Deidarze w
końcu, bez zbędnych cyrków udało się wynieść na dobre ze swojego domu
rodzinnego. W mieszkaniu Tsu, a dokładniej w swoim pokoju rozpakowywał rzeczy z
pudeł, dziewczyna mu w tym pomagała, a przy okazji mogła z nim porozmawiać.
Oczywiście konsola i gry wędrowały do salonu. Tylko tam znajdował się telewizor
no i w tym domu wszystko było wspólne, no nie? Podczas, gdy Deidara wypakowywał
ubrania do szafy, Tsuki przeglądała pudełka z grami, które posiadał chłopak i
razem o nich dyskutowali.
- Może w weekend zagramy? – Zapytał Deidara.
- Podobno obiecałeś matce iść na niedzielny obiad. –
Przypominając mu o tym, obdarzyła go spojrzeniem, który był zwykle przeznaczany
dla frajerów. Ale cóż, w tej sytuacji Deidara sobie na niego zasłużył.
- No wiem… ale ten… nie powiedziałem, o którą niedzielę mi
chodzi. – Uśmiechnął się cwanie.
- Znaczy, że zostajesz w niedzielę? – Zadała pytanie, by
podtrzymać rozmowę, bo znała odpowiedź.
- Nie… - Burknął pod nosem, no obiecał iść do mamy, więc jej
tak nie zostawi. Tsu przewróciła oczami, po cholerę udaje twardziela, jak każdy
wie, że to maminsynek.
- Tylko nic tam od niej nie pij, chyba, że sam sobie zrobisz.
– Ostrzegła go.
- Daj już z tym spokój. Mama nigdy by mi nie dosypała żadnych
środków do picia. – Rzekł pewny siebie. Gdy Tsu podzieliła się z nim tą
informacją to tylko popukał się wymownie w czoło.
- Mówię prawdę przecież!
- Tsu, nie lubisz jej. Okej. Ale nie wymyślaj, mimo wszystko
to moja mama.
- Ale… Och, mam to gdzieś… - Burknęła kierując się do wyjścia
z pokoju.
- Gdzie idziesz?
- Książkę piszesz?
Odpowiedziała
pytaniem na pytanie i wyszła, po chwili usłyszał przyciśnięcie włącznika do
światła i trzask drzwi łazienkowych. Co za baba, powiedzieć nie chce, ale
głośno się obnosi z czynnościami, które wskazują na miejsce pobytu. No musi
przywyknąć, skoro już tu jest. Włożył ostatnie ubrania do szafy i rzucił
spojrzeniem na pomieszczenie, jak dla niego było idealne, idealnie męskie. Nie za
duży pokój, ale ma mało gratów, więc to nawet nie jest zauważalne. Wziął do rąk
pudełko z konsolą i grami i przeniósł do salonu. Chciał od razu po podłączać te
wszystkie kable, ale wtem ktoś zapukał do drzwi. Deidara odstawił pudło na
ziemię i ruszył do drzwi, w tej samej chwili z łazienki wyszła Tsuki.
- Otwórz drzwi. – Nakazał i chciał wrócić do zajęcia, ale
brunetka go wyminęła.
- Ty otwórz, jesteś bliżej. – Stwierdziła siadając na kanapie.
Był jeszcze dosyć wczesny wieczór, ponieważ dochodziła osiemnasta. Deidara prychnął na jej tłumaczenie,
ale ruszył do drzwi.
- Tsu, jesteś tam? – Oczy Tsu wytrzeszczyły się gwałtownie
rozpoznając ów głos. Szybkim ruchem wstała z siedzenia i sprintem podbiegła do
Deidary, łapiąc jego bluzkę, by nie pozwolić na poruszenie klamki.
- Co rob…?! – Warknął, ale Tsuki w połowie zdania przystawiła
mu mocno dłoń do ust.
- Zamknij ryj. – Szepnęła, przysłuchując się kolesiowi za
drzwiami. Deidara uniósł zdezorientowany brew, ale posłusznie był cicho.
- Nie ma Cię? – Zapytał zza drzwi, ale odpowiedziało mu
jedynie milczenie. - Dobrze. Wyśpij się, dobrej nocy. - Po usłyszeniu
oddalających się kroków, westchnęła cicho. Dei odsunął jej dłoń ze swoich ust.
- Kto to był?
- Nie ważne. Ale zapamiętaj sobie, że tego kolesia nie lubimy
i co ważniejsze nie wpuszczamy do domu! – Ustaliła jedyną zasadę, której należy
przestrzegać. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Twój wielbiciel?
Spojrzała na
niego krzywo, tak, że odechciało mu się nabijać. Pośmieje się, gdy będzie sam.
Wtem jego telefon zadźwięczał, zmuszając do odebrania. Na widok, kto dzwoni
przewrócił lakonicznie oczami.
- Pozdrów ją. – mruknęła złośliwie, Tsuki. Deidara, aby nie
robić jej przyjemności, poszedł odebrać do pokoju.
- Co jest, Tay? – Zapytał na wstępie, siadając na łóżku.
- Wiem, że nie lubisz, kiedy dzwonię, ale możesz ze mną
porozmawiać?
- Przecież rozmawiam. – Burknął, jednak się kładąc na łóżku.
Rany, chyba zaraz pójdzie spać.
- Chodzi mi o to, byś mnie nie spławiał.
- Tego nie obiecuję. – Stwierdził.
- Dei…
- A o czym chcesz rozmawiać?
- Właściwie to o niczym konkretnym… - Na moment w słuchawce
zapanowała cisza, aż w końcu przerwało ją westchnięcie Tayuyi. – Trochę się
boję, no dobra, bardzo. Termin porodu był na wczoraj, a dzieci nadal są we mnie
i mnie stresują.
- Było nie zachodzić w ciąże. – Bąknął obojętnie.
- Tak. Sama sobie zrobiłam dzieci. – Sarknęła. – A tak
naprawdę to masz w tym swój udział. Powiem więcej, to twoja wina, że kupiłeś
jakieś lewe prezerwatywy!
- Twoja wina, że nie brałaś tabletek. – Prychnął. –
Wiedziałaś, że mają większą gwarancje. Zresztą pieprzyłaś ciągle o posiadaniu
dzieci, to teraz nie narzekaj.
- W pieprzeniu też jest trochę twojej winy. Jakieś
pięćdziesiąt procent.
- To się okażę.
Tayuya
prychnęła na tą wypowiedź. Niewierny Tomasz, nadal swoje… Potem zaczęli już
rozmawiać na codzienne tematy, dzięki nim dziewczyna czuła się spokojniejsza,
jednak została przyłapana przez pielęgniarkę na rozmowach i nakazała jej
natychmiast się rozłączyć. Deidara zakończył rozmowę bez żadnego żalu, nawet
był jak na siebie cholernie miły i nie spławił jej od razu. Wyszedł ze swojego
pokoju, by sobie ulżyć w łazience.
- Deidara, weź mi to wszystko podłącz. Zagram sobie – Tsuki
wskazała na konsolę, trzymając w ręku pudełko z wybraną przez siebie grą.
Oczywiście mogła sama podłączyć, ale jest ryzyko, że coś zepsuje i potem, co?
Jej wina i ona musi odkupywać, a tego nie chciała.
- Dobra… - W sumie i tak miał to zrobić, dlatego zostawiając
swoją potrzebę na później.
- Co? Zostałeś tatusiem? – Uśmiechnęła się do bólu słodko.
- Śmieszne.
- Wiem. To, co chciała?
- Takie tam pierdoły. Lęk przed porodem i chciała pogadać.
Teraz jej pielęgniarka zabrała telefon i lipa, pewnie teraz dopiero się boi. –
powiedział, podpinając następne kable.
- To idź do niej.
- Pojebało? – Burknął.
- Nie, dlaczego? Nie musisz tam iść, jako ojciec jej dzieci,
ale jako kumpel. – Tsuki wzruszyła ramionami, blondyn robi z igły widły.
Przecież pogadać może.
- Niedługo będę znany z kumplowania się ze swoimi byłymi. –
Prychnął. - Gotowe.
- Idź do niej.
- Nie chce mi się. – Bąknął i szedł do łazienki.
- I kto tu się bardziej boi? – Zapytała samą siebie, ale
zarzucony strach wjechał na ambicje Deidary. Stanął w miejscu i obejrzał się za
siebie.
- Nie mam się, czego bać.
- Nie masz?
- Tak, nie mam.
- Serio?
- Tak.
- Serio? – Spytała z jeszcze większym powątpieniem.
- Tak!
- Więc do niej pójdziesz?
- Tak. Znaczy nie! – Deidara spojrzał nienawistnie na
zwycięsko uśmiechającą się Tsuki.
- No idź, nie bądź pizda! – Klepnęła go w ramię, popychając
do drzwi. – I nie myśl, że sobie zwiejesz do Saso lub Hidana, bo się o tym
dowiem. – Zagroziła.
- I co mi wtedy zrobisz? – Przewrócił lakonicznie oczami.
- Nie chcesz wiedzieć… - mruknęła, krzyżując ręce na
piersiach.
Deidara
patrzył na nią przez chwilę i przyznał Tsuki racje. Nie chciał wiedzieć. Z
westchnięciem założył buty, ubrał kurtkę i poszedł do tego głupiego szpitala.
Przysiągł sobie już jej o niczym nie mówić, bo potem się wpierdala.
Kolejnego
dnia Naoki siedział sobie na dywanie w przedszkolu i razem z kolegami grali w
głuchy telefon. Przekazywane słowa zmieniały się nie do poznania – z początku
taki niewinny odrzutowiec zmieniał się w oczy owiec i skończył na ojcze
powiedz. Przy okazji wychodziło, kto ma jakąś wadę wymowy i kto jest po prostu
głuchy. Wszyscy fajnie i grzecznie się bawili, a przedszkolanka miała chwilę
dla siebie, którą wykorzystywała na przeglądanie katalogu z modą. Po chwili do
klasy wszedł Sasori, chyba pierwszy raz był niemal na czas po swojego syna,
dlatego Naoki nawet nie zwracał uwagi, kto wszedł. Udał się najpierw do
przedszkolaki, która też nie zwracała na niego uwagi.
- Przepraszam…
- Ciii. Nie teraz, idź pobaw się klockami. – Spławiła go
machnięciem dłoni. Była taka zapatrzona w katalog, że nawet nie zwracała uwagi,
do kogo mówi. Sasori uniósł brew, patrząc na jej zaangażowanie w pracę. Och,
katalog z modą, oczywiście.
- Przyszedłem po syna. – Dodał, a wtedy dziewczyna drgnęła i
jak oparzona wstała z krzesła.
- Jezus Maria, przepraszam… ja… zaczytałam się… - Twarz jej
poczerwieniała ze wstydu.
- Zauważyłem. – Sasori zerknął na biurko, ale dziewczyna
szybko zamknęła katalog i wzięła do rąk, chowając za plecami. Jaki wstyd… w
dodatku może przez to wylecieć.
- To ten. Po syna pan przyszedł, tak? Jest tam…? – Wskazała
właściwie przeciwny kierunek jego pobytu. Sasori spojrzał na nią tępo, na co
uśmiechnęła się z zakłopotaniem i szukała Naokiego wzrokiem. – To znaczy…
- Odbieram go. – Powiadomił i odwrócił się tam gdzie siedział
jego syn. Złapał za ramię chłopca. – Cześć.
Widok taty
go szczerze zszokował, ale i zadowolił, pierwszy raz się nie spóźnił.
Przedszkolanka jeszcze odeszła do Sasoriego, aby przekazać mu kartkę od państwa
Adachi. Napisane da niej było zaproszenie na kawę w sobotę, adres oraz numer
telefonu. Później pomyśli nad sobotą, teraz chciał zabrać gdzieś Naokiego. W
szatni pomagał mu się ubierać, a ten stale na niego patrzył z uśmiechem.
- Co Naoki? Mam coś na twarzy? – Zapytał, wkładając mu na
głowę czapkę.
- Nie. – powiedział, przecząc głową. – Gdzie idziemy?
- To niespodzianka. – mruknął podając synowi dłoń, a ten ją chwycił
z uśmiechem.
- Mama też będzie? – Zapytał niepewnie używając tego zwrotu.
Sasori spojrzał w dół, na gapiącego się uważnie syna.
- Tak. Też będzie.
- Wiesz co, tato? – mruknął pytająco na zadane przez syna
pytanie. – Kocham Cię! – Przyznał z uśmiechem, przytulając się do nóg ojca.
Złapał go pod pachami i uniósł na ręce.
- Ale nie tak bardzo, jak ja.
Po kilku
minutach byli już na miejscu. Sasori otworzył drzwi samochodu, z którego
wyszedł Naoki. Okazało się, że miejscem, do którego przyjechali była
kręgielnia. Naoki się ucieszył, zawsze chciał tu przyjechać, ale ciągle był za
mały. Weszli razem do środka, ale przedtem musieli w hali zmienić buty. Sasori
był w tej kwestii przygotowany i posiadał własne obuwie. Serio, nie rozumiał
jak niektórzy mogą je sobie wypożyczać. Obrzydliwe włożyć stopę w zapocony
przez kogoś but… nie wspominając już o znajdujących się tam bakteriach i
wysokim ryzyku grzybicy. Wchodząc w głąb pomieszczenia zobaczyli przy torze
Miyuki.
- Mama! – Zawołał radośnie i od razu zerwał się w biegu do
dziewczyny. Ona ukucnęła otwierając swoje ramiona. – Tata mi pozwala tak mówić.
– Szepnął konspiracyjnie.
- Czas najwyższy. - Odszepnęła, zerkając z uśmiechem na
podchodzącego chłopaka. – Wiesz, czemu twój tata nas tu zaprosił? – Zapytała
nie przejmując się, że wszystko słyszy.
- Czy ja potrzebuję powodu, aby spotkać się z moimi oczkami w
głowie? – Zarówno Miyuki i Naoki spojrzeli na niego podejrzliwie.
- Nie, nie potrzebujesz, ale to dziwne, że nas zabierasz
gdzieś, gdzie trzeba płacić. – Zmrużyła oczy.
- Uważasz, że jestem skąpy? – Skrzywił się.
- Co to znaczy skąpy? – Zapytał Naoki.
- Nie ważne. Nie jestem skąpy. Usiądźcie. – Wskazał na
siedzenia. Naoki natychmiast się tam skierował, a Miyuki zatrzymał Sasori,
przyciągając ją do siebie. – Ze mną się nie przywitasz?
- Już się dzisiaj widzieliśmy…
- To było dawno. – Miyuki się zaśmiała i podnosząc się na
palcach cmoknęła go w usta. Jak na razie wystarczyło. Usiedli przy Naokim i
wyczekująco spojrzeli na Sasoriego, który zabrał głos. – Od dzisiaj mam dwa
tygodnie urlopu, to znaczy, że nie pójdę do pracy. – Wytłumaczył Naokiemu.
- Super! – Zawołał rozradowany, wstając na siedzeniu i
podchodząc przytulić tatę. Miyuki też się uśmiechnęła, ale targały nią
wątpliwości w temacie, dlaczego akurat teraz? Bo Noriko ma przyjechać? To
głupie, ale zazdrość bierze nad nią górę i nie potrafi tego zatrzymać.
- Jaka to okazja?
- Awansowałem.
- Naprawdę? O mój boże, gratuluję! – Zawołała, bardzo mocno
go obejmując.
Cieszyła się
razem z nim, bo wie, jak ciężko pracował na stanowisko kardiochirurga, którym
właśnie się stał. Te nadgodziny, niestabilne godziny pracy i wreszcie stał
przed nią pełnoprawny lekarz. To nie był jednak koniec niespodzianek, bo
kolejną jest trzydniowy wyjazd na narty, który zorganizował w tym tygodniu. Nie
będzie to kolidowało z studiami Miyuki, a Naokiego z przedszkola może zwolnić.
Dziewczyna jeszcze bardziej się ucieszyła na ten wyjazd i wręcz nie mogła się
doczekać przyszłego tygodnia. Kiedy skończyło się wygłaszanie dobrych wieści,
wrócili do zabawy, jaką była gra w kręgle. Sasori pokazał Naokiemu, w jaki
sposób rzucać kulą po torze, ale jak to dziecko i tak robił, jak chciał. Miyuki
obserwowała ich z siedzenia, i popijała przez słomkę pepsi.
- Przegrałeś. – powiedziała do zbliżającego się Sasoriego.
- Pewnie. On nie umie grać, ty nie umiesz liczyć… Z kim ja
się trzymam? – Zapytał retorycznie i usiadł obok, obejmując ją ramieniem. –
Dałabyś radę odpuścić sobie szkołę w tą sobotę?
- W tą mam ważne kolokwium, a potem wykłady, na której
obecność liczy się do oceny końcowej. – Uświadomiła z przykrością. – Dlaczego
pytasz?
- Dostaliśmy zaproszenie na kawę od rodziców dziewczyny
Naokiego.
- Och, to idźcie beze mnie… zaraz, czekaj! Powiedziałeś
dziewczyny?! – Sasori przystawił palec do ust.
- Nie tak głośno, bo się na mnie obrazi.
- Skoro to obraza, to nie jest jego dziewczyna.
- Kwestia czasu. Pierwszy pocałunek ma już za sobą. –
Stwierdził, patrząc na kulającego po torze syna. Strasznie szybko rośnie, kiedy
przeminęło te pięć lat? Chciałby je przeżyć od nowa.
- Co? Kiedy?! Dlaczego ja nic o tym nie wiem?! – Oburzyła
się.
- Też się o tym dowiedziałem przez przypadek. – Burknął, to
ważna część w życiu dziecka, o której chce wiedzieć ojciec, a taką sytuację
zastał Hidan i nawet nie raczył o tym powiedzieć. – A sądziłem, że kiedyś do
mnie przyjdzie i zapyta jak to jest się całować albo jak to się robi…
- Jak to się robi? – Powtórzyła pytanie z politowaniem.
- No tak. Przecież świetnie całuje… - Miyuki niechcący
parsknęła śmiechem, Sasori się na nią obejrzał. – Co to miało znaczyć?
- Przepraszam, wymsknęło mi się. – Tym razem śmiała się z
siebie na to jak zareagowała.
- Źle całuję? – To go trochę by zdziwiło, bo zawsze słyszał
jedynie pochwały.
- Nie. Rozbawiła mnie twoja niewyobrażalna skromność. –
Wtuliła się w jego ramię. – A ja jak całuje?
- Fantastycznie. – mruknął z uznaniem.
- Lepiej od Noriko? – Dopytała niechcący. Wyrwało jej się z
ust, ale tego nie usprawiedliwiła, ani nie zaprzestała wyczekiwać odpowiedzi.
Ciekawość była silniejsza.
- Czemu pytasz?
- Z ciekawości.
- Nie pamiętam. – Odpowiedział dopiero po chwili ciszy.
- Czyli gorzej. – Burknęła, odsuwając się, by odpić napój.
- Nie gorzej, tylko nie pamiętam. Ostatnio ją całowałem sześć
lat temu, trochę dawno.
- Trochę.
- Bardzo. – Spojrzał w jej oczy. – Ale za to wiem, że twoje
usta kręcą mnie bardziej. – powiedział cmokając jej wargi.
- Za to ty całujesz lepiej od Banriego. – Z uśmiechem
wręczyła mu całusa. – Od Keichiro. – Ponownie złączyła z nim usta. – Nawet od
Yuty…
- Yuty?
- Kumpel Yosuke. Właściwie to były. – Poinformowała. - Na
imprezie Yosuke z sześć lat temu mnie troszkę zbajerował i się całowaliśmy.
Miałam piętnaście lat, a on miał dziewczynę, o której nie wiedziałam.
- Pewnie Yosuke…
- Złamał mu szczękę. – Przyznała z zakłopotaniem.
- No okej… a od Iseo?
- Co?
- Lepiej całuję?
- Nie wiem, nie całowałam się z Iseo.
Nie dała mu
się podejść, właściwie to nie było trudne, bo odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Sasori wierzył jej, ale chciał się upewnić, ostatnio w ogóle o nim nie mówiła,
przestał do niej wydzwaniać i zapanował taki niejako pokój. Przyzna, że
niewiele go obchodzi powód tego nagłego dystansu między nimi, właściwie się z
tego cieszy. Złapał Miyuki za rękę i ją przeprowadził do Naokiego, by pograć
razem.
Kiedy
nadszedł piątek i minęła ponad połowa dnia, którą uczniowie spędzali w szkole,
Yagura miał spędzić z Matsuri cały dzień. Umówili się na początek w kawiarni, w
której jak się okazało, oboje uwielbiali serwowane ciasta. Siedział przy
stoliku i surfował po internecie na telefonie. Rany, nie dość, że dziewczyna
ustaliła miejsce i godzinę spotkania, to jeszcze sama się na nie spóźnia. W
dodatku jeszcze w szkole śmiała mu grozić, że go zabije, jeśli każe jej czekać.
Cóż za hipokryzja. Tak właściwie to sam nie wie, czy się denerwuje, bo ona się
spóźnia, czy denerwuje tym spotkaniem… Mógł się w sumie przebrać, bo on od razu
po szkole tu przyszedł z torbą.
- Yagura! – Zawołała Matsuri i podbiegła do stolika.
Przeniósł wzrok z komórki na jej osobę i zdębiał. Dziewczyna miała na sobie
czarną sukienkę, a na niej bolerko z jeansowego materiału, w dodatku ubrała
brązowe rajstopy, a buty miała płaskie z zamszu, sięgające powyżej kostki.
Fryzurę też miała inną, luźnie spiętą na boku. A w ręku trzymała płaszcz. –
Długo czekałeś?
- Nie... Przed chwilą przyszłem… - Skłamał, nie mogąc oderwać
od niej wzroku. Zaskoczyła go swoim wyglądem, teraz wygląda przy niej, jak
jakiś wieśniak.
- Przyszedłem. – Poprawiła go z wyższością. – Coś Ci gadka
nie wychodzi mądralo.
- Bo przyznam, że mnie trochę zaskoczyłaś. – Matsuri
opatrzyła na niego pytająco. – No wiesz… wyglądasz…
- Jak? – Uśmiechnęła się do siebie, bowiem jej cel został
osiągnięty. Specjalnie przykuła większą uwagę do stroju, bo chciała mu pokazać,
że spotkanie z nią to żadna strata jego żałosnego życia. Właściwie to się nawet
odrobinę poświęciła, bo pomimo słonecznej pogody to na dworze jest za zimno na
takie stroje. Niemniej była dumna z efektu.
- Jak dziewczyna. – Rzekł, dopiero po chwili orientując się,
jak to zabrzmiało.
- Wielkie dzięki. – Oburzyła się.
- Nie o to mi chodziło!
W czasie, gdy Yagura starał się wytłumaczyć,
Matsuri siedziała naprzeciwko niego z założonymi rękoma i mordem w oczach.
Głupi frajer miał ją za jakiegoś babochłopa? Gdyby miała pod ręką jakąś
szklankę z wodą to w tym momencie by mu chlusnęła nią w twarz. Yagura kilka
minut później ogarnął, że lepiej jak się jednak zamknie, westchnął i zajrzał do
karty, proponując tym by coś zjedli. Pod względem swoich kubków smakowych mogli
się dogadać, jedli to samo, nie lubili tych samych rzeczy. Pierwszy raz
znaleźli osobę, która dysponuje tak samo wybrednym podniebieniem. Zamówili
kremówki papieskie, a Matsuri pochwaliła się nieskromnie, że potrafi je
przygotować w domu i nawet są według niej lepsze. Nie lubiła gotować, ale
uwielbiała piec.
- To może mi kiedyś coś upieczesz?
- Przykro mi, ale takie rarytasy ma tylko Gaara!
- Wiesz, skoro dziewczyną się dzieli to i ciastem nie
pogardzi. – Odparł pewny siebie. Matsuri na ten tekst trochę posmutniała i
zamiast zjeść krem z łyżki ponownie zaczęła dłubać w zamówieniu.
- Nie wydaje Ci się, że z tym przegiął…? – Zapytała niepewnie,
a przez jego spojrzenie zaczęła wyjaśniać. Chodzi mi o to, że w tamtej chwili
poczułam się jak jakaś rzecz… wiesz. Nawet nie zapytał mnie o zdanie. To mnie
wkurzyło… jakby mu na mnie nie zależało.
- Powiedziałaś mu o tym? – Zaprzeczyła ruchem głowy. – To
powiedz, faceci wam nie czytają w myślach.
- Powiedz, powiedz… - powtórzyła ironicznie. – Wiesz, jaka
rozmowa jest trudna? Należę do osób, które nie chcą sprawiać komuś przykrości i
wolą siedzieć cicho. Nie każdy jest taki oschły i pyskaty, jak ty.
- Nie jestem oschły…
- Ależ skąd. – Zakpiła. – Przy wszystkich stwierdziłeś, że
jestem za głupia na wymarzone studia.
- Nie powiedziałem, że jesteś za głupia. Chodziło mi o to, że
stawiasz sobie zbyt wysoką poprzeczkę. Jesteś pewnie w stanie wykuć całą
historię czy geografię, ale faktem pozostanie, że nie obchodzi Cię, że
Florencja jest stolicą Włoch.
- Obchodzi mnie!
- Gdyby tak było to byś mnie poprawiła, bo stolicą Włoch jest
Rzym.
Matsuri nie
spodobało się takie wymowne i publiczne wytknięcie błędu, dlatego ponownie
zaczęła się kłócić z Yagurą. Zrobiła jeden błąd, który o niczym nie świadczy.
Właściwie to nawet nie śmiałaby go podważać, bo przecież to mądry chłopak. W
czasie milczenia burknął śmiało, że jakoś przy nim to nie obchodzi jej, jak on
się poczuje. Dopiero teraz to zauważyła i nie mogła tego wytłumaczyć, że czuła
się przy nim swobodnie, jak z Daisuke.
- To twój plecak? – Zapytała, zauważając go na podłodze.
- No, mój. – Przytaknął, a ona spojrzała na niego dziwnie. –
Co?
- Siedzisz tu odkąd skończyły się lekcje? – Zapytała
podejrzliwie, a Yagura natychmiast się spiął w zakłopotaniu. Matsuri
wytrzeszczyła oczy. – Nie… serio, Yagura?
- I tak nie miałem nic do roboty… a w domu mam się dzisiaj
nie pokazywać.
- Więc gdzie zamierzasz nocować?
- U Hiroyi zanocuję.
Po chwili
wyszli z kawiarni, rzecz jasna uprzednio zapłacili i zrobili sobie spacer po
mieście. Nigdzie konkretnie nie szli, Yagurze wszystkie miejsca kojarzyły się z
takimi, na które się chodzi na randki, więc nie śmiał proponować. Zresztą spacer
na świeżym powietrzu im dobrze robił. Śmiali się, rozmawiali, obgadywali –
można śmiało stwierdzić, że zredukowali konflikt, który ich obciążał. Yagura,
gdy zauważył jak dziewczyna marznie zadecydował odprowadzić ją już do domu,
spacerem, aby mogli jeszcze chwilę porozmawiać. Dzisiejsze spotkanie, rozmowy i
nietypowy, czarujący wygląd Matsuri sprawił, że Yagura zaczął na nią inaczej
patrzeć. Widok jej uśmiechu i słyszenie melodyjnego głosu doprowadzało serce
chłopaka do szybszego bicia. Ale to było przyjemne. Czuł jakieś ciepło w
środku… Ale nie musiał się tym długo przejmować, bo z nieba zaczął spadać
deszcz. W okolicy nie było żadnych taksówek, dlatego resztę drogi musieli pędem
przebiec do domu dziewczyny. A w ciągu piętnastu minut zdążyli już porządnie
zmoknąć.
- Może wejdziesz i chociaż przeczekasz ten deszcz?
- Będę wdzięczny. – odpowiedział i wszedł zgodnie do środka.
– Dzień dobry. – Ukłonił się, widząc Chiyo, wchodzącą do przedpokoju.
- Witam, kim jesteś młody człowieku?
- To jest…
- Nie Ciebie pytam, Matsuri. – Upomniała ją, jak dziecko.
Przewróciła oczami i ściągając się, pozwoliła na to przesłuchanie. – Słucham?
- Nazywam się Yagura Tadashi i jestem kolegą z klasy Matsuri.
- Skądś znam twoje nazwisko… - Zamyśliła się staruszka.
- Moja rodzina prowadzi firmy samochodowe marki mercedes… -
Staruszka starała się skojarzyć fakty, lecz skutkowało to dość długą ciszą.
Yagura spojrzał błagalnie na Mats, bo sam nie wiedział, co teraz zrobić.
- Pada deszcz, więc zaproponowałam Yagurze, aby przeczekał u
mnie i nie moknął. – powiedziała, a potem westchnęła ciężko. – Mówiłam, żebyś
mnie nie odprowadzał!
- Czego ty wymagasz od dżentelmena?
- To z nim się dzisiaj spotkałaś Matsuri? Stroiła się przez
dwie godziny. – Zwróciła się do Yagury. Przypomniała sobie rodzinę chłopaka,
ale myślała, że jego biedni rodzice mają tyko jednego syna, totalnego dekla,
Hidana.
- Babciu! – Bąknęła Matsuri. – Wcale się nie stroiłam dla
tego przygłupa. Mam chłopaka.
- Jak ty się odnosisz do ludzi?! – Warknęła staruszka,
uderzając wnuczkę w tyłek. Spłonęła na to rumieńcem, kolejny rzaz Yagura był
świadkiem jej ośmieszenia. Ten nie wiedział za bardzo jak się zachować.
- Nie zanosi się na to, aby przestało padać.- Stwierdziła,
patrząc przez okno. W tym momencie zagrzmiało, zwiastując burzę. – Nie masz
wyjścia młodzieńcze, zostaniesz u nas na kolacji i tu przenocujesz.
- Gaarze to nigdy nie pozwoliłaś tu nocować. – Skrzywiła się
Matsuri, bucząc cicho pod nosem.
- Nie, nie… nie mogę…
- Nalegam. – Uśmiechnęła się staruszka. – Matsuri ma duże
łóżko.
- Babciu! – Zawołała zażenowana.
- Nie babciuj mi tu! Zabierz go do łazienki i się wysuszcie,
a potem zetrzyj podłogę. Jest cała mokra!
Dziewczyna z
krzywą miną popchnęła Yagurę do łazienki. Jak ta babcia mogła tak nią pomiatać.
Poczuła się jak jakiś kopciuszek. Z garderoby wyciągnęła dla Yagury ubrania,
które zostawił tu ostatnio Sasori. Powinny pasować. Zostawiła go w łazience, a
sama poszła się wysuszyć i przebrać do swojego pokoju. Po wszystkim czekała
przed łazienką, tam miała suszarkę do włosów, zapukała w końcu o zezwolenie na
wejście, otrzymała je, ale zastając Yagurę bez koszulki natychmiast zakryła
oczy i cofnęła się do tyłu, zrzucając na podłogę mopa.
- Myślałam, że się już ubrałeś!
- No, bo ubrałem…
- Debilu! Nie denerwuj mnie i ubierz koszulkę!
- No dobra, doba… - Burknął, ubierając górną część garderoby.
– Już. – Matsuri niepewnie ściągnęła ręce z twarzy. Wydymała usta w urażeniu i
wyjęła z półki suszarkę.
- Nie wstyd Ci tak przed dziewczyną latać pół-nago?
- Sorry, dawno nie byłem na noc gdzieś, gdzie mieszka
dziewczyna…
Matsuri
podpięła sprzęt do kontaktu i zwróciła go do Yagury. Najpierw postanowiła jemu
pomóc w wysuszeniu. Przez głośność urządzenia, zaniechali rozmów. Dziewczyna
mierzwiła delikatnie włosy kolegi, próbując doprowadzić je do normy. Musiał
przyznać, że ten jej dotyk był bardzo przyjemny, a przez to jego serce znowu
zaczęło mocno bić. Złapał się za klatkę piersiową, myśląc, że serce mu zaraz
wyskoczy
- Co Ci jest? – Wyłączyła suszarkę, patrząc na niego
zmartwiona. – Boli Cię serce?
- Nie. Tylko strasznie szybko bije. – Zakłopotał się.
- Jesteś chory? – Zapytała, sprawdzając jego czoło.
- Nie, zaraz mi przejdzie. Jak się zagrzeje. – mruknął, a
potem złapał za mopa. – Zetrę podłogę w przedpokoju i zadzwonię do Hiroyi, a ty
wysusz sobie włosy.
- Jasne. – Uśmiechnęła się wdzięcznie i zrobiła jak nakazał.
- Chłopcu dam na imię
Deidara. – powiedziała z uśmiechem Tayuya, masując sobie brzuch. Mężczyzna
siedzący przy niej i maskujący swoją nudę graniem na telefonie, ożywił się na
ten komunikat.
- Co? Co powiedziałaś?
- Chłopca nazwę Deidara
– Powtórzyła zgodnie z prośbą.
- Nie… Nie ma mowy.
Tylko nie moje imię. – Obalił te propozycje.
- Jakieś musi mieć.
- Może mieć każde, byle
nie moje. – Zastrzegł Dei.
- Dlaczego?
- Bo nie! – Warknął,
nie powinien, ale nie chciał jej na to pozwolić. Przecież nie jest i bez
względu na wyniki nie będzie dla nich ojcem. Nie chce mieć z tymi bachorami nic
wspólnego, a tym bardziej imienia.
- W porządku. Więc może
imię twojego ojca? - Zapytała spokojnie.
- To też odpada. On by
na to nie zasługiwał.
- Dei… - Tayuya
westchnęła ciężko. – Chciałabym, abyś się przyczynił trochę do życia, choć
jednego z naszych dzieci. Nie proszę cię byś je odwiedzał, uczestniczył w ich
życiu… nie wymagam też twojego zainteresowania, ALE DO CHUJA PANA, MASZ
WYMYŚLEĆ NASZEMU SYNOWI TO JEBANE IMIĘ! – Krzyknęła zdesperowana tą niechęcią.
- Nie jestem w tym
dobry!
- Każde imię będzie
dobre!
===*===
- I tak to było… - Westchnął Deidara.
Razem z
Hidanem i Sasorim siedzieli w domu tego pierwszego, pili piwo i wysłuchiwali
własnego marudzenia na temat życia. Naoki spał w jednym z pokoi i nie
przeszkadzał dorosłym. Deidara rzadko się z czegoś żalił, więc gdy teraz to on
miał problem, potraktowali go priorytetowo. Jednak to nie znaczy, że się z
niego nie śmiali, bo się śmiali. A prosił ich o pomoc w wymyśleniu jakiegoś
imienia dla bachora, w przeciwnym razie Tay zagroziła, że przedstawi mamusi
Deidary wnuki. Dlatego musiał coś wymyślić, kwestia życia lub śmierci.
Przynajmniej w jego mniemaniu.
- Dlaczego nie może mieć imienia po ojcu? – Zapytał Sasori. –
Powinieneś czuć się zaszczycony.
- Saso, przymknij się. Nie zapraszałem Cię byś przytakiwał
pomylonym pomysłom Tayuyi.
- Nie przytakuję. Pytam z ciekawości.
- Ok, a więc nie może mieć mojego imienia, BO NIE. Jeszcze
jakieś głupie pytania?
- Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest mieć cycki? –
Wtrącił Hidan, tak odnośnie głupich pytań. Chociaż to nie jest tak do końca
głupie pytanie. Można nad nim kontemplować.
- Chłopaki! – Jęknął Deidara. – Proszę was o pomoc…!
- Rany… - Burknął Hidan i wyjął swój telefon. – Zlituje się
nad tobą, byś skończył pierdolić… Alia, Ami, Adela, Awia, Ayame, Ami2…
- Hidan, doceniam twoją pomoc, ale TO MA BYĆ MĘSKIE IMIĘ,
DURNIU!
- Och, no to sorry. Deidara mnie trochę zmyliło. – Odgryzł
się za nazwanie go durniem. Sasori zaśmiał się na jego tekst.
- Nazwij go Itachi. – Tym razem Hidan parsknął śmiechem i
przybił piątkę Sasoriemu.
- Haha, haha. Jakie to było, kurwa, śmieszne. Boki zrywać.
Jesteście tacy śmieszni. – Deidara akcentował słowo śmieszni w taki sposób
jakby było ono jakimś trucicielskim jadem.
- Hidan, pokaż mi telefon. – Wyciągnął do niego rękę, Sasori.
- A po co?
- Mam dwa imiona dla mojej przyszłej córki, a nie ma mowy bym
ją nazwał imieniem twojej kurwy. – Hidan zaśmiał się serdecznie i podał mu
telefon, życząc powodzenia. – Masz nawet ich zdjęcia na awatarach? – Zdziwił
się, że mu się chciało takie coś robić.
- Mój telefon łączy się z facebookiem i awatary dodają się
automatycznie. – Wytłumaczył.
Sasoriemu
kończyła się umowa na telefon i chciał sobie sprawić nowy, więc rozmowa zeszła
na tor funkcji owego urządzenia. Hidan chwalił się wszystkimi bajerami i pobranymi
aplikacjami. Nie miał nic do tego, aby Saso kupił sobie taki sam telefon. Niech
ma coś od życia za wychowywanie takiego fajnego Naokiego.
- Kurwa, mieliśmy rozmawiać o mnie! – Burknął Deidara.
- Kurwa… - Syknął Sasori, znajdując jedno imię na liście. Nikt
nie zwracał uwagi na problem Deidary. – Spotykałeś się z laską o imieniu Helga?
– Parsknął kpiąco.
- Pokaż. Pokaż mi! – Blondyn oparł głowę na ramieniu Saso,
zaglądając w ekran. - Nie ma awatara… - Dodał zawiedziony. – Ale mimo wszystko…
Helga? Tak się nazywają brzydkie kobiety!
- Musiałeś się porządnie najebać, nawet nie uwieczniłeś jej
zdjęcia. – Skomentował Sasori.
- Mam jej zdjęcia, to jedyna kobieta, którą kocham. –
Odpowiedział Hidan, wyciągając z portfela czarno-białą fotografię i pokazał je
kolegom. – To moja mama.
Chłopaki
wytrzeszczyli oczy i, aż zrobiło im się głupio, że tak nadawali na jego matkę…
Hidan się nie obraził, jego mateczka przeczy tej teorii imienia, bo była i jest
bardzo ładna. A przy tym strasznie surowa i zimna, dlatego Hidan kocha ją, ale
na odległość. Na zdjęciu był razem z nią, kucała przy nim, gdy był w wózku,
mając półtora roku.
- Byłeś brzydkim dzieckiem. – Stwierdził Deidara. – Nawet
czarno-biały efekt tego nie zmienia.
- Przynajmniej nie brałem udziału w wyborach Miss Dwulatków.
- Cooo? – Zaśmiał się Sasori na tą wieść, Dei mu o niczym
takim nie mówił!
- Skąd o tym wiesz?!
- Jun mi powiedziała. – mruknął. Dei zacisnął swoje pięści,
ta matka i ten jej język!
- Mówiłem Ci, że masz się do niej nie zwracać po imieniu! –
Uderzył pięścią w stół, a towarzyszyło temu jeszcze głośne grzmienie burzy.
Jaka groza!
- Dei, bo obudzisz Naokiego. – Oburzył się Sasori.
- I będziesz go bawił. – Dodał zaśmiany Hidan.
- Tatusiu! Pomocy! Tato! – Z pokoju dobiegł go krzyk syna.
- Za późno… - Westchnął ciężko i udał się do pokoju.
Sasori
zostawił ich samych, ale z tego, co zasłyszał to tematem będzie wymyślenie
imienia dla dziecka Deidary. Wszedł do pokoju, który pierwotnie należał do
Yagury, ale dzisiaj nocował w nim Naoki. Hidan nie miał nic przeciwko, nie
pytał wcześniej Yagury, bo w tym domu on nie ma nic do gadania. Chłopiec bał
się burzy, normalnie się nie boi, ale teraz był dodatkowo w obcym miejscu.
Sasori go uspakajał, chcąc się z nim podroczyć, ale wtedy coś zauważył.
- Naoki, czemu wszystko jest takie mokre? – Przyłożył sobie
mokrą dłoń do nosa. – Posikałeś się? – Naoki cały zdenerwowany zaczął panicznie
kręcić głową.
- Nie!
- Nie? – Wiedział, że kłamał. – To, czemu wszystko jest
mokre? – Ostatnio często mu się zdarzało moczyć w nocy, denerwowało go to. A
teraz jeszcze bardziej, bo nie byli u siebie.
- Bo wylała się woda! – Wytłumaczył, wymyślając sobie jakąś
wodę.
- Naoki, bo nos Ci urośnie od kłamstwa. – Ostrzegł go, mrużąc
oczy. – Wyłaź z łóżka, teraz trzeba wszystko przebrać… - Odkrył kołdrę i
prześcieradło. Sporo tych sików.
- A po co? I tak zasnę.
- Po to, że teraz wszystko śmierdzi… Yagura ma potem w tym
wszystkim spać? W twoich sikach?
- Nie posikałem się! – Warknął, podciągając pod nosem od
płaczu.
- Nie kłam. Mam Ci zacząć kupować pieluchy, jak dzidziusiowi?
– Nastraszył go, a po ściągnięciu wszystkiego, westchnął. – Zaczekaj, pójdę po
Hidana.
- Nie, nie! Proszę tato, nie idź! – Złapał go za nogi i nie
chciał puścić. Nie chciał, aby wujek widział, że sika do łóżka.
- Muszę, potrzebuję zamiennego prześcieradła i poszwy.
- No dobrze, ale nie mów o tym wujkowi Deiowi… - wybłagał,
patrząc na niego zaszklonymi oczami. – Będzie się ze mnie śmiał…!
- W porządku. Nie powiem.
Przeczesał
chłopakowi delikatnie głowę i zostawił go na chwilę samego. Poszedł do salonu,
gdzie chyba się bawili, bo Deidara próbował na stoliku rzucić korek od wina
tak, aby ustawił się on do pionu, a Hidan pisał na telefonie. Szturchnął go w
ramię prosząc, aby poszedł z nim do pokoju. Zgodził się, każąc Deidarze w tym
czasie poćwiczyć.
- Wow, spora ta plama. – mruknął Hidan, widząc materac brata.
Spojrzał na Naokiego, który się przez to jeszcze bardziej zawstydził. – Co ty w
niego wlewasz?
- Nie mówię mu, co ma pić. – Oburzył się Sasori.
- Gdyby był tu Nagato, to zmierzyłby nam pole i obwód
zasikanej części. – Zaśmiał się Hidan.
- Ciebie to bawi?
- No, a Ciebie nie?
- Nie. Yagura się wścieknie i wcale się mu nie będę dziwił.
- Wyluzuj, pewnie pomyśli, że sam to zrobił. – Wzruszył
ramionami. Nie bardzo go obchodziło to, o co Sasori się pruł. Nie jego łóżko i
nie jego problem.
- Proszę, daj mi tą nową pościel i się nie odzywaj…
No cóż,
zrobił, o co prosił i przyniósł mu nową, suchą pościel. Sasori poprosił go też,
aby zabrał Naokiego do łazienki, aby zabrał go pod prysznic i przebrał, a sam
zmieniał w łóżku pościel, wietrząc pokój od smrodu.. materac przewrócił na
opak, by nie zostawiać zżółkniętego śladu. Hidan w łazience zachowywał się
normalnie, jakby sytuacja z przed chwili nie miała najmniejszego znaczenia.
Zamiast typowego opieprzu to go chwalił, że tyle moczu w sobie trzymał. A gdy
ten dalej się, będąc już w suchym łóżku przejmował, to Hidan zaproponował, że
powie Yagurze, że to on się zsikał. Naoki był wdzięczny wobec takiego
rozwiązania. Obiecał grzecznie iść spać, bez pomocy taty, by mógł wrócić do
rozmów z wujkami.
- Dzięki Hidan. – mruknął Sasori, wracając do salonu.
- Ja też. – Uśmiechnął się, choć ten nie wiedział, za co on
jest mu wdzięczny. – Deidara, jesteś gotowy?
- Nie…
- Trudno, dajesz. Masz dziesięć szans.
- Co robicie?
- Cicho. – Zarządził Hidan i zaczął liczyć próby Deidary, aby
ustawić korek wina do pionu. – Raz, dwa,
trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem…
- Czekaj Dei, źle to robisz. – Wtrącił Sasori, znając ten
trik.
- Saso, nie wpierdalaj się, dobra?! – Warknął. – Ma robić
sam.
- Okej. – Wywrócił oczami, wynik był przesądzony. Korek
trzeba trzymać równolegle do stolika.
- Dziewięć i… DZIESIĘĆ! Przegrałeś zakład Dei, ty leszczu!
- Goń się… - Bąknął blondyn.
- O co się założyliście?
- Dzieciak Deidary będzie się nazywał Gwidon!
W sobotę
Miyuki już od rana była na uczelni. Od razu jej grupa miała do napisania
kolokwium, na które się przygotowywała, zarywając dwie noce. Za dnia poświęcała
swój czas Sasoriemu i Naokiemu, chociaż nie przyznawała się chłopakowi, jaki to
prowadzi tryb życia w ostatnim czasie. Nie chciała, aby spotkania były przez
nią odwoływane, a w czasie urlopu Saso, chciała go wykorzystać w stu
procentach. Gdyby dzisiejsze wykłady nie były takie ważne, to chętnie by z nich
zrezygnowała i towarzyszyła Sasoriemu w wizycie do koleżanki Naokiego.
Na czas
przerwy przechadzała się po uczelni, oglądając porozwieszane na ścianach
plakaty i informacje. W ręku miała rogalik czekoladowy, który był jej drugim
śniadaniem kupionym w automacie z przekąskami. Wie, że tym za bardzo nie poje,
ale musiała coś skonsumować, cokolwiek. Nagle w zaułku jednego z korytarzy
zauważyła Iseo, obściskującego się z jakąś dziewczyną. Ku swojemu zdziwieniu
nie była z tego zadowolona, więc tak ją kocha? Miała ochotę odciągnąć od niego
te lalę, ale co dalej? To było głupie i egoistyczne. Nie są razem, Iseo może
się spotykać, z kim chce…! Ale w głębi siebie wiedziała, że szczęścia by im nie
życzyła. Odwróciła się i postanowiła wrócić na wykłady… No tak. Żeby dojść do
sali wykładowczej musiała ominąć parę. Nie udało jej się jednak pozostać
niezauważoną.
- Miyuki! – Zawołał Iseo, odrywając się od dziewczyny.
Postanowiła udawać, że go nie słyszy. – Hej, Mi! Mi, czekaj! – Pozostawił za
sobą, całowaną dziewczynę i pobiegł do swojego celu. – Cześć.
- Cześć… przepraszam Cię, ale się spieszę. – Stwierdziła nie
zwalniając swoich kroków.
- Daj mi dwie minuty. Przyszedłem tu specjalnie dla Ciebie. -
mruknął starając się dotrzymać jej kroku i wyjąć coś z zawieszonego na ramieniu
plecaka.
- Raczej wątpię, aby to było specjalnie. – powiedziała
obojętnie, schodząc po schodach. Iseo skupił się na poszukiwaniach papierka w
torbie, więc niespecjalnie rozumiał aluzje czy sarkazm, którego używała.
- Nadal jesteś na mnie zła? – Uśmiechnął się trzymając w ręku
znalezisko. Chciał ją tym ucieszyć i odkupić tym swoje winy. Miyuki jednak
zrozumiała to pytanie po swojemu.
- Nie jestem zła. Nie obchodzi mnie czy się z kimś całujesz
czy nie. – Iseo uniósł brew, ale się uśmiechnął.
- Zazdrosna?
- O takiego hipokrytę? W życiu. – Prychnęła. Iseo zmrużył
oczy i zdecydował się zatrzymać ją silą. Szarpnął ją pod ścianę. – Auuu, co
robisz?!
- O co Ci chodzi, Miyuki?
- Nieważne. – odparła wymijająco i chciała go opuścić, lecz
uderzył dłonią w ścianę, tarasując jej drogą.
- Dla mnie ważne. Czym sobie zasłużyłem na miano hipokryty?
- Bo jedno mówisz, drugie robisz. – Iseo nadal patrzył na nią
pytająco, oczekując szerszych wyjaśnień. – Mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz,
co? Całujesz się z inną. I od razu mówię, że nie, nie jestem zazdrosna. Po
prostu widzę, jak prawdziwe było twoje uczucie do mnie. – Uśmiechnęła się
krzywo.
- Nie pomyślałaś, że po prostu od mojego wyznania minęło trzy
miesiące, a ty mnie unikałaś, więc postanowiłem się zabawić w życie? –
Właściwie to dopiero teraz wpoiła sobie taką opcję. Zarumieniła się, robiąc mu
reprymendę, choć nie miała prawa i powodu. – Masz chyba strasznie duże
mniemanie o sobie.
- Nie prawda!
- Daj spokój, Miyuki. Przeboleję twoje odrzucenie. – Westchnął
teatralnie.
- W ramionach innej? – Zarzuciła oschle. Sama nie wie,
dlaczego to powiedziała i to w taki pretensjonalny sposób, zagryzła wargi w
złości na samą siebie.
- Nie podobało Ci się, że z kimś się całowałem? – Zapytał
dumnie, krzyżując ręce.
- Nic mnie to nie obchodzi… - Bąknęła pod nosem, nie patrząc
mu w oczy.
- Wolałabyś żebym to Ciebie całował. – Uśmiechnął się pewnie.
- Mam chłopaka, który mnie całuje codziennie!
- Nie jestem zazdrosny. – Zaśmiał się z typowym da siebie
humorem i nachylił do niej dla żartu. Sądził, że się wycofa, odsunie bądź
zakryje usta dłonią, a zamiast tego go spoliczkowała. Nie spodziewał się tego,
dlatego chwilę pozostał z przekręconą w bok twarzą. – Ja żartowałem… -
Wyjaśnił.
- A ja nie… - Bąknęła i chciała wrócić do zajęć, ale znowu
została zatrzymana. – Co znowu?!
- Przyszedłem, aby Ci to dać. – Podał jej do rąk ulotkę. –
Mój dobry przyjaciel pracuje w radiu i chce porozmawiać z kilkoma studentami na
swoim kanale. Jeśli go zaciekawisz może Cię nawet zatrudnić, to zależy od Ciebie.
Powodzenia.
Na odchodne
zmierzwił jej włosy i odszedł, nie zamierzając już więcej jej zaczepiać. Jest
człowiekiem, który na bardzo długo zapamiętuje sobie kogoś, kto mu porusza
serce, ale nie jest nachalny i wie, kiedy powinien sobie odpuścić. Miyuki była
wpatrzona w kartki, które wręczył jej Iseo i kolejny raz poczuła się jak
skończona kretynka. Zachowywał się, tak uprzejmie, a ona mu odpłaciła
rękoczynem. Dlaczego nie mógł się zachowywać jak skończony dupek? To by
ułatwiło życie. Za to Miyuki powinna się ustabilizować uczuciowo.
Tymczasem
Sasori przyjechał samochodem pod adres koleżanki Naokiego, do której ten dostał
zaproszenie. Właściwie to sądził, że syn nie będzie chciał tu przyjść za żadne
skarby świata, ale chciał. Ani słowem nie zamarudził, ale też się nie
ekscytował – zgrywał obojętnego. Chyba od ostatnich, lekko wymuszonych
odwiedzin Maribel, dzieciaki się niejako polubili, ale to tylko nieśmiałe
podejrzenia. Rodzina Adachi mieszkała w bardzo ładnej okolicy, były to domki
prywatne, więc można śmiało stwierdzić, że pieniędzy im nie brak. Naoki patrzył
na dom z podziwem, dlaczego on nie mieszka w takim ładnym miejscu. Też by
chciał taki duży dom, w którym są schody. Jak prababcia umrze to przekona tatę,
aby się przeprowadzili tam, gdzie mieszka. Sasori ostatni raz spojrzał na syna
i ukucnął przy nim, poprawiając mu ubiór.
- Naoki, tylko pamiętaj, aby chodzić do ubikacji, kiedy chce Ci
się siku, jasne?
- Mhm. – Przytaknął głową, trochę już denerwując się
wspomnieniami jego nocnych wypadków. To, że zdarzyło się raz… siedem razy, to
nie znaczy, że to się powtórzy.
- Dobrze. – Pocałował syna w czoło i podniósł się na równe
nogi, pukając do drzwi.
W tym czasie
jego telefon zawibrował i wydał z siebie dźwięk smsa, całkiem niezłe wyczucie
czasu. Wyjął z kieszeni telefon, sprawdzając, kto napisał, po ujrzeniu podpisu
„Noriko” zdecydował się sprawdzić, o co chodzi. Kobieta chciała, aby ten
przyjechał razem z Naokim do Sui. Teraz
nie mogę. Jestem z nim w gościach. – Odpisał i wysłał akurat w momencie,
gdy drzwi domu się otworzyły, a w ich progu stanął Tomi.
- Och, nareszcie jesteście. Maribel! – Zawołał córkę,
zapraszając mężczyzn do środka. – Nie mogła się was doczekać i truła mi cztery
literki. – Wyszczerzył się.
- Powiedziałbym, że sorry za spóźnienie, ale nie umawialiśmy
się na konkretną godzinę. Naoki, powiedz ładnie dzień dobry. – Upomniał go
Sasori.
- Dzień dobry.
- Cześć, cześć smyku. – mruknął Tomi, przytulając go do
swojego boku.
- Sasooori! – Zawołała z uśmiechem Maribel, podbiegając do
gości. Tomi spojrzał na nią surowo, na co odchrząknęła. – To znaczy, pan Sasori... pan Akasuna. –
Poprawiła się.
- Cześć Maribel, jak leci? – Zagadał do dziewczynki, a ta
westchnęła męczeńsko.
- Och tyle się działo… ale bez obaw wszystko Ci, to znaczy
panu opowiem. – Uspokoiła go, biorąc za rękę
i prowadząc do salonu. Tomi na ten gest zareagował.
- Hej, a może się przywitasz z Naokim?
- A po co?
- Jak to, po co?!
- Przecież się widzieliśmy wczoraj w przedszkolu. – Wzruszyła
ramionami, no ile można się witać?
Jej ojciec
jednak pozostał nieugięty i nakazał się przywitać. Ta dziewczyna nie wie, co to
dobre wychowanie? Wstyd mu przynosi. W salonie zastał właśnie wchodzącą od
strony jadalni żonę – Elenę. Kobietę o widocznych latynoskich korzeniach, które
w połowie odziedziczyła córka. Sasori i Naoki przywitali się z kobietą, która
zadecydowała, aby wszyscy usiedli, a ona przyniesie kawę. Tomi poszedł jej
pomóc, bo Mari zagadywała Sasoriego, nie pozwalając mu się nawet wtrącić.
- A panna Urimi – Asena Urimi, czyli ich przedszkolanka. –
Kazała nam przyjść w poniedziałek do przedszkola z kimś, kogo darzymy podziwem.
- Naprawdę…? Dlaczego mi nic nie powiedziałeś Naoki? –
Zwrócił się do syna…
- Zapomniałem… - Odpowiedział, choć prawdą było to, że
ostatnio już zaprosił wujka bez wiedzy taty. Sasori wykrzywił usta w
niezadowoleniu.
- Ja chciałem przyprowadzić brata, ale tak mi pokazał, o. –
Zademonstrowała, pokazując środkowy palec.
- Nie wolno tak pokazywać. – Sasori starał się stłumić w
sobie śmiech. – Więc kogo zaprosisz?
- Tatę, oczywiście. – Pewnie naje się wstydu, ale trudno.
Sasori pogłaskał
ją delikatnie po głowie. Był trochę zazdrosny, bo Naoki nie wykazywał żadnych
skrupułów, aby go zaprosić. Chłopiec widział to i sam się zasmucił, wolał, aby
tata się o niczym nie dowiedział. Potem do towarzystwa dołączyli rodzice
Maribel, wnosząc na tacy kawę, soczek i inne dodatki lub smakołyki. Maribel
rzecz jasna stale mówiła, dlatego Elena dała jej katalog, w którym były rzeczy
dla dzieci – zabawki, ubrania i inne akcesoria. Naoki za to bardzo przypadł
kobiecie do gustu, taki cichy, spokojny i grzeczny chłopczyk.
- Jesteś takim ładnym chłopcem, Naoki. Po kim masz urodę?
Mamusi czy tatusiowi? – Zapytała kobieta. Naoki jednak wstydził się cokolwiek
jej powiedzieć. Przy paniach czuł się nieswojo.
- Naoki nie ma mamy. – Odpowiedziała za niego Maribel. Przynajmniej
w przedszkolu tak zawsze mówił.
- Teraz już mam! Miyuki! Prawda tato?
- Prawda. – Zmierzwił mu włosy. – Ale urodę masz oczywiście
po mnie. – orzekł dumnie.
- Bądź wdzięczny, że twój tatuś jest taki przystojny – Dodała
Elena. – Maribel odziedziczyła po tacie wszystkie złe cechy.
- Dziękuję, kochanie. – Sarknął Tomi. – Mogło być gorzej…
- Ej, Sasori zobacz! – Odeszła do niego Maribel, pokazując,
co wynajdowała w katalogu. Jej rodzicom nie spodobało się, że znowu przeszła z
nim na ty, ale ten dał im znak, że nic się nie stało.
- Strasznie drogie… - Szepnął, ma pieniędzy pod dostatkiem,
ale nie zamierzał nimi by szastać. Może faktycznie jest skąpy? – Coś Ci się tu
podoba?
- Mhm! – Przytaknęła. – Jak się ze mną ożenisz to mi to
kupisz! I to! – Wypaliła, wskazując mu bez skrępowania na rzeczy z katalogu.
Sasori zdębiał, a Tomi zakrztusił się, opijaną kawą. – O, a to kupisz naszym
dzieciom! Ile chcesz mieć dzieci,
Sasori?
- Maribel! – Upomniała ją matka. – Jak ty się zachowujesz?!
- Co zrobiłam? – Zapytała zdezorientowana.
- Mój tata nie ożeni się z tobą, tylko z Miyuki, co nie,
tato? – Zmieszał się trochę, co ma mu odpowiedzieć?
- Wiecie co, słoneczka? Zostawcie nas samych i idźcie się
pobawić, dobrze? Maribel ma tyle zabawek w pokoju. – Zaproponowała Elena.
- Te zabawki są nudne. – Skrzywiła się Mari. – Co mam robić z
Naokim?
- Pokaż mu brata. – Wtrącił Tomi. Zabrzmiało jakby był jakimś
okazem, ale się tym nie przejął.
- Dobra! – Przystała na ten pomysł. – Chodź Nao.
Elena
spojrzała z pretensją na męża, nie chodziło o to jak się do niego odnosi – sam
syn nie ma nic do tego, a i czasem się odwdzięczy. Chodziło o to, że ten
odsypia wczorajszą imprezę i wolałaby, aby mu nie przeszkadzano. Leo, nie był
synem Tomiego, tylko Eleny z jej nastoletnich lat. Chłopak ma kontakt z ojcem,
pomimo tego, że ten maltretował jego matkę, dlatego teraz się cieszy, że matka
jest szczęśliwa z Tomim. Podzieleniem się tą historią chcieli zredukować
niepotrzebną krępacje, skoro domyślili się nieszczęśliwej historii z mamą
Naokiego.
Tymczasem
Maribel weszła po cichu do pokoju brata razem z Nao. Leo miał szesnaście lat i
według Mari jest jednym z tych ludzi z etykietką cool. Chłopak spał głęboko,
ale do słodkich widoków to nie należało, raczej obrzydliwych, był w samych majtkach,
gdzieniegdzie jego ciało było odkryte, a inne nie, w dodatku buzie miał
otwartą, a z niej ciekła ślina. Nie był świadomy, że przed jego łóżkiem, gapiły
się na niego dwa gówniarze.
- Chyba śpi. – Stwierdził błyskotliwie, Naoki. Maribel wzięła
z kąta kij bejsbolowy.
- Zaraz go obudzę.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szatańsko, najpierw kazała Naokiemu się odsunąć, a gdy ten
spełnił żądanie, wzięła zamach i uderzyła, mierząc mu w tyłek. Wydarł się
groźnie, obrzucając siostrę morderczym spojrzeniem. Nie zlękła się, to znaczy…
tylko troszkę.
- Cze-go? – Przesylabizował
groźnie przez zaciśnięte zęby.
- Leo, to jest Naoki. – Przedstawiła go, pociągają do przodu.
– Mój kolega z przedszkola.
- Po to mnie budzisz?
- Ja muszę poznawać twoje przyjaciółki. – Obruszyła się, no
coś za coś! Leo wywrócił oczami, to taki chwyt na podryw przecież, a ona nie
podrywa tego no… - Naoki. – Powtórzyła, jakby czytała mu w myślach. A tak serio
to chciała na nim wymusić powitanie.
- Umie mówić? – Zapytał obojętnie, zakładając na siebie
leżące na ziemi spodnie. Nie ma bata, aby znowu zasnął.
- Umiem! – Zaparł się Naoki.
- Gratulacje. – mruknął lekceważąco i ubrał bluzkę. Następnie
wystawił do niego rękę. – Miło poznać, Naoki. Jestem Leo. Chodzisz z Mari? – W
trakcie tego pytania, szarpnął do siebie siostrę i zatkał jej usta.
- Mhm. Jesteśmy w tej samej klasie. – Przytaknął.
- Pytam czy jesteś jej chłopakiem.
- Nie!
- Dobrze. – Wypuścił siostrę, odpychając ją na łóżko i
kucając przy Naokim. – Wyglądasz na spoko gościa, nie chciałbym Cię zabić. –
Wyraził troskę. Może czasem Mari go wkurza, ale nie pozwoli nikomu innemu ją
skrzywdzić. To tyko jego prawo. Zresztą, jak go czasem najdzie to robi z niej
wymówkę na dziecinne zabawy.
- Głupek! – Burknęła Maribel, chcąc mu nadepnąć na stopę. Nie
wyszło, a to zdenerwowało ją bardziej.
- Spieprzaj, młoda! To mój pokój. Wynoście się.
- I tak zamierzałam wyjść! Tu i tak śmierdzi. – Prychnęła,
ciągnąc za sobą Naokiego. Leo drgnęła żyłka rzucił w nią kapciem, ale trzasnęła
drzwiami.
Będąc sam w
pokoju, załączył komputer, a w oczekiwaniu nieznacznie się zaciągnął nosem…
potem powąchał swoje pachy i stwierdził, że musi się wykąpać. Maribel ciągnęła
Nao do wyjścia z domu, chciała mu przedstawić swoich ulubionych sąsiadów.
Łysego i Grubego, czyli ojca i syna, ten pierwszy za nią podobno nie przepada,
a Gruby to były najlepszy przyjaciel Leo. To temat tabu.
- Nie zapytamy rodziców czy możemy wyjść? – Dopytał Naoki,
trochę się obawia, że za to dostanie od taty po dupie.
- Są zajęci gadaniem. – Mari wzruszyła ramionami i oboje
wyszli na dwór.
- Dlaczego twój brat powiedział, że mnie zabije? – Nie
rozumiał tego.
- Zawsze mówi „tylko tak uwolnię od Ciebie tego
nieszczęśnika”. – Przedrzeźniła brata teatralnym głosem. - Chodź za mną –
Podbiegła przed siebie do ogrodzenia sąsiedniego domu, gdzie stali dwaj
panowie. Od razu spojrzeli w stronę dziewczynki, a jeden z nich westchnął. –
Nao, to jest mój łysy sąsiad – Wskazała na mężczyznę, jak na jakiś okaz w zoo.
Sąsiadowi drgnęła żyłka na skroni, a jego kolega zachichotał pod nosem.
- Przecież ma włosy – Burknął obojętnie Naoki.
- Właśnie! MAM włosy – Syknął w stronę swojej sąsiadki.
- Cicho. – Upomniała sąsiada, a potem zwróciła do Naokiego. –
Ale rok temu nie miał włosów. Wtedy go bardziej lubiłam. – Spojrzała na sąsiada
z pretensją. Bez włosów wyglądał groźniej i mogła postraszyć nim, swoich
wrogów.
- Kto to jest? – Mężczyzna skinął podbródkiem na Naokiego. –
Twój chłopak? – Zaszydził kpiąco.
- Nie jestem jej chłopakiem! – Obruszył się, a Maribel
jedynie zmrużyła gniewnie oczy na łysola.
- A to, kto to jest? – mruknęła dziewczynka na kolegę
sąsiada. Uśmiechnął się do niej. – Twój chłopak? – A teraz mu mina zrzedła.
- Cholerna smarkula… Gdzie twój ojciec?! – Warknął zły.
- W domu. A gruby, gdzie?
- Maribel! – Zawołał ją jakiś wesoły, męski głos z tyłu.
Obejrzała się wraz z Naokim.
- Wujek! – Odwdzięczyła się radosnym wrzaskiem i zaczęła do
niego biec z otwartymi ramionami. Mężczyzna uklęknął na jedno kolano, ale
dziewczynka i tak swoim misiowym uściskiem zdołała go przewrócić. – Nie
wiedziałam, że przyjeżdżasz! A gdzie ciocia Noriko?
- Tutaj. – mruknęła kobieta, podchodząc do dziewczynki. – A
ty możesz wychodzić już sama na dwór?
- Nie jestem sama. Jest ze mną kolega! Naoki chodź tutaj!
Noriko
drgnęła na usłyszane imię, a jeszcze większym szokiem było dla niej jego widok.
Szok i szczęście, to czuła. Stale patrzyła się na swojego syna z uśmiechem, co
od czasu do czasu odwzajemniał. Roko, jej mąż zajmował swoją uwagę na
chrześnicę, która ich przedstawiała. Wszyscy troje posługiwali się językiem
hiszpańskim,, więc Mari albo Noriko tłumaczyła Naokiemu to, co mówił Roko.
Trochę go to kłopotało, znał język, ale słabo, a jego siostrzenica biegle się
posługiwała dwoma… a ma sześć lat.
- A to mój ciocia, Noriko.
- Była pani u mnie! –powiedział, na co ta się trochę
zakłopotała. Wszakże mąż nie miał o niczym pojęcia. – Widziałaś się z tatą w
szpitalu?
- Tak…
- Znasz pana Sasoriego ciociu? – Dopytała Mari. A potem
powtórzyła sytuacje wujkowi.
- Skąd się znacie?
- To mój… przyjaciel. – powiedziała z uśmiechem.
- Przyjaciel? A ja go nie znam? Oburzające! – Obruszył się
Roko, a potem zwrócił do chłopca. – Fajny ten twój tata, Naoki? – Mari
tłumaczyła wszystko koledze na ich język. Mama uczyła ją ojczystego języka,
więc musiała się nauczyć nim posługiwać, choć czasem zapominała słów, ale z
takich pauz ratowała ją Noriko.
- Jest w domu i gada z rodzicami Mari. – Powiadomił, a Noriko
zagryzła w zdenerwowani wargi. Maribel świetnie się czuła w roli tłumacza. Tak
dużo gadała, a lubi gadać.
- Ooo! No to, na co czekamy? Chodźcie do środka.
Noriko stała
w bezruchu zastanawiając się jak to wszystko się rozwinie, w duchu przeklinała
się za to, że nie posiedziała nic wcześniej mężowi. Naoki złapał Noriko za rękę
i szedł z nią do domu. Tata na pewno się ucieszy na jej widok. W pierwszej
kolejności z gośćmi przywitali się gospodarze. Chłopiec szukał wzrokiem ojca,
ale nigdzie go nie było. Przestraszył się tym, a nawet nie mógł nikogo zapytać,
bo uwaga dorosłych kręciła się wokół przybyłych gości. Noriko, jednak ciągle na
niego patrzyła i widząc jego bezbronność, postanowiła podejść. Trzy kroki przed
nim, z łazienki wyszedł Sasori i od razu zakradł się z uśmiechem do syna.
- Hej, szkrabie. – Objął go od tyłu i cmoknął w skroń. – Nie
chce Ci się sikać? – Zapytał szeptem.
- Nie. Tato, wiesz, że ciocia Maribel to twoja przyjaciółka?
- Serio? A… - Spojrzał w stronę gości, dopiero teraz
zauważając stojącą przed nim Noriko. – No… takich okoliczności spotkania bym
się nie spodziewał…
- Tak, ja też. Ale miło was widzieć. – Podeszła do Saso,
przytulając się do niego i szepcząc mu na ucho. – Powiedziałeś mu? – Z lekkim
wstydem przekręcił głową.
- Chciałem byśmy powiedzieli mu razem.
Konwersacje
przerwało im dołączenie Roko, który objął żonę w talii. Tym gestem Saso
wiedział, co ich ze sobą łączy. Chciał zagadać, ale ani jeden ani drugi nie
znał ojczystego języka tego drugiego. Na szczęście każdy z dorosłych znał
angielski, prócz dzieci, ale czy to źle? Elena i tak ich wyścigała do jadalni,
czekała tam na nich
- A to pewnie ten sławny Sasori. – Uśmiechnął się mężczyzna i
zwrócił do żony. – Noriko, może oficjalnie nas sobie przedstawisz?
- Tak… To jest mój mąż, Roko… a to jest Saso, mój…
- Były.
- … Przyjaciel. – Oznajmili w tym samym momencie. Sasori
zmrużył na nią oczy, ciągle kłamie. – Były. – Poprawiła, powtarzając za nim.
- Były przyjaciel? – Dopytał, spoglądając na żonę. Sasoriemu,
aż się cisnęło na usta powiedzenie prawdy, ale wolał ustąpić. To nie jego
sprawa, jakie Noriko trzyma tajemnicę za plecami męża.
- Były chłopak. – Sprecyzowała, stawiając na prawdę.
- Och…
OD AUTORKI
Siemanko,
kochani :*
Oto i
kolejny rozdział, mam nadzieję, że wasze kąciki ust chociaż po nim zadrżały w
uśmiechu :) Ja przynajmniej miałam trochę radochy, gdy go pisałam :) W dodatku
nauczyłam się, że nie ma takiego słowa jak „przesylabować”, tylko „przesylabizować” całe życie w błędzie, ale zdarzają mi się
gorsze pomyłki językowe :P
Już 10
czerwca, za niedługo wakacje :D Macie jakieś plany? Ja niestety mam w tym
czasie dość kosztowne imprezy ^^” W ogóle bardzo sorry za ponowne zaleganie na
blogach, postaram się szybciutko wyjść na prostą :D
Pozdro :*
Trzeci raz pisze ten komentarz bo wcześniej cały czas mi ktoś przeszkadzał XD zaskoczyła mnie akcja z Noriko, a Maribel wkurza mnie coraz mniej (to chyba dobrze :P). Hidan tak słodko pomógł Naokiemu <3 Nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńEj, Dorsv, ogarnij przecinki, bo albo jest coś w stylu "Wyciągnął do niego rękę, Sasori." albo w ogóle jedno zdanie zamiast 2 oddzielnych. Gdzieś był jeszcze jakiś błąd ale już mi się szukać nie chce xD
OdpowiedzUsuńwgl to NaoBel4ever, ja cię jeszcze Soli na cdn namówię xd zobaczysz!
@up xD nawet tego nie zauważyłem bo zazwyczaj przecinki u Soli to najmniejszy problem, na przyszłość będę uważał :p
OdpowiedzUsuńŚwietnie i oby tak dalej. Może Dei wreszcie zmądrzeje i będzie z Tay i dziećmi. :D
OdpowiedzUsuń