W
szpitalu od razu po telefonie Matsuri zjawił się Sasori. Zapytał w recepcji o
swoją babcię, ale wtedy podbiegła do niego zapłakana siostra. Objął ją i
próbował uspokoić, ale nie szło mu najlepiej. Podejrzewał, że na razie nic się
od niej nie zdoła dowiedzieć. Poprosił koleżankę, by wskazała mu miejsce pobytu
babci, a następnie udał się tam z siostrą. Lekarz prowadzący cieszył się, że to
akurat z Sasorim będzie rozmawiał. Wieści nie są przyjemne, ale doktor
podchodził do tego trochę egoistycznie i liczyło się dla niego, że nie będzie
musiał się powtarzać, ani nie będą mu zadawane głupie pytania. Chiyo obecnie
przebywała w śpiączce, a jej życie podtrzymują maszyny.
- Pana babcia miała problemy z sercem. Wiedział
pan o tym?
- Nie… - Głupio mu było to przyznać. Chyba
nagrody za najlepszego wnuka roku nie dostanie. – Nie mieszkam z nią.
Lekarz
jedynie skinął głową. Następnie wytłumaczył mu całe schorzenie staruszki. Ze
względu na to, nie mogą podjąć zbyt wielu środków leczniczych. Właściwie
uratować ją mógł jedynie cud.
Po
rozmowie, Sasori wyszedł z gabinetu kardiologa i pierwsze co, to zabrał Matsuri
do szpitalnej kawiarni. Musiała się uspokoić, inaczej jeszcze ona mu tu zejdzie
czy coś. Przy kasie zakupił dla niej herbatkę uspokajającą i położył przed
dziewczyną na stoliku.
- Wypij, bo mi się jeszcze odwodnisz.
- Dzięki… - mruknęła pod nosem i odpiła łyk. Po
chwili ciszy sama zaczęła mówić. – To wszystko moja wina. Kłóciłyśmy się i w
zdenerwowaniu złapała się za serce… Wiesz, sądziłam, że się droczy i chciała
wymusić na mnie poczucie winy, więc to olałam i poszłam do pokoju… po paru
minutach wyszłam, by skorzystać z toalety i zobaczyłam, jak babcia leży na
podłodze…! – Ostatnie słowa wyszlochała. Sasori przysunął się do siostry
krzesłem i użyczył jej swojego ramienia.
- To nie twoja wina. Jej zawały bywały mylące.
- Gdybym zareagowała od razu…
- Cicho… Matsuri, mam z tobą zamieszkać?
- Co? Po co?
- Martwię się o ciebie.
- Nie. Nic mi nie będzie.
Nie
był co do tego przekonany, ale co mógł poradzić? Mógł ją tylko podnosić na
duchu. Może przekona Gaarę na spędzenie z nią weekendu, gdy przyjedzie. Matsuri
była cała podenerwowana i rozżalona sytuacją… ale zapewniała, że da sobie ze
wszystkim radę sama.
Późnym
popołudniem w domu siedział Itachi i sumiennie przygotowywał się do obrony
swojego klienta przed sądem. Niedawno przyszedł do niego w odwiedziny Sasuke,
ale siedział sobie spokojnie w salonie i przeglądał Internet. Chciał pogadać z
bratem i prosić go o porady w związku z tym, że za kilka dni miał poznać
rodzinę swojej dziewczyny. Po chwili do mieszkania weszła Kana wraz z Yukari
śpiącą w wózku.
- Wróciłam! - Zawołała w przedpokoju. Córka
była odporna na jej i czyjkolwiek głos, spała jak kamień.
- Nareszcie, zjadłbym jakiś obiad. - Zaśmiał
się Sasuke.
- To mi też zrób. - odpowiedziała nie
zaszczycając go spojrzeniem. Podeszła do męża i po nachyleniu się przed
nim, złączyła się z nim w bardzo
namiętnym pocałunku.
Sasuke
nie spodobał się ten widok. Mogliby sobie darować przy nim tych czułości.
Itachiemu się tam podobało, ale znał żonę na tyle dobrze, że pewnie coś
chciała.
- Czym sobie zasłużyłem?
- Zafundowałeś żonie i córce zakupy. - Mruknęła oddając mu kartę kredytową.
- Co? Ja przecież... - Zaczął mówić,
przeglądając swój portfel. - Kana! - Warknął, a pod wpływem tego krzyku z
płaczem obudziła się Yukari.
- Nie krzycz. - Zrugała mężczyznę, biorąc w
ręce dziecko. - No już, już. Tatuś nie chciał krzyczeć . Zmieni zdanie jak
zobaczy co kupiłyśmy!
- Śmiałe słowa. - Odparł Sasuke. Po minie
brata, który zauważył ilość toreb pod wózkiem, widział że zadowolony nie jest.
- Wujek nie wie, bo nie ma fajnego ciała.
- Właśnie, że mam. - Na tą odpowiedź Kana
parsknęła. - Chcesz sprawdzić?
- Uch...
Nie dziękuję. Potrzymaj bratanicę i przydaj się do czegoś.
- Ile to wszystko mnie kosztowało? - Zapytał
Itachi żonę.
- Nieważne! Ważne, że masz szczęśliwą i piękną
żonę. - Powiedziała teatralnie. - Naprawdę, byłam na zakupach, u fryzjera i
kosmetyczki. Czuję się jak milion dolarów!
- Serio? A wyglądasz jak dziesięć złotych -
Zaśmiał się Sasuke. Kana wbiła w niego pełne mordu spojrzenie.
- Sasuke zamknij się. - Itachi przewrócił
oczami. - Kanuś, a jest jakaś okazja byś się tak stroiła?
- Oczywiście kociaku - Przytaknęła z lubieżnym
uśmiechem. - Przecież jedziemy odwiedzić mojego tatę. Będzie tobą zachwycony
widząc, że dbasz o jego księżniczkę.
- Pfffhahaha - Parsknął Sasuke. - Księżniczkę,
a w którym zamku straszysz?
- Masz o wiele za małego konia by tam dojechać.
- Warknęła.
- Przestańcie.
- Kiedy Sasuke mnie obraża! - Naskarżyła
mężowi.
- Potem. - Zignorował to Itachi. - Mówisz o tym
swoim ojcu, który siedzi w więzieniu?
- Nie mam innego. - Burknęła. - Rozmawiałam z
nim kilka dni temu, tak się cieszy, że w końcu pozna wnuczkę. - Uśmiechnęła się
do córki.
- Wolnego! - Zawołał wstrząśnięty tym
szczegółem. - Chyba nie zamierzasz zabierać Yukari do siedliska przestępców!
- Mój tata chcę poznać wnuczkę i zięcia, więc
tak. Zamierzam.
- Chyba sobie jaja robisz w tym momencie.
- Chyba zrobiła kupę. Zabierzcie ją ode mnie. -
Wtrącił się Sasuke. Kana wyciągnęła ręce po córkę.
- Mówię w stu procentach poważnie.
- Kana - Yukari zaczęła głośno płakać przez
śmierdzącą maź w pieluszce. - Takie rzeczy powinnaś też ustalać ze mną
wcześniej.
- Ustalałam, zgodziłeś się.
- Co? Kiedy niby?
Kana
przewróciła oczami i oddaliła się do sypialni dziecka. Płacz i szamotanie
dziewczynki nie pozostawiało jej wyboru. W czasie gdy ta ją przebierała Sasuke
szczerze współczuł bratu, taka żona to wyzwanie. No i Itachiego najwyraźniej
też czeka pierwsze spotkanie z teściem. Sasuke mógłby sobie właściwie pójść,
ale za bardzo był ciekaw co dalej. Po chwili Kana wyszła z pokoju najwidoczniej
zostawiając tam córkę.
- Tak myślałam, że nie będziesz niczego
pamiętał - Mówiąc to naciskała coś na telefonie. - Dlatego cię nagrałam. Zatem
posłuchaj... Kochanie.
Włączyła
odtwarzanie, a Itachi od razu rozpoznał sytuacje, w której o tym rozmawiali.
Sasuke słysząc jęki małżeństwa trochę się zaczerwienił. Głos Kany pomiędzy
rozkosznymi jękami napomknął na temat ojca, że baaardzo chciałby poznać swoją
wnuczkę. Do Itachiego teraz dotarło, dlaczego Kana była taka chętna na seks. Po
powiedzeniu swojej prośby, Itachi się zgodził. Głośno i z dziką przyjemnością,
a jęki Kany zwiastowały miłe uczucie orgazmu. Sasuke musiał usiąść, odgłosy
bardzo go podnieciły, a nie chciał by wyszło to na jaw.
- No i co? Zgodziłeś się. – Uświadomiła z
cwaniackim uśmiechem.
- To nie sprawiedliwe. Nie myślałem wtedy nad
tym co mówię. Skupiałem się nad sprawieniem ci przyjemności. – Odparował
spokojnie argument. Kana się uśmiechnęła.
- Wiem. Było cudownie. – Na końcu języka miała
powiedzenie „bywało lepiej”. – Niemniej słowo wypowiedziane jest święte. Więc
jedziemy.
- Pod warunkiem, że Yukari zostanie u moich
rodziców.
- Mój tata chce ją poznać. Rozumiesz? –
przemawiała jak do nie normalnego.
- Tak. Pokażemy mu jej zdjęcia. Nakręcimy
jakieś filmiki. Moja córka nie będzie składać wizyt w więzieniu, nienormalna
jesteś?
- Twoich rodziców może znać, a mojego taty już
nie? – Obruszyła się.
- Moi rodzice nie siedzą w pace! Nie zabraniam
jej kontaktu z dziadkiem, tylko kontaktu w więzieniu. Rozumiesz zależność?
- Co za różnica. I tak nie będzie pamiętać,
gdzie była. – Wzruszyła ramionami.
- Cóż, nie zgadzam się.
- Gówno mnie to obchodzi. – Burknęła ze
złością. - I tak pojedzie.
- Nie ma takiej opcji, Kana.
- Zobaczymy. – Warknęła, odchodząc w
majestatycznym roku do sypialni Yukari.
Itachi
westchnął. Nie lubił się kłócić z żoną, nie lubił kiedy w ogóle była na niego
zła, ale nie mógł odpuścić w takiej sprawie. Usiadł obok brata, licząc na
jakieś dodanie otuchy. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
- Jeszcze tu jesteś? – Bąknął aluzje mówiącą
„spierdalaj”.
- Wiesz, że i tak będzie jak Kana mówi? –
Odpowiedział pytaniem Sasuke.
Wieczorem
w jednym z mieszkań pewna dziewczyna podrywała wszystkich do pionu. To był dla
niej ważne wydarzenia, bowiem na kolacji miał się pojawić jej chłopak, Sasuke.
Oczywiście obecny był również Daisuke, za nic by sobie tego nie odpuścił.
Sakura wraz ze swoim ojcem urzędowała w kuchni, a Daisuke siedział w swoim
pokoju i pisał sobie smsy z Nel. Po jakimś czasie po mieszkaniu rozniosło się
pukanie... Daisuke trochę się zdziwił, że siostra nie zaczęła panikować. Po
kolejnym pukaniu pozwolił sobie samemu otworzyć drzwi.
- Już chciałem sobie iść... - Mruknął Sasuke,
niestety z przyspieszeniem, bo sądził że otworzy mu Sakura.
- Och, ok. Nie będę ci odbierać tej szansy. -
Odpowiedział mu Daisuke i zamknął drzwi przed nosem.
- Kto to był? - Zapytała Sakura dopiero co
usłyszawszy trzask drzwi i wychylając się z kuchni.
- Twój chłopak. - Wzruszył ramionami.
- To dlaczego go nie wpuściłeś, gnomie?! -
Warknęła, przepychając się do drzwi. - Cześć kochany, pamiętasz jak mówiłam ci,
że mój brat to debil?
- Pamiętam i teraz ciężko mi się z tym nie
zgodzić.
- No ej, ja ci pozwalałem uratować dupę. Tylko
debil by nie skorzystał. - Odpowiedział z westchnieniem. - Fajnie, że nie
skorzystałeś. Widzę, że pasujesz do Sakury.
- Tato! - Zawołała Sakura z pogróżką.
Daisuke
przewrócił oczami. Czy ona sądzi, że on się boi taty...? No, może trochę.
Jednak to jest śmieszne, kiedy dwudziestu kilkuletnia dziewczyna wciąż
wykorzystuje ojca jako swego ochroniarza od ripost. Jakby sama nie potrafiła
się bronić... Chwila, przecież nie potrafi.
- Co się dzieje? - Zapytał ojciec Sakury
wychodząc z kuchni. Sasuke natychmiast się mu ukłonił.
- Daisuke już na początku obraził mojego
chłopaka. - Naskarżyła dziewczyna.
- Hę...?! - Zdziwił się chłopak.
- Sakura, daj spokój. - Upomniał ją. Nie
chciał, aby skarżyła w jego obronie, to dziecinne.
- To on zaczął. - Oskarżył. - Nazwał mnie
debilem.
- Nie... - Zaprzeczył, kajając się pod wpływem
spojrzenia ojca Sakury. - Nic takiego nie powiedziałem.
- Fakt. Ty przytaknąłeś gdy Sacia mnie tak
nazwała!
- Zgrywałem się tylko...
Ojciec
Sakury i Daisuke nie dociekał tej sytuacji, zaprosił wszystkich do stołu na
kolacje. Był już dosyć głodny jak i całe towarzystwo. Przy stole rozmowa
toczyła się wokół tematu o szkole. W czasie męskiej rozmowy rodziciela z
Sasuke, najmłodszy w towarzystwie wymieniał smsy z Nelią, chichocząc pod nosem.
- Z kim piszesz Daisuke? Z dziewczyną? -
Zakpiła Sakura, sądząc, że taki cud jest w przypadku jej brata niemożliwy.
- Bingo. – Bo Nel to dziewczyna, nie jego, ale
dziewczyna.
- Co? To ty też jesteś w związku? - Rodzic był
tym zaskoczony. - Nie jesteś za młody na dziewczyny...? Ile ty w ogóle masz
lat?
- Prawie osiemnaście.
- Och... Tak dużo...? Naprawdę...?
- Tak tato...
To
niesamowite, że własny ojciec może nie wiedzieć ile jego syn ma lat. Mało tego,
on mu nie wierzył i począł liczyć samemu przeminięte od urodzenia lata. Sasuke
zaczął doceniać własnego staruszka, bo on ma o nim większe pojęcie.
- Bardzo dobrze gotujesz, Sakura. - Pochwalił
ją chłopak, na co Daisuke parsknął śmiechem.
- Człowieku, gdyby ona to gotowała to byś tego
nie przełknął.
- Zamknij się, Dai! Tato powiedz mu coś!
- Eee... Sakura przecież umie gotować. -
Stwierdził pan Haruno.
- Tak, wiem. Ale to dania zagrażające życiu,
żołądkowi lub powodujące sraczkę. - Rodzic nic mu nie odpowiedział, a ta cisza
nie ucieszyła Sasuke, ale postanowił pocieszyć Sakure.
- Nie szkodzi. Nauczę cię gotować.
- Uch, syzyfowa praca.
- Mogę go zabić? - Zapytała Sakura.
Gospodarz
westchnął ciężko i kazał wszystkim jeść, kolacja byłaby o niebo lepsza gdyby
nic nie mówili. Po zjedzeniu posiłku młodzież przeszła do salonu, zostawiając
zmywanie w rękach pana Haruno.
- To jak? - Zaczął Daisuke. - Sypiacie ze sobą?
- Nie twoja sprawa, debilu! - Warknęła Sakura z
oburzeniem i wielkim burakiem na twarzy. - I w ogóle to spierdalaj! Sasuke nie
słuchaj go, to kretyn. W dodatku wybrakowany.
- Jedyne braki to te w twoim staniku. - Oddał
jej ripostą z podwójną siłą. Sasuke wobec niej nie został obojętny i parsknął
śmiechem.
- Jesteś kretynem Daisuke.
- Zmień płytę.
- Witam wszystkich. - mruknęła nowa osoba w
towarzystwie, którą wpuścił gospodarz.
- Yoshi! - Zawołał z uśmiechem Daisuke. Był
jego i Sakury bratem, zawsze miał z nim zajebisty kontakt, dlatego nie mógł go
nie powiadomić o wizycie chłopaka siostry.
- Co tu robisz? - Burknęła dziewczyna.
Wiedziała, że obecność obu jej braci jednocześnie będzie dla Sasuke
nieprzyjemne.
- Przyszedłem odwiedzić rodzinę. Nie wolno? -
Uśmiechnął się. - W dodatku podobno na kolacji jest twój chłopak, Saciu.
- Zgadza się. To ja, nazywam się Sasuke. -
Wtrącił się chłopak podchodząc do mężczyzny.
- Yoshi. Miło poznać. - Mruknął wyciągając do
niego rękę. Sasuke zerwał się aby ją ująć, lecz nie potrafił w nią nawet
trafić, a gdy już mu się udało, to Yoshi się skrzywił i zwrócił do siostry. -
Sakura weź z nim lepiej zerwij, ta ciota nawet ręki nie potrafi porządnie
uścisnąć.
Oświadczył
poważnie. On zawsze pełnił wobec siostry lepszą rolę ojca, niż własny ojciec.
On jej w zbyt wielu rzeczach pobłażał i pewnie dlatego jest właśnie taka jaka
jest. Dobry dla niej będzie byle gamoń, byleby był ładny. Sasuke zrozumiał, że
nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia, ale to wszystko przez nerwy...!
Deidara
po skończeniu mycia garów po obiedzie wyszedł do toalety na siku. Nigdy nie
podejrzewał, że zmywanie naczyń będzie takie męczące. Nawet praca nie
wypompowuje tak z niego energii. Tsuki w tym czasie leżała na brzuchu kanapie i
czytała jakąś książkę. Dzisiaj miała wolne i zdecydowanie chciała poświęcić
dzień relaksowi. Przerwał jej dzwonek do drzwi. Pierwszy… Drugi… Trzeci,
czwarty, piąty. Nie mogąc liczyć na siedzącego w klopie współlokatora, sama
ruszyła się z miejsca i z impetem otworzyła drzwi. W progu stała jakaś laska z
jakimiś gówniakami.
- Yyy… - Nie wiedziała jak zacząć, nie
spodziewała się tego widoku. Patrzyła ze zdziwieniem na Tayuye, a ona na nią,
patrzyła na dziecko, a ono patrzyło na nią. Tayuya zerknęła na pociechę, która
faktycznie wgapiała się w Tsuki.
- Zastałam Deidarę? – Zapytała dziewczyna.
Tsuki od razu cofnęła się do tyłu i zawołała.
- Deidara Douhito! W tej chwili do mnie!
- Mogę wejść? Dziękuję! – Zapytała żeby nie
było i wprosiła się do środka. – Jestem Tayuya w ogóle. – Wyciągnęła do niej
rękę. – A te szkraby to dzieci twojego współlokatora.
- Aha… - Skomentowała krótko. – Dei w tej
chwili przywlecz tu swoje leniwe dupsko!!! – Zawołała głośno, będąc lekko
zmieszana tym towarzystwem.
- No już idę! – Ryknął wychodząc z toalety.
Widok Tayuyi jednak wbił go w miejsce. – Co ty…? Co ona tu robi?! – Wyładował
swą frustracje na Tsuki.
- Skąd mam wiedzieć?! Jej pytaj.
- Przyszłam poznać swoje dzieci z tatusiem. –
Odparła z uśmiechem.
- Ustaliliśmy, że nie chcę ich poznawać.
- Pamiętam. I tak cię na szczęście nie będą
pamiętać.
- Skąd masz mój adres…? – Zapytał, obawiał się,
że za jej przybyciem stoi matka. Czyżby sprawa się rypła?
- Od Itachiego.
Skurwysyn!!!
Nienawiść do tego zjeba wzrosła w Deidarze, o ile to w ogóle było możliwe.
Tayuya udała się do salonu, prosząc wcześniej o coś do picia. Blondyn nadal nie
dowierzał, że ona tu jest. Czego cholera oczekuje? Że spodoba mu się rola
tatusia? Powątpiewa! Tsuki odchrząknęła.
- To ten. Ja spadam – Zdjęła z wieszaka bluzę.
– Nara.
- Co?! Czekaj! – Przyblokował własnym ciałem
drzwi. Tym razem zwrócił się do niej szeptem. – Nie zostawiaj mnie z nią
samego.
- Czemu nie?
- Bo ona ma dzieci… - Dodał z bezradnością w
głosie. Deidara był żałosny… ale wszyscy już o tym wiedzieli.
- No i? To twój problem, więc spierdalaj. Ja
się w niańkę nie będę bawić.
- Nie będziesz się bawić, ale chciałbym żebyś
ze mną została… Pomogła ją wypierdolić…
Tsuki
westchnęła i w końcu się zgodziła. No paranoja, co ten Dei sobie wyobraża? Że
Tayuya chce więcej dzieci i przyszła po plemniki? Usiedli niechętnie w salonie
i się zaczęło… dosyć sztywno. Tayuya w ogóle jednak tego nie zauważała, w
chwilach ciszy zabawiała dzieci. Przynajmniej Gwidona, bo się obudził. Deidara
patrzył na te pluskwę i nie mógł się nadziwić, że spłodził takie brzydkie
dziecko. W szkole będzie miał przejebane.
- Chcesz go potrzymać? – Zapytała Tayuya.
- Nie.
- Tsuki, ty też jesteś jego byłą, prawda? –
Dziewczyna przytaknęła. – Dużo o tobie wspominał jeszcze za naszych wspólnych
czasów.
- Serio? – Spojrzała dziwnie na Dei’a, on nie
ma o czym gadać na randkach, czy co? Nieważne. – A co mówił?
- Nie musimy o tym rozmawiać – Wtrącił
mężczyzna.
- Zamknij ryj, chcę posłuchać.
- Wspominał, że zawsze w rozwiązywaniu
konfliktów siłowaliście się na ręce. Chciał nawet tego spróbować ze mną! –
Oburzyła się Tayuya.
- Było się zgodzić. Pewnie byś bez problemu
wygrała.
- No proszę cię, nawet ty nie dawałaś rady…
- Hehehe… co proszę? – Parsknęła Tsuki. Po
chwili zrozumiała jakich głupot napieprzył jej Deidara. – To on rzadko, bardzo
rzadko wygrywał. Właściwie to wcale.
- Już nie przesadzaj… - Burknął kurcząc się w
sobie z tego żenującego faktu.
- Wygrywałeś, gdy byłam chora i osłabiona.
- Chyba nie.
- Chyba tak.
- Chyba nie.
- Chyba tak. Na pewno tak. – Deidara zrobił
nadąsaną minę. To nie prawda…
Tayuya
zostawiła ten temat i znowuż wróciła do skupienia uwagi na dziecku. Bobasy
miały niecałe pięć miesięcy. Więc nie potrafiły się samodzielnie bawić. Tayuya
wstała z kanapy i zaczęła nosić syna. Przy okazji rozpoczęła pogawędkę o
znajomych. Itachi się ożenił i to była dla niej nowość, ale szokiem okazał się
byt Deidary na stanowisku świadka.
- Serio, nie sądziłam, że kiedykolwiek
zaczniecie się lubić.
- Nie lubimy się. Nienawidzę tego durnia,
obraża ludzkość swoim istnieniem!
- Ta, ta, ta. – Machnęła na niego ręką. – No i
ma córeczkę. Nasza jest ładniejsza.
- Wiadomo. – Odrzekł dumnie Deidara. Na rzecz
rywalizacji to nawet posiadanie bachora mu nie przeszkadza. Tayuya się
uśmiechnęła, miło, że odczuwał z tego powodu dumę. – Mam nawet dwójkę za jednym
trafieniem.
- Ja się tam nie znam… - Odchrząknęła Tsuki. –
Ale dla ciebie to chyba nie powód do dumy.
- Racja. Zapomniałem się…
Temat
przerwało wybudzenie się dziewczynki.. Tayuya trzymając w rękach Gwidona,
spojrzała na Deidarę wyczekując pomocy. Nie poruszył się jednak nawet o
minimetr. Z westchnięciem kobieta położyła syna na brzuszku na dywanie i
podeszła do wózka i wyjęła z niego córkę. Mała płakała coraz głośniej i nie
dało się jej uspokoić. Tsuki właśnie w razie takich właśnie okoliczności
chciała wyjść z domu.
- Mogłabym wyjść do twojego pokoju, Deidara?
- Eh? Po cholerę?
- Wezmę twoją bieliznę na pamiątkę. Chcę
nakarmić Beki, durniu.
- Zrób to tutaj…
- Dei. – Upomniała go Tsuki. – Tay będzie
karmiła z piersi… Nie jara mnie to, więc udostępnij jej pokój.
Cóż,
pod jej naporem zgodził się i wskazał na pomieszczenie. Gdy Tayuya zniknęła z
oczu Gwidona to znowu ten się rozwył. Jak to można wytrzymać. Tsuki samym
morderczym wzrokiem kazała blondynowi zająć się dzieciakiem. Skrzywił się, ale
wiedział, iż nie miał wyboru. Podniósł smarka z dywanu i zobaczył na nim
zasikaną plamę. Super…
- Mój zajebisty, mięciutki, włochaty, biały
dywan…! – Zawołała Tsu.
- Teraz to mokry, zajebisty, mięciutki,
włochaty, biały… lekko pożółkły dywan. Nowe epitety.
- To nie jest, kurwa, śmieszne! Będziesz go
prał.
- Dlaczego ja?
- Bo to TWÓJ szczeniak się zsikał!
- Ale to TWÓJ dywan.
- Czyli jak przyjdzie jakiś mój znajomy i
zniszczy TWOJĄ konsolę to też zadziała twój argument?
- Ale… Argh! Trzeba było nie wpuszczać Tay do
domu!
- Nie wpuszczałam, sama się wepchnęła przez
drzwi.
Po
chwili z pokoju wyszła Tayuya razem z zadowoloną Beki na rękach. Spodobał jej
się widok Deidary trzymającego syna na rękach. Lecz od razu łypnął na nią ze
skargą, że dzieciak się zmoczył i przyśle jej rachunek za pralnie. Tayuya
umieściła córkę z powrotem w wózku i wzięła się za przewijanie syna. Tsuki jak
oparzona kazała jej tego dokonać w pokoju Deidary. Blondyn zrugał ją
spojrzeniem, a mogła sobie iść. Wtem znowuż ktoś zapukał do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? – Zapytał Deidara
oddalając się w kierunku drzwi.
- Nie. – Ale nie powie, ciekawa była kto to.
Otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się jego własna dziewczyna.
- Asena… to nie najlepszy moment na odwiedziny…
- Każdy moment jest dobry, kotku. – Uśmiechnęła
się i chciała wejść do środka, ale Dei przyblokował jej wejściem. – Co jest?
- Ten moment nie jest dobry. – Zapewnił, choć
to pewnie nie powstrzyma tej inkwizycji.
- Dlaczego…? Zdradzasz mnie?!
- Jakich gości…?
Deidara
z coraz większym trudem zatrzymywał swoją dziewczynę przed drzwiami. Tsuki
podejrzewała, że w końcu wejdzie, dlatego postanowiła jakoś wspomóc przyjaciela
i postarać się uratować mu dupę. Wymknęła się po cichu do pokoju blondyna, a
tam zaczęła szeptem tłumaczyć Tayuyi sytuację. Jednocześnie zaglądała przez
szparę w drzwiach, jak radzi sobie Deidara. Tayuya uspokajała Gwidona, podczas
gdy Tsu już definitywnie zamknęła drzwi. Czarnowłosa przystanęła obok
dziewczyny, zerkając na zaślinionego dzieciaka. Chłopiec wbijał w nią
przeszywające spojrzenie, wiec szybko podniosła oczy na jego matkę. Biedna
dziewczyna, tak zmarnować sobie życie.
Tayuya
wzięła dla dziecka jedną z jakiś lalek, które leżały na półce Deidary.
Dziecinada, po co mu to? No, chociaż raz się na coś przydadzą. Czując na sobie
badawcze spojrzenie Tsuki, odwróciła się w jej kierunku.
- Więc... to jego nowa dziewczyna?
- Yup. - Tsuki potaknęła krótko.
- I nie wie, że jesteś jego eks?
- Nope.
- Ale mieszkacie razem mimo że ma laskę? - Tay
zmarszczyła brwi przyglądając się podejrzliwie swojej towarzyszce. Co to za
chora relacja?
- No raczej. - Tsuki parsknęła cicho.
Zastanawiała się czy to na serio aż tak dziwne?
- Ale wy chyba nie...
- Co?! - Spłoszyła się dziewczyna. - Jezu, nie!
Oczywiście że nie! Co z wami, ludzie? Czy istnieje jakaś niepisana zasada o
której nie wiem, mówiąca że mieszkanie ze swoim byłym jest równoznaczne ze
spaniem z nim? - Jęknęła załamana. Na tyle cicho, oczywiście, żeby Asena
niczego nie usłyszała. Dopiero by było...
Tayuya
nie rozumiała tego oburzenia, ona w życiu by nie mogła zamieszkać z Deidarą nie
oczekując od niego zaangażowania i pozwalać mu na takie swawole. Właściwie to
nie była pewna, czy podoba jej się to, że jest on w nowym i chyba szczęśliwym
związku. No, ale zgodziła się na współpracę.
- Dlaczego nie chcesz przedstawić mnie swoim
znajomym? Wstydzisz się mnie? – Zarzuciła Deidarze, Asena.
- Deidara, dałam Gwidonowi do zabawy jedną z
tych twoich laleczek na półce. – Poinformowała Tayuya wychodząc z jego pokoju.
Mężczyzna jak na zawołanie zajął się tym problemem!
- To żadne laleczki tylko figurki
kolekcjonerskie! – Oburzył się i odebrał dziecku własność. – To moje! Warte
więcej, niż nerka! Nie pozwolę, by wpychał to do buzi i gryzł!
- Gryzł? On nie ma jeszcze zębów. – Tayuya
wywróciła oczami, a Gwidon się mocno rozpłakał.
- Dei, kto to jest? – Zapytała Asena, która
korzystając z nieuwagi blondyna weszła do domu.
Tsuki
się wtrąciła, zapraszając wszystkich do salonu, gdzie mogli usiąść. Przy okazji
rozkazała Deidarze zająć się dywanem i przenieść go do swojego pokoju. Nie kłócił
się, bo to była okazja do wyjścia, choć na moment. Może wyskoczy z okna?
Powstrzymywało go jedynie czwarte piętro. Kiedy już wszyscy usadowili się w
salonie Asena zwróciła się do Tay.
- Więc, jesteś...
- Siostrą.
- Kuzynką - odparły jednocześnie Tayuya i
Tsuki, przerywając dziewczynie w połowie zdania.
Asena
zmarszczyła brwi, a Deidara jęknął w duchu. Zaraz wszystko się wyda, Asena się
wkurzy i go rzuci. Zakrył dłońmi twarz, modląc się w duchu żeby cala ta
sytuacja okazała się tylko strasznie głupim snem. Zaraz się obudzi i wszystko
będzie jak wcześniej. Będzie mieszkał sobie z Tsu i udawał że są kuzynami a Tay
nie istnieje. Asena o niczym się nie dowie i wszyscy będą szczęśliwi...
- No tak... Kuzynką.
- Siostrą - Poprawiły się dziewczyny, znów w
tym samym momencie, przez co cala sytuacja wydawała się blondynowi jeszcze
gorsza. Już słyszał w głowie wściekły glos Aseny. - Tay jest moją siostra, a
więc Deia kuzynką, o. - Wytłumaczyła wreszcie Tsuki.
- Ooooh! - Asena, o dziwo, łyknęła to. - Ale
jesteście zupełnie niepodobne! - Albo i nie.
- No taaak... Nasi rodzice się rozwiedli i
jesteśmy przyrodnimi siostrami...? - Wymyśliła na poczekaniu Tayuya. – Wiesz,
jej ojciec, moja matka... i takie tam.
- Ojej, tak mi przykro! Nie wyobrażam sobie co
bym zrobiła gdyby moi rodzice się rozwiedli! Przynajmniej macie siebie! –
Dodała dziewczynom otuchy. Zapanowała cisza, bo żadna nie wiedziała co na to
odpowiedzieć. – A te dzieci są twoje? – Zapytała głupio.
- Nie, znalazłam je na ulicy. – Sarknęła. –
Jasne, że są moje.
- A gdzie tatuś? – Zapytała z uśmiechem,
patrząc na Gwidona. Tayuya spojrzała złowieszczo na Deidarę, że ten aż
przełknął ślinę.
- Okazał się dupkiem. Nieodpowiedzialnym
gówniarzem, który olał mnie i swoje dzieci.
- O rany, co za prostak. Nie chciałabym spotkać
takiego człowieka.
Na
wypowiedź Aseny, Tsuki parsknęła głośnym śmiechem. Współlokator spiorunował ją
wzrokiem. W ogóle to wcale nie było tak! Zerwał z nią, nie wiedząc, że jest w
ciąży, a sama się zgodziła z nim na brak udziału w jego kontaktach z bachorami.
- Przyznał się do ojcostwa i płaci ci co
miesiąc alimenty. Nie jest wcale taki zły. – Bąknął broniąc samego siebie.
Sasori
zostawił Naokiego w domu jego koleżanki, Maribel. Od kilku dni kompletnie nie
nadaje się do pełnienia roli ojca przez leżącą w szpitalu babcie. Był na siebie
za to wściekły, ponieważ za radą Noriko ułożył sobie harmonogram dnia tak, aby
syn w żadnym razie nie odczuł braku ojca. Niestety na niektóre rzeczy nie mamy
wpływu. Naoki początkowo nie był zachwycony pobytem u Mari, wolał pojechać do
szpitala razem z Sasorim. Po ciągłych tłumaczeniach dlaczego nie może z nim
pojechać, Sasori wybuchnął i stwierdził, że tylko by mu przeszkadzał. To
zasmuciło chłopca, ale nie dawał tego po sobie poznać. Niech tak będzie. Skoro
tacie przeszkadza to w porządku.
- Naoki, chciałbyś coś zjeść? - Zapytała mama
Maribel.
- Nie, dziękuję proszę pani.
- Jadłeś w szkole, tak?
- Tak. - Skłamał. Maribel o tym wiedziała, ale
go nie wydała.
- W porządku.
- Mamo! - Zawołała ją córka. Ona jada obiady w
szkole, ale była pewna, że Naoki jest głodny. - Zrobisz nam jakiś słodki
deser...?
- No, skoro mamy gościa. - Uśmiechnęła się
kobieta znikając w kuchni. Nie często pozwalała córce na odezw łasucha.
- Słyszałeś Nao? Musisz częściej przychodzić.
- Ok. Ostatnio tata jest ciągle w szpitalu,
więc mam czas.
- Pracuje?
- Nie. Siedzi z prababcią.
- Co? Masz prababcię? - Zdziwiła się
dziewczynka. - Musi być bardzo stara.
- Jest starsza od mojego dziadka.
- W szkole mówiłeś, że twoi dziadkowie nie
żyją...
- No jedni tak, ale drudzy żyją.
- Rodzice twojej mamy? To twoja mama też żyje?
- Dopytała, okazuje się, że coraz więcej jest na tym świecie ludzi.
- Twoja ciocia Noriko to moja mama.
- Tak? A ja o tym nic nie wiem? Ambaras! -
Zawołała nie do końca wiedząc co to słowo znaczy.
Rozmowę
sześciolatków przerwał dźwięk otwieranych drzwi, który wzbudził zainteresowanie
dzieciaków. Z pokoju brata Maribel wyszedł wspomniany chłopak wraz z dziewczyną
Voną. Nao z obrzydzeniem stwierdził w myślach, że pewnie się całowali. Ostatnio
taka właśnie reakcja na ten gest się w nim ujawniła, choć wcześniej nie miał
nic przeciwko jak tata całował się z Miyuki. Lecz on nigdy nie robił tego tak
długo i w taki mokry sposób. Fuj. Czy Leo się nie brzydził wymiany śliny z
dziewczyną? Aż zadrżał pod tym wpływem. Maribel z uśmiechem zastąpiła parze
drogę do drzwi, co bratu się nie spodobało.
- Spadaj mała. - Syknął.
- Dokąd idziecie?
- Nie twoja sprawa.
- Dobra, nieważne. Też chcemy iść. - Zgłosiła
siebie i Naokiego. Leo posłał siostrze pełne rozbawienia spojrzenia, jednak
przy wypowiedzi ubiegła go druga połowa.
- Kurczę. Przykro mi maluchy, ale idziemy z Leo
do teatru.
- Och, nie cierpię teatru. A ty Naoki?
- Nie wiem. - Odpowiedział wymijająco. Nie
chciał się przyznawać, że nigdy nie był.
- No nic. I tak chcę iść.
- Idziemy na sztukę, która jest dostępna od
piętnastu lat. Jesteś jeszcze zasmarkata.
Twój kumpel też. - Mruknął Leo. - Wychodzimy.
- Nie gniewaj się Mari. Ale hej! Może następnym
razem gdzieś wszyscy wyskoczymy? - Uśmiechnęła się Vona.
- Obiecujecie? - Celowo użyła liczby mnogiej,
aby wymusić obietnice na bracie.
- Masz moje słowo. - Maribel nie zależało
jednak na jej daniu słowa. - I brata też, prawda? - Uszczypnęła chłopaka, na co
się skrzywił.
- Taa. - Przytaknął niechętnie.
- No! A gdzie chcesz pójść Mari?
- Hmm... - Zastanawiała się, gdy Vona ubierała
buty. - Już wiem! Na lody do foczki?
- Gdzie? - Zapytał Naoki, akurat w lodziarniach
bywał, a te nazwę pierwsze słyszał.
- Ja też nie wiem gdzie to jest...
- Leo wie. - Mruknęła Mari.
- E? Spadaj. Nie wiem.
- No jak to? Przecież wczoraj powiedziałeś
Dannyemu, że foczka zrobiła ci najlepszego loda na świecie!
Po
tym tekście Leo wybałuszył oczy. Musi zacząć zamykać swoje drzwi od pokoju.
Vona obejrzała się na niego z ognikami w oczach. Zrozumiała prawidłowy kontekst
tej wypowiedzi. Pomimo jej wzroku ten w żaden sposób się nie tłumaczył, tylko
nerwowo uśmiechnął. Dlatego Vona nie miała żadnych skrupułów by go siarczyście
spoliczkować. Maribel i Naoki spojrzeli na siebie, to było dla nich
niezrozumiałe dlaczego to zrobiła? No i od razu potem wyszła zatrzaskując za
sobą drzwi. Leo przez chwile stał bezczynnie trzymając się piekącego policzka,
a potem spiorunował wzrokiem winowajczynie tego ambarasu.
- Zabiję cię...!
Wysyczał
rzucając się za siostrą w pogoń. Naoki cieszył się, że nie ma rodzeństwa, bo
jeśli miało to oznaczać ciągłą walkę o życie to by było ciężko. Mari z krzykiem
biegła w kierunku kuchni, z której na zawołanie wyszła jej mama. Schowała się
za plecami kobiety, bo ona potrafiła uspokoić bestie zwaną Leo.
- Co wy wyprawiacie?!
- Przez długi jęzor tej paskudy Vona ze mną
zerwała! - Wytłumaczył ze złością Leo.
- To prawda? - Dopytała kobieta córki.
- Nie, nieprawda! - Krzyknęła dziewczynka, a
potem głos się jej załamał przez chęć płaczu. - To nieprawda mamo, ja tylko
chciałam, aby następnym razem zabrali
mnie na lody... - Wyszlochała. Elenie serce się załamało przez ten głosik.
- Nie płacz już słoneczko... Najwidoczniej Leo
coś źle zrozumiał.
- Zrozumiał wszystko! Ta gówniara po prostu nie
wie kiedy się zamknąć! - Mari uwielbiała swojego brata, ale czasami przydałaby
mu się nauczka za te czcze gadanie.
- Leo mi zniszczył warkocza...
- Ojej! No widzisz? A to niedobry brat. - Mama
jak na zawołanie wpatrzyła się w córkę jak w obrazek.
- Mamo! - Warknął chłopak. Co to miało znaczyć?
Jego problemy będą ignorowane na rzecz wyglądu siostry? Dawał uciąć głowę, że jej łezki były udawane.
- Och, Leo. Sądząc po twoim śladzie na
policzku, to sobie zasłużyłeś. Nie obarczaj winą siostrzyczki.
- Mam cię dość mamo! W tym domu jedynie Tomi
potrafi mnie zrozumieć! - Zawołał i skierował się do mężczyzny na górę. Po
drodze, gdy był obok Naokiego, postanowił dać mu złotą radę. - Widziałeś mały?
Dobrze ci radzę, nie dopuść do tego by rodzice sprawili ci rodzeństwo. Młodszy
ZAWSZE będzie miał najlepiej.
Naoki
kiwnął głową na znak, że rozumie. Po jego oddaleniu, wróciła koleżanka. Mari
nie ukrywała przed nim, że jej płacz był blefem. Chętnie go nauczy rozpłakiwać
się na zawołanie jeśli by zechciał. Ale ten za to podziękował.
- Mówiłaś, że lubisz swojego brata...
- Bo lubię.
- To czemu robisz mu na złość?
- Nie robię. Rodzeństwo trzeba sobie wychować
Naoki. Jak będziesz miał to ci pokaże jak.
Tymczasem
w szpitalu w pokoju Chiyo przebywał Sasori. Kobieta leżała na szpitalnym łóżku
w stanie farmakologicznej śpiączki i choć wnuk staruszki wiedział co to oznacza
to pozwolił sobie na wiarę w to, iż zdarzy się cud. Usiadł na krześle i
pogrążył się w rozmyśleniach na temat siostry. Bardzo to przeżyła i pomimo jej
upartego charakteru wolałby mieć ją przy sobie. Martwił się o nią, bo to
właśnie Chiyo była dla niej jak rodzic. Dzisiaj miał przyjechać brat babci,
może on doradzi lub zmusi Matsuri do jakiegoś kompromisu. Po chwili do
pomieszczenia weszła Miyuki trzymając w ręku dwa kubki gorącej kawy. Jedną
wyciągnęła w stronę Sasoriego.
- Proszę, napij się.
- Dzięki. – Odpowiedział wstając z krzesła i ustępując
miejsca. – Usiądź sobie.
- W porządku. – Zajęła miejsce, a Sasori
przysiadł sobie na łóżku i popijał kawę. – Mogłam zostać z Naokim, nie musiałeś
go zostawiać na głowie innych rodziców.
- Zapewniali, że to nie kłopot. Poza tym teraz
to ja cię potrzebuje o wiele bardziej.
- Tak…
- Jej. Wybacz, że cię tym zawiodłem. –
Przewrócił oczami, upijając łyk kawy. Miyuki odpowiedziała mu uśmiechem.
- Z twoją babcią będzie dobrze, Sasori. Na
pewno.
- Wiem jak będzie. Jestem lekarzem, a serce to
moja specjalizacja. Obecnie podtrzymują babcie przy życiu, a szanse na
wybudzenie są nikłe. Widziałem wyniki badań.
- Pozwól się pocieszyć. – Bąknęła.
- Chętnie, ale to moje miejsce pracy, więc nie
wypada.
- Nie takie pocieszanie mam na myśli… -
Odparła, a wtem poczuła wibracje w kieszeni. Wydobyła swój telefon, a widzą kto
dzwoni trochę się podenerwowała. – Muszę odebrać…
- Śmiało.
- To… to ja zaraz wrócę.
Postawiła
kawę na stoliku i wyszła na korytarz. Sasori odprowadził ją wzrokiem z
pomieszczenia, nie bardzo przejmując się tym kryciem odbywanej rozmowy. Miyuki
oddaliła się na koniec korytarza i dopiero wtedy odebrała połączenie od Iseo.
- Hej Iseo.
- No cześć misiaczku. Co tam? Jesteś wolna dziś
wieczór? – Zapytał pogodnie.
- Sprawy się trochę pokomplikowały…
- Hm? To znaczy…? Nie mów, że dalej jesteś z…?
- Tak. Nie mogłam z nim zerwać…
- Więc nie mamy o czym rozmawiać.
- Iseo zaczekaj, proszę! – Krzyknęła do
telefonu. – Wierz mi, że chciałam to z nim zakończyć, ale wtedy zadzwonił
telefon. Siostra go powiadomiła, że babcia miała zapaść. Nie mam serca zrywać z
Sasorim w takiej chwili.
- Więc co z nami?
- Daj mi trochę czasu…
- Miyuki…
- Iseo proszę. Wiem, że wiele wymagam, ale jak
będzie po wszystkim to obiecuje ci wszystko zrekompensować. – Mężczyzna po
drugiej stronie westchnął ciężko. Chciałby wierzyć w to, co mówi, ale już raz
to przerabiał.
- Ostrzegam, że wiecznie czekał nie będę.
- Czekasz i tak długo. Jesteś kochany.
- Pani wybaczy. – Zagaił jakiś starszy
mężczyzna do Miyuki. Ta wystraszona automatycznie się rozłączyła, to był głupi
odruch. Trudno, potem się mu wytłumaczy. – Mogła by mi panienka powiedzieć
gdzie leży pani…
- Ale… ja tu nie pracuje…
- … Chiyo Akasuna. – Kontynuował swoją
wypowiedź, gdyż nie bardzo słyszał co ona tam powiedziała pod nosem.
- Pani Chiyo? A pan kim jest…?
- Jestem jej bratem.
Miyuki
zamarła, jedyne o czym myślała to ile czasu ten mężczyzna stał za jej plecami i
co usłyszał…? Stała w miejscu zastanawiając się co ma zrobić, gdy wtem los
rozwiązał sprawę. Sasori wyszedł z pomieszczenia i od razu spojrzał na
znajdujących się na korytarzu bliskich. Uśmiechnął się i podbiegł.
- Witaj wujku. Miałeś dać znać gdy będziesz na
dworcu.
- Nie mówiłeś.
- Mówiłem przez telefon. – Naburmuszył się. Ten
wujek… teraz będzie mu wmawiał jaki to jest niegrzeczny. – Tak mnie słuchasz…
Widzę, że już się poznaliście. – Otulił swoją dziewczynę ramieniem. Miyuki
spuściła wzrok.
- To nie jest pielęgniarka?
- Nie wujku. To moja druga połowa. Miyuki.
- Rozumiem. – Staruszek zmierzył dziewczynę
oceniającym wzrokiem. – Miło poznać.
Miyuki
nic nie odpowiedziała, serce stanęło jej w gardle. Czuła, że mężczyzna usłyszał
jej wcześniejszą rozmowę. Chwilowo nic nie wspomniał na ten temat Sasoriemu,
ale kto wie, w którym momencie to zrobi. Jej partner nie rozumiał takiej
reakcji, więc aby zredukować niezręczną chwilę, zabrał wujka do babci.
Przechodząc
przez opustoszały korytarz szkoły, Hidan usłyszał dochodzące z męskiej toalety
głosy. Z tonu i ogólnej pogawędki wynikało, że jakichś czterech cwaniaczków
dorwało sobie ofiarę, najpewniej w kształcie kujona. Uśmiechnął się do siebie,
pamiętał jak sam miał swoich niewolników w szkole... To były piękne czasy.
Podszedł cicho do drzwi łazienki z zamiarem podsłuchania stosowanych teraz
metod nastraszania.
- ... Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, masz to
po prostu zrobić, bo ci wpierdolę! - Zagroził jeden z tej złoczyńskiej
fantastycznej czwórki.
- Szperanie w dzienniku elektronicznym to nie
moja działka. - Odparł w ogóle nie zastraszony Yagura...?! - Napisałem ci
wszystkie odpowiedzi do testu, a że się tego nie nauczyłeś to twój problem.
- Zaraz zobaczymy kto ma większy problem. -
Warknął chłopak, pociągając Yagurę za fraki i wymierzając mu mocny cios, z
kolana w brzuch.
- Uch... - Jęknął, uginając się wpół z bólu.
Oprawcy nie pozwolili mu długo zwijać się z bólu.
Jeden
z czterech, szarpnął Yagure do góry po czym od razu, bez zbędnych ceregieli
przywalił mu pięścią w twarz. W ten sposób odbił się do kolejnego z chłopaków,
który od razu go odepchnął przez co Yagura uderzył głową w zlew. Spływającą
chłopakowi z głowy krew w ogóle nie powstrzymywała chłopaków przed dalszym
wpierdolem, grunt że był przytomny.
- Nadal sądzisz, że to nie twój problem, cioto?
- Zapytał retorycznie po czym zamachnął się nogą kopiąc mu w twarz. Chwilę
później sam poczuł zasadzonego w własną dupę, kopniaka. - Co do chuja?!
- Oj, to chyba nie jest wasz szczęśliwy dzień.
Chyba na pewno. - mruknął Hidan zamykając za sobą drzwi do toalety.
- Mat, lepiej spadajmy. - Zasugerował mu
przyjaciel na co ten przytaknął i wszyscy razem wyminęli Hidana by jak
najszybciej wydostać się z łazienki.
- Chciałbym wpierw wam wpierdolić. Nawet jeśli
ten koleś zasłużył na manto - A był pewien, że zasłużył na pewno. Sam by mu
wjebał za głupi ryj. - To ten przywilej jest tylko mój. - Zapowiedział Hidan i
zakasał groźnie rękawy bluzy.
- Nie twoja sprawa.
- Owszem, moja. To mój brat - Warknął i od razu
dał przywódcy tej bandy w mordę. Uderzenie wydawało się Hidanowi lekkie, ale
sprawiło, że chłopak nie mógł utrzymać równowagi, a pod okiem z pewnością
powstanie wielkie limo.
- Hidan, zostaw ich... - Stęknął Yagura,
podnosząc się chociaż do siadu. Starszy brat spojrzał na jego poobijaną,
krwawiącą twarz i nabrał jeszcze większej ochoty na zajebanie tamtych gnojków.
- Chłopaki spadamy, już dostał za swoje... -
Zawołał ponownie chłopak, który już od początku sugerował odwrót. Mat wstał z
podłogi z trudem, bo cios Hidana sprawiał, że kręciło mu się w głowie. -
Chłopaki...
- Zamknij mordę! - Odwarknął mu jeden z
kolegów. Wtem zadzwonił dzwonek szkolny, a chyba żaden nie chciał ryzykować
przyłapania przez nauczyciela. - Policzymy się jeszcze, Yagura. - Ostrzegł go
Mat i zamierzał wyjść z kolegami, ale Hidan go jeszcze pociągnął do siebie
szarpnięciem.
- Nie radzę tego robić, śmieciu. Odpierdol się
od mojego brata, bo własnoręcznie cię zajebie, kumasz? - Zagroził wymachując mu
przed twarzą pięścią. Yagura zamiast być wdzięcznym bratu za obronę, to czuł
się zażenowany. Dostał po ryju i broni go brat... Szczyt bycia cipą został
osiągnięty.
- Zobaczymy. - Zapowiedział Mat obnosząc się
swoim jestestwem poprzez strącenie z siebie, zaciśniętych pięści Hidana.
Wyszli
z pomieszczenia tylko dzięki Yagurze, który stopował brata. On by tam wolał ich
załatwić, ale cóż. Podszedł do młodego i szarpnął go trochę brutalnie w górę, z
czego nie był zadowolony.
- Krew ci leci. - Zauważył Hidan, gdy ten wyjął
z opakowania chusteczki, by to z siebie otrzeć.
- Dzięki, nie zauważyłem. - Sarknął.
- Zawiozę cię do szpitala.
- Nic mi nie jest.
- Przyjebałeś głową w umywalkę.
- Nic mi nie jest. - Powtórzył. - Co tu robisz?
- Chciałem pogadać z Nagato, ale nie było go w
domu, ani u Ush. W szkole też go nie ma.
- Był rano.
- Dobra,
chuj mu w dupę... - Machnął na to ręką i wyszarpał brata z łazienki siłą. Nie
będzie się z tym durniem dogadywał.
- Co ty wyprawiasz?! Puszczaj mnie!
- Jedziemy do szpitala.
- Mówiłem, że nic mi nie jest. To marnotrawstwo
czasu i paliwa.
- Luz. W takim razie idziesz do dyrektora i
naskarżysz na tamtych. - Wobec tego zdania Yagura parsknął śmiechem.
- Zmień dilera, Hidan. Nigdzie nie idę, nie
jestem kapusiem.
- Co ci zależy? I tak i tak wychodzisz na
frajera. - Odparł, a odpowiedziało mu przewrócenie oczami.
- Yagura! - Zawołała za nim radośnie Matsuri,
lecz będąc już blisko niego, uśmiech spełzł z jej twarzy. - O mój boże! Co ci się
stało?!
Hidan
przeglądnął się podchodzącej dziewczynie. Hm, skądś ją znał. Yagura zakrywał
dłonią swój nos, z którego leciała niczym wodospad, krew.
- Nic takiego... Drobna bójka.
- Gdzie tylko jedna strona biła. - Dopowiedział
Hidan, a brat posłał mu miażdżące spojrzenie. Mógł sobie darować ten komentarz.
- Drobna? - Przejęła się Mats. - Yagura ty masz
stłuczony nos! - Wygarnęła, odkrywając jego twarz. - I jasna cholera, chyba
ukruszyli ci zęba!
Hidan
wobec tej uwagi parsknął śmiechem. Wcześniej tego nawet nie zauważył. Mats
przypominając sobie o obecności mężczyzny, przywitała się z nim.
- Idziecie do dyrektora?
- Ciągnę go tam siłą, bo ten frajer nie chce po
dobroci. - Odpowiedział Hidan, a Yagura znowu go spiorunował wzrokiem.
- Słucham?! Yagura - Matsuri złapała kolegę za
rękę. - musisz iść. Takie pobicia to nie przelewki.
- Skarżenie nie jest w moim stylu...
- W moim stylu nie będzie zostawienie tego tak!
Chodź, pójdę z tobą! - Zdecydowała ciągnąc go za sobą.
- No dobrze.
Odpowiedział
potulnie i razem skierowali się do gabinetu dyrektora. Hidan uniósł brew ze
zdziwienia, przecież nie chciał iść. Patrzcie co dziewczyna potrafi zrobić z
człowiekiem. No cóż, korzystając z tego, że o nim zapomnieli, ruszył na
poszukiwanie zemsty. Oprócz niego nikt nie ma prawa znęcać się nad jego
braciszkiem.
Yagura szedł za Matsuri, warto dodać, że
ciągle trzymała go za rękę. Nieważne, że to pewnie było nieświadome i tak
czerpał z tego przyjemność. Matsuri wkroczyła stanowczym krokiem do
sekretariatu sekretarz Kabuto i Shizune naturalnie pełnili swoje dyżury… No
teraz mieli przerwę i delektowali się kawą. Właściwie ciągle ją popijali.
Dziewczyna wypuściła z uścisku kolegę i odchrząknęła znacząco. Cisza.
- Hej! – Krzyknęła uderzając dłonią w blat.
Dorośli wreszcie raczyli spojrzeć na uczennicę. – Na terenie szkoły, a
konkretniej w ubikacji, mój przyjaciel został pobity! Chcemy – Pociągnęła
Yagurę do siebie. – zgłosić tą sprawę dyrektorowi.
- Co się dokładnie stało? Kto cię pobił i
dlaczego?! – Shizune od razu poderwała się z miejsca i doskoczyła do rannego
Yagury. – Usiądź tutaj.
- Dyrektor zajmuje się teraz innymi
chuliganami. – odpowiedział Kabuto.
- O nie! To jest sprawa nieczerpiąca zwłoki! –
Oświadczyła Matsuri i bez zbędnego pozwolenia czy zapukania otworzyła drzwi do
gabinetu. – Panie dyrektorze!
- Siema Mats. – Przywitał się z nią Hiroya
siedząc wygodnie na obrotowym krześle szefa szkoły.
- Proszę zaczekać za drzwiami, aż zawołam. –
Rzekł surowo Orochimaru. Pod wpływem tego zimnego tonu w dziewczynie ulotniła
się pewność siebie.
- Moment. Przypominam dyrektorze, że chciałeś
się zamienić miejscami. – Powtórzył jego sugestię. – Więc spoko, teraz
wysłucham problemu swojej przyjaciółki. Zapraszam panno Aka-coś tam.
- W porządku. – Zgodził się Orochimaru i gestem
dłoni pozwolił Matsuri mówić.
- Pobili Yagurę w łazience.
- Co?! – Wstał z krzesła. – Jak to pobili?!
Kto?!
- Nie wiem. Przyprowadzę go tu i sam zapytaj. –
Burknęła wychodząc po kolegę.
- No skoro żyje to go przyprowadź.
- Jako dyrektor nie masz szacunku od uczniów. –
Skomentował dyrektor. On przynajmniej budzi w ludziach niejaki strach. – W
sumie to się nie dziwię. Panna Akasuna to twoja przyjaciółka, a nie znasz nawet
jej nazwiska.
Hiroya
się tym zbytnio nie przejął, stary człowiek nie zna się na dzisiejszej
przyjaźni. Przyjaciele nie mogą się obrażać, bić, dawać spisywać zadania… co to
byłaby za chora relacje gdyby nie to? Po chwili w progi gabinetu stanął Yagura
i od razu dostał rozkaz zajęcia miejsca na krześle i przy podświetleniu twarzy
lampką, zostawał poddawany pytaniom. Orochimaru nacisnął swoje zatoki nosowe,
cyrk na kółkach.
- Panie Dayeru, proszę wyjść. Jutro dokończymy.
- Kiedy to mój przyjaciel, prawie brat! Jego
sprawa jest moją sprawą. – Odparł, a potem zwrócił do Yagury. – Podaj nazwiska,
a tak im spuszczę wpierdol, że będą wyglądać gorzej od ciebie.
- Dziękujemy za ten komentarz panie Dayeru.
Będę wiedział kogo podejrzewać przy kolejnych pobiciach.
- Hehe, przecież żartowałem panie dyrektorze…
Hiroya
mimo żądań dyrektora chciał zostać i przysłuchiwać się rozmowie. Ustąpił mu
nawet prawowitego siedzenia. Orochimaru zgodził się by został o ile będzie
cicho. Przystał na ten warunek.
- Cóż. Panie Tadashi, chyba upodobał pan sobie
mój gabinet. – Stwierdził mężczyzna nawiązując do niedawnej jego wizyty. -
Proszę opowiedzieć co się stało.
Yagura
się troszeczkę skrzywił, przyszedł tu ze względu na Matsuri, ale nie był
przekonany czy chciał skarżyć. Dyrektor zachęcał go do wypowiedzenia i
wspomniał, iż wcale nie musiał się bać. Akurat wzmianką o strachu rozbawił
Hiroyę, który w swoich myślach zaczął z niego drwić. Yagura wolał nie myśleć
jak wypadł w oczach Matsuri. Powiedział więc jak to wszystko przebiegało i
właściwie dopiero teraz sobie przypomniał o Hidanie. Ciekawe gdzie on się
podziewa…? Dyrektor spisał na karteczce nazwiska oprawców.
- Wiesz może dlaczego cię pobili, panie
Tadashi?
- Dlaczego…? – Ucichł. Cholera, jak miał się
teraz przyznać, że pisze ludziom zadania
domowe za trochę hajsu? Zawieszą go czy coś. – Bo ja ten… no…
- Może niech ich się pan zapyta? Pewnie chcieli
się po prostu poznęcać nad kimś słabszym. – Wtrąciła Matsuri. Bomba, ma go za
słabeusza…
- Na chwilę obecną piszę się pani Akasuna, a
nie Tadashi. Więc proszę milczeć. – Syknął dyrektor, ustawiając dziewczynę do
pionu. Yagurze tam się podobała perspektywa Matsuri Tadashi.
- Przepraszam… - Skinął głową wobec je żalu i
ponaglił wzrokiem Yagurę.
- Ja… ja nie wiem…
- Nie wie pan?
- No… nie…
- Ciekawe. Jest pan pewien? – Widział w
chłopaku, ze ten coś ukrywa, dlatego ciągle zadawał mu pytania. Nawe dyrektor
się domyślał, że uczeń nie jest wytrzymały i zaraz pęknie. – Lepiej będzie jak
dowiem się o tym od ciebie. – Wszyscy spojrzeli na Yagurę, a to chyba jeszcze
bardziej go podenerwowało, więc westchnął ciężko.
- Napisałem dla jednego wypracowanie. Miało
wpłynąć na ocenę końcową i podnieść mu ocenę z dwói na czwórkę… Niestety podał
mi zły temat pracy, więc mu nauczycielka nie zaliczyła. Kazał mi napisać na
nowo, ale tym razem nie chciał zapłacić. No to odmówiłem.
- To znaczy, że odwalasz robotę za innych? Nie
masz kasy Yagura? – Zapytał ze zdziwieniem Hiroya.
- To nie ta…
- Panie dyrektorze – Zawołał Kabuto, wchodząc
do środka. – Tych czworo chciało się z dyrektorem zobaczyć.
Do
gabinetu weszło czterech chłopaków, którzy chyba też doznali napaści. Stłuczony
nos, podbite oko czy rozcięty łuk brwiowy to było pierwsze co rzuciło się
dyrektorowi w oczy. Każdy z nich przedstawił się z imienia i nazwiska, a owe
imiona i nazwiska zostały wcześniej podyktowane dyrektorowi przez Yagurę.
Przewodniczący tym zgrupowaniem potulnie przyznał się do pobicia Yagury.
- Wraz z kolegami przyjmiemy odpowiedzialność
za wyrządzoną mu krzywdę… Yagura, przepraszam. – Powiedział do chłopaka, ale
można było wyczuć, że zrobił to niezbyt chętnie. – Jestem cholernie impulsywnym
debilem…! – Skomentował głośno. Tak jakby na pokaz… Albo przylizuję się
dyrektorowi albo ktoś miał to usłyszeć.
- Jest pan, jest. Ale widzę, że nie tylko panu
Tadashiemu się oberwało. – Zauważył Orochimaru. – Podobno pan się z nimi nie
bił.
- Bo nie bił. – Zaprzeczył szybko tamten. – Bo…
my… pobiliśmy się między sobą.
Dyrektorowi
śmierdziało to kłamstwem, ale grupka chłopaków zarzekała się, że tak właśnie
było. Matsuri też odnosiła wrażenie, że ich zachowanie jest co najmniej
podejrzane. Jeden z chłopaków o imieniu Mat spotkał się z nią w pewnym momencie
wzrokiem. Posłał ciepły, uprzejmy uśmiech, który sprawił dziewczynie rumieniec.
Hiroya to zauważył i dla przyjaciela postanowił działać. Poprosił Matsuri by z
nim wyszła na dwór, bo potrzebował świeżego powietrza. Zgodziła się. Wychodząc
z pomieszczenia zobaczyli wygodnie siedzącego na krześle Hidana. Hiroya skinął
na niego głową w geście powitania, ale nie rozgadywali się. Na dworze usiedli
na schodach przed wejściem do budynku.
- Strasznie się chyba przejmujesz Yagurą. –
Zagadał do dziewczyny.
- Ja?
- Taa. Nawet zbladłaś.
- Moja babcia jest w szpitalu, miała zawał. To
nią się najbardziej przejmuje… - Hiroya o więcej nie pytał. Wie, jakie to
ciężkie, gdy bliska osoba… - Hej, nasz dyrektor jest straszny, nie uważasz?
- Taa, ciężko mi go wyprowadzić z równowagi.
Jego spokój jest… ciężki.
- No. I co on ma z tym mówieniem do wszystkich
pan, pani? Znaczy to nawet fajne, ale czuje się wtedy jakbym coś zrobiła. –
Zaśmiała się. – No i ten jego komentarz, że nie nazywam się JESZCZE Tadashi.
Siara.
- Mówisz siara, a pewnie byś chciała.
- O tak, to moje marzenie. – Sarknęła
przewracając oczami.
- … To było strasznie głupie z twojej strony. –
Stwierdziła urażona dziewczyna swojej koleżance. – To, że nauczyciel cię
odrzucił nie znaczy, że masz z zemsty doprowadzać do jego zwolnienia.
- Nie do zwolnienia, może słuchaj mnie tymi
wielkimi uszami. – Przewróciła oczami. – Przeniesie się do innej szkoły.
Lepszej i właściwie lepiej płatnej. Uzumaki powinien mi dziękować na kolanach.
– Burknęła. Hiroya spojrzał na Matsuri, a ta porozumiewawczo z nim, postanowiła
zareagować.
- Nie mogłaś odpuścić Yumi? Najlepszy
nauczyciel z matmy jakie…
- Yo laski. – Przywitał się Hiroya. –
Mówiłyście o Uzumakim. O co kaman?
To się porobiło xD
OdpowiedzUsuńHidana UWIELBIAM.
Sytuacja z Deidarą bezcenne. Czekam na next.
Hidan jest ze wszystkich najgorszy, a najbardziej lubiany - jak on to robi? :P
UsuńSerio? Miałam nadzieję, że Tay jednak nie nazwie syna Gwidon.. i do tego jest brzydki xD . Dei jednak nie uwolni się od dzieciaków.
OdpowiedzUsuńMiyuki.. Ona to mnie dopiero wkurza! Jest sobie z Saso i wmawia Iseo, że niedługo to zakończy. Fajnie by było gdyby obaj ją zostawili. Miałaby nauczkę.
Identyfikuję się z Hidanem. Też tak mam, przezywam siostrę ale to tylko i wyłącznie mój przywilej!
Haha Mari i jej niewyparzony język. Ale te dzieci są niekumate..
Chiyo ma przeżyć.
Nie jest brzydki .. Dla Deidary wszystkie dzieci są brzydkie po prostu xD on ma w sobie jakiś magnez na dzieci :P
UsuńMiyuki... No ona nie radzi sobie z zazdrością ;)
Hehe, przybij sobie z Hidanem piątkę w takim razie :D u mnie to jest na zasadzie, że ktoś ci coś powie, a rodzeństwo dobija -_-
No zdarza się... Dzieci :P
Hidan tak się wszystkim dziwi, że zmieniają się pod wpływem dziewczyn, a ciekawego co by było jakby on jakąś poznał xD
OdpowiedzUsuńNo przecież poznał - tą złodziejkę. Mówcie co chcecie, ale z tego coś w przyszłości będzie xD
UsuńKurwa, nie spojleruj >.< to będzie w następnym rozdziale...
UsuńW każdym razie kogoś pozna :P
Halo, halo, kiedy będzie nowy rozdział? Nie wolno tak długo trzymać nas w niepewności, to nieludzkie :D
OdpowiedzUsuńPopieram Anonima.
Usuń