3 maj 2017

ROZDZIAŁ 88.



           Po południu zgodnie z umową Deidara zjawił się w domu przyjaciela po jego syna, gdy ten był w pracy. Obecnie zajmowała się nim Noriko i spotkanie z nią twarzą w twarz nie było niczym przyjemnym. Dla obojga. Poprzez ciągłe stękanie i wzdychanie mężczyzny opuszczenie mieszkania nie trwało długo. Noriko szła od strony, gdzie zaparkował Deidara, więc odprowadzała syna. Mężczyzna uśmiechnął się na widok zabawnego napisu na ścianie - Lubisz się zabawić? Być niegrzeczną dziewczynką? Szukam dominatorki, zadzwoń! - Nie potrafił tego nie skomentować. 
- Hej, Noriko. - Obejrzała się na niego niby to obojętnie. - Dzwoniłaś? - Wskazał na ścianę z wrednym uśmiechem. Noriko przeczytała napis. 
- A co? Masz nieodebrane? - Dopytała z wygranym uśmiechem. Deidara się za to nachmurzył. 
- Wujku, a mogę siedzieć z przodu? 
- Nie. 
- To niebezpieczne Naoki. - Wytłumaczyła Noriko. - Wujek pewnie prowadzi, jak wariat. Jeszcze wylecisz przez przednią szybę... 
- Wiesz Nao, po zastanowieniu stwierdzam, że w sumie czemu nie. 
Noriko spojrzała na Deidarę morderczo. Przy samochodzie zauważyła brak fotelika. 
- A gdzie fotelik? - Zapytał Naoki.  
- W bagażniku. Na początku miałem też wepchnąć tam ciebie. - mruknął wzruszając ramionami. 
- Powiedziałbym tacie. 
- Kapuś. W szkole cię będą bić, jeśli będziesz skarżyć. 
- To im odda. - Wtrąciła się Noriko.  
- Sasori by powiedział coś w stylu "nie wolno się bić". - mruknął Deidara, wkładając do tyłu przygłupi fotelik dziecięcy. 
- Sasori... Lubi gadać. 
- Na tym jego prawa zawsze się kończyły. I jak widać kończą. 
           Noriko po tej zaczepce złapała Deidarę za ramię i odciągnęła go od samochodu. Po drodze kazała Naokiemu wejść do samochodu. Dei po chwili wyszarpnął się z jej uścisku strzepując z siebie zakażenie, którym z pewnością go obdarowała. 
- Nie zamierzam cię odprowadzać, więc mnie za sobą nie ciągaj. 
- Słuchaj no, chcesz żebym się zeszła z Sasorim? 
- Nie łudź się. Nie masz już u niego szans. 
- Vice versa. Więc czemu ciągle się czepiasz tego, co nas kiedyś tam łączyło? - Zapytała ze wzburzeniem. 
- To cię wkurza? 
- TAK! 
- No to masz odpowiedź. - Deidara wzruszył ramionami. - Nie mogę się powstrzymać od ciśnięcia w ciebie za każdym razem, gdy widzę twój ryj. Przywyknij. 
- Dorośnij. 
- Odezwała się. 
- Palant z ciebie. To ty doprowadziłeś do tego,  że nie jestem razem z Saso. Ty spieprzyłeś mu życie, więc ode mnie się odjeb. 
- Jak na swoją rasę, to szczekasz zbyt głośno. Suko.  
- Spierdalaj. 
- Panie przodem. - Zszedł jej z drogi, kłaniając się ironicznie. Noriko w złości go pchnęła. 
- Debil. 
           Deidara zaśmiał się pod nosem i też po chwili ruszył za nią. Oczywiście musiała jeszcze ucałować Nao na do widzenia. Chyba w ogóle nie zauważała faktu, że ta czułość go krępuje. Kiedy w spokoju mogli ruszyć w drogę, Deidara zauważył jak jego pasażer obcierał rękawem policzki. Eh, te matki - niestety jego nie była lepsza. 
- Wujku, a jaki tata był w moim wieku? - Zapytał Naoki.  
- Co? A skąd ja mam niby wiedzieć? Nie znałem go wtedy... Nawet nie wiem ile masz lat. - Wzruszył ramionami Dei. 
- Siedem. - Mężczyzna spojrzał na odbicie smarka w lusterku. To, że nie wiedział nie znaczyło, że chciał się dowiedzieć. 
- Czemu pytasz? 
- Wydaję mi się, że czasem mnie kłamie. Ostatnio tata mi powiedział, że w szkole dostawał same szóstki. - Skrzywił się. 
- Ja z nim chodziłem tylko do gimnazjum i ogólniaka.  
- I miał same szóstki? 
- Nie, ale musiał mieć dobre oceny. Znaczy starał się takie mieć. - Poprawił się szybko. 
- Dlaczego musiał? - Deidara westchnął. 
- Z trzech powodów. Musiałem mieć od kogo spisywać. Już od dawna chciał być lekarzem, więc dbał o wyniki. No i babka by mu spuściła pewnie lanie, hehe. 
- Babcia Chiyo? 
- Taa. Ciesz się, że twój stary cię wychowuje bezstresowo. 
- Co to znaczy? 
- Że ci nie spuszcza lania. 
           Naoki skinął głową i się zamyślił. Nie wiedział, że babcia Chiyo biła tatę - nigdy mu o tym nie mówił.  
- Siedziałeś w ławce z tatą? 
- Mhm. 
- Zawsze? 
- Yup. 
- Nie miałeś innych kolegów? - Deidara spiorunował wzrokiem lustrzane odbicie Naokiego. 
- Zaraz cię wysadzę. Dosłownie.  
- Pytałem, bo ja muszę siedzieć z Mari. Przez cały rok!  
- Siedzisz z dziewczyną? 
- Mhm. - Deidara bez zahamowań go wyśmiał.  
- Trochę frajersko. Trochę bardzo. 
- Nie chciałem! Przysiadła się do mnie! Mówiłem jej żeby spadała... 
- Błąd. Jak mówisz dziewczynie nie, to ona bardziej chce. Hidan ci nie powiedział? 
- Nie... 
- To mu powiedz, że przez niego siedzisz w ławce z dziewczyną. - mruknął. Chociaż Hidan pewnie uzna to za sukces. W tym momencie zaczął dzwonić telefon Deidary. 
- Kto to? - Zapytał zaciekawiony Naoki. 
- Ktoś. - odpowiedział niedbale. - Przymknij się na pięć minut. - poprosił odbierając połączenie. - Yup? 
- Cześć Dei... - Przywitała się Tayuya. Nie dał po sobie poznać, ale zauważył jej smutny głos. - Co robisz? 
- Jestem zajęty. Skoro to nic ważnego... 
- Mógłbyś do mnie przyjechać? 
- Po co? - już od dłuższej chwili odpowiadało mu milczenie. - Tayuya? 
- Nieważne. - powiedziała, a głos jej się załamał. - Przepraszam, że zawracam ci głowę. Nie przyjeżdżaj. 
- Tayuya, co się stało? Czego ryczysz? - usłyszał pykanie sygnalizujące koniec połączenie. - Kurwa mać... - Syknął Deidara i zaczął zawracać samochód. 
- Czemu zawracasz? 
- Wstąpimy na chwilę do Tayuyi. 
- Powiedziała żebyś nie przyjeżdżał... 
- Dlatego jedziemy. 
- Wcześniej mówiłeś, że dziewczyny robią inaczej niż się im powie. - Zauważył Naoki. - Ty też tak robisz. 
- O ja jebie, zamknij się. Ty nic nie rozumiesz, amebo. Pogadamy jak będę chciał z tobą gadać! - Warknął Deidara. 
- Jezu. Spokojnie…
           Mężczyzna z mordem spojrzał w lustrzane odbicie chłopca. Naoki nic sobie z tego nie zrobił i przeniósł swoje obojętne spojrzenie na okno. Deidara nie rozumiał jak Sasori przez te siedem lat zdołał nie ukręcić mu łba. Przynajmniej przez kolejne pół godziny w samochodzie panowała cisza. 
Gdy dojechali, to oboje ruszyli do mieszkania Tayuyi. Deidara chciał aby dzieciak poczekał w samochodzie, ale Naokiego nabrała ochota na siku. Zaledwie pięć kroków przed drzwiami, chłopiec ukucnął. 
- Czekaj, but mi się rozwiązał. 
- Naoki, kurwa, zaraz wejdziesz do środka i będziesz je zdejmował. - stwierdził nerwowo.
           Naoki jednak i tak wolał związać sznurówki. Czy to była jego wina, został dobrze wychowany? Deidara wzniósł oczy do sufitu i nie czekając dłużej, zadzwonił do drzwi. Tayuya otworzyła po dłuższej chwili.
- Co tutaj robisz?
- Tak, tak, cześć. W jakiej sprawie dzwoniłaś?
- Wujku. - Zawołał nieśmiało Naoki. - Muszę do toalety...
- Trzymaj, bo Tayuya nas nie chce wpuścić.
           Dziewczyna fuknęła z urazą i natychmiast zaprosiła ich do środka. Naoki szybko zdjął buty i w te pędy poleciał do łazienki. Tayuya ręką wskazała mu kierunek. Światło słoneczne bardzo dobrze oświetliło jej twarz zwracając uwagę Deidary. Złapał ją za podbródek.
- Zgaduję, że to nie jest zasługa makijażu.
- Jak się domyśliłeś? - Sarknęła Tayuya.
- Brak asymetrii pomiędzy oczami. - Wzruszył ramionami, wprawiając tym towarzyszkę w rozbawienie. - Ktoś ci zajebał?
- Owszem.
- Kto?
- Twój stary.
           Tayuya odpowiedziała całkiem lekkim tonem, dlatego Deidara nie wiedział jak zareagować. Wpatrywał się w nią, zajmującą się mieszaniem jedzenia na patelni.
- Nabijasz się?
- A słyszysz śmiech widowni?! - Tym razem zareagowała ostro. - Twój pieprzony tatuś mi przyjebał!
- No spierdalaj, mój stary nie uderzyłby kobiety...!
- Oczywiście. Sama to sobie zrobiłam.
- A kto cię tam wie. - Bąknął Deidara. Po chwili podrapał się po glowie. - Powiedz od początku, co się stało?
- Jaki to ma sens, skoro mi nie wierzysz...
- Mam własny rozum, ok? Sam zdecyduje czy ci wierzyć.
           Tayuya przytaknęła niechętnie jego słowom i zwierzyła się z sytuacji. Tylko przy Tayuyi mogło dojść do awantury podczas robienia prania. Ale choć nie wiadomo jak bardzo ojciec Deidary był wkurwiony, to jego syn nie mógł uwierzyć by podniósł na kobietę rękę. Gdyby tak robił, to raczej by to zauważył po matce, w dodatku nie przykuwałby tak wielkiej uwagi do wychowania syna na dżentelmena... A może to akt własnej skruchy? Powoli sam zaczynał wątpić w niewinność ojca.
- Skończyłem. - powiedział Naoki, przypominając o swojej obecności.
- No to spadamy.
- Co? Już? Nie, zaczekajcie jeszcze... Może chcecie coś zjeść? - Zapytała Tayuya.
- Sorry, ale...
- Ok. - odpowiedział w tym samym czasie Naoki. - Jestem głodny...
- Ty zawsze jesteś głodny... Grubasie. - Syknął Deidara do chłopca, po którym i tak spłynęła ta obraza jak po kaczce.
           Tayuya zmroziła blondyna wzrokiem za te odżywkę i nałożyła siedmiolatkowi danie na talerz. Deidara odpuścił poczęstunek, w zamian odciągnął dziewczynę na bok.
- Co ty mi tu odwalasz?!
- Dei, proszę... Nie chcę zostać sama... Twój ojciec...
- Co mój ojciec? W końcu dostrzegłaś, że  jest moim starym?
- Widziałam od początku, dlatego z nim byłam... - Powiedziała zakłopotana. - Ale.... Jest inny, niż ty...
- Oczywiste. Ja jestem zajebisty, a on chujowy. Niemniej jednak, sama sobie naważyłaś piwa wiążąc się z nim i ja ci nie pomogę. Chuj mnie to.
- Dei...
- Naoki! Wychodzimy!
           Zawołał i bez wahania ubierał buty w przedpokoju. Jego o wiele młodszy towarzysz szybko dojadł resztki i z pośpiechem ruszył do wujka, żegnając się uprzednio z Tayuyą. Przed wejściem  do samochodu pomógł się załadować do środka Naokiemu. Powodem było to, że nie pozwalał mu samemu zamykać drzwi.; jeszcze gówniak je zepsuje. Po wystartowaniu z miejsca po zaledwie siedmiu minutach Naoki w końcu zdecydował się odezwać.
- Wujku, pas mnie straszne ciśnie…
- Nie mój problem, że jesteś gruby.
- Wcześniej mnie tak nie cisnął… - Zajęczał z bólu.
- To kara, że się tak opychasz i nas spowalniasz. – warknął Deidara, po czym nagle skręcił w miejsce,  które jest przeznaczone na podjazd autobusów pod przystanek. – Nie ruszaj się stąd.
           Po tym oświadczeniu Naoki miał nadzieję, że Deidara przejdzie mu poluzować pas. Bardzo się mylił. Obserwował jak wujek zaczepia jakiegoś faceta, który chyba cieszył się na jego widok. Dei jednak szybko i niespodziewanie zamachnął się pięścią i uderzył mężczyznę w oko. Starszy pan, aż upadł. Jego oprawca tylko powiedział mu kilka ostrych słów i wrócił do samochodu. Naoki był zdziwiony tym zachowaniem. Deidara to psychol, a na dodatek Sasori powierzał mu syna.
- Dobra. Jedziemy. – orzekł ruszając samochodem. Naoki spojrzał przez okno na staruszka, który właśnie wstawał z ziemi.
- Kto to był?
- Mój stary. – odpowiedział Deidara.
- Dlaczego go uderzyłeś?
- Bo tak. Nie muszę mieć w tym celu żadnego powodu. – warknął wymijająco. Naoki nie był głupi i wiedział, że już niczego więcej się nie dowie. W sumie niespecjalnie mu na tym zależało.
- Mógłbyś się zatrzymać, wujku?
- Po co?
- Pasy…
- Kurwa, Naoki. Nie będę się zatrzymywać, tylko nas spowalniasz!
- Ja?! – Burknął zły za to oszczerstwo.
- No tak! Kto się żegnał tyle czasu z matką? Kto się obżerał u Tay?!
- Sam długo gadałeś z mamą, u cioci byliśmy przez ciebie, chciałeś pojechać. No i przed chwilą też sam się zatrzymałeś. To ty nas spowalniasz!
- Ja…! To…! ZAMKNIJ PYSK SMRODZIE! – Warknął Deidara z bezsilności. Głupio by wglądało jakby teraz mu przyznał racje. – Nie jesteśmy kolegami, więc z żadnym Ty mi tu nie wyjeżdżaj, bo dostaniesz!
           W ciągu następnej pół godzinie jazdy nie odzywali się do siebie. Deidara spokojnie prowadził samochód, a Naoki oglądał poruszający się widok w oknie. Chłopcu robiło się coraz słabiej, miał dreszcze i oblał go zimny pot – chwilę później już nie mógł dłużej milczeć.
- Wujku…
- Co?
- Bleeee…!
           Po usłyszeniu tego dźwięku Deidara wytrzeszczył oczy, obejrzał się szybko, zastając widok zarzyganego siedzenia. Uderzył z wkurwienia w kierownicę i w końcu zjechał na bok.

           Sasori dotarł do domu swoich przyjaciół, którzy jak dobrze słyszał urzędowali sobie w ogrodzie za domem. Sporym domem. Działka naprawdę robiła wrażenie. W dodatku wszystko było takie zadbane. Wychodząc z samochodu nie skierował się do drzwi tylko od razu za dom, pewnie i tak nikt by mu nie otworzył. 
           Dość szybko odnalazł swoje towarzystwo, jak zwykle zachowywali się głośno. Sasori uśmiechnął się do siebie, fajnie ze Yahiko ponownie złożył ich do kupy. 
- Siema, mordy. Jak leci? - mruknął na powitanie i zwrócenie na siebie uwagi. 
- No w końcu jesteś! - Zawołał z uśmiechem Yahiko. 
- Cześć Saso. - Przywitał się Itachii. - Hidan, wypłacaj stówę. Dotarł. 
- Kurwa... - Burknął wspomniany mężczyzna, wyciągając z portfela banknot. 
- Twój bachor ujebał mi samochód! - Warknął Deidara. Wyskok zaciekawił nowoprzybyłego, ale nie zraził do zajęcia miejsca obok przyjaciela. - Będziesz go, kurwa, mył! 
- O co ci chodzi, człowieku...? - Zapytał Sasori obojętnie. - W ogóle, to gdzie jest Naoki? 
- W dupie! 
- W domu. - odpowiedział Yahiko. - Podróż z Deiem wywołała w nim odruchy wymiotne. 
- Zamknij się! 
- Deidara... Czy ty zawsze musisz być taki głośny? - Bąknął Itachi, w odpowiedzi mężczyzna się do niego przybliżył. 
- TEŻ SIĘ ZAMKNIJ, UCHIHA! 
- Co z nim? - Sasori ponownie zwrócił się do Yahiko. 
- Po prostu za dużo zjadł, wyluzuj. Kobiety też są w środku, więc mamy chwilę dla siebie. 
- Hej, Saso.  
- Cześć Obito. - odrzekł, lecz kolega wciąż stał obok. Spojrzał na niego pytająco. 
- Podsiadłeś mnie. 
           Sasori uniósł pobłażliwie brew, jednak by uniknąć niepotrzebnych kłótni zdecydował się przesiąść. Deidara go nawet nie zatrzymał, widocznie był bardzo zły za ten samochód. O temat na rozmowę nie było ciężko - to był chyba jedyny plus rzadkich spotkań. Obito opowiadał o ciążowym charakterku Rin, Yahiko o trudach zajścia w ciąże Konan, Nagato marudził o trudzie podzielności uwagi pracy z życiem osobistym. 
- Ja tam mam pracę, dziecko i wspaniałą, wręcz niewyżytą seksualnie dziewczynę.  - Pochwalił się Sasori. 
- Dojrzałeś. - mruknął Nagato. - Nie sądziłem, że tak szybko skończysz przeżywać rozstanie z Miyuki. 
- Lepiej to przeżywa, bo pierwszy raz to on zerwał. - Wyszczerzył się Yahiko. 
- Wasza wiara we mnie zawsze dodawała mi otuchy…
- Walić przechwałki Sasoriego. Póki nie ma waszych panienek, to chcę byście mi w czymś doradzili. W czarnej dupie jestem, normalnie. - Rozpoczął temat Hidan.
- Dosłownie? - Dopytał Deidara.
- Jesteś głupi.
- Skoro prosisz o radę, to bądź milszy.
- Bez twojego gadania się obejdzie. Do rzeczy! - Kontynuował. - Zakochałem się w...
- Gratulacje.
- Spierdalaj Itachi, jeszcze nie skończyłem! - Warknął Hidan. Tamten nie przejął się kolejną już tego dnia uzyskaną bluzgom. - Zakochałem się w lasce, która okazała się być aseksualna.
           Grupa zebranych spojrzała na siebie, próbując zdusić w sobie chęć parsknięcia. Nie udało się i ogród wypełnił wesoły gwar śmiechu. Nie chodziło o nie wierzenie w słowa Hidana, dość łatwo było wyczuć kiedy kłamał w kwestii relacji z kobietami.. Bawiło ich, że gdy w końcu znalazła się panna, która podbiła mu serce, to okazała się być nieskłonna do rozchylania nóg. Sprawy, która według Hidana zapewne była najistotniejsza.
- Co teraz poczniesz? - Zaśmiał się Deidara.
- Pomyślałem, że mi coś poradzicie. Że Saso jebnie tekstem o jakimś innowacyjnym leczeniu.
- Aseksualność, to nie choroba. Nie ma na to żadnych syropów.
- Byś coś wymyślił i przydał się ludzkości. - Bąknął Hidan. Sasori przewrócił oczami.
- To, że ta dziewczyna nie odczuwa pociągu seksualnego, nie znaczy, że jest pozbawiona narządów rozrodczych.
- Hęęę? Co ty pieprzysz, rudzielcu?
- Mówi, że może się z tobą pukać, tylko nie będzie odczuwała przyjemności... Na przykład w czasie igraszek będzie myślała o nie wiem, o gotowaniu. - Uśmiechnął się Nagato.
- Raczej będzie myślała byś w końcu z niej wyjął swojego małego chuja. - Poprawił Deidara. - W sekundach będzie szacować ile jej zajmie seks z tobą.
- Prawie jak w małżeństwie. - Wyszczerzył się Yahiko. - Podobno.
- Konan skąpi ci swoich rozkosznych skarbów? - Dopytał Sasori.
- Nie, u mnie seks to komenda.
- Ej, hej! - Zawołał Hidan ponownie skupiając na sobie uwagę. - To znaczy, że da z taką osobą uprawiać seks?
- Przepraszam bardzo, a co ty myślałeś...? - Za wszystkich głos zabrał Obito.  - Rany, nawet ja takie rzeczy wiem...
- Jedyny twój problem Hidan polega na tym by twoja ukochana chciała ci się DOBROWOLNIE oddać. A u takich osób, to nie jest nic łatwego. - Oznajmił Itachi.
- Luz, luz. Jestem Hidan, wszystkie mnie pragną!
- Kurwa. Debilu. - Deidara stracił cierpliwość. - Twoja cizia jest ASEKSUALNA, brzydzi się seksem, kumasz? Wolałaby wylizać opony w autobusie niż się jebać.
- To co mam zrobić?
- Idźcie na kompromis. - zasugerował Sasori.
- Możesz się wyrażać jaśniej?
- Czyli możecie ustalić między sobą ile razy w miesiącu będziecie TO robić. - Wytłumaczył Nagato.
- Musisz się dla niej poświęcić i bardzo ograniczyć. - Dodał Obito.
- Jasne... Skoro miesiąc ma trzydzieści dni, to ograniczę się o połowę czyli pi...
- Bardziej, Hidan...
- Dziesi...?
- Jeszcze bardziej.
- Dwa na miesiąc będzie w porządku. - Uznał Yahiko, a reszta się z nim zgodziła.
- Was chyba pojebało równo... - Bąknął Hidan.
- I tak w efekcie wyjdzie, że kochasz się częściej niż ja z Kaną.
           Po tym oświadczeniu Itachiego  zapadła cisza, zrobiło mu się głupio gdyż nie sądził, ze ktokolwiek go usłyszy. Rzecz jasna to zdanie wywołało powód do nabijania, a także niesamowity gwar. Przyjaciele chcieli znać szczegóły tego faktu i to tak bardzo, że sprawa Hidana poszła w zapomnienie. Po jakimś czasie do towarzystwa przyłączały się dziewczyny. Kana całusem przywitała się z mężem.
- Uchiha się nam żalił, że mu nie dajesz. – Deidara od razu naskarżył, ponieważ… bo tak. Kana spojrzała na męża dla upewnienia.
- Jak zwykle nie zrozumiałeś, Deidara. Wcale się nie żaliłem.
- A byłoby to uzasadnione. – powiedział Sasori. – Do dwóch razy w miesiącu? Przegięcie…
- Po pierwsze to nie jestem jego pojemnikiem na spermę. – Burknęła Kana, Itachi westchnął. Niedługo się jeszcze wytworzy jakaś zupełnie niepotrzebna kłótnia między nimi. – Po drugie, to nie tylko ja odmawiam, jak przychodzi co do czego. – Wszyscy goście zamilkli na moment.
- Itachi, ty geju. – skomentował Hidan. – Zaraz ci ktoś zajebie żonę i zostanie ci ręka.
- Nie chodzi o nasz brak chęci, a brak czasu. Bez sensu się kochać, jak chce się szybko dojść i iść spać. – Wytłumaczył Itachi. – Zrozumiałbyś o czym mówię, gdybyś miał ciężką pracę, równie zapracowaną żonę, dwoje małych dzieci i psa…
- Zrobiła się z ciebie stara zrzęda. – Podsumował Nagato.
           W momencie gdy Sasori spojrzał na przyjaciela, zauważył też jego towarzyszkę. Rozpoznał ją od razu, jednak i tak jej obecność była dla niego sporym szokiem..
- Co Ush tutaj robi? Kiedy ona tu…?
- Saso, niedoinformowany. – Westchnął Hidan. – Ushi poderwała Nagato.
- Że co?!
- Wcale nie! – Burknęła Ushio. – Nasz związek jest w stu procentach z inicjatywy Nagato. – Uśmiechnęła się do mężczyzny, co odwzajemnił.
- Taa, jasne. A ja jestem baletnicą. – Hidan wzruszył ramionami. – Nagato się nigdy nie umiał w twoim towarzystwie wysłowić na temat uczuć i niby teraz miało być inaczej? JASNE.
- Tak było!
- Wróżka PUshi. – Parsknął, co złościło dziewczynę.
- Od kiedy wy chodzicie? – Pytał Sasori. – Dlaczego nikt mi nie powiedział?!
- Wyluzuj. Deiowi też zapomniałem powiedzieć. – mruknął Hidan.- W ogóle sami byście dbali o resztę przyjaciół. Nie jesteście sami na tej planecie.
- Nie bardzo mnie obchodzicie. – stwierdził z uśmiechem Deidara.
- Wiedziałeś, że Itachi przeprowadza się na drugi koniec świata? – Zapytał Yahiko. Deidara drgnął zainteresowany, spojrzał na wspomnianego kolegę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- DOPRAWDY? – Itachi uśmiechnął się lekko.
- Nie. Jaja sobie z ciebie robią.
           Yahiko zaśmiał się wspólnie z grupą, po czym rozczulał się nad sympatią jaką darzy grupę Dedara. Po chwili Konan przyszła po Sasoriego, by go zaprowadzić do Naokiego – to również spotkało się z powodem do żartów. Hidan nie umiał trzymać języka za zębami i żaden temat nie miał w sobie tabu do żartów.
- No to może teraz ci Saso pomoże i za dziewięć miesięcy będziecie mieli dzieciaka!
- Wolę sam być ojcem. – Burknął Yahiko.
- Oj tam, Saso też jest rudy. Nawet się nie połapiesz.
- Hidan, weź spierdalaj.
- Jak nie Sasori, to jest jeszcze Nagato.- Mężczyzna spojrzał na niego pobłażliwie, a Ush zwyczajnie, jak na debila. – Co się stało, Ushi? – Uśmiechnął się niewinnie.
- Nie jestem Ushi tylko Ushio!
- Sorry, ale to bardzo brzydkie imię. – Skrzywił się Hidan. – Przykro mi, że je masz.
- Sam jesteś brzydki, debilu! – Burknęła dziewczyna.
- Eh Nagato… - Zaczął Hidan kładąc mu współczująco rękę na ramieniu. – Eh… - Westchnął ciężko i ich wyminął podchodząc do Obito. – Stary, Rin cię woła.
- Stoję obok Hidan… - oznajmiła dziewczyna.
- Faktycznie… Nie ma co, powiem prosto z mostu… Obito wypierdalaj, chcę tu usiąść.
- Nie… AAA!
           Krzyknął Obito, zostając z krzesła zrzucony. Przyjaciel zajął sobie ów miejsce i odwrócił się w stronę Deidary. Nic nie zdążył jednak powiedzieć, gdyż wtrąciła się postać Sasoriego, która poprosiła Deia na stronę. Z obojętnością się na to zgodził. Sądził, że chodzi o przeprosiny za porzygany samochód – a takich rzeczy się nie popuszcza.
- Naoki mi powiedział, że pobiłeś własnego ojca.
- jakie znowu pobiłem…?
- To nie prawda?
- Nie. Dałem m tylko raz w mordę. – Deidara wzruszył ramionami. Saso spojrzał na przyjaciela wyczekująco. – Nie, stary, nie dzisiaj. Nie chce mi się o tym gadać.
- No dobra, tym razem ci odpuszczę.
- Nie zamierzasz mnie przeprosić?
- Hm? Ja? Za co?
- Za zarzygany samochód? – Sasori przewrócił oczami i wrócił do towarzystwa.
- Hej! Nie lekceważ mnie!
- To bardzo dobrze, chłopaku. Tak powinno być! – mruknął Hidan, czochrając fryzurę Naokiego. – Saso co się nie chwalisz osiągnięciami syna?
- Jakimi osiągnięciami? – Sasori uniósł w górę jedną brew.
- No laski się do niego kleją w szkole. Siedzi w ławce z samymi dziewczynami!
- Mówiłeś, że zawsze siedzisz z Maribel…
- Wujkowi też tak mówiłem. – odparł Naoki. – Ja chcę siedzieć z różnymi osobami…
- Ja wolałem siedzieć sam – Wtrącił się do rozmowy Itachi.
- Też fajnie. – mruknął Naoki, na co odpowiedział mu uśmiechem.
- Ja też wolałem.
- Ale Dei był twoją rzepą. – Wypomniał Hidan. – Miało się łatkę gejów w ogólniaku.
           Naoki słuchał uważnie opowiadań, a skoro do tego doszło, to każdy zaczął opowiadać swoje historie z czasów szkoły lub wspominać początki swojego poznania. Czas szybko mijał i to w takiej przyjemnej atmosferze. Dlatego z wielką niechęcią wracali do domów na sam koniec zapowiadając się na długo oczekiwany ślub Obito, który i tak będzie za rok lub dwa, ale spotkanie z okazji wydania na świat pasożyta, jak to nazwał Hidan, przez Rin będzie najlepszym powodem do spotkania w całej grupie.
           Godzinę, półtorej do własnego garażu wjechali państwo Uchiha. Itachi wyjął kluczyki ze stacyjki, a Kana w tym czasie sięgnęła po swoją torebkę, a następnie z powrotem oparła się o siedzenie. Spojrzała na męża z uśmiechem.
 - Itachi… - przerwał czynność otwarcia drzwi samochodu i czekał na dalsze zdanie - Zaniesiesz mnie?
- Nie za wygodnie, kochanie?
- Chcę się położyć w łóżku i czymś przykryć, ale nie chce mi się iść… - Bąknęła. – Tak w ogóle… Masz dzisiaj ochotę na małe co nieco? – Zapytała figlarnie kładąc rękę na jego udzie.
- Z samego rana muszę jechać do rodziców po dziewczynki. – Powiadomił Itachi, Kana jednak była na to głucha. Z uśmiechem i w jednej chwili przesiadła się, okraczając ciało męża.
- Nie psuj chwili, dobrze? – mruknęła, opuszczając w dół siedzenie partnera. – Dzieci nam nie uciekną, a nawet jeśli… to zrobimy nowe. – stwierdziła z uśmiechem.
- To się nazywa plan B. – odpowiedział uśmiechem i ścisnął mocno pośladki żony. Jęknęła lekko z podniecona. – Pragnę cię księżniczko, ale może wygodniej nam będzie w łóżku?
- Nie, tu jest dobrze. – powiedziała, wpijając się w spragnione kontaktu usta męża.

           Była już niemal piętnasta godzina, która dla Hidana oznaczała wybawienie. W końcu do Yagury  miała przyjść jego dziewczyna, a on będzie miał święty spokój z usługiwaniem bratu. Niespecjalnie zauważał fakt, że i tak bardziej służalcza była Amara, to i tak nic nie zmieniało. Hidan i tak się czuł zmęczony za nich obydwóch. Leżał na kanapie grając na telefonie w jedną z zainstalowanych gier dopóki ktoś mu nie przeszkodził stukając do drzwi. Może i ciągły stukot go irytował, możliwe też, że przeszkadzał mu w skupieniu na grze, lecz nie ruszył swoich czterech liter. Zdążył się przyzwyczaić, że Amara odpowiadała za te drobnostki. Stanowcze rządy tatka Hidana nieźle naprostowały dziewczynę w kontekście pracy. 
- Amara! Otwórz drzwi! - Wydarł się Hidan nie spuszczając oczu z gry. Relacje z dziewczyną o tyle się zmieniły, że zaczął wydawać jej rozkazy. Już nie zabiegał o nią spełniając życzenia. 
           Po dłuższej chwili bezustannego walenia w drzwi ktoś postanowił otworzyć. Nie, nie Hidan. Ktoś stale kaszlący. Na widok Yagury, Hidan zerwał się z miejsca. 
- Ej, ej! Co robisz? Masz leżeć! 
- Ktoś puka, więc... 
- Tata mnie zajebie, jak się bardziej rozchorujesz czy coś. Mam cię pilnować, więc jazda do łóżka gówniarzu! 
- A otworzysz drzwi? 
- Amara otworzy. 
- Przecież wyszła do apteki i... - Zakaszlał za późno zatykając usta ręką. Odrobinę opluł brata. 
- Więc otworzy jak wróci. Idź do pokoju z tymi bakteriami... .- odrzekł Hidana, pchając Yagure do pokoju. 
- To może być moja dziewczyna... 
- Wątpię. Nauczyła się przekręcać gałkę. - mruknął Hidan, ale widząc zbolały wzrok brata, dodał. - Wracaj do łóżka. Otworzę. 
           Hidan odczekał, aż brat zniknął za drzwiami swojego pokoju i westchnął ciężko. Podrapał się za kark i ruszył otworzyć drzwi. W progu stała jakaś dziewczyna o słodkiej, piegowatej twarzy i sporym zaokrągleniu na brzuchu. Tak sporym, że świadczyło o ciąży.  
- Eee... To raczej zły adres. 
- Nie sądzę.  
- Słuchaj, kotku. Jestem bezpłodny, więc to nie jest moja robota. .- Stwierdził wskazując na brzuch dziewczęcia. 
- Na pewno. - Przyznała z lekkim uśmiechem. - Przyszłam do Yagury. Mieszka tutaj, prawda? 
           Hidan kiwnął tępo głową, wpuszczając dziewczynę do środka. Dopiero wtedy zaczął zastanawiać się nad okolicznościami i celem wizyty. Zaczął łączyć kropki.  
- Skąd wy... Się znacie? I skąd wiedziałaś, że tu mieszka? 
- Spotkaliśmy się jakieś sześć miesięcy temu i dostałam wtedy zaproszenie. - mruknęła dziewczyna. - Mogę zostać w butach? Ciężarnej trochę ciężko je zdejmować i zakładać. 
- Spoko, jas... ALBO NIE! - Krzyknął nagle, wpadając na pewien pomysł. - Ty zdejmij buty, a ja w tym czasie zapowiem cię temu pajacowi. 
           Dziewczyna była trochę zdezorientowana tą niewygodną dla niej decyzją, jednak się dostosowała. Hidan wszedł ostro do pokoju brata, który leżał w łóżku. Usiadł przy nim, a właściwie trochę na nim i złapał go za kołnierz, przyciągając do siebie. 
- Słuchaj no Yagura! 
- Hidan zmiażdżysz mi nogę! Zejdź ze mnie...! 
- Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale zjebałeś! - Zawołał, przez co Yagura przestał zwracać uwagę na ból. - Ale jeszcze da się to odkręcić. Dasz jej kasy na aborcję i każesz spierdalać ze swojego życia. 
- Co ty wygadujesz? 
- Dzięki tobie mogę zostać spowinowacony z Nao, a teraz wychodzi na to, że wszystko zjebałeś. Jak Matsuri z tobą zerwie to się kurwo nie pozbierasz! - Warknął odpychając brata z powrotem na poduszki. 
- Człowieku, ja dalej nie wiem o co ci chodzi. 
- Cześć Yagura. - W drzwiach pojawiła się dziewczyna, którą Hidan zmroził wzrokiem. Szybko ściągała te buty.  
- Kadi...? - Dopytał Yagura zszokowany jej wizytą. - Ty tutaj...? Dlaczego? 
- Zapraszałeś. No to skorzystałam. 
- I tak nie sądziłem, że przyjedziesz. - Yagura uniósł się z łóżka, by powitać koleżankę.  
- Nie wstawaj. Mój błąd, nie wzięłam pod uwagę, że będziesz chory. 
- To tylko... Jej... - Zaniemówił dostrzegając brzuch dziewczyny. - Jesteś w ciąży. 
- Skąd, osa mnie ukąsiła. - zironizowała z uśmiechem.  
- HAHAHA! Jakie śmieszne... Pozbądź się jej dwójki zanim tu przyjdzie twoja dziewczyna! - Warknął Hidan do brata. W dodatku wychodząc z pokoju, trzasnął drzwiami. 
- Co mu jest? 
- Chyba pomyślał, że to ze mną jesteś w ciąży. Nie sądziłem, że tak go będzie ten fakt drażnił. - Uśmiechnął się wrednie i trochę rozkaszlał. 
- Ale nie chcę dostać wciry od twojej dziewczyny, pamiętaj. - Uprzedziła.  
- Kto jest ojcem? 
- Nie ty. Twoje nasienie by się raczej nie rozwijało w trzy lata. 
- To dobrze, ale nie wspominajmy tej głupiej nocy, ok? Hidan może podsłuchiwać... - Dodał szeptem. 
           Przytaknęła z uśmiechem głową i za pozwoleniem usiadła w obrotowym fotelu. Zaczęli wspominać o starych czasach, kiedy to Yagura i Kadi uczęszczali do jednej szkoły za granicą. 
           Natomiast Hidan wcale nie podsłuchiwał. Może trochę chciał to zrobić, ale jego myśli były bardziej zajęte Amarą. Dziewczyna urzędowała w kuchni wykonując obowiązki gosposi czyli pichciła obiad. Taką w końcu zawarła umowę. Hidan opierał się o ścianę w pokoju obok. Dzięki ostatniej rozmowie z kolegami zaczął jeszcze raz chcieć stworzyć z nią związek. Rzecz jasna, na pewnych warunkach, które w praktyce będą lepsze niż małżeństwo Itachiego. Wziął głęboki oddech i wkroczył do kuchni. 
- Amara! - Wrzasnął chcąc pokazać jaki z niego samiec alfa. Dziewczyna spojrzała za siebie i wróciła do przyrządzania zupy. 
- To ty mówisz? - przewróciła oczami. 
- Mam sprawę. - Hidan stanął obok niej przy kuchence. 
- Na obiad będzie pomidorowa. Potem zrobię placki ziemniaczane. 
- Fajnie. Ale to nie jest ta sprawa. Gadałem z kumplami... 
- Najpierw spróbuj. - Wyciągnęła na łyżce trochę zupy i przybliżyła do ust mężczyzny. Posłusznie skosztował zupy. 
- Smakuje jak woda, dodaj więcej przecieru. - Doradził podając dziewczynie odpowiedni słoiczek. - Wracając. Gadałem o tobie ostatnio z kumplami i przekonali mnie bym nie spisywał cię na straty. 
- To... Miło z ich strony... 
- Tak. Tylko może ustalmy najpierw jakieś warunki. - Amara czuła lekkie zdezorientowanie. 
- No ok...? Czego oczekujesz? 
- Dla nas obojga to będzie trudne, ale wierz mi, że dla mnie bardziej. - Westchnął ciężko. - Cztery dni w tygodniu. Poniedziałek, czwartek, sobota i niedziela. Zgoda? 
- Nie wiem o co ci chodzi, ale czwartek odpada. Zapisałam się na fitness. 
- Środa też ujdzie. 
- Chodzi ci, że w te dni mam pracować? 
- Nie zamierzam ci płacić. - Oburzył się. - Wypełnisz obowiązki dziewczyny? 
- Kogo? Co? 
- Seks, skarbie. Seks. - Amara patrzyła na niego w osłupieniu. 
- Jesteś głupi czy jak? Nie chcę być twoją dziewczyną. 
- Czemu? 
- Bo... Bo jesteś zbyt wymagający. Nasze oczekiwania za bardzo się różnią. 
- Dla ciebie przechodzę na ustępstwa. 
- Cztery razy w tygodniu to nie ustępstwo, Hidan. - Burknęła.  
- Dobra, a ile razy to by było ustępstwo?  
- Pytasz serio? 
- Cholernie serio. Wiem, że ci się podobam. - Złapał ją za ramię i oddalił od kuchenki, by się nie oparzyła. Następnie chwycił jej biodra przyciskając do siebie. - Ty mnie też. Lubię cię i jestem gotów na ustępstwa. - mruknął kusząco, osuwając ręce na jej pośladki. 
- Jak chcesz ze mną chodzić, to - Odjęła jego dłonie z tyłka. - lepiej mnie najpierw poznaj. Potem się martw o pukanko. 
- Przecież cię znam. 
- Czyżby? - Sarknęła. - No to dajesz coś o mnie. 
- Nie umiesz gotować. 
- Umiem! 
- Nie czujesz? Coś się przypala. 
           Amara zmrużyła oczy, a po chwili do niej dotarło, że faktycznie się przypala. Popędziła do kuchenki, by odłączyć gaz na palnikach. Ten fakt o niej się jednak nie liczył. Winę za jej gastronomiczną porażkę ponosił Hidan. 
- Udowodnię ci, że mnie nie znasz. Mój ulubiony kolor? 
- Oliwkowy. 
- Hm... Pewnie odgadnąłeś po kolorze paznokci. Ulubiona książka? 
- Wiedźmin. 
- Ulubiony film? 
- Lubisz filmy wojenne. 
- Hm... No tak... Ulubiony owoc? 
- Ananas.  
- Kolor oczu? - Zakryła je w czasie pytania. 
- Brązowe. 
- Wolę psy czy koty? 
- Koty. 
- Och! To nic nie znaczy. Yagura pewnie też to wszystko o mnie wie! 
- Nazywasz się Amara Leto, twoja matka była Włoszką. Zmarła przy porodzie, twój stary pił i nadal pije, zaniedbywał cię i tak w wieku jedenastu lat trafiłaś do domu dziecka. Nie zdałaś egzaminów końcowych w średniej. Lubisz czuć władzę, urodzona z ciebie dominatorka, nie znosisz sprzątania. Mogę wymieniać dalej. - Amara przez dłuższą chwilę wgapiała się w niego bez słowa. 
- O rany... Jeszcze mi jakieś prywatne akta załóż, psycholu... 
- Od razu psycholu. Udowodniłem ci, że cię znam 
- Wolałabym abyś się tych rzeczy dowiadywał ode mnie. Skąd ty to w ogóle wziąłeś?  
- Mam swoje źródła. Teraz się zgodzisz ze mną chodzić? - Amara się zastanowiła. 
- Dwa razy w miesiącu i umowa stoi. 
- Chyba kpisz. 
- CO TO MA ZNACZYĆ, YAGURA?! KTO TO JEST?! - Nastał wrzask dobiegający z pokoju młodszego z braci. Hidan trochę się zaniepokoił rozpoznając głos Matsuri. 
- Zaraz wracam, a wtedy dokończymy tą rozmowę.  
           I udał się do drzwi, jednak po dwóch krokach zawrócił i wymierzył w usta Amary dość gwałtownego buziaka. Potem skierował się wprost do pokoju brata. Chyba wiedział o co chodzi Matsuri. Miał nadzieje, że wszystko skończy się gładkim rozejmem – w innym wypadku Yagura miał przejebane. Drzwi były przymknięte, ale Hidana to nie powstrzymało przed wejściem.
- Mats, przecież ci mówię, to koleżanka! - Tłumaczył Yagura, tracąc już cierpliwość.
- KTÓREJ NIE ZNAM! I która jest niepokojąco ładna…
- I gruba – Dokończył Hdan chcąc nadać obojętności tejże sytuacji. - My mężczyźni nie lecimy na babki z pasożytem w brzuchu. W ogóle dlaczego ty nie pukasz? - Burknął.
- Może dlatego, by móc PRZYŁAPAĆ SWOJEGO CHŁOPAKA NA ZDRADZIE!
- Nie zdradzam cię!
- Racja, przecież to Yagura. Poza tym pilnowałem. - dodał Hidan uspokajająco.
- Trzymał czule jej brzuch! - Matsuri wskazała ze złością na Kadi.
- Kopało!
- Oj! Pewnie chciał doprowadzić do poronienia! Przecież wiesz, że czego się nie chwyci to to zjebie. - Uspokajał swoją niedoszłą bratową. - Dla ciebie mówił jej o sfinansowaniu aborcji.
- Co? - Kadi wytrzeszczyła oczy. - Miałeś mi to powiedzieć?
- No tak, według Hidana, moim zdaniem powinnaś urodzić.
- Z nami koniec! - Zawołała Matsuri, a kiedy Yagura na nią spojrzał wymierzyła mu policzek. Cios był tak mocny, że Yagura zamarł z obróconą twarz. Kadi nawet na sobie poczuła ból.
- No coś ty, Maturi! Yagura tylko żartował!
- Odsuń się! - Warknęła dziewczyna wychodząc z pokoju.
- Matsuri, czekaj!
- Leżeć! - Nakazał Hidan. - Ja po nią pójdę.
           I tak oto ponownie zostali sami w pokoju. Yagura leżał ciągle w łóżku i pocierał przez pewien czas policzek. Kadi na powrót usiadła obok niego na łóżku i posłała mu uroczy uśmiech.
- Twoja dziewczyna to niezła aktorka. Wczuła się na tyle, by cię uderzyć.
- Taa, dlatego nigdy, przenigdy jej nie zdradzę…
- Mimo wszystko, wariaty z was. Żeby taką scenkę odwalić.
- Od paru tygodni to planowaliśmy, by sprawdzić reakcję naszych braci. - uśmiechnął się Yagura. - Taki trolling.
- Wiedziałeś, że Hidan tak zareaguje?
- Będzie mi groził, póki znowu się z Matsuri nie zejdziemy. W cudzysłowie.
           W tym czasie dostał przeprosinowego sms’a od dziewczyny. A właściwie pytającego: nie za mocno cię uderzyłam? Sorry! - jakby mógł odpowiedzieć na to twierdząco? Chyba jasne, że się nie przyzna.
Tymczasem przy wejściu do jego pokoju stała Amara. Oczywiście podsłuchała zamiary wobec Hidana. Uśmiechnęła się do siebie, wiedząc, że nie omieszka tego nie wykorzystać.

           Wieczorem o godzinie osiemnastej Sasori wrócił do mieszkania. W pracy był dość spory harmider i Sasori nie nadążał z powrotem na czas. Na szczęście lub nie, Noriko nie miała nic przeciwko temu, zajmowała się Naokim podczas jego nieobecności. Tak jak ustalili, teraz Sasori ma go na weekendy, chyba że ustalą inaczej. 
- Nareszcie jesteś. - Burknęła Noriko i zaczęła wkładać swoje buty na stopy. 
- Ale co? Stało się coś? Już idziesz? - Dopytał. 
- Tak. Chciałeś jeszcze czegoś? 
- No, miałem nadzieję, że pomożesz mi się w spokoju wykąpać. - Kobieta spojrzała na niego dziwnie.  
- Chcesz żebym się z tobą wykąpała? 
- Nie! Chodziło mi byś zajęła się za ten czas Naokim. 
- Słuchaj kochanie! - Zaczęła podnosząc głos. - Nasz syn ma siedem lat i potrafi zająć się sobą, kiedy to mama czy tata sika, robi kupę czy się kąpie. Ja teraz idę, bo za dwie godziny mam odprawę samolotu, pamiętasz? 
- Zapomniałem, przepraszam... 
- Daruj sobie. - powiedziała pogardliwie. - Naoki jest piętro wyżej u kolegi za pół godziny zejdzie do domu.  
- Ok, dzięki za wszystko. Oby sąd w końcu dał wam rozwód byś nie musiała latać tam i z powrotem. 
- Nie dziękuję. By nie zapeszyć. - odpowiedziała. Sasori skorzystał z okazji, w której się uspokoiła i przytulił Noriko do siebie. 
- Powodzenia i bezpiecznego lotu. - Po tych słowach Noriko dopiero odwzajemniła uścisk.  
- Tobie też powodzenia. Naoki pewnie ją polubi, nie zamartwiaj się. 
- W tej kwestii jestem pewny siebie. - Uśmiechnął się Sasori.  
           Noriko oddała już nie tak pewny siebie uśmiech i po chwili wyszła. Sasori wyjął z lodówki wodę butelkowaną i pociągnął łyka. Następnie w łazience rozpoczął przygotowania do wzięcia prysznica, kiedy to do drzwi ktoś zapukał. Z powrotem założył spodnie i udał się otworzyć drzwi. Widok stojącej przed drzwiami Shizu go zaskoczył, ale i ucieszył. 
- Witaj skarbie, nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. - Wtulił ją do swojego torsu. 
Na korytarzu stał też pewien mężczyzna., który skinął lekko głową na Sasoriego i udał się do wyjścia. Domyślił się, że był to osobisty kierowca Shizu. 
- Nie mogłam się doczekać by cię poczuć. - mruknęła ściskając Sasoriego z uczuciem. - Strasznie się stęskniłam. W ogóle czyżbyś przywitał mnie w neg... A nie, jednak masz na sobie spodnie. 
- No, przykro mi. - oznajmił z uśmiechem. Wprowadzając dziewczynę do salonu.  
- Ty to wiesz, jak zawieść kobietę. - Przyznała sadowiąc się na kanapie. 
- Niedawno wróciłem z pracy i zamierzałem się wykąpać. 
- Ach, okej. A gdzie twój synek?  
- Piętro wyżej u kolegi. Nie obrazisz się, jeśli cię na moment zostawię i się ogarnę? 
- Obrażę się. Może pójdę z tobą, co? – Uśmiechnęła się figlarnie. - Zrobię ci dobrze, umyję ci plecy. Same korzyści. 
- Niepotrzebnie się zmoczysz. - Ściskała z niewinnym uśmiechem jego dłonie. 
- Lubię, kiedy sprawiasz, że mi mokro. 
- Ale ty dzisiaj świntuszysz. - powiedział Sasori, cmokając na odchodne jej usta. - Wracam za dziesięć minut. 
- Dziesięć?! I co ja mam tu sama robić? 
- Nie wiem. Obejrzyj sobie telewizję. 
- Bardzo śmieszne. 
           Właściwie Sasori powiedział te propozycje bez zastanowienia, poczuł ulgę, kiedy wzięła to za żart. Shizu siedziała, więc grzecznie na miejscu. Nie znała rozmieszczenia salonu, a więc czuła się w tym mieszkaniu niepewnie. Z nudy zaczęła wolno poznawać meble stojące blisko niej. Po czasie już nawet się samodzielnie przemieszczała. Posiadała dobrą, dokładną pamięć, którą łączyła z orientacją w terenie. Szła przed siebie, próbując odtworzyć drogę do wyjścia. 
- Jestem już. - Powiadomił Sasori wchodząc do salonu. - Co robisz? 
- Poznaje twoje mieszkanie. Powinnam zaraz natrafić... 
- Uważaj! - Zawołał szybko do niej podchodząc. Lecz było za późno. Shizu uderzyła biodrami w szafkę, z której zleciała ramka rozbijając się na podłodze. 
- Ups... Sorry. Co rozbiłam? Zapłacę za to. 
- Nie przejmuj się. Nic ci się nie stało? 
- Jak to nic? Uderzyłam się. - Burknęła żartobliwie. - Posprzątam to. 
- Lepiej nie. Ja to zrobię, ty sobie usiądź. 
           Upór Shizu nic nie dawał, dlatego usiadła na tej kanapie ze strzelonym przez siebie fochem. Sasori niezbyt się tym przejął, w końcu nie robił nic złośliwie. Według niego Shizu powinna wiedzieć, na co może sobie pozwolić przy swoim ograniczeniu. 
           Po chwili drzwi mieszkania się otworzyły, a do środka wszedł Naoki przyciskając sobie chusteczkę do krwawiącego nosa. Za nim weszli też sąsiedzi, ale na nich Sasori nie zwrócił większej uwagi. Porzucił sprzątanie i czym prędzej ukląkł przed synem. 
- Co się stało? Dlaczego krwawisz?! - Zawołał. Shizu przysłuchiwała się rozmowie. 
- To wina naszego syna. Pobili się. - odpowiedziała kobieta, wyciągając na przód swojego syna. Dałby mu dwanaście lat, był chyba trzy razy dłuższy wszerz od Nao. - Wie pan, jak to dzieci. 
- Pani syn jakoś nie krwawi. - Burknął Sasori. - Naoki, co się stało? 
- No, graliśmy sobie z Ruim na konsoli. Później wszedł on - Wskazał palcem na dwunastolatka za sobą. - i powiedział, że mamy spadać. Kłócili się z Ruim, a potem mnie walnął w nos. Ruiego też, ale on nie krwawił... 
- Dlatego Tanaka przyszedł przeprosić. - Dodała od razu mama chłopca. 
- Powiedziałem, że go nie przeproszę! - Zawołał chłopak. - Nazwał mnie grubasem! 
           Sasori przeniósł wzburzony wzrok na Naokiego. Syn się speszył i zaczął przyglądać się podłodze. Większe zło wyrządził dwunastolatek, ale to on, Naoki, pewnie dostanie reprymendę. 
- No i co? Myślałeś, że schudniesz, jak go pobijesz? - Wtrąciła się milcząca dotąd kobieta. 
- Shizu! - Upomniał Sasori. Naoki wyszczerzył się poprzez zadane pytanie, ale przestał napotykając karcący wzrok taty. 
- Jak pani śmie? - Obruszyła się matka chłopaka.  
- Tylko zapytałam. Ile ważysz, skoro cię tak przezywają? Sama nie widzę, więc cię nie ocenię. 
- To nie pani interes! Proszę sobie zachować dla siebie swoje komentarze. 
- Dlaczego nie bawiliście się razem? 
- Nie bawię się z dziećmi. - odpowiedział grubiańsko. - Mam trzynaście lat. 
- No cóż. - Zaczął Sasori. - Nic takiego się nie stało. Lekki krwotok, nic poważnego. Możemy się po prostu rozejść. 
- Kpisz sobie skarbie?! TRZYNASTOLATEK pobił SIEDMIOLATKA. To oburzające! Jak nie chcesz by cię tak wyzywano to chodź na siłownię, a nie bij młodszych od siebie! 
- Spokojnie Shizu. Nie wtrącaj się. 
- Sądziłam, że rodzice chcą za wszelką cenę bronić swoje dzieci. - Bąknęła. 
- Bronię przecież. Ale nic takiego się nie stało, prawda Naoki? Boli cię gdzieś? 
- Nie. 
- Widzisz? 
- Nie. Nie widzę. - Odparła ze złością. - Niech pani syn go przeprosi inaczej zgłosimy to na policję. 
- Nie przesadzaj. 
- Nie potrzeba kłopotać od razu policji. - Wtrąciła się matka chłopca. 
- Owszem trzeba. Dla Naokiego to tylko słowo, a dla pani dziecka to nauczka. Masz trzynaście lat, jesteś już chyba w wieku, gdzie przysługuje ci jakaś tam odpowiedzialność karna. 
- Shizu, przestań go straszyć, to tylko dziecko. 
- Ale nie twoje. Co cię ono obchodzi? Chcę tylko by Naoki został przeproszony. 
- Pani syn też nie jest bez winy. - Wtrąciła kobieta. - Wyzywał. 
- Wcale nie wyzywał, tylko mówił prawdę. Życie jest okrutne, niech przywyknie lub weźmie się za siebie. 
- Shizu przestań. Naoki nie potrzebuje przeprosin. 
- Och, skąd wiesz? Pytałeś go? - Zapytała tym samym tonem. Sasori przeklął w myślach. 
- Naoki, chciałbyś zostać przeproszony? 
- Trochę... - Oznajmił nieśmiało. 
- Co? 
- No chciałbym... Bardzo bolał mnie nos... 
           Sasoriego zaskoczyła ta śmiała postawa syna. Głupio się poczuł przed triumfującą Shizu. Tanaka spojrzał na Shizu i nie robił już więcej problemów - przeprosił Naokiego i obiecał już nie przeszkadzać, gdy bawią się z Ruim. Wtedy Naoki też przeprosił za wyzwiska. Kiedy w końcu zostali sami w pomieszczeniu Naoki złapał Shizu za dłoń i zaczął potrząsać. 
- Nazywam się Naoki. 
- Emm... Shizu. Miło cię poznać. - Uśmiechnęła się. - Masz fajnego tatę. 
- Czasami mu się zdarza. 
- Dzięki synu za reklamę. - Poczochrał go po głowie. - Idź umyj buzię, krew ci zaschła. 
- Okej. A co będziemy jeść? Jestem głodny. 
- Zamówimy coś. Idź. - chłopiec skinął na zgodę głową po czym ruszył do łazienki. Sasori wykorzystał okazję i zwrócił się do kobiety. - Prośba na przyszłość. Nie wtrącaj się proszę i nie upokarzaj mnie. 
- Co? Nic takiego nie zrobiłam.... 
- Wiem, Shizu, że chciałaś dobrze, ale bronienie syna to mój obowiązek. 
- Niespecjalnie starałeś się go bronić. 
- Wiem. Nie chciałem by Naoki miał problemy w kumplowaniu się z Ruim przez te aferę. Rodzice bywają mściwi, ta kobieta może nie chcieć już, by dzieciaki się ze sobą zadawali. 
- Skoro tak, to Naokiemu nie powinno być żal utraty takiego kolegi, który nie potrafi o ich znajomość walczyć. 
- Jasne, ale wydedukuję to osoba starsza. On jest mały, ma się otaczać ludźmi, potem sobie będzie ich wybierał. - Shizu nacisnęła sobie w nos czując coś pomiędzy zakłopotaniem i złością. 
- Chyba masz rację. Nie pomyślałam o takiej opcji... Nie zrywaj ze mną, dobrze? - Sasori z uśmiechem ucałował czoło swojej kobiety.  
- Nie zamierzałem wyciągać aż takich konsekwencji. - Shizu wtuliła się w jego tors. 
- Wynagrodzę ci to w nocy. 
- Tak... Właściwie to może dzisiaj... 
- Jestem już. - Zawołał Naoki. - Co będziemy robić? - Dopytał. 
           Polubił Shizu, ponieważ nie traktowała go, jak dziecko, a w wieku chłopca miało to spore znaczenie. Naoki rozumiał, że jego biologiczni rodzice nigdy nie będą razem - pogodził się z tym, chociaż nie znał powodu. Tematu Miyuki też nie poruszał. Nawet za dzieciaka nie należał do ciekawskich. Shizu rozmawiała z nim, jak niemal z dorosłym. Dzięki niej miał immunitet, który pozwalał na całkowicie szczere wypowiedzi o Sasorim. Z czego wspólnie się nabijali. Saso nie obrażał się nad wyraz, gdyż miał do siebie duży dystans. 
- Tata też bardzo dużo pracuję. Czasem nie ma go w domu cały dzień. - Stwierdził Naoki. 
- Hm, to nie tak najgorzej. Mojego brata nie ma miesiącami, kiedy jedzie na jakieś misje. 
- Misje? Jest tajnym agentem? - Dopytał z fascynacją Naoki. Sasori położył podbródek na ramieniu Shizu, nie przerywając im jednak rozmowy.  
- Nie, nie. - Zaśmiała się lekko. - Służy armii krajowej, wiesz. Jest żołnierzem. 
- Ale ekstra! 
- Tak myślisz? To bardzo niebezpieczny zawód. Bycie lekarzem jest fajniejsze. 
- Meh. - mruknął lekceważąco Naoki. 
- Hej! Ja też ratuję życia! 
- Tato, ale ty nie masz karabinów... 
- No i pracujesz na bezpiecznym terenie. - Dodała Shizu. - Ale jak dla mnie to plus. Okropnie było, nie wiedzieć czy Kin w ogóle wróci do domu... - rzekła ze smutną miną. 
- Kin, to twój eks? 
- Mhm. - Przytaknęła po czym zmieniła temat. - Ale lekarze dużo zarabiają, pewnie cię tata często gdzieś zabiera i kupuje mnóstwo zabawek. - Naoki spojrzał na tatę i się lekko skrzywił. 
- Większość zabawek kupił mi wujek Hidan. A tata nie lubi wychodzić z domu. 
- Cooo? - Zdziwiła się Shizu. - Co to ma znaczyć, Sasori? Taki z ciebie sknerus?  
- Zabawek ma multum, a Hidana nie da się powstrzymać od wydawania pieniędzy... 
- A kwestia wyjść? 
- Wyjścia są kwestią czasu. 
- Aha... 
           Shizu nie chciała się wypowiadać przy Naokim, ale podejście Sasoriego jej kompletnie nie leżało. Była zdania, że łatwo się da pogodzić pracę z normalnym trybem życia rodziny. Naoki ochoczo oprowadzał Shizu po mieszkaniu, a Sasori w tym czasie poszedł do sklepu naprzeciwko wziąć jedzenie na wynos. Gdy wrócił do domu oboje siedzieli w pokoju. Naoki czytał na głos jakieś opowiadanie ze swojego podręcznika, a Shizu słuchała uważnie. 
- Co robicie? - Zapytał z uśmiechem, kładąc na stole opakowania z jedzeniem. W tym samym czasie zadzwonił telefon. - Eh... Poczekajcie moment. 
- No ładnie. Telefon jest od nas ważniejszy. - Burknęła żartobliwie Shizu. 
- Tata zawsze tak robi. Tylko żeby to nie był wujek Dei... - Prosił Naoki opatrzność. 
- Dlaczego? Nie lubisz go? 
- Kiedy jest wujek, to tata tylko z nim gada... 
- Hm, dobrze wiedzieć. 
- Słuchajcie, muszę jechać do szpitala. - Powiadomił Sasori. Miał już założone adidasy, zapinał jedynie zamek w bluzie.  
- Jesteś chory? - zapytał Naoki. 
- Nie. Wynikła nagła sprawa i muszę jechać. Jak wrócę, to wyjaśnię. Przyślę tu sąsiada do pomocy. 
- Po co? Damy sobie radę. - powiedziała Shizu, choć sama siebie nie była pewna. 
           Sasori wykorzystał jeszcze ostatnie sekundy przed wyjściem na cmokniecie Shizu w usta i poczochranie Naokiego po głowie.  Był zły na los, który akurat dzisiaj doprowadził do wypadku drogowego z kilkoma osobami. Szpital dysponował zbyt  małą ilością medyków i ściągał kilku z domów. Sasori ma dobre układy z szefem, dlatego ten nie wzywa go do pracy ze względu na jego sytuacje. Dzisiaj niestety nie miał wyboru.