25 cze 2017

ROZDZIAŁ 90.

ROZDZIAŁ 90.

              Jako, że Nagato miał wolny dzień, to miał też czas by usiąść i w końcu porozmawiać z Yahiko. Nie jest normalne, aby przychodzić do przyjaciela o drugiej rano i prosić go o nocleg bez żadnego wcześniejszego wyjaśnienia. Rzecz jasna udostępnił mu wolny pokój, który robił za pracownie, ale rozmowy z przyjacielem nie uniknie. Nagato siedział przy stole razem z Ushio i cierpliwie czekali, aż ich gość wyjdzie i uraczy ich swoim widokiem.
              To nie trwało długo, nawet nie musieli się starać by coś z niego wyciągnąć. Yahiko sam przysiadł i zaczął przepraszać za najście, dziękować za gościnę i wyjaśniać sytuację z Konan. Ushio zrobiła dla Yahiko kawę, w końcu to właśnie wtedy rozmawia się najprzyjemniej.
- Co o tym myślicie? – Dopytał patrząc na parę.
- Umm…
- Co to za aplikacja? – Zainteresował się Nagato.
- Taki wołacz na seks. Konan znalazła i poustawiała tam jakoś swoje cykle miesiączkowe. Apka ustala porę, w której jest najlepszy czas na zajście w ciąże i wtedy dzwoni. – Odpowiedział Yahiko.
- No więc apka dzwoniła i Konan chciała się z tobą kochać…? I ty jej odmówiłeś?
- No tak.
- Nie chwal się tym lepiej przed chłopakami. – Uśmiechnął się lekko. Yahiko również się wyszczerzył.
- Spoko. Też sądzę, że ty jesteś najlepszym kandydatem na słuchacza.
- Co masz na myśli…?
- Ee… Nie nic, nieważne. To co sądzicie o pomyśle Konan?
- Hmm. – Nagato się zaczął zastanawiać. – Ciężko powiedzieć. Nie uznałbym go za głupi, ale to dosyć poważna decyzja… Taka na całe życie.
- No tak, a ona na pstryknięcie palca zadecydowała za nas oboje.
- Właściwie to pokazuje jak bardzo pragnie stworzyć z tobą rodzinę. – Wtrąciła Ushio. Yahiko wydął wargi.
- Nie byłbym taki pewien czy zrobiłoby jej różnicę, gdybym to nie ja był częścią tej rodziny. Zagroziła mi w końcu rozwodem, jeśli się nie zgodzę…
- Nie mówiła tego poważnie! – Zawołała obronnie Ush. – Kobiety tak mówią, gdy zwyczajnie nie mają argumentów na swoją decyzje. – Nagato spojrzał uważnie na dziewczynę. – Seks też można uznać za argument… Co się patrzysz?
- Bez powodu.
- Pewnie dlatego też chciała się ze mną kochać…! – Wzburzył się Yahiko i napił kawy. Niedobra. – Macie cukier? – Ushio zbliżyła do niego cukierniczkę, którą przecież miał przed samym nosem.
- Powinniście jeszcze raz o tym na spokojnie porozmawiać. Dać sobie trochę czasu na ostateczną decyzje... która i tak przy temperamencie Konan powinna zakończyć się zgodą. – Dodał Nagato. - Jednak rozmowę powinniście odbyć.
- Sam powiedziałeś, że nic mi ona nie da…
- Może zmienisz zdanie? – Drążyła Ushio.
- Nie zmienię.
- Dlaczego? Nie chcesz mieć z nią dzieci?
- Chcę! Ale chcę własne dzieci. Takie, które będą coś po nas dziedziczyć… Po Konan ładną buzię, a po mnie inteligencję. – Nagato zachichotał, ale Ushio natychmiast go kopnęła pod stołem.
              Dalsza rozmowa obiegała już o temat, a raczej problem płodności u Yahiko. Nagato rozumiał stanowisko przyjaciela w tej sprawie, ale nie powinien być w ty taki party, skoro to, że nie mają z żoną dziecka to po części jego wina. Im bardziej się starano do niego przemówić, tym bardziej odbierał to jako atak na jego osobę i nie chciał dłużej rozmawiać. Nagato westchnął, zupełnie jakby kłócił się z jakimś swoim uczniem.
- Myśleliście o in vitro?
- To nic nie da, skoro moje nasienie na nią nie działa.  Zresztą moja mama by mnie za to potępiała do końca życia… Jest bardzo pobożna i takie tam. – Wytłumaczył Yahiko Ushio.
- Więc macie trzy opcje. Uda się wam, nie uda albo komuś innemu się uda.
- Sugerujesz, że mnie zdradzi? – Nagato w odpowiedzi wzruszył ramionami i upił łyk kawy.
- Jest jeszcze czwarta. – Dodała Ushio. – Zaadoptujcie dziecko. Może i nie będziecie biologicznymi rodzicami, ale ono może wypełnić waszą rodzinę. Konan będzie szczęśliwa, dziecko będzie szczęśliwe.
- Ale moje szczęście nie jest istotne. – Burknął w odpowiedzi.
- Nie zakładaj, że nie będziesz szczęśliwy tylko z powodu braku odziedziczonych chromosomów. – Ushio przewróciła oczami.
- Wiecie, ja już sobie pójdę.
              Nagato na próżno za im wołał. Yahiko zanim wyszedł zabrał z pokoju, w którym spędził noc, swoje rzeczy. W przedpokoju ubrał buty i tyle go widziano. Zgodnie z prośbą Konan, Nagato nie wspomniał, że dzwoniła do niego zmartwiona. Nie stał po niczyjej stronie w tym pojedynku, lecz logiczne myślenie nie zawsze do każdego dociera.
- Mam nadzieję, że się jakoś dogadają. – Westchnął Nagato.
- Na pewno. – powiedziała Ush. – Ciekawe czy będziesz chrzestnym?
- Niech tylko spróbują mnie nie wybrać. – Burknął, a wtem zadzwoniła jego komórka. – Ooo, dzwoni Sasori. – Ucieszył się Nagato. – Hej Saso jesteś na głośniku. Ushio jest ze mną.
- Siemka. – Przywitała się.
- Hej, hej. Macie może jakieś plany na dziś? – Nagato spojrzał na Ushio.
- Chyba nie..
- Super. Moglibyście zająć się na dzisiaj Naokim? Wieczorem bym po niego wrócił.
- Pracujesz?
- Nie… Znaczy jadę na kilkugodzinną podróż do znajomego lekarza. Muszę się z nim skonsultować w pewnej sprawie… To mi zajmie cały dzień, a nie mam go z kim zostawić. Dziewczynie wypadła delegacja, siostra znalazła sobie pracę w weekendy, Noriko też pracuje, Itachi tez, a mam obawy by został z Kaną…
- Ok. zajmiemy się nim, nie ma spawy.
- Dzięki stary.
- Nie ma sprawy, o której go przywieziesz?
- Za godzinę będzie ok?
              Nagato spojrzał dla upewnienia na Ushio, która wzruszyła ramionami. Dlatego się zgodził, w tyle czasu pewnie zdążą ogarnąć siebie i mieszkanie na gości.
              Yahiko natomiast przez długi czas szedł do mieszkania swojej żony. Bez względu na scenariusz, który sobie przemyślał, końcowe rozwiązanie mu nie podchodziło. Nie chciał wychowywać obce dziecko. Nie sądził, że będzie w stanie obdarzyć je miłością jaką powinien obdarzyć ojciec dziecko.
              Usiadł chwilę na murku niedaleko podziemnego wejścia do metra. Niebo było pochmurne i mocno wiało, idealnie pasowało do nastroju Yahiko. Oparł łokcie na kolanach, a twarz zakrył w dłoniach. Wtedy usłyszał ładny dźwięk dochodzący z instrumentu, na którym grał jakiś mężczyzna. Uznał go za przystojnego jeszcze zanim okoliczne kobiety i nastolatki zaczęły się za nim obracać i cicho o nim świntuszyć. Yahiko podobała się grana melodia i widział pasję jaką wkłada w nią ten gościu. Wyjął z kieszeni portfel i podszedł do niego, by wrzucić mu do futerału pięć złotych. Sądził, że jest hojny, ale nastolatki wrzucały o wiele grubsze banknoty i robiły sobie z mężczyzną zdjęcia lub zagadywały.
- Całkiem nieźle brzmisz. - Zaczął Yahiko.
- Wielkie dzięki.
- Ten twój instrument... Jak on się nazywa? - Zapytał poważnie nie znając nazwy. Grajek spojrzał na niego.
- On...? A ja go, kurwa, nazwałem Bella... - Burknął, po chwili się z siebie śmiejąc. - Moje skrzypce to jakiś transwestyta.
- Gender. - Skomentował Yahiko.
- Panie Iseo, mogę prosić o zdjęcie? - Podeszła do  mężczyzny jakaś dziewczyna. Zgodził się z lekkim uśmiechem i przytulił się do niej. - Dzięki wielkie.
- Jesteś sławny? .- Podjął rozmowę Yahiko.
- Nie, ale... Może kiedyś. Aktualnie gram wśród skupisk ludzi i jestem kelnerem w restauracji.
- I masz niezłe branie. Ta dziewczyna ostro cię obmacała.
- Pewnie chciała mi zajebać portfel.
- Nie sądzę...
- Hej! Skądś musiałem wziąć ten pomysł. Różne rzeczy się przeżyło. - Wyciągnął rękę w jego stronę. - Iseo.
- Yahiko.
- Masz ochotę na kawę?
- Podrywasz mnie? - Zapytał dla pewności., ale parsknięcie Iseo odpowiedziało samo przez się.
- A działa?
- Nie wiem... Stawiasz?
- Jasne.
- No to dobra, ale uprzedzam, że mam żonę.
- Znaczy, że trójkąt? - Zapytał z szerokim uśmiechem. - Nie lubię trójkątów. Czuję się w nich pomijany...
              Yahiko się zaśmiał, fajny gość, może będzie go trzeba wkręcić do towarzystwa. Weszli do kafejki, gdzie się podzielili w obowiązkach. Iseo stał w kolejce podczas, gdy ten drugi zajął stolik. Zaczęli się standardowo poznawać, aż Yahiko przerwał ten etap. Postanowił wykorzystać Iseo jako bezstronnego słuchacza na temat jego problemu z żoną. Pod koniec opowieści Iseo uniósł brew.
- Chciała się po tym wszystkim z tobą kochać? – Yahiko przytaknął z poważną miną. – Bezczelna. – Iseo choć chciał, to nie potrafił powiedzieć tego z kamienną twarzą. – A tak serio, jak się nazywa ta aplikacja? Pokaże ją mojej pannie. Ciekawe jak zareaguje. – Zaśmiał się na samą myśl.
- Nie polecam.
- Wracając jednak do ciebie, to chyba straciłeś przyjemność w seksie z żoną. Ponoć tak bywa w małżeństwie, ale dla mnie to dziwne.
- To przez presję. Noc może być zajebista, ale jak nie będzie ciąży to zawód i łzy w oczach…Sam widzisz, że teraz ja, facet, potrafię odmówić w nocy.
- Masz może zdjęcie żony? – Zapytał niepewnie. Zaś Yahiko bez skrępowania, a nawet z dumą pokazał towarzyszowi jej ślubną fotografię. – O rany, spodziewałem się… no… nie spodziewałem się, że mi stanie. – Yahiko z dumą schował z powrotem zdjęcie.
- Wiem jest piękna.
- A ty takiej odmawiasz nocek…
- Też uważasz, że powinienem przystać na jej warunki…?
- Nie. – Zaprzeczył Iseo. – Póki oboje nie będziecie chcieli, to lepiej nie adoptujcie dziecka. Tylko mu tym narobicie przykrości.
- Powiedziałem jej tak, to mi zagroziła rozwodem.
- Jak się rozwiedzie to będzie miała trudniej. Zwykle dają dziecko parze. Najlepiej po ślubie.
- Hm? A ty skąd wiesz takie rzeczy?
- Kiedyś studiowałem prawo. Wiem co nieco. – Rzekł z uśmiechem. Yahiko się wyszczerzył, pewnie Deidara go nie polubi.
- A ty chcesz dzieci…? Albo już je masz? – Iseo, który wziął do ręki kubek z kawą zrezygnował z picia po tym pytaniu. Spodziewał się je w końcu usłyszeć skoro są przy temacie, więc myślał trochę o odpowiedzi.
- Nic mi nie wiadomo o dzieciach, a niejeden raz spałem z jakąś dziewczyną. Czy chcę? Nie wiem. Teraz by mi bardziej przeszkadzało niż uszczęśliwiało. No i ten, chyba nie bardzo chciałbym poświęcać dla niego czas, więc moja panna musiałaby się nim sama zajmować.
- Takiej głupiej nie znajdziesz.
- Daj pomarzyć.
- Może z czasem zmieni ci się podejście.
- Może… Może twoje też i adoptujecie dziecko. Poproś żonę o czas na przemyślenie, możecie też zrobić burzę mózgów z wariantami za i przeciw. Skonsultować się z rodziną lub…
- Przyjaciółmi. – Dokończył Yahiko. – Cholera, człowieku, jesteś genialny!
              Nawet nie wytłumaczył towarzyszowi o co mu chodziło. Yahiko jedynie mu podziękował, pożegnał się i czym prędzej wyszedł z kafejki i skierował się do domu. .

              Spotkanie pewnej grupki przyjaciół odbywało się w domostwie Hanabi, dziewczyna była jednak zła, bo ze spotkania wymigała się Matsuri razem z Yagurą. Choć jego się nawet nie spodziewała. Matsuri niby też miała dobre usprawiedliwienie. Zaczynała w końcu pracę, mimo to… Hanabi machnęła ręką. Był z nią Konohamaru i Nelia, a Daisuke był w drodze, nie wiedział o obecności Nel, ale na pewno się ucieszy. Nelia w wakacje dużo czasu spędzała na rozmowach z parą, aż w końcu się zaprzyjaźnili, ale i tak lepszy kontakt miała z Konohamaru.
- Uwaga śledzie, Daisuke do was lezie! – Zawołał chłopak otwierając na oścież drzwi. – O rany, Nelia! Jak ja cię dawno nie widziałem!
- I vice wersa! Przystojny jak zawsze!
- No ktoś musi, ale i tak wygrana należy się tobie.
- Daj spokój i chodź tu. – mruknęła, ściskając go przyjaźnie.
- Ty mi takich rzeczy nie mówisz. – Burknęła Hanabi do swojego chłopaka.
- Daleko ci do Daisuke.
              Szturchnęła go łokciem w żebro za ten tekst. Daisuke przywitał się też z resztą towarzystwa, nawet nie pytał o nieobecność Marsuri. Obecność Neli wynagradzała mu wszystko, właściwie innych nie musiało tu być.
- Hanabi twój ojciec jest straszny. Ma minę jakby mordował na co dzień z zimną krwią. – Skomentował Daisuke otrzepując się z przerażenia na samo wspomnienie.
- Podziel się z nim swoją opinią jak mój głupi chłopak…
- Serio Konohamaru? Ja bym się bał!
- E tam, to fajny koleś, śmiał się! – Wyszczerzył się  Konohamaru, przyjaciel przeniósł wyczekujący wyjaśnień wzrok na Hanabi.
- Ha, ha śmieszne. – Zacytowała grobowym głosem i naśladując mimikę taty.
- Jesteś podobna do taty. – Wtrąciła Nelia. Konohamaru parsknął śmiechem.
- Nieprawda…
- Trochę tak. Przy tobie też miewam dreszcze. – mruknął Daisuke.
- Nieprawda! – Warknęła.
- Czyżby? Tylko popatrz! – Pokazał jej swoje przedramię, które zdobiła gęsia skórka. – Widzisz do czego doprowadzasz moją piękną i delikatną skórę?
- Zaraz całą twoją osobę doprowadzę do szpitala! – Zagroziła wygrażając się pięścią.
- Cofam to. Nel o czym ty gadasz? Hanabi i jej tata to jak niebo i ziemia! – Rzekł Daisuke. Po chwili jednak dodał. – Za to ona i Konnohamaru są siebie warci. Oboje mnie biją…
- Sam jesteś sobie winny…! – Odburknął chłopak. – Zresztą przeprosiłem cię za ten nos…
- Przepraszałeś go? – Hanabi przewróciła oczami.
- Wyjaśnijcie mi o co chodzi.
              Zgodnie z prośbą Neli zaczęli jej wszystko wyjaśniać, jednak przy tych ubarwieniach historii powstały trzy wersje. Nic nie rozumiała, ale za tą łatwość dojścia w fazę głupawki uwielbiała to towarzystwa. Siedzieli na podłodze, pili sobie piwo i grali w karty. Daisuke wydawało się, że Nelia wysyła mu jakieś znaki, ponieważ często go niby przypadkiem dotykała albo się na nim opierała, ale pewnie mu się wydawało.
- Idę do kuchni po żarełko. – oznajmiła Hanabi. – Konoh…
- Idę z tobą! By ci pomóc oczywiście…!
- Nie wyjedz za dużo po drodze. – Uśmiechnął się szeroko Daisuke. Po chwili para zamknęła za sobą drzwi. – Oby Konohamaru nie trzymał tacy.
- Może trzymać. I tak się odchudzam. – mruknęła Nelia.
- Z kości na ości chyba… W ogóle co u ciebie?
- Nic nowego, wiesz... szkoła i takie tam… a u ciebie?
- Też. Siorka w ciąży i wszystkim tyłek zawraca, a mi szczególnie.
- Aha… Masz w końcu dziewczynę?
- Taki przystojniak, jak ja? Nie… - Zakończył ze smutkiem, co rozbawiło dziewczynę. – Czemu pytasz? – Chciał zadać pytanie w stylu, a ty? Ale nie chciał usłyszeć odpowiedzi.
- Bo zastanawiam się czy… czy mogę jeszcze nią zostać.
- Ale kim? – Nelia załamała ręce na tym pytaniu.
- Twoją dziewczyną.
- Och… Och!
- Kanapki dotarły! – Zawołał Konohamaru, wchodząc do pomieszczenia. – Tęskniliście?
- Nie. –odpowiedział Daisuke, a potem zwrócił się do Nelii. – i tak.
- Co tak? – Dopytała Hanabi.
- Mam dziewczynę! – Zawołał zwycięsko Daisuke i ucieszony przy3tulił Konhamaru, który cieszył się razem z nim. Hanabi spojrzała na Nel.
- Moje kondolencje…

              W czasie obecności Naokiego u Ushio i Nagato do tego ostatniego zadzwonił Sasori. Nie miał najlepszych wieści, bo wyjazd mu się przedłużał. W czasie, kiedy powinien wracać z powrotem on nawet nie dojechał do celu. Takie korki. Nagato jednak nie miał pretensji, ponieważ świetnie się bawili z Naokim, Ushio także. Z dumą oddał zasługi swojej bardzo dobrej komunikatywności z młodzieżą. Sasori odetchnął z ulgą, niejeden na miejscu Nagato by się zdenerwował. Po chwili do Nagato podszedł Naoki.
- Rozmawiasz z tatą? – Przytaknął ruchem głowy. – mogę z nim pogadać?
- Pewnie. Saso, daję ci jeszcze syna do telefonu. Trzymaj.. – Podał chłopcu komórkę.
- Dzięki…Ciocia cię wołała. – Po oddaleniu się osobnika Noaki mógł swobodnie rozmawiać. – Nienawidzę cię tato. Dlaczego nie mogłeś zostawić mnie u wujka Hidana?
- Hm, cześć synu mnie też miło cię słyszeć…
- Tato!
- Naoki nie marudź. Jakoś wujek się dobrze z tobą bawi.
- To ja miałem być zabawiany, a nie mogę sobie nawet włączyć telewizora czy pograć na telefonie wujka. Tylko gramy w planszówki…
- Planszówki są fajne… Przegrywasz?
- Nie o to chodzi! – Burknął Naoki, ale Sasori i tak skomentował to śmiechem. – Mogłem chociaż jechać z tobą…
- Nudziłbyś się.
- Teraz nie jest lepiej…
- Życie to nie tylko telewizor. Może za to przestaniesz tak pyskować.
- Nie pys…
- Po prostu bądź grzeczny Naoki. – Powiedział Sasori. – Odbiorę cię rano.
- Jak to rano?! Miałeś przyjechać jeszcze dzisiaj wieczorem… Mieliśmy iść na kręgle.
- Miałem, chciałem, ale niestety nie wyszło. – odpowiedział mężczyzna. – Przepraszam. Naprawdę mi przykro Naoki… Poczekaj chwilę, mam drugą rozmowę. – Przełączył rozmówce.. – Słucham?
- Hej, kochanie. Jestem już w…
- Oddzwonię za chwilę Shizu. – Zapowiedział i się rozłączył. – Już jestem Naoki.
              Powiedział jak się okazało do siebie bo Naoki rozłączył się już dobre chwilę temu. Sasori westchnął ciężko, znowu będzie miał u syna przejebane. Naprawdę chciał by wszystko poszło zgodnie z planem, ale w przypadku Sasoriego nigdy tak nie było. Życie pisze mu takie podłe scenariusze. Właśnie stał w korku samochodowym i ciepło w ni panujące nie dodawało otuchy. Zgodnie z obietnicą oddzwonił do Shizu.
- Hej, słońce. Wybacz zwłokę.
- Phi! Mnie się nie olewa, mój panie. Chyba czas zerwać. – Burknęła w odpowiedzi.
- Nie rób mi tego. Już i tak Nao się na mnie obraził.
- Uuu… narozrabiałeś?
              Sasori przytaknął i zaczął jej wszystko opowiadać, zatajając fakt o lekarzu, z którym miał się spotkać. Nie mówił jej, ponieważ był to dla niego najlepszy kandydat na wykonanie operacji oczu Shizu, a ona i tak nie chciała o tym rozmawiać. Dziewczyna przytakiwała i pocieszała, a pomiędzy tym wyciągała z Sasoriego kilka informacji.
- Powiedz temu swojemu koledze, że razem z Akirą podjedziemy po Naosia. Dopilnuj żeby nam go wydał.
- Nie ma potrzeby. Nagato się z nim dobrze bawi.
- Ale Naoki nie!
- Daj spokój poboczy się trochę i mu przejdzie.
- Lepiej zmień nastawienie, bo ci nie urodzę dzieci. – Sasori parsknął śmiechem. – Mówię poważnie. Jak możesz tak traktować własnego syna?
- Shizu, nic mu nie robię. Jedyne co najwyraźniej robię źle, to pracuję.
- Bo jakbyś nie zauważył to wy macie dla siebie weekendy, to dla niego ważny czas. W tygodniu widzi cię tylko przy śniadaniu. Jesteś pracoholikiem.
- Lekarz to czasochłonny zawód.
- Nie jesteś jedynym w szpitalu lekarzem. – Bąknęła. – Mniejsza, pogadamy o tym, jak się zobaczymy. Muszę się przygotować na randkę z pasierbem.
- Shizu…
- No?
- Powiedz mu, że go przepraszam.
              Spoważniała na moment, by się na to zgodzić. Po rozmowie miała lekkie wyrzuty sumienia z powodu tego swojego wytoczenia mężczyźnie reprymendy. Uważała, że Naoki ma prawo się gniewać i obwiniać tatę, który i tak jest winny tym sytuacjom. Lecz… Sasori naprawdę kochał syna. Jedynie co, to nie potrafił uporządkować sobie życia, jako samotny ojciec. I tak jest do dzisiaj.

              Deidara był teraz w swoim dawnym mieszkaniu, który teraz w pełni należał do jego mamy. Kobieta jednak nie zmieniła ani trochę wystroju mieszkania, a pokój Deidary w żaden sposób nie został naruszony. Kobieta wciąż miała nadzieję, że jej ukochany syn zmądrzeje i wróci do domu. Deidara jednak nie przyszedł bez żadnej sprawy czy celu, który musiał z matką skonsultować. Wypytywał ją o ojca, nie mógł uwierzyć, że ten mężczyzna ma swoją mroczną stronę o nazwie damski-bokser. Wcześniej jeszcze chciał o tym z kimś porozmawiać, jednak… Znalezienie odpowiedniej osób było trudne.
              Jego najlepszy przyjaciel Sasori nie odbierał telefonów, Tsuk zapewne go wyzwie i wyśmieje, więc zwierzanie się jej nie miało żadnego sensu. Iseo… nie czuł z nim wystarczająco silnej więzi, Hidan nie, Uchiha hahahaha! Dobre.
              Po chwili się przemógł i zadał matce pytanie. Kobieta nie wydawała się poruszona tematem. Upiła łyk zaparzonej niedawno kawy i odłożyła kubek na stół.
- Zdarzało się.
- Cooo? Co to znaczy, że się zdarzało?!
- Oj Deidara, a myślisz, że dlaczego się rozwiedliśmy?
- Przez ciebie? Zawsze byłaś dla ojca zołzą. Ciągle się na niego wydzierałaś albo czepiałaś o bzdety.
- Więc najwyraźniej twoim zdaniem też sobie zasłużyłam.
- Nie! – Zaprzeczył ostro. – Nie to miałem… Ja nawet nie wiedziałem, że… - Deidara jęknął łapiąc się za głowę. – Całe życie w błędzie, ja pierdole… Dlaczego mi nie powiedziałaś? Byłem w nniego tak zapatrzony, jak w jakiegoś jebanego bohatera.
- Już dobrze Deidara. Akurat ojcem był wspaniałym, mężem niestety nie.
- Pamiętam, że po rozwodzie dużo piłaś…
- Tak. Byłam taka szczęśliwa. – mruknęła, a oczy świeciły radością. – Na całe szczęście nigdy nie byłeś świadkiem, jak twój tato podniósł na mnie rękę.
- Dla ciebie to szczęście, dla mnie wstyd. Nie mogę pojąć, że pozwalałaś mi go idealizować. Nieraz ci tyle nawrzucałem za ojca.
- Dorastałeś wierząc, że masz idealnego ojca. Mnie miałeś na co dzień, znalazłbyś inne powody by mi nawrzucać.- Deidara wbił wzrok w kubek i milczał od dłuższej chwili. – Takie są matki. Kochamy swoje dzieci i naprawdę dużo potrafimy dla nich znieść.
- Widzę… Szkoda, że tak późno…
- Nie przejmuj się tym kochanie.
- Pójdę już. Mam jeszcze spotkanie.
              Mężczyzna czuł się okropnie siedząc z kobietą dla której był cholernie niewdzięcznym synem, podczas gdy ona tyle znosiła. Odprowadziła go do drzwi, a on choć bardzo chciał powiedzieć jej, że ją kocha, to… za bardzo się wstydził. Następne spotkanie jakie miał odbyć, było związane z Hanare. Jego niegdyś przyszywaną siostrą. Spotkanie odbywało się w kawiarni.
- Cześć, braciszku. Wybacz spóźnienie.
- Przyszłaś o czasie.
- Serio…? – Zareagowała zdziwieniem. – No to czegoś zapomniałam zrobić. Mniejsza. Siad. – Nakazała. Deidara wykonał polecenie, orientując się w tym dopiero po chwili. Hanare zaśmiała się na widok jego miny.
- Ale śmieszne…
- Aż sobie przypomniałam Deia, pamiętasz? Psiaka, którego wyłowiłeś dla mnie z rzeki.
- Pamiętam… Nazwałaś go moim imieniem… - Hanare ponownie się zaśmiała. – Do rzeczy…
- No to ja zacznę. – Ustaliła Hanare.
- Z jakiej paki?
- Bo. Jestem. Damą. A damy mają pierwszeństwo. – Deidara się obśmiał, ale pozwolił kontynuować. – Więc tak. Opowiedz mi trochę o Sasorim.
- Hę?
- Rodzice Shizu do mnie ostatni zadzwonili, bo spiknęłam ich córkę z jakimś rozwodnikiem z dzieckiem i w ogóle mnóstwo skarg, bo ma dziecko, bo jest z rozbitej rodziny, bo mieszka w jakiejś okropnej kamiennicy, bo jest rudy, bo go często swędzi i pierdyliard innych.
- Co go swędzi…?
- No wiesz, tak się mów, gdy no wiesz.
- Okeee… Domyślam się. Saso nie jest rozwodnikiem. – Deidara przeszedł od razu do udzielenia odpowiedzi.
              Nie na temat przyjaciel chciał gadać więc starał się szybko co nie co o nim opowiedzieć, a na resztę mini pytań odpowiadał zdawkowo. Jednak tonie przeszkadzało Hanare. Dziewczyna słuchała uważnie, choć czasem odpowiadała w czasie gadania Deidary na smsy przychodzące na jej telefon.
- Podsumowując, Saso jest najporządniejszy z moich kumpli. Jest nawet porządniejszy ode mnie… ale nie taki rozgarnięty.
- I przystojny. – Dodała Hanare. Dei spojrzał na nią przenikliwie. – A co? Może nie?
- Nie chwalę się tym. – stwierdził odgarniając nagłym ruchem głowy grzywkę z twarzy.
- Powiedział zarzucając teatralnie w tył swymi złocistymi włosami. – Opisała Hanare chichocząc lekko.
- Mogę teraz ja zadać ci pytanie?
- Śmiało.
- Będzie nietypowe.
- Spoko, siedzę.
- Czy… Czy wiesz dlaczego twoja matka rozwiodła się z moim ojcem? – Hanare uniosła brew, p chwili jednak spuściła wzrok.
- Moja mama jest dosyć konserwatywna i nie daje ludziom drugiej szansy. – Deidara nie przerywał, czekał cierpliwie na dalszy ciąg wypowiedzi. – Kiedy pierwszy raz twój tata ją uderzył, to był to już koniec. Miałam o to do niej straszny żal…
- Niepotrzebnie.
- Nie znam szczegółów. Pewnie po prostu twojemu tacie puściły na nią nerwy.
- To żadne wytłumaczenie. Mój ojciec to fiut.
- No coś ty, jest super. Zabierał nas na takie fajne wycieczki i w ogole.
- Muszę się już zbierać. – Uciął Deidara. Nie miał zamiaru słuchać jaki to on był zajebisty. Wszystkie dobre wspomnienie z ojcem wywoływały w nm wstyd.
- Tak szybko?
- Taa. Sory.
- Deidara… - Mężczyzna mruknął pytająco. Hanare wstała od stołu. – Spotkajmy się jeszcze, dobra?
- Yhm, spoko.
              Hanare objęła go w bardzo czuły sposób. Deidara to odwzajemnił, bardzo mu pomogło to ciepło. Ta bliskość. Stali w kawiarni tak do siebie przytuleni przez dłuższą chwilę. W końcu Deidara się otrząsnął po chwili i odsunął ją od siebie.
              Wyszedł z kawiarni, a na dworze już było ciemno. Przez chwilę błąkał się bez celu po mieście w przypływie chwili wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer do Sasoriego. Niemal natychmiast włączył się komunikat o czasowej niedostępności abonamentu, cóż, zdecydował się zatem na plan B. upić się. Z dziwnym uśmiechem na ustach wszedł do pierwszego lepszego baru. Usiadł na stołku przy  barze i wziął do ręki kartkę z rozpiską serwowanych drinków. Po chwili z zaplecza wyszła bardzo dobrze mu znana barmanka. Oboje wzajemnie skrzywili się na swój widok.
- Ja pierdole. Co to kurwa ma być? Plan filmowy powrotu do przeszłości?
- Nie ma innych barów w okolicy? – Jęknęła Noriko. – Spierdalaj.
- Zamknij mordę, jak chcesz zasłużyć na napiwek. – powiedział władczo.
- Jebie mnie twoje dodatkowe pięć groszy.
- Z czasem zaczęłaś się wyżej cenić. Myślałem o JEDNYM groszu.
- Eh… - Noriko zerknęła na zegarek. – Jeszcze tylko godzina… Co podać?
- Myślę… - Powiedział przeglądając kartę.
- To potrwa lata. – Zaszydziła Noriko i odeszła kilka kroków.
- Daj wódkę. – Dziewczyna zdusiła w sobie nerwy i grzecznie zaczęła go obsługiwać. Deidara obserwował w jak płynny sposób manewrowała butelką flaszki. – Mój ojciec bił moją matkę… - powiedział po chwili. Noriko spojrzała na niego zdziwiona.
- O mój boże! Ty zamierzasz ze mną rozmawiać!
- No, bo… - Mężczyzna się zmieszał. Noriko położyła na ladę kieliszek wódki. – Z kimś muszę… Hej! – Zawołał, kiedy kobieta zabrała mu sprzed nosa kieliszek i wychyliła go duszkiem.
- Na trzeźwo tego nie zniosę. – Powiedziała, po czym nalała kolejny raz do kieliszka, tym razem zawartość była dla Deidary. Spojrzał na kieliszek, a potem na nią.
- Pośliniłaś kieliszek i myślisz, że z niego wypiję?
- To nie pij.
              Podeszła do mężczyzny, który podszedł do baru by zamówić do stolika kilka piw. Deidara chciał być wytrwały w swoim słowie, ale nie miał za bardzo jak wpłynąć na kobietę. Upewnił się, że nie patrzyła i opróżnił kieliszek. Po chwili, gdy Noriko do niego wróciła zauważyła zmianę.
- Dolać?
- Ta. - Noriko posłusznie dolała mu czystego napoju. – Jako dzieciak wielbiłem ojca, był moim bohaterem, a katował moją matkę. – Od razu wypił wódkę, wskazał podbródkiem na kieliszek, a Noriko uznała to za polecenie dolewki. – Nie mogę uwierzyć, że byłem taki, kurwa, ślepy.
- Może widziałeś, tylko to z siebie wyparłeś?
- To żadne pocieszenie,
- A to żaden gabinet terapeutyczny, tylko bar.
- Rany, jaka ty jesteś chujowa.
- Czekaj, zaraz się tym przejmę… Jeszcze chwila… Nie, jednak nie. – powiedziała, wzruszając ramionami.
- Lej, nie pierdol.
              Czterdzieści minut później, Deidara zdążył opróżnić połowę flaszki i powiedzieć Noriko nie tylko o dotkniętym go problemie. Opowiadał jej o swoim dzieciństwie, relacjach z rodzicami razem i osobno. Pogawędkę przerwało nadejście nowej dziewczyny. Zastępczyni Noriko. Dlatego ta wyszła na zaplecze się przebrać, to nie była jej sprawa, ale podeszła do mężczyzny przy barze.
- Deidara nie pij za dużo. Wracaj do domu.
- Dobrze, mamo. – rzucił sarkastycznie wznosząc oczy do sufitu. Opróżnił kieliszek wódki. – Lej. – Nakazał dziewczynie za barem, która skrzywiła się tym brakiem kultury.
- Chodź ze mną do stolika. Napiję się z tobą.
- Nie. Ja cię nawet nie lubię kobieto…
- Wolę cię mieć na oku. – Wzięła z baru do połowy pełną butelkę flaszki i dwa kieliszki. – Chodź.
              Przeniósł się bez zbędnego gadania do wskazanego miejsca. Tam pili razem dosyć szybko i w ciszy. Deidara nic nie mówił tylko coraz to bardziej przyspieszał tempo picia. Noriko starała mu się dorównać, aby pozostało mu mniej do picia.
- Mam nadzieje, że Naoki nie załamie się tak jak ty i mnie nie znienawidzi…
- Co?
- Eh… Nieważne. – Burknęła Noriko i wychyliła kieliszek.  Wtedy Deidara złapał za jej podbródek, obrócił do siebie i wpił w jej usta. Kobieta wytrzeszczyła oczy złapał go za ramiona, lecz oś się w niej zablokowało i nie mogła go odepchnąć. Przymknęła oczy i zaczęła odwzajemniać pocałunek.
- Wiesz co sobie pomyślałem, jak pierwszy raz cię zobaczyłem? Jak jeszcze nie zaczęłaś mówić i wszystkiego nie spierdoliłaś okazując się szmatą? – Zapytał Deidara.
- Nie podniecają mnie wyzwiska. – Burknęła Noriko.
- Pomyślałem, że Saso to jebany farciarz.
- Ale się najebałeś.
              Skomentowała z lekkim uśmiechem. Skinęła również głową na znak przyjęcia komplementu i tym razem z ochotą przyjęła kolejny pocałunek. Na nią także zadziałały spożyte procenty. Oboje będąc w takim stanie śmiało sobie pozwolili na wykonanie pewnych kroków.

              Gdy tylko promienie porannego słońca przebiły się przez krawędzie żaluzji i naświetliły powieki kobiety o gęstych, czarnych, kręconych włosach, niemal natychmiast ją zbudziły. Pierwsze co zrobiła to przetarła byle jak swoją zaspaną twarz. Właściwie, to czuła się wspaniale tego ranka, nic ją nie bolało, ani nic, a powinna mieć potężnego kaca po wczorajszym. Noriko nawet nie pamiętała, jak się dostała do domu. W tej chwili zmrużyła oczy, bowiem nie była u siebie. Nie rozpoznawała tego miejsca. Dźwignęła się ostrożnie do siadu, a kołdra zsunęła się z jej ciała obnażając jej nagi biust, z ciekawości spojrzała jeszcze bardziej w dół, ale tam też brakowało odzieży, a nawet bielizny.
- O chuj… - Jęknęła cicho, zakrywając palcami oczy.
              Bardzo wolno spoglądnęła w swoją prawą stronę. Mężczyzna, z którym spędziła ów noc leżał obok niej na brzuchu z głową leżącą na przedramieniu. Jego długie, blondwłosy spoczywały rozsypane na jego nagich i naprężonych plecach. Bardzo seksowny widok i pewnie jeszcze długo by się nim rozkoszowała, gdyby nie chodziło o Deidarę.
- Kurwa mać, już nie piję… - Przyrzekła sobie cicho. – Noriko, Noriko, jaka ty jesteś pojebana…
              Wyjęła z torebki która leżała przy łóżku, telefon, by sprawdzić godzinę. Zajebiście, za dwie godziny zaczynała pracę… Odłożyła urządzenie i po cichu zaczynała zbierać z podłogi i z innych dziwnych miejsc swoje ubrania. Zapinając sobie spódnicę spojrzała na Deidarę i zastanawiała się, co ją w ogóle podkusiło? I jego? Nagle mężczyzna zakaszlał gwałtownie. Noriko z przerażenia, ze się obudzi, zastygła. Na szczęście nic takiego się nie stało. Wzięła swoją torbę na ramię, sweterek i buty do ręki i po cichu wyszła z pokoju. Bardzo powoli i bezdźwięcznie zamknęła za sobą drzwi.
- Cześć. – Przywitał się Iseo, powodując w Noriko nerwowe odruchy. – Przestraszyłem cię? Sorry. – Dodał z uśmiechem, podchodząc z kubkiem wody. – Napijesz się? – Noriko chwilę ze sobą walczyła, ale pragnienie było silniejsze. Wlewała w siebie zawartość nie robiąc przerwy na oddech.
- Jestem Iseo. A ty jesteś…? – Dziewczyna uniosła dłoń, dając znak, że jest zajęta. – Jesteś dziewczyną Deidary? – Zapytał, a w tym momencie ta się lekko zakrztusiła.
- Co kurwa…? Ja? – Zaśmiała się z wyższością. – Za wysokie progi.
- Ale spędziliście razem noc. Grając w karty, raczej się tak głośno nie jęczy. – Zaśmiał się, a Noriko go wtedy zmroziła lodowatym wzrokiem.
- Wypierdalaj prostaku!
              Tym prychnięciem zakończyła swój wywód i wyszła z mieszkania. Iseo uniósł brew, najwyraźniej to jedna z tych osób, które nie uznają żarcików o seksie. Następnym razem się poprawi, nie chciał być powodem nieprzyjemności pomiędzy tą parą. Dei jest w końcu dla nich – Tsuki i Iseo - taki sympatyczny.
              Deidara sobie smacznie spał, nie zwracając na nic uwagi, aż w końcu obudził go dźwięk dzwoniącego telefonu. Skrzywił się, bo tak mu się  idealnie spało. Jak nigdy. Powędrował dłonią po łóżku do dzwoniącego urządzenia. Spojrzał na wyświetlacz i zdziwił się, ż Hidan dzwoni tak wcześnie. Mimo to, odebrał.
- No, co chcesz? – Przywitał się, wędrując własną dłonią w dół, by się tam podrapać. W słuchawce była chwila ciszy.
- Kto mówi…?
- Co to za pytanie, kurwa mać? A kto dzwoni? – Burknął Deidara i wstał do siadu. Spał nago? Nigdy tego nie robił, gdy spał w pojedynkę… wzruszył ramionami. Postanowił sobie, że od dzisiaj zacznie. Ten bezmózg, Hidan, zaczął go powoli irytować.
- Ale jaja! To ty Dei?
- No, a kto tępaku? Przecież do mnie dzwonisz! – łaskawie mu wytłumaczył sytuację. Hidan jednak nie stracił wesołości i się śmiał. – Z czego rżysz?
- Telefon, który odebrałeś należy do Noriko. – powiedział Hidan z perfidnym uśmiechem, który zwykle można wyczuć nawet przez telefon.
              Deidara zmrużył oczy, a po chwili j wytrzeszczył przypominając sobie, że z nią był zeszłej nocy. Z trwogą spojrzał na trzymany telefon, cudzy telefon. Jęknął głośno… Nie było tu kobiety, ale czuł jej zapach, miał w ręku jej telefon, ponadto był nagi. W głowie pojawiły się nagle strzępki fragmentów wspomnień z minionej nocy. Deidara się zarumienił, a na dodatek zrobiło mu się gorąco.
- No, no Dei… Co ty robiłeś przez całą noc z BYŁĄ swojego najlepszego PRZYJACIELA i naszym wrogiem numer jeden, Panią Szmatą?
- Ja…? Nic… Ty już musisz zakładać najgorsze! – Fuknął z dumą. – Po prostu, przyszła do mnie pogadać… O, nie uwierzysz, o Saso! Chciała do niego wrócić, haha! Ja jej mówię COOOO, SPIERDALAJ i się wkurzyła i poszła…! – Wymyślił Deidara, chociaż, mógł bardziej popracować nad szczegółami dla wiarygodności.
- A telefon?
- No… musiała go zostawić…
- Aha. – mruknął Hidan. – Czyli szykuje się ponowna ochrona Saso przed tą dziwką. – Deidara przełknął ślinę, na szczęście jego rozmówca był przygłupi.
- Taa.
- Co robisz?
- Nic. Leżę w łóżku.
- Trzymasz telefon Noriko w swojej sypialni. Ty z nią spałeś!
- Nie!
- Zawsze chciałem sprawdzić, jak na to zareaguje Sasori. – Zaśmiał się Hidan. – Jak myślisz? Jebnie ci czy przybiję piątkę?
- Pojebało cię?! Nic mu nie gadaj, błagam!
- Przekonałeś mnie właśnie. – Deidara jęknął pytająco. – No, że ją zapinałeś! O rany, z jednej strony fuj, bo przed tobą był ktoś rudy…
- Hidan…
- Ale wyluzuj, Noriko ma takie ciało, które sam bym pukał. – Powiedział zwyczajnie Hidan. – Ale no właśnie, jest naznaczona. A z ciebie chujowy przyjaciel, dobrze, że się nie przyjaźnimy.
- Pierdol się, też się z tego cieszę. – Deidara wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
- Luz. I tak się zbliżam do chaty Saso. To nark…
- Czekaj! Nic mu nie mów! Zrobię wszystko stary, tylko nic mu nie mów!
- Dobra. – odparł po chwili zastanowienia. – Moje milczenie za majtki Noriko.
- Co?!
- Te z waszej dzisiejszej nocy. Niewyprane.
- Po co ci one?
- Lubię kolekcjonować.
- Jesteś chory, ty pojebie… Skąd ja mam ci je wytrzasnąć? Nie ma jej już…
- To mnie już nie obchodzi. Wpadnę po nie wieczorem.
              Deidara już otwierał usta by coś powiedzieć, ale usłyszał sygnał wskazujący na rozłączenie. Wstąpiła w niego taka nerwowość, że chciał rzucić tym telefonem. Całkowita racja z tym stwierdzeniem, że zachował się chujowo względem Saso, dlatego za wszelką cenę on nie może się o tym incydencie dowiedzieć. Po kilku uspokajających oddechach zdecydował się wyjść z pokoju. Musiał się napić, jak na złość w kuchni siedziało towarzystwo. W4ymijając mruknął pod nosem jakieś niewyraźne powitanie.
- I jak było? – Zaczęła Tsuki z psotliwym uśmieszkiem.
- Z czym?
- W nocy. – Deidara po tym pytaniu się zaczerwienił. – No weź, teraz się będziesz wstydził? Trochę na to za późno.
- Co masz na myśli…?
- To, że wpadłeś koło północy do domu, obściskując się ze swoją laską. My sobie z Iseo grzecznie oglądaliśmy film. No, a ty wchodząc do pokoju oświadczyłeś głośno, że idziesz się pieprzyć.
              Przypomniała Tsuki, a w trakcie tej przemowy Deidara sobie znowu przypomniał kilka zdarzeń. Tak, to mogło mieć miejsce. Iseo uśmiechnął się lekko do Tsuki, bo po zniknięciu tych dwojga w pokoju i rozpoczęciu serii jęków z ich pokoju, mężczyzna zapytał ”Też idziemy się pieprzyć?”, a Tsuki mruknęła tylko „Ok”. Więc to była fajna noc.
- Spotkałem ją rano. Bardzo ładna, więc zgaduję, że noc udana. – Wyszczerzył się Iseo. – Ale charakterek ma. Nazwała mnie prostakiem.
- No właśnie, przekaż jej, że ma wpierdol. – Powiadomiła Tsuki.
- Poradzę sobie z nienawiścią innych ludzi.
- A w efekcie złamiesz palce i nie będziesz mógł…
- Fuj, błagam, nie mówcie takich rzeczy przy mnie. – Zbrzydził się Deidara.
- … Grać. – dokończyła Tsuki. – Miałam na myśli jego skrzypce… - Wzniosła oczy do sufitu.
              Deidarze trochę zrobiło się głupio za swój sposób myślenia. Po chwili do drzwi ktoś zapukał, Tsuki już wstawała od stołu by podejść. Czekała na przesyłkę.
- Oho, to pewnie Diru. – Oświadczył z uśmiechem Iseo. – Te liściki chyba działają, bo się rwiesz do tych drzwi!
- Wcale nie. – Iseo patrzył na nią rozbawiony. – W porządku, Dei idź ty i odbierz za mnie przesyłkę. – Poleciła, ponownie siadając na krześle.
- Eh… Iseo, a może wolisz się skonfrontować?
- Nie, nie. Bo wiesz, jeszcze złamię palce i nie będę mógł GRAĆ.
              Celowo włożył nacisk na ostatnie słowo, by go trochę zirytować. Deidara prychnął z dumą i ruszył do drzwi wejściowych. Po otwarciu zastał w progu Noriko, sekunda spojrzenia na siebie wystarczyła by oboje poczuli ogrom zażenowania. Patrzyli gdzieś w bok milcząc przez długie dwie minuty. W końcu Noriko udała odchrząknięcie dla zwrócenia na siebie uwagi.
- Zostawiłam u ciebie telefon…
- Taa… - Wyjął zgubę z kieszeni i wyciągnął w jej stronę. Jednak, gdy chciała go przechwycić, ponownie oddalił przedmiot. Spłonął czerwienią wobec pomysłu, który wpadł mu do głowy.
- Przestań się ze mną bawić w kotka i myszkę i oddaj telefon.
- Dostaniesz go… za twoje majtki.
              Na klatce zapanowała cisza. Deidarze  zrobiło się gorąco ze wstydu, natomiast z Noriko w jednej chwili zniknął wstyd i teraz śmiało mordowała spojrzeniem Deia. Nie mogła uwierzyć, że szmaciarz jej taką transakcję zaproponuje.
- Powiedziałeś majtki? – Mężczyzna niechętnie, ale znów przytaknął. – Pojebało cię? Wykluczone!
- W takim razie nie odzyskasz telefonu.
- Wezwę policję.
- Ojej. – mruknął bezbronnie. – A czym? Nie masz telefonu. – Przypomniał Deidara.
Noriko zagryzła wargę. Nie miała zbytnio czasu żeby się z nim wykłócać, więc postanowiła odpuścić. Odwróciła się od niego i zsunęła z nóg swoje majtki, wzięła je z podłogi i odwróciła do Deidary.
- Piśnij słowo Sasoriemu, a cię zajebię. – Warknęła ostro rzucając w niego swoją bielizną. Następnie wyrwała z ręki telefon i wymierzyła z całej siły dłonią w jego policzek. – Pieprzona świnia!

              Deidarze aż się płakać chciało z bólu, ten policzek tak bardzo piekł. Na szczęście Noriko też nie pochwalała rozprzestrzenienia się wieści o ich wspólnej nocy. Wsadził jej majtki do kieszeni spodni i wrócił do domu.

2 komentarze:

  1. Jeszcze dziesięć rozdziałów i THE END

    YAY :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej. Miało być pod epilogiem, no ale musiałam. MUSIAŁAM. Rany, dlaczego wszystko spada na tego Deidarę? xD Leżę i nie wstaję normalnie, jak poszli do łóżka, to się udławiłam herbatą PO RAZ PIERWSZY, a potem za każdym razem kiedy myślałam, że akcja zwolni, to krztusiłam się znowu i znowu.
    Nienawidzę Cię i kocham za ten rozdział xD Słowo daję <3

    OdpowiedzUsuń