To był wolny dzień, wolny dla
uczniów szkół ze względu na pisany przez ostatnie klasy egzamin dojrzałości.
Yagurę taka rzecz czekała za rok, dzisiaj stresował się czymś innym. Wizytą u
dentysty. Z tych dwóch rzeczy chyba bardziej wolał pisać te głupią maturę. Podszedł
do recepcjonistki i dopytał o swoją kolej, był umówiony już wcześniej ze
względu na przyjęcie narkozy przed leczeniem. Musiał niestety jeszcze poczekać,
więc usiadł na krześle w poczekalni. Ledwo posadził tam swój tyłek, a z
gabinetu wyszła dziewczyna. Znajoma dziewczyna.
- Kogo
ja widzę! Cześć Yagura.
- Hej
Mats... – Z grzeczności wstał z krzesła. – Co tu robisz?
-
Ostatnio przy jedzeniu jabłka strasznie zaczął mnie boleć ząb… Musiałam przyjść
na borowanie, a ty co? Pewnie przyszedłeś przez to… no wiesz.
- Wiem.
Masz racje, dlatego przyszedłem.
- To…
Mogę na ciebie poczekać? – Zapytała. Chciała dzisiaj pobyć z kimś, w jakimś
towarzystwie. Na początku wybrała sobie brata jako towarzysza, ale skoro
spotkała Yagurę.
- Jasne!
Znaczy, jeśli chcesz.
Udawał obojętnego chociaż w środku,
aż skakał z radości. Usiedli razem w poczekalni na krześle i zaczęli rozmawiać.
Yagura wypytywał dziewczynę o samopoczucie, bo to, że jej babcia jest w
szpitalu nie było dla niego żadną tajemnicą. Matsuri starała się zgrywać
twardą, chociaż w środku pękała z przykrości. Babcia to była dla niej
najbliższa na świecie osoba, Sasori jej nie zastąpi. Po chwili rozmowę
przerwało wezwanie Yagury do gabinetu. Nie bardzo chciał opuszczać
przyjaciółki.
- Co?
Boisz się? – Mruknęła Matsuri. – To tylko dentysta.
- Nie
boję się. – Odburknął hardo. – To…
-
Poczekam na ciebie – Dokończyła dziewczyna.
Yagura skinął głową i ruszył do
gabinetu. Matsuri odprowadziła go wzrokiem i wzięła do rąk jakiś katalog, który
leżał na stoliku. Natomiast myślami była zupełnie gdzie indziej. Obecnie na
trochę czasu mieszkała z bratem babci, znała go już wcześniej, ale najwyraźniej
miała o nim mylne wrażenie. Mężczyzna nie sprawiał żadnego kłopotu ani nie było
się go czego czepiać. Pozytywny człowiek, aby nie sprawiać rodzinie kłopotu na
własne życzenie przeniósł się do domu spokojnej starości. Tylko, że to nie był
tani dom… ale co zrobić. Często bywał u nich Saso, szkoda że tak późno.
Po półtorej godzinie z gabinetu
wyszedł stomatolog i podszedł do Matsuri pytając czy nie przyszła z Yagurą.
Przytaknęła lekko zdezorientowana. Okazało się, że Yagura już wcześniej został
poproszony, aby przyjść z kimś, gdyż jego zabieg wymagał użycia silnych środków
znieczulających. Dziewczyna podeszła do fotela, na którym siedział bardzo
rozweselony przyjaciel.
- Cześć
śliczna. – Przywitał się z wielkim uśmiechem z Matsuri. Popatrzyła na niego z
uniesioną brwią. – Kim jesteś?
- Mówił
pan, że daliście mu znieczulenie… - Zwróciła się do mężczyzny.
-
Owszem. To narkoza rozweselająca. Tak zwany głupi jaś.
- Do
kiedy będzie się zachowywał jak naćpany?
- Kilka
godzin. Niech dzisiaj zaraz po powrocie do domu śpi. Niech dużo śpi. Może go
boleć pod wieczór lub w nocy, więc przypisałem pacjentowi środek znieczulający.
– Przekazał receptę dziewczynie. – Jeżeli jednak ból nie ustąpi, zapraszam do
mnie.
- Hej,
dziewczyno! – Yagura zawołał Matsuri, chwytając ją za rękę. – Wyjdziesz za
mnie?
- Cooo?!
– Parsknęła, właściwie sama nie wie czy była tym pytaniem wstrząśnięta czy
rozbawiona.
- Chcę mieć
z tobą dzieci.
Odpowiedział ze stoicką powagą.
Stomatolog przyglądał się tej sytuacji z uśmiechem, więc Matsuri zostawiła ten
temat i z nim po prostu wyszła. Na zewnątrz zobaczyła kolejny problem jakim
jest przetransportowanie Yagury do domu. Sama nie miała samochodu, Yagura
okazałby się niezłym idiotą, gdyby przyjechał własnym. Ponadto miał do domu
spory kawałek, a w takim stanie w jakim on jest wstyd się przy ludziach
pokazywać.
- Usiądź
tutaj. – Poprowadziła kolegę na ławkę.
- Jak
się nazywasz, Pani? – Zapytał dostojnie. Przewróciła wobec tego oczami.
-
Matsuri.
- Jesteś
moją dziewczyną?
- Nie
- A
chcesz być?
- Nie!
-
Dlaczego?
- Bo już
mam chłopaka. – Odparła, a Yagura zrobił urażoną minę. – Teraz czekaj, a ja
zadzwonię po taksówkę.
Z westchnięciem wykonała telefon,
nie miała przy sobie aż tylu pieniędzy, ale to Yagura zapłaci. Jest bogaty
przecież. Chłopak siedział na ławce i cieszył się z w sumie każdej otaczającej
go rzeczy. Ta nadmierna radość w ogóle mu nie pasuje, wolała go jako cichego i
ponurego.
- Za
dziesięć minut ma przyjechać taksówka. – Oznajmiła, siadając obok niego. – Jak
się czujesz?
- Jestem
szczęśliwy mogąc na ciebie patrzeć. – Odrzekł. Matsuri nie zwracała jednak
uwagi na jego słowa. Wiedziała, że to skutek głupiego jasia. – Nie czuję zęba…
- Bo
dentysta ci go wyrwał.
- Co…?
Dlaczego…?
Pod wpływem jej informacji Yagura
tak się przejął, że aż zapłakał. Mats nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Nie
sądziła, że tak się przejmie utratą zęba. Poklepywała go po plecach mówiąc, że
wszystko będzie dobrze. Do czasu, aż nadjechała taksówka.
Wpakowali się do niej we dwoje, a
nastawienie Yagury kolejny raz się zmieniło. Na szczęście teraz robił z siebie
idiotę głównie przed kierowcą. Cóż, ma chociaż jakieś urozmaicenie w tym szarym
dniu w pracy. Na bank nie zdarzyło mu się słyszeć jak jego klient przechwala
się tym, że jest prawiczkiem. Przez chwilę myślała, że ją o to samo zapyta, aby
była w temacie. Na szczęście nie okazał się na tyle bezczelny. Po dotarciu pod
dom Matsuri poprosiła taksówkarza aby na nią poczekał. Z Yagurą ruszyła do jego
domu. Chłopak znowu był naładowany głupawką. Przechodząc przez salon zastali
śpiącego na kanapie Hidana. Yagura przyłożył palec do ust.
- Stary
niedźwiedź mocno śpi. – Zaczął szeptem śpiewać, mając z tego niezły ubaw.
Matsuri też się śmiała.
-
Zamknij japę i idź do pokoju. – Nakazała z lekkim śmiechem.
- Ok,
ok.
Hidan się nie obudził. Podobno nie
ma rzeczy, która by go wybudziła. Matsuri przeniosła się z Yagurą do jego
pokoju, chyba była w nim pierwszy raz. Był taki, jak go sobie wyobrażała.
Wszystko na swoim miejscu, perfekcyjnie uporządkowane – jak właściciel.
-
Yagura, stomatolog kazał ci…
- Kocham
cię, Matsuri. – Przerwał jej i chciał od razu skraść jej pocałunek.
- WTF?!
Spierdalaj, durniu! – Warknęła schodząc mu z drogi prze co wpadł na swoje
łóżko.
- Łóżko…
ciebie też kocham. – Szybko pocieszył się po odrzuceniu.
- Ech…
Zostawię ci kartkę z info…
Powiedziała bardziej do siebie i
zaczęła szukać czegoś do pisania i papieru. O, właściwie może mu to napisać w
zeszycie, bo plecak szkolny miał na swoim obrotowym fotelu. Wyjęła z piórnika
niebieski długopis i zeszyt do matematyki. Przejrzała go w poszukiwaniu pustej
strony, aż na jednej zauważyła rysunek. Portret jej osoby. Ze zdziwieniem
obejrzała się na Yagurę, ale ten leżał na łóżku, pogrążony w głębokim śnie.
Usiadła na fotelu, oglądając dokładnie rysunek. To musiało być narysowane w
klasie, a ona nawet tego nie zauważyła. Nie wiedziała co o tym myśleć, więc
zostawiła te sprawę. Spisała notkę z informacją w innym zeszycie i wyszła. Na
korytarzu spotkała się z obudzonym Hidanem.
- Hej.
Twój brat śpi u siebie, jakby nie zauważył to zostawiłam mu notatkę na biurku.
- Okej…?
– Odpowiedział niepewnie. Czyżby przespał to, jak Yagura sprowadził sobie laskę
i ją puknął? – A ty jesteś?
-
Matsuri… Siostra Sasoriego.
- Wow…
Jak się Yagura spisał?
- Nie
rozumiem o co pytasz…
- No
wiesz… - Wykonał wymowne pchnięcie biodrami. Mats, aż się zapowietrzyła.
- Nie!
Nie ro…! Po prostu nie! Przywiozłam go od dentysty!
- Kurwa,
dentysta…! – Hidan pacnął się w czoło otwartą ręką. Całkiem o tym zapomniał.
Hiroya był z Daisuke u Nelii i
instalowali jej najnowocześniejsze bajery do komputera. Hiroya instalował, Dai
tylko patrzył i był duszą towarzystwa. Z Nel, Hiroya nie potrafił załapać
tematu. Nie chodziło o nieumiejętność rozmowy, bo naprawdę fajnie się im rozmawiało
na zarzucony przez Daisuke temat. W ich wykonaniu to wyglądało w ten sposób, że
jeden o coś pytał, a drugi odpowiadał jednosłownie. Nie wiedzieli dlaczego się
nie potrafią przełamać. Daisuke dogadywał się z Nel jakby ostatniej sceny z
pocałunkiem w ogóle nie było. Po jedno cieszył się, że ta porażka nie odbiła
się na ich znajomości, ale chciał wrócić do tego tematu. Albo spróbować jeszcze
raz. Spróbuje na pewno.
-
Skończyłem.
-
SkończyliśMY. – Poprawił go Daisuke. Hiroya jednak spojrzał na niego z mordem w
oczach. – Ok. TY skończyłeś.
- Dzięki
Hiroya! Jesteś super. – Uśmiechnęła się wdzięcznie Nel.
- Wiem,
wiem.
- Ej no…
Gdyby nie ja to w ogóle by tu nie przyszedł. – Nadąsał się Daisuke.
- Wtedy
brat by mi wszystko zamontował. – Nelia pokazała przyjacielowi język.
- Ale na
pewno nie dzisiaj i nie jutro i nie w tym tygodniu. – Oddał jej gest i również
pokazał język. Nie był nie miły po prostu cytował wcześniejsze słowa
dziewczyny.
- Dla
dobra świata i własnego spokoju powiedz, że też jest super. – Mruknął Hiroya
przewracając oczami.
- Ok.
Jesteś super przyjacielem, Dai. – Szturchnęła go wesoło w ramię.
To było jak wylanie kubła zimnej
wody na chłopaka. Po co dodawała tego „przyjaciela”. Hiroyi, aż się zrobiło żal
tego głupola. Jest na terenie „friendzone”. To smutne. Nelia jednak była
zadowolona, może właśnie w taki sposób określała Daisuke granice? Hiroya nie
rozumiał… Pasowali do siebie bardzie, niż… Hm, sam nie wiedział. Grunt, że
pasowali, mieli wspólne tematy i takie tam. Jedno jest pewne, nie zamierzał się
wtrącać. Daisuke z przygnębieniem oznajmił, że musi jeszcze wyjść, skorzystać z
toalety. Zatem zostali sami.
-
Dlaczego mu to robisz? Przecież się w tobie buja. – Zaczął. To było silniejsze
od niego.
- To
niech przestanie.
-
Pozdro.
No i koniec tematu. Chociaż w ciszy
też dobrze się czuli. Hiroya przeszedł do przedpokoju ubrać adidasy i tam
poczekać na przyjaciela. Pewnie w zemście zrobi grubszą sprawę, a potem nie
spuści wody. Nie żeby sam robił takie rzeczy. Po chwili dołączyła do niego
Nelia.
- Co ci
szkodzi z nim spróbować? Sorry, ale lepszych ofert pewnie nie będziesz miała.
- I
dobrze.
Próbował wszystkiego. Oboje w ciszy
wyczekiwali Daisuke, który miał lada chwila opuścić łazienkę. Hiroya myślał nad
swoim weekendem z kim go spędzi? Z Yagurą czy z Aiko? Nie cierpi takich
dylematów… Od myślenia uratowało go pojawienie się Daisuke. W końcu. Chłopak z
tradycyjnym uśmiechem na twarzy zabierał się za ubieranie swoich butów. W jego
obecności rozmowy na powrót stały się długie i żywe, a tematem przewodnim był
organizowany w mieście gdzie mieszkała Nel, zlot fanów gier komputerowych.
Oboje do niej pojadą. Impreza odbywa się za miesiąc, czyli w wakacje.
-
Jeszcze się musimy dogadać, może kogoś dodatkowo zwerbujemy? – Zaproponował
Daisuke.
- Na
przykład?
- Może
Yagura będzie chciał? – Hiroya parsknął śmiechem.
-
Wątpię. To chujowy człowiek w tej dziedzinie, wstyd się z nim pokazywać.
- Nie
wierzę.
- On
woli układać puzzle. Znam go nie od dziś. – Rzekł pewny siebie. Oczywiście nie
miał nic do tego, ale woleć jakieś gry planszowe od konsolowych? To babskie.
- Hej
Misiaczku. Co chciałaś? – Usłyszeli głos mężczyzny, który dzielił lokatorstwo z
bratem Nel. Zamykał swój pokój i kierował się do przedpokoju. – Właśnie
wychodzę do pracy… W weekend tez niestety pracuję, słońce. – Daisuke już się
domyślał z kim ten Iseo rozmawia. – A o której kończysz zajęcia? Ok, no to dam
radę przy dziesięciominutowym spóźnieniu. – Mruknął do telefonu, wsunął na
stopy buty i opuścił mieszkanie.
-
Powiedziałeś temu Sasoriemu, że go laska zdradza? – Zapytała z ciekawości
Nelia.
- Hm?
Miyuki go zdradza?! – Zawołał zszokowany Hiroya.
-
Właściwie, aż tak dobrze się nie znamy. – Mruknął Dai. – Jak już to zamierzałem
powiedzieć Matsuri. Tylko, że… nie wiem jak…
- Może…
Hej, Mats mam dobra i złą wiadomość. Dobra jest taka, że przyznaje ci racje,
Miyuki to cicha dziwka. A zła, że kurwi się z innym i zdradza twojego brata. –
Zaproponował Hiroya.
- Może
ty jej powiedz, albo doktorowi, jesteście przecież sąsiadami!
- Co z
tego?
- To
zobowiązuje. – Wyszczerzył się Daisuke. – Tylko bardziej delikatnie… może… puk,
puk. – Wykonał ruch w powietrzu, aby się wczuć. – Siema sąsiedzie, muszę ci coś
powiedzieć. W zerówce miałem dziewczynę o imieniu Mara, mieliśmy się pobrać, ale
zdradzała mnie z moimi kolegami. Rozumiesz? Nie? Miyuki teraz też cię zdradza…
Przybij piątkę! – Zakończył z wyszczerzeniem. Towarzystwo się zaśmiało lekko.
- Może
nic jej nie mów. – Mruknęła Nel. – Przyprowadź ją tu i niech sama ich
przyłapie.
- Twój plan
podoba mi się najbardziej.
-
Zdecydowanie. – Przytaknęli i zaczęli się zbierać do wyjścia. – Ta historia z
przedszkola… prawdziwa?
-
Konohamaru taką miał.
Kiedy opuścili mieszkanie, zmierzali
do wyjścia z budynku i akurat na klatce schodowej spotkali znaną sobie osóbkę.
Rzecz jasna zagadali do niej od razu chcąc wiedzieć co u niej słychać i co
słychać u profesora. Coś nie matematycznego.
-
Podobno profesor zmienia pracę. – Upewnił się Hiroya.
- Co?! –
Pisnął Daisuke. O niczym takim nie wiedział.
- Tak,
jakoś po weekendzie ma przyjść do niego pracownik z tamtejszej szkoły i
przeprowadzić z nim wywiad środowiskowy.
- Mhm…
Wiesz może…
- Kiedy?
I o której? – Dokończył Daisuke, chyba wpadł na ten sam pomysł co Hiroya. Ushio
chyba odgadła ich plany.
- Zamierzacie
mu zepsuć spotkanie?
- Może…
- W
takim razie we wtorek o siedemnastej.
-
Dziękujemy – Mruknęli.
Rankiem do pokoju Sasoriego wszedł
Naoki. Ojciec chłopca leżał otulony w pościeli i smacznie spał. Była siódma
rano w SOBOTĘ, więc mógł sobie pozwolić. Naoki wdrapał się na łóżko, starając
się nie obudzić rodzica i wsunął się do niego pod kołdrę. Tu niestety nie był,
aż tak ostrożny, skutkiem czego Saso obudził się, mrużąc oczy.
- Co się
stało Naoki?
- Nic. -
Pomimo takiej odpowiedzi rodzic sięgnął po swoją komórkę i spojrzał na godzinę.
Przyprawiała go o bolesne westchnięcie. - Co chcesz zjeść?
- Nie
chce jeść.
-
Musisz.
- To
potem, dobrze? - Poprosił Naoki słodkim i troszkę smutnym głosem. - Poleżymy
sobie?
Sasori był lekko zaskoczony tą
propozycją, ale z uśmiechem na to przystanął.
-
Pewnie. – Objął syna ramieniem. Liczył na jeszcze kilka minut snu, ale za dużo
szczęścia na raz.
-
Tato...
- Hm? -
mruknął, mając zamknięte oczy.
- Miyuki
mnie już chyba nie lubi...
- Co? -
Na powrót otworzył oczy. - Dlaczego tak mówisz?
- No bo
już się ze mną nie chce bawić. Nie chodzimy już nigdzie tylko cały czas
siedzimy w domu.
- Pewnie
nic nie organizują.
- Mama
mnie zabiera w dużo miejsc.
- No tak
Naoki, bo mama ma na to pieniądze.
- Kiedyś
Miyuki miała pieniądze. - Nie rozumiał co mają do tego pieniądze i po co one,
ale nie o to mu chodziło.
- Teraz
ma inne wydatki. Ale nawet jak zostajecie w domu to jest fajnie. Ja lubię
siedzieć w domu.
Naoki zdecydowanie nie był typem domatora.
Może faktycznie powinien Miyuki zasugerować wyjścia z chłopcem poza dom?
Zaczyna się sezon wakacyjny, więc powinny być wraz z tym jakieś atrakcje. Poza
tym Noriko wyjeżdża na długo, może w końcu się zorganizują na
jakiś wspólny wypad. Naoki nie był zadowolony z tego, że mama go zostawia,
ale chyba bardziej nie chciał jechać z nią i zostawiać taty.
- Z mamą
jest fajnie. - Przyznał chłopiec.
- A z
Miyuki nie?
- Też...
Jak nie zadzwoni pan Iseo.
- Co?
Dzwoni do Miyuki? - Ta informacja go zaciekawiła. Miyuki wciąż utrzymuje z nim
kontakt? Wkurwiło go to.
- Mhm. -
Z westchnieniem położył się na plecy. - I oni wtedy gadają, gadają i
gadają...
- A... A
o czym? - Głupio było tak podpytywać syna, ale co zrobić. Podniósł się na
łokciach, wpatrując się uważnie w potomka.
W tym momencie po mieszkaniu rozniósł
się dźwięk dzwonka. I pukania. Dość natarczywego, dlatego Naoki od razu zerwał
się z łóżka i wybiegł do przedpokoju. Krzyki i upomnienia Sasoriego dawały tyle
co nic. Po szybkim ubraniu się w pierwsze lepsze ciuchy, pobiegł za dzieckiem,
aby otworzyć drzwi. Naoki już stał na pufie gotowy, by samodzielnie przekręcić
zamek.
- Naoki!
– Zawołał karcąco i zdjął chłopca z mebla. Następnie ukucnął przed nim. –
Słuchaj, kolego. Dopóki nie sięgasz do zamka to nie wolno ci samemu otwierać
drzwi, jasne?
-
Przecież dosięgłem.
- Ale z
pomocą. A jak za drzwiami jest jakiś wariat to co wtedy?
- To nie
wariat tylko wujek. – Odpowiedział z beztroskim uśmiechem. Saso wtem zrozumiał
o którego chodzi i nadal nie uważał by się sporo pomylił.
- I tak
nie wolno ci samemu otwierać drzwi. – Podsumował mężczyzna i otworzył drzwi. U
progu zastał Hidana, opartego o framugę drzwi w okularach przeciwsłonecznych i
w całkiem niezłym ubranku. – Czym zawdzięczamy sobie ten zaszczyt? – Zapytał z
założonymi rękoma.
-
Przyszedłem po naszego zwycięzcę, który spędza ze mną weekend.
- Coś ci
się terminy pomyliły. Za tydzień.
- Nic mi
się nie pomyliło, drogi przyjacielu. – Mruknął wpraszając się do mieszkania. –
Czternastego maja miałem go odebrać.
-
Właśnie – odparł spokojnie Sasori i wyciągnął z kieszeni telefon. – a dzisiaj
jest… - pod wpływem ujrzenia daty zmarszczył czoło i przeklął w myślach.
- Czyżby
czternasty…? – Dopytał Hidan. – Chodź Nao, spadamy.
- Czekaj
wujku… jestem w piżamie…
Fakt, dopiero teraz zauważył jego
ubranie w dinozaury. Ponaglił Sasoriego wzrokiem. Całkiem mu się pomyliły dni.
Sasori wiedział, że żaden jego argument nie zadziała na Hidana, więc z
przekąsem kazał mu poczekać w salonie. Naoki był podekscytowany spędzeniem
całego weekendu z ulubionym wujku. Ciekawe co będą robić? Chociaż, nieważne i
tak będzie zajebiście. Jego tata nie podzielał tego entuzjazmu.
- Naoki…
Wracając do tematu z rana… O czym Miyuki rozmawiała z Iseo?
- Nie
wiem.
- Jak to
nie wiesz? – Bąknął z wyrzutem.
-
Mówiłeś, że to nieładnie podsłuchiwać…
- Ale…!
Bo…! To co innego…! Ech, nieważne… To nieładnie, tak jest. – Poczochrał mu
włosy z uśmiechem. – Bądź grzeczny i pilnuj się, jasne?
Chłopiec przytaknął głową. Sasori
szybko spakował mu najistotniejsze rzeczy jak piżama, majtki, ubranie zamienne,
a potem jeszcze wyciągnął Hidana na stronę by dać mu instrukcje. Powiedzmy, że
mężczyzna ich słuchał. No serio, przecież potrafi się kimś zająć.
- Luz,
dam se radę.
- Nie
martwię się o ciebie, przygłupie. – Burknął Sasori. – Popełnij jeden błąd, a
załatwię ci zakaz zbliżania. Przysięgam.
- Nic się
nie stanie. Rany…
- Mam
dostawać dwa esemesy dziennie czy wszystko w porządku. Jeden rano, a drugi
wieczorem – Sprecyzował. – Dzwoń jeżeli, odpukać, coś się stanie. Ponadto… -
Hidan jęknął.
-
Skończyłaś, mamo?
-
Przestań pajacować. – Warknął Sasori.
- To ty
przestań. Dam radę, mam doświadczenie.
- Niby
jakie?
- Miałem
zwierzęta.
W rodzicu aż się zagotowało. Czy on
właśnie porównał Naokiego do jakiegoś zwierzaka? Powinien dostać po mordzie.
Zwłaszcza, że wiadome mu jest jak zajmował się zwierzętami. Żółw mu uciekł,
chomika niechcący przydeptał, pies szybko mu się znudził, a rybki pozdychały z
głodu.
- Och.
Zajebiste rekomendacje! – Warknął sarkastycznie. – Ma jeść co najmniej trzy
posiłki dziennie. Ma spać o dziesiątej. Nie później i…
-
Właśnie, mam pytanie. – Przerwał Hidan i jak najciszej zapytał Sasoriego. – Czy
on… no wiesz…
- Ma
sześć lat, Hidan. Nie uprawia seksu.
- Kurwa,
nie o to mi chodzi, pojebie głupi.
- Po
tobie wszystkiego można się spodziewać.
-
Poczekam aż skończy piętnaście lat. Bez obaw.
-
Spierdalaj.
-
Wracając. Dalej się moczy?
Pytanie zadał dyskretnie by nie
urazić dumy chłopca. Sasori zaprzeczył ruchem głowy. Następnie wznowił swój
monolog do Hidana. Ten nie chcą go słuchać pociągnął chłopca do drzwi, a kiedy
je otworzył to niechcący uderzył nimi Naokiego. Rozpłakał się przez wywołany
ból, a Sasori natychmiast zareagował. Nie podobało mu się takie beztroskie
zachowanie Hidana względem jego pierworodnego. Już na dzień dobry nabił mu guza
na czole to co się stanie przez cały weekend? Oczywiście miał prawo mu nie
oddawać pod opiekę syna i mieć w dupie złożoną obietnicę, ale… Bądź co bądź
Hidan jest przyjacielem i wprawia Nao w uśmiech.
Po tym jak wyszli z mieszkania i
zostawili Sasoriego samego to ten musiał się na kimś wyładować. Ostatnio dużo
się mu przydarza niezbyt fajnych rzeczy i sobie z tym nie radził. Wybrał
kontakt i się z nim połączył.
-
Słucham?
- Cześć
Noriko. Chciałbym jeszcze ra ci podziękować za zgodę, by Nao spędził weekend u
Hidana. Zajebisty pomysł, kurwa mać. – Kobieta po drugiej stronie słuchawki
westchnęła ciężko.
- Znowu
zaczynasz?
-
Uświadamiam cię w twoim debilnym błędzie.
- A ja
cię uświadamiam, że poniekąd jesteś współwinny, skoro pozwoliłeś mi decydować.
- Byłem
pewny, że masz więcej rozsądku.
- Jasne,
bo ja wiem, że Hidan jest tak samo popaprany jak ten sześć lat temu… Człowieku
znasz go lepiej!
-
Dlatego mogłaś nie zgrywać dobrej.
- Hah.
Ja nie mam na ciebie słów… Dorośnij.
- Ty
też. Pamiętaj, że jak coś Naokiemu się stanie to to będzie twoja wina.
- Moja?
-
Właśnie tak.
- Wiesz
co? Pierdol się.
Powiedziała rozłączając się.
Po południem Itachi wybierał się
wraz z Kaną i Yukari do swojego teścia. Może i uległ żonie wobec tego pomysłu,
ale wciąż mu się on nie podobał. Kana jednak potrafi postawić na swoim, jak to
kobieta. Sam Itachi osobiście nie poznał jeszcze swojego teścia, ale zapewne
jest to taka starsza wersja Dana. Tata Kany odsiadywał w więzieniu wyrok za
pobicie – To według dziewczyny było dla męża pocieszeniem. W końcu to żadne
morderstwo. Fakt, ale Itachi powęszył na terenie pracy w aktach sprawy. Pobił
kobietę… w dodatku po dziś dzień ma ona niedowład prawej ręki. Wspaniały
przykład. Itachi całą drogę był nadąsany, ale Kana nic sobie z tego nie robiła.
Była pewna, że w nocy mu przejdzie, już ona się o to postara.
Zasiedli w pomieszczeniu zwanym salą
odwiedzin przed jednym z stolików. Nie byli jedynymi z odwiedzających. Strażnik
wyruszył po więźnia, a im pozostało czekać. Kana miała na kolanach córeczkę,
której o dziwo władze więzienne pozwoliły przyjść. Dziewczynka z zaciekawieniem
patrzyła na ludzi wokoło. Itachi natomiast wzdychał ciężko, każdy ze skazańców
wywoływał w nim odrazę.
-
Przestań się tak na nich gapić. – Upomniała Kana. – Tylko ich tym denerwujesz.
-
Wybacz, ale mogli się z tym liczyć gdy popełniali przestępstwo.
-
Rozumiem, ale takie uwagi zachowaj dla siebie, kohanie. Nie chcę by Yukari
widziała jak któryś z tych panów daje tatusiowi w mordę. Prawda aniołku? –
Zapytała się dziecka.
- Są tu
strażnicy.
- Dan
też kiedyś wierzył w ich refleks. Przeliczył się.
Ostrzegła męża, a po chwili
zobaczyła wprowadzonego do sali tatę. Przekazała córeczkę Itachiemu i uściskała
ojca z tęsknoty. Mimo pobicia kobiety nie wydawał się jakiś szczególnie
nienormalny czy groźny. Objął córkę ciepło i dosyć długo. Potem ta zaczęła
przedstawiać swoich towarzyszy.
-
Tatusiu, to mój mąż, Itachi. A dziecko, które trzyma to twoja wnuczka, Yukari.
- Mogę
ją potrzymać?
- Nie
widzę problemu…
Wypowiedź Itachiego była z lekka
niepewna i wymuszona. Kana zrugała go za to wzrokiem, a jej ojciec zdawał się
tego nie zauważać. Na powrót usiedli przy stole. Yukari siedziała na kolanach
dziadka przodem do mamy. Początkowo tylko ich trójka rozmawiała albo była w
atmosferze spotkania, aż wtem skazany mężczyzna odezwał się do Itachiego.
- Mam
nadzieję, że troszczysz się o moją córkę i wnuczkę.
-
Oczywiście.
-
Zapewniasz im przyzwoity byt? – Itachi skinął głową. – Kana zawsze była moją
księżniczką i oczkiem w głowie. Rozpieściłem ją, bo dostawała wszystko co
chciała.
- Nic
się nie zmieniło… Kana nadal chce dostawać wszystko. – Mruknął, a Kana
wystawiła mu figlarnie język.
- Więc
musisz jej wszystko zapewnić.
- Staram
się…
- Dobrze
zarabiasz? Gdzie pracujesz?
- Jestem
prawnikiem. – Kana była ciekawa reakcji taty na ów zawód. Nie miał miłych
wspomnień z jakimikolwiek organami prawa.
- To
dobra praca. – Przyznał. – Prawnik, którego mi przydzielono to była jakaś
spierdolina.
-
Przykro mi.
-
Słyszałem o okolicznościach w jakich się pobraliście. Dlatego muszę zapytać czy
kochasz moją Kanę? – Kana spojrzała na męża, wyczekując odpowiedzi. Wiedziała,
że ją kocha, bo kto tego nie robi?
- Pana
córka to teraz i moje oczko w głowie, za którym bym wskoczył w ogień.
-
Pytałem czy ją kochasz.
- Daj
spokój, tatusiu. – Wtrąciła Kana. – Jasne, że tak. Nawet mnie namawiał na
przyjście tu do ciebie z Yukari. – Oddała swój pomysł Itachiemu. Trochę go to
zdziwiło, chciała mu narobić plusów w oczach ojca? Sądził, że mu świetnie
idzie.
- To był
twój pomysł? – Dopytał mężczyzna. Itachi spojrzał na Kanę z lekka oburzony
takim potoczeniem spraw, ale skinął głową. – Popieprzyło cię? Zabierasz własną
córkę do środowiska przestępców?
- No
tak. Też mu to mówiłam. – Kana przytaknęła osądu ojca, a Itachi zmiażdżył ją
wzrokiem. Wrobiła go… po co mu taka żona.
-
Prawnik, a nie ma krzty rozsądku w głowie. – Skrzywił się teść.
- No
cóż, przyznaję. To było bardzo głupie, ale miał pan prawo zobaczyć swoją
wnuczkę nie tylko na zdjęciach. Chociaż raz na rok lub dwa lata możemy ją tu
przyprowadzać o ile sobie pan tego życzy.
- Nie
wiem, czy to będzie dla niej dobre.
-
Kontakt z dziadkiem zawsze jest dobry. A my się zajmiemy tym, by Yukari się tu
zbytnio nie spodobało. – Stwierdził Itachi. Był dumny, że wyszedł z tej
opresji. Teść widać był z tej postawy zadowolony, a Kana z uśmiechem wymierzyła
mu buziaka w policzek.
- Mam
fajnego męża. Możesz być zajebisty jeżeli kupisz mi buty.
- Zatem
będę fajnym mężem – Pogodził się z tym. Miała w cholerę butów, nie przekabaci
go. – Wracając do Pana pytania to tak. Kocham Kanę.
- W
takim razie możesz mi mówić tato. – Mruknął mężczyzna.
W ten sposób rozmowa już szła
jedynie w dobrym kierunku. Itachi musiał przed sobą przyznać, że jego teść jest
bardzo w porządku. W ogóle nie podobny do Dana, chociaż sam nie wiedział czy
się po prostu musi powstrzymywać przed strażnikami, Kaną czy Yukari. Jednak na
samotne odwiedziny nie było w brunecie chęci. Ojciec Kany wypytał o jej brata.
Dan nie był u niego od chyba pięciu lat. Mieli drobny zatarg, choć skoro trwał
już pięć lat to z pewnością nie był drobny.
- Dalej
jest z Noriko?
- Nie.
Próbował do niej wrócić, ale wszystko spartolił, jak to Dan. Ale masz od niej
pozdrowienia. – Mruknęła Kana. – Od trzech lat ma jakiegoś dzianego męża. Ale
daję im jeszcze jakieś pół roku. – Dodała, na co Itachi się zainteresował.
-
Dlaczego?
- Bo…
Mam intuicję – Puściła do męża oczko.
- A co z
jej dzieckiem? – Dopytał starszy z mężczyzn.
- Skąd
pan wie, że Noriko ma dziecko?
- Tata.
– Poprawiła Kana męża. – Propos, to jej dziecko było Sasoriego. On jest
przyjacielem Itachiego i wiesz to było w ogóle tak, że…
Kana uwielbiała gadać, najbardziej o
kimś, więc przekazała całą historię swojemu ojcu. Mężczyzna bardzo lubił
Noriko, to ona zawsze organizowała odwiedziny u niego. Cieszył się, że Dan
znalazł sobie dziewczynę, która doceniała wartości rodzinne, była mądra, a przy
tym i piękna. Lecz ta pierdoła, jego syn, wolała włazić do dupy jeszcze innym
panienką.
- Dan
przyszedł tu z nią, gdy była w siódmym miesiącu. Myślałem, że zmądrzał i do
niej wrócił.
- No i
się im udało, na krótki okres czasu. Ale potem… Noriko urodziła. Dan jej
pomagał, ale z czasem wbił sobie do głowy, że to dziecko mu przeszkadza.
-
Powiedz, że rozstał się z nią z godnością…
-
Niestety. Noriko zostawiła mu Naokiego pod opieką, gdy miał dwa miesiące. No i
ten… - zawahała się, nie chciała tego mówić przy Itachim, ale ten nie zamierzał
odejść. – Dan chciał go wykąpać… w zimnej wodzie.
- Co?! –
Krzyknął Itachi.
- Ale
luz. Noriko wróciła szybko, bo czegoś zapomniała, ale od tamtej chwili… no
rozumiesz. Gdy go widzi to ma ochotę go zajebać delikatnie mówiąc.
Itachi był wstrząśnięty tą historią,
to jest chrzestny jego córki. Nigdy go nie lubił i nie zanosi się na to, aby
było inaczej. Yukari zaczęła się już kręcić i grymasić, ale naprawdę długo
wytrzymała. Spokojem podała się całkowicie na Itachiego, Kana nie omieszkała
oburzyć się tym faktem. Póki co to dziecko jest kopią Itachiego.
- Ja ją
rodziłam kilka godzin, a tak mi się odwdzięczyła.
-
Najwyraźniej musicie się postarać o kolejne. – Stwierdził jej ojciec.
-
Słyszałaś, Kana? – Itachi upomniał ją z uśmiechem.
- Nie
jestem głucha. – Burknęła. – Chwilowo mam inne sprawy na głowie.
Mąż kobiety przewrócił oczami.
Wiadomo, chodziło jej o swoje aktorstwo. Odkąd wróciła na teatralną scenę to
mało mu poświęcała czasu. Ciężko mu to znosić, dlatego na żaden spektakl, w
którym grała jakąś rolę się nie wybrał. Teatr źle mu się kojarzył.
Po chwili postanowili już wyruszyć
do domu. Yukari zaczęła być kapryśna, a i oni już chcieli kończyć spotkanie.
Będąc na parkingu przed samochodem do Kany zadzwonił telefon. Itachi czynił
honory wobec córki i odebrał ją od Kany zapinając do miejsca w samochodzie.
Żona rozmawiała z, jak się domyślał Noriko, nie wtrącał się choć nie podobało
mu się, że umówiła się z nią na zakupy. Mieli iść razem na obiad do jego
rodziców.
- No to
do zobaczenia. Pa, pa.
- Kana.
Nie zapomniałaś o czymś. – Spojrzała na niego zdezorientowana. Po dłuższej
chwili zdecydował się jej przypomnieć. – Mieliśmy zjeść obiad u moich rodziców.
- Ach…!
Faktycznie… ups…
-
Odwołaj to.
- Co?
Nie! Nie mogę podobno Saso jej przygadał i ona ma teraz doła. Nie mogę jej
zostawić.
- Nie
obchodzi mnie to, kup sobie coś na pamięć. Obiecałaś mojej mamie przyjść.
-
Zrozum, no. Jaka ze mnie przyjaciółka skoro zostawiam ją dla takiej pierdoly?
- Masz
racje, okropna. – Stwierdził. – To nie zmienia faktu, ze masz jechać.
- Daj
spokój. Powiesz, że się źle czuję.
- Nie.
- Ale… -
Westchnęła ciężko. – Itachi, chyba nie odmówisz swojej ciężarnej żonie?
- Nie
jesteś w ciąży. – Powiedział pewnie.
- Jeśli
nie jestem to już nie będę cię namawiać na przyjazd tu z Yukari.
Zawołała i tym przekonała Itachiego.
Kanie bardzo zależało na kontakcie ojca z wnuczką i nie sądził, by to
poświęcała dla spotkania z przyjaciółką. Niemniej kobieta wiedziała jeszcze o
swoim darze przekonywania, więc nie wahała się skłamać. Nie była w ciąży, ale
wiedziała, że na myśl o dziecku Itachi zachowuje się jak ślepy dureń.
-
Płaczesz…? No chyba nie przez mój brzuch…
- Nie.
Oczy mi łzawią.
- Ale,
że aż tak?
- To
przez światło. Na dodatek obraz mi się rozmywa… Musisz prowadzić.
- Jezu,
jaka z ciebie baba. – Burknęła. Gdy była w ciąży z Yukari to nie ryczał.
Hidan był z Naokim na mieście,
spędzenie z małym weekendu było cholernie fajne. Wczoraj cały dzień byli w
domu, bo padało, ale grali w gry na konsoli, oglądali disneyowskie bajki -
Wszakże są one kultowe, wstyd ich nie znać. Nawet Yagura przyłączył się do tego
maratonu. No, a dzisiaj to już zgodnie z planem byli na dworze. Hidan
zabrał chłopca na gokarty czyli jeżdżenie w mini samochodach, dobijanie,
ściganie - to co każdy dzieciak uwielbia. Teraz, gdy dochodziła szesnasta
chłopiec był zmęczony, ale podobało mu się. Wujek zabrał go na lody, które
zlizywali na przechadzając się po takim jakby rynku. Ludzie wałęsali się
ulicami z zmęczonymi minami.
- Wujku,
a następnym razem też tu przyjdziemy? - Bardzo mu się spodobało, a nawet w
myślach chciał się tu przyjść ze swoimi rówieśnikami; Maribel, Torą, Kae i
Tesshim.
- To
musisz wobec tego wywalczyć zgodę na pobyt u mnie od swojego starego. - Naoki
się skrzywił, wiedział, że się nie zgodzi. To pewne. - Albo poproś mamę.
Skoro raz zgodziła się powierzyć
syna Hidanowi, to powinna się zgodzić kolejny. Hidan nawet tą decyzją oczyścił
jej konto. W jego oczach może na nowo zbierać dodatnie lub ujemne punkty.
Pomimo miłej atmosfery, nie stracił na czujności i nikle, ale jednak, poczuł
jak z kieszeni ktoś mu wyciąga portfel. Obejrzał się na sprawce, ubranego jak
każdy edres i zawołał.
- Hej! -
Lecz osobnik zdawał się go nie słyszeć. - Nao, czekaj tu, a ja złapię tego
chuja. - Zwrócił się do chłopca, a potem zaczął biec do złodziejaszka. -
Zatrzymaj się, kurwa!
Przeciskał się przez przechodzących
po drodze ludzi, którzy raczej traktowali ów pogoń, jako osobistą sprawę.
Dlatego Hidan nie mógł liczyć na niczyją pomoc. W końcu złodziej skręcił w
mniej ruchliwy obszar, co raczej powinno należeć do jego błędów. Najwyraźniej
na swoje szczęście natrafił na jakiegoś amatora. I na szczęście często ostatnio
na treningach biegał, dlatego sam nie czuł tak ogromnego wysiłku, jak normalnie
powinno się czuć. Napastnik jednak też się wydawał wysportowany. Biegał,
skakał, wspinał się… niesamowicie wyćwiczony. Na sobie miał długą bluzę z
kapturem, długie dżinsy i białe adidasy, jednak budowę ciała miał dosyć drobną.
Wzrostem to chyba był niższy od jakiejś laski. Czyli jakiś gówniarz chcący
zaszpanować… sam nie wiedział czym, ale wiedział, że wybrał sobie niewłaściwą
ofiarę. Taki tam wielki błąd. Rabuś obejrzał się delikatnie przez ramię, by
sprawdzić czy nadal jest ścigany. To był jego kolejny błąd, bo Hidan z
łatwością się do niego przybliżył i złapał jego ciało od tyłu.
- Mam
cię! – zawołał dumnie, starając się trzymać, szarpiącego się złodzieja, jak
najdłużej. – Oddawaj co ukradłeś! To dla twojego dobra, inaczej…! – Urwał
zdanie, kiedy jego ręka posunęła się po ciele złodzieja i natrafiła na
wypukłość. Piersi… złodziej ma cycki!
-
Zabieraj łapy! – Warknął kobiecy głos i wykorzystał chwilę nieuwagi Hidana, po
czym z całej siły cisnął butem w jego stopę, a następnie przyłożył mu łokciem w
brzuch.
Hidan przeklął gromko w bólu, a
dziewczyna ponownie puściła się w bieg i skręciła w jedną z uliczek. Mężczyzna
ani myślał odpuścić pogoni, w jego portfelu znajdują się bardzo osobiste dla
niego rzeczy. I wcale nie chodzi tu o gumki. Ani o numer telefonu super laski,
którą niedawno poznał… No dobra, chodziło o ten numer. Musiał go odzyskać za
wszelką cenę. Zaułek, gdzie skręciła dziewczyna był odseparowany od wejścia
bramą z siatki, a to dlatego iż znajdowała się tam budowa. Jednak to nie
zatrzymało dziewczyny, wspinała się przez ogrodzenie z niemałą gracją. Hidan
nie mógł się powstrzymać od niepatrzenia na to z podziwem. Wątpił czy jemu uda
się wspiąć. Dziewczyna zeskoczyła z bramy będąc jakiś metr nad ziemią. Niestety
to ją chyba bardzo zmęczyło, dlatego skok skończył się upadkiem. W jego trakcie
kaptur dziewczyny zsunął się z jej głowy.
Chyba tego nie zauważyła, bo ciągle
syczała z chyba niegroźnego bólu nogi. Miała długie, gęste i proste czarne
włosy z ciemno zielonymi pasemkami, twarz miała szczupłą, jej kości policzkowe
były dość wyraźne. Ciemne brwi, ciemne i długie rzęsy podkreślające nieziemskie
hebanowe oczy, które posiadała. Twarz miała… śliczną, śniada i delikatna cera,
a przy tym malinowe pełne usta stworzone do całowania.
- Jasna
cholera… boli… - Syknęła, wstając z piachu. Zdawała się nie zauważyć, że jej
ofiara na nią patrzy. Pierwsze spostrzegła swój zsunięty kaptur.
- W
porządku? – zapytał Hidan.
Właściwie sam nie wiedział dlaczego
pierwsze okazał troskę, zamiast zażądać zwrotu portfela. Może liczył na jakiś
numerek za bycie miłym? Hidan był przecież delikatnie pierdolnięty. Dziewczyna
spojrzała na niego, rozmasowując swój obolały tyłek. Spotkał się z nią
wzrokiem, a czas stanął w miejscu. Chyba nawet mógł usłyszeć bicie własnego
serca.
- Tak… -
Dziewczynie chyba trudno było oderwać od Hidana wzroku, ale w końcu to zrobiła.
– No to pa. - Zrobiła dwa kroki w tył i obróciła się na pięcie idąc powoli do
przodu.
- Ej…!
Ej, czekaj! – zawołał zza siatki. – Oddaj mi portfel! – Dziewczyna stanęła w
miejscu i sięgnęła ręką do kieszeni bluzy. Potem się na niego obejrzała. –
Obiecuję, że nie pójdę na policję!
- OMG,
serio myślałeś, że ci go oddam? – Zakpiła. – Wybacz koleś – Przywdziała na
siebie z powrotem kaptur. Z nieba zaczęły lecieć drobinki deszczu. – To nic
osobistego – mruknęła i szła dalej.
-
Zaczekaj! – Już nie mógł liczyć na zainteresowanie. – Kurwa! – zaklął soczyście
i uderzył dłońmi w drzwi bramy, które się otworzyły. Zarówno Hidan, jak i
złodziejka byli tym zdziwieni.
- Bez
jaj…! – Zawołała bezsilnie. Po cholerę jej była ta cała wspinaczka?!
Hidan nie tracił czasu i zaczął biec
do dziewczyny, a ona zerwała się do ucieczki. Oddychała ciężko przez niedawną
spinaczkę i ogólnie Hidan miał spore szanse, aby ją schwytać. Dziewczyna jednak
wybierała trudne trasy. Choć był tuż za nią to ona robiła sporo zakrętów albo
skoków. Na jednym z nich niestety się przeceniła. Zahaczyła łydką prawej nogi o
wystający z boku ostry drut i odarła o niego nogę, co doprowadziło ją do
upadku. Syknęła z bólu, spodnie zafarbowały się od krwi, ale mimo to dziewczyna
była zdeterminowana, aby uciekać. Hidan przystanął kilka kroków od niej i
postanowił zaczerpnąć tchu. Ten pomysł okazał się jednak cholernie głupi. W
chwilę stracił ją z oczu. Pytał sam siebie jak to jest w ogóle możliwe i zaczął
przeszukiwać ten cholerny tor przeszkód, nazywany terenem budowy. Po kilku
minutach już sądził, że stracił te seksowną złodziejkę z oczu, lecz oto
zauważył ją siedzącą na przystanku autobusowym. Cała jej łydka była
zakrwawiona, pewnie od tego jej zahaczenia o drut. Hidan musiał przyznać, że
nawet z taką raną była bardzo szybka, w końcu zdołała mu uciec. Chciał przejść
do niej przez ulice, ale sekundę przed tym pomysłem zatrąbił na niego samochód.
Ten hałas zwrócił uwagę złodziejki, która nie bacząc na wszystko, próbowała
zwiać z miejsca. Hidan nie mógł jej na to pozwolić i szybko przebiegł przez
ulicę. jednak drugim razem już nie miał tyle szczęścia i jadący samochód po
prostu w niego uderzył.
W tym czasie razem z Kaną była
Noriko. Dziewczęta zrobiły sobie taki, od dłuższego czasu już planowany, babski
dzień. Kobieta z samego rana miała odprawę na lotnisku, więc to był jej ostatni
dzień w kraju przed długą przerwą. Nie chciała wracać tu miała wszystko co
dawało jej szczęście. Czuła się jakby zredukowała błędy w przeszłości i
zaczynała od nowa - Poprawiła kontakt z rodzicami i siostrą, na nowo
zaufała przyjaciołom, odzyskała syna, a Saso zaczął ją tolerować. Chociaż po
ostatniej rozmowie chyba znowu sytuacja jest napięta. Nie mogła zrozumieć tego
człowieka, Dlaczego do niej wydzwaniał i pytał, skoro nie chciał oddawać
Nao pod opiekę Hidanowi. I dlaczego jej zdanie miało być decydujące?
Westchnęła.
- Stało
się coś?
- Ojciec
Naokiego się stał. – Burknęła chłodno. Kana uniosła brew.
- Aha, a
kiedy temat zszedł z ciuchów na Sasoriego...?
- Racja.
Przepraszam, Kana. Ostatnio miałam z nim drobną sprzeczkę i ciągle powracam do
tego mężczyzny myślami.
- A o co
znowu się ciebie czepił?
- Wiesz
niedawno zadzwonił do mnie, by spytać czy Hidan może zaopiekować się w weekend
Naokim. – Kana starała się jej słuchać uważnie. Ale myślami była gdzie indziej.
Za drzwiami sklepu. - Był wściekły, bo się zgodziłam.
- Uh...
No nie dziwie mu się. Z Hidanem? Bezpieczniejszy byłby w zagrodzie z lwami.
- Nie
przesadzajmy.
- Znam
się z nim niecały rok i takie mam o nim zdanie. Też go znałaś przecież.
- Tak,
ale sądziłam, że w pięć lat zdążył się zmienić... Mniejsza. Sasori stawia mnie
jako osobę decydującą, więc pewnie jak coś się stanie to ja będę winna. - A nie
chciała odpowiadać za takie coś, to było po prostu dziecinne. Jendak w duchu
modliła się, by nic się nie stało.
-
Wyluzuj Naokiemu na pewno nic nie będzie… Wiesz, właściwie wiem gdzie ta pała
mieszka, możemy najechać mu na chatę niczym hiszpańska Inkwizycja. –
Zasugerowała z uśmiechem.
- To
będzie trochę głupie…
- Naoki.
- Racja,
dla dobra Naokiego. – Zgodziła się Noriko.
- Nie.
Naoki siedzi na ławce. – Wskazała palcem na miejsce.
- Naoś!
Naoki! - Zawołała Noriko, a chłopiec się obejrzał. Od razu do niego pobiegły,
upewniając się w tożsamość chłopca.
- Cześć
mamo i ciociu. - Machnął do nich ręką z beztroską miną.
- Hej
Naoki, co się stało? Dlaczego jesteś tu sam? - Zapytała Noriko, kucając przed
nim.
- Wujek
kazał mi tu siedzieć i na niego czekać.
- A
gdzie jest Hidan? – Dopytała Kana.
-
Poszedł gonić jakiegoś chuja. - Powtórzył.
- Naoki
- Upomniała Noriko. - Nie wolno mówić tak brzydko!
Dziewczyny chciały go natychmiast ze
sobą zabrać, ale ten się na to nie zgodził. Chciał czekać na wujka, a więc
czekały razem z nim. Po pół godzinie nadal nie było po nim śladu, a wiatr
zaczął coraz mocniej dmuchać. Noriko obawiała się, że syn złapie jakieś
przeziębienie. Była wściekła na Hidan, na siebie, a najbardziej na Sasoriego.
Kana zaproponowała, aby odwiozły go do domu Hidana i tam na niego poczekają.
- A
wujek Hidan? - Zapytał Naoki.
- Nie
martw się, jak tu przyjdzie i ciebie nie będzie to na pewno pomyśli, że jesteś
w domu i wróci. - Mruknęła Kana uspokajająco, ale gdyby serio tak pomyślał to
okazałby się największym debilem na świecie.
- Więc,
jak? Jedziemy? - Zapytała Noriko, a Naoki wobec takich rozwiązań się zgodził i
ujął rękę matki. - Zabije go... - Syknęła szeptem do Kany.
- Będę
twoim alibi.
Wieczorem Miyuki skończyła swoje
zajęcia w szkole, sesja zbliżała się wielkimi krokami, a ona prawdę mówiąc
jeszcze nie zajrzała do książek. Sprawy prywatne zaprzątały jej głowę i nie
potrafiła się na niczym skupić. Z budynku szkoły kierowała się na parking. W
ciągu dnia ustaliła sobie, że musi w końcu zrobić coś z sytuacją w jakiej się
znalazła, to jednak nie jest takie łatwe. Na zajęciach spisywała sobie na
kartce ocenę Iseo i Saso. Dostrzegła znaczącą różnicę między nimi, ale
bynajmniej nie ułatwiało to sprawy.
Stała na chodniku przed parkingiem,
czekając na Iseo, który miał po nią przyjechać. Myślami była nieobecna wobec
otoczenia, mijający ją koledzy, zegnali się lecz odpowiedz nie było. Do
rzeczywistości przywrócił ją znajomy glos tuż przy uchu.
- Na
kogo czekasz?
-
Sasori… - Burknęła uprzednio się wzdrygając. Szturchnęła go w ramię, gdy się do
niego odwróciła. – Wystraszyłeś mnie. Co tu robisz?
- Oschłe
to powitanie. – Stwierdził z wyrzutem. – Na kogo czekasz?
- Hm? Na
nikogo… skąd pomysł, że na kogoś czekam…
- Stoję
za tobą od dziesięciu minut. – Powiadomił. – Więc?
- Dobra.
Czekam na znajomego, odwozi mnie do domu.
- Tym
znajomym jest Iseo? – Zapytał, a Miyuki przygryzła wargę, uciekając wzrokiem na
bok. Jaśniejszego potwierdzenia nie mógł mieć. – Dlaczego nie powiedziałaś, że
znowu się kumplujecie?
To pytanie trochę ją uspokoiło.
Czyli nie wiedział najgorszego.
- Nie
chciałam byś się gniewał. Wiem, że za nim nie przepadasz.
-
Pewnie. Nie ufam mu, zresztą ty też nie powinnaś skoro mu się podobasz. Dlatego
nie chcę byś utrzymywała z nim znowu kontakty. Jeżeli chcesz podwózki to będę
po ciebie jeździł.
- Nie
chodzi o podwożenie mnie…
- Więc o
co?
-
Sasori, ty utrzymujesz kontakty z Noriko, ja mam prawo widywać się z Iseo. –
Wzruszyła ramionami. Nie potrafiła mu powiedzieć prawdy. Zdrada go załamie,
pomyślała oo tym za późno, ale nie chciała, by cierpiał.
- Nie
mścij się na mnie, skarbie. – Złapał Miyuki delikatnie za ramiona i przyciągnął
do siebie. – Noriko nie będziemy widzieć dłuższy czas, a potem jej spotkania z
Naokim będą rzadsze. Przysięgam.
- To nie
jest zemsta…
- Nie
ważne. Jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie, kocham cię i jestem o
ciebie cholernie zazdrosny nawet jeżeli łączy was jedynie przyjaźń.
- Też
cię kocham, ale…
-
Żadnych ale.
Sasori nachylił się ku jej ustom i
złączył w bardzo namiętnym pocałunku. Dziewczyna nie skłamała,, bo wciąż go
kocha, ale zbyt mało on jej okazuje miłości. Co do Iseo to on ją kocha, a sama
Miyuki odczuwa do niego jedynie pożądanie. Najgorsze jest to, że nie może sobie
poradzić ze stanowczością i bawi się uczuciami mężczyzn. Objęła szyję Saso
oddając mu pocałunek. Gdy się od siebie odsunęli zobaczyła za jego plecami Iseo
z niezbyt zadowoloną miną. Zmieszała się, co zmusiło Sasoriego do obejrzenia
się.
Kiedy Iseo został zauważony posłał
obecnemu partnerowi Miyuki najłagodniejszy uśmiech na jaki było go stać po czym
podszedł do pary.
-
Sadziłem, że jedziesz dzisiaj ze mną. – Zagadał do Miyuki. następnie wyciągnął
rękę do Sasoriego. – Iseo.
- Ona
dzisiaj z tobą nie pojedzie, ani jutro, ani nigdy. Wasza znajomość się kończy.
- Och,
naprawdę? W porządku, ale chyba potrafi mówić sama.
- Nie
musi, jako jej chłopak…
- Och,
czyli ty jesteś Sasori. – Przerwał. – Sądzę, że powinniśmy się zakolegować w
końcu tyle nas łączy z naszą Miyuki. – Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Heh.
Sorry, ale Miyuki jest tylko moja. – przyciągnął ją z lekka brutalnie do
siebie.
- Jak
uważasz – Nie mógł się powstrzymać od lakonicznego przewrócenia oczami. – Ale
nie musisz nią szarpać, kolego.
- Nie
jesteśmy kolegami. – Warknął Saso. – Chodź Miyuki.
Dziewczyna słowem się nie odezwała
podczas ich sprzeczki. Posłusznie poszła z Sasorim posyłając Iseo
przepraszające spojrzenie. Miał je gdzieś, był wkurwiony jej zachowaniem i miał
tego dość. Z frustracji kopnął lekko najbliżej stojący samochód, a przez to
zachwianie odpadł mu zderzak.
- Kurwa…
- Hej
gościu, co ty robisz?! – Popchnęła go wściekle jakaś dziewczyna w okularach.
-
Przepraszam…
- Aha.
Kiepski z ciebie magik, powiedziałeś przepraszam i się nie naprawiło. Dlatego
dawaj szmal za naprawę. – Wyciągnęła do niego dłoń i widać nie zamierzała
odpuścić.
Hidan odzyskał w tym czasie
przytomność. Widok wydawał mu się rażący, dlatego odwrócił głowę w bok. Wtedy
dopiero zrozumiał, że nie znajdował się na dworze, a minionej złodziejki
nigdzie nie ma. Sądząc po białych kitlach niektórych z ludzi, zorientował się,
że jest w szpitalu. To mu przypomniało wypadek samochodowy, a to zaś
spowodowało potworny ból głowy. Dotknął się w nią, chcąc załagodzi swoje
cierpienie drobnym masażem. Wtem poczuł, że ma ją owiniętą bandażem. Skrzywił
się trochę, a po chwili zerwał się do pozycji siedzącej.
- Naoki!
- Wrzasnął, skupiając na sobie uwagę wszystkich. - Gdzie on jest...? Oby czekał
na rynku...! - Mówił do siebie, schodząc z łóżka.
-
Chwileczkę. Co pan robi? - Podeszła do niego pielęgniarka.
- Muszę
stąd iść. Ktoś na mnie czeka.
- Nie
może pan iść. Proszę zaczekać, pójdę po lekarza!
- Nie
rozumiesz, kobieto, że ktoś na mnie czeka!
- A czy
pan rozumie, że ma siedzieć i czekać na lekarza?!
-
Hidanku! Dzięki Bogu, żyjesz! - Zawołała radośnie Syntia, mężczyzna jednak nie
podzielał jej euforii. - Tak mnie przestraszyłeś, wyskakując prosto na moją
maskę! - Objęła go mocno, ale ten ją tylko odepchnął.
-
Puszczaj mnie! To ty mnie przejechałaś? Nie dość ci spraw sądowych? Masz się do
mnie nie zbliżać!
- Ale
kochanie...
-
Przestań do mnie tak mówić!
- Dobry
wieczór... – Przywitał się lekarz.
- Jaki,
kurwa wieczór? Która godzina? Ile czasu byłem nieprzytomny?
- Około
trzech godzin. Jestem Hideo Fuse, pana lekarz prowadzący. Chciałbym pana
przebadać.
- Nie
mam czasu. Czeka na mnie jedno dziecko! Jak go nie będzie to...!
-
Rozumiem, ale nie może pan wyjść. Jeżeli wypadek sprawił wstrząśnienie mózgu...
- Nie
obchodzi mnie to, chcę wyjść!
-
Hidanku, zostań i daj sobie pomóc...
- Ty się
nie odzywaj, bo to twoja wina!
- Niech
mnie pan nie zmusza do wstrzyknięcia środku uspokajającego. - Wtrącił Hideo. -
Badanie nie potrwa długo, najwyżej godzinę.
- Nie
mogę tyle czekać! Ile razy mam to, kurwa, powtarzać?!
- To
może pan zadzwoni i odwoła spotkanie?
- To
jest... niegłupi pomysł. Gdzie moje rzeczy? - Jedna z pielęgniarek mu je
przyniosła, ale niestety telefon nadawał się do śmieci z pękniętą obudową. -
Syntia, dawaj telefon!
- Już. -
Posłusznie przeszukała swoją torebkę i przekazała mu urządzenie.
- Syntia
to bardzo ładne imię. - Mruknął Hideo do dziewczyny, a ta się zarumieniła.
Hidan w ogóle nie zwracał na nich uwagi. Wykorzystał swoją doskonałą pamięć do
numerów i wykonał połączenie.
- Tak,
słucham...?
-
Yagura, to ja. Hidan.
- Hidan?
Czemu nie odbierasz?
- Potem
wyjaśnię. Masz teraz biegnąć na rynek w mieście i szukać Naokiego! Jestem w
szpitalu i dopiero za godzinę mnie wypuszczą.
- Naoki
jest w domu. Przyprowadziła go pani Kana i jego mama.
To powiadomienie sprawiło, że Hidanowi
spadł kamień z serca. Chyba nie potrafiłby się pokazać Sasoriemu na oczy po
takiej akcji. Miał też nadzieje, że Noriko go nie wsypie, ale Yagura go
uspokoił. Dziewczyny zdecydowały już wcześniej na niego zaczekać i sprawić mu
reprymendę, którą Hidan będzie musiał znieść z honorem.
Yagura w końcu się rozłączył i
przekazał tok rozmowy Noriko. Była ciekawa co się stało Hidanowi, że jest w
szpitalu, ale ten uświadomił sobie, że nawet o to nie zapytał. Surowe
spojrzenie Noriko go trochę upomniało, było takie podobne do jego mamy. Trochę
się jej bał. Kana w tym czasie przebierała się w łazience w jedną z nowych
sukienek. Oczywiście teraźniejszy gospodarz nie miał nic przeciwko, siedział w
salonie na kanapie i razem z Naokim oglądał trzecią część shreka.
- Jestem
już! – Zawołała Kana, a pod wpływem jej donośnego głosu, Yagura obejrzał się za
siebie. - Jak wyglądam? - Zapytała, chodziło jej o zwiewną sukienkę z trzy
czwarte rękawem, sięgającą do połowy ud i będącą w kwieciste wzory.
-
Wyglądasz ślicznie. - Stwierdziła Noriko.
-
Ujdzie. – Wtrącił się Yagura. Kobiety spojrzały na niego wytrzeszczając oczy.
- Co ci
się nie podoba? – Zapytała Kana, ten nagle pożałował, że się w ogóle odzywał.
- Nic…
- Gadaj!
– Warknęła. – Skoro już zacząłeś krytykować to dokończ.
- Ja nie
skrytykowałem… Wygląda pani ok.
- Ok?
Masz się za speca od mody?
- Nie…
Ale interesuje się stylistyką. Ta sukienka… Pani szerokie uda rzucają się w
oczy. – Stwierdził odważnie. Noriko pod tym wpływem zerknęła na jej uda. –
Przynajmniej jak się stoi z boku.
- Więc
co byś w niej zmienił? – Zapytała Noriko.
I tak zaczął się temat zmiany
wyglądu, oczywiście u chłopaka czesanie jako hobby było bardzo zaskakujące. Na
początku Kana nie chciała się zgodzić na maczanie palców Yagury we własnych
włosach, zapewne będzie wygląda źle. Była przekonana, że jest tak samo
psychiczny jak brat. Noriko jednak ją przekonała do ulegnięcia, najwyżej go
zabiją czy coś. Długo jeszcze się nie zgadzała, ale cóż… to tylko włosy,
odrosną. Poszli więc do pokoju chłopaka, bo Noriko chciała zobaczyć dopiero
efekt końcowy. Następnie usiadła przy Naokim i towarzyszyła mu do czasu, aż
wrócił Hidan, z którym natychmiast zamierzała się rozmówić.
- Naoki!
Nao! - Krzyczał już od progu drzwi.
- Tutaj
jestem wujku! - Odkrzyknął Naoki.
-
Kurwa... teraz mogę umierać. - Mruknął z westchnieniem ulgi. - Nic ci się nie
stało? Żaden szmaciarz się nie czepiał?
- Nie.
Spotkałem mamę i ciocię. - Powiadomił, wskazując na stojącą za nim Noriko,
która wnosiła synowi szklankę z oranżadą.
- No
siema.
- Możemy
pogadać w kuchni? - Niby zapytała, ale takim tonem jakby to był rozkaz.
- No
skoro prosisz. - Hidan jednak nie tracił swojego lekkiego hartu ducha. - To...
możesz nalać mi coś do picia? - To nie był najlepszy moment na prośby i
przekonał się o tym w momencie, gdy Noriko się na niego rzuciła i zaczęła bić
swoimi babskimi ciosami.
- Ty,
durniu...! Jak śmiałeś go zostawić samego na ławce?!
- Ała!
Uspokój się, kobieto... czy czym tam jesteś. - Nie był pewny, bo ciosy były
dosyć mocne. - Przecież nic mu się nie stało...
- ALE
MOGŁO! Ale mogło, ty imbecylu! - Warknęła, uderzając go w plecy tak mocno, że
ją chyba bardziej zabolało. - Ał, ja pierdole...
- Karma
wróciła - Skomentował, choć ślad klepnięcia z pewnością pozostał na plecach. -
Nie chciałem go zostawić. Jakaś złodziej... Jakiś złodziejaszek - Przecież nie
przyzna się, że wykiwała go jakaś laska. - Mi zajebał portfel, a po drodze
miałem wypadek. - Wskazał na głowę.
-
Pieniądze są ważniejsze, niż dziecko, które tak uwielbiasz?
-
Przyganiał kocioł garnkowi. - Burknął w odpowiedzi.
To zdanie wprawiło ją w milczenie.
Sama tak zrobiła przed laty, więc nie powinna go winic. Nie jest do tego
najodpowiedniejszą osobą.
- Co ci
się stało? - Dla sprecyzowania, wskazała na jego bandaże.
- Taka
jedna wariatka mnie potrąciła.
- Ale
wszystko dobrze?
- Och,
martwisz się o mnie? - Zapytał, no cóż, zadowolony z takiego obrotu spraw.
-
Martwię się o syna. Tylko i wyłącznie.
-
Przyznaj po prostu, że na mnie lecisz. - Parsknęła z kpiną.
- Tobie
chyba podczas tego wypadku mózg wypadł.
- Wierz
mi, gdyby coś mu się stało to bym sobie nie darował.
- Dobrze
wiedzieć. Mówiłeś o Naokim czy mózgu?
- Heh, o
Naokim. – Zapewnił. - Powiesz Saso?
- W
życiu. - Odpowiedziała natychmiast. - I lepiej byś ty też nie pisnął nawet
słowem. Wszystko się obróci tak, że ja będę najbardziej winna, bo zezwoliłam na
twoją opiekę nad Naokim...
- Ja bym
nie żył, więc nie zamierzam się tym chwalić.
- Nie
żył? - Parsknęła. - Przejechał cię samochód i nic ci nie jest.
- Wiesz
jak to mówią...
- Głupi
ma zawsze szczęście? - Zgadywała.
- Nie?
Złego diabli nie biorą.
- Moje
przysłowie bardziej pasuje.
Mimo wcześniejszych sporów, całkiem
dobrze się im rozmawiało. Najwidoczniej związek z Sasorim jej nigdy nie leżał,
a jego temat zawsze był piętnowany powodem do awantury. Nie chciał być
niewdzięczny, ale wolał by Noriko sobie już poszła, jednak musiała zaczekać na
Kanę. Hidan skinął głową i chciał wrócić do Naokiego, ale nie zauważył, że nie
daleko swoich nóg siedzi kot i chlipie wodę z miski. Nadepnął mu na ogon. Kot
syknął przeraźliwie i wbił się pazurami w akcie zemsty w nogę oprawcy.
- Kurwa,
jebana, mać! Pierdolony futrzak! – Warknął głośno podkulając do siebie
ociekającą krwią nogę.
-
Zamknij się, Naoki może cię usłyszeć. – Upomniała surowo.
- Pizda
mnie udrapała! – Syknął, przypominając sobie, że biała to była kotka.
- Nie
obchodzi mnie to. Nie wyrażaj się przy moim dziecku.
Posłała mu spojrzenie, którego
powinien się bać, a potem ruszyła do Naokiego. Chłopiec zaczął przysypiać na
kanapie, trzymając koło siebie kolejnego kotka, już śpiącego. Ile oni mają tych
zwierzaków? To już chyba piąty. Ukucnęła przed kanapą szepcząc dziecku czułe i
pełne zatroskania słowa.
- Tata
mówił, że wyjeżdżasz… Kiedy przyjedziesz znowu? – Zapytał.
- Nie
wiem, słoneczko. Postaram się jak najszybciej.
- Będę
tęsknił. – Zapewnił.
- Ja
bardziej. – Uśmiechnęła się cmokając go w policzek. – Masz być grzeczny za ten
czas, kumasz?
- Kum,
kum. – Zakumkał jak żabka, a Noriko się zaśmiała. W ten czas przyglądał jej się
Hidan, w kuchni oczyścił i obandażował swoją łydkę. Przez myśl przemknęła mu
myśl, że Noriko jest całkiem spoko laską. – Wujku co ci się stało w głowę i
nogę? – Zapytał zmartwiony chłopiec.
- Nie
przejmuj się mną. Lepiej opowiedz co się z tobą działo, gdy mnie nie było?
Siedziałeś cały czas na tej ławce?
- Nooo!
– Powiedział dumnie. – Zrobiłem co mi kazałeś!
-
Zajebiście. Tak trzymaj… a teraz słuchaj, cały nasz weekend ma być tajny,
dobra? Tajny dla twojego starego.
- Taty.
– Poprawiła go Noriko.
- No
przecież mówię.
- Nie
ucz go braku szacunku do Sasoriego.
-
Jakiego braku szacunku? – Oburzył się, zaś zaczyna go bronić przed jakimiś
nieistotnymi rzeczami. – Po kiego ta spina? Raaany.
Wtedy do salonu wkroczył Yagura z
bladą twarzą, a parę kroków za nim, zadowolona z efektów Kana. Włosy miała
prościutkie, a na co dzień miała lekko pofalowane. W dodatku grzywka sprawiała,
że wyglądała młodziej. Na sobie miała kupione nowe, dopasowane, białe spodnie,
a na to założona była kwiecista, zwiewna sukienka. Noriko była pod wrażeniem
tej metamorfozy.
- Coś
taki blady? – Zapytał Hidan brata.
- Też
byś był, gdybyś miał cały czas przystawione nożyczki do wacka…
-
Mówiłem ci, że twoje hobby jest głupie. – Wzruszył ramionami. – Zawołaj Kanę i
niech spieprzają.
- Stoi
przed tobą głąbie.
Hidan się zdziwił. Serio? Wyglądała
jak rówieśnica jego brata. Ciekawe czy Itachi będzie z tego zadowolony, już i
tak jest o nią ponoć ostro zazdrosny.
Oczywiście jak zawsze szczerzyłam się przez cały rozdział xD
OdpowiedzUsuńBiedny Hidan... Dobrze, że tacy ludzie są odporni na wszelkie poważne urazy :D
Czekam na next'a i życzę wenyy! :D
A i wesołych świąt! ;*
O boziu, serio? :D Bo ostatnio mam wrażenie, że się wypalam w śmieszności - dziękuję :*
UsuńHidan... wiesz ciężko go rozgryźć, bo czasem ma zdanie innych w dupie, a czasem tego nie rozumie :P
Jezuuu... Chyba bym cię zabiła gdybyś nie wyjaśniła sprawy z Hidanem. Oba przysłowia tak do niego pasują xD.
OdpowiedzUsuńYagura, jego też uwielbiam. M.zaczyna mnie denerwować, ale to chyba pisałam już pod poprzednim rozdziałem.
Biedny Daisuke <3
Wesołych Świąt i bombowego Sylwestra :*
Hahaha, no jeszcze kilka przysłów by się znalazło ;)
UsuńM, jeszcze cię kilka razy zdenerwuje ;>
O co chodzi tej Nelii? Daisuke się przecież tak stara..
OdpowiedzUsuńHidan, z nim nigdy nie jest nudno! Co tam, że przejechał go samochód, najważniejsze jest to, że Naoki jest w domu. Syntia jest wszędzie..
Miyuki, wolę się nie wypowiadać na jej temat. Po prostu mnie wkurza.
Sasori taki zazdrosny.
Weź już obudź Chiyo, chyba już dożo sobie odpoczęła.
Wesołych Świąt!
Dziewczęce kompleksy biorą górę... ale może jej się odwidzi... byle na czas ;)
UsuńJakby Naoki nie był w domu to Saso przejechał Hidana 5 razy... 50 razy xD - choć ten pewnie by za każdym razem wstał o.O
Chiyo sobie trochę pospi... bardzo trochę :P
Miyuki mnie strasznie wkurza! A Sasori wpatrzony jak w obrazek...
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać akcji z profesorkiem Nagato hah :D
Szczęśliwego nowego roku!
Miłość... podobno ludzie sie tak zachowują, uwierzysz? :O
UsuńMiyuki to pie****ona dziwka, s*ka zakłamana do granic bólu, niech Sasori wreszcie się dowie o jej zdradzie i niech ją razem z Iseo zostawią, zasłużyła sobie na to, głupia pi*da...
OdpowiedzUsuńKorzystając z okazji, Szczęśliwego Nowego 2016 Roku! (Spóźnione ale szczere) :)))
Ciekawe... dlaczego nie ocenzurowałeś słowa dziwka? :P
UsuńTo ja to już mega spóźnione, ale także szczere szczęśliwego 2016 :D