23 gru 2015

Rozdział 76.



            To był wolny dzień, wolny dla uczniów szkół ze względu na pisany przez ostatnie klasy egzamin dojrzałości. Yagurę taka rzecz czekała za rok, dzisiaj stresował się czymś innym. Wizytą u dentysty. Z tych dwóch rzeczy chyba bardziej wolał pisać te głupią maturę. Podszedł do recepcjonistki i dopytał o swoją kolej, był umówiony już wcześniej ze względu na przyjęcie narkozy przed leczeniem. Musiał niestety jeszcze poczekać, więc usiadł na krześle w poczekalni. Ledwo posadził tam swój tyłek, a z gabinetu wyszła dziewczyna. Znajoma dziewczyna.
- Kogo ja widzę! Cześć Yagura.
- Hej Mats... – Z grzeczności wstał z krzesła. – Co tu robisz?
- Ostatnio przy jedzeniu jabłka strasznie zaczął mnie boleć ząb… Musiałam przyjść na borowanie, a ty co? Pewnie przyszedłeś przez to… no wiesz.
- Wiem. Masz racje, dlatego przyszedłem.
- To… Mogę na ciebie poczekać? – Zapytała. Chciała dzisiaj pobyć z kimś, w jakimś towarzystwie. Na początku wybrała sobie brata jako towarzysza, ale skoro spotkała Yagurę.
- Jasne! Znaczy, jeśli chcesz.
            Udawał obojętnego chociaż w środku, aż skakał z radości. Usiedli razem w poczekalni na krześle i zaczęli rozmawiać. Yagura wypytywał dziewczynę o samopoczucie, bo to, że jej babcia jest w szpitalu nie było dla niego żadną tajemnicą. Matsuri starała się zgrywać twardą, chociaż w środku pękała z przykrości. Babcia to była dla niej najbliższa na świecie osoba, Sasori jej nie zastąpi. Po chwili rozmowę przerwało wezwanie Yagury do gabinetu. Nie bardzo chciał opuszczać przyjaciółki.
- Co? Boisz się? – Mruknęła Matsuri. – To tylko dentysta.
- Nie boję się. – Odburknął hardo. – To…
- Poczekam na ciebie – Dokończyła dziewczyna.
            Yagura skinął głową i ruszył do gabinetu. Matsuri odprowadziła go wzrokiem i wzięła do rąk jakiś katalog, który leżał na stoliku. Natomiast myślami była zupełnie gdzie indziej. Obecnie na trochę czasu mieszkała z bratem babci, znała go już wcześniej, ale najwyraźniej miała o nim mylne wrażenie. Mężczyzna nie sprawiał żadnego kłopotu ani nie było się go czego czepiać. Pozytywny człowiek, aby nie sprawiać rodzinie kłopotu na własne życzenie przeniósł się do domu spokojnej starości. Tylko, że to nie był tani dom… ale co zrobić. Często bywał u nich Saso, szkoda że tak późno.
            Po półtorej godzinie z gabinetu wyszedł stomatolog i podszedł do Matsuri pytając czy nie przyszła z Yagurą. Przytaknęła lekko zdezorientowana. Okazało się, że Yagura już wcześniej został poproszony, aby przyjść z kimś, gdyż jego zabieg wymagał użycia silnych środków znieczulających. Dziewczyna podeszła do fotela, na którym siedział bardzo rozweselony przyjaciel.
- Cześć śliczna. – Przywitał się z wielkim uśmiechem z Matsuri. Popatrzyła na niego z uniesioną brwią. – Kim jesteś?
- Mówił pan, że daliście mu znieczulenie… - Zwróciła się do mężczyzny.
- Owszem. To narkoza rozweselająca. Tak zwany głupi jaś.
- Do kiedy będzie się zachowywał jak naćpany?
- Kilka godzin. Niech dzisiaj zaraz po powrocie do domu śpi. Niech dużo śpi. Może go boleć pod wieczór lub w nocy, więc przypisałem pacjentowi środek znieczulający. – Przekazał receptę dziewczynie. – Jeżeli jednak ból nie ustąpi, zapraszam do mnie.
- Hej, dziewczyno! – Yagura zawołał Matsuri, chwytając ją za rękę. – Wyjdziesz za mnie?
- Cooo?! – Parsknęła, właściwie sama nie wie czy była tym pytaniem wstrząśnięta czy rozbawiona.
- Chcę mieć z tobą dzieci.
            Odpowiedział ze stoicką powagą. Stomatolog przyglądał się tej sytuacji z uśmiechem, więc Matsuri zostawiła ten temat i z nim po prostu wyszła. Na zewnątrz zobaczyła kolejny problem jakim jest przetransportowanie Yagury do domu. Sama nie miała samochodu, Yagura okazałby się niezłym idiotą, gdyby przyjechał własnym. Ponadto miał do domu spory kawałek, a w takim stanie w jakim on jest wstyd się przy ludziach pokazywać.
- Usiądź tutaj. – Poprowadziła kolegę na ławkę.
- Jak się nazywasz, Pani? – Zapytał dostojnie. Przewróciła wobec tego oczami.
- Matsuri.
- Jesteś moją dziewczyną?
- Nie
- A chcesz być?
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo już mam chłopaka. – Odparła, a Yagura zrobił urażoną minę. – Teraz czekaj, a ja zadzwonię po taksówkę.
            Z westchnięciem wykonała telefon, nie miała przy sobie aż tylu pieniędzy, ale to Yagura zapłaci. Jest bogaty przecież. Chłopak siedział na ławce i cieszył się z w sumie każdej otaczającej go rzeczy. Ta nadmierna radość w ogóle mu nie pasuje, wolała go jako cichego i ponurego.
- Za dziesięć minut ma przyjechać taksówka. – Oznajmiła, siadając obok niego. – Jak się czujesz?
- Jestem szczęśliwy mogąc na ciebie patrzeć. – Odrzekł. Matsuri nie zwracała jednak uwagi na jego słowa. Wiedziała, że to skutek głupiego jasia. – Nie czuję zęba…
- Bo dentysta ci go wyrwał.
- Co…? Dlaczego…?
            Pod wpływem jej informacji Yagura tak się przejął, że aż zapłakał. Mats nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Nie sądziła, że tak się przejmie utratą zęba. Poklepywała go po plecach mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Do czasu, aż nadjechała taksówka.
            Wpakowali się do niej we dwoje, a nastawienie Yagury kolejny raz się zmieniło. Na szczęście teraz robił z siebie idiotę głównie przed kierowcą. Cóż, ma chociaż jakieś urozmaicenie w tym szarym dniu w pracy. Na bank nie zdarzyło mu się słyszeć jak jego klient przechwala się tym, że jest prawiczkiem. Przez chwilę myślała, że ją o to samo zapyta, aby była w temacie. Na szczęście nie okazał się na tyle bezczelny. Po dotarciu pod dom Matsuri poprosiła taksówkarza aby na nią poczekał. Z Yagurą ruszyła do jego domu. Chłopak znowu był naładowany głupawką. Przechodząc przez salon zastali śpiącego na kanapie Hidana. Yagura przyłożył palec do ust.
- Stary niedźwiedź mocno śpi. – Zaczął szeptem śpiewać, mając z tego niezły ubaw. Matsuri też się śmiała.
- Zamknij japę i idź do pokoju. – Nakazała z lekkim śmiechem.
- Ok, ok.
            Hidan się nie obudził. Podobno nie ma rzeczy, która by go wybudziła. Matsuri przeniosła się z Yagurą do jego pokoju, chyba była w nim pierwszy raz. Był taki, jak go sobie wyobrażała. Wszystko na swoim miejscu, perfekcyjnie uporządkowane – jak właściciel.
- Yagura, stomatolog kazał ci…
- Kocham cię, Matsuri. – Przerwał jej i chciał od razu skraść jej pocałunek.
- WTF?! Spierdalaj, durniu! – Warknęła schodząc mu z drogi prze co wpadł na swoje łóżko.
- Łóżko… ciebie też kocham. – Szybko pocieszył się po odrzuceniu.
- Ech… Zostawię ci kartkę z info…
            Powiedziała bardziej do siebie i zaczęła szukać czegoś do pisania i papieru. O, właściwie może mu to napisać w zeszycie, bo plecak szkolny miał na swoim obrotowym fotelu. Wyjęła z piórnika niebieski długopis i zeszyt do matematyki. Przejrzała go w poszukiwaniu pustej strony, aż na jednej zauważyła rysunek. Portret jej osoby. Ze zdziwieniem obejrzała się na Yagurę, ale ten leżał na łóżku, pogrążony w głębokim śnie. Usiadła na fotelu, oglądając dokładnie rysunek. To musiało być narysowane w klasie, a ona nawet tego nie zauważyła. Nie wiedziała co o tym myśleć, więc zostawiła te sprawę. Spisała notkę z informacją w innym zeszycie i wyszła. Na korytarzu spotkała się z obudzonym Hidanem.
- Hej. Twój brat śpi u siebie, jakby nie zauważył to zostawiłam mu notatkę na biurku.
- Okej…? – Odpowiedział niepewnie. Czyżby przespał to, jak Yagura sprowadził sobie laskę i ją puknął? – A ty jesteś?
- Matsuri… Siostra Sasoriego.
- Wow… Jak się Yagura spisał?
- Nie rozumiem o co pytasz…
- No wiesz… - Wykonał wymowne pchnięcie biodrami. Mats, aż się zapowietrzyła.
- Nie! Nie ro…! Po prostu nie! Przywiozłam go od dentysty!
- Kurwa, dentysta…! – Hidan pacnął się w czoło otwartą ręką. Całkiem o tym zapomniał.

            Hiroya był z Daisuke u Nelii i instalowali jej najnowocześniejsze bajery do komputera. Hiroya instalował, Dai tylko patrzył i był duszą towarzystwa. Z Nel, Hiroya nie potrafił załapać tematu. Nie chodziło o nieumiejętność rozmowy, bo naprawdę fajnie się im rozmawiało na zarzucony przez Daisuke temat. W ich wykonaniu to wyglądało w ten sposób, że jeden o coś pytał, a drugi odpowiadał jednosłownie. Nie wiedzieli dlaczego się nie potrafią przełamać. Daisuke dogadywał się z Nel jakby ostatniej sceny z pocałunkiem w ogóle nie było. Po jedno cieszył się, że ta porażka nie odbiła się na ich znajomości, ale chciał wrócić do tego tematu. Albo spróbować jeszcze raz. Spróbuje na pewno.
- Skończyłem.
- SkończyliśMY. – Poprawił go Daisuke. Hiroya jednak spojrzał na niego z mordem w oczach. – Ok. TY skończyłeś.
- Dzięki Hiroya! Jesteś super. – Uśmiechnęła się wdzięcznie Nel.
- Wiem, wiem.
- Ej no… Gdyby nie ja to w ogóle by tu nie przyszedł. – Nadąsał się Daisuke.
- Wtedy brat by mi wszystko zamontował. – Nelia pokazała przyjacielowi język.
- Ale na pewno nie dzisiaj i nie jutro i nie w tym tygodniu. – Oddał jej gest i również pokazał język. Nie był nie miły po prostu cytował wcześniejsze słowa dziewczyny.
- Dla dobra świata i własnego spokoju powiedz, że też jest super. – Mruknął Hiroya przewracając oczami.
- Ok. Jesteś super przyjacielem, Dai. – Szturchnęła go wesoło w ramię.
            To było jak wylanie kubła zimnej wody na chłopaka. Po co dodawała tego „przyjaciela”. Hiroyi, aż się zrobiło żal tego głupola. Jest na terenie „friendzone”. To smutne. Nelia jednak była zadowolona, może właśnie w taki sposób określała Daisuke granice? Hiroya nie rozumiał… Pasowali do siebie bardzie, niż… Hm, sam nie wiedział. Grunt, że pasowali, mieli wspólne tematy i takie tam. Jedno jest pewne, nie zamierzał się wtrącać. Daisuke z przygnębieniem oznajmił, że musi jeszcze wyjść, skorzystać z toalety. Zatem zostali sami.
- Dlaczego mu to robisz? Przecież się w tobie buja. – Zaczął. To było silniejsze od niego.
- To niech przestanie.
- Pozdro.
            No i koniec tematu. Chociaż w ciszy też dobrze się czuli. Hiroya przeszedł do przedpokoju ubrać adidasy i tam poczekać na przyjaciela. Pewnie w zemście zrobi grubszą sprawę, a potem nie spuści wody. Nie żeby sam robił takie rzeczy. Po chwili dołączyła do niego Nelia.
- Co ci szkodzi z nim spróbować? Sorry, ale lepszych ofert pewnie nie będziesz miała.
- I dobrze.
            Próbował wszystkiego. Oboje w ciszy wyczekiwali Daisuke, który miał lada chwila opuścić łazienkę. Hiroya myślał nad swoim weekendem z kim go spędzi? Z Yagurą czy z Aiko? Nie cierpi takich dylematów… Od myślenia uratowało go pojawienie się Daisuke. W końcu. Chłopak z tradycyjnym uśmiechem na twarzy zabierał się za ubieranie swoich butów. W jego obecności rozmowy na powrót stały się długie i żywe, a tematem przewodnim był organizowany w mieście gdzie mieszkała Nel, zlot fanów gier komputerowych. Oboje do niej pojadą. Impreza odbywa się za miesiąc, czyli w wakacje.
- Jeszcze się musimy dogadać, może kogoś dodatkowo zwerbujemy? – Zaproponował Daisuke.
- Na przykład?
- Może Yagura będzie chciał? – Hiroya parsknął śmiechem.
- Wątpię. To chujowy człowiek w tej dziedzinie, wstyd się z nim pokazywać.
- Nie wierzę.
- On woli układać puzzle. Znam go nie od dziś. – Rzekł pewny siebie. Oczywiście nie miał nic do tego, ale woleć jakieś gry planszowe od konsolowych? To babskie.
- Hej Misiaczku. Co chciałaś? – Usłyszeli głos mężczyzny, który dzielił lokatorstwo z bratem Nel. Zamykał swój pokój i kierował się do przedpokoju. – Właśnie wychodzę do pracy… W weekend tez niestety pracuję, słońce. – Daisuke już się domyślał z kim ten Iseo rozmawia. – A o której kończysz zajęcia? Ok, no to dam radę przy dziesięciominutowym spóźnieniu. – Mruknął do telefonu, wsunął na stopy buty i opuścił mieszkanie.
- Powiedziałeś temu Sasoriemu, że go laska zdradza? – Zapytała z ciekawości Nelia.
- Hm? Miyuki go zdradza?! – Zawołał zszokowany Hiroya.
- Właściwie, aż tak dobrze się nie znamy. – Mruknął Dai. – Jak już to zamierzałem powiedzieć Matsuri. Tylko, że… nie wiem jak…
- Może… Hej, Mats mam dobra i złą wiadomość. Dobra jest taka, że przyznaje ci racje, Miyuki to cicha dziwka. A zła, że kurwi się z innym i zdradza twojego brata. – Zaproponował Hiroya.
- Może ty jej powiedz, albo doktorowi, jesteście przecież sąsiadami!
- Co z tego?
- To zobowiązuje. – Wyszczerzył się Daisuke. – Tylko bardziej delikatnie… może… puk, puk. – Wykonał ruch w powietrzu, aby się wczuć. – Siema sąsiedzie, muszę ci coś powiedzieć. W zerówce miałem dziewczynę o imieniu Mara, mieliśmy się pobrać, ale zdradzała mnie z moimi kolegami. Rozumiesz? Nie? Miyuki teraz też cię zdradza… Przybij piątkę! – Zakończył z wyszczerzeniem. Towarzystwo się zaśmiało lekko.
- Może nic jej nie mów. – Mruknęła Nel. – Przyprowadź ją tu i niech sama ich przyłapie.
- Twój plan podoba mi się najbardziej.
- Zdecydowanie. – Przytaknęli i zaczęli się zbierać do wyjścia. – Ta historia z przedszkola… prawdziwa?
- Konohamaru taką miał.
            Kiedy opuścili mieszkanie, zmierzali do wyjścia z budynku i akurat na klatce schodowej spotkali znaną sobie osóbkę. Rzecz jasna zagadali do niej od razu chcąc wiedzieć co u niej słychać i co słychać u profesora. Coś nie matematycznego.
- Podobno profesor zmienia pracę. – Upewnił się Hiroya.
- Co?! – Pisnął Daisuke. O niczym takim nie wiedział.
- Tak, jakoś po weekendzie ma przyjść do niego pracownik z tamtejszej szkoły i przeprowadzić z nim wywiad środowiskowy.
- Mhm… Wiesz może…
- Kiedy? I o której? – Dokończył Daisuke, chyba wpadł na ten sam pomysł co Hiroya. Ushio chyba odgadła ich plany.
- Zamierzacie mu zepsuć spotkanie?
- Może…
- W takim razie we wtorek o siedemnastej.
- Dziękujemy – Mruknęli.

            Rankiem do pokoju Sasoriego wszedł Naoki. Ojciec chłopca leżał otulony w pościeli i smacznie spał. Była siódma rano w SOBOTĘ, więc mógł sobie pozwolić. Naoki wdrapał się na łóżko, starając się nie obudzić rodzica i wsunął się do niego pod kołdrę. Tu niestety nie był, aż tak ostrożny, skutkiem czego Saso obudził się, mrużąc oczy. 
- Co się stało Naoki? 
- Nic. - Pomimo takiej odpowiedzi rodzic sięgnął po swoją komórkę i spojrzał na godzinę. Przyprawiała go o bolesne westchnięcie. - Co chcesz zjeść? 
- Nie chce jeść. 
- Musisz. 
- To potem, dobrze? - Poprosił Naoki słodkim i troszkę smutnym głosem. - Poleżymy sobie? 
            Sasori był lekko zaskoczony tą propozycją, ale z uśmiechem na to przystanął. 
- Pewnie. – Objął syna ramieniem. Liczył na jeszcze kilka minut snu, ale za dużo szczęścia na raz. 
- Tato... 
- Hm? - mruknął, mając zamknięte oczy. 
- Miyuki mnie już chyba nie lubi... 
- Co? - Na powrót otworzył oczy. - Dlaczego tak mówisz? 
- No bo już się ze mną nie chce bawić. Nie chodzimy już nigdzie tylko cały czas siedzimy w domu. 
- Pewnie nic nie organizują. 
- Mama mnie zabiera w dużo miejsc. 
- No tak Naoki, bo mama ma na to pieniądze.  
- Kiedyś Miyuki miała pieniądze. - Nie rozumiał co mają do tego pieniądze i po co one, ale nie o to mu chodziło. 
- Teraz ma inne wydatki. Ale nawet jak zostajecie w domu to jest fajnie. Ja lubię siedzieć w domu.
             Naoki zdecydowanie nie był typem domatora. Może faktycznie powinien Miyuki zasugerować wyjścia z chłopcem poza dom? Zaczyna się sezon wakacyjny, więc powinny być wraz z tym jakieś atrakcje. Poza tym Noriko wyjeżdża na długo, może w końcu się zorganizują na jakiś wspólny wypad. Naoki nie był zadowolony z tego, że mama go zostawia, ale chyba bardziej nie chciał jechać z nią i zostawiać taty.
- Z mamą jest fajnie. -  Przyznał chłopiec. 
- A z Miyuki nie? 
- Też... Jak nie zadzwoni pan Iseo. 
- Co? Dzwoni do Miyuki? - Ta informacja go zaciekawiła. Miyuki wciąż utrzymuje z nim kontakt? Wkurwiło go to. 
- Mhm. - Z westchnieniem położył się na plecy. - I oni wtedy gadają, gadają i gadają... 
- A... A o czym? - Głupio było tak podpytywać syna, ale co zrobić. Podniósł się na łokciach, wpatrując się uważnie w potomka. 
            W tym momencie po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. I pukania. Dość natarczywego, dlatego Naoki od razu zerwał się z łóżka i wybiegł do przedpokoju. Krzyki i upomnienia Sasoriego dawały tyle co nic. Po szybkim ubraniu się w pierwsze lepsze ciuchy, pobiegł za dzieckiem, aby otworzyć drzwi. Naoki już stał na pufie gotowy, by samodzielnie przekręcić zamek.
- Naoki! – Zawołał karcąco i zdjął chłopca z mebla. Następnie ukucnął przed nim. – Słuchaj, kolego. Dopóki nie sięgasz do zamka to nie wolno ci samemu otwierać drzwi, jasne?
- Przecież dosięgłem.
- Ale z pomocą. A jak za drzwiami jest jakiś wariat to co wtedy?
- To nie wariat tylko wujek. – Odpowiedział z beztroskim uśmiechem. Saso wtem zrozumiał o którego chodzi i nadal nie uważał by się sporo pomylił.
- I tak nie wolno ci samemu otwierać drzwi. – Podsumował mężczyzna i otworzył drzwi. U progu zastał Hidana, opartego o framugę drzwi w okularach przeciwsłonecznych i w całkiem niezłym ubranku. – Czym zawdzięczamy sobie ten zaszczyt? – Zapytał z założonymi rękoma.
- Przyszedłem po naszego zwycięzcę, który spędza ze mną weekend.
- Coś ci się terminy pomyliły. Za tydzień.
- Nic mi się nie pomyliło, drogi przyjacielu. – Mruknął wpraszając się do mieszkania. – Czternastego maja miałem go odebrać.
- Właśnie – odparł spokojnie Sasori i wyciągnął z kieszeni telefon. – a dzisiaj jest… - pod wpływem ujrzenia daty zmarszczył czoło i przeklął w myślach.
- Czyżby czternasty…? – Dopytał Hidan. – Chodź Nao, spadamy.
- Czekaj wujku… jestem w piżamie…
            Fakt, dopiero teraz zauważył jego ubranie w dinozaury. Ponaglił Sasoriego wzrokiem. Całkiem mu się pomyliły dni. Sasori wiedział, że żaden jego argument nie zadziała na Hidana, więc z przekąsem kazał mu poczekać w salonie. Naoki był podekscytowany spędzeniem całego weekendu z ulubionym wujku. Ciekawe co będą robić? Chociaż, nieważne i tak będzie zajebiście. Jego tata nie podzielał tego entuzjazmu.
- Naoki… Wracając do tematu z rana… O czym Miyuki rozmawiała z Iseo?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? – Bąknął z wyrzutem.
- Mówiłeś, że to nieładnie podsłuchiwać…
- Ale…! Bo…! To co innego…! Ech, nieważne… To nieładnie, tak jest. – Poczochrał mu włosy z uśmiechem. – Bądź grzeczny i pilnuj się, jasne?
            Chłopiec przytaknął głową. Sasori szybko spakował mu najistotniejsze rzeczy jak piżama, majtki, ubranie zamienne, a potem jeszcze wyciągnął Hidana na stronę by dać mu instrukcje. Powiedzmy, że mężczyzna ich słuchał. No serio, przecież potrafi się kimś zająć.
- Luz, dam se radę.
- Nie martwię się o ciebie, przygłupie. – Burknął Sasori. – Popełnij jeden błąd, a załatwię ci zakaz zbliżania. Przysięgam.
- Nic się nie stanie. Rany…
- Mam dostawać dwa esemesy dziennie czy wszystko w porządku. Jeden rano, a drugi wieczorem – Sprecyzował. – Dzwoń jeżeli, odpukać, coś się stanie. Ponadto… - Hidan jęknął.
- Skończyłaś, mamo?
- Przestań pajacować. – Warknął Sasori.
- To ty przestań. Dam radę, mam doświadczenie.
- Niby jakie?
- Miałem zwierzęta.
            W rodzicu aż się zagotowało. Czy on właśnie porównał Naokiego do jakiegoś zwierzaka? Powinien dostać po mordzie. Zwłaszcza, że wiadome mu jest jak zajmował się zwierzętami. Żółw mu uciekł, chomika niechcący przydeptał, pies szybko mu się znudził, a rybki pozdychały z głodu.
- Och. Zajebiste rekomendacje! – Warknął sarkastycznie. – Ma jeść co najmniej trzy posiłki dziennie. Ma spać o dziesiątej. Nie później i…
- Właśnie, mam pytanie. – Przerwał Hidan i jak najciszej zapytał Sasoriego. – Czy on… no wiesz…
- Ma sześć lat, Hidan. Nie uprawia seksu.
- Kurwa, nie o to mi chodzi, pojebie głupi.
- Po tobie wszystkiego można się spodziewać.
- Poczekam aż skończy piętnaście lat. Bez obaw.
- Spierdalaj.
- Wracając. Dalej się moczy?
            Pytanie zadał dyskretnie by nie urazić dumy chłopca. Sasori zaprzeczył ruchem głowy. Następnie wznowił swój monolog do Hidana. Ten nie chcą go słuchać pociągnął chłopca do drzwi, a kiedy je otworzył to niechcący uderzył nimi Naokiego. Rozpłakał się przez wywołany ból, a Sasori natychmiast zareagował. Nie podobało mu się takie beztroskie zachowanie Hidana względem jego pierworodnego. Już na dzień dobry nabił mu guza na czole to co się stanie przez cały weekend? Oczywiście miał prawo mu nie oddawać pod opiekę syna i mieć w dupie złożoną obietnicę, ale… Bądź co bądź Hidan jest przyjacielem i wprawia Nao w uśmiech.
            Po tym jak wyszli z mieszkania i zostawili Sasoriego samego to ten musiał się na kimś wyładować. Ostatnio dużo się mu przydarza niezbyt fajnych rzeczy i sobie z tym nie radził. Wybrał kontakt i się z nim połączył.
- Słucham?
- Cześć Noriko. Chciałbym jeszcze ra ci podziękować za zgodę, by Nao spędził weekend u Hidana. Zajebisty pomysł, kurwa mać. – Kobieta po drugiej stronie słuchawki westchnęła ciężko.
- Znowu zaczynasz?
- Uświadamiam cię w twoim debilnym błędzie.
- A ja cię uświadamiam, że poniekąd jesteś współwinny, skoro pozwoliłeś mi decydować.
- Byłem pewny, że masz więcej rozsądku.
- Jasne, bo ja wiem, że Hidan jest tak samo popaprany jak ten sześć lat temu… Człowieku znasz go lepiej!
- Dlatego mogłaś nie zgrywać dobrej.
- Hah. Ja nie mam na ciebie słów… Dorośnij.
- Ty też. Pamiętaj, że jak coś Naokiemu się stanie to to będzie twoja wina.
- Moja?
- Właśnie tak.
- Wiesz co? Pierdol się.
            Powiedziała rozłączając się.

            Po południem Itachi wybierał się wraz z Kaną i Yukari do swojego teścia. Może i uległ żonie wobec tego pomysłu, ale wciąż mu się on nie podobał. Kana jednak potrafi postawić na swoim, jak to kobieta. Sam Itachi osobiście nie poznał jeszcze swojego teścia, ale zapewne jest to taka starsza wersja Dana. Tata Kany odsiadywał w więzieniu wyrok za pobicie – To według dziewczyny było dla męża pocieszeniem. W końcu to żadne morderstwo. Fakt, ale Itachi powęszył na terenie pracy w aktach sprawy. Pobił kobietę… w dodatku po dziś dzień ma ona niedowład prawej ręki. Wspaniały przykład. Itachi całą drogę był nadąsany, ale Kana nic sobie z tego nie robiła. Była pewna, że w nocy mu przejdzie, już ona się o to postara.
            Zasiedli w pomieszczeniu zwanym salą odwiedzin przed jednym z stolików. Nie byli jedynymi z odwiedzających. Strażnik wyruszył po więźnia, a im pozostało czekać. Kana miała na kolanach córeczkę, której o dziwo władze więzienne pozwoliły przyjść. Dziewczynka z zaciekawieniem patrzyła na ludzi wokoło. Itachi natomiast wzdychał ciężko, każdy ze skazańców wywoływał w nim odrazę.
- Przestań się tak na nich gapić. – Upomniała Kana. – Tylko ich tym denerwujesz.
- Wybacz, ale mogli się z tym liczyć gdy popełniali przestępstwo.
- Rozumiem, ale takie uwagi zachowaj dla siebie, kohanie. Nie chcę by Yukari widziała jak któryś z tych panów daje tatusiowi w mordę. Prawda aniołku? – Zapytała się dziecka.
- Są tu strażnicy.
- Dan też kiedyś wierzył w ich refleks. Przeliczył się.
            Ostrzegła męża, a po chwili zobaczyła wprowadzonego do sali tatę. Przekazała córeczkę Itachiemu i uściskała ojca z tęsknoty. Mimo pobicia kobiety nie wydawał się jakiś szczególnie nienormalny czy groźny. Objął córkę ciepło i dosyć długo. Potem ta zaczęła przedstawiać swoich towarzyszy.
- Tatusiu, to mój mąż, Itachi. A dziecko, które trzyma to twoja wnuczka, Yukari.
- Mogę ją potrzymać?
- Nie widzę problemu…
            Wypowiedź Itachiego była z lekka niepewna i wymuszona. Kana zrugała go za to wzrokiem, a jej ojciec zdawał się tego nie zauważać. Na powrót usiedli przy stole. Yukari siedziała na kolanach dziadka przodem do mamy. Początkowo tylko ich trójka rozmawiała albo była w atmosferze spotkania, aż wtem skazany mężczyzna odezwał się do Itachiego.
- Mam nadzieję, że troszczysz się o moją córkę i wnuczkę.
- Oczywiście.
- Zapewniasz im przyzwoity byt? – Itachi skinął głową. – Kana zawsze była moją księżniczką i oczkiem w głowie. Rozpieściłem ją, bo dostawała wszystko co chciała.
- Nic się nie zmieniło… Kana nadal chce dostawać wszystko. – Mruknął, a Kana wystawiła mu figlarnie język.
- Więc musisz jej wszystko zapewnić.
- Staram się…
- Dobrze zarabiasz? Gdzie pracujesz?
- Jestem prawnikiem. – Kana była ciekawa reakcji taty na ów zawód. Nie miał miłych wspomnień z jakimikolwiek organami prawa.
- To dobra praca. – Przyznał. – Prawnik, którego mi przydzielono to była jakaś spierdolina.
- Przykro mi.
- Słyszałem o okolicznościach w jakich się pobraliście. Dlatego muszę zapytać czy kochasz moją Kanę? – Kana spojrzała na męża, wyczekując odpowiedzi. Wiedziała, że ją kocha, bo kto tego nie robi?
- Pana córka to teraz i moje oczko w głowie, za którym bym wskoczył w ogień.
- Pytałem czy ją kochasz.
- Daj spokój, tatusiu. – Wtrąciła Kana. – Jasne, że tak. Nawet mnie namawiał na przyjście tu do ciebie z Yukari. – Oddała swój pomysł Itachiemu. Trochę go to zdziwiło, chciała mu narobić plusów w oczach ojca? Sądził, że mu świetnie idzie.
- To był twój pomysł? – Dopytał mężczyzna. Itachi spojrzał na Kanę z lekka oburzony takim potoczeniem spraw, ale skinął głową. – Popieprzyło cię? Zabierasz własną córkę do środowiska przestępców?
- No tak. Też mu to mówiłam. – Kana przytaknęła osądu ojca, a Itachi zmiażdżył ją wzrokiem. Wrobiła go… po co mu taka żona.
- Prawnik, a nie ma krzty rozsądku w głowie. – Skrzywił się teść.
- No cóż, przyznaję. To było bardzo głupie, ale miał pan prawo zobaczyć swoją wnuczkę nie tylko na zdjęciach. Chociaż raz na rok lub dwa lata możemy ją tu przyprowadzać o ile sobie pan tego życzy.
- Nie wiem, czy to będzie dla niej dobre.
- Kontakt z dziadkiem zawsze jest dobry. A my się zajmiemy tym, by Yukari się tu zbytnio nie spodobało. – Stwierdził Itachi. Był dumny, że wyszedł z tej opresji. Teść widać był z tej postawy zadowolony, a Kana z uśmiechem wymierzyła mu buziaka w policzek.
- Mam fajnego męża. Możesz być zajebisty jeżeli kupisz mi buty.
- Zatem będę fajnym mężem – Pogodził się z tym. Miała w cholerę butów, nie przekabaci go. – Wracając do Pana pytania to tak. Kocham Kanę.
- W takim razie możesz mi mówić tato. – Mruknął mężczyzna.
            W ten sposób rozmowa już szła jedynie w dobrym kierunku. Itachi musiał przed sobą przyznać, że jego teść jest bardzo w porządku. W ogóle nie podobny do Dana, chociaż sam nie wiedział czy się po prostu musi powstrzymywać przed strażnikami, Kaną czy Yukari. Jednak na samotne odwiedziny nie było w brunecie chęci. Ojciec Kany wypytał o jej brata. Dan nie był u niego od chyba pięciu lat. Mieli drobny zatarg, choć skoro trwał już pięć lat to z pewnością nie był drobny.
- Dalej jest z Noriko?
- Nie. Próbował do niej wrócić, ale wszystko spartolił, jak to Dan. Ale masz od niej pozdrowienia. – Mruknęła Kana. – Od trzech lat ma jakiegoś dzianego męża. Ale daję im jeszcze jakieś pół roku. – Dodała, na co Itachi się zainteresował.
- Dlaczego?
- Bo… Mam intuicję – Puściła do męża oczko.
- A co z jej dzieckiem? – Dopytał starszy z mężczyzn.
- Skąd pan wie, że Noriko ma dziecko?
- Tata. – Poprawiła Kana męża. – Propos, to jej dziecko było Sasoriego. On jest przyjacielem Itachiego i wiesz to było w ogóle tak, że…
            Kana uwielbiała gadać, najbardziej o kimś, więc przekazała całą historię swojemu ojcu. Mężczyzna bardzo lubił Noriko, to ona zawsze organizowała odwiedziny u niego. Cieszył się, że Dan znalazł sobie dziewczynę, która doceniała wartości rodzinne, była mądra, a przy tym i piękna. Lecz ta pierdoła, jego syn, wolała włazić do dupy jeszcze innym panienką.
- Dan przyszedł tu z nią, gdy była w siódmym miesiącu. Myślałem, że zmądrzał i do niej wrócił.
- No i się im udało, na krótki okres czasu. Ale potem… Noriko urodziła. Dan jej pomagał, ale z czasem wbił sobie do głowy, że to dziecko mu przeszkadza.
- Powiedz, że rozstał się z nią z godnością…
- Niestety. Noriko zostawiła mu Naokiego pod opieką, gdy miał dwa miesiące. No i ten… - zawahała się, nie chciała tego mówić przy Itachim, ale ten nie zamierzał odejść. – Dan chciał go wykąpać… w zimnej wodzie.
- Co?! – Krzyknął Itachi.
- Ale luz. Noriko wróciła szybko, bo czegoś zapomniała, ale od tamtej chwili… no rozumiesz. Gdy go widzi to ma ochotę go zajebać delikatnie mówiąc.
            Itachi był wstrząśnięty tą historią, to jest chrzestny jego córki. Nigdy go nie lubił i nie zanosi się na to, aby było inaczej. Yukari zaczęła się już kręcić i grymasić, ale naprawdę długo wytrzymała. Spokojem podała się całkowicie na Itachiego, Kana nie omieszkała oburzyć się tym faktem. Póki co to dziecko jest kopią Itachiego.
- Ja ją rodziłam kilka godzin, a tak mi się odwdzięczyła.
- Najwyraźniej musicie się postarać o kolejne. – Stwierdził jej ojciec.
- Słyszałaś, Kana? – Itachi upomniał ją z uśmiechem.
- Nie jestem głucha. – Burknęła. – Chwilowo mam inne sprawy na głowie.
            Mąż kobiety przewrócił oczami. Wiadomo, chodziło jej o swoje aktorstwo. Odkąd wróciła na teatralną scenę to mało mu poświęcała czasu. Ciężko mu to znosić, dlatego na żaden spektakl, w którym grała jakąś rolę się nie wybrał. Teatr źle mu się kojarzył.
            Po chwili postanowili już wyruszyć do domu. Yukari zaczęła być kapryśna, a i oni już chcieli kończyć spotkanie. Będąc na parkingu przed samochodem do Kany zadzwonił telefon. Itachi czynił honory wobec córki i odebrał ją od Kany zapinając do miejsca w samochodzie. Żona rozmawiała z, jak się domyślał Noriko, nie wtrącał się choć nie podobało mu się, że umówiła się z nią na zakupy. Mieli iść razem na obiad do jego rodziców.
- No to do zobaczenia. Pa, pa.
- Kana. Nie zapomniałaś o czymś. – Spojrzała na niego zdezorientowana. Po dłuższej chwili zdecydował się jej przypomnieć. – Mieliśmy zjeść obiad u moich rodziców.
- Ach…! Faktycznie… ups…
- Odwołaj to.
- Co? Nie! Nie mogę podobno Saso jej przygadał i ona ma teraz doła. Nie mogę jej zostawić.
- Nie obchodzi mnie to, kup sobie coś na pamięć. Obiecałaś mojej mamie przyjść.
- Zrozum, no. Jaka ze mnie przyjaciółka skoro zostawiam ją dla takiej pierdoly?
- Masz racje, okropna. – Stwierdził. – To nie zmienia faktu, ze masz jechać.
- Daj spokój. Powiesz, że się źle czuję.
- Nie.
- Ale… - Westchnęła ciężko. – Itachi, chyba nie odmówisz swojej ciężarnej żonie?
- Nie jesteś w ciąży. – Powiedział pewnie.
- Jeśli nie jestem to już nie będę cię namawiać na przyjazd tu z Yukari.
            Zawołała i tym przekonała Itachiego. Kanie bardzo zależało na kontakcie ojca z wnuczką i nie sądził, by to poświęcała dla spotkania z przyjaciółką. Niemniej kobieta wiedziała jeszcze o swoim darze przekonywania, więc nie wahała się skłamać. Nie była w ciąży, ale wiedziała, że na myśl o dziecku Itachi zachowuje się jak ślepy dureń.
- Płaczesz…? No chyba nie przez mój brzuch…
- Nie. Oczy mi łzawią.
- Ale, że aż tak?
- To przez światło. Na dodatek obraz mi się rozmywa… Musisz prowadzić.
- Jezu, jaka z ciebie baba. – Burknęła. Gdy była w ciąży z Yukari to nie ryczał.

            Hidan był z Naokim na mieście, spędzenie z małym weekendu było cholernie fajne. Wczoraj cały dzień byli w domu, bo padało, ale grali w gry na konsoli, oglądali disneyowskie bajki - Wszakże są one kultowe, wstyd ich nie znać. Nawet Yagura przyłączył się do tego maratonu. No, a dzisiaj to  już zgodnie z planem byli na dworze. Hidan zabrał chłopca na gokarty czyli jeżdżenie w mini samochodach, dobijanie, ściganie - to co każdy dzieciak uwielbia. Teraz, gdy dochodziła szesnasta chłopiec był zmęczony, ale podobało mu się. Wujek zabrał go na lody, które zlizywali na przechadzając się po takim jakby rynku. Ludzie wałęsali się ulicami z zmęczonymi minami.
- Wujku, a następnym razem też tu przyjdziemy? - Bardzo mu się spodobało, a nawet w myślach chciał się tu przyjść ze swoimi rówieśnikami; Maribel, Torą, Kae i Tesshim.
- To musisz wobec tego wywalczyć zgodę na pobyt u mnie od swojego starego. - Naoki się skrzywił, wiedział, że się nie zgodzi. To pewne. - Albo poproś mamę.
            Skoro raz zgodziła się powierzyć syna Hidanowi, to powinna się zgodzić kolejny. Hidan nawet tą decyzją oczyścił jej konto. W jego oczach może na nowo zbierać dodatnie lub ujemne punkty. Pomimo miłej atmosfery, nie stracił na czujności i nikle, ale jednak, poczuł jak z kieszeni ktoś mu wyciąga portfel. Obejrzał się na sprawce, ubranego jak każdy edres i zawołał.
- Hej! - Lecz osobnik zdawał się go nie słyszeć. - Nao, czekaj tu, a ja złapię tego chuja. - Zwrócił się do chłopca, a potem zaczął biec do złodziejaszka. - Zatrzymaj się, kurwa!
            Przeciskał się przez przechodzących po drodze ludzi, którzy raczej traktowali ów pogoń, jako osobistą sprawę. Dlatego Hidan nie mógł liczyć na niczyją pomoc. W końcu złodziej skręcił w mniej ruchliwy obszar, co raczej powinno należeć do jego błędów. Najwyraźniej na swoje szczęście natrafił na jakiegoś amatora. I na szczęście często ostatnio na treningach biegał, dlatego sam nie czuł tak ogromnego wysiłku, jak normalnie powinno się czuć. Napastnik jednak też się wydawał wysportowany. Biegał, skakał, wspinał się… niesamowicie wyćwiczony. Na sobie miał długą bluzę z kapturem, długie dżinsy i białe adidasy, jednak budowę ciała miał dosyć drobną. Wzrostem to chyba był niższy od jakiejś laski. Czyli jakiś gówniarz chcący zaszpanować… sam nie wiedział czym, ale wiedział, że wybrał sobie niewłaściwą ofiarę. Taki tam wielki błąd. Rabuś obejrzał się delikatnie przez ramię, by sprawdzić czy nadal jest ścigany. To był jego kolejny błąd, bo Hidan z łatwością się do niego przybliżył i złapał jego ciało od tyłu.
- Mam cię! – zawołał dumnie, starając się trzymać, szarpiącego się złodzieja, jak najdłużej. – Oddawaj co ukradłeś! To dla twojego dobra, inaczej…! – Urwał zdanie, kiedy jego ręka posunęła się po ciele złodzieja i natrafiła na wypukłość. Piersi… złodziej ma cycki!
- Zabieraj łapy! – Warknął kobiecy głos i wykorzystał chwilę nieuwagi Hidana, po czym z całej siły cisnął butem w jego stopę, a następnie przyłożył mu łokciem w brzuch.
            Hidan przeklął gromko w bólu, a dziewczyna ponownie puściła się w bieg i skręciła w jedną z uliczek. Mężczyzna ani myślał odpuścić pogoni, w jego portfelu znajdują się bardzo osobiste dla niego rzeczy. I wcale nie chodzi tu o gumki. Ani o numer telefonu super laski, którą niedawno poznał… No dobra, chodziło o ten numer. Musiał go odzyskać za wszelką cenę. Zaułek, gdzie skręciła dziewczyna był odseparowany od wejścia bramą z siatki, a to dlatego iż znajdowała się tam budowa. Jednak to nie zatrzymało dziewczyny, wspinała się przez ogrodzenie z niemałą gracją. Hidan nie mógł się powstrzymać od niepatrzenia na to z podziwem. Wątpił czy jemu uda się wspiąć. Dziewczyna zeskoczyła z bramy będąc jakiś metr nad ziemią. Niestety to ją chyba bardzo zmęczyło, dlatego skok skończył się upadkiem. W jego trakcie kaptur dziewczyny zsunął się z jej głowy.
            Chyba tego nie zauważyła, bo ciągle syczała z chyba niegroźnego bólu nogi. Miała długie, gęste i proste czarne włosy z ciemno zielonymi pasemkami, twarz miała szczupłą, jej kości policzkowe były dość wyraźne. Ciemne brwi, ciemne i długie rzęsy podkreślające nieziemskie hebanowe oczy, które posiadała. Twarz miała… śliczną, śniada i delikatna cera, a przy tym malinowe pełne usta stworzone do całowania.
- Jasna cholera… boli… - Syknęła, wstając z piachu. Zdawała się nie zauważyć, że jej ofiara na nią patrzy. Pierwsze spostrzegła swój zsunięty kaptur.
- W porządku? – zapytał Hidan.
            Właściwie sam nie wiedział dlaczego pierwsze okazał troskę, zamiast zażądać zwrotu portfela. Może liczył na jakiś numerek za bycie miłym? Hidan był przecież delikatnie pierdolnięty. Dziewczyna spojrzała na niego, rozmasowując swój obolały tyłek. Spotkał się z nią wzrokiem, a czas stanął w miejscu. Chyba nawet mógł usłyszeć bicie własnego serca.
- Tak… - Dziewczynie chyba trudno było oderwać od Hidana wzroku, ale w końcu to zrobiła. – No to pa. - Zrobiła dwa kroki w tył i obróciła się na pięcie idąc powoli do przodu.
- Ej…! Ej, czekaj! – zawołał zza siatki. – Oddaj mi portfel! – Dziewczyna stanęła w miejscu i sięgnęła ręką do kieszeni bluzy. Potem się na niego obejrzała. – Obiecuję, że nie pójdę na policję!
- OMG, serio myślałeś, że ci go oddam? – Zakpiła. – Wybacz koleś – Przywdziała na siebie z powrotem kaptur. Z nieba zaczęły lecieć drobinki deszczu. – To nic osobistego – mruknęła i szła dalej.
- Zaczekaj! – Już nie mógł liczyć na zainteresowanie. – Kurwa! – zaklął soczyście i uderzył dłońmi w drzwi bramy, które się otworzyły. Zarówno Hidan, jak i złodziejka byli tym zdziwieni.
- Bez jaj…! – Zawołała bezsilnie. Po cholerę jej była ta cała wspinaczka?!
            Hidan nie tracił czasu i zaczął biec do dziewczyny, a ona zerwała się do ucieczki. Oddychała ciężko przez niedawną spinaczkę i ogólnie Hidan miał spore szanse, aby ją schwytać. Dziewczyna jednak wybierała trudne trasy. Choć był tuż za nią to ona robiła sporo zakrętów albo skoków. Na jednym z nich niestety się przeceniła. Zahaczyła łydką prawej nogi o wystający z boku ostry drut i odarła o niego nogę, co doprowadziło ją do upadku. Syknęła z bólu, spodnie zafarbowały się od krwi, ale mimo to dziewczyna była zdeterminowana, aby uciekać. Hidan przystanął kilka kroków od niej i postanowił zaczerpnąć tchu. Ten pomysł okazał się jednak cholernie głupi. W chwilę stracił ją z oczu. Pytał sam siebie jak to jest w ogóle możliwe i zaczął przeszukiwać ten cholerny tor przeszkód, nazywany terenem budowy. Po kilku minutach już sądził, że stracił te seksowną złodziejkę z oczu, lecz oto zauważył ją siedzącą na przystanku autobusowym. Cała jej łydka była zakrwawiona, pewnie od tego jej zahaczenia o drut. Hidan musiał przyznać, że nawet z taką raną była bardzo szybka, w końcu zdołała mu uciec. Chciał przejść do niej przez ulice, ale sekundę przed tym pomysłem zatrąbił na niego samochód. Ten hałas zwrócił uwagę złodziejki, która nie bacząc na wszystko, próbowała zwiać z miejsca. Hidan nie mógł jej na to pozwolić i szybko przebiegł przez ulicę. jednak drugim razem już nie miał tyle szczęścia i jadący samochód po prostu w niego uderzył.
            W tym czasie razem z Kaną była Noriko. Dziewczęta zrobiły sobie taki, od dłuższego czasu już planowany, babski dzień. Kobieta z samego rana miała odprawę na lotnisku, więc to był jej ostatni dzień w kraju przed długą przerwą. Nie chciała wracać tu miała wszystko co dawało jej szczęście. Czuła się jakby zredukowała błędy w przeszłości i zaczynała od nowa - Poprawiła kontakt  z rodzicami i siostrą, na nowo zaufała przyjaciołom, odzyskała syna, a Saso zaczął ją tolerować. Chociaż po ostatniej rozmowie chyba znowu sytuacja jest napięta. Nie mogła zrozumieć tego człowieka, Dlaczego do niej wydzwaniał i pytał, skoro nie chciał oddawać Nao pod opiekę Hidanowi. I dlaczego jej zdanie miało być decydujące? Westchnęła.
- Stało się coś?
- Ojciec Naokiego się stał. – Burknęła chłodno. Kana uniosła brew. 
- Aha, a kiedy temat zszedł z ciuchów na Sasoriego...?
- Racja. Przepraszam, Kana. Ostatnio miałam z nim drobną sprzeczkę i ciągle powracam do tego mężczyzny myślami.
- A o co znowu się ciebie czepił?
- Wiesz niedawno zadzwonił do mnie, by spytać czy Hidan może zaopiekować się w weekend Naokim. – Kana starała się jej słuchać uważnie. Ale myślami była gdzie indziej. Za drzwiami sklepu. - Był wściekły, bo się zgodziłam.
- Uh... No nie dziwie mu się. Z Hidanem? Bezpieczniejszy byłby w zagrodzie z lwami.
- Nie przesadzajmy.
- Znam się z nim niecały rok i takie mam o nim zdanie. Też go znałaś przecież.
- Tak, ale sądziłam, że w pięć lat zdążył się zmienić... Mniejsza. Sasori stawia mnie jako osobę decydującą, więc pewnie jak coś się stanie to ja będę winna. - A nie chciała odpowiadać za takie coś, to było po prostu dziecinne. Jendak w duchu modliła się, by nic się nie stało.
- Wyluzuj Naokiemu na pewno nic nie będzie… Wiesz, właściwie wiem gdzie ta pała mieszka, możemy najechać mu na chatę niczym hiszpańska Inkwizycja. – Zasugerowała z uśmiechem.
- To będzie trochę głupie…
- Naoki.
- Racja, dla dobra Naokiego. – Zgodziła się Noriko.
- Nie. Naoki siedzi na ławce. – Wskazała palcem na miejsce.
- Naoś! Naoki! - Zawołała Noriko, a chłopiec się obejrzał. Od razu do niego pobiegły, upewniając się w tożsamość chłopca.
- Cześć mamo i ciociu. - Machnął do nich ręką z beztroską miną.
- Hej Naoki, co się stało? Dlaczego jesteś tu sam? - Zapytała Noriko, kucając przed nim.
- Wujek kazał mi tu siedzieć i na niego czekać.
- A gdzie jest Hidan? – Dopytała Kana.
- Poszedł gonić jakiegoś chuja. - Powtórzył.
- Naoki - Upomniała Noriko. - Nie wolno mówić tak brzydko!
            Dziewczyny chciały go natychmiast ze sobą zabrać, ale ten się na to nie zgodził. Chciał czekać na wujka, a więc czekały razem z nim. Po pół godzinie nadal nie było po nim śladu, a wiatr zaczął coraz mocniej dmuchać. Noriko obawiała się, że syn złapie jakieś przeziębienie. Była wściekła na Hidan, na siebie, a najbardziej na Sasoriego. Kana zaproponowała, aby odwiozły go do domu Hidana i tam na niego poczekają.
- A wujek Hidan? - Zapytał Naoki.
- Nie martw się, jak tu przyjdzie i ciebie nie będzie to na pewno pomyśli, że jesteś w domu i wróci. - Mruknęła Kana uspokajająco, ale gdyby serio tak pomyślał to okazałby się największym debilem na świecie.
- Więc, jak? Jedziemy? - Zapytała Noriko, a Naoki wobec takich rozwiązań się zgodził i ujął rękę matki. - Zabije go... - Syknęła szeptem do Kany.
- Będę twoim alibi.

            Wieczorem Miyuki skończyła swoje zajęcia w szkole, sesja zbliżała się wielkimi krokami, a ona prawdę mówiąc jeszcze nie zajrzała do książek. Sprawy prywatne zaprzątały jej głowę i nie potrafiła się na niczym skupić. Z budynku szkoły kierowała się na parking. W ciągu dnia ustaliła sobie, że musi w końcu zrobić coś z sytuacją w jakiej się znalazła, to jednak nie jest takie łatwe. Na zajęciach spisywała sobie na kartce ocenę Iseo i Saso. Dostrzegła znaczącą różnicę między nimi, ale bynajmniej nie ułatwiało to sprawy.
            Stała na chodniku przed parkingiem, czekając na Iseo, który miał po nią przyjechać. Myślami była nieobecna wobec otoczenia, mijający ją koledzy, zegnali się lecz odpowiedz nie było. Do rzeczywistości przywrócił ją znajomy glos tuż przy uchu.
- Na kogo czekasz?
- Sasori… - Burknęła uprzednio się wzdrygając. Szturchnęła go w ramię, gdy się do niego odwróciła. – Wystraszyłeś mnie. Co tu robisz?
- Oschłe to powitanie. – Stwierdził z wyrzutem. – Na kogo czekasz?
- Hm? Na nikogo… skąd pomysł, że na kogoś czekam…
- Stoję za tobą od dziesięciu minut. – Powiadomił. – Więc?
- Dobra. Czekam na znajomego, odwozi mnie do domu.
- Tym znajomym jest Iseo? – Zapytał, a Miyuki przygryzła wargę, uciekając wzrokiem na bok. Jaśniejszego potwierdzenia nie mógł mieć. – Dlaczego nie powiedziałaś, że znowu się kumplujecie?
            To pytanie trochę ją uspokoiło. Czyli nie wiedział najgorszego.
- Nie chciałam byś się gniewał. Wiem, że za nim nie przepadasz.
- Pewnie. Nie ufam mu, zresztą ty też nie powinnaś skoro mu się podobasz. Dlatego nie chcę byś utrzymywała z nim znowu kontakty. Jeżeli chcesz podwózki to będę po ciebie jeździł.
- Nie chodzi o podwożenie mnie…
- Więc o co?
- Sasori, ty utrzymujesz kontakty z Noriko, ja mam prawo widywać się z Iseo. – Wzruszyła ramionami. Nie potrafiła mu powiedzieć prawdy. Zdrada go załamie, pomyślała oo tym za późno, ale nie chciała, by cierpiał.
- Nie mścij się na mnie, skarbie. – Złapał Miyuki delikatnie za ramiona i przyciągnął do siebie. – Noriko nie będziemy widzieć dłuższy czas, a potem jej spotkania z Naokim będą rzadsze. Przysięgam.
- To nie jest zemsta…
- Nie ważne. Jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie, kocham cię i jestem o ciebie cholernie zazdrosny nawet jeżeli łączy was jedynie przyjaźń.
- Też cię kocham, ale…
- Żadnych ale.
            Sasori nachylił się ku jej ustom i złączył w bardzo namiętnym pocałunku. Dziewczyna nie skłamała,, bo wciąż go kocha, ale zbyt mało on jej okazuje miłości. Co do Iseo to on ją kocha, a sama Miyuki odczuwa do niego jedynie pożądanie. Najgorsze jest to, że nie może sobie poradzić ze stanowczością i bawi się uczuciami mężczyzn. Objęła szyję Saso oddając mu pocałunek. Gdy się od siebie odsunęli zobaczyła za jego plecami Iseo z niezbyt zadowoloną miną. Zmieszała się, co zmusiło Sasoriego do obejrzenia się.
            Kiedy Iseo został zauważony posłał obecnemu partnerowi Miyuki najłagodniejszy uśmiech na jaki było go stać po czym podszedł do pary.
- Sadziłem, że jedziesz dzisiaj ze mną. – Zagadał do Miyuki. następnie wyciągnął rękę do Sasoriego. – Iseo.
- Ona dzisiaj z tobą nie pojedzie, ani jutro, ani nigdy. Wasza znajomość się kończy.
- Och, naprawdę? W porządku, ale chyba potrafi mówić sama.
- Nie musi, jako jej chłopak…
- Och, czyli ty jesteś Sasori. – Przerwał. – Sądzę, że powinniśmy się zakolegować w końcu tyle nas łączy z naszą Miyuki. – Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Heh. Sorry, ale Miyuki jest tylko moja. – przyciągnął ją z lekka brutalnie do siebie.
- Jak uważasz – Nie mógł się powstrzymać od lakonicznego przewrócenia oczami. – Ale nie musisz nią szarpać, kolego.
- Nie jesteśmy kolegami. – Warknął Saso. – Chodź Miyuki.
            Dziewczyna słowem się nie odezwała podczas ich sprzeczki. Posłusznie poszła z Sasorim posyłając Iseo przepraszające spojrzenie. Miał je gdzieś, był wkurwiony jej zachowaniem i miał tego dość. Z frustracji kopnął lekko najbliżej stojący samochód, a przez to zachwianie odpadł mu zderzak.
- Kurwa…
- Hej gościu, co ty robisz?! – Popchnęła go wściekle jakaś dziewczyna w okularach.
- Przepraszam…
- Aha. Kiepski z ciebie magik, powiedziałeś przepraszam i się nie naprawiło. Dlatego dawaj szmal za naprawę. – Wyciągnęła do niego dłoń i widać nie zamierzała odpuścić.

            Hidan odzyskał w tym czasie przytomność. Widok wydawał mu się rażący, dlatego odwrócił głowę w bok. Wtedy dopiero zrozumiał, że nie znajdował się na dworze, a minionej złodziejki nigdzie nie ma. Sądząc po białych kitlach niektórych z ludzi, zorientował się, że jest w szpitalu. To mu przypomniało wypadek samochodowy, a to zaś spowodowało potworny ból głowy. Dotknął się w nią, chcąc załagodzi swoje cierpienie drobnym masażem. Wtem poczuł, że ma ją owiniętą bandażem. Skrzywił się trochę, a po chwili zerwał się do pozycji siedzącej.
- Naoki! - Wrzasnął, skupiając na sobie uwagę wszystkich. - Gdzie on jest...? Oby czekał na rynku...! - Mówił do siebie, schodząc z łóżka.
- Chwileczkę. Co pan robi? - Podeszła do niego pielęgniarka.
- Muszę stąd iść. Ktoś na mnie czeka.
- Nie może pan iść. Proszę zaczekać, pójdę po lekarza!
- Nie rozumiesz, kobieto, że ktoś na mnie czeka!
- A czy pan rozumie, że ma siedzieć i czekać na lekarza?!
- Hidanku! Dzięki Bogu, żyjesz! - Zawołała radośnie Syntia, mężczyzna jednak nie podzielał jej euforii. - Tak mnie przestraszyłeś, wyskakując prosto na moją maskę! - Objęła go mocno, ale ten ją tylko odepchnął.
- Puszczaj mnie! To ty mnie przejechałaś? Nie dość ci spraw sądowych? Masz się do mnie nie zbliżać!
- Ale kochanie...
- Przestań do mnie tak mówić!
- Dobry wieczór... – Przywitał się lekarz.
- Jaki, kurwa wieczór? Która godzina? Ile czasu byłem nieprzytomny?
- Około trzech godzin. Jestem Hideo Fuse, pana lekarz prowadzący. Chciałbym pana przebadać.
- Nie mam czasu. Czeka na mnie jedno dziecko! Jak go nie będzie to...!
- Rozumiem, ale nie może pan wyjść. Jeżeli wypadek sprawił wstrząśnienie mózgu...
- Nie obchodzi mnie to, chcę wyjść!
- Hidanku, zostań i daj sobie pomóc...
- Ty się nie odzywaj, bo to twoja wina!
- Niech mnie pan nie zmusza do wstrzyknięcia środku uspokajającego. - Wtrącił Hideo. - Badanie nie potrwa długo, najwyżej godzinę.
- Nie mogę tyle czekać! Ile razy mam to, kurwa, powtarzać?!
- To może pan zadzwoni i odwoła spotkanie?
- To jest... niegłupi pomysł. Gdzie moje rzeczy? - Jedna z pielęgniarek mu je przyniosła, ale niestety telefon nadawał się do śmieci z pękniętą obudową. - Syntia, dawaj telefon!
- Już. - Posłusznie przeszukała swoją torebkę i przekazała mu urządzenie.
- Syntia to bardzo ładne imię. - Mruknął Hideo do dziewczyny, a ta się zarumieniła. Hidan w ogóle nie zwracał na nich uwagi. Wykorzystał swoją doskonałą pamięć do numerów i wykonał połączenie.
- Tak, słucham...?
- Yagura, to ja. Hidan.
- Hidan? Czemu nie odbierasz?
- Potem wyjaśnię. Masz teraz biegnąć na rynek w mieście i szukać Naokiego! Jestem w szpitalu i dopiero za godzinę mnie wypuszczą.
- Naoki jest w domu. Przyprowadziła go pani Kana i jego mama.
            To powiadomienie sprawiło, że Hidanowi spadł kamień z serca. Chyba nie potrafiłby się pokazać Sasoriemu na oczy po takiej akcji. Miał też nadzieje, że Noriko go nie wsypie, ale Yagura go uspokoił. Dziewczyny zdecydowały już wcześniej na niego zaczekać i sprawić mu reprymendę, którą Hidan będzie musiał znieść z honorem.
            Yagura w końcu się rozłączył i przekazał tok rozmowy Noriko. Była ciekawa co się stało Hidanowi, że jest w szpitalu, ale ten uświadomił sobie, że nawet o to nie zapytał. Surowe spojrzenie Noriko go trochę upomniało, było takie podobne do jego mamy. Trochę się jej bał. Kana w tym czasie przebierała się w łazience w jedną z nowych sukienek. Oczywiście teraźniejszy gospodarz nie miał nic przeciwko, siedział w salonie na kanapie i razem z Naokim oglądał trzecią część shreka.
- Jestem już! – Zawołała Kana, a pod wpływem jej donośnego głosu, Yagura obejrzał się za siebie. - Jak wyglądam? - Zapytała, chodziło jej o zwiewną sukienkę z trzy czwarte rękawem, sięgającą do połowy ud i będącą w kwieciste wzory.
- Wyglądasz ślicznie. - Stwierdziła Noriko.
- Ujdzie. – Wtrącił się Yagura. Kobiety spojrzały na niego wytrzeszczając oczy.
- Co ci się nie podoba? – Zapytała Kana, ten nagle pożałował, że się w ogóle odzywał.
- Nic…
- Gadaj! – Warknęła. – Skoro już zacząłeś krytykować to dokończ.
- Ja nie skrytykowałem… Wygląda pani ok.
- Ok? Masz się za speca od mody?
- Nie… Ale interesuje się stylistyką. Ta sukienka… Pani szerokie uda rzucają się w oczy. – Stwierdził odważnie. Noriko pod tym wpływem zerknęła na jej uda. – Przynajmniej jak się stoi z boku.
- Więc co byś w niej zmienił? – Zapytała Noriko.
            I tak zaczął się temat zmiany wyglądu, oczywiście u chłopaka czesanie jako hobby było bardzo zaskakujące. Na początku Kana nie chciała się zgodzić na maczanie palców Yagury we własnych włosach, zapewne będzie wygląda źle. Była przekonana, że jest tak samo psychiczny jak brat. Noriko jednak ją przekonała do ulegnięcia, najwyżej go zabiją czy coś. Długo jeszcze się nie zgadzała, ale cóż… to tylko włosy, odrosną. Poszli więc do pokoju chłopaka, bo Noriko chciała zobaczyć dopiero efekt końcowy. Następnie usiadła przy Naokim i towarzyszyła mu do czasu, aż wrócił Hidan, z którym natychmiast zamierzała się rozmówić.
- Naoki! Nao! - Krzyczał już od progu drzwi.
- Tutaj jestem wujku! - Odkrzyknął Naoki.
- Kurwa... teraz mogę umierać. - Mruknął z westchnieniem ulgi. - Nic ci się nie stało? Żaden szmaciarz się nie czepiał?
- Nie. Spotkałem mamę i ciocię. - Powiadomił, wskazując na stojącą za nim Noriko, która wnosiła synowi szklankę z oranżadą.
- No siema.
- Możemy pogadać w kuchni? - Niby zapytała, ale takim tonem jakby to był rozkaz.
- No skoro prosisz. - Hidan jednak nie tracił swojego lekkiego hartu ducha. - To... możesz nalać mi coś do picia? - To nie był najlepszy moment na prośby i przekonał się o tym w momencie, gdy Noriko się na niego rzuciła i zaczęła bić swoimi babskimi ciosami.
- Ty, durniu...! Jak śmiałeś go zostawić samego na ławce?!
- Ała! Uspokój się, kobieto... czy czym tam jesteś. - Nie był pewny, bo ciosy były dosyć mocne. - Przecież nic mu się nie stało...
- ALE MOGŁO! Ale mogło, ty imbecylu! - Warknęła, uderzając go w plecy tak mocno, że ją chyba bardziej zabolało. - Ał, ja pierdole...
- Karma wróciła - Skomentował, choć ślad klepnięcia z pewnością pozostał na plecach. - Nie chciałem go zostawić. Jakaś złodziej... Jakiś złodziejaszek - Przecież nie przyzna się, że wykiwała go jakaś laska. - Mi zajebał portfel, a po drodze miałem wypadek. - Wskazał na głowę.
- Pieniądze są ważniejsze, niż dziecko, które tak uwielbiasz?
- Przyganiał kocioł garnkowi. - Burknął w odpowiedzi.
            To zdanie wprawiło ją w milczenie. Sama tak zrobiła przed laty, więc nie powinna go winic. Nie jest do tego najodpowiedniejszą osobą.
- Co ci się stało? - Dla sprecyzowania, wskazała na jego bandaże.
- Taka jedna wariatka mnie potrąciła.
- Ale wszystko dobrze?
- Och, martwisz się o mnie? - Zapytał, no cóż, zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Martwię się o syna. Tylko i wyłącznie.
- Przyznaj po prostu, że na mnie lecisz. - Parsknęła z kpiną.
- Tobie chyba podczas tego wypadku mózg wypadł.
- Wierz mi, gdyby coś mu się stało to bym sobie nie darował.
- Dobrze wiedzieć. Mówiłeś o Naokim czy mózgu?
- Heh, o Naokim. – Zapewnił. - Powiesz Saso?
- W życiu. - Odpowiedziała natychmiast. - I lepiej byś ty też nie pisnął nawet słowem. Wszystko się obróci tak, że ja będę najbardziej winna, bo zezwoliłam na twoją opiekę nad Naokim...
- Ja bym nie żył, więc nie zamierzam się tym chwalić.
- Nie żył? - Parsknęła. - Przejechał cię samochód i nic ci nie jest.
- Wiesz jak to mówią...
- Głupi ma zawsze szczęście? - Zgadywała.
- Nie? Złego diabli nie biorą.
- Moje przysłowie bardziej pasuje.
            Mimo wcześniejszych sporów, całkiem dobrze się im rozmawiało. Najwidoczniej związek z Sasorim jej nigdy nie leżał, a jego temat zawsze był piętnowany powodem do awantury. Nie chciał być niewdzięczny, ale wolał by Noriko sobie już poszła, jednak musiała zaczekać na Kanę. Hidan skinął głową i chciał wrócić do Naokiego, ale nie zauważył, że nie daleko swoich nóg siedzi kot i chlipie wodę z miski. Nadepnął mu na ogon. Kot syknął przeraźliwie i wbił się pazurami w akcie zemsty w nogę oprawcy.
- Kurwa, jebana, mać! Pierdolony futrzak! – Warknął głośno podkulając do siebie ociekającą krwią nogę.
- Zamknij się, Naoki może cię usłyszeć. – Upomniała surowo.
- Pizda mnie udrapała! – Syknął, przypominając sobie, że biała to była kotka.
- Nie obchodzi mnie to. Nie wyrażaj się przy moim dziecku.
            Posłała mu spojrzenie, którego powinien się bać, a potem ruszyła do Naokiego. Chłopiec zaczął przysypiać na kanapie, trzymając koło siebie kolejnego kotka, już śpiącego. Ile oni mają tych zwierzaków? To już chyba piąty. Ukucnęła przed kanapą szepcząc dziecku czułe i pełne zatroskania słowa.
- Tata mówił, że wyjeżdżasz… Kiedy przyjedziesz znowu? – Zapytał.
- Nie wiem, słoneczko. Postaram się jak najszybciej.
- Będę tęsknił. – Zapewnił.
- Ja bardziej. – Uśmiechnęła się cmokając go w policzek. – Masz być grzeczny za ten czas, kumasz?
- Kum, kum. – Zakumkał jak żabka, a Noriko się zaśmiała. W ten czas przyglądał jej się Hidan, w kuchni oczyścił i obandażował swoją łydkę. Przez myśl przemknęła mu myśl, że Noriko jest całkiem spoko laską. – Wujku co ci się stało w głowę i nogę? – Zapytał zmartwiony chłopiec.
- Nie przejmuj się mną. Lepiej opowiedz co się z tobą działo, gdy mnie nie było? Siedziałeś cały czas na tej ławce?
- Nooo! – Powiedział dumnie. – Zrobiłem co mi kazałeś!
- Zajebiście. Tak trzymaj… a teraz słuchaj, cały nasz weekend ma być tajny, dobra? Tajny dla twojego starego.
- Taty. – Poprawiła go Noriko.
- No przecież mówię.
- Nie ucz go braku szacunku do Sasoriego.
- Jakiego braku szacunku? – Oburzył się, zaś zaczyna go bronić przed jakimiś nieistotnymi rzeczami. – Po kiego ta spina? Raaany.
            Wtedy do salonu wkroczył Yagura z bladą twarzą, a parę kroków za nim, zadowolona z efektów Kana. Włosy miała prościutkie, a na co dzień miała lekko pofalowane. W dodatku grzywka sprawiała, że wyglądała młodziej. Na sobie miała kupione nowe, dopasowane, białe spodnie, a na to założona była kwiecista, zwiewna sukienka. Noriko była pod wrażeniem tej metamorfozy.
- Coś taki blady? – Zapytał Hidan brata.
- Też byś był, gdybyś miał cały czas przystawione nożyczki do wacka…
- Mówiłem ci, że twoje hobby jest głupie. – Wzruszył ramionami. – Zawołaj Kanę i niech spieprzają.
- Stoi przed tobą głąbie.
            Hidan się zdziwił. Serio? Wyglądała jak rówieśnica jego brata. Ciekawe czy Itachi będzie z tego zadowolony, już i tak jest o nią ponoć ostro zazdrosny.