27 cze 2014

ROZDZIAŁ 29.


            Czerwiec zmierzał ku końcowi, a Sasori odbywał ostatni dzień pracy, jako pielęgniarza przed wakacyjną przerwą. Chociaż praca asystenta może też zwiastować awans, to zależy od tego, jak będzie się spisywał, a obiecał sobie, że nie zawali. Tego dnia badał bilanse u pacjentów, wiadomo – wzrost, waga, ciśnienie, wzrok i tak dalej, i tak dalej. Pacjenci potrzebowali takich badań do pracy, aby mogli nadal pracować, niektórzy nawet chcieli dać w łapę za ciut lepsze wyniki. Wiadomo, jak wyleją z roboty to za co utrzymają swoją wielodzietną rodzinę, ale Sasori nie mógł tego zrobić. Czego ludzie w dzisiejszych czasach wymagają, do jakich kroków zmusza życie – do przekładania pieniędzy nad zdrowie.
            Wyciągnął kartę następnego pacjenta i mimowolnie się uśmiechnął, kto by pomyślał, że będzie miał okazję badać swojego najlepszego przyjaciela. Musi wykazać się pełnym profesjonalizmem. Po chwili obecny pacjent wychodził i przy drzwiach zawołał Deidarę. Dopiero po chwili zauważył, że jego lekarzem jest przyjaciel.
- Wow, no ciebie to się nie spodziewałem – mruknął blondyn i przybił z przyjacielem uścisk powitalny.
- Ja też, nie mówiłeś, że idziesz na badania.
- Nie miałem kiedy. Ostatnio się widzieliśmy na ostatnim egzaminie – stwierdził, kupa czasu, całe cztery dni. – Dobrze, że trafiłem na ciebie, a nie na twojego kolegę – Sasori skrzywił się.
- Hideo to nie jest mój kolega.
- Ta, ta… niedoszły szwagier – dopowiedział zgryźliwie. Tak na serio to sobie żartował, ale ruchał jego siostrę, więc no żart mógłby stać się jawą. Lecz na szczęście nie stał.
- Nie śmieszne – założył ręce i uśmiechnął się do niego. – Rozbieraj się – nakazał.
- Tak bez gry wstępnej? – zaśmiał się Deidara i ściągnął z siebie koszulę.
- Jak to bez? Bawimy się w doktora nie? – odpowiedział równie zaśmiany.
            Nawet w miejscu pracy potrafią wdawać się w te swoje role kochanków. No, ale to tylko słownie i bez świadków, to najważniejsze. Sasori tak, jak sobie powiedział, profesjonalnie podszedł do badań. Najlepsze w tym wszystkim było to, że mogli sobie korzystając z okazji pogadać. Deidara dzięki temu dowiedział się, że Saso zatrudnił na stałe Miyuki jako opiekunkę. W końcu się przełamał! Musiał zapytać, jak mu się teraz mieszka, jak się ogólnie sprawuje, a on zaczął warczeć coś o desce sedesowej, nie ogarniał o co chodzi i za bardzo nie chciał wiedzieć.
- Wiesz, codziennie się burzy, że nie spuszczam deski i sama tego nie zrobi, tylko ja muszę się fatygować.
- Nie spuszczasz deski? – uniósł brew, no i on się jej dziwi. Dla lasek jest to obrzydliwe, nie wie czemu, ale tak jest. Wolał nigdy nie wnikać.
- Nie… nigdy nawet na to nie zwracałem uwagi… ty spuszczasz? – zaczął się zastanawiać czy te fuki Miyuki były jak najbardziej na miejscu, a on jest po prostu jakiś głupi.
- No, mieszkam z matką. Zawsze powtarzała, że jak się nie spuści deski to ucieka szczęście. Nie spuszczałeś mieszkając z babcią?
- Nie pamiętam… chyba nie… dobra mniejsza, idź na wagę – wskazał na przedmiot, którego nienawidzi każda kobieta. Posłusznie się tam udał, nie jest babą, aby panikować. Umieścił się na przedmiocie, a licznik poszedł w ruch wskazując ciężar mężczyzny. Sasori bezgłośnie parsknął śmiechem, a kumpel zmrużył gniewnie na niego oczy.
- Komuś się przytyło – uśmiechnął się wrednie.
- Wiesz co? – zaczął z entuzjazmem. – Spierdalaj – burknął, a ten się tylko uśmiechnął. – Co teraz?
- Wzrost – odpowiedział i wskazał na ścianę, tam powieszony był metr do mierzenia.
- Twoja ściana wstydu, co maluchu? – zaśmiał się w stronę Saso i bez baczenia na jego nachmurzoną reakcję ustawił się pod ścianą. Mężczyzna podszedł do niego z ekierką, aby przyłożyć ją pod dobrym kątem od ściany do czubka głowy. – Stań na palcach – zadrwił sobie z niego.
- Bardzo zabawne – sarknął.
            Po zmierzeniu nakazał się mu już ubrać, w dalszych badaniach może być już ubrany. Oczywiście Dei znał prawdziwy powód tego nakazu – Saso się obraził, bo Douhito jest od niego wyższy. Nic mu nie odpowiedział, niech sobie myśli co chce… nie był zły, był wkurwiony, jak on mógł od ostatniego razu urosnąć, a Sasori nie? Świat jest taki niesprawiedliwy…! Nakazał przyjacielowi położyć się na kozetce, a on mu mierzył ciśnienie. Idealne.
- Doktorze będę żył? – zapytał z teatralnym przejęciem.
- Tak, ale tylko przez dwie godziny, potem kończę zmianę – oznajmił nieskromnie, lubił mniemanie „beze mnie wszyscy by umarli”. W sumie to prawda, jest najlepszy.
- Hej, Akasuna! – zawołał go wchodzący do pomieszczenia Hideo. Sasori z założonymi rękami cofnął się o dwa kroki w tył, wychylając zza parawanu. – Wiesz jaką fajną laskę zobaczyłem niedawno na korytarzu? Długie blond włosy, figura jak u modelki. Stała do mnie tyłem, więc nie widziałem twarzy, ale miała na sobie taką przydługą, sięgającą za dupę flanelową koszule z rękawem do połowy przedramienia, brązową torebkę i białe markowe adidasy.. och i fajne miętowe dżinsy…
- Miętowe? Lizałeś je czy co?
- Nie, debilu. Taki kolor jest! Blady błękit – kurwa… miętowy… jaki facet zna taki kolor? Spojrzał na Deidarę z tym niemym pytaniem. Wtedy ogarnął, że Fuse opisuję jego kolegę, blondyn patrzył na swoje ciuchy, a żyłka na skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować.
- Te ciuchy… nie wydawały ci się męskie? – zapytał niepostrzeżenie, bo w końcu były.
- Lubię taki zniewieściały styl. Gdybyś zobaczył jej tyłek, kurwa, kosmos normalnie. Wszedłbym – Sasori zakrył sobie usta, żeby się nie zaśmiać, a Deidara nie wytrzymał i wyszedł zza parawanu.
- Koleś! – warknął. – Po pierwsze to zwykła koszula robocza, a rękawy zakasałem – stwierdził wydłużając je. – to nie jest torebka, tylko torba naramienna! – tu go wkurzył, bo nie jest teletubisiem żeby z torebkami chodzić. – a spodnie są jasno niebieskie! Żadna mięta, żaden blady błękit!  I od mojego tyłka się odpierdol, jestem facetem i wolę kobiety! Dziękuję, dobranoc.
            Machnął do Sasoriego na pożegnanie i wyszedł z pomieszczenia nie wołając nawet kolejnej osoby, palant go wkurwił i tyle. Do pomieszczenia wszedł jakiś gość pytając o pozwolenie na wejście, Akasuna go przyjął nie zwracając uwagi na otępiałego Fuse, już dostał zjebkę od platonicznej miłości. Będzie miał się z czego nabijać, a jego tłumaczenia tylko dodawały sytuacji euforii. Jego siostra też by chyba padła ze śmiechu przez tą akcję.

            W innej części miasta, w magazynie firmy meblowej trwały akcje z przeładowaniem ciężkich lodówek do ciężarówki. To była bardzo pracochłonna robota, a zakwasy po niej są murowane. W tymże zawodzie pracował Yahiko, jednak on nie musiał dźwigać tych rzeczy tylko nadzorować pracowników, jednak i tak im pomagał z własnej woli. Nie lubił stać bezczynnie przy tego typu pracach… no i nie miał nic do roboty, bo pracownicy spisywali się wzorowo. Wszystko zasługa głównego szefa firmy – Minato, czyli wuja Nagato. Świetnie sobie przysposobił ludzi, płaci im wystarczająco, wszystkie wady pracy stara się niweczyć, wszyscy są zadowoleni.
            W czasie przerwy wyszedł na dwór, aby zapalić papierosa. Ostatnimi czasy przez niefortunne zajścia z Konan musi często odprężyć się poprzez kojącą woń nikotyny. Nadal nie mógł ścierpieć tego, że odrzuciła jego oświadczyny, a była wkurzona, że jej eks postanowił sobie ułożyć życie poprzez małżeństwo. Co ją obchodzi były facet? Najwyraźniej obchodzi i świadomość tego bardzo go wkurzała. Wyciągnął z kieszeni telefon, postanowił zakończyć te swoje domysły.
- Cześć Konan, muszę cię o coś zapytać. Czy ty czujesz coś do swojego byłego? – trochę sztywnie zaczął, ale nie potrafił inaczej.
- Yahiko… - jęknęła dziewczyna. – Nic nie czuję, głupku. Inaczej bym z tobą przecież nie była – odparła logicznie. Naprawdę nie rozumie o co mu chodzi i mówiąc szczerze denerwuje ją to zachowanie.
- Więc dlaczego się wściekłaś widząc oświadczyny przy fontannie?
- O losie… to była moja eks bliska sercu przyjaciółka co gwizdnęła mi chłopaka. Mam do niej wielki uraz i nie chce by była szczęśliwa, bo opiera swoje szczęście na mojej krzywdzie. To wszystko.
- Czyli czujesz się skrzywdzona.
- Tak, to mnie bolało…
- Wciąż kochasz swojego byłego. Tak myślałem – prychnął cicho.
- Nie! jezu… Yahiko, jego mam gdzieś. Ciebie kocham i jesteś dla mnie najważniejszy. Boli mnie jak zostałam potraktowana przez eks PRZYJACIÓŁKĘ – starała się mówić do niego dobitnie, bo przez zazdrość jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczał najwyraźniej. – to tak jakby… nie wiem… Nagato uprawiał ze mną seks za twoimi plecami.
- Nie zrobiłby tego – odpowiedział pewnie.
- Wiem, ale to tylko przykład…
- A co z eks chłopakiem?
- Yahiko – westchnęła ciężko. – męczysz mnie już tym tematem.
- Po prostu mi powiedz dlaczego wkurzyło cię, że on się komuś oświadcza, a moje oświadczyny odrzuciłaś.
- Dobrze. Powiem ci, bo sam się chyba nigdy nie domyślisz – warknęła z kpiną. – twoje oświadczyny… och nawet tak ich nie można nazwać. To był jakiś nieśmieszny żart! Oświadczasz mi się w łóżku? Bez pierścionka, sytuacja co najmniej nie na miejscu i brak odpowiedniej atmosfery. Nie jestem romantyczką, ale… wolałabym wytworniejsze miejsce.
- Tylko o to chodziło? – rychło wczas załapał, faktycznie kobieta chce, aby jej każdy dzień wyglądał jak z prawdziwego zdarzenia. Ależ z niego debil!
- Tak… chcę chwalić się ludziom, gdzie mój chłopak mi się oświadczył, a nie… łóżko.
- A gdybym… gdybym ci się oświadczył, dajmy na to nad fontanną. Zgodziłabyś się?
- Zdecydowanie – mruknęła, a on zagryzł wargi, aby nie wydać z siebie odgłosu tego szczęścia. Podskoczył w górę wymachując triumfalnie pięścią. – Yahiko, jesteś tam?
- T-Tak, jestem, jestem – odpowiedział w końcu.
- Twoja pierwsza próba była klapą. Lepiej nie schrzań drugiej.
- Wiem… dobra kochanie, ja wracam do pracy. Wpadnę do ciebie wieczorem.
- Zapraszam.
            Zakończyli tak rozmowę z dobrymi humorami, teraz Yahiko z o wiele większą energią i zapałem podchodził do wykonywania pracy. Teraz tylko musi się zastanowić nad odpowiednim miejscem i czasem zadania tego ważnego pytania. Po ostatniej rozmowie z chłopakami jakoś nabrał większego dystansu do ożenku, ale dobrze jest wiedzieć, że druga połowa pragnie tego samego co ty.

            Kilka dni później, kiedy to Sasori już zajmował w połowie upragnione stanowisko, w połowie, bo to wciąż rola asystenta, opiekę nad Naokim sprawowała Miyuki. Musiał sam przed sobą przyznać, że świetnie się zajmowała Naokim, o niebo lepiej niż on. Nawet mając wolne od pracy i nauki jego syn się tak dobrze z nim nie bawił. No i zauważył to jego zepsucie, do którego się troszkę przyczynił. Mianowicie brak poszanowania zabawek, chce nowych a stare chomikuje… choć to też wina Hidana! On też mu kupuje, nawet takie, które nie są dla dzieci w jego wieku.
            Szedł właśnie do toalety, przed wyjściem koniecznie musiał się wypróżnić. Wtedy też rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Wejdź Miyuki! – zawołał nie poruszając się sprzed łazienki, może wejdzie…? Weszła.
- Dzień dobry! – przywitała się na wstępie i zaczęła ściągać buty.
- Miyuki, Miyuki, Miyuki! Przyśłaś! – z własnego pokoju zaczął biec do niej chłopiec po drodze lekko taranując swojego tatę.
- Powoli Naoki… - powiedział, ale kiedy on to mówił to był od niego bardzo daleko. Przewrócił z uśmiechem oczami i oddalił się do łazienki.
- Witaj przystojniaku – mruknęła Miyuki, zabierając malucha na ręce. – Jak tam? Wyspałeś się? – przytaknął główką. – A co ci się śniło?
- Poszliśmy do zoo! – zawołał radośnie, wczoraj czytała mu bajkę, gdzie bohaterowie poszli do zoo, więc rozumiała to pragnienie.
- Do zoo? – powtórzyła z entuzjazmem. – Ty i tatuś?
- Nie, tata był w placy – opowiedział. – byłem ja i ty – mruknął z zadowoleniem. Miyuki się uśmiechnęła do niego, to miłe, że o niej śni, lecz Sasori powinien grać główną rolę w podświadomości dziecka.
            Zapytała chłopca o śniadanie, a gdy okazało się, że nie jadł, bo dopiero co wstał, pozwoliła mu oglądnąć coś w telewizji, a sama poszła mu coś przyszykować w kuchni. Sasori w tym czasie wyszedł z łazienki, miał jeszcze jakieś pół godziny do wyjścia, więc jedyne co to miał przyszykowane wszystko na półce – kluczyki, portfel, dokumenty… odruchowo wszystko zabrał do domu, zamiast zostawić w samochodzie. Wszedł do kuchni i przywitał się z Miyuki.
- Tatoo – zawołał go Naoki. – Podaś mi pilot? Poszę – Sasori od razu spełnił jego życzenie i podszedł do niskiej półki, na której leżał pilot i wręczył go siedzącemu na kanapie synowi. – ciękuję.
- Proszę – odrzekł z uśmiechem i ponownie zaszedł do kuchni. Tam zobaczył Miyuki siedzącą przy stole z kubkiem kawy i patrzącą na niego karcąco. – No co?
- Och nic – uśmiechnęła się krzywo. Wolał nie wdrażać się w ten sarkazm i podszedł do lodówki wyciągnąć z niej zimną wodę mineralną taki urok wakacji, że panuje nieznośny skwar. – Podałby mi pan komórkę – wskazała na przedmiot znajdujący się na przeciwległej jej stronie. Uniósł wymownie brew, wystarczy, żeby się lekko nachyliła i dostanie po komórkę. – Proooszę.
- Możesz sobie sama ją dosięgnąć – oznajmił wzruszając ramionami. – Wystarczy się ruszyć, a chyba masz zdrowe nogi – burknął. Ku jego zdumieniu dziewczyna z uśmiechem wstała z krzesła i ruszyła po telefon, a następnie do swojego pracodawcy.
- Tak właśnie powinien pan powiedzieć Naokiemu – zaczęła, a on już zrozumiał, co zrobił nie tak… szykuje się kolejny wykład Wychowania Do Życia W Rodzinie by Miyuki. To takie ekscytujące, że musi się napić. Wody, którą trzyma w ręku. – Naoki jest zdrowy, chodzi, mówi, orientuje się w terenie, potrafi nawet obsługiwać pilot! Więc nie rozpieszczaj go i niech samodzielnie robi rzeczy, na które  pozwala mu wiek.
- Podałem mu tylko pilot. Nie przesadzaj – przewrócił oczami.
- Wie pan co? Pracuję tu już dwa miesiące i w wielu rzeczach pan go wyręcza. Jest pan jego tatą czy służącym? – zapytała retorycznie. Dla niej kilka z zachowań między ojcem i synem było nie do pomyślenia. Na przykład ta z przed chwili, Naoki miał zaledwie trzy kroki po pilota, a Sasori musiał iść po przedmiot aż z kuchni! Wobec niej dziecko nie zachowuje się jak mały dyktator, a tata… przynieś, podaj, pozamiataj.
- Przyhamuj trochę, jesteś tylko opiekunką, a to moja sprawa czy mu coś podaje czy nie – stwierdził oschle. To nie jest zupełnie jego wina, może i go trochę rozpieszcza, ale nie dziwota skoro mało z nim spędza czasu.
- Okej, masz rację, za dużo sobie pozwalam. Al…
- Och, błagam! Żadnych ale – jęknął. Ma dość kłócenia się z nią.
- Dobra, bez ale.
- Dzięki – westchnął i chciał ją wyminąć, ale zawadziła mu drogę.
- Jednak! – i tak kontynuowała temat, tylko zamieniła spójnik. – Sądzę, że przez pana zachowanie, syn nie będzie się odnosił do taty z należytym szacunkiem.
- Miyuki przesadzasz, ma dwa i pół roku, można go trochę rozpieszczać. Muszę mu choć w ten sposób pokazywać, że go kocham, bo nie mam do tego zbyt wiele okazji – odrzekł. – nie będę na niego krzyczał i wzbudzał w nim jakąś wrogość do mnie.
- W porządku – z westchnięciem wzruszyła ramionami. – jak pan woli.
            Zostawiła temat, z miłością rodzicielską nie zdoła wygrać, ale nie popierała zachowania szefa. Rozumiała jego obawy, ale nie potrafiła się z nimi pogodzić. I tak kiedyś wybuchnie, kwestia czasu. Nalała Naokiemu herbaty do kubeczka i położyła na stół wraz z przygotowaną wcześniej kanapką. Przywołała go do siebie i podjęła bardzo ważny temat. Co będą dzisiaj robić?
            Sasori w tym czasie zbierał swoje manatki do pracy, jednak nigdzie nie mógł znaleźć kluczyków do samochodu. Przysiągłby, że były na półce. Zaczął przegrzebywać wszystkie miejsca. No nie ma! Do cholery… spóźni się do pracy! Wszedł do kuchni, ale też ich nigdzie nie widział.
- Naoki, widziałeś może kluczyki do autka taty? – zapytał. Pokiwał głową. – Widziałeś? Gdzie są?
- Pobawimy się w ciepo-zimno?
- Nie, tata się śpieszy. Powiedz grzecznie gdzie są kluczyki? – niestety nie powie, naburmuszył się, bo tata nie chcę się z nim bawić. Nie to nie, niech sobie sam szuka… nigdy ich nie znajdzie! – Naoki!
- Panie Akasuna, mógłby pan przyjść do łazienki? – zapytała Miyuki.
- Nie teraz, tym razem sama spuść deskę – nie miał czasu zajmować się pierdołami, a tylko po to mógł zostać wezwany do łazienki.
- Nie o to mi chodzi…
            Swoją drogą, znowu nie spuścił? Kiedy on się nauczy? Daruje mu wykład na ten temat, bo zaraz się wścieknie z innego powodu. Z westchnięciem udał się do ubikacji, a tam Miyuki mu wskazała na muszle, w środku której pływały wszystkie te rzeczy, których szukał. Zaklął wściekle i z irytacji złapał za głowę. Wszystkie dokumenty musi wymienić, a bez nich nie może jechać autem… znaczy mógłby, ale z jego szczęściem złapała by go policja. Spojrzał nerwowo na zegarek.
- Miyuki osusz proszę dokumenty, ja muszę jechać do pracy – podjął ryzyko. Ma znajomości w policji, więc jakoś to będzie. Wyjął wszystkie rzeczy z muszli toaletowej, dobrze, że Naoki nie wpadł na pomysł by to spłukać. No, ale to i tak było bardzo obrzydliwe i Miyuki skrzywiła się na ten widok. Podczas, gdy mył jeszcze ręce, podeszła do niego.
- Um… a… ni-nie zamierza pan uświadomić syna, że zrobił źle…?
- Nie mam czasu, jak wrócę to z nim pogadam – przy tej wypowiedzi parsknęła kpiąco. Była przekonana, że tego nie zrobi, no ale te parsknięcie… nie chciała tego zrobić. – coś ci się nie podoba? – zmrużył na nią oczy.
- Nalegam, żeby pan poszedł do niego teraz. Powiedział co zrobił źle, aby nic się takiego nie powtórzyło i do wieczora kazał zastanowić nad swoim zachowaniem – rozumiała, że ma dwa lata, ale dyscypliny musi się nauczyć od razu, a nie nagle, gdy już zacznie samodzielnie myśleć, a nie będzie odróżniał dobra od zła.
- Wieczorem i przemyśli to w nocy.
- Kiedy będzie spał? – zapytała oburzona tą odpowiedzią. Przez sen na pewno będzie o tym myślał, och tak. – Co jest z tobą? Przestań być mięczakiem i okrzycz dziecko, daj mu karę, bo zasłużyło! Jakby schował gdzie indziej te kluczyki i byś ich nie znalazł to byś się spóźnił, a jesteś na praktykach i jeden błąd może doprowadzić do twojego zwolnienia! – a przynajmniej tak jej mówił, więc to jego argument.
- Masz racje, dlatego muszę się już zbierać – odparł i zakręcił kurek z wodą. Skrzywiła się, nie musiał teraz wychodzić tylko za pięć minut, a rozmowa z synem zajmie mu dwie. Wyciągnął rękę po klucze na zlewie, ale Miyuki go uprzedziła. – Oddaj.
- Nie.
- Oddaj, bo cię zwolnię! – nie zwolniłby, a ona doskonale o tym wiedziała. Głupia baba… chciał wyrwać jej kluczyki z rąk, ale ona w jednej chwili schowała je do swojego biustu. – Heh, naprawdę sądzisz, że ich nie wyjmę? – wzruszyła pewnie ramionami i nawet pozwoliła mu się niebezpiecznie blisko zbliżyć. Wyciągnął rękę do jej bluzki, ale w tej samej chwili się zawahał. Kolejna próba i znowu nic.  – Och, niech cię szlag!
            Wyszedł ostro z łazienki, a Miyuki w tej chwili wypuściła z siebie powietrze. Przez chwilę myślała, że jednak to zrobi, ale na szczęście to mięczak. Zamknęła drzwi, w końcu po coś przyszła do tej toalety. Zza ściany słyszała wytaczaną reprymendę, nie była ona jakaś surowa, ale ma nadzieje, że dziecko zrozumie. Po zrobieniu swoich czynności wyszła z ubikacji i natrafiła na obu chłopaków na przejściu do salonu.
- Naoki a ty gdzie idziesz?
- Do pokoju… źaśtanowić się nad śwoim źachowaniem – odrzekł ze smutkiem.
- Przeprosiłeś? – dopytała, a on ze strachem przekręcił głową, po czym natychmiast się odwrócił i wtulił w nogi taty.
- Przepalasiam tatusiu – uśmiechnęła się na ten czuły obrazek, ale widziała też, jaka ta rozmowa musiała być trudna dla Sasoriego. Ale nie zareagował źle, nie nienawidzi go… boże ale z jej szefa miękki gość. Trzeba czasem opieprzyć dziecko, by nie robiło złych rzeczy. Naoki czuję się winny, więc zadanie wykonane.
- Porozmawiamy wieczorem – powiedział, mierzwiąc włosy dziecka. Chłopiec ze spuszczoną głową ruszył do pokoju, słodki głos, kocie oczka, a nawet przytulenie nie pomogło. – kluczyki – zwrócił się do opiekunki, wyciągając do niej rękę.
- Jasne – oddała przedmiot. – nie było najgorzej, co nie? – uśmiechnęła się dopingująco.
- Porozmawiamy wieczorem – zapowiedział z grozą i ją wyminął, a ona w tej chwili parsknęła śmiechem. Ta zniewaga go jeszcze chwilę zatrzymała. Odwrócił się do niej. – Czy ty właśnie parsknęłaś?
- Nie – zaprzeczyła z powagą, no tak… bo to było śmieszne „porozmawiamy wieczorem”. Nie ma pięciu lat, by odebrała to poważnie, zresztą… miała się go przestraszyć? Litości! Już go trochę lepiej zna, taki tekst by zadziałał na początku znajomości. – Nie, ja tylko… kichnęłam – zmierzył ją wzrokiem, ma go za frajera, czy co? Jednak potem z nią pogada o jej zachowaniu, jest jej szefem do cholery!

            W całkiem innej części kraju około godziny dziewiętnastej, Hidan leżał na kanapie, był wycieńczony pracą. Kazano mu przeczytać kilka raportów z kilkudziesięcioma stronami! To dla niego zdecydowanie za dużo pracy, gdyby to chociaż było ciekawe, ale nie… ani trochę wyluzowania w tych papierach. Masakra, musi pogadać z ojcem o tym wszystkim, ale to potem. Tak dobrze mu się leży na tej skórzanej rogówce. W pewnej chwili poczuł niezwykłe pragnienie w ustach… królestwo za jakieś picie
- Pić mi się chcę! – zawołał, służący powinni usłyszeć i go obsłużyć. – Kurwa, wody mi przynieście! Soku, piwa, czegokolwiek… - niestety zero odzewu z jakiejkolwiek strony.
            Westchnął ciężko i uniósł się za pomocą łokci w górę, żeby musiał sam ruszać swoją szanowną dupę, pieprzone murzyny… znaczy nie miał czarnoskórych służących, ale i tak ich nazywał murzynami. W końcu Hidan może wszystko. Ruszył do kuchni, nie zważając na hałas, który stamtąd dochodził, pewnie kucharka przypaliła kotlety czy coś. Bez pukania wszedł do pomieszczenia i od razu potężnie krzyknął natychmiastowo zamykając kuchenne drzwi. Najobrzydliwsza rzecz jaką zobaczył, jak on zdoła teraz zasnąć? Koszmar!
- Co tak zbladłeś? – zapytał go ktoś z boku. Yagura, jego mały, dziewiczy braciszek…
- Wejdź do kuchni, a się przekonasz – nie chciał zostać sam z takim ohydnym obrazem przed oczami. Yagura to dzieciak, ale co go to obchodzi?! Chłopak uniósł brew do góry, ale podszedł do kuchennych drzwi i uprzednio pukając, pociągnął za klamkę i wszedł do środka.
- Witam – przywitał się z obecną tam kucharką, a potem spojrzał na Hidana. Również wszedł do środka i teraz było tam wszystko w porządku, a raczej kucharka była w porządku. – myślałem, że zobaczyłeś pająka i stąd ta bladość – zaszydził, Hidan cierpiał na arachnofobię… dlatego Yagura w pokoju miał tarantulę. Wolałby inne zwierzątko, ale przy pająku ma pewność, że Hidan mu nie wlezie do pokoju.
- To było gorsze! Widziałem jak nasz kucharka – wskazał na kobietę, która lata młodości miała już daleko za sobą. – masturbowała się z naszym ogórkiem – wskazał na warzywo. Yagura skrzywił się z obrzydzeniem i odsunął od warzywa. Jak dobrze, że on tego nie widział.
- To cukinia, a nie ogórek – poprawił, mimo wszystko musiał to zrobić. Okazja do kpienia z brata nigdy nie może pozostać zignorowana. W ogóle, jak on mógł to pomylić…?
- Nie ważne! To zielone i to zielone – no oczywiście…
- Cukinie są większe od ogórków, mózgowcu.
- Wiesz co?! Pierdolić to!
- No jeżeli mówisz prawdę to ktoś już nas wyprzedził – stwierdził rozbawiony.
- Śmieszy cię to? Jak mi nie wierzysz to zapytaj kucharki!
- Nie znam hiszpańskiego – oznajmił, pani akurat mówiła jedynie w swoim ojczystym języku, więc on na pewno się z nią nie dogada. Po drugie ta wpadka brata ta bardzo go bawiła. – Hidan… ile widziałeś? – zaśmiał się, a Hidan wziął do ręki tasak.
- Jeszcze słowo… - syknął cicho.
            Przewrócił oczami, ale serio wolał się zamknąć. Hidan był nieobliczalną osobą, do dzisiaj pamiętał, jak byli w domku nad jeziorem w zeszłe wakacje, Hidan spił się z byłą partnerką ojca i ganiał za nim z siekierą… albo jak miał siedem lat to rzucał w niego kamieniami, powód? Bo to było zabawne. Pojebany gość. Wtedy usłyszeli dość nerwowy krzyk ojca, wołał Yagurę i nie miał nic dobrego do przekazania. Wnosił to po tonie głosu.
- Co narobiłeś, bachorze? – zapytał zaciekawiony Hidan.
- Nic… - skrzywił się i wyszedł z pomieszczenia, a za nim starszy brat, nie zostanie sam na sam z tą kobietą. No i był ciekawy co też narozrabiał jego młodszy braciszek. – Jestem tu, przestań się wydzierać… - powiedział, zastając ojca w salonie.
- Kiedy się wydzieram to mam powody. Siadaj gówniarzu! – warknął wskazując mu miejsce na rogówce.
- Wolę postać… dobra, już siadam – uległ poprzez to obrzucenie go wściekłym spojrzeniem. – o co biega?
- Powiedz mi o co chodzi z odrzuceniem tej szkoły, którą ci wybrałem, do cholery?! – rzucił w syna papierem, był wściekły poprzez to zachowanie. Mógł mu chociaż powiedzieć, to nie była jakaś tam byle jaka szkoła!
- Pff, o to się tak wkurzasz? – uśmiechnął się z kpiną, patrząc na kartkę z pismem o nieprzyjęciu go do szkoły, sam wysłał tam prośbę o nie przyjmowaniu go. – Ta buda jest zagranicą, w Stanach, a ja nie chcę się przenosić.
- To najlepsza szkoła średnia. Sam się w niej uczyłem!
- Co mnie to obchodzi? – zmarszczył brwi. Nie zamierzał iść w ślady swojego ojca. – Ja mam własną dewizę na przyszłość.
- Niby jaką? Chyba nie myślisz poważnie nad tym fryzjerstwem. Jeszcze czego… żeby mój syn… - ugryzł się w język, nie chce mówić dzieciom przykrych rzeczy. Kocha ich, ale denerwuje go to, że żaden z synów, nie zamierza przejąć czegoś, na co on ciężko pracował przez lata.
- Spokojnie, nie jestem pedałem – mruknął, chociaż w tym domu chyba nikt mu nie wierzy.
- Yagura, nie miałem tego na myśli… zaakceptuję cię mimo wszystko – zapewnił czule.
- Nie jestem pedałem – powtórzył spokojnie.
- W porządku… jednak i tak musisz pójść do tej szkoły. Jesteś tam zapisany i nie chcę słyszeć sprzeciwu – na powrót dźwięk jego głosu przybrał mocy. – masz za dobre stopnie, by pójść do byle jakiej szkoły.
- Że co?! Tylko dlatego, że się dobrze uczę mam jechać do niechcianej szkoły?! – wstał ostro z siedzenia, zbulwersował się nie na żarty. Hidan, który przyglądał się z boku tej rozmowie, jakoś mu się nie zdziwił. Zawsze powtarzał bratu swoją życiową mądrość, nie pokazuj starym, że potrafisz wiele, bo potem będziesz miał przejebane.
- To powinien być dla ciebie zaszczyt niewdzięczny gówniarzu! – warknął.
- W dupie to mam – powiedział i zaszedł do drzwi wyjściowych.
- Dokąd się wybierasz?! Nie skończyłem z tobą rozmawiać!
- Ale ja już nie zamierzam cię słuchać – powiedział i wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami.
          Starszy mężczyzna westchnął ciężko, jego dzieci są… doprawdy, są takie niewdzięczne. On się stara, by im było jak najlepiej, czasem dla spraw ważniejszych trzeba się poświęcić. Hidana nie wysyłał, bo z jego ocenami i karygodnym zachowaniem to jedynie by się wstydu najadł, ale Yagura jest zdolnym chłopakiem, może osiągnąć o wiele, wiele więcej niż jakiś tam stylista.
- Dałbyś mu samemu o sobie decydować – mruknął Hidan.
- Tobie dałem i więcej tego błędu nie popełnię – odparł. – w ogóle jak idzie w pracy?
- Chujowo, napisałbym rezygnacje, ale mi się nie chcę…
- Chodź na obiad, mają być kabaczki – powiedział, a Hidanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, był cholernie głodny. – dzisiaj była świeża dostawa cukinii – na ostatni wyraz Hidan zatrzymał się gwałtownie. Zaraz puści pawia. – co jest?
- Nie nic… ja pójdę po Yagurę, nie może go ominąć ten pyszny obiad! – użycie brata jako przykrywki zawsze pomagało. Pójdzie do jakiegoś Mac’a i tam się nażre.
            Wyszedł szybko z domu i od razu zaczął się kierować do tuczącej knajpy. Nie miał nigdy zamiaru tknąć cukinii, w ogóle co to za paskudna metoda, nie stać tego babska na wibrator? Ten ciąg przemyśleń przerwał mu głośny huk kolesia z parkingu niedaleko, który runął na ziem ze wszystkimi zakupami, w dodatku koleś poruszał się o kulach. Rozejrzał się po okolicy, żaden przechodzień nawet nie zwrócił na niego uwagi i mu nie pomógł. Co za znieczulica społeczna panuję, nie do wiary. Wolnym krokiem ruszył do faceta, by mu pomóc, wtedy zauważył, że jakiś chłopak podszedł do niego. Zamierzał zawrócić, ale po przyjrzeniu się rozpoznał, że tym chłopaczyną jest jego brat. Jednak podszedł, bo ta ciamajda tylko zaszkodzi temu biedakowi.
- Yagura, uprzątnij rzeczy do torby – nakazał bratu, a sam podtrzymał mężczyznę.
- Jasne… - odrzekł niepewnie, ale zrobił co mu kazano, a po chwilce Hidan pomógł mu zbierać rzeczy z ulicy, kiedy już facet podpierał się na kulach.
            Następnie oboje zaproponowali mężczyźnie odprowadzenie do domu, ale twierdził, że już sobie poradzi, no to okej. Hidan skoro znalazł brata to postanowił wraz z nim pójść do mac’a, nie chciał, ale akurat ten gnojek nie ma nic do gadania. Ma iść! Posłuchał się, niechętnie, ale jednak, miał nad nim w pewnym sensie władzę. Był starszym bratem, jego wzorem do naśladowania – takie przynajmniej Hidan miał mniemanie o sobie. Yaguera uległ, bo zwyczajnie zaczynał czuć się głodny. Zresztą Hidan miał niecny plan, do którego wykorzysta pisarskie zdolności młodszego brata, w zamian za porady, jak uniknąć szkoły.
            Och tak, nieskromnie przyzna, że jest mistrzem zła!


DATA
5.07.2014

OD AUTORKI
No to zaczynają się wakacje :D Jakie macie plany? U mnie w sumie nic specjalnego, bo żadnego dalekiego wyjazdu, ale nie ma tego złego - mam napisane notki na najbliższe dwa miechy (no prawie :P) więc spoko :P Niemniej! Trzeba się zająć życiem towarzyskim, więc mogę się spóźniać na waszych blogach (Shiori ja ciebie nadrobię! Obiecuję! Po weekendzie się za ciebie zabiorę :P)
No właśnie, na weekend wyjeżdżam, więc notka jest teraz, dzisiaj :P Mogłam dać po weekendzie, ale co się będzie kurzyć xD
Rozdział mi się bardzo podobał podczas pisania, a teraz podczas czytania go chyba z czwarty raz mam wątpliwości :/ Takie minusy pisania z wyprzedzeniem :P
Tak więc trzymajcie się Kochani :D Udanych wakacji :* :)
Pozdrawiam :D :D