OD AUTORKI
Hejo, oto kolejny rozdział z okazji Dnia Dziecka <3
Dlatego jest wcześniej :D
Wszystkiego najlepszego, kochani :*
Możecie podziękować nowemu korektorowi – Dorsv – za estetykę
:) albo się skarżyć, jak chcecie :P Bo ja mogłam nie zauważyć błędów xD
Dzisiaj krótko, ten tydzień będzie należał do ciężkich, bo tydzień czasu nie będę miała,
jak pisać, ale przerwy nie powinno być ;) mam nadzieje, że się choć trochę
pośmiejecie podczas czytania :D
Zapraszam~!
Naoki po przyjemnej kąpieli poszedł się bawić do swojego
pokoju. Miyuki w tym czasie zobowiązała się do przygotowania spaghetti, na
które nabrali ochoty po oglądnięciu bajki „Zakochany kundel”. Pięciolatek bawił
się zdalnie sterowanym samochodem, który dostał poprzednio od wujka Hidana.
Wujek zawsze potrafi trafić z prezentem, ale tylko z nim się nimi naprawdę
dobrze bawi. Tata za mało się emocjonuje w zabawach, a przez to i Naoki traci
na to ochotę. Dzisiaj w przedszkolu jego kolega Tesshu źle się czuł i rzygał!
Przedszkolanka zadzwoniła po jego mamę, która zjawiła się błyskawicznie. Wbrew
sobie poczuł się o to zazdrosny, tatusiowie zwykle zawodzą w takich sytuacjach,
jak odbiór dziecka z przedszkola, więc od tego są chyba mamusie, a on nie ma
mamy. Nawet nie ma odwagi o to zapytać, tacie będzie przecież przykro. Drugą
sprawą jego przemyśleń była pani, która przyszła po południu. Na ten temat
Naoki wyżalał się Bemowi. Niewidzialny przyjaciel zaproponował mu chytry plan,
aby o wszystko, co go gnębi zapytać Miyuki.
- Naoki z kim rozmawiasz? –
Zapytała dziewczyna wchodząc do pokoju.
- Z Bemem. – odpowiedział,
a dziewczyna uniosła brew. Po chwili jednak sobie wszystko przypomniała i
zmierzwiła mu z uśmiechem włosy.
- O czym rozmawialiście?
- W przedszkolu po moich
kolegów przychodzą mama albo tata. A po mnie tata albo ty. – Przeanalizował, a
Miyuki przytaknęła jego słowom. – Czyli jesteś moją mamą?
To pytanie ją trochę wryło w siedzenie. Nie bardzo
wiedziała co odpowiedzieć, a raczej na ile sobie może pozwolić. Nigdy nie
rozmawiała o tym z Sasorim. Wzięła głęboki wdech i przeczesała swoje włosy do
tyłu. Naoki patrzył na nią wyczekując odpowiedzi.
- Nie Naoki, nie jestem
twoją mamą… - To była trudna odpowiedź, bowiem wiedziała, że go tym rozczaruje.
- Dlaczego? – Burknął. –
Nie kochasz taty?
- Kocham, więc mam nadzieję
kiedyś zostać twoją przyszywaną mamą.
- Czemu przyszywaną?
- Bo cię nie urodziłam,
słoneczko.
Naoki spojrzał na nią niezrozumiale. Jak to urodziła? Co
to znaczy? Tata mu opowiadał, że dzieci biorą się z tego, że dwoje ludzi się
kochają, a wtedy bocian im przysyła dziecko. Niektórych z jego klasy
znaleziono w kapuście albo wzięli się z jakiś innych sytuacji. Miyuki
i tata się kochają, dlatego przyleciał bocian, czyż nie tak? Chyba się trochę
pogubił w tych tłumaczeniach… innym razem zapyta wujka.
- A czemu nie zostaniesz
nią teraz? – Fuknął z pretensją, a Miyuki się uśmiechnęła ciepło.
- Bo mama powinna być żoną
taty i z nim mieszkać. Ale wiesz co? Jak
chcesz mówić do mnie mamo to mów.
- Naprawdę? Mogę?
- Będę tym zaszczycona! –
Oznajmiła.
- A tata nie będzie zły…?
- Niech tylko spróbuje!
Uśmiechnęli się do siebie, a wtedy Miyuki przypomniała
sobie o gotowaniu, podała rękę Naokiemu i wybrali się razem do kuchni. Chłopak
zapytał jeszcze czy Bem może dołączyć, a Miyuki się zgodziła. Udawała, że
poważnie traktuje niewidzialnego kolegę, a Naokiemu się to podobało. Dlaczego
tata się denerwuje, gdy z nim rozmawia zamiast, jak Miyuki być wobec Bema taki
miły? Miyuki podała talerz z makaronem Naokiemu i drugą, mniejszą porcję jego
koledze, a sama usiadła naprzeciwko i pierwsze co, to spojrzała na zegarek w
telefonie.
- Kiedy tata przyjdzie? –
Zapytał Naoki.
- Niedługo… - odpowiedziała
niepewnie. Powinien się zjawić godzinę temu, a nie otrzymała od niego żadnego
telefonu, że się spóźni. Miała nadzieję, że nic się nie stało. – Pewnie
zatrzymała go ta pani, co przyszła po południu.
- Powiedziała, że do mnie
przyjdzie. – Przypomniał z uśmiechem. Lubił czuć się ważny.
- Tak, słyszałam. A znasz ją?
– Dopytała jednak chłopiec przekręcił głową. – Szkoda.
- Ale widziałem ją już na
zdjęciu! – stwierdził. Trochę za późno skojarzył fakty, bo po zamknięciu drzwi,
ale był pewny swoich słów.
- Jakim zdjęciu?
Naoki zamiast odpowiedzieć, wolał iść po fotografię.
Miyuki z ciekawością ruszyła za nim do sypialni Sasoriego. Chłopcu zazwyczaj
nie wolno było wchodzić do pokoju, a tym bardziej myszkować w szafkach, a gołym
okiem było widać, że czuł się jak ryba w wodzie. Przesunął drzwi szafy z
ubraniami i zanurkował w głąb jej dołu wyciągając stamtąd pudełko z
narzędziami, a ze środka wyjął zdjęcie, o którym mówił.
- Tu jest! – Wystawił
znalezisko Miyuki, a ona je pochwyciła.
- Nie ładnie tak grzebać
tatusiowi w rzeczach. – Burknęła i spojrzała na zdjęcie. Był na niej Sasori
obejmujący czarnowłosą dziewczynę, bardzo przypominającą tą z po południa.
- Tata mi grzebie. –
Właściwie to nie grzebie tylko sprząta… chociaż to też grzebanie. Miyuki nie
mogła oderwać oczu od zdjęcia, dziewczyna patrzyła w obiektyw, a on był
zapatrzony tylko w nią… - Coś jest z tyłu. – odwróciła zdjęcie na ten komunikat
i przeczytała zamieszczoną tam myśl „jesteś osobą, której trudno się pozbyć z
mojego życia. 18. IV. 2009”. – Co tam pisze? Co, co, co?
-
Dowiesz się jak nauczysz się czytać. – Pokazała mu język, zaczynając się
droczyć.
Pogoniła Naokiego do pójścia do kuchni, by zjadł
przyszykowane spaghetti nim zrobi się zimne. Gdy została sama w pomieszczeniu
zerknęła jeszcze raz na zdjęcie. Nie mogła tego tak zostawić, podobno Noriko to
przeszłość, dlaczego nadal trzyma jej zdjęcie? W dodatku w takim miejscu?
Schowała zdjęcie do kieszeni i wróciła do Naokiego, choć teraz na towarzysza
się nie nadawała bo w głowie układała sobie scenariusz swojej rozmowy z
Sasorim. Pięciolatek miał dość czekania na tatę i postanowił iść spać, pożegnał
się z Miyuki po raz pierwszy zwracając się do niej „mamo”. Dziewczynie było
bardzo miło usłyszeć ten zwrot, jednak martwiła się czy przez to nie
pokomplikowała paru spraw. W końcu ona się już dowiedziała o dziecku i wierząc
obietnicy, zamierzała go odwiedzać.
Po kolejnej godzinie do mieszkania wrócił Sasori,
zamierzał powiedzieć wszystko Miyuki, jednak ta zaczęła pierwsza, podchodząc do
niego, gdy ściągał kurtkę.
- Długo Cię nie było… -
Chciała zabrzmieć oschle, lecz nie wyszło. Jeszcze raz. – Nie łaska zadzwonić?
- Komórka mi się
rozładowała.
- To mi nic nie mówi. Gdzie
byłeś?
- Naoki śpi?
- A widzisz go tutaj? –
Zapytała zimnym tonem, który nie podobał się Sasoriemu, ale postanowił to
przemilczeć.
- Pogadajmy w salonie.
Chodź. – Pociągnął ją za rękę na kanapę, a po usadzeniu jej dołączył. – Nie
wiem od czego zacząć.
- Byłeś z Noriko, tak? –
Pomogła mu, zadając pytania. Skinął głową.
- Tak… Była tu i zobaczyła
Naokiego. – Dziewczyna domyśliła się tego więc średnio ją to zaskoczyło. –
Zamierza przylecieć tu za jakieś trzy tygodnie i się z nim zobaczyć.
- Miała mieć wcześnie
odprawę, więc dlaczego Ci to tyle zajęło? – Pytała nie na temat. Słyszała to,
co mówił, ale to nie było dla niej priorytetem. Przez znalezienie tego zdjęcia
stała się nazbyt podejrzliwa.
- Odwiozłem ją na lotnisko
i lot jej się trochę przesunął. Rozmawialiśmy o Naokim. – Sprecyzował na
wszelki wypadek.
- W porządku. Więc co
zamierza Noriko?
Na szczęście dla Sasoriego cała ich rozmowa przebiegała
ugodowo. Noriko nie zamierzała mu odbierać syna, to nie byłoby w porządku dla
obojga ich rozdzielać, skoro są sobie tacy bliscy. Niemniej jednak chciała
kontaktu z synem, chciała odbudować relacje z nim i pokazać, jak bardzo go
kocha. Nie wymagała ujawnienia, mogła się podawać za koleżankę Saso, aby nie
zepsuć jego poczucia rodziny.
- Ale tak czy siak, muszę z
nim porozmawiać o tym. W końcu to jego matka.
- Tak… - Przyznała racje,
ale serce podeszło jej do gardła, no to długo się nacieszyła byciem mamą. Czuła
się troszkę skrępowana i nie wiedziała jak się do tego przyznać. – A propos
tego to… - Sasori spojrzał na dziewczynę. – Naoki dzisiaj mówił o mamach, jak
mu brak, że jej nie ma, chciał abym nią została no i tak wyszło, że… - Spuściła
głowę i na wszelki wypadek zakryła twarz. – Pozwoliłam-mu-mówić-do-siebie-mamo.
- Co?
- Przepraszam, nie
chciałam…
- Nie. Masz powtórzyć, bo
nie zrozumiałem – Wytłumaczył, jak może ją zrozumieć, gdy buczy coś pod nosem?
Doprawdy, czasem zachowuje się jak dziecko. Duże dziecko.
- Mówię, że pozwoliłam, by
Naoki mówił do mnie mamo… - Skrzywił się na to, nie żeby był zły, ale to mu
trochę utrudnia późniejszą rozmowę z synem.
- Ech… Miyuki dlaczego?
- Był taki smutny… - No, ma
miękkie serce! Co zrobisz?
- Ok. I tak kiedyś nią zostaniesz.
– Puścił w jej stronę oczko i wstał z kanapy. – Jestem głodny…
- Zaczekaj Saso, ja też
chcę o czymś z tobą porozmawiać. – Spojrzał na nią ciekawie. Miyuki podchodząc
do niego, wyjęła z kieszeni zdjęcie, które mu wręczyła. – Możesz mi to
wyjaśnić?
- Skąd to masz?
- Z twojego pokoju.
- Gdzie było?
- Nie ważne! Dlaczego
trzymasz jej zdjęcia?! – Uniosła się.
- Nie trzymam jej zdjęć.
Nie wiem nawet gdzie to było, pewnie się zapodziało, gdy wyrzucałem resztę.
- Tak, oczywiście. Zapodziało.
– Powtórzyła sarkastycznie. – W skrzynce na narzędzia.
- Ojej, wiesz kiedy ja tam
ostatnio zaglądałem? – Wywrócił oczami.
- No nie wiem. Może zeszłej
nocy? - Burknęła Miyuki. W końcu wczoraj u niego, mimo próśb nie nocowała.
- Ja nie mogę, o czym ty myślisz?! – Oburzył
się. – Chodź ze mną. – złapał jej nadgarstek prowadząc do kuchni, a następnie
wyciągnął z szuflady zapałki. – Pokażę Ci, że to zdjęcie nic dla mnie nie znaczy.
– odpalił zapałkę i zaczął zbliżać jej ogień do zdjęcia.
- Sasori, nie musisz tego robić…
- Naprawdę? – Dopytał,
oddalając fotografię. Miyuki się skrzywiła, teraz żałowała swoich słów.
- Nie. Spal je. – Klepnęła
go po plecach, jak kumpel. Zaśmiał się i wykonał polecenie.
- Zadowolona?
Odrzucił płonący papier do zlewu i przytulił do siebie
Miyuki. Jak ona mogła w niego wątpić?
W kolejnych dniach nadszedł w końcu
dzień przeprowadzki. Deidara w akompaniamencie lamentów własnej matki pakował
swoje rzeczy do pudeł. Nie brał żadnych mebli czy czegoś tam, tylko swoją
ukochaną konsolę, gry do niej i ubrania. Mama niechętnie mu w tym pomagała, bo
Dei akurat ciuchy ciepał do torby w tak zwanym artystycznym nieładzie. Tak, a
potem ubrania będą wyglądać jakby ktoś je z dupy wyciągnął. Lepiej niech
zabierze ze sobą żelazko, bo wstyd. Jun składała je synowi, patrząc na niego z
boleścią. Zaraz jej serce pęknie i zapłacze. Właściwie to już się stało, a
Deidara usłyszawszy jej szloch westchnął ciężko.
- Mamo…
przestań już… - Jeszcze mu zmoczy ubrania.
-
Przepraszam, kochanie. – Starała się powstrzymać, ale chyba szlochała jeszcze
mocniej. – Mój jedyny syn mnie opuszcza… Najpierw twój ojciec, a teraz ty…!
-
Przecież będę cię odwiedzał i zawsze możesz do mnie dzwonić.
- To nie
to samo. Zawsze marzyłam, że będziesz tutaj mieszkał ze swoją żoną - ?! – i
dziećmi, - ?! – a ja będę wam pomagać…
-
Powinnaś wiedzieć, że marzenia się nie spełniają. – Wzruszył ramionami. – No
może niektóre, ale nie te, które wymieniłaś.
-
Dlaczego jesteś taki negatywnie nastawiony do założenia rodziny? – Fuknęła
kobieta. Dei nic nie odpowiedział, swoje myśli wolał zatrzymać dla siebie. –
Może mi w końcu zdradzisz z kim zamierzasz zamieszkać?
- Z
koleżanką. – odpowiedział krótko. – Niech tyle ci wystarczy. – Wiadomo, że
kobieta prędzej czy później pozna prawdę, ale później brzmi lepiej. Jago mama
nigdy nie lubiła Tsu, więc zrobiłaby wszystko, aby nie dopuścić do tej
katastrofy, przeprowadzki.
- Jak to
z koleżanką?! Nie mówiłeś, że masz dziewczynę!
- Bo nie
mam. Głucha jesteś? To koleżanka.
- Kim ona
jest? Znam ją? Jak wygląda? Ładna?
Deidara spiorunował matkę
spojrzeniem. Czy on mówi po chińsku? Nie ważne, że matka, niech się odwali!
Wtem po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, kobieta z odcieniem ciemnych
blond włosów skierowała się do przedpokoju w celu otworzenia drewnianych drzwi.
Przekręciła górny zamek, po chwili ciągnąc za klamkę. Pomimo tylu lat nie
widzenia dziewczyny, rozpoznała ją. Zmrużyła gniewnie oczy.
- Och,
Tsuki… - Widok tej twarzy w ogóle jej nie ucieszył. Być może się zmieniła, ale
co ją to obchodzi. – Co cię tu sprowadza?
-
Przyszłam do Deidary. – Chciała się wprosić, lecz Jun przysłoniła jej wejście
drzwiami.
- On nie
ma czasu.
- To
niech go znajdzie. – Chciała wykonać drugie podejście, ale znowu kicha. –
Proszę mnie wpuścić. – Próbowała się nie awanturować na klatce schodowej, ale
jeszcze jedna taka akcja i nie wytrzyma.
- Jest
zajęty pakowaniem się.
- Tak
myślałam, więc przyszłam po.. popatrzeć. – No przecież, że nie pomóc, nie jest
aż taka miła. Kobieta spojrzała na nią.
- Wiesz,
że Deidara się przeprowadza? – Tsu uśmiechnęła się złośliwie i skinęła głową. –
I wiesz, że będzie mieszkał ze swoją dziewczyną?
- Z BYŁĄ
dziewczyną, jak już. – Poprawiła.
Matka Deidary patrzyła na nią
chwilę, dopóki nie ogarnęła co się właśnie do niej powiedziało. Ta wiadomość ją
zirytowała tak bardzo, że trzasnęła drzwiami przed nosem gościa. Miała zamiar
natychmiast wyjaśnić wszystko z synem, ale będąc przy drzwiach, wyminął ją,
mając przy uchu komórkę.
- No
czekaj, zaraz ci otworzę… - Bąknął do
rozmówcy i podszedł do drzwi.
-
Nareszcie! – Odparła Tsuki wchodząc do środka.
- Miałaś
nie przychodzić.
-
Deidara, to z nią będziesz z nią mieszkał?! – Zawołała z pretensją jego matka,
a ten westchnął ciężko opierając się o ścianę. Kobieta wolała z nim porozmawiać
w cztery oczy, ale najwyraźniej się nie da.
- Twoja
matka ma ból dupy, nawet zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. – Wyżaliła się Tsuki
pretensjonalnym tonem.
- Mamo. –
Dei skarcił kobietę, mogłaby się zachowywać jak dorosła. – Odpuść już. To, że
razem zamieszkamy przecież nic nie znaczy, jezu.
- Nie
jestem głupia Deidara! – Krzyknęła w ogóle nie zawierzając tym słowom. Blondyn
natomiast w to wątpił, skoro tak myśli. – Mówiłam ci, że nie wchodzi się dwa
razy do tej samej rzeki! To nie jest dziewczyna dla Ciebie! – Wskazała na brunetkę,
a ta przewróciła oczami. – Już nie pamiętasz jak zraniła ci serduszko?
- Nic mi nie zraniła. Co ty wymyślasz?
- Przecież przez nią płakałeś!
- Nie
płakałem! – Warknął zażenowany. No jaki wstyd, aż zakrył oczy dłonią. Tsuki
natomiast się zaśmiała się cicho pod nosem.
-
Płakałeś za mną? Serio? – Dopytała z politowaniem.
- Wcale!
– Dai zaprzeczył, ale chyba już na zawsze pozostanie jakąś pierdołą w oczach
dziewczyny. I to przez jakiś durny wymysł matki. Zajebiście.
-
Myślałam, że zamieszkasz z kimś bardziej… – Zlustrowała dziewczynę wzrokiem. –
z kimś lepszym.
- Ja
pierdolę. Kobieto, wyluzuj. Nie jesteśmy razem… - Prychnęła, zmęczona tym
tematem.
- Może
trochę szacunku, co? Jesteś u mnie w domu i nie życzę sobie byś się wyrażała, a
także odnosiła się do mnie w ten sposób! – oburzyła się gospodyni.
- Okej,
więc jak mam się do ciebie odnosić…? Mamo? – Zaśmiała się, wiedziała, że ta
propozycja ją wkurwi, a sama się prosi by jej dopiec. Ona również została
obrażona! Zatrzasnęła jej drzwi przed nosem! Wtedy została pociągnięta za ramię
przez Deidarę.
-
Przestańcie… Tsu idziemy do pokoju. – Popchnął dziewczynę do przodu. Byle jak
najdalej od mamy.
- Tylko
nie waż się zamykać drzwi. – Ostrzegła go mama. – Ja już wiem co będziecie
robić.
- Boże
dopomóż…
- Nie wymieniaj
imienia Pana Boga swego nadaremno, Deidara! – Upomniała syna, cytując
przykazanie z dekalogu. Dei wywrócił oczami z bezsilności.
Weszli w końcu do pokoju i Dei
PRZYMKNĄŁ swoje drzwi, a następnie wrócił do pakowania swoich rzeczy. Tsuki w
ogóle nie przejęła się poprzednią konfrontacją z Jun. Jakby to spodobało się
tej bogobojnej kobiecie, takie sytuacje z nią to chleb powszedni. Położyła się
leniwie na nierozścielanym łóżku Deidary, a ten spojrzał na nią nieprzychylnie.
- Po co
przyszłaś? Mówiłem żebyś siedziała na dupie.
-
Chciałam zobaczyć minę twojej matki.
- Wow,
zajebisty powód. – Sarknął Deidara.
- Bo ty
nic nie rozumiesz! To silniejsze ode mnie!
Deidara uniósł wzrok do góry z
bezsilności. Walka z nią, to jak walka z wiatrakami – wolał odpuścić. Zamiast
tego burzył się, że przyszła, narobiła problemów, a teraz nawet nie łaska
pomóc. Jego lamenty przerwał sygnał z telefonu komórkowego, po zerknięciu na
wyświetlacz przybliżył się szybko do drzwi, aby je zamknąć. Dopiero po tym
odebrał.
- Tay,
jestem zajęty… - Tsu na wspomniane imię się zainteresowała. To z nią wpadł Dei.
– Czemu jesteś w szpitalu…? Aha… Nie mam czasu. Zresztą nie mam tam nic roboty…
Kończę teraz muszę się spakować… No, trzymaj się.
-
Urodziła ci dzieci? – Zapytała złośliwie.
- Po pierwsze,
jeszcze nie, a po drugie to nie jest pewne, że są moje. – Stwierdził oschle.
-
Oczywiście. – Taa, Hidan ma pewność, Saso ma pewność, a nawet ta dziewczyna ma
pewność. Jego obrona w tej sytuacji jest nieskuteczna.
- Pokażę
ci coś.
Nakazał jej się odwrócić i dla
pewności zamknąć oczy. Bezwarunkowe ufanie jej to błąd. Uczyniła to zgodnie z
ustaleniami, a nawet nie podglądała. Ludzie się zmieniają! Nadstawiła uszu
rozpoznając kilka ruchów Dei’a, najpierw chyba otwierał jakąś szufladę potem
lekki szum materiału.
- Już? –
Zapytała, chcąc się odwrócić.
- Czekaj,
kurwa. – Zawołał i ze strachu uderzył się o mebel, bo coś trzasnęło. – Dobra
już. – Tsuki spojrzała za siebie.
- O ja
nie mogę, jakie zajebiste! – Stwierdziła, patrząc na jego koszulkę z motywem
anime "Highschool of the Dead". Bez skrępowania zaczęła mu macać
materiał.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba – mruknął dumnie.
- Mało powiedziane! Ej daj przymierzyć!
- Dobra –
Zgodził się zdejmując bluzkę, aby była ona na prawidłowej stronie. Gdy materiał
został ściągnięty na wysokość łokci, do pokoju weszła kobieta z tacą z
napojami.
- Deidara! Co ty wyprawiasz?! Ubieraj się natychmiast!
- Zaraz. Pokazywałem jej tylko bluzkę – odparł obojętnie, kiedy ta
kładła tace na stół.
- Ja już wiem, co robiliście! Ona chce Cię uwieść! – Tsuki parsknęła
śmiechem, co za baba.
- Mamo…
- No tak,
to zła dziewczyna. Rozkocha Cię w sobie i porzuci jak wtedy…!
- Nic mu
nie zrobię, bo NIE jesteśmy razem! Ile razy mam to powtarzać? – Zapytała z
dezaprobatą.
- Ja wiem
co ty knujesz. Nie będziesz mi kusić syna – Warknęła, zaciskając ramię syna i
ciągnąc go na swoją stronę.
- No
kurwa, zaraz ją wysadzę. Dei, tak się cieszę, że cię od niej uwalniam…
- Nie
jest źl…
- Deidara
tutaj masz wszystko pod dostatkiem, źle ci jest? – Przerwała mu rodzicielka.
- Nie o
to ch…
- Owszem,
źle mu jest. Ograniczasz go, u mnie będzie miał swobodę. – Przerwała mu Tsuki,
ciągnąc go na swoją stronę. Syknął cicho.
- To nie
t…
-
Przynajmniej nie musi obawiać się jakichkolwiek braków, ty go po prostu
wykorzystujesz i jego pieniądze!
- Ma…!
- Och
gówno prawda! Jestem z zawodu prokuratorem i z pewnością zarabiam trzy razy
więcej od niego. – Oświadczyła dumnie, ale Deidarze nie podobało się to głośne
szanowanie. – Przynajmniej skończy z byciem pośmiewiskiem wśród chłopaków. No i
Dei masz gwarancję, że nie wejdę ci do pokoju bez pukania, jak twoja matka. –
Spiorunowały się spojrzeniami.
- Cicho!
Mamo wyjdź, a ty Tsuki siadaj na łóżko! – Zarządził blondyn, tracąc resztki
cierpliwości.
- Nie
rozka…
- Siadaj
mówię! – powtórzył głośniej. Zmrużyła oczy, ale posłusznie usiadła.
Z powrotem zamknął drzwi, uprzednio
wypraszając z pomieszczenia matkę. Założył na siebie wcześniejszą bluzkę i z
wielce urażoną miną, posłał Tsu mordercze spojrzenie, którym się w ogóle nie
przejęła. Ona była urażona bardziej! Kazał jej siadać, jak psu jakiemuś.
- No, ale
dasz mi ją? – Wskazała na koszulę z motywem anime.
- Nie. – Burknął upychając ją do torby. Tsuki zmrużyła gniewnie oczy.
- I tak ją zdobędę - Syknęła niedosłyszalnie, wpatrując się w
obróconego tyłem do niej blondyna.
- Chcesz soku? – Zapytał, wskazując na przyniesione do pokoju szklanki.
- Nie, pewnie są otrute przez twoją matkę.
Douhito westchnął ciężko i odpił
obydwa napoje udowadniając, że nie były szkodliwe. W końcu zaczęła mu pomagać z
ostatnimi pudłami, po które jeszcze tu przyjdzie. Na dzień dzisiejszy bierze
ciuchy i konsolę. Wyszli z pokoju kierując się do holu. Matka Dei’a patrzyła na
swojego synka z żalem.
- Nie
martw się mamo, będę cię odwiedzał, albo ty mnie.
- Co?! –
wtrąciła Tsu, a ten posłał jej groźne spojrzenie, prychnęła. – Dobra… byle nie
za często.
Po chwili
ckliwego pożegnania i odrywania go od kobiety, która nie chciała go puścić zamierzali
już wyjść, lecz… brzuch Deidary zaczął strasznie burczeć i boleć. Złapał się
kurczowo za część ciała, mrużąc przy tym oczy z bólu.
- Tsu, ja muszę do toalety. Zaraz wracam – odparł, odrzucając torby na
podłogę i pędem biegnąc do toalety. Dziewczyna spojrzała na jego matkę
wyczytując wszystko w tym jej szyderczym uśmiechu.
- Środek na przeczyszczenie?
- Może…
- Ile?
- Jakaś jedna czwarta szklanki – odpowiedziała z
triumfem. Przecież nie odda jej tak łatwo syna!
- To ja wpadnę po Dei’a jutro i tym razem stąd wyjdzie.
– Posłała jej zadziorny uśmiech, opuszczając mieszkanie.
Z taką dawką środku, nie wyjdzie z
kibla do rana. Co najmniej… jeszcze kretyn wypił dwie szklanki. Nie zamierzała
przebywać dłużej w towarzystwie jego perfidnej matki. Nawet nie zawahała się go
zatruć, by postawić na swoim.
Dla szkoły średniej właśnie rozpoczęły się ferie zimowe,
a wraz z tym czasem grupka w składzie – Daisuke, Matsuri, Hanabi i Yagura,
wybrała się spędzić weekend w akademiku, który zamieszkuje Gaara. Dai zgodnie z
obietnicą pomógł Yagurze pożyczyć samochód od brata. Właściwie to było wręcz za
łatwe. Zapytał w imieniu Yagury o samochód, a niczym nie przejęty Hidan się
zgodził. I tak chciał w tym roku zmienić samochód, więc może się rozwalić.
Yagura był podejrzliwy, czy aby brat nie chce mu w tym pomóc, grzebiąc w
hamulcach czy coś. Ale wszystko wydawało się być sprawne. Towarzystwo Matsuri
nadal było dla niego trudne i wzajemnie, w dodatku dziewczyna jest na niego
wściekła za wygadanie wszystkiego Hiroyi. Jej zdaniem on powie wszystko Aiko,
bo przecież z nią chodzi, a jak powie Aiko to wiedzieć będzie cała szkoła.
Po jakiejś godzinie drogi i ciągłego śpiewania Daisuke,
dotarli na miejsce. Matsuri powiadomiła o tym Gaarę, a on wyszedł po nich z
budynku. Trochę go zdziwił widok Yagury, bo Daisuke, dzwoniąc do niego
powiedział, że ich relacje od ostatniego razu stały się jeszcze gorsze, a on
oczywiście wiedział dlaczego, ale nie rozumiał logiki swojej dziewczyny.
Pierdnięcie to zwykła rzecz, każdemu się zdarza. Gaara zapłacił portierowi za
pobyt gości na weekend, a po zostawieniu mu dowodów tożsamości, mogli wejść do
środka.
- Rany… ja chce studiować i
tu mieszkać! – Zawołał z przekonaniem Daisuke.
- Już zdecydowałeś? Po
zobaczeniu korytarza? – Hanabi uniosła brew. Wiele mu nie potrzeba do podjęcia
decyzji.
- Nie, Hanabi. Czujesz to? To
zapach wolności!
- Spadaj. – Burknęła
Hanabi. Ona pewnie się taką wolnością nie nacieszy… Jej siostra studiuje w
okolicy, ale mieszka w akademiku tylko dlatego, że Neji ma tu na nią oko. Cały
czas. Jej zapewne tata nie pozwoli na mieszkanie w akademiku, bo tu gwałcą,
kradną, stale imprezują i wszystko co najgorsze.
- Ile ci oddać kasy? –
Zapytał się Gaary, Yagura. – Widziałem, że coś płaciłeś portierowi.
- A to. Marne grosze, nie
przejmuj się tym. – Wzruszył ramionami.
– Chodźcie do mnie. – Objął ramieniem Matsuri i zaczął prowadzić gości.
Drugie piętro było przeznaczone dla chłopców, ale nie
według zasad budynku tylko tamtejszych mieszkańców. Dzięki temu nie ma dymu w
łazienkach które są wspólne dla całego piętra. Daisuke z ekscytacji ciągle
szamotał Yagurę pokazując mu wszelkie rzeczy, mijanych ludzi i w ogóle. Co
gorsza ten nie mógł go od siebie odpędzić.
- Co za dzieci. – Hanabi
przewróciła lakonicznie oczami, a z powodu tego, że trzymała się zbyt blisko
ściany to drzwi, które otwierały się gdy ktoś je popchnął od środka, uderzyły
prosto w nią i nie zdołała nawet utrzymać równowagi.
- Hanabi! – Zawołała
Matsuri, podbiegając do przyjaciółki z tyłu.
- O, kurwa, sorry… -
zakłopotał się winowajca.
- I co zrobiłeś, Kiba?! –
Pchnął go Gaara.
- Nie chciałem. Nic ci nie
jest, mała? – Nachylił się ku niej.
- Nie przejmuj się,
zaliczała gorsze upadki. – odpowiedział za nią Daisuke. – Wychodząc z samochodu,
zamiast wyjść to wypadła, albo w szkole spiesząc się do szatni rozwiązała sobie
buty, by szybciej je zdjąć. Cztery kroki i jeb, się wyglebiła. Pamiętacie to? –
zwrócił się do przyjaciół, a ci na wspomnienie się zaśmiali.
- Prosiłam Cię o
opowiadaniu o moim życiu? – Burknęła Hanabi, wstając z podłogi z pomocą Kiby. –
Dzięki.
- Będziesz miała guza. –
Stwierdziła Matsuri, dotykając jej czoła.
- W ogóle, to jest Kiba,
kolega, studiuje weterynarię. – Przedstawił go Gaara.
- Wow, super! Podobno
czasem w ramach zajęć musicie pobierać zwierzęcą spermę! – Zachwycił się
Daisuke. Yagura spojrzał na niego dziwnie.
- To cię podnieca, Daisuke?
Jesteś zoofilem?
- Nie podnieca, tylko
śmieszy. – Wyszczerzył się.
- Taa, ale pomoce w
onanizmie czekają mnie dopiero za rok. – Odrzekł Kiba. - A wy – spojrzał na
całą grupę, zatrzymując się najdłużej na dziewczynie zaatakowanej przez drzwi.
Jest podobna do jego koleżanki. – Kim jesteście?
- To jest moja dziewczyna,
Matsuri. – Przedstawił Gaara, otulając dziewczynę od tyłu w pasie. – A to jej
kumple. Daisuke, Yagura i przyjaciółka Hanabi.
- I to wy zostajecie z nami
na weekend? – Dopytał, zamykając drzwi na klucz. – Super. Trzymaj się środka
korytarza, mała. To do zobaczenia. – mruknął Kiba i skierował się do wyjścia.
Daisuke śmiał się interpretując ciche zachowanie Hanabi,
jakby się zakochała, ale tak naprawdę nie czuł się wesoło i całe szczęście, że
dziewczyna patrzyła na niego z politowaniem i głośno zaznaczała, że jest z
Konohamaru – Dai ma jej pilnować. Resztę dnia mieli spędzić w akademiku, choć
liczyli na wyjście na miasto… cóż, trochę za późno przyjechali. Ale Gaara i tak
postarał się zapewnić im rozrywkę.
- Jak tu jest zajebiście! –
Dai ponownie zachwycał się wszystkim co go otacza.
- Twoim współlokatorem jest
Neji? – Zapytała Hanabi, zauważając jego notatki.
- Tak, znasz go?
- Mhm. To mój kuzyn. –
Stwierdziła. – Czyli to tu mieszka Hinata… a skoro ona to i twoja siostra,
Daisuke. Nadal sądzisz, że jest tu zajebiście?
- Już nie…
- To co? – Gaara wyjął z
szafki butelkę czystego trunku. – Chcecie zakosztować studenckiego życia? –
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni tą
propozycją, ale nie trzeba ich było długo przekonywać.
Głupio pytał, przecież są młodzi i chętni na takie
zakazane dla nich rzeczy. Był jeden problem, Gaara nie miał czegoś takiego jak
kieliszki, więc pili z plastikowych kubeczków. Dla Daisuke to było coś nowego i
fajnego. Ogólnie podobało mu się studenckie życie, takie bez zasad. Yagura w
internacie brał udział w takich zabawach, tyle że tam musieli się pilnować, bo
nauczyciele. Niemniej jednak pytanie go czy mu polać było zwyczajnie głupie.
Hanabi za to po raz pierwszy piła alkohol, zawsze się obawiała ojca w tej
kwestii, ale tym razem jest daleko. Wypiła zawartość kubka, przez Daisuke, do
dna, ale skrzywiła się strasznie i kaszlnęła.
- Takie słabe, Hanabi? – mruknął
Yagura.
- Jak ci nie podchodzi to
nie pij. – powiedział Gaara.
- Nie. Dam radę!
- Hanabi rozumie
matematykę, ma mocną głowę! – zapowiedział dumnie Daisuke.
- Tak w ogóle to co
zamierzacie studiować? – Gaara pociągnął konwersację. Sam studiował handel i
finanse, ale to już wszyscy wiedzieli.
- Sam nie wiem… - Załamał
się Daisuke.
- Ja będę studiować
architekturę – wypowiedziała się Hanabi. – i ciągnąć interes rodziny.
- A ja nie wiem… -
powtórzył Dai.
- Ja chciałam położnictwo,
ale widząc jak mój brat był zawiedziony czwórkami z biologii, zmieniłam zdanie.
– Skoro czwórki są słabą oceną to Matsuri woli się nie pchać na medycynę. –
Będę studiować turystykę, chcę zwiedzać świat!
- Trochę infantylny
argument. – Skomentował Yagura.
- Niby czemu? – Burknęła
Matsuri.
- A ja nie wiem co chcę
studiować..!
- Zamknij się Daisuke,
wszyscy słyszeli – Uświadomiła go Hanabi.
- No to wymyślcie mi jakiś,
nie?
- Nie. Yagura czemu?-
Powtórzyła pytanie z naciskiem.
- Oj, nie ważne..
- Dobra, no to…
- Nie! – Matsuri przerwała
wypowiedź Gaary. – Ja chcę wiedzieć. Słucham Yagura? – Niemal pluła jego imię
jak jakąś truciznę. Rozumiał, że teraz tylko pogorszył relacje z nią.
Przyjaciółmi raczej nie będą.
- Okej, ale przestań się
tak na mnie jeżyć. – Wywrócił oczami. – Mówisz, że turystyka, bo chcesz
zwiedzać świat. Pewnie to się ze sobą łączy, ale nie patrzysz na inne rzeczy,
których się tam uczysz, jak języki, geografia, historia. Musisz bardzo dobrze
znać podstawy. Dopiero na końcu jest cel, czy zainteresowanie.
- To będę się uczyć.
- To już powinnaś zacząć. –
stwierdził. Matsuri z języków była dobra, trzeba to przyznać. Uczy się
angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i ruskiego, ale z pozostałych orłem
nie jest.
- Czyli co? Uważasz, że
jestem za głupia? – Zmrużyła gniewnie oczy.
- Nie. Ale dla swojego
dobra powinnaś studiować przedmioty, które cię interesują i, z których jesteś
dobra. Lingwistyka albo jakaś filologia wybranego języka.
- Wytrzymam ucząc się
czegoś na siłę, skoro chcę iść w tym kierunku. - Zaparła się, a Yagura tylko westchnął.
- Jak uważasz. – Rozmowa z
nią to jak walka z wiatrakami.
- Naleje wam jeszcze, a ty
Yagura podziel się z nami swoim wyborem.
- Dziennikarstwo.
Matsuri nic się nie wypowiedziała, była zła za krytykę z
jego ust, nie będzie jej mówił co ma robić przecież! Daisuke zaczął głośno
analizować ów kierunek, w sumie same zalety! Tak. Teraz już wie co będzie
studiował, a Yagura się krzywił. Nie sprawiedliwe to, zaczynał mu nawet
proponować inne dziedziny, ale nic. Kilka kubeczków wódki później, Matsuri już
odrobinę wstawiona ponownie poruszyła temat swoich studiów, a potem po prostu
zaczęła obrażać biednego Yagurę, chociaż nie robiło to na nim wrażenia.
- Hej! – Warknęła Hanabi. –
Musicie tak po sobie jeździć?! Nie jesteście u siebie! Zachowujcie się! – Wobec
tych słów obojgu zrobiło się głupio.
Miała racje. – Zakopcie topór wojenny.
- Nie wiem czemu Mats jest
na ciebie taka cięta, Yagura. Ale powinieneś ją przeprosić. – orzekł Daisuke.
- Ja? Dlaczego ja? Nic je
nie zrobiłem! – Na tą wypowiedź Matsuri prychnęła. – Nie rób z siebie
poszkodowanej.
- Wiecie co? Podobno
konflikty można rozwiązać poprzez spędzanie czasu sam na sam. Zamknął bym was w
szafie, ale Gaara nie ma tu szafy… Dlatego zobowiązuje was do całodniowego
spotkania w następny piątek!
- Brzmi jakby mieli iść na
randkę. – powiedziała Hanabi.
- Właśnie, a jakbyś
zapomniał. Matsuri ma chłopaka. – Przypomniał Yagura.
- Nie, spoko. Ja jestem za.
- Gaara wzruszył ramionami. – Spotkajcie
się i wszystko wyjaśnijcie. Żyjcie w pokoju jak na przyjaciół przystało.
Matsuri nie była zadowolona z aprobaty chłopaka, ma
przecież własne zdanie, które było na nie…. No, dopóki Yagura nie skomentował
tego pomysłu, jako „SPOTKANIE I ROZMOWA Z NIĄ TO STRATA MOJEGO CENNEGO CZASU”.
Już ona mu pokaże stratę czasu!
Wybiła już szesnasta godzina, na dworze zaczynało się z
wolna ściemniać, co nie było niczym niezwykłym o tej porze roku. Naoki siedział
do tej pory w przedszkolu, bo od godziny już czekał na przyjście taty. Miyuki
ma teraz bardzo ważny wykład i uprzedziła, że nie da rady przyjść, a Sasori
stwierdził, że nie ma problemu… no skoro się spóźni to jest problem! Głupi tata
i jego obietnice bez pokrycia. Oprócz chłopca w sali też była jego koleżanka,
której nie lubił. Świat go nienawidzi. Maribel, była blondynką, ciągle miała
włosy splecione w warkocze, do tego kocie oczy i piegi na twarzy, w połowie
miała latynoskie korzenie po matce. Ciągle broiła, a najczęściej ofiarą jej
dokuczań był Naoki. Ona także czekała, aż tata po nią przyjedzie.
- Hej, mazgaju. – Rzuciła z
zadziornym uśmiechem do kolegi, który jedynie prychnął i odwrócił leżącą na
stole głowę w przeciwną stronę. Beztrosko usiadła sobie obok niego na krześle.
– Widziałam twój obrazek na tablicy, ładnie rysujesz. – Pochwaliła, spojrzał na
nią podejrzliwie. – Naprawdę!
- Dzięki… - Wyprostował się
na krześle, ale nic nie dodał. Nie lubił jej, po co z nim rozmawia?
Odchrząknęła teatralnie, zwracając na siebie jego uwagę. – Co?! – Krzyknął
zirytowany.
- Naoki! – Upomniała go
nauczycielka. Widząc tych dwoje razem musiała wyostrzyć swoją zdolność
skupienia. Jednak także już zaczynała tracić cierpliwość, powinna już być w
domu, a musi czekać na ich rodziców.
- Gówno! – Odkrzyknęła
blondynka.
- Maribel! – Uczennica wydęła
usta. Niech ta kobieta nie podsłuchuje.
- Co myślisz o moim
obrazku? – Zwróciła się do Naokiego.
- Brzydki. – odpowiedział
krótko i szczerze, dziewczynka zacisnęła pięści ze złości. Odczekała chwile, by
nauczycielka, która zmierzała do wyjścia, faktycznie wyszła. Drzwi się
zatrzasnęły.
- Sam jesteś brzydki! Jak
twoje głupie rysunki! – Wykrzyknęła.
- Przed chwilą przyznałaś,
że ładnie rysuję. – Wykrzywił usta w zwycięskim uśmiechu.
- Zmieniłam zdanie! Jesteś
głupi Naoki!
- A ty dwa razy głupsza!
- A ty sto razy głupszy!
- A ty milion!
- A ty milion milionów
razy!
- Ty prócz tego jesteś
brzydka i masz śmieszne imię. – Stwierdził brutalnie.
- Odszczekaj to, głupku! –
Warknęła Maribel i zepchnęła go z krzesła. W ostatniej chwili zdążył asekurować
się rękami i nie plasnąć o podłogę całym ciałem.
- Brzydka wariatka ze
śmiesznym imieniem – Zaszydził, siedząc sobie na dywanie.
Blondynka naburmuszyła się i rzuciła na niego z
pięściami, siedziała na nim okrakiem i uderzała go po ciele, zasłaniał się
skulony rękami, aż w jednej chwili złapał ją za warkocz i mocno pociągnął.
Maribel jęknęła z bólu i ustami skierowała się na trzymaną jej włosy rękę.
Ugryzła go. Wkurzony zepchnął ją z siebie, wycierając o spodnie zaślinioną
rękę. Złapał ją od tyłu w niedźwiedzim uścisku docisnął ciałem do podłoża. Nie
mogła się ruszyć, więc pozostało jej jedynie wołanie o pomoc.
Interwencja nadeszła po chwili, zaalarmowana
przedszkolanka, rozdzieliła od siebie uczniów, od razu wytaczając im
reprymendę, którą z jej ust znali już niemal na pamięć. W tym czasie posyłali
sobie głupie miny, z których się nawzajem śmiali, a pani sądziła, że nabijają
się z niej.
- Dosyć, natychmiast się
przeproście! – Rozkazała wyniośle.
- Wolałabym już założyć
sukienkę. – Zakpiła Maribel. Nienawidziła jakichś dziewczęcych akcentów.
- Wyglądałabyś jak twoje
imię. Śmiesznie. – stwierdził Naoki, a ona nadepnęła go mocno i celowo w stopę.
Stęknął, skacząc na jednej nodze, jak to robią na kreskówkach.
- Goń się, czopku!
- Głupi pasztet!
- Hej! Hej! Hej! – Warknęła
kobieta i ścisnęła ich mocno za ramiona. – Uspokójcie się! Nie wolno się bić
ani przezywać. Naoki, nie wolno bić dziewczynek. Maribel, takie słownictwo nie
przystoi dziewczynkom.
- Ale to on zaczął!
- Ale to ona zaczęła! –
Wykrzyknęli w tym samym czasie. – Zamknij się!
- Zamknij się! – Ponownie
warknęli w tym samym czasie, jednocześnie piorunując się wzrokiem i starając
się nie być tym, co mrugnie pierwszy.
- Oboje zamilczcie!
Powiedzieć waszym rodzicom co wy tu wyrabiacie?! – Zapytała groźnie. Patrzyli
sobie pod nogi, przekręcając głową. Jeszcze za taką pierdołę dostaną karę. –
No, to teraz mi się tu ładnie przeprosić. – Nakazała, a ich wzrok się spotkał.
Skrzywili się. – No dalej!
- Mówiła pani, że mamy
milczeć. – Bąknął Naoki, wzruszając ramionami.
- Przestańcie mnie
denerwować! – Warknęła kobieta. – W tej chwili mi się przeprosić!
- Niech się pani zdecyduje
co od nas chce. – Prychnęła Maribel. – Przepraszam – Zwróciła się do chłopaka i
splunęła śliną na dłoń, którą do niego wyciągnęła.
- Ta, ja też przepraszam. –
Również splunął i przybił z nią rękę. Nauczycielka skrzywiła się w obrzydzeniu.
Lecz na tym nie było koniec. Zostali rozdzieleni po obu
końcach klasy, ochoczo wykonali to polecenie. Po kilku minutach zaczęli głośno
wzdychać z tej nudy. Wyczekująco spoglądali na okno, chcąc zobaczyć swojego
rodzica. Ile można się spóźniać po swoje dziecko. Skandal, trzeba będzie się
obrazić.
- Naoki, zakład, że twój
tata będzie tu szybciej, niż mój? – mruknęła Mari z końca sali.
- Nie. – Burknął nadąsany.
- Pajac. – Fuknęła do
niego. Co za niewdzięcznik, ona go zagaduje, a ten nic, tak bardzo by go
walnęła w ten głupi, głupi łeb! Ale pani przedszkolanka patrzy.
Minęło kolejne dziesięć minut, jak Naoki zdołał siedzieć
na miejscu, błądząc swoim apatycznym spojrzeniem po suficie, to jego koleżanka
już nie. Zagadywała przedszkolankę, wypytując ją o osobiste rzeczy. Nudziło jej
się, choć kobieta nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Jakie nudne życie…
ona ma ciekawsze, więc z chęcią jej o nim opowiadała. Przynajmniej może słuchać
o czymś fajnym. Gdy zaczęła jej opowiadać o swoich wakacyjnych podróżach, drzwi
sali otworzyły się, a w nich stanął zdrowo spóźniony Sasori. Maribel spojrzała
na niego z zainteresowaniem, skinął głową do siedzącej za biurkiem kobiety i
ruszył do Naokiego.
- Tato, nareszcie! – Zawołał
uradowany chłopiec i podbiegł rzucając się w ramiona ojca.
- Witaj mistrzu – Wziął go
na ręce i przytulił mocno do siebie. – wybacz spóźnienie. Długo czekałeś?
- Trochę. – Bardzo trochę.
– Idziemy już?
- Jasne. – Opuścił syna na
ziem. – Idź się ubierz, a ja jeszcze porozmawiam z twoją panią.
- Po co? – Zapytał z
lękiem, ona mu powie, że był niegrzeczny i dostanie karę, a jak pani nie powie
to ta brzydula to zrobi… spojrzał na nią przez ramię taty, uśmiechnęła się
diabelsko, znaczy słodko, ale jako, że to Maribel to diabelsko. Cała ona to
diabeł. – Ja poczekam na Ciebie.
- Hm? Co zmajstrowałeś? –
Spytał podejrzliwie, dziecko przekręciło główką i złapało ojca za rękę.
Podeszli do kobiety i Sasori zaczął dyskusje, czy syn ma jakieś problemy w zajęciach.
Nie miał, jest genialnym dzieckiem. – To my już pójdziemy do szatni. – Zwrócił
się do syna.
- Ekhm! – Odchrząknęła
dziewczynka, zatrzymując Sasoriego poprzez pociągnięcie jego kurtki. Mężczyzna
uniósł brew w zapytaniu. – Mam prośbę.
- Tak? – ukucnął przodem do
dziewczynki. Naoki naburmuszył się, co ona knuje? W ogóle co go to obchodzi,
niech pójdą do domu! Maribel splotła za plecami ręce, wykorzystując do swojej
prośby, swoją słodycz.
- Mój tata się spóźnia, a
ja nie chcę tu siedzieć sama. Mogłabym pójść do Naokiego i tam poczekać?
- Nie! Nie możesz! –
Warknął chłopiec.
- Hej, nie krzycz. –
Upomniał go Sasori, a potem zwrócił do niewzruszonej tą reakcją dziewczynki. –
A z kim w ogóle mam przyjemność?
- Och, przepraszam. –
Uderzyła się teatralnie w czoło. – Maribel Adachi. Jestem najlepszą
przyjaciółką Naokiego.
- Kłamczucha! Ja jej nawet
tak tyci, tyci nie lubię. – Bronił się przed tą obelgą robiąc niezauważalną
odległość od kciuka do palca wskazującego.
- Naoki nie mów tak, będzie
jej przykro.
- To nie jest możliwe, tato
– Uświadomił. Blondynka zmrużyła gniewnie oczy na gorszego kolegę.
- No, a ja z kim mam
przyjemność? – mruknęła do ślicznego pana. Uśmiechnął się do niej.
- Sasori Akasuna, tata
Naokiego. – Uścisnął jej drobną, delikatną rączkę. – Maribel to śliczne imię.
- Śmieszne. – Zachichotał
Naoki, co wkurzyło dziewczynę, aż poczerwieniała ze złości.
- Śliczne, tak samo jak
właścicielka. – Uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał ją po głowie. Wpatrywała
się w brązowe tęczówki dorosłego, trawiąc w sobie ten bardzo miły komplement.
Nie to, żeby o tym już wcześniej nie wiedziała.
Po chwili dziewczynka swoim rozkosznym głosem wybłagała
swoją prośbę jeszcze raz, mężczyzna zgodził się, pod warunkiem wcześniejszego
powiadomienia i zgody jej rodziców. Przedszkolanka zobligowała się do
zadzwonienia do państwa Adachi. Miała cichą nadzieję, że się uda, bo Maribel
jest nieznośna, nie chciała od niej słuchać jakie ma nudne życie, że się
śmiesznie ubiera i dlatego nie ma przyjaciół… Zgodzili się, ale Akasuna miał podać
swój adres zamieszkania. Jej tata utknął w korku ze dwa miasta dalej. Na
autostradzie powstał karambol i nie może się wyrwać.
Dzieci poszły do szatni się przebrać, Naoki był bardzo
zły na ojca, że skazał go na obecność tej baby. Ona sama miała go gdzieś,
przymilała się do jego ślicznego taty. Pomagał jej się ubierać, zaraz, jak to
mama mówi na tatę, kiedy jej pomaga ubrać płaszcz… szarmancki!
- Ależ jesteś szarmancki,
Sasori! – mruknęła do niego, a on się trochę speszył. Już są na Ty, spoko…
- Dziękuję. Zapiąć
księżniczce kurtkę? – Zapytał dostojnie.
- Tato, zawiąż mi buty –
Podszedł do nich Naoki. Nie podobało mu się, że cała jego uwaga skupiała się na
tej czarownicy. To jego tata, niech sobie idzie do swojego!
- No skoro nalegasz, to
możesz mi zapiąć – Wycwaniła się dziewczyna, zwracając do mężczyzny. Złapał za
jej kurtkę i podczepił zamek. Uśmiechnęła się triumfalnie, a Naoki skrzywił.
- Tato no!
- Zaraz, mam tylko dwie
ręce. – Burknął Sasori, sunąc suwakiem w górę z dużą ostrożnością, by nie
uszczypnąć Maribel. Następnie odwrócił się do syna i związał mu buty. – Proszę,
paniczu. Coś jeszcze? – Zapytał kpiącym tonem, ale ten nadal strugał urażonego.
Po wyjściu z budynku, ruszyli do mieszkania Akasuny.
Maribel ścisnęła rękę dorosłego, idąc obok niego z niezwykłą dumą. Stale
zadawała mu potok pytań, gdzie pracuje, ile ma lat, jakie płatki lubi na
śniadanie i tak dalej. Naoki szedł obok nadąsany, z rękoma w kieszeniach i
wzdychał ciężko, chcąc zwrócić na siebie uwagę taty. Chciał by tata poczuł się
winny jego złemu nastrojowi i podszedł do niego, olewając Maribel i starając
się uzyskać jego przebaczenie. Miał łatwo, bo wystarczyło, aby go wziął na
barana. Ale nie, po co. Westchnął kolejny raz.
- Ej, Krecik! Daj rękę. –
Zawołał Sasori do syna.
- Krecik? – Parsknęła
Maribel.
- No, a kto tak cały czas
wzdycha? – Zapytał, a ona zaśmiała się rozkosznie. Dlatego zawsze chciał
dziewczynkę, są takie, do bólu słodkie. Naoki naburmuszył się jeszcze bardziej.
Głupi tata, upokarza go przed nielubianymi kolegami. Tak, kolegami. – Przestań
się złościć.
- Nie złoszczę się! –
Krzyknął, idąc twardym krokiem do domu.
W mieszkaniu rozebrali się z zimowych ubrań, Sasori
nakazał Naokiemu zająć się koleżanką, podczas gdy on, przygotuje kolacje. Nie
chciał się z nią bawić, ale tata zmierzył go groźnym wzrokiem. Konsekwencje
byłyby niemiłe gdyby się nie zgodził. Usiadł z nią w salonie i włączył
telewizję, nie zaprosi jej do swojego pokoju, jeszcze mu coś kleptomanka
zabierze z pokoju!
- Masz fajnego tatę. –
Zaczęła swobodnie. – Nie taki głupi, jak ty.
- Sama jesteś głupia –
Bąknął zakładając ręce na piersiach.
- Nudzisz, Nao. – Trzepnęła
go w łeb, ale ten nie pozostał dłużny i zepchnął ją z łóżka. – Kurde! -
Warknęła wściekle.
- Naoki! Co ty wyprawiasz?
– Warknął Sasori podbiegając i pomagając Maribel.
- Nic mi nie jest, sama
spadłam – oznajmiła blondynka. Nie zamierzała skarżyć, potrafi sama się
obronić! Zresztą lubi się z nim drażnić, kłócić lub bić. Sasori uśmiechnął się
do niej.
- Na pewno nic się nie
stało? – Zapytał z troską, ale przekręcił głową. – Naoki, przeproś ją.
- Przecież sama spadła –
Fuknął chłopiec, trzymając się jej wersji.
- Wszystko widziałem, nadal
podtrzymujesz, że sama spadła i chcesz dostać karę za kłamanie? – Dopytał,
mrużąc na niego gniewnie oczy. Ten zmierzył Maribel wzrokiem, wszystko przez
nią!
- Dobra, a więc trochę jej
pomogłem spaść – Stwierdził na wymuszenie.
- I co masz jej do
powiedzenia…? – Dopytał, a on się skrzywił.
- Mogłaś nie zaczynać –
Bąknął, bez krzty poczucia winy.
Chciał nadal na niego naciskać i wymusić przeprosiny, ale
Maribel wyratowała go z opresji. Ukazała swoje zainteresowanie lecącą w
telewizji bajką, nie czuła potrzeby usłyszenia tego słowa, przecież to tylko
słowo, w pupie je ma. Sasori nakazał mu być grzecznym i jej nie dokuczać po
czym powrócił do szykowania im kolacji. Dzieciaki siedziały sobie na kanapie,
Naoki grzecznie na końcu kanapy, a jego koleżanka nieco cudacznie, miała nogi
na oparciu, a głowę spuściła w dół – oglądała telewizje do góry nogami. Jej
wiercenia strasznie go denerwowały.
- Uspokój się, syndromie
ADHD. – Warknął do niej, kiedyś w przedszkolu był taki temat i wyłapał to
słówko.
- Pogadaj z ręką. –
Zacytowała Terminatora i wystawiła do niego dłoń. Był zły wobec takiego
traktowania, w takich sytuacjach obydwoje działali siłowo. Naoki odepchnął ej
rękę, ta uderzyła pięścią w jego uda i po chwili zaczęli się z rozbawieniem
szamotać. Po chwili Naoki usiadł na niej
i zablokował jej ręce ponad głową.
- I co teraz zrobisz?! –
Opluła go w twarz.
- Złaś ze mnie, grubasie! –
I wydarła się ostro.
- Nie jestem gruby! –
Zaczął ją łaskotać wolną ręką. Wiedział, że ma łaskotki i wiedział, że ona tego
nienawidzi.
Sasori wyszedł z kuchni, ale widząc, że dzieciaki się
śmieją i w jego perspektywie, dobrze bawią, nie miał obiekcji, by nie iść do
łazienki. Swojego wyznaczonego celu. Zamknął za sobą cicho drzwi.
- Jesteś! Jesteś taki
gruby, że łatwiej cię przeskoczyć, niż wyminąć! – Fuknęła przez łzy, które
wytworzyły się ze śmiechu. Naoki nadal ją gilgotał.
- Odszczekaj to!
- I-Idź być grubym gdzie
indziej! – Zawołała i zrzuciła go z siebie na ziem, ale też spadła, ale na
niego. Ten huk od razu wezwał Sasoriego do interwencji. Dzieciaki słysząc
otwierane drzwi natychmiast się przetransportowały na kanapę i udawały, że nic
złego nie miało miejsca.
- Co tu się dzieję? –
Zapytał ostro.
- Nic.
- Nic… – Powtórzył za
Maribel. Nigdy nie kłamał, więc jego wersja „nic” nie była przekonywująca.
Blondynka spojrzała na niego z politowaniem, musi go poduczyć kłamać.
- Naoki masz karę. – powiadomił
go ojciec. Wstał ostro z kanapy.
- Za co?! – Krzyknął do
niego, ale zrugane spojrzenie taty odebrało mu pewności siebie.
- Nie tym tonem, młody
człowieku. – Skrzyczał go. – Spójrz na siebie, spójrz na Maribel. Na jej
wytarmoszone ubrania i rozmierzwione włosy! – Dziewczynka spojrzała na siebie,
no przecież zawsze tak było… chyba. – Oboje cali spoceni, a kanapa cała
poburtana – No owszem, nakrycie z oparcia opadło.
- Ale to nie moja wina! –
Jęknął chłopiec, znowu ona, wszystko niszczy, a mogło być tak fajnie bez niej.
- Nie interesuje mnie czyja
to wina, weźmiesz za to odpowiedzialność.
- To niesprawiedliwe! –
Zawołał wzburzony. – Idę do pokoju i już nigdy stamtąd nie wyjdę! – Każdy swój
krok stawiał bardzo twardo, jakby zaraz miały się meble trząść.
- Możesz sobie pójść, jak
koleżanka sobie pójdzie – Zastąpił mu drogę, trzymając ręce na biodrach.
- To nie jest moja
koleżanka! Ja jej tu nie przyprowadziłem. – Burknął i wyminął mężczyznę, potem
bardzo mocno zatrzasnął drzwi od pokoju. Sasori westchnął ciężko na to
zachowanie i złapał się za zatoki. Na kanapie stała Maribel z założonymi
rękami.
- Dzieci – Podsumowała,
przekręcając wymownie głową.
Gospodarz obdarzył ją uśmiechem, pani dorosła ho,
ho. Dziewczynka usiadła wtedy z powrotem
na kanapie i grzecznie wpatrywała się w ekran telewizora. Sasori dołączył do
niej po chwili, mając na tacy przygotowane kilka kanapek i dwa kubki herbaty.
Syna zostawił na razie w spokoju, musiał się zająć gościem, ale było mu
przykro, że się z nim tak pożarł… oparł się na kanapie, popijając sobie
herbatę.
- O nie! – Jęknęła Mari,
spojrzał na nią pytająco. – Rozwalił mi się warkocz…
- To… zrób sobie nowy –
Zaproponował niepewnie. Co miał w takiej chwili zrobić?!
- Mam pięć lat Sasori, nie
umiem. – Upomniała go, na co poczerwieniał. Mały pyskacz, ale i tak była
urocza. – A ty? Uczesałbyś mnie?
- Ja?! - Wytrzeszczył oczy.
– Ja nie umiem. – Dziewczynka się zasmuciła, kurwa, nie rób tego… - No,
zaczekaj chwilę – chwycił do ręki telefon i wybrał numer do swojej długowłosej
piękności. – Cześć Dei. – Osoba po drugiej stronie się przywitała i zagaiła
pytaniem o samopoczucie. – Spoko… słuchaj mam pytanie… jak się robi warkocze? –
Rozmówca nie wiedział i nawet był zdziwiony, że jego pyta. No jak to dlaczego?
– Masz długie włosy i pomyślałem… - Nie dane mu było dokończyć, gdyż posypały
się wyzwiska, dotyczące inteligencji i nastąpiło brutalne pożegnanie. – Ech… no
nic. Nie pomogę ci Maribel, ale rozpuść włosy, dziewczyny są piękniejsze w
rozpuszczonych włosach.
- Tobie się takie podobają?
– Dopytała, przymrużając swoje kocie oczy.
- Jasne – mruknął z
uśmiechem.
Blondynka rozplątała swoje miękkie i lekko pofalowane
włosy. Nie czuła się jednak z tym wygodnie i zrobiła sobie kucyka, drugą gumkę
chciała pozostawić na ręce, ale Sasori zakazał. Przez to może nie dochodzić
krążenie we krwi, a chyba nie chciała jej stracić. Mari go pochwaliła, jest
taki mądry i przystojny! Jej tata jest tylko mądry. Wytoczył jej kilka pytań o
rodziców, okazało się, że jej tata jest psychologiem, a mama stewardesą,
dlatego ciągle podróżuje i zna wiele języków. Potem już nie musiał pytać, sama
mu o wszystkim gadała. Lubiła rozmawiać o sobie. Opowiadała o krajach, które
zwiedziła i takie tam.
- Tobie to dobrze –
Stwierdził z nutą zazdrości.
- Wiem… Sasori do jakiego
kraju chciałbyś pojechać? – Ukucnęła sobie przy nim, zastanowił się.
- Włochy wydają się
ciekawym krajem. – oznajmił, przejechałby się tam z Miyuki. W końcu tyle
romantycznych tam miejsc, spodobałoby się jej. Naokiemu na pewno też.
- Och, jeszcze tam nie
byłam! Może pojedziemy razem? – Zaproponowała na super serio, ale mężczyzna tak
tego nie odebrał. Poczochrał jej głowę. – Będzie fajnie.
- Jasne – mruknął, byłby
utrzymankiem pięciolatki, dziecięca gadka. Rozkoszne.
- Sasori, masz żonę? –
Zapytała, nie widzi na palcu obrączki i w domu nie widzi żadnych zdjęć kobiety,
jak i jej samej. Uśmiechnął się lekko.
- Nie.
- A chcesz? – Tym pytaniem
przyprawiła go o lekki rumieniec.
- Hm, no kiedyś na pewno. –
Tylko musi poczekać na odpowiednią chwile by się jej oświadczyć, ale są bliżej,
niż dalej. I tak już żyją, jak małżeństwo no to co mu szkodzi się ustatkować.
- To poczekaj aż będę
pełnoletnia. – Wyszczerzyła się, a on zamrugał zdezorientowany.
- C-Co…?
- Tata mówi, że dziewczynki
można brać ślub, gdy jest się pełnoletnim. Poczekasz na mnie, nie? – Dopytała,
takie mini oświadczyny. Tylko, że on już kogoś ma, a też głupio mu tak łamać
jej serduszko… no Sasori, znasz się na tych narządach, jesteś kardiologiem.
- Zobaczymy – odpowiedział,
nie było to ani nie, ani tak, więc chyba w porządku.
Potem zboczył z tego tematu na przedszkole, może ma z
czymś problemy, a on jej pomoże? Mogłaby mieć! Niestety nie ma… ale to weszli
na temat telewizji. Sasori przełączał kanały, by trafić na odpowiedni. Pilot na
chwilę zawiesił się na wiadomościach, gdzie dowiedział się, że jej tata to
ogląda i słyszy tylko kurwa, jebać, pierdolić i dalej zatkał jej usta. Nie
powinna tak się wyrażać, ta uwaga ją naburmuszyła, nie lubi, jak jej mówią jak
ma mówić, bo jest dziewczyną. Dziewczyny też mogą przeklinać. Feministka w jego
domu… żeby ją rozweselić, zaczął łaskotać, nie lubiła tego, ale on nie robił
tego by ją wkurzyć.
- Ekhm! – Chrząknął głośno
Naoki, zwracając na siebie ich uwagę. – Tato, możemy porozmawiać?
- Jasne, mów.
- Sami. – Odezwał się i
okręcając na pięcie, ruszył do kuchni. Zabrzmiało poważnie, zostawił Maribel
samą i ruszył do syna, który czekał na niego z założonymi rękami. – Usiądź. –
Wskazał na krzesło, ze śmiechem wykonał polecenie.
- Co zrobiłem? – Zaczął się
z nim drażnić.
- Lubisz Maribel? – Nie
wytrzymał, parsknął śmiechem. – Tato…
- Przepraszam. No, fajna
jest, nie?
- Nie. – Fuknął. – Nie
lubię jej i ty też nie możesz jej lubić… nie podoba mi się, że się z nią
bawisz. – Stwierdził patrząc do pokoju, gdzie siedziała. Sasori uśmiechnął się
lekko i pociągnął go za ramię do siebie.
- No hej, ktoś tu zapomina,
kto jest moim dzieckiem. – Pstryknął go w nos. – I o to się złościsz?
- Nie złoszczę, ale nie
lubię jej. – odparł, przytulając się do taty.
- Czemu? Jest fajna,
słodka… i ładna – Dodał wymownie, a Naoki plasnął się w czoło.
- Wiedziałem… ona ci się
podoba! – Zawołał z pretensją.
- Co? Nie! – No, kurwa,
jeszcze go za pedofila wezmą. – Nie o to mi chodzi…!
- Masz przecież Miyuki
tato!
- Wiem. Dlatego nie o to… -
Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. – Nie o to mi chodziło, Naoki. – Dokończył
wypowiedź, zmierzając do drzwi. Blondynka też do nich nieśmiało ruszyła. Za
drzwiami stał mężczyzna o ciemnych blond włosach i piwnych oczach.
- Tatuś! – Zawołała Maribel
i wtuliła w ojca.
- No witaj, królewno!
- Nie nazywaj mnie tak. –
Burknęła i odsunęła się od ojca. – Spóźniłeś się! Mówiłam, że tak będzie!
Mówiłam, że się spóźnisz! – Wykrzyczała zdegustowana jego zachowaniem, podrapał
się w głowę zakłopotany.
- No tak, mówiłaś…
- Wisisz mi dychę. –
oznajmiła. Sasori się zaśmiał, a to sprytna dziewczyna, ale oby Naoki tak nie
robił… wtulił syna do swojego boku.
- W domu ci dam, a teraz
ubierz się, królewno. – Pogonił ją do ubioru i zwrócił do gospodarza. – Tomi
Adachi.
- Sasori Akasuna – Uścisnął
mu rękę.
- Naoki. – Wtrącił chłopiec
i uścisnął mu dłoń.
- Ach! – Od razu go
skojarzył. – Mój przyszły zięć! – Dzieciaki spojrzały na niego niezrozumiale,
nie wiedziały co znaczy zięć. Sasori
wiedział, ale nie znał powodu. – No wiesz w końcu ta dwójka się całowała.
- Co?! – Sasoriemu niemal
szczęka opadła, jak to się stało, że on o tym nic nie wie? Spojrzał na syna.
- Nieprawda! To ona mnie
całowała! – Oburzył się Naoki. Sasori spojrzał na Tomiego.
- Hm… możliwe. Dużo czasu
spędza z wyładowanym testosteronem bratem. – mruknął zakłopotany. – Mam
nadzieję, że dzisiaj ta mała histeryczka ci nic nie zrobiła…
- Tato! – Upomniała go
córka. Zaśmiał się do wtóru z Naokim.
- W każdym razie, bardzo
dziękuję za opiekę nad tą smarkulą – mruknął, a Naoki się zaśmiał. – i
przepraszam za kłopot.
- Nie ma problemu. Bardzo
fajna dziewczyna – oznajmił z uśmiechem, który oddała.
- Widzisz? Sasori mnie
lubi!
- Hej, hej mała, dlaczego
mówisz do pana po imieniu? - Zmrużył na
nią gniewnie oczy.
- Też mi mówił po imieniu.
– Wytłumaczyła, a Saso zastygł. To jak miał do niej mówić…?
- To nie znaczy, że
jesteście ze sobą na Ty. Masz się zwracać per pan, jasne? – powiedział
stanowczo, nadąsała się.
- Mam mówić pan, do mojego
przyszłego męża? – odpowiedziała pytaniem, kładąc ręce na biodra. Tomi spojrzał
na Sasoriego, tak samo Naoki.
- Jak to…? – zapytał
skołowany ojciec dziewczynki. W co się ten facet wjebał?
- No po prostu, jak będę
pełnoletnia to weźmiemy ślub, a w podróż poślubną pojedziemy do Włochów. –
Uśmiechnęła się do Sasoriego. Mówi się Włoszech, ale nie będzie jej poprawiał,
głupio wyjdzie. – Ciebie oddamy do sierocińca. – zwróciła się do Naokiego.
- Zamknij się! Tato, o co w
tym wszystkim chodzi?!
- Ja nie…
- To, że zostanę twoją mamą
Naoki! – Podrażniła kolegę.
- Po moim trupie! – Ojcowie
przysłuchiwali się tej wymianie zdań z cichym rozbawieniem.
- To się da załatwić! –
Zawołała i już miała go zaatakować, ale tata zabrał ją na ręce.
- Przykro mi Maribel, nie
oddam cię. Chcesz nabawić ludzi załamaniami nerwowymi – zaśmiał się mężczyzna.
Dorobi mu pacjentów. – Zresztą co to takie… najpierw syn, a potem ojciec?
Zwariowałaś? – Wywrócił oczami, zdecydowane za dużo czasu spędza z bratem,
zapewne on jej daje takie pomysły. Następnie zwrócił się do Naokiego. - To my
zapraszamy do siebie, w końcu trzeba się odwdzięczyć. – Zaoferował.
- Nie przyjdę.
- Naoki! - Zrugał go
Sasori, a Tomi się zaśmiał.
- A jak pozbędziemy się
Maribel?
- To wtedy tak – odrzekł,
mężczyzna poczochrał go po głowie.
- Fajny chłopak, szczery do
bólu – mruknął, szczerząc się do niego.
- Taa, dziewczyna też
super, sądząc po jej pomysłach ma łeb jak sklep. – Oddał komplement.
- Mhm. Szkoda, że półki
puste…
- Tato! – zawołała do niego
oburzona, no co za tata, tylko siarę robi.
Potem pożegnała się z per Głupkiem i per Panem Sasorim.
Następnie opuścili mieszkanie i zostawili dwójkę mężczyzn samych. Sasori spojrzał na syna z uśmiechem, teraz już wie
po co była ta rozmowa w kuchnia. Mari podoba się Naokiemu! Chłopiec plasnął się
w czoło, ten tata… nic nie rozumie. Nie zagłębiając się w temat, przystąpili do
wykonywania swojego planu maratonu z bajkami do późna w nocy! Oboje mieli
następnego dnia wolne, więc mogli sobie na to pozwolić. Szaleństwo!
Soli... Rozwaliłaś system.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj (nigdy) nie udzielam się w komentarzach, aczkolwiek jestem stałą czytelniczką.
Wpadłam sobie teraz na taki pomysł, że skomentuje :P
Wszystko genialne - Maribel mnie wkurza, ale ten wątek z nią (przede wszystkim dialogi) ... CUDO!
Mam nadzieje, że Miyuki i Noriko jeszcze się spotkają, a Saso wszystko zbierze do kupy (i oświadczy się Miyuki).
Pozdrawiam i życzę weny :*
Ja to tylko do rozwalania systemu się nadaje :P
UsuńO jaaa <3 To wiele dla mnie znaczy skoro zmuszam czytelnika do ujawnienia się w komentarzu :D
Musisz polubić Mari, to najlepszy przyjaciel Naokiego! :P I moja karta na śmieszne wątki xD
No nieuniknione, że się spotkają, a co zrobi Saso to nie zdradzę, choć pewnie już wiecie :P
Dziękuję i również pozdrawiam :*
Zamiast uczyć się historii to czytam rozdział xdd. Ogólnie to super jak zwykle, bardzo się ciesze ze Noriko nie zabierze Naokiego <3 nwm czemu ale strasznie wkurza mnie Maribel :P nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńOdciągam ludzi od nauki .___. Przeze mnie nie zdacie .__.. xD
UsuńMaribel wszystkich wkurza, taki charakter xD
To pozostaje mi prosić o cierpliwość :D Pozdrawiam :*
Cudowny rozdział :D Dobrze że Naoki zostanie z Sasorim a nie z Noriko. No wprost nie mogę się doczekać oświadczyn i jak razem zamieszkają. Oni są tacy słodcy, że o matko. Dei nie umie robić warkocza O"o. Z niecierpliwością czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńAle zamieszkają Noriko z Saso? :P
UsuńEj, ja jestem 100% dziewczyna i też nie umiem robić warkocza, skomplikowany proces! :O
Dziękuję ślicznie za komentarz :D
No to się wkopałam. Jestem 12 rozdzialów do tyłu. Ale mam zamiar codziennie czytać po dwa rozdziały, co oznacza, że... za 6 dni będę na bieżąco. Dobra jestem nie?
OdpowiedzUsuńWIELKIE SORY BRO
Powodzenia, ziom :P
Usuń