18 cze 2017

ROZDZIAŁ 89.

          Shizu spędziła cały weekend z Naokim i Sasorim, dodatkowo w poniedziałek, który stał się dla Saso dniem wolnym w rewanżu za wezwanie do pracy, także cieszyła się ich towarzystwem. Jednak nie mogło to trwać dłużej, niż do dziewiątej.
- A może pójdziesz zobaczyć, jak pracuję? - Zapytała Shizu.
- Dzień wolny mam spędzić w cudzej pracy? Podziękuję.
- Mam bardzo ładny gabinecik i bardzo fajną, skórzaną kanapę. - mruknęła niejednoznacznie. - Czarną, która jest pewnie dobrze znana każdemu mężczyźnie.
- Ja pójdę. - Wtrącił Naoki.
- Ty idziesz do szkoły. - Burknął Sasori.
- Shizu mnie zwolni. - Pociągnął ojca do siebie i wyszeptał mu pytanie do ucha. - Co to za kanapa?
- Jest po prostu znana z filmów...
- Na przykład jakich? - Dopytał, a Shizu, która wszystko słyszała zaśmiała się cicho pod nosem.
- Możemy o tym nie rozmawiać przy śniadaniu? - Burknął Sasori.
- O filmach...? - Dopytał Naoki.
- Tak.
- Czemu?
- Bo cię o to proszę. - Naoki spojrzał niezrozumiale na cieszącą się Shizu. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę.
- Dlaczego Shizu nie widzi? - Zapytał w końcu. Sasori spojrzał na nią z obawą, że źle się przez ten temat poczuje. - Zawsze byłaś śle...?
- Niewidoma. - Poprawił szybko Sasori. - Mówi się niewidoma. I nie, nie zawsze. Mówiłem ci, że poznała cię jak byłeś jeszcze dzidziusiem.
- Myślałem, że była niewidoma.
- Kilka lat temu miałam wypadek samochodowy. Drobinki szkła wbiły mi się do oka i uszkodziły w nim nerwy. - Wytłumaczyła Shizu.
- Nie można cię wyleczyć?
- Do tej pory nikomu się nie udało. - Uśmiechnęła się Shizu. Sasori w milczeniu pomógł jej nakierować ręce do kubka z herbatą.
- Niewidzenie musi być niefajne.
- Da się przyzwyczaić. - odpowiedziała Shizu.
- Da się też spróbować operować. - Wtrącił Sasori. Dziewczyna jednak nie była zadowolona tą opinią.
- Czyli może się wyleczyć? - Dopytał Naoki.
- Może.
- Super! Shizu będziesz miała operacje?
- Raczej nie... - Bąknęła w odpowiedzi. - Nieudolność tych zabiegów mnie dołuje...
          Po tym zdaniu zapadła cisza,  Shizu tego nie widziała, ale Naoki spojrzał znacząco na tatę, który tylko pokręcił głową. Lepiej nie rozwijać się wokół tego tematu. A przynajmniej Naoki niech tego nie robi, Sasori sam z nią zamierzał o tym porozmawiać, ale jeszcze nie teraz.
          Rozbrzmiał dzwonek do drzwi uprzednio zapowiedziany krótkim pukaniem. To była charakterystyczna metoda pewnej osoby - tylko co ona tu już robi?
- Cześć. Naoki gotowy?
- Um... Prawie? Ale Noriko... Co tu robisz?
- Przyjechałam po syna? By podwieźć go do szkoły? Przecież zawsze to robię. - Wtrąciła kobieta, wchodząc do mieszkania.
- Tak, ale myślałem, że powrót do kraju trochę ci zajmie.
- Nie zajął. - Uśmiechnęła się. - Jestem oficjalnie rozwódką.
- Normalnie bym współczuł., ale tobie nie jest przykro. Gratulacje.
- Dzięki.
- Jak twój eks mąż się trzyma?
- Dobrze. Nawet zdążyliśmy się ostatni raz pożegnać. Jeśli wiesz o czym mówię. - Noriko puściła do Sasoriego oczko.
- Teraz tylko nie zajdź z nim w ciążę, hehe. - Zażartował, a Noriko w momencie zniknął zaciesz z twarzy.
- Zamilcz.
- Dobra... .- powiedział spoglądając na swoje stopy.
- A jak Naoki zareagował na tą twoją dziewczynę?
- Dobrze... Właśnie jemy razem śniadanie. Nie wiem... Powinienem cię przedstawić?
- Sam powinieneś to wiedzieć. - Pouczyła Noriko. - Może innym razem. Zawołaj Nao, poczekam tutaj.
Sasori przytaknął głową i ruszył do kuchni, gdzie przy stole Naoki rozmawiał z Shizu i ugadywał się z nią na coś.
- Tato, mógłbym pojechać do Shizu następnym razem?
- Eee... Tak, jasne. A po co?
- Poznam się z jej bratem.
- Bratem? Chodzi o Akirę? - Położył dłoń na ramieniu Shizu, by wiedziała, że się do niej zwraca. Przytaknęła. - Ale... On jest od ciebie starszy.
- Shizu powiedziała, że to nie jest problem.
- Aha... No dobra, zobaczymy. A teraz zbieraj się, mama przyjechała.
- Powiedziałeś przecież,  że zobaczę mamę dopiero po szkole.
- Udało jej się przyjechać teraz. Czeka na ciebie w przedpokoju.
- No okej, to trzymaj się Shizu. Do zobaczenia.
- Jasne. Na razie. - wyciągnęła w kierunku, z którego dochodził głos chłopca, rękę. Jednak zamiast uścisku dłoni, przytulił ją. - Och, jaki ty przytulaśny.
- Weź torbę z pokoju.
          Naoki przytaknął posłusznie głową i ruszył do pokoju. W obecności Shizu zachowywał się bo grzecznie i był posłuszny. Idealny syn po prostu.
- Jest tutaj? - Zapytała kobieta. Sasori wrócił do niej wzrokiem.
- Kto?
- No mama Naokiego, głuptasie.
- Ach, nie. Znaczy tak, ale w przedpokoju.
- Nie przedstawisz mnie?
- A powinienem? Nie chciałbym byś poczuła się nieswojo... Ale dobrze.
          Sasori poszedł do przedpokoju po Noriko. Po krótce przedstawił jej sytuacje i zaprosił do kuchni, gdzie była jego obecna miłość. Noriko przedstawiła się i wyciągnęła do niej rękę natychmiast rozumiejąc swój błąd. Wobec niepełnosprawnych osób trzeba się dostosować do ich stanu, a ludzie z natury mylą to z obchodzeniem się jak z jajkiem. Dlatego Noriko podziwiała Saso, że zdecydował się na taki związek.
- Macie z Sasorim bardzo grzecznego i posłusznego syna. - Pochwaliła Shizu.
- Hm? Masz jeszcze jakieś dziecko Saso?
- Nie, naprawdę jej chodzi o Nao. Shizu ma chyba na niego lepszy wpływ, niż ty. - powiedział Sasori ujmując dłoń swojej partnerki i całując w jej wierzch. - Muszę cię częściej do siebie zapraszać.
- Przesadzacie.
- Oj wierz mi, chciałabym. - mruknęła Noriko. - Pyskuje, marudzi, leni się. Nie wspomnę, że wyrwie mu się jakiś wulgaryzm... - Spojrzała znacząco na Sasoriego. - Tak go ten twój facet wychował.
- Powinnaś sobie radzić z odziedziczonymi po tobie cechami.
- Marudzenie na pewno nie.
- Czy istnieje choć cień szansy byście do siebie wrócili? - Zadała pytanie Shizu. Chyba w większym szoku po jego zadaniu był Sasori.
- Co to za pytanie?
- Zwyczajne. - Wzruszyła ramionami. - Macie razem dziecko i...
- Nie ma opcji. Za bardzo sobie u mnie przegrała. - Zwrócił się do Noriko. - Chyba nawet do końca ci nie wybaczyłem za przeszłość.
- Jasne... - Zaczęła Noriko. - Co do mnie to bez obaw. Powód uznaj też jako przestrogę. Dla Saso bardzo ważni są kumple, a ci mnie nienawidzą od początku.
- Z wzajemnością. – Dodał Sasori.
- Nie ja zaczęłam ten odcinek nienawiści.
- Zawsze byłaś niewinna. – Sarknął.
- Prowokowali mnie.
- Żartowali tylko!
- Jasne. Oczywiście. Dlatego droga Shizu, zerwaliśmy. – Podsumowała Noriko. – Kumple zawsze na pierwszym miejscu.
- Z tego co pamiętam to byli w porządku, a poznałam ich jakieś pięć-sześć lat temu. – Przypomniała sobie Shizu. Co prawda nie rozmawiali osobiście, ale była świadkiem ich zachowania.
- Jestem! – Zawołał Naoki. – Cześć mamo.
- Cześć Słonko. To my idziemy, miło było poznać.
          Pożegnała się Noriko, Sasori ją i syna odprowadził do drzwi. Tam kobieta mu powiedziała o urodzinach swojego ojca w przyszłym tygodniu, na które został przez niego samego zaproszony – Sasori był tym zaskoczony, jednak nieswojo by się tam poczuł, dlatego od razu odmówił. Noriko w ogóle nie była przejęta odmową, sama chętnie by nie poszła. Po wszystkim wrócił do Shizu, może i chciał z nią jeszcze pobyć, ale czas niestety gonił.
          Dość szybko się zebrali. Shizu zostawiła swoje rzeczy u Sasoriego, w domu ma dużo innych, więc nie było jej żal. Poza tym miała nadzieje jeszcze nie raz zawitać do partnera. W trakcie odwozu jej do pracy mężczyzna wypytał o szczegóły przebiegu jej chwil sam na sam z Naokim. Ich wzajemna sympatia była dla niego niczym kamień z serca.
- A wracając do porannej rozmowy, to jeśli chcesz mogę porozmawiać z kolegami o operacjach okulistycznych. Na pewno ich słowo będzie taką jakby gwarancją.
- Doceniam to, kochanie, ale nie. Dzięki.
- Dlaczego nie chcesz spróbować?
- Przeszkadza ci moja ślepota? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Sasori zatrzymał się na czerwonym świetle.
- Nie.
- No to po co to zmieniać?
- Twoja rodzina tego chce.
- O, a propos. Polecali mi z tobą zerwać. – Zmieniła temat, a Sasori musiał przyznać, że potrafiła to robić. Ciężko zrezygnować z takiego tematu.
- Dlaczego?
- Masz dziecko, a twoja była jednak sobie żyje i macie ciągły kontakt. Zakładają, że wrócicie do siebie albo jestem w waszych relacjach przeszkodą przed zejściem się. – Westchnęła. – Czyli niszczę szanse Naokiego na wspólną opiekę rodziców.
- Rozumiem… - rzekł po chwili. – Więc dlatego tamto pytanie.
- Dość łatwo wpłynąć na mój sposób myślenia jak ma się logiczne argumenty.
- Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
- Wiesz, chyba do końca nie będę mieć stuprocentowej pewności…
          Sasori z jednej strony doceniał jej szczerość i to, że nie kazała się nigdy niczego domyślać, a z drugiej niektórych rzeczy chyba nie chciał usłyszeć. Tym bardziej, że poprzedni związek zakończył się jak zakończył.
          Po kilkunastu minutach dotarli pod studio, w którym pracowała Shizu. Odprowadził ją do środka, gdzie miał ją przejąć jakiś pracownik.
- Jakby co to moja poranna propozycja jest nadal aktualna. – mruknęła sugestywnie.
- Poddasz się operacji?
- A ty znowu o tym… - Burknęła.
- Sam jestem lekarzem, to normalne, że nie podoba mi się twoja nieufność co do medycyny. Ona cały czas się rozwija, warto próbować.
- Skończ kochanie, bo wkurwiasz.
- Ja się tak łatwo nie poddaje. – Uśmiechnął się delikatnie.
- Powiedz mi to w gabinecie. – Zachęciła kokieteryjnie.
- Ty chyba dnia bez seksu nie wytrzymasz…
- Wytrzymam, ale po co? Natura obdarzyła cię hojnym sprzętem i talentem o zaspokajania moich seksownych potrzeb.
- Seksualnych. – Poprawił Sasori.
- Jeden chuj. – Wyszczerzyła się. – Daj buzi. – Nadstawiła do niego twarz, przymykając oczy. Przybliżył się nieznacznie.
- Sasori, co ty tutaj robisz? – Zapytał trzeci głos w towarzystwie. Miyuki. Mężczyzna tak bardzo liczył na to, że się nie spotkają. Niczego nieświadoma Shizu uśmiechnęła się do siebie.
- Jest ze mną.
- Och… Rozumiem… - Zaczęła lekko speszona spotkaniem, ale nie chciała sobie pójść. – Ja… Ja tutaj od niedawna pracuje.
- Wiem. – Odparł Sasori. – Słyszałem twoją audycję.
- Naprawdę?
- Znacie się? - Wtrąciła Shizu.
- Pani Shizu, zaprowadzę panią do gabinetu. – oświadczył jeden z pracowników. – Księgowy tam na panią już czeka.
- O kurwa, zapomniałam o nim…
- Powodzenia, śliczna. – powiedział z uśmiechem. Ujął dłońmi boki głowy Shizu i wpił się delikatnie w jej ponętne wargi.
          Pocałunek nie należał do tych krótkich. Był namiętny i biło od niego uczuciem gorąca, które łączyło parę. Sasori musiał przed sobą przyznać, że nie zrobił tego jedynie z miłości, cząstka niego cieszyła się, że patrzy na nich Miyuki. Zemsta dała mu odrobinę satysfakcji. Pracownik Shizu chrząknął znacząco, dlatego zakończyli obściskiwanie.
- To mój facet, wybacz mu. Kocha mnie. – Tłumaczyła Shizu pracownikowi, gdy się oddalali. Sasori uśmiechnął się, a potem spojrzał na otępiałą Miyuki.
- Cześć. – Pożegnał się i wyszedł.

          Lekcja matematyki zawsze zakrzywiała czasoprzestrzeń. Konohamaru zdążył się już porządnie wyspać na ławce, a w rezultacie minęły trzy minuty. Nie mając nic lepszego do roboty, kimał dalej. Daisuke był pod tablicą i kreślił na niej jakieś skomplikowane wzory do wytoczonego mu przez profesora zadania. Spojrzał z dumą na efekt końcowy i przeniósł wzrok na nauczyciela.
- Rozpisałeś się... A mogłeś się zmieścić w dwóch linijkach z tym działaniem. - powiedział Nagato uświadamiając tym całą klasę. Uczniowie jęknęli zdegustowani.
- Mogłem, ale to! - Wskazał na tablicę. - Robi większe wrażenie!
- Twoi koledzy nie są chyba zachwyceni.
- Nadgarstek mnie boli...
- Przez Daisuke piszemy więcej na matmie niż na przedmiocie humanistycznym...
- Nienawidzę cię... - jęczała i marudziła klasa. Daisuke westchnął.
- Przeznaczeniem geniusza jest samotność. - Podsumował, a wtem zadzwonił dzwonek.
- Hanabi, Daisuke, zostańcie jeszcze.
- A obiad?! - Zawołał z zgrozą chłopak.
- Najesz się matematyką. - Uśmiechnęła się Hanabi.
- Mam konkurs dla was. - Zaczął Nagato. - Do wygrania stypendium na bardzo dobrą uczelnie...
- Skąd pan wie jaka jest ta uczelnia?
- Uczęszczałem tam.
- O MÓJ BOŻE! - Zapiszczał Daisuke. - Przekonał mnie pan!
- Chcesz studiować matematykę? - Dopytała Hanabi z uniesioną brwią.
- Właściwie… - Wtrącił Nagato. – To nie jedyny kierunek, który się na tej uczelni studiuje. Hm… Przypomnij mi Hanabi byśmy na następnej lekcji wychowawczej porozmawiali o studiach.
- Jasne.
- Ja będę śmieciarzem. – powiedział dumnie Daisuke. – Podobno zarabia się więcej niż nauczyciel. Bez urazy profesorze. – Nagato odpowiedział na to wznosząc oczy do sufitu.
          Nie przedłużając dał obojgu ulotki z konkursem, które i tak po więcej informacji odsyłało do pewnej strony internetowej. Daisuke był tym faktem oburzony… żeby tak marnować papier. Hanabi westchnęła ciężko powstrzymując się z całych sił od zabicia kolegi. W końcu, kiedy Nagato mógł zacząć mówić, wytłumaczył im wszystkie istotne rzeczy. Hanabi od razu zgłosiła chęć do udziału, natomiast Daisuke musiał sobie to przemyśleć. Hanabi zagadnęła go, gdy opuścili salę lekcyjną.
- Co jest, Dai? To niepokojące, kiedy nie ekscytujesz się konkursem.
- E tam. Po prostu trzymam profesora na dystans,
- Czemu?
- Czy do każdego zachowania trzeba mieć jakiś powód?
- No przydałby się…
- Ok… Jak jakiś wymyślę to ci powiem. – Wyszczerzył się. – W ogóle, ciężko nam ostatnio gadać w grupie. Zauważyłaś?
- No, Matsuri ma z Yagurą swój własny świat. Nawet w wakacje nie udało mi się z nią spotkać, a chciałam jej powiedzieć o mnie i Konohamaru…
- Hę? A co z wami? Znowu zerwaliście?
- Nie, że zeszliśmy się… Ona o tym nawet nie wie… Teraz, skoro go nie ma to zamiast żyć w świecie rzeczywistym ciągle trzyma nos w telefonie.
- To napisz jej o tym w smsie. – Zaproponował wzruszając ramionami.
- To jest g… genialne… - Przyznała po chwili.
- Wiem. W końcu mój pomysł.
          W następnej chwili dostał buziaka od Hanabi, która po wszystkim odbiegła w swoją stronę. No ładnie, powie o tym Konohamaru. Hanabi natomiast podeszła do zapatrzonej w telefon Matsuri. Stanęła dokładnie za jej plecami i wyjęła komórkę. Napisała do niej i czekała na reakcje.
- Co?! – Pisnęła Matsuri od razu szukając wzrokiem przyjaciółki. W końcu się odwróciła. – Hanabi! O mój boże! Od kiedy?
- Od miesiąca próbuje ci o tym powiedzieć, głupia! – Burknęła.
- Wybacz. Yagura mnie zajmuje…
- Taa, zauważyłam.
- Dobra. – Matsuri schowała telefon do kieszeni. – Opowiadaj!
          Hanabi nie była dłużej obrażona. Chciała opowiedzieć przyjaciółce coś o swoim związku zamiast słuchać ciągle o Yagurze. Ta śpiewka zaczynała grać jej na nerwach. Opowiadała o ich pierwszej od miesięcy rozmowie telefonicznej, w dodatku wykonanej omyłkowo. Ona i Konohamaru przegadali razem cztery długie godziny, a ostatnie kilka minut wspominali czasy, w których byli razem.
- Konohamaru wtedy wyznał, że za mną tęsknił.
- O matko, to słodko. I co ty na to?
- Powiedziałam, że też za nim tęskniłam.
- A co z Kibą?
- Okazało się, że mam alergie na sierść, a on ma psa...
- Wolał psa?
- Też bym wolała! - Zawołała obronnie.
- Hanabi! - Zawołał Konohamaru. - To prawda, że pocałowałaś Daisuke?
- Cooo? Znaczy cmoknęłam w policzek.
- Och...
- A o co chodzi? - Dopytała Matsuri.
- No bo zaczepił mnie i powiedział, że Hanabi go pocałowała.
- Dodał, że w policzek? - Zapytała Hanabi, a Konohamaru przekręcił głową. - A to drań! Wiesz gdzie on jest?
- U higienistki...
- Co?! - Zawołały równocześnie dziewczyny.
- Bo ja mu chyba złamałem nos...
          Po tym wyznaniu zadzwonił dzwonek na lekcję. Grupa popatrzyła na siebie i zgodnie ustaliła między sobą, że do niego pójdą.

          Do pubu po chwili zawitał również Itachi wraz z małżonką Kaną. Od lat nie przydarzyła im się okazja bytu sam na sam, a konkretniej wspólnego wyjścia, choćby do najzwyczajniejszego pubu. Itachi odsunął żonie krzesło, na którym zasiadła i usiadł na przeciwko niej. Kana uśmiechnęła się do niego i rozejrzała po pomieszczeniu. Po chwili dostrzegła znajomą sylwetkę siedzącą przy barze. Szturchnęła męża, odwracając tym jego uwagę od menu, które właśnie czytał. 
- Hej, spójrz kto tu jest! - Wskazała ruchem głowy, a Itachi się obejrzał i naturalnie skrzywił. - To Dei. 
- Taa. Rzeczywiście. Już mi się ten pub nie podoba. 
- Sam wybrałeś to miejsce. 
- Nie sądziłem, że w ciągu tygodnia zejdzie na psy, wpuszczając tak prostacką klientelę. 
- Przesadzasz. 
- Jestem prawnikiem, a nie ogrodnikiem. - Przypomniał. Przesadzać można grządki w ogrodzie, on stwierdza fakty. 
- Mówisz to przynajmniej dwa razy dziennie, może w końcu zapamiętam. - Z sarkazmem wyciągnęła kciuk w górę. - Znasz tego chłopaka, z którym siedzi? 
- Nie. - Zerka za siebie od niechcenia, by Kana przestała piorunować go wzrokiem. - Nie kojarzę. 
- Dziwne trochę, że nie jest z Sasorim. 
- Sasori ma dziecko i kupę ważniejszych spraw, niż jakiś tam Deidara. 
- Czy ja wiem...? - Ciekawość na temat tożsamości czarnowłosego przystojniaka zżerała Kanę od środka. Postanowiła posunąć się do pewnej intrygi. - A może to jego chłopak? 
- Co...? 
- No patrz jacy są szczęśliwi w swoim towarzystwie! 
- Nie sądzę... Deidara jest zbyt... Po prostu nie pasuje do niego homoseksualizm. 
- Przecież nie raz go z kolegami nazywacie gejem. 
- W naszym towarzystwie tak jest. Nie zrozumiesz. 
- Nie jesteś ciekawy jego towarzysza...? 
- Nie bardzo. 
- A ja tak. Idź się przywitać. 
- Po cholerę? 
- Bo chcę wiedzieć kto to jest. 
- To sama idź się przywitać. 
- Deidara nie jest moim znajomym. Za wiele mi nie powie. 
- Tak, jestem idealną osobą, której się wszystkiemu wygada. - Prychnął wobec tej logiki. 
- Po prostu idź. Proszę. 
- A nie lepiej...? 
- Nie. 
          Itachi burknął pod nosem przekleństwa i zaczął się kierować w stronę blondyna. Przebywanie w jego towarzystwie nie jest niczym przyjemnym, więc nie zamierzał jakoś specjalnie się starać, by uzyskać jakieś informacje. 
- Cześć Deidara. - Zaczął grzecznym i uprzejmym tonem, a samo spojrzenie Deia takowe nie było. 
- Och, Uchiha! - Przez dwie sekundy udało mu się utrzymać szeroki uśmiech. - Spierdalaj. 
- Masz nowego kolegę? - zignorował jego "prośbę".  
- Głuchy jesteś? Spieprzaj! Co za ludzie... - Burknął zwracając się do Iseo. - Na czym skończyliśmy...? 
- Jestem Itachi. - Wtrącił, wyciągając rękę ku towarzyszowi Deidary. 
- Um, Iseo. - Chciał mu podać dłoń, lecz została ona zablokowana. 
- Nie dotykaj, bo się zarazisz snobizmem, byciem zjebem, zmarszczkami i małym chujem. 
- Małym chujem? - Iseo nie wiedział jak się zachować. Chciało mu się śmiać, ale jeżeli to prawda, to trochę nie wypada. 
- Deidara lubi mierzyć innych swoją miarą. 
- Kurwa mać, czego chcesz, debilu? 
- Po pierwsze, żebyś mnie nie obrażał. 
- Ja pierdole. Ja cię nie obrażam tępaku! Tylko opisuję. - Iseo uśmiechnął się słysząc te słowną przepychankę. 
- Dobra, nieważne. - Itachi westchnął. - Zdziwiło mnie, że pijesz piwo z kimś, kto nie jest Sasorim lub Hidanem. 
- Co cię to, kurwa, obchodzi? Znalazła się zjebana przyzwoitka... 
- Skąd się znacie? - Tym razem Itachi zwrócił się bardziej do Iseo. 
- Hm... To... No więc, jestem dosyć blisko z jego współlokatorką i... 
- Z Tsuki? - Przerwał zdziwiony tym faktem. 
- No tak. 
- Szok. 
- Hehe... Dlaczego? Wiele nas łączy... 
- Nie. Po prostu, znając jej eks chłopaka, nie sądziłem, że zada się z kimś... Normalnym. Na pierwszy rzut oka. 
- Powinienem podziękować? - Zapytał z uśmiechem. - Ale jej były jest zajebisty.  
- To znaczy, że wiesz o... 
- Tak, Uchiha. Wie. - Warknął Deidara. - Skończyłeś to przesłuchanie? 
- Taa. Wybacz Iseo, jeżeli w ten sposób odebrałeś tą pogawędkę. Jestem prawnikiem, przesłuchania to mój nawyk. 
- Jasne, spoko. Rozumiem... 
- Dla twojej informacji, Uchiha, Iseo też studiował prawo i nie pierdoli o tym tyle co ty. 
- Studiowałeś prawo? 
- Tak... 
- Mało tego! - Deidara znowu się wtrącił. - Skończył studia w dwa lata! 
- To prawda...? 
- Hm... Właściwie to tak. 
- To dopiero osiągnięcie, co? - Chwalił go Dei. 
- Jak ci się to udało? 
- No wiesz... - Zaczął Iseo. - Wyjebali mnie. 
          Itachi zrobił głupią minę, za to Deidara wprost zrywał boki ze śmiechu. Iseo uśmiechnął się wpół przepraszająco i na drugie wpół zarażając się nad wyraz dobrym humorem swojego kompana. Itachi mógł się domyślić, że towarzystwo Deia też będzie idiotą. 
- Moja żona chciała wiedzieć kim jesteś, ale widzę, że nic nie traci na tej nieznajomości. - Iseo zdziwił się wobec tego stwierdzenia. 
- Chyba się nie obraziłeś...? Jaja sobie robiłem. Znaczy... Naprawdę mnie wyjebali, ale weź, nie nabijam się z ciebie. 
- Oczywiście. 
- No tak. Ja cię nawet nie znam... Dei powiedz coś. - Szukał w koledze pomocy. Nie chciał sobie stwarzać coraz to nowszych wrogów. 
- Kogo on obchodzi. Urodził się z kijem w dupie. Czego się przejmujesz? - Deidara wzruszył ramionami. - Twoja żona tu jest? Gdzie? 
- Tam siedzi... - Itachi wskazał na nią ruchem głowy. - Ta co pisze na telefonie. - Wytłumaczył dla Iseo. 
- Twoją żoną jest Kana Mazushi? - Dopytał Iseo.  
- Kto...? 
- Teraz nazywa się Kana Uchiha. Mazushi, to panieńskie, ale używa panieńskiego nazwiska, grając jakieś role w teatrze. 
- Rozumiem. Super mieć taką żonę. 
- Wiadomo. - odparł dumnie. - Poszczęściło mi się. - Deidara uniósł jedną brew. 
- Serio? A tyle na nią narzekasz. 
- Miłość jest bezwarunkowa, Deidara. Możesz tego nie wiedzieć, bo nie posiadasz głębszych uczuć. 
- Jak możesz? A ja mam dla ciebie prezent... - powiedział Deidara z wyrzutem. Włożył dłoń do bluzy i wyciągnął z niej swój środkowy palec. Itachi wywrócił oczami. 
- A tak z ciekawości,  to nie jesteś zazdrosny? – Dopytał Iseo.
- Nie, ufam jej. Mamy dwie córki, Kana nie zdradziłaby mnie z jakimś fanem. 
- Nie no, pewnie, że nie. O to się nie martw, nawet nie rozdaje nam, fanom autografów. - Zaśmiał się lekko Iseo. - Chodzi mi o jej niektóre role. - Itachi spojrzał zaskoczony. 
- A powinienem być? 
          Poprzez taką odpowiedź Iseo się speszył. Może trochę za dużo powiedział. Mąż jednej z jego ulubionych aktorek wydawał się nie mieć o niczym pojęcia. Deidara przysłuchiwał się zaciekawiony temu, co Iseo miał do powiedzenia. 
- Nie...! Może tylko ja bym miał coś przeciwko. W końcu jestem dziwny! - Zaśmiał się z siebie. 
- Teraz to i mnie zaciekawiłeś. - Wtrącił Deidara. - Co takiego żonka Itachiego ma za uszami? 
- Nic! Nie o to mi chodziło! 
- To o co? - Dopytał Itachi. 
- Nic MEGA ważnego. Spokojnie... 
- To dlaczego nie chcesz powiedzieć? 
- No... Bo nie wiem czy wiesz... Oglądałeś jakieś jej przedstawienia? 
- Rzadko. Byłem może na jednym. Nie mam zbyt wiele czasu na to. Mów. 
- No... - Spojrzał na Deidare szukając ratunku, ale ten nie zamierzał nic zrobić. Podrapał się w nos. - Dobra... - Westchnął ciężko. - Chodzi mi o to, że jej postać... Czasami całuje się z innymi. 
- Ach to. Wiem. - Itachi wzruszył ramionami. - Nie przelewa na to swoich uczuć, więc nie ma to dla mnie znaczenia. To tylko gra. 
- Żona liże się z innymi kolesiami, w dodatku przystojnymi w odróżnieniu od ciebie, a ty nie masz nic przeciwko... Powinieneś nazywać frajer. - Rzucił Deidara. 
- Ja i Kana jesteśmy wystarczająco dojrzali, by się gniewać o takie błahostki. 
- Poważnie? To całuj się z pierwszą lepszą na dyskotece i przekonaj się, w które miejsce jebnie ci Kana. 
- Pogadamy, jak będziesz miał żonę. 
- Jak dobrze, że nie zamierzam popełnić tego błędu. 
- Chcesz się przywitać z Kaną? - Zwrócił się do Iseo. 
- O rany! Mogę? - Itachi przytaknął z uśmiechem. Mężczyzna natychmiast wstał z krzesła i zaczął poprawiać ubiór. - Jak wyglądam? 
- Przypominam, że ma męża. 
- No tak, racja. - Podrapał się z uśmiechem po głowie. - Zaraz wracam. 
          Deidara machnął ręką do oddalających się mężczyzn. W tym czasie miał chwilę dla siebie i swojego telefonu. Zaczął czytać maila od swojego klienta, który zlecał mu pewną sprawę. Po chwili też odezwała się w smsie Tayuya. Chciała się z nim zobaczyć. Szkoda, że miał to w dupie. 
- Mam autograf Kany Mazushi. - Pochwalił się Iseo, kładąc z na blacie kartę i uśmiechając się od ucha do ucha. 
- Nie posikaj się z tego podniecenia. 
- Spoko. - mruknął odpijając łyk piwa. 
- Nie chodziło ci o te pocałunki, co nie? 
- Chodziło. - Deidara spojrzał na niego z przenikliwym uśmiechem. - Chodziło! Bo wiesz, to AŻ żona. 
- Wiem, że kłamiesz. 
- Nie kłamię. 
- Tsuki kiedyś mi wspomniała, że drapiesz się po nosie lub innych okolicach twarzy, kiedy masz do powiedzenia jakieś poważne kłamstwo. 
- Co? - Prychnął Iseo. - To nieprawda! - Burknął marszcząc nos. - No dobra... - Przyznał bez skrępowania mogąc podrapać się w nos. - Chociaż nie kłamałem, nie powiedziałem całej prawdy. 
- Jakiej? 
- Obiecujesz dyskrecję? Nie chcę im szkodzić. Widać było, że się kochają. 
- Nie sądziłem, że cię to obchodzi. - stwierdził Deidara. Iseo spojrzał na niego zdezorientowany. - Podobno nie raz byłeś dla swoich dziewczyn kochankiem. 
- Tsu ci za dużo mówi... - Uśmiechnął się niemrawo. 
- Gdy to mówiłeś, słyszałem wszystko w swoim pokoju. 
- Hm... Chyba za głośno gadam w takim razie. - Zagryzł sobie wargi. 
- Trochę tak. To co z tą tajemnicą?  
- No... Dalej się waham... Oglądałeś kiedyś spektakl "Grzeszne pożądanie"? 
- Chujowy tytuł. Brzmi jak jakaś telenowela. 
- Wyjdę na przygłupa, ale mnie tam zachęcił. Byłem wtedy trochę samotny, a to był spektakl dla dorosłych. - Wraz z Deidarą uśmiechnął się sprośnie. 
- Ładnie, ładnie. Ale... Zaraz, Kana tam grała? 
- I to główną rolę. 
- Jeeeezu. Ale, to pewnie były tylko pocałunki. 
- Nie, były bardziej intymne chwile. 
- Jak bardzo? 
- No... Odrobinę pamiętam jak wygląda jej ciało w negliżu. 
          Deidara zagwizdał i przybił z Iseo żółwika. Pofarciło się mu - zobaczyć nago i na żywo swoją ulubioną celebrytkę. No ciekawe czy teraz Itachi też by był taki wyrozumiały i mówił, że nic się nie stało. W końcu Kana wciąż nie miesza swoich uczuć z wykonywaniem obowiązków. Na pewno! 

          Tydzień mijał dosyć szybko, co dla każdego człowieka mającego wolny weekend było dobre. Tegoż dnia Sasori zdołał się wyrwać dosyć wcześnie z pracy, lecz od razu wiedział dokąd będzie zmierzał. Do dziewczyny oczywiście. Dzisiaj miała nie iść do pracy i przesiedzieć po południe w mieszkaniu razem z bratem. Shizu miała własne mieszkanie od kilku lat, jednak gdy straciła wzrok zaczęła je dzielić z bratem, którego i tak większość czasu nie było. Wynajmowała apartament w dość luksusowym hotelu. Cóż… wobec jej pokaźnych zarobków mogła sobie na to śmiało pozwolić.
          Zapukał do drwi, gdy już dotarł na miejsce i pozachwycał się wystrojem holu. Otworzył Akira, który się uprzejmie przywitał i zaprosił do środka
- Nie musisz zdejmować butów.
- To nie prob… - Po zdjęciu buta zauważył niewielką dziurę w skarpetce. Mało tego, Akira też to zauważył. Sasori spłonął czerwienią. – No, ale… jeszcze rano jej nie było…
- Nie obawiaj się, młoda i tak tego nie zobaczy.
- Czuję się teraz jeszcze bardziej biedny niż jestem…
- Nie dziwię się. – Zaśmiał się lekko. Sasori z powrotem nałożył na siebie obuwie. Shizu, twój chłopak przyszedł. - Zapowiedział Akira wprowadzając gościa do salonu.
Dziewczyna siedziała po turecku na kanapie i słuchała czegoś na odtwarzaczu z dopiętymi słuchawkami. Z uśmiechem je zdjęła na komunikat brata. Uniosła lekko ręce przed siebie.
- Nareszcie! Chodź tu i mnie mocno przytul!
- Z przyjemnością. - mruknął Sasori posłusznie ściskając ukochaną. - Ładnie pachniesz.
- Ty też. Bardzo męsko.
- Pójdę do siebie. - Powiadomił Akira.
- Ale... To Naosia nie ma?
- Jest jeszcze w szkole. - odrzekł Sasori. - Ja dzisiaj zdołałem się urwać wcześniej z pracy.
- Ho, ho, ho! Czyżby chodziły panu po głowie jakieś niestosowne rzeczy...?
Akira zatrzasnął dość głośno za sobą drzwi własnego pokoju. Sasori po raz pierwszy był w mieszkaniu Shizu, było elegantsze i o wiele bardziej uporządkowane niż jego własne. Położył dłoń na kolanie Shizu przesuwając ją lekko w górę.
- Być może.. Czy to problem?
- Nie. - Zaprzeczyła ruchem głowy. - Wpierw jednak musimy pogadać.
- O co chodzi?
- Nie powiedziałeś mi, że ta Miyuki to twoja eks. - Sasori zacisnął usta. - Dlatego nie chciałeś wejść do studia? Nie chciałeś jej zobaczyć?
- Nie. To nie tak.
- A jak? - Sasori zaczął miotać się z odpowiedzią. - Ostrzegam, że nie lubię kłamstwa.
- Dobrze... Było jak mówisz...
- To znaczy, że pocałowałaś mnie wtedy by zrobić jej na jej własnych oczach na złość?
- Nie. - Shizu zrobiła powstająca minę. - Nie do końca...
- Więc jednak! - Zawołała obrażonym tonem. Sasori po chwili ciszy podjął temat.
- Jesteś zła?
- Ta. Miyuki byłaby bardziej zazdrosna, gdybym cię bardziej podotykała w różnych miejscach.
- Mówisz poważnie...?
- No. Kilka lat temu nieraz udawałam dla kumpli dziewczynę. Mam doświadczenie.
- Jej... Wpisuj je sobie do CV... A tak poważnie? Jesteś zła?
- Nie. Lubię takie wredne uczynki. - mruknęła całując go na ślepo w policzek, a potem kierując się na usta. - Poza tym, gdybym była od niej brzydsza to byś mnie tak chętnie nie całował.
- Może cię całowałem, bo jej szefujesz? - po chwili namysłu dodał. - I jesteś piękniejsza.
- Kurna. Szkoda, że nie mogłam zobaczyć jej miny. - Objęła go z uśmiechem i naparła na niego., kładąc na kanapie.
- Nie należała do zadowolonych..
- Mimo to zadedykowała ci fajny utwór w radiu. Ponoć słuchała tej piosenki, gdy spotkaliście się w parku. - Przekazywała informacje pieszcząc go pocałunkami w szyję.
- Zwolniłaś ją?
- Awansowałam.
- Co? Co zrobiłaś?! - Zawołał zaskoczony.
- No... Na początku chciałam zwolnić, ale doradcy kręcili nosem, bo słuchacze lubią jej głos. Potem stwierdziłam, że w sumie będę miała na kim się wyżywać w pracy. No i to nagroda za to, że cię rzuciła i teraz jesteś mój.
- To ja ją rzuciłem...
- Chwalisz się?
- Jasne. Chcę nagrodę. – mruknął wpijając się w usta Shizu. W czasie pieszczoty, dłonie Saso powędrowały na pośladki dziewczyny i ścisnęły je zachłannie. Wydała z siebie pełne zadowolenia mruknięcie. Wtedy zaczął dzwonić telefon mężczyzny. – Kurwa…
- Nie przeklinaj. – Skarciła Shizu. – Bo cię bozia opierdoli.
- Odezwała się. – Zaśmiał się Sasori.
- Milcz i odbierz. – Poleciła, nie przeszkadzając sobie w pieszczeniu ciała mężczyzny. Sasori spojrzał tylko na wyświetlacz. Dzwonił jego najlepszy przyjaciel.
- To tylko Deidara… Oddzwonię do niego później.
          Odłożył telefon na bok przewracając Shizu tak, aby znajdowała się pod nim. Dziewczyna z zadowoleniem częstowała się sypanymi na nią pocałunkami. Póki nie zrobiło się namiętniej nie wychodzili z salonu, no ale w końcu musiało się to stać.

          Małżeństwo przybyło w odwiedziny do Hidana. Akurat mieli pozbawiony roboty weekend, więc dlaczego nie? Choć Yahiko chciał zostać na noc u kumpla i w odwecie również wyżreć mu lodówkę i zostawić syf to zaś Konan kategorycznie tego zabroniła. Nie będą się zniżać do poziomu Hidana, zresztą bałaby się spać w tym domu. Udało im się już poznać młodziutką Amarę, Yahiko nie potrafił się nie zapatrzeć na jej tyłeczek, gdy przechodziła przez salon. W odróżnieniu od Konan, Hidanowi to w ogóle nie przeszkadzało – zwyczajny męski odruch.
          Parę godzin od nastania wizyty, do Yagury przyszła ciężarna koleżanka. Wyszli razem do kuchni będąc mierzonymi złowieszczym wzrokiem Hidana.
- Kto to był? – Zapytała Konan.
- Dupodajka. – odburknął mężczyzna.. – Tak, mój brachol się z takimi zadaje…
- Przyganiał kocioł garnkowi. Sam nie miałeś innych w łóżku…
- Kochanie, ja byłem ich zaszczytem na jedną noc. On już od tygodnia z nią chichota i nie wiadomo co jeszcze… Przez nią zerwał z siorą Saso. Wszystko zjebał…
- Co wszystko…? – Dopytał Yahiko.
- No wszystko. Nao mógł być ze mną spokrewniony…
- Sasori wie, że się rozstali?
- Nie. Inaczej by pewnie wbił z szampanem… - Konan uścisnęła się szeroko na samo wyobrażenie. – Nienawidzę go. Chętnie bym gnoja zabił, ale odsiadka mi nie leży w planach. W dodatku mój stary każe i się nim zajmować bo chory.
- Nie wygląda. – Zauważył Yahiko.
- Ma zapalenie płuc. Teraz wystarczy mu nosić szalik.
- Opiekuńczy z ciebie braciszek.
- Spierdalaj.
- Sam spierdalaj.
- Nie ty spierdalaj.
- Ty s… - W tym momencie rozbrzmiał dzwonek płaczącego dziecka. Yahiko z burakiem na twarzy wyjął z kieszeni telefon i wyłączył dźwięk. Hidan spojrzał na speszone miny małżeństwa.
- Lol. Co to było?
- Nic takiego…
- Taka tam apka…
- Z drący ryja dzieckiem?- Dopytał Hidan. – To jakiś symulator? Pojebało was z tym…
- To nie symulator. –Wytłumaczył Yahiko. – To apka, dzwoniąca w pory, które są najkorzystniejsze na zajście w ciąże…
- To chyba Konan powinna mieć ją zainstalowaną. – Stwierdził Hidan.
- Nie chcę, by zadzwoniła mi w pracy. – Obruszyła się Konan. – Wezmą mnie za desperatkę… - Hidan spojrzał z politowaniem na przyjaciela.
- No co? – Burknął.
- Pantofel.
- Spierdalaj.
- Sam spierdalaj.
- Nie ty spierdalaj.
- Ty spierdalaj razy dwa.
- A ty…
- Zwariuję zaraz! – warknęła Konan. Niechcący wystraszyła swoi krzykiem przechodzącą za ich plecami Amarę, której pospadały z rąk książki. – Sorry…
          Amara skomentowała to jedynie westchnięciem i zaczęła podnosić przedmioty z ziemi, nachylając się do nich i kusząco eksponując swój tyłeczek. Hidan i Yahiko byli w tej chwili jak w transie. Zimne spojrzenie Konan nie działało na jej męża. Z oburzeniem opuściła ich idąc do kuchni. Uśmiechnęła się przyjaźnie do gromadzonych ta osobników.
- Cześć. Przyszłam tylko po wodę.
-Jasne. – mruknął Yagura, wstając z krzesła.
- Spokojnie. Obsłużę się. – Dodała podchodząc do kranu.
- W lodówce jest butelkowa. – Powiadomił Yagura i wyjął ją. Podszedł do Konan i podał wodę w plastiku. Następnie zadzwoniła jego komórka.
          Dzwoniącą była Matsuri, więc natychmiast odebrał. Konan zamierzała wrócić do salonu, ale jej krok robił się coraz to wolniejszy. To nie była jej sprawa, ale lubiła znać wszelakie intrygi nawet te, które jej nie dotyczyły. Kiedy Yagura skończył rozmowę, Konan obróciła się na pięcie i podeszła do stołu.
- Całkiem miła i sympatyczna rozmowa, jak na BYŁĄ parę. – zaczęła cwaniacko. Yagura się zaczerwienił. – Nie zerwaliście z Matsuri, prawda? Nie powiem nic Hidanowi. – Zapewniła.
- Kiedy ja nie wiem o co ci chodzi… - Bąknął odwracając wzrok.
- Chyba bardziej mnie nie mogłeś upewnić. Po co go wkręcacie? – Yagura westchnął ciężko.
- Ciekawiło nas co zrobi, skoro ma takiego hopla na punkcie bratanka, Mats… Nic wielkiego się za tym nie kryję… No może jeszcze by dał nam trochę spokoju…
- Spokoju?
- Tak… Bardziej dbał o nasz związek niż my sami…
- To źle?
- Koszmarnie- Bąknął Yagura.
- Czyli to nie twojego dziecka się spodziewa twoja koleżanka? – Wskazała na siedzącą w kuchni dziewczynę.
- Nie, nie. – Zaprzeczyła natychmiast. – Kadi, przyjaciółka. Ojciec dzieciaka nieznany.
- Eh, jaki pech… Ja się z mężem staram o dziecko od dawna i nie wychodzi… - powiedziała smutno Konan. - Który miesiąc?
- Siódmy…
- Zazdroszczę.
- Nie ma czego. – bąknęła Kadi, a potem do głowy przyszedł jej pewien pomysł. – A może chcesz to dziecko?
- Co…?
- No, bo ja nie chcę, jak nie pójdzie do ciebie to do domu dziecka. – Yagura spojrzał na obie kobiety. Wolał się nie wtrącać, bo jeszcze sam zgłosi się do adopcji. –Gdyby nie Yagura to bym już dawno zrobiła aborcje.
- Kadi, to… Jesteś pewna…?
- W stu procentach. To chcesz?
- Ja… Muszę to najpierw uzgodnić z mężem, ale…
- Chcesz znać płeć?
- Nie wiem…
- To chłopak. Jego tatuś był przystojny, wysportowany… szatyn chyba.
- Kadi nie naciskaj. Musi to przemyśleć… - powiedział obronnie Yagura.
- Dobra. Daj mi kontakt do ciebie. – Poleciła Konan. – Jakoś przekonam męża.
          Kadi się wyszczerzyła i z radością podyktowała Konan numer. Następnie kobieta wróciła do salonu i usiadła na kanapie. Już się nie mogła doczekać, by przekazać wieści Yahiko. On niczego nie świadom rozmawiał z Hidanem i udzielał mu wskazówek w gotowaniu.

- Żartujesz…? To jest żart, prawda?
          Para zatrzymała się na nocleg w domu ojca Konan. Mężczyzna nie zmienił jednak swoich planów i wyszedł późnym wieczorem do zapewne burdelu. Konan w tym czasie z ekscytacją opowiadała Yahiko o propozycji, którą dostała. On jednak nie podzielał jej radości.
- Yahiko. Dziecko to nie jest dla mnie temat do żartów.
- Wiem, ale… rany boskie, czy ty siebie słyszysz?
- Doskonale, możemy mieć w końcu dziecko, skarbie. – mruknęła ujmując jego dłonie. – To uszczęśliwi nas, no i my uszczęśliwimy to maleństwo.
- Konan, ale to wciąż nie będzie nasze dziecko…
- Yahiko! – Zmarszczyła brwi. – Lekarz nam powiedział, że mamy małe szanse na posiadanie dziecka.
- Ale to wciąż jakieś!
- Nie mam zamiaru czekać iks lat, aż w końcu się uda. Będzie nasze, my je wychowamy.
- Ale… - Yahiko zaczął sobie masować skronie. W końcu westchnął i złapał Konan za ramiona. – Kocham cię, ale nie chcę tak… Chcę by nasze dziecko było naszym odzwierciedleniem, chcę marudzić na jego cechy, które odziedziczył po tobie.
- Możemy się starać o drugie.
- I co jak się uda? Cała nasza miłość przeleje się na nie, a pierwsze zostanie odtrącone. Skrzywdzisz je tak…
- Raczej ty. Matka kocha swoje dzieci tak samo.
- Ale nie będziesz jego prawdziwą matką, Konan zrozum to.
- To ty to zrozum! Prawdziwą matką nie jest ta co dała życie i porzuciła, a ta co dała miłość i wychowała. I adoptuję tego dzieciaczka bez względu na to czy mi pomożesz je wychowywać! Jednak jeśli nie zaakceptujesz to…
- To co?
- Weźmiemy rozwód. – stwierdziła Konan.
- Co?! Czyli, że nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia?
- Właśnie tak. Nie masz.
          W tejże chwili dała o sobie znać aplikacja w telefonie Yahiko, która wywęszyła dobrą porę na seks. Yahiko wyjął z kieszeni telefon i wyłączył dźwięk płaczącego dziecka. Para spojrzała na siebie.
- Zawieszamy broń i idziemy się kochać? – Zapytała Konan.

- Zapomnij! – Zawołał Yahiko i wyszedł do przedpokoju by po chwili trzasnąć dramatycznie za sobą drzwiami wejściowymi.

1 komentarz:

  1. Ostatnio miałam przerwę w czytaniu, wchodzę a tu tyle nowych rozdziałów! jestem w niebo wzięta!!
    Rozdział jak zwykle ZAJEBISTY!!!!!

    OdpowiedzUsuń