Konan przekroczyła próg swojego
mieszkania, a po niej wszedł również Yahiko. Normalnie nie był zbyt
optymistycznie nastawiony przy odwiedzaniu dziewczyny, przez jej ojca. Może i
się dogadują, ale męczą go ciągłe gadki seksie. Czuje się bardzo skrępowany,
dlaczego nie mógł mu grozić za stosunek z jego córeczką, albo po prostu zakazać
mu tego przed ślubem? Wtedy chciałby to zrobić tysiąc razy bardziej, a tak to
zapał zgasł. Jednak oczywiście nadal pożądał dziewczyny, tylko no… z
pozwoleniem nie ma takiej frajdy. Lubił sobie komplikować życie najwyraźniej.
- Twojego ojca na pewno nie ma? – upewniał się… enty raz
przez całą drogę do mieszkania.
- Na pewno.
Jiraya miał
teraz prowadzić wykłady na uniwersytecie, więc nie powinno go być, aż do
wieczora. Czyli miała wolną chatę i nie zamierzała tego nie wykorzystać.
Uśmiechnęła się do chłopaka, kiedy ten ściągał buty w przedpokoju. Wystarczyło
tylko aby się podniósł, a ona wpiła się w jego wargi, obejmując rękoma szyję.
Zdezorientowany Yahiko dopiero po chwili zaczął odwzajemniać pieszczoty.
Zsunęła dłonie do jego spodni, poczuła przez pocałunek jak się uśmiecha.
Odebrała to za pozwolenie i zaczynała rozsuwać delikatnie rozporek. Yahiko w
międzyczasie zaczął ją prowadzić ku drzwiom jej pokoju, jednocześnie rozpinając
jej koszulę. Po trochu ukazywał jej dekolt, odsłaniając czarny, koronowy
biustonosz. Bardzo seksowny, zaczynał odczuwać podniecenie.
- Zaczyna mi stawać – mruknął pieszcząc jej szyję.
- Prawidłowo… zajmę się nim – szepnęła kusząc i powoli
uklękła przed chłopakiem.
- Tu-Tutaj?! – krzyknął szeptem i oparł się ręką o komodę za
nim.
- Dlaczego szepczesz? – parsknęła delikatnie.
- Nie wiem… - odrzekł, Konan ściągnęła w dół spodnie
chłopaka, a ten zaczął się lekko stresować. Nie to, żeby miał małego, ale może
widziała większe i ten jej nie zadowoli? Wie, głupie myśli, ale co on poradzi na swoją pracę mózgu?
Wycofał lekko rękę, zrzucając przy tym z komody szczotkę do włosów. – Sorry.
- Nie szkodzi – powiedziała i chciała zdjąć jego bieliznę,
ale wtem drzwi z gabinetu taty się otwierały.
- Konan, wróciłaś już? – natychmiast się podniosła na równe
nogi i poczęła zapinać koszulę, Yahiko jak najprędzej dźwigał do góry swoje
spodnie. – Och, Yahiko przyszedł – stwierdził uprzejmie unosząc na nich
spojrzenie. Dopiero wtedy zauważył ich szybkie szamotanie się z ubiorem. – Tak
gorąco w lutym? – zaśmiał się na swój zboczony sposób.
- Tato! Miało cię tu nie być! – warknęła zła, no kto by nie
był? – Miałeś być na wykładach do wieczora.
- Musiałem je odwołać – stwierdził poważnie.
- Dlaczego? Co się stało?
- Dostałem dostąpiony weną twórczą. Napisałem ponad połowę
mojej nowej książki!
- Tato – jęknęła załamana.
- Naprawdę?! Kiedy ją pan wyda? – zapytał Yahiko. Na chwilę
zapomniał o żenującej sytuacji sprzed chwili, bo tu chodziło o książkę! Za
bardzo podoba mu się twórczość Jirayi.
- Przy dobrych wiatrach uda się za…
- Tato! – wrzasnęła Konan, nie da sobie tak łatwo zmienić
tematu. – Nie możesz sobie od tak odwoływać zajęć na uczelni! Nie za to ci
płacą!
- Skarbie, ale twój tata…
- Zamknij się- warknęła na chłopaka, no jeszcze będzie go
bronił! Nie jego ojciec to niech się nie wtrąca! –Nie obchodzi mnie te twoje
dziadostwo – Jiraya się skrzywił, córka nie lubi tych książek, ale mogła użyć
jakiejś wyszukanej obelgi, a nie dziadostwo. Kto w jej wieku używa takich
określeń. - a ty – wskazała na Yahiko. – nie waż się już czytać tych fap-story!
- O nie, młoda damo – uniósł się Jiraya. – nie zabierzesz mi
czytelnika! – złapał Yahiko za ramię i pociągnął do siebie. To było śmieszne..!
- Nie zabieram, to jego własna decyzja, prawda Yahiko? –
popatrzyła na niego wyczekująco.
- Eee… no… ale… - zakłopotał się. Nie bardz ogarniał po co
ma wybierać, to tylko książka… nie ma się czego obawiać. W sumie dzięki jej
znajomości, Jiraya go lubi bardziej. Niech zrozumie!
- Ujmę to inaczej… wolisz sam sobie robić dobrze, czy bym ja
ci robiła? – kurwa, taki argument, spojrzał na pisarza przepraszającym wzrokiem
i podszedł do Konan.
- Ty… - bąknął, a ona się uśmiechnęła. – Nie wplątujcie mnie
w wasze kłótnie… - nie chce ponownie rezygnować z rzeczy, które lubi. W ogóle i
tak przeczyta książkę!
- Phh – prychnął Jiraya patrząc na córkę. – z kobietą się
nie da wygrać – podsumował. – a i studenci nie mieli nic przeciwko odwołaniu
wykładu.
- Och, nie z nimi powinieneś takie rzeczy załatwiać… chodź
Yahiko – zawołała do niego, wchodząc do swojego pokoju. Ruszył w tamtym
kierunku.
Zamknął za
sobą drzwi. Pokój był dość ciemny, pomalowany chłodnymi kolorami niebieskiego. W
rogu stała otwarta szafa, oczywiście pełna ubrań. Nawet się do niej nie
mieściły, skoro otwarta. Przysiadł się do dziewczyny, która włączyła swój
laptop. Zamierzała puścić jakąś muzykę, która by leciała w tle ich rozmów.
Nie mogli
nie poruszyć tematu wcześniejszego przyłapania przez jej tatę. Może i to było
żenujące, ale mówili o tym w bardzo wyluzowany sposób. Śmiali się z tego. Temat
książki oczywiście też został poruszony, jednak w tej kwestii Konan nie żartowała.
No trudno, zatem będzie musiała się nim często zajmować. Żadnych wymówek… a on
i tak przeczyta książkę.
- Masz… sporo ubrań w szafie – stwierdził podchodząc do
garderoby.
- Taa… stare szmaty – wzruszyła ramionami i ruszyła do łóżka
po swoją komórkę. Zawsze kładzie ją przy poduszce i zawsze zapomina jej zabrać.
- Te z metkami też są stare? – sarknął napotykając spódnicę
z markową metką.
- No może prócz takich… - powiedziała obojętnie, odpisując
na sms’a. To nie tak, że szastała pieniędzmi na zakupach… - tą spódnicę kupiłam
niedawno, ale jest za zimno by teraz w niej chodzić.
- Oczywiście… a jak będzie ciepło to pewnie ją wyrzucisz, bo
będzie z zeszłego sezonu, czy coś… - sarknął. Co za zakupoholiczka… - hej…
nadal masz tu koszulę Saso? – uniósł brew. Nie podoba mu się, że jego
dziewczyna łazi w ciuchach jego kumpla… wie, jak to się stało, że posiada ten
ciuch, ale sądził, że mu go oddała…
- Nie upomina się, więc sobie ją zatrzymałam.
- Nie możesz jej sobie zatrzymać… - burknął, a ona spojrzała
na niego niezrozumiale. Dlaczego? O co mu chodzi? – To własność Saso… - nie
powie jej, że jest zwyczajnie zazdrosny, że się nosi w ubraniach innych kolesi…
w dodatku ten to jego kumpel. – nawet go nie zapytałaś o zgodę…
- Daj spokój, skoro się nie upomina to pewnie nawet nie
pamięta, że miał taki ciuch – stwierdziła, wracając do odpisywania na komórce.
Yahiko usiadł przy niej nadąsany.
- Nie możesz zatrzymać tej koszulki…
- Coś ty się tak tej koszulki uczepił? Jak tak ci zależy to
zapytam Sasoriego, czy mi ją da…
- Zależy mi –przytaknął, musi pogadać z Akasuną, by
stanowczo zażądał zwrotu bluzki. Konan westchnęła ciężko i wybrała numer
telefonu, po czym dała głośno-mówiący. – Co ty…?
- No co jest?- w telefonie rozbrzmiało standardowe powitania
Sasoriego. Yahiko wytrzeszczył oczy, teraz pozostało mu się modlić, aby
wszystko poszło zgodnie z jego planem bez jego ingerencji.
- Cześć Sasori, jak się masz? – zapytała słodko Konan,
trzeba go jakoś udobruchać, nie?
- Jestem w pracy, co chcesz? – dziewczyna się skrzywiła, jaki
on zimny. Nie dziwota, że nie ma dziewczyny.
- No to słuchaj. Pamiętasz jak półtora roku temu opiekowałam się
razem z Yahiko, Naokim? – mruknął potakująco. – no to wtedy zdarzył się wypadek
i moja bluzka została ubrudzona. Była taka przedłużana, z rozszerzonym dołem o
kolorze lawendy w…
- No i? – popędził ją.
- Pożyczyłam od ciebie bluzkę, taką czarną z fajnymi
biało-czerwonymi wzorkami. Długi rękaw, taki miękki materiał, nie mogę sobie
przypomnieć jego nazwy… w każdym razie nie oddałam ci jej, a ona jest taka
fajna, no i na mnie wygląda świetnie – taka prawda. – Potrzebujesz jej, czy
mogę sobie zatrzymać?
- Dzwonisz do mnie po dwóch latach z taką pierdołą?
- Yahiko mi kazał – zwaliła winę na swojego chłopaka.
Spojrzał na nią z pretensją. – też sądzę, że to jest idiotyczne, przecież byś
się upomniał czy coś. Zresztą masz dużo ciuchów w szafie to po co ci kolejne –
Yahiko spojrzał na nią spod byka. Sama nie ma lepiej w szafie. – a bluzka, mimo
że fajna nie wygląda na drogą…
- Weź ją sobie, nie mam czasu na takie pierdoły – stwierdził
i się rozłączył.
- Zadowolony? – zapytała się swojego chłopaka, odrzucając
telefon pod poduszkę.
- Nie… Nie jestem – powtórzył pewnym siebie głosem. – to nie
w porządku byś nosiła na sobie ciuch innego faceta – burknął. To jak pamiątka
po byłych, choć Akasuna nie jest byłym, ale mimo wszystko! – Jesteś przecież
moją dziewczyną, a nie…
- Przepraszam… nie myślałam, że będziesz o to zazdrosny.
- Nie jestem… ale nie chcę byś trzymała u siebie coś co
należało do innego faceta… - a więc w tym sensie na to patrzy… to lepiej mu nie
powie ile rzeczy w tym pokoju jest podarunkami od byłych, bo się trochę
załamie, albo gorzej. – Co jest?
- N-Nic… - zakłopotała się. – chcesz coś zjeść? Ugotuję coś
dla ciebie – przybliżyła się do niego na czworakach i musnęła wargami policzek
chłopaka.
- Pomogę ci – mruknął i podał jej rękę by pomóc wstać, nie
sprzeciwiła się. Po co, skoro sam chce pomóc.
Dni miały
być krótkie, a jednemu osobnikowi dłużyły się jak cholera. W dodatku jeszcze
nie był u siebie, a w miejscu, gdzie musi strugać dosyć poważnego i rozumnego
człowieka. Jego ojciec ma zbyt wysokie wymagania. Jeśli chciał się pochwalić
swoją nową zdzirowatą kochanką to mógł to zrobić, kiedy byli w domu, albo na
skype czy przez telefon, ale oczywiście najlepiej się szlajać po biznesowych
bankietach i pokazywać, jak się ma najlepsza rodzina pod słońcem. Hidanowi ten
układ nie przeszkadzał, ile nie wadził w
jego planach, a teraz mu wadził. Bardzo. Bo przecież fajny Akasuna był w
szpitalu, a Saso pewne nadal wpakowuje się w coraz więcej roboty i nie ma dla
niego czasu.
Strasznie
się z tym dzieckiem zakumplował, nawet nie wyrywa przy nim panienek… cały czas.
Jak na niego to spory wyczyn. W ogóle powinien zadzwonić do nich, ale komórka
mu wpadła do kibla i jest w naprawie. Oczywiście, mógłby sobie szanować rzeczy,
jak mu to wielokrotnie powtarzano.
- Hidan, co tym sądzisz? – tym pytaniem ojciec wyrwał go z
zamyślenia. Patrzył na niego wyczekująco, bo rozmawiał w gronie inwestorów,
mógł się popisać wiedzą. Jednak najwyraźniej jego syn, per idiota się
kompletnie wyłączył. Westchnął ciężko.
- Sądzę, że wasze gadanie było nudne – skomentował i
wychylił do swoich ust kieliszek szampana. – popracujcie nad dykcją, papugi –
polecił i odszedł od zgrupowania.
Nie
nacieszył się bowiem samotnością, bo jego stary zaczął mu uzmysławiać co
takiego złego zrobił, że ci panowie mieli wybudować coś tam i on by tam mógł
pracować. Pierdu, pierdu w dupie to miał. W czasie reprymendy albo popijał
szampana, albo gapił się na tyłki albo zderzaki będących na bankiecie pań. W
sumie nie najgorsze, bo panowie chyba kierowali się zasadą im młodsze tym
lepsze.
- Nawet o tym nie myśl, chłopcze… idź do brata i siądź na
dupie – warknął i odszedł dumnym krokiem.
Taa,
jeszcze czego, rozkazywać mu będzie. Usiadł sobie w jakimś kącie i bawił się
kieliszkiem, nudno tak, bez komórki. Po chwili ktoś się do niego dosiadł…
skrzywił się.
- Ohydnie się uśmiechasz – stwierdził chłopak. Był młodszy
od swojego rozmówcy, miał zaledwie piętnaście lat. – tata chyba nie jest dumny
z twojej rozmowy kwalifikacyjnej.
- Tak bardzo mam to w dupie – mruknął na odczepnego.
- Musisz ją mieć bardzo pojemną. Od początku przyjazdu masz
tam niemal wszystko – jako odpowiedź na ten tekst pokazał mu środkowy palec. –
tu jest niesamowicie nudno, weź ze mną pogadaj, pokłóć cokolwiek – powiedział z
nutą prośby. Bracia powinni sobie pomagać… w jakikolwiek sposób.
- Yagura spierdalaj – powiedział męczeńsko. Ostatnie na co
miał ochotę to z nim gadać. Gdzie się podziała ich dawna zasada „jakby co, to
się nie znamy”? Byli w niej tacy zgodni.
- Słuchaj pierdoło, gadaj ze mną w czasie tej stypy, albo
nie pozbędziesz się mnie nawet w kiblu do końca twoich odwiedzin – zagroził mu,
jak zawsze. Nie robił tego specjalnie, ale Hidan go do tego zmusił swoją
wyjebaną postawą. Starszy z braci westchnął ciężko… dlaczego akurat on musi
mieć brata, który tak ubóstwia jego towarzystwo…
- No dobra… - oparł się łokciami na stole. O czym może z nim
gadać… hm… - masz dziewczynę?
- Mam piętnaście lat… - bąknął, jest chyba za młody na
dziewczyny… bynajmniej nie o myśleniu nad nimi w poważny sposób, więc na
cholerę w ogóle jakąś mieć? Aby bawić się ich uczuciami? Wykorzystać i
porzucić? Nie, nie jest ani swoim ojcem, ani Hidanem.
- Nie pytałem cię o wiek tylko dziewczynę – powtórzył, co za
głupi brat, pewnie ma to po ojcu. Yagura westchnął, on się poddaje w
sarkazmach. Z nim się nie da.
- Nie mam… - znowu zapanowała cisza, ale patrzył na
starszego brata i czekał na nowy równie ciekawy temat. Hidan się rozglądnął wokół,
jakby na ścianach wisiały listy tematów, na serio nie mają o czym gadać? Prawie
pięć lat się nie widzieli, bo ten postanowił mieszkać sam.
- O. patrz tam – wskazał mu dyskretnie palcem na stojące z
boku dziewczyny. – Ta brunetka w czarnej, siedem. Szatynka, osiem. Brunetka w
różowym, dziesięć. I blondyna, cztery… a według ciebie?
- No co ty, wyglądają na dużo starsze…
- Yagura, kurwa, oceniamy wygląd, a nie wiek – załamał się,
uderzając głową o stół. Oczywiście, Yagura wiedział od początku o co chodzi
bratu, ale lubił się z nim droczyć, wkurzać go.
- Dochodzę do wniosku, że twoja głowa, drogi bracie służy
tylko jako ozdoba…
- Powiedział najbardziej kumaty człowiek świata – zakpił.
- Dziękuję. Swoje osiągnięcia dedykuję sarkazmowi –
odpowiedział.
- Chcesz wpierdol, gnoju?! – warknął groźnie, mrużąc na
niego oczy. Potem w irytacji wziął od kelnera następny pełny kieliszek szampana
i wypił go jednym duszkiem.
- Nie powinieneś tyle pić – powiedział, nie matkował mu,
broń boże! Jednak na takim ważnym bankiecie trzeba się umieć zachować. Szkoda
trochę by tata znowu wydzierał mordę na cały dom.
- Muszę. Inteligentni ludzie są zmuszeni do picia, by móc
bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami – stwierdził pewnie. Tyle trudnych słów
mających więcej niż pięć liter, pochwaliłby Hidana, ale lepiej się nie odzywać.
Aby mu nie przywali, bo po wypiciu faktycznie nie jest agresywny. – dymałem
naszą macochę.
- Nie chcę tego słuchać – stwierdził z politowaniem.
Nasłuchał się od niego tylu historii, że seks mu zwyczajnie zbrzydł. Nie
zamierza się z tym spieszyć. Macochę i tak nie lubił, żadnej nowej partnerki
ojca nie akceptował, więc wisi mu to, kto je rucha. – Idę stąd. Nudny jesteś
jakiś.
Doprawdy, w
porównaniu jego normalnego zachowania, to teraz było bardzo łagodnie. Wstał
lewą nogą. Albo przez te lata stał się bardzo ograniczony i jak rozmowa to
tylko o dziewczynach, ich wyglądzie lub seksie z nimi. Do Hidana podszedł
jeszcze kelner, gdy zauważył, że siedzi przy pustym kieliszku.
- Jeszcze coś podać? – zapytał uprzejmie, zabierając szklany
przedmiot.
- Taa pistolet…
- Cześć Sasori.
Na dźwięk
jej głosu lekko zadrżał, w głębi siebie miał nadzieje, że już nigdy więcej się
nie spotkają, ależ był naiwny. Noriko stała przed nim, wyglądała naprawdę
kwitnąco, nie mógł jej nic zarzucić. Miała się dobrze, a on zawsze pragnął
widzieć ją rozbitą, aby żałowała wszelkich swoich przeszłych czynów. Zerwania,
zatajania prawdy, porzucenia dziecka… jednak sprawiał wrażenie wolnej od trosk
i zadowolonej z życia.
Zapewne
przyszła do niego, aby dowiedzieć się czegoś o Naokim, długo zastanawiał się
nad tego typu spotkaniem, w głowie zawsze ustalał sobie plan postępowania, ale
teraz jego wszystkie myśli wyparowały pozostawiając tam jedynie pustkę. To takie frustrujące.
- Co tu robisz? – zapytał nawet na nią nie patrząc. Po
prostu nie rezygnował ze swojego planu, a teraz chodziło o zamknięcie
mieszkania i powrotu do szpitala. Tak więc zamykał górny zamek drzwi.
- Przyjechałam, aby porozmawiać.
- Nie mamy o czym – stwierdził chłodno i zamierzał ją
wyminąć, ale złapała go za ramię. Jej spojrzenie sugerowało, iż nie ma zamiar
się patyczkować. Nie przyjechała tu, aby zostać olana.
- Temat zawsze się znajdzie. Pokaż mi, że jakoś dojrzałeś w
ostatnim czasie i pogadajmy. Jak się ma Naoki? – zawiązała rozmowę lecz Sasori
jedynie prychnął i wyrwał się z uścisku.
- Uważaj, bo ci uwierzę, że obudziły się w tobie matczyne
uczucia.
- A z jakiego innego powodu miałabym tu przyjść? – spojrzała
na niego retorycznie, ale po chwili zrozumiała. Uśmiechnęła się cynicznie. - Sądziłeś,
że chcę porozmawiać o nas? Nie, nie będę błagać o wybaczenie i powrót… jednak
chcę wiedzieć jak się miewa moje dziecko.
- Chyba ci wtedy powiedziałem, że już nie masz dziecka, a on
nie ma matki – kobieta zaśmiała się drwiąco.
- Jakby twoje słowa miały jakieś znaczenie w tej kwestii.
- Sama go porzuciłaś.
- Dzień dobry – wtrącił się jeden z sąsiadów, wchodząc na to
piętro do mieszkania. Milczeli przez chwilę, bo jednak korytarz w klatce, gdzie
echo rozmów roznosiło się na kilka pięter, nie było odpowiednim miejscem na
prowadzenie rozmów.
- Wolisz rozmawiać tutaj czy zaprosisz mnie do środka? –
Noriko wskazała na mieszkanie rozmówcy. Westchnął ciężko, nie potrafił ukryć
jak ta sytuacja go irytowała.
- Chodź…
Wbrew
swojej woli i swoim postanowieniom, że drugi raz takiej osoby do domu nie
wpuści to jednak zaprosił ją do mieszkania. Jak zwykle panuje tu niesamowity
porządek. Uśmiechnęła się do siebie. Sasori perfekcjonista, nic się nie
zmieniło w tym aspekcie. Z niewidocznym dla niej ociągnięciem, pomógł jej zdjąć
z siebie płaszcz. Mimo wszystko należy zachować grzeczność.
- Dziękuję – Sasori powiesił odzież na wieszaku i gestem
dłoni zaprosił ą do salonu. Kompletnie nie miał
pomysłu na to jak się zachować. To strasznie trudne nienawidzić osobę,
którą się kochało… a powinno być łatwiej. – Gdzie jest Naoki?
- Nie ma go tu….
- Zauważyłam, gdzie jest?
- Dlaczego nagle cię on zainteresował? – założył ręce na
klatce piersiowej, siadając na oparciu kanapy.
- Załóż, że obudziły się we mnie te matczyne uczucia.
- Nie chcę nic zakładać tylko znać prawdę. Kto wie, może
masz nierówno pod sufitem.
- Mam tu przyjść z zaświadczeniem, że nie jestem wariatką? –
zakpiła. No on by nie miał nic przeciwko, nawet zaleciłby zrobienie badania dwa
razy dla pewności. – Nie bądź śmieszny.
- No wybacz, ostatnie nasze spotkanie tchnęło mnie do takich
niepewności. Daj sobie spokój z odgrywaniem nawróconej matki i po prostu
zniknij jak dwa lata temu.
- Nie praw mi kazań, chcę się widzieć z Naokim.
- Nagle przestał być dla ciebie rzeczą, że się zwracasz do
niego po imieniu?
- Wkurzasz mnie. Przestań łapać mnie za słowa, które
powiedziałam dawno temu! – krzyknęła zezłoszczona, ale postanowiła się uspokoić
i wzięła kilka oddechów. – Wiem, że
wcześniej przez swoje zachowanie dałam ci wiele oznak, byś mi nie ufał na
wzgląd dobra dziecka. Jednak teraz jest inaczej.
- Niby dlaczego inaczej?
- Mam swoje powody.
- Jakie?
- Swoje do cholery! – warknęła ostro, jednak na Sasorim jej
wrzaski nie robiły wrażenia. Jest pod jego dachem i musi się dostosować do jego
zasad. – Chcę po prostu wiedzieć co z nim… ostatnio… tak dziwnie zakuło mnie
serce, a pierwszą myślą był Naoki… - zacisnęła ręce w pięści, nie potrafiła się
odpowiednio wyrazić, natomiast czerwonowłosy zrozumiał co nią kierowało.
- Wszystko u niego dobrze – powiadomił ciepło, no trochę mu
żal się zrobiło. Nie potrafił w tej kwestii trzymać się swojego zdania, w końcu
to matka… - nie musisz się martwić.
- Więc gdzie on jest?
- Nie ma go tu… - no nie powie jej, że w szpitalu. Nie, bo
dopiero co jej powiedział, że nic małemu nie jest i nie, bo nie chciał jej
zdradzić miejsca jego pobytu.
- Kuźwa… bawisz się w jakieś błędne koło czy co?! Powiedz mi
gdzie on jest!
- A co? Chcesz odżywić z nim kontakty? A może wziąć go z
powrotem?
- Nawet jeśli, mam do tego pełne prawo – rzekła stanowczo,
wtedy Sasori się wściekł, to jak ona podchodzi lekko do tej sprawy wytrąca go z
równowagi. Ganił się w myślach za te swoją chwilę słabości, w której patrzył na
nią z ciepłem. – Sąd też by był po mojej stronie.
Wizja tego,
że dziecko byłoby mu zabrane. Wyssała z niego jakby życie, za nic nie mógł na
to pozwolić. Kochał go od początku i będzie kochał do końca, nie jak Noriko,
aby oddać bo przeszkadza.
- Gówno prawda. Wyrzekłaś się go, tak samo praw do niego.
- Och, oszczędź sobie. Chcę tylko go zobaczyć. Gdzie on
jest?
- Tu go nie znajdziesz.
- A gdzie? – zapytała już tym wszystkim zniecierpliwiona.
- Ej Saso pospiesz się, bo… - zawołał Deidara przez pół
otwarte drzwi, ale gdy zobaczył jego gościa to zdębiał. Zastanawiał się co tu
robiła… oby nie chciała wrócić do jego przyjaciela, nie no musi
zainterweniować! – Co TO tu robi? – wszedł głębiej do salonu.
- Spokojnie laleczko, przyszłam tylko po Naokiego.
- Po? – wtrącił Sasori. Dobrze przeczuwał, że jej odwiedziny
nie są takie bezinteresowne, w sensie, że chciała jedynie go zobaczyć. Nie mógł
na to pozwolić… jego twarz zbladła przez samą myśl, że dziecko mogłoby m zostać
odebrane.
- Dobra, po. Nie udawaj, że by ci to nie pasowało zająłbyś
się porządnie imprezami z kumplami, którzy od zawsze są dla ciebie priorytetem.
Miałbyś więcej czasu dla siebie…
- Ma go wystarczająco, już nie udawaj, że się nim
przejmujesz – wtrącił Deidara, widział, że Saso jest w rozsypce i sensownego
zdania nie potrafi sklecić.
- Oj zamknij pysk – warknęła wzburzona. - gdzie jest Naoki,
Saso?!
- Oddał go – kolejny raz wtrącił Deidara, to kłamstwo nawet
rozbudziło jego przyjaciela i spojrzał na niego oniemiały. – jakiś rok temu,
więc pewnie już go ktoś adoptował. Skucha.
- Oddałeś go? – zwróciła się do Akasuny, co tu kryć, nie
wierzyła blondynowi.
- No wiesz, jest na czwartym roku studiów i pracuję w szpitalu. Ciężko by mu było ze
wszystkim nadążyć chyba i sumiennie się wszystkim zajmować.
- Pytałam cię o zdanie? – spojrzała groźnie na Douhito, jakby
to miało na nim sprawić jakieś wrażenie.-Więc morda w kubeł… Sasori to prawda?
– chłopak miał właśnie w głowie istny mętlik. Znał zamiary Dei’a, powiedz, źe
oddałeś a zostawi ciebie i dziecko w spokoju. Z drugiej strony to kłamstwo jest
wielce nieuczciwe w stosunku do niej…
- Sama mówiłaś, że nie dam sobie rady. Postąpiłem zgodnie z
twoim początkowym zamierzeniem – wybrał kłamstwo. W opiece nad małym siebie
jest pewny, a co ona swoim postępowaniem wykazała? Traktowała go jak rzecz, a
co jak za kilka miesięcy znowu miałaby się nim znudzić? Wyrzuci go? Nie mógł
jej zaufać, jako prowizorycznej odpowiedzialnej matce. – oddałem go kochającej
rodzinie.
- Heh – parsknęła pod nosem. – doprawdy. Śmiesz mnie
oceniać, a robisz to samo.
- Proszę – zaczął po chwili ciszy. - wyjdź już – wskazał jej
na drzwi, źle się czuł z tym kłamstwem. Postąpił jak jakiś egoista, niby
stawiał na dobro Naokiego no, ale nie czuł się fair.
- Ech, strata czasu… - bąknęła pod nosem i oddaliła się po
płaszcz, aż w końcu wyszła z mieszkania.
Sasori spojrzał w sufit i
wypuścił powietrze z płuc. Tego potrzebował, to sprawiało wrażenie, jakby wyzbywał
się z siebie ciężaru wypowiedzianego kłamstwa. Deidara stał chwilę w milczeniu,
on akurat nie czuł jakiegoś błędnego postępowania. Przecież Sasoriemu zależy na
opiece nad dzieckiem, a u Noriko to zapewne jakaś zachcianka. Chociaż i tak
dziecko by zostało przyznane przyjacielowi, ale po cholerę miałby wszystko
prawnie załatwiać kłopot dla niego i dziecka, a by tego nie chciał.
- Czekam w samochodzie – klepnął go po ramieniu i wyszedł z
mieszkania. Zapewne chciał zostać sam, no bo kto by nie chciał. Tym razem
uniknął jakiś większych nieprzyjemności na temat sprawy, która od zawsze tliła
się w jego głowie jako czarny scenariusz.
Kolejnym dniem była sobota, więc
oczywiście Sasori przeznaczył ten dzień swojemu synowi. Była z nim również
babcia, nie może powiedzieć, bo bardzo go wspiera. Choć Chiyo nadal w głębi
siebie uważała, że posiadanie dziecka szkodzi jej wnukowi w życiu osobistym.
Egzaminy nie zawsze zdaje w pierwszym terminie, praca mu nie idzie… tak
przynajmniej wnioskuje, skoro stracił szanse wykonywania operacji, no i nie
ukrywajmy, że mężczyzna z dzieckiem, samotny ojciec będzie miał o wiele
trudniej w znalezieniu sobie partnerki życiowej. Wnuk już powinien się
rozglądać za potencjalną żoną, a w głowie ma jedynie dziecko.
Ona sama żyła w czasach, kiedy
posiadanie dziecka bez ślubu było wstydem i hańbą rodziny. Czasy się zmieniają,
ale sposób myślenia pozostaje ten sam. To dziwne, żeby Sasori był sam, jest
bardzo urodziwy. Zasługa genów jej rodziny oczywiście.
- Czemu się we mnie tak wpatrujesz, babciu? – zapytał, nie
lubił gdy go tak świdrowała wzrokiem, jakby zrobił coś niewybaczalnego, wszedł
w butach do domu lub nie pozmywał po sobie naczyń. Tak, miał trudne
dzieciństwo.
- Zastanawiam się… - przeniósł na nią spojrzenie. Naoki
także zaprzestał kreślenia w zeszycie, aby rozglądnąć się bez celu po
pomieszczeniu.
- Nad czym…? – no chyba nie nad tym, jak go tu nabrać na
śmierć. Są w szpitalu szybko, by się połapali.
- Tato – zawołał Naoki, chciał aby uwaga mężczyzny skupiła
się tylko i wyłącznie na nim.
- Dlaczego nie poszukasz sobie dziewczyny? – ponownie
oderwał się od Naokiego, patrząc na staruszkę. Co ją tak wzięło na wtrącanie
się w jego życie? Nie jej biznes no! Prychnął obojętnie.
- Nie chcę. Po co mi? Z babami są tylko problemy.
Chiyo
westchnęła ciężko, co za chłopak. Z taki nastawieniem to i żadna go nie będzie
chciała, mały szowinista. Obejrzała się w bok, tam przy jednym chłopcu siedziały
dwie kobiety. Na jej oko matka z córką. Córka ładna, młoda… spojrzała wymownie
na wnuka, jednak ten był zbyt zajęty drażnieniem się z synem, poprzez łaskotki.
- Sasori, a co sądzisz o tej młodej damie? – wskazała
dyskretnie podbródkiem, spojrzał na nią z politowaniem. Nie będzie podrywał
dziewczyn w takim miejscu. – No popatrz.
- Nie – burknął. – odbiło ci babo? – nadąsał się. Przecież
to takie zawstydzające!
- Chcę tylko wiedzieć czy ci się podoba.
- Nie podoba.
- Co za smarkacz. Nawet nie spojrzałeś.
- Wystarczy mi powód, że ty wybrałaś – tak, miałby się
umawiać z wyborem babci. Nie jest pojebany! Jak będzie chciał to sam sobie
znajdzie kobietę, chwilowo może żyć bez nich.
- Czytała w gazecie, że teraz bardzo wielu mężczyzn łapie
impotencja.
- Babcia! – wrzasnął podenerwowany, no na jakie ona tematy z
nim rozmawia. Doprawdy! Czemu nie jest jak inne babcie? Tuczą swoje wnuki,
strzegą przed grzechami i tak dalej… szkoda, że nie ma tu mamy, ona by się
cieszyła z samotności swojego syna. – Niech cię nie martwią moje preferencje
seksualne.
- Wolę raczej, abyś do ożenku swojego wariata trzymał w
spodniach – jego twarz zrobiła się czerwona, aż po koniuszki włosów, jedyne o
czym marzył to by skończyła ten temat. – posiadanie partnerki nie ogranicza się
do uprawiania z nią seksu, smarkaczu. Dziewczyna mogłaby ci pomóc, choćby w
opiece nad dzieckiem lub przy zwykłych czynnościach, jak wyprasowanie ci ubrań
– oczywiście musiała wypomnieć jego pogniecioną bluzkę. Musiała… nie miał czasu
na takie bzdury jak prasowanie.
- Tak ma być – odparł, to była nieprawda, ale chodzi tylko o
to by się odczepiła.
- Akurat – prychnęła pod nosem. – i w ogóle…
- Dobra, spojrzę – powiedział i obejrzał się do tyłu, potem
na babcie. – żartujesz sobie? Mam sobie głowę zawracać jakąś młodą latawicą? –
zapytał retorycznie. Dziewczyna wygląda na licealistkę i sądząc po tym ja się
nosi to pewnie widziała więcej pałek, niż pisuar na dworcu.
- No tak, zapomniałam, że ty wolisz starsze i podobne do
Noriko.
Nic na to
nie odpowiedział. Właściwie wypowiedzenie jej imienia wzbudziło w nim poczucie winy.
Nie było to sprawiedliwe tak ją okłamać, czasu nie cofnie i nie chce się
poprawiać, ale mimo wszystko, źle się z tym czuje. Ma nadzieje, że Naoki nigdy
nie będzie miał mu tego za złe.
Uśmiechnął
się do syna i ucałował go w czoło, mierzwiąc czarną czuprynę. W tym momencie do
pomieszczenia wszedł lekarz prowadzący Naokiego, na jego widok Sasori natychmiast
podniósł się na równe nogi, czekając, aż do nich podejdzie. Okazało się, że
Naoki ma świetne wyniki i dalsza obserwacja nie jest mu potrzebna. Może wracać
już domu, te wieści cieszyły Sasoriego. Nareszcie! Długi pobyt w szpitalu tylko
umacniał jego dołek, że to przez niego się tu znajduje, dlatego się cieszył.
Jednak Naoki już się tak nie entuzjazmował, bo po pierwsze nie za bardzo
wiedział o co chodzi, a po drugie polubił szpital, tutaj tata jest przy nim
dużo, dużo więcej, niż w domu. Nie chciał, aby to uległo zmianie.
2 miesiące później… kwiecień…
Rozpoczęły
się święta wielkanocne, co opiewało w wolne dni od pracy i od nauki.
Przyjaciele nawet namówili Sasoriego, aby na dwa dni pozostawił syna pod opieką
babci. Chcieli zrobić sobie jakieś spotkanie w swoim gronie, męskim gronie.
Miejscem spotkania był bar bilardowy, pełnił też sentymentalną rolę, bo za
czasów liceum chociaż raz w tygodniu się tam spotykali. Oczywiście nie wszyscy
się tam zjawią. Kisame miał teraz sporo zajęć, bo jakoś w wakacje się żeni z
dziewczyną. W sumie nie bardzo ją znają, widzieli ją może z dwa razy? Dobrze
robił. Spotkanie dziewczyn z ich bandą… no nie każda da radę to znieść. W
każdym razie takie plany obowiązywały na wieczór.
W tej
chwili dwoje kumpli szło sobie spacerem po mieście. Bez konkretnego celu, tylko
aby czas szybko zleciał do wieczora. Nie chcieli marnować fajnej pogody na
gnicie w domu. Hidan przyjechał do domu tylko na trzy miesiące, bo jego stary
chce go wrobić w jakąś pracę. Dobrze jest jak jest, na cholerę to wszystko
zmieniać.
- No chuj mnie strzeli przez te wakacje. Będą najgorsze w
moim życiu! – narzekał głośno, świat był dla niego taki niesprawiedliwy!
- Przesadzasz… to tylko praca. Wszyscy pracujemy przecież -
stwierdził Deidara, gdyby wiedział o zamiarach wyżalania się Hidana, to w życiu
nie wyszedłby z domu do niego. Tyle dobrze, że po długim weekendzie wyjeżdża do
swoich starych. Nie zniósłby jego codziennych narzekań, bo musiał podpisać
dokumenty, a uprzednio je przeczytać! Albo uśmiechnąć się do kogoś, bo jest
grubą rybą.
- Wy pracujecie, bo jesteście prostymi wieśniakami, a ja
jestem na to zbyt zajebisty – orzekł zrozpaczony. – No doprawdy… nawet nie
wiesz, jak trudno być mną!
- Pewnie, używanie mózgu to ciężka praca – zakpił blondyn.
- Mówisz jakbyś go używał.
- Ja pracuję!
- Ale na budowie! – odpyskował mu. – Więc się nie liczy, bo
używasz tam tych pożal się Jashinie, mięśni, a nie mózgu – rozmówcy drgnęła
żyłka na skroni. Tak! Jeszcze go gnój będzie obrażał!
- Nawet do pracy mięśni trzeba użyć mózgu, cwelu!
- Wyluzuj chudzielcu, bo się przestraszę – zakpił kolejny
raz. Jedyny człowiek, który by z nim wytrzymał musiałby być zafascynowany jego
osobą. – i tak twoja robota jest bezużyteczna.
No
przesadził! Oczywiście Deidara zaczął się z nim sprzeczać wyliczając wszelkie
ulgi z których gamoń korzysta dzięki niemu. Drogi, mieszkania, kluby, centra
czy inne gówna same się nie budują. Jego Jashin nawet dupy w tym kierunku nie
ruszył. Za wypowiedzenie ostatniego zdania musiał dostać po ryju, śmie obrażać
jego bóstwo!
- Ty pieprzony rasisto! Odszczekaj to – szarpał go z
kołnierz w przód i w tył co robiło się dla niego uciążliwie przy utrzymaniu
równowagi. – Czy ja obrażam twojego Boga?!
- Bez przerwy! – warknął ostro.
- Bo ty w niego nie wierzysz! - kolejny argument. Doprawdy po co on używa
argumentów, które mu szkodzą? – Jesteś wierzący, poprzez presje społeczeństwa.
Jak każdy z waszej religii – Deidara się wyszarpał z tego tarmoszenia. Ubranie
mu zgniótł, palant.
- Moja wiara to nie twój biznes – burknął.
Jest w tym
trochę prawdy, nie wierzy w coś takiego jak Bóg, ale istnieje w tej wiarze
właśnie przez to chore nastawienie społeczeństwa, a dokładniej to swojej
rodziny, bo co by według starszych pokoleniom ludzi wróżyło bycie niewierzącym?
Jesteś opętany, wstyd na całą wieś w promieniu trzech województw albo ogromny
zawód babć czy dziadków, którzy za taki proces myślenia oskarżaliby rodziców.
Wielu ludzi to jedyne co trzyma, chociaż jest też sprawa z małżeństwem, ślub
kościelny to marzenie niejednej kobiety i po co robić problem w kwestii wiary.
Wszelkie
sakramenty, które narzuca ta wiara nie są przyjmowane przez większość ludzi z
powodu stania się dobrym, lepszym chrześcijaninem tylko z powodów materialnych.
Kasa za odbyte imprezy no i świstek zobowiązujący do możliwości ślubu
kościelnego. Co za hipokryzja.
- Czołem kochasie – zawołał w ich stronę Itachi. Jego głos
doprowadził Deidarę do odgłosów irytacji. – Dei, nie musisz przy mnie jęczeć.
Nie jara mnie to.
- Tak, pewnie jęki w deseń irytacji, zawodu, męki słyszysz
co noc – odgryzł się blondyn, wtedy zauważył, że niedaleko za nim, przy jego
samochodzie, stoi jego równie głupia podróba. – Twój braciszek nawet na zakupy musi
iść z tobą za rączkę?
- Potrzebowałem targarza, a on potrzebował pieniędzy, więc
to był nasz kompromis.
- Po co mu kasa? – zaciekawił się Hidan. – Następnym razem
odeślij go do mnie, przyda mi się niewolnik.
- Do Sasuke bardziej pasuje określenie małpa na sznurku –
stwierdził z drwiną Deidara. Itachi obejrzał się na brata i mimowolnie
uśmiechnął. Widzi nawet podobieństwo.
- No to po co mu szmal? Alkohol? Papierosy? Narkotyki?
Cukierki?
- Nie, raczej nie zgadniesz Hidan – mruknął Itachi ponownie
patrząc na chłopaków. – Ma randkę.
- Randkę? Hah, kurna, prima aprilis już był.
- Wiem, mówię serio – stwierdził poważnym głosem.
- Który koleś by go chciał? – zakpił Hidan, zerkając z
wyższością na tego lalusia z tyłu.
- No chyba żaden. Umówił się z dziewczyną – oświadczył
Itachi, kopiąc kamyczek na chodniku. Chłopacy zdębiali, ta szuja wyrwała jakąś
laskę?! Koniec świata bliski.
- Ten dupek zdobył jakąś laskę? Jak kurwa? Rzucił w nią
pokeball’em? – zgadywał z kpiną Deidara. No sorry, ale to musi być jakiś bardzo
nieśmieszny żart.
Jest
jeszcze opcja, że dziewczyna nie istnieje, jest dmuchana i pochodzi z sex
shop’u albo jest jakąś kosmitką z innej galaktyki, która przybyła aby pożreć
mózg Sasuke. Biedactwo ona jeszcze nie wie. Itachi nie tracił z nimi więcej
czasu i zostawił ich sam na sam z swoimi z kosmosu wziętymi spekulacjami. Nie
jest niekulturalny musiał do nich zagadać nawet jeśli jednym z rozmówców był
Deidara.
- Przecież wieczorem się z nimi spotykasz. Musiałeś zagadać?
Spieszę się – warczał Sasuke do zbliżającego się do samochodu brata.
- Tak, tak. Wiem – uśmiechnął się przyjaźnie. – życzą ci
powodzenia na randce.
- Akurat… - burknął do siebie, patrząc jak ta dwójka się z
czegoś polewa. Nie trudno zgadnąć z czego…
Wieczorem
zgodnie z planem Akatsuki przybyli do lokalu na męskie spotkanie. Ustalili
tylko miejsce spotkania, nikt nie stawiał, bo chwilowo nie było okazji do
świętowania jakiś wydarzeń… tak czy siak musieli sami za siebie płacić za
alkohol czy żarcie. Od razu wiedzieli, że impreza nie potrwa długo. Przecież to
końcówka miesiąca, są już spłukani. Hidan by mógł postawić wszystkim kolejkę, a
nie… chomikuje kasę, jakby miała mu się zaraz skończyć, samolub jeden.
Dla zabawy
i relaksu co po niektórzy rozgrywali grę w bilard, a w sumie to Nagato z
Sasorim, reszta się tylko przyglądała, komentowała albo obrażała. Właściciel
lokalu znał wszystkich chłopaków, nie raz i nie dwa donosił na nich na policje
za szkody materialne.no, ale w końcu się nauczyli wszystko szanować i nie bić w
środku tylko wyjść na zewnątrz. Koleś nawet wywiesił w kiblu dokładną
instrukcje jak trafić bezproblemowo do pisuaru oraz jak dokładnie umyć ręce. Z
tym ostatnim to było trochę cyrków, wszyscy zawsze myli ręce po wydaleniu, ale
tylu sposobów na mycie rąk znali tylko Sasori i Kakuzu. Czynności
profilaktyczne obowiązkiem na medycynie.
- Jak tam Saso, poświęciłeś palmę? – zagadał go Nagato, w
celu lekkiego wytrącenia ze skupienia.
- Swoją? – zaśmiał się, chwytając w garść swoje krocze. –
Oczywiście – odpił łyk piwa.
- Dla Deidary? – uśmiechnął się złośliwie Yahiko.
- Niekoniecznie, niekoniecznie.
- Ech?! – wspomniany blondyn udał oburzenie. – Ty gnojku, po
co święciłem dla ciebie jaja.
- Twoje pisanki przestały go bawić – zaszydził Itachi.
- Stul mordę – bąknął. Głupi Uchiha zawsze musi się tak
wtrącić, aby mu dokuczyć. Wolałby sam go atakować bez możliwości
odszczeknięcia. – Nawet nie wiesz jak tu jest fajni, gdy cię nie ma.
Oczywiście
musiała nastąpić kłótnia między tą dwójką, to taki nieodłączny element każdej
ich imprezy, w której uczestniczą. Sasori nachylił się z kijem do stołu, chciał
wbić do dziury czarną bilę, była najwyżej oceniana, ale też niemal zawsze
ustawiała się w dość trudne położenie. Nastawił odpowiednio dłoń, która służyła
kijowi za oparcie. Wystarczyło tylko odpowiednio rozpędzić uderzenie. Lecz
niestety w takim gronie nie da się grać uczciwie. Akasune szturchnął
przechodzący tamtędy Hidan i tak biała bila przesunęła się zaledwie centymetr
do przodu.
- Wow, Akasuna, szalejesz! – zaśmiał się Nagato.
- Nie szarżuj tak! – dodał Itachi.
- Hidan mnie popchnął! Żądam powtórki! – zawołał
zdenerwowany.
- Było pukać w bilę, kijem – uśmiechnął się perwersyjnie,
specjalnie tak dwuznacznie to powiedział. – nudziłeś wszystkich.
- Co mnie to obchodzi? – warknął.
- No powinno! Jakbyś nagrał jakąś seks taśmę, a ja ją nie
daj Jashinie oglądał, to bym pewnie zasnął – zarechotał złośliwie. – pewnie w
grze wstępnej rozmawiasz..
Nic nie
odpowiedział, ale żyłka na skroni mu pulsowała jak nigdy, a ręka zacisnęła się
w pięść. Nie ukrywając po prostu marzył, aby wpieprzyć Hidanowi. Poprzez
spowity alkohol miał jakaś dziwną zachciankę się bić. Jednak w porę Yahiko
odciągnął chłopaka do baru. Na niego alkohol inaczej działa, pożąda uczucia
adrenaliny. To raczej do niczego dobrego go nie doprowadzi.
- Hej Dei, założymy się o coś, dla podkręcenia atmosfery? –
zaproponował Hidan.
- Jasne, co mi tam. O co?
- Jak nie trafisz w tą zieloną bilę do dziury to zrobię co
będziesz chciał, a jak trafisz to dzwonisz do swojej starej i powiesz, że
bardzo, bardzo tęsknisz za swoją eks – wytłumaczył mu plan. Douhito kiedyś mu
się żalił, że gdy choć wspomni ciepło o byłej, przy matce. To ma co najmniej
miesiąc przejebane w domu. Jaki z tego morał? Nigdy nie zwierzaj się Hidanowi.
- Wszystko co zechcę? – dopytał, a ten tylko przytaknął
ruchem głowy. – Dobra! Zieloną, tak?
Nie ma co,
perspektywa Hidana jako niewolnika jest
arcyzajebista! Nachylił się do swojej startowej białej bili zielona była w takim
idealnym położeniu, że nie ma mowy, aby spudłował. No i tego nie zrobił, bila potoczyła się
centralnie do środka. Spojrzał triumfem na kolegę, ten oddał uśmiech.
- I co? Łyso ci teraz? Co byś mógł dla mnie zrobić…? –
zastanawiał się na głos
- Ja? Wybacz blondyneczko, ale umówiliśmy się, że jak NIE
trafisz to spełnię twoje życzenie, ale ty… och, TRAFIŁEŚ – uśmiechnął się
figlarnie. Wiedział, że ten jełop się na to nabierze. Natury nie oszuka.
- C-Co… no, ej Hidan… weź… będę miał przekichane w domu…
moja matka jej nie cierpiała…
- Wiem, myślisz, że czemu chciałem, abyś akurat zadzwonił?
Nadąsał
się, co za kumpel. Nie chciał tego
zadania wykonywać pod pretekstem
oszustwa, że niby polecenie brzmiało inaczej, ale oczywiście ktoś musiał
je potwierdzić. Bo niechcący skurwiel podsłuchiwał. Tak, chodzi o Uchihę, a
któżby inny? Tak więc zadzwonił… bo zarzucono mu, że jest tchórzem. Jego honor, jako mężczyzny został podważony.
Uch, Uchiha
zapłacisz mu za to, nagle wina Hidana stała się bardzo maleńka wręcz nieistotna.
Przez telefon, jeszcze kazali mu się rozpłakać, no naprawdę… nienawidzi ich. W każdym
razie matka Dei’a wzięła jego stękanie na bardzo poważnie i wytoczyła mu serie
wywodów, jaka to jego dziewczyna była zła, szatańska i w ogóle związek z nią
był, jak pakt z diabłem.
- Ej ludzie zaczyna kropić na dworze – zawołał do towarzystwa
Yahiko, który wrócił do pomieszczenia z wybycia na papierosa. Deszcz oznaczał nici
z ich jutrzejszych planów, wypadu na rowery. Niektórzy odetchnęli na pedałowanie
się im zebrało, no a reszta była zawiedziona.
- Kropi? Co to znaczy kropi? – zbulwersował się Deidara, miał
zaplanowaną taką fajną trasę.
- To znaczy mały deszcz…
- O wiem co to znaczy kropi! – warknął w stronę Itachiego. Ten
się uśmiechnął lekko, wiedział, że wie, ale takie wkurzanie go i łapane za słówka,
aby potwierdzić jego głupotę jest takie zabawne.
- Inny razem, Dei – Saso klepnął pocieszająco przyjaciela po
plecach.
DATA
10.05.2014
OD AUTORKI
Po pierwsze to nie sprawdzałam rozdziału, nie mam już siły, padam ze zmęczenia :P Rozdział ma 10 stron jest najdłuższy jaki w ogóle napisałam - w sensie rozdział xD no bo tak, popierwsze, chciałam się zrównać czasem z naszym obecnym ;) a po drugie robię te dwa tygodnie przerwy ^^ muszę poprawić parę sytuacji z poprzednich rozdziałów, napisać kilka notek w przód, gdyż w wakacje raczej czas na kompie mi się bardzo ograniczy, a mój tygodniowy limit czasu chciałabym utrzymać ;)
Z notki jestem zadowolona :D pod względem humorystycznym to w sumie sceny z życia wzięte, albo zasłyszane i mnie tam śmieszyły, no ale to mnie xD
W weekend zabieram się za komentowanie, bo wszystko przeczytałam, ale samo czytanie to mało :P :P czekajcie na mój komentarz!
Pozdrawiam gorąco, trzymajcie się, ;* ;)
Zdrowych, wesołych świąt Wielkanocnych :D