- Po twoim chichocie zgaduję, że miałaś dobrą noc? - Mruknął nagle Iseo,
otwierając swe zielone oczy.
- Okropną. Tak krótko jeszcze nie spałam. - Uniosła w górę kąciki swoich
ust. Iseo traktował te noc, jakby miała się już nie powtórzyć, dlatego wolał
nie tracić czasu.
- Co się wczoraj stało? - Nagle zmienił temat na ten mniej
przyjemniejszy. - Zerwaliście z chłopakiem?
- Nie...
- Nie?! - Zawołał wstrząśnięty tym wyznaniem. - Mam rozumieć, że...?! Ja
pierdole... - Nie miał słów, aby to skomentować. Zerwał się z łóżka i zaczął
ubierać dolną garderobę.
- Co robisz?
- A jak sądzisz Miyuki? Przełknąłbym dla ciebie rolę nocnego
pocieszyciela po zerwaniu, ale nie współudział w zdradzie.
- To nie tak. Między mną, a Saso zaczyna się już sypać.
- To powód do poważnej rozmowy, a nie zdrady. Są granice.
- Wczoraj się mocno posprzeczaliśmy i musiałam sobie wszystko
przemyśleć. Chciałam z nim zerwać, długo na niego czekałam pod domem, nie
mogłam się do niego dodzwonić. Więc przyszłam do ciebie.
- O co się pokłóciliście?
Miyuki westchnęła.
Powiedziała wszystko, może trochę zbyt szybko przyszła do Iseo chcąc
pocieszenia, ale uważała ich awanturę za koniec. Sasori nawet nie chciał
ratować tego związku. Nie chciał by się wprowadziła, nie próbował jej
zatrzymać. Kompletnie nic.
- Podejrzewam, że wczoraj w nocy nie było go w domu i nie odbierał, bo
był z Noriko.
- Więc chciałaś się odegrać tym samym? Co jeśli twoje podejrzenia nie są
prawdziwe? Pomyślałaś w ogóle o tym jak mnie potraktowałaś? Pewnie nie.
- To nie była zemsta, to…
- Daj spokój. – machnął na nią ręką i przymierzał się do wyjścia.
- Iseo zaczekaj... - Miyuki wstała z łóżka będąc owinięta w koc. -
Myślałam o tobie, przysięgam, że myślałam. Dlatego tu jestem i niczego nie
żałuję.
- Nie mogłaś najpierw zakończyć związek, a potem...
- To skomplikowane. Jednak... - Miyuki położyła dłoń na przedramieniu
Iseo. - Czuję, że ty jesteś właśnie tym, którego chcę znosić do końca życia.
Wybacz, że tyle czasu zajęło mi zrozumienie tego.
- Piękne słowa Miyuki, ale, no właśnie, to tylko słowa. Jak ty to sobie
wyobrażasz? Że będziesz miała dwóch facetów i wszystko będzie ok?
- Nie.
- Więc? Jeden na dzień, a drugi na noc? - Sarknął.
- Iseo... Nie traktuj mnie tak... Mój związek z Sasorim się skończył.
- Najpierw jemu to powiedz.
- Tak zrobię.
- Zrób to od razu. – powiedział, podając jej komórkę.
- Przez telefon? – Oburzyła się. Tak się nie zrywa.
- Racja… - Sam nie chciałby być tak potraktowany. Miyuki spojrzała na
swój wyświetlacz i posmutniała. – Widzę, że się wahasz. Co cię powstrzymuje?
- Naoki...
Po tym wyznaniu mógł ją
dopiero trochę zrozumieć, ale to wciąż nie był dostateczny powód. Chciał z nią
być, ale chciał też, aby wszystko odbyło się w zgodzie z moralnością. Objął
dziewczynę, dodając jej otuchy. Znał jej zażyłość z tym dzieckiem… to
komplikuje sprawę, ale zazwyczaj gdy chcemy uszczęśliwić samych siebie,
niechcący krzywdzimy innych.
Tymczasem z sąsiedniego
pokoju wyszedł kolejny nocny gość. Lecz ten w żaden sposób nie naruszał ciszy
nocnej. Daisuke był u Nelii, jako, że jej brat spędzał noc u dziewczyny. Nic
między nimi nie doszło, oni nawet nie są parą, Dai ciągle nie ma odwagi o to
zapytać, poprosić… nigdy nie przypuszczałby, że tak będzie się bał odrzucenia.
Chłopak korzystał z toalety, zastanawiając się nad sposobem popełnienia tego
kroku. Nel z oporem zgodziła się na przenocowanie przyjaciela, no, ale
przyszedł do niej już przed samymi drzwiami ubrany w pajacykowatą piżamkę i
kapcie w świnki. Ze śmiechu nie mogła odmówić. Skończywszy opróżniać pęcherz i
inne poranne rzeczy, chciał przejść do kuchni. Wtem drzwi z pokoju głośnych lokatorów
się otworzyły, a z nich wyszła Miyuki.
- Mi, komórka. – Zawołał za nią Iseo. Daisuke cofnął się o kilka kroków
i schował za przydrożną ścianę. Miyuki zdradziła doktora? Chłopak był w ciężkim
szoku.
- Dziękuję. – Odpowiedziała, odbierając przedmiot. – Hej – Mruknęła z
uśmiechem. – To była wspaniała noc. Jesteś boski.
- Heh, no wiem, ale co na to poradzę? Muszę z tym żyć.
- Nie znasz chyba słowa skromność…
- Tak mam na drugie imię. – Odrzekł z uśmiechem. – Zakończ szybko swój
związek i wróć do mnie.
- W porządku…
- Będzie dobrze, misiaczku. – Dodał odwagi, odgarniając kosmyk jej
włosów za ucho.
- Tak, musi być… Tęskniłam za tym misiaczkiem.
- Wiem, misiaczku.
Daisuke słuchał ich i
rzygał tęczą. No to ładne rzeczy się porobiły, Miyuki zdradziła doktorka. Jego
rywal jest chyba młodszy, bezdzietny, ma kaloryfer na brzuchu, jest przystojny
no i nie-rudy, jak można z takim walczyć? Po chwili poczuł lekkie uszczypnięcie
swojego pośladka. Nie miał nic jednak przeciwko, skoro sprawczynią ukazała się
Nel. Uwiesiła się na jego pochylonych plecach i wyjrzała zza ściany.
- Kogo podsłuchujemy i dlaczego?
- Ciiii – Przyłożył jej palec do ust. – Ta laska tam, znam ją.
- Ja znam tego faceta tam. – Zachichotała. – Skąd ją znasz?
- To dziewczyna jednego znajomego mi doktora, który kiedyś chodził i
przy okazji ma dziecko z siostrą żony mojego starszego brata. Teraz już ze sobą
nie chodzą, siostra żony mojego brata porzuciła go, ponoć z jego winy, a
później zostawiła mu też dziecko. No właśnie… jak on przeżyje, to odcięcie od
zastępczej mamy. – Wytłumaczył, ale po minie koleżanki zrozumiał, że się
pogubiła. Nel wyprostowała się, kucając obok chłopaka.
- Daisuke mówił ci już ktoś, że jesteś troszkę niedojebany?
- Nie.
- Naprawdę?
- Nikt nie powiedział, że troszkę.
- Chciałam być po prostu miła.
- Udało się. Czuję się normalny. Dziękuję. – Nel zachichotała po czym
zmierzwiła mu włosy.
- Nie łudź się. a teraz gadaj jeszcze raz, to córka kogo…?
- Jaka córka? W ogóle mnie nie słuchasz. – Burknął. – To jest… może po
prostu powiem, że to dziewczyna brata mojej przyjaciółki Matsuri.
- Nie mogłeś od razu? Czyli ona ma faceta? Biedny Iseo…
Westchnęła, Daisuke od
razu napomknął, że jedynym biednym w tej sytuacji jest doktor. Nelia go nie
znała, ale znała Iseo i jego wcześniejsze związki, w które się chłopaczyna
angażował. Zawsze kończył w nich jako ten drugi i najwidoczniej niczego go to
nie nauczyło. Pcha się jak idiota w takie gówno. Ta dziewczyna, Miyuki, musi
być strasznie fałszywa. Jak można zdradzać? To świństwo.
Kiedy ci dwoje opuścili
mieszkanie, Dai i Nel wyszli z swojej kryjówki. Udali się do kuchni, pałaszować
w kuchni. Byli głodni, ale nie wiedzieli co chcą zjeść. Chłopak przyglądał się
dziewczynie smarującej kanapki nutellą w czasie, gdy sam czekał na herbatę.
Wczoraj wieczorem ujawniła przed nim swój sekret. Do tej pory znał ją jako
śliczną dziewczynę lubiącą mono się pomalować. Okazało się, że malowała się, by
zakryć swoją poparzoną twarz. Wstydziła się swojego wyglądu i raczej nic i nikt
nie zwalczy tego kompleksu.
- Nelio Oteyo… jesteś najpiękniejszą osobą, jaką znam.
- Daisuke Haruno… łżesz. – Powiedziała twardym tonem. Była zła, że poruszył
ten temat.
- Nigdy. – Odparł. – Nie potrzebujesz tego całego makijażu. – Dodał i
wyciągnął dłoń, by pogładzić jej policzek. Odsunęła się od niechcianego dotyku.
- Przestań.
- Ale…
- Mam lustro i wiem, że kłamiesz. Nie rób tego.
- Oj Nel, ja mam po prostu lepszy wzrok. – Naburmuszył się. – Chcesz czy
nie, jesteś śliczną dziewczyną. – Skrzywiła się. Nie lubiła robić sobie nadziei
i w to wierzyć. Gdy raz zrobiła została wyzwana od potworów.
- Smacznego. – Powiedziała, kładąc talerz na stół i kierując się do
drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Umalować się.
- Czekaj…! – Zawołał, łapiąc ją za rękę.
- Na co?
Daisuke wziął głęboki
wdech i wydech, a potem zbliżył usta ku dziewczynie. Ta zrozumiawszy jego
poczynania szybko zakryła usta ręką. Chłopak zmieszał się przez to i zastygł w
bezruchu. To ewidentnie można było nazwać koszem. Puścił przedramię
przyjaciółki i się wycofał. Zapadła niezręczna cisza, Daisuke wbił wzrok w
podłogę, a Nelia ciągle patrzyła na niego. Co to w ogóle za pomysł, aby ją
całował? To obrzydliwe. Spuściła dłoń z ust.
- Chyba… To jest, dokończ śniadanie i możesz spadać, nie? – Szczerzyła
się nerwowo. – Idę do kibla.
Powiedziała czym
prędzej opuszczając pomieszczenie.
Deidara wyciągnął
Sasoriego w słoneczne popołudnie, by we dwóch pograli sobie na jednej z hal
sportowych w mieście w squosh'a. Sasoriemu niedawno zdjęto gips, więc chętnie
przystał na ten pomysł. Chciał rozruszać zrośniętą kość. Deidara zastanawiał
się też, jak tu rozpocząć temat rozmowy i uzyskać dla kogoś informacje.
Żałował, że się w ogóle zgodził na odegranie roli detektywa. Przyjaciele mówią
sobie o wszystkim, ale TAKIE tematy raczej nie rozpoczynają się z ust blondyna.
Sasori zauważył, że jego kompan się nad czymś głęboko zastanawia, a więc
szykuje się jakaś poważniejsza rozmowa.
- Co jest Dei? - Zapytał od razu, gdy szli do zarezerwowanej przez
siebie sali.
- Hm? A co ma być?
- Ty mi powiedz, widzę, że nad czymś myślisz.
- To idź do okulisty. - Odparł za nic nie chcąc się zdradzić. Saso
przewrócił oczami. Co za osioł... Widocznie sam musi dociekać, co przyjaciela
męczy.
- Przestań odstawiać jakieś szopki i po prostu to wykrztuś. Z czym masz
problem?
- Ja? Ja nie mam żadnego problemu.
- Więc kto? Jak nie powiesz to sobie pójdę.
- Ok... Ale to zostaje między nami. - Sasori zgodził się skinieniem
głowy. - Kilka dni temu przyszła do mnie do pracy twoja dziewczyna.
- Miyuki?
- A masz jakąś inną? - Warknął. Nie lubił jak mu się przerywa, zwłaszcza
takimi głupimi pytaniami. - To mnie nie denerwuj.
- Dobra, sorry.
- Chciała, żebym cię o coś podpytał w tajemnicy. - Saso o ile to
możliwe, to jeszcze bardziej się zainteresował. - Z tego, co zrozumiałem, to
ona czuje się zazdrosna o Noriko. Bo spędzasz z nią dużo czasu i inne takie.
- Tyle razy jej to tłumaczyłem...
- Chciała wiedzieć czy zamierzasz zrobić jakiś krok w waszym związku. A
dokładniej to czy zamierzasz jej się w niedalekiej przyszłości oświadczyć.
- Heh, no dziwne by było, gdybyś sam z siebie zadał mi takie pytanie.
- Wiem, ale w sumie... Jestem ciekaw odpowiedzi.
- Nie wiem czy ją uzyskasz. Miyuki powiedziała ci swoje obawy w
tajemnicy, a ty wszystko wypaplałeś. Jak ja mam ci ufać, człowieku? –
Przewrócił oczami.
- Z nią się nie przyjaźnie. Z tobą tak. No chyba, że mi nie powiesz.
- Czy ty mnie szantażujesz? – Deidara w odpowiedzi uśmiechnął się
triumfalnie. Wiedział, że zadziała. – Czekam na naszą rocznicę.
- Nieeeee… poważnie gościu?
- Poważnie, kupiłem już nawet pierścionek.
- Rany, będzie mi ciebie brakowało…
- Daj spokój, to tylko zaręczyny, a nie ślub. – Wzruszył ramionami.
- Cóż. No to już teraz gratuluje. Będę świadkiem, nie…?
Sasori udał, że nie
słyszał tego pytania. Chciałby, aby to Deidara mu świadkował, ale z takim
Yosuke się nie dyskutuje. A co do zachowania Miyuki, to nie był zadowolony, że
o takie rzeczy dopytuje się jego znajomych. Jego własne odpowiedzi jej nie
wystarczają? Jeśli ma być szczery to ta narastająca nieufność też zaczyna mu
przeszkadzać. Miała dobre wytłumaczenie na swoją zazdrość, ale ile można ją
zapewniać w miłości. To robiło się męczące, ale znosi to, bo mu na niej
zależy i nader wszystko chciał z nią być. Przyspieszył plan zaręczyn, ale w
takim razie narzeczeństwem będą długo.
Przynajmniej do czasu
zaręczyn nie mógł jej pozwolić na wprowadzenie się. W dodatku argumentacja
Miyuki nie wpływała na jej korzyść. Jest zazdrosna ok, ale powinna mu bardziej
ufać.
- Hej a co u przedszkolanki? - Zagadał Sasori, odbijając piłeczkę o
ścianę. Deidara ją idealnie przechwycił i odbił z powrotem.
- Nie sprawia kłopotów - Uśmiechnął się.
- Na razie. Jak to przedszkolanka pewnie marzy o dzieciach?
- Otóż właśnie nie. Przez pracę nabiera jeszcze większego wstrętu do
posiadania własnych smarkaczy, więc to nie to samo, co Tayuya.
- A propos...
- Nie chcę o niej gadać. - Warknął, przepuszczając piłkę.
- Ok. Jak chcesz... - Burknął Sasori. - To może o innej twojej eks. Jak
Tsu to znosi?
- Co?
- No twoją nową laskę... Bo chyba wie, że kogoś masz...? - Upewniał się,
ale Deidara przytaknął. Po cholerę robić tajemnice z takiej pierdoły? - Nie
jest zazdrosna?
- Nie. Chociaż... Nie. - Wzruszył ramionami. - Jesteśmy tylko kumplami,
jezu. Jesteś zazdrosny, że mam dziewczynę?
- Ja? Trochę. - Przyznał żartobliwie.
- No to masz problem.
Zaniechali na moment
rozmów, oddając się graniu w squosh'a. Skupili się na tym maksymalnie i
zagrania były przez to o wiele bardziej intensywne. Oddychali ciężko, a pot
spływał z ich czoła i innych potliwych miejsc. Ta dyscyplina w dużej mierze
polegała na współpracy, a u tych dwojga działała ona bez zarzutu. Deidara
zajmował lewą połowę, a Sasori prawą, wiec nie wchodzili sobie w paradę. W
pewnym momencie Deidara potężnie uderzył rakietką w piłkę, a ona odbiła się od
ściany i powędrowała ku Saso, ten wziął zamach od swojego prawego barku i
wystrzelił trzymającą w ręku rakietką. Odbił piłkę, ale ręka ciągle wykonywała
ruch i pod kątem stu osiemdziesięciu stopni zatrzymała się na twarzy Deidary, a
najbardziej uszkodzony okazał się jego nos. Zawył z bólu, a Sasori nie zdołał
się powstrzymać od parsknięcia.
- Kurwa... mój nos...!
- So-Sorki, Dei... haha.. Nie chciałem. - Mimo niekontrolowanego
chichotu mówił szczerze. Nie chciał. Śmiesznie... To znaczy głupio wyszło.
- Spierdalaj, downie! - Popchnął go tak, że stracił równowagę i pacnął
ze śmiechem na podłogę. - Złamałeś mi nos, skurwielu! - Był wściekły przez
odczuwany ból i dlatego obrzucał przyjaciela obelgami, dlatego tez tamten się
nimi nie przejmował.
- Pokaż mi. - Zwrócił się do niego Sasori. Dei podszedł posłusznie i
znosił, jak to na mężczyznę przystało, naciski palców Saso. - Nie złamałem,
ale...
- Ale?! Jakie kurwa, ale?!
- Spoko. Nastawię ci go ręcznie. - Zaoferował swoją pomoc, ale Deidara
natychmiast się odsunął.
- Posrało cię do reszty! - Nie chciał ręcznego nastawiania, na filmach
widział, jakie to bolesne.
- No dawaj, będę delikatny. - Wyciągnął do niego ręce.
- Nie ma mowy, koleś! Wypierdalaj.
- Nie bądź dzieckiem, Dei. Bo ci tak zostanie. - Każe mu nie być
dzieckiem, a wciska mu ciemnotę, jaką zwykle mawia się dzieciom. No cóż.
Niezbyt chętnie, ale
podszedł do przyjaciela i pozwolił mu się naprawić. Bolało cholernie, ale się
nie rozpłakał. Sasori był z niego dumny. W przyniesionej przez siebie torbie
miał jakieś plastry, ale jak się okazało, z dziecięcymi wzorkami... Jakieś rybki,
misie, hello kitty... Z westchnięciem wziął te z rybkami.
Potem chcieli jeszcze
wykorzystać ostatnie minuty, więc zagrali kolejny raz. Sasori obawiał się
trochę o nos przyjaciela, ale z jego rany nie leciała już krew. Tak, więc
wylali z siebie ostatnie krople potu, aż w końcu Deidara odbił ostatni raz
piłeczkę krzycząc "koniec". Saso, więc chciał spowolni piłkę używając
rakietki jedynie, jako tarczy. Pech chciał, że trzymał ją zbyt wysoko, a piłka
uderzyła w jego klejnoty. Syknął głośno, upadając na podłogę i zwijając się z
bólu. Tym razem Deidara nie skąpił sobie śmiechu z nieszczęścia kumpla.
- Jak przyjebało! - Skomentował ze śmiechem.
- Ja pierdole... Boli...
- Jak na ciebie patrzę to mnie też... Troszeczkę. - Parsknął.
- Pierdol się... - Syknął, nawet odrobinę nie wstając z podłogi. Każdy
najmniejszy ruch tylko nasilał się ból. - Jak ja teraz spłodzę córkę...? -
Zapytał sam siebie.
- Może bez jaj będzie ci łatwiej? Nie będzie opcji, że je odziedziczy. -
Deidara ciągle się śmiał. - No wstawaj.
Wyciągnął w jego stronę
dłoń, którą po jeszcze chwili zdecydował się pochwycić. Bolało nadal, dlatego
starał się robić szerokie kroki, by nie ocierać swoich nóg. Deidara nie
potrafił stłumić śmiechu, a Saso nie mógł mieć mu tego za złe, w końcu nie tak
dawno to on się z niego naśmiewał. Przysłowie: Nie śmiej się dziadku z czyjegoś
wypadku, bo dziadek się śmiał i to samo miał - jest poniekąd prawdziwe.
Było środowe
popołudnie. Wprost z przedszkola Noriko odebrała do siebie Naokiego. Ostatnim
razem Sasori zgodził się na ich tygodniowy kontakt, skoro kobieta wyjeżdża na
znacznie dłużej do męża. Jemu odpowiada ten plan, gdyż teraz jego zmiana
obejmuje pracę od południa do dziesiątej wieczorem. Wszyscy są dzięki temu
szczęśliwi. Da się? Da się. Noriko zabrała syna do siebie, dzisiaj nie ma
jednych z tych super atrakcji, ale nudno też nie będzie.
- No Naoki, opowiadaj jak tam w szkole było? – Uśmiechnęła się,
zapraszając go do kuchni.
- Fajnie.
- Tylko tyle? A czego się dziś
nauczyliście? – Podniosła go, sadzając na ladę kuchenną.
- Pisaliśmy literki!
- No proszę! To zaraz wyjmę jakiś zeszyt i pokażesz mi swoje pismo w
porządku? – Chłopiec kiwnął entuzjastycznie głową, na co Noriko pocałowała mu
czoło i zmierzwiła włosy. – Teraz mi powiedz, co chciałbyś zjeść?
- Pizzę! – Zawołał ku niezadowoleniu Noriko.
- A może coś zdrowszego? Co powiesz na jakąś sałatkę owocową? Mam
truskawki. Lubisz truskawki?
- Nie. – Skrzywił się przekręcając głową.
- Och… - No to się nie popisała swoim dzisiejszym zakupem. – To
nic… Hm… a co powiesz na naleśniki z
bananami? – Chłopiec teatralnie udał zastanowienie. – Z polewą czekoladową…?
- Tak, tak, tak!
- Zrozumiano, a chcesz… - Propozycje Noriko przerwał dzwonek do drzwi.
Pomogła Naokiemu zejść
ze wzniesienia i skierowała się, by otworzyć drzwi. W progu zobaczyła swoją
najlepszą przyjaciółkę wraz z mężem i dzieckiem. Kana od razu przymierzyła się
do tęsknych przytulań. Naturalnie Noriko wpuściła ich do środka, a dopiero po
dotarciu do salonu zobaczyli Naokiego.
- Naoki, a co ty tu robisz…? – Zapytał zaskoczony Itachi.
- Uprowadziłam go z przedszkola. – Wtrąciła Noriko w czasie, gdy Kana
podeszła do chłopca z córką.
- Sasori o tym wie?
- Gdyby wiedział to by to nie było uprowadzenie. – Sarknęła w
odpowiedzi. Przypomniała sobie co ją w nim irytuje, to poważne spojrzenie. Cała
facjata Itachiego jest kompletnie pozbawiona emocji i ciężko z nim żartować.
Jak Kana to wytrzymuje?
- Poważnie pytam.
- Jak chcesz poważnych odpowiedzi to zadawaj mądrzejsze pytania. –
Burknęła, kończąc z nim rozmowę i idąc do kuchni. Za kogo oni ją mają? Zresztą,
nadal ma zdanie kumpli Saso w poważaniu i to się chyba nie zmieni.
- Itachi zajmij się dziećmi. – Mruknęła Kana idąc za przyjaciółką.
Czyli skończył jako
niańka? Cóż, lepsze to, niż rozmowa z dwoma kobietami. Ów kobiety siedziały w
kuchni i rozmawiały o wszystkim. To jest tylko Kana siedziała, bo Noriko
przygotowywała naleśniki bananowe dla syna.
- Obudziłam się w nocy z ochotą na coś kokosowego.
- Hm. Zachcianka?
- Mam nadzieje, ze zwiastuje ona okres… - Noriko się zaśmiała.
Chciałabyś, pomyślała. – Chociaż udawaj, że jesteś ze mną, głupia.
- Itachi wie?
- To okres, na pewno.
- Jesteś w ciąży. – oznajmiła ze spokojem.
- Sama jesteś w ciąży. – Odparowała. – Nawet ci się przytyło, patrz na
swoją dupę.
- Ty zaprzeczasz swojemu stanowi czy podajesz argumenty? – Wywróciła
oczami. – Fochy strzelaj do męża.
- Dobra przepraszam, ale Noriko… - Podeszła do przyjaciółki. – Naprawdę
urósł ci tyłek.
- Nie prawda!
- Przecież widzę.
- Zaraz cię stąd wykopie…
- Mam nadzieje, że przyznasz się, gdy będziesz w ciąży.
- To… raczej prędko się nie stanie. – Odpowiedziała z wymuszonym
uśmiechem.
- Dlaczego?
- Kana, wybacz, ale nie chce o tym mówić…
- Jesteś moją przyjaciółką. Komu jeśli nie mi o tym powiesz? – Zapytała
z naciskiem. Musiała wiedzieć wszystko, więc Noriko nie dałaby rady jej
spławić. Westchnęła.
- Lekarze stwierdzili, że moja macica zwyczajnie nie przyjmuje plemników
Roko. Sytuacje pogarsza nasze… nasze, zbyt rzadkie pożycie seksualne.
- Co? No to kochajcie się częściej! – Wzruszyła ramionami.
- Heh. To nie takie proste… - Kana zauważyła, że jej przyjaciółka się
waha, chyba powinna się obrazić.
- No mówże, nikomu nie powiem!
- Roko ma zaburzenia erekcyjne… Od czasu naszego małżeństwa, czyli
trzech lat, kochaliśmy się… Może cztery razy? Rzecz jasna mieliśmy o wiele,
wiele więcej podejść.
- Chryste, a przed małżeństwem? Też był taki?
- No wiesz… my nie… - Ucięła, skupiają myśli na gotowaniu.
- Nie…! – Zawołała Kana. – Nic?
Zero? – Dopytywała Kana, gestem pokazując wsadzany palec do dziurki. Noriko
zaprzeczyła ruchem głowy. – Biedulko… - Mruknęła wtulając jej głowę do piersi.
Noriko natychmiast ją odepchnęła.
- Spierdalaj! Niszczysz mi fryzurę.
- Tak się traktuje kobietę w ciąży? – Zapytała wyniośle.
- W ciąży? – Dopytał męski głos z tyłu. – Jesteś w ciąży, słoneczko? –
Radość w jego oczach, aż promieniała.
- Jebnięty jesteś? – Burknęła Kana. Nie była, a nawet jakby była to
Itachi nie musiał o tym wiedzieć, o! – To… To Noriko będzie miała dzidziusia!
Noriko spojrzała z
mordem na przyjaciółkę. Nie chciała uczestniczyć w tej dyskusji ani być w nią w
jakikolwiek sposób wciągnięta.
- Och… - Itachi był tym mocno zawiedziony. – Gratuluje.
- Mamo to nieprawda, prawda? – Wtrącił się Naoki, podbiegając do Noriko.
Jego kolega z przedszkola, Tora, opowiadał, że jego rodzice nie mieszkają
razem. On mieszka z mamą, a tata się nim interesował dopóki nie miał dzieci z
inną panią. Naoki nie chciał tak skończyć. Chciał mieć mamę dla siebie. – Nie
chcę byś miała drugie dziecko!
- Naoki… widzisz myszko…
Dla chłopca te słowa
były potwierdzeniem. Wybiegł z kuchni z łzami w oczach i zamknął się w sypialni
Noriko. Spryciarz potrafił się zamknąć od środka. Noriko westchnęła ciężko, gdy
po prośbach nie chciał otworzyć drzwi. Spojrzała na Kanę wzrokiem mówiącym
„wielkie dzięki”, a potem postanowiła robić dobrą minę do zlej gry.
- Może lepiej niech sobie tam na razie posiedzi.
- Nie masz kluczy? – Dopytał Itachi.
- Skoro nie chce wyjść ani ze mną rozmawiać, to co mi da otworzenie
drzwi? Niech tam sobie siedzi i… się ze wszystkim oswoi. Nie będzie tam
siedział w nieskończoność, ma tylko sześć lat.
- Naoki, nie uważasz, że fajnie byłoby mieć rodzeństwo? Nie chcesz
braciszka lub siostrzyczki? – Itach spróbował negocjatorskiej rozmowy. Cisza. –
Naoki?
- Zostaw go. Wyjdzie jak mu się zachce sikać. – Noriko wzruszyła
ramionami.
- Może bądź trochę bardziej czuła. – Upomniała ją Kana, ale zaraz tego
pożałowała. – Naoki, ciocia żartowała. Twoja mama nie jest w ciąży.
- Jest. – Odburknął zza drzwi.
- Nie, przecież nie jest gruba, prawda? – Zapytała, ale odpowiedziała
cisza. – To jak? Otworzysz i wyjdziesz do nas?
- Nie! Nie wierzę ci ciociu,
wujek Hidan mówił, że jesteś kłamczuchą!
- Co kurwa?! – Pisnęła rozzłoszczona. – Co jeszcze ci ten frajer mówił?!
- Kana! – Warknęła Noriko. – Chyba najlepiej będzie jak już wyjdziecie.
Nie sprzeciwiła się
przyjaciółce tylko pstryknęła na Itachiego i nakazała mu z nią iść. Nie
podobała mu się ta gestykulacja, ale kłótni na ten temat już Noriko nie miała
okazji usłyszeć. Kobieta stanęła przed drzwiami sypialni i teraz swobodnie
mogła wszystko wytłumaczyć dziecku, sale nic to nie dało. Naoki jej nie
wierzył. Zapytała go o powód tej niechęci do posiadania rodzeństwa, a ten
powiedział jej swoje obawy. Nawet po wytłumaczeniu mu wszystkiego, chłopiec się
zapierał w swojej racji i został w pokoju.
Noriko po chwili
poczuła smród spalenizny. Naleśniki! Natychmiast pobiegła do kuchni i wyrzuciła
spalone jedzenie. Wtem zrozumiała, że chłopiec nic nie jadł od śniadania. Może
jedzenie wybawi go z pokoju…?
No niestety… dupa.
Noriko jednak nie mogła pozwolić by chłopak głodował. Przez godzinę szukała po
mieszkaniu zapasowych kluczy od pokoju… Prosiła chłopca, aby tylko wziął talerz
do pokoju i tam zjadł, ale urządził jej istny strajk. Głód, izolacja,
milczenie… co jeszcze? Mając nadzieje, że zwyczajnie mu się wszystko znudzi
pozostawiła go samego sobie… Przez cztery godziny.
- Coś się stało? Mów tylko szybko. – Sasori mówił szeptem. Nie powinien
rozmawiać przez telefon w pracy.
- Krótko mówiąc, Naoki strzelił focha i siedzi od pięciu godzin
zamknięty w pokoju.
- Jak to „strzelił focha”?
- Potem wyjaśnię. Spróbuj się urwać z pracy i przyjedź. Martwię się, bo
odmawia nawet jedzenia…
- Spróbuj…
- Próbowałam już wszystkiego. Przyjedź proszę.
- Niczego nie obiecuje.
Nie mogła od niego
wymagać nic więcej. Pozostało jej próbować nawiązać rozmowę, ale chłopak w pokoju
milczał, a czasem wybełkotał przez łzy, że chce do taty. Ech, wszystko przez
Kanę, czasami to aż ma chęć ją udusić. Czekała na Sasoriego, aż do wpół do
dziewiątej. To i tak cud, że udało mu się urwać półtorej godziny wcześniej.
Zadzwonił do drzwi mieszkania, a Noriko wpuściła go do środka i zaprowadziła od
drzwi sypialni.
- Naoki, otwórz drzwi. – powiedział, pukając w nie. – Słyszysz?
- Najpierw powiedz mamie, że nie może mieć innych dzieci! – Wykrzyczał.
- Co? Co to za negocjacje? Otwieraj natychmiast, zrozumiano?! – Warknął
stanowczo, a potem zwrócił się do Noriko. – O co mu chodzi?
- Wcześniej byli tu…
- Ciocia Kana powiedziała, że mama będzie miała dzidziusia! –
Wytłumaczył ze złością Naoki. Wzrok Sasoriego skupił się na moment na brzuchu
swojej eks. Potem już spojrzał jej w oczy.
- Gratu…
- Nie jestem w ciąży. Kana jest, ale nie chce o tym mówić Itachiemu. Gdy
niechcący to usłyszał, wrobiła mnie w brzuch.
- Naoki słyszałeś? To teraz otwieraj!
- To nie prawda! Nie chce żeby mama miała inne dzieci! Oby się nie
urodziło!
- Dość! W tej chwili otworzysz drzwi, wyjdziesz i przeprosisz mamę za to
co powiedziałeś!
- Nie!
- Nie?! – No tego to się nie spodziewał. – W porządku, więc wyważę
drzwi. – Powiadomił i zdjął z siebie bluzę.
- Poważnie zamierzasz to zrobić? – Zapytała Noriko.
- A co?
- Były dosyć drogie… - Wspomniała, a Sasori spojrzał na nią tępo.
Poważnie…? – Ale skoro musisz…
- Muszę.
Do ataku w drzwi nie
musiało jednak dojść, bo Naoki odblokował zamek drzwi. Po chwili także wyszedł
z pomieszczenia, ukazując się rodzicom. Nie patrzył im w oczy, wiedział, że są
na niego źli.
- Nie przeproszę mamy. – Burknął stanowczo.
- W porządk…
- Co ty pieprzysz?! – Warknął na nią Sasori. – Nie jest w porządku i nie
możesz pozwalać mu tak myśleć! – Zrugał ją. Noriko nie chciała, aby syn miał
wyrzuty sumienia przez to co powiedział, dlatego kryła sprawiony jej ból.
Liczyło się tylko, że wyszedł z tego pokoju. – Naoki czy ty siebie w ogóle
słyszałeś? Powiedziałeś, że nie chcesz by mama urodziła dzieci!
- Bo nie chce… - odpowiedział, choć nie tak stanowczo, bo tata krzyczał.
- To nie od ciebie zależy, Naoki! Co z tobą?! Nie chcesz mieć
rodzeństwa?!
- Chcę…
- Więc skąd ten tekst?!
- Bo ty i Miyuki macie mi dać rodzeństwo, a nie mama. – odrzekł
szlochając niespokojnie.
- Dlaczego mama nie może ci ich dać?
Żeby nie zmuszać
chłopaka do wyjaśniania, Norko zrobiła to za niego. Wcześniej jej to
powiedział. Sasori westchnął ciężko, dlaczego to na niego musiał spaść ten
skomplikowany przypadek? Chłopcu zaburczało w brzuchu, więc Noriko czym prędzej
poszła w kuchenne progi.
- Naoki, posłuchaj mnie. – Sasori nakazał mu usiąść na fotelu, a potem
ukucnął przed nim. – Nie ładnie mówić takie rzeczy mamie. Roko na pewno chce
mieć z nią dzieci, tak jak ja chcę je mieć z Miyuki. Musisz się z tym pogodzić.
- Ja nie chce, żeby przez nie mama o mnie zapomniała.
- Nie zapomni. Ona na pewno boi się tego tak mocno jak ty albo nawet
bardziej. Wiesz dlaczego? – Przekręcił głową. – Bo Miyuki stanie się twoją
drugą mamą.
- Będę ją kochał tak samo.
- Ona ciebie też, posiadając drugie, trzecie czy setne dziecko. Dla
ciebie będzie miała więcej miejsca w serduszku, bo jesteś jej pierwszym
dzieckiem, jasne? Najulubieńszym.
- Mama też jest dla mnie najulubieńsza.
- Dlatego idź do niej, przeproś za to co powiedziałeś i mocno przytul.
Naoki przytaknął głową
i zgodnie z sugestią skierował się do kuchni. Sasori usiadł na fotelu i
przetarł ręką twarz. Skaranie boskie z tymi dziećmi. Siedzisko było takie
wygodne, że omal by na nim nie zasnął. Dźwignął się do góry, gdy zauważył na
horyzoncie Noriko. Od razu zauważył przekrwione od łez oczy, jednak nie
skomentował.
- Zjesz z nami?
- Jeśli to nie będzie kłopot. – Nie widział sensu wracać się teraz do
domu, skoro chwile później musiałby tu wrócić po Naokiego. – A co jemy?
- Zamierzasz wybrzydzać?
- Zamierzam się najeść jeśli wolno. – Odparł, a Noriko nie mogła się
powstrzymać przed uśmiechem.
- Dziękuję…
- Nie jest łatwo zajmować się dzieckiem, co? – odpowiedział pytaniem,
ale nie wymagał ma nie odpowiedzi.
Trwała właśnie lekcja
matematyki. Część uczniów wyjechała na szkolną wycieczkę w góry, inni zaś
zostawali nie koniecznie z własnej woli. To ostatnie dwa miesiące nauki i
trzeba było się za nią porządnie zabrać, chcąc
skończyć z wyższą oceną. Niektórych od wyjazdu na szkolną wycieczkę
trzymał brak kasy, a innych brak towarzystwa. Dla przykładu Yagura pojechałby
sobie pooddychać górskim powietrzem lub pospacerować po górskich szlakach, ale
Matsuri nie jechała tylko próbowała poprawiać oceny z historii, a udało mu się
umówić z nią na wspólną naukę. Od dłuższego czasu serce bije mu jak oszalałe,
gdy ją widzi. Nic się między nimi nie posunęło do przodu, a on zakochuje się w
niej coraz mocniej i mocniej. To już chyba nie miłość, a choroba. Wracając!
Lekcja była odrobinę luźna, Nagato zachłannie tłumaczył nowy temat, rozpisując
się na tablicy już któryś raz z kolei. Było to wywołane niepojmowaniem
materiału przez uczniów, a tak przecież nie może być. Niektórzy skorzystali też
z wolnych miejsc i się po przesiadali.
Yagura siedział z tyłu
klasy obok Hiroyi, jednak sporadycznie skupiał się na lekcji, był zapatrzony w
posturę Matsuri, która słuchała i była skupiona na tłumaczeniach. Hiroya miał
na to wyjebane i cały czas pisał smsy z Aiko. Hanabi starała się słuchać, ale jej
ciągłe ziewanie mówiło za siebie. Natomiast Konohamaru z Daisuke podrzucali do
siebie piłkę kauczukową, którą jeden z nich wygrał w przydrożnym automacie.
Gdyby Nagato wiedział, co się dzieje za jego plecami.
- Umów się z nią. – Szepnął Hiroya do przyjaciela.
- Z kim? – Odpowiedział tępym pytaniem.
- Z Matsuri. – Hiroya jednak nie dał mu się wykręcić.
- Nie wiem o czym mówisz…
- Przecież widzę, że na nią lecisz.
- Bredzisz, przecież ma chłopaka.
- To ją odbij. – Odpowiedział wzruszając ramionami. Dla niego nigdy taki
problem nie był problemem. – I tak nie znosisz tego kolesia to ci nie będzie go żal.
- Skąd pomysł, że go nie znoszę?
- Serio muszę ci pokazywać dowody?
- Nie odbijam dziewczyn… - Uległ i nie drążył nadal tego tematu.
- Więc zostaniesz starym kawalerem z kotami. – Kolejny raz wzruszył
ramionami. – Odpowiada ci takie stanowisko?
- Może zajmij się Aiko zanim założysz poradnie miłosną. – Żachnął się.
- Łączy nas wspólny interes. Ile razy mam ci powtarzać?
Od poznania udało im
się nawiązać układ, Aiko była bardzo popularną dziewczyną z mnóstwem znajomych
i dla nich często zleca Hiroyi naprawy komputerów. Również jej tata często w
firmie miewa informatyczne wpadki, więc rzecz jasna podsyła tam Hiroyę. Ona mu
załatwia klientów, a on wykonuje czarną robotę, z czego Aiko ma dwadzieścia
pięć procent zysków.
- Interes. Tak się nazywa podłączanie swojego sprzętu do jej gniazda?
- Nie… to się nazywa ładowanie baterii.
Uśmiechnął się do niego
z politowaniem, wtem rozmowę przerwało złapanie piłeczki kauczukowej przez
Yagurę. Wykazał się chłopak refleksem, sam był tym zaskoczony. następnie musiał
ją rzucić Daisuke – Prawowitemu właścicielowi. Zamachnął się i rzucił do niego
przedmiotem, jednak ten odbił się o ławkę przed chłopakiem i żeby nie oberwać
uchylił się przed trajektorią skoku piłki, więc uderzyła ona w… profesora
Nagato. Klasa zaczęła wobec tego wydarzenia lekko chichotać, podczas gdy Yagura
zamarł.
- Co jest…? – Nagato rozejrzał się w stronę dźwięku odbijanego
przedmiotu. Złość w nim wzrosła, kiedy ujrzał piłeczkę. – Co wy wyprawiacie?! –
Warknął, powodując w klasie ciszę. – Ja tu żyły sobie wypruwam, byście jasno
rozumieli temat, a wy zabawiacie się grając jakąś piłeczką?! Który taki mądry?
Normalnie by tak nie
wybuchnął, ale poprzednia klasa naderwała jego stan emocjonalny, a obecna
dokończyła zadanie. Czuł się bezsilny… tłumaczy temat raz, drugi, trzeci na
prośbę klasy zamiast robić zadania utrwalające, a oni się bawią w najlepsze.
Teraz jednak milczeli, nie chcąc wydać kolegi.
- Teraz nagle staliście się solidarni? W porządku… zatem cała klasa
otrzymuje naganę!
- Co? Profesorze, to nie fair! – orzekła Hanabi, nagana zniszczy jej
całe wzorowe zachowanie, którym szczyci się od rozpoczęcia edukacji.
- No co ty nie powiesz, Hanabi. Witaj w klubie – sarknął Nagato.
- Niech pan mi wpiszę naganę dwa razy, a ją oszczędzi. – Poprosił
Konohamaru.
- Moją też niech mu pan wpisze. – Zgłosił Daisuke, wprowadzając w
sytuacje trochę komizmu.
- Gdzie? Nie ma nic za darmo!
- Pozwolę ci mnie uwielbiać.
- Nie potrzebuję do tego pozwolenia! – Burknął, dopiero po chwili
orientując się, co powiedział.
- Dość! Czy wam się zdaje, że w cyrku jesteście?! Ostatni raz pytam, kto
rzucił tą piłeczką?
Klasa znowu zamilkła.
Kauczukiem bawili się Konohamaru i Daisuke, więc pewnie to któreś z nich.
Pozostali uczniowie poważnie słuchali prowadzonej lekcji lub byli wystarczająco
zajęci przepisywaniem notatek z tablicy. Winowajca westchnął ciężko, na poczet
klasy musi się przyznać.
- Yagura. – Odpowiedział Hiroya. Wspomniana osoba wytrzeszczyła oczy i
spojrzała na, chyba już byłego przyjaciela. Inni spojrzeli do tyłu.
- Dzięki, Hiroya. Wielkie dzięki…
- Przypomniałem sobie, że dyro mi zagroził wydaleniem za kolejną naganę.
- Yagura od początku przeczuwałem, że będziesz irytujący jak brat… -
oznajmił Nagato. – Wpisuję ci naganę, a teraz idź do dyrektora.
- Ale ja…!
- Natychmiast!
Dalsza dyskusja z
nauczycielem nie miała sensu, widział po jego nastawieniu, że nie ma humoru do
jakichkolwiek negocjacji. Wstał z ławki i posłusznie wyszedł z klasy, by
przyznać się przed dyrektorem do swojego zachowania i przyjąć należną karę. W
sekretariacie pracownice nakazały mu czekać na ławce, bo dyrektor miał gości.
Po chwili do pomieszczenia weszła Kurenai, jego nauczycielka z wychowania
fizycznego.
- Cześć Yagura, co tu robisz? – Zapytała czekając na dokumenty, które
miała podpisać.
- Dzień dobry. Profesor Uzumaki wysłał mnie na dywanik do dyrektora…
- Nagato? Serio? Nie sądziłam, że jest do tego zdolny… - Uśmiechnęła się
do siebie. – Musiałeś mu nieźle zajść za skórę albo bardzo cię nie cierpi.
- Obie opcję są prawdopodobne… - Mruknął pod nosem.
- Powodzenia.
Odprowadził
nauczycielkę wzrokiem i w tle usłyszał dźwięk dzwonka. Ma nadzieję, że Hiroya
wpadnie na to, aby spakować i zabrać jego rzeczy, chociaż na cuda nie liczył.
Po dwóch minutach do pomieszczenia wszedł przyjaciel, jednak bez jego plecaka.
- Gdzie moje rzeczy?
- Mats zgłosiła się by je zabrać, a ja chciałem ci dodać otuchy.
- Czeka… co?! A jak zobaczy, że…- Urwał, a Hiroya spojrzał na niego
rozbawiony. – Nie śmiej się! Wracaj i przynieś mi plecak…!
Nie chciał, aby Matsuri
zobaczyła, że potajemnie ją czasami rysuje w swoich zeszytach! Co za obciach!
Wtem z pokoju dyrektora wyszła czarnowłosa kobieta, wraz z pięcioletnim
dzieckiem, którego Yagura miał już okazje poznać. Tylko, jak on się nazywał…?
- Siemasz Naoki. – Mruknął Hiroya, mając ręce w kieszeni. – Co robisz w
tej budzie?
- Cześć, przyszedłem do dziadka!
- Myślałem, że rodzice Saso i Mats nie żyją… - Zamyślił się Yagura.
- Dziadek to tata mojej mamy – Wytłumaczył wykutą formułkę. Chłopaki
spojrzeli na siebie.
- Gdzie jest twoja mama?
- Tam!
Wskazał na Noriko
rozmawiającą z ich surowym dyrektorem – Panem Orochimaru. Z samej postawy tej
cichej rozmowy mogli wywnioskować, że jakoś specjalnie za sobą nie przepadali.
Wtem ogarnęli, Naoki to wnuczek ich dyrektora. Szczęka im opadła.
- Naoki, zbieramy się, bo tata zadzwoni na policję, że cię porwałam. –
mruknęła Noriko
- Okej, pa dziadziusiu! – Pożegnał się chłopczyk, przytulając mocno do
mężczyzny.
- Odwiedź mnie kiedyś z tatą, dobrze?
- Nasz dyrcio jest dziadkiem i ma taką seksowną córkę, a sądziłem, że
nic mnie nie może zaskoczyć… - Szepnął do kolegi Hiroya. – Hej, Nao. Już nas
opuszczasz? A sądziłem, że jeszcze odwiedzisz Mats.
- Matsuri się uczy w tej szkole? – Dopytała Noriko.
- Panie Tadashi, zapraszam. – Zawołał dyrektor.
- Pewnie, zaprowadzę was.
Yagura był rozdarty,
też chciał iść do Matsuri, a musiał spędzić u dyrektora ów czas i wysłuchiwać
reprymendy. Przynajmniej tego się spodziewał po tym co słyszał na temat
dyrektora. Jednak chyba wizyta wnuka polała miodem jego nastrój, bo nie było
nagorzej.
Tymczasem na korytarzu
przy sklepiku szkolnym rozmawiali Konohamaru z Daisuke. Pierwszy raz od zalania
dziejów musiał się z czegoś wyżalać. Po prostu ostatnia sytuacja z Nel go
dobiła i czuł się z tym gorzej niż źle. Zakładał na siebie maskę uśmiechu, ale
tak naprawdę chciał się gdzieś zaszyć i rozładować swój ból. Konohamaru był
jednak kiepskim słuchaczem, a pocieszycielem jeszcze gorszym.
- Nie wiem co ci powiedzieć… - Powtórzył to chyba trzeci raz. Albo
czterdziesty. – Ani co poradzić.
- Luz, nie potrzebuję rady i tak to spierdolę po swojemu. - Wyszczerzył
się. – W ogóle jest jeszcze coś. Pamiętasz Miyuki?
- Bratowa Mats. – Wyjaśnił sobie Konohamaru. Lubił ją tak nazywać, bo
strasznie tym denerwuje przyjaciółkę.
- Już niedługo. Zdradza doktora.
- Co?!
- Niestety z kimś przystojniejszym.
- Co?! Skąd wiesz?
Daisuke wyjaśniał
wszystko przyjacielowi. O tym co widział w domu u Nel. Istotna informacja, ale
jak to powiedzieć Matsuri? Konohamaru po dłuższym zastanowieniu doradził, by
nie mówić jej nic. Nie mieszać się w tą sprawę. Taa, jemu to łatwiej, bo nie
nazywa się Daisuke. Po chwili pod sklepik podeszła dziewczyna o bardzo słodkiej
i miłej twarzy. Posłała Konohamaru uśmiech, a on od razu z rumieńcem na
policzku wbił wzrok w podłogę.
- To jest twój powód, przez który chcesz zrezygnować z Hanabi…?
- Nie… Znaczy… Może trochę…
Daisuke chciał
wyciągnąć od przyjaciela więcej, ale wtem zadzwonił dzwonek na lekcje. Kon
zmieniając temat zadecydował ściganie się do sali lekcyjnej.
O dwudziestej drugiej
godzinie Sasori wrócił z pracy. Jako, że był to piątek to Miyuki pozwoliła
chłopcu czekać na tatę. Spędziła dziś z Naokim bardzo fajny dzień, choć w
założeniu miała się od niego oddalać. Jednak jak można to robić, gdy ten
wykorzystywał swój urok by osiągnąć co zechce. Przez cały tydzień spędzał czas
z mamą, Miyuki w tym czasie mentalnie brała się w garść by ostatecznie rozmówić
się z Sasorim. Ale było to naprawdę ciężkie, nie chciała ich skrzywdzić. O
wiele za późno pomyślała o konsekwencjach swojej nocy z Iseo.
- Tata! Nareszcie! - Zawołał z uśmiechem, podbiegając i przytulając
rodzica.
- Siema mistrzu. - Mruknął zabierając go na ręce. - Jeszcze nie śpisz?
- Nie. Czekałem na ciebie!
- Ach. Brzmi jakbyś czegoś ode mnie chciał. - Odrzekł odstawiając syna
na ziem. Potem podszedł do Miyuki. - Cześć śliczna.
- Cześć...
- Tęskniłem. - Oświadczył od razu przytulając do siebie dziewczynę.
Ostatni raz się
widzieli w parku, rozstając w kłótni. Rozmawiali przez telefon i wszystko sobie
mniej więcej wyjaśnili. W przypadku Miyuki było to zdecydowanie mniej. Sasori
wytłumaczył nie odbieranie telefonu i szczerze żałował, że rozmowa w ten sposób
się potoczyła. Do tej pory nie przeprosił jej osobiście, miał nadzieję zrobić
to dzisiejszej nocy. Sprawić, aby chłód i dystans, który czuł przez cały
tydzień w rozmowach telefonicznych zniknął. Miyuki pozwoliła mu się przytulać,
a nawet nie miała nic do tego by to jeszcze chwilę potrwało. Kochała Sasoriego,
za ich wspólną przeszłość. Jednak wymagała od niego obietnicy na przyszłość, a
najwyraźniej było to dla niego za dużo.
- Kocham cię Miyuki i nie chcę stracić. Nie kłóćmy się już. - Powiedział
spokojnie, Miyuki na te słowa zrobiło się ciężko. Złapała mężczyznę za
przedramiona i delikatnie od siebie odsunęła.
- Musimy poważnie porozmawiać Sasori…
- W porządku. – Odrzekł, choć nie podobał mu się ten ton. – Położę tylko
Naokiego spać.
- Nie musisz, tato. Jestem już duży! – Wypiął dumnie pierś.
- Poważnie? Kiedy mi tak urosłeś?
Uśmiechnął się do syna
łapiąc go pod pachy i przytulając do siebie. Po życzeniu mu dobrej nocy przez
Saso i Miyuki, oddalił się do swojego pokoju. Zostali, więc sami, Sasori
wskazał jej kanapę, na której posłusznie usiadła. Słowa, które chciała wymówić
ugrzęzły w jej gardle niczym gula – Ciężko się przyznać do zdrady, a dodatkowo
zerwać.
- Dlaczego płaczesz...? – Zapytał Sasori na widok jej szklistych oczu.
- Bo… - Przetarła je od razu. – Jest mi strasznie przykro…
- Dlaczego?
- Ja… - Wydukała i zmusiła się do spojrzenia mężczyźnie w oczy. To był
błąd. W jednej sekundzie poczuła się, jak dziwka. Najgorsza z żyjących na
świecie kobiet, niegdyś tępionych przez nią samą. – Przepraszam cię, Sasori.
Przepraszam…! – Nie rozumiał tego jej nagłego wybuchu płaczu, ale od razu ją do
siebie objął.
- Nie masz mnie za co przepraszać.
- Mam! – Wyszlochała. – Nie zasługuje na ciebie…!
- Uspokój się.
- Nie! Ja… nie mogę…
Rozmowę przerwał
dzwoniący telefon Sasoriego. chciał go zignorować, ale może lepiej, aby Miyuki
w tym czasie się uspokoiła. Zalecił jej to, odbierając połączenie. Miyuki
opierała twarz o bark partnera i zadawała sobie multum pytań o treści „coś ty
najlepszego zrobiła?” Mężczyzna, który z nią teraz siedzi nie zasłużył sobie na
takie potraktowanie. Teraz, po kontakcie wzrokowym, zaczęła żałować. Tego w
jaki kurewski sposób go skrzywdziła. Załkała mocniej.
- Co się dzieje, Matsuri…? Jasna cholera, chociaż ty przestań płakać…!
Mów spokojnie, co się stało…? – Mimika Sasoriego stawała się coraz bardziej
przejęta słowami siostry. – Zaraz tam będę.
- Co się stało? – Zapytała Miyuki, oddalając na moment własne smutki.
- Babcia miała zapaść.
Rip Chiyo [*]
OdpowiedzUsuńJuż rip, już rip... a może przeżyje?
UsuńTo... jest... Chiyo! xD
Ja ją zaciukam!
OdpowiedzUsuńSerio. To chyba niemożliwe jak ja nie lubię takich zachowań...
Noriko...chyba zaczynam ją lubić :)
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy,a tymczasem życz mi powodzenia bo mam jutro trzy matmy :(
Pozdrawiam...
Wiesz... ludzie czasem zdradzają, więc możliwe.... ^^"
UsuńOMG, łączę się w bólu i nadziei, że przetrwasz :P
Jakbym nie przeżyła to wiedz, że będę ci z piekła wenę przysyłała ;)
UsuńEj no błagam nie zabij staruchy? Z kim Sasori będziesię kłócił?
OdpowiedzUsuńMa od tego przyjaciół... i eks... i syna xD
Usuń... i zawsze mogę mu stworzyć jakiegoś dręczyciela ;)
Normalnie nie wierzę że Miyuki go zdradziła.. A on chciał się jej oświadczyć.. Jak ona mu to powie i jeszcze ta tragedia z babcią Saso. Wszystko wali mu się na głowę.
OdpowiedzUsuńMiyuki wszystko komplikuje! Czy ona nie może pomyśleć o kimś innym niż o sobie? Biedny Iseo, nie sądzę aby Miyuki z nim była, chociaż...? Nie!
OdpowiedzUsuńNelia pasuje do Daisuke, weź zrób coś żeby ze sobą byli. Daisuke też się od życia coś należy, nie?
Wątki z Deiem i Saso są zajebiste! Będzie ich więcej?
Szacun dla Nao, ja wytrzymywałam w pokoju do 2 godzin, potem mi się nudziło.
NIE WAŻ SIĘ UŚMIERCAĆ CHIYO! ONA PRZEŻYJE WSZYSTKICH, NAWET NAO!
Z poważaniem
Nanami
Biedny Iseo, biedny Dai...
OdpowiedzUsuń