24 cze 2015

ROZDZIAŁ 70.

    Sasori razem z Miyuki koło południa dotarli do jednego z górskich miast na planowany wypoczynek. Sasoriego dużo kosztowała ta ostateczna decyzja, aby zostawić chorowitego Naokiego pod opieką Noriko. Dlatego zamiast entuzjazmować się wycieczką, jak towarzyszka to się zamartwiał. Pewnie i tak nie miał czym, bo jak coś się stanie Noriko miała niezwłocznie do niego zadzwonić. Jak na marzec to w górach było naprawdę dużo śniegu, więc Miyuki była zachwycona widokami. Oczywiście było jej szkoda, że nie ma z nimi Naokiego, ale i tak się cieszyła, że ma dla siebie Sasoriego, czuła, że ostatnio zaczął się od niej oddalać, przez pojawienie się Noriko. Tak czuła i nie dało jej się powiedzieć, że się myli. Po zaparkowaniu samochodu i wyjściu z niego, dziewczyna pierwsze, co zrobiła to zaciągnęła się tym świeżym powietrzem. Sasori natomiast wyciągnął z bagażnika torby.
- Czujesz to Saso? Świeże powietrze! – Uśmiechnęła się, a w następnej chwili zachłysnęła własną śliną. Ona to ma szczęście, nawet oddychanie na pokaz jej nie wychodzi.
- Chodź Miyuki. Załatwmy wszystko z rezerwacją, a potem sobie pooddychajmy… w miejscu wolnym od spalin. – Wyciągnął w jej stronę rękę, którą naturalnie ujęła, choć gdy byli blisko siebie to Sasori wolał objąć ją ramieniem i musnąć ustami czoło Miyuki.
- Za co to?
- Hm? A od kiedy ja potrzebuje powodu, aby całować swoją dziewczynę?
- Ostatnio rzadko to robisz.
- Bo Cię przy mnie nie ma. A teraz mam Cię na wyłączność. – Stwierdził z cwanym uśmieszkiem.
- Zobaczymy, kto bardziej będzie wykorzystywał sytuacje. – Szepnęła uwodzicielsko, puszczając w jego stronę oczko.
    Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi i ruszyli do lady, gdzie załatwiało się te różne sprawy. Przed nimi była niedługa kolejka, a Sasori wykorzystał ten czas na sprawdzenie komórki zero wiadomości tylko bardziej go denerwowało, może nie powinien ufać Noriko i zostawiać jej syna… Chciał nawet posłać do niej Deidarę, ale wiedział, że wykazałby się mianem paranoika. Miyuki patrzyła na swojego faceta z lekką irytacją, jest z nią, a zajmuje się telefonem. Zupełnie jakby się rwał do tego, by chociaż na chwilę usłyszeć głos swojej byłej.
- Sasori.
- Co?
- Może na czas naszego pobytu tutaj wyłączymy komórki? – Drgnął na tą propozycje. Zrozumiał aluzje i schował urządzenie do kieszeni
- Wiesz, że nie mogę. – W innym przypadku byłby całkowicie za tym. – Ale zapewniam Cię, że jestem cały twój.
    Uśmiechnęła się delikatnie, choć ta obietnica jej nie zadowoliła, w końcu to tylko słowa. Po załatwieniu formalności z pracownikiem hotelu, w którym się znajdowali, udali się do swojego apartamentu. Sasori nie żałował kasy pod względem pokoju – chciał najlepszy i taki też dostał. Miyuki mowę odebrało po wejściu do środka, mieli nawet balkon w pokoju. Niezwłocznie na niego wyszła, by wyjrzeć ten widok.
- Tu jest, jak w bajce…
- Więc teraz nie waż się mówić, że jestem skąpy. – mruknął Sasori.
- No nie obiecuję… Skoro to tak motywująco na Ciebie działa… - Zastanowiła się na głos. Sasori przyciągnął ją do siebie i wpił w jej słodkie wargi. Smakowała się w tym zbliżeniu z czystą przyjemnością, ale tę chwilę przerwało burczenie w brzuchu. Dla odmiany nie o nią chodziło.  – Głodny?
- Bardzo…
    Zaśmiała się dźwięcznie. Wspólnie postanowili zostawić tu swoje torby i potem się rozpakować, a teraz zejść do hotelowej restauracji i sobie coś tam zamówić. Wybór był dosyć duży, wiele chcieli spróbować, ale na początek woleli coś sprawdzonego, by nie ryzykować jakimś zatruciem. W oczekiwaniu na jedzenie zaczęli wymieniać się informacjami  na temat spędzanych wcześniej wakacji czy jakichś wyjazdów. Oboje mieli ogromnie dużo podróż, choć w przypadku Miyuki były to loty za granicę, a w przypadku Sasoriego przyziemne wyjazdy po kraju czy gdzieś, byle nie samolotem.
- Niepotrzebnie się obawiasz latania. Samoloty są chyba jednym z najbezpieczniejszych transportów. – Stwierdziła Miyuki.
- O tak, na pewno. Z kilku tysięcy metrów na pewno nic mi się nie stanie.
- Według średniej, wypadków samochodowych jest najwięcej, a nie boisz się podróżować samochodem.
- Bo jestem dobrym kierowcą.
- Ty może i tak, ale jak trafisz na jakiegoś, idiotę?
- Wtedy odczuję na własnej skórze, że się myliłem. – Wzruszył ramionami, dla niego była to lekka rozmowa i nie był w niej w pełni poważny. Miyuki inaczej prowadziła tą rozmowę  nie podobało jej się nastawienie Saso.
- Chcesz umrzeć w katastrofie, jak rodzice? To taka tradycja rodzinna?
- Nie zamierzam umierać.
- Na to nie ma się wpływu.
- Heh. Już na początku pobytu tutaj będziemy rozmawiać o mojej śmierci? – Miyuki się na to speszyła.
- Masz rację, głupio wyszło. Przepraszam.
- Nie szkodzi. Skoro o rodzicach mowa. Co u twojego taty?
    Ten temat też nie był wspaniały, bo Sasori nie mógł się specjalnie w nim wypowiedzieć, ale słuchanie mu wystarczało. Jako nastolatek czuł się odrobinę lepiej, bo to był czas narzekania na rodziców, a niektórzy mówili mu, że dobrze, że ich nie ma. Choć było to nieszczere to czuł się z tym lepiej. Miyuki wypowiadała się dobrze o obojgu rodzicach, chociaż kontakty z matką nie należą do najlepszych. Saso jest ciekawy spotkania z nią, w przeciwieństwie do Miyuki, która w ogóle nie chce by ów spotkanie nastąpiło.
- Proszę, oto państwa zamówienie. – Oświadczyła kelnerka.
- Dziękujemy – powiedział Sasori i oddał się przyjemnemu zapachowi potrawy.
- Saso… - Miyuki oparła głowę o rękę, zastawioną na stole i patrzyła na niego, jak w obrazek. – Bardzo Cię kocham.
- Wiem. Ja ciebie też, skarbie.
- Tak się właśnie zastanawiam, jak cudownie będzie codziennie zasiadać z tobą przy stole i jeść posiłek. – W odpowiedzi jedynie się uśmiechnął i zaczął brać się do jedzenia. – Bo będzie, prawda?
- Co? – Nie może nawet ugryźć przez to gadanie…
- Moja i twoja przyszłość.
- Tak, oczywiście.
- Zamierzasz mi się oświadczyć? – Zapytała niewinnie.
- Pewnie, że tak.
- A kiedy?
- Aleś ty ciekawska. To będzie niespodzianka.
- Tylko nie rób nic oklepanego…
- Bez obaw. Teraz już jedz, bo Ci wystygnie.
    Nie rozumiał za bardzo tych pytań i ewidentnego nasilenia na małżeństwo. Jasne, że chciałby się z nią ożenić, ale to w swoim czasie, na razie ma dziewczyna naukę, a on nie chce jej w tym przeszkadzać. Będzie musiała wykazać się sporą cierpliwością, co w jej przypadku było już na skraju. Przez to wszystko co się ostatnio działo, miała wrażenie, że jej związek z Sasorim stoi w miejscu. Komplikacje w postaci Noriko i wyznania miłości Iseo spowodowały ogromny mętlik w głowie dziewczyny.

    Po południem Deidara wybrał się razem ze swoją współlokatorką na zakupy do pobliskiego supermarketu. Wcześniej podjechał po nią do pracy, bo i tak był w pobliżu. Zakupy miały na celu kupno jakiegoś dobrego alkoholu i gier, a przy okazji zapełnienie też higienicznych artykułów do łazienki – patyczki do uszu, papier toaletowy, chusteczki do nosa i gdzieś pomiędzy Tsu wcisnęła też paczkę podpasek. Wtedy spojrzał na nią dziwnie.
- Masz…?
- Nie. – odpowiedziała wzruszając ramionami.
- To po co kupujesz? – Zapytał.
- Lepiej coś mieć, niż nie mieć nic. Chyba, że chcesz potem biegać do sklepu.
- Nie.
- To nie zadawaj głupich pytań. – Podsumowała, kładąc wszystko na taśmę. Znaczy ona miała te łazienkowe rzeczy osobno, bo on żadnych podpasek kupować nie będzie. Przed nimi była spora kolejka, co w tej chwili wydawało jej się idealne, bo zapomniała czegoś zabrać. – Zaraz wracam.
- Ej, ej! Gdzie idziesz – Zatrzymał ją Deidara.
- Wyluzuj. Zaraz wrócę.
- Ale…
    Tsuki i tak sobie poszła w tylko sobie znanym kierunku, dlatego Deidara splajtował wzdychając ciężko. Nie lubił zostawać sam przy kasie, złe doświadczenia z dzieciństwa, tak mu po prostu zostało. Ale trudno, stał z założonymi rękami i czekał aż ludzie przed nim zaczną się rozpraszać. Jakiś starszy pan, co stał przed nim, zerkał na jego zakupy z ciekawością, a właściwie patrzył na część Tsuki. Blondyn obejrzał się za siebie, szukając dziewczyny wzrokiem.
- Patrzcie no! – Zawołał głośno starszy mężczyzna. – Tej to cieknie z każdej dziury!
    W momencie, gdy wskazał a Deidarę, ten spalił się ze wstydu. Ludzie wokół chichotali pod nosem z zarzuconego tekstu starszego pana. Tak, bardzo to było zabawne, gdyby nie był stary to Deidara by mu spuścił wpiernicz, a tak to nic nie może zrobić, prócz wstydu. Dopiero, kiedy płacił za zakupy, dołączyła do niego Tsuki, dodając do zakupów pudełko folii, które przydadzą jej się w  segregowaniu swoich papierów.
- Co jest?
- Nic. – Burknął.
- Stało się coś?
- Nie. – Znowu odpowiedział tym samym tonem. – Już nie pójdę z tobą na zakupy.
    Po tym zdaniu zrozumiała, że jednak coś się stało. Rany, to tylko podpaski, przesadza, kupować je to normalna rzecz. Naprawdę nie rozumiała jego humorków. Kierowali się do samochodu, gdy Tsuki musiała się jeszcze chwilę zatrzymać, aby zawiązać swoje trampki. W tym czasie w stronę Deidary zagadał jeszcze jakiś gościu z rozłożoną mapą.
- Przepraszam paaa… - Po bliskim kontakcie facet zrozumiał, że zagadał do faceta. - …na. Pana. Mógłby mi pan wskazać kierunek?
- Oczywiście. – Zaczął uprzejmie, a potem wyrwał mu z rąk mapę i zgniótł w kulkę rzucając mu ją prosto w ryj. – Idź do diabła! – Warknął, zgodnie z życzeniem wskazując mu kierunek. Nie o taki mu chodziło, ale to nie jego problem.
- Jesteś dzisiaj niezwykle miły. – mruknęła Tsuki, zrównując się z nim krokiem.
- Też to zauważyłaś?
- Kupowanie podpasek, wywołuje w tobie straszną agresję.
- A ty co? Psycholog czy prawnik?
- Yo wam! – Zawołał ktoś za nimi. Obejrzeli się już zawczasu rozpoznając głos Hidana. – Co tam słychać laski? – Uśmiechnął się złośliwie.- No co Dei? Doceń mój komplement.
- Nienawidzę Cię. – Syknął w jego stronę i odszedł do samochodu.
- Wohoho! Co mu zrobiłaś, Tsu?
- Ja? Czemu ja?
- Sypiasz z nim, nie?
- Nie!
- Oooch… to o to chodzi… czym sobie przegrał?
- Wytłumaczę Ci to bezmózgu słodki.  Zaczęła z uśmiechem – My razem tylko mieszkamy, sypiamy oddzielnie, bo nie jesteśmy razem. Dotarło?
- Nie mydl mi oczu, nie jestem taki głupi.
- No chyba jednak jesteś. – odpowiedziała na to nieme pytanie.
- Tak, tak.- Przewrócił oczami. – Gry, alkohol, sraj taśma… - Wymieniał, oglądając ich zakupy. – Będziecie robić jakieś challenge, czy co?
- Nie. Dla twojej wiadomości jutro mamy wolne od pracy, więc dzisiaj sobie trochę zamierzamy pograć.
- Ja też mam wolne.
- Ty nie pracujesz.
- Widzę, że jesteś do tyłu z informacjami. Zatem jadę z wami. Pogramy sobie.
- Nie pogramy. – odparł Dei.
- Czemu nie? Niech wbija. – Wtrąciła Tsuki.
- Chodzi mi o to, że mam tylko dwa pady. – I żadnego z nich nie zamierzał dać Hidanowi, straszny z niego nerwus. Już trzy mu rozpierdolił, oczywiście zapłacił mu za to, ale mimo wszystko.
- No to postanowione, siedzę z przodu.
- No chyba, jak Cię przywiążemy do maski. – Sarknęła Tsuki. – Nie oddam swojego miejsca.
- A to ty jesteś bez samochodu? – Zdziwił się Dei.
- Nie no, przyjechałem samochodem, ale mi go odholowali.
- Czemu? – Zapytała Tsu.
- Zaparkowałem gdzieś… gdzie się nie parkuje, czy coś.
    Co do jego towarzystwa to nie miał nic przeciwko, będzie się z kogo śmiać. Droga do domu minęła im dosyć szybko, Hidan opowiadał o swojej pracy, bo pracuje w salonie samochodowym, należącym do jego ojca, a przy tym zarabia nie mało, ale to głównie dlatego, że dostał tam na dzień dobry fuchę sprzedawcy samochodowego, skurwiel. Najbardziej wkurzało jego marudzenie, że nudno, że tylko papiery, że nie ma czasu dla siebie, że coś tam. No życie!
- Wiecie co w tym jest najgorsze?- Kontynuował swoje lamenty..
- Że musisz chodzić w garniturze? – Strzelał Deidara.
- Też, ale moją szefową jest laska, z którą kiedyś spałem. I przez tego palanta, mojego brata, sądzi, że między nami coś jest.
- A jest coś? – Dopytał Deidara.
- Taa, ściana.
- To często musisz dostawać jakieś premie. – mruknęła Tsu.
- To by było fajne, gdyby laska nie była jebnięta. Nachodzi mnie w domu, albo zaprasza do gabinetu.
- Znaczy, że i tak i tak się z nią ruchasz? – Deidara uniósł brew. Laska go wnerwia, a ten ją sobie posuwa? Gdzie tu logika?
- No przepraszam, ale co ja mam zrobić?
- No nie wiem. Odrzucić ją? – Zapytał oczywiście. Hidan obdarzył go pełnym politowania spojrzeniem.
- Teraz wam wierzę, że ze sobą nie sypiacie. – Zwrócił się do Tsuki.
- Kurwa, przecież to logiczne. Nie lubisz – nie bzykasz. – Hidan wobec tej logiki kumpla zacisnął zatoki z bezsilności.
- Właśnie dlatego nieczęsto się ruchasz, kolego.
- Że co?! A co to ma do rzeczy?
- W przypadku Hidana nie jest ważna sympatia, tylko aparycja. Duże cycki, jędrny tyłek, długie nogi itd. – Wtrąciła Tsuki, jak widać znała Hidana troszkę lepiej, bo ten na tą wypowiedź aż zaczął klaskać w uznaniu.
- Dziękuję!
- Hidan, jeśli chcesz to załatwię Ci zakaz zbliżania. W świetle prawa nie będzie mogła się do Ciebie zbliżyć na… dajmy na to, sto metrów. – Zaproponowała, takie rzeczy nie są dla niej problemem, ale choć to Hidan, nie zamierzała mu dawać upustu w cenie, ale pieniądze nie były dla niego problemem.
- Wow, to można tak zrobić? – Dziewczyna skinęła w odpowiedzi głową. – Super, to muszę pojechać do Uchihy.
- Ja Ci to mogę zrobić! – Upomniała, no co za niewdzięcznik, udziela mu porady prawnej, a ten chce iść do konkurencji.
- Ale…Aha! No, bo ty też jesteś tym prawnikiem! Ej, to ja już nie muszę się przyjaźnić z Itachim. Teraz jest dla mnie bezużyteczny. – Stwierdził na głos swoje myśli.
- On zawsze był nikim. – orzekł Deidara. – Ale żonę ma fajną.
- E… nie? jest głupia.
- Ty też jesteś i to znosimy.
- Lubisz ją, bo na ciebie leci.
- Ma gust – Skomentował Deidara z uśmiechem. Itachi był jej narzucony, teraz się do siebie przyzwyczaili, ale wielka miłość to, to nie jest. Zresztą to zajebiste uczucie, kiedy jest powodem zazdrości Uchihy.
- Co? Przeleciałbyś ją? Wszedłbyś do dziury, w której już był pindol Itachiego?
- Jesteście obrzydliwi. – Tsuki przewróciła oczami
- On jest. – Burknął Deidara.
- Ja nie chcę przelecieć laski skażonej przyjaźnią z Panią Szmatą.
- Wiesz, że Saso ją dymał, a z jej pochwy wyszedł Naoki? – Zapytał retorycznie. – A propos tego, wiesz, że wróciła i kłamstwo poszło się jebać? – Zapytał z ciekawości, bo do niego dzwonił Saso z tymi informacjami, by się potem nie pruł, że o niczym mu nie mówi.
- I co to znaczy?
- Że wie o Naokim i za pozwoleniem Saso się z nim spotyka. – Wygadał, chcąc widzieć jego reakcję. Szok był.
- Cooo?! Ten chujek jej na to pozwolił? Nie, nie, nie mogę… - Wzburzył się i zaczął się podnosić do pionu. Trochę wypił, bardzo trochę, więc nie było to łatwe.
- Gdzie idziesz? – Zapytała Tsu.
- Idę mu przyjebać.
- Siedź. – Pociągnął go Dei. – I tak go nie ma w domu. Pojechał w góry razem z Miyuki.
- A Nao?
- Zachorował jakoś i na czas wyjazdu opiekuje się nim, pani Szmata.
- Co?! Ten się bawi zamiast siedzieć z synem?! Taki z niego, kurwa, tatuś?! Zaraz mu wygarnę… - Oznajmił, wyciągając z kieszeni telefon, ale od razu przechwycił mu go Deidara. – Co ty odwalasz?
- Nie będziesz mu przeszkadzał.
- Kiedy to cholernie nie sprawiedliwie, że on daje dziecko tej babie zamiast mi. – Fuknął, zakładając ręce na piersiach. – Ze mną by się lepiej bawił.
- To na pewno – Zgodził się Deidara, wywracając oczami.
- Noriko, Pani Szmata, była Saso i matka Nao to jedna osoba, tak? – Dopytała Tsuki, była nowa w tym temacie. – Z tego co mówił Dei, ona ma męża i raczej nie zapowiada się na to, by do siebie wrócili… tak?
- No tak.
- Raczej, że nie wrócą do siebie.
- Więc po co ciągle ta awersja? Nie powinniście postawić jej piwo, za zerwanie z rudym?
- W życiu! Ona porzuciła takiego zajebistego dzieciaka, jak Nao – Uświadomił Hidan.
- I zjebała życie towarzyskie Saso. – Przynajmniej w mniemaniu Deidary. Jakby było zarąbiście, gdyby ten nie miał bachora.
- Ale rozumiesz, że w stosunku do swojej byłej zrobiłeś tak samo? – Zapytała Deidary, jego negatywne nastawienie i awersja, czynią z niego hipokrytę.
- To nie to samo. – powiedział urażony tym niejako porównaniem. On nigdy nie robił Tayuyi nadziei na to, że będzie z nią z powodu dziecka, prosto z mostu jej mówił, że nie chce ich mieć, dlatego chociaż zachował się uczciwie i nie ma do niego urazy za to. W przypadku Noriko, zagranie było zwyczajnie chamskie. Tyle w temacie.
- Serio? A czym te dwa przypadki się różnią?
- Tym, że Dei zrobił jej bliźniaki. – Zaśmiał się Hidan. – A właśnie, urodziła ci już?
- Taa…
- No ej. To, czemu się nie chwalisz? Zrobilibyśmy pępkowe!
- Wal się. To nie muszą być moje dzieci. – Burknął.
- Deidara czeka na wyniki testów DNA – Wyjaśniła Tsuki.
    Hidan wywrócił oczami, a ten nadal żyje nadzieją, ale ona jest matką głupich, więc wszystko się zgadza. Napomknął o imionach dla dzieci, był ciekawy czy Tay serio nazwała chłopaka Gwidon – imię ewidentnie brzmi, jak przegrany zakład. Zrobiła to, choć nie była z niego zadowolona. Tsu plasnęła się w czoło, gdy usłyszała te historię, naprawdę, biedny ten chłopak. Kiedyś to dziecko tu zapuka i centralnie da Deiowi po ryju. Po chwili zaczęli sprawdzać zakupione w sklepie gry, grając na zmianę blondwłosy osobnik był tak podpity, że zapomniał o swojej decyzji z niedawaniem Hidanowi pada do swej konsoli. Po jakimś czasie też do drzwi ktoś zapukał, a Tsu poszła zwyczajnie otworzyć a jej zadowolenie w momencie zniknęło, gdy oczom jej ukazał się Diru – wkurwiający sąsiad.
- Cześć Tsuki. – Przywitał się z jak zwykle przesadzoną emocją.
- Co jest?
- No, bo tak sobie myślałem, że skoro idę do sklepu to może tobie też zrobić jakieś zakupy? Po rozmowach, domyślam się, że urządzasz jakąś domówkę…? – Uśmiechnął się, właściwie liczył potem na jakieś zaproszenie na przyjęcie.
- Podsłuchujesz mnie? – Zapytała z niesmakiem, burząc mu obraz doskonałego planu.
- Nie, nie! Tak wywnioskowałem po hałasie.
- Aha…w każdym razie nie. Już robiłam zakupy – Chciała po prostu zamknąć drzwi i zakończyć tą rozmowę, ale zatrzymał ją, nie dając za wygraną.
- Na pewno? Może coś do picia?
- Nie. Nie trzeba.
- Hej Tsu, co to za koleś? Wpierdala się? Zajebać mu? – Wtrącił Hidan, oczywiście bardzo agresywnie
- Nie. To tylko mój sąsiad
- Dwudziestej drugiej jeszcze nie ma. Ciszy nocnej nie zakłócamy.- Stwierdził Deidara.
Nie o to chodzi, pomyślałem, że skoro idę do sklepu to dla Tsuki też mogę zrobić zakupy..
- Po cholerę? Ma od tego nas, swój harem. – odpowiedział Hidan, zarzucając rękę na jej ramię. – Rada na przyszłość gościu, nie myśl tyle, bo dostaniesz wpierdol
- Za co…?
- Przerywasz zabawę. – mruknął Dei, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
    Chłopaki przybili sobie piątkę, teraz mogli sobie bez żadnych obiekcji siąść i pograć. Tsuki była trochę zaskoczona jak potraktowali sąsiada, ale nie było go jej żal. Wzruszyła jedynie ramionami i wróciła do grania.

    Wieczorem też, Noriko zajmowała się Naokim u siebie w domu, po południem do towarzystwa dołączył też Roko i musiał przyznać, że z Naokiego jest bardzo fajny chłopak. Nie mógł się temu dziwić skoro to pierworodny Noriko. Choć chłopiec był chory to bardzo przyjemnie im mijał czas. I nawet trochę potrafił z nim  pogadać w jego języku, ponieważ nie musiał układać jakiś bardzo zbudowanych zdań, to nie to, co rozmowa z Maribel. Przed ostatecznym położeniem chłopca do łóżka, przyrządzali wspólnie kolacje. No jakby, Noriko zamieściła a stole różne produkty, jak masło, ser, szynka, jajko na twardo, pomidor, ogórek i inne w osobnych miejscach i jedynym zadaniem jej chłopaków było przyrządzenie sobie kanapki według uznania. Naoki bardzo odpowiadała ta metoda i nawet mógł sam wziąć nóż do ręki, to nie tasak, ale zawsze coś.
- Smacznego! – Zawołał mając gotową samodzielnie przyrządzoną dużą kanapkę. Taką z kilku warstw, jak to robią w bajkach.
- Wow! Zjesz taką duża? – Zapytał Roko, jego błędy w wypowiedziach w ogóle nie raziły pięciolatka. Ważne, że rozumiał.
- Pewnie!
- Widzę, że apetyt Ci wraca. – mruknęła Noriko, głaszcząc syna po głowie.
- Jeszcze tak bardzo nie chciałem się nauczyć twojego języka, jak teraz. – Stwierdził Roko, rozmawiając z żoną po hiszpańsku. Noriko uśmiechnęła się do niego ciepło. – Posiadanie dziecka Ci służy, Noriko.
- Tak. Musimy się o jakieś znowu postarać.
    Powiedziała to pomimo świadomości, że to się nie uda. W życiu zawsze musi się coś nie układać po twojej myśli, oni na przykład są idealnym małżeństwem, ale nie mogą mieć dzieci, los bywa okrutny. Roko ujął dłoń żony w czułym geście, rozumiał jej pragnienie, ale w głębi ducha wiedział, że nie jest materiałem na ojca. Sam nie wie ile czasu mu jeszcze zostało. Naoki nic nie rozumiał z tego co mówią, ale było mu naprawdę fajnie, chociaż bez taty i bez Miyuki. Mama Noriko była naprawdę super, sprawiała, że czuł się potrzebny i wraz z Roko, nie pozwalali aby był sam lub się nudził, co w domu się zdarzało.
- Naoki, popij sobie herbatą. – Poleciła mu Noriko, przybliżając jego kubek.
- Nie chcę.
- Proszę Cię. Bo mi się tu udławisz. – Powtórzyła prośbę, a wtedy usłyszała dzwonek swojego telefonu, który najwidoczniej zostawiła w kuchni. – Przepraszam na momencik. – rzekła i w podskokach ruszyła do kuchni.
- A ten, gdzie będziesz spał? – Zapytał Naoki, niestety Roko zrozumiał tylko, że chodzi o coś ze spaniem.
- Gdzie ty?
- Nie. – Przekręcił głową i wskazał na niego palcem. – Ty.
- Ja? W łóżku. – Wiedział, że ta odpowiedź wyda mu się oczywista, ale inaczej nie potrafi mu tego wyjaśnić. Naoki plasnął się w czoło, no to się dogadali. – Z twoja mama. – Dodał dla sprecyzowania.
- Och… mogę ja spać z mamą? – Zapytał, gestykulując słowa, aby zrozumiał przekaz.
- No nie wiem…
- Proszę, proszę, proszę!
- Nie wiem, nie wiem. – Droczył się z nim.
- Śpisz z Noriko codziennie! – Wyburczał. No dałby mu raz z nią spać, a nie tak chamsko. Roko nie zrozumiał o co mu chodzi, ale wtedy na powrót do jadalni przyszła Noriko, z telefonem w ręku i niezbyt zadowoloną miną.
- Naoś, proszę.  – Podała mu telefon. – Tata dzwoni.
- Stało się coś? – Zagadał ją Roko.
- Nie.
- Noriko, przecież widzę.
- Wiesz, nie mam nic do tego, że dzwoni. – Nie chciała przy Naokim wypowiadać imienia Saso, choć ten raczej jej nie słuchał przez toczoną z ojcem rozmowę i nawet by nie zrozumiał co mówią, ale mimo wszystko. – Ale robi to często, dzisiaj już chyba ósmy. Zaczyna mnie wkurzać.
- Musisz go zrozumieć. Jest ojcem, a teraz jego syn jest schorowany, a sam pojechał na wypoczynek w góry. To dobrze o nim świadczy, skoro jego myśli są przy synu i do niego dzwoni.
- Ja bym tyle nie wydzwaniała.
- Oczywiście. – Zgodził się Roko. – Ty byś rzuciła cały wypoczynek w cholerę i natychmiast wracała do niego. – Stwierdził pewny siebie. – Ciesz się, że pozwolił Ci się nim opiekować.
- Nie znoszę gdy masz racje…
- Wiem. Ty to uwielbiasz. – mruknął.
    Miał w tym trochę racji. Nawet więcej niż trochę. Rzadko zdarzał się ktoś, kto potrafił wytknąć i uargumentować jej błędy. Nawet Saso tego do końca nie potrafił. Po pierwsze to było fajne, wobec samokształcenia swojej osobowości, a po drugie nie, bo Noriko lubiła czuć się dojrzalsza i mieć władzę nad partnerem. Po chwili Naoki zakończył już rozmowę z tatą i oddał Noriko telefon.
- To co? Pojedliście? Brzuchy pełne? – Zapytała, klepiąc się wymownie po brzuchu.
- Naoki, zmywa czyny – Zapowiedział Roko.
- Co? – Chłopiec nie zrozumiał, a Noriko szepnęła mężowi poprawną formę zdania.
- Ach, naczynia! Naoki zmywa naczynia. – Poprawił się, trochę zawstydzony swoim błędem.
- Nie…!  - Jęknął rozbawiony, właściwie to nawet chciał zmywać.
- Kto nie zmywa, ten jutro nie będzie jadł śniadania. – zadecydowała Noriko, po chwili tłumacząc też zdanie mężowi. Wytrzeszczył w szoku oczy.
    Razem z Naokim posłali sobie wymowne spojrzenia i zabrali się do roboty. Noriko zostawiła ich na chwilę samych udając się do toalety, a chłopaki wytrwale i z przyjemnością ze sobą współpracowali. Resztki jedzenia przenieśli na osobny talerz, a resztę układali jeden na drugim. Roko z lekką obawą, ale pozwolił chłopcu przenieść naczynia do zlewu w kuchni, a sam przeniósł szklanki do zlewu, a talerz z resztkami włożył do lodówki. Wtedy dołączyła do chłopaków Noriko i podała Naokiemu krzesełko, by wraz z nią zmywał naczynia, a przecieraniem ich zajmował się Roko.
- Hej Naoki, a może chciałbyś jutro zjeść pizzę? – Zapytała Noriko.
- Tak! Tak!
- Ale nie zamówimy jej, tylko sami zrobimy, co ty na to?
- A umiesz?
- Pfff, pytanie!
- Super, ja chcę już jutro! – Zaznaczył Naoki, a wtedy przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie. – Noriko… -  mruknęła w zapytaniu. – a mogę dzisiaj z tobą spać? Proszę! – Wtulił się do niej widząc, że się waha. Przynajmniej on to odczytał jako wahanie.
- Ciekawe, chciałam Cię zapytać o to samo.
    Naturalnie się zgodziła, a Roko nie miał nic przeciwko temu. Nie mógłby jej odebrać tego niesamowitego uczucia, jakim jest obudzenie się u boku własnego dziecka. Nie poszli jednak od razu spać, Naoki najpierw wykąpał się w gorącej wodzie, potem przebrał i wypił gorącą herbatę z rozpuszczonymi w niej witaminami. Leżąc w dużym łóżku mamy i Roko ze wszystkich sił starał się nie zasnąć przed jej przyjściem. Noriko na szczęście nie kazała mu długo czekać.
- Czekałeś na mnie? – Zapytała z uśmiechem, okrywając się razem z nim kołdrą.
- Tak. – Przytaknął, przytulając się do ciała matki. Z uśmiechem odwzajemniła uścisk.
- Długo?
- Nie.
    Ona nie mogła powiedzieć tego samego, czekała długo, aż cztery lata, by móc go uścisnąć w ten sposób co teraz. Cmoknęła chłopca w czoło i pomimo dosyć wczesnej pory poszła spać razem z nim.
    Nazajutrz w twarz Noriko uderzyły promienie słońca, które wdzierały się przez niezasłonięte okno. Obok niej na poduszce leżał Naoki, uśmiechnęła się do siebie i przejechała ręką po jego delikatnej główce. Mogła tak na niego patrzeć godzinami, to było jej ukochane dziecko. Przyłożyła mu dłoń do czoła, wyczuwając tam gorączkę. Biedactwo, ciągle go męczyło jakieś choróbsko i póki co nie chciało nawet przejść. Wstała z łóżka i udała się do łazienki, zabierając stamtąd termometr, przyłożyła go dziecku do czoła po chwili wynik już się pokazał na urządzeniu.
- Trzydzieści siedem i osiem… - powiedziała do siebie i zaczęła się zastanawiać co dalej. Wtedy do pokoju cichaczem wszedł Roko.
- Już nie śpisz? – Szepnął, było kilka minut po siódmej. Dla niego takie wstawanie jest standardem, wstaje wcześnie w wolne dni i w te, do pracy.
- Ma gorączkę. – Odpowiedziała bezsilnie.
- Na choroby nie masz wpływu. Trzeba pozwolić im przebiegać, by organizm się uodporniał. Niech się wyśpi, ty też się jeszcze połóż i napawaj jego widokiem. – Rzekł, nachylając się do żony i cmokając ją w usta.
- A ty gdzie idziesz?
- Do kochanki. – Uśmiechnął się, ale Noriko nie była w nastroju na ciągnięcie go za język. – Muszę z kimś porozmawiać, coś pozałatwiać w interesach.
- Nawet w wolne dni musisz szukać okazji do pracy?
- Taki już jestem. Wrócę później, jakby co, to dzwoń – Pożegnał się, wpijając się w jej usta po raz ostatni.
    Noriko westchnęła ciężko, zgodnie z radą męża starała się zasnąć po raz drugi, ale nic z tego nie wyszło, dlatego tylko na niego patrzyła. Spał smacznie, oddychając niestety przez usta. Najwidoczniej przez noc, zebrał się w nim katar. Przez to zaczęła się zastanawiać czy ma w apteczce jakieś krople do nosa czy coś, cokolwiek, by mu uśmierzyć ten czas choroby. Po sprawdzeniu zleciła mężowi kupić w aptece jakieś leki, które można mu podać bez recepty, wolała wyleczyć syna domowymi sposobami. Potem wzięła z biblioteczki książkę i zamierzała ją przeczytać, póki Naoki się nie obudzi. Po jakichś dwóch godzinach zadzwonił telefon Noriko. Spojrzała przestraszona Naokiego, ale spał twardo, ruszyła do łazienki, skąd dobiegał dźwięk.
- Słucham?
- To ja. – Powiadomił Sasori. – Jak się czuje, Naoki?
- No wiesz… prawdę mówiąc to chyba nie najlepiej.
- Co?
- Spokojnie, to nic poważnego, ale w porównaniu do wczoraj to chyba mu się pogorszyło. Wczoraj wydawał się bardzo energiczny i miał spory apetyt, a dzisiaj… no jeszcze śpi. Jednak przez noc dostał gorączki i widzę, że zatyka mu nos.
- Jaką ma temperaturę?
- Poczekaj chwilę. – Podeszła do syna i ponownie zmierzyła my temperatura. – Trzydzieści siedem i cztery. Jest niższa, niż za pierwszym razem.
- Wracam. – oznajmił stanowczo.
- Po co? Daj spokój, zaopiekuje się nim. – Zaparła się. – Niczym się nie martw i siedź na dupie, jak Ci dobrze, ok?
- Czas, w którym mi rozkazywałaś dawno się skończył.
- Ja ci nie roz…! – Wzięła oddech, by nad sobą zapanować. – Ja ci nie rozkazuję Sasori, tylko dobrze radzę.
- Nie potrzeba mi twoich porad.
- Chyba jednak trzeba. Dbaj o dziewczynę, skoro ją masz, bo zrobi to, co kiedyś ja. Zerwie z tobą. – Syknęła brutalnie, może trochę ją poniosło, ale szybko przestało ją to obchodzić. – Naokiemu nic nie będzie. Skoro mi nie wierzysz to przyślij tu kogoś na przeszpiegi, proszę bardzo.
- To tata? – Zapytał Naoki.
- Tak, to tatuś. Chcesz z nim porozmawiać?
    Przytaknął, chciał z nim pogadać i powiedzieć, że boli go gardło, głowa, że jest zmęczony i inne rzeczy. No nie pomagał Noriko w zapewnianiu, że powinien zostać. Dziewczyna potrafiła się zająć chorym dzieckiem i działać zgodnie z poleceniami lekarza, do którego będą musieli się udać. Na koniec dał jeszcze tacie do telefonu Noriko, a ten ją tylko powiadomił, że zadzwoni po południu.

    W tle rozniósł się złowieszczy, kobiecy chichot. Hidan otworzył powoli swoje oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdował się w zupełnie nieznanym sobie miejscu, którego wygląd wypadał dosyć mrocznie. Była to jakby kuchnia, oświetlona jedynie świeczkami znajdującymi się na zapełnionych produktami ladach. Naprzeciwko siebie dojrzał książkę kucharską, otwartą na tytule „Jak ugotować zupę z debila?”. Po chwili poczuł, jak parzy go dupa, więc automatycznie spojrzał w dół, zorientował się, że jest usadowiony w kociołku wypełnionego wodą, i dodatkowo w samych majtkach. Nie mógł się ruszyć, nogi miał strasznie miękkie od ciepła, jakby się rozpływał, więc zaczął krzyczeć, a właściwie piszczeć.
- Zamkniesz się w końcu?! – Warknęła z oburzeniem jakaś czarownica, która podniosła się z klęczków.
- Ushi?! – Był zaskoczony jej widokiem. I czemu jest przebrana za wiedźmę?
- Nie nazywam się, Ushi, debilu! Jestem Ushio! UshiO!
- Co ty zrobiłaś? – Złapał dłońmi za krawędź kociołka i wychylił się w dół. Zobaczył ogień, trzeba było podgrzać „garnek”. – Co jest kurwa? – zapytał sam siebie. Potem spojrzał na koleżankę. – Co robisz?
- Kroję marchewki. – odpowiedziała zwyczajnie. Spojrzał na nią dziwnie, a potem zobaczył, jak prosto z deski ściera za pomocą ostrego noża pokrojony owoc czy tam warzywo prosto do jego kociołka. Z przerażeniem zrozumiał jej zamiary.
- Ty chcesz mnie zjeść!
- Fuu, nie! – Zaprzeczyła od razu. Nie będzie zjadać tego pasożyta. Zabrała z lady książkę kucharską. – Chcę to ugotować – wytłumaczyła dumnie. Zaczął czytać treść składników.
- Nienawidzę cukinii. – Skomentował. Trochę dziwne, że w całym przepisie tylko to mu się nie spodobało. Głównym składnikiem był przecież Hidan.
- Rozumiem… trzeba będzie dokroić – mruknęła i zachichotała się okrutnie.
- Ushi!
- NIE JESTEM USHI, CIOLE! – Warknęła, a do Hidan pod wpływem tego wrzasku powiała chmara wiatru przybijając go na oparcie. Jashinie, jak on się tego przestraszył.
- Dobra USHIO, sorki… - ta kobieta potrafi być straszna. Przełknął ślinę. - Czemu jesteś czarownicą, a nie krową? Bardziej by ci to pasowało – odparł, zabierając sobie z zupy, w której pływał marchewkę i ją zjadł. – Po za tym ty nie umiesz gotować, pamiętasz co było ostatnim razem? – Dziewczyna ze złością wrzuciła do kociołka kolejne pokrojone składniki. – Źle pokroiłaś… Patrz jakie to niesymetryczne…
- To może sam pokroisz, skoro sądzisz, że zrobisz to lepiej!
- A żebyś wiedziała! – powiedział i odebrał o Ushio nożyk i jakąś marchewkę. Po chwili jednak dotarło do niego co robił. – Chwila, co ja wyprawiam! Nie będę ci pomagał w gotowaniu mnie!
- No to się zamknij i nie krytykuj.
- Po co mnie gotujesz, skoro nie zamierzasz zjeść?!
- Moje kotki są głodne!
- Meow! Meow…! Miauuu…! – Hidan dopiero teraz dostrzegł na podłodze żebrzącą o posiłek hordę kotów.
- Mahahaha! – Zaśmiała się głośno czarownica.
===*===
- Przestań Ush… To nie jest ani trochę śmieszne…! Słyszysz?! – W tym momencie uniósł się gwałtownie do pozycji półsiedzącej i przebudził ze snu. Orientując się, że jest we własnym domu w salonie, zaczął przecierać oczy. – Jak dobrze, że to tylko sen… - Ucieszył się, a potem zobaczył, że jest okryty kocem. Dziwne, nie pamiętał, by się nim okrywał.
- Dzień dobry, kochanie. – mruknął ciepło kobiecy głos obok niego. Hidan natychmiast zląkł się tego i przyparł do oparcia kanapy. Jedno wie na pewno, tej wariatki tu nie zapraszał!
- Syntia! Co ty tu do cholery robisz?!
- Głupie pytanie misiaczku. – Cmoknęła go w policzek, chciała w usta, ale jej uciekł. – Kim jest Ushio?
- Co…?
- Wołałeś ją przez sen… Dlatego pytam. Kim. Ona. Jest? –Wycedziła pytanie przez usta, siadając przy Hidanie. Niebezpiecznie blisko zasięgu jego części intymnych.
- Kto w ogóle powiedział, że to ona? Hehe. – Zaśmiał się nerwowo, zrywając się z siedzenia na równe nogi. – Gdzie jest ta pizda? – Warknął na brata, to pewne, że on tu ją wpuścił! Zaraz za to oberwie.
- Twój braciszek? Pewnie jest w szkole.
- Miau…!
- Więc jak tu weszłaś?
- Meow…!
- Mam swoje sposoby. – rzekła z uśmiechem, obejmując ramieniem jego szyję.
- Słyszysz jakieś miauczenie? – Zapytał Hidan, ściągając z siebie ręce Syntii. Za dużo razy już je słyszał, aby pomyśleć, że to jakieś przesłyszenie.
- Nie, ale chętnie się zabawię w byciu twoim kociakiem. – Stwierdziła uwodzicielsko.
- W porządku. – Zgodził się, ciągnąc ją za sobą do drzwi wyjściowych. – Powinnaś coś wiedzieć. Nie znoszę kotów, więc spieprzaj. – syknął, wypychając ją za drzwi, które następnie za nią zatrzasnął.
    Wsłuchał się w odgłosy mieszkania, ale rzeczywiście panowała cisza. Pewnie ma paranoje po tym śnie, albo raczej koszmarze. Jednak przechodząc do kuchni ponownie usłyszał miauknięcie, które dochodziło z pokoju Yagury. Spojrzał w tamtą stronę i długo czasu nie potrzebował, aby zdecydować się tam zajrzeć. Na początku przysłuchał się dokładniej czy dźwięk faktycznie stamtąd pochodzi, a po upewnieniu się pchnął drzwi do środka. Tak, jak się spodziewał, porządek. Jedynie na biurku miliony książek, ale miejsce pod meblem było zasłonięte jakimś materiałem, a z niego dochodził ten niepokojący dźwięk, który naturalnie wydawały koty. Właśnie, koty, bo najwidoczniej ten duży się okocił.
- O nie. Tak nie będzie – Zapowiedział wściekle i wyjął z kieszeni telefon, wybierając numer do swojego brata. Nie obchodziło go, że te jest w szkole, ma odebrać. No, za pierwszym razem tego nie zrobił. Za drugim też nie.
    W szkole, oczywiście na lekcji matematyki, Yagura przeżywał katusze, niech ten pojebany brat do niego nie dzwoni! Jak on ma niby odebrać? Może by to nie było jakimś wielkim problemem, gdyby nie siedział w pierwszej ławce. W końcu po iluś tam odrzuceniach, Hidan przestał wydzwaniać. Wtedy Yagura odetchnął z ulgą i zaczął przepisywać działania z tablicy. Wtem zadzwonił telefon, Yagura wiedział, że to nie jego dzwonek, ale i tak spojrzał z przestrachem na swój wyświetlacz. Tymczasem Nagato się natychmiast spiął.
- Wybaczcie… - Z nie lada wstydem ruszył do swojej torby, aby wyjąć z niej dzwoniący telefon.
- No nie profesorze. Tak nie można. – Odezwał się z oburzeniem Daisuke.
- Minus dziesięć punktów – Dodał Konohamaru.
- No już, spokój. – zabrał głos Nagato. – Myślałem, że wyciszyłem telefon. – Usprawiedliwił się.
- Każdy z nas tak myśli. – Stwierdził Hiroya, choć o nawet się nie krył z pisaniem smsów na lekcji czy graniem w gry, Nagato zaś czasem nawet wolał mu nie przeszkadzać, bo chociaż lekcja mija normalnie.
- Przynajmniej wiemy, że profesor posiada komórkę. - Skomentowała ze śmiechem Matsuri.
- Uciszcie się dobrze? – Upomniał Nagato, nie jest taki stary, by nie mieć komórki. Ma, i to lepszy model, niż ma niejeden z nich. O tak, naskoczcie mu! Na widok osoby, która do niego dzwoni się dziwił, co może od niego chcieć Hidan? – Nie teraz prowadzę lekcje.
- Masz lekcje z Yagurą?
- Tak. – odpowiedział i spojrzał na ucznia. Ten przez to się wszystkiego domyślił i jęknął męczeńsko.
- Daj mi go!
- Nie.. teraz prowadzę lekcje, pogadacie sobie jak wróci do domu.
- Daj mi go, kurwa!
- Powiedziałem nie. rozłączam się.
- W takim razie mu przekaż, że ma wpierdol.
- Nie jestem twoim gołębiem pocztowym. Żegnam. – Po tym komunikacie się rozłączył. Nie będzie przecież przeklinał, poza tym ich spięcia nie są jego sprawą. – Wracamy do lekcji
    Yagura tylko wyczekiwał, aż profesor coś do niego powie, lecz nic z jego strony nie nastąpiło. Może to dobrze, a może źle, nie śmiał nawet o to zapytać. Dla Nagato to by było bezmyślne, żeby mu przekazywać takie wieści. Wtedy by nie wrócił do domu. Ciekawy był tylko, co chłopak nawyczyniał…? Może Hidan zobaczył jego kartę ocen? I jest zły, że ten uczy się znacznie lepiej od niego. Kto wie? Po chwili zadzwonił dzwonek na przerwę, uczniowie się spakowali i ruszyli pod klasę informatyczną, a grupa dziewczyn szła na technikę z jednej strony się cieszyły, bo zawsze są tam fajne rzeczy, ale no… informatyka, najlepszy przedmiot, na którym praktycznie nic się nie robi.
- Hej, Yagura. Na weekend mam wolną chatę – Powiadomił go Hiroya.
- Fajnie.
- Wpadniesz?
- Ja? Nie zapraszasz Aiko? – Taka okazja, a on nie korzysta? To śmierdzi.
- Nie, to my dawno się nie spotkaliśmy. Wiesz, jakieś gry, niezdrowe żarcie, alkohol i zarywanie nocy, brakuje mi tego. Tobie nie?
- Jasne, że tak, ale za dobrze Cię znam. Jaki jest haczyk?
- Hehehe, nie ma haczyka, hehehe… - Yagura spojrzał na niego spode łba. – Dziadek kazał mi przez weekend wysprzątać cały dom, inaczej wracam do rodziców.
- Więc mam tam iść, jako twoja sprzątaczka? – Burknął oburzony.
- Hej Yagura – Zawołał Daisuke, ale sam do niego przybiegł. – Poszedłbyś ze mną spotkać się z M... znaczy z Nelią?
- Och, super spotkanie w ramach sprzątaczki czy przyzwoitki? Dajcie mi się zastanowić.
- Nie ma nad czym się zastanawiać, Yagura. Byłem pierwszy, poza tym to ja jestem twoim przyjacielem.
- Ja też nim jestem!
- Ty spadaj do Konohamaru. – Hiroya machnął na Daisuke dłonią, wyganiając go jak nachalną muchę.
- Ja nie mogę, idę do Mats. – odparł wspomniany chłopak.
- Co? Po co do niej idziesz? – Zainteresował się Yagura.
- Ona i Hanabi wymyśliły sobie coś w rodzaju podwójnej randki. Ona idzie z Gaarą, a Hanabi ze mną.
- Och… - Skrzywił się Yagura, jakie to nieuczciwe, że on został wyeliminowany, bo nie ma dziewczyny. – Ale to głupie. Takie podwójne randki. Randki też są czymś debilnym. I w ogóle nie w stylu Matsuri… Gaara jest dla niej za dobry ona powinna się spotykać z kimś równym sobie… czy coś.
- Och, ktoś tu ma ból dupy, bo nie ma dziewczyny. – Zaśmiał się Daisuke.
- Czytałeś „Zmierzch” i wpadłeś w doła? – Dopytał Hiroya.
- Walcie się… - Bąknął.
    Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje i chcieli wejść do klasy, ale ich profesor – Shibi Aburame ich nie wpuścił, wpierw musiał udać się po dziennik. Nie zajęło mu to długo, bo pokój nauczycielski jest niedaleko. Po wejściu do klasy, Hiroya od razu zajął swoje stanowisko przy komputerze i założył na uszy słuchawki, włączając z youtube’a playlistę ulubionego zespołu. Oprócz tego, zalogował się na portalu społecznościowym i rozmawiał z kuzynem, odnośnie planów na wakacje. Już czuł, że będzie zajebiście. Pół godziny później skończyli rozmawiać, a Hiroya zdjął słuchawki, wracając do rzeczywistości. W klasie panowała cisza, zerknął na nauczyciela, ale ten sprawdzał oceny w dzienniku, następnie przeniósł wzrok na klasę, wszyscy coś notowali…
- Ej, Yagura. – Szepnął, szturchając go w ramię. – Co mamy robić? – Yagura spojrzał na niego dziwnie i rozejrzał się wokół czy nie ma gdzieś ukrytej kamery.
- Jak to co? Sprawdzian piszemy, debilu! – odpowiedział mu, najciszej, jak potrafił.
- Co? Ja nic nie słyszałem! – Zaczął panikować i wyrwał sobie kartkę z zeszytu. – Jakie były pytania? I odpowiedzi?
- Nie mam czasu, jestem na czwartym.
- Jebie mnie to. Daj przepisać! – Warknął, wyrywając mu kartkę.
- Spierdzielaj…!
    Kiedy profesor Aburame zdecydował się zareagować na sprzeczkę uczniów, do klasy wszedł Hidan, uprzednio oczywiście pukając. Pukanie to jedna z niewielu rzeczy jakie nauczyła go szkoła.
- Hidan…? – Zdziwił się Yagura, widząc tu brata.
- W czym mogę pomóc? – Zapytał nauczyciel. Większość klasy zamiast zaciekawić się przybyszem, zaczęła głośno wymieniać się informacjami ze sprawdzianu.
- Muszę zwolnić z lekcji mojego brata. Yagurę.
- Czy to może zaczekać, aż Yagura skończy pisać sprawdzian?
- Nie, nie może. To poważna sprawa. Musimy kupić mleko. – Dodał szyfrem, który od razu zrozumiał Yagura i przełknął głośno ślinę.
    Tymczasem na lekcji techniki, dziewczyny walczyły z rysowaniem planów na budowle, która nawet nie powstanie. Dla Hanabi takie zajęcia były bułką z masłem, ponadto wybierała się na architekturę, więc już bardzo wcześnie nabrała wprawy w rysowaniu. Dla Matsuri to było straszne, wolałaby siedzieć na informatyce albo zwiać do domu, ale ich nauczyciel, by jej tego nie wybaczył.
- Hanabi, na sto procent przyjdziesz do mnie z Konohamaru, prawda? – Szepnęła Mats.
- Wiesz…
- Nie, błagam. Nie mów, że nie dasz rady. Proszę, Hanabi. – Złapała ją za ramiona i zaczęła potrząsać w przód i tył. – Babcia pozwoliła mi zaprosić na noc do siebie Gaarę, tylko dlatego, że ty też będziesz. Musicie przyjść.
- W porządku. Puść mnie. – Burknęła. – Twoja babcia nadal nie lubi Gaary?
- To mało powiedziane… był  nawet taki czas, że swatała mnie z Yagurą.
- O fuu!
- No właśnie. – Chociaż ona ją rozumie. – Ale wiesz, trudno jest trwać w zawiązku, kiedy najbliższa Ci osoba stale krytykuje twojego faceta. Nie chcę się z nią za każdym razem wykłócać…
- Rozumiem Cię mojemu tacie też się nie podoba Konohamaru.
- Ale wytrzymujesz z tą świadomością już ponad rok. Jak ty to robisz?
- Szczerze mówiąc…
- Pani Akasuna i pani Hyuuga się uciszą albo zostaną rozsadzone. – Zawołał ich nauczyciel.
- Przepraszamy.
    Dziewczyny na moment musiały przestać rozmawiać, aby odsunąć od siebie podejrzenia profesora. Hanabi chciała zajmować się rysowaniem, ale stale wymieniała z kimś smsy, chichocząc pod nosem. Matsuri patrzyła na to z lekką zazdrością, też by chciała z Gaarą tworzyć taki słodki związek. Oni nawet będąc w osobnych klasach za sobą tęsknią.
- Zostaw go już. Niech się chociaż na informatyce coś uczy.
- Nic mu przecież nie robię…
- Wcale. Piszesz z nim ciągle smsy. – Wytłumaczyła Masturi. – A mi mówił, że nie ma kasy na koncie.
- Bo nie ma.
- Pisze do Ciebie z bramki internetowej?
- Nie. Nie piszę z Konohamaru. Mam też innych znajomych. – Prychnęła odwracając głowę w bok.
- Daisuke?  - Zaprzeczyła ruchem głowy. – Więc z kim?
- Z Kibą.
- Z kim? – Uniosła brwi, nie przypomina sobie nikogo o takim imieniu.  Kto to jest?
- Pamiętasz, jak byliśmy w akademiku u Gaary? Co uderzyły we mnie te drzwi – Matsuri przytakiwała. – To właśnie wina Kiby. Okazało się, że jest bardzo fajny, cały czas mnie rozśmiesza.
- Hej, Hanabi, halo. Skąd on ma twój numer?
- W tamtą noc, kiedy sobie za dużo wypiliśmy, zagadał do mnie, jak szłam do łazienki i sama mu go dałam. To zabawne, bo tego nie pamiętam. Trzy dni później on do mnie napisał sms’a, jak nie ćwiczyłam na wfie i tak no, tak wyszło, że sobie w wolnych chwilach gadamy.
- O rany, ale jesteś naładowana… - Matsuri sama nie wiedziała czy jest z tego powodu zadowolona. Z jednej strony fajnie, że jej przyjaciółka jest taka szczęśliwa, ale z drugiej, co z Konohamaru? – Twój chłopak o tym wie?
- Nie wiem. Chyba nie, bo nie pytał.
- Aha… ale ten, wy tylko piszecie?
- No tak. Czasem się też spotkamy. – Hanabi wzruszyła ramionami, a Matsuri omal szczęka nie opadła z hukiem.
- Żartujesz? On chociaż wie, że masz chłopaka?
- Tak… chyba…
- Co?!
- Dziewczyny, rozsadzę was! To jest moje ostatnie ostrzeżenie.
    Warknął nauczyciel, dziewczyny wolały nie ryzykować z dalszą dyskusją, tym bardziej że nauczyciel stale na nie spoglądał. Matsuri zdecydowała się pisać z nią dialogi w zeszycie.
- „Zwariowałaś?! Przecież to podchodzi pod zdradę!!!”
- „Nie przesadzaj xd Tylko sobie gadamy, wymieniamy się gustem muzycznym (który mamy taki sam <3), poglądami, myślami itp.”
- „Taa. I śliną.” – Po przeczytaniu tego tekstu, Hanabi się skrzywiła.
- „Słuchaj Mats, wiem, że brzmię egoistycznie, ale serio czuję, że trafiłam na to, czego ciągle szukałam. Kiba potrafi mnie nie tylko rozśmieszyć, ale i porozmawiać na ważne tematy. Do wielu spraw podchodzimy w ten sam sposób, wiele nas ze sobą łączy, a jego dojrzałość mnie fascynuje!”
- A co z Konohamaru? – Zapytała ją, czując niezdolność do pisania. – On Cię tak bardzo kocha…
- Wiem… - Westchnęła Hanabi. – Dlatego ciężko mi to zakończyć.
    Matsuri wbiła wzrok w swoją ławkę, to co właśnie usłyszała porządnie nią zaskoczyła. Jak taka idealna para się wypaliła, to czy w ogóle istnieje jakiś związek idealny? A co, jak się rozejdą? Paczka się wtedy posypie, bo jak inaczej? Matsuri nie chciała, aby to się stało, związek ze studentem nie jest taki wspaniały. Mało jest wspólnego czasu… albo nie bardzo potrafisz obcować w tematach… Starała się ją negatywnie nastawić do tego, co zamierzała, ale Hanabi była nieugięta.

    Ostatni dzień w górach para przeżywała w bardzo dobrych nastrojach. Sasori jechał razem z Miyuki, wyciągiem na górę, z której będą zjeżdżać na wypożyczonym sprzęcie. Po ostatniej rozmowie telefonicznej z Noriko zdecydował się zostawić jej Naokiego – co wyszło na dobre. Chłopiec był stale pod jej opieką i teraz czuje się znacznie lepiej, Noriko już nie milczy, skazując go na zmartwienia, tylko wysyła mu wieczorami zdjęcia syna i spisuje mu krótki smsowy raport, dzięki temu nie musi do niej niepotrzebnie dzwonić i spędza bardzo miło czas z Miyuki. W takcie przejażdżki podziwiała widoki, a on obejmował ją ramieniem. Przestała go sprawdzać czy niepotrzebnie się denerwować, tylko oddawała się miłości, którą czuła do Saso, rzecz jasna z wzajemnością.
- Szkoda, że nie ma z nami Naokiego. – Burknęła. – Zabawa na śniegu to coś co by się mu spodobało… No i chciałam go nauczyć jeździć na nartach.
- Więc nie ma wyboru i musimy tu jeszcze przyjechać. – Stwierdził i dał jej całusa.
- Koniecznie. Spodoba mu się tutaj!
- Taa, może póki co, zajmij się mną? – Rzekł uwodzicielsko. – Jutro rano wracamy, a chce się Tobą nacieszyć – Dodał szeptem, łasząc się przy szyi kochanej. To drażnienie działało na nią bardzo podniecająco.
- Mmm, gwarantuję Ci, że tej nocy spełnię każde twoje żądanie.
- Wspaniale – Uśmiechnął się.
- Jaki będzie twój pierwszy rozkaz? Co będę musiała dla ciebie zrobić? – Zapytała zmysłowo, przejeżdżając palcem po jego wargach.
- Nie wiem. Pewnie zrobisz mi kanapki. – Szturchnęła go w ramię, a ten w odpowiedzi się zaśmiał.
- I w ten oto sposób zniszczyłeś cały romantyzm.
- To spróbuję go odratować.
    Po tym komunikacie nachylił się ku Miyuki, wpijając w jej malinowe wargi. Trwali w tym jak najdłużej i dopiero w ostatniej chwili zeskoczyli z ławeczki na ziemię. Przez chwilę na nią nie patrzył i już stracił dziewczynę z oczu. No serio, zupełnie, jak Naoki. Rozejrzał się wokół własnej osi, aż dopadła w jego ramię śnieżny pocisk spojrzał na sprawczynię tego czynu z wyrzutem, ona za to miała niemały ubaw. Dzieciak.
- Bo oberwiesz.
- Ale się boję. – Zakpiła, pokazując mu język. Zmieliła w rękach kolejną kulkę i wzięła zamach ponownie w niego uderzając… Tak trafiła.
- Zaraz Cię.. – W złości zamiast dokończyć zdanie, przeszedł do czynów. Uformował kulkę i rzucił w Miyuki, ale zwinnie uniknęła ciosu. Sasori przeklął pod nosem.
- Pudło. – Zawołała rozbawiona.
- Nie bawię się – odrzekł dumnie. Dziewczyna podeszła do niego.
- Ktoś tu się sfrajerzył. – mruknęła, klepiąc go w plecy.
- Przeginasz.
    Burknął, miał przecież jakąś tam swoją dumę, a przy niej czuł, że jednak chyba nie. Zupełnie jak przy kumplach… nie to, żeby mu to przeszkadzało. Weszli do wypożyczalni, by zakupić sobie sprzęt – oczywiście narty. Sasori dawno nie jeździł na nartach w przeciwieństwie do Miyuki, ale jej to nie przeszkadzało i przy pierwszym kontakcie z nartami szlifowali po równych trasach. Teraz miał zjechać z górki… znowu wyjdzie na jakąś ofermę… ale czego się nie robi dla miłości. Zjechał. I no, jego zdaniem szło mu całkiem dobrze, zatrzymał się na dole bez żadnego upadku. Odpiął narty z nóg i obejrzał się do tyłu, gdzie obserwował zajeżdżającą w dól Miyuki.
- Łaaa! Proszę pana, niech mnie pan złapie, bo nie potrafię hamować! – Krzyczała w stronę Sasoriego jakaś blondwłosa kobieta. Saso trochę za późno się w tym połapał, ale oczywiście złapał dziewczynę, skutkując bolesnym upadkiem na swoją kość ramieniową. Syknął z bólu. – Kurde, nic panu nie jest?!
- Sasori! Saso, nic ci nie jest?!- Miyuki pojawiła się niezwłocznie przy partnerze.
- Moja ręka.. – Syknął boleśnie.
- Jest tutaj! – Wskazała blondynka na ów kończynę. – Na szczęście  nie odpadła, hehe.
- Chyba ją złamałem… - Wytłumaczył w stronę Miyuki, nawet nie komentując sprawczyni.
- Zajebiście. – Burknęła blondynka. – Nawet tutaj mam pecha!


OD AUTORKI
Witajcie moi państwo xD Przed wami kolejny, już 70 rozdział, mam nadzieję, że do tej pory trzymam poziom i udaje mi się was rozśmieszyć... choć troszkę :D Kolejny raz bardzo dziękuję Dorsvowi za korektę :D <3 No i ten, zalegam, wiem, nie będę wam już nic obiecywać, bo serio nie wiem kiedy wezmę się za komentowanie, mam rozdziały do pisania, książki do czytania, życie do... życia xD I teraz chcę sobie czymś jeszcze dowalić roboty, ale nie wiem co z tego wyjdzie xD Jak wyjdzie to się pochwalę xD
No to pozdrawiam was i już życzę wspaniałych wakacji! :D