10 sty 2017

ROZDZIAŁ 87. - bez korekty

Sasori uczestniczył w urodzinowym przyjęciu urodzinowym Shizu i był pod wrażeniem tym rodzinnym zażyłością. Właściwie osobiście  uważał, że urządzanie PRZYJĘĆ urodzinowych jest dziecinne. Jednak każdy ma inne podejście. Dla rodziny Shizu urodziny to był powód do wspólnego spotkania. 
We dwoje ucinali sobie właśnie pogawędkę z matką chrzestną Shizu, gdzie kobieta starała się poznać bliżej Sasoriego. Doświadczył od niej więcej zainteresowania, niż od faktycznych rodziców dziewczyny. 
- Mój mąż był lekarzem, a syn studiował medycynę. 
- A jaka specjalizacja? - Dopytał uprzejmie Sasori. 
- Mąż był kardiologiem dziecięcym. A syn chciał być optykiem. - mruknęła z dumą. 
- Imponujące. Są tutaj? 
- Na pewno. - odrzekła, ściskając czule dłoń chrześnicy. - Wybaczcie, muszę do toalety. 
Gdy ich zostawiła, Shizu wytłumaczyła, że wspomniane przez ciocie osoby nie żyją od kilku lat. Usadowiwszy się przy stoliku opowiedziała mu o zażyłości z kuzynem, od razu skojarzył, że opowiadała mu o nim, kiedy się poznawali. Po chwili do towarzystwa przysiadła się babcia Shizu. 
- No proszę, więc to jest twój kawaler- - Zacmokała staruszka. - Nie za chudy? - Sasori uniósł obie brwi w zaskoczeniu. Nie był za chudy, był normalnej postury.  
- Możliwe babciu. Ale na szczęście nie widzę. - mruknęła dziewczyna. 
- Nie jestem chudy. Jestem w sam raz. 
- W sam raz będziesz, jak cię żona po ślubie będzie karmić. 
- Zależy czy będzie umieć gotować. 
- Umie, umie. Sama ją uczyłam. - odparła dumnie. - Za czasów kiedy już była niewidoma, wcześniej to w tych sprawach była kaleką. 
- Naprawdę? 
- Babciu! - Oburzyła się Shizu. - To nieprawda. 
- Wcześniej nie potrafiła zrobić nawet jajecznicy. 
- Poważnie? - Zaśmiał się Sasori. 
-  Milcz. - Burknęła Shizu. Dostając w zamian całusa w policzek. 
- Następnym razem musisz mi coś w takim razie ugotować. Koniec z wizytami po knajpach. 
- No nie... Widzisz co narobiłaś, babciu?  
- I bardzo dobrze! Kiedy zamierzacie się pobrać? - Zapytała. Sasori pozwolił się w tej kwestii wypowiedzieć Shizu. 
- Nie spieszy nam się. 
- Chciałabym dożyć narodzin swojego pierwszego prawnuka. Na twojego brata nie mogę liczyć, cała moja nadzieja w tobie. 
- Sasori ma już syna, może nie chce więcej dzieci? - Zapytała retorycznie Shizu. - Albo chce odpocząć od pieluch? 
- Naoki nie chodzi w pieluchach już od czterech lat. - Poinformował mężczyzna. 
- Och... Ekhm... Przecież wiem. 
- Masz już dziecko? - Zapytała staruszka, a Saso przytaknął. - Ale nie z Shizu? 
- Eee... Nie... Niestety nie. 
- Wtedy bym wychowywała dziecko z nim, babciu. - Burknęła kobieta. 
- Racja, racja... Chcesz więcej dzieci, młodzieńcze?  
- Oczywiście. - odpowiedział od razu. - Nie spocznę, póki nie będę miał córki. 
- Hej, hej! - Przywitał się Akira siadając przy stoliku wraz z rodzicami. - O czym gadacie? 
- O dzieciach. - odpowiedziała natychmiast staruszka. - Wiecie, że chłopak Shizu ma dziecko? 
Właściwie to nie wiedzieli i nie mieli się dowiedzieć w ten sposób. Mowa o rodzicach dziewczyny, bo Akira znał sytuacje.  Gospodarze wyraźnie nie byli tym faktem zachwyceni, mimo to nie mówili nic negatywnego. Za namową Saso opowiadał o Naokim i o trudnościach w wychowaniu. 
- Zgadzam się. Dzieci zawsze się pchają tam, gdzie nie powinno ich być. - Przytaknął tato Shizu. - To mi przypomina jak... 
- Ej! W porządku! Nie musicie mi o tym przypominać na każdej imprezie... - Bąknęła Shizu. 
- Oczywiście. Sasori, a co się stało z matką twojego syna? 
-  Też jestem ciekaw. - Do pytania dołączył się Akira. - To rzadkość by ojciec dostawał wyłączność do opieki nad dzieckiem. 
- W moim przypadku sąd nie musiał się w to mieszać. - odpowiedział Sasori. - Ona... Matka  Naokiego... - Na wspomnienie sytuacji, trudno było się wypowiedzieć. 
- Umarła. 
- Co? - Zapytał zaskoczony Akira, a Sasori był w równie poważnym szoku. - Przecież to niemożliwe. 
- Dlaczego? Sam mi o tym powiedział. 
- Co? Ja? 
- Mi powiedział, że zajmuje się właśnie synem. - Odparł Akira. 
- Jak to...? Nie rozumiem... - Zwróciła wzrok lekko w prawą stronę. - Sasori wyjaśnisz o co chodzi?  
- Właściwie... Nie wiem o co chodzi... Czemu myślisz, że moja była nie żyje? 
- Ty mi tak powiedziałeś? - odpowiedziała pytaniem. 
- Niby kiedy?  
- Kiedy się poznaliśmy. - Zmarszczyła czoło. - To nie była prawda? 
- Nie... 
- Och. - Wydusiła z siebie po chwili. - Świetnie. Jedno pytanie, czy to ja wam rozwaliłam związek? 
- Nie! Nie, Shizu. To nie tak... 
- Może sobie wszystko wyjaśnicie gdzieś na osobności? - Dopytał wymownie Akira. 
Shizu przytaknęła i wstała od stołu przepraszając na chwilę gości. Z drobnym wahaniem ujęła Sasoriego pod ramię i przemieścili się do jej pokoju na górze. Frustrujące było, gdy targały nią sprzeczne uczucia. Była zła na Sasoriego za to, że wcisnął jej to kłamstwo, a jednocześnie była od niego zależna odnośnie pomocy. Sama by nie dotarła do pokoju skoro jest niewidoma. Usiadła na łóżku, zaczerpując oddechu. 
- Teraz możesz kontynuować. 
- Dobrze. - Ukląkł naprzeciw niej chwytając dłoni, które położyła sobie na kolanach. - Po pierwsze wiedz, że prócz syna nic mnie z Noriko nie łączy. A wtedy, pięć lat temu, tym bardziej. Powiedziałem ci, że moja była nie żyje, bo nie chciałem przytaczać prawdziwej historii. 
- Dlaczego? 
- Nie znaliśmy się za dobrze. No i nie chciałem byś wzięła mnie za frajera, który się nad sobą użala. 
-  Teraz cię mam za perfidnego kłamcę, lepiej? 
- Nie, dlatego już ci to wszystko sprostuję, jeśli chcesz mnie w ogóle wysłuchać. 
Westchnęła i wysłuchała Saso. Normalnie nie czepiałaby się przeszłości, ale zbyt wiele stawiało ją w złym świetle. Gdyby nie to kłamstwo pewnie by z Sasorim nie wylądowali tak szybko w łóżku. Chociaż nie mogła być tego taka pewna. 
Po usłyszeniu prawdziwej wersji wydarzeń Shizu odetchnęła, to również było przykre. Odnośnie teraźniejszych kontaktów z Noriko nie poczuła żadnego ukłucia zazdrości. Chyba w jej wnętrzu już wszystko się uspokoiło. 
- Nie wiem co ci jeszcze powiedzieć... - Dodał Sasori, patrząc w nieobecne spojrzenie ukochanej. 
- Nie okłamuj mnie i niczego przede mną nie zatajaj, to będzie w porządku. 
- Czyli dalej ze sobą chodzimy? 
- A co? Już miałeś nadzieję? - odpowiedziała figlarnie. - Nie chcę budować czegoś poważnego na kłamstwach. 
- Zapomniałem, że ci nakłamałem o jej śmierci. 
- Nie jestem tego taka pewna, bo jakoś nigdy wcześniej nie wspomniałeś o niej jako matce twojego syna. 
- Bałem się, że będziesz reagować jak moja była. - Skrzywił się Saso. 
- Jestem do niej podobna? 
- Nie... Ani trochę. 
- Więc mnie do niej nie porównuj. - Uśmiechnął się delikatnie. Shizu wodziła dłońmi wzdłuż jego ramion, aż mogła go objąć. - Pocałujemy się na zgodę? 
- Może jakiś szybki numerek w bonusie? - Dopytał dla żartu. 
- Uwielbiam cię! - Orzekła ze śmiechem. - Sama chciałam to najpierw zaproponować, ale znowu byś mnie nazwał seksomanką. 
- Nimfomanką. - Poprawił. 
- Jeden pies. 
Zbliżyli do siebie usta w jednej chwili łaknąc pożądliwie siebie nawzajem. Sasori naparł ciałem na partnerkę, która ułożyła się wygodnie na pościeli. Z uśmiechem całował jej dekolt, ustawiając się w wygodnej pozycji między jej nogami. W tle leciała muzyka z stale włączonego radia w pokoju. Shizu podczas każdego dotyku swojego mężczyzny dyszała ciężko, jak lokomotywa. Było jej bardzo przyjemnie, choć nie doszli jeszcze do kulminacji. Po chwili zorientowała się, że Sasori przystanął.  
- Hej, zasnąłeś czy co? 
- Nie, wybacz... To przez ten głos... 
- Jaki głos...? 
- Z radia. 
- Dobry Boże! - Odetchnęła z ulgą. - Już myślałam, że dopadły cię objawy schizofrenii. - Zaśmiała się z siebie, po chwili czując złożony na czole całus. - A co do głosu... Podoba ci się? 
- To głos... 
- Uprzedzam, że jestem właścicielką tej stacji radiowej. Twoje zdanie podpowie mi czy wyrzucić tą dziewczynę czy nie. 
- Zwolniłabyś ją, bo chłopak ci po... 
- Oczywiście. Nie mam skrupułów i jestem dosyć podłą szefową. 
- Ona... Ta dziewczyna chyba nie pracuje u ciebie długo...? - Sasori coraz to mniej chciał uświadamiać Shizu, że głos z radia to głos jego byłej dziewczyny, Miyuki. 
- Nie. Zatrudniłam ją na umowę o zastępstwo, bo poprzednią spikerkę zapłodnił jej mąż. Ale dobrze sobie radzi, nie uważasz? 
- Tak... 
- Sasori... Zamierzasz kontynuować? 
- Co? Ach! Tak! 
Odpowiedział natychmiast. Po chwili jednak mimo starań nie mógł ponownie wrócić do gry. Atmosfera w jego głowie kompletnie wyparowała po usłyszeniu Miyuki. Nie był mściwą osobą, pamiętał, że jednym z marzeń dziewczyny była praca w radiu, dlatego o niczym nie wspominał Shizu. Do głowy nie przychodziła mu tylko jedna rzecz, że prędzej czy później to się wyda. 
Po jakimś czasie ponownie przenieśli się do wspólnej imprezy. Shizu była zawiedziona upadkiem interesu swojego chłopaka, ale no trudno. Każdemu się zdarza, chyba - mówiła mu, chcąc pocieszyć. Rodzice dziewczyny po chwili przeszli z nią w ustronne miejsce, a Sasoriemu dotrzymywał towarzystwa Akira. 
- Chciałbym cię o coś prosić. - Zaczął. - Wasz związek z Shizu jest chyba poważny. 
- Mam nadzieję, że tak jest. 
- Mógłbyś ją namówić, by poddała się operacji? 
- Operacji?  
- Tak. Żeby odzyskała wzrok. 
- Ale... Nic mi nie powiedziała o możliwości operacji w najbliższym terminie. 
- Za dwa miesiące mogą ją operować. Koszta nie dotkną naszego budżetu rodzinnego. Chciałbym tylko, aby się zgodziła. 
- Z tego co wiem, Shizu zbytnio nie aprobuje leczenia. Już się kilka razy nastawiała na to, że będ
- Jesteś lekarzem, chyba masz inne zdanie w tej kwestii. zie widzieć i kicha. 
- Może. Ale w ogóle mi nie przeszkadza brak wzroku u Shizu, więc szanuję jej decyzje. 
- Chciałbym żeby odzyskała wzrok dla siebie. Było jej bardzo ciężko, gdy straciła wzrok. Mówi wszystkim, że się z tym pogodziła i tak dalej, ale tak nie jest. Przekonaj ją. 
- Skąd wiesz, że się z tym nie pogodziła? 
- Mieszkam z nią na co dzień. Niech ta informacja ci wystarczy. 
- Cóż... Mogę z nią porozmawiać. Ale nie będę ją do niczego zmuszać. 
- Jasne. Dzięki. 
Po chwili do stolika wróciła lekko nadąsana Shizu. Sasori zapytał o powód tegoż nastroju, ale po tonie jej odpowiedzi, która brzmiała "nic", domyślał się, że coś było nie tak. Chyba sobie nie zaplusował u przyszłych teściów.

Natomiast na czwartym piętrze w bloku zamieszkiwanym przez dwóch współlokatorów, mężczyzna o blond włosach przeczesywał mieszkanie w poszukiwaniu swojego ulubionego t-shirtu. To nie była zwykła bluzka, była biała i miała wydrukowany motyw z takiego jednego zajebistego anime. Kupił ją zaledwie tydzień temu, jeszcze nie miał okazji jej nosić. Była dość droga. Deidara znał słabość swojej współlokatorki do jego ciuchów, dlatego bez wahania przeszukiwał jej szafę. 
- Ej Dei. Dei! Jesteś w domu?! - Z salonu dobiegał głos przejętej czymś Tsuki. 
- Jestem u ciebie w pokoju! - odkrzyknął. Wchodzenie sobie wzajemnie do pokoju pod swoją nieobecność nie było dla nich powodem do awantury. 
- Ktoś się włamał czy co? Wszędzie jest bajzel. - Przystanęła w progu swojego pokoju, unosząc ze zdziwieniem brwi. - Co ty odwalasz? 
- Szukam bluzki. 
- W mojej szafie?  
- A nie widać...? 
- Przegrałeś z Hidanem jakiś zakład i teraz masz się przebrać w babskie ciuszki? - Zadrwiła siadając przy biurku i odpalając komputer. 
- Swojej bluzki. SWOJEJ. 
- Ok, ok. Możliwe, że gdzieś będzie. - Wzruszyła ramionami, a co to Deidara westchnął ciężko i wrócił do zajęcia. - W ogóle to masz ogarnąć ten syf, co go narobiłeś w domu. O siódmej wdepnie do mnie Iseo. 
- Co? Znowu? 
- Masz z tym jakiś problem? 
- Nie... - Bąknął, po chwili decydując się dokończyć. - Spotykacie się? Jesteście parą? 
- A co? 
- Bo przecież on jest... No wiesz. Na przykład gra na skrzypcach. - Parsknął śmiechem. 
- No i? Skrzypce są seksi. 
- Chyba się przesłyszałem, powiedziałaś seksi? 
- Yup. 
Deidara zrobił pełną niezrozumienia minę, której Tsu nie mogła dostrzec, bo wpatrzona była w ekran komputera. Deidara ciągle się zastanawiał nad tym wszystkim, Tsu nie wydawała się nigdy miłośniczką skrzypiec, jak już to gitary elektrycznej. No i ten cały Iseo w ogóle go nie przypominał, więc co ona w nim widzi...? 
- Ekhm... A co będziecie robić? 
- Nie wiem jeszcze. Może sobie pogramy. 
- Pogracie... W salonie? - Potwierdziła mruknięciem. - A co ja mam w tym czasie robić?  
- Możesz przecież dołączyć, jezu. - Burknęła. 
- Serio? Nie wolisz z nim zostać sama? 
- Obojętne. My to raczej friends with benefits. 
- Bzykacie się?  
- Czasem. 
- Ach... - Ta informacja go zdziwiła. Nie chodzi o to, że był zazdrosny, tylko... Żeby ona tak od razu z jakimś gachem? - Ekhm... Jaki on jest? - Tsu obejrzała się przez ramię. 
- Co masz na myśli?  
- No wiesz... Czy jest dobry. 
- W łóżku? 
- NIE! Dla ciebie, debilu! Debilko... - Poprawił się. Nie był przyzwyczajony do zaczepki z dziewczynami.
- Wyrażaj się jaśniej na drugi raz. W ogóle po co ci to wiedzieć? Włączył ci się jakiś tryb nadopiekuńczości czy co? - Uśmiechnęła się zaczepnie.
- Cofam to już nie to nie interesuje, jak ten Iseo okaże się psycholem kradnącym organy, to jedyną moją pretensją do niego będzie to, że nie podzielił się hajsem! I nie mam żadnego trybu nadopiekuńczości, więc no, spierdalaj. - Burknął ugodzony w swoją bardzo męską dumę.
- To mój pokój.
Tsuki pozwoliła sobie przypomnieć o tym fakcie Deidarze. Naburmuszył się potężnie po czym wyszedł do salonu. W szafie dziewczyny też nie było jego bluzki, a przynajmniej nie tej, której szukał… tylko swetry i swetry i jeszcze więcej swetrów. Ogarniał jeszcze raz salon, tym razem porządkując rzeczy – przecież musiała gdzieś być. Na bank jej nie wyrzucał. Po dwudziestu minutach Tsuki przechodząc przez salon skierowała się do kuchni. Dopadł ją głód, a nie była typem osoby, która się głodzi.
- Dei, nie ma nic do jedzenia…
- Wszystko w tym domu znika, ubrania, jedzenie… - Burknął obojętnie nie zaprzestając swojej roboty.
- Mówię poważnie.
- Ja też.
- Kurwa, mamy pustą lodówkę. Rozumiesz powagę sytuacji?
- Wiesz takie rzeczy się zdarzają, jak ktoś nie robi zakupów. - Wytłumaczył, jakby rozmawiał z kimś mało inteligentnym. - W tym tygodniu jest chyba twoja kolej.
- E, nie? Ja mam za tydzień… chyba. - Dodała cicho.
Niby ustalili między sobą podział obowiązków jak zakupy, zmywanie naczyń, wynoszenie śmieci, pranie, ale po paru tygodniach przestali zwracać na to uwagę, bo te czynności wychodziły każdemu przy okazji. Wracając do kwestii zakupów, poawanturowali się trochę i koniec końców razem udali do supermarketu. Dei miał samochód, a wiadomo, że samochodem szybciej, a Tsuki mu obiecała pomóc potem poszukać bluzki.
Już z godzinę byli w sklepie zastanawiając się co też jeszcze jest im w domu potrzebne. To był typ gruntownych zakupów, które powinny starczyć na tydzień, w efekcie bywa różnie.
- Zacznijmy sporządzać listę zakupów, bo zaraz mnie tu coś strzeli…
- Jak sama robię zakupy, to mi to tyle czasu nie zajmuję – Odpowiedziała Tsuki. - Ty tu cały czas dokładasz wszystkiego.
- Nie zamierzam się potem wracać. - Deidara wziął z półki dwie paczki cukierków M&M’s. Tsuki spojrzała na nie z zastanowieniem. - Nie, dalej nie przepadam za cukierkami. To nie dla mnie, tylko dla gnojka Sasoriego.
- Ma zamiar wbić?
- Ja do niego idę. - Odparł. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Twoja psiapsióła ma cię w poważaniu ostatnio. - mruknęła obojętnie Tsuki. - Właśnie! Ser, nie mamy sera. Na bank będzie z tyłu przy lodówkach. Skocz po niego.
- Ja? A co ty będziesz robić?
- Pilnować wózka? No idź, trochę ruchu ci się przyda.
To oświadczenie nie spodobało się Deidarze, ale nic nie powiedział. Ruszył za siebie z dumną miną wcale się nie zastanawiając co Tsuki miała na myśli. Propos niej, spojrzała na wyposażenie wózka, myśląc co jeszcze by by dodać, ale chyba mieli wszystko co było potrzebne.
- Zakupy? - Podeszła do niej dziewczyna o krótkich blond włosach. Niedawna eks Deidary, Asena.
- Nie… - Tsuki miała zamiar odpowiedzieć cięto na to jakże głupie pytanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Będzie miła, bo czemu nie? - Znaczy tak, zakupy. Trzeba je robić, nie?
- Tak.
Zapanowała chwila głupiej, niezręcznej ciszy.
- Dei jest przy lodówkach jak coś…
- Och, robicie zakupy RAZEM…? - Zapytała niby to spokojnie, ale i z wielką ilością jadu w ostatnim słowie.
- Taa, w końcu ze sobą mieszkamy, jeśli pamiętasz.
- PAMIĘTAM. - Syknęła. - Widzę, że teraz wam się układa. Wspólne kłamanie was nieźle zbliżyło.
- Nie. W sumie wiele się nie zmieniło.
Tsuki wzruszyła ramionami, a ten moment nieuwagi wykorzystała Asena, by wymierzyć swojej rozmówczyni siarczysty policzek. Tsuki była tym taka zdezorientowana, że nie pomyślała by jej zwyczajnie oddać. Dwa razy mocniej. Chwyciła się za piekący policzek dla upewnienia, że wydarzenie właśnie miało miejsce w realnym życiu.
- Następnym razem uszanuj, że twój BYŁY chłopak ma NOWĄ dziewczynę, suko! - Warknęła ze złością. Na odchodne Asena wyciągnęła jej z wózka jajka i rzuciła na ziemię.
Zawartość rozprysnęła się wokół podłogi, ochlapując obuwie Tsuki. Dopiero po chwili to zauważyła, gdy otrząsnęła się po sytuacji, a moment później nadszedł Deidara, wrzucając do wózka ser. Po zobaczeniu rozbitych jajek na podłodze zacmokał karcąco.
- Po cholerę to ruszałaś?! - Tsuki natychmiast spiorunowała go wzrokiem i wymierzyła mu równie soczystego plaskacza, jaki przed chwilą sprzedano jej. - Co ku…? Za co!
- Nigdy więcej nie proś mnie o pomoc!
Warknęła z taką w2rogością w głosie, że Deidara ze strachu przytaknął. Był ciekawy co napadło jego współlokatorkę, ale nie był skończonym idiotą by ją teraz o to pytać. Co chwila rozpościerał sobie policzek mając nadzieje, że ból minie. Tsuki również czuła ból, ale bardziej złość. Po przyjeździe pod blok wzięli w ręce sitki i ruszyli do mieszkania, gdzie pod drzwiami czekał Iseo.
- Cześć. - mruknął Iseo schodząc czym prędzej na półpiętro do dziewczyny.
- Cześć.
- Daj, ja to wezmę. - powiedział, przejmując od niej torby z zakupami.
- Spodziewałam się ciebie koło dziewiętnastej. Długo czekasz?
- Nie na tyle, by sobie pójść. Czemu masz taki czerwony policzek? Ktoś ci przyjebał? - Zaśmiał się z własnego żartu. Tsu skrzywiła się lekko.
- Bardzo śmieszne. - Otworzyła mieszkanie i zaprosiła mężczyznę do środka. Przy zamykaniu drzwi zobaczyła jakąś różową kopertę na podłodze. - Co to za śmieci? - Zapytała samą siebie i w drodze do kuchni zaczęła otwierać kopertę.
W środku była słodka kartka w misie i serduszka, a otwierając ś2rodek włączała się fikuśna melodyjka budująca nastrój przy czytanej treści:

Witaj kochana sąsiadko!
Chciałby Ci tylko podziękować, za to że jesteś :) :) :)
Dzień, w którym się wprowadziłaś do Naszej kamienicy
był chyba najwspanialszym dniem w moim życiu :) :)
Bardzo fajnie być dla Ciebie kimś bliskim, kimś
komu z swoim cudowny uśmiechem odpowiadasz: cześć :)
smutno mi, gdy ty się smucisz lub jesteś zła :( Lecz cieszę,
gdy jesteś szczęśliwa – dlatego życzę ci byś zawsze się
uśmiechała, bo (jak wspomniałem) uśmiech masz
C U D O W N Y :) :) :) :) :*
PS: Następnym razem daj znać kto cię rozzłościł :/ wrrr
Będę go nie lubić z Tobą :/ wrrr
- Diru

- Słodkie. - Skomentował Iseo starając się nie roześmiać. Tsuki była zła na siebie za dopuszczenie by mężczyzna czytał treść tego żenującego listu. - Kro to ten Diru? Nie lubię go. WRRR – Zawarczał naśladując wyrażenia w liście. Od razu jednak się naśmiewając co sił w płucach.
- Zamknij się. - Burknęła, z tego zażenowania na chwilę zabrakło jej ripost.
- Jesteś zła? Przestań… Diru będzie smutno…
- Nie obchodzi mnie to. Już nigdy się do tego pojeba nie uśmiechnę.
- No weź. Robisz mu tymi uśmiechami dzień. - Zachichotał lekko.
- Możemy o tym nie gadać? - Burknęła, odrzucając na stół kartkę.
- Nie obiecuję. - Wyszczerzył się. - Nie ma twojego współlokatora?
Wraz z tym pytaniem drzwi mieszkania się otworzyły, a przez niie wszedł Deidara, wkraczając do kuchni zastał też Iseo, przywitali się ze sobą. Za pierwszym razem spotkanie było bardziej rozentuzjazmowane, ponieważ Dei sądził, że prędko się jednak nie zobaczą. W czasie rozgrzebywania zakupów i dzielenia ich do półek, lodówki i zamrażarki potoczyły się luźne rozmowy zapoznawcze. Iseo i Tsuki poznali się na studiach – on też studiował prawo, ale tylko dwa lata. Kilka miesięcy temu zostało zrobione jakieś spotkanie z kilkoma znajomymi z grupy, na którym Tsu i Iseo wznowili kontakt i tak to trwa do dziś.
- Nic mi nie mówłaś, że miałaś spotkanie… - Bąknął Dei z wyrzutem.
- To cię nie dotyczyło, nie studiowałeś prawa, przecież.
- Tak, ale czy chcę czy nie, obracam się w towarzystwie takiego jednego chujowego prawnika…
- To cię nie upoważnia. - Zakończyła Tsuki.
- Podła jak zawsze… - Deidara dopiero teraz zauważył na stole strzępki różowego papieru i kartkę w misie i serduszka. - Co to?
- Oddawaj! - Zawołała Tsuki i chciała wyszarpać mu kartkę z ręki, ale był szybszy. - To nie do ciebie!
- Cooo? Dostałaś kartkę w misie? Owww. - Zaśmiał się i jeszcze bardziej zaczął się z nią szamotać, pragnąc odczytać list.
Iseo po chwili postanowił interweniować, to już przestawało być zabawne. W niedźwiedzim uścisku złapał Tsuki odsuwając ją od Deidary. Kupował mu tak czas na przeczytanie treści. Wybuch histerycznego śmiechu zakończył całą akcję. Deidara wytłumaczył Iseo kim jest Diru i obaj jeszcze długo nabijali się z Tsuki i nieszczęśniku w niej zakochanym. I jak po tym co zaszło Dei i Iseo mogliby się nie polubić?
Po jakimś czasie grali na konsoli w różne gry, rozmawiając na najróżniejsze tematy. W pewnym momencie Deidara był w niemałym szoku poznając się na tym, że Tsuki nie zrobiła tajemnicy z tego, że kiedyś byli razem. Iseo nie robi jej z tego powodu żadnych pretensji ani scen zazdrości… Czasem sobie z tego zażartuje, ale to tyle. Zazdrościł tego współlokatorce, kobiety nie są takie wyrozumiałe.
- Kurwa mać. - Syknęła Tsuki przegrywając rozgrywkę z Iseo.
- Spokojnie. Następnym razem dam ci wygrać. - Wyszczerzył się, wykonując krzyżyk za plecami.
- Byś się uśmiechnęła Tsu – Zachichotał Deidara.
- Tak. Zaszczyć nas swoim cudownym uśmiechem. - dołączył Iseo.
- Wkurwiacie mnie. - Nadąsała się Tsuki. - Bardzo.
- O nie…
- To leć powiedzieć o tym naszemu sąsiadowi. - Deiowi nadal nie znikał uśmiech z twarzy. - Bęziecie się złościć razem!
- Spierdalaj. - mijając współlokatora uderzyła go mocno w potylicę. Dopiero, gdy zniknęła w łazience, pozwolił sobie rozmasować głowę.
- Eh, ciągle mnie bije… Zastanów się jeszcze czy na pewno chcesz się z nią zadawać.
- Póki bije ciebie nie widzę przeciwwskazań. - mruknął Iseo. Dei odpowiedział wywróceniem oczami. - Zgrzałem się trochę. - powiedział i zdjął z siebie bluzę.
- Heeej! Skąd masz te bluzkę…? - Zareagował natychmiast znajdując swój obiekt poszukiwań na ciele Iseo.
- Poznaleś…? Ale wtopa. Sorry.
- Zajebałeś mi ją? - Deidara zmrużył oczy.
- Kurwa, NIE! - Zaprzeczył natychmiast. - Ostatnio ujebała mi się koszulka. Tsuki mi tą pożyczyła, a tamtą miała dla mnie wyprać. Dzisiaj chciałem właśnie oddać za tamtą.
Deidarze żyłka na skroni nawet na moment nie przestała drgać. Głupia kobieta! A on się tyle naszukał, a ta ją sobie pożyczyła komuś. W dodatku to właśnie Deidara robił pranie! Co to kurwa ma być?
- Właściwie nie chciałem jej wziąć, bo głupio mi było. Nawet się wtedy nie znaliśmy. Ale mówiła, że i tak w niej nie chodzisz.
- Bo. Była. Nowa. - Wycedził, starając się stłumić wściekłość.
Wtem z łazienki wyszła Tsuki, a Deidara zrobił jej awanturę nie mogła pożyczać JEGO rzeczy bez konsultacji z nim. To tak jakby pozwalał swoim laskom korzystać z jej kosmetyków.
- PRYWATNOŚĆ. Kumasz?
- Ja jebie, ale z ciebie bachor, Dei. - skomentowała i przeniosła wzrok na drugiego mężczyznę. - Iseo, ściągnij te bluzkę ii mu ją oddaj.
- Teraz?
- Tak. - Posłuchał się i zdjął przez głowę koszulkę, odsłaniając kawałek swojego niezłego ciała. Nie był jakiś umięśniony i nie miał na brzuchu sześciopaku. Ale i tak widok zapierał ech w piersiach.
- Trzymaj, dzięki. - Uśmiechnął się Iseo, wręczając Deidarze bluzkę.
- Bluzeczko, tęskniłaś za swoim panem?
- Hej Iseo – Zawołała Tsuki. - pamiętasz, jak w nocy byłeś w 3tej koszulce i mmm… fajnie było. - stwierdziła zalotnie. Deidara natychmiast drgnął i rzucił bluzkę w Iseo.
- Zatrzymaj ją! - Warknął i skierował się obrażony do swojego pokoju.
- De-Deidara! - Wołał zaśmiany. - Czekaj, Dei! Ona – drzwi pokoju chłopaka trzasnęły. - żartowała! - Mimo to on już nie wyszedł. Iseo z rozbawieniem spojrzał na rozchichotaną, leżącą na kanapie, Tsuki. - Ależ podły żart.
- Nie marudź. Dzięki mnie masz koszulkę. - Wzruszyła ramionami.
- Fakt… teraz ją włożę – Jak powiedział, tak zrobił. - i spełnimy tą fantazję, o której żartowałaś. - Oświadczył z figlarnym uśmiechem, siadając na niej okrakiem.

Planowane spotkanie dwójki najlepszych przyjaciół odbyło się w poniedziałkowy wieczór. Naoki spędzał dzień u matki. Kobieta miała w przyszłym tygodniu ostateczny wyjazd za granicę do, wtedy się okaże czy eks męża. Chciała sobie trochę pobyć z Nao, póki chłopak nie miał jej dość, to Sasori im nie bronił. Ale sam miałby dość. No, ale dzisiaj w kinie odbywała się premiera fajnego filmu, na który się umówili już dwa lata temu. Po seansie gadali ciągle o filmie w drodze do wyjścia.
- Niech ten siwy skurwysyn żałuje, że nie odbiera telefonów. - mruknął Deidara.
- Chociaż wstydu nam nie narobił. - Skomentował Sasori. - Pamiętasz Szybcy i wściekli 3?
- Nie.
- Ja też nie, bo ten osioł przemycił flaszkę do kina…
- Jakoś wtedy nie krytykowałeś tego zachowania. - Uśmiechnął się Dei. - O ile pamiętam to pierwszy pociągnąłeś haust z butelki. Nawet Hidan się zdziwił,, po chuj brał kieliszki?
- Dobra… - Odchrząknął Saso. - Też do mądrych nie należałem.
- Kiedyś było się po prostu zajebistym.
- Dalej się jest.
- Pfff. - Dei parsknął śmiechem. - Oczywiście. - Przyjaciel z oburzeniem pchnął ramieniem w jego ramię, przez co wpadł butem w kałużę. - Kurwa mać, co robisz?!
- Jezu, nie wrzeszcz tak. Jesteś syreną? Od wody wyrośnie ci ogon? - Zapytał retorycznie. - Wyluzuj.
- Będziesz mi te buty czyścił.
- Kurde, jaka z ciebie księżniczka się zrobiła.
- Nieprawda… - Burknął Deidara. - W ogóle jak tam smark?
- Cooo? Mam coś na nosie i dopiero teraz mi mówisz? - Oburzył się wyciągając szybko chusteczkę z kieszeni. Przyjaciel spojrzał na niego z politowaniem.
- Dobrze wiesz, że chodziło mi o Nao. - Sasori aż przystanął w miejscu z szoku.
- Gdyby to było ostatnie pytanie w milionerach, to bym zjebał. Nigdy o niego nie pytasz, więc dlaczego teraz pytasz?
- Staram się ciągnąć konwersację, okej? Po drugie teraz powinien zacząć pierwszą klasę. W środę chyba zaczyna się rok szkolny. Lepiej sobie przypomnij jak się dodawało.
- Zaskakujesz mnie. Wiesz nawet ile mój syn ma lat… Dei, dobrze się czujesz?
- Dobrze, że pytasz. Ostatnio łupię mnie w krzyżu…
- No ja ci w tym nie pomogę.
- Eh? Chujowy z ciebie lekarz.
- Lekarz, właśnie. A ty potrzebujesz kręgarza. - Oświadczył, tłumacząc różnicę między tymi zawodami. Dei mu nie przerywał, ale jednym uchem słuchał, a drugim wypuszczał. - … kumasz?
- I tak jesteś chujowy. Nie tak zachowuje się przyjaciel.
- Umówię cię na wizytę do znajomej specjalistki z tej dziedziny.
- Nie mogłeś tak od razu?
- Trzymałem cię na dystans.
Po chwili Sasori razem z Deidarą stali przed przystankiem czekając na swój autobus. Powinien nadjechać za kwadrans, dlatego bez krępacji mogli zająć się sobą. Oczywiście nie chodzi o nic zbereźnego. Wyciągnęli telefony i zaczęli zatapiać się w czeluściach wciągającego internetu. Niestety był dwudziesty pierwszy wiek i ludzie zamiast rozmawiać ze sobą, to pogrążają się w wirtualnym świecie. Tych dwoje nie odczuwało niezwłocznej potrzeby rozmowy, przed nimi cały wieczór, jak nie noc gadania. Trzeba oszczędzać gardło. Z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Sasori założył kapuzę bluzy na głowę, ale Deidara musiał od niego się wysunąć pod daszek nad rozpiską autobusów. 
Niebawem Sasori usłyszał nadchodzący znajomy głos, podniósł leniwie wzrok znad ekranu telefonu i spostrzegł Hideo, który wlókł się z jakimś znajomym. Nigdy go nie widział w towarzystwie znajomych, sądził, że nie ma przyjaciół. Jednak to nic nie zmienia. I tak był głupi. 
- Stary, patrz jaka laska tam stoi! – Zachwycił się Hideo, starając się być cicho, aby obiekt westchnień go nie zauważył. 
- Gdzie?  
- No tam, przed nami. Ta ponętna blondyna przy rozpisce. 
Sasori z trudem zdusił swoje parsknięcie. Biedny ten jego kolega z pracy, Deidara nigdy nie zwróci na niego uwagi. Na komórce napisał do Deidary sms’a, powinien wiedzieć, że ludzie za jego plecami zachwycają się właśnie jego urodą. Z uśmiechem wyczekiwał reakcji przyjaciela. Po chwili Hideo kontynuował zachwyty. 
- Taka krągła pupa. Mmm. Wszedłbym. 
- Zagadaj do niej, jak ci się podoba. – Namawiał go towarzysz. Sasori spoglądał na Deidarę, ale w tejże chwili dostał od niego sms'a: Co za seksistowska świnia! 
- Nie, nie mam u niej szans. 
- Skąd wiesz? 
- Ja to cztery na dziesięć, a ta bogini to przecież dziesięć na dziesięć, nie widzisz? – Burknął oburzony. Sasori nie mógł się powstrzymać od napisania sms’a: Awww <3. 
- Sam nie wiem. Nie widzę przodu. Pięć i pół na dziesięć. – Zawyrokował, a Deidara od razu się odwrócił do towarzystwa z wściekłością w oczach. 
- Co tak, kurwa, mało?!
Po tym zapytaniu Sasori parsknął śmiechem i zwrócił na siebie uwagę Hideo, który się zaczerwienił. Jutro pewnie cały szpital będzie wiedział o tej historii. Sasori nie był typem plotkarza, ale tak, oczywiście postara się nagłośnaić te sytuację. Przywitał się z uśmiechem z kolegą z pracy.
- Jak skończyłeś zmianę to na oddział trafił do nas twój znajomy. - Powiadomił Hideo by choć na chwilę zmienić temat.
- Mój znajomy?
- Taa. Przynajmniej twierdził, że cię zna. - Sasori wymienił zaciekawione spojrzenia z Deidarą. - Znasz jakiegoś boksera?
- Hidan? - Wyrwał Deidara.
- Nie. Miał na imię Yasu… Yosu… Y…
- Yosuke. - powiedział Sasori. Dei spojrzał na niego wyczekująco. - To brat Miyuki…
- Uuu… Niefajnie. Nie ma innych szpitali? - Wyburczał pytanie. Choć sam nie do końca wiedział jaką strategię ma przyjąć. Czy widywanie typa jest ok czy nie.
Sasori nic nie powiedział, od tej chwili zamilkł. Hideo bez zbędnych pytań zaczął wyjaśniać dlaczego Yosuke trafił do szpitala i na jak długo tam zabawi. A ponoć trochę sobie tam zostanie. Dopiero w autobusie, kiedy nie kręcił się wokół nikt znajomy Deidar2a dał upust swojej ciekawości. Patrząc na Sasoriego można było stwierdzić, że myśli O NIEJ.
- Myślisz o Miyuki, prawda? - Sasori zerknął kątem oka na przyjaciela, ale nic nie odpowiedział. - Może się nie spotkacie? - Dodał otuchy, choć prawdopodobieństwo było małe. - Weź urlop.
- Nie będę uciekał, jeżeli to masz na myśli.
- Jak do niej wrócisz, to dostaniesz po ryju, a Hidan zrobi resztę. Zawsze chciał żywy worek treningowy. - Dodał Deidara. Wiedział to, bo wielokrotnie mu to proponował. - Przypominam, ze cię zdradzała.
- Wiem…
- A jak laska zdradzi raz, to kurwi się do końca życia. Chyba nie zapomniałeś o jej zabawach z tobą i tym drugim kutasem?\
- Pamiętam, ok? Pewnych rzeczy się, kurwa, nigdy nie zapomni. - syknął Sasori ściskając rurkę, o którą się opierał, tak, jakby miał ją zmiażdżyć. Jednak nie był żadnym hulkiem, był po prostu rudy.
- Więc co zamierzasz?
- Będę po prostu wykonywał swoje obowiązki lekarza.
Deidara nie był tym do końca przekonany, znał bardzo dobrze przyjaciela i jego słabość do kobiecych łez. Niemniej jednak nic nie mógł zrobić, Sasori był dorosły. Miał nadzieję, że teraz, skoro się na okrągło puka z tą Shizu, to będzie mu żal odstawić codzienny seks dla Miyuki.
- Nie bój nic. Mam przecież wspaniałą dziewczynę. - powiedział w tym czasie Saso.
- Tak, właśnie o tym pomyślałem. W ogóle, chyba nazywanie jej dziewczyną to przesada.
- Dlaczego? Co masz na myśli?
- No, to co was łączy, to chyba nic poważnego? Wy tylko ze sobą kopulujecie, dzień, noc, po południe… jak niewyżyte króliki.
- Co z tego? Z Aseną miałeś inaczej?
- Żadna moja była mi nie dawała codziennie i tak często.
- O co ci chodzi? Zazdrościsz mi życia erotycznego?
- O tak, kurwa, cholernie. - Sarknął Deidara. - Masz jebane szczęście. Ale gdyby twoja laska widziała twój ryj i kolor włosów, to z pewnością by się jej odechciało tyle bzykać.
- Brzmi jakbyś znał to z autopsji.
- Brzmię, jakbym miał rację, a ty boisz się to przyznać, więc wyładowujesz się na mnie. - oświadczył bardzo poważnym tonem Deidara.
- Cooo? Co ty pierdolisz, człowieku…
- Sam nie wiem… sorry. To chyba z głodu.
Po niespełna minucie dotarli w okolice mieszkania Sasoriego. Zaczynało się ściemniać, a w porze letniej nie mogło być później niż dwudziesta pierwsza. Wchodząc na klatkę schodową niemal zderzyli się z właśnie wychodzącą znajomą im parą.
- O! Sasori! Deidara!
- O! Konan! - Ten ostatni przedrzeźniał jej sposób powitania.
- We własnej osobie.
- Siemka chłopaki. - Dołączył Yahiko. - Dawno się nie widzieliśmy. - Przyjaciele zaczęli wymieniać między sobą uściski, dla śmiechu specjalnie pomijając Konan.
- Też tęskniliśmy. - mruknął Sasori. - Nie tak bardzo, aby pojechać i cię odwiedzić, ale to szczegół.
- Niezwykle istotny szczegół! - Wtrąciła się Konan. - Byście się wstydzili.
- Co tu robisz? - Dopytał Dei.
- Możecie mnie nie ignorować?! - Burknęła Konan.
Sasori z uśmiechem i zaskoczeniem dla dziewczyny cmoknął ją w policzek na powitanie, po czym zaprowadził wszystkich do mieszkania. Dei już mniej ckliwie się przywitał, bo wystawił do niej rękę, którą z radością przybiła. W mieszkaniu Sasori zadbał o poczęstunek dla gości w formie kawy i znalezionych w półce ciasteczek. Deidara zdobył się na pytanie, którego wyczekiwała Konan. Mianowicie o ich sielankowym życiu małżeńskim. Yahiko ze śmiechem przyznał, że sielanka minęła jakiś miesiąc po ślubie. Konan spiorunowała go spojrzeniem, po czym zaczęła mówić prawdę. Jej prawdę.
- Dosyć o nas. Co tam u was słychać? Pewnie trochę się pozmieniało. - Yahiko spojrzał znacząco na Sasoriego. - Słyszałem, że się rozstaliście z Miyuki. 
- Bardzo łagodnie to ująłeś. 
- Nie mogę uwierzyć, że cię zdradziła. - Westchnęła Konan. - Nie wydawała się taka... Wiesz, może nie chciała tego zrobić. 
- To nie był gwałt, Konan. - Burknął Sasori. - Ale było, minęło. Teraz mam lepszą dziewczynę. 
- Och.... Szybko się pocieszyłeś. - Skrzywiła się kobieta. 
Nie miała nic przeciwko szczęściu Saso, ale skoro tak bardzo kochał Miyuki, to dlaczego z taką łatwością przelał uczucie na nową dziewczynę? Trochę czasu dobrze robi człowiekowi. 
- Dobrze, co się będzie ograniczał czasowo. - Wyszczerzył się Yahiko. 
- Bo, kochany mój... Idioto - Zaczęła Konan, mimo wyzwiska, wręczając mu , i będzie miał uraz do kobiet. 
- Nie wszedłem szybko. - Zaprzeczył Sasori. 
- Ale WSZEDŁEŚ bardzo dosłownie. - Wtrącił Deidara. -Shizu, to jego dziewczyna od pukanka. 
- Zamknij ryj, jasne?! - Warknął Sasori. - Bo stad wypieprzysz. 
- Niech ci będzie. - Dei wywrócił oczami. 
- Jaki wrażliwy. - Zaśmiał się Yahiko. - Czyżby nowa dziewczyna Saso to Noriko2?
- Nie! - Zaprzeczył natychmiast Sasori. - Dei jest po prostu zazdrosny o naszą częstotliwość seksualną.
- Wcale nie jestem zazdrosny. Nie dopowiadaj sobie.
- Hm, rozumiem cię Saso. - stwierdził Yahiko, potakując głową. - Razem z Konan od kilku miesięcy staramy się o dziecko, więc co kilka godzin słyszę „Yahiko! Już czas! Ściągaj spodnie.”
Na ten komunikat się zaśmiali. Jedynie Konan była zła, że ten wszędzie to rozpowiada. Ratując się zmieniła temat rozmowy na dzieci Deidary. Uśmieszek spełzł mu z twarzy, toć sobie wybrała. Nie miał za wiele do powiedzenia w tej sprawie, gdyż, bo, ponieważ sam nie wiedział.
- Ale zostałem dzisiaj podrywany. - Wspomniał rozbawiony, chcąc przytoczyć sytuację z Hideo.
- Podrywany. Dzisiaj w sklepie jakiś wyrzeźbiony mutant podrywał Konan, prawda skarbie?
- Terazsię chwal, że zauważyłeś. - Burknęła Konan, przewracając oczami. - Stoimy sobie w sklepie, ja szukam płynu do kąpieli, a Yahiko ogląda sobie jakieś koty w internecie. - Bąknęła, ale jej słuchacze nie zwrócili uwagi na jej ton. Oni rozumieli. - I wtedy podszedł do mnie bardzo dobrze zbudowany facet, powiedział, że ładnie pachnę, czy mu nie pomogę wybrać czegoś siostrze, że jestem bardzo ładna…
- A co Yahiko? - Dopytał Sasori.
- Ja? Ja nic.
- Jakieś pięć minut zajęło mu ogarnięcie sytuacji… Podszedł do nas i zapytał kolesia czy mnie podrywa! - Uderzyła się dłonią w czoło, a w ślad za nią poszła reszta.
- Ale ej, potem zareagowałem, a to wymagało odwagi, przecież on by mnie zabił na miejscu.
- Powiedziałeś tylko, że jestem twoją żoną.
- Uwierzycie, że gość mnie wyśmiał? - Zapytał oburzony Yahiko.
- Tak. - Zgodzili się Deidara z Sasorim.
- Dzięki. Nienawidzę was. - burknął Yahiko, a Konan zachichotała. - Wracając jeszcze do podrywania. Jak ja dawno nie byłem podrywany, to nie sprawiedliwe. Tęsknie za tym…
- Mówisz jakbyś kiedyś był podrywany… - Zauważył Sasori.
- Byłeś tylko świadkiem, Yahiko… - Dołączył Dei.
- Gońcie się.
- A co my? Tom i Jerry? - Obruszył się Sasori.
- Wiece, jakbym chciał być obrażany, to zostałbym w domu znosząc towarzystwo Hidana.
- Hm? Hidan jest u was? - Zapytał zaskoczony Deidara.
Konan przytaknęła ruchem głowy. Odwiedził ich kilka dni temu i bardzo mu się spodobało to wiejskie powietrze. Razem z mężem postanowiła urządzić ognisko za dwa dni. Póki wakacje się nie skończyły. Deidara zgodził się od razu, natomiast Sasori pracował. Po długich namowach w końcu postanowił, ale wieczorem dołączyć, a Deidarze wciśnięto rolę zabrania ze sobą samochodem Naokiego. Nie mógł się doczekać.

W prywatnym wielkim domu, Yagura po przebudzeniu czuł się mega fatalnie. Wszedł do kuchni cały blady jak duch, z towarzyszącym mokrym kaszlem i uczuciem cholernego zimna. W pomieszczeniu przywitała go Amara.  
- Dzień dobry, królewno. Wiesz, że już trzynasta? - Na to niewinne pytanie Yagura wytrzeszczył oczy. 
- Co proszę?! Kurwa mać, od dawna . być w kinie. - Powiedział do siebie, macając swoje kieszenie. 
- Telefon zostawiłeś w salonie na stoliku. - Powiadomiła, odgadując jego zamiary. - Umówiłeś się z Matsuri? 
- Nie, powinienem pracować. - odpowiedział rozkaszlując się okropnie.  
- Ale brzydko kaszlesz. Zrobię ci gorącej herbaty.  
Przytaknął ruchem głowy i wybrał numer do swojego szefa. Amara w tym czasie wyciągnęła z szafki kubek i wlała już wcześniej zaparzony wrzątek. Włożyła doń torebkę z herbatą i kawałek cytryny - powinna dosypać jakiejś saszetki z witaminami, ale w domu takich nie posiadali. Gdy wrócił Yagura, Amara postawiła przed nim kubek i przyłożyła mu rękę do czoła. 
- Jesteś rozpalony. Znaczy, że bardzo chory. 
- Chcesz medal za diagnozę? - Sarknął ponownie się rozkaszlując. - Hidan wrócił w ogóle do domu? 
- Nie. 
- A dzwonił chociaż? 
- Też nie. Ale dzwonił wasz ojciec, nagrał się. Ma przyjść o piętnastej. 
- O piętnastej, kiedy? 
- Chyba dzisiaj. 
- O, zajebiście! Ale jestem chory! - Burknął wraz z kaszlem. Amara wzruszyła ramionami. 
- To do niego zadzwoń i odwołaj. - powiedziała. Yagura zastanawiał się nad tą opcją.  
- Hm, nie. - Zakaszlał. - Później jeszcze ciężej będzie mi się ugadać. Chodź. - Zakaszlał. - Pomóż mi trochę posprzątać. 
- Rany boskie, co wy macie z tym sprzątaniem... Czysto jest przecież. 
- Przestań gadać tylko mi pomóż. 
- Dlaczego ja? 
- A z jakiej paki tu mieszkasz? - Zakaszlał zdenerwowany Yagura. - Masz być gosposią! Więc ogarnij dom, bo cię zwolnię! 
- Hahaha! Nie możesz tego zrobić, to twój brat jest moim pracodawcą. 
- A widzisz go tutaj? Nie. - odpowiedział na swoje pytanie ponownie przechodząc atak kaszlu. - Nie chcę się kłócić Amara... Pomóż mi. Jestem chory... Proszę. 
- Och, już dobrze! - Burknęła. - Wypij herbatę, zacznę sama. 
Przytaknął jej rozkazowi i grzecznie sączył herbatę. Dziewczyna wkroczyła do salonu i cicho, acz ciężko westchnęła. Co ona niby miała sprzątać jak było czysto? Zaczęła l poduszki na kanapie z nadzieją na znalezienie czegoś o co można było się przyczepić. Wtem do drzwi ktoś zadzwonił. Zegarek wskazywał za piętnaście druga. Ze zdziwieniem, ale i zaciekawieniem ruszyła do drzwi. W progu stał chłopak, być może w jej wieku. 
- Jest Yagura? 
- W kuchni. - odpowiedziała, odgradzając mu drogę do środka. - Zdejmij buty, bo uświnisz podłogę. - Nakazała wczuwając się w rolę gosposi. 
Hiroya, który był niespodziewanym gościem bez większego przejęcia zdjął buty. Za ostatecznym pozwoleniem, skierował się do kuchni, gdzie zastał przyjaciela. Był zdziwiony jego trupim wyglądem. Zastanawiał się czy teraz to faktycznie on potrzebował pomocy.
- Siema Hiroya. - Przywitał się Yagura. - Przyszedłeś w nieodpowiedniej chwili.
- No właśnie widzę, że wyglądasz paskudnie.
- I tak się czuję. - Burknął kaszląc. - Ale nie o to mi chodzi. Zaraz mój tata...- Przez kaszel nie mógł dokończyć zdania. Wpada… i… muszę sptzą… sprzą… sprzątnąć dom. - Skończył w końcu.
- Czy to może zaczekać? Mam poważny problem i nie wiem co zrobić…
- Co się stało? - Zapytał. - Streszczaj się.
- Jasne. Powiem prosto z mostu…
- Będę wdzięczy. - zakaszlał.
- No to… Jestem gejem.
- Taa, a ja wróżką. - Yagura przewrócił oczami.
- Prawdę ci mówię do cholery! Nie rób sobie jaj.
Hiroya wytłumaczył koledze w jakich okolicznościach odkrył swoją orientację. Stało się to od pewnego wymuszenia od niego informacji przez innego mężczyznę. Może to zabrzmi banalnie, ale podnieciła go szarpanina jaką wtedy odbył. Gwałtowne i pewne dotyki, prawdziwie męskie spojrzenie i upór – gdy wszedł do mieszkania po tym incydencie sądził, że jest wkurzony,ale stał mu. Chłopak miał też inne dowody, włączył sobie gejowskie porno i do niego trzepał – uczucie niebo lepsze, niż stosunek z jego dziewczyną, Aiko. W dodatku był wczoraj w klubie, gdzie przelizał się z kilkoma typkami.
- Powiesz coś w końcu? - Burknął do przyjaciela.
- Nie wiem co… - speszył się Yagura. - Jakoś sobie tego nie mogę wyobrazić… Jesteś no wiesz, bardzo męski.
- Geje też są męscy.
- Może, ale chodzi mi o twoją ilość i stopień znajomości z dziewczynami. - Zakończył kolejną dawką kaszlu. - Prędzej bym się spodziewał, że złapałeś jakąś chorobę weneryczną.
- Dzięki. Bałem się trochę jak za2reagujesz.
- Spoko. Od mojej dupy trzymaj się po prostu z daleka.
- Postaram się.
Problemem Hiroyi nie była sama orientacja, a jego dziadek, który z pewnością jak się o tym dowie to go rozstrzela. Nie zamierzał mu co prawda powiedzieć, jednak Hiroyi wydawało się, że się domyślał – dlatego…
- Yagura… - W dialog przyjaciół weszła słowem Amara. - Twój tata… - Zapowiedziała, przepuszczając w progi starszego mężczyznę.
- Tato! - Zawołał od razu pokaszlując. - Co tak wcześnie?
- Spóźniłem się dziesięć minut, Yagura.
- Dzień dobry… U do widzenia. Zgadamy się jeszcze. - Hiroya zwrócił się do przyjaciela wyszedł.
- Jas… - odkaszlał. - Jasne, nara…
Zaniepokojony stanem syna, ojciec, przyłożył mu dłoń do czoła. Yagura nie miał nawet siły się przeciwstawiać. Z minuty na minutę czuł się coraz gorzej, miał wrażenie, że zaraz padnie na podłogę z bezsilności.
-Yagura, słyszysz mnie? Gdzie twój brat?
- Nie wiem…
- Pięknie… Chodź pojedziemy do szpitala

Od godziny dziewiątej Sasori pracował w szpitalu, a roboty było jak nigdy. Już na samym początku, nim jeszcze wszedł do budynku, jakiś gość zasłabł na parkingu. Jak się potem okazało miał zawał, na szczęście teraz jego stan był stabilny. Potem został wezwany na SOR i tak czas leciał. Właśnie nalewał sobie kawy z automatu ciesząc się chwilą przerwy. Myślami zawędrował do oczekiwań, jakie miał do dzisiejszego spotkania, dobrze będzie się ze wszystkimi spotkać - dawno nie mieli wspólnego spotkania. Sam może i miał wiele chęci, ale nie był typem organizatora. 
- Sasori. - Zwróciła na siebie uwagę dyżurna pielęgniarka na oddziale. - Pacjent z dwójeczki o ciebie pytał. Może do niego pójdziesz
- Jak będę miał przerwę. - powiedział na odczepnego. Owym pacjentem był Yosuke, a Sasori jakoś niespecjalnie chciał się widzieć z kimkolwiek z rodziny byłej. 
Pielęgniarka spojrzała wymownie na kubek parującej kawy, a potem na Sasoriego. Zrozumiał swoje niefortunne położenie, a koleżanka się jedynie uśmiechnęła.  
- Jasne. 
- To nie jest mój pacjent. - Wytłumaczył z wyprzedzeniem. - Nie mam obowiązku widywać ludzi w czasie pracy. 
- W porządku. Rozumiem. - Wzruszyła ramionami. Sasori przeczuwał, że nie odebrała tego zbyt prawidłowo. - Zajrzysz potem do praktykantów? Czasem mam ochotę im urwać głowy. 
- Wolałbym być twoim alibi. 
- Nic by mi nie pomogło. To zajrzysz? 
- Za chwilę. - Wskazał wymownie na kubek kawy. Nie chciał być niegrzeczny, ale wolał pić napój w samotności. 
Koleżanka na szczęście to zrozumiała od razu i tylko pomacała mu na pożegnanie. Sasori usiadł na krześle i pociągnął łyka kofeiny. Nie wiadomo czemu pomyślał o Shizu, chyba za nią trochę tęsknił. Za jej dotykiem i pocałunkami. Zmierzwił sobie włosy, słowa Deidary też mu siedziały w głowie. Nie chciał by odbierano jego związek za coś w rodzaju przygody, a mimo to sam myślał jedynie o ich cielesnych kontaktach. Nie tęsknił za jej uśmiechem, a smakiem ust – znaczy za tym pierwszym tylko trochę. Za mało. Zastanawiał się dlaczego tak jest? 
W owej chwili zadzwonił do niego telefon, oczywiście poczuł wibracje. Na wyświetlaczu zawidniało zdjęcie uroczo śpiącej Shizu. Odebrał zaintrygowany. Zwykle dzwoniła, gdy miała jakąś sprawę. 
- Cześć Shizu. Stało się coś? - Przywitał się od razu. 
- Saso! Wybrałam kontakt na chybił-trafił z nadzieją, że zadzwonię właśnie do ciebie. - Zaśmiała się lekko. - Myślałam o tobie i doszłam do wniosku, że tęsknie za tobą. 
- Ja też o tobie myślałem. 
- Telepatia. - Zachichotała. - A konkretnie o czym myślałeś? 
- Po prostu... O nas. - Powiedział, wyczekując jej odpowiedzi. Jednak sekunda dłużyła mu się jak godzina, dlatego podjął zdanie. - Jak daleko wybiegasz w przyszłość, kiedy o mnie myślisz? 
- To znaczy? 
- Nooo... Nie, nieważne. Zapomnij. - Wycofał się z pytania. Samo zadanie go sprawiło, że poczuł się jak cipa. Faceci nie myślą o przyszłości. - Jadę dzisiaj do przyjaciół... 
Wspomniał Shizu o tym wczoraj, gdy proponował jej wspólny wyjazd, jednak wytłumaczyła się wyjazdem na koniec kraju w sprawie biznesowej swojego radia. To, że nie widzi nie zwalnia jej z obowiązków właściciela. Sasori się w tej sprawie nie sprzeczał, ale żałował. 
- Pamiętam. Baw się dobrze. 
 - Bez ciebie? - Burknął. 
- Racja, spróbuj bawić się dobrze. - Poprawiła się. - Widzimy się jutro? 
- A dasz radę? 
- Zamknij się. 
Burknęła. Jutrzejszego dnia dziewczyna miała do niego przyjechać i poznać Naokiego. Chyba przejmowała się tym bardziej od niego. Nie chyba tylko na pewno. Nie przepadała za dziećmi, które mówią i nie są już bobasami, które się przytula, Sasoriego nieco zaskoczyła ta informacja, ale jakoś nigdy tego nie skomentował. Po chwili musiał skończyć rozmowę i wrócić do pracy. Westchnął ciężko, po kilki chwilach jednak pożałował, że nie ciągnął zapytania o przyszłość. Wiedziałby chociaż na czym stoi, a tak to ma mętlik w głowie. 
Poszedł do gabinetu, w którym stacjonowali niektórzy praktykanci i począł ich opierdalać za nic nie robienie. Chociaż nigdzie nie byli wzywani. Cóż, sami sobie mieli znaleźć zajęci. Cały nawał roboty minął w  porównaniu do południa, lecz Sasori miał robotę. Równo o szesnastej przeprowadził półtora godzinną operację serca u dziewczyny w niemal jego wieku. Potem już mógł wrócić do życia poza szpitalnego.  
Dochodząc niemal do ostatnich drzwi wejściowych w spodnich zawarczała mu komórka. Ponieważ skupił na niej wzrok, to zderzył się z ramieniem pewnej kobiety, która w skutek tego opuściła na podłogę dokumenty. 
- Cholera, przepraszam... Yoko. - Wypowiedział imię kobiety, spotykając się wzrokiem z Miyuki.  
- Nie szkodzi. - odpowiedziała Yoko, patrząc na jedno i drugie. 
- Sasori... cześć... - Przywitała się, czując wstyd. Sasori zamiast odpowiedzieć, zareagował na ponownie dzwoniący telefon, odbierając go.  
- No co jest? - Zapytał, odwracając  się do drzwi i wychodząc.  - Dobrze! Już jadę, właśnie skończyłem pracę. Przestań na mnie krzyczeć. - Burknął do rozmówcy. - Mam niecałą godzinę drogi do was, zastanowię się w tym czasie czy ci wybaczyć... Tak, spotkałem. 
- Sasori! - Zawołała Miyuki, która wybiegła za nim z budynku. 
- Dei, kończę. Potem ci opowiem. No, narka. - mruknął, chowając telefon do kieszeni. - Nie mam czasu, spieszę się. - Burknął, kierując się do samochodu. 
- Nie zajmę ci dużo czasu... Poświęć mi chwilę. Chwila wystarczy. - Zapewniała idąc za nim. 
- Zmarnowałem go wystarczająco dużo będąc z tobą. - Odrzekł beznamiętnie, otwierając drzwi samochodu. 
- Chciałam cię przeprosić, Saso... 
- Zadzwonię, gdy twoje przepraszam zacznie mnie obchodzić. - Sarknął, wsiadając do samochodu. Będąc w środku westchnął ciężko i wsadził kluczyki do stacyjki, a wtedy drzwi od strony pasażera się otworzyły. Do środka weszła Miyuki. - Co ty...?! Wyjdź stąd, natychmiast! 
- Słuchaj, ja wiem, że zachowałam się jak dziwka. Właśnie tak, jak dziwka. 
- One przynajmniej zarabiają. - odparł. - Wyjdź z mojego samochodu. 
- Nie, tutaj chociaż ze mną rozmawiasz. 
Po tym oświadczeniu wkurzył się porządnie. Wyszedł z samochodu i go okrążył samochód, otworzył drzwi od strony pasażera. 
-Wyjdź. Nie zmuszaj mnie do użycia siły. 
- Po ostatnim razie udowodniłeś, że potrafisz jej użyć. - powiedziała, przypominając o policzku, który jej wymierzył. Zmieszał się, bo nie był z tego dumny. - Ale nie boję się. 
- Miyuki, cholera jasna, czego ty chcesz?! Przeprosiny mam w dupie i obawiam się, że zawsze tam będą. 
- W porządku... - powiedziała ze smutkiem. Sasoriego jednak zdziwiło to pogodzenie z sytuacją. - Słowa nie naprawią tego co spieprzyłam, ale... ale gdybyś dał mi... nam drugą szansę. - Sasori prychnął wobec tej propozycji. Miyuki wysiadła z samochodu, aby zrównać się z nim wzrokiem. - Proszę, dam z siebie dwieście procent byś był szczęśliwy. - Ujęła ciepłą dłoń Sasoriego. - Naprawdę za tobą tęsknie Saso i za Naokim. Straciłam moich dwóch najważniejszych na świecie. Uwierz mi, że żałuj... 
- Spotykam się z kimś. 
Po tym komunikacie dziewczynę wcięło. Sasori się tym jednak nie przejął, zamknął drzwi od strony pasażera i wsiadł na miejsce kierowcy. Miyuki chyba była zbyt przejęta tą informacją, by cokolwiek zrobić. Mógł w spokoju odjechać do przyjaciół i syna.