29 paź 2014

ROZDZIAŁ 46.



         Był późny wieczór, a w domu Akasuny siedzieli Deidara, Tayuya i Naoki. Ostatnio, gdy byli u Saso, zapoznali się z Kaoru i gdy wynikła rozmowa o ich związku i braku randek sam na sam. Tay postanowiła im pomóc i zgłosiła zarówno siebie, jak i Deidarę do pełnienia roli opiekunów. Bardzo lubiła chłopca i dla niej zajmowanie się nim było czystą przyjemnością. Niestety nie podzielał tego Deidara. Miał jej w ogóle za złe, że go w to wrobiła, jak chciała pilnować to mogła to zrobić sama! Co do Kaoru to cóż… fajna była i cieszył się, że Saso się spotyka z jakąś laską. W sumie widział go z Miyuki, no ale nieważne, ważne, że w ogóle ma kogoś i nie marudzi.
         Gospodarz wybył z domu z dziewczyną już jakiś czas temu, więc teraz musiał się opiekować smarkiem. Właściwie to Tay się z nim bawiła w pokoju. Deidara siedział przed telewizorem i no… był, jak zombie. Dziewczyna w ogóle nie mogła go oderwać od tv, bynajmniej nie, gdy argumentem była wspólna zabawa z dzieckiem. Wkurzał ją.
- Dei rusz dupsko i chodź pobawimy się w coś – stanęła przed nim, zakładając ręce na piersiach.
- Z tobą? – uśmiechnął się jednoznacznie.
- I z Naokim – dodała, a jego twarz pokrył grymas.
- To się sama z nim baw.
- Jesteś okropnym wujkiem – burknęła, ale co go to obchodziło. Wzruszył ramionami. – chodź, no proszę cię… Dei.
- No… - westchnął ciężko i poderwał leniwie do góry. – nie, jednak nie – dokończył, ponownie opadając plecami o oparcie. Miał gdzieś, że ją wkurza. No vice versa, kurwa!
- Masz pięć minut – pokazała mu wszystkie palce w dłoni, tak jakby nie wiedział ile znaczy pięć. – jak nie przyjdziesz w pięć minut do pokoju to tego pożałujesz. Ostrzegam – powiedziała groźnie. – pięć minut.
- Zwykłe pięć minut czy twoje trzygodzinne pięć minut?
- Domyśl się.
         To powiedziawszy ruszyła do pokoju Naokiego. Dei zgrywał niewzruszonego tą groźbą, ale jednak go to obchodziło. Kobiety są straszne w sprawach zemst. No i tak… zależało mu na niej. Przyzwyczaił się do bycia z nią w związku. Westchnął ciężko i zrobił pierwszy krok – wyłączył telewizor. Teraz drugi – wstanie z kanapy, to było cholernie ciężkie, bo wszystkie miękkie i w ogóle przyjemne miejsca mają jakąś dziesięć razy większą grawitację. W końcu jednak udało mu się dźwignąć dupę i skierował się ociężałym krokiem do pokoju smarkacza. Wszedł bez żadnego słowa. Tayuya razem z nim kolorowała jego malowanki.
- Patrz kto przyszedł – uśmiechnęła się złośliwie, lecz Dei nic nie odpowiedział  tylko położył się brzuchem na łóżku.
- To tylko wujek – Naoki wzruszył ramionami, w końcu nie stało się nic niezwykłego. Znaczy tak, dziwne, że wujek przyszedł, ale bardziej by go zdziwiło, gdyby się z nim zaczął bawić.
- Przyszedłeś tu spać? – burknęła w stronę Deidary. Mogła bardziej się sprecyzować w żądaniach. – Naoś lubię twój pokój, dobrze się w nim jakoś czuję.
- Ja mu go remontowałem – przyznał Dei.
-­ Pamiętam – nie trudno zapomnieć, jak odwoływał ich randki o byle pierdołę. Od tego czasu się chociaż poprawił. ­– naszemu dziecku też będziesz urządzał pokój – oświadczyła, na co mężczyzna się skrzywił.
- Nie zrobię, bo nie będziemy mieć dzieci – powtórzył stanowczo, któryś tam raz z rzędu.
- Ciemu? – dopytał Naoki.
- Bo nie – warknął w odpowiedzi.
- Nie krzycz – opieprzyła blondyna. Ciężko jej idzie przekonywanie go do tego, ale póki co nie naciska, bo jej się do tego nie spieszy. – Naoś, a ty chciałbyś rodzeństwo?
- Lodzieńśtwo?
- Mhm, braciszka lub siostrzyczkę?
- Saso cię zabije za prowadzenie z nim tego tematu – stwierdził Deidara.
- Blata! Miałbym się ź kim bawić – mruknął wesoło Naoki.
- Najpierw musi mieć z kim je zrobić.
- No przecież ma Kaoru – uśmiechnęła się Tay. – Naoki chcesz by Kaoru była twoją mamą?
         Ten od razu zaprzeczył ruchem głowy. Sasori opowiadał ostatnio Deidarze, że z Kaoru nic większego nie wyniknie, dopóki Naoki jej nie polubi. W sumie trochę przejebane być zależnym od decyzji małolata, ale też fajnie, że podchodzi do związku z dystansem, a nie angażuje się jakoś cholernie mocno. W każdym razie na pytanie kogo chciałby za mamę, odpowiedział Miyuki. Hm… jeśli Saso chce ją trzymać jako opiekunkę to związek z nią jest nieunikniony. Po namowach Tayuyi zaczął z nimi budować coś z klocków lego.
- Ciepło coś – mruknęła Tayuya, zdejmując z siebie bluzę. Dei mimowolnie, czujnie obserwował jej ruchy. Ta bluzeczka z dekoltem bardzo mu się podobała. Trzeba odkrywać to, co ma się w sobie najlepsze.
- Nowa bluzka? – ten temat był przykrywką, aby nie oskarżała go o przydługie patrzenie w cycki.
- Nie, stara – łyknęła to, a nawet ucieszyło ją zainteresowanie chłopaka. – ma już z jakiś tydzień – na ten komunikat Deidara spojrzał na nią tępo.
- Rzeczywiście stara – sarknął. – jak wrócisz to od razu ją wyrzuć. W końcu już w niej byłaś.
- Daruj sobie, wiesz – powiedziała z politowaniem. – powinieneś się cieszyć, że staram się ładnie dla ciebie wyglądać.
- Najbardziej się cieszę, jak nie masz na sobie ubrań – uśmiechnął się złośliwie. Przewróciła jedynie oczami. – ja nie mam problemu i dzięki temu jestem gotowy w mniej, niż pięć minut.
- Zaiste – przytaknęła mu sarkastycznie. – bo masz po kilka ubrań w szafie.
- A mi tatuś powiedział…
- Cicho bądź – warknął Dei na Naokiego. – nie widzisz, że dorośli rozmawiają? Zamilcz – nakazał, a Naoki westchnął cicho. Jaki ten wujek głupi! – Tay mam wystarczająco ubrań. Ty w niektórych swoich nawet nie chodzisz.
- Chodzę! Tylko teraz nie ma okazji.
- Wtedy pewnie to będzie już ciuch z serii stara-szmata-ale-nie-wyrzucę-bo-mam-sentyment – sarknął Deidara.
- Lepsze to, niż seria JESZCZE-można-nosić.
- Chyba bardziej opłacalna, nie? Zresztą…
­- Tatuś mówi, zie…
- Cicho bądź Naoki! – upomniał dzieciaka, wchodzi mu gnojek w słowo. Niewychowany jakiś. – Nie zauważyłeś, że ja mówię?
- Ale…
- Cicho!
- Ale wujek…!
- Zamknij się!
- Deidara! – wcięła się Tayuya w to upominanie. – Weź się uspokój, downie. Masz tu piłkę, pobaw się – rzuciła do niego jakąś  piłeczkę, jak psu jakiemuś. Albo dzieciakowi, by się czymś zajął. – no Naoś kontynuuj, proszę.
- Tata powiedział, zie pójdę do prześkola! – pochwalił się.
- Jej, jak fajnie – uśmiechnęła się. – też chodziłam do przedszkola i było fajnie
- A ty wujku?
- Nie, ja nie chodziłem – wzruszył ramionami.
- Nie? – dopytała Tayuya.
- Nie. W odróżnieniu od was, moja obecność nie przeszkadzała rodzicom – odparł złośliwie, a Tay zmrużyła oczy.
- Dlatego teraz z ciebie taki maminsynek – odpyskowała.
- Nie prześkaciam tacie… - burknął ze smutkiem Naoki.
- Pewnie, że nie – przytaknęła Tay, głaszcząc jego główkę.
- Przeszkadzasz.
         Tayuya trzepnęła blondyna w głowę. Jak on w ogóle mógł takie rzeczy wygłaszać dziecku. Pogadała z nim chwile, aby nie brał tak bardzo do siebie słów wujka. Na dobre odwiodła go od tematu, bawiąc się z nim autkami. Po jakiejś godzinie nadszedł czas, aby Naoki udał się do spania. Ta decyzja ucieszyła Deidarę, no bo W KOŃCU. Chłopiec jednak nie chciał spać, za bardzo wciągnęło go towarzystwo Tayuyi.
- Naoki, kurwa mać! – warknął Deidara, gdy ten już od pół godziny robił wszystko, aby nie iść spać. A to kibel, a to picie, a to znowu kibel, a to czytać, a to cokolwiek innego! Przez to nie mógł sobie siąść w spokoju z dziewczyną i robić z nią coś fajnego. – Spieprzaj do wyra i śpij!
- Niee – pokręcił głową. – jest mi zia ciepło – Dei podszedł, więc nerwowo do okna.
- Co ty robisz?! – zawołała do niego Tayuya.
- Otwieram smarkaczowi okno, nie widać? – dziewczyna powstrzymała go od tego czynu.
- Nie widać, żebyś miał coś w głowie – warknęła. – Jest zima, na dworze jeszcze śnieg i ujemne temperatury! Przeziębi się! – skarciła go.
- To co zrobisz, żeby poszedł wreszcie spać? – zapytał retorycznie. – Gówniarz już wymyśla!
- Naziwam się Naoki – burknął chłopiec. Deidarze drgnęła żyłka na skroni, jeszcze go będzie pouczał, jak się ma do niego zwracać! Specjalnie to robi, aby Tayuya go opieprzyła!
- No właśnie Dei. Mógłbyś się w końcu nauczyć.
- Dobra, dosyć! Tay, wychodzimy! – nakazał, popychając ją w stronę drzwi. – NAOKI – powiedział do niego po imieniu. – masz iść spać! Niech cię już dzisiaj nie widzę i nie słyszę!
- Nie chcie śpać…
- No to, kurwa, pech masz spać! Bo przyjdzie do ciebie pedofil! – zagroził i zamknął w końcu drzwi od jego pokoju.
         Tayuya spojrzała z politowaniem na jego zadowolenie z siebie. Co to za pomysł, by straszyć dziecko pedofilem? Nienormalny jest? No chyba trochę tak, bo na jej reprymendę w tym temacie wzruszył jedynie ramionami. W dodatku zebrało mu się na amory. Chciał wykorzystać ten czas na pieszczoty ze swoją dziewczyną, a ona jakoś specjalnie nie oponowała. Jedynie co ją powstrzymywało to pobyt w domu Sasoriego. Głupi powód, Saso by mu na bank użyczył łóżka czy czegoś.
- Deidara przestań no! – zawołała, kiedy chłopak wciskał jej ręce pod bluzkę. Zgodziła się na niewinne pocałunki i ogólnie pieszczoty, ale bez wielkiego zaangażowania. – Nie tutaj…
- Daj spokój. Nie robimy nic złego.
- Złego nie, ale wstydzę się…
- Uroczo – pocałował ją subtelnie w wargi.
         Akurat w tej chwili Sasori wrócił do domu. Warto dodać, że wrócił sam. Dlatego Deidara podarował mu opierdol, że wrócił w tak gorącym momencie, ciekawość wzięła nad nim górę.
- Co się stało? – zapytał od razu.
- Nic – odrzekł, zdejmując z siebie wyjściowe ciuchy.
- No mów!
- Powiedziałem przecież.
- Kłamiesz, co zrobiłeś, albo ona zrobiła?!
- Nic! – powtórzył już nerwowo, co za koleś. – Głuchy jesteś?
- Nic to nie jest odpowiedź! – warknął. Tayuya przyglądała się im z rozbawieniem. Deidara to potrafi być troskliwy, ale nie do tych osób co trzeba. Ale byłby fajnym materiałem na tatę.
- Co to za przesłuchanie w ogóle?  Weź sobie na wstrzymanie.
- Nie obracaj kota ogonem, tylko mów co się dzieję!
- No mówiłem ci, że NIC! – rany boskie, niech da sobie siana. Zajmował się Naokim, a nie nim.
- W takim razie, gdzie jest Kaoru? – kończąc to pytanie, drzwi mieszkania ponownie się otworzyły, ujawniając w nich wspomnianą osobę.
- Cześć wam – zawołała od progu.
- Tutaj – wskazał na nią Sasori, robiąc z Deidary głupka. – a teraz możecie już spadać.
         Wyprosił siedzących mu na kanapie znajomych. Tak na serio to im podziękował za opiekę nad synem. Spodziewał się, że zajmowała się nim tylko Tayuya, ale no kumplowi też podziękuje. W odpowiedzi na to wydarł się na niego za to, że tak wcześnie wraca, a potem szybko pozbierał manatki i wyszedł z Tayuyą. Gdyby wiedział, że tak mu się podoba opiekowanie Naokim to, by nie patrzył tak często w czasie randki na zegarek.

         W nocy o godzinie pierwszej, ze snu obudziło Sasoriego głośny huk grzmotu, panującej burzy. U jego boku leżała twardo śpiąca Kaoru. Przynajmniej ona ma niewzruszony sen. Saso natomiast nie mógł już zasnąć, nie wiedział dokładnie dlaczego, ale to nie ważne. Postanowił sobie trochę pochodzić po domu, zrobić kawy czy coś. Ubrał na siebie bieliznę i spodnie, a potem udał się do zamierzonego pomieszczenia. Na szczęście prądu nie wzięło, więc zagrzał sobie wrzątku w czajniku. Tak, ma piec elektryczny, więc bez prądu ma naprawdę przejebane. Za oknem się od czasu do czasu błyskało, a poza tym padał deszcz, który mieszał się ze śniegiem. Rano wytworzy się z tego niesamowita ciapa… plus na chodniku czy ulicy będzie masa lodu.
         Mimowolnie uśmiechnął się do siebie przypominając sobie o tym, jak Miyuki niejednokrotnie zaliczała przez to glebę. Wedy nim drgnęło, czy ona się, aby nie boi burzy…? Powinien do niej zadzwonić? Nie, to chyba głupi pomysł. Jak ją obudzi to nabawi lęku. Przelał wrzątek do kubka, gdzie znajdowały się już ziarenka kawy, potem dolał do środka mleka i zaczął mieszać łyżeczką zawartość.
- Ech, ja zwariuję – rzucił sztuciec do zlewu i wyszedł z kuchni.
         Kaoru nadal spała w łóżku, nie przeszkadzał jej. Zabrał jedynie swój telefon z kieszeni spodni, które niedawno miał na sobie i ponownie powrócił do kuchni. Oparł się łokciami o ladę i włączył kontakt Miyuki, jednak zawahał się przed wciśnięciem zielonej słuchawki. Śpi czy nie śpi…? Zdecydował się napisać jej sms’a.
         Tylko co jej napisać? Cześć, Miyuki. zastanawiam się czy śpisz, bo w końcu panuje burzao losie, jaki syf, nie ma mowy by to wysłał. Skasował. Śpisz? Nie kurwa, wącha poduszkę! Nie wyślę jej tego, weźmie o za przygłupa. Hej, myślałem o Tobie – … w tym momencie zatrzymał się na pisaniu. Brzmi to naprawdę… no, może to opacznie zrozumieć, ale też to prawda, myśli o niej. Ponownie zagrzmiało potężnie, aż Sasori się wzdrygnął i odruchowo spojrzał przez okno, potem znowu spojrzał na ekran. Wiadomość została wysłana.
.
.
.
         CO, KURWA?!!!        NIE, NIE, NIE! nie mógł tego wysłać! Momentalnie zalało go gorąco. W ogóle nie powinien tego napisać, idiota! Natychmiast zaczął pisać kolejnego sms’a, który zawierał sprostowanie. Lecz nie zdążył go nawet napisać, a przyszła do niego wiadomość od Miyuki. z niemałym strachem go odczytał. Chyba pomyliłeś numery ;) tak właśnie odpisała, całe szczęście, że z niej bystra dziewczyna. Cóż skoro wie, że dziewczyna nie śpi to od razu doda jej otuchy w ten burzliwy czas. Racja, przepraszam. To było do Kaoru – odpisał i odłożył telefon, by odpić łyk kawy. Nawet nie zdążył tego zrobić, a odpisała. Tak myślałam – ostatnio obydwie nie pałają do siebie jakąś większą sympatią. Nie wnikał o co im chodzi, ale wolałby, aby żyły w zgodzie. Może Naoki, by się ciut bardziej przekonał do Kaoru. Nie śpisz? – ciągnął rozmowę. Skąd wiedziałeś? :P – nabija się z niego! Co za małpa. Dzięki panującej za oknem burzy – a co! Niech sama się zachowuje jak dzieciak. Ach, no tak… - napił się kawy. W porządku? – zapytał. Tak, przeżyję ;) dzięki za troskę – chyba marnie jej pomaga, skoro go spławia. Przeszkadzam ci? – no wolał zapytać. Nie, ale kończy mi się kasa na telefonie ^^” – no i wszystko jasne… ale no, nie czuł się usatysfakcjonowany swoją pomocą. Postanowił do niej zadzwonić. Najpierw jednak przymknął drzwi oddzielające salon i kuchnie od reszty pokoi. Wtedy wybrał numer kontaktowy Miyuki i zadzwonił.
         Miyuki leżała na łóżku przykryta cała kołdrą. Wszystko byle nie widzieć błysków i nie słyszeć grzmotów, w takich chwilach nie dba o to czy się udusi pod tą pościelą. Dla zabicia czasu, zajęcia czymś innym myśli grała w jakąś grę na telefonie, a potem napisał Sasori. Choć był to omyłkowy sms, to miło jej było na te kilka sekund pomyśleć, że to było do niej. takie to było podłe, że akurat teraz nie ma pieniędzy na koncie, by z nim pisać. Życie jest nie fair. Nie. jej życie jest nie fair. Po chwili jednak zobaczyła, że ktoś do niej dzwoni, a tym kimś jest Sasori. Dopiero po czwartym sygnale odebrała.
- Już sądziłem, że zdołałaś zasnąć.
- Nie spodziewałam się, że zadzwonisz… - ciągle była w szoku, ale naprawdę dobrze jej było usłyszeć jego głos. – ale dobrze mi cię usłyszeć… twój głos mnie uspokaja…
- W takim razie, będę zawsze do ciebie dzwonił w takich chwilach. Ty też nie krępuj się tego robić.
- Nie wiesz, że w czasie burzy nie wolno  wykonywać telefonów?
- Jak dla mnie to bzdura. Przynajmniej w przypadku telefonów komórkowych. One nie są podłączone do żadnych przewodów. To mit, którym straszą rodzice.
- Nie możesz być tego w stu procentach pewien. Komórka też wytwarza jakieś pole elektromagnetyczne – odpowiedziała. Uczyła się takich rzeczy na fizyce to wie.
- To aluzja, abym się rozłączył?
- Nie. Ja tylko… no martwię się po prostu… trafi cię piorun, wylądujesz w szpitalu, a ja zostanę zwolniona.
- Martwisz się tylko o siebie – burknął żartobliwie. – a może chcesz mnie po prostu mieć przy sobie?
- Cóż, tak by było najlepiej… – zgodziła się i nastąpiła chwila ciszy. – ale nie kłopocz się z telefonami. W końcu nie jestem nikim więcej, niż pracownicą.
- Tak sądzisz?
- A mylę się? – sama Kaoru jej tak powiedziała, a te słowa zabolały. Widok ich razem też ją boli. Sasori nawet nie wie, jaką krzywdę jej wyrządza tymi wspaniałymi, niewielkimi uczynkami.
- Może tak, może nie. Czy to ważne?
- Dla mnie tak – w słuchawce usłyszała jedynie westchnięcie, a potem nastąpiła cisza. Wbrew pozorom bardzo przyjemna cisza. Wiedzieli, że ciągle są przy telefonie, ale nie potrzebowali do tego słów. ­
- Jesteś dla mnie… - urwał na moment, szukając odpowiednich słów.
-­ Jak siostra? – dokończyła za niego Miyuki. Jeśli potwierdzi to chyba złamie jej serce.
- Nie, z siostrą bym do wielu naszych sytuacji nie dopuścił – mruknął rozbawiony. – chodziło mi, że jesteś kimś ważnym w moim życiu. Nie wiem, jak ja dawałem sobie rady z Naokim bez ciebie.
- Dzięki… za te słowa i za to, że się o mnie troszczysz.
- Nie musisz za to dziękować. Chociaż tak mogę się odwdzięczyć za opiekę nad moim sy… - nagle przerwał, a w słuchawce dało się usłyszeć jeszcze jakiś głos. – Kończę już. Kaoru mnie woła. Wyśpij się.
- Ty też – a w chwili, gdy się rozłączył. – zaśnij naprawdę twardo.
         Może i jest czasem podła, ale w miłości to nieuniknione. Z drugiej strony chciałaby być na miejscu Kaoru, leżeć u boku, a jednocześnie w ramionach Sasoriego. Zaraz, zaraz… skoro Kaoru jest u niego to po co miał jej posyłać tego sms’a o treści „myślę o tobie”? To by było bardzo głupie… skłamał… on skłamał! Myślał o niej! uśmiechnęła się szczęśliwie do siebie. Serce jej waliło z radości, to takie wspaniałe uczucie. Przymknęła oczy, starając się pogrążyć w śnie.

         W południe, w szkole średniej, Nagato prowadził lekcje matematyki. To była jedna z najgorszych  godzin w życiu uczniów, to była jedna z tych lekcji, gdzie pisali same zadania. Już cała tablica była nasmarowana, ciasno rozpisanymi przykładami, ale profesor i tak cisnął im większą ilość zadań. Nagato siedział z tyłu na jednej z wolnych ławek i przyglądał się rozwiązywanym zadaniom, na zmianę, wyszukując w podręczniku nowych przykładów. Chciał, aby uczniowie dobrze wyuczyli się obliczać przykłady z potęgami i ujemnymi i dodatnimi. Właściwie wszystkim szło bardzo dobrze tylko narzekali na stałe wałkowanie jednego i tego samego. No i bolące ręce, bo muszą tyle tego notować. Niemniej jednak nie mogli narzekać, bo przy Nagato naprawdę mogli zrozumieć matematykę, ale nie polubić.
         Coś za coś.
         Obecnie przy tablicy ślęczał Daisuke. Te przykłady takie zajebiście długie, że rozwiązanie ich zajmuje ze trzy linijki. Naprawdę, męcząca lekcja… w końcu napisał wynik. Oczywiście dobry wynik. Odetchnął zmęczony i odłożył kredę na podkładkę pod tablicą.
- Daisuke, skoro tam jesteś to zmaż tablicę – poprosił Nagato, szukając w książce nowych zadań.
- Jest sucha – powiadomił, gdy miał już gąbkę w ręce. – pójdę zamoczyć.
- Może jakaś koleżanka mu w tym pomoże profesorze? – wtrącił zaśmiany Konohamaru. Dopiero po chwili klasa zrozumiała do czego on pije i się zaśmiali. Po takich męczarniach on jeszcze potrafi wyczuć dwuznaczność. Niewiarygodne.
- Z naszej klasy to już bym wolał przyjąć pomoc kolegów – mruknął rozbawiając klasę. No cóż, nie posiadali jakichś super piękności. Mało tego chłopcy czasem wyglądali na bardziej zadbanych, niż dziewczyny.
- Spokój. Wracajcie do przepisywania – upomniał Nagato. – Daisuke zmazuj suchą gąbką, w tempie ekspresowym. Raz, raz! – pogonił i ponownie przeglądając podręcznik.
         Daisuke wykonał polecenie i na szybko zmazywał tablice od góry w dół, będąc jakoś w połowie czynów, w klasie rozbrzmiał pisk Hanabi.
- Daisuke! – drgnął przestraszony. – Jeszcze nie skończyłam przepisywać!
- Ja pierdolę, Dai-Suko! – warknął jeden z chłopaków z tyłu.
- Hej, nie wyrażać się – napomniał profesor. – nie szkodzi, napiszecie to w domu, w takim razie – rozwiązał sprawę, ale uczniowie nie przestali mordować wzrokiem kolegi. Jedno zadanie, ale dwadzieścia przykładów, a oni byli na piętnastym! Jakby skończyli to mieliby mniej zadane do domu! A teraz im się ferie zaczynają. – Siadaj Daisuke.
- Co za frajer i ciota do potęgi… -­ burczeli pod nosem liczne obelgi pod jego adresem. Przechodząc obok ławki największego zbira, pokazał mu gest przybicia pięści w otwartą dłoń… zabiją go.
- A może rozwiąże te zadania na tablicy! – zgłosił się.
- Nie, zaraz i tak będzie dzwonek.
- To przepiszą na wychowawczej, wszyscy będą zadowoleni – upierał się. Nagato się  zastanowił.
- A może zamiast godziny wychowawczej zrobimy matematykę?
- NIE! – wykrzyknęła Matsuri, miała dość tego przedmiotu. – Proszę, mam dość…
- No śmiało, zostały nam cztery zadania. Jak zrobimy to nic wam nie zadam na ferie.
- A jutrzejsza matma? – zapytała ostrożnie Hanabi.
- W zamian to jutro będzie godzina wychowawcza.
         Uczniowie myśleli chwilę nad tą propozycją, ostatecznie zgadzając się na te wymianę. Daisuke od razu zaczął rozwiązywać wcześniej zmazane przykłady, poświęcił na to całą przerwę, zostając w klasie. Czego się nie robi by nie zostać gnębionym. Nagato wyszedł w czasie przerwy do pokoju nauczycielskiego zaparzyć sobie tak kawy. To potrafiło załagodzić jego dzień. Choć nie miał żadnych problemów z uczniami, żaden rodzic nie czepiał się jego metodom nauczania. Bycie nauczycielem od samego początku było jego przeznaczeniem.
- Nagato, uczennice do ciebie – uśmiechnął się uprzejmie jeden z nauczycieli, który otworzył drzwi ów panienkom.
- Już idę – odstawił kubek swojej kawy i wyszedł z pokoju nauczycielskiego na korytarz. Stały tam uczennice z trzeciej klasy, które najwyraźniej miały jakiś problem, z oddanym wcześniej ich klasie sprawdzianem. – O co chodzi dziewczyny?
- Bo widzi profesor wypatrzyłam jeden błąd w moim sprawdzianie – dziewczyna podeszła bliżej profesora, pokazując mu swój sprawdzian. – źle tutaj obliczyłam ten wzór, podstawiłam potęgę w promieniu, a powinno być zwykłe „r” ponieważ obliczam obwód. Takie małe niedopatrzenie, ale jednak ma znaczenie.
- Masz rację – zakłopotał się Nagato, jak mógł tego nie zauważyć…?! – jednak z tego co widzę, to w ogóle ci to nie zmienia oceny – jak miała czwórkę, tak ma ją nadal.
- No tak. Ale chciałam po prostu powiadomić, aby obniżył mi profesor te kilka punktów. Koledzy zauważyli błąd i są jacyś zazdrośni – burknęła.
- Wiesz, nie będę ci nic zmieniał. Nie za bardzo mi się chcę bazgrolić w dzienniku – westchnął. – po prostu masz te punkty za bycie sprawiedliwym – uśmiechnął się.
- Naprawdę? – zawołała z uśmiechem. – Oooch, jest pan super!
- Jeszcze coś? – zapytał ucieszony z tego określenia swojej osoby.
- Ja mam problem… - zaczęła niepewnie. Chyba nieuczciwie mnie pan tu ocenił.
         Akurat, kiedy zaczęła tłumaczyć problem, zadzwonił dzwonek na lekcje, ale to nic i tak jej uważnie słuchał, już na początku zrozumiał o co chodzi, dziewczyna pomyliła okrąg z kołem, a tym samym nie trafiała z obliczeniami.
- A wiesz czym się różni okrąg od koła? – zapytał.
- No… koło jest takie… okrągłe, a okrąg…. – w sumie w nazwie też ma, że jest okrągłe, dlatego się lekko zmieszała. – takie krzywe…. – jej koleżanka plasnęła się wymownie w czoło.
- Jesteś taka urocza – skomentował, przyglądając się sposobowi w jaki to powiedziała. – to co chciałaś powiedzieć to owal. Koło jest wypełnione powierzchnią, a okrąg to jedynie ten obrys bez środka.
         Po wyjaśnieniu wszystkiego, w końcu dziewczyny udały się na lekcje, a Nagato z powrotem do pokoju nauczycielskiego, nic nie wyszło z wolnego rozkoszowania się gorącą kofeiną no, ale nic nie poradzi. Wziął ze sobą kubek i oczywiście dziennik klasy, po czym wrócił na swoją lekcje. Kilka kroków od drzwi już coś mu zaczęło brzydko pachnieć. Najwyraźniej w klasie panowała absolutna cisza. Cisza przed burzą?
         Otworzył drzwi od klasy, a w środku ujrzał swoich uczniów pilnie notujących w swoich zeszytach wszystkie, wykonane przez Daisuke przykłady z ćwiczenia. W życiu by się tej systematyczności po klasie nie spodziewał. Pęka z dumy. Uczniowie przywitali się grzecznie i zaproponowali, aby profesor sobie dopił kawę, a oni za ten czas zdążą wszystko przepisać. Chcieli szybko zrobić te cztery zadania, a potem wykorzystać czas wolny na jakieś lekkie rozmowy.
- Przyznam, że mnie zaskoczyliście. Nie możecie się tak zachowywać cały czas? – zapytał z żartobliwą nadzieją. Nie wierzył w ich metamorfozę.
- Profesor to pod każdym względem ma wysokie wymagania – bąknęła Matsuri.
- Matsuri, niszczysz moje marzenia… do tablicy! – zaprosił dziewczynę, posyłając jej złośliwy uśmiech.
         Skrzywiła się… on ją jawnie nienawidzi. I akurat dostało jej się jakieś zadanie tekstowe, takie są chyba najgorsze. Z matematyką radzi sobie beznadziejnie. Koniecznie musi wziąć od kogoś korki. Może Sasori by jej pomógł…? Chociaż on bardziej tam w biologii… ale matematyka też mu nie sprawiała trudności… trochę szkoda, że już nie jest z Noriko, bo ona umiała matematykę. Zawsze jej w niej pomagała i świetnie potrafiła ją wytłumaczyć. No, ale trudno stało się, jak się stało. Skoro takie rzeczy odwaliła jej bratu to cieszy się, że już nie są razem… w każdym razie, nie zamierza się wtrącać. Szybko rozwiązali resztę zadań. Ostatnie dziesięć minut lekcji mieli dla siebie.
- Jakie macie plany na ferie? – zagadał do uczniów, popijając łyk kawy.
- Będę się uczył do olimpiady z biologii – oznajmił Daisuke. – już się nawet umówiłem na konsultacje z bratem Matsuri!
- Umówiłeś? Prosiłam byś mu nie zawracał dupy, ofiaro!
- Wcale, że nie! – obruszył się, wcale go nie prosiła, to raczej był rozkaz. Zdecydowanie. – Nie miał nic przeciwko.
- Jest za dobry najwidoczniej, nie wie w co się pakuje… praca, szkoła dziecko… - wyliczała Matsuri.
- Dziewczyna – dodał Nagato. – a teraz jeszcze ty.
- Miyuki nie jest jego dziewczyną – napomknęła Matsuri.
- Wiem, że nie, ale Kaoru nią jest…
- Hę?! Jaka Kaoru? – Matsuri uniosła brew do góry.
         Co za skandal… żeby dowiadywać się o nowej dziewczynie własnego brata od swojego nauczyciela. Żenujące! I wszyscy widzą przez takie sytuacje, jaki fatalny ma kontakt z bratem. To ją trochę boli, bo często miewa chwile, w których za nim tęskni, ale nie chce mu tego mówić. Spotkania są rzadko, żeby tak specjalnie do niej w odwiedziny przyjść to nie przyjdzie. Kiedy to ona przychodzi to wydaje jej się, że mu przeszkadza, to jest czasem męczące. Za mało mają ze sobą wspólnego… ona bardzo chce utrzymać dobry kontakt z bratem, ale nie widzi, aby Saso tego chciał.

         Po południu w domu Akasuny, około czwartej, panowało drobne zamieszanie. To tylko dotyczyło ilości osób. Sasori, jako, że miał tydzień wolnego w pracy od południa był już w domu, trochę inaczej planował spędzać dni, ale obiecał konsultacje Daisuke. Jest słownym człowiekiem, tylko czasem miewa sklerozę. No, ale to tylko trzy wizyty w tygodniu, jakoś go zniesie. Z Naokim za ten czas bawił się Hidan, tak postanowił zrobić rozgrzewkę przed rozgrzewką na swoje treningi. Zaskoczył wszystkich, że jeszcze na nie chodzi, ale niech chodzi.
         Ostatnio, gdy dzwonił do Yoshiego to dowiedział się, że Hidan wyzwał na pojedynek boksera, który mu nabił śli8wę pod okiem. To dlatego w ten czas nie pokazał mu się na oczy przez dwa tygodnie. To był piękny czas. Tłumaczył licealiście funkcje układu krwionośnego i limfatycznego, a ten naprawdę się przykładał do nauki. Notował, dopytywał, wnioskował… co za genialny chłopak. Lubił zarzucić żartem, ale to w czasie wolnym i sam nie chciał, by ten luz trwał zbyt długo.
- Może na dzisiaj już skończmy – spojrzał na swój zegarek. – ja sam mam już dość.
- Spoko, ja też już jestem bliski limitu. Mózg mi urośnie, głowa się powiększy i gdzie ja czapkę na siebie znajdę? – pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ty to masz problemy… - skomentował Sasori z nikłym uśmiechem. – a jak sobie Matsuri radzi?
- Wolałbym, aby sama ci to powiedziała. Nie będę przecież skarżył – wyszczerzył się. Tak właściwie to ostatnio mu się żaliła na marny kontakt z bratem, więc nie chciał robić za jakiś nośnik informacji między nimi. – w ogóle mam tu zdjęcia z naszej wycieczki – podał mu dwie koperty. – jedna jest dla Miyuki.
- Jasne, przekażę jej – mruknął i wyjął fotografie z koperty. ­ - Sporo tego – przeglądał je na szybko, aż natknął się na jedno, gdzie siedzieli razem z Miyuki na pniu, a wtedy uczyła go grać na gitarze. Z uśmiechem wspomniał tą chwilę, to ciepło, które biło z jej oczu, czuły dotyk…
- Słyszałem, że masz dziewczynę – zagadał, widząc jak doktorek wgapia się w zdjęcie.
- Taa, mam – odrzekł beznamiętnie natychmiast odkładając na stolik fotografię. – a ty? Masz dziewczynę? Chłopaka? – dodał złośliwie.
- Nie i nie, ale mam rękę! – orzekł dumnie. – I komputer, nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba.
- Pasujecie do siebie – stwierdził z przekąsem.
- Tatoooo!  - wołał Naoki, wybiegając z swojego pokoju i akurat wpadając na plecy, siedzącego na ziemi ojca. – Wujek mnie chcie pomalować!
- Chce, a nie chcie. Mów ładnie – poprawił syna, a następnie przekręcił, sadzając sobie na kolanach. – Hidan, weź mu nie dokuczaj – powiedział koledze, tak dla niepoznaki.
- Nic mu nie robię… ej, co to za zdjęcia?
         Nawet nie pytał czy może obejrzeć, wiedział, że może. Kto bogatemu zabroni? Naoki oglądał wszystko wraz z wujkiem, a w tym czasie Sasori odprowadził do wyjścia Daisuke. Następne konsultacje mają za kilka dni, właściwie to nie żałuje, że akurat jemu pomaga w nauce. Pojętny chłopak, nie musiał mu tłumaczyć jednej i tej samej rzeczy po siedem razy.
          Potem już powrócił do towarzystwa, gdzie Hidan zaczął snuć historie na temat ów zdjęcia. Tu by się pierdolnął no. Chociaż jak patrząc na zdjęcie, gdzie był Naoki i Miyuki to zrobiło mu się dobrze na sercu. Właściwie… nie no, nie będzie się nad tym zastanawiał. Już ma dziewczynę.
- No Saso, było działać wtedy – zaśmiał się1) Hidan. – Na tym zdjęciu widać, że wystarczyłoby słowo, a byłaby twoja.
- Nie pajacuj – odebrał mu zdjęcie. – jest za młoda na takie rzeczy.
- Ty miałeś siedemnaście jak zaczynałeś – przypomniał.
- Ale cio, ale co? – dopytywał Naoki, dorośli mówili jakimś szyfrem! Chciał zostać wtajemniczony.
- Dowiesz się, jak będziesz starszy…
- Chodzi o bzykanie – Hidan, w odróżnieniu od kolegi nie bał się gadać z chłopcem na takie tematy. Oczywiście! Bo to nie jego pyta o szczegóły.
- Durniu! – warknął Sasori. – Jeszcze jeden taki tekst i załatwię ci zakaz zbliżania!
- Tata był psiołą? – zapytał Naoki.
- Nie mówi się psiołą tylko pszczołą. Nie słuchaj wujka, jest niemądry – ukucnął przed synem, mierzwiąc mu włosy.
- Pścioła – poprawił się, no przynajmniej starał.
- Głodny jestem – powiadomił Hidan. – macie jeszcze te ciastka? Te, co ostatnio piekła Miya?
- Miyuki. nauczyłbyś się jej imienia – burknął Sasori. – Nie, Naoki nakarmił nimi inne dzieci w szpitalu, prawda? – zapytał, na co ten mu przytaknął energicznym ruchem głowy. – Mój dobry chłopiec – orzekł, wtulając go mocno do siebie.
- No nie! Miya cię nagadała na ten beznadziejny pomysł?
- Nie jest bezna… zaraz, dlaczego Miyuki? – zapytał, skupiając na tym całą swoją uwagę.
- No to był jej pomysł, no nie? – wzruszył ramionami.
         Sasori jednak nie zostawił tego tematu, przecież to Kaoru to wszystko zaproponowała. W trakcie opowiadania wszystkiego przez Hidana i drobnych wtrąceń Naokiego domyślił się, że Miyuki była pomysłodawczynią. Kaoru najwyraźniej podebrała i przyswoiła sobie ten pomysł. Oczywiście, że taka akcja się nie spodobała Sasoriemu. Już nie chodzi o nic, bo pomoc innym powinna być niesiona bezinteresownie, ale… kurwa, czy to zachowanie nie podchodzi pod pokrój jej brata, Hideo? Pamięta, jak bardzo wkurwiło go, gdy poderżnął mu diagnozę teraz się nie dziwi tego, że Miyuki za nią nie przepada.
         Od dalszych myśli oderwał go Hidan, oznajmiając, że musi się już zwijać na trening. Jeszcze naostrzył nadzieje Naokiego, że go kiedyś ze sobą zabierze, no na pewno. Kiedy otworzył drzwi to akurat na progu minął się z Kaoru. W sumie fajna z niej była laska i w ogóle, ale Nao jej nie lubił, więc dziewczyna ma pecha.
- Cześć Kotku, co tam? – mruknęła Kaoru, ściągając z siebie wyjściowe ubrania.
- Idź się pobaw do pokoju, dobra? – zwrócił się do syna. – Zaraz do ciebie przyjdę.
- Okej… - nadąsał się, ale zrobił to, o co tata go prosił.
- Mamy do pogadania Kaoru – zakomunikował dziewczynie, gdy już odprowadził wzrokiem syna. – pomysł z przekazaniem ciastek dzieciom w szpitalu był pomysłem Miyuki, prawda?
- Nie – odrzekła swobodnie.
- Nie kłam, już wszystko wiem.
- Niby o czym? – nie podobał jej się jego ton. Taki oskarżycielski. – Hideo mi kiedyś opowiadał o zbiórkach żywności czy czegoś no to zaproponowałam. Miyuki chciała dać jakimś głodującym… nie pamiętam.
- Ale nie byłaś skłonna powiedzieć, że to był jej pomysł. Podpisałaś się pod nim.
- Och Sasori, a czy to ważne? – rzuciła z oburzeniem. – Liczy się efekt końcowy.
- Zasługi też są ważne – stwierdził.
- Czy to by coś zmieniło, gdybyś wiedział? – odpowiedziała pytaniem.
- Pewnie nie, ale postąpiłaś inaczej. Mogłabyś jej podziękować i przeprosić.
- Jeszcze czego! Ja mam ją przepraszać? – wskazała na siebie z kpiną. To jej problem, że nie korzysta z okazji. – Wybacz Sasori, ale nie uważam abym zrobiła coś złego.
­- Jak chciałaś sobie przywłaszczyć pomysł, to ciastka też byś mogła sama zrobić.
- Wiesz co? Jesteś strasznie przewrażliwiony na jej punkcie – powiadomiła, a wtedy rzuciło jej się w oczy, leżące na stoliku wspólne zdjęcie Saso z tą małą. – Nie traktujesz jej tylko jako pracownicy.
- Te zdjęcia były zrobione przed twoim powrotem.
- Rozumiem – załkała, w jednej chwili przecierając zaszklone oczy. – przerwałam wam sielankę. Saso, dopóki ona będzie dla ciebie priorytetem to nam nie wyjdzie. Może lepiej… jak się…
- To nie tak, ale… - westchnął ciężko. – nie płacz, Kaoru.
         Przytulił dziewczynę do siebie, jak każdy facet, wobec kobiecych łez czuje się bezsilny. Przez płakanie są skłonni im wiele wybaczyć, wiele odpuścić, aby tylko przestały. Wtulił ją w tors, a jednocześnie jego wzrok uciekał na fotografię… widocznie mają coś wspólnego, oboje są durniami nie korzystającymi z okazji. Kaoru była zadowolona z tej reakcji, wiedziała, że robiąc takie sceny przekona go do siebie.

         Około dwudziestej drugiej zakończył się trening na hali bokserskiej. Tym razem Yoshi nie skupiał Hidana na jakiś brzuszkach pompkach i innych duperelach, a nauczył go kilku efektywnych ciosów. Słuchał go na temat sparingów, ale nadal nie odpuścił sobie chęci przywalenia komuś w ryj. A tego Yosuke… zemści się na nim następnym razem. Będzie zbierał z podłogi swoje zęby. Tymczasem mógł sobie spokojnie pojechać do domu swoją bryką.
         Reszta chłopaków albo wracała do domu autobusem, albo mieli zamiar skoczyć jeszcze na piwo. Yosuke naturalnie wybrał to drugie. Lecz akurat dzwoniła do niego Yoko. Skrzywił się. No to chyba nici z jego planów.
- No witaj słoneczko, słuchaj ja…
-Yosuke – rozbrzmiał głos Akaishiego.
- Tata? Och, kurde… przestraszyłeś mnie – złapał się teatralnie za serce. – Już myślałem, że Yoko…
- Twoja żona jest w szpitalu…
- Co?! Co się jej stało?! Dlaczego?! – Akaishi westchnął, ma żonę w dziewiątym miesiącu ciąży i zastanawia się dlaczego jest w szpitalu? Serio?
- Miała bolesne skurcze, ale okazało się, że to jeszcze nie czas. Jednak zostanie w szpitalu, bo na dniach może zacząć rodzić… Takeda jest ze mną, więc przyjedź tu jak najszybciej.
- Ok! Okej! Przyjadę! – w odróżnieniu od ojca, nie mógł zachować spokoju. – A to znaczy gdzie?!
- A jak sądzisz? – zapytał ironicznie.
- Tato! Nie ma czasu na zgadywanki! – kolejny raz westchnął ciężko i podał mu szczegółowy adres szpitala, pokoju żony. Bóg go pokarał synem przygłupem… oby wnuczce oszczędził mózgu.
         Yosuke momentalnie się spiął i zaczął poszukiwać kogoś z samochodem. Niestety faceci byli męsko niedysponowani. Wybiegł więc na parking, Yoshi zawsze ma samochód, podwiezie go. Szukał wzrokiem jego samochodu, ale no, nie znalazł. Znalazł za to tego ciecia, któremu niedawno przyjebał. Od tamtej pory nabrał ogłady.
- Hej! Jest tu gdzieś Yoshi?
- Niedawno odjechał – zaszczycił go odpowiedzią, po czym wsiadł do swojego BMW. Yosuke zmierzwił sobie włosy, kurwa, jak mógł go tak zostawić. Spojrzał na czarny samochód i z rezygnacją do niego podszedł. Otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Podwieziesz mnie do szpitala – odchrząknął. – Podwieziesz mnie do szpitala?
- Nie. Zdychaj sobie – mruknął niedbale i zamknął drzwi, które chwilę potem znowu się otworzyły.
- Człowieku! Żona mi rodzi muszę być natychmiast w szpitalu, bo mnie zajebie…!
- Ale co mnie to obchodzi? Spierdalaj!
- Nie chcesz sam mnie zajebać? - zapytał. ­– Ty nie dałeś rady, a ma to zrobić jakaś kobieta? – pytał retorycznie. Tacy ludzie jak oni się dogadają, w końcu wiedzą gdzie trafić.
- Dobra, wsiadaj…
         Yosuke uśmiechnął się do siebie i okrążył samochód zajmując miejsce pasażera. Na początku czuł się dziwnie i jedyne co to chciał dojechać jak najszybciej na miejsce. Jednak ku jego zdziwieniu Hidan zaczął rozmowę typu kto mu się rodzi, córka czy syn? Na wieść o córce to snuł wnioski, bo przecież jest bogaty, może jego córeczka go będzie zadowalać w ostatnich dniach życia. Yosuke podchodził do tego z dystansem, bo takiego starego zgreda nie będzie chcieć, ale może próbować w końcu bardzo chętnie mu drugi raz obije mordę.
- Wiesz, da się z tobą pogadać. nie jesteś takim prostakiem za jakiego uchodzisz.
- Odezwał się szlachcic, co nawet samochodu nie ma – Hidan uśmiechnął się złośliwie, szukając wzrokiem miejsca parkingowego.
- Mam samochód! W domu.
- Jakiego? Resoraka? – zadrwił.
- Wiesz co? Zamknij mordę.
- Wiesz co? Wypierdalaj – mruknął, parkując już na miejscu.
- Ok, dzięki wielkie. Mam u ciebie dług.
          Nie omieszka tego w przyszłości nie wykorzystać. Yosuke wysiadł z samochodu i od razu na zbity pysk popędził w stronę szpitala. Hidan już zamierzał ruszyć samochodem do domu, kiedy po pojeździe rozbrzmiał dźwięk telefonu. Nie, nie jego, on takiego wieśniackiego dzwonka, by nie ustawił. Zauważył, że pod fotelem stale się coś naświetla. No jasne, temu frajerowi musiał wypaść telefon. Zerknął na wyświetlacz „siostrzyczka”. Hm… nie czuł skrępowania, aby odebrać.
- Yosuke właśnie jestem niemal przed szpitalem, w którym pokoju jest Yoko? – skądś zna ten głos… no nie rozpozna, kiedy mówi słowami, zamiast jęczeć.
- Ten leszcz zostawił telefon w moim samochodzie.
- Kto mówi? – przystanęła, zna ten głos! No, ale pewności nie ma.
- Jego znajomy z treningów. Podwoziłem Yosuke do szpitala, bo frajer samochodu nie ma.
- To miło z twojej strony… jest pan jeszcze gdzieś w pobliżu? Odebrałabym telefon.
- Ech… a ładna aby jesteś, bym się fatygował? – zapytał bezczelnie.
- Wie pan co…? Nie ważne, niech brat sam sobie odbierze ten telefon! – oburzyła się i natychmiast rozłączyła. Co za debil, z kim jej brat się zadaje? Oby mu obił mordę na treningu.
- Jak chcesz – mruknął Hidan do siebie, wzruszając ramionami.
         Odłożył telefon do schowka i ruszył do swojego domu. Szpital w ogóle nie był mu po drodze, więc zaczął sobie marudzić. Znowu los go wychujał, w zamian za dobry uczynek, dostał cholernie zakorkowane ulice.



Dedykacja:
Dla Katsu~! ;* wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :D

Od autorki:
Macie kolejny rozdział xD szybko nie? Spokojnie, prędko się to nie powtórzy :P Zostało mi jedynie 3 rozdziały w przód, a tak nie może być, jeśli chcecie rozdziały raz w tygodniu xD dlatego... zarządzam przerwę! W czasie której zamierzam a) napisać rozdziały, b) napisać komentarze, c) trochę sobie pożyć :P Oby mi ten plan wyszedł... zgodnie z planem xD
Pozdrawiam was ciepło~!

Spoiler:
Nie ma spoileru XD 
Jest przerwa i to by było okrutne,
abym rozbudzala waszą ciekawość xD

Data:
(wstępnie - wszystko może się zmienić)
8.11.2014 - ONE SHOT (jak się pojawi to będę wdzięczna za czytanie go w godzinach wieczornych :3)
17.11.2014 - ROZDZIAŁ 47.