to wyjaśnić!
- Tato! – wrzasnęła Konan zrozpaczona. – Gdzie położyłeś telefon stacjonarny?! Wszystko na mojej głowie, już sobie z tym nie radzę!
Chłopak usłyszał, jak dziewczyna płacze.
- Dlaczego? – zapytał zaraz po nieudanej próbie wpakowania się do mieszkania.
- Ponieważ chcę abyś ożenił się z moją córką i zabrał tą jędze z domu – odrzekł, a chłopak nic z tego nie rozumiał. Dlaczego Konan ryczała w pokoju, a jego przyszły teść nawet nie zamierzał go wpuścić? To chore!
- Ale co się stało? Co jej jest?
- Ma PMS – odpowiedział poważnie Jiraya. Yahiko stał na chwilę bez ruchu. Co to takiego mogło być? Jakaś choroba?
- Co…?
- Zespół napięcia przedmiesiączkowego – wytłumaczył rzetelnie. Faceci powinni się trzymać razem, pomagać sobie i w ogóle. Córce też pomagał, bo takim zachowaniem, jakim teraz emanowała, to by go wystraszyła. – Co tak stoisz? Wiej!
- Ale gdzie mam pójść? – Głupie pytanie, ale serio, nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Masz. – Wyciągnął banknot z kieszeni i dał chłopakowi. – Zabaw się.
- Za dziesięć złotych?
- Świerszczyki wcale nie są drogie. – Chociaż… Niektóre… - To nara!
Jiraya zamknął drzwi mieszkania, a Yahiko nawet o centymetr się nie ruszył. Zastanawiał się co to miało być. Po usłyszeniu kolejnych wrzasków zza drzwi, postanowił jednak skorzystać z rady Jirayi i sobie pójść. Nic tu po nim,  tylko gdzie by tu pójść…? Miał dychę… Nie wiedział po co mu ją dał, ale okej. Nie będzie wybrzydzał.

                Kolejnego dnia Sasori przyszedł wcześniej z pracy o czym ani Naoki, ani Miyuki nie wiedzieli. Pojechał tam jedynie wziąć sobie tygodniowy urlop. Wakacje zaczęły się pełną parą. On sam pozdawał już wszystkie egzaminy. Nie był jednak na imprezie podyplomowej. Mieli do niego przyjść koledzy, więc wtedy planował się wyluzować na całego. Zaczynał się czas, gdy mógł w pełni zająć się Naokim i Miyuki. Po przywitaniu się z nimi postanowił wyciągnąć obydwoje na spacer po parku. Taki piękny dzień, szkoda go było nie wykorzystać. Żadne z nich nie miało nic przeciwko.
                Przechadzali się więc po parku, a Naoki zainteresował się dokarmianiem łabędzi w pobliskim stawie. Sasori wcześniej mu kupił bułkę w pobliskim sklepie, więc miał zabawę. Sam usiadł sobie na trawniku i zachęcił Miyuki do zrobienia tego samego. Niektóre gesty nie były dla Naokiego jednoznaczne z przyzwoleniem na nazywanie Miyuki mamą, dlatego nie obawiał się jej objąć czy złapać za rękę. Miyuki lubiła te chwile. Siedziała przy nim, opierając głowę o jego ramię i trzymając jego dłoń, której palce gładziły wierzch jej dłoni. Zwróciła oczy na jego twarz, a on obserwował czujnie Naokiego, uśmiechając się do siebie, kiedy chłopiec się cieszył iż dorzucił tak daleko, że uderzył łabędzia w łeb. Chuligan mały. Miyuki spojrzała na Naokiego.
- Sasori… - zwrócił ku niej wzrok. – Kochałeś Noriko?
- Co to za pytanie? – Chyba najbardziej w tej chwili nie spodziewał się tematu Noriko. I chyba nie bardzo mu on przypadł do gustu. Doprawdy, nie mogła mówić o czymś innym?
- Normalne. Im szybciej się pogada na temat swoich byłych tym lepiej. Dobrze też o tym porozmawiać, powiedzieć sobie czego się obawiamy od partnera lub czego oczekujemy w związku.
- Zajeżdża jakąś psychoanalizą.
- Może trochę, ale hej! Będę prowadzić takie rozmowy w radiu. – Uśmiechnęła się. – To może ja zacznę, bo widzę, że się trochę wahasz. No to tak… Moim pierwszym chłopakiem był Banri, chodziliśmy razem dwa lata, był… uroczy. Taki śliczny chłopiec. Ta cecha mnie tak oczarowała, że nie zauważyłam jaki z niego był mięczak.
- Przypominam, że mnie też tak nazywałaś.
- No tak, ale ty w sumie na wszystko znajdziesz sposób. On nie był taki umiejętny. – Zastanowiła się chwilę. – Kiedyś spacerowaliśmy po zmroku w parku i napadło nas dwóch większych kolesiów.
- Pewnie nie wyszedł z tego cało.
- Oj, wyszedł… Uciekł i zostawił mnie całkiem samą.
- Nie… - rzekł z niedowierzaniem. Miyuki ze śmiechem przyrzekała, że tak było. – Nic ci nie zrobili?
- O dziwo nie, bo byli tacy zszokowani, że mój facet uciekł, że zamiast mnie napaść to pocieszali i kazali znaleźć innego faceta. W dodatku odprowadzili mnie do domu, bo ktoś mnie mógł jeszcze napaść.
- Tato, pobawimy się? - zapytał Naoki, podchodząc do dorosłych.
- Jasne, w co się chcesz bawić?
                Wstał z trawnika na równe nogi i pomógł też to uczynić Miyuki. Następnie bawili się razem w berka i trochę wydurniali się. Żałowali tylko, że nie zabrali ze sobą piłki. Wtedy chłopaki mogliby sobie pograć. Miyuki wpadła na pomysł, aby przeszli się na niedaleki stadion. Tam, za drobną opłatą, można było wypożyczyć sprzęt sportowy. Kiedy byli jednak na miejscu Naoki chciał zagrać w ping ponga! Co tam, że nie umiał! Sasori więc zapłacił za paletki i piłeczkę i rozpoczęli granie, ale cóż, Naokiemu to zbytnio nie wychodziło, a nie lubił przegrywać. Po kilku przepuszczonych uderzeniach pieprznął paletką o stół i się rozryczał. Sasori wzniósł oczy do nieba i westchnął ciężko. Wiedział, że tak będzie. Kolejne minuty upłynęły na pocieszaniu dziecka.
- Naoś, a może będziesz nam sędziował? – zapytała Miyuki. – Zagram z twoim tatą i go pokonam.
- Miyuki przestań go oszukiwać. Nie pokonasz mnie.
- Ja cię nie pokonam? – Śmieszne.
                Sasori wziął Naokiego na ręce, a właściwie tylko na jedną, bo w drugiej trzymał paletkę. Był pewny wygranej i w sumie szło mu lepiej. Miyuki dawno nie grała i przypomniała sobie, jaka była i jest w tym beznadziejna. Taki fail. Naokiemu o wiele bardziej się teraz podobała gra, gdy jego zadaniem było jedynie trzymanie paletki, a tata go we wszystkim nakierowywał. Po chwili jednak już mu się to znudziło i nie chciał dłużej z nimi grać. Ukradkiem chciał dołączyć do tych chłopaków co grali w piłkę, ale byli starsi i ich metody grania nie były przyjazne dla dziecka. Nie byli nawet skłonni się dostosować. Nie wszyscy byli jak klasa Matsuri. Naokiemu chciało się płakać z tego powodu. Nie chcieli się z nim bawić! Chciał nawet aby tata im tak rozkazał. On jednak wziął chłopca na kolana i oglądał z nim i z Miyuki jak grają w piłkę. Dopiero po chwili, gdy zobaczył, że ona bawi się swoim telefonem, zrozumiał, że się nudzi.
- Wracając do naszej rozmowy – powiedział, zdobywając jej uwagę. – To czy tamto wydarzenie nie zmusiło cię do zerwania z nim?
- Wiesz… Myślałam o tym. Ale przeprosił mnie, a ja w sumie nie mogłam się nie śmiać na wspomnienie. Do tej pory chce mi się z tego śmiać. Banri… Potrafił mnie rozśmieszyć.
- Na pewno widziałaś w nim chłopaka, a nie przyjaciela?
- Już sama nie wiem… Chyba tak, bo układaliśmy nawet swoje przyszłe życie.
- Ciekawe. Mieszkaliście w przyczepie? – zaśmiał się Sasori, a Miyuki go szturchnęła.
- Nie nabijaj się, akurat pieniędzy mu nie brakowało. Pochodził z bogatej rodziny!
- Dlatego zyskał aprobatę twojej mamy – zgadywał i trafił w dziesiątkę. – Miałaś bogacza, a nawet o niego nie walczyłaś. – Pokręcił głową z politowaniem.
- Pieniądze szczęścia nie dają! – prychnęła Miyuki.
-  Może i racja, ale chyba lepiej płakać w luksusowym mercedesie, niż w jakimś polonezie – stwierdził. Naoki zasnął mu na rękach, więc postanowili już wrócić do domu.
                Miyuki całą drogę opowiadała o różnych przypałach z chłopakami i na szczęście było tego dużo. Bała się jeszcze raz zapytać o Noriko, była ciekawa tej historii, aczkolwiek…  Czuła niechęć Sasoriego do tego tematu. W domu ułożyła Naokiego do łóżka w czasie, gdy Sasori przygotowywał herbatę. Było popołudnie, więc chłopczyk odbywał niejako drzemkę. Cóż, słońce odbierało trochę energii. Nawet ona miała dość tego dnia. Wróciła do salonu i usiadła sobie na kanapie, a po chwili dołączył do niej Sasori.
- To…
- To… - Powtórzył za nią Sasori, mając nadzieję na wykorzystanie czasu na mizianie się.
- To jak to było z tobą i Noriko? – Zbyt piękne, by było prawdziwe. Skrzywił się. – No ja tobie powiedziałam. Ufajmy sobie, Sasori. – Spojrzała na niego takim wzrokiem, któremu się nie odmawia. Westchnął ciężko.
- Z Noriko… Hm… To była miłość od pierwszego wejrzenia – powiedział Sasori. Powiedział to jednak w taki mimo wszystko tęskny sposób. Miyuki już wiedziała, że nie chciała tego słuchać, ale teraz nie wypadało się wycofać. – Dlatego jej odejście, jej późniejsze zachowanie tak mnie kurewsko zabolało.
- Ile byliście razem?
- Trochę ponad siedem miesięcy – odpowiedział, co trochę ją załamało. Oni się znają rok, a nic do niej nie poczuł. Ich tam nie łączyła miłość od pierwszego wejrzenia, ale cóż, Saso na tym dobrze nie wyszedł.
- Dlaczego zerwaliście?
- Można powiedzieć, że przez to iż posiadam kumpli.
Miyuki uniosła brew w geście niezrozumienia.
 – Na początku wydawał mi się to zryty powód, ale teraz myślę, że faktycznie coś w tym było. Przekładałem przyjaźń ponad nią. Co według ciebie jest priorytetem? Partner czy przyjaźń?
- Obie wartości są ważne. Ale chyba partner…
Sasori uśmiechnął się pod nosem.
- Noriko też tak sądziła. Ja postawiłem na przyjaźń i ją zaniedbywałem… Chociaż nie. może po prostu nie poświęcałem jej tyle uwagi, ile oczekiwała. Byłem okropnym chłopakiem.
- Na pewno przesadzasz - Miyuki starała się go pocieszyć.
- Ignorowałem albo traktowałem jak żart, gdy Hidan ją obrażał.
- Przynajmniej teraz wiesz, jak być lepszym partnerem. – Uniosła kciuki w górę doszukując się pozytywów. Uśmiechnął się ciepło i wziął do rąk kubek kawy. – Nadal ją kochasz, co? – zatrzymał się chwilę przed kubkiem, dopiero po chwili nabierając łyk.
- Nie. Już nie.
- Nie kochasz czy chcesz nie kochać?
- Chcę się zakochać w tobie, Miyuki.
                Na to wyrażenie nie mogła zareagować niczym innym tylko pocałunkiem. Sasori odstawił ostrożnie kubek na stolik i wtedy w pełni zaczął odwzajemniać pieszczotę. Było bardzo przyjemnie i oboje czuli narastające wzajemne pragnienie. Sasori naparł na nią ciałem tak, że położyła się na kanapie. Osuwał się z jej ust na szyję, a ręka wsunęła się pod jej bluzkę, ale wtedy Miyuki zareagowała.
- Nie możemy. W każdej chwili może wejść przecież Naoki.
- Wiem. – Wycofał rękę. – Całowanie wystarczy – powiedział z uśmiechem i wtedy do ich uszu dotarł dźwięk wymiotowania…

                Około drugiej rano Kana się przebudziła. Kolejny raz była sama w pokoju i kolejny raz nawiedziła ją ciążowa zachcianka. Chciała zjeść coś, czego normalnie się wyrzekała, by dbać o swoją linię. Hamburgery, wielkie i tuczące hamburgery – pragnęła ich bardziej, niż załatwienia potrzeby w łazience. Ale i tak się tam udała. Przy okazji zmieniła swoją koszule nocną na luźną sukienkę, w której była cały dzień, tak jak i poprzedni. Będąc w ciąży nie dbała zbytnio o swój wygląd. I tak zawsze wyglądała jak hipopotam. Westchnęła ciężko i zeszła po schodach na dół. Pomimo tego, iż w domu stale ktoś był, to czuła się samotnie. Chciała wrócić do siebie, do brata i znajomych z bloku. Ubrała swoje baletki i chwyciła za klamkę drzwi, które zostały pchnięte z drugiej strony. Wszedł przez nie Itachi.
- Cześć, Kana. Dokąd się wybierasz o tej porze?
 On właśnie wrócił z pracy. jednak dziewczyna nie wydawała się zainteresowana jego spędzaniem czasu poza domem.
- Jestem głodna, idę  coś zjeść.
- W domu nie ma jedzenia? – zapytał z uśmiechem.
- Żebym potem musiała słuchać zrzędzenia twojej matki, bo jedzenie się kończy? Kuszące, ale nie – odpowiedziała na własne pytanie, aby nie było nieporozumień. – Zresztą mam zachciankę na coś bardziej wyszukanego.
- Na co? – Skoro wyszukanego, to musiał być to jakiś kawior albo owoce morza…
- Hamburger… Albo hamburgery.
Itachi uśmiechnął się do niej czule. Chciała wyjść przez drzwi, ale zagrodził jej drogę.
- Idź do łóżka, kupię ci.
- Wolę jeść od razu po przygotowaniu.
- W porządku. Znam dobrą do tego knajpkę. Przejedźmy się.
                Na początku nie chciała się zgodzić, ale tak prosił, a ona była za miękka do takich rzeczy, przynajmniej będąc w ciążowym stadium. Itachi chciał też przy okazji z nią w końcu normalnie porozmawiać, poznać się bliżej. W końcu byli małżeństwem. Powinni jakoś poprawić swoje relacje. Zabrał ją do całodobowej knajpy, gdzie znalazło się też kilku innych klientów. Polecił Kanie wybrać co sobie zażyczy, na co ta zapytała jedynie czy za nią zapłaci. Niby rozkaz, ale zapytała.  Oczywiście że płacił, więc nie krępowała się z jednym hamburgerem. Wszystko na obrazku wyglądało tak smakowicie. Usiedli przy stoliku i oczekiwali na zamówienie. Itachi tylko na kubek gorącej kawy, ale zawsze.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Skoro musisz. – Wzruszyła ramionami. On płacił, on wymagał. Itachi chwilę się zastanawiał, jak sklecić to pytanie.
- Właściwie, jak sobie wyobrażasz nasze małżeństwo? Zamierzasz zostawić to wszystko tak jak jest czy może coś zmienić? – Chyba udało mu się w pewnym stopniu określić problem.
- A coś ci nie pasuje w tym stanie rzeczy jaki jest?
- Serio pytasz? – Był zdziwiony tym pytaniem. – Nie znamy się za dobrze, a nawet nie sypiamy ze sobą jak przystało na przykładne małżeństwo.
- Kto ci tego broni?
- Niby nikt, ale chyba powinniśmy się poznać, a nie żyć w takim małżeństwie jak teraz. Inaczej. Za parę lat, albo nawet miesięcy, mogę mieć kogoś na boku i cię z nią zdradzać. Co wtedy zrobisz?
- Nic. – Wzruszyła ramionami. – Będę zbyt zajęta swoimi zdradami. – Uśmiechnęła się złośliwie, a potem do stolika podszedł kelner z tacą pełną tuczących pyszności.
- Nasze dziecko ucierpi na wzajemnych zdradach rodziców. Dla jego dobra może lepiej się poznajmy. Masz do mnie jakieś pytania? – zapytał.
Kana zastanawiała się, przeżuwając w ustach rozkosz. W końcu połknęła.
- Nie no, chyba nie. Nie wiem o co pytać. – Chyba w ogóle nie brała na poważnie tej rozmowy. Itachi westchnął ciężko.
- To może ja zacznę. Opowiedz mi coś o sobie. Skąd pochodzisz? Jakie masz wykształcenie? Ogólnie jaka jesteś?
- Nie taka za jaką mnie uważasz – zaczęła z pełną buzią.
Poczekał cierpliwie, aż przełknie to, co miała w buzi i zaczęła swoją  historię. Sprostowała, że tak naprawdę nie była taką słodką, głupiutką dziewczynką. Tak na nią wpływała ciąża. Tak na serio była bardzo nerwową osobą i na pewno nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Cóż, domyślał się tego po tym, jak odparowywała ataki Sasuke albo jego mamy. Nie chciał, aby udawała. Znaczy, fajnie by było, jakby się powstrzymywała z niegrzecznością przy rodzicach, ale w innym razie, proszę bardzo. Kana była także bardzo mądra, zdała egzaminy w szkole średniej na poziomie osiemdziesięciu-dziewięćdziesięciu procent. Ale nie była zbytnio ambitna, nie kusiły ją studia. Niemniej zarabiała zajmując się aktorstwem, jakieś niewielkie role w teatrze – w końcu była amatorką o ładnej buzi, byle coś zarobić. A wcześniej to zdobyła zawód wizażu i masażu w szkołach policealnych.
- Na kurs masażu zapisałam się razem z moją jedyna i najlepszą przyjaciółką. Teraz niestety już byłą…
- Dlaczego? Pokłóciłyście się?
- Nie, to raczej przez mojego brata. Przegiął trochę pałę i, no, wyprowadziła się, urywając kontakt.
- Trochę to nieuczciwe. Brat ci zagrzebał przyjaźń.
- Nie mogę się jej dziwić. Sama bym tak zrobiła. Może tylko bym nie urywała kontaktu z przyjaciółką. Byłyśmy sobie przecież bardzo bliskie… - Skrzywiła się na samo wspomnienie. – Racja, to było takie kurewsko niesprawiedliwe. – Itachi spojrzał na nią i nie wiedział co powiedzieć. – Dobra, to teraz twoja kolej.
- Więc jednak chcesz coś o mnie wiedzieć.
- Nie musisz odpowiadać – rzekła obojętnie i ponownie wgryzła się w bułkę.
Itachi jednak jej opowiedział. Zaczął od wykształcenia, w końcu studiowanie prawa to wielki wyczyn. Jednak nie dla niej. Sama by mogła to studiować, ale sześć lat nauki… Nie chciało jej się. Ale pochwaliła go za pracę policjanta, to fajny zawód. Może kiedyś zamknąłby w kiciu Shotę. Zapytana za co powiedziała, że on i jej brat to… chuligani. Nie powiedziała wszystkich ich grzeszków, bo jeszcze faktycznie by ich wsadził. Dla brata mimo wszystko nie chciała losu za kratkami. Następnie poprosiła, aby Itachi kontynuował. Cóż, był jej przeciwieństwem, bo spokojny z niego człowiek i nie szukał konfliktów. No chyba, że z Deidarą. Zaznaczył, że się nie przyjaźnią, nawet ciężko im szło wzajemne tolerowanie się. Kana jakoś tego nie zauważyła, odważyła się nawet stwierdzić, że był przystojny.
- Polemizowałbym, z Deidary jest jakiś transwestyta.
- Transwestyta? Bo co? Bo ma długie włosy? Ty też masz – odpowiedziała, maczając swoje frytki w ketchupie. -  Chyba, że sobie dopinasz.
- Nie dopinam. Jednak ja nie wyglądam jak kobieta.
- Zazdrościsz mu gładkiej cery? – To nie były uszczypliwe pytania, po prostu nie rozumiała tej awersji. – Wiesz, że są kremy przeciw zmarszczkom? Nie boisz się, że nasza córka je odziedziczy? - dotknęła swojego brzucha. Itachi odziedziczył je po ojcu i może lepiej, by na tym się skończyło. – Ja bym się bała.
- Wolisz aby się okazała dziewczynką czy chłopcem? – zmienił temat.
- Dla dziewczynki mam już imię.
- Jakie?
- Yukari. Dla chłopca ty możesz wymyślić albo damy po twoim ojcu.
- Fugaku? – dopytał, co ją zbiło z tropu.
- Tak ma na imię? – Itachi skinął głową. – To nie. nie możemy go tak nazwać. Wymyśl coś innego.
Dochodziła już czwarta rano, a im naprawdę dobrze się rozmawiało. Trochę się poznali, trochę pogadali o głupotach. Było przyjemnie, ale musieli wracać do domu. Za kilka godzin musieli ponownie obudzić się do życia. Itachi wraz z kolegami umówił się na takie domowe  spotkanie. Musieli jakoś utrwalać spotkania. Kana zamyśliła się na moment, gdy ściągała w domu swoje obuwie.
- Czyli chcesz, abyśmy się poznawali bliżej, tak? – Itachi skinął na nią głową. – W porządku. Poznaj mnie ze swoimi kolegami. – Uniósł brew do góry. To chyba nie był dobry pomysł. Tym bardziej w jej stanie.
- Wolałbym nie…
- Sam chciałaś się poznać. Twoi kumple chyba mnie wtajemniczą w twoje prawdziwe oblicze – orzekła, bo miała na myśli w szczególności Deidarę. Itachi opisał się zbyt różowo, na bank miał wady. – Chyba nie masz nic do ukrycia?
- Nie. ale ty chyba nie wiesz o co prosisz.
- Proszę? – Zaśmiała się pod nosem. – Źle mnie zrozumiałeś, kochanie. To nie prośba to żądanie.
- Teraz będziesz mi rozkazywać? – Uśmiechnął się sądząc, że to żart.
- Witaj w związku małżeńskim. Przypomnę się. – Wystawiła do niego rękę,  uśmiechając się dumie. – Kana Uchicha.
- Uchiha – poprawił ją.
- Kurwa. No i spierdoliłam całą grozę wypowiedzi – burknęła spuszczając rękę, ale zdołał ją jeszcze  przy końcu złapać i uścisnąć.
- Nie lubię, gdy kobieta przeklina – powiedział z uśmiechem.
- Nie obchodzi mnie to. Przywyknij, mężu.


 Od autorki
Dzisiaj króciutko (mowa o moim posłowie) Oto i rozdział, uprzedzam, że często rozdziały będą dzielone, bo mam za dużo pomysłów, aby zmieścić się w setce xD  W każdym razie chcę powiedzieć Dziękuję za czytanie, ostatnio pisanie i czytanie blogów ciężko idzie za co wielkie przepraszam :<  niestety nic z tym nie mogę zrobić... wracając, podziwiam każdego kto jeszcze mnie czyta :P

Data
26.01.2015

Jak pamiętacie nie będzie to rozdział, tylko druga część losów SasoNori!