1 kwi 2016

ROZDZIAŁ 81.


         Późną nocą z niemałym strachem w sercu do domu nadjechał Yagura. Miał szczerą nadzieję, że Hidan sobie smacznie śpi w łóżku, a nie czeka na niego z drewnianym kijem bejsbolowym czy wałkiem do ciasta… nie, mógł być o to spokojny. Nie mają czegoś takiego jak wałek do ciasta. Dochodziła już godzina wpół do drugiej. Do północy siedział z Matsuri w szpitalu, a potem przez dwie godziny był z nią w domu. Nie zamierzał się wtrącać w związek Sasoriego, więc w tej kwestii jego rola ograniczała się do wysłuchiwania wyżaleń Matsuri. Wczoraj również pani Chiyo została odłączona od aparatury i zmarła. Dziewczyna bardzo to przeżyła i godziny też przeznaczył na jej pocieszanie. Ogółem mówiąc to była ciężka noc. Nie takiej się spodziewał po ich wspólnej, bardzo fajnej wycieczce.
         Po wejściu do domu, gdzie zebranie się na odwagę zajęło mu sporo czasu, odkrył, że panowała w nim absolutna cisza. Nic dziwnego, ale i niezwykle dobra wiadomość. Yagura bez żadnego szmeru i starając się nie oddychać skierował się do pokoju, po rozebraniu. W pokoju miał ciemno, a po włączeniu światła odkrył, że najwidoczniej wypaliła się żarówka. Westchnął ciężko kładąc przy swoim biurku torbę z rzeczami. Powinien się przebrać, ale był zbyt padnięty. Zresztą wizyta w łazience mogła doprowadzić do przebudzenia Hidana, nie warto ryzykować. Odsunął kołdrę i wskoczył do łóżka ściągając z siebie jedynie koszulkę.
- Spierdalaj Hidan, chcę spać… - Burknął senny, kobiecy głos. Yagura momentalnie zareagował, wstając z łóżka.
- Kurwa, co jest?! Kim jesteś?! – Dziewczyna przez te wrzaski również poderwała się do życia. Zapaliła lampkę stojącą na szafce nocnej.
- Kim ty jesteś?
- To ja cię o to pytam! – Czarnowłosa dziewczyna chwyciła za leżącą przy łóżku pałkę bejsbolową.
- Nie wrzeszcz na mnie, bo ci zapierdolę. – Warknęła uderzając pałką o dłoń. Wyglądała tak, jakby nie raz to robiła, więc Yagura przełknął ślinę. – Kim jesteś i co tu robisz?
- Mieszkam tu. Jestem Yagura, brat Hidana…
- Hm? – Uniosła brew. – Ten co mu zajebał auto?
- Nie no, jakie zajebał… Pożyczyłem… - Dziewczyna parsknęła delikatnie śmiechem i odrzuciła broń na łóżko.
- Wierzę, kiedyś pożyczyłam od Hidana portfel. – Mrugnęła oczkiem. – Nazywam się Amara.
- Amara… - Uścisnął jej dłoń starając sobie przypomnieć jej osobę. Bez skutku. – Co tutaj robisz?
- Mieszkam. Pracuję.
- Pracujesz? – Zdziwił się Yagura i taksował ją wzrokiem. Była bardzo ładna, krągłości w idealnych miejscach. Czarne włosy z ciemno zielonymi pasemkami, równie czarne oczy… podejrzewał, że była niewiele od niego starsza. – Aż się boję zapytać jakiego typu to praca… Ale jakiego?
- Jestem taką jakby gosposią. Sprzątam, gotuję i takie tam.
- Sprzątasz…? – Rozejrzał się po swoim zasyfionym pokoju. Na podłodze nawet walał się stanik.
- No… w teorii. – Mruknęła, z powrotem wskakując pod kołdrę.
- No chyba nie… - Skomentował Yagura. – To moje łóżko, więc…
- Byłam tu pierwsza.
- Nie obchodzi mnie to. To moje łóżko i mój pokój! – Mało brakowało, a tupnąłby z oburzenia nogą. – No proszę cię, chcę spać…
- Ok. – Skinęła głową odsuwając kołdrę. – Wskakuj, zmieścimy się.
- Słucham?! – Zdziwił się i wbrew sobie zarumienił. To zachowanie… sytuacja… wszystko było jakimś wkrętem chyba. – Nie ma mowy!
- Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami i swobodnie zgasiła lampkę, kładąc się spać.
         Yagura nie wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jeśli to jest żart, to on nie jest śmieszny. Stał jak kołek w miejscu, zastanawiając się co ma zrobić. Wypędzenie Amary nie przyniosłoby skutków, dołączenie do niej też odpada. Mógłby się przespać na kanapie w salonie, ale miał obawy co zrobi Hidan, gdy go zobaczy. Pozostała podłoga. Z krzywą miną usiadł pod ścianą i tam powoli zaczął zasypiać.
         Gdy obudził się rano, był przykryty kołdrą. Amary nie było w pomieszczeniu. Mogła się chociaż pofatygować i sprzątnąć swoją bieliznę z jego podłogi. Rany boskie, co się temu Hidanowi tym razem popierdoliło? Wyciągnął z kieszeni telefon, była jedenasta. Z westchnięciem założył na siebie koszulę i wyszedł ze swojej jaskini. Hidana nie było na korytarzu, nie było go też w salonie! Ale w kuchni już był… Co dziwne, robił śniadanie! Amara za to siedziała na stołku i piła kawę, jak księżniczka. Teraz rozumiał, że w teorii była gosposią, za to w praktyce był nią Hidan. Dziewczyna spostrzegła go pierwsza, miał nadzieję, że daruje sobie ckliwe powitania lub coś.
- Ooo! Yagura! – Jednak zawołała, a Hidan drgnął momentalnie się odwracając. – Wyspałeś się? Nie było ci zimno? – Zapytała z uśmiechem, ale nie miała na myśli troskę.
- Co…? Kiedy wróciłeś? Skąd się znacie?! Zabiję cię smarkaczu!
- Wróciłem  w nocy… Poznałem Amarę. W ogóle dlaczego ona spała w moim łóżku?!
- Spałaś z nim?! – Zawołał zdenerwowany Hidan.
- Nie. – Wzruszyła ramionami. – Choć mu to proponowałam.
- Co?! Zajebię cię słyszysz?! – Warknął na Yagurę, ale Amara w porę złapała go za ramię.
- Później to zrobisz. Teraz pilnuj naleśników, nie chcę spalonych. – Bąknęła z bardzo uroczą miną. – Nie lubię takich. - Hidan zagryzł wargi.
- Dobra…
- Jej! – Wykrzyknęła klaszcząc z zadowoleniem w ręce. – Wspaniale. Masz wspaniałego brata Yagura! – Zwróciła się do oszołomionego chłopaka. – Może usiądziesz z nami? Zapoznamy się.
- Sam nie wiem… - Wahał się starając się wyczytać coś z miny brata. Na próżno, bo stał do niego tyłem.
- Hm… Hidan, powiedz coś bratu. Niech zje z nami śniadanie, dobrze? – Zacisnął nerwowo pięści. Nie chciał go tu, to ich śniadanie, a i cudem się powstrzymuje od zapierdolenia Yagurze trzymaną patelnią. – Proszę.
- Yagura, kurwa, zachowuj się i podejdź do stołu jak cię zapraszają!
         Wyburczał coś niewyraźnie i dosiadł się do stołu. Był w śmiertelnym szoku, nie podejrzewał, że znajdzie się jakaś panna, która zdoła go ujarzmić. Amara nie dość, że go ujarzmiła to jeszcze uczyniła swoim sługusem. Koniec świata nadchodzi, nie ma innego wyjaśnienia. Dziewczyna zagajała go pytaniami, aby nie zwracał uwagi na krzątającego się przy kuchni Hidana, ale niewiele to pomagało. Mężczyzna w końcu postawił przed Amarą talerz z naleśnikami, a drugą porcje postawił przed sobą. Yagura patrzył na zawartość talerza i pociekła mu z ust stróżka śliny, którą szybko przetarł. Amara widziała, że również ma ochotę, ale nie zamierzała zmuszać Hidana do usługiwaniu brata. Widelcem nabrała kawałek i włożyła do swoich ust.
- Mmm! Pyszne to! – Zachwyciła się.
- Wiadomo, w końcu ja robiłem. – Odparł dumnie Hidan.
- Tak. – Położyła swoją rękę na jego dłoni. – Rozpieszczasz mnie. – Po tym zdaniu wróciła dłonią do sztućców.
         Wiedziała, że taki mały gest go uszczęśliwi jak nie wiem. Nie była kretynką, wiedziała, że się w niej zakochał i troszeczkę ten fakt wykorzystywała. Nie myliła się. Hidan nie mógł przestać się uśmiechać. Dopiero spojrzenie na Yagurę, który przyglądał mu się, jak upośledzonemu, poskutkował.
- Na co się gapisz? – Warknął.
- Sam nie wiem…
- Hm, Yagura, a ty nic nie jesz? – Zapytała Amara. – Może nasypać ci płatków z mlekiem?
- Popr… - Do chłopaka dotarło mordercze spojrzenie Hidana. – Znaczy, nie kłopocz się. Sam sobie zrobię… - To wszystko robiło się coraz dziwniejsze. – Więc… Amara, ile ty właściwie masz lat?
- Dziewiętnaście.
- Poważnie? Jesteś w moim wieku…
         To sobie brat przygruchał małolatę. Poważnie sądził, że Amara spojrzy poważniejszym okiem na takiego starego zgreda? Nie do wiary… jednak największym szokiem dla Yagury był ich sposób poznania i dalszych losów. Hidan zatrudnił do pracy złodziejkę?! On chyba śnił…

         W szpitalu po południem z Naokim byli jego rodzice i Miyuki. Dziewczyna specjalnie przyjechała do chłopca, wykorzystując trzy godzinne okienko na wykładach. Noriko na jej pobyt zwykle wychodziła, jednak teraz przy Naokim był lekarz prowadzący, który wydał pacjentowi werdykt. Mógł już za parę dni wyjść ze szpitala. Przyjął tą wiadomość w neutralny sposób, za to rodzice się ucieszyli. Noriko miała wieczorem zacząć przenosić swoje rzeczy do Matsuri, ale koledzy Sasoriego chcieli z nim spędzić dzisiejszy wieczór na popijawie w barze. On sam też marzył o zatopieniu się w alkoholu by choć na moment nie myśleć o ostatnich otaczających go informacjach, dlatego był wdzięczny, że zechciała się na ten czas zająć Naokim.
- Także Naoki, postaraj się już tak poważnie nie chorować. Nie chcę cię widzieć w szpitalu.
- Ja też. – Burknął chłopiec. Nie przepadał za tym panem, niemal nieustannie wysyłał go na pobieranie krwi. Co chyba gorzej znosili jego rodzice, bo musieli użyć siły, aby pobrano chłopcu krew. – Czemu tata mnie nie badał?
- Naoki…
- Bo tata ma wolne.  – Odpowiedział zaśmiany. – To ja przyjdę jeszcze jutro.
- Po co?
- Pożegnać się! – Poczochrał chłopcu głowę. – Do widzenia. – Po jego wyjściu rodzice chłopca rozpoczęli na niego tyradę.
- Naoki, jak ty się zachowujesz?
- Bardzo nieładnie. Panu doktorowi na pewno jest przykro. On cię bardzo lubi. – Rzekła Noriko.
- Nie prawda. Cały czas mnie wysyła na pobieranie krwi. Lubi moją krew, a nie mnie! – Stwierdził chłopiec na co Sasori parsknął śmiechem.
- Taa, śmiej się z tego. – Upomniała Noriko.
- Sasori – Zwróciła się do mężczyzny Miyuki. – Ja już pójdę na autobus. Za pół godziny zaczynam zajęcia.
- Ok.
- Widzimy się wieczorem?
- Wychodzę z chłopakami. Mówiłem ci.
- No tak, to do jutra. – Zbliżyła się do niego z zamiarem pocałunku, ale Sasori jakby nie rozumiejąc jej zamiarów podszedł bliżej okna. Zagryzła wargi i ruszyła do Naokiego. – To trzymaj się Naoś.
- Pa! – Mruknął, przytulając się do niej na pożegnanie.
         Noriko posłała dziewczynie nieznaczny uśmiech, który spotkał się jedynie z szybkim skinieniem głowy. Potem Miyuki czym prędzej wyszła. Noriko przyglądała się kolorowanej pracy syna, gdy Sasori wciąż chodził i stukał butami o podłogę. Ciągle się zastanawiał nad zdradą Miyuki. Co prawda zeszłym razem się za nią wstawił, ale nie potrafił tego definitywnie wykluczyć. Kochał ją, nie chciał by to okazało się prawdą, ale co jeśli… nie. Ufał Miyuki, a ich miłosne wyznania nie były nieprawdziwe, a seks nie był udawany. Nie miała powodów by zdradzić. Po prostu to było niemożliwe.
- Sasori… - Noriko zjawiła się nagle obok niego. – Wszystko w porządku?
- Jak ma być w porządku po wczorajszym… - Mógł to co prawda przemilczeć, ale chciał się komuś wygadać. Komukolwiek tylko nie kolegom. Ostatnie jego wyżalanie zaowocowało ksywą „szmata” dla jego wybranki.
- Rozumiem jak się czujesz.
- Roko też cię zdradzał?
- Miałam na myśli śmierć twojej babci…
- Och… Jest ok. Miałem sporo czasu się z tym pogodzić. – Rzekł prosto. Noriko przytaknęła.
- Uwierzyłeś Matsuri. Czyli też coś podejrzewałeś?
- Nie do końca. To przez to imię…
- Wiesz, gdy rozmawia…
- Elo. – Przywitał się Hidan, ciągając za sobą Deidarę. – Przeszkadzamy?
- Nie. – Zaprzeczyli w mniej więcej tym samym czasie. – Ok, rozumiem, że ty tu przyszedłeś, ale Deidara?
- Ja też nie wiem. Hidan wspominał o piwie na swój koszt…
- Pomyślałem, że razem przygotujemy naszego przyjaciela o tym co się przydarzyło Uchihie… - Sasori się zdziwił. Hidan pewnie zapomniał słowa „zaćma” w diagnozie i teraz nie chce robić z siebie idioty.
- Nie obchodzi mnie ten śmieć.
- Jest tu. W szpitalu. – Uzupełnił Hidan, a Sasori w tym czasie dostał smsa. Nie wierzył w jego treść… ale ok, wchodzi w to. Uśmiechnął się nikle do Hidana.
- Dla mnie to może nawet być w kostnicy. – Wzruszył ramionami Deidara.
- No, kto wie czy tak się nie stanie… - Zaczął Sasori. – Itachi jest śmiertelnie chory. – Noriko po usłyszeniu tego tekstu spojrzała na mężczyznę dziwnie. Na szczęście Deidara jej nie widział. – Miał niedawno operacje, ale nie wiadomo co z nim będzie. – Deidarze nagle zrobiło się głupio na te wieść.
- Czyli, że… umiera? – Przytaknęli głowami. – Jaja sobie ze mnie robicie.
- Chcielibyśmy.
- No, Dei, pewnie się cieszysz. – Zgadywał Hidan. – W końcu zawsze mu życzyłeś śmierci.
- Co?! Nie prawda!
- A to z kostnicą przed chwilą to co?
- Jezu! Człowieku to był żart, a nie! – Blondyn aż się zapowietrzył z oburzenia. – Jakim zjebem trzeba być, by życzyć komuś śmierci?!
- No nie wiem Dei. Wszyscy wiemy, że go nienawidzisz.
- Saso, ja pierdolę. Gdyby relacje między ludźmi były stuprocentowo prawdziwe, to ty i ja bylibyśmy kochankami. – Przewrócił oczami. Sasori spojrzał dotknięty na syna i Noriko, którzy im się przysłuchiwali. Przybił sobie dłonią w twarz.
- Znaczy, że lubisz Uchihę? – Dopytał Hidan, w duchu śmiejąc się z tego kretyna.
- No… nie nienawidzę go…
- To idziesz z nami go odwiedzić? – Zapytał Sasori.
         Przytaknął nieznacznie. Ta sytuacja trochę zakuła go w dumę, bo musiał się z wszystkiego tłumaczyć. Także ruszył z nimi do Itachiego. Sasori wpierw jednak pożegnał się z synem zostawiając go z Noriko, która nijak nie skomentowała wrabiania Deidary, ale nie podobało jej się to. Pewnie ktoś dostanie po pysku.
         Szli korytarzem za blondynem, obawiali się swojego planu, a raczej tego, że szybko się to wszystko wyda. Gdy Hidan spojrzał na Saso, a ich spojrzenia się spotkały, to z całych sił powstrzymywali się od parsknięcia śmiechem. Wchodząc do gabinetu zastali Yahiko i Nagato siedzących przy łóżku Itachiego. Z smsa od Yahiko wie, że pacjent jest nieświadom wkrętu. Wszystko było pomysłem, no kto by się spodziewał, Hidana, ale wszyscy mu przyklasnęli. Na jedno wychodzi.
- Siema, trupie. – Przywitał się Hidan.
- Jeszcze żyję…
- No tak. – Hidan obejrzał się do Deia i szepnął. – Jeszcze.
- Jak się czujesz? – Zapytał Sasori zwalczając chichot.
- W porządku. Nie dam się tak łatwo. – Mruknął w odpowiedzi.
- Słusznie. Nie poddawaj się Itachi. – Powiedział motywująco Deidara. Usta pozostałych zaczęły drgać. Itachi zaś był szczerze zdziwiony miłymi słowami z jego strony, sądził, że przyszedł do niego się pośmiać. A ten w dodatku powiedział do niego po imieniu zamiast po nazwisku. Co tu się dzieję?
- Taa…
- Byłbym zapomniał! – Upomniał się Hidan. – Mam dla ciebie prezent. – Rzucił mu do nóg bardzo ładnie zapakowane niewielkie pudełko.
- Co to jest…?
- To, no przyda ci się. – Odpowiedział z uśmiechem. – To przyrząd do powiększania penisa.
- Więc nie chcę. – Odparł. – Daj Deidarze.
- Ty… - Powstrzymywał się od obelgi. W końcu ten kutas umiera. – Pomyśl o żonie.
- Poza tym, ja tam jestem ciekawy jaki to przyrząd. – Mruknął Yahiko. W imieniu większego dobra Itachi odpakował prezent. Hidan miał bardzo dumną minę, odwrotnie niż Itachi. Za to reszta parsknęła śmiechem.
- To lupa. – Parsknął ponownie Nagato. Itachi rzucił w Hidana całym tym prezentem.
- To nie było zabawne Hidan. – Upomniał Deidara. – Kupowałbyś lepsze prezenty, jak już zamierzasz coś kupować.
- Masz na myśli mikroskop? – Odpowiedział Sasori.
- Nie, baranie! Zachowujcie się, kurwa. Chyba nie chcielibyście być tak traktowanym w jego stanie. – Warknął, wziął bardzo na poważnie fejkowy stan Itachiego. Nawet go bronił.
- O co ci chodzi?
- A wam? – Itachi zaczynał się bać. Deidara był w bojowym nastroju, co śmieszniejsze to wszystko w jego obronie. Po chwili zobaczył podświetlenie swojego telefonu.
- Saso podaj telefon. Jest na półce.
- Ja ci podam. – powiedział Dei. – Jestem bliżej.
- Dzięki…
- Jestem! – Zawołała Kana, wkraczając do sali męża. – Och, masz gości widzę. – mruknęła witając się z Itachim krótkim pocałunkiem. – Jak się czujesz? Widzisz mnie wyraźnie?
- Tak.
- Kurwa, no to koniec niemalowania się. – Wyszczerzyła się. – Hm, a to co? – Złapała leżące na łóżku pudełko.
- Prezent od Hidana.
- Lupa?
- Urządzenie do powiększenia penisa. – Poprawił Yahiko, a Kana parsknęła śmiechem.
- Jak wrócisz do domu to sprawdzimy czy działa.
- Wypisują cię? – Zapytał zdziwiony Deidara.
- Za trzy dni.
- Dlaczego tak szybko? Nie powinni cię tu leczyć?
- Miał już operację, trzy dni obserwacji i do domu. A co ty myślałeś?
- No nie wiem, lepiej by był pod okiem profesjonalistów do samego końca.
- I będzie. Ja się nim zajmę. – Uśmiechnęła się Kana, kładąc dłoń wysoko na udzie Itachiego. – Będzie w dobrych rękach. Spokojnie.
- Nie znasz się na leczeniu. – Oburzył się Dei. Opieka Kany to jak gwóźdź do trumny.
- To tylko zaćma. Najgorsze już minęło.
- Zaćma…? – Powtórzył Deidara. – Zaćma?! – Posłał byłym przyjaciołom mordercze spojrzenie. Chuje. – Ja tu się upokarzam jebany Uchiha miał jakąś chuja szkodliwą zaćmę?!
- Mogłem oślepnąć, Deidara…
- O nie, kurwa, zaraz się popłaczę! – Sarknął w jego stronę. – Taką tragedię to sobie w dupę wsadź! A wy! – Zwrócił się do reszty, mimo wszystko, wesołych mężczyzn.
- To pomysł Saso. – Powiedział Hidan, wypychając go do przodu.
- Co? Nie… - Nie zdążył nic więcej powiedzieć, ponieważ został uderzony pięścią w nos. Upadł i poczuł cieknącą mu z nosa krew. – Kurwa…
- Pierdolcie się, debile! Żartów się zachciało, stare palanty. Uchiha! – Zawołał do siedzącego w łóżku, zdezorientowanego sytuacją, mężczyzny. – Nienawidzę cię. – Warknął i wyszedł efektywnie z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami.
- Ale się wkurwił. – Zaśmiał się Sasori.
- Jak nos? – Zapytał Nagato.
- Naprawi się.
- Możecie wyjaśnić co tu właśnie zaszło? – Wtrącił Itachi.
         Hidan czynił honory i zaczął wszystko tłumaczyć. Kana była oburzona tym, że ją w to nie wdrożyli. W końcu jest aktorką, mogła go jeszcze bardziej wkręcić. Zmusić do obietnicy opieki finansowej dla jeszcze nienarodzonego dziecka. Byłoby śmieszniej. Co do Deidary to mimo, iż wybuchł to na bank czekał na nich pod szpitalem by wyjść na umówione piwo. Potem przez cały wieczór będzie narzekał na pojebanych przyjaciół.
         Zostawiwszy Itachiego z Kaną, całą bandą wyszli ze szpitalu. Saso nic nie było, wystarczyło, że przystawiał sobie chusteczkę do nosa i w końcu krew przestanie cieknąć. Jak się spodziewali Deidara czekał na nich wszystkich, opierając się o jakiś samochód.

         Tego pięknego, słonecznego dnia wreszcie nastąpił koniec roku szkolnego. Wszyscy uczniowie przybyli do szkoły odświętnie ubrani, niektórych z nich nie dało się wręcz poznać. Tydzień przed dniem Matsuri razem z Yagurą zrobili sobie małe wagary, ale jak się okazało nie jako jedyni. Gośćmi w szkole na apelu byli nie tylko absolwenci szkoły, ale i osoby zaproszone przez uczniów. Wśród nich był Kiba, towarzyszący Hanabi, Matsuri nie mogła się z nim nie przywitać i z przyjaciółką.
- Hanabi, a jeśli Konohamaru was zobaczy?
- Mats, Kono i ja to przeszłość. Nieważne czy zobaczy, co sobie pomyśli, ani nic. – Mruknęła Hanabi. Trochę szkoda, że nie udało im się zostać przyjaciółmi. – Zresztą uwielbiam Kibę, pasujemy do siebie. No nie?
- Cóż, nie da się ukryć, że wyglądasz na szczęśliwą.
- I ty też. Więc… Yagura? – Uśmiechnęła się.
- Tak. A kiedyś bym to wyśmiała.
- Super. Ja pamiętam, jak twoja babcia was swatała. – Matsuri uśmiechnęła się smutno.
- Zawsze. Lepiej ode mnie wiedziała co dla mnie najlepsze.
- W porządku?
- Tak – Odparła przecierając ledwo nadchodzące do jej oczu łezki.
- Och, chodź do mnie – Hanabi objęła przyjaciółkę.
         Tymczasem kilka metrów dalej Yagura ucinał sobie pogawędkę z Hiroyą. Spotkali się już wcześniej, ale Matsuri nie ustępowała ich na krok. Oczywiście, niespecjalnie mu to przeszkadzało, ale na chwile obecną owszem. Choć stali od Mats dobre cztery metry to Yagura mówił szeptem. Opowiadał Hiroyi o nowym nabytku brata, o Amarze, a dokładniej o ich pierwszym spotkaniu.
- Ale… Dalej sypia z tobą w pokoju?
- Nie! I jakie dalej? Nie sypiamy ze sobą, słuchałeś w ogóle co mówiłem?
- Z kim Yagura nie sypiasz i dlaczego? – Do ekipy dołączył wyszczerzony Daisuke, zarzucając przyjacielowi ramię na szyję. Skrzywił się zrozumiawszy, że wszystko podsłuchał.
- Nieważne…
- Macie może jakieś plany na wakacje?
- Może, - Mruknął Hiroya. – A co?
- Bo wiecie… Moja mama może nam załatwić dwa tygodnie wakacji w Hiszpanii!
- Byłem. – Stwierdził, wzruszając ramionami. – Ale mogę pojechać drugi raz, tylko…
- Idziemy? Zaraz rozpocznie się apel. – Zakomunikowała Matsuri, łapiąc Yagurę za rękę. Daisuke od razu widząc ten gest, uśmiechnął się szeroko.
- Zakochani. – Zatrajkotał.
- Mało powiedziane. – Zaśmiała się Mats. – W ogóle Nelia jest dalej u brata?
- Powątpiewam.
- Kurde, bo nie uwierzysz, Iseo miał wszystko załatwić z Miyuki i Saso, nie? A najwidoczniej nie załatwił nic! Nie powiedziała mu nic na temat zdrady. Dowiedział się przeze mnie!
- No to chyba sprawa zamknięta…? – Matsuri przetarła sobie nos.
- Nie uwierzył mi.
         Daisuke spojrzał na Matsuri, ale nijak tego nie skomentował. To było do przewidzenia, wyparcie. Sam też nie chciałby słyszeć o zdradzie ukochanej osoby, nawet jeśli mówiłby mu o tym ktoś bliski. W dodatku Matsuri nigdy nie pałała sympatią do Miyuki, więc czy można było wziąć jej słowa na mega poważnie? Szli chwilę w ciszy, Daisuke pobudzał do ruchu swoją mózgownicę.
- Może zaplanujemy jakoś ich spotkanie?
- Co przez to rozumiesz?
- No… Niewątpliwie Iseo da się namówić na spotkanie z Sasorim. Jednak na odwrót to już nie jest pewne… - Zaczął Dai, ciągle nad wszystkim myśląc. – No to może zwab go mówiąc, że chcesz z nim pogadać. Yagura jest dla ciebie niedobry czy cokolwiek.
- Mnie w to nie mieszaj, proszę. – Burknął wspomniany chłopak.
- I tak się pewnie nie będzie chciał ze mną zobaczyć…
- A Noriko?
- Pewnie nie będzie się chciała mieszać… - Wszyscy poczęli się zastanawiać.
- A Hidan? – Zapytał Hiroya, wszyscy byli zdziwieni, że ich słuchał.
- Co Hidan? – Burknął Yagura.
- Hidan jest kumplem Saso, no nie? No to niech się z nim ugada na piwo.
- Hiroya, to jest genialny pomysł! – Zawołała Matsuri. – Załatwię to od razu. Yagura po szkole idziemy do ciebie! Daisuke załatwisz spotkanie z Iseo?
         Zmieniła swojego rozmówce nie zauważając niezadowolonej miny swojego chłopaka. W normalnych okolicznościach nie miałby nic do tego, aby Matsuri do niego przyszła. Tylko, że nie powiedział jej o mieszkającej z nimi Amarze. Nie ma nic do ukrycia, ale fakt, że mieszka z jakąś laską może się zwyczajnie nie podobać.

         Pod kaskiem bezpieczeństwa szczerzył się od ucha do ucha, a jego ciało mierzwił przyjemny wiatr wywołany prędkością. To była dla niego pierwsza jazda na motocyklu i to nie byle jakim motocyklu, bo ścigaczu. Oczywiście zajmował miejsce pasażera, ale i tak przeżycie zaliczało się do niezapomnianych. Gdy podjechali pod sam blok mieszkalny, pasażer wysiadł z pojazdu i zdjął z głowy kask, wręczając go właścicielowi.
- Gościu, to było zajebiste! – Zawołał Daisuke. – Muszę sobie też sprawić takiego potwora! Ile kosztuje?
- Najpierw zdaj prawko na te bestię.
- Jasne. Dajesz jakieś lekcje, Iseo?
- Daję, ale z gry na skrzypcach. – Parsknął śmiechem, widząc jego minę. Zaczął zakładać na głowę kask.
- Ze dwie ulice dalej mieszka Sasori.
         Wracając do początku. Daisuke zgodnie z umową udał się po zakończeniu roku i napiciem się z Konohamaru soczku zwycięstwa z szkolnego sklepiku, do mieszkania Iseo. Choć on tam wolał to nazywać domem Nelii. Spotkał się z nim przed blokiem i od razu wyjaśnił sprawę. Cóż, wyszło inaczej niż się spodziewał, bo nie przypadła mu do gustu bezpośrednia konfrontacja z Sasorim. Nie chciał dostać po nosie albo raczej samemu się o to prosić – to była głupota. Daisuke nie miał pomysłów na kontrargumenty, a ten zaproponował mu podwózkę pod sam dom.
- Wiem gdzie mieszka.
- Na pewno się z nim nie spotkasz? Wiesz, męska solidarność powinna mieć dla ciebie znaczenie.
- Mogę spróbować jeszcze raz pogadać z Miyuki.
- Co to da? Już raz z nią rozmawiałeś. – Bąknął Daisuke. – Saso to równy gość… i fajtłapa. Pewnie jak będzie ci chciał przywalić to nie trafi albo się potknie.
- Znając moje szczęście to nie wydarzy się żadna z tych rzeczy. – Odpowiedział mu uśmiechem, a po chwili przemówił.
- Mój starszy brat przyjaźni się z bratem Miyuki.
- Tak, też go znam. Uściskiem dłoni złamał mi palce…
- Super. Znaczy wiesz, to jak super moc! – Wyszczerzył się, a Iseo przewrócił oczami. – W każdym razie, Sasori chciał i pewnie nadal chce oświadczyć się Miyuki.
- Och…
- No właśnie. Fajnie by było, gdybyś go uświadomił z kim się zamierza wiązać.
- Jeśli ja to powiem to na pewno ze sobą zerwą…
- To chyba i tak lepszy scenariusz...?
- Czy ja wiem? A jak go już nie zdradzi i uczyni najszczęśliwszym człowiekiem na świecie?
- Strasznie jej bronisz. Kochasz ją?
- Nie o to chodzi… Miyuki to nie jedyna laska, której byłem kochankiem, więc chyba trochę znam ich logikę…
- Mhm, Nel mówiła. – Skinął głową, a potem napotkał spojrzenie Iseo. Zdziwione. – O cholera… nie wiedziałeś, że ona wie…
- Mówiłem Makio…
- Błagam. Zapomnij, że o tym mówiłem!
         Zgodził się. W końcu nic się nie stało. Tylko pole zaufania znacznie się zwęziło. Dłużej nie rozmawiał z Daisuke. Jak co roku w galerii handlowej organizowany był lekki koncert instrumentalny, na którym wśród widowni zasiadał łowca talentów. Miał nadzieje, że tym razem zostanie dostrzeżony,
         Będąc na miejscu obserwował całe przedsięwzięcie. Jeszcze było co prawda sporo czasu, ale Iseo wzrokiem szukał osoby, która mogłaby być potencjalnym znawcą talentów. Wtem zauważył przechadzającą się po sklepach znajomą sylwetkę. Miyuki nie była sama, bo w towarzystwie jakiejś kobiety i dziecka. Mimo to zamierzał wykorzystać okazje i ponownie rozmówić się z dziewczyną. Kierował się do niej twardym krokiem, aż w jego bok uderzyła dziewczyna. Upadła.
- Ślepa jesteś?! – Warknął jednak złapał jej dłoń i pomógł wstać. – Uważaj jak chodzisz.
         Powiedział i odszedł do sklepu, w którym zniknęła dziewczyna. Już na wstępie ją znalazł, poszukującą jakiejś sukienki. Trochę nieśmiałym krokiem się do niej zbliżał ze względu na towarzystwo. Jednak wszystko samo się rozwiązało, gdy Miyuki poszła do jednej z kabin w przebieralni, a jej towarzyszka się oddaliła. Teraz albo nigdy. Kabina nie była zamykana drzwiami, a jedynie zasłonięta zasłoną, dlatego wszedł z łatwością. Miyuki akurat nie miała na sobie bluzki, ani stanika, więc czym prędzej zakryła się sukienką, którą miała przymierzyć.
- Iseo co ty wyprawiasz?!
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Tutaj? Teraz?
- Poprzednim razem, gdy rozmawialiśmy to chyba pewne rzeczy do ciebie nie dotarły. – Miyuki westchnęła ciężko mierzwiąc sobie jedną ręką włosy. Wiedziała o co chodzi.
- Nie mówiłeś, że poznałeś się z Matsuri…
- Moja przemowa miała na sobie inny cel. Dlaczego się nie przyznałaś?
- Bo nie.
- Bo nie…? Co to za argument?
- Żaden, masz racje, bo ja nie czuję się zobowiązana by ci się tłumaczyć!
- Nie chce twoich tłumaczeń tylko tego byś była uczciwa w swoim związku.
- I jestem! Od teraz, ale jestem szczera, wierna i tak dalej. Zresztą co cię to obchodzi? Ty i ja to bezpowrotna przeszłość. Sam tak powiedziałeś…
- I nic się nie zmieniło, Miyuki. Ale nie powinnaś dalej być z facetem, którego zdradzałaś.
- Śmieszne. Swoim byłym kochankom też urządzałeś takie protesty?
- Nie musiałem.
- Mi też nie musisz. Wiem co robię.
- Ale on nie wie! Bo jesteś co do niego zakłamana. – Uderzyła go, policzek Iseo zapiekł i pojawił się czerwony ślad. Nie zamierzał się jednak za to obrazić i wyjść.
- Przepra…
- Zostawię cię w spokoju jak się mu przyznasz.
- Nie przyznam się. Nasz romans będzie dla mnie piękną tajemnicą, której nigdy nie wyjawię.
- Zamierzasz to zatajać przed przyszłym mężem?
- Mężem?
- No, oświadczył ci się prawda? Czy jeszcze nie? – Skleroza zaczynała doskwierać.
- Jeszcze? Sasori zamierza mi się oświadczyć? – Dopytała z uśmiechem. Iseo zmrużył oczy.
- Chyba nie zamierzałabyś się zgodzić?
- Dlaczego nie?
- Bo chyba masz nie po kolei w głowie.
- Nie będę już dłużej z tobą rozmawiać. Wyjdź.
- O nie. Wyjdę kiedy uznam, że mogę wyjść.
- Ujmę to inaczej, Iseo. Wyjdź albo zacznę krzyczeć.
         Właśnie zaprezentowane oblicze Miyuki kompletnie mu się nie podobało. To nie była ta milutka, czuła dziewczyna. Nie mogąc zrobić nic więcej, wyszedł zza parawanu, jak i z całego sklepu. W głowie się mu to wszystko nie mieściło. Nie chciał też zostawić tej sprawy. Może trochę z zemsty? Już sam nie wiedział.
- Iseo! – Zawołał go organizator koncertu i jego przyjaciel. Podszedł posłusznie. – Chciałbym cię komuś przedstawić.
- Witam. Nazywam się Shuji Motoma. – Odezwał się pokaźnej postury mężczyzna. Uścisnęli sobie dłonie.
- Iseo Ame, miło mi poznać… - Właściwie nie znał mężczyzny.
- A ta młoda dama… - Zaczął, wskazując na kobietę obok w okularach przeciwsłonecznych. Od razu rozpoznał w niej potrąconą wcześniej dziewczynę. – To moja córka. Shizu Motoma.
- Jest łowcą talentów. – Szepnął mu przyjaciel do ucha. Gorszej wiadomości nie mógł usłyszeć…
- Bardzo mi miło… - Wystawił dziewczynie rękę, mając nadzieje, że zdążyła zapomnieć incydent.
- Masz przed sobą jego dłoń. – Powiadomił Shuji.
- Och przepraszam. Jestem ślepa. – Powiedziała, sprawiając, że Iseo skurczył się w sobie. Jednak pamięta.
- Ja… Bardzo przepraszam…
- To ja przepraszam. – Wtrącił Shuji.
- Eee…?
- Panna Hotaru jest niewidoma. – Wytłumaczył mu organizator.
         ZA-JE-BI-ŚCIE… Wygrane ma jak w banku…!
         Tak, nie został wybrany.

         Matsuri spacerkiem kierowała się z Yagurą do jego domu. Trochę to trwało, bo ten naciskał, aby nie jechali autobusem. W czasie drogi zbierał się w sobie, by powiadomić Mats o Amarze, by nie była zdziwiona. Gdy w  końcu jej wszystko wyśpiewał Matsuri była… Właściwie nie była zaskoczona. Okazało się, że Noriko zdążyła jej powiedzieć o dzikiej współlokatorce. Yagura nie mógł w żaden sposób wpłynąć na te sytuację, więc nie zamierzała mu na ten temat narzekać.
         Przybyli razem do domu. W przedpokoju zdjęli swoje buty i weszli w głąb mieszkania. Panowała cisza, Yagura dla pewność zrobił obchód po całym domu i dopiero wtedy mógł stwierdzić…
- Jesteśmy sami.
- Też fajnie. – Mruknęła Matsuri, zdejmując torbę i kładąc się na kanapie. – Nic dzisiaj nie robiłam, a jestem zmęczona… - Yagura usiadł obok niej.
- Biedactwo. – Sarknął.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. – Uśmiechnęła się kładąc mu na kolanach swoje stopy. Spojrzał na nią z politowaniem.
- Nie za wygodnie?
- Nie. Jest idealnie.
         Yagura przewrócił oczami. dotknął nóg dziewczyny i w pierwszej chwili chciał je z siebie strącić, ale koniec końców po prostu gładkim ruchem wodził po nich dłońmi. Matsuri nie miała nic przeciwko, była w tym czasie zaobserwowana swoim telefonem. Mogła w tym czasie robić wiele innych rzeczy, niż siedzenie u Yagury. Jedną z tych rzeczy była podwójna randka z Hanabi i Kibą. Byli właśnie w kinie na jakimś rzekomo fajnym filmie. Rzekomo, bo jakby był fajny to w czasie seansu nie zawracała by sobie dupy pisaniem smsów.
- Czy gdybym z tobą zerwała to przyjaźnilibyśmy się?
- Chcesz ze mną zerwać? Już? - Zdziwił się, byli oficjalnie razem dopiero tydzień. Jak to tak…? – Co złego zrobiłem?
- Nic. To tylko pytanie. – Burknęła Matsuri.
- Nie za wcześnie na takie pytania? Już się nad tym zastanawiasz. Super. Może jednak trochę ze sobą pochodzimy? Jakieś osiemdziesiąt lat? Nie poznałaś jeszcze wszystkich moich zalet.
- Jak zaraz nie odpowiesz na moje pytanie to z tobą zerwę…
- Nie. Nie przyjaźniłbym się z tobą. – Odparł Yagura. Matsuri podniosła się do siadu.
- Dlaczego?
- Po co te pytania? Denerwują mnie!
- Uspokój się. Zastanawiam się czy Konohamaru i Hanabi mogli by się znowu kumplować. Może i zerwali w burzy, ale to dlatego, że Hanabi jest dumna i z nią się nie zrywa. Ale chciała zerwania tylko sama nie potrafiła tego zrobić i jestem pewna, że oboje nie mają do siebie o to pretensji.
- Skąd pewność?
- Może dlatego, że teraz oboje mają nowy związek, który sprawia, że są szczęśliwi?
- Chciałabyś patrzeć na moje szczęście z kimś innym?
- Dlaczego nie? Byłabym zapatrzona w swojego faceta.
- I co? Chciałabyś słuchać, jak moja laska cudownie całuje i, że śmiem twierdzić, że lepiej od mojej eks?
- Mój facet też byłby pod każdym względem lepszy od eks. – Bąknęła Matsuri.
- No i widzisz, niepotrzebnie by ze sobą konkurowali.
- Jest milion innych tematów, niż właśni partnerzy. – Zaparła dziewczyna.
- To postaw się na miejscu partnera. Ja bym nie chciał byś ty się przyjaźniła z Gaarą, chodziła z nim do kina czy gdzieś „jak to przyjaciele” – Wykonał palcami cudzysłów.
- Byłbyś zazdrosny?
- No raczej.
- To słodkie.
- Ty byś o mnie nie była?
- Nie.
- Serio…? – Przytaknęła pewnie. Ta pewność go jednak nie zadowoliła. Dobrze, że jest go pewna, ale… nie jest aż taki nieatrakcyjny w końcu. – Czemu?
- Bo nie masz byłej dziewczyny i nie będziesz miał. – Oznajmiła cmokając go w policzek. – Zresztą nie jestem typem zazdrośnicy.
         Po chwili drzwi wejściowe od domu się otworzyły, a przez nie weszło dwóch pozostałych mieszkańców. Yagura poznał po głosie. Do salonu wpierw wszedł Hidan obładowany torbami zakupów, głównie spożywczych. Hidan na zakupach, a zawsze to Yagura spełniał ów czarną robotę.
- Zanieś to do kuchni i przestań się gapić. – Burknął starszy brat.
- Mam gościa…
- Chuj mnie to obchodzi! – Warknął, więc Yagura z krzywą miną zaczął się podnosić.
- Siedź! – Zawołał władczo kobiecy głos, który właśnie wkroczył do salonu. – Hidan, umawialiśmy się, że zrobimy dziś Yagurze fajny dzień, bo miał zakończenie roku. – Powiedziała z wyrzutem, powodując, że serio zrobiło mu się głupio. – Tak cię prosiłam… - Młodzież na kanapie przyglądała się tej sytuacji. – Teraz jest mi przykro, że nie szanujesz tego o co proszę…
- Ojejku! Tylko się wygłupiałem! He, he! – Zawołał chcąc zniweczyć smutek Amary.
- Serio? Ja to nie chwytam waszych braterskich żartów.
- Ja chyba też nie… - Burknął pod nosem Yagura.
         Hidan pod maską zgody posłał Yagurze zabójcze spojrzenie. Brat zaczynał go przerażać, chyba musiał się rozglądać nad szukaniem własnego mieszkania. Po tym, gdy odszedł do innego pomieszczenia Amara zagadała do Yagury. Wiedziała jaki jest Hidan od niego i od gliniarza z komisariatu, ale dla niej jest wspaniały! Mimo ostrzeżeń to Hidan nawet jej nie dotknął, ogranicza się do rozbierania jej wzrokiem.
- Ekhm! – Odchrząknęła Matsuri, zwracając na siebie uwagę Yagury.
- Och. No tak. Amara to jest moja dziewczyna Matsuri. Matsuri to jest właśnie Amara, o której mówiłem.
- TO. JEST. Amara? – Zapytała nie wierząc własnym oczom.
- No tak.
- Nie mówiłeś, że jest jakby w naszym wieku… - Skrzywiła się. O tym, że ma wygląd modelki też nie wspominał…
- Zapomniałem… - Posłała mu złowrogie spojrzenie mówiąc w myślach, że o wielu rzeczach zapomniał.
- Miło poznać. Yagura, nie mówiłeś, że masz dziewczynę.
- O tym też zapomniałeś? – Obraziła się Matsuri.
- Nie! Po prostu nie było okazji…
         Rozmowę przerwało pojawienie się Hidana, szedł z komórką do pokoju powiadamiając wszystkich, że idzie pod prysznic. Amara zostawiła parę, udając się do kuchni. Była zła, lecz puściła to chwilowo w zapomnienie. Teraz namówiła chłopaka, by wkradł się do pokoju brata i zabrał mu telefon. Hidan może i by pomógł i się umówił z Sasorim, ale sam też zapewne by w tym uczestniczył. Po co to wszystko.
- Okej, ale pamiętaj, że narażam dla ciebie życie.
- Jasne. – Odprowadziła go wzrokiem, ale coś go sparaliżowało przed samymi drzwiami. Matsuri westchnęła ciężko. – Pojdę z tobą ty tchórzu.
- Nie jestem tchórzem…
- Odważny też nie jesteś. Idź, stój na czatach. – Nakazała szeptem, biorąc do ręki komórkę Hidana. – Ma blokadę? Dobra, nie ma.
         Matsuri od razu zaczęła pisać smsa.
                    Hej, Saso :) Wyskoczymy wieczorem na piwo? :) – I wysłała bratu, chciała szukać kontaktu wśród listy, ale była ona taka długa, że własnoręczne napisanie numeru było szybsze. Po chwili dostała odpowiedź.
                   Nie mam dzisiaj czasu. – Bąknęła niewyraźnie pod nosem.
                   A kiedy masz wolną chwilę? :) Może w czwartek? :) – Nie zamierzała dać się spławić, dla przyjaciół Sasori zawsze ma czas.
                   Twoje uśmieszki mnie przerażają. Jeśli chodzi o Nao to się pierdol. – Zagryzła wargi. Fakt, chłopaki raczej się nie uśmiechają w smsach.
                   Nie chodzi o Nao. O dwudziestej pierwszej w czwartek. W barze koło sexshopu. – No, teraz na pewno się uda.
                   Zobaczę. – Nie podobała jej się ta odpowiedź, więc dodała.
                   Masz być, bo ci wpieprzę!
                   Grozisz mi czy mnie zapraszasz?
                   I jedno i drugie.
                   Gościu, ja muszę znaleźć opiekę nad Naokim, kumasz?
                   Poproś Matsuri.
                   Chyba ci zależy, skoro pamiętasz jej imię. Ok, będę.
         Matsuri uśmiechnęła się, ogłaszając zwycięstwo. Skasowała wszystkie wysłane i odebrane wiadomości, odkładając później telefon i wyszła z Yagurą z pokoju Hidana. za obopólną zgodą odeszli już do pokoju Yagury, gdzie na jego łóżku spały dwa kotki. Matsuri od razu podeszła je pogłaskać. Yagura usiadł na obrotowym fotelu.
- Dlaczego nie powiedziałeś Amarze, że masz dziewczynę?
- Nie rozmawialiśmy na ten temat. Miałem tak o, wyskoczyć z „Hej, mam dziewczynę”?
- Byłoby miło. – Burknęła. – Jest bardzo ładna… o tym też nie wspomniałeś. – Burknęła na nowo.
- Moje prywatne piękno siedzi na moim łóżku i wkurza mi koty.
- Nie wkurzam.
- Wkurzasz. One śpią, nie chcą być głaskane.
- Taki z ciebie koci ekspert?- Sarknęła Matsuri. Nic nie odpowiedział, tylko strugał obrażonego. – Głupek.
- Kto się przezywa ten się tak sam nazywa…

- Hidan, gdzie ty, kurwa, jesteś?! – Warknął Sasori na wstępie rozmowy telefonicznej.
         Mężczyzna był w barze, o który pisał Hidan już od dobrej pół godziny i dopijał swoje pierwsze piwo. Nie do wiary, że sam naciskał na spotkanie, a potem jeszcze się gnojek spóźnia. Szczyt bezczelności. Naoki wyszedł już ze szpitala, ale powinien leżeć i dokończyć leczenie w łóżku, a zamiast tego był u Noriko i Mats. Sam wolałby się nim zajmować, ale poświęcił się dla tego durnia.
- W domu.
- Jakim, kurwa, domu?!
- W, kurwa, swoim. A ty? – Zrewanżował się beztroskim pytaniem.
- Czekam na ciebie w barze! Od pół godziny!
- Jezu, koleś, nie czytam ci w myślach! Trzeba było się umówić. Zaraz wychodzę do roboty.
- Co proszę? To ty się umawiałeś!
- Nie prawda.
- Owszem, prawda! – Warknął Sasori. – Nawet pamiętałeś imię Matsuri, bo tak ci zależało!
- Co? Kogo? Kto to jest?
- Skończ się wydurniać!
- Tobie się chyba coś pomyliło. Pewnie umówiłeś się z kimś innym.
- Nie! Tylko ciebie znam o imieniu Hidan. Mogłem się domyśleć po tych uśmieszkach, że robisz sobie jaja.
- Stary. Nie wiem o czym ty do mnie pierdolisz…
- Ja pierdolę, nie mam na to czasu. Wiedz, że to nie było zabawne!
- A śmieję się? Ja jebie…
- Jesteś zjebany i pewnie tak. Nie umawiaj się jak masz zamiar mnie wystawić!
- Nie umawiałem się z tobą! Ludzie…
- Jasne, a wróżki istnieją. Poczytaj nasze zeszłe smsy!
- Dobra Saso, nie wiem ile ty w tym barze wypiłeś, ale wyjdź. Wyjdź ubierz kaftanik i spierdalaj do swojego pokoju bez klamek. – Doradził mu.
         Rozłączył się. Nie miał zamiaru dłużej go słuchać. Wkurzył się na żarty. Dopił ostatek swojego piwa w kuflu i zamierzał wrócić do Naokiego. W jego plany ktoś jednak zamierzał zaingerować. Na stole postawił dwa kufle piwa, jedno dla siebie, a drugie dla towarzysza. Po czym dosiadł się naprzeciwko.
- Ja stawiam.
- Nie ma potrzeby. Ja już wychodzę.
- Nie przyjaźnimy się, ale chociaż znamy. Muszę się z czegoś wyżalić i będziesz najodpowiedniejszą osobą. – Sasori wahał się, ale po chwili przyznał, że dobrze się stało, że się spotkali.
- Okej, właściwie ja też mam do ciebie sprawę, Iseo.

9 komentarzy:

  1. Tralallalala.... Może to wina Prima Aprilis(tak to się pisze???), ale mam wrażenie, że tutaj cały czas ktoś komuś robi kawał xD Nie będę opisywała jakoś szczegółowo, ale powiem ci, że zawsze jak czytam twoje rozdziały to śmiecham(nie ma takiego słowa, prawda?). Czekam ze zniecierpliwieniem na next...
    Pozdrawiam i życzę weny, Piggy.
    P.S.: Ostatnio przy Miyuki z Sasoriego się taki cipeusz zrobił???!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że super tło!!!!

      Usuń
    2. Na Prima aprilis miałam jakiś taki humor, więc rozdział musiał być wesoły, mimo że czas akcji jest taki se xD
      Mi to bardzo schlebia, jeżeli śmiechasz :D
      Odp.PS: No cóż, zawsze taki był przy dziewczynach, nie służą mu xD

      A bardzo dziękuję :D mi też się spodobało - choć mangowy ten szablon nie jest ;)

      Usuń
  2. Może w końcu Saso się dowie... Boże, czy mi się zdaje, czy ta chwila nadchodzi :) Miyuki z ksywą "szmata" - tak, to pasuje do niej jak ulał! Ale dlaczego ona ma tak pusto w głowie? "Nasz romans będzie dla mnie piękną tajemnicą"... Boże, widzisz i nie grzmisz!
    Pozdrawiam ciepło i czekam na jak najszybszy 82 rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może... Kto wie... Jeszcze 18 rozdziałów do końca :P :P Miyuki strasznie ten romansik zmienił, stała się pusta trochę ;)
      Bóg widzi, zagrzmi w swoim czasie :P
      Ok, chyba jutro już dodam ;)

      Usuń
  3. Miyuki idź kopać sobie grób :)

    Cały czas uśmiechałam się do telefonu jak głupi do sera :D

    Mam nadzieję, że Iseo powie wszystko Saso, a ten kretyn uwierzy. Niech wróci do Noriko, albo znajdzie se inną laskę, ale proszę niech rzuci tą szmatę.

    Nie podoba mi się jak Hidan lata za Amarą... Nie pasuje to do niego. Taki przydupas się z niego zrobił ;P

    To do następnego :D Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuje się pod tym komentarzem obiema rękami i nogami!

      Niech Iseo powie w końcu Saso jaką ma "wspaniałą" dziewczynę i niech tamten wreszcie uwierzy, niech rzuci tą szmatę bo zasłużyła na to!

      Ona nawet nie bierze na poważnie słów Iseo odnośnie tego, że Saso prosił o jej rękę. Ludzie, o czym my w ogóle mówimy?

      Miyuki, kop sobie grób albo leć pod czerwoną latarnię - tam jest twoje miejsce!

      Usuń
    2. Mateusz, rany, spokojnie :P
      Jakoś to będzie - ale zobaczysz w nextcie xD

      Devilry - skoro się uśmiechasz to czuje się pisarsko spełniona :D oby jeszcze nie raz mi się to udało :D
      A dlaczego? Może przez te jego miłosne niewypały pisane mu jest życie w samotności? Bycie gejem? Albo służba Bogu? :P
      No wiem, ale Hidana inny typ laski nie sprowadzi na odpowiednie tory - przynajmniej jest śmiesznie xD

      Usuń
  4. TAK TAK TAK Iseo powie wszystko Saso! w końcu! przynajmniej mam taką nadzieję.
    Ta akcja z Hidanem była zajebista! ale czy to spotkanie nie było aby zaplanowane..?
    Iseo i motocykle?? o kurde, nie spodziewałam się.
    No ogólnie to sorry że tak późno, ale na prawdę nie miałam czasu.

    OdpowiedzUsuń