1 cze 2015

ROZDZIAŁ 67.

OD AUTORKI
Hejo, oto kolejny rozdział z okazji Dnia Dziecka <3 Dlatego jest wcześniej :D
Wszystkiego najlepszego, kochani :*
Możecie podziękować nowemu korektorowi – Dorsv – za estetykę :) albo się skarżyć, jak chcecie :P Bo ja mogłam nie zauważyć błędów xD
Dzisiaj krótko, ten tydzień będzie należał  do ciężkich, bo tydzień czasu nie będę miała, jak pisać, ale przerwy nie powinno być ;) mam nadzieje, że się choć trochę pośmiejecie podczas czytania :D
Zapraszam~!
 




            Naoki po przyjemnej kąpieli poszedł się bawić do swojego pokoju. Miyuki w tym czasie zobowiązała się do przygotowania spaghetti, na które nabrali ochoty po oglądnięciu bajki „Zakochany kundel”. Pięciolatek bawił się zdalnie sterowanym samochodem, który dostał poprzednio od wujka Hidana. Wujek zawsze potrafi trafić z prezentem, ale tylko z nim się nimi naprawdę dobrze bawi. Tata za mało się emocjonuje w zabawach, a przez to i Naoki traci na to ochotę. Dzisiaj w przedszkolu jego kolega Tesshu źle się czuł i rzygał! Przedszkolanka zadzwoniła po jego mamę, która zjawiła się błyskawicznie. Wbrew sobie poczuł się o to zazdrosny, tatusiowie zwykle zawodzą w takich sytuacjach, jak odbiór dziecka z przedszkola, więc od tego są chyba mamusie, a on nie ma mamy. Nawet nie ma odwagi o to zapytać, tacie będzie przecież przykro. Drugą sprawą jego przemyśleń była pani, która przyszła po południu. Na ten temat Naoki wyżalał się Bemowi. Niewidzialny przyjaciel zaproponował mu chytry plan, aby o wszystko, co go gnębi zapytać Miyuki.
- Naoki z kim rozmawiasz? – Zapytała dziewczyna wchodząc do pokoju.
- Z Bemem. – odpowiedział, a dziewczyna uniosła brew. Po chwili jednak sobie wszystko przypomniała i zmierzwiła mu z uśmiechem włosy.
- O czym rozmawialiście?
- W przedszkolu po moich kolegów przychodzą mama albo tata. A po mnie tata albo ty. – Przeanalizował, a Miyuki przytaknęła jego słowom. – Czyli jesteś moją mamą?
            To pytanie ją trochę wryło w siedzenie. Nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć, a raczej na ile sobie może pozwolić. Nigdy nie rozmawiała o tym z Sasorim. Wzięła głęboki wdech i przeczesała swoje włosy do tyłu. Naoki patrzył na nią wyczekując odpowiedzi.
- Nie Naoki, nie jestem twoją mamą… - To była trudna odpowiedź, bowiem wiedziała, że go tym rozczaruje.
- Dlaczego? – Burknął. – Nie kochasz taty?
- Kocham, więc mam nadzieję kiedyś zostać twoją przyszywaną mamą.
- Czemu przyszywaną?
- Bo cię nie urodziłam, słoneczko.
            Naoki spojrzał na nią niezrozumiale. Jak to urodziła? Co to znaczy? Tata mu opowiadał, że dzieci biorą się z tego, że dwoje ludzi się kochają, a wtedy bocian im przysyła dziecko. Niektórych z jego klasy znaleziono w kapuście albo wzięli się z jakiś innych sytuacji. Miyuki i tata się kochają, dlatego przyleciał bocian, czyż nie tak? Chyba się trochę pogubił w tych tłumaczeniach… innym razem zapyta wujka.
- A czemu nie zostaniesz nią teraz? – Fuknął z pretensją, a Miyuki się uśmiechnęła ciepło.
- Bo mama powinna być żoną taty i z nim mieszkać. Ale wiesz co?  Jak chcesz mówić do mnie mamo to mów.
- Naprawdę? Mogę?
- Będę tym zaszczycona! – Oznajmiła.
- A tata nie będzie zły…?
- Niech tylko spróbuje!
            Uśmiechnęli się do siebie, a wtedy Miyuki przypomniała sobie o gotowaniu, podała rękę Naokiemu i wybrali się razem do kuchni. Chłopak zapytał jeszcze czy Bem może dołączyć, a Miyuki się zgodziła. Udawała, że poważnie traktuje niewidzialnego kolegę, a Naokiemu się to podobało. Dlaczego tata się denerwuje, gdy z nim rozmawia zamiast, jak Miyuki być wobec Bema taki miły? Miyuki podała talerz z makaronem Naokiemu i drugą, mniejszą porcję jego koledze, a sama usiadła naprzeciwko i pierwsze co, to spojrzała na zegarek w telefonie.
- Kiedy tata przyjdzie? – Zapytał Naoki.
- Niedługo… - odpowiedziała niepewnie. Powinien się zjawić godzinę temu, a nie otrzymała od niego żadnego telefonu, że się spóźni. Miała nadzieję, że nic się nie stało. – Pewnie zatrzymała go ta pani, co przyszła po południu.
- Powiedziała, że do mnie przyjdzie. – Przypomniał z uśmiechem. Lubił czuć się ważny.
- Tak, słyszałam. A znasz ją? – Dopytała jednak chłopiec przekręcił głową. – Szkoda.
- Ale widziałem ją już na zdjęciu! – stwierdził. Trochę za późno skojarzył fakty, bo po zamknięciu drzwi, ale był pewny swoich słów.
- Jakim zdjęciu?
            Naoki zamiast odpowiedzieć, wolał iść po fotografię. Miyuki z ciekawością ruszyła za nim do sypialni Sasoriego. Chłopcu zazwyczaj nie wolno było wchodzić do pokoju, a tym bardziej myszkować w szafkach, a gołym okiem było widać, że czuł się jak ryba w wodzie. Przesunął drzwi szafy z ubraniami i zanurkował w głąb jej dołu wyciągając stamtąd pudełko z narzędziami, a ze środka wyjął zdjęcie, o którym mówił.
- Tu jest! – Wystawił znalezisko Miyuki, a ona je pochwyciła.
- Nie ładnie tak grzebać tatusiowi w rzeczach. – Burknęła i spojrzała na zdjęcie. Był na niej Sasori obejmujący czarnowłosą dziewczynę, bardzo przypominającą tą z po południa.
- Tata mi grzebie. – Właściwie to nie grzebie tylko sprząta… chociaż to też grzebanie. Miyuki nie mogła oderwać oczu od zdjęcia, dziewczyna patrzyła w obiektyw, a on był zapatrzony tylko w nią… - Coś jest z tyłu. – odwróciła zdjęcie na ten komunikat i przeczytała zamieszczoną tam myśl „jesteś osobą, której trudno się pozbyć z mojego życia. 18. IV. 2009”. – Co tam pisze? Co, co, co?
- Dowiesz się jak nauczysz się czytać. – Pokazała mu język, zaczynając się droczyć.                             
            Pogoniła Naokiego do pójścia do kuchni, by zjadł przyszykowane spaghetti nim zrobi się zimne. Gdy została sama w pomieszczeniu zerknęła jeszcze raz na zdjęcie. Nie mogła tego tak zostawić, podobno Noriko to przeszłość, dlaczego nadal trzyma jej zdjęcie? W dodatku w takim miejscu? Schowała zdjęcie do kieszeni i wróciła do Naokiego, choć teraz na towarzysza się nie nadawała bo w głowie układała sobie scenariusz swojej rozmowy z Sasorim. Pięciolatek miał dość czekania na tatę i postanowił iść spać, pożegnał się z Miyuki po raz pierwszy zwracając się do niej „mamo”. Dziewczynie było bardzo miło usłyszeć ten zwrot, jednak martwiła się czy przez to nie pokomplikowała paru spraw. W końcu ona się już dowiedziała o dziecku i wierząc obietnicy, zamierzała go odwiedzać.
            Po kolejnej godzinie do mieszkania wrócił Sasori, zamierzał powiedzieć wszystko Miyuki, jednak ta zaczęła pierwsza, podchodząc do niego, gdy ściągał kurtkę.
- Długo Cię nie było… - Chciała zabrzmieć oschle, lecz nie wyszło. Jeszcze raz. – Nie łaska zadzwonić?
- Komórka mi się rozładowała.
- To mi nic nie mówi. Gdzie byłeś?
- Naoki śpi?
- A widzisz go tutaj? – Zapytała zimnym tonem, który nie podobał się Sasoriemu, ale postanowił to przemilczeć.
- Pogadajmy w salonie. Chodź. – Pociągnął ją za rękę na kanapę, a po usadzeniu jej dołączył. – Nie wiem od czego zacząć.
- Byłeś z Noriko, tak? – Pomogła mu, zadając pytania. Skinął głową.
- Tak… Była tu i zobaczyła Naokiego. – Dziewczyna domyśliła się tego więc średnio ją to zaskoczyło. – Zamierza przylecieć tu za jakieś trzy tygodnie i się z nim zobaczyć.
- Miała mieć wcześnie odprawę, więc dlaczego Ci to tyle zajęło? – Pytała nie na temat. Słyszała to, co mówił, ale to nie było dla niej priorytetem. Przez znalezienie tego zdjęcia stała się nazbyt podejrzliwa.
- Odwiozłem ją na lotnisko i lot jej się trochę przesunął. Rozmawialiśmy o Naokim. – Sprecyzował na wszelki wypadek.
- W porządku. Więc co zamierza Noriko?
            Na szczęście dla Sasoriego cała ich rozmowa przebiegała ugodowo. Noriko nie zamierzała mu odbierać syna, to nie byłoby w porządku dla obojga ich rozdzielać, skoro są sobie tacy bliscy. Niemniej jednak chciała kontaktu z synem, chciała odbudować relacje z nim i pokazać, jak bardzo go kocha. Nie wymagała ujawnienia, mogła się podawać za koleżankę Saso, aby nie zepsuć jego poczucia rodziny.
- Ale tak czy siak, muszę z nim porozmawiać o tym. W końcu to jego matka.
- Tak… - Przyznała racje, ale serce podeszło jej do gardła, no to długo się nacieszyła byciem mamą. Czuła się troszkę skrępowana i nie wiedziała jak się do tego przyznać. – A propos tego to… - Sasori spojrzał na dziewczynę. – Naoki dzisiaj mówił o mamach, jak mu brak, że jej nie ma, chciał abym nią została no i tak wyszło, że… - Spuściła głowę i na wszelki wypadek zakryła twarz. – Pozwoliłam-mu-mówić-do-siebie-mamo.
- Co?
- Przepraszam, nie chciałam…
- Nie. Masz powtórzyć, bo nie zrozumiałem – Wytłumaczył, jak może ją zrozumieć, gdy buczy coś pod nosem? Doprawdy, czasem zachowuje się jak dziecko. Duże dziecko.
- Mówię, że pozwoliłam, by Naoki mówił do mnie mamo… - Skrzywił się na to, nie żeby był zły, ale to mu trochę utrudnia późniejszą rozmowę z synem.
- Ech… Miyuki dlaczego?
- Był taki smutny… - No, ma miękkie serce! Co zrobisz?
- Ok. I tak kiedyś nią zostaniesz. – Puścił w jej stronę oczko i wstał z kanapy. – Jestem głodny…
- Zaczekaj Saso, ja też chcę o czymś z tobą porozmawiać. – Spojrzał na nią ciekawie. Miyuki podchodząc do niego, wyjęła z kieszeni zdjęcie, które mu wręczyła. – Możesz mi to wyjaśnić?
- Skąd to masz?
- Z twojego pokoju.
- Gdzie było?
- Nie ważne! Dlaczego trzymasz jej zdjęcia?! – Uniosła się.
- Nie trzymam jej zdjęć. Nie wiem nawet gdzie to było, pewnie się zapodziało, gdy wyrzucałem resztę.
- Tak, oczywiście. Zapodziało. – Powtórzyła sarkastycznie. – W skrzynce na narzędzia.
- Ojej, wiesz kiedy ja tam ostatnio zaglądałem? – Wywrócił oczami.
- No nie wiem. Może zeszłej nocy? - Burknęła Miyuki. W końcu wczoraj u niego, mimo próśb nie nocowała.
 - Ja nie mogę, o czym ty myślisz?! – Oburzył się. – Chodź ze mną. – złapał jej nadgarstek prowadząc do kuchni, a następnie wyciągnął z szuflady zapałki. – Pokażę Ci, że to zdjęcie nic dla mnie nie znaczy. – odpalił zapałkę i zaczął zbliżać jej ogień do zdjęcia.
- Sasori, nie musisz tego robić…
- Naprawdę? – Dopytał, oddalając fotografię. Miyuki się skrzywiła, teraz żałowała swoich słów.
- Nie. Spal je. – Klepnęła go po plecach, jak kumpel. Zaśmiał się i wykonał polecenie.
- Zadowolona?
            Odrzucił płonący papier do zlewu i przytulił do siebie Miyuki. Jak ona mogła w niego wątpić?

            W kolejnych dniach nadszedł w końcu dzień przeprowadzki. Deidara w akompaniamencie lamentów własnej matki pakował swoje rzeczy do pudeł. Nie brał żadnych mebli czy czegoś tam, tylko swoją ukochaną konsolę, gry do niej i ubrania. Mama niechętnie mu w tym pomagała, bo Dei akurat ciuchy ciepał do torby w tak zwanym artystycznym nieładzie. Tak, a potem ubrania będą wyglądać jakby ktoś je z dupy wyciągnął. Lepiej niech zabierze ze sobą żelazko, bo wstyd. Jun składała je synowi, patrząc na niego z boleścią. Zaraz jej serce pęknie i zapłacze. Właściwie to już się stało, a Deidara usłyszawszy jej szloch westchnął ciężko.
- Mamo… przestań już… - Jeszcze mu zmoczy ubrania.
- Przepraszam, kochanie. – Starała się powstrzymać, ale chyba szlochała jeszcze mocniej. – Mój jedyny syn mnie opuszcza… Najpierw twój ojciec, a teraz ty…!
- Przecież będę cię odwiedzał i zawsze możesz do mnie dzwonić.
- To nie to samo. Zawsze marzyłam, że będziesz tutaj mieszkał ze swoją żoną - ?! – i dziećmi, - ?! – a ja będę wam pomagać…
- Powinnaś wiedzieć, że marzenia się nie spełniają. – Wzruszył ramionami. – No może niektóre, ale nie te, które wymieniłaś.
- Dlaczego jesteś taki negatywnie nastawiony do założenia rodziny? – Fuknęła kobieta. Dei nic nie odpowiedział, swoje myśli wolał zatrzymać dla siebie. – Może mi w końcu zdradzisz z kim zamierzasz zamieszkać?
- Z koleżanką. – odpowiedział krótko. – Niech tyle ci wystarczy. – Wiadomo, że kobieta prędzej czy później pozna prawdę, ale później brzmi lepiej. Jago mama nigdy nie lubiła Tsu, więc zrobiłaby wszystko, aby nie dopuścić do tej katastrofy, przeprowadzki.
- Jak to z koleżanką?! Nie mówiłeś, że masz dziewczynę!
- Bo nie mam. Głucha jesteś? To koleżanka.
- Kim ona jest? Znam ją? Jak wygląda? Ładna?
            Deidara spiorunował matkę spojrzeniem. Czy on mówi po chińsku? Nie ważne, że matka, niech się odwali! Wtem po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, kobieta z odcieniem ciemnych blond włosów skierowała się do przedpokoju w celu otworzenia drewnianych drzwi. Przekręciła górny zamek, po chwili ciągnąc za klamkę. Pomimo tylu lat nie widzenia dziewczyny, rozpoznała ją. Zmrużyła gniewnie oczy.
- Och, Tsuki… - Widok tej twarzy w ogóle jej nie ucieszył. Być może się zmieniła, ale co ją to obchodzi. – Co cię tu sprowadza?
- Przyszłam do Deidary. – Chciała się wprosić, lecz Jun przysłoniła jej wejście drzwiami.
- On nie ma czasu.
- To niech go znajdzie. – Chciała wykonać drugie podejście, ale znowu kicha. – Proszę mnie wpuścić. – Próbowała się nie awanturować na klatce schodowej, ale jeszcze jedna taka akcja i nie wytrzyma.
- Jest zajęty pakowaniem się.
- Tak myślałam, więc przyszłam po.. popatrzeć. – No przecież, że nie pomóc, nie jest aż taka miła. Kobieta spojrzała na nią.
- Wiesz, że Deidara się przeprowadza? – Tsu uśmiechnęła się złośliwie i skinęła głową. – I wiesz, że będzie mieszkał ze swoją dziewczyną?
- Z BYŁĄ dziewczyną, jak już. – Poprawiła.
            Matka Deidary patrzyła na nią chwilę, dopóki nie ogarnęła co się właśnie do niej powiedziało. Ta wiadomość ją zirytowała tak bardzo, że trzasnęła drzwiami przed nosem gościa. Miała zamiar natychmiast wyjaśnić wszystko z synem, ale będąc przy drzwiach, wyminął ją, mając przy uchu komórkę.
- No czekaj, zaraz ci otworzę… -  Bąknął do rozmówcy i podszedł do drzwi.
- Nareszcie! – Odparła Tsuki wchodząc do środka.
- Miałaś nie przychodzić.
- Deidara, to z nią będziesz z nią mieszkał?! – Zawołała z pretensją jego matka, a ten westchnął ciężko opierając się o ścianę. Kobieta wolała z nim porozmawiać w cztery oczy, ale najwyraźniej się nie da.
- Twoja matka ma ból dupy, nawet zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. – Wyżaliła się Tsuki pretensjonalnym tonem.
- Mamo. – Dei skarcił kobietę, mogłaby się zachowywać jak dorosła. – Odpuść już. To, że razem zamieszkamy przecież nic nie znaczy, jezu.
- Nie jestem głupia Deidara! – Krzyknęła w ogóle nie zawierzając tym słowom. Blondyn natomiast w to wątpił, skoro tak myśli. – Mówiłam ci, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki! To nie jest dziewczyna dla Ciebie! – Wskazała na brunetkę, a ta przewróciła oczami. – Już nie pamiętasz jak zraniła ci serduszko?
- Nic mi nie zraniła. Co ty wymyślasz?
- Przecież przez nią płakałeś!
- Nie płakałem! – Warknął zażenowany. No jaki wstyd, aż zakrył oczy dłonią. Tsuki natomiast się zaśmiała się cicho pod nosem.
- Płakałeś za mną? Serio? – Dopytała z politowaniem.
- Wcale! – Dai zaprzeczył, ale chyba już na zawsze pozostanie jakąś pierdołą w oczach dziewczyny. I to przez jakiś durny wymysł matki.  Zajebiście.
- Myślałam, że zamieszkasz z kimś bardziej… – Zlustrowała dziewczynę wzrokiem. – z kimś lepszym.
- Ja pierdolę. Kobieto, wyluzuj. Nie jesteśmy razem… - Prychnęła, zmęczona tym tematem.
- Może trochę szacunku, co? Jesteś u mnie w domu i nie życzę sobie byś się wyrażała, a także odnosiła się do mnie w ten sposób! – oburzyła się gospodyni.
- Okej, więc jak mam się do ciebie odnosić…? Mamo? – Zaśmiała się, wiedziała, że ta propozycja ją wkurwi, a sama się prosi by jej dopiec. Ona również została obrażona! Zatrzasnęła jej drzwi przed nosem! Wtedy została pociągnięta za ramię przez Deidarę.
- Przestańcie… Tsu idziemy do pokoju. – Popchnął dziewczynę do przodu. Byle jak najdalej od mamy.
- Tylko nie waż się zamykać drzwi. – Ostrzegła go mama. – Ja już wiem co będziecie robić.
- Boże dopomóż…
- Nie wymieniaj imienia Pana Boga swego nadaremno, Deidara! – Upomniała syna, cytując przykazanie z dekalogu. Dei wywrócił oczami z bezsilności.
            Weszli w końcu do pokoju i Dei PRZYMKNĄŁ swoje drzwi, a następnie wrócił do pakowania swoich rzeczy. Tsuki w ogóle nie przejęła się poprzednią konfrontacją z Jun. Jakby to spodobało się tej bogobojnej kobiecie, takie sytuacje z nią to chleb powszedni. Położyła się leniwie na nierozścielanym łóżku Deidary, a ten spojrzał na nią nieprzychylnie.
- Po co przyszłaś? Mówiłem żebyś siedziała na dupie.
- Chciałam zobaczyć minę twojej matki.
- Wow, zajebisty powód. – Sarknął Deidara.
- Bo ty nic nie rozumiesz! To silniejsze ode mnie!
            Deidara uniósł wzrok do góry z bezsilności. Walka z nią, to jak walka z wiatrakami – wolał odpuścić. Zamiast tego burzył się, że przyszła, narobiła problemów, a teraz nawet nie łaska pomóc. Jego lamenty przerwał sygnał z telefonu komórkowego, po zerknięciu na wyświetlacz przybliżył się szybko do drzwi, aby je zamknąć. Dopiero po tym odebrał.
- Tay, jestem zajęty… - Tsu na wspomniane imię się zainteresowała. To z nią wpadł Dei. – Czemu jesteś w szpitalu…? Aha… Nie mam czasu. Zresztą nie mam tam nic roboty… Kończę teraz muszę się spakować… No, trzymaj się.
- Urodziła ci dzieci? – Zapytała złośliwie.
- Po pierwsze, jeszcze nie, a po drugie to nie jest pewne, że są moje. – Stwierdził oschle.
- Oczywiście. – Taa, Hidan ma pewność, Saso ma pewność, a nawet ta dziewczyna ma pewność. Jego obrona w tej sytuacji jest nieskuteczna.
- Pokażę ci coś.
            Nakazał jej się odwrócić i dla pewności zamknąć oczy. Bezwarunkowe ufanie jej to błąd. Uczyniła to zgodnie z ustaleniami, a nawet nie podglądała. Ludzie się zmieniają! Nadstawiła uszu rozpoznając kilka ruchów Dei’a, najpierw chyba otwierał jakąś szufladę potem lekki szum materiału.
- Już? – Zapytała, chcąc się odwrócić.
- Czekaj, kurwa. – Zawołał i ze strachu uderzył się o mebel, bo coś trzasnęło. – Dobra już. – Tsuki spojrzała za siebie.
- O ja nie mogę, jakie zajebiste! – Stwierdziła, patrząc na jego koszulkę z motywem anime "Highschool of the Dead". Bez skrępowania zaczęła mu macać materiał.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba – mruknął dumnie.
- Mało powiedziane! Ej daj przymierzyć!
- Dobra – Zgodził się zdejmując bluzkę, aby była ona na prawidłowej stronie. Gdy materiał został ściągnięty na wysokość łokci, do pokoju weszła kobieta z tacą z napojami.
- Deidara! Co ty wyprawiasz?! Ubieraj się natychmiast!
- Zaraz. Pokazywałem jej tylko bluzkę – odparł obojętnie, kiedy ta kładła tace na stół.
- Ja już wiem, co robiliście! Ona chce Cię uwieść! – Tsuki parsknęła śmiechem, co za baba.
- Mamo…
- No tak, to zła dziewczyna. Rozkocha Cię w sobie i porzuci jak wtedy…!
- Nic mu nie zrobię, bo NIE jesteśmy razem! Ile razy mam to powtarzać? – Zapytała z dezaprobatą.
- Ja wiem co ty knujesz. Nie będziesz mi kusić syna – Warknęła, zaciskając ramię syna i ciągnąc go na swoją stronę.
- No kurwa, zaraz ją wysadzę. Dei, tak się cieszę, że cię od niej uwalniam…
- Nie jest źl…
- Deidara tutaj masz wszystko pod dostatkiem, źle ci jest? – Przerwała mu rodzicielka.
- Nie o to ch…
- Owszem, źle mu jest. Ograniczasz go, u mnie będzie miał swobodę. – Przerwała mu Tsuki, ciągnąc go na swoją stronę. Syknął cicho.
- To nie t…
- Przynajmniej nie musi obawiać się jakichkolwiek braków, ty go po prostu wykorzystujesz i jego pieniądze!
- Ma…!
- Och gówno prawda! Jestem z zawodu prokuratorem i z pewnością zarabiam trzy razy więcej od niego. – Oświadczyła dumnie, ale Deidarze nie podobało się to głośne szanowanie. – Przynajmniej skończy z byciem pośmiewiskiem wśród chłopaków. No i Dei masz gwarancję, że nie wejdę ci do pokoju bez pukania, jak twoja matka. – Spiorunowały się spojrzeniami.
- Cicho! Mamo wyjdź, a ty Tsuki siadaj na łóżko! – Zarządził blondyn, tracąc resztki cierpliwości.
- Nie rozka…
- Siadaj mówię! – powtórzył głośniej. Zmrużyła oczy, ale posłusznie usiadła.
            Z powrotem zamknął drzwi, uprzednio wypraszając z pomieszczenia matkę. Założył na siebie wcześniejszą bluzkę i z wielce urażoną miną, posłał Tsu mordercze spojrzenie, którym się w ogóle nie przejęła. Ona była urażona bardziej! Kazał jej siadać, jak psu jakiemuś.
- No, ale dasz mi ją? – Wskazała na koszulę z motywem anime.
- Nie. – Burknął upychając ją do torby. Tsuki zmrużyła gniewnie oczy.
- I tak ją zdobędę - Syknęła niedosłyszalnie, wpatrując się w obróconego tyłem do niej blondyna.
- Chcesz soku? – Zapytał, wskazując na przyniesione do pokoju szklanki.
- Nie, pewnie są otrute przez twoją matkę.
            Douhito westchnął ciężko i odpił obydwa napoje udowadniając, że nie były szkodliwe. W końcu zaczęła mu pomagać z ostatnimi pudłami, po które jeszcze tu przyjdzie. Na dzień dzisiejszy bierze ciuchy i konsolę. Wyszli z pokoju kierując się do holu. Matka Dei’a patrzyła na swojego synka z żalem.
- Nie martw się mamo, będę cię odwiedzał, albo ty mnie.
- Co?! – wtrąciła Tsu, a ten posłał jej groźne spojrzenie, prychnęła. – Dobra… byle nie za często.
Po chwili ckliwego pożegnania i odrywania go od kobiety, która nie chciała go puścić zamierzali już wyjść, lecz… brzuch Deidary zaczął strasznie burczeć i boleć. Złapał się kurczowo za część ciała, mrużąc przy tym oczy z bólu.
- Tsu, ja muszę do toalety. Zaraz wracam – odparł, odrzucając torby na podłogę i pędem biegnąc do toalety. Dziewczyna spojrzała na jego matkę wyczytując wszystko w tym jej szyderczym uśmiechu.
- Środek na przeczyszczenie?
- Może…
- Ile?
- Jakaś jedna czwarta szklanki – odpowiedziała z triumfem. Przecież nie odda jej tak łatwo syna!
- To ja wpadnę po Dei’a jutro i tym razem stąd wyjdzie. – Posłała jej zadziorny uśmiech, opuszczając mieszkanie.
            Z taką dawką środku, nie wyjdzie z kibla do rana. Co najmniej… jeszcze kretyn wypił dwie szklanki. Nie zamierzała przebywać dłużej w towarzystwie jego perfidnej matki. Nawet nie zawahała się go zatruć, by postawić na swoim.

            Dla szkoły średniej właśnie rozpoczęły się ferie zimowe, a wraz z tym czasem grupka w składzie – Daisuke, Matsuri, Hanabi i Yagura, wybrała się spędzić weekend w akademiku, który zamieszkuje Gaara. Dai zgodnie z obietnicą pomógł Yagurze pożyczyć samochód od brata. Właściwie to było wręcz za łatwe. Zapytał w imieniu Yagury o samochód, a niczym nie przejęty Hidan się zgodził. I tak chciał w tym roku zmienić samochód, więc może się rozwalić. Yagura był podejrzliwy, czy aby brat nie chce mu w tym pomóc, grzebiąc w hamulcach czy coś. Ale wszystko wydawało się być sprawne. Towarzystwo Matsuri nadal było dla niego trudne i wzajemnie, w dodatku dziewczyna jest na niego wściekła za wygadanie wszystkiego Hiroyi. Jej zdaniem on powie wszystko Aiko, bo przecież z nią chodzi, a jak powie Aiko to wiedzieć będzie cała szkoła.
            Po jakiejś godzinie drogi i ciągłego śpiewania Daisuke, dotarli na miejsce. Matsuri powiadomiła o tym Gaarę, a on wyszedł po nich z budynku. Trochę go zdziwił widok Yagury, bo Daisuke, dzwoniąc do niego powiedział, że ich relacje od ostatniego razu stały się jeszcze gorsze, a on oczywiście wiedział dlaczego, ale nie rozumiał logiki swojej dziewczyny. Pierdnięcie to zwykła rzecz, każdemu się zdarza. Gaara zapłacił portierowi za pobyt gości na weekend, a po zostawieniu mu dowodów tożsamości, mogli wejść do środka.
- Rany… ja chce studiować i tu mieszkać! – Zawołał z przekonaniem Daisuke.
- Już zdecydowałeś? Po zobaczeniu korytarza? – Hanabi uniosła brew. Wiele mu nie potrzeba do podjęcia decyzji.
- Nie, Hanabi. Czujesz to? To zapach wolności!
- Spadaj. – Burknęła Hanabi. Ona pewnie się taką wolnością nie nacieszy… Jej siostra studiuje w okolicy, ale mieszka w akademiku tylko dlatego, że Neji ma tu na nią oko. Cały czas. Jej zapewne tata nie pozwoli na mieszkanie w akademiku, bo tu gwałcą, kradną, stale imprezują i wszystko co najgorsze.
- Ile ci oddać kasy? – Zapytał się Gaary, Yagura. – Widziałem, że coś płaciłeś portierowi.
- A to. Marne grosze, nie przejmuj się tym. – Wzruszył ramionami.  – Chodźcie do mnie. – Objął ramieniem Matsuri i zaczął prowadzić gości.
            Drugie piętro było przeznaczone dla chłopców, ale nie według zasad budynku tylko tamtejszych mieszkańców. Dzięki temu nie ma dymu w łazienkach które są wspólne dla całego piętra. Daisuke z ekscytacji ciągle szamotał Yagurę pokazując mu wszelkie rzeczy, mijanych ludzi i w ogóle. Co gorsza ten nie mógł go od siebie odpędzić.
- Co za dzieci. – Hanabi przewróciła lakonicznie oczami, a z powodu tego, że trzymała się zbyt blisko ściany to drzwi, które otwierały się gdy ktoś je popchnął od środka, uderzyły prosto w nią i nie zdołała nawet utrzymać równowagi.
- Hanabi! – Zawołała Matsuri, podbiegając do przyjaciółki z tyłu.
- O, kurwa, sorry… - zakłopotał się winowajca.
- I co zrobiłeś, Kiba?! – Pchnął go Gaara.
- Nie chciałem. Nic ci nie jest, mała? – Nachylił się ku niej.
- Nie przejmuj się, zaliczała gorsze upadki. – odpowiedział za nią Daisuke. – Wychodząc z samochodu, zamiast wyjść to wypadła, albo w szkole spiesząc się do szatni rozwiązała sobie buty, by szybciej je zdjąć. Cztery kroki i jeb, się wyglebiła. Pamiętacie to? – zwrócił się do przyjaciół, a ci na wspomnienie się zaśmiali.
- Prosiłam Cię o opowiadaniu o moim życiu? – Burknęła Hanabi, wstając z podłogi z pomocą Kiby. – Dzięki.
- Będziesz miała guza. – Stwierdziła Matsuri, dotykając jej czoła.
- W ogóle, to jest Kiba, kolega, studiuje weterynarię. – Przedstawił go Gaara.
- Wow, super! Podobno czasem w ramach zajęć musicie pobierać zwierzęcą spermę! – Zachwycił się Daisuke. Yagura spojrzał na niego dziwnie.
- To cię podnieca, Daisuke? Jesteś zoofilem?
- Nie podnieca, tylko śmieszy. – Wyszczerzył się.
- Taa, ale pomoce w onanizmie czekają mnie dopiero za rok. – Odrzekł Kiba. - A wy – spojrzał na całą grupę, zatrzymując się najdłużej na dziewczynie zaatakowanej przez drzwi. Jest podobna do jego koleżanki. – Kim jesteście?
- To jest moja dziewczyna, Matsuri. – Przedstawił Gaara, otulając dziewczynę od tyłu w pasie. – A to jej kumple. Daisuke, Yagura i przyjaciółka Hanabi.
- I to wy zostajecie z nami na weekend? – Dopytał, zamykając drzwi na klucz. – Super. Trzymaj się środka korytarza, mała. To do zobaczenia. – mruknął Kiba i skierował się do wyjścia.
            Daisuke śmiał się interpretując ciche zachowanie Hanabi, jakby się zakochała, ale tak naprawdę nie czuł się wesoło i całe szczęście, że dziewczyna patrzyła na niego z politowaniem i głośno zaznaczała, że jest z Konohamaru – Dai ma jej pilnować. Resztę dnia mieli spędzić w akademiku, choć liczyli na wyjście na miasto… cóż, trochę za późno przyjechali. Ale Gaara i tak postarał się zapewnić im rozrywkę.
- Jak tu jest zajebiście! – Dai ponownie zachwycał się wszystkim co go otacza.
- Twoim współlokatorem jest Neji? – Zapytała Hanabi, zauważając jego notatki.
- Tak, znasz go?
- Mhm. To mój kuzyn. – Stwierdziła. – Czyli to tu mieszka Hinata… a skoro ona to i twoja siostra, Daisuke. Nadal sądzisz, że jest tu zajebiście?
- Już nie…
- To co? – Gaara wyjął z szafki butelkę czystego trunku. – Chcecie zakosztować studenckiego życia? – Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni  tą propozycją, ale nie trzeba ich było długo przekonywać.
            Głupio pytał, przecież są młodzi i chętni na takie zakazane dla nich rzeczy. Był jeden problem, Gaara nie miał czegoś takiego jak kieliszki, więc pili z plastikowych kubeczków. Dla Daisuke to było coś nowego i fajnego. Ogólnie podobało mu się studenckie życie, takie bez zasad. Yagura w internacie brał udział w takich zabawach, tyle że tam musieli się pilnować, bo nauczyciele. Niemniej jednak pytanie go czy mu polać było zwyczajnie głupie. Hanabi za to po raz pierwszy piła alkohol, zawsze się obawiała ojca w tej kwestii, ale tym razem jest daleko. Wypiła zawartość kubka, przez Daisuke, do dna, ale skrzywiła się strasznie i kaszlnęła.
- Takie słabe, Hanabi? – mruknął Yagura.
- Jak ci nie podchodzi to nie pij. – powiedział Gaara.
- Nie. Dam radę!
- Hanabi rozumie matematykę, ma mocną głowę! – zapowiedział dumnie Daisuke.
- Tak w ogóle to co zamierzacie studiować? – Gaara pociągnął konwersację. Sam studiował handel i finanse, ale to już wszyscy wiedzieli.
- Sam nie wiem… - Załamał się Daisuke.
- Ja będę studiować architekturę – wypowiedziała się Hanabi. – i ciągnąć interes rodziny.
- A ja nie wiem… - powtórzył Dai.
- Ja chciałam położnictwo, ale widząc jak mój brat był zawiedziony czwórkami z biologii, zmieniłam zdanie. – Skoro czwórki są słabą oceną to Matsuri woli się nie pchać na medycynę. – Będę studiować turystykę, chcę zwiedzać świat!
- Trochę infantylny argument. – Skomentował Yagura.
- Niby czemu? – Burknęła Matsuri.
- A ja nie wiem co chcę studiować..!
- Zamknij się Daisuke, wszyscy słyszeli – Uświadomiła go Hanabi.
- No to wymyślcie mi jakiś, nie?
- Nie. Yagura czemu?- Powtórzyła pytanie z naciskiem.
- Oj, nie ważne..
- Dobra, no to…
- Nie! – Matsuri przerwała wypowiedź Gaary. – Ja chcę wiedzieć. Słucham Yagura? – Niemal pluła jego imię jak jakąś truciznę. Rozumiał, że teraz tylko pogorszył relacje z nią. Przyjaciółmi raczej nie będą.
- Okej, ale przestań się tak na mnie jeżyć. – Wywrócił oczami. – Mówisz, że turystyka, bo chcesz zwiedzać świat. Pewnie to się ze sobą łączy, ale nie patrzysz na inne rzeczy, których się tam uczysz, jak języki, geografia, historia. Musisz bardzo dobrze znać podstawy. Dopiero na końcu jest cel, czy zainteresowanie.
- To będę się uczyć.
- To już powinnaś zacząć. – stwierdził. Matsuri z języków była dobra, trzeba to przyznać. Uczy się angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i ruskiego, ale z pozostałych orłem nie jest.
- Czyli co? Uważasz, że jestem za głupia? – Zmrużyła gniewnie oczy.
- Nie. Ale dla swojego dobra powinnaś studiować przedmioty, które cię interesują i, z których jesteś dobra. Lingwistyka albo jakaś filologia wybranego języka.
- Wytrzymam ucząc się czegoś na siłę, skoro chcę iść w tym kierunku. -  Zaparła się, a Yagura tylko westchnął.
- Jak uważasz. – Rozmowa z nią to jak walka z wiatrakami.
- Naleje wam jeszcze, a ty Yagura podziel się z nami swoim wyborem.
- Dziennikarstwo.
            Matsuri nic się nie wypowiedziała, była zła za krytykę z jego ust, nie będzie jej mówił co ma robić przecież! Daisuke zaczął głośno analizować ów kierunek, w sumie same zalety! Tak. Teraz już wie co będzie studiował, a Yagura się krzywił. Nie sprawiedliwe to, zaczynał mu nawet proponować inne dziedziny, ale nic. Kilka kubeczków wódki później, Matsuri już odrobinę wstawiona ponownie poruszyła temat swoich studiów, a potem po prostu zaczęła obrażać biednego Yagurę, chociaż nie robiło to na nim wrażenia.
- Hej! – Warknęła Hanabi. – Musicie tak po sobie jeździć?! Nie jesteście u siebie! Zachowujcie się! – Wobec tych słów obojgu zrobiło się głupio.  Miała racje. – Zakopcie topór wojenny.
- Nie wiem czemu Mats jest na ciebie taka cięta, Yagura. Ale powinieneś ją przeprosić. – orzekł Daisuke.
- Ja? Dlaczego ja? Nic je nie zrobiłem! – Na tą wypowiedź Matsuri prychnęła. – Nie rób z siebie poszkodowanej.
- Wiecie co? Podobno konflikty można rozwiązać poprzez spędzanie czasu sam na sam. Zamknął bym was w szafie, ale Gaara nie ma tu szafy… Dlatego zobowiązuje was do całodniowego spotkania w następny piątek!
- Brzmi jakby mieli iść na randkę. – powiedziała Hanabi.
- Właśnie, a jakbyś zapomniał. Matsuri ma chłopaka. – Przypomniał Yagura.
- Nie, spoko. Ja jestem za. -  Gaara wzruszył ramionami. – Spotkajcie się i wszystko wyjaśnijcie. Żyjcie w pokoju jak na przyjaciół przystało.
            Matsuri nie była zadowolona z aprobaty chłopaka, ma przecież własne zdanie, które było na nie…. No, dopóki Yagura nie skomentował tego pomysłu, jako „SPOTKANIE I ROZMOWA Z NIĄ TO STRATA MOJEGO CENNEGO CZASU”. Już ona mu pokaże stratę czasu!

            Wybiła już szesnasta godzina, na dworze zaczynało się z wolna ściemniać, co nie było niczym niezwykłym o tej porze roku. Naoki siedział do tej pory w przedszkolu, bo od godziny już czekał na przyjście taty. Miyuki ma teraz bardzo ważny wykład i uprzedziła, że nie da rady przyjść, a Sasori stwierdził, że nie ma problemu… no skoro się spóźni to jest problem! Głupi tata i jego obietnice bez pokrycia. Oprócz chłopca w sali też była jego koleżanka, której nie lubił. Świat go nienawidzi. Maribel, była blondynką, ciągle miała włosy splecione w warkocze, do tego kocie oczy i piegi na twarzy, w połowie miała latynoskie korzenie po matce. Ciągle broiła, a najczęściej ofiarą jej dokuczań był Naoki. Ona także czekała, aż tata po nią przyjedzie.
- Hej, mazgaju. – Rzuciła z zadziornym uśmiechem do kolegi, który jedynie prychnął i odwrócił leżącą na stole głowę w przeciwną stronę. Beztrosko usiadła sobie obok niego na krześle. – Widziałam twój obrazek na tablicy, ładnie rysujesz. – Pochwaliła, spojrzał na nią podejrzliwie. – Naprawdę!
- Dzięki… - Wyprostował się na krześle, ale nic nie dodał. Nie lubił jej, po co z nim rozmawia? Odchrząknęła teatralnie, zwracając na siebie jego uwagę. – Co?! – Krzyknął zirytowany.
- Naoki! – Upomniała go nauczycielka. Widząc tych dwoje razem musiała wyostrzyć swoją zdolność skupienia. Jednak także już zaczynała tracić cierpliwość, powinna już być w domu, a musi czekać na ich rodziców.
- Gówno! – Odkrzyknęła blondynka.
- Maribel! – Uczennica wydęła usta. Niech ta kobieta nie podsłuchuje.
- Co myślisz o moim obrazku? – Zwróciła się do Naokiego.
- Brzydki. – odpowiedział krótko i szczerze, dziewczynka zacisnęła pięści ze złości. Odczekała chwile, by nauczycielka, która zmierzała do wyjścia, faktycznie wyszła. Drzwi się zatrzasnęły.
- Sam jesteś brzydki! Jak twoje głupie rysunki! – Wykrzyknęła.
- Przed chwilą przyznałaś, że ładnie rysuję. – Wykrzywił usta w zwycięskim uśmiechu.
- Zmieniłam zdanie! Jesteś głupi Naoki!
- A ty dwa razy głupsza!
- A ty sto razy głupszy!
- A ty milion!
- A ty milion milionów razy!
- Ty prócz tego jesteś brzydka i masz śmieszne imię. – Stwierdził brutalnie.
- Odszczekaj to, głupku! – Warknęła Maribel i zepchnęła go z krzesła. W ostatniej chwili zdążył asekurować się rękami i nie plasnąć o podłogę całym ciałem.
- Brzydka wariatka ze śmiesznym imieniem – Zaszydził, siedząc sobie na dywanie.
            Blondynka naburmuszyła się i rzuciła na niego z pięściami, siedziała na nim okrakiem i uderzała go po ciele, zasłaniał się skulony rękami, aż w jednej chwili złapał ją za warkocz i mocno pociągnął. Maribel jęknęła z bólu i ustami skierowała się na trzymaną jej włosy rękę. Ugryzła go. Wkurzony zepchnął ją z siebie, wycierając o spodnie zaślinioną rękę. Złapał ją od tyłu w niedźwiedzim uścisku docisnął ciałem do podłoża. Nie mogła się ruszyć, więc pozostało jej jedynie wołanie o pomoc.
            Interwencja nadeszła po chwili, zaalarmowana przedszkolanka, rozdzieliła od siebie uczniów, od razu wytaczając im reprymendę, którą z jej ust znali już niemal na pamięć. W tym czasie posyłali sobie głupie miny, z których się nawzajem śmiali, a pani sądziła, że nabijają się z niej.
- Dosyć, natychmiast się przeproście! – Rozkazała wyniośle.
- Wolałabym już założyć sukienkę. – Zakpiła Maribel. Nienawidziła jakichś dziewczęcych akcentów.
- Wyglądałabyś jak twoje imię. Śmiesznie. – stwierdził Naoki, a ona nadepnęła go mocno i celowo w stopę. Stęknął, skacząc na jednej nodze, jak to robią na kreskówkach.
- Goń się, czopku!
- Głupi pasztet!
- Hej! Hej! Hej! – Warknęła kobieta i ścisnęła ich mocno za ramiona. – Uspokójcie się! Nie wolno się bić ani przezywać. Naoki, nie wolno bić dziewczynek. Maribel, takie słownictwo nie przystoi dziewczynkom.
- Ale to on zaczął!
- Ale to ona zaczęła! – Wykrzyknęli w tym samym czasie. – Zamknij się!
- Zamknij się! – Ponownie warknęli w tym samym czasie, jednocześnie piorunując się wzrokiem i starając się nie być tym, co mrugnie pierwszy.
- Oboje zamilczcie! Powiedzieć waszym rodzicom co wy tu wyrabiacie?! – Zapytała groźnie. Patrzyli sobie pod nogi, przekręcając głową. Jeszcze za taką pierdołę dostaną karę. – No, to teraz mi się tu ładnie przeprosić. – Nakazała, a ich wzrok się spotkał. Skrzywili się. – No dalej!
- Mówiła pani, że mamy milczeć. – Bąknął Naoki, wzruszając ramionami.
- Przestańcie mnie denerwować! – Warknęła kobieta. – W tej chwili mi się przeprosić!
- Niech się pani zdecyduje co od nas chce. – Prychnęła Maribel. – Przepraszam – Zwróciła się do chłopaka i splunęła śliną na dłoń, którą do niego wyciągnęła.
- Ta, ja też przepraszam. – Również splunął i przybił z nią rękę. Nauczycielka skrzywiła się w obrzydzeniu.
            Lecz na tym nie było koniec. Zostali rozdzieleni po obu końcach klasy, ochoczo wykonali to polecenie. Po kilku minutach zaczęli głośno wzdychać z tej nudy. Wyczekująco spoglądali na okno, chcąc zobaczyć swojego rodzica. Ile można się spóźniać po swoje dziecko. Skandal, trzeba będzie się obrazić.
- Naoki, zakład, że twój tata będzie tu szybciej, niż mój? – mruknęła Mari z końca sali.
- Nie. – Burknął nadąsany.
- Pajac. – Fuknęła do niego. Co za niewdzięcznik, ona go zagaduje, a ten nic, tak bardzo by go walnęła w ten głupi, głupi łeb! Ale pani przedszkolanka patrzy.
            Minęło kolejne dziesięć minut, jak Naoki zdołał siedzieć na miejscu, błądząc swoim apatycznym spojrzeniem po suficie, to jego koleżanka już nie. Zagadywała przedszkolankę, wypytując ją o osobiste rzeczy. Nudziło jej się, choć kobieta nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Jakie nudne życie… ona ma ciekawsze, więc z chęcią jej o nim opowiadała. Przynajmniej może słuchać o czymś fajnym. Gdy zaczęła jej opowiadać o swoich wakacyjnych podróżach, drzwi sali otworzyły się, a w nich stanął zdrowo spóźniony Sasori. Maribel spojrzała na niego z zainteresowaniem, skinął głową do siedzącej za biurkiem kobiety i ruszył do Naokiego.
- Tato, nareszcie! – Zawołał uradowany chłopiec i podbiegł rzucając się w ramiona ojca.
- Witaj mistrzu – Wziął go na ręce i przytulił mocno do siebie. – wybacz spóźnienie. Długo czekałeś?
- Trochę. – Bardzo trochę. – Idziemy już?
- Jasne. – Opuścił syna na ziem. – Idź się ubierz, a ja jeszcze porozmawiam z twoją panią.
- Po co? – Zapytał z lękiem, ona mu powie, że był niegrzeczny i dostanie karę, a jak pani nie powie to ta brzydula to zrobi… spojrzał na nią przez ramię taty, uśmiechnęła się diabelsko, znaczy słodko, ale jako, że to Maribel to diabelsko. Cała ona to diabeł. – Ja poczekam na Ciebie.
- Hm? Co zmajstrowałeś? – Spytał podejrzliwie, dziecko przekręciło główką i złapało ojca za rękę. Podeszli do kobiety i Sasori zaczął dyskusje, czy syn ma jakieś problemy w zajęciach. Nie miał, jest genialnym dzieckiem. – To my już pójdziemy do szatni. – Zwrócił się do syna.
- Ekhm! – Odchrząknęła dziewczynka, zatrzymując Sasoriego poprzez pociągnięcie jego kurtki. Mężczyzna uniósł brew w zapytaniu. – Mam prośbę.
- Tak? – ukucnął przodem do dziewczynki. Naoki naburmuszył się, co ona knuje? W ogóle co go to obchodzi, niech pójdą do domu! Maribel splotła za plecami ręce, wykorzystując do swojej prośby, swoją słodycz.
- Mój tata się spóźnia, a ja nie chcę tu siedzieć sama. Mogłabym pójść do Naokiego i tam poczekać?
- Nie! Nie możesz! – Warknął chłopiec.
- Hej, nie krzycz. – Upomniał go Sasori, a potem zwrócił do niewzruszonej tą reakcją dziewczynki. – A z kim w ogóle mam przyjemność?
- Och, przepraszam. – Uderzyła się teatralnie w czoło. – Maribel Adachi. Jestem najlepszą przyjaciółką Naokiego.
- Kłamczucha! Ja jej nawet tak tyci, tyci nie lubię. – Bronił się przed tą obelgą robiąc niezauważalną odległość od kciuka do palca wskazującego.
- Naoki nie mów tak, będzie jej przykro.
- To nie jest możliwe, tato – Uświadomił. Blondynka zmrużyła gniewnie oczy na gorszego kolegę.
- No, a ja z kim mam przyjemność? – mruknęła do ślicznego pana. Uśmiechnął się do niej.
- Sasori Akasuna, tata Naokiego. – Uścisnął jej drobną, delikatną rączkę. – Maribel to śliczne imię.
- Śmieszne. – Zachichotał Naoki, co wkurzyło dziewczynę, aż poczerwieniała ze złości.
- Śliczne, tak samo jak właścicielka. – Uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał ją po głowie. Wpatrywała się w brązowe tęczówki dorosłego, trawiąc w sobie ten bardzo miły komplement. Nie to, żeby o tym już wcześniej nie wiedziała.
            Po chwili dziewczynka swoim rozkosznym głosem wybłagała swoją prośbę jeszcze raz, mężczyzna zgodził się, pod warunkiem wcześniejszego powiadomienia i zgody jej rodziców. Przedszkolanka zobligowała się do zadzwonienia do państwa Adachi. Miała cichą nadzieję, że się uda, bo Maribel jest nieznośna, nie chciała od niej słuchać jakie ma nudne życie, że się śmiesznie ubiera i dlatego nie ma przyjaciół… Zgodzili się, ale Akasuna miał podać swój adres zamieszkania. Jej tata utknął w korku ze dwa miasta dalej. Na autostradzie powstał karambol i nie może się wyrwać.
            Dzieci poszły do szatni się przebrać, Naoki był bardzo zły na ojca, że skazał go na obecność tej baby. Ona sama miała go gdzieś, przymilała się do jego ślicznego taty. Pomagał jej się ubierać, zaraz, jak to mama mówi na tatę, kiedy jej pomaga ubrać płaszcz… szarmancki!
- Ależ jesteś szarmancki, Sasori! – mruknęła do niego, a on się trochę speszył. Już są na Ty, spoko…
- Dziękuję. Zapiąć księżniczce kurtkę? – Zapytał dostojnie.
- Tato, zawiąż mi buty – Podszedł do nich Naoki. Nie podobało mu się, że cała jego uwaga skupiała się na tej czarownicy. To jego tata, niech sobie idzie do swojego!
- No skoro nalegasz, to możesz mi zapiąć – Wycwaniła się dziewczyna, zwracając do mężczyzny. Złapał za jej kurtkę i podczepił zamek. Uśmiechnęła się triumfalnie, a Naoki skrzywił.
- Tato no!
- Zaraz, mam tylko dwie ręce. – Burknął Sasori, sunąc suwakiem w górę z dużą ostrożnością, by nie uszczypnąć Maribel. Następnie odwrócił się do syna i związał mu buty. – Proszę, paniczu. Coś jeszcze? – Zapytał kpiącym tonem, ale ten nadal strugał urażonego.
            Po wyjściu z budynku, ruszyli do mieszkania Akasuny. Maribel ścisnęła rękę dorosłego, idąc obok niego z niezwykłą dumą. Stale zadawała mu potok pytań, gdzie pracuje, ile ma lat, jakie płatki lubi na śniadanie i tak dalej. Naoki szedł obok nadąsany, z rękoma w kieszeniach i wzdychał ciężko, chcąc zwrócić na siebie uwagę taty. Chciał by tata poczuł się winny jego złemu nastrojowi i podszedł do niego, olewając Maribel i starając się uzyskać jego przebaczenie. Miał łatwo, bo wystarczyło, aby go wziął na barana. Ale nie, po co. Westchnął kolejny raz.
- Ej, Krecik! Daj rękę. – Zawołał Sasori do syna.
- Krecik? – Parsknęła Maribel.
- No, a kto tak cały czas wzdycha? – Zapytał, a ona zaśmiała się rozkosznie. Dlatego zawsze chciał dziewczynkę, są takie, do bólu słodkie. Naoki naburmuszył się jeszcze bardziej. Głupi tata, upokarza go przed nielubianymi kolegami. Tak, kolegami. – Przestań się złościć.
- Nie złoszczę się! – Krzyknął, idąc twardym krokiem do domu.
            W mieszkaniu rozebrali się z zimowych ubrań, Sasori nakazał Naokiemu zająć się koleżanką, podczas gdy on, przygotuje kolacje. Nie chciał się z nią bawić, ale tata zmierzył go groźnym wzrokiem. Konsekwencje byłyby niemiłe gdyby się nie zgodził. Usiadł z nią w salonie i włączył telewizję, nie zaprosi jej do swojego pokoju, jeszcze mu coś kleptomanka zabierze z pokoju!
- Masz fajnego tatę. – Zaczęła swobodnie. – Nie taki głupi, jak ty.
- Sama jesteś głupia – Bąknął zakładając ręce na piersiach.
- Nudzisz, Nao. – Trzepnęła go w łeb, ale ten nie pozostał dłużny i zepchnął ją z łóżka. – Kurde! - Warknęła wściekle.
- Naoki! Co ty wyprawiasz? – Warknął Sasori podbiegając i pomagając Maribel.
- Nic mi nie jest, sama spadłam – oznajmiła blondynka. Nie zamierzała skarżyć, potrafi sama się obronić! Zresztą lubi się z nim drażnić, kłócić lub bić. Sasori uśmiechnął się do niej.
- Na pewno nic się nie stało? – Zapytał z troską, ale przekręcił głową. – Naoki, przeproś ją.
- Przecież sama spadła – Fuknął chłopiec, trzymając się jej wersji.
- Wszystko widziałem, nadal podtrzymujesz, że sama spadła i chcesz dostać karę za kłamanie? – Dopytał, mrużąc na niego gniewnie oczy. Ten zmierzył Maribel wzrokiem, wszystko przez nią!
- Dobra, a więc trochę jej pomogłem spaść – Stwierdził na wymuszenie.
- I co masz jej do powiedzenia…? – Dopytał, a on się skrzywił.
- Mogłaś nie zaczynać – Bąknął, bez krzty poczucia winy.
            Chciał nadal na niego naciskać i wymusić przeprosiny, ale Maribel wyratowała go z opresji. Ukazała swoje zainteresowanie lecącą w telewizji bajką, nie czuła potrzeby usłyszenia tego słowa, przecież to tylko słowo, w pupie je ma. Sasori nakazał mu być grzecznym i jej nie dokuczać po czym powrócił do szykowania im kolacji. Dzieciaki siedziały sobie na kanapie, Naoki grzecznie na końcu kanapy, a jego koleżanka nieco cudacznie, miała nogi na oparciu, a głowę spuściła w dół – oglądała telewizje do góry nogami. Jej wiercenia strasznie go denerwowały.
- Uspokój się, syndromie ADHD. – Warknął do niej, kiedyś w przedszkolu był taki temat i wyłapał to słówko.
- Pogadaj z ręką. – Zacytowała Terminatora i wystawiła do niego dłoń. Był zły wobec takiego traktowania, w takich sytuacjach obydwoje działali siłowo. Naoki odepchnął ej rękę, ta uderzyła pięścią w jego uda i po chwili zaczęli się z rozbawieniem szamotać. Po chwili Naoki usiadł  na niej i zablokował jej ręce ponad głową.
- I co teraz zrobisz?! – Opluła go w twarz.
- Złaś ze mnie, grubasie! – I wydarła się ostro.
- Nie jestem gruby! – Zaczął ją łaskotać wolną ręką. Wiedział, że ma łaskotki i wiedział, że ona tego nienawidzi.
            Sasori wyszedł z kuchni, ale widząc, że dzieciaki się śmieją i w jego perspektywie, dobrze bawią, nie miał obiekcji, by nie iść do łazienki. Swojego wyznaczonego celu. Zamknął za sobą cicho drzwi.
- Jesteś! Jesteś taki gruby, że łatwiej cię przeskoczyć, niż wyminąć! – Fuknęła przez łzy, które wytworzyły się ze śmiechu. Naoki nadal ją gilgotał.
- Odszczekaj to!
- I-Idź być grubym gdzie indziej! – Zawołała i zrzuciła go z siebie na ziem, ale też spadła, ale na niego. Ten huk od razu wezwał Sasoriego do interwencji. Dzieciaki słysząc otwierane drzwi natychmiast się przetransportowały na kanapę i udawały, że nic złego nie miało miejsca.
- Co tu się dzieję? – Zapytał ostro.
- Nic.
- Nic… – Powtórzył za Maribel. Nigdy nie kłamał, więc jego wersja „nic” nie była przekonywująca. Blondynka spojrzała na niego z politowaniem, musi go poduczyć kłamać.
- Naoki masz karę. – powiadomił go ojciec. Wstał ostro z kanapy.
- Za co?! – Krzyknął do niego, ale zrugane spojrzenie taty odebrało mu pewności siebie.
- Nie tym tonem, młody człowieku. – Skrzyczał go. – Spójrz na siebie, spójrz na Maribel. Na jej wytarmoszone ubrania i rozmierzwione włosy! – Dziewczynka spojrzała na siebie, no przecież zawsze tak było… chyba. – Oboje cali spoceni, a kanapa cała poburtana – No owszem, nakrycie z oparcia opadło.
- Ale to nie moja wina! – Jęknął chłopiec, znowu ona, wszystko niszczy, a mogło być tak fajnie bez niej.
- Nie interesuje mnie czyja to wina, weźmiesz za to odpowiedzialność.
- To niesprawiedliwe! – Zawołał wzburzony. – Idę do pokoju i już nigdy stamtąd nie wyjdę! – Każdy swój krok stawiał bardzo twardo, jakby zaraz miały się meble trząść.
- Możesz sobie pójść, jak koleżanka sobie pójdzie – Zastąpił mu drogę, trzymając ręce na biodrach.
- To nie jest moja koleżanka! Ja jej tu nie przyprowadziłem. – Burknął i wyminął mężczyznę, potem bardzo mocno zatrzasnął drzwi od pokoju. Sasori westchnął ciężko na to zachowanie i złapał się za zatoki. Na kanapie stała Maribel z założonymi rękami.
- Dzieci – Podsumowała, przekręcając wymownie głową.
            Gospodarz obdarzył ją uśmiechem, pani dorosła ho, ho.  Dziewczynka usiadła wtedy z powrotem na kanapie i grzecznie wpatrywała się w ekran telewizora. Sasori dołączył do niej po chwili, mając na tacy przygotowane kilka kanapek i dwa kubki herbaty. Syna zostawił na razie w spokoju, musiał się zająć gościem, ale było mu przykro, że się z nim tak pożarł… oparł się na kanapie, popijając sobie herbatę.
- O nie! – Jęknęła Mari, spojrzał na nią pytająco. – Rozwalił mi się warkocz…
- To… zrób sobie nowy – Zaproponował niepewnie. Co miał w takiej chwili zrobić?!
- Mam pięć lat Sasori, nie umiem. – Upomniała go, na co poczerwieniał. Mały pyskacz, ale i tak była urocza. – A ty? Uczesałbyś mnie?
- Ja?! - Wytrzeszczył oczy. – Ja nie umiem. – Dziewczynka się zasmuciła, kurwa, nie rób tego… - No, zaczekaj chwilę – chwycił do ręki telefon i wybrał numer do swojej długowłosej piękności. – Cześć Dei. – Osoba po drugiej stronie się przywitała i zagaiła pytaniem o samopoczucie. – Spoko… słuchaj mam pytanie… jak się robi warkocze? – Rozmówca nie wiedział i nawet był zdziwiony, że jego pyta. No jak to dlaczego? – Masz długie włosy i pomyślałem… - Nie dane mu było dokończyć, gdyż posypały się wyzwiska, dotyczące inteligencji i nastąpiło brutalne pożegnanie. – Ech… no nic. Nie pomogę ci Maribel, ale rozpuść włosy, dziewczyny są piękniejsze w rozpuszczonych włosach.
- Tobie się takie podobają? – Dopytała, przymrużając swoje kocie oczy.
- Jasne – mruknął z uśmiechem.
            Blondynka rozplątała swoje miękkie i lekko pofalowane włosy. Nie czuła się jednak z tym wygodnie i zrobiła sobie kucyka, drugą gumkę chciała pozostawić na ręce, ale Sasori zakazał. Przez to może nie dochodzić krążenie we krwi, a chyba nie chciała jej stracić. Mari go pochwaliła, jest taki mądry i przystojny! Jej tata jest tylko mądry. Wytoczył jej kilka pytań o rodziców, okazało się, że jej tata jest psychologiem, a mama stewardesą, dlatego ciągle podróżuje i zna wiele języków. Potem już nie musiał pytać, sama mu o wszystkim gadała. Lubiła rozmawiać o sobie. Opowiadała o krajach, które zwiedziła i takie tam.
- Tobie to dobrze – Stwierdził z nutą zazdrości.
- Wiem… Sasori do jakiego kraju chciałbyś pojechać? – Ukucnęła sobie przy nim, zastanowił się.
- Włochy wydają się ciekawym krajem. – oznajmił, przejechałby się tam z Miyuki. W końcu tyle romantycznych tam miejsc, spodobałoby się jej. Naokiemu na pewno też.
- Och, jeszcze tam nie byłam! Może pojedziemy razem? – Zaproponowała na super serio, ale mężczyzna tak tego nie odebrał. Poczochrał jej głowę. – Będzie fajnie.
- Jasne – mruknął, byłby utrzymankiem pięciolatki, dziecięca gadka. Rozkoszne.
- Sasori, masz żonę? – Zapytała, nie widzi na palcu obrączki i w domu nie widzi żadnych zdjęć kobiety, jak i jej samej. Uśmiechnął się lekko.
- Nie.
- A chcesz? – Tym pytaniem przyprawiła go o lekki rumieniec.
- Hm, no kiedyś na pewno. – Tylko musi poczekać na odpowiednią chwile by się jej oświadczyć, ale są bliżej, niż dalej. I tak już żyją, jak małżeństwo no to co mu szkodzi się ustatkować.
- To poczekaj aż będę pełnoletnia. – Wyszczerzyła się, a on zamrugał zdezorientowany.
- C-Co…?
- Tata mówi, że dziewczynki można brać ślub, gdy jest się pełnoletnim. Poczekasz na mnie, nie? – Dopytała, takie mini oświadczyny. Tylko, że on już kogoś ma, a też głupio mu tak łamać jej serduszko… no Sasori, znasz się na tych narządach, jesteś kardiologiem.
- Zobaczymy – odpowiedział, nie było to ani nie, ani tak, więc chyba w porządku.
            Potem zboczył z tego tematu na przedszkole, może ma z czymś problemy, a on jej pomoże? Mogłaby mieć! Niestety nie ma… ale to weszli na temat telewizji. Sasori przełączał kanały, by trafić na odpowiedni. Pilot na chwilę zawiesił się na wiadomościach, gdzie dowiedział się, że jej tata to ogląda i słyszy tylko kurwa, jebać, pierdolić i dalej zatkał jej usta. Nie powinna tak się wyrażać, ta uwaga ją naburmuszyła, nie lubi, jak jej mówią jak ma mówić, bo jest dziewczyną. Dziewczyny też mogą przeklinać. Feministka w jego domu… żeby ją rozweselić, zaczął łaskotać, nie lubiła tego, ale on nie robił tego by ją wkurzyć.
- Ekhm! – Chrząknął głośno Naoki, zwracając na siebie ich uwagę. – Tato, możemy porozmawiać?
- Jasne, mów.
- Sami. – Odezwał się i okręcając na pięcie, ruszył do kuchni. Zabrzmiało poważnie, zostawił Maribel samą i ruszył do syna, który czekał na niego z założonymi rękami. – Usiądź. – Wskazał na krzesło, ze śmiechem wykonał polecenie.
- Co zrobiłem? – Zaczął się z nim drażnić.
- Lubisz Maribel? – Nie wytrzymał, parsknął śmiechem. – Tato…
- Przepraszam. No, fajna jest, nie?
- Nie. – Fuknął. – Nie lubię jej i ty też nie możesz jej lubić… nie podoba mi się, że się z nią bawisz. – Stwierdził patrząc do pokoju, gdzie siedziała. Sasori uśmiechnął się lekko i pociągnął go za ramię do siebie.
- No hej, ktoś tu zapomina, kto jest moim dzieckiem. – Pstryknął go w nos. – I o to się złościsz?
- Nie złoszczę, ale nie lubię jej. – odparł, przytulając się do taty.
- Czemu? Jest fajna, słodka… i ładna – Dodał wymownie, a Naoki plasnął się w czoło.
- Wiedziałem… ona ci się podoba! – Zawołał z pretensją.
- Co? Nie! – No, kurwa, jeszcze go za pedofila wezmą. – Nie o to mi chodzi…!
- Masz przecież Miyuki tato!
- Wiem. Dlatego nie o to… - Rozbrzmiał dzwonek do drzwi. – Nie o to mi chodziło, Naoki. – Dokończył wypowiedź, zmierzając do drzwi. Blondynka też do nich nieśmiało ruszyła. Za drzwiami stał mężczyzna o ciemnych blond włosach i piwnych oczach.
- Tatuś! – Zawołała Maribel i wtuliła w ojca.
- No witaj, królewno!
- Nie nazywaj mnie tak. – Burknęła i odsunęła się od ojca. – Spóźniłeś się! Mówiłam, że tak będzie! Mówiłam, że się spóźnisz! – Wykrzyczała zdegustowana jego zachowaniem, podrapał się w głowę zakłopotany.
- No tak, mówiłaś…
- Wisisz mi dychę. – oznajmiła. Sasori się zaśmiał, a to sprytna dziewczyna, ale oby Naoki tak nie robił… wtulił syna do swojego boku.
- W domu ci dam, a teraz ubierz się, królewno. – Pogonił ją do ubioru i zwrócił do gospodarza. – Tomi Adachi.
- Sasori Akasuna – Uścisnął mu rękę.
- Naoki. – Wtrącił chłopiec i uścisnął mu dłoń.
- Ach! – Od razu go skojarzył. – Mój przyszły zięć! – Dzieciaki spojrzały na niego niezrozumiale, nie wiedziały co znaczy  zięć. Sasori wiedział, ale nie znał powodu. – No wiesz w końcu ta dwójka się całowała.
- Co?! – Sasoriemu niemal szczęka opadła, jak to się stało, że on o tym nic nie wie? Spojrzał na syna.
- Nieprawda! To ona mnie całowała! – Oburzył się Naoki. Sasori spojrzał na Tomiego.
- Hm… możliwe. Dużo czasu spędza z wyładowanym testosteronem bratem. – mruknął zakłopotany. – Mam nadzieję, że dzisiaj ta mała histeryczka ci nic nie zrobiła…
- Tato! – Upomniała go córka. Zaśmiał się do wtóru z Naokim.
- W każdym razie, bardzo dziękuję za opiekę nad tą smarkulą – mruknął, a Naoki się zaśmiał. – i przepraszam za kłopot.
- Nie ma problemu. Bardzo fajna dziewczyna – oznajmił z uśmiechem, który oddała.
- Widzisz? Sasori mnie lubi!
- Hej, hej mała, dlaczego mówisz do pana po imieniu? -  Zmrużył na nią gniewnie oczy.
- Też mi mówił po imieniu. – Wytłumaczyła, a Saso zastygł. To jak miał do niej mówić…?
- To nie znaczy, że jesteście ze sobą na Ty. Masz się zwracać per pan, jasne? – powiedział stanowczo, nadąsała się.
- Mam mówić pan, do mojego przyszłego męża? – odpowiedziała pytaniem, kładąc ręce na biodra. Tomi spojrzał na Sasoriego, tak samo Naoki.
- Jak to…? – zapytał skołowany ojciec dziewczynki. W co się ten facet wjebał?
- No po prostu, jak będę pełnoletnia to weźmiemy ślub, a w podróż poślubną pojedziemy do Włochów. – Uśmiechnęła się do Sasoriego. Mówi się Włoszech, ale nie będzie jej poprawiał, głupio wyjdzie. – Ciebie oddamy do sierocińca. – zwróciła się do Naokiego.
- Zamknij się! Tato, o co w tym wszystkim chodzi?!
- Ja nie…
- To, że zostanę twoją mamą Naoki! – Podrażniła kolegę.
- Po moim trupie! – Ojcowie przysłuchiwali się tej wymianie zdań z cichym rozbawieniem.
- To się da załatwić! – Zawołała i już miała go zaatakować, ale tata zabrał ją na ręce.
- Przykro mi Maribel, nie oddam cię. Chcesz nabawić ludzi załamaniami nerwowymi – zaśmiał się mężczyzna. Dorobi mu pacjentów. – Zresztą co to takie… najpierw syn, a potem ojciec? Zwariowałaś? – Wywrócił oczami, zdecydowane za dużo czasu spędza z bratem, zapewne on jej daje takie pomysły. Następnie zwrócił się do Naokiego. - To my zapraszamy do siebie, w końcu trzeba się odwdzięczyć. – Zaoferował.
- Nie przyjdę.
- Naoki! - Zrugał go Sasori, a Tomi się zaśmiał.
- A jak pozbędziemy się Maribel?
- To wtedy tak – odrzekł, mężczyzna poczochrał go po głowie.
- Fajny chłopak, szczery do bólu – mruknął, szczerząc się do niego.
- Taa, dziewczyna też super, sądząc po jej pomysłach ma łeb jak sklep. – Oddał komplement.
- Mhm. Szkoda, że półki puste…
- Tato! – zawołała do niego oburzona, no co za tata, tylko siarę robi.
            Potem pożegnała się z per Głupkiem i per Panem Sasorim. Następnie opuścili mieszkanie i zostawili dwójkę mężczyzn samych. Sasori  spojrzał na syna z uśmiechem, teraz już wie po co była ta rozmowa w kuchnia. Mari podoba się Naokiemu! Chłopiec plasnął się w czoło, ten tata… nic nie rozumie. Nie zagłębiając się w temat, przystąpili do wykonywania swojego planu maratonu z bajkami do późna w nocy! Oboje mieli następnego dnia wolne, więc mogli sobie na to pozwolić. Szaleństwo!

8 komentarzy:

  1. Soli... Rozwaliłaś system.
    Zazwyczaj (nigdy) nie udzielam się w komentarzach, aczkolwiek jestem stałą czytelniczką.
    Wpadłam sobie teraz na taki pomysł, że skomentuje :P
    Wszystko genialne - Maribel mnie wkurza, ale ten wątek z nią (przede wszystkim dialogi) ... CUDO!
    Mam nadzieje, że Miyuki i Noriko jeszcze się spotkają, a Saso wszystko zbierze do kupy (i oświadczy się Miyuki).
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to tylko do rozwalania systemu się nadaje :P
      O jaaa <3 To wiele dla mnie znaczy skoro zmuszam czytelnika do ujawnienia się w komentarzu :D
      Musisz polubić Mari, to najlepszy przyjaciel Naokiego! :P I moja karta na śmieszne wątki xD
      No nieuniknione, że się spotkają, a co zrobi Saso to nie zdradzę, choć pewnie już wiecie :P
      Dziękuję i również pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Zamiast uczyć się historii to czytam rozdział xdd. Ogólnie to super jak zwykle, bardzo się ciesze ze Noriko nie zabierze Naokiego <3 nwm czemu ale strasznie wkurza mnie Maribel :P nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odciągam ludzi od nauki .___. Przeze mnie nie zdacie .__.. xD
      Maribel wszystkich wkurza, taki charakter xD
      To pozostaje mi prosić o cierpliwość :D Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Cudowny rozdział :D Dobrze że Naoki zostanie z Sasorim a nie z Noriko. No wprost nie mogę się doczekać oświadczyn i jak razem zamieszkają. Oni są tacy słodcy, że o matko. Dei nie umie robić warkocza O"o. Z niecierpliwością czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zamieszkają Noriko z Saso? :P
      Ej, ja jestem 100% dziewczyna i też nie umiem robić warkocza, skomplikowany proces! :O
      Dziękuję ślicznie za komentarz :D

      Usuń
  4. No to się wkopałam. Jestem 12 rozdzialów do tyłu. Ale mam zamiar codziennie czytać po dwa rozdziały, co oznacza, że... za 6 dni będę na bieżąco. Dobra jestem nie?

    WIELKIE SORY BRO

    OdpowiedzUsuń