19 lis 2015

ROZDZIAŁ 74.

            Następnego dnia wdzierające się przez okno promienie słońca budziły mieszkańców. Miyuki pierwsza otworzyła oczy, przed którymi miała śpiącą twarz Iseo, a na jej biodrze spoczywała jego dłoń. Uśmiechnęła się do siebie, to była cudowna noc. Uniosła rękę ku twarzy mężczyzny, ale dwa centymetry przed nią zmieniła zdanie. Nie chciała go obudzić, pozwoliła sobie na niego jeszcze popatrzeć. Był niezwykle przystojny, miał głęboko czarne jak włosy, a przy tym długie rzęsy. Miyuki by uzyskać taki efekt musiałaby spędzić przed lustrem godziny. Smak jego ust czuła tej nocy na całym ciele, przyznała przed sobą, że zaimponował jej umiejętnościami. Z Sasorim nie próbowała kilku z pozycji, które miała dzisiaj przyjemność przeżyć.
- Po twoim chichocie zgaduję, że miałaś dobrą noc? - Mruknął nagle Iseo, otwierając swe zielone oczy.
- Okropną. Tak krótko jeszcze nie spałam. - Uniosła w górę kąciki swoich ust. Iseo traktował te noc, jakby miała się już nie powtórzyć, dlatego wolał nie tracić czasu.
- Co się wczoraj stało? - Nagle zmienił temat na ten mniej przyjemniejszy. - Zerwaliście z chłopakiem?
- Nie...
- Nie?! - Zawołał wstrząśnięty tym wyznaniem. - Mam rozumieć, że...?! Ja pierdole... - Nie miał słów, aby to skomentować. Zerwał się z łóżka i zaczął ubierać dolną garderobę.
- Co robisz?
- A jak sądzisz Miyuki? Przełknąłbym dla ciebie rolę nocnego pocieszyciela po zerwaniu, ale nie współudział w zdradzie.
- To nie tak. Między mną, a Saso zaczyna się już sypać.
- To powód do poważnej rozmowy, a nie zdrady. Są granice.
- Wczoraj się mocno posprzeczaliśmy i musiałam sobie wszystko przemyśleć. Chciałam z nim zerwać, długo na niego czekałam pod domem, nie mogłam się do niego dodzwonić. Więc przyszłam do ciebie.
- O co się pokłóciliście?
            Miyuki westchnęła. Powiedziała wszystko, może trochę zbyt szybko przyszła do Iseo chcąc pocieszenia, ale uważała ich awanturę za koniec. Sasori nawet nie chciał ratować tego związku. Nie chciał by się wprowadziła, nie próbował jej zatrzymać. Kompletnie nic.
- Podejrzewam, że wczoraj w nocy nie było go w domu i nie odbierał, bo był z Noriko.
- Więc chciałaś się odegrać tym samym? Co jeśli twoje podejrzenia nie są prawdziwe? Pomyślałaś w ogóle o tym jak mnie potraktowałaś? Pewnie nie.
- To nie była zemsta, to…
- Daj spokój. – machnął na nią ręką i przymierzał się do wyjścia.
- Iseo zaczekaj... - Miyuki wstała z łóżka będąc owinięta w koc. - Myślałam o tobie, przysięgam, że myślałam. Dlatego tu jestem i niczego nie żałuję.
- Nie mogłaś najpierw zakończyć związek, a potem...
- To skomplikowane. Jednak... - Miyuki położyła dłoń na przedramieniu Iseo. - Czuję, że ty jesteś właśnie tym, którego chcę znosić do końca życia. Wybacz, że tyle czasu zajęło mi zrozumienie tego.
- Piękne słowa Miyuki, ale, no właśnie, to tylko słowa. Jak ty to sobie wyobrażasz? Że będziesz miała dwóch facetów i wszystko będzie ok?
- Nie.
- Więc? Jeden na dzień, a drugi na noc? - Sarknął.
- Iseo... Nie traktuj mnie tak... Mój związek z Sasorim się skończył.
- Najpierw jemu to powiedz.
- Tak zrobię.
- Zrób to od razu. – powiedział, podając jej komórkę.
- Przez telefon? – Oburzyła się. Tak się nie zrywa.
- Racja… - Sam nie chciałby być tak potraktowany. Miyuki spojrzała na swój wyświetlacz i posmutniała. – Widzę, że się wahasz. Co cię powstrzymuje?
- Naoki...
            Po tym wyznaniu mógł ją dopiero trochę zrozumieć, ale to wciąż nie był dostateczny powód. Chciał z nią być, ale chciał też, aby wszystko odbyło się w zgodzie z moralnością. Objął dziewczynę, dodając jej otuchy. Znał jej zażyłość z tym dzieckiem… to komplikuje sprawę, ale zazwyczaj gdy chcemy uszczęśliwić samych siebie, niechcący krzywdzimy innych.
            Tymczasem z sąsiedniego pokoju wyszedł kolejny nocny gość. Lecz ten w żaden sposób nie naruszał ciszy nocnej. Daisuke był u Nelii, jako, że jej brat spędzał noc u dziewczyny. Nic między nimi nie doszło, oni nawet nie są parą, Dai ciągle nie ma odwagi o to zapytać, poprosić… nigdy nie przypuszczałby, że tak będzie się bał odrzucenia. Chłopak korzystał z toalety, zastanawiając się nad sposobem popełnienia tego kroku. Nel z oporem zgodziła się na przenocowanie przyjaciela, no, ale przyszedł do niej już przed samymi drzwiami ubrany w pajacykowatą piżamkę i kapcie w świnki. Ze śmiechu nie mogła odmówić. Skończywszy opróżniać pęcherz i inne poranne rzeczy, chciał przejść do kuchni. Wtem drzwi z pokoju głośnych lokatorów się otworzyły, a z nich wyszła Miyuki.
- Mi, komórka. – Zawołał za nią Iseo. Daisuke cofnął się o kilka kroków i schował za przydrożną ścianę. Miyuki zdradziła doktora? Chłopak był w ciężkim szoku.
- Dziękuję. – Odpowiedziała, odbierając przedmiot. – Hej – Mruknęła z uśmiechem. – To była wspaniała noc. Jesteś boski.
- Heh, no wiem, ale co na to poradzę? Muszę z tym żyć.
- Nie znasz chyba słowa skromność…
- Tak mam na drugie imię. – Odrzekł z uśmiechem. – Zakończ szybko swój związek i wróć do mnie.
- W porządku…
- Będzie dobrze, misiaczku. – Dodał odwagi, odgarniając kosmyk jej włosów za ucho.
- Tak, musi być… Tęskniłam za tym misiaczkiem.
- Wiem, misiaczku.
            Daisuke słuchał ich i rzygał tęczą. No to ładne rzeczy się porobiły, Miyuki zdradziła doktorka. Jego rywal jest chyba młodszy, bezdzietny, ma kaloryfer na brzuchu, jest przystojny no i nie-rudy, jak można z takim walczyć? Po chwili poczuł lekkie uszczypnięcie swojego pośladka. Nie miał nic jednak przeciwko, skoro sprawczynią ukazała się Nel. Uwiesiła się na jego pochylonych plecach i wyjrzała zza ściany.
- Kogo podsłuchujemy i dlaczego?
- Ciiii – Przyłożył jej palec do ust. – Ta laska tam, znam ją.
- Ja znam tego faceta tam. – Zachichotała. – Skąd ją znasz?
- To dziewczyna jednego znajomego mi doktora, który kiedyś chodził i przy okazji ma dziecko z siostrą żony mojego starszego brata. Teraz już ze sobą nie chodzą, siostra żony mojego brata porzuciła go, ponoć z jego winy, a później zostawiła mu też dziecko. No właśnie… jak on przeżyje, to odcięcie od zastępczej mamy. – Wytłumaczył, ale po minie koleżanki zrozumiał, że się pogubiła. Nel wyprostowała się, kucając obok chłopaka.
- Daisuke mówił ci już ktoś, że jesteś troszkę niedojebany?
- Nie.
- Naprawdę?
- Nikt nie powiedział, że troszkę.
- Chciałam być po prostu miła.
- Udało się. Czuję się normalny. Dziękuję. – Nel zachichotała po czym zmierzwiła mu włosy.
- Nie łudź się. a teraz gadaj jeszcze raz, to córka kogo…?
- Jaka córka? W ogóle mnie nie słuchasz. – Burknął. – To jest… może po prostu powiem, że to dziewczyna brata mojej przyjaciółki Matsuri.
- Nie mogłeś od razu? Czyli ona ma faceta? Biedny Iseo…
            Westchnęła, Daisuke od razu napomknął, że jedynym biednym w tej sytuacji jest doktor. Nelia go nie znała, ale znała Iseo i jego wcześniejsze związki, w które się chłopaczyna angażował. Zawsze kończył w nich jako ten drugi i najwidoczniej niczego go to nie nauczyło. Pcha się jak idiota w takie gówno. Ta dziewczyna, Miyuki, musi być strasznie fałszywa. Jak można zdradzać? To świństwo.
            Kiedy ci dwoje opuścili mieszkanie, Dai i Nel wyszli z swojej kryjówki. Udali się do kuchni, pałaszować w kuchni. Byli głodni, ale nie wiedzieli co chcą zjeść. Chłopak przyglądał się dziewczynie smarującej kanapki nutellą w czasie, gdy sam czekał na herbatę. Wczoraj wieczorem ujawniła przed nim swój sekret. Do tej pory znał ją jako śliczną dziewczynę lubiącą mono się pomalować. Okazało się, że malowała się, by zakryć swoją poparzoną twarz. Wstydziła się swojego wyglądu i raczej nic i nikt nie zwalczy tego kompleksu.
- Nelio Oteyo… jesteś najpiękniejszą osobą, jaką znam.
- Daisuke Haruno… łżesz. – Powiedziała twardym tonem. Była zła, że poruszył ten temat.
- Nigdy. – Odparł. – Nie potrzebujesz tego całego makijażu. – Dodał i wyciągnął dłoń, by pogładzić jej policzek. Odsunęła się od niechcianego dotyku.
- Przestań.
- Ale…
- Mam lustro i wiem, że kłamiesz. Nie rób tego.
- Oj Nel, ja mam po prostu lepszy wzrok. – Naburmuszył się. – Chcesz czy nie, jesteś śliczną dziewczyną. – Skrzywiła się. Nie lubiła robić sobie nadziei i w to wierzyć. Gdy raz zrobiła została wyzwana od potworów.
- Smacznego. – Powiedziała, kładąc talerz na stół i kierując się do drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Umalować się.
- Czekaj…! – Zawołał, łapiąc ją za rękę.
- Na co?
            Daisuke wziął głęboki wdech i wydech, a potem zbliżył usta ku dziewczynie. Ta zrozumiawszy jego poczynania szybko zakryła usta ręką. Chłopak zmieszał się przez to i zastygł w bezruchu. To ewidentnie można było nazwać koszem. Puścił przedramię przyjaciółki i się wycofał. Zapadła niezręczna cisza, Daisuke wbił wzrok w podłogę, a Nelia ciągle patrzyła na niego. Co to w ogóle za pomysł, aby ją całował? To obrzydliwe. Spuściła dłoń z ust.
- Chyba… To jest, dokończ śniadanie i możesz spadać, nie? – Szczerzyła się nerwowo. – Idę do kibla.
            Powiedziała czym prędzej opuszczając pomieszczenie.

            Deidara wyciągnął Sasoriego w słoneczne popołudnie, by we dwóch pograli sobie na jednej z hal sportowych w mieście w squosh'a. Sasoriemu niedawno zdjęto gips, więc chętnie przystał na ten pomysł. Chciał rozruszać zrośniętą kość. Deidara zastanawiał się też, jak tu rozpocząć temat rozmowy i uzyskać dla kogoś informacje. Żałował, że się w ogóle zgodził na odegranie roli detektywa. Przyjaciele mówią sobie o wszystkim, ale TAKIE tematy raczej nie rozpoczynają się z ust blondyna. Sasori zauważył, że jego kompan się nad czymś głęboko zastanawia, a więc szykuje się jakaś poważniejsza rozmowa.
- Co jest Dei? - Zapytał od razu, gdy szli do zarezerwowanej przez siebie sali.
- Hm? A co ma być?
- Ty mi powiedz, widzę, że nad czymś myślisz.
- To idź do okulisty. - Odparł za nic nie chcąc się zdradzić. Saso przewrócił oczami. Co za osioł... Widocznie sam musi dociekać, co przyjaciela męczy.
- Przestań odstawiać jakieś szopki i po prostu to wykrztuś. Z czym masz problem?
- Ja? Ja nie mam żadnego problemu.
- Więc kto? Jak nie powiesz to sobie pójdę.
- Ok... Ale to zostaje między nami. - Sasori zgodził się skinieniem głowy. - Kilka dni temu przyszła do mnie do pracy twoja dziewczyna.
- Miyuki?
- A masz jakąś inną? - Warknął. Nie lubił jak mu się przerywa, zwłaszcza takimi głupimi pytaniami. - To mnie nie denerwuj.
- Dobra, sorry.
- Chciała, żebym cię o coś podpytał w tajemnicy. - Saso o ile to możliwe, to jeszcze bardziej się zainteresował. - Z tego, co zrozumiałem, to ona czuje się zazdrosna o Noriko. Bo spędzasz z nią dużo czasu i inne takie.
- Tyle razy jej to tłumaczyłem...
- Chciała wiedzieć czy zamierzasz zrobić jakiś krok w waszym związku. A dokładniej to czy zamierzasz jej się w niedalekiej przyszłości oświadczyć.
- Heh, no dziwne by było, gdybyś sam z siebie zadał mi takie pytanie.
- Wiem, ale w sumie... Jestem ciekaw odpowiedzi.
- Nie wiem czy ją uzyskasz. Miyuki powiedziała ci swoje obawy w tajemnicy, a ty wszystko wypaplałeś. Jak ja mam ci ufać, człowieku? – Przewrócił oczami.
- Z nią się nie przyjaźnie. Z tobą tak. No chyba, że mi nie powiesz.
- Czy ty mnie szantażujesz? – Deidara w odpowiedzi uśmiechnął się triumfalnie. Wiedział, że zadziała. – Czekam na naszą rocznicę.
- Nieeeee… poważnie gościu?
- Poważnie, kupiłem już nawet pierścionek.
- Rany, będzie mi ciebie brakowało…
- Daj spokój, to tylko zaręczyny, a nie ślub. – Wzruszył ramionami.
- Cóż. No to już teraz gratuluje. Będę świadkiem, nie…?
            Sasori udał, że nie słyszał tego pytania. Chciałby, aby to Deidara mu świadkował, ale z takim Yosuke się nie dyskutuje. A co do zachowania Miyuki, to nie był zadowolony, że o takie rzeczy dopytuje się jego znajomych. Jego własne odpowiedzi jej nie wystarczają? Jeśli ma być szczery to ta narastająca nieufność też zaczyna mu przeszkadzać. Miała dobre wytłumaczenie na swoją zazdrość, ale ile można ją zapewniać w miłości.  To robiło się męczące, ale znosi to, bo mu na niej zależy i nader wszystko chciał z nią być. Przyspieszył plan zaręczyn, ale w takim razie narzeczeństwem będą długo.
            Przynajmniej do czasu zaręczyn nie mógł jej pozwolić na wprowadzenie się. W dodatku argumentacja Miyuki nie wpływała na jej korzyść. Jest zazdrosna ok, ale powinna mu bardziej ufać.
- Hej a co u przedszkolanki? - Zagadał Sasori, odbijając piłeczkę o ścianę. Deidara ją idealnie przechwycił i odbił z powrotem.
- Nie sprawia kłopotów - Uśmiechnął się.
- Na razie. Jak to przedszkolanka pewnie marzy o dzieciach?
- Otóż właśnie nie. Przez pracę nabiera jeszcze większego wstrętu do posiadania własnych smarkaczy, więc to nie to samo, co Tayuya.
- A propos...
- Nie chcę o niej gadać. - Warknął, przepuszczając piłkę.
- Ok. Jak chcesz... - Burknął Sasori. - To może o innej twojej eks. Jak Tsu to znosi?
- Co?
- No twoją nową laskę... Bo chyba wie, że kogoś masz...? - Upewniał się, ale Deidara przytaknął. Po cholerę robić tajemnice z takiej pierdoły? - Nie jest zazdrosna?
- Nie. Chociaż... Nie. - Wzruszył ramionami. - Jesteśmy tylko kumplami, jezu. Jesteś zazdrosny, że mam dziewczynę?
- Ja? Trochę. - Przyznał żartobliwie.
- No to masz problem.
            Zaniechali na moment rozmów, oddając się graniu w squosh'a. Skupili się na tym maksymalnie i zagrania były przez to o wiele bardziej intensywne. Oddychali ciężko, a pot spływał z ich czoła i innych potliwych miejsc. Ta dyscyplina w dużej mierze polegała na współpracy, a u tych dwojga działała ona bez zarzutu. Deidara zajmował lewą połowę, a Sasori prawą, wiec nie wchodzili sobie w paradę. W pewnym momencie Deidara potężnie uderzył rakietką w piłkę, a ona odbiła się od ściany i  powędrowała ku Saso, ten wziął zamach od swojego prawego barku i wystrzelił trzymającą w ręku rakietką. Odbił piłkę, ale ręka ciągle wykonywała ruch i pod kątem stu osiemdziesięciu stopni zatrzymała się na twarzy Deidary, a najbardziej uszkodzony okazał się jego nos. Zawył z bólu, a Sasori nie zdołał się powstrzymać od parsknięcia.
- Kurwa... mój nos...!
- So-Sorki, Dei... haha.. Nie chciałem. - Mimo niekontrolowanego chichotu mówił szczerze. Nie chciał. Śmiesznie... To znaczy głupio wyszło.
- Spierdalaj, downie! - Popchnął go tak, że stracił równowagę i pacnął ze śmiechem na podłogę. - Złamałeś mi nos, skurwielu! - Był wściekły przez odczuwany ból i dlatego obrzucał przyjaciela obelgami, dlatego tez tamten się nimi nie przejmował.
- Pokaż mi. - Zwrócił się do niego Sasori. Dei podszedł posłusznie i znosił, jak to na mężczyznę przystało, naciski palców Saso. - Nie złamałem, ale...
- Ale?! Jakie kurwa, ale?!
- Spoko. Nastawię ci go ręcznie. - Zaoferował swoją pomoc, ale Deidara natychmiast się odsunął.
- Posrało cię do reszty! - Nie chciał ręcznego nastawiania, na filmach widział, jakie to bolesne.
- No dawaj, będę delikatny. - Wyciągnął do niego ręce.
- Nie ma mowy, koleś! Wypierdalaj.
- Nie bądź dzieckiem, Dei. Bo ci tak zostanie. - Każe mu nie być dzieckiem, a wciska mu ciemnotę, jaką zwykle mawia się dzieciom. No cóż.
            Niezbyt chętnie, ale podszedł do przyjaciela i pozwolił mu się naprawić. Bolało cholernie, ale się nie rozpłakał. Sasori był z niego dumny. W przyniesionej przez siebie torbie miał jakieś plastry, ale jak się okazało, z dziecięcymi wzorkami... Jakieś rybki, misie, hello kitty... Z westchnięciem wziął te z rybkami.
            Potem chcieli jeszcze wykorzystać ostatnie minuty, więc zagrali kolejny raz. Sasori obawiał się trochę o nos przyjaciela, ale z jego rany nie leciała już krew. Tak, więc wylali z siebie ostatnie krople potu, aż w końcu Deidara odbił ostatni raz piłeczkę krzycząc "koniec". Saso, więc chciał spowolni piłkę używając rakietki jedynie, jako tarczy. Pech chciał, że trzymał ją zbyt wysoko, a piłka uderzyła w jego klejnoty. Syknął głośno, upadając na podłogę i zwijając się z bólu. Tym razem Deidara nie skąpił sobie śmiechu z nieszczęścia kumpla.
- Jak przyjebało! - Skomentował ze śmiechem.
- Ja pierdole... Boli...
- Jak na ciebie patrzę to mnie też... Troszeczkę. - Parsknął.
- Pierdol się... - Syknął, nawet odrobinę nie wstając z podłogi. Każdy najmniejszy ruch tylko nasilał się ból. - Jak ja teraz spłodzę córkę...? - Zapytał sam siebie.
- Może bez jaj będzie ci łatwiej? Nie będzie opcji, że je odziedziczy. - Deidara ciągle się śmiał. - No wstawaj.
            Wyciągnął w jego stronę dłoń, którą po jeszcze chwili zdecydował się pochwycić. Bolało nadal, dlatego starał się robić szerokie kroki, by nie ocierać swoich nóg. Deidara nie potrafił stłumić śmiechu, a Saso nie mógł mieć mu tego za złe, w końcu nie tak dawno to on się z niego naśmiewał. Przysłowie: Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku, bo dziadek się śmiał i to samo miał - jest poniekąd prawdziwe.

            Było środowe popołudnie. Wprost z przedszkola Noriko odebrała do siebie Naokiego. Ostatnim razem Sasori zgodził się na ich tygodniowy kontakt, skoro kobieta wyjeżdża na znacznie dłużej do męża. Jemu odpowiada ten plan, gdyż teraz jego zmiana obejmuje pracę od południa do dziesiątej wieczorem. Wszyscy są dzięki temu szczęśliwi. Da się? Da się. Noriko zabrała syna do siebie, dzisiaj nie ma jednych z tych super atrakcji, ale nudno też nie będzie.
- No Naoki, opowiadaj jak tam w szkole było? – Uśmiechnęła się, zapraszając go do kuchni.
- Fajnie.
- Tylko tyle? A czego  się dziś nauczyliście? – Podniosła go, sadzając na ladę kuchenną.
- Pisaliśmy literki!
- No proszę! To zaraz wyjmę jakiś zeszyt i pokażesz mi swoje pismo w porządku? – Chłopiec kiwnął entuzjastycznie głową, na co Noriko pocałowała mu czoło i zmierzwiła włosy. – Teraz mi powiedz, co chciałbyś zjeść?
- Pizzę! – Zawołał ku niezadowoleniu Noriko.
- A może coś zdrowszego? Co powiesz na jakąś sałatkę owocową? Mam truskawki. Lubisz truskawki?
- Nie. – Skrzywił się przekręcając głową.
- Och… - No to się nie popisała swoim dzisiejszym zakupem. – To nic…  Hm… a co powiesz na naleśniki z bananami? – Chłopiec teatralnie udał zastanowienie. – Z polewą czekoladową…?
- Tak, tak, tak!
- Zrozumiano, a chcesz… - Propozycje Noriko przerwał dzwonek do drzwi.
            Pomogła Naokiemu zejść ze wzniesienia i skierowała się, by otworzyć drzwi. W progu zobaczyła swoją najlepszą przyjaciółkę wraz z mężem i dzieckiem. Kana od razu przymierzyła się do tęsknych przytulań. Naturalnie Noriko wpuściła ich do środka, a dopiero po dotarciu do salonu zobaczyli Naokiego.
- Naoki, a co ty tu robisz…? – Zapytał zaskoczony Itachi.
- Uprowadziłam go z przedszkola. – Wtrąciła Noriko w czasie, gdy Kana podeszła do chłopca z córką.
- Sasori o tym wie?
- Gdyby wiedział to by to nie było uprowadzenie. – Sarknęła w odpowiedzi. Przypomniała sobie co ją w nim irytuje, to poważne spojrzenie. Cała facjata Itachiego jest kompletnie pozbawiona emocji i ciężko z nim żartować. Jak Kana to wytrzymuje?
- Poważnie pytam.
- Jak chcesz poważnych odpowiedzi to zadawaj mądrzejsze pytania. – Burknęła, kończąc z nim rozmowę i idąc do kuchni. Za kogo oni ją mają? Zresztą, nadal ma zdanie kumpli Saso w poważaniu i to się chyba nie zmieni.
- Itachi zajmij się dziećmi. – Mruknęła Kana idąc za przyjaciółką.
            Czyli skończył jako niańka? Cóż, lepsze to, niż rozmowa z dwoma kobietami. Ów kobiety siedziały w kuchni i rozmawiały o wszystkim. To jest tylko Kana siedziała, bo Noriko przygotowywała naleśniki bananowe dla syna.
- Obudziłam się w nocy z ochotą na coś kokosowego.
- Hm. Zachcianka?
- Mam nadzieje, ze zwiastuje ona okres… - Noriko się zaśmiała. Chciałabyś, pomyślała. – Chociaż udawaj, że jesteś ze mną, głupia.
- Itachi wie?
- To okres, na pewno.
- Jesteś w ciąży. – oznajmiła ze spokojem.
- Sama jesteś w ciąży. – Odparowała. – Nawet ci się przytyło, patrz na swoją dupę.
- Ty zaprzeczasz swojemu stanowi czy podajesz argumenty? – Wywróciła oczami. – Fochy strzelaj do męża.
- Dobra przepraszam, ale Noriko… - Podeszła do przyjaciółki. – Naprawdę urósł ci tyłek.
- Nie prawda!
- Przecież widzę.
- Zaraz cię stąd wykopie…
- Mam nadzieje, że przyznasz się, gdy będziesz w ciąży.
- To… raczej prędko się nie stanie. – Odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Dlaczego?
- Kana, wybacz, ale nie chce o tym mówić…
- Jesteś moją przyjaciółką. Komu jeśli nie mi o tym powiesz? – Zapytała z naciskiem. Musiała wiedzieć wszystko, więc Noriko nie dałaby rady jej spławić. Westchnęła.
- Lekarze stwierdzili, że moja macica zwyczajnie nie przyjmuje plemników Roko. Sytuacje pogarsza nasze… nasze, zbyt rzadkie pożycie seksualne.
- Co? No to kochajcie się częściej! – Wzruszyła ramionami.
- Heh. To nie takie proste… - Kana zauważyła, że jej przyjaciółka się waha, chyba powinna się obrazić.
- No mówże, nikomu nie powiem!
- Roko ma zaburzenia erekcyjne… Od czasu naszego małżeństwa, czyli trzech lat, kochaliśmy się… Może cztery razy? Rzecz jasna mieliśmy o wiele, wiele więcej podejść.
- Chryste, a przed małżeństwem? Też był taki?
- No wiesz… my nie… - Ucięła, skupiają myśli na gotowaniu.
- Nie…! – Zawołała Kana.  – Nic? Zero? – Dopytywała Kana, gestem pokazując wsadzany palec do dziurki. Noriko zaprzeczyła ruchem głowy. – Biedulko… - Mruknęła wtulając jej głowę do piersi. Noriko natychmiast ją odepchnęła.
- Spierdalaj! Niszczysz mi fryzurę.
- Tak się traktuje kobietę w ciąży? – Zapytała wyniośle.
- W ciąży? – Dopytał męski głos z tyłu. – Jesteś w ciąży, słoneczko? – Radość w jego oczach, aż promieniała.
- Jebnięty jesteś? – Burknęła Kana. Nie była, a nawet jakby była to Itachi nie musiał o tym wiedzieć, o! – To… To Noriko będzie miała dzidziusia!
            Noriko spojrzała z mordem na przyjaciółkę. Nie chciała uczestniczyć w tej dyskusji ani być w nią w jakikolwiek sposób wciągnięta.
- Och… - Itachi był tym mocno zawiedziony. – Gratuluje.
- Mamo to nieprawda, prawda? – Wtrącił się Naoki, podbiegając do Noriko. Jego kolega z przedszkola, Tora, opowiadał, że jego rodzice nie mieszkają razem. On mieszka z mamą, a tata się nim interesował dopóki nie miał dzieci z inną panią. Naoki nie chciał tak skończyć. Chciał mieć mamę dla siebie. – Nie chcę byś miała drugie dziecko!
- Naoki… widzisz myszko…
            Dla chłopca te słowa były potwierdzeniem. Wybiegł z kuchni z łzami w oczach i zamknął się w sypialni Noriko. Spryciarz potrafił się zamknąć od środka. Noriko westchnęła ciężko, gdy po prośbach nie chciał otworzyć drzwi. Spojrzała na Kanę wzrokiem mówiącym „wielkie dzięki”, a potem postanowiła robić dobrą minę do zlej gry.
- Może lepiej niech sobie tam na razie posiedzi.
- Nie masz kluczy? – Dopytał Itachi.
- Skoro nie chce wyjść ani ze mną rozmawiać, to co mi da otworzenie drzwi? Niech tam sobie siedzi i… się ze wszystkim oswoi. Nie będzie tam siedział w nieskończoność, ma tylko sześć lat.
- Naoki, nie uważasz, że fajnie byłoby mieć rodzeństwo? Nie chcesz braciszka lub siostrzyczki? – Itach spróbował negocjatorskiej rozmowy. Cisza. – Naoki?
- Zostaw go. Wyjdzie jak mu się zachce sikać. – Noriko wzruszyła ramionami.
- Może bądź trochę bardziej czuła. – Upomniała ją Kana, ale zaraz tego pożałowała. – Naoki, ciocia żartowała. Twoja mama nie jest w ciąży.
- Jest. – Odburknął zza drzwi.
- Nie, przecież nie jest gruba, prawda? – Zapytała, ale odpowiedziała cisza. – To jak? Otworzysz i wyjdziesz do nas?
- Nie! Nie wierzę ci ciociu,  wujek Hidan mówił, że jesteś kłamczuchą!
- Co kurwa?! – Pisnęła rozzłoszczona. – Co jeszcze ci ten frajer mówił?!
- Kana! – Warknęła Noriko. – Chyba najlepiej będzie jak już wyjdziecie.
            Nie sprzeciwiła się przyjaciółce tylko pstryknęła na Itachiego i nakazała mu z nią iść. Nie podobała mu się ta gestykulacja, ale kłótni na ten temat już Noriko nie miała okazji usłyszeć. Kobieta stanęła przed drzwiami sypialni i teraz swobodnie mogła wszystko wytłumaczyć dziecku, sale nic to nie dało. Naoki jej nie wierzył. Zapytała go o powód tej niechęci do posiadania rodzeństwa, a ten powiedział jej swoje obawy. Nawet po wytłumaczeniu mu wszystkiego, chłopiec się zapierał w swojej racji i został w pokoju.
            Noriko po chwili poczuła smród spalenizny. Naleśniki! Natychmiast pobiegła do kuchni i wyrzuciła spalone jedzenie. Wtem zrozumiała, że chłopiec nic nie jadł od śniadania. Może jedzenie wybawi go z pokoju…?
            No niestety… dupa. Noriko jednak nie mogła pozwolić by chłopak głodował. Przez godzinę szukała po mieszkaniu zapasowych kluczy od pokoju… Prosiła chłopca, aby tylko wziął talerz do pokoju i tam zjadł, ale urządził jej istny strajk. Głód, izolacja, milczenie… co jeszcze? Mając nadzieje, że zwyczajnie mu się wszystko znudzi pozostawiła go samego sobie… Przez cztery godziny.
- Coś się stało? Mów tylko szybko. – Sasori mówił szeptem. Nie powinien rozmawiać przez telefon w pracy.
- Krótko mówiąc, Naoki strzelił focha i siedzi od pięciu godzin zamknięty w pokoju.
- Jak to „strzelił focha”?
- Potem wyjaśnię. Spróbuj się urwać z pracy i przyjedź. Martwię się, bo odmawia nawet jedzenia…
- Spróbuj…
- Próbowałam już wszystkiego. Przyjedź proszę.
- Niczego nie obiecuje.
            Nie mogła od niego wymagać nic więcej. Pozostało jej próbować nawiązać rozmowę, ale chłopak w pokoju milczał, a czasem wybełkotał przez łzy, że chce do taty. Ech, wszystko przez Kanę, czasami to aż ma chęć ją udusić. Czekała na Sasoriego, aż do wpół do dziewiątej. To i tak cud, że udało mu się urwać półtorej godziny wcześniej. Zadzwonił do drzwi mieszkania, a Noriko wpuściła go do środka i zaprowadziła od drzwi sypialni.
- Naoki, otwórz drzwi. – powiedział, pukając w nie. – Słyszysz?
- Najpierw powiedz mamie, że nie może mieć innych dzieci! – Wykrzyczał.
- Co? Co to za negocjacje? Otwieraj natychmiast, zrozumiano?! – Warknął stanowczo, a potem zwrócił się do Noriko. – O co mu chodzi?
- Wcześniej byli tu…
- Ciocia Kana powiedziała, że mama będzie miała dzidziusia! – Wytłumaczył ze złością Naoki. Wzrok Sasoriego skupił się na moment na brzuchu swojej eks. Potem już spojrzał jej w oczy.
- Gratu…
- Nie jestem w ciąży. Kana jest, ale nie chce o tym mówić Itachiemu. Gdy niechcący to usłyszał, wrobiła mnie w brzuch.
- Naoki słyszałeś? To teraz otwieraj!
- To nie prawda! Nie chce żeby mama miała inne dzieci! Oby się nie urodziło!
- Dość! W tej chwili otworzysz drzwi, wyjdziesz i przeprosisz mamę za to co powiedziałeś!
- Nie!
- Nie?! – No tego to się nie spodziewał. – W porządku, więc wyważę drzwi. – Powiadomił i zdjął z siebie bluzę.
- Poważnie zamierzasz to zrobić? – Zapytała Noriko.
- A co?
- Były dosyć drogie… - Wspomniała, a Sasori spojrzał na nią tępo. Poważnie…? – Ale skoro musisz…
- Muszę.
            Do ataku w drzwi nie musiało jednak dojść, bo Naoki odblokował zamek drzwi. Po chwili także wyszedł z pomieszczenia, ukazując się rodzicom. Nie patrzył im w oczy, wiedział, że są na niego źli.
- Nie przeproszę mamy. – Burknął stanowczo.
- W porządk…
- Co ty pieprzysz?! – Warknął na nią Sasori. – Nie jest w porządku i nie możesz pozwalać mu tak myśleć! – Zrugał ją. Noriko nie chciała, aby syn miał wyrzuty sumienia przez to co powiedział, dlatego kryła sprawiony jej ból. Liczyło się tylko, że wyszedł z tego pokoju. – Naoki czy ty siebie w ogóle słyszałeś? Powiedziałeś, że nie chcesz by mama urodziła dzieci!
- Bo nie chce… - odpowiedział, choć nie tak stanowczo, bo tata krzyczał.
- To nie od ciebie zależy, Naoki! Co z tobą?! Nie chcesz mieć rodzeństwa?!
- Chcę…
- Więc skąd ten tekst?!
- Bo ty i Miyuki macie mi dać rodzeństwo, a nie mama. – odrzekł szlochając niespokojnie.
- Dlaczego mama nie może ci ich dać?
            Żeby nie zmuszać chłopaka do wyjaśniania, Norko zrobiła to za niego. Wcześniej jej to powiedział. Sasori westchnął ciężko, dlaczego to na niego musiał spaść ten skomplikowany przypadek? Chłopcu zaburczało w brzuchu, więc Noriko czym prędzej poszła w kuchenne progi.
- Naoki, posłuchaj mnie. – Sasori nakazał mu usiąść na fotelu, a potem ukucnął przed nim. – Nie ładnie mówić takie rzeczy mamie. Roko na pewno chce mieć z nią dzieci, tak jak ja chcę je mieć z Miyuki. Musisz się z tym pogodzić.
- Ja nie chce, żeby przez nie mama o mnie zapomniała.
- Nie zapomni. Ona na pewno boi się tego tak mocno jak ty albo nawet bardziej. Wiesz dlaczego? – Przekręcił głową. – Bo Miyuki stanie się twoją drugą mamą.
- Będę ją kochał tak samo.
- Ona ciebie też, posiadając drugie, trzecie czy setne dziecko. Dla ciebie będzie miała więcej miejsca w serduszku, bo jesteś jej pierwszym dzieckiem, jasne? Najulubieńszym.
- Mama też jest dla mnie najulubieńsza.
- Dlatego idź do niej, przeproś za to co powiedziałeś i mocno przytul.
            Naoki przytaknął głową i zgodnie z sugestią skierował się do kuchni. Sasori usiadł na fotelu i przetarł ręką twarz. Skaranie boskie z tymi dziećmi. Siedzisko było takie wygodne, że omal by na nim nie zasnął. Dźwignął się do góry, gdy zauważył na horyzoncie Noriko. Od razu zauważył przekrwione od łez oczy, jednak nie skomentował.
- Zjesz z nami?
- Jeśli to nie będzie kłopot. – Nie widział sensu wracać się teraz do domu, skoro chwile później musiałby tu wrócić po Naokiego. – A co jemy?
- Zamierzasz wybrzydzać?
- Zamierzam się najeść jeśli wolno. – Odparł, a Noriko nie mogła się powstrzymać przed uśmiechem.
- Dziękuję…
- Nie jest łatwo zajmować się dzieckiem, co? – odpowiedział pytaniem, ale nie wymagał ma nie odpowiedzi.

            Trwała właśnie lekcja matematyki. Część uczniów wyjechała na szkolną wycieczkę w góry, inni zaś zostawali nie koniecznie z własnej woli. To ostatnie dwa miesiące nauki i trzeba było się za nią porządnie zabrać, chcąc  skończyć z wyższą oceną. Niektórych od wyjazdu na szkolną wycieczkę trzymał brak kasy, a innych brak towarzystwa. Dla przykładu Yagura pojechałby sobie pooddychać górskim powietrzem lub pospacerować po górskich szlakach, ale Matsuri nie jechała tylko próbowała poprawiać oceny z historii, a udało mu się umówić z nią na wspólną naukę. Od dłuższego czasu serce bije mu jak oszalałe, gdy ją widzi. Nic się między nimi nie posunęło do przodu, a on zakochuje się w niej coraz mocniej i mocniej. To już chyba nie miłość, a choroba. Wracając! Lekcja była odrobinę luźna, Nagato zachłannie tłumaczył nowy temat, rozpisując się na tablicy już któryś raz z kolei. Było to wywołane niepojmowaniem materiału przez uczniów, a tak przecież nie może być. Niektórzy skorzystali też z wolnych miejsc i się po przesiadali.
            Yagura siedział z tyłu klasy obok Hiroyi, jednak sporadycznie skupiał się na lekcji, był zapatrzony w posturę Matsuri, która słuchała i była skupiona na tłumaczeniach. Hiroya miał na to wyjebane i cały czas pisał smsy z Aiko. Hanabi starała się słuchać, ale jej ciągłe ziewanie mówiło za siebie. Natomiast Konohamaru z Daisuke podrzucali do siebie piłkę kauczukową, którą jeden z nich wygrał w przydrożnym automacie. Gdyby Nagato wiedział, co się dzieje za jego plecami.
- Umów się z nią. – Szepnął Hiroya do przyjaciela.
- Z kim? – Odpowiedział tępym pytaniem.
- Z Matsuri. – Hiroya jednak nie dał mu się wykręcić.
- Nie wiem o czym mówisz…
- Przecież widzę, że na nią lecisz.
- Bredzisz, przecież ma chłopaka.
- To ją odbij. – Odpowiedział wzruszając ramionami. Dla niego nigdy taki problem nie był problemem. – I tak nie znosisz tego  kolesia to ci nie będzie go żal.
- Skąd pomysł, że go nie znoszę?
- Serio muszę ci pokazywać dowody?
- Nie odbijam dziewczyn… - Uległ i nie drążył nadal tego tematu.
- Więc zostaniesz starym kawalerem z kotami. – Kolejny raz wzruszył ramionami. – Odpowiada ci takie stanowisko?
- Może zajmij się Aiko zanim założysz poradnie miłosną. – Żachnął się.
- Łączy nas wspólny interes. Ile razy mam ci powtarzać?
            Od poznania udało im się nawiązać układ, Aiko była bardzo popularną dziewczyną z mnóstwem znajomych i dla nich często zleca Hiroyi naprawy komputerów. Również jej tata często w firmie miewa informatyczne wpadki, więc rzecz jasna podsyła tam Hiroyę. Ona mu załatwia klientów, a on wykonuje czarną robotę, z czego Aiko ma dwadzieścia pięć procent zysków.
- Interes. Tak się nazywa podłączanie swojego sprzętu do jej gniazda?
- Nie… to się nazywa ładowanie baterii.
            Uśmiechnął się do niego z politowaniem, wtem rozmowę przerwało złapanie piłeczki kauczukowej przez Yagurę. Wykazał się chłopak refleksem, sam był tym zaskoczony. następnie musiał ją rzucić Daisuke – Prawowitemu właścicielowi. Zamachnął się i rzucił do niego przedmiotem, jednak ten odbił się o ławkę przed chłopakiem i żeby nie oberwać uchylił się przed trajektorią skoku piłki, więc uderzyła ona w… profesora Nagato. Klasa zaczęła wobec tego wydarzenia lekko chichotać, podczas gdy Yagura zamarł.
- Co jest…? – Nagato rozejrzał się w stronę dźwięku odbijanego przedmiotu. Złość w nim wzrosła, kiedy ujrzał piłeczkę. – Co wy wyprawiacie?! – Warknął, powodując w klasie ciszę. – Ja tu żyły sobie wypruwam, byście jasno rozumieli temat, a wy zabawiacie się grając jakąś piłeczką?! Który taki mądry?
            Normalnie by tak nie wybuchnął, ale poprzednia klasa naderwała jego stan emocjonalny, a obecna dokończyła zadanie. Czuł się bezsilny… tłumaczy temat raz, drugi, trzeci na prośbę klasy zamiast robić zadania utrwalające, a oni się bawią w najlepsze. Teraz jednak milczeli, nie chcąc wydać kolegi.
- Teraz nagle staliście się solidarni? W porządku… zatem cała klasa otrzymuje naganę!
- Co? Profesorze, to nie fair! – orzekła Hanabi, nagana zniszczy jej całe wzorowe zachowanie, którym szczyci się od rozpoczęcia edukacji.
- No co ty nie powiesz, Hanabi. Witaj w klubie – sarknął Nagato.
- Niech pan mi wpiszę naganę dwa razy, a ją oszczędzi. – Poprosił Konohamaru.
- Moją też niech mu pan wpisze. – Zgłosił Daisuke, wprowadzając w sytuacje trochę komizmu.
- Gdzie? Nie ma nic za darmo!
- Pozwolę ci mnie uwielbiać.
- Nie potrzebuję do tego pozwolenia! – Burknął, dopiero po chwili orientując się, co powiedział.
- Dość! Czy wam się zdaje, że w cyrku jesteście?! Ostatni raz pytam, kto rzucił tą piłeczką?
            Klasa znowu zamilkła. Kauczukiem bawili się Konohamaru i Daisuke, więc pewnie to któreś z nich. Pozostali uczniowie poważnie słuchali prowadzonej lekcji lub byli wystarczająco zajęci przepisywaniem notatek z tablicy. Winowajca westchnął ciężko, na poczet klasy musi się przyznać.
- Yagura. – Odpowiedział Hiroya. Wspomniana osoba wytrzeszczyła oczy i spojrzała na, chyba już byłego przyjaciela. Inni spojrzeli do tyłu.
- Dzięki, Hiroya. Wielkie dzięki…
- Przypomniałem sobie, że dyro mi zagroził wydaleniem za kolejną naganę.
- Yagura od początku przeczuwałem, że będziesz irytujący jak brat… - oznajmił Nagato. – Wpisuję ci naganę, a teraz idź do dyrektora.
- Ale ja…!
- Natychmiast!
            Dalsza dyskusja z nauczycielem nie miała sensu, widział po jego nastawieniu, że nie ma humoru do jakichkolwiek negocjacji. Wstał z ławki i posłusznie wyszedł z klasy, by przyznać się przed dyrektorem do swojego zachowania i przyjąć należną karę. W sekretariacie pracownice nakazały mu czekać na ławce, bo dyrektor miał gości. Po chwili do pomieszczenia weszła Kurenai, jego nauczycielka z wychowania fizycznego.
- Cześć Yagura, co tu robisz? – Zapytała czekając na dokumenty, które miała podpisać.
- Dzień dobry. Profesor Uzumaki wysłał mnie na dywanik do dyrektora…
- Nagato? Serio? Nie sądziłam, że jest do tego zdolny… - Uśmiechnęła się do siebie. – Musiałeś mu nieźle zajść za skórę albo bardzo cię nie cierpi.
- Obie opcję są prawdopodobne… - Mruknął pod nosem.
- Powodzenia.
            Odprowadził nauczycielkę wzrokiem i w tle usłyszał dźwięk dzwonka. Ma nadzieję, że Hiroya wpadnie na to, aby spakować i zabrać jego rzeczy, chociaż na cuda nie liczył. Po dwóch minutach do pomieszczenia wszedł przyjaciel, jednak bez jego plecaka.
- Gdzie moje rzeczy?
- Mats zgłosiła się by je zabrać, a ja chciałem ci dodać otuchy.
- Czeka… co?! A jak zobaczy, że…- Urwał, a Hiroya spojrzał na niego rozbawiony. – Nie śmiej się! Wracaj i przynieś mi plecak…!
            Nie chciał, aby Matsuri zobaczyła, że potajemnie ją czasami rysuje w swoich zeszytach! Co za obciach! Wtem z pokoju dyrektora wyszła czarnowłosa kobieta, wraz z pięcioletnim dzieckiem, którego Yagura miał już okazje poznać. Tylko, jak on się nazywał…?
- Siemasz Naoki. – Mruknął Hiroya, mając ręce w kieszeni. – Co robisz w tej budzie?
- Cześć, przyszedłem do dziadka!
- Myślałem, że rodzice Saso i Mats nie żyją… - Zamyślił się Yagura.
- Dziadek to tata mojej mamy – Wytłumaczył wykutą formułkę. Chłopaki spojrzeli na siebie.
- Gdzie jest twoja mama?
- Tam!
            Wskazał na Noriko rozmawiającą z ich surowym dyrektorem – Panem Orochimaru. Z samej postawy tej cichej rozmowy mogli wywnioskować, że jakoś specjalnie za sobą nie przepadali. Wtem ogarnęli, Naoki to wnuczek ich dyrektora. Szczęka im opadła.
- Naoki, zbieramy się, bo tata zadzwoni na policję, że cię porwałam. – mruknęła Noriko
- Okej, pa dziadziusiu! – Pożegnał się chłopczyk, przytulając mocno do mężczyzny.
- Odwiedź mnie kiedyś z tatą, dobrze?
- Nasz dyrcio jest dziadkiem i ma taką seksowną córkę, a sądziłem, że nic mnie nie może zaskoczyć… - Szepnął do kolegi Hiroya. – Hej, Nao. Już nas opuszczasz? A sądziłem, że jeszcze odwiedzisz Mats.
- Matsuri się uczy w tej szkole? – Dopytała Noriko.
- Panie Tadashi, zapraszam. – Zawołał dyrektor.
- Pewnie, zaprowadzę was.
            Yagura był rozdarty, też chciał iść do Matsuri, a musiał spędzić u dyrektora ów czas i wysłuchiwać reprymendy. Przynajmniej tego się spodziewał po tym co słyszał na temat dyrektora. Jednak chyba wizyta wnuka polała miodem jego nastrój, bo nie było nagorzej.
            Tymczasem na korytarzu przy sklepiku szkolnym rozmawiali Konohamaru z Daisuke. Pierwszy raz od zalania dziejów musiał się z czegoś wyżalać. Po prostu ostatnia sytuacja z Nel go dobiła i czuł się z tym gorzej niż źle. Zakładał na siebie maskę uśmiechu, ale tak naprawdę chciał się gdzieś zaszyć i rozładować swój ból. Konohamaru był jednak kiepskim słuchaczem, a pocieszycielem jeszcze gorszym.
- Nie wiem co ci powiedzieć… - Powtórzył to chyba trzeci raz. Albo czterdziesty. – Ani co poradzić.
- Luz, nie potrzebuję rady i tak to spierdolę po swojemu. - Wyszczerzył się. – W ogóle jest jeszcze coś. Pamiętasz Miyuki?
- Bratowa Mats. – Wyjaśnił sobie Konohamaru. Lubił ją tak nazywać, bo strasznie tym denerwuje przyjaciółkę.
- Już niedługo. Zdradza doktora.
- Co?!
- Niestety z kimś przystojniejszym.
- Co?! Skąd wiesz?
            Daisuke wyjaśniał wszystko przyjacielowi. O tym co widział w domu u Nel. Istotna informacja, ale jak to powiedzieć Matsuri? Konohamaru po dłuższym zastanowieniu doradził, by nie mówić jej nic. Nie mieszać się w tą sprawę. Taa, jemu to łatwiej, bo nie nazywa się Daisuke. Po chwili pod sklepik podeszła dziewczyna o bardzo słodkiej i miłej twarzy. Posłała Konohamaru uśmiech, a on od razu z rumieńcem na policzku wbił wzrok w podłogę.
- To jest twój powód, przez który chcesz zrezygnować z Hanabi…?
- Nie… Znaczy… Może trochę…
            Daisuke chciał wyciągnąć od przyjaciela więcej, ale wtem zadzwonił dzwonek na lekcje. Kon zmieniając temat zadecydował ściganie się do sali lekcyjnej.

            O dwudziestej drugiej godzinie Sasori wrócił z pracy. Jako, że był to piątek to Miyuki pozwoliła chłopcu czekać na tatę. Spędziła dziś z Naokim bardzo fajny dzień, choć w założeniu miała się od niego oddalać. Jednak jak można to robić, gdy ten wykorzystywał swój urok by osiągnąć co zechce. Przez cały tydzień spędzał czas z mamą, Miyuki w tym czasie mentalnie brała się w garść by ostatecznie rozmówić się z Sasorim. Ale było to naprawdę ciężkie, nie chciała ich skrzywdzić. O wiele za późno pomyślała o konsekwencjach swojej nocy z Iseo.
- Tata! Nareszcie! - Zawołał z uśmiechem, podbiegając i przytulając rodzica.
- Siema mistrzu. - Mruknął zabierając go na ręce. - Jeszcze nie śpisz?
- Nie. Czekałem na ciebie!
- Ach. Brzmi jakbyś czegoś ode mnie chciał. - Odrzekł odstawiając syna na ziem. Potem podszedł do Miyuki. - Cześć śliczna.
- Cześć...
- Tęskniłem. - Oświadczył od razu przytulając do siebie dziewczynę.
            Ostatni raz się widzieli w parku, rozstając w kłótni. Rozmawiali przez telefon i wszystko sobie mniej więcej wyjaśnili. W przypadku Miyuki było to zdecydowanie mniej. Sasori wytłumaczył nie odbieranie telefonu i szczerze żałował, że rozmowa w ten sposób się potoczyła. Do tej pory nie przeprosił jej osobiście, miał nadzieję zrobić to dzisiejszej nocy. Sprawić, aby chłód i dystans, który czuł przez cały tydzień w rozmowach telefonicznych zniknął. Miyuki pozwoliła mu się przytulać, a nawet nie miała nic do tego by to jeszcze chwilę potrwało. Kochała Sasoriego, za ich wspólną przeszłość. Jednak wymagała od niego obietnicy na przyszłość, a najwyraźniej było to dla niego za dużo.
- Kocham cię Miyuki i nie chcę stracić. Nie kłóćmy się już. - Powiedział spokojnie, Miyuki na te słowa zrobiło się ciężko. Złapała mężczyznę za przedramiona i delikatnie od siebie odsunęła.
- Musimy poważnie porozmawiać Sasori…
- W porządku. – Odrzekł, choć nie podobał mu się ten ton. – Położę tylko Naokiego spać.
- Nie musisz, tato. Jestem już duży! – Wypiął dumnie pierś.
- Poważnie? Kiedy mi tak urosłeś?
            Uśmiechnął się do syna łapiąc go pod pachy i przytulając do siebie. Po życzeniu mu dobrej nocy przez Saso i Miyuki, oddalił się do swojego pokoju. Zostali, więc sami, Sasori wskazał jej kanapę, na której posłusznie usiadła. Słowa, które chciała wymówić ugrzęzły w jej gardle niczym gula – Ciężko się przyznać do zdrady, a dodatkowo zerwać.
- Dlaczego płaczesz...? – Zapytał Sasori na widok jej szklistych oczu.
- Bo… - Przetarła je od razu. – Jest mi strasznie przykro…
- Dlaczego?
- Ja… - Wydukała i zmusiła się do spojrzenia mężczyźnie w oczy. To był błąd. W jednej sekundzie poczuła się, jak dziwka. Najgorsza z żyjących na świecie kobiet, niegdyś tępionych przez nią samą. – Przepraszam cię, Sasori. Przepraszam…! – Nie rozumiał tego jej nagłego wybuchu płaczu, ale od razu ją do siebie objął.
- Nie masz mnie za co przepraszać.
- Mam! – Wyszlochała. – Nie zasługuje na ciebie…!
- Uspokój się.
- Nie! Ja… nie mogę…
            Rozmowę przerwał dzwoniący telefon Sasoriego. chciał go zignorować, ale może lepiej, aby Miyuki w tym czasie się uspokoiła. Zalecił jej to, odbierając połączenie. Miyuki opierała twarz o bark partnera i zadawała sobie multum pytań o treści „coś ty najlepszego zrobiła?” Mężczyzna, który z nią teraz siedzi nie zasłużył sobie na takie potraktowanie. Teraz, po kontakcie wzrokowym, zaczęła żałować. Tego w jaki kurewski sposób go skrzywdziła. Załkała mocniej.
- Co się dzieje, Matsuri…? Jasna cholera, chociaż ty przestań płakać…! Mów spokojnie, co się stało…? – Mimika Sasoriego stawała się coraz bardziej przejęta słowami siostry. – Zaraz tam będę.
- Co się stało? – Zapytała Miyuki, oddalając na moment własne smutki.
- Babcia miała zapaść.