1 gru 2015

Rozdział 75.


         W szpitalu od razu po telefonie Matsuri zjawił się Sasori. Zapytał w recepcji o swoją babcię, ale wtedy podbiegła do niego zapłakana siostra. Objął ją i próbował uspokoić, ale nie szło mu najlepiej. Podejrzewał, że na razie nic się od niej nie zdoła dowiedzieć. Poprosił koleżankę, by wskazała mu miejsce pobytu babci, a następnie udał się tam z siostrą. Lekarz prowadzący cieszył się, że to akurat z Sasorim będzie rozmawiał. Wieści nie są przyjemne, ale doktor podchodził do tego trochę egoistycznie i liczyło się dla niego, że nie będzie musiał się powtarzać, ani nie będą mu zadawane głupie pytania. Chiyo obecnie przebywała w śpiączce, a jej życie podtrzymują maszyny.
- Pana babcia miała problemy z sercem. Wiedział pan o tym?
- Nie… - Głupio mu było to przyznać. Chyba nagrody za najlepszego wnuka roku nie dostanie. – Nie mieszkam z nią.
         Lekarz jedynie skinął głową. Następnie wytłumaczył mu całe schorzenie staruszki. Ze względu na to, nie mogą podjąć zbyt wielu środków leczniczych. Właściwie uratować ją mógł jedynie cud.
         Po rozmowie, Sasori wyszedł z gabinetu kardiologa i pierwsze co, to zabrał Matsuri do szpitalnej kawiarni. Musiała się uspokoić, inaczej jeszcze ona mu tu zejdzie czy coś. Przy kasie zakupił dla niej herbatkę uspokajającą i położył przed dziewczyną na stoliku.
- Wypij, bo mi się jeszcze odwodnisz.
- Dzięki… - mruknęła pod nosem i odpiła łyk. Po chwili ciszy sama zaczęła mówić. – To wszystko moja wina. Kłóciłyśmy się i w zdenerwowaniu złapała się za serce… Wiesz, sądziłam, że się droczy i chciała wymusić na mnie poczucie winy, więc to olałam i poszłam do pokoju… po paru minutach wyszłam, by skorzystać z toalety i zobaczyłam, jak babcia leży na podłodze…! – Ostatnie słowa wyszlochała. Sasori przysunął się do siostry krzesłem i użyczył jej swojego ramienia.
- To nie twoja wina. Jej zawały bywały mylące.
- Gdybym zareagowała od razu…
- Cicho… Matsuri, mam z tobą zamieszkać?
- Co? Po co?
- Martwię się o ciebie.
- Nie. Nic mi nie będzie.
         Nie był co do tego przekonany, ale co mógł poradzić? Mógł ją tylko podnosić na duchu. Może przekona Gaarę na spędzenie z nią weekendu, gdy przyjedzie. Matsuri była cała podenerwowana i rozżalona sytuacją… ale zapewniała, że da sobie ze wszystkim radę sama.

         Późnym popołudniem w domu siedział Itachi i sumiennie przygotowywał się do obrony swojego klienta przed sądem. Niedawno przyszedł do niego w odwiedziny Sasuke, ale siedział sobie spokojnie w salonie i przeglądał Internet. Chciał pogadać z bratem i prosić go o porady w związku z tym, że za kilka dni miał poznać rodzinę swojej dziewczyny. Po chwili do mieszkania weszła Kana wraz z Yukari śpiącą w wózku.
- Wróciłam! - Zawołała w przedpokoju. Córka była odporna na jej i czyjkolwiek głos, spała jak kamień.
- Nareszcie, zjadłbym jakiś obiad. - Zaśmiał się Sasuke.
- To mi też zrób. - odpowiedziała nie zaszczycając go spojrzeniem. Podeszła do męża i po nachyleniu się przed nim,  złączyła się z nim w bardzo namiętnym pocałunku.
         Sasuke nie spodobał się ten widok. Mogliby sobie darować przy nim tych czułości. Itachiemu się tam podobało, ale znał żonę na tyle dobrze, że pewnie coś chciała.
- Czym sobie zasłużyłem?
- Zafundowałeś żonie i córce zakupy. -  Mruknęła oddając mu kartę kredytową.
- Co? Ja przecież... - Zaczął mówić, przeglądając swój portfel. - Kana! - Warknął, a pod wpływem tego krzyku z płaczem obudziła się Yukari.
- Nie krzycz. - Zrugała mężczyznę, biorąc w ręce dziecko. - No już, już. Tatuś nie chciał krzyczeć . Zmieni zdanie jak zobaczy co kupiłyśmy!
- Śmiałe słowa. - Odparł Sasuke. Po minie brata, który zauważył ilość toreb pod wózkiem, widział że zadowolony nie jest.
- Wujek nie wie, bo nie ma fajnego ciała.
- Właśnie, że mam. - Na tą odpowiedź Kana parsknęła. - Chcesz sprawdzić?
 - Uch... Nie dziękuję. Potrzymaj bratanicę i przydaj się do czegoś.
- Ile to wszystko mnie kosztowało? - Zapytał Itachi żonę.
- Nieważne! Ważne, że masz szczęśliwą i piękną żonę. - Powiedziała teatralnie. - Naprawdę, byłam na zakupach, u fryzjera i kosmetyczki. Czuję się jak milion dolarów!
- Serio? A wyglądasz jak dziesięć złotych - Zaśmiał się Sasuke. Kana wbiła w niego pełne mordu spojrzenie.
- Sasuke zamknij się. - Itachi przewrócił oczami. - Kanuś, a jest jakaś okazja byś się tak stroiła?
- Oczywiście kociaku - Przytaknęła z lubieżnym uśmiechem. - Przecież jedziemy odwiedzić mojego tatę. Będzie tobą zachwycony widząc, że dbasz o jego księżniczkę.
- Pfffhahaha - Parsknął Sasuke. - Księżniczkę, a w którym zamku straszysz?
- Masz o wiele za małego konia by tam dojechać. - Warknęła.
- Przestańcie.
- Kiedy Sasuke mnie obraża! - Naskarżyła mężowi.
- Potem. - Zignorował to Itachi. - Mówisz o tym swoim ojcu, który siedzi w więzieniu?
- Nie mam innego. - Burknęła. - Rozmawiałam z nim kilka dni temu, tak się cieszy, że w końcu pozna wnuczkę. - Uśmiechnęła się do córki.
- Wolnego! - Zawołał wstrząśnięty tym szczegółem. - Chyba nie zamierzasz zabierać Yukari do siedliska przestępców!
- Mój tata chcę poznać wnuczkę i zięcia, więc tak. Zamierzam.
- Chyba sobie jaja robisz w tym momencie.
- Chyba zrobiła kupę. Zabierzcie ją ode mnie. - Wtrącił się Sasuke. Kana wyciągnęła ręce po córkę.
- Mówię w stu procentach poważnie.
- Kana - Yukari zaczęła głośno płakać przez śmierdzącą maź w pieluszce. - Takie rzeczy powinnaś też ustalać ze mną wcześniej.
- Ustalałam, zgodziłeś się.
- Co? Kiedy niby?
         Kana przewróciła oczami i oddaliła się do sypialni dziecka. Płacz i szamotanie dziewczynki nie pozostawiało jej wyboru. W czasie gdy ta ją przebierała Sasuke szczerze współczuł bratu, taka żona to wyzwanie. No i Itachiego najwyraźniej też czeka pierwsze spotkanie z teściem. Sasuke mógłby sobie właściwie pójść, ale za bardzo był ciekaw co dalej. Po chwili Kana wyszła z pokoju najwidoczniej zostawiając tam córkę.
- Tak myślałam, że nie będziesz niczego pamiętał - Mówiąc to naciskała coś na telefonie. - Dlatego cię nagrałam. Zatem posłuchaj... Kochanie.
         Włączyła odtwarzanie, a Itachi od razu rozpoznał sytuacje, w której o tym rozmawiali. Sasuke słysząc jęki małżeństwa trochę się zaczerwienił. Głos Kany pomiędzy rozkosznymi jękami napomknął na temat ojca, że baaardzo chciałby poznać swoją wnuczkę. Do Itachiego teraz dotarło, dlaczego Kana była taka chętna na seks. Po powiedzeniu swojej prośby, Itachi się zgodził. Głośno i z dziką przyjemnością, a jęki Kany zwiastowały miłe uczucie orgazmu. Sasuke musiał usiąść, odgłosy bardzo go podnieciły, a nie chciał by wyszło to na jaw.
- No i co? Zgodziłeś się. – Uświadomiła z cwaniackim uśmiechem.
- To nie sprawiedliwe. Nie myślałem wtedy nad tym co mówię. Skupiałem się nad sprawieniem ci przyjemności. – Odparował spokojnie argument. Kana się uśmiechnęła.
- Wiem. Było cudownie. – Na końcu języka miała powiedzenie „bywało lepiej”. – Niemniej słowo wypowiedziane jest święte. Więc jedziemy.
- Pod warunkiem, że Yukari zostanie u moich rodziców.
- Mój tata chce ją poznać. Rozumiesz? – przemawiała jak do nie normalnego.
- Tak. Pokażemy mu jej zdjęcia. Nakręcimy jakieś filmiki. Moja córka nie będzie składać wizyt w więzieniu, nienormalna jesteś?
- Twoich rodziców może znać, a mojego taty już nie? – Obruszyła się.
- Moi rodzice nie siedzą w pace! Nie zabraniam jej kontaktu z dziadkiem, tylko kontaktu w więzieniu. Rozumiesz zależność?
- Co za różnica. I tak nie będzie pamiętać, gdzie była. – Wzruszyła ramionami.
- Cóż, nie zgadzam się.
- Gówno mnie to obchodzi. – Burknęła ze złością. - I tak pojedzie.
- Nie ma takiej opcji, Kana.
- Zobaczymy. – Warknęła, odchodząc w majestatycznym roku do sypialni Yukari.
         Itachi westchnął. Nie lubił się kłócić z żoną, nie lubił kiedy w ogóle była na niego zła, ale nie mógł odpuścić w takiej sprawie. Usiadł obok brata, licząc na jakieś dodanie otuchy. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
- Jeszcze tu jesteś? – Bąknął aluzje mówiącą „spierdalaj”.
- Wiesz, że i tak będzie jak Kana mówi? – Odpowiedział pytaniem Sasuke.

         Wieczorem w jednym z mieszkań pewna dziewczyna podrywała wszystkich do pionu. To był dla niej ważne wydarzenia, bowiem na kolacji miał się pojawić jej chłopak, Sasuke. Oczywiście obecny był również Daisuke, za nic by sobie tego nie odpuścił. Sakura wraz ze swoim ojcem urzędowała w kuchni, a Daisuke siedział w swoim pokoju i pisał sobie smsy z Nel. Po jakimś czasie po mieszkaniu rozniosło się pukanie... Daisuke trochę się zdziwił, że siostra nie zaczęła panikować. Po kolejnym pukaniu pozwolił sobie samemu otworzyć drzwi.
- Już chciałem sobie iść... - Mruknął Sasuke, niestety z przyspieszeniem, bo sądził że otworzy mu Sakura.
- Och, ok. Nie będę ci odbierać tej szansy. - Odpowiedział mu Daisuke i zamknął drzwi przed nosem.
- Kto to był? - Zapytała Sakura dopiero co usłyszawszy trzask drzwi i wychylając się z kuchni.
- Twój chłopak. - Wzruszył ramionami.
- To dlaczego go nie wpuściłeś, gnomie?! - Warknęła, przepychając się do drzwi. - Cześć kochany, pamiętasz jak mówiłam ci, że mój brat to debil?
- Pamiętam i teraz ciężko mi się z tym nie zgodzić.
- No ej, ja ci pozwalałem uratować dupę. Tylko debil by nie skorzystał. - Odpowiedział z westchnieniem. - Fajnie, że nie skorzystałeś. Widzę, że pasujesz do Sakury.
- Tato! - Zawołała Sakura z pogróżką.
         Daisuke przewrócił oczami. Czy ona sądzi, że on się boi taty...? No, może trochę. Jednak to jest śmieszne, kiedy dwudziestu kilkuletnia dziewczyna wciąż wykorzystuje ojca jako swego ochroniarza od ripost. Jakby sama nie potrafiła się bronić... Chwila, przecież nie potrafi.
- Co się dzieje? - Zapytał ojciec Sakury wychodząc z kuchni. Sasuke natychmiast się mu ukłonił.
- Daisuke już na początku obraził mojego chłopaka. - Naskarżyła dziewczyna.
- Hę...?! - Zdziwił się chłopak.
- Sakura, daj spokój. - Upomniał ją. Nie chciał, aby skarżyła w jego obronie, to dziecinne.
- To on zaczął. - Oskarżył. - Nazwał mnie debilem.
- Nie... - Zaprzeczył, kajając się pod wpływem spojrzenia ojca Sakury. - Nic takiego nie powiedziałem.
- Fakt. Ty przytaknąłeś gdy Sacia mnie tak nazwała!
- Zgrywałem się tylko...
         Ojciec Sakury i Daisuke nie dociekał tej sytuacji, zaprosił wszystkich do stołu na kolacje. Był już dosyć głodny jak i całe towarzystwo. Przy stole rozmowa toczyła się wokół tematu o szkole. W czasie męskiej rozmowy rodziciela z Sasuke, najmłodszy w towarzystwie wymieniał smsy z Nelią, chichocząc pod nosem.
- Z kim piszesz Daisuke? Z dziewczyną? - Zakpiła Sakura, sądząc, że taki cud jest w przypadku jej brata niemożliwy.
- Bingo. – Bo Nel to dziewczyna, nie jego, ale dziewczyna.
- Co? To ty też jesteś w związku? - Rodzic był tym zaskoczony. - Nie jesteś za młody na dziewczyny...? Ile ty w ogóle masz lat?
- Prawie osiemnaście.
- Och... Tak dużo...? Naprawdę...?
- Tak tato...
         To niesamowite, że własny ojciec może nie wiedzieć ile jego syn ma lat. Mało tego, on mu nie wierzył i począł liczyć samemu przeminięte od urodzenia lata. Sasuke zaczął doceniać własnego staruszka, bo on ma o nim większe pojęcie.
- Bardzo dobrze gotujesz, Sakura. - Pochwalił ją chłopak, na co Daisuke parsknął śmiechem.
- Człowieku, gdyby ona to gotowała to byś tego nie przełknął.
- Zamknij się, Dai! Tato powiedz mu coś!
- Eee... Sakura przecież umie gotować. - Stwierdził pan Haruno.
- Tak, wiem. Ale to dania zagrażające życiu, żołądkowi lub powodujące sraczkę. - Rodzic nic mu nie odpowiedział, a ta cisza nie ucieszyła Sasuke, ale postanowił pocieszyć Sakure.
- Nie szkodzi. Nauczę cię gotować.
- Uch, syzyfowa praca.
- Mogę go zabić? - Zapytała Sakura.
         Gospodarz westchnął ciężko i kazał wszystkim jeść, kolacja byłaby o niebo lepsza gdyby nic nie mówili. Po zjedzeniu posiłku młodzież przeszła do salonu, zostawiając zmywanie w rękach pana Haruno.
- To jak? - Zaczął Daisuke. - Sypiacie ze sobą?
- Nie twoja sprawa, debilu! - Warknęła Sakura z oburzeniem i wielkim burakiem na twarzy. - I w ogóle to spierdalaj! Sasuke nie słuchaj go, to kretyn. W dodatku wybrakowany.
- Jedyne braki to te w twoim staniku. - Oddał jej ripostą z podwójną siłą. Sasuke wobec niej nie został obojętny i parsknął śmiechem.
- Jesteś kretynem Daisuke.
- Zmień płytę.
- Witam wszystkich. - mruknęła nowa osoba w towarzystwie, którą wpuścił gospodarz.
- Yoshi! - Zawołał z uśmiechem Daisuke. Był jego i Sakury bratem, zawsze miał z nim zajebisty kontakt, dlatego nie mógł go nie powiadomić o wizycie chłopaka siostry.
- Co tu robisz? - Burknęła dziewczyna. Wiedziała, że obecność obu jej braci jednocześnie będzie dla Sasuke nieprzyjemne.
- Przyszedłem odwiedzić rodzinę. Nie wolno? - Uśmiechnął się. - W dodatku podobno na kolacji jest twój chłopak, Saciu.
- Zgadza się. To ja, nazywam się Sasuke. - Wtrącił się chłopak podchodząc do mężczyzny.
- Yoshi. Miło poznać. - Mruknął wyciągając do niego rękę. Sasuke zerwał się aby ją ująć, lecz nie potrafił w nią nawet trafić, a gdy już mu się udało, to Yoshi się skrzywił i zwrócił do siostry. - Sakura weź z nim lepiej zerwij, ta ciota nawet ręki nie potrafi porządnie uścisnąć.
         Oświadczył poważnie. On zawsze pełnił wobec siostry lepszą rolę ojca, niż własny ojciec. On jej w zbyt wielu rzeczach pobłażał i pewnie dlatego jest właśnie taka jaka jest. Dobry dla niej będzie byle gamoń, byleby był ładny. Sasuke zrozumiał, że nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia, ale to wszystko przez nerwy...!

         Deidara po skończeniu mycia garów po obiedzie wyszedł do toalety na siku. Nigdy nie podejrzewał, że zmywanie naczyń będzie takie męczące. Nawet praca nie wypompowuje tak z niego energii. Tsuki w tym czasie leżała na brzuchu kanapie i czytała jakąś książkę. Dzisiaj miała wolne i zdecydowanie chciała poświęcić dzień relaksowi. Przerwał jej dzwonek do drzwi. Pierwszy… Drugi… Trzeci, czwarty, piąty. Nie mogąc liczyć na siedzącego w klopie współlokatora, sama ruszyła się z miejsca i z impetem otworzyła drzwi. W progu stała jakaś laska z jakimiś gówniakami.
- Yyy… - Nie wiedziała jak zacząć, nie spodziewała się tego widoku. Patrzyła ze zdziwieniem na Tayuye, a ona na nią, patrzyła na dziecko, a ono patrzyło na nią. Tayuya zerknęła na pociechę, która faktycznie wgapiała się w Tsuki.
- Zastałam Deidarę? – Zapytała dziewczyna. Tsuki od razu cofnęła się do tyłu i zawołała.
- Deidara Douhito! W tej chwili do mnie!
- Mogę wejść? Dziękuję! – Zapytała żeby nie było i wprosiła się do środka. – Jestem Tayuya w ogóle. – Wyciągnęła do niej rękę. – A te szkraby to dzieci twojego współlokatora.
- Aha… - Skomentowała krótko. – Dei w tej chwili przywlecz tu swoje leniwe dupsko!!! – Zawołała głośno, będąc lekko zmieszana tym towarzystwem.
- No już idę! – Ryknął wychodząc z toalety. Widok Tayuyi jednak wbił go w miejsce. – Co ty…? Co ona tu robi?! – Wyładował swą frustracje na Tsuki.
- Skąd mam wiedzieć?! Jej pytaj.
- Przyszłam poznać swoje dzieci z tatusiem. – Odparła z uśmiechem.
- Ustaliliśmy, że nie chcę ich poznawać.
- Pamiętam. I tak cię na szczęście nie będą pamiętać.
- Skąd masz mój adres…? – Zapytał, obawiał się, że za jej przybyciem stoi matka. Czyżby sprawa się rypła?
- Od Itachiego.
         Skurwysyn!!! Nienawiść do tego zjeba wzrosła w Deidarze, o ile to w ogóle było możliwe. Tayuya udała się do salonu, prosząc wcześniej o coś do picia. Blondyn nadal nie dowierzał, że ona tu jest. Czego cholera oczekuje? Że spodoba mu się rola tatusia? Powątpiewa! Tsuki odchrząknęła.
- To ten. Ja spadam – Zdjęła z wieszaka bluzę. – Nara.
- Co?! Czekaj! – Przyblokował własnym ciałem drzwi. Tym razem zwrócił się do niej szeptem. – Nie zostawiaj mnie z nią samego.
- Czemu nie?
- Bo ona ma dzieci… - Dodał z bezradnością w głosie. Deidara był żałosny… ale wszyscy już o tym wiedzieli.
- No i? To twój problem, więc spierdalaj. Ja się w niańkę nie będę bawić.
- Nie będziesz się bawić, ale chciałbym żebyś ze mną została… Pomogła ją wypierdolić…
         Tsuki westchnęła i w końcu się zgodziła. No paranoja, co ten Dei sobie wyobraża? Że Tayuya chce więcej dzieci i przyszła po plemniki? Usiedli niechętnie w salonie i się zaczęło… dosyć sztywno. Tayuya w ogóle jednak tego nie zauważała, w chwilach ciszy zabawiała dzieci. Przynajmniej Gwidona, bo się obudził. Deidara patrzył na te pluskwę i nie mógł się nadziwić, że spłodził takie brzydkie dziecko. W szkole będzie miał przejebane.
- Chcesz go potrzymać? – Zapytała Tayuya.
- Nie.
- Tsuki, ty też jesteś jego byłą, prawda? – Dziewczyna przytaknęła. – Dużo o tobie wspominał jeszcze za naszych wspólnych czasów.
- Serio? – Spojrzała dziwnie na Dei’a, on nie ma o czym gadać na randkach, czy co? Nieważne. – A co mówił?
- Nie musimy o tym rozmawiać – Wtrącił mężczyzna.
- Zamknij ryj, chcę posłuchać.
- Wspominał, że zawsze w rozwiązywaniu konfliktów siłowaliście się na ręce. Chciał nawet tego spróbować ze mną! – Oburzyła się Tayuya.
- Było się zgodzić. Pewnie byś bez problemu wygrała.
- No proszę cię, nawet ty nie dawałaś rady…
- Hehehe… co proszę? – Parsknęła Tsuki. Po chwili zrozumiała jakich głupot napieprzył jej Deidara. – To on rzadko, bardzo rzadko wygrywał. Właściwie to wcale.
- Już nie przesadzaj… - Burknął kurcząc się w sobie z tego żenującego faktu.
- Wygrywałeś, gdy byłam chora i osłabiona.
- Chyba nie.
- Chyba tak.
- Chyba nie.
- Chyba tak. Na pewno tak. – Deidara zrobił nadąsaną minę. To nie prawda…
         Tayuya zostawiła ten temat i znowuż wróciła do skupienia uwagi na dziecku. Bobasy miały niecałe pięć miesięcy. Więc nie potrafiły się samodzielnie bawić. Tayuya wstała z kanapy i zaczęła nosić syna. Przy okazji rozpoczęła pogawędkę o znajomych. Itachi się ożenił i to była dla niej nowość, ale szokiem okazał się byt Deidary na stanowisku świadka.
- Serio, nie sądziłam, że kiedykolwiek zaczniecie się lubić.
- Nie lubimy się. Nienawidzę tego durnia, obraża ludzkość swoim istnieniem!
- Ta, ta, ta. – Machnęła na niego ręką. – No i ma córeczkę. Nasza jest ładniejsza.
- Wiadomo. – Odrzekł dumnie Deidara. Na rzecz rywalizacji to nawet posiadanie bachora mu nie przeszkadza. Tayuya się uśmiechnęła, miło, że odczuwał z tego powodu dumę. – Mam nawet dwójkę za jednym trafieniem.
- Ja się tam nie znam… - Odchrząknęła Tsuki. – Ale dla ciebie to chyba nie powód do dumy.
- Racja. Zapomniałem się…
         Temat przerwało wybudzenie się dziewczynki.. Tayuya trzymając w rękach Gwidona, spojrzała na Deidarę wyczekując pomocy. Nie poruszył się jednak nawet o minimetr. Z westchnięciem kobieta położyła syna na brzuszku na dywanie i podeszła do wózka i wyjęła z niego córkę. Mała płakała coraz głośniej i nie dało się jej uspokoić. Tsuki właśnie w razie takich właśnie okoliczności chciała wyjść z domu.
- Mogłabym wyjść do twojego pokoju, Deidara?
- Eh? Po cholerę?
- Wezmę twoją bieliznę na pamiątkę. Chcę nakarmić Beki, durniu.
- Zrób to tutaj…
- Dei. – Upomniała go Tsuki. – Tay będzie karmiła z piersi… Nie jara mnie to, więc udostępnij jej pokój.
         Cóż, pod jej naporem zgodził się i wskazał na pomieszczenie. Gdy Tayuya zniknęła z oczu Gwidona to znowu ten się rozwył. Jak to można wytrzymać. Tsuki samym morderczym wzrokiem kazała blondynowi zająć się dzieciakiem. Skrzywił się, ale wiedział, iż nie miał wyboru. Podniósł smarka z dywanu i zobaczył na nim zasikaną plamę. Super…
- Mój zajebisty, mięciutki, włochaty, biały dywan…! – Zawołała Tsu.
- Teraz to mokry, zajebisty, mięciutki, włochaty, biały… lekko pożółkły dywan. Nowe epitety.
- To nie jest, kurwa, śmieszne! Będziesz go prał.
- Dlaczego ja?
- Bo to TWÓJ szczeniak się zsikał!
- Ale to TWÓJ dywan.
- Czyli jak przyjdzie jakiś mój znajomy i zniszczy TWOJĄ konsolę to też zadziała twój argument?
- Ale… Argh! Trzeba było nie wpuszczać Tay do domu!
- Nie wpuszczałam, sama się wepchnęła przez drzwi.
         Po chwili z pokoju wyszła Tayuya razem z zadowoloną Beki na rękach. Spodobał jej się widok Deidary trzymającego syna na rękach. Lecz od razu łypnął na nią ze skargą, że dzieciak się zmoczył i przyśle jej rachunek za pralnie. Tayuya umieściła córkę z powrotem w wózku i wzięła się za przewijanie syna. Tsuki jak oparzona kazała jej tego dokonać w pokoju Deidary. Blondyn zrugał ją spojrzeniem, a mogła sobie iść. Wtem znowuż ktoś zapukał do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? – Zapytał Deidara oddalając się w kierunku drzwi.
- Nie. – Ale nie powie, ciekawa była kto to. Otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się jego własna dziewczyna.
- Asena… to nie najlepszy moment na odwiedziny…
- Każdy moment jest dobry, kotku. – Uśmiechnęła się i chciała wejść do środka, ale Dei przyblokował jej wejściem. – Co jest?
- Ten moment nie jest dobry. – Zapewnił, choć to pewnie nie powstrzyma tej inkwizycji.
- Dlaczego…? Zdradzasz mnie?!
- Jakich gości…?
         Deidara z coraz większym trudem zatrzymywał swoją dziewczynę przed drzwiami. Tsuki podejrzewała, że w końcu wejdzie, dlatego postanowiła jakoś wspomóc przyjaciela i postarać się uratować mu dupę. Wymknęła się po cichu do pokoju blondyna, a tam zaczęła szeptem tłumaczyć Tayuyi sytuację. Jednocześnie zaglądała przez szparę w drzwiach, jak radzi sobie Deidara. Tayuya uspokajała Gwidona, podczas gdy Tsu już definitywnie zamknęła drzwi. Czarnowłosa przystanęła obok dziewczyny, zerkając na zaślinionego dzieciaka. Chłopiec wbijał w nią przeszywające spojrzenie, wiec szybko podniosła oczy na jego matkę. Biedna dziewczyna, tak zmarnować sobie życie.
         Tayuya wzięła dla dziecka jedną z jakiś lalek, które leżały na półce Deidary. Dziecinada, po co mu to? No, chociaż raz się na coś przydadzą. Czując na sobie badawcze spojrzenie Tsuki, odwróciła się w jej kierunku.
- Więc... to jego nowa dziewczyna?
- Yup. - Tsuki potaknęła krótko.
- I nie wie, że jesteś jego eks?
- Nope.
- Ale mieszkacie razem mimo że ma laskę? - Tay zmarszczyła brwi przyglądając się podejrzliwie swojej towarzyszce. Co to za chora relacja?
- No raczej. - Tsuki parsknęła cicho. Zastanawiała się czy to na serio aż tak dziwne?
- Ale wy chyba nie...
- Co?! - Spłoszyła się dziewczyna. - Jezu, nie! Oczywiście że nie! Co z wami, ludzie? Czy istnieje jakaś niepisana zasada o której nie wiem, mówiąca że mieszkanie ze swoim byłym jest równoznaczne ze spaniem z nim? - Jęknęła załamana. Na tyle cicho, oczywiście, żeby Asena niczego nie usłyszała. Dopiero by było...
         Tayuya nie rozumiała tego oburzenia, ona w życiu by nie mogła zamieszkać z Deidarą nie oczekując od niego zaangażowania i pozwalać mu na takie swawole. Właściwie to nie była pewna, czy podoba jej się to, że jest on w nowym i chyba szczęśliwym związku. No, ale zgodziła się na współpracę.
- Dlaczego nie chcesz przedstawić mnie swoim znajomym? Wstydzisz się mnie? – Zarzuciła Deidarze, Asena.
- Deidara, dałam Gwidonowi do zabawy jedną z tych twoich laleczek na półce. – Poinformowała Tayuya wychodząc z jego pokoju. Mężczyzna jak na zawołanie zajął się tym problemem!
- To żadne laleczki tylko figurki kolekcjonerskie! – Oburzył się i odebrał dziecku własność. – To moje! Warte więcej, niż nerka! Nie pozwolę, by wpychał to do buzi i gryzł!
- Gryzł? On nie ma jeszcze zębów. – Tayuya wywróciła oczami, a Gwidon się mocno rozpłakał.
- Dei, kto to jest? – Zapytała Asena, która korzystając z nieuwagi blondyna weszła do domu.
         Tsuki się wtrąciła, zapraszając wszystkich do salonu, gdzie mogli usiąść. Przy okazji rozkazała Deidarze zająć się dywanem i przenieść go do swojego pokoju. Nie kłócił się, bo to była okazja do wyjścia, choć na moment. Może wyskoczy z okna? Powstrzymywało go jedynie czwarte piętro. Kiedy już wszyscy usadowili się w salonie Asena zwróciła się do Tay.
- Więc, jesteś...
- Siostrą.
- Kuzynką - odparły jednocześnie Tayuya i Tsuki, przerywając dziewczynie w połowie zdania.
         Asena zmarszczyła brwi, a Deidara jęknął w duchu. Zaraz wszystko się wyda, Asena się wkurzy i go rzuci. Zakrył dłońmi twarz, modląc się w duchu żeby cala ta sytuacja okazała się tylko strasznie głupim snem. Zaraz się obudzi i wszystko będzie jak wcześniej. Będzie mieszkał sobie z Tsu i udawał że są kuzynami a Tay nie istnieje. Asena o niczym się nie dowie i wszyscy będą szczęśliwi...
- No tak... Kuzynką.
- Siostrą - Poprawiły się dziewczyny, znów w tym samym momencie, przez co cala sytuacja wydawała się blondynowi jeszcze gorsza. Już słyszał w głowie wściekły glos Aseny. - Tay jest moją siostra, a więc Deia kuzynką, o. - Wytłumaczyła wreszcie Tsuki.
- Ooooh! - Asena, o dziwo, łyknęła to. - Ale jesteście zupełnie niepodobne! - Albo i nie.
- No taaak... Nasi rodzice się rozwiedli i jesteśmy przyrodnimi siostrami...? - Wymyśliła na poczekaniu Tayuya. – Wiesz, jej ojciec, moja matka... i takie tam.
- Ojej, tak mi przykro! Nie wyobrażam sobie co bym zrobiła gdyby moi rodzice się rozwiedli! Przynajmniej macie siebie! – Dodała dziewczynom otuchy. Zapanowała cisza, bo żadna nie wiedziała co na to odpowiedzieć. – A te dzieci są twoje? – Zapytała głupio.
- Nie, znalazłam je na ulicy. – Sarknęła. – Jasne, że są moje.
- A gdzie tatuś? – Zapytała z uśmiechem, patrząc na Gwidona. Tayuya spojrzała złowieszczo na Deidarę, że ten aż przełknął ślinę.
- Okazał się dupkiem. Nieodpowiedzialnym gówniarzem, który olał mnie i swoje dzieci.
- O rany, co za prostak. Nie chciałabym spotkać takiego człowieka.
         Na wypowiedź Aseny, Tsuki parsknęła głośnym śmiechem. Współlokator spiorunował ją wzrokiem. W ogóle to wcale nie było tak! Zerwał z nią, nie wiedząc, że jest w ciąży, a sama się zgodziła z nim na brak udziału w jego kontaktach z bachorami.
- Przyznał się do ojcostwa i płaci ci co miesiąc alimenty. Nie jest wcale taki zły. – Bąknął broniąc samego siebie.

         Sasori zostawił Naokiego w domu jego koleżanki, Maribel. Od kilku dni kompletnie nie nadaje się do pełnienia roli ojca przez leżącą w szpitalu babcie. Był na siebie za to wściekły, ponieważ za radą Noriko ułożył sobie harmonogram dnia tak, aby syn w żadnym razie nie odczuł braku ojca. Niestety na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Naoki początkowo nie był zachwycony pobytem u Mari, wolał pojechać do szpitala razem z Sasorim. Po ciągłych tłumaczeniach dlaczego nie może z nim pojechać, Sasori wybuchnął i stwierdził, że tylko by mu przeszkadzał. To zasmuciło chłopca, ale nie dawał tego po sobie poznać. Niech tak będzie. Skoro tacie przeszkadza to w porządku.
- Naoki, chciałbyś coś zjeść? - Zapytała mama Maribel.
- Nie, dziękuję proszę pani.
- Jadłeś w szkole, tak?
- Tak. - Skłamał. Maribel o tym wiedziała, ale go nie wydała.
- W porządku.
- Mamo! - Zawołała ją córka. Ona jada obiady w szkole, ale była pewna, że Naoki jest głodny. - Zrobisz nam jakiś słodki deser...?
- No, skoro mamy gościa. - Uśmiechnęła się kobieta znikając w kuchni. Nie często pozwalała córce na odezw łasucha.
- Słyszałeś Nao? Musisz częściej przychodzić.
- Ok. Ostatnio tata jest ciągle w szpitalu, więc mam czas.
- Pracuje?
- Nie. Siedzi z prababcią.
- Co? Masz prababcię? - Zdziwiła się dziewczynka. - Musi być bardzo stara.
- Jest starsza od mojego dziadka.
- W szkole mówiłeś, że twoi dziadkowie nie żyją...
- No jedni tak, ale drudzy żyją.
- Rodzice twojej mamy? To twoja mama też żyje? - Dopytała, okazuje się, że coraz więcej jest na tym świecie ludzi.
- Twoja ciocia Noriko to moja mama.
- Tak? A ja o tym nic nie wiem? Ambaras! - Zawołała nie do końca wiedząc co to słowo znaczy.
         Rozmowę sześciolatków przerwał dźwięk otwieranych drzwi, który wzbudził zainteresowanie dzieciaków. Z pokoju brata Maribel wyszedł wspomniany chłopak wraz z dziewczyną Voną. Nao z obrzydzeniem stwierdził w myślach, że pewnie się całowali. Ostatnio taka właśnie reakcja na ten gest się w nim ujawniła, choć wcześniej nie miał nic przeciwko jak tata całował się z Miyuki. Lecz on nigdy nie robił tego tak długo i w taki mokry sposób. Fuj. Czy Leo się nie brzydził wymiany śliny z dziewczyną? Aż zadrżał pod tym wpływem. Maribel z uśmiechem zastąpiła parze drogę do drzwi, co bratu się nie spodobało.
- Spadaj mała. - Syknął.
- Dokąd idziecie?
- Nie twoja sprawa.
- Dobra, nieważne. Też chcemy iść. - Zgłosiła siebie i Naokiego. Leo posłał siostrze pełne rozbawienia spojrzenia, jednak przy wypowiedzi ubiegła go druga połowa.
- Kurczę. Przykro mi maluchy, ale idziemy z Leo do teatru.
- Och, nie cierpię teatru. A ty Naoki?
- Nie wiem. - Odpowiedział wymijająco. Nie chciał się przyznawać, że nigdy nie był.
- No nic. I tak chcę iść.
- Idziemy na sztukę, która jest dostępna od piętnastu lat. Jesteś jeszcze zasmarkata.  Twój kumpel też. - Mruknął Leo. - Wychodzimy.
- Nie gniewaj się Mari. Ale hej! Może następnym razem gdzieś wszyscy wyskoczymy? - Uśmiechnęła się Vona.
- Obiecujecie? - Celowo użyła liczby mnogiej, aby wymusić obietnice na bracie.
- Masz moje słowo. - Maribel nie zależało jednak na jej daniu słowa. - I brata też, prawda? - Uszczypnęła chłopaka, na co się skrzywił.
- Taa. - Przytaknął niechętnie.
- No! A gdzie chcesz pójść Mari?
- Hmm... - Zastanawiała się, gdy Vona ubierała buty. - Już wiem!  Na lody do foczki?
- Gdzie? - Zapytał Naoki, akurat w lodziarniach bywał, a te nazwę pierwsze słyszał.
- Ja też nie wiem gdzie to jest...
- Leo wie. - Mruknęła Mari.
- E? Spadaj. Nie wiem.
- No jak to? Przecież wczoraj powiedziałeś Dannyemu, że foczka zrobiła ci najlepszego loda na świecie!
         Po tym tekście Leo wybałuszył oczy. Musi zacząć zamykać swoje drzwi od pokoju. Vona obejrzała się na niego z ognikami w oczach. Zrozumiała prawidłowy kontekst tej wypowiedzi. Pomimo jej wzroku ten w żaden sposób się nie tłumaczył, tylko nerwowo uśmiechnął. Dlatego Vona nie miała żadnych skrupułów by go siarczyście spoliczkować. Maribel i Naoki spojrzeli na siebie, to było dla nich niezrozumiałe dlaczego to zrobiła? No i od razu potem wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Leo przez chwile stał bezczynnie trzymając się piekącego policzka, a potem spiorunował wzrokiem winowajczynie tego ambarasu.
- Zabiję cię...!
         Wysyczał rzucając się za siostrą w pogoń. Naoki cieszył się, że nie ma rodzeństwa, bo jeśli miało to oznaczać ciągłą walkę o życie to by było ciężko. Mari z krzykiem biegła w kierunku kuchni, z której na zawołanie wyszła jej mama. Schowała się za plecami kobiety, bo ona potrafiła uspokoić bestie zwaną Leo.
- Co wy wyprawiacie?!
- Przez długi jęzor tej paskudy Vona ze mną zerwała! - Wytłumaczył ze złością Leo.
- To prawda? - Dopytała kobieta córki.
- Nie, nieprawda! - Krzyknęła dziewczynka, a potem głos się jej załamał przez chęć płaczu. - To nieprawda mamo, ja tylko chciałam,  aby następnym razem zabrali mnie na lody... - Wyszlochała. Elenie serce się załamało przez ten głosik.
- Nie płacz już słoneczko... Najwidoczniej Leo coś źle zrozumiał.
- Zrozumiał wszystko! Ta gówniara po prostu nie wie kiedy się zamknąć! - Mari uwielbiała swojego brata, ale czasami przydałaby mu się nauczka za te czcze gadanie.
- Leo mi zniszczył warkocza...
- Ojej! No widzisz? A to niedobry brat. - Mama jak na zawołanie wpatrzyła się w córkę jak w obrazek.
- Mamo! - Warknął chłopak. Co to miało znaczyć? Jego problemy będą ignorowane na rzecz wyglądu siostry? Dawał uciąć głowę,  że jej łezki były udawane.
- Och, Leo. Sądząc po twoim śladzie na policzku, to sobie zasłużyłeś. Nie obarczaj winą siostrzyczki.
- Mam cię dość mamo! W tym domu jedynie Tomi potrafi mnie zrozumieć! - Zawołał i skierował się do mężczyzny na górę. Po drodze, gdy był obok Naokiego, postanowił dać mu złotą radę. - Widziałeś mały? Dobrze ci radzę, nie dopuść do tego by rodzice sprawili ci rodzeństwo. Młodszy ZAWSZE będzie miał najlepiej.
         Naoki kiwnął głową na znak, że rozumie. Po jego oddaleniu, wróciła koleżanka. Mari nie ukrywała przed nim, że jej płacz był blefem. Chętnie go nauczy rozpłakiwać się na zawołanie jeśli by zechciał. Ale ten za to podziękował.
- Mówiłaś, że lubisz swojego brata...
- Bo lubię.
- To czemu robisz mu na złość?
- Nie robię. Rodzeństwo trzeba sobie wychować Naoki. Jak będziesz miał to ci pokaże jak.
         Tymczasem w szpitalu w pokoju Chiyo przebywał Sasori. Kobieta leżała na szpitalnym łóżku w stanie farmakologicznej śpiączki i choć wnuk staruszki wiedział co to oznacza to pozwolił sobie na wiarę w to, iż zdarzy się cud. Usiadł na krześle i pogrążył się w rozmyśleniach na temat siostry. Bardzo to przeżyła i pomimo jej upartego charakteru wolałby mieć ją przy sobie. Martwił się o nią, bo to właśnie Chiyo była dla niej jak rodzic. Dzisiaj miał przyjechać brat babci, może on doradzi lub zmusi Matsuri do jakiegoś kompromisu. Po chwili do pomieszczenia weszła Miyuki trzymając w ręku dwa kubki gorącej kawy. Jedną wyciągnęła w stronę Sasoriego.
- Proszę, napij się.
- Dzięki. – Odpowiedział wstając z krzesła i ustępując miejsca. – Usiądź sobie.
- W porządku. – Zajęła miejsce, a Sasori przysiadł sobie na łóżku i popijał kawę. – Mogłam zostać z Naokim, nie musiałeś go zostawiać na głowie innych rodziców.
- Zapewniali, że to nie kłopot. Poza tym teraz to ja cię potrzebuje o wiele bardziej.
- Tak…
- Jej. Wybacz, że cię tym zawiodłem. – Przewrócił oczami, upijając łyk kawy. Miyuki odpowiedziała mu uśmiechem.
- Z twoją babcią będzie dobrze, Sasori. Na pewno.
- Wiem jak będzie. Jestem lekarzem, a serce to moja specjalizacja. Obecnie podtrzymują babcie przy życiu, a szanse na wybudzenie są nikłe. Widziałem wyniki badań.
- Pozwól się pocieszyć. – Bąknęła.
- Chętnie, ale to moje miejsce pracy, więc nie wypada.
- Nie takie pocieszanie mam na myśli… - Odparła, a wtem poczuła wibracje w kieszeni. Wydobyła swój telefon, a widzą kto dzwoni trochę się podenerwowała. – Muszę odebrać…
- Śmiało.
- To… to ja zaraz wrócę.
         Postawiła kawę na stoliku i wyszła na korytarz. Sasori odprowadził ją wzrokiem z pomieszczenia, nie bardzo przejmując się tym kryciem odbywanej rozmowy. Miyuki oddaliła się na koniec korytarza i dopiero wtedy odebrała połączenie od Iseo.
- Hej Iseo.
- No cześć misiaczku. Co tam? Jesteś wolna dziś wieczór? – Zapytał pogodnie.
- Sprawy się trochę pokomplikowały…
- Hm? To znaczy…? Nie mów, że dalej jesteś z…?
- Tak. Nie mogłam z nim zerwać…
- Więc nie mamy o czym rozmawiać.
- Iseo zaczekaj, proszę! – Krzyknęła do telefonu. – Wierz mi, że chciałam to z nim zakończyć, ale wtedy zadzwonił telefon. Siostra go powiadomiła, że babcia miała zapaść. Nie mam serca zrywać z Sasorim w takiej chwili.
- Więc co z nami?
- Daj mi trochę czasu…
- Miyuki…
- Iseo proszę. Wiem, że wiele wymagam, ale jak będzie po wszystkim to obiecuje ci wszystko zrekompensować. – Mężczyzna po drugiej stronie westchnął ciężko. Chciałby wierzyć w to, co mówi, ale już raz to przerabiał.
- Ostrzegam, że wiecznie czekał nie będę.
- Czekasz i tak długo. Jesteś kochany.
- Pani wybaczy. – Zagaił jakiś starszy mężczyzna do Miyuki. Ta wystraszona automatycznie się rozłączyła, to był głupi odruch. Trudno, potem się mu wytłumaczy. – Mogła by mi panienka powiedzieć gdzie leży pani…
- Ale… ja tu nie pracuje…
- … Chiyo Akasuna. – Kontynuował swoją wypowiedź, gdyż nie bardzo słyszał co ona tam powiedziała pod nosem.
- Pani Chiyo? A pan kim jest…?
- Jestem jej bratem.
         Miyuki zamarła, jedyne o czym myślała to ile czasu ten mężczyzna stał za jej plecami i co usłyszał…? Stała w miejscu zastanawiając się co ma zrobić, gdy wtem los rozwiązał sprawę. Sasori wyszedł z pomieszczenia i od razu spojrzał na znajdujących się na korytarzu bliskich. Uśmiechnął się i podbiegł.
- Witaj wujku. Miałeś dać znać gdy będziesz na dworcu.
- Nie mówiłeś.
- Mówiłem przez telefon. – Naburmuszył się. Ten wujek… teraz będzie mu wmawiał jaki to jest niegrzeczny. – Tak mnie słuchasz… Widzę, że już się poznaliście. – Otulił swoją dziewczynę ramieniem. Miyuki spuściła wzrok.
- To nie jest pielęgniarka?
- Nie wujku. To moja druga połowa. Miyuki.
- Rozumiem. – Staruszek zmierzył dziewczynę oceniającym wzrokiem. – Miło poznać.
         Miyuki nic nie odpowiedziała, serce stanęło jej w gardle. Czuła, że mężczyzna usłyszał jej wcześniejszą rozmowę. Chwilowo nic nie wspomniał na ten temat Sasoriemu, ale kto wie, w którym momencie to zrobi. Jej partner nie rozumiał takiej reakcji, więc aby zredukować niezręczną chwilę, zabrał wujka do babci.

         Przechodząc przez opustoszały korytarz szkoły, Hidan usłyszał dochodzące z męskiej toalety głosy. Z tonu i ogólnej pogawędki wynikało, że jakichś czterech cwaniaczków dorwało sobie ofiarę, najpewniej w kształcie kujona. Uśmiechnął się do siebie, pamiętał jak sam miał swoich niewolników w szkole... To były piękne czasy. Podszedł cicho do drzwi łazienki z zamiarem podsłuchania stosowanych teraz metod nastraszania.
- ... Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, masz to po prostu zrobić, bo ci wpierdolę! - Zagroził jeden z tej złoczyńskiej fantastycznej czwórki.
- Szperanie w dzienniku elektronicznym to nie moja działka. - Odparł w ogóle nie zastraszony Yagura...?! - Napisałem ci wszystkie odpowiedzi do testu, a że się tego nie nauczyłeś to twój problem.
- Zaraz zobaczymy kto ma większy problem. - Warknął chłopak, pociągając Yagurę za fraki i wymierzając mu mocny cios, z kolana w brzuch.
- Uch... - Jęknął, uginając się wpół z bólu. Oprawcy nie pozwolili mu długo zwijać się z bólu.
         Jeden z czterech, szarpnął Yagure do góry po czym od razu, bez zbędnych ceregieli przywalił mu pięścią w twarz. W ten sposób odbił się do kolejnego z chłopaków, który od razu go odepchnął przez co Yagura uderzył głową w zlew. Spływającą chłopakowi z głowy krew w ogóle nie powstrzymywała chłopaków przed dalszym wpierdolem, grunt że był przytomny.
- Nadal sądzisz, że to nie twój problem, cioto? - Zapytał retorycznie po czym zamachnął się nogą kopiąc mu w twarz. Chwilę później sam poczuł zasadzonego w własną dupę, kopniaka. - Co do chuja?!
- Oj, to chyba nie jest wasz szczęśliwy dzień. Chyba na pewno. - mruknął Hidan zamykając za sobą drzwi do toalety.
- Mat, lepiej spadajmy. - Zasugerował mu przyjaciel na co ten przytaknął i wszyscy razem wyminęli Hidana by jak najszybciej wydostać się z łazienki.
- Chciałbym wpierw wam wpierdolić. Nawet jeśli ten koleś zasłużył na manto - A był pewien, że zasłużył na pewno. Sam by mu wjebał za głupi ryj. - To ten przywilej jest tylko mój. - Zapowiedział Hidan i zakasał groźnie rękawy bluzy.
- Nie twoja sprawa.
- Owszem, moja. To mój brat - Warknął i od razu dał przywódcy tej bandy w mordę. Uderzenie wydawało się Hidanowi lekkie, ale sprawiło, że chłopak nie mógł utrzymać równowagi, a pod okiem z pewnością powstanie wielkie limo.
- Hidan, zostaw ich... - Stęknął Yagura, podnosząc się chociaż do siadu. Starszy brat spojrzał na jego poobijaną, krwawiącą twarz i nabrał jeszcze większej ochoty na zajebanie tamtych gnojków.
- Chłopaki spadamy, już dostał za swoje... - Zawołał ponownie chłopak, który już od początku sugerował odwrót. Mat wstał z podłogi z trudem, bo cios Hidana sprawiał, że kręciło mu się w głowie. - Chłopaki...
- Zamknij mordę! - Odwarknął mu jeden z kolegów. Wtem zadzwonił dzwonek szkolny, a chyba żaden nie chciał ryzykować przyłapania przez nauczyciela. - Policzymy się jeszcze, Yagura. - Ostrzegł go Mat i zamierzał wyjść z kolegami, ale Hidan go jeszcze pociągnął do siebie szarpnięciem.
- Nie radzę tego robić, śmieciu. Odpierdol się od mojego brata, bo własnoręcznie cię zajebie, kumasz? - Zagroził wymachując mu przed twarzą pięścią. Yagura zamiast być wdzięcznym bratu za obronę, to czuł się zażenowany. Dostał po ryju i broni go brat... Szczyt bycia cipą został osiągnięty.
- Zobaczymy. - Zapowiedział Mat obnosząc się swoim jestestwem poprzez strącenie z siebie, zaciśniętych pięści Hidana.
         Wyszli z pomieszczenia tylko dzięki Yagurze, który stopował brata. On by tam wolał ich załatwić, ale cóż. Podszedł do młodego i szarpnął go trochę brutalnie w górę, z czego nie był zadowolony.
- Krew ci leci. - Zauważył Hidan, gdy ten wyjął z opakowania chusteczki, by to z siebie otrzeć.
- Dzięki, nie zauważyłem. - Sarknął.
- Zawiozę cię do szpitala.
- Nic mi nie jest.
- Przyjebałeś głową w umywalkę.
- Nic mi nie jest. - Powtórzył. - Co tu robisz?
- Chciałem pogadać z Nagato, ale nie było go w domu, ani u Ush. W szkole też go nie ma.
- Był rano.
-  Dobra, chuj mu w dupę... - Machnął na to ręką i wyszarpał brata z łazienki siłą. Nie będzie się z tym durniem dogadywał.
- Co ty wyprawiasz?! Puszczaj mnie!
- Jedziemy do szpitala.
- Mówiłem, że nic mi nie jest. To marnotrawstwo czasu i paliwa.
- Luz. W takim razie idziesz do dyrektora i naskarżysz na tamtych. - Wobec tego zdania Yagura parsknął śmiechem.
- Zmień dilera, Hidan. Nigdzie nie idę, nie jestem kapusiem.
- Co ci zależy? I tak i tak wychodzisz na frajera. - Odparł, a odpowiedziało mu przewrócenie oczami.
- Yagura! - Zawołała za nim radośnie Matsuri, lecz będąc już blisko niego, uśmiech spełzł z jej twarzy. - O mój boże! Co ci się stało?!
         Hidan przeglądnął się podchodzącej dziewczynie. Hm, skądś ją znał. Yagura zakrywał dłonią swój nos, z którego leciała niczym wodospad, krew.
- Nic takiego... Drobna bójka.
- Gdzie tylko jedna strona biła. - Dopowiedział Hidan, a brat posłał mu miażdżące spojrzenie. Mógł sobie darować ten komentarz.
- Drobna? - Przejęła się Mats. - Yagura ty masz stłuczony nos! - Wygarnęła, odkrywając jego twarz. - I jasna cholera, chyba ukruszyli ci zęba!
         Hidan wobec tej uwagi parsknął śmiechem. Wcześniej tego nawet nie zauważył. Mats przypominając sobie o obecności mężczyzny, przywitała się z nim.
- Idziecie do dyrektora?
- Ciągnę go tam siłą, bo ten frajer nie chce po dobroci. - Odpowiedział Hidan, a Yagura znowu go spiorunował wzrokiem.
- Słucham?! Yagura - Matsuri złapała kolegę za rękę. - musisz iść. Takie pobicia to nie przelewki.
- Skarżenie nie jest w moim stylu...
- W moim stylu nie będzie zostawienie tego tak! Chodź, pójdę z tobą! - Zdecydowała ciągnąc go za sobą.
- No dobrze.
         Odpowiedział potulnie i razem skierowali się do gabinetu dyrektora. Hidan uniósł brew ze zdziwienia, przecież nie chciał iść. Patrzcie co dziewczyna potrafi zrobić z człowiekiem. No cóż, korzystając z tego, że o nim zapomnieli, ruszył na poszukiwanie zemsty. Oprócz niego nikt nie ma prawa znęcać się nad jego braciszkiem.
         Yagura          szedł za Matsuri, warto dodać, że ciągle trzymała go za rękę. Nieważne, że to pewnie było nieświadome i tak czerpał z tego przyjemność. Matsuri wkroczyła stanowczym krokiem do sekretariatu sekretarz Kabuto i Shizune naturalnie pełnili swoje dyżury… No teraz mieli przerwę i delektowali się kawą. Właściwie ciągle ją popijali. Dziewczyna wypuściła z uścisku kolegę i odchrząknęła znacząco. Cisza.
- Hej! – Krzyknęła uderzając dłonią w blat. Dorośli wreszcie raczyli spojrzeć na uczennicę. – Na terenie szkoły, a konkretniej w ubikacji, mój przyjaciel został pobity! Chcemy – Pociągnęła Yagurę do siebie. – zgłosić tą sprawę dyrektorowi.
- Co się dokładnie stało? Kto cię pobił i dlaczego?! – Shizune od razu poderwała się z miejsca i doskoczyła do rannego Yagury. – Usiądź tutaj.
- Dyrektor zajmuje się teraz innymi chuliganami. – odpowiedział Kabuto.
- O nie! To jest sprawa nieczerpiąca zwłoki! – Oświadczyła Matsuri i bez zbędnego pozwolenia czy zapukania otworzyła drzwi do gabinetu. – Panie dyrektorze!
- Siema Mats. – Przywitał się z nią Hiroya siedząc wygodnie na obrotowym krześle szefa szkoły.
- Proszę zaczekać za drzwiami, aż zawołam. – Rzekł surowo Orochimaru. Pod wpływem tego zimnego tonu w dziewczynie ulotniła się pewność siebie.
- Moment. Przypominam dyrektorze, że chciałeś się zamienić miejscami. – Powtórzył jego sugestię. – Więc spoko, teraz wysłucham problemu swojej przyjaciółki. Zapraszam panno Aka-coś tam.
- W porządku. – Zgodził się Orochimaru i gestem dłoni pozwolił Matsuri mówić.
- Pobili Yagurę w łazience.
- Co?! – Wstał z krzesła. – Jak to pobili?! Kto?!
- Nie wiem. Przyprowadzę go tu i sam zapytaj. – Burknęła wychodząc po kolegę.
- No skoro żyje to go przyprowadź.
- Jako dyrektor nie masz szacunku od uczniów. – Skomentował dyrektor. On przynajmniej budzi w ludziach niejaki strach. – W sumie to się nie dziwię. Panna Akasuna to twoja przyjaciółka, a nie znasz nawet jej nazwiska.
         Hiroya się tym zbytnio nie przejął, stary człowiek nie zna się na dzisiejszej przyjaźni. Przyjaciele nie mogą się obrażać, bić, dawać spisywać zadania… co to byłaby za chora relacje gdyby nie to? Po chwili w progi gabinetu stanął Yagura i od razu dostał rozkaz zajęcia miejsca na krześle i przy podświetleniu twarzy lampką, zostawał poddawany pytaniom. Orochimaru nacisnął swoje zatoki nosowe, cyrk na kółkach.
- Panie Dayeru, proszę wyjść. Jutro dokończymy.
- Kiedy to mój przyjaciel, prawie brat! Jego sprawa jest moją sprawą. – Odparł, a potem zwrócił do Yagury. – Podaj nazwiska, a tak im spuszczę wpierdol, że będą wyglądać gorzej od ciebie.
- Dziękujemy za ten komentarz panie Dayeru. Będę wiedział kogo podejrzewać przy kolejnych pobiciach.
- Hehe, przecież żartowałem panie dyrektorze…
         Hiroya mimo żądań dyrektora chciał zostać i przysłuchiwać się rozmowie. Ustąpił mu nawet prawowitego siedzenia. Orochimaru zgodził się by został o ile będzie cicho.  Przystał na ten warunek.
- Cóż. Panie Tadashi, chyba upodobał pan sobie mój gabinet. – Stwierdził mężczyzna nawiązując do niedawnej jego wizyty. - Proszę opowiedzieć co się stało.
         Yagura się troszeczkę skrzywił, przyszedł tu ze względu na Matsuri, ale nie był przekonany czy chciał skarżyć. Dyrektor zachęcał go do wypowiedzenia i wspomniał, iż wcale nie musiał się bać. Akurat wzmianką o strachu rozbawił Hiroyę, który w swoich myślach zaczął z niego drwić. Yagura wolał nie myśleć jak wypadł w oczach Matsuri. Powiedział więc jak to wszystko przebiegało i właściwie dopiero teraz sobie przypomniał o Hidanie. Ciekawe gdzie on się podziewa…? Dyrektor spisał na karteczce nazwiska oprawców.
- Wiesz może dlaczego cię pobili, panie Tadashi?
- Dlaczego…? – Ucichł. Cholera, jak miał się teraz przyznać, że  pisze ludziom zadania domowe za trochę hajsu? Zawieszą go czy coś. – Bo ja ten… no…
- Może niech ich się pan zapyta? Pewnie chcieli się po prostu poznęcać nad kimś słabszym. – Wtrąciła Matsuri. Bomba, ma go za słabeusza…
- Na chwilę obecną piszę się pani Akasuna, a nie Tadashi. Więc proszę milczeć. – Syknął dyrektor, ustawiając dziewczynę do pionu. Yagurze tam się podobała perspektywa Matsuri Tadashi.
- Przepraszam… - Skinął głową wobec je żalu i ponaglił wzrokiem Yagurę.
- Ja… ja nie wiem…
- Nie wie pan?
- No… nie…
- Ciekawe. Jest pan pewien? – Widział w chłopaku, ze ten coś ukrywa, dlatego ciągle zadawał mu pytania. Nawe dyrektor się domyślał, że uczeń nie jest wytrzymały i zaraz pęknie. – Lepiej będzie jak dowiem się o tym od ciebie. – Wszyscy spojrzeli na Yagurę, a to chyba jeszcze bardziej go podenerwowało, więc westchnął ciężko.
- Napisałem dla jednego wypracowanie. Miało wpłynąć na ocenę końcową i podnieść mu ocenę z dwói na czwórkę… Niestety podał mi zły temat pracy, więc mu nauczycielka nie zaliczyła. Kazał mi napisać na nowo, ale tym razem nie chciał zapłacić. No to odmówiłem.
- To znaczy, że odwalasz robotę za innych? Nie masz kasy Yagura? – Zapytał ze zdziwieniem Hiroya.
- To nie ta…
- Panie dyrektorze – Zawołał Kabuto, wchodząc do środka. – Tych czworo chciało się z dyrektorem zobaczyć.
         Do gabinetu weszło czterech chłopaków, którzy chyba też doznali napaści. Stłuczony nos, podbite oko czy rozcięty łuk brwiowy to było pierwsze co rzuciło się dyrektorowi w oczy. Każdy z nich przedstawił się z imienia i nazwiska, a owe imiona i nazwiska zostały wcześniej podyktowane dyrektorowi przez Yagurę. Przewodniczący tym zgrupowaniem potulnie przyznał się do pobicia Yagury.
- Wraz z kolegami przyjmiemy odpowiedzialność za wyrządzoną mu krzywdę… Yagura, przepraszam. – Powiedział do chłopaka, ale można było wyczuć, że zrobił to niezbyt chętnie. – Jestem cholernie impulsywnym debilem…! – Skomentował głośno. Tak jakby na pokaz… Albo przylizuję się dyrektorowi albo ktoś miał to usłyszeć.
- Jest pan, jest. Ale widzę, że nie tylko panu Tadashiemu się oberwało. – Zauważył Orochimaru. – Podobno pan się z nimi nie bił.
- Bo nie bił. – Zaprzeczył szybko tamten. – Bo… my… pobiliśmy się między sobą.
         Dyrektorowi śmierdziało to kłamstwem, ale grupka chłopaków zarzekała się, że tak właśnie było. Matsuri też odnosiła wrażenie, że ich zachowanie jest co najmniej podejrzane. Jeden z chłopaków o imieniu Mat spotkał się z nią w pewnym momencie wzrokiem. Posłał ciepły, uprzejmy uśmiech, który sprawił dziewczynie rumieniec. Hiroya to zauważył i dla przyjaciela postanowił działać. Poprosił Matsuri by z nim wyszła na dwór, bo potrzebował świeżego powietrza. Zgodziła się. Wychodząc z pomieszczenia zobaczyli wygodnie siedzącego na krześle Hidana. Hiroya skinął na niego głową w geście powitania, ale nie rozgadywali się. Na dworze usiedli na schodach przed wejściem do budynku.
- Strasznie się chyba przejmujesz Yagurą. – Zagadał do dziewczyny.
- Ja?
- Taa. Nawet zbladłaś.
- Moja babcia jest w szpitalu, miała zawał. To nią się najbardziej przejmuje… - Hiroya o więcej nie pytał. Wie, jakie to ciężkie, gdy bliska osoba… - Hej, nasz dyrektor jest straszny, nie uważasz?
- Taa, ciężko mi go wyprowadzić z równowagi. Jego spokój jest… ciężki.
- No. I co on ma z tym mówieniem do wszystkich pan, pani? Znaczy to nawet fajne, ale czuje się wtedy jakbym coś zrobiła. – Zaśmiała się. – No i ten jego komentarz, że nie nazywam się JESZCZE Tadashi. Siara.
- Mówisz siara, a pewnie byś chciała.
- O tak, to moje marzenie. – Sarknęła przewracając oczami.
- … To było strasznie głupie z twojej strony. – Stwierdziła urażona dziewczyna swojej koleżance. – To, że nauczyciel cię odrzucił nie znaczy, że masz z zemsty doprowadzać do jego zwolnienia.
- Nie do zwolnienia, może słuchaj mnie tymi wielkimi uszami. – Przewróciła oczami. – Przeniesie się do innej szkoły. Lepszej i właściwie lepiej płatnej. Uzumaki powinien mi dziękować na kolanach. – Burknęła. Hiroya spojrzał na Matsuri, a ta porozumiewawczo z nim, postanowiła zareagować.
- Nie mogłaś odpuścić Yumi? Najlepszy nauczyciel z matmy jakie…
- Yo laski. – Przywitał się Hiroya. – Mówiłyście o Uzumakim. O co kaman?

9 komentarzy:

  1. To się porobiło xD
    Hidana UWIELBIAM.
    Sytuacja z Deidarą bezcenne. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hidan jest ze wszystkich najgorszy, a najbardziej lubiany - jak on to robi? :P

      Usuń
  2. Serio? Miałam nadzieję, że Tay jednak nie nazwie syna Gwidon.. i do tego jest brzydki xD . Dei jednak nie uwolni się od dzieciaków.
    Miyuki.. Ona to mnie dopiero wkurza! Jest sobie z Saso i wmawia Iseo, że niedługo to zakończy. Fajnie by było gdyby obaj ją zostawili. Miałaby nauczkę.
    Identyfikuję się z Hidanem. Też tak mam, przezywam siostrę ale to tylko i wyłącznie mój przywilej!
    Haha Mari i jej niewyparzony język. Ale te dzieci są niekumate..
    Chiyo ma przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest brzydki .. Dla Deidary wszystkie dzieci są brzydkie po prostu xD on ma w sobie jakiś magnez na dzieci :P
      Miyuki... No ona nie radzi sobie z zazdrością ;)
      Hehe, przybij sobie z Hidanem piątkę w takim razie :D u mnie to jest na zasadzie, że ktoś ci coś powie, a rodzeństwo dobija -_-
      No zdarza się... Dzieci :P

      Usuń
  3. Hidan tak się wszystkim dziwi, że zmieniają się pod wpływem dziewczyn, a ciekawego co by było jakby on jakąś poznał xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież poznał - tą złodziejkę. Mówcie co chcecie, ale z tego coś w przyszłości będzie xD

      Usuń
    2. Kurwa, nie spojleruj >.< to będzie w następnym rozdziale...
      W każdym razie kogoś pozna :P

      Usuń
  4. Halo, halo, kiedy będzie nowy rozdział? Nie wolno tak długo trzymać nas w niepewności, to nieludzkie :D

    OdpowiedzUsuń