29 wrz 2014

ROZDZIAŁ 41.



         Trójka przyjaciół spotkała się na dworze, w okolicach takiego jakby placu dla dzieciaków. Znajdował się tu odpowiedni teren do zabaw na śniegu, zjeżdżanie z górki na sankach albo jabłuszkach, lepienie bałwana i inne rzeczy. Dla Naokiego był to rarytas, Hidan wyciągnął ich w to miejsce właśnie dla malucha. Deidara chciał się po prostu spotkać z kumplami. No, tak bardziej to miał na myśli Sasoriego. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zdecydował się odpalić jednego. Było cholernie zimno, przynajmniej jemu, bo Saso na zmianę z Hidanem ciągle biegali za Naokim. Akurat teraz towarzyszył mu Sasori.
         Spojrzał krzywo na przyjaciela. zapach tytoniu, jak nigdy, drażnił jego nozdrza.
- Możesz przestać kopcić? – syknął, odmachując ręką dym. – Coraz częściej sięgasz po te gówno.
- Ta, uzależniam się – odpowiedział z jakby zadowoleniem. On nie czuł się gorzej przez swoje kurzenie przeciwnie, to go odprężało. – Chcesz jednego? – zapytał, pety są drogie, ale wiedział, że Sasori odmówi.
- Nie chcę – uśmiechnął się do siebie, chowając swoje fajki. – palenie zabija. Umrzesz – zapowiedział, a Deidara parsknął śmiechem. – albo w gorszym razie zostaniesz impotentem.
- Dzięki, że się o mnie martwisz, ale ze mną wszystko w porządku – zapewnił klepiąc kumpla po ramieniu. Jednak zrzucił z siebie jego łapę, nic sobie nie robił z jego słów, a powinien!
- Jak spotkam tą twoją to ją opierdolę – powiedział.
- Powodzenia, ciekawe czy wygrasz z nią jakąś słowną walkę.
- Wiem, jak rozmawiać z kobietami, miałem kilka dziewczyn.
- To było dawno – Deidara machnął ręką. – z Miyuki sobie nie radzisz – stwierdził, a Sasori zmierzył go wzrokiem. Zmierzył, ale nie zaprzeczył, hehe. Ta dziewczyna przekracza jego możliwości, jednak utrudnia sobie sprawę. Saso jest bystry, unika kłopotów.
- Czyli, że tobie nie idzie gładko? Kłopoty w raju? Tylko nie zwalaj teraz winy na randkowanie – bo to błachy powód i w ogóle nie przejdzie w tym temacie.
- Na wpół i owszem, bo się bardziej poznajemy – burknął.
- I…? Nie okazała się fajna?
- Nie, jest zajebista – odparł. – mamy dużo wspólnego i lubimy te same rzeczy, ale… – westchnął ciężko. Sasori się zaciekawił. – ona myśli o naszych wspólnych, przyszłych dzieciach… - nastąpiła cisza, którą po dłuższej chwili przerwał Saso głośnym parsknięciem. – zamknij się – syknął w stronę przyjaciela.
- Ale to brzmi śmiesznie. Deidara jako rodzic. Tatuś Deidara – szydził z kolegi, naprawdę się starając stłumić śmiech. – postaraj się o córkę, może się polubią z Naokim.
         Deidara bez zapowiedzi cisnął w Saso śniegiem. Nie było to zabawne tylko bolesne, dostał w ucho. Z groźnym spojrzeniem, pochylił się również lepiąc kulkę śniegu. Deidara prowokował go, że nie trafi, ale wtedy Hidan złapał go od tyłu i unieruchomił, pomagając Sasoriemu zdzielić go śniegiem. Polecił nawet Naokiemu zemścić się na Deidarze za te  wszystkie jego wyrażenia do niego. Ale nie chciał. Wujek Dei jest fajny, tylko czasem ma humorki. No i wyremontował mu pokój! Wolał dinozaury no, ale trudno.
         Po wytarzaniu Deidary w śniegu, Sasori poszedł z Naokim pilnować go, gdy będzie zjeżdżał z wzgórza na dupolocie. Hidan został tymczasem z Deiem. Nie wnikał o co im poszło, co go to obchodzi. Nagle blondyn poczuł klepnięcie w tyłek.
- Co robisz cioto?! – warknął, odsuwając się od niego.
- Strzepałem ci śnieg z tyłka – bądź tu człowieku miły…
- Och… dzięki – bąknął uspokojony.
- To była przyjemność – uśmiechnął się perwersyjnie, na co Deidara zgromił go wzrokiem. Wstydu nie ma, nawet do kumpli podbija! – Wiem, wiem. Friendzone – powiedział z niby smutkiem. – Ej, Dei… Dei… Dei kurwo!
- Jezu, czego?!
- Od razu nie mogłeś zapytać?
- To, że nie odpowiadam nie znaczy, że cię nie słucham! – odwarknął. No ja pierdole, stoi obok niego, patrzy na niego to takie niewidzialne znaki? – O co biega?
- Zastanawiałeś się kiedyś… czy Saso się kąpał z Naokim? – Deidara na to pytanie, aż się zapowietrzył. O czym ten psychol w ogóle myślał, nie chciałby siedzieć w jego łepetynie.
- Jesteś pojebany jakiś! – warknął, na co Hidan przewrócił oczami.
- Ojej no, tylko pytałem – myśli, że to takie łatwe utrzymać rozmowę. – to… zastanawiałeś się? – w dalszym ciągu czekał na odpowiedź.
- Nie! – krzyknął, a po chwili dodał. – Aż do teraz…
         Tymczasem Sasori kucał u stóp wzgórza, na którego szczycie siedział sobie na jabłuszku uśmiechnięty Naoki. Zwykle to wujek go popychał w dół, a tata pozwolił mu zjeżdżać samemu, tylko czekał na dole. Ta opcja o wiele bardziej mu odpowiadała, bo wujek Hidan spychał go, gdy nie był jeszcze gotowy, albo zwyczajnie za mocno. Z drugiej strony wujek też zjeżdżał na dupolocie i wyglądał w tym naprawdę śmiesznie.
- Gotowy? – zawołał Sasori do syna. Przytaknął mu energicznie głową. – To zjeżdżaj.
- Okej! – zawołał i ruszył w dół, zaciskając mocno palce na uchwycie. Po chwili dobił wprost w ramiona taty. Nie przewidział takiej ogromnej siły, dlatego zwalił się na śnieg, a Naoki na brzuch taty. Zaśmiał się przez te sytuacje.
- Uch… - jęknął, leżąc na śniegu. ­– można powiedzieć, że zwaliłeś ojca z nóg.
- Supel byO! – wykrzyczał, siadając na brzuchu Saso. Spojrzał na niego z góry, a gdy Saso podnosił się na łokciach, wysunął ręce do przodu. – Kocham cię, tatusiu! – wtulił się mu w szyję, ponownie strącając go na śnieg.
- Uch – jęknął ponownie, no ale taki ból to on może przyjmować cały czas. – ja też cię kocham – poklepał go delikatnie po plecach. – dobra złaź ze mnie, grubasie – zażartował.
- Śam jesteś gluby – odpyskował wzburzony i podniósł się na równe nogi. Tata go obraził! No nie spodziewał się tego po nim, za dużo czasu spędza z wujkiem Deidarą. Założył ręce na piersiach i odszedł kilka kroków od taty.
- Mały złośliwiec…
         Po wstaniu z ziemi natychmiast podbiegł do syna i złapał go w pasie, jednocześnie dając mu buziaka w skroń i podnosząc na ręce. Naoki natychmiast się roześmiał, on tylko udawał, że się obraził! Tata dał się nabrać! Fajnie się bawił, tatuś zrobił mu samolot! Następnie Naoki zobaczył jakiegoś chłopca z mamą, robiących bałwana i chciał do nich dołączyć. Nie chodziło o samo zrobienie bałwana, tylko chciał to zrobić z tym kolegą.
         Od  czasu gdy zakumplował się z bratankiem Miyuki, stał się o wiele bardziej towarzyski. Nie mógł się doczekać, by pójść do przedszkola, podobno wszystkie dzieci w jego wieku tam będą. Cóż… kobieta zauważając upór Naokiego na wspólną zabawę z własnym synem, zezwoliła, a nawet zachęciła go do tego. Dzięki temu oboje rodzice mogli się oddać rozmowom ze swoimi towarzyszami. Deidara i Hidan stali sobie tam, gdzie wcześniej i o czymś dyskutowali.
- O czym gadacie? – zagadał, obserwując poczynania swojego syna. Deidara siedział na suchym oparciu ławki, trzymając ręce w kieszeniach kurtki. Ale pizga, o kurwa, ale zimno… westchnął.
- O takich tam… pierdołach – odpowiedział obojętnie.
- Zastanawialiśmy się – Hidan najwyraźniej w ogóle nie czuł wstydu, by poruszyć ten temat. – czy kąpałeś się kiedyś z Naokim.
- Co…? – aż się na tych debili obejrzał. Bardzo ciekawe mają te tematy do rozmów, no doprawdy. – Zajebisty temat, brawa dla pojeba, który go wymyślił – klasnął w dłonie patrząc na Hidana.
- To ja go wymyśliłem – w dodatku przyznał się z jakąś chorą dumą. – więc…? – Sasori spojrzał na niego z wymownym pytaniem. Chyba sobie jaja robi. – Kąpałeś się z nim?
- Co cię to obchodzi? – syknął w jego stronę.
- Ciekawy jestem, nawet Deidara jest – wsypał kumpla. Deidara spiorunował go wzrokiem. Po cholerę to mówi?!
- Nawet ty? – jęknął, wielce zawiedziony przyjacielem. – Po co wam to wiedzieć? Z wami ojcowie się z wami nie kąpali, że pytacie? – pytał z pobłażaniem.
- Ze mną w sumie, jak byłem mały – zabrał głos Dei. – znaczy widziałem to na zdjęciach…
- Masz jeszcze te zdjęcia? – zaszydził Hidan.
- Zamknij mordę… ja bym się w sumie głupio czuł, kąpiąc z dzieciakiem… jak pedofil – sprecyzował. – w sumie teraz też się tak czuję – w końcu siedzą w takim parku i obserwują dzieci.
- No przyznaj się Saso – szturchnął kolegę, aż się biedak zachwiał.
- Kąpałem… - mówiąc to lekko się krępował. Boże… jakie to trudne. – ale to kiedyś… gdy uczyłem go kąpać się samodzielnie… - zresztą sam chciał z tatą, a wszyscy się kiedyś kąpali z ojcami. Ojciec z synem to luz, ale ojciec z córką… no to by było bardziej dziwne. – to normalne – po tym zdanie temat jakby został zamknięty…?
- I co? Naoki się śmiał z twojej kijanki? – dopytał Hidan, na co Sasori uformował agresywnie śnieżkę i cisnął nią w Hidana. - No kurwa, zajebie -  syknął szykując się do kontrataku.

- Dobrze, Konohamaru Sarutobi – wywołał Nagato do odpowiedzi swojego ucznia. On jako jedyny jeszcze przed nim nie odpowiadał.
         Albo wykorzystał nieprzygotowanie, albo zawsze spóźniał się na lekcje tak długo, aż nie skończyły się odpytywania. Jednak dzisiaj Nagato oszukał system i całą godzinę lekcyjną odpytywał, w końcu za tydzień odbędzie się ich pierwsza w tej szkole ważniejsza wywiadówka. Niestety nie mają się czym chwalić w ocenach… tylko dwóm osobom wychodzi bardzo dobry z zdobytych ocen. Nikt nie ma niedostatecznej, ale taką dwóją też nie ma się przecież co chwalić. Przynajmniej on tak sądził.
- Nieee! – jęknął, kładąc się na ławce. – Biorę NP!
- Już nie masz – skrzywił się profesor. Nie rozumiał go, powinien się cieszyć, że ma okazje ulepszyć swoje mierne oceny. W ogóle to było oczywiste, że go zapyta. – Chodź, chodź nie marudź.
- Ale panie psorze, to znaczy profesorze! Ja jestem humanistą! Matematyka jest dla mnie za trudna – szedł do tablicy ospałym krokiem.
- W każdym człowieku tkwi matematyk – Nagato uśmiechnął się do ucznia. ­- A wiesz co matematycy robią, by radzić sobie z trudnościami? – Konohamaru pokręcił przecząco głową. – Wychodzą na prostą! – parsknął śmiechem na ten suchar.
         Jego uczniowie też się niemrawo zaśmiali z wyjątkiem Daisuke Haruno. On się tak potężnie zaśmiał, że nabawił się skurczu żołądka. Cóż, niektórzy wolą bardziej wyrafinowane żarty. W każdym bądź razie Sarutobi całkiem nieźle sobie poradził, na początku roku przerabiają zakres z matematyki w gimnazjum, więc łatwo poszło. Akurat działania dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia potrafił zrobić.
- I nie było tak źle, co? Usiądź masz dwa i pół punkty na trzy – powiedział Nagato, wpisując mu ocenę do dziennika i w tabelce z tyłu jego zeszytu.
- Tak, bo ja taki fajny jestem – odrzekł Konohamaru, zaczesując nieskromnie włosy w tył. Po czym wrócił na miejsce, przybijając piątkę, siedzącej przed nim Hanabi.
- To, kto teraz? Hm… a może ktoś chcę na ochotnika? – zdawało się, że w klasie pojawił się odgłos grających świerszczy. – No to… Ma…
- Dobra! Ja pójdę! – zgłosił się Daisuke, chcąc uratować koleżankę.
- Panie Haruno, pan już ma ocenę z odpowiedzi, w dodatku masz same piątki. Odpowiedź nic nie zmieni.
- No cóż… nie to nie – usiadł bez przejęcia z powrotem w ławce.
- Matsuri Akasuna – wywołał dziewczynę, a ona jęknęła głośno. Wtedy też zadzwonił dzwonek na przerwę.
- JEST!!! – zawołała radośnie.
         Uczniowie zostawili wszystko tak, jak było na ławkach. Teraz mieli mieć godzinę wychowawczą, więc na luzie. Nagato westchnął, ale i tak ją przepyta, jej oceny składają się na tróję, słabą tróje. Gdy Matsuri wychodziła z klasy, niechcący wpadła na jednego chłopaka, który akurat do niej wchodził. Już miała go zwyzywać od durni, ale… jego piękne zielone, groźne oczy… go uratowały. Przybył z koleżanką, która pociągnęła go do profesora.
­- Panie profesorze! – zawołała dziewczyna, nim ten wstał od biurka. - No bo ja bym chciała poprawić ten sprawdzian z funkcji liniowych... dostałam z niego pałę...
- Co?! Przecież funkcje liniowe są proste! - oznajmił, a po chwili zaśmiał się do siebie. Dziewczyna zmarszczyła czoło w niezrozumieniu. - Kumasz? Proste! Bo linię! - ponownie wybuchł śmiechem. - O rany, muszę to komuś sprzedać!
- Ah... hahaha... haha... ha - zawtórowała mu nieszczerze. Jej towarzysz spojrzał na nią, jak na przygłupią, ale zmrużyła na niego oczy, niech ją nie ocenia!. – Wracając! Mogę poprawić?
- Tak, w przyszłym tygodniu na zajęciach wyrównawczych…
- Nie, nie, nie. pan nie rozumie! Ja nie mogę czekać! – krzyknęła z przejęciem.
- Dlaczego…?
         Okazało się, że skoro na dniach ma być wywiadówka to dziewczyna nie może sobie pozwolić na złą ocenę. Dostanie szlaban i nie będzie mogła się spotkać z chłopakiem. Ech te nastolatki… trzeba było myśleć o tym wcześniej. Chłopak, który z nią przyszedł w ogóle nie wtrącał się w dyskusje, sam nie miał wspaniałych ocen, do szczęścia wystarczała mu dwója, ale patrząc na konsekwencje, o które obawia się jego dziewczyna, powinien choć trochę ją wesprzeć. Dzwonek zadzwonił, uczniowie zaczęli wchodzić z powrotem do klasy, a Nagato splajtował wobec błagań uczennicy i zaczął umawiać się z nią na godzinę, kiedy mogłaby się poprawić.
         W końcu, jako ostatni do klasy wbiegł Daisuke, zlękniony, że niby się spóźnił, ale na szczęście nie. Klasa rozmawiała między sobą, a nauczyciel z jakąś dwójką z wyższej klasy. Dziewczyny nie znał, ale chłopaka owszem. Przywitał się z nim wesoło, zagadując temat. Matsuri patrzyła na niego z ławki, wyczekując, aż w końcu usiądzie na krześle. Po chwili tak się stało, ale dobiła do niej także zaciekawiona Hanabi. Usiadły sobie na ławce Daisuke, a tego to niezwykle uszczęśliwiło, znaczy byłby bardziej szczęśliwy, gdyby natura hojniej je obdarzyła, ale nie będzie wybrzydzał. Mundurki im dodawały uroku.
- O co chodzi moje drogie panie? – zapytał, huśtając się luzacko na krześle.
- Kto to jest? Skąd go znasz? – wypytała Matsuri.
- Też o niego chciałam zapytać, jest słodki – stwierdziła Hanabi, odwracając się w stronę nieprzejętego niczym chłopaka. Obie jęknęły zauroczone jego osobą.
­- To przecież przewodniczący szkoły… byłyście przecież na akademii – nie wierzył, że one go pytają o taką oczywistość.
­- O czym gadacie? – wtrącił Konohamaru.
- O Hiroyi – odezwał się Dai. ­ - dziewczyny dopiero teraz go zauważyły i zachwycają się jego urodą – żachnął zdegustowany. – Tyle apelów za nami, a one nie wiedziały jakie ciacho gania po szkole.
- Proszę, daruj sobie zachwyt nim, bo staje się mniej atrakcyjny – Hanabi przewróciła oczami.
- Skąd się znacie? – zapytała Mats, wgapiając się w tego bożyszcza.
- Spod prysznica – odpowiedział Konohamaru, wtedy spojrzały na kolegów. – pożyczył nam szampon… rumiankowy – dodał.
- Moje włosy nigdy nie były takie lśniące – oznajmił Dai, mierzwiąc sobie delikatnie włosy.
- A moje pachnące - po dwóch sekundach nie wytrzymali i parsknęli śmiechem.
- Idioci z was – orzekła Matsuri i wraz z koleżanką ponownie zawiesiły wzrok na Hiroyi.
         W końcu Nagato ustalił z uczennicą termin poprawy, a wtedy zapytał drugiego ucznia czy też chce coś poprawić. Jemu to nawet byłoby wskazane, aby coś poprawił. Lecz ten miał do przekazania jedynie komunikat od dyrektorki. Nagato zatem uciszył swoją klasę, ale mu nie wyszło… jednak Matsuri słysząc, że przewodniczący ma coś do przekazania warknęła na całą klasę.
- ZAMKNĄĆ SIĘ, PRZYGŁUPY!!! – zadziałało, więc z powrotem usiadła na miejsce. Hiroya spojrzał na nią lekko rozbawiony, co wywołało u niej zawstydzenie.
- Dziękuję Matsuri… - rzekł Nagato. – Hiroya kontynuuj.
- Słuchajcie, szkoła organizuje dla klas pierwszych wycieczkę. Od południa, po lekcjach, do wieczora. Za równe dwa tygodnie. Zróbcie listę, kto chce jechać, wyznaczcie jednego opiekuna z waszych rodziców, albo kogoś kto jest pełnoletni i odpowiedzialny, wraz z nim jedzie wychowawca. Według planu pojedziemy do pewnej małej okolicznej wsi autobusem, stamtąd ci, co chcą wypożyczą sobie sanki, które przywiążemy do sań, które będą ciągane przez konia…
- Ej, a co, jak ktoś spadnie z sanek? – zapytał Daisuke.
- Ma pecha – powiedział, a klasa się zaśmiała z tej beztroskiej odpowiedzi. – potem będzie wspólne ognisko. Byłem tam w zeszłym roku i na pewno będzie bardzo fajnie. To tyle. Do widzenia – ukłonił się w stronę profesora i wraz z dziewczyną wyszedł z klasy.
- To… chce ktoś jechać?
         Miał nadzieje, że nie. Nie chciał się z nimi tłuc po wycieczkach w czasie zimy. I jego modlitwy zostały wysłuchane. Nikt nie chciał jechać… no bo tak po lekcjach? Wolą komputer, internet, a nie marznięcie w lesie. Jednak Daisuke chciał jechać i namawiał wszystkich. Choć bezskutecznie, więc musi wykorzystać Mats.
- Nie, nie chce mi się. Daj mi spokój – bąknęła.
- Nie chcesz? Przecież Hiroya też jedzie – uśmiechnął się zadziornie, a na to dziewczyny się ożywiły, a skoro Hanabi też wyraziła się za, to Konohamaru i kilka innych jej wielbicieli też się zgłosiło. – Mats, może naszym opiekunem będzie twój brat?
- Co? – oburzyła się na tą propozycje. – Mowy nie ma, on ma dziecko i nim się zajmie, a nie chmarą nastolatków.
- To zabierze Naokiego i swoją dziewczynę – wyszczerzył się.
- Miał być jeden opiekun – wtrącił Konohamaru.
- Przecież wie, durna pało – Hanabi zdzieliła go w łeb. – Sasori będzie nas pilnował, a jego dziewczyna Naokim.
- On nie ma dziewczyny – warknęła Matsuri. – to opiekunka Naokiego.
- Nie lubisz bratowej Mats? – zaśmiał się Konohamaru. Ponownie dostał po głowie.
         Daisuke bez słowa podszedł do biurka swojego wychowawcy i przedstawił mu swój plan. Uzgodni dodatkowe osoby z Hiroyą, w końcu i tak musi jeszcze go przekonać, by pojechał razem z nimi. Nagato właściwie był z takiej opcji zadowolony, fajnie by było mieć znajomego towarzysza. Zostawił więc wszystkie formalności w rękach Daisuke. Od razu zabrał się za zbieranie podpisów zgłoszeń, reszty klasy.
- Nie jadę.
- Co?! Kochanie, nie rób mi tego – ukucnął przed ławką kolejnej dziewczyny, przed którą musiał się płaszczyć. – Bez ciebie będzie nudno…
- Nie jadę, mam pogrzeb.
- Wyglądasz na żywą – zaśmiał się, ale ona wydawała się nieprzejęta jego stękami. Co za zimna kobieta… - No dobra – wyciągnął z kieszeni telefon i czegoś w nim poszukał, następnie pokazał jej zdjęcie. – Patrz, jeśli pojedziesz, ten facet będzie się bawił w naszego opiekuna.
- … nie kłamiesz?
- Obrażasz mnie. Nigdy nie kłamie. Nazywa się Sasori, jest bratem Matsuri, pracuje w szpitalu… nie ma dziewczyny… ma samochód.
- Jaki? – wypaliła z pytaniem, patrząc uważnie na zdjęcie. Ach te blachary, takie łatwe…
         No cóż, był świetnym bajkopisarzem, więc dziewczyna połknęła haczyk. Nagato chwile przysłuchiwał się uczniowi Haruno, a w niektórych momentach miał ochotę parsknąć śmiechem. Po chwili wrócił do prowadzenia lekcji, rozmowy z uczniami i przypomnieniu im o wywiadówce za tydzień.
         I w tym momencie Matsuri sobie przypomniała, że musi odwiedzić swojego braciszka…!

         W domostwie Itachiego odbywało się jakieś większe spotkanie. Jako, że u Itachiego zawsze jest porządek, a w dodatku jego urządzenia technologiczne to jest coś, to postanowili u niego zorganizować czas emisji skoków narciarskich. Co jak co, ale wspierali różne te poważniejsze dyscypliny sportowe. Chociaż w jednym czasie się tym interesowali. Oczywiście nim transmisja się rozpoczęła wszyscy ze sobą gadali no oprócz dwóch osób, ale to by było święto, gdyby Itachi i Deidara rozmawiali. Byli sami w domu, Sasuke wyszedł gdzieś z swoim kumplem, a rodzice pojechali na jakieś większe zakupy. W każdym razie, nie będą przeszkadzać.
         Hidan wyszedł właśnie z łazienki, pod którą zrobiła się lekka kolejka.
- O nie… to ty tam siedziałeś? – skrzywił się Sasori, przecież to najgorsza opcja z możliwych.
- No ja – zaśmiał się dumnie. – ale spokojnie robiłem tylko kupę – klepnął go po ramieniu i wyminął. Marne pocieszenie, ale hej, on nie miał zamiaru go pocieszać.
- Takie moje szczęście – odburknął załamany.
- Na górze też jest kibel – wtrącił Deidara.
- Chyba bywasz tu częściej ode mnie, skoro wiesz o takich rzeczach – zdobył się na sarkazm w zamian za pomoc. – zawsze was podejrzewałem – stwierdził.
- Jesteś tysiąc razy lepszy. Wolę ciebie, niż jego – odparł, w sumie fajnie od czasu do czasu słyszeć taki komplement, docenienie przyjaźni od właśnie swojego przyjaciela.
- Też cię kocham – odrzekł, gdy wymijał go i wbiegał na pierwsze stopnie schodów.
         Usiadł sobie na kanapie, a jak na zawołanie do niego przylazł Tobi. Wkurwiał go tym swoim podlizywaniem, no ale co zrobić. I tak słuchał go jednym uchem, a drugim wypuszczał, aż w końcu jego uwagę zwrócił Hidan, przerywając dyskusje z Yahiko. Właściwie to chciał do niej dołączyć.
- Propos! Itachi, nie cierpię twojego kibla – stwierdził, a rozmówcy spojrzeli na niego dziwnie.
- Propos? W czym to jest związane z pracą policjanta? – dopytał Yahiko.
- No na kafelkach w kiblu Uchihy widzę same trupy, a policja się wiąże z trupami.
- To już bardziej patolog, niż policjant.
- Jeden chuj – warknął Hidan. Nienawidził, jak ktoś się przy nim mądrzy. Chciał zagadać, a nie by go pouczano. – widzę tam trupy, jak ty tam możesz się załatwiać… chociaż, to takie dosłowne, hehe.
- Ja ich tam nie widzę – odrzekł Itachi, ale pewnie teraz zacznie. wolał żyć w nieświadomości…
- To się przyjrzyj. Na jednym jest jakby wisielec, na drugim taka jakby głowa w kałuży krwi – ach co ten mózg nie wyczaruje za pomocą złudzeń optycznych.
- Może masz schizofrenie, skoro to widzisz? – bąknął, nie chciał słuchać o trupach. – Albo jesteś nienormalny – bardziej stwierdził, niż próbował zgadywać. – tyle możliwości.
- Skoro ty nie widzisz to może faktycznie ślepniesz? Albo masz ograniczenie umysłowe, tyle możliwości – odpyskował pięknym za nadobne. A Deidara wstał i zaczął klaskać. W takich chwilach warto to zrobić.
         Wtem do Itachiego podszedł Sasori, przerywając jego zażartą konwersacje z Hidanem. To takie zastanawiające, dlaczego go w ogóle zapraszają na jakieś domówki, skoro tylko wszystkich wkurwia. Wiadomo, że wyrzucić się go z domu nie da, ale gdyby go nie informować? Jest jakaś tam szansa, aby nie przyszedł. W każdym razie Sasori przechodząc przez przedpokój z łazienki, zauważył, że ktoś podsuwa pod drzwiami kopertę, tchnięty ciekawością, postanowił przyjrzeć się sprawie. Koperta nie była zaadresowana, a sam przecież tego nie otworzy. Oddał to tymczasowemu gospodarzowi domu.
- Pewnie liścik miłosny do Sasuke – zgadywał Itachi. – kolejne dziecko, które mój braciszek wydyma.
- Laska wie, że nie musi się starać – skomentował Deidara. – Koperta wygląda, jakby ktoś ją z dupy wyciągnął. No i nic nie czuć, a laski perfumują swoje liściki miłosne.
- Mówisz tak, jakbyś kiedyś jakiś dostał – Itachi przewrócił oczami.
- Zazdrość w oczy kole, co? U ciebie nawet pysk jest pomięty – uśmiechnął się.
- To się nazywa MĘSKIE rysy twarzy, coś czego nigdy nie doświadczysz – odbił pałeczkę.
- W twoim ciele to każda imitacja jest nazywana męską – męska twarz, męski kutas, męskie sianowate włosy… wyczuwacie te ironię? - Żal mi cię.
- T…
- Zamknijcie się – przerwał Hidan. – Rozstrzygnę spór… Dei wygrywa. A teraz otwórz ten liścik, bom jest ciekaw – powiedział Hidan, a wszyscy przybliżyli się, aby ujrzeć zawartość.
         Itachi westchnął ciężko, a potem wydobył z koperty papier, na którym były posklejane literki z gazet, składające się w zdanie „odpierdol się od mojej laski, bo to zdjęcie ujrzy cała szkoła”. To było ciekawe, widać Sasuke podbija do niewłaściwej panny. Cóż, nareszcie jakiś chłopak postanowił zareagować. Wszyscy po przeczytaniu czekali na zobaczenie tegoż, jak mniemają, kompromitującego zdjęcia. To pewnie będzie wisienka na torcie.
         I była.
         Na zdjęciu widniał Sasuke wraz z Naruto, którzy byli złączeni w pocałunku. Ohyda. Dobre tyle, że oboje nie wyglądali na zadowolonych. Mimo wszystko miał jednak nadzieje, że to fotomontaż, ale kumple bardzo uporczywie utwierdzali go w tym, iż tak nie jest. Wtem do mieszkania weszli dwaj chłopcy. Obiekty ich kpin i rozbawienia. Itachi zawołał swojego młodszego brata, nim odszedł do swojego pokoju.
- Przyszedł do ciebie list – oznajmił i podał mu kopertę. Sasuke się skrzywił, ponadto ta banda idiotów na niego nieustannie patrzyła.
- Dlaczego jest otwarte? Czytasz moją korespondencje? – warknął wzburzony, gdzie tu prywatność?
- Na kopercie nie było adresata, to otworzyłem – Sasuke i tak nie był z tego zadowolony, ale wyciągnął z koperty list i go odczytał. Zaciekawiony Naruto, zaglądał mu ciągle przez ramię. Młodszy Uchiha zajrzał jeszcze do środka koperty.
- To cała zawartość?
- Nie – zaprzeczył ruchem głowy. – O zdjęciu sobie pogadamy.
- To ja poczekam u ciebie – Naruto klepnął przyjaciela w ramię.
- Możesz zostać, ciebie to też dotyczy – poinformował Itachi. Ciekawość wzrosła jeszcze bardziej. – Sasuke, możesz mi to wyjaśnić? – wraz z tym zdaniem, pokazał mu fotografię.
- Ja pierdolę… - syknął zażenowany.
- Tylko całujesz, a nie pierdolisz – zaśmiał się, uważnie im przysłuchujący, Deidara.
- Dobrze wiedzieć, żeś obeznany – warknął Sasuke.
- Cisza! – upomniał Itachi, a następnie zwrócił się do chłopców. – możecie mi to wyjaśnić?
- To… długa historia, Itachi – westchnął ciężko. – i przypadkowa, chyba nie wyglądam na zadowolonego, byś mógł mnie o coś podejrzewać!
- Taa, straciłem wtedy równowagę i… i tak wyszło – wtrącił Naruto. – Mogę się napić? Z tego wstydu, aż mi zaschło w gardle.
- Chodź do kuchni, też się napije – gdy wymijał brata, wytargał mu z rąk zdjęcie. Dopiero podczas chodu Naruto, zauważyli, że ten utyka. Szczególną uwagę na to zwrócił Sasori. Zboczenie zawodowe.
- Co ci się stało w nogę?
- Wypieprzyłem się na desce w skate parku – powiadomił wyszczerzony. – poboli i przejdzie. Na początku krew się lała, ale obmyłem to… śliną.
- Musisz to odkazić wodą utlenioną, bo się wda zakażenie i dostaniesz zapalenia. A w najgorszym razie amputują ci nogi – postraszył go i to skutecznie.
- Jesteś lekarzem? – dopytał Naruto Sasoriego, ten mu skinął głową.. – O, no to Sasuke, może jemu opowiesz o swoim problemie – zwrócił się do przyjaciela.
- Naruto, zamknij mordę – warknął.
- No co, skoro jest tu jakiś lekarz to może powie ci, co ci dolega… - Itachi uniósł brew w zaciekawieniu.
- Masz jakiś problem Sasuke?
         Sasori również wyczekiwał odpowiedzi. Cóż może dolegać Sasuke, wygląda na zdrowego, a o swoim schorowaniu nie jest skłonny opowiadać. Widać po zaciskających się ciągle pięściach, że jest tym, podenerwowany. Chyba się wstydzi. Przez takie reagowanie u Deidary nieustannie rosła ciekawość, co mu dolega, że aż go to zjada ze wstydu.
- Ty tam – zawołał do Naruto. – co mu jest?
- No boli go… - wskazał na krocze i w sumie tyle zdążył powiedzieć.
- Naruto! – warknął kolejny raz. Wkurzał go ten złośliwy uśmieszek Deidary. On to tylko, by z niego szydził. Nie zamierza przy nim o tym opowiadać i chyba Itachi to zauważył.
- Deidara, weź wyjdź.
- Nie, to zbyt śmieszne.
- Dei, spieprzaj – mruknął Sasori. Jak tu będzie to niczego się nie dowiedzą, a potem mogą mu chociaż wszystko opowiedzieć. – tak potem ci powiem – szepnął, aby go uspokoić.
- Ech… no dobra – skapitulował, przyjaciel to ma na niego ogromny wpływ, no ale odbije to sobie, gdy będzie mu wszystko opowiadał. Tak więc zostawił ich samych w kuchni. Itachi jeszcze na wszelki wypadek sprawdził czy nie podsłuchuje, ale o dziwo nie.
- Więc…? – zaczął Itachi.
- Walcie się, nic wam nie powiem – warknął nerwowo.
- No weź, a jak to coś poważnego? I już nie będziesz mógł? Albo trzeba będzie cię kastrować? – Naruto gadał i gadał. Sasori spojrzał z uniesioną brwią na Itachiego. Specjalizuje się w problemach sercowych, ale był zbyt tym wszystkim zaciekawiony, aby się do tego przyznawać. Sasuke zagryzł wargi. – Sasuke płakał, gdy u mnie sikał. Mówił, że piecze go TAM, albo raczej pali - odpowiedział za niego.
- Nie musisz opowiadać takich szczegółów!
- Od kiedy cię boli? – dopytał Itachi.
- Od jakiś dwóch dni… na początku miałem taki…
- Ropny wyciek? – zgadywał Sasori. – Boli cię tylko podczas oddawania moczu? – Sasuke przytakiwał z skrępowaniem głową. Było mu wstyd, ale może to i lepiej. Jakby Mikoto się dowiedziała, że idzie do lekarza… - Kiedy ostatni raz miałeś stosunek?
- Nie wiem, z dwa tygodnie temu…? – odparł niedbale, ale potem… - To chyba nie jest żadne Aids, ani HIV?!
- Nie, aż tak źle to nie ma. Przebadaj się, ale ja podejrzewam rzeżączkę.
- Rzeżączkę? – powtórzył Itachi i spojrzał karcąco na brata. – Pięknie… zachciało ci się dawać dupy na prawo i lewo – zbeształ młodszego brata, przyjmując rolę ojca.
- Nie daje nikomu dupy! – odpyskował.
- Po tym zdjęciu to już sam nie wiem – wypomniał, a wtedy zapadła chwila ciszy. – Ty też się lepiej przebadaj, Naruto – dodał, może Sasuke mu coś sprzedał. Sasori zaśmiał się pod nosem na ten żart.
- Tak zrobię! – odparł blondyn, a wtem wszyscy spojrzeli na niego dziwnie. To tak jakby przyznał się do współżycia z… brrr. – a co to jest rzeżączka? – podrapał się z zakłopotaniem w głowę.
- Choroba weneryczna – odpowiedział Sasori, ale to wyjaśnienie to było za mało. – przenoszona drogą płciową… - nadal nic. – to znaczy, poprzez uprawianie seksu.
- Aaa – nareszcie! – więc chyba nie jestem chory, jeszcze tego nie robiłem – przyznał się, no odważnie. Chociaż przez swoją głupotę, niepotrzebnie zwraca na siebie uwagę.
- Ech… ciekawe co matka powie? – zapytał w końcu Itachi.
- Nic, bo się nie dowie! – burknął Sasuke.
- O czym? – wtrąciła do rozmowy Mikoto, wkraczając do kuchni razem z Fugaku, który razem z nią targał zakupy. Wszyscy popatrzyli się na młodszego Uchihę, czekając na to, co powie.
- Nic.. – no doprawdy, mógłby się trochę bardziej wysilić w swoim tłumaczeniu.
- Sasuke ma chorobę weneryczną – powiedział lekko Naruto. Nie sądził, że to coś mega strasznego.
- Co?!
- Naruto! – warknął Sasuke na przyjaciela. no akurat na ten moment to byłego przyjaciela.
         Atmosfera była bardzo napięta… ale na szczęście tym, który dostawał opiernicz nie był Itachi. On wysłał Sasoriemu niemą komendę, by wrócili do salonu. Takie jazdy na pewno nie obchodzą Akasuny, co innego gdyby to był Deidara. Gdy wkroczyli do salonu to… nawet nie musieli opowiadać, bo słyszeli wrzaski Mikoto. Dlatego temat z syfem Sasuke stał się nieodłącznym elementem ich rozmów. Dopiero zdołali go uciszyć, gdy w końcu zaczęła się transmisja skoków narciarskich, na które między innymi przyszli.
         Ale impreza od samego początku była przednia. No może nie dla Sasuke, ale on i tak nie był zaproszony.

         Tego dnia Miyuki wykorzystywała swoją kobiecą umiejętność podzielnej uwagi. Siedziała na dywanie przed szklanym stolikiem, pisząc zadaną na studiach pracę. Dotyczyła ona napisania artykułu na temat muzeów, ich ogólnej roli i korzyści płynących z istnienia takich zapleczy kulturowych. Naoki w tym czasie oglądał bajkę w telewizji nieustannie zawracając nią głowę swojej opiekunki. Dlatego właśnie pisanie pracy szło jej bardzo wolno i mozolnie. Jednak najgorsze było to, że jej się po prostu nie chciało. Niemniej musiała to mieć gotowe na ten weekend. Po jakimś czasie do domu wrócił Sasori, w czasie zimy praca i szkoła wypompowywały go z siły jakoś sto razy bardziej. Naoki nie lubił, gdy tata był zmęczony, wtedy nie chciał się z nim bawić, a gdy go do tego niejako zmuszał, to krzyczał.
         Cmoknął chłopca w czoło na powitanie, a potem, za uprzednią zgodą Miyuki w przypilnowaniu dziecka. Mógł wziąć jeszcze ciepły prysznic. Dziewczyna wręcz siliła swoje szare komórki na jakikolwiek odzew w stosunku do swojej pracy, ale to najwyraźniej nie jest jej dzień. W końcu się poddała i zamierzała spakować, ale wpadł jej do głowy pomysł, że może Sasori jej pomoże? W końcu taki inteligentny z niego facet.
- Panie Akasuna, bo mam pewien problem – zapowiedziała, gdy już był odświeżony. – pomożesz mi?
- Ja teś, ja teś, ja teś chcie pomóć! – zawołał Naoki.
- A w czym? – Sasori usiadł sobie obok niej na ziemi i w trybie natychmiastowym dowalił się do niego syn, siadając na kolanach. Już wiedziała, że tak i tak jej w tym pomoże.
- Otóż! – zaczęła,  biorąc do ręki zeszyt z zanotowanym poleceniem. – Muszę napisać esej dotyczący muzeów, teatrów i innych ośrodków, pomagającym upamiętnić naszą kulturę.
- Nie wiem czy pomogę, z prac pisemnych byłem raczej słaby… - same  czwórki i piątki, ale poziom pisania nie był jakiś taki wysoki. No i to było dawno. – Już nawet nie pamiętam co cechowało esej…
- Niekonsekwentna erudycja, brak linearności, skojarzenia poetyckie, zaskakujące sformułowania, paradoksy, a także narracja liryczno-refleksyjna – wyliczyła Miyuki, a on spojrzał na nią tępo. Co to znaczyło linearność…? Ona za dużo od niego wymaga! Jest tylko lekarzem… no prawie.
- Możesz powtórzyć…? – dopytał, a ona się zaśmiała, a wraz z nią Naoki. Nie wiedział dokładnie co ją rozśmieszyło, ale lubi się śmiać z taty. Z wujkiem Hidanem robią to bez przerwy.
- Spokojnie, napisać umiem, ale pomysłów nie mam. No więc – odwróciła się w stronę chłopaków. – uważacie, że ośrodki kulturowe są istotne dla człowieka?
- Nooo! ­- zawołał Naoki. Niestety akurat on nie był wcześniej w muzeum, więc jego odpowiedź nie jest brana pod uwagę, ale niech myśli inaczej. Sasori jedynie przytaknął głową.
- Dlaczego?
- Bo tak – mruknął Naoki.
- Jasne, zanotuję – i tak zrobiła, na co chłopiec się ucieszył i klasnął w dłonie. Potem spojrzała wyczekująco na Saso. Zastanawiał się nad odpowiedzią, nad dobraniem odpowiednich słów.
- Pozwalają poznać przeszłość. Jak dla mnie to, co oferują nam muzea jest piękne. Nasi przodkowie pozostawili po sobie ślad, sprawiając, aby to stało się to wieczne. Teraz możemy zapoznawać się z tymi danymi czasami, nasze dzieci, wnuki i tak dalej mogą poznawać te starsze czasy. To piękne, piękne bo wieczne – zakończył, a Miyuki przyswajała do siebie tą głębie powiedzenia.
- Ziaaniotowałaś? – zapytał Naoki, wytrącając ją z transu.
- Tak, tak! Znaczy nie, ale już piszę.
         Po chwili Naoki z powrotem usiadł sobie na kanapie. w telewizji puścili jego ulubioną kreskówkę. Tymczasem Sasori z Miyuki mogli w spokoju przyłożyć się zadaniu. Dziewczyna chciała tylko, aby podsunął jej kilka argumentów, które by potem rozwinęła, a on bardzo się zaangażował. Podłączył nawet laptop, by wyszukiwać jakiś przykładów poetyckich, a ona w tym czasie pisała na brudno ten esej, aby potem móc przepisać na czysto.
- Będzie ci pasowała praca dziennikarki – zagadał w końcu, nie przerywając czynności. – będę chyba częściej i chętniej oglądał wiadomości – puścił jej oczko, na co się delikatnie zarumieniła.
- No, raczej nie będziesz, bo nie zamierzam pracować w telewizji.
- Hm? A gdzie? W gazecie nie pracuj… - bo do tego się za bardzo nie nadaje, skoro potrzebuje pomocy w pisaniu artykułów. – zmarnujesz się – wybrnął z uświadomienia jej w brutalnej prawdzie.
- Wiem… to widać… - domyśliła się o co mu tak na serio chodziło. Zrobił za długą przerwę.
- Więc gdzie?
- W radiu – odpowiedziała z uśmiechem. – chcę prowadzić stację, gdzie czyta się listy od słuchaczy, potem o nich rozmawia i puszcza piosenkę. Na trzecim roku można się starać o staż w takiej pracy – rozmarzyła się. Sasori spoglądał na nią z uśmiechem, pasuje jej taki stan, w jakim teraz przebywa. Sam jej widok go uspokaja i wprawia w przyjemne ciepło serca. – Wybacz, zawiesiłam się.
- To nic. Masz ładny, łagodny głos, wręcz odprężający… daj z siebie wszystko.
         Przytaknęła mu z entuzjazmem głową, lubiła, kiedy ją chwalił. Stara się robić wszystko, by częściej to robił. Każde słowo Sasoriego niesamowicie może podnieść samoocenę Miyuki. Zajęło im to jakieś cztery godziny, bo przerwał telefon dziewczyny od zmartwionego ojca. Nie zauważyła nawet, że już była dwudziesta druga. Jej esej miał już jakieś osiemdziesiąt procent. Z resztą sobie poradzi.
- Naprawdę dziękuję za pomoc – powiedziała, sprzątając po sobie stolik. – jestem twoją dłużniczką.
- Daj spokój, cieszę się, że mogłem ci pomóc – mruknął, pomagając jej wszystko uporządkować. Uśmiechnęła się ciepło do pracodawcy. – Po prawej masz jeszcze długopis – mimo, że to powiedział i tak się po niego nachylił do niej, a Miyuki zamiast spojrzeć w prawo spojrzała w lewo, niemal dobijając do twarzy Sasoriego.
- Uuu – zawołał Naoki, widząc dorosłych, bardzo blisko siebie. – będziecie się ciałować? – na to pytanie Miyuki odwróciła twarz w drugą stronę, starając się ukryć czerwone policzki.
- Nie, nie będziemy – odpowiedział Sasori i ujął rękę Miyuki wkładając do niej długopis. – w ogóle szykuj się, już dawno powinieneś być w łóżku.
- Nie będę pacił – powiedział niewinnie.
- Będziesz, znam cię.
         Naburmuszył się, tata to nigdy mu nie wierzy. Znaczy teraz akurat miał racje. No nic, on tam przy pożegnaniu pocałował Miyuki, niech się tata uczy. Sasori pożegnał się z Miyuki i odprowadził ją do wyjścia. W momencie, gdy odwrócił  się od drzwi, Naoki dobił do jego nóg i z uśmiechem poderwał głowę do góry.
- Tatusiu…! – jęknął, oho czegoś chce.
- Hm? – zmierzwił mu włosy.
- Mogę śpać ź tobą…?
- Nie…! – odpowiedział tym samym tonem.
         Zażartował sobie, ale Naoki nie wyczuł żartu i posmutniał. Był zawiedziony, że tata z nim nie chce spać. Jednak Sasori i tak go uświadomi, kiedy już przyszykuje syna do spania.




DEDYKACJA
Dla Arima Ahiru ;*
Serdecznie polecam jej bloga!

OD AUTORKI
No to na początku powiem, że jestem już zdrowa :P ale z pisania nic nie wyszło, znaczy mam milion pomysłów, a nic nie napisałam XD szykują się nowe OSy, mam je zaplanowane od początku do końca - gorzej z napisaniem :P Przepraszam, że nie napisałam wam komentarzy, ani nie odpisałam :< nie chcę mi się pisać :P ale na dniach wszystko nadrobię :D powinnam zrobić dwutygodniową przerwę, ale jeszcze nie teraz ;) 
OkeYOSH! Dziękuję wam ślicznie za komentarze za wszystkie wasze słowa ;* Nawet nie wiecie, jak ogromną macie moc :D :*
Miłego tygodnia! Pozdrawiam gorąco! :D

SPOILER 
- Wiesz, według gwiazd, ta druga, którą pokochasz na pewno cię nie opuści – mrugnęła do Sasoriego. – i pokocha zarówno swoje, jak i twoje dziecko.
- Dzięki… czemu druga? Będę miał tylko jedną kobietę? – oburzył się żartobliwie.

- Ale wybrzydzasz… jeszcze tylko jednej, tej jedynej powiesz, że ją kochasz – powiedziała patrząc na gwiazdy, a potem przeniosła wzrok na Saso, który słuchał jej z wymownym niedowierzaniem. – Tak mówią gwiazdy – nieważne, że wszystko zmyśliła. – nie uciekniesz od przeznaczenia – pokazała mu język.
- A tak lubię się bawić swoim losem… no to skoro nie ucieknę, to je zmienię – zapowiedział i ujął jej dłoń. – Miyuki, kocham cię.

DATA
29-09-2014