20 lut 2016

Rozdział 79.

         Po południu Deidara nadzorował w pracy plany budowy nowego obiektu. Wszystko posuwało się jak najbardziej do przodu z czego był bardzo zadowolony. Ale także i zaskoczony, bo Sasuke i reszta jego upośledzonej bandy pracowała bez żadnych zarzutów. Dawno nie miał żadnego powodu by na nich nakrzyczeć, gdy ze sobą rozmawiają jest całkiem w porządku, nie zadają głupich pytań ani nic… Jakby… Zaczął ich tolerować…
         Deidarę na samą myśl przeszły dreszcze obrzydzenia. Jednak ustalił, że na pewno chodzi o to, że studenciki boją się podskoczyć. W ogóle niedługo skończą budowę i ich umowa dobiegnie końca. W czasie przerwy Dei siedział na belce z rozwartymi planami następnej budowy i je studiował. Wtedy przyszła do niego grupka pracowników, aby mu potowarzyszyć.
- Siema Szefuniu. – Zawołał wyszczerzony Naruto.
- Wypierdalaj do pracy.
- Jest przerwa. – Przypomniał. – Co robisz?
- Pytasz, jakbyś sądził, że potrafisz zrozumieć odpowiedź.
- Sprawdź mnie. – Powiedział dale się szczerząc.
- Nie boli cię czasem gęba od ciągłego… nieważne. – Westchnął ciężko. Wtedy zorientował się, że Nara, Inuzuka i Uchiha są z nim. Zmrużył oczy. – Czego chcecie?
- Idziemy po pracy na piwo, może szef dołączy? – Zapytał Kiba. W odpowiedzi usłyszeli parsknięcie śmiechem, Sasuke jako jedyny się tego spodziewał.
- Niby dlaczego miałbym gdziekolwiek z wami iść, co?
- A ma szef coś lepszego do roboty?
- Hah, no ja pierdolę. Mam własnych kumpli, z którymi mogę się napić o każdej porze. – Powiedział dumnie. Choć sam nie był pewien czy się nie okłamał. – A teraz wracać do roboty. Nie toleruję indolencji.
- Czego…? – Naruto uniósł brew.
- Lenistwa, przygłupie.
- Szefie! – Zawołał do Deidary jakiś pracownik z aż spod bramy wejściowej. – Ktoś do ciebie! – Wskazał na gościa, Deidara zmrużył oczy by wyostrzyć spojrzenie.
- Tata…?
         Nie mógł uwierzyć własnym oczom, które ukazały mu starego, ale podchodząc nabierał tylko pewności. Nie był jednak zadowolony z tego widoku. Kiedy ostatni raz się widzieli? Chyba na dwudziestych pierwszych urodzinach Deidary, nie żeby miał do niego żal za to, ale po co mają w takim razie odnawiać kontakt. Przywitali się, blondyn chciał tylko uścisnąć ojcu dłoń, ale ten wolał się przytulić.
- Jesteśmy w moim miejscu pracy. Oszczędź mi czułości.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- W istocie. Co tu robisz?
- Chłodniej nie mogłeś? – Sarknął mężczyzna.
- Mogłem. Wierz mi.
- Tak, tak. Napisałem do ciebie tydzień temu maila o przyjeździe. I przyjechałem, a twoja matka mi oznajmia, że już tam nie mieszkasz.
- Dzwoniłem, ale chyba masz jakiś nowy numer, czyż nie?
- Fakt. No to na darmo przyjeżdżałeś. Mam pracę.
- A wieczorem?
- Idę z Sasorim pić. – Powiedział właśnie to ustalając. Nie mógł iść do Aseny, bo wyjeżdża na weekend na szkolenie, a jak dzisiaj do niej pójdzie to będzie musiał pomagać jej się spakować.
- Sasori… To niezwykłe, że dalej się przyjaźnicie. – Mruknął z uśmiechem.
- Mówiłem ci, że tak będzie.
         Jako nastolatek Deidara nieraz wykłócał się z ojcem, który twierdził, że przyjaźń nie jest wieczna i jest głupotą. Chciał by Dei siedział całe dnie nad książkami, niż balował ciągle z kolegami. Właściwie to nadal sądził, że wszystko się pokończy, gdy założą własną rodzinę.
- Sasori ma dziecko i dziewczynę. Wszystko jest w najlepszym porządku.
- Ma dziecko?
- Sześciolatka.
- I to syna… No proszę, proszę, a ty kiedy się weźmiesz do roboty?
- To nie twoja sprawa, tato.
- Deidara! Cześć. – Ni stąd ni zowąd pojawiła się Tayuya z wyraźną sprawą do Deidary. – Słuchaj, potrzebuję pieniędzy i to w tym momencie. Gwidon zachorował i potrzebuję na leki dla niego. – Trajkotała, nie zwracając większej uwagi na znaki, które dawał jej rozmówca. – Wiem, że niedawno płaciłeś al…
- TAYUYA! – Warknął natychmiast ją uciszając. – Poznaj mojego tatę.
- To twój tata…? – Zorientowała się w gafie, którą mało co nie popełniła. – Po stroju sądziłam, że to robotnik… - Wytłumaczyła. Ojciec Deidary spojrzał zmieszany na swoje ubranie. – Więc… jestem Tayuya. Miło poznać.
- Miyano. – Uścisnął dłoń dziewczyny. – Jesteś jego dziewczyną?
- Nie. – Wtrącił Deidara. – To… Tylko Tayuya.
- Aha… A kim jest Gwidon?
- Tato nie jesteś z wywiadu… Poczekaj na mnie w tym kantorze, ok?
         Miyano skinął głową i oddalił się do pomieszczenia. Dei odprowadził go wzrokiem, a dla większego bezpieczeństwa wyprowadził Tayuyę poza bramę terenu budowy. Była oburzona tym jak ją szarpał, ale nic sobie z tego nie robił. Po chwili zmierzył ją wzrokiem.
- Kurwa mać, mówiłem żebyś tu nie przyłaziła!
- Wiele rzeczy mówiłeś, ale tego akurat nie. – Wzruszyła ramionami. – Masz całkiem przystojnego tatusia. Wolny? – Mruknęła z uśmiechem. – No co? mam chyba słabość do Douhitów.
- Przejdź do rzeczy i się pożegnajmy.
- Jasne… Gwidon jest chory i…
- Ile? – Zapytał chcąc mieć wszystko za sobą.
- No… Jakieś trzy stówy.
- Co?! – Zawołał, wytrzeszczając oczy. – Żartujesz sobie?
- Hm? A słyszysz śmiech widowni? – Sarknęła. – Leki kosztują, kochanie.
- To co mu jest?
- Dostał zapalenia płuc.
- Co?! On nie ma nawet roku! – Oburzył się Dei. – Jak mogłaś do tego dopuścić? – Burknął.
- To nie wina zaniedbania. Dzieci chorują czy tego chcesz czy nie.
- Zapalenie płuc u kilkumiesięcznego dziecka. Słyszysz jak to brzmi? Nie umiesz zajmować się dzieckiem?
- Odezwał się porządny tatuś. – Tay przewróciła oczami. – Proszę cię tylko o pieniądze, a nie reprymendę.
         Dei niestety nie mógł jej dać tego, co chciała. Nie w tym momencie, bo zwyczajnie nie miał tyle przy sobie. Nakazał przyjść kobiecie jutro, na co naskoczyła na niego z kolejnymi pretensjami. Mając chore dziecko nie mogła sobie pozwolić na wychodzenie z domu o każdej porze. Zrezygnowany Deidara postanowił więc przyjść do niej osobiście. Teraz jednak lepiej, żeby jej tu nie było.

          Sasori spędzał cały dzień ze swoją ukochaną kobietą i ukochanym synem, gdyż dzisiaj wziął sobie wolne w pracy i to okazało się bardzo dobrym pomysłem. Stan babci był stabilny, ale wciąż szpital jedynie podtrzymywał ją przy życiu wywołując w niej z pewnością jedynie ból. Odłączenie jej od tych wszystkich urządzeń byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale Sasori nie mógł podjąć takiej decyzji sam, a Matsuri od wczoraj nie odbierała telefonów. Sasori rysował razem z Naokim i Miyuki farbami plakatowymi. Takie praktyczne zabawy są o niebo lepsze, niż oglądanie telewizji.
- Sasori, wszystko w porządku? – Zapytała Miyuki.
- Tak, pewnie. Dlaczego pytasz?
- No nie wiem, twój obrazek jest jakiś taki smutny… czarny i w ogóle.
- Bawisz się w psychologa, Miyuki? – Zaśmiał się w odpowiedzi. – To tylko kolor, lepiej ci będzie jak wezmę… na przykład różowy?
- Gdzie jest różowy? – Zapytał Naoki.
- Nie mamy różowego. – Odpowiedział Sasori. – Ale możemy go mieć mieszając czerwoną farbę z białą.
         Naoki na początku nie chciał w to uwierzyć, więc Sasori postanowił mu to udowodnić. Taka tam magia, którą wszyscy znają. Naoki był pod wrażeniem i chciał wiedzieć więcej, tata podawał mu kolory farb, a on je mieszał i wychodziły mu kolory, których czasem mu brakowało. Po chwili zadzwonił telefon Sasoriego, odebrał, zostawiając towarzystwo same w kuchni.
         Rozmawiał z bratem Chiyo, który meldował mu, że Matsuri wciąż się nie pojawiła w domu, a on sam musi niedługo pędzić na dworzec. Sasori rozumiał i po podziękowaniu zamierzał się rozłączyć, ale mężczyźnie nie o to chodziło, a o psa. Nie mógł go przecież zostawić samego bez opieki. Saso musiał po niego przyjechać. Nie podobał mu się ten werdykt, podczas urlopu chciał się zajmować jedynie dziewczyną i synem, a teraz dochodzi jeszcze pies. Po rozłączeniu się z wujkiem dzwonił kolejny raz do siostry. Ciężkie westchnięcie oznaczało, że bez skutku.
- Teraz chyba nie będziesz zaprzeczał. – Mruknęła Miyuki. – Co się stało?
- To nic. Wkurza mnie, że Matsuri nie odbiera…
- Może jest z chłopakiem? Zadzwoń do niego.
- Ale… a co mi tam. – Wzruszył ramionami i wybrał numer Gaary. Miyuki ucałowała go w policzek i się oddaliła. Połączenie zostało  odebrane po dłuższej chwili.
- Słucham?
- Hej Gaara. Sorry, że przeszkadzam, ale jest może z tobą Matsuri.
- Nie, nie ma.
- Kurwa mać… - Przeklął cicho. – No nic, a wiesz może gdzie jest?
- Podejrzewam, że z Yagurą.
- Co? Po co?
- Zerwaliśmy wczoraj i była z nim wtedy.
- Zerwaliście…?
         Nagle Sasoriemu zrobiło się głupio, bo pewnie wypytywaniem o Matsuri go tylko bardziej zdołował. Chociaż ten twierdził, że była to ich wspólna decyzja. Cóż, rozmowa się już nie kleiła, więc podziękował i się rozłączył. Nie miał telefonu do Yagury, ale miał do Hidana. Zadzwonił do niego bez wahania i tu także musiał czekać, aż ten łaskawie odbierze.
- Co?
- Jakie co?! Co tak długo? – Burknął Sasori.
- Jesteś rudy i możesz se czekać. A teraz, co chcesz? Naoki ci się znudził i chcesz mi go oddać?
- Co… NIE! Nigdy!
- No to wiesz… mam trochę roboty…
- Jest z tobą Yagura?
- Nie.
- Ech… a wiesz gdzie jest?
- Hah! Sam bym chciał wiedzieć, gdzie jest ten gnojek! Jak się tylko pojawi to mu nogi z dupy powyrywam! Wiesz co zrobił?!
- Nie bardzo, ale zaraz pewnie mi powiesz…
- Skurwysyn wziął sobie bez pozwolenia moje autko! Moją dziecinkę!
- Straszne. Czyli nie wiesz gdzie on jest?
- Nie wiem, a co?
- Nic, ale prawdopodobnie jest z Matsuri.
- Kim?
- Moją siostrą. – Wobec tego komunikatu Hidan gwizdnął znacząco. – Zamknij ryj.
         Sasori zakończył rozmowę, nie chciał słuchać jakiś domysłów Hidana. po tym zerknął na Miyuki, która była gotowa do wyjścia, trochę się tym zdziwił. Miyuki widząc jego wyraz twarzy od razu powiedziała o powrocie do domu i powtórzeniem sobie materiału na jutrzejszy egzamin. Prośba Saso o zostanie z Naokim była cholernie niewygodna na ten czas.
- Yo, ludziska. – Zawołał wchodzący do mieszkania Deidara. – Przyszedłem…
- W samą porę! – Dokończył Sasori. Przyjaciel przyszedł co prawda z piwem, więc szykowała się jakaś cięższa rozmowa, ale musiał wykorzystać jego obecność.
- Tak… Przyszedłem w samą porę, aby…
- Mi pomóc – Ponownie za niego dokończyć. – Bo chcesz mi pomóc, prawda?
- Żałuję, ale nie.
- Deidara, słuchaj. Muszę pojechać do domu i odwieźć wuja na pociąg…
- Och. – Deidara już przeczuwał dokąd prowadzi ta konwersacja. Założył ręce na klatce piersiowej.
- Przy okazji odwiozę też Miyuki do domu…
- Naprawdę?
- Taa, musi się pouczyć do ostatniego egzaminu. Dlatego mam prośbę… posiedziałbyś z Naokim w tym czasie?
- Niby dlaczego?
- Bo jesteś moim najlepszym przyjacielem, bo nie mam go z kim zostawić, bo mam straszne urwanie głowy, bo siostra się pewnie goni z jakimś prymitywem i jestem na skraju załamania, Dei.
- Hm, wiesz jak to brzmi?
- Jak?
- Jak nie mój problem.
- No daj spokój, Deidara. Jesteś moją ostatnią deską ratunku…
- No stary, ja do ciebie dopiero co przyszedłem. Z piwem.
- Proszę cię przyjacielu…
- I tu jest problem, bo ty chyba nie wiesz o co mnie prosisz, stary. Mam niańczyć małą kupę… – Spojrzał pogardliwie na dziecko, które oglądało właśnie do góry nogami telewizje.
- Już nie taka mała – Zaśmiał się pod nosem rodziciel dziecka. Miyuki szturchnęła go ramieniem w żebro. No jak on może się tak o własnym dziecku wypowiadać. – Jeju, jedyne co masz zrobić to pilnować, by spał o dziewiątej… wieczorem – Dodał dla pewności.
         Deidara westchnął ciężko, ale dobra, niech będzie. Wtedy obaw nabrała Miyuki, jak to o nim świadczy, skoro ma w poważaniu dobro dziecka. Sasori był jednak nieugięty w swojej decyzji, Naoki w sumie cieszył się, że zostanie z wujkiem. Po powiedzeniu mu wszystkich jakby podpunktów regulaminu dobrego zachowania, zbierali się do wyjścia. Dei patrzył na to zdezorientowany, przecież czarno na białym widać, że go dzieciak nie słuchał…
         Oglądali razem bajkę od jakiegoś kwadransa. Starszemu już zaczęły kleić się oczy. Co za gówno… jak on kiedyś mógł to oglądać. Naoki wydawał się zainteresowany bajką, ściskał mocno w rękach, pilota.
- Przełącz to – Nakazał opierając się leniwie o kanapę.
- Nie – Burknął chłopiec.
- No weź kurwa – Chłopiec potrząsał przecząco główką. Ogląda, nie będzie przełączał. Deidara westchnął ciężko, no na pewno nie będzie oglądał tego cyrku, trzeba coś wymyślić. – Powiem Hidanowi, że oglądasz pojebane kreskówki – Chłopiec spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. bardzo sobie cenił zdanie wujka, może go znielubić jak się o tym dowie… z żalem oddał pilota blondynowi, który odebrał to bez żadnych wyrzutów.
- Co oglądniemy?
- Nie wiem. Film.
- Jaki?
- Nie wiem…
- A o czym?
- Nie wiem… - Już z wolna zaczynał go denerwować ten grad głupich pytań. Na szczęście mały się już uspokoił, ale zaczął robić coś o wiele gorszego. Doprowadzał do szczytu wkurwienia blondwłosego. Mianowicie przedrzeźniał jego ruchy. Podrapał się w rękę to ten też to zrobił, założył nogę na nogę, to ten też. Usiadł wyprostowany, ten też, no kurwa. – Przestań – Syknął.
- Przestań – Powtórzył dolewając tym tylko oliwy do ognia. Westchnął głośno, co ta mała papuga powtórzyła.
- Powiedziałem coś – Spojrzał na niego groźnie. Lepiej nie powtarzaj tego bo ci zapierdole, posłał mu taką  myśl, ale chyba więź telepatyczne ich nie łączyła.
- Powiedziałem coś – Widać było, że siłuje się z samym sobą, aby nie parsknąć śmiechem.
- Wkurwiasz mnie – Nastąpiła cisza, dzieciak chyba nie chciał przeklinać. Uśmiechnął się triumfalnie.
- Wku…
- Powiem twojemu ojcu, że przeklinasz – Zagroził, przerywając mu wpół słowa. Tak jeszcze potem na niego będzie, że nauczył go kląć. Ten przywilej wolał pozostawić Hidanowi, wszakże tradycji się nie zmienia, co nie? Zamknął buzie, nie odzywając się już słowem. No, i tak ma być.
         Po kilku minutach, Naoki znalazł sobie nową zabawę. Także taką, która wkurzała jego opiekuna. Zagryzał sobie zębami policzek od wewnętrznej strony, a potem wypuszczał to ruchem warg w jakby jednostronnym uśmiechu. Temu zabiegowi towarzyszył dość głośny dźwięk cyknięcia, powtarzał to kilka razy.
- Kurwa mać! Przestań! – Warknął, strasząc go tym nagłym wybuchem. Obejrzał się na wujka. Zdenerwował się na niego, on sobie znalazł zajęcie, sam, a ten na niego się wydziera.
- Nie! – Odpyskował nadal bawiąc się tym co przed chwilą odkrył.
- Nie ma nie, do cholery! Przestań, bo ci… - Chwycił się za zatoki, uspokój się, uspokój, to tylko sześcioletni smarkacz, nie warto,  nie warto! Zaczął szturchać Deidare w ramię, lekko, ale bezustannie, a to wkurwiało.
- Bo co mi zrobisz, bo co mi zrobisz? – Powtarzał z jakąś radością.
- Bo…! Bo cię zakopię! Zakopię słyszysz gnoju! W ogródku zakopie! – No i wybuchł, ale został sprowokowany, aby ucichł. Dei patrzył naburmuszony w telewizor, natomiast Naoki siedział obok niego na piętach. Miał minę, jakby się zastanawiał czy wujek jest zdolny do zakopania go, a po chwili jakby ustalił, że to bardzo prawdopodobne.
- Nie! – Zawołał rozpaczliwie, blondyn spojrzał na niego zdezorientowany. – Ja nie chcę zostać zakopany! Przepraszam wujku! Przepraszam cię! – Uniósł jedną brew. Uwierzył…?
- Dobra już. Ucisz się – Mruknął beznamiętnie.
- Nie, przepraszam cię wujku! – Zawołał przez łzy i przytulił do jego brzucha. No kurwa… zasmarka mu bluzkę… poklepał go delikatnie po plecach. – Już nie będę ci przeszkadzał! Obiecuję!
- Aha, jasne – Bąknął, nawet teraz to robi, więc mu nie wierzy. – Przestań płakać.
- Nie zakopiesz mnie? – Zapytał podciągając pod nosem.
- Nie! Żartowałem, kurwa – Oznajmił załamany. Czy on wygląda na jakiegoś psychopatę, grabarza, koparkę czy chuj wie co? – Twój ojciec, by mnie zabił.
- Wujku… - Zaczął odsuwając się od mężczyzny, by móc spojrzeć mu w oczy. – Czy ty mnie nie lubisz? – Zapytał smutno. Właściwie nie tylko głos miał smutny, ale i spojrzenie, przenikał nimi blondyna. Westchnął ciężko.
- Lubię – Rzekł, no już nieraz się nim zajmował. Przyzwyczaił się do niego, zaczął tolerować i lubić, jak go nie wkurza, a coś chyba ostatnimi czasy bardzo polubił robić mu na złość. No i jakby powiedział, że nie to by się mu rozwył. Ku jego zdumieniu poczuł jak chłopiec dociska się do jego boku. – Co ty…?!
- Też cię lubię wujku! – Zawołał radośnie.
         No przecież wie takie rzeczy, zjechał plecami bardziej na oparcie i oglądał z małym jakiś film akcji. Chyba mu się podobało, a  Deidarze na pewno samochody, wybuchy, wybuchy i jeszcze raz wybuchy, czyli to co lubi najbardziej. Jednak ciepło, które dawał mu Naoki swoim otulaniem sprawiało, że również chciał zasnąć. Nie pozwolił sobie jednak na to i ostrożnie wziął Naokiego na ręce, zanosząc do pokoju. Położył go do łóżka i przykrył kołdrą. Następnie nim wrócił do salonu, wyjął z lodówki piwo i oddał się oglądanemu filmu. Trwało to jakieś półtorej godziny i do domu wrócił Sasori z czworonożnym towarzyszem, który od razu wydał z siebie donośne, powitalne szczeknięcie.
- Cicho bądź. – Burknął Sasori.
- To Miyuki? – Zagadnął z uśmiechem Deidara.
- Bardzo śmieszne. To pies mojej siostry.
- Aha. Wiesz, że to już podchodzi pod desperacje. – Popatrzył na przyjaciela niezrozumiale. – Laska nie chce się z tobą bzykać w nocy, a ty sobie sprowadzasz jakąś sukę.
- To samiec.
- Jeszcze gorzej.
- Siostra spierdoliła z domu, prawdopodobnie ze swoim nowym przydupasem. Wuj też wyjechał do domu, więc nie miał kto się nim zająć. – Powiedział Sasori, reagując na prośby zwierzaka o głaskanie.
- Lubi cię.
- Wiem. – Przyznał z uśmiechem. – A gdzie Naoki?
- Śpi w swoim pokoju.
         Sasori skinął głową na znak, że rozumie. Wtedy jednak chłopak zaczął wołać o pomoc. Właściciel mieszkania westchnął męczeńsko, co skłoniło Deidarę do wzięcia tego problemu na własne barki. Na towarzyszenie blondynowi zdecydował się pies, ale Sasori i tak wolał to wszystko nadzorować. Nadeptując sobie na buty zdjął je z siebie, po drodze do pokoju rozpinał bluzę, ale do pomieszczenia nie wszedł. Jedynie przysłuchiwał się zza lekko otwartych drzwi.
- Dobra, skoro się już przywitałeś z psem, to może teraz powiesz czemu się wydzierasz? – Zaczął Deidara kompletnie bez empatycznego zaangażowania.
- No, bo… W szafie jest potwór…
- Ta, jasne. – Przewrócił oczami i zamierzał wyjść.
- Czekaj wujek! – Zawołał chłopiec z przerażeniem. – Mógłbyś zamknąć drzwi od szafy…?
- Po co?
- Żeby potwór nie mógł po mnie przyjść.
- Ja pieprze. – Prychnął Dei. – Skąd pomysł, że potwór nie potrafi otworzyć drzwi? – Na to zdanie oczy Naokiego wytrzeszczyły się gwałtownie. Nie pomyślał o tym i teraz strach się spotęgował. Sasori walnął przyjaciela w tył głowy, posyłając mu gniewne spojrzenie.
- Powaliło cię, Dei?! Nie mów mu takich rzeczy!
- Tato ja nie chcę tu spać, proszę! Chcę spać z Tobą! - Natychmiast do niego pobiegł i wtulił się mu w pas. Sasori objął syna, patrząc oskarżycielsko na winowajcę.
- No co? Nie jest za duży by wierzyć w potwory?
- Daruj sobie. Naoki idź do łóżka.
- Nie! proszę, nie chcę tu spać! Tylko dzisiaj, dobrze? Tylko dzisiaj! – Prosił.
         Nie mógł zrobić nic innego poza zgodzeniem się na prośbę syna. Szczęśliwy chłopiec wpakował mu się do łóżka. U niego już się nie bał, Sasori mógł spokojnie go zostawić i iść sobie gadać z Deidarą. On w przeciwieństwie nie był taki głupi i jasno stwierdził, ze dzieciak udawał. Marny z niego aktor.

         Miyuki wróciła do domu od razu po zdani egzaminu na uczelni, chciała się tym ze wszystkimi podzielić. Pierwszy oczywiście był Sasori, który ma się dzisiaj wieczorem niej pojawić razem z Naokim, a obecnie razem przesiadują w szpitalu w odwiedzinach u Chiyo i Mari. Aikashi czyli ojciec dziewczyny powstrzymywał Yosuke przed poważną rozmową, do której i tak musiało dojść, dopóki ta nie napisze egzaminów. Czyli do teraz. Oboje mieli świadomość, że Miyuki jest dorosła, ale lubili też Sasoriego, a to jak  jest przez nią traktowany nie jest fajne. Swego czasu w ten sposób rozpadło się małżeństwo Aikashiego i nie sądził, że jego córeczka wdała się w swoją matkę w tej kwestii.
- Gratulacje, Miyuki. – Oznajmił Aikashi na wiadomość o zdaniu. – A teraz musimy o czymś porozmawiać.
- Hm? O czym?
- Cóż…
- Jestem! – Krzyknął Yosuke wchodząc głośno do mieszkania. Chciał być przy tej rozmowie i nawet odpuścił sobie dla tego dzisiejszy trening. – Miyuki wróciła?
- Tak, wróciłam. – Mruknęła z uśmiechem. – Zdałam egzamin! – Krzyknęła dumnie.
- Super. A teraz do rzeczy, musimy pogadać.
- Ale ten, wiecie, że ja jestem na studiach reporterskich, a nie psychologicznych? Może pogadajmy wieczorem? Sasori też przyjdzie z Naokim.
- Właśnie o nim musimy porozmawiać. – Sprecyzował Aikashi.
- O co chodzi? Coś się stało?
- Ty nam powiedz. – Wtrącił Yosuke. – Coś ty zrobiła, Mi?
- Ja? Nic nie zrobiłam. – Burknęła, a wtedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. – Jesteście strasznie dziwni. Idę otworzyć drzwi.
         Skomentowała z lekkim uśmiechem i udała się w stronę przedpokoju. Kompletnie nie miała pojęcia o co może im chodzić, ale jakoś specjalnie się tym nie przejęła. Otworzyła drzwi, a w ich progu zobaczyła kogoś, kogo w ogóle nie spodziewała się zobaczyć. Iseo. Do jej głowy zaczęły napływać obrazy wspomnień z każdej chwili, w której dzielili przyjemność. Przywitał się jako pierwszy i ostatni, ponieważ Miyuki nie mogła na jego widok wydusić z siebie żadnego sensownego słowa.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. – Przytaknęła głową zapraszając mężczyznę do środka. Skorzystał. – To nie zajmie dużo…
- OK! – Zawołał donośny głos z salonu. Po krokach można było się domyśleć, że kieruje się do przedpokoju. – Słuchaj, siostro…! – Zatrzymał się, widząc, że ma gościa. – Och.
- Witam… - Przywitał się niepewnie z Yosuke, chowając swoją dłoń za plecy. – Chciałbym zamienić słowo z twoją sio… Dzień dobry. – Tym razem przywitał się z ojcem Mi.
- Dzień dobry.
- To… - Zaczęła w końcu Miyuki. – Pogadajmy u mnie.
         Iseo przytaknął i za pozwoleniem mężczyzn wspiął się po schodach za swoją byłą kochanką. Był w jej dom chyba drugi raz, więc czuł się tam bardzo nieswojo… należało przy tym dodać ciężar wzajemnego widoku, który przypominał o tym, co ich łączyło. Miyuki zamknęła drzwi swojego pokoju, a pozostanie sam na sam było jeszcze bardziej krępujące. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Co u ciebie? – W końcu coś z siebie wykrzesała.
- Całkiem, całkiem… a u ciebie?
- Też… Rano pisałam ostatni egzamin i zdałam.
- Gratuluję. Cieszę się.
- Tak… Ale chyba nie o tym chcesz ze mną rozmawiać.
- Nie. – Przytaknął z uśmiechem. – Nie o tym tylko o tym co nas łączyło.
- To znaczy…?
- Powiedziałaś Sasoriemu? – Zapytał, a Miyuki wykrzywiła usta. – Z twojej miny wnioskuje, że nie… A milczenie potwierdza, że mam rację.
- Dlaczego o to pytasz?
- Bo chciałbym żebyś to zrobiła.
- Co? czemu ci na tym zależy?
- Nie ma to znaczenia. Możesz myśleć, że zrobiłem się bardziej solidarny z mężczyznami i nie chcę by jakiś nie poznał brudów swojej dziewczyny. Albo, że jesteś dla mnie jak trofeum i każdy ma wiedzieć, że byłaś moja. Albo tęsknie i nie mogę się pogodzić z tym, że dalej jesteś z tym frajerem. Wybierz sobie scenariusz.
- Iseo…  Nie proś mnie o to…
- To bezduszne co robisz. Umawiasz się z facetem, którego zdradzałaś.
- Już tego nie zrobię! – Krzyknęła, a jej oczy zaczęły się szklić. – Jak zakończyłeś nasz romans… Poczułam ulgę. Każdy popełnia błędy i ma szansę na pokutę.
- Więc dlaczego się nie przyznasz? Jeśli zerwiecie to będzie dla ciebie idealna nauczka, a jak ci wybaczy to sobie go kochaj i dziękuj, że cię chce.
- Będę go kochać na sto procent. Nie muszę go ranić jednym incydentem, który się już nie powtórzy. Uwierz mi i puśćmy to w niepamięć.
- Uwierzyłbym ci, gdybyś nie powtarzała ciągle, że mnie kochasz. – Odpowiedział, a potem zaczął kroczyć w jej kierunku. Miyuki wręcz przeciwnie, zaczęła się cofać. Aż usiadła na łóżku. – Powiedz Miyuki… Nadal za mną tęsknisz… za moim dotykiem, prawda?
- Mylisz się…
- Gdy cię teraz pocałuję to mnie odtrącisz? Czy ulegniesz?
         Zapytał prowadząc z nią grę, która miała na celu ją sprawdzić. Wpił się w usta Miyuki, ponownie zaznając ich słodkiego smaku. Miyuki odepchnęła go od siebie, wymierzając mu policzek. Nie był on jednak wystarczająco ostry, dlatego Iseo nie zawahał się pocałować jej drugi raz i za drugim razem z wahaniem, ale uległa pieszczocie. Kiedy zaczynało się jednak robić gorąco Iseo z trudem się od niej oderwał.
- Sama widzisz. Nie możesz się oprzeć. Jak zdradzisz raz, zdradzisz i drugi. Powiedz chłopakowi o zdradzie i z szacunku do niego zakończ wasz nędzny związek. – Podsumował po czym zostawił ją samą w pokoju.
         Siedziała dłuższa chwilę sama, łapiąc niesamowitego doła z tego powodu. Przetarła oczy nie pozwalając aby łzy ściekały po jej twarzy. Miyuki zdawała sobie sprawę, że zachowuje się w stosunku do Saso jak… no nie najlepiej, ale kochała go. Mimo zdrady kochała go i nie chciała bez niego żyć. Dlatego nie mogła mu wyznać prawdy. To samolubne, ale każdy człowiek ma w sobie coś z egoisty. Po chwili zeszła na dół, odziana w maskę dobrego humoru.
- Chce ktoś herbaty? – Zapytała siedzących w salonie mężczyzn.
- Usiądź. Musimy dokończyć rozmowę. – Nakazał Yosuke.
- Możemy to zrobić jutro…?
- Mama opowiadała, że spotkała Sasoriego. Chwaliła go. – Do Miyuki nie docierały słowa brata. – Imię, praca i inne prywatne detale się zgadzały, ale wygląd i sposób zachowania już nie.
- Do czego zmierzasz? – Warknęła z irytacją, chociaż dobrze wiedziała.
- Zdradzasz Sasoriego Miyuki? – Wtrącił jej ojciec.
- Nie.
- Nie kłam! – Burknął Yosuke.
- Nie kłamię!
- Więc kim był koleś w pizzerii, z którym się spotkałaś?! Brunet, zielone oczy. Coś ci świta?!
- Nie zdradzam Sasoriego! – Zaparła się.
- Ale zdradziłaś? – Wtrącił Aikashi patrząc na córkę z potępieniem. Miyuki złapała się za głowę, ściskając ze złości swoje włosy.
- Ja nie chciałam tego zrobić! Nie chciałam…! – Głos Miyuki się załamał i zaczęła płakać. – Nie zrobię już tego… Nigdy…! Nie zrobię…! – Ramieniem, w które mogła się wypłakać, należało do Yosuke. Nie cierpiał widzieć zapłakaną siostrzyczkę.
- Już dobrze, nie becz…
- Zawiodłaś mnie Miyuki. – Aikashi pozostawał jednak bezwzględny. – On o tym wie? – Dziewczyna z załzawionymi oczami zaprzeczyła ruchem głowy. – Więc musisz mu powiedzieć.
- Nie chcę… To się więcej nie powtórzy, tato…
- Nie chodzi o to czy się powtórzy. Wychowałem cię na uczciwą dziewczynę i dlatego masz mu powiedzieć.
- Zostawi mnie…
- Będziesz miała nauczkę.
         Po tym komentarzu postanowił udać się na dwór pospacerować i zaczerpnąć świeżego powietrza. Nigdy nie podejrzewał, że Miyuki postąpi w ten sposób, jej matka też przed laty zdradzała Aikashiego, wiedział jakie to krzywdzące i w żadnym razie nie pozwolił córce brnąć dalej w tym kłamstwie. Musiała wszystko wyznać, bo tylko pogarsza swoją sytuację.

         Koło siedemnastej, od razu po swojej pracy, Deidara udał się niechętnie do Tayuyi. Miał dla niej pieniądze na te pieprzone leki, bo wypłacał sobie rano w banku. Dzisiaj też czeka na niego okropny wieczór, bo jego szanowny tatuś zamierza przyjść do jego mieszkania w odwiedziny. Tsuki była tym zachwycona, lubiła ojca Deidary i to z wzajemnością. W czasie ich związku mężczyzna często zabierał ich ze sobą na wycieczki w fajne miejsca.
         Zadzwonił do drzwi stojąc na klatce schodowej. Nie raz i nie dwa razy był u niej w domu, a mimo to chyba i tak najlepiej zapamiętał sypialnie. Zadzwonił drugi raz.
- Co robisz?! Dzieci śpią, głupcze. – Warknęła szeptem Tayuya, gdy otworzyła drzwi.
- Trudno. Mam dla ciebie kasę.
- Ok. wejdź. – Otworzyła szerzej drzwi, oddalając się do środka mieszkania.
- Nigdzie nie wcho… Tay, kurwa mać. – Wydął usta w złości, ale koniec końców wszedł do mieszkania. – Możemy to załatwić szybko? Spieszę się?
- Gdzie?
- Do domu. – Burknął. – Masz tu kasę i nie myśl, że sobie tego nie odliczę z alimentów w przyszłym miesiącu.
- Ty sobie chyba żartujesz…
- A słyszysz śmiech widowni? – Zacytował jej wypowiedź z ostatniego razu. – Chcesz kasy to poproś rodziców, przecież są bogaci.
- Jestem z nimi pokłócona, więc nie zamierzam ich o nic prosić.
- A my to niby nie jesteśmy?!
- Nie? Jesteśmy przyjaciółmi, którzy mają przy okazji razem dzieci.
- To według ciebie podchodzi pod definicję przyjaźni? – Dopytał na co wzruszyła z uśmiechem ramionami. – Lecz się kobieto.
- Jesteś głodny? – Zadała kolejne pytanie. – Zrobiłam pierogi z borówkami.
- Z borówkami…? – Zawahał się. jego ulubione danie. Westchnął ciężko. – Ale potem wychodzę!
- Jasne. – Mruknęła Tay, zaczynając nakładać mu na talerz porcję. – A co u ciebie?
- Jak zawsze zajebiście. – Odpowiedział, rozsiadając się na krześle przy ladzie w kuchni. Po drugiej stronie była Tayuya. Dei nie wiedział co ona kombinuje, ale się nie da! – Nie przyjaźnimy się.
- To może to zmienimy?
- Nie. – Tayuya zmrużyła oczy nie będąc zadowolona z odpowiedzi. Deidara nie chciał się jednak przyjaźnić z każdą swoją eks, to głupie.
- Co u Aseny?
- Czemu pytasz?
- A nie mogę?
- No skoro pytasz to nie, nie możesz.
- Ok. W sumie i tak ją często widuję. – Mruknęła Tayuya, a Deidara uniósł brew. – Mamy wspólnego fryzjera.
- Baby… - Skomentował, a Tay podała mu przed nos talerz. Uśmiechnął się na ten widok i od razu przystąpił do jedzenia.
- Możesz mi czasem pomagać przy dzieciach?
         No i wiedział, że tak będzie. Tayuya nie jest aż taka miła bez powodu, nawet będąc z nim w związku nie była. Kobieta nie chciała od niego pomocy na stałe, przecież to Deidara, teraz jednak, gdy Gwidon jest chory jest jej ciężko. Poza tym reakcja Deidary na ten komunikat była urocza. To ją przekonało. Deia niestety nie.

         Zgodnie ze złożoną obietnicą Sasori przyjechał do Miyuki razem z Naokim. Był wieczór… jak na sześciolatka dosyć późny, ale słońce jeszcze ostatkami swoich promieni rozświetlało niebo. Naoki wyskoczył z samochodu i od razu popędził w stronę drzwi mieszkania. Sasori nawet go nie upomniał, był zbyt zadowolony przyjazdem tutaj. Przed dołączeniem do syna powstrzymał go dźwięk własnego telefonu, który postanowił odebrać. Drzwi domu otworzył Yosuke i zaprosił dziecko do środka, dając Saso chwilę na rozmowę.
- Co tam, Nagato?
- W porządku. Chcę cię poinformować, że od kilku dni twoja siostra nie pojawia się w szkole. – Burknął, będąc oburzony tym faktem.
- Jak to cię pocieszy to w domu też jej nie ma.
- Dlaczego miałoby mnie to pocieszyć?
- Bo brzmisz jakbyś za nią tęsknił. – Oznajmił Sasori.
- Nie ma jej w domu i się o nią nie martwisz?
- Jest z Yagurą, wspólnie sobie zrobili wagary. Yagura jednak zabrał w tym celu samochód Hidana, a ten go namierzył, są w jakimś domku w górach.
- I mówisz to z takim spokojem?
- Niewiele mogę zrobić. – Można też dodać, że nie chciał. Pozwolił Matsuri na trochę spokoju. – Masz jeszcze jakąś sprawę? Trochę się spieszę.
- Yahiko i Konan jutro wpadają. Może gdzieś wyskoczymy?
- Jej, schlebiasz mi, ale mam dziewczynę.
- Mi to nie przeszkadza.
- Robisz konkurencję Deidarze. – Rzekł z uśmiechem. – Jestem za spotkaniem. Zdzwonimy się jutro.
         Wszedł do środka domu, gdzie z salonu dobiegały męskie glosy, w tym ciut piskliwy i uroczy należący do Naokiego. Spojrzał pytająco na Yosuke, który sugestywnie wskazał podbródkiem na pokój, w którym siedziała Miyuki. nie wyszła stamtąd odkąd z nią rozmawiali, a Aikashi zabronił synowi iść i ją pocieszać, co miał w planach. Miał nadzieje, że jego córka zrozumiała swój ogromny błąd i postąpi słusznie. Co znaczy, że się z nim rozstanie.
- Miyuki. – Zaczął Sasori wchodząc do jej pokoju. – Sądziłem, że będziesz czekać na dole i olśniewać swoim uśmiechem.
- Wybacz Sasori… Mam okropny nastrój…
- Nie rozumiem, przecież zdałaś egzamin, prawda? – Przysiadł się ku niej na łóżku.
- Tak, ale… Pokłóciłam się z Yosuke, z tatą i czuje się strasznie dobita…
- O co poszło? – Miyuki nie mogła znieść z jaką czułością na nią patrzy. Tak bardzo jej na nim zależało.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem. Ja ciebie też.
- Chciałabym ci coś powiedzieć…
- Tak.
- Ale nie mogę. – Dokończyła, patrząc na swoje dłonie, ściskające poduszkę. – Za bardzo cię kocham i boję się tego jak zareagujesz…
- Co…? – Sasori nie rozumiał, ale te słowa brzmiały bardzo poważnie. – O co chodzi? Mów. – Ona jednak nie chciała tego zrobić. – Miyuki o czym nie chcesz mi powiedzieć?
- Nie chcę, nie mogę… Błagam Saso nie proś mnie o to. – Niechcący głos jej się załamał i zaczęła szlochać.
- Sądząc po twojej reakcji powinienem wiedzieć i wybacz, ale nie odpuszczę. – Złapał ją za ramiona i zmusił do patrzenia. – Powiedz, co się stało?
- Sasori…
- Proszę. Będzie dobrze. – Zapewnił, a ona wybuchła płaczem.
- Masz krzywe brwi…!
         Wtuliła się w jego ramiona i szlochała. Sasori był taki zszokowany tym wyznaniem, że nie wiedział jak zareagować. Czy to powód do płaczu? I czy naprawdę ma krzywe brwi? I czy to źle? Bo w prostych jak linijka chyba by wyglądał jak debil. Tyle myśli mu krążyło po głowie, aż w końcu objął dziewczynę, ale sam nie wiedział co ma jej powiedzieć. Miyuki natomiast nie mogła powstrzymać swojej histerycznej rozpaczy.
- Może wyjdziemy gdzieś? Na spacer albo do jakiejś knajpki coś zjeść?
- A Naoki?
- Pójdzie z nami. – Zastanawiał się kiedy przestała to być dla nich oczywistość. Miyuki przytaknęła z uśmiechem. – Ogarnij się trochę, a ja poczekam na dole.
- Ok.
- Nie chcę, by Naoki zastał cię zapłakaną… a tym bardziej Yosuke.
         To by było straszne, już widział przed oczami jak mężczyzna oskarża go o wywołanie łez Mi, a potem nabija mu limo pod okiem, a jak się już wyglebi to kopnie i połamie mu żebra. Aż się otrzepał. Schodząc po schodach w dół zauważył niepokojącą ciszę. Szukał wzrokiem syna, ale nigdzie go nie było.
- Gdzie jest Naoki?
- Już idziesz? – Dopytał znienacka Yosuke.
- Wyganiasz mnie?
- Nie ,ale… Ja tylko… Rozmawiałeś z Mi?
- Tak. Zaraz zejdzie. – Mężczyźni spojrzeli na siebie porozumiewawczo, więc jednak nie powiedziała. Aikashi nie miał zbyt zadowolonej miny. – Więc gdzie jest Naoki?
- W ogrodzie, bawi się z moim synem. Gonią kury sąsiadów… Zawołam go.
- Nie, nie, może to na chwilę obecną lepiej. – Powiedział, siadając na kanapie. – Chciałbym z wami porozmawiać. – Mężczyźni zamienili się w słuch. – Chodzi o to… Jesteście najważniejszymi osobami w życiu Miyuki… więc chcę was w coś wtajemniczyć. – Wyciąga z kieszeni białe pudełeczko, w którym każdy wie co jest. – I…
- O kurwa… - Wyrwało się Yosuke.
- Tak, mam nadzieje, że Miyuki zareaguje. – Uśmiechnął się, ale mężczyźni nie byli szczęśliwi wobec jego zamiarów. Normalnie by byli, ale nie teraz. – W każdym razie panie Aikashi… Chciałbym pana prosić o rękę pańskiej córki. – Zapadła cisza. Cóż… bardzo dobry mieli kontakt więc spodziewał się żartu „a bierz ją w cholerę”, „dlaczego tylko rękę?” lub „ale ty głupie pytania zadajesz”.
- Nie mogę się na to zgodzić. – Powiedział w końcu mężczyzna, a Saso zabrakło języka w gębie.
- Tato, a może…
- Moja odpowiedź jest na chwilę obecną niezmienna. Przykro mi, Sasori.
- Ja… Nie rozumiem… Dlaczego?
- Gdzie indziej musisz znaleźć odpowiedź.
- Ale… W porządku – Splajtował. – Ale… Zmieni pan zdanie, jestem uparty.
- To nie ode mnie zależy.
- A od ko…
- Sasori! – Zawołała Miyuki, wchodząc do salonu. Ten czym prędzej schował pudełeczko do kieszeni bluzy. – Jestem gotowa. – Mruknęła starając się omijać wzrok pozostałych.
- Cieszę się. Ślicznie wyglądasz.
         Cmoknął ją w usta i skierował się do kuchni, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do ogrodu. Miyuki usilnie chciała być przy nim, aby nie zostać w towarzystwie rodziny. Po tym jak już wszyscy wyszli Yosuke podrapał się w głowę i z westchnięciem usiadł na miejscu zajmowanym wcześniej przez Saso.
- Słuchaj tato, a może Miyuki będzie od teraz naprawdę wierna Sasoriemu?
- Jeżeli dostanie drugą szansę to też w to wierzę.
- No to dlaczego się nie zgodzisz by się jej oświadczył?
- Ma zrobić taki ważny krok nie wiedząc o zdradzie?
- To był błąd przecież, ona żałuje. Zresztą Sasori nie wie i się nie dowie o jej skoku w bok… To na pewno było jednorazowe i… na bank myślała wtedy tylko o Saso!
- Yosuke, czy ty słyszysz co mówisz? Postaw się na miejscu Sasoriego, a za Miyuki postaw Yoko. Jakbyś zareagował? – Yosuke się naburmuszył.
- To nie to samo! One są zupełnie różne! Zresztą ja będę jej pilnował.
- Nie możesz mieć jej na oku przez całe życie Yosuke. Musisz się zająć własną rodziną. – Powiedział Aikashi. Zapobiegawczo, bo wariat by to zrobił. – Miyuki musi się nauczyć postępować właściwie.
- Ech… Szkoda, że nie wiemy kto był tym jej kochankiem… powinien dostać w mordę za swój żywot.
         Aikashi trochę się zdziwił. On się domyślił, że to był Iseo, ale może dla niego lepiej, że nie wiedział. Dość kłopotów jak na te chwilę.

         Następnego ranka Sasori siedział sam w kuchni popijając świeżo zaparzoną kawę. Naoki leniuchował w swoim pokoju, ale miał wolne, więc mu wolno było. Saso zastanawiał się nad wczorajszą odmową Aikashiego, nie mógł przestać o tym myśleć. To go z deka frustrowało, ponieważ uważał, że mają świetne kontakty.
         Randka z Miyuki minęła bardzo przyjemnie, choć trochę zaczyna być wręcz naskakująca. Co chwila mówi jak bardzo go kocha i owszem, to miłe, ale ile można…? Właściwie to idąc się kąpać zeszłego wieczora przyglądał się swoim brwiom. Dalej nie łapał o co jej odnośnie tego chodziło.
         Po chwili po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka i pukania do drzwi. Sasori ruszył, więc ku nim i otworzył. U progu drzwi zastał Noriko w asyście Yoshiego, był trochę zaskoczony tym widokiem.
- Właśnie przyleciałam do kraju. Chciałam się tylko przywitać z Naokim, mogę?
- Wejdźcie. – Zaprosił ich do środka. – Wybaczcie bałagan… Nie sprzątałem.
- Od ilu lat? – Mruknęła zaczepnie Noriko. Uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi.
- Naoki! Chodź tutaj! – Zawołał, chcąc mieć jej wizytę za sobą. – Yoshi napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. – Powiedział. Noriko patrzyła wyczekująco na Sasoriego.
- Co?
- Ja też nic nie chcę. Dziękuję, że spytałeś.
- Nie dziękuj, nie spytałem. – Uświadomił ją, a po chwili zapytał. – Jak się trzymasz?
- Dobrze, dlaczego pytasz?
- Słyszałem… - Yoshi zaczął wymachiwać za plecami Noriko sygnały. – że… - Sygnały ostrzegawcze. – że ci się przytyło.
- Miło, że się interesujesz moją wagą. – Sarknęła. – Spójrz na siebie, ok?
- Tak, wiem. Mam krzywe brwi. Słyszałem to już.
         Noriko razem z Yoshim drgnęli zdezorientowani na te słowa, a potem zaczęli się uważnie przyglądać Sasoriemu, jego twarzy, a dokładniej brwiom. Czuł się nieswojo.
- Nie masz krzywych brwi. – Zaprzeczyła Noriko, po czym jeszcze dokładniej przejechała mu palcami w tych miejscach. – Nie masz. Skąd ten pomysł?
- Nie wiem. – Sasori wzruszył ramionami, ale teraz zaczął się przejmować jeszcze bardziej ostatnią reakcją Miyuki. Noriko zawsze się znała na wyglądzie, więc na pewno miała racje. – Co u Rok… - Ugryzł się w język, ale trochę za późno.
- A co tam u Miyuki? – Podjął szybką zmianę tematu Yoshi.
- Super, super. Zdała egzaminy to teraz ma wakacje… Naoki!
- A co ona studiuje?
- Eee… studiu…
         Nagły dźwięk wymiotów zwrócił uwagę wszystkich dorosłych. Noriko z Sasorim w tej samej chwili postanowili ruszyć do pokoju i zobaczyć co z ich synem. Naoki wyglądał bardzo mizernie i miał wory pod oczami. Sasori był zdziwiony, bo nie było widać po dziecku żadnych niepokojących objawów. Noriko przyłożyła dziecku do czoła rękę, wyczuwając gorączkę.
- Może coś ci zaszkodziło z wczoraj.
- To nie to, Sasori. On ma gorączkę. – Sasori również sprawdził mu czoło. – Jedźmy z nim do lekarza.
- Ja jestem lekarzem. – Burknął.
- A jesteś w stanie powiedzieć co mu jest i przepisać antybiotyki?
- Nie, ale…
- Bez dyskusji! – Zawołała stanowczo.