Następnego
dnia około czwartej po południu do Sasoriego miała przyjść Noriko, ściślej
mówiąc to do Naokiego. Wczorajsze spotkanie było raczej krępujące, ale mąż
Noriko nie dociekał, nie zadawał pytań i nie był w stosunku do Saso jakiś nie
miły, ale pobyt w swoim towarzystwie był dziwny, dlatego stamtąd z Naokim
wyszli. Nie wie, jak potem się to wszystko potoczyło, ale zapewne niedługo się
dowie. W ogóle dzisiaj to będzie dzień pełen wrażeń, bo Sasori chciał
uświadomić Nao, że Noriko to jego mama. Patrzył na syna, zastanawiając się jak
chłopak zareaguje? Na razie zachowuje się beztrosko, nie będąc świadom choćby
tego, że ktoś ma przyjść. W końcu zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę. – Powiadomił Sasori, gdy chłopiec spojrzał wymownie
na drzwi.
- To pewnie wujek Hidan!
- Pewnie nie. – odparł, a następnie otworzył drzwi, w progu
których stała Noriko. – Wejdź. – zaprosił do środka. – Przyszłaś bez męża?
- Bez. – Skinęła głową i szybko zdjęła z siebie zimowe
odzienie. – Cześć Naoki. – Zawołała, ruszając do syna.
- Cześć…? – Nie wiedział za bardzo jak się do niej zwracać,
do kobiet nie był aż tak śmiały. Poza tym to ciocia Maribel, zapewne szpieguje
go dla niej. Najlepiej by było się ulotnić. – Mam iść do pokoju? – Spojrzał
wymownie na tatę.
- Nie Naoki, przyszłam do Ciebie. – mruknęła, zaglądając do
torby.
- A po co? – Dopytał. Sasoriemu mimo wszystko nie spodobał
się jego ton.
- Naoki – Upomniał chłopca.
- To nic. – Wtrąciła Noriko z uśmiechem, usiadła przy dziecku
na kanapie i podała mu zapakowany prezent. – Proszę. Podobno to jest na topie
wśród chłopców.
- Mogę otworzyć?
- No tak, to dla Ciebie. – Potwierdziła. Nie jest to jakiś
wielki prezent i wie, że nie wynagrodzi mu tych lat, kiedy jej z nim nie było.
W trakcie, gdy siłował się z papierem, dotknęła delikatnie jego głowy,
zatapiając palce w włosy, które ewidentnie ma po niej.
- Napijesz się czegoś? – Zapytał Sasori.
- Kawę, poproszę.
Zostawił
więc ich samych, Noriko nie zwracała na
niego uwagi, miała ją skupioną na Naokim. W prezencie dostał zestaw z walkie-talkie,
lornetkę i inne szpiegowskie narzędzia. Strasznie się z tego ucieszył, teraz
jest przygotowany do ewentualnych misji. Noriko
była z siebie dumna, że trafiła z prezentem. Na początku na ten temat z
nim rozmawiała, czy szykuje się jakaś podwórkowa bitwa, ale Naoki raczej nie
bawił się na dworze z rówieśnikami, prędzej w domu z wujkiem Hidanem.
Rzeczywiście wspaniałe towarzystwo, Hidana pamięta jako godnego pożałowania
człowieczka o wyjątkowo małym mózgu, jednak skoro wywołuje w Nao takie
pozytywne emocje to była mu wdzięczna.
- A co dzisiaj robiłeś?
- Oglądałem bajki w telewizji. – odpowiedział ostrożnie.
Nabrał podejrzeń, bo pani cały czas go o coś pyta, pewnie Mari się będzie z
niego naigrywać w przedszkolu.
- Cały dzień?
- Tak. – Skłamał, ale natychmiast zostało to wykryte, przez
zbliżającego się tatę.
- Naoki, przecież rysowaliśmy razem. – Między innymi. Nie
chciał wyjść na rodzica, który cały dzień zostawia dziecko samemu sobie przed
telewizorem.
- Rysowałeś? A pokażesz mi? – Poprosiła Noriko.
- Nie…
- No proszę. Nie wstydź się.
- Nie. Nie mam tych rysunków. – odparł stanowczo. – Potwór je
zjadł.
- Naoki. – Burknął na chłopca Sasori. – Przestań wymyślać i
przynieś pokazać.
- Nie chcę…
- Mam sam przynieść?
- Nie!
- Spokojnie. Może innym razem obejrzę. – Wtrąciła Noriko.
Trochę ciężko jej idzie, ale mogła się tego spodziewać.
- Noriko… - zwrócił się do niej Sasori, gdy zwracał się do
niej po imieniu czuł się co najmniej dziwnie. – Twoja kawa.
- Słodziłeś? – Zapytała, przejmując kubek.
- Nigdy nie słodziłaś… ale zaraz Ci przynio…
- Nie, nie. W porządku, zdziwiło mnie, że pamiętasz. –
mruknęła upijając łyk. – Naoś, jakie lubisz bajki?
Chłopiec
odpowiadał na pytania dosyć krótko, nie wiedział na ile może sobie pozwolić, bo
nie znał intencji kobiety, dużo tata wydawał jego informacji, z czego nie był
zadowolony. Po chwili zachciało mu się siusiu, dlatego za pozwoleniem wyszedł
do łazienki.
- Twój mąż był na ciebie zły za wczoraj? – Noriko odpiła łyk
kawy, patrząc na niego niezrozumiale. – Wiesz, niechcący natrafił na twojego
byłego, który w dodatku jest ojcem twojego dziecka.
- Nie, nie był zły, tylko zaskoczony. Nie jest typem
zazdrośnika.
- Więc to, że masz dziecko z innym to dla niego nie problem?
- Jakby tak było to by ze mną tu przyszedł.
Uśmiechnęła
się nikle, cała rozmowa z Roko, którą przeprowadziła jeszcze w domu była dla
niego sporym szokiem i również przez niego została skrytykowana za swoje
postępowanie. W każdym razie nie spodziewał się już, od razu poznać byłego i
syna swojej żony. Trochę go to spięło, a dzisiaj stwierdził, że źle się czuje.
Roko jedynie nie chciał, aby reszta rodziny wiedziała o tym, że łączy ich
dziecko – dlatego prosił, by zostało to między nimi. Noriko, by utrzymać
rozmowę, wypytała o dziewczynę Saso, ale musiał jej przypomnieć imię, no i też
się spodziewała ją poznać, ale niestety.
- Wcześniej Naoki zapytał Miyuki czy może nazywać ją mamą.
Zgodziła się… - Spojrzał na jej reakcje. – I trochę nam tym pokomplikowała
przekaz.
- Nic się nie stało. I tak nie zasługuje na to, aby mnie tak
nazywał.
- To już swoją drogą, ale… - Ugryzł się w język pod wpływem
jej oburzonego spojrzenia. Może i prawda, ale nie powinien jej przytakiwać! –
Sorry.
- Bezczelny jak zawsze. – Prychnęła z humorem.
Wtem z łazienki
wyszedł Naoki i chciał od razu iść do swojego pokoju, jednak Sasori go
zatrzymał i przywołał. Nie rozumiał dlaczego chłopak nie chce im przeszkadzać. Przecież
zawsze przeszkadza i chce wszystko wiedzieć. Zastanawiał się czy on jakoś
podświadomie nie ma jakiejś narzuconej urazy do osoby Noriko.
- Co tak nie chcesz ze mną siedzieć, Naoki? – mruknęła
Noriko. – Taka jestem brzydka? – Puściła mu oczko.
- Nie.
- To o co chodzi?
- No, bo – Wziął większy wdech. – jestem zmęczony i chce mi
się spać.
- O siedemnastej? – Sasori uniósł brew w powątpieniu.
- W porządku, to może przyjdę kiedy indziej.
- Nie ma takiej potrzeby, przecież widać, że zmyśla. –
Burknął Sasori.
- Wcale nie widać! – Oburzył się Naoki.
- Niech Ci będzie. – Wywrócił oczami. – Ale usiądź, musimy Ci
coś powiedzieć.
Posłusznie
wykonał polecenie. Sasori trochę się denerwował, musząc przekazać mu wiadomość.
Znaczy, niby nic nie musiał, ale chciał. Spojrzał na Noriko, licząc na to by
zaczęła, ale była zbyt zajęta wpatrywaniem się w swojego syna. Westchnął
ciężko.
- Pewnie zastanawiasz się kim jestem, Naoki. – Jednak
zaczęła.
- Wiem. Jesteś ciocią Maribel.
- No tak. To prawda. Ale nie z tego powodu do Ciebie
przyszłam.
- Nie? – Zdziwił się, więc nie jest jej szpiegiem. Odetchnął
z ulgą.
- Naoki… - Tym razem to Saso się do niego zwrócił. – Noriko
jest twoją mamą. – Chłopiec parsknął na te słowa śmiechem.
- Nie prawda. Miyuki jest mamą – Przekręcił z uśmiechem
głową. Niemądry tatuś.
- Ale nie biologiczną… - Skarcił się w myślach za użycie tego
słowa. – Twoją prawdziwą mamą jest Noriko. Ona cię urodziła. – Rodzice
wyczekiwali reakcji chłopca, ale on milczał.
- Naoki, zrozumiałeś co tata powiedział?
- Nie. – Szepnął w jej stronę.
- Czego nie…?!
- Saso, pozwól, że ja wyjaśnię. Naoki wiesz, skąd się biorą
dzieci?
- Tak. – Przytaknął, był dumny z tej wiedzy.
- Wspaniale. To wiesz, nim się pojawiłeś na świecie to byłeś
w moim brzuszku.
- Co?! Zjadłaś mnie?! – Zawołał w szoku.
- Nie! Nie, nie, nie! – Zerknęła na Saso, który się głupio
uśmiechał. – Nie mówiłeś mu skąd się biorą dzieci?
Opowiedział,
no oczywiście, że tak, ale to była historia o bocianie. Jest za mały na
prawdziwą wersje. No cóż z tłumaczeń Noriko okazało się, że chłopiec wiedział,
czym jest seks – rzecz jasna od wujka Hidana. nie wspomniał mu jednak, że stąd
się biorą dzieci, według wujka do tego trzeba być frajerem. Noriko westchnęła
ciężko, czyli Sasori nadal nie wyrósł z odgrywania największej łajzy w
towarzystwie. Bez słowa wróciła do rozmowy z Naokim, cierpliwie mu wszystko
tłumacząc. Na koniec wszystko zrozumiał, ale i tak nie wiedział jak się ma
teraz zachować.
- Czyli muszę do Ciebie mówić mamo?
- Byłabym z tego powodu bardzo szczęśliwa, kochanie, ale nie
zmuszaj się, dobra?
- Nie zgadzam się. Tak czy siak powinien Cię tak nazywać. –
Wtrącił Sasori. Cokolwiek zrobiła potem, to za danie Nao życia należy się jej
choć cząstka szacunku od niego.
- Ale Miyuki pierwsza chciała zostać moją mamą. – Burknął.
- Naoki, czy ty nie ro…?
- Daj spokój. – Noriko machnęła na byłego ręką. – Pewnie
bardzo lubisz Miyuki.
Od razu temu
przytaknął i zaczął kobiecie o niej opowiadać, o wspólnych zabawach i wyjeździe
w przyszłym tygodniu na narty. Nie była z tego jakoś specjalnie zadowolona, bo
chciała z nim spędzić te dni, ale nie będzie o tym mówić i zmieniać chłopcu
planów, z których najwyraźniej się cieszy. Przy okazji chłopak się wygadał, że
Saso rzadko ma dla niego czas i niemal zawsze spóźnia się po niego do
przedszkola. Niby Miyuki mogłaby go odbierać, ale robi to tylko co dwa
tygodnie.
- To ona z wami nie mieszka? – Zdziwiło ją to, bo Sasori
zawsze szybko się przywiązywał, szybko się angażował i wszystko lubił
przyspieszać. Jej to tam nigdy nie przeszkadzało.
- Nie. Nie chciała za szybko robić takich poważnych kroków. -
Wyjaśnił Sasori. – Cholera, nie jest wam zimno? – Bąknął, trąc o siebie swoje
dłonie.
- Y-y. – Naoki zaprzeczył ruchem głowy.
- Mi też nie. Pokaż ręce – Przechwyciła mu dłonie. – Rany,
gdzie ty je trzymałeś? W zamrażarce?
- Pokaż! Ja też chcę sprawdzić! – mruknął Naoki, łapiąc tatę
za dłonie. – Brrr! Zimne! – zaśmiał się. Noriko bez ostrzeżenia przyłożyła dłoń
do czoła Saso.
- Jesteś gorący.
- Dzięki. – odparł z uśmiechem. – Ale mam dziewczynę.
- Nie pochlebiaj sobie. – mruknęła z uśmiechem. – Może weź
sobie gorącą kąpiel? A ja się w tym czasie zajmę Naokim, chcesz czy nadal
jesteś zmęczony? – Zwróciła się do syna.
- Chcę. – Przytaknął.
Teraz, skoro
dowiedział się, że ma mamę i na dodatek ją poznał, chciał z nią spędzać dużo
czasu! W ogóle nie zajmował się pytaniem, dlaczego dopiero teraz poznał.
Wydawało się mu to nieistotne. Gdy Sasori poszedł wziąć tą kąpiel, mógł z nią
bardzo dużo porozmawiać. Zadawali sobie na zmianę poznawcze pytania, a chłopiec
nabierał podziwu do swojej mamy, wydawała się taka fajna! Zgodziła się nawet
oglądnąć z nim ulubioną bajkę, bo podobno nie oglądała „Gdzie jest Nemo?” jak
tak można?! Naoki postawił sobie za punkt honoru obejrzeć z Noriko ulubione
bajki.
- Wiesz, co? – Zapytał w pewnym nudnym momencie bajki. Noriko
spojrzała na niego pytająco. – Fajnie, że mam taką ładną, prawdziwą mamę. –
Oświadczył, wtulając się do jej boku.
- A ja, że mam takiego przystojnego syna.
Po pół
godzinie dołączył do nich Sasori. Po kąpieli nie czuł się lepiej, teraz jeszcze
bardziej chciało mu się spać. Straszne, dopiero co uzyskał urlop w pracy i od
razu ma chorobę. Czy takie rzeczy nie mogą się zdarzać, kiedy jest w pracy i
może sobie wziąć po prostu L4? W ogóle nie było dla niego zaskoczeniem, że w
trakcie oglądania bajki zamykały mu się oczy. Byłoby lepiej, gdyby po prostu
rozchodził to, ale nie miał siły się nawet ruszyć. Po pięciu minutach zasnął, a
jego głowa osunęła się na ramię Noriko. Kobieta spojrzała w tamtą stronę i
pierwsze co to przyłożyła usta do czoła Saso. Wyczuła gorączkę, dlatego
przerwała dalsze oglądanie i nakazała Naokiemu przynieść z łóżka taty, kołdrę i
poduszkę. Nie miała zamiaru go budzić.
- Już jestem. – Szepnął chłopiec, ciągnąc za sobą pościel.
- Super. To podaj, okryjemy twojego tatę, żeby mu nie było
zimno.
- Tata jest chory?
- Niestety, więc teraz ty tu rządzisz. – Uśmiechnęła się,
czochrając mu głowę. – Będziesz się opiekował tatą?
- Tak. – Przytaknął poważnie, uszczelniając kołdrę śpiące mu
tacie.
- Wiesz, jak pomożesz? Umyj się i przebierz, a ja Ci zrobię
kolację okej?
Zgodził się
i ruszył do łazienki. Noriko pozwoliła sobie rozgościć się w kuchni. No widać
było że kobieta tam nie mieszka – rzeczy w półkach są porozstawiane byle jak,
talerze nie są w jednym miejscu tylko tam, gdzie się zmieszczą. Tragedia… nagle
usłyszała dźwięk telefonu, który dobiegał z salonu, a dokładniej kieszeni w
spodniach Sasoriego. to dziwne, ale Noriko nie czuła skrępowania, gdy wyjmowała
mu telefon ze spodni. Cóż, raczej zawartość by jej nie zaskoczyła.
- Halo? Telefon Sasoriego, mam coś przekazać?
- Kto mówi?
- A kto pyta? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jego dziewczyna, Miyuki. Ty pewnie jesteś Noriko… dlaczego
odbierasz jego telefon? Co on takiego robi? – Z każdym słowem dziewczynę
zaczęła ogarniać coraz większą złość, zazdrość.
- Śpi.
- Co?! – Krzyknęła, - Jak to śpi?! Z tobą?!
- Nie, Miyuki źle mnie zrozumiałaś…
- To mi to wyjaśnij!
- Uspokój się. złapała go gorączka i…
- Jestem niedaleko, zaraz tam będę. – Oświadczyła
zdenerwowana, nie pozwoliła Noriko dokończyć. Na jakiej podstawie miałaby jej
wierzyć? Wolała sama to wszystko zobaczyć.
- Jak chcesz.
Naturalnie
nie przejęła się tą zapowiedzią, kogo ona chciała nastraszyć? Zresztą Noriko
sama zamierzała ją poprosić, aby przyjechała do Saso. Nie mogła zostać tu na
noc, bo sama by się naraziła na nieufność męża
W czwartek
koło godziny piętnastej piętnaście w szkole średniej zadzwonił długo oczekiwany
dzwonek, który zwiastował koniec lekcji. Historia minęła, na cale szczęście.
Dla Matsuri nie dość, że przedmiot był nudny i męczący to jeszcze został
umieszczony na koniec dnia, więc w ogóle się sobie nie dziwiła, że nie robiła
notatek, ale to nie był dla niej problem. Yagura jej pożyczy zeszyt. Spakowała
wszystko do plecaka i chciała jeszcze złapać chłopaka. Okazało się, że stał
przy jej ławce, czego nie zauważyła i do niego dobiła.
- Nie spiesz się tak. – Burknął, poprawiając osuniętą z
ramienia torbę.
- Chciałam Cię jeszcze złapać. Pożycz mi zeszyt do historii,
bo chyba zrobiłeś notatki, nie? – Yagura jeszcze przed „bo” wyjął go z torby.
On by nie zrobił notatek? – Dziękuję.
- Spoko. Hej, masz teraz jakieś plany?
- Idę do mojej korepetytorki z matmy.
- Och, mogę dołączyć? – Zapytał. Przydadzą mu się korki, tym
bardziej, że dostał ostatnio jedynkę ze sprawdzianu, a profesor go jawnie
nienawidzi. Napisał mu nawet komentarz, że Hidan jest chyba inteligentniejszy.
To był cios.
- No, ale ja nie idę, aby się uczyć… - powiedziała
zakłopotana. Głupio jej odmawiać. – Może innym razem, co?
- Ok… - Matsuri chciała wyminąć Yagurę, ale ten jeszcze się
nie poddał. – Wiesz, jutro w kinie jest maraton horrorów. Od dwudziestej
drugiej do rana.
- No co ty?! Po ile?
- Ja staw…
- Poszłabym z Gaarą. – mruknęła do siebie. Cholera, zapomniał
o tym idiocie… Od ostatniego spotkania, odkąd poczuł coś do Matsuri, to
automatycznie nie znosił Gaary.
- Pewnie nie będzie miał czasu. Ja mogę z tobą pójść. –
Zapewnił. – Nie mam żadnych planów.
- Nie da się nie zauważyć. Nigdy nie masz planów. – Zakpiła z
żartem. – Znajdź sobie dziewczynę.
- Staram się… - Burknął niedosłyszalnie pod nosem. – No to może…
- Yagura! – Zawołał Daisuke, zarzucając mu rękę na ramię. –
Jestem gotowy. – Zapewnił, a towarzysze spojrzeli na niego z uniesioną brwią.
Mimo to nie kontynuował.
- Na co? – Burknął w pytaniu, zrzucając z siebie jego łapę.
- Możemy jechać do Makio.
- Teraz jestem zajęty…
- Patrz Yagura, teraz już masz plany. – Matsuri się
uśmiechnęła i klepnęła go w ramię. – Narka.
Dziewczyna w
podskokach ruszyła przodem zostawiając przyjaciół sam na sam. Yagura nie był z
tego zadowolony, nie udało mu się z nią umówić… Obrzucił Daisuke morderczym
spojrzeniem. Nie przejął się, bo nie wiedział, o co chodzi. Pierwsze, co, to
ruszyli do szatni i po drodze Dai wymieniał się z nim ostatecznymi
informacjami. Yagura skądś znał ten adres, ale ostatecznie sobie przypomni,
będąc na miejscu. Poszli tam niezwłocznie po szkole. Po drodze rozmawiali na
temat Matsuri, cieszył się, że Yagura i ona znowu zaczęli się tolerować, a
nawet się zaprzyjaźnili. Jednak tylko on wie, że to zabrnęło pod zauroczenie.
Będąc w okolicy rozmawiali o matmie. Daisuke dostał z ostatniego testu tróje,
dlatego Yagura nie chciał z nim rozmawiać. Nie lubił czuć się od niego gorszy.
- Wiesz, kto tu mieszka? – Zapytał, wchodząc do budynku.
- No wiem. Makio.
- Nie o nim mówię. Tu mieszka Ushio.
- Dziewczyna profesora? – Zdziwił się. – Pójdziemy potem do
niej?
- Przeszkadzanie ludziom to twoje hobby?
- Nie przeszkadzam tylko zaszczycam swoją obecnością. –
orzekł. – To tutaj.
Stanęli
przed ciemnymi drzwiami z numerem trzy. Daisuke zaczął w myślach rozważać
powitanie, które powinien wytoczyć. Nie chciał się ośmieszyć ani nic… To
rozważanie trwało długo, bardzo długo i Yagura straciwszy cierpliwość,
zadzwonił do domu. Kolega zgromił go spojrzeniem, warcząc, że jeszcze nie.
Teraz chciał uciec i zrobiłby to, gdyby Yagura go nie zatrzymał, łapiąc za
ramię. Po chwili, słyszą otwierane drzwi, doprowadzili się do porządku. W progu
drzwi stanął wysoki mężczyzna o ciemnych oczach, włosach i ubiorze. Już go
spotkali.
- W czym mogę pomóc?
- Um… mieszka tutaj Makio? – Yagura pytał, bo kolega się
chyba zaciął.
- No tak. To ja, a o co chodzi?
- Grywasz w World of Warcraft i masz nick… - Wyrwał karteczkę
z dłoni Daisuke. – MasterKio?
- No… tak. To moje konto, a o co kaman?
- To zajebiście! – Wykrzyknął Daisuke. – Byłem zły, że Erika
ma narzeczonego, ale skoro jesteś nim ty to nie mogła lepiej trafić! Sądziłem,
że jesteś młodszy ode mnie i strasznie brzydki, dlatego nie wysyłałeś mi zdjęć,
ale ja tobie tak! Nie poznajesz mnie? To ja! Daisuke!
- No tak. Pacjent Eriki.
- Nie, nie! Znamy się z WoW’a. Mam nick, Wypierdalacz.
- To chyba pomyłka. Dawno nie grałem.
- Wiem, jakieś pół roku.
- Nie. Jakieś pięć lat. – Stwierdził. Daisuke spojrzał na
Yagurę zdziwiony, a ten się tylko przysłuchiwał. – Najwyraźniej ktoś się włamał
na moje konto i to z nim grałeś.
- Możliwe, ale na pewno grał z tego domu, inaczej nie
mielibyśmy tego adresu.
- Namierzyliście mnie przez konto na WoWie? To chyba
nielegalne, nie?
- Kolega chciał Cię tylko poznać… - Usprawiedliwił Yagura.
Akurat w domu słychać było krzątanie się, co Makio wykorzystał.
- Hej, Iseo? Grałeś może w WoWa na moim komputerze?
- Co? Nie. – Podszedł do niego zaciekawiony sytuacji.
- Wiesz, dzieciaki zhackowali moje konto, namierzyli IP i
wykryli ten adres.
- To robi wrażenie. - Oświadczył. – Przyszli Ci spuścić
wpierdol? – mruknął z uśmiechem.
- Nie… Nie? – zwrócił się do chłopaków.
- Nie, jesteśmy pacyfistami…
- I mięczakami. – dodał Daisuke. – I tchórzami.
- Heh. – Makio z uśmiechem spojrzał na chłopaków. – Niestety
chyba wam nie mogę pomóc.
- Hej, a może twoja siostra? – Dopytał Iseo.
- Ty, możliwe…
Makio w tej
sytuacji też nie mógł za wiele pomóc, bo Nelia z nim nie mieszkała, a adresu im
nie da. Jednak zaprosił ich do środka, dzwoniąc do siostry w tej sprawie.
Chłopaki zachwycali się mieszkaniem, a dokładniej mówiąc, instrumentami w
jednym z pomieszczeń. Makio grał na pianinie, a Iseo na skrzypcach – to
zawodowo, a poza tym potrafią pobrzdąkać na gitarze, na perkusji albo na basie.
Daisuke zazdrościł, zawsze chciał się nauczyć grać na… czymkolwiek. Yagura wykorzystał okazji, by poczuć się
lepszym, bo potrafi grać na gitarze. Nie ważne, że dawno nie grał i nie ma
gitary. To nic nieznaczące szczegóły.
- Dobra, okazało się, że to jednak Nel ciupała na moim
koncie. -- Oświadczył Makio. – Jeśli
chcesz z nią pogadać czy coś to będzie u mnie za dwa tygodnie. Możesz przyjść.
- Znaczy, że Nel to dziewczyna…? – Skinął głową. – To chyba
lepiej nie…
- Heh. Czemu? Jest ładna. – Zachęcił go Makio, ale to nie
pomogło. Skoro brat mówi, że jego siostra jest ładna to, jakim ona może być
pasztetem?! – Dobra, nie namawiam.
Po tych
zdaniach zrobiło się trochę niezręcznie, dlatego chłopaki postanowili już wyjść
a mieszkańcy ich nie zatrzymywali. Kierując się do wyjścia Yagura nie mógł nie
zapytać o jego zamiary. Przecież jego przyjaciel okazał się laską, dogadywali
się w rozmowie, mieli podobne gusta w grach, ja jebie, toż to dziewczyna, która
gra w gry. Musi być zajebista. Daisuke jednak no, nie chciał. Przecież to
wszystko zmieniało! Po chwili ciszy Daisuke postanowił zagadać, nie bardzo
lubił milczeć.
- Yagura… miałeś kiedyś dziewczynę?
- Nie twoja sprawa. – Burknął.
- Ja też nie miałem, to żaden wstyd.
- Powiedziałem, że to nie twoja sprawa. – Powtórzył, nie
pozwolił mu kopać w swoim życiu, także niech się odwali.
- Ok. a masz jakąś teraz na oku?
- Nie twoja sprawa.
- Czyli masz. – Przytaknął sobie, czytał z niego jak z
otwartej księgi normalnie. – Jest z naszej klasy
- Nie! – Warknął, ale to był błąd. Zdradził się tym, a
Daisuke się tylko głupio uśmiechnął. – Przestań mnie ciągnąć za język…
- Chyba wiem o kogo chodzi. Nie no, na pewno wiem. – Yagura
stanął w miejscu. Nie. Tylko nie on, nie mógł się przecież niczego domyśleć.
Przecież on go wyda! Daisuke uśmiechnął się do siebie. – To Aiko, prawda?
- Nie twoja sprawa. – Burknął wymijając go.
- Wiedziałem. Ostatnio się z Hiroyą średnio dogadujecie to
pewnie o to poszło. – W końcu Aiko jest dziewczyną Hiroyi. – Te zakazane
miłości. To musi być ciężkie… Może Mats Ci coś poradzi.
- Dlaczego ona?
- Wiesz, niby jest z Gaarą, ale to przecież gołym okiem
widać, że nadal mnie kocha. – Yagura spojrzał na Daisuke z politowaniem. –
Poważnie!
- Nie ważne. – Burknął i wyszedł na hol, gdzie oboje spotkali
swojego wychowawcę. – Pan profesor! Dzień dobry!
- Dzień dobry! – Przywitał się Daisuke.
- Witam… Co wy tu robicie? – Zapytał Nagato.
- Idzie pan do dziewczyny? – Daisuke odpowiedział pytaniem na
pytanie. – Pójdziemy z panem! Dawno jej nie widziałem… Panie Uzumaki, nie wolno
tak zamykać ludzi w domu.
- O czym tym mówisz? Nikogo nie zamykam.
- Nas pan zamyka, dając tyle zadań
domowych! – Oburzył się Daisuke.
- Jakoś nie siedzicie w domach. – Zauważył Nagato, krzyżując
ręce na piersiach.
- Matmę mamy dopiero w poniedziałek. – Wtrącił Yagura, ale
wraz z spojrzeniem profesora tego pożałował. Pewnie będzie odpytywany. – Nic
nie mówiłem. Do widzenia…
- Yagura, czekaj!
Daisuke
ukłonił się grzecznie i pobiegł za przyjacielem. Innym razem tu wrócą. Oboje
nie mieli za bardzo nic do roboty, więc włóczyli się po mieście. Tematem
oczywiście była szkoła, a dokładniej to dzisiejsze lekcje, zadania i takie tam,
sami byli tą rozmową znudzeni, ale nic na to nie poradzisz. Po jakimś czasie
się już rozdzielili, a Yagura niedaleko swojego domu zauważył coś wyglądającego
na niego zza kontenera. Kierowany ciekawością po prostu się zbliżył. To był
kot, czarny kotek z białymi nogami i gdzie nie gdzie łatkami.
- Kici, kici. – Przywołał zwierzę do siebie i pogłaskał po
mordzie. – Pewnie chcesz jeść… - Zgadywał i w jednej chwili wyjął z torby swoją
bułkę śniadaniową, miał w niej szynkę. Koty chyba to jedzą. – Dobre? – mruknął,
widząc jak kot się posila łapczywie. – Masz, zjedz wszystko, bo ja się zbieram.
Położył na
ziemi całe resztki i ruszył drogą do domu. Wchodząc przez ogrodzenie dopiero
zauważył, że zwierzątko ciągle się za nim wałęsało. Powędrowało do nóg Yagury,
mrucząc słodko. Chłopak jedno wiedział na pewno – Hidan nie będzie zachwycony
nowym lokatorem. Cóż, poprzednim też nie był, a się przyzwyczaił.
Tymczasem
Nagato przesiadywał u Ushio. Ciężko było mu sprawić, aby przestała się na niego
gniewać za zmuszenie uczniów do napisania mu opracowania Hamleta, ale jakoś się
udało. W zamian samodzielnie przeczytał Makbeta. Dupy nie urywa, ale dało się
przetrwać książkę. Niemniej nie rozmawiali teraz o książkach tylko swojej
codzienności, samopoczuciu i innych rzeczach. Nagato był dobrym słuchaczem i
znakomitym rozmówcą, jeśli tematem nie były książki, których nie zna, nie
czytał… czyli właściwie wszystkie. Dziewczyna obecnie się mu żaliła z pozycji
książkowej, jaką teraz musi tłumaczyć. Niepotrzebnie się zgadzała, już sam
gatunek YAOI powinien ją wystarczająco odrzucić.
- A powtarzali mi, że to łagodne…
- Gdzie się podziała twoja asertywność, Ush? – Uśmiechnął
się. Trochę go to bawiło, że została tak wrobiona. Zero współczucia.
- Pojechała na urlop… Dosłownie, jak to przetłumaczę mam
dwutygodniowy urlop w nagrodę.
- No to chyba się opłacało. – Ush spojrzała na Nagato ze
wzburzeniem.
- Chcesz zobaczyć to, na co ja MUSZĘ patrzeć?
- Yyy, nie. Nie dzięki. Ale to twoja wina. Co Cię podkusiło?
- No, bo… - Westchnęła zrozpaczona swoją niedolą. – Tłumacz
tego projektu zrezygnował, a wszyscy mieli dużo na głowie i w planach, a ja
miałam taką dziurę. No i powiedzieli mi, że to jest łagodne. Akurat! Jak to
jest według nich łagodne to nie wiem…
- Wykorzystały twoje dobre serce. Ale dasz radę. – Dodał jej
otuchy, poklepując delikatnie po plecach. – Kto, jak nie ty?
- Dzięki Nagato… a może teraz ty. Co u Ciebie słychać?
- A w sumie to nic nowego, ale dzisiaj spotkałem się z jednym
mężczyzną, bo miał dla mnie pewną propozycję.
- Twoja historia podejrzanie zaczyna się tak samo, jak to, co
tłumaczę – Zmrużyła oczy.
- Zapewniam, że w ten sposób nie przebiega! – Wyjaśnił
zawczasu delikatnie się rumieniąc. Potem odchrząknął. – Okazało się, że
zaproponował mi pracę w szkole prywatnej.
Ushio
wiedziała, że to jest właśnie praca, o której marzył Nagato, więc mu
pogratulowała, a dopiero potem zapytała, co zamierza. Cóż, sam nie do końca
wiedział, tamta praca będzie lepiej płatna no i będzie spełniać jego
oczekiwania. Uczniowie i tak będą problemowi, ale nauczyciel w szkole prywatnej
jest więcej wart, niż ten ze szkoły państwowej. A Nagato chciał się liczyć.
- A co z twoją klasą? – Dopytała Ushio. – Uwielbiają Cię.
I tym
określeniem wcale nie przesadzała, bo podczas ich wyskoku do kina sami to
przyznali. Rzecz jasna pod nieobecność profesora. Może i nic nie umieją z
matematyki i Nagato zadaje dużo zadań, ale to jeden z niewielu nauczycieli w
szkole, który chce przekazać wiedzę uczniom – tak powiedział Hiroya, jest tego
świadomy, ale doceni to dopiero za kilka lat. Lepiej późno, niż wcale. Po zestawieniu
każdego nauczyciela w szkole to chyba z nikim godzina wychowawcza nie mijałaby
na takim totalnym luzie, jak z Uzumakim.
- No wątpię. Pewnie się będą cieszyć.
- W to, to ja wątpię. – Zapewniła. – No może Yagura tak, ale
temu jesteś sam winien.
- Nieprawda. Nie raz mu chciałem pomóc. – Porównując do brata
– idioty. – Ale nie wychodzi mu.
- Powinieneś wzbudzić w nim miłość do matematyki, a nie
nienawiść. Stawiając jedynki na pewno go nie motywujesz do nauki. - Pouczyła
go, jak pięciolatka.
- Za nic mu ich nie stawiam. Jak możesz go lubić? To brat
Hidana…
- Ale to nie taki debil, jak on. – Burknęła Ushio. – W każdym
razie, nie wolisz zostać w szkole, póki nie skończysz być wychowawcą?
- Myślałem o tym, ale ta szkoła zatrudnia osoby od przyszłego
roku. Muszę się zdecydować. Chociaż tylko idiota odrzuciłby taką okazję.
- Powiadomiłeś o tym klasę?
- A po co? – Burknął pytająco.
Ta
informacja nie miała znaczenia, więc po co o niej mówić? Tym bardziej uczniom,
dla których nie ma znaczenia, kto ich uczy – byleby odbębnić szkołę. Wspomni o
tym na koniec roku i wystarczy. Teraz, skoro Yahiko się wyprowadził i mieszka z
żoną, Nagato o wiele częściej przebywa u Ushio. Dobrze się czuje w jej
towarzystwie, a ona w jego, więc te codzienne odwiedziny jej odpowiadają. Akurat
teraz przygotowywali sobie również tajskie potrawy, Ushio zawsze była ich
ciekawa, a i Nagato nie odmówił posiłku z nią. Aromat przygotowywanych potraw
uderzał w ich nozdrza i wzmacniał poczucie głodu, dlatego oboje przenieśli się
do kuchni. Ushio za pomocą chochli wlała do miski porcję dla Nagato, ale dla
siebie już nie zdążyła, bo po mieszkaniu rozniósł się dzwonek do drzwi.
- Kto to może być... – Zastanowiła się na głos, nikogo
przecież nie zapraszała. – Idę otworzyć, nie jedz jeszcze!
- Dobra.
Nagato i tak
zamierzał poczekać, choć wygląd naprawdę kusił. Ushio bez patrzenia przez
wizjer otworzyła drzwi, a gość od razu na tym skorzystał i czym prędzej
wepchnął się do środka, zamykając za sobą drzwi i blokując je na górnym zamku.
Bez tłumaczenia zaczął wyglądać z trwogą na korytarz przez właśnie wizjer.
Dziewczyn była zdziwiona jego zachowaniem, zupełnie jakby przed kimś uciekał.
Dlatego zamiast go kulturalnie okrzyczeć, zadała pytanie.
- Co robisz?
- Cicho. – Przyłożył jej rękę do ust, taki miał przynajmniej
zamiar, ale na nią nie patrzył i trafił w biust. Reakcja była natychmiastowa,
pacnęła go w łapę, na co się oburzył. – Ała, przestań!
- To mnie nie macaj, debilu. – Prychnęła. I tak powinien
dostać jeszcze w kilku miejscach.
- Sądziłem, że jesteś niższa. – Burknął i zerknął jeszcze raz
przez otwór w drzwiach.
- Kogo tam szukasz? Goni cię policja? Od razu mówię, że nie
będę ukrywać zbiegów!
- To coś gorszego…
- Mów albo się wynoś. – Uśmiechnęła się stawiając Hidanowi
wybór.
- To taka laska co się we mnie kocha. Wabi się Syntia… Jest
ruda. - Dodał, jakby kolor włosów miał tłumaczyć jej zachowanie i w ogóle to,
że jej unika. – Zostanę tu, skoro już mnie wpuściłaś.
- Wcale cię nie wpuściłam…
- O rany co tu tak jedzie? – Odmachał sobie intensywny zapach
sprzed nosa, wpraszając się w głąb mieszkania. – O, Nagato… heh… oczywiście.
- Hidan… - Jęknął męczeńsko.
- Tak, tak się nazywam. – Przytaknął. – A co wy robicie? O, zupa, jak dobrze, bo
zgłodniałem. – oświadczył, biorąc w ręce miskę i łyżkę.
- To nie twoje! – Warknął groźnie Nagato. – Odstaw to na
miejsce!
Zapadła
krótka chwila ciszy. Wszyscy troje byli zaskoczeni tym uniesieniem się Nagato,
tak, nawet on sam. Zawsze tak w szkole reaguje i się po prostu trochę
zapomniał. Ushio patrzyła na niego z podziwem wobec tego stanowczego tonu, bo
zadziałał. Nie dość, że Hidan posłusznie wszystko odstawił, to jeszcze
przeprosił.
- No. - Odchrząknął Nagato, nie rezygnując ze swojej
nauczycielskiej postawy. – Bardzo dobrze.
- Też dostanę? – zwrócił się do Ushio.
- Jak powiesz proszę. – Wtrącił Nagato, sądził, że nadal ma
tą stanowczą moc.
- A wyjebać Ci? – Zapytał retorycznie Hidan.
- Spróbuj, a nic nie dostaniesz. – Zarządziła Ushio, dlatego
Hidan stał się potulniejszy.
Doprawdy,
czasem w jego towarzystwie czuli się jak rodzice… a rodzina bardzo
patologiczna. Ushio podała mu miskę z zupą, a tan zamiast, jak Nagato, zaczekać
aż gospodyni usiądzie z nimi, to zaczął wcinać. Po szybkich pięciu łyżkach
dania zaczął się krztusić, ale to tak straszliwie, że cała twarz mu
poczerwieniała. Nagato widząc co się dzieje niezwłocznie zaczął go poklepywać
po plecach. Z oczu zaczęły mu wypływać łzy, a ostry kaszel nie dawał dojść do
słowa. W końcu jednak wydusi swoją prośbę.
- Wody…
Ushio od
razu postawiła przed nim szklankę i zaczęła do niej wlewać oranżady, jednak
Hidan już wiedział, że to będzie dla niego za mało, dlatego wziął całą butelkę
i zaczął z niej pić. Po ukończeniu usiadł na krzesło wykończony, przetarł swoje
załzawione oczy i raczył zaspokoić ciekawość towarzyszy.
- Ostre. Jak. Chuj. – I wcale nie przesadzał, a jego reakcja
chyba mówi sama za siebie. – Chciałaś mnie zabić, Ushi?! – Warknął
oskarżycielsko.
- Chciałam? Nie kazałam ci tego jeść!
- To po co mi to dawałaś Kto Ci w ogóle dał prawo gotować?! –
Nagato dyskretnie odsunął od siebie miskę ze swoją porcją. - Mądrze Nagato,
mądrze. - Hidan go jednak przyłapał i
pochwalił.
- Zupy tajskie są ostre. Dlatego konsumuje się je powoli! –
Szczerze mówiąc to nie wiedziała, że to takie ostre i teraz chyba odechciało
jej się próbować, ale nie mogła przecież od tak przyznać Hidanowi racji.
- Już nigdy nic od Ciebie nie zjem. – Stwierdził,
przecierając o pobliską ścierkę swój język
- Nie zamierzam z tego powodu płakać, jak ty.
Miała
jeszcze plan B w związku z jedzeniem, no skoro zupek nie tkną to pozostaje im
się zadowolić kupnym sernikiem, którego Ushio wyciągnęła z lodówki. Oczywiście
dla siebie i Nagato, Hidan mógł tylko patrzeć. I w ogóle nie zmiękli pod
wpływem jego błagań czy wzroku. A on po jakimś czasie zamówił pizzę, ale się
podzielił. Bo głupio tak oglądać filmy bez jakiejś przekąski.
Pewnego
pięknego dnia Itachiemu udało się wcześniej skończyć pracę, lecz zamiast udać
się prosto do domu chciał jeszcze pojechać w pewne miejsce. Kana od miesięcy
marudzi na jego matkę, na brata i ogólnie na bycie w jednym pokoju z dzieckiem,
dlatego zdecydował się dla niej poszukać jakiegoś kąciku. Itachi chciał, aby
jego żona dobrze się czuła w domu, razem z dzieckiem. Miał już umówione
spotkanie z agentką nieruchomości i proponowała mu różne miejsca, na które
raczej go było stać przy swoich zarobkach. Nie łatwo było znaleźć mieszkanie,
które będzie choć trochę spełniać oczekiwania Kany, a dodatkowo będzie blisko
do pracy, ale w końcu to chyba było to mieszkanie.
- Myślę, że znalazłem to czego szukaliśmy… - Stwierdził,
oglądając widok za oknem.
- Na pewno? Mam jeszcze dwie propozycje, może pan obejrzy
resztę i na samym końcu zdecyduje?
- Właściwie jestem już przekonany, ale dobrze. – Miał jeszcze
trochę czasu, więc od razu po powrocie do domu zabierze Kanę i Yukari do tego
domy, by go zobaczyła. W tej chwili właśnie do niego zadzwoniła. – Cześć,
kochanie. Co się dzieje?
- Gdzie jesteś? – Zapytała na wstępie.
- W pracy. – Skłamał tylko dlatego, że chciał jej zrobić
niespodziankę.
- Heh, serio? Przerwałam wam?
- Nie… O co chodzi?
- Izuna dzwonił, że zapomniałeś jakichś dokumentów z kancelarii.
– powiedziała lekko, nakrywając go na kłamstwie. Przeklął pod nosem, ale
zachował spokój.
- Wiem. Właśnie po nie wróciłem. – Dziewczyna zaśmiała się
delikatnie. – Nie wierzysz mi?
- Wierzę. Zdrady nie są dla frajerów.
- Też Cię kocham. – odparł z uśmiechem. – Niedługo będę w
domu i chcę Cię z Yukari gdzieś zabrać.
- A gdzie?
- To niespodzianka, wyszykuj się.
- Dobra, więc się za bardzo nie spiesz.
- Wiem. Pa.
- Pa, pa. – Pożegnała się i rozłączyła.
Chwilowo nie
mogła się zbytnio ruszyć z powodu świeżo pomalowanych paznokci, ale Itachi
zdążył się już przyzwyczaić do jej ślamazarnych ruchów. Siedziała w kuchni, bo
Sasuke był ze swoją dziewczyną w salonie i oglądali jakieś romanse… Sasuke może
się tam poświęcać, ale nie ona, nienawidziła tego gatunku. Ta jego Sakura była
fajna, ale, gdy go nie było, temu jednak pewnie pasuje układ, gdzie traktuje
go, jak bóstwo.
- Przyszedłem po jakieś picie. – Zakomunikował, wstępując do
kuchni, gdzie Kana siedziała przy stole.
- I co? Sądzisz, że Ci przygotuję? – Zapytała z kpiną.
- Przydałabyś się do czegoś. – Wyjął z półki dwie szklanki. –
To nienaturalne, że kobieta w kuchni nic nie robi.
- Robi. Właśnie nalewa do szklanki picie. – Uśmiechnęła się,
opisując jego wykonywaną czynność.
- Czyli mężczyzna maluje paznokcie?
- Smarku. Nie bądź taki do przodu, bo Cię z tyłu zabraknie.
Sasuke
wzruszył ramionami na ten komunikat. Kana dmuchała w swoje paznokcie,
rozmyślając w co się powinna ubrać. To zawsze jest trudne, bo stojąc przed
szafą zwyczajnie nie ma się w co ubrać… Itachi nie tak dawno zabrał ją na
zakupy i naprawdę nadrywała jego cierpliwość i hojność, jednak nic nie
powiedział, teraz by to zrobił, gdyby mu powiedziała o „braku” ubrań. Musi
jeszcze ubrać Yukari… hmm.
- Czemu dmuchasz w paznokcie? – Sasuke zawsze był tego
ciekawy, no serio, po co to?
- Hę?
- Po co dmuchasz w paznokcie?
- Jak to, po co? Serio nie wiesz?! Po to, żeby szybciej
wyschły, miernoto. – Przewróciła lakonicznie oczami, co za głupie pytanie. –
Jezuuu… w jakim ty wieku żyjesz…?
- Dwudziestym. – Mimo retorycznego pytania, odpowiedział na
nie. Kana zmarszczyła czoło.
- Ej, idioto. Mamy dwudziesty pierwszy wiek… - Sasuke na
skutek tego stwierdzenia i swojej kalkulacji spłonął rumieńcem. Pomylił się,
normalna rzecz, ale wstydził się, że go upomniała.
- Spieprzaj. – Burknął.
Kana
pożegnała go szyderczym uśmiechem. To naprawdę było fajne, przyłapać go na
błędzie, bo nie ukrywa, że pod względem wiedzy w jakimś przedmiocie nie jest
zbyt bystra. Po chwili udała się do swojego pokoju na górze, pierwsze zaczęła
od łatwiejszej decyzji i wybrała ubranko dla Yukari. Miała dopiero pól roku,
ale ubranek miała naprawdę sporo. Dziewczynki nie było, bo była na spacerze z
dziadkami, a ona miała chwile dla siebie, chociaż ma je cały czas, bo Mikoto często
się nią zajmowała. Czasem niepotrzebnie.
- No bez jaj… Jęknęła
przestraszona, nie mogąc się zapiąć w spodnie. – Nie, nie, nie, nie, nie… Nie
kurwa! Jak to się stało…? Przecież codziennie biegam… To niemożliwe, abym
przytyła… Niemożliwe…
Niezwłocznie
skierowała się do łazienki i nerwowo zaczęła poszukiwania w szufladkach pod
zlewem. Wyjęła z niej test ciążowy i popatrzyła na niego z trwogą. Dopiero
odzyskała zadowalające ją kształty, nie może teraz zajść w ciążę! Przeżegnała
się i ruszyła wykonać test
Tymczasem na
dole, wrócił do domu Itachi. Zobaczył dwa pozostałe domu, ale nie oddawały tego
uroku co tamten. Już nawet podpisał umowę wynajmu, bo nie wydaje mu się, żeby
Kanie się nie spodobał. Na dworze jeszcze panował drobny chłód, ale mimo
wszystko było całkiem przyjemnie. Wszedł do salonu i szukał wzrokiem małżonki.
- Cześć. – Przywitał się z towarzystwem. – Sasuke, gdzie
Kana?
- Czy wyglądam jak pies przewodnik? Nie wiem. – Burknął.
Nawet w spokoju nie może pooglądać filmu z swoją dziewczyną.
- No powiem Ci, że przy twoim pysku można się pomylić. –
odparł, a Sakura się zaśmiała. – A Yukari gdzie?
- N.I.E W.I.EM.
- Chcesz lizaka za literowanie?
- Nie od Ciebie. – Uśmiechnął się dumnie i spojrzał na
Sakurę. Itachi westchnął ciężko, żadnego z niego pożytku.
- A wiesz chociaż gdzie rodzice?
- A no tak. Wyszli na spacer z Yukari.
Itachi
wywrócił oczami, te szare komórki Sasuke mają zapłon godny ślimaka. Udał się do
kuchni, ale i tu nie zastał żony, za to zobaczył jej lakier do paznokci. Lepiej
to zakręci, bo potem znowu jego mama się będzie na nią niepotrzebnie darła. Po
tym, wyjął z kieszeni telefon wypisał Izunie sms’a, bo już drugi raz zapomniał
o tych dokument, a w międzyczasie odpijał sobie wody mineralnej
- Itachi! – Do pomieszczenia weszła Kana, była cala
zapłakana, co go bardzo zdziwiło.
- Co się…?
- Mam dwie kreski! – Wyszlochała głośno. Itachi milczał przez
chwilę i zerknął na wyświetlacz w swoim telefonie.
- No, w kuchni też jest słaby zasięg.
- Co? – Zapytała po chwili ciszy. Ona mu o ciąży, a ten jej
pieprzy o jakimś zasięgu.
- No tak. Sama zobacz.
- Itachi! – Warknęła ostro. – Nie mówię o kreskach w zasięgu,
tylko na teście ciążowym! – Wyjaśniła zezłoszczona.
- To nie jest powód do płaczu, Kana.
Dla Kany to
był wystarczający powód, nie chciała drugiego dziecka, a jak już niestety się
zdarzy to chciała odczekać kilka lat. Jej ciało to żadna fabryka bobasów.
Itachiemu trudno było ją teraz przekonać do wyjścia, ale w końcu jakoś się
dało, chociaż dziewczyna robiła to niechętnie. Gdy Kana była na górze do domu
wrócili rodzice z małą Yukari, nią zajął się Itachi od razu prowadząc ją do
samochodu, nie pomyślał by ją przebierać. Po co? Jest przecież ubrana. Kana
wyrobiła się z przebraniem niezwykle szybko, głownie dlatego, że robiła to
niechętnie.
- Dlaczego zdecydowałaś się zrobić test? – Zapytał Itachi,
nie wytrzymując tej ciszy w samochodzie. Lubi ciszę, ale w towarzystwie żony
jest ona wręcz niewygodna.
- Bo nie zmieściłam się w spodnie…
- Może to były jakieś stare?
- Kupiłam je ze dwa miesiące temu. W sklepie leżały na mnie
idealnie…
- Więc może troszkę przytyłaś?
- Co?! Uważasz, że jestem gruba?!
- Nie. Ja nie…
- A kto?
- Spodnie. – mruknął z uśmiechem, jednak Kana chciała go za
ten żarcik zabić. – Dla pewności, że jesteś w ciąży może wybierzemy się do
ginekologa?
- Okej. – Odetchnęła. – Może Noriko ze mną pójdzie…?
- Ja z tobą pójdę.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie.
Nie podobała
mu się ta jej stanowcza odmowa, tym bardziej, że ją zna i wie, że nie uda mu
się zmienić jej decyzji nawet on, adwokat nie poradzi sobie z przegadaniem
własne żony. Po kilku chwilach byli już na miejscu. Kana nie znała tej okolicy,
w dodatku w zasięgu jej wzroku nie było żadnej knajpy… spojrzała zdziwiona na
męża, wyciągającego z samochodu córkę. Wybudził ją ze snu, dlatego strasznie
zaczęła płakać i bić głupiego tatę. Przekazał więc tego dzikusa matce.
- Gdzie jesteśmy?
- Tak naprawdę to tutaj byłem, gdy do mnie zadzwoniłaś. –
Wytłumaczył i objął ją w talii, prowadząc do domku. Był to skromny, piętrowy
domek z ładnym ogrodem z przodu domu.
- Co mam rozumieć, że mnie okłamałeś? – Zmrużyła oczy w
gniewie.
- Tak, ale to Ci się spodoba.
- Czyżby? Co ma mi się niby podobać?!
- Dom.
- Już mi się nie podoba.
- Naprawdę?
- Tak! No proszę cię…! Co za gamoń tutaj mieszka?!
- My. – Na ten komunikat Kanie zabrakło języka w gębie. –
Kupiłem ten dom dla nas.
- Naprawdę…? Nie mieszka tu twoja kochanka…? – Zaśmiał się w
odpowiedzi. Ma taką uroczą żonę, kiedy jest zazdrosna.
- Nie. Ale mam nadzieję, ze żona zgodzi się tu ze mną
zamieszkać.
- Ale… Oczywiście, że się zgadza… Kurwa… Jak ja Cię kocham! –
ze szczęścia wpiła mu się w usta. – Chodź nas oprowadź. Jak się tu na dobre
wprowadzimy to przeniesiesz mnie przez próg. – Orzekła z śmiechem.
- W porządku. – Otworzył drzwi na oścież. – Panie przodem.
Kolejne dni
mijały na stałych odwiedzinach Noriko w domu Sasoriego, nie mógł się temu
sprzeciwić mimo wyraźnego niezadowolenia Miyuki z tego powodu. Dziewczyna
rozumiała, że Noriko jest matką i chce odbudowywać utracone więzi z synem, ale
ma też obawy, których nie może się wyzbyć. Nawet świadomość, że jest żoną kogoś
innego i zapewnienia Saso, że kocha ją, nie skutkują. Spędzają ze sobą tak dużo
czasu ze względu na Naokiego, mają wspólne wspomnienia i wiele łączących ich
zainteresowań. Nie potrafi się wyzbyć swojej zazdrości. W ten dzień Noriko
wyszła z Naokim na spacer, a Sasori za wszelką cenę chciał im towarzyszyć. Nie
ze względu na przyjemność, ale po prostu nie do końca ufał czystym intencjom
swojej eks, wolał nadzorować syna. Ostatnia gorączka na szczęście szybko
minęła, był to jakiś jednodniowy wirus, którym na szczęście nikogo nie zaraził.
- Sasori – Zaczęła Miyuki. – ile jeszcze czasu Noriko tu
zostaje?
- Nie wiem, zapytaj jej skoro chcesz wiedzieć. – mruknął.
Wiedział, że dziewczyna jest zazdrosna i nie lubi Noriko, więc starał się jakoś
ją załagodzić.
- A ty nie chcesz?
- Teraz to nie wiem, bo Naoki jest taki szczęśliwy w jej
towarzystwie. – Stwierdził, patrząc na bawiąco się na placu zabaw dwójkę.
Głęboko w sobie dostrzegł, że Noriko się zmieniła, stała się cieplejsza i
potrafi wyluzować. Z samej ciekawości chciał poznać jej męża.
- Bez niej też był szczęśliwy. – Burknęła pod nosem. Sasori
objął dziewczynę ramieniem i pocałował.
- Kiedyś za zatajanie przed nią Naokiego mnie skrytykowałaś.
- No tak, ale… Nie sądziłam, że przez to będziecie mi
odbierani.
- Nikt nie jest ci odbierany, Miyuki. Przesadzasz.
- Wcale nie. Jeszcze rozumiem Naokiego, ale dlaczego ty z nią
spędzasz całe dnie?
- Nie jestem z nią, tylko z Naokim.
Kiedy para
kolejny raz rozgrywała wstęp do kłótni, Noriko pchała delikatnie huśtawkę, na
której siedział Naoki. Była taka szczęśliwa w chwilach, które spędzali razem.
Nigdy nie sądziła, że aż tak będzie się nienawidzić za tą decyzje o zostawieniu
go Saso. Krytyka innych ludzi nic dla niej nie znaczy, ale sama zaczyna patrzeć
na siebie złym okiem. Sasori bardzo dobrze go wychował… może za bardzo na
ciapę, która o wszystko płacze, ale to nie ma znaczenia.
- Nie za wysoko? – Zapytała popychając chłopca na huśtawce.
- Niee. – Przekręcił głową. – Ja lubię wysoko! Do orbity!
- Rozumiem. Trzymaj się mocno. – mruknęła mocno go rozhuśtając,
następnie obeszła konstrukcję bokiem i obserwowała jej wahadłowe ruchy. – Nie jesteś
może głodny?
- Nie. Zjadłem duże śniadanie!
- Tak? A co jadłeś?
- Płatki!
- Ach tak? A jakie są twoje ulubione?
- Z pszczółką! – Wykrzyknął z uśmiechem.
- Ach, cheeriosy. Też je lubię. – powiedziała zgodnie z
prawdą, chyba lubią jeść to samo. – Co jeszcze lubisz jeść? – Wypytała Noriko.
Mogła z dumą
oświadczyć, że całkiem nieźle gotowała i bardzo lubiła to robić. Naoki nie wymieniał domowych potraw, bo
rzadko jadał w domu. Sasori nie umiał gotować i wolał wydawać pieniądze w
pobliskich knajpach, a Miyuki tylko czasami coś dla nich ugotowała. Więc nie
znał wielu rzeczy jakie można zjeść, a bardzo chciałaby mu jakieś przyrządzić.
Po chwili podszedł do nich Sasori, ku zdziwieniu Noriko, sam.
- Gdzie poszła mama? – spytał Naoki.
- Musiała wracać do domu. Idziesz się jeszcze pobawić? Bo
zaraz wracamy. – Zapowiedział Sasori.
- Już? – Burknął zawiedziony chłopiec. – Nie chcę…!
- Przykro mi, chłopie. Trzeba coś zjeść.
- To ty idź, a ja zostanę z Noriko.
- Mowy nie ma. – Zakazał stanowczo, a potem poczuł się trochę
niezręcznie przez to, że Noriko to słyszała. Chciał się poprawić, ale
dziewczyna pierwsza zabrała głos.
- Wiesz Naoki, ale ja też jestem głodna. A chyba nie chcesz
zostać tu sam?
- Nie chcę jeść, boli mnie brzuch. – stwierdził, dotykając
się w bolące miejsce.
- To pewnie z głodu. – mruknęła Noriko. – No chodź, może Ci coś ugotuje, co ty na to?
– W ogóle nie przekonała chłopca. Przekręcił głową zeskakując z huśtawki i
biegnąc do innej konstrukcji. – Ale go rozpuściłeś…
- Nie musiałbym tego robić, gdyby matka go nie porzucała.
- Oczywiście, to moja wina. – Wywróciła oczami.
- A co myślałaś?
-Nie jestem odpowiedzialna za twoje błędy wychowawcze.
Wróciłam. Wróciłabym nawet wcześnie, gdyby nie ty i twoje kłamstwo…
- To nie było moje kłamstwo. – napomknął Sasori.
- Przestań. Przestań już wszystkich obwiniać. Nie lubię
Deidary, czy jak mu tam było, ale ja nawet widzę, że wymyślił te zagrywkę, aby
ci pomóc. Bądź mężczyzną i przyznaj się czasem do błędu, Sasori. – Wygarnęła mu
Noriko. Po niedawnej rozmowie ze swoim mężem, przekonał ją, że nie we wszystkim
jest winna i nie powinna brać na siebie za wszystko winę. – Rozumiem, że mi
wypominasz, ale żebyś tak zwalał winę na przyjaciela?
- Oho, wraca dawna Noriko... Tylko dla odmiany nie kumple są
tymi złymi tylko ja.
- Może tak było od początku? – Zapytała retorycznie patrząc
mu prosto w oczy.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Heh, potrafisz szybko zmieniać tematy. – Przyznała z
kpiącym uśmiechem.
- Bądź mi wdzięczna, że powstrzymuję się przed mówieniem Ci
przykrych rzeczy.
- Och, aleś ty łaskawy, kurwa mać. – Przeklęła zdenerwowana.
– Wybacz, ale nie żyję, by spełniać oczekiwania innych.
- Taka szkoda, świat byłby lepszy.
- Dorośnij.
- Sama sobie dorastaj. – W odpowiedzi na ten tekst popatrzyła
na niego z politowaniem. Jeszcze brakuje by pokazał język albo tupnął nogą,
pozwoliła mu jednak zachować ostatnie słowo. – Naoki wracamy!
Nie czuł
dumy z tej awantury, nie dość, że pokłóciła się z nim Miyuki to teraz Noriko, a
kolejną osobą, która zamiast wykonywać jego polecenia, woli się kłócić, jest
Naoki. To się nazywa skopać leżącego. Syn był na niego strasznie zły za te
krzyczenie po nim, do tego stopnia, że nie chciał go trzymać za rękę w drodze
do domu, na złość mu szedł obok Noriko. Zbył to milczeniem i po prostu szedł z nimi
do domu. Miał zamiar zamawiać jedzenie na wynos do domu, ale już po wejściu
jego plany szlag trafił, kiedy Naoki zwymiotował na panele przedpokoju.
- Cholera…
- Chce mi się rzygać…! – Oznajmił Naoki, płacząc pod wpływem
męczących naciągnięć.
- Ok. Noriko, zaprowadź go do łazienki, ja to przetrę.
- Jasne. Chodź Naoki.
Przeprowadziła
syna szybko do łazienki i kucając przy nim, gdy wymiotował do muszli klozetowej
dodawała mu otuchy. Chłopiec stale płakał przez stan w jakim się znajdował.
Najgorzej było, kiedy się naciągał i brzuch mu się boleśni kurczył, a nic nie
mógł z siebie wyrzucić. Chciał, a nie mógł. Po chwili do łazienki przyszedł też
Sasori, od razu przystawił chłopcu rękę do czoła i naturalnie wyczuł, że syna
zmorzyła gorączka.
- Już dobrze, Naoki. – powiedziała Noriko z troską głaszcząc
chłopca po plecach. – Już koniec.
- Ale mi się chce jeszcze. – Wyjęczał zapłakany.
- Pójdziesz do pokoju i dam Ci tam miskę w razie czego –
Ustalił Sasori.
- A pójdziecie tam ze mną? – Dla Saso było to oczywiste, spojrzał
jedynie na Noriko.
- Oczywiście, kochanie. Daj mi tylko pięć minut. – mruknęła w
stronę Naokiego.
- Dzwonisz do męża?
- Nie. – odpowiedziała, wskazując mu ukradkiem na swoją
bluzkę, którą trochę jej Naoki wypaprał wymiocinami.
Sasori bez
dalszych pytań przeniósł chłopca do pokoju, a w tym czasie Noriko zabrała się
za opukanie swojego ubrania. Pomimo prób nieprzyjemny zapach nadal pozostał…
albo tylko jej się to wydawało.
- Mam ci dać jakieś zamienne ubranie? – Zapytał szeptem
Sasori, gdy usiadła na łóżku przy Naokim. On siedział za nim i dawał mu swoim
ciałem oparcie.
- Nie, to drobiazg. – odrzekła, ujmując rączkę syna. – Jak
się czujesz Naoś? Już lepiej?
- Brzuch mnie boli i chcę mi się spać…
- W porządku, więc śpij.
- A jak się znowu porzygam?
- Będę cały czas przy
tobie. – Na to pytanie odpowiedział Sasori.
- A Noriko?
- Będę dopóki nie zaśniesz, może być?
Zgodził się na to i miał nadzieje, że jednak prędko nie zaśnie. Sasori polecił
męża, aby zadzwoniła i uprzedziła męża o późnym powrocie, a przez to się
dowiedział, że ten wyjechał na dwa dni pilnie do pracy za granicę. Ona sama
zamierzała wtedy właśnie wracać, w końcu wtedy Naoki i oni mają wyjechać na
swoją wycieczkę w góry. Sasori przeklął pod nosem – całkiem zapomniał o
wyjeździe w tej chwili, ale teraz skoro jest chory to nie może przecież
pojechać.
- Mogę się nim zająć na ten czas. Będziecie dzięki temu kilka
dni sam na sam.
- No tak, ale…
- Nie odbiorę Ci go. – Zapowiedziała od razu.
- Nie o to mi chodzi, jakim ja będę ojcem, skoro zostawię go,
by wyjechać sobie na urlop?
- Nie zostawisz go byle komu, poza tym, co się może stać w
ciągu trzech dni? – Zapytała retorycznie nie należała do osób, które szacują w
głowie czarne scenariusze, tylko do tych, których to denerwuje.
- Zrozum, że…
- Kilka dni sam na sam dobrze wam teraz zrobi, skoro stale
się przeze mnie kłócicie
- Przez Ciebie? Nie jesteś pępkiem świata. Są setki innych
powodów do kłótni, więc skąd pomysł, że chodzi o Ciebie? Zresztą nie ważne… -
Odetchnął głęboko, jak na dłoni było widać, że się spiął. – Zobaczę czy do
jutra mu przejdzie, złapał tego wirusa ode mnie.. może na niego też zadziała
jeden dzień.
- Jak chcesz. – Noriko już przestała go przekonywać, bo
pewnie będzie gorzej. Naoki już od jakiegoś czasu był pogrążony we śnie i nie
potrafiła oderwać od niego wzroku. – Syna mamy cudownego. Wygląda jak aniołek.
- Ciężko się nie zgodzić.
- Pamiętam, jak zaśmiał się po raz pierwszy. – Uśmiechnęła
się na to wspomnienie. – Przepraszam, że Cię wtedy ze mną nie było. – Sasori
nic nie odpowiedział, ale cieszył się, że to powiedziała. – Będę się już
zbierać.
- Zadzwonię do Ciebie w razie czego.
- Dzięki. – Rozciągnęła swoje ramiona. – Zorganizowałeś
akwarium, a nie masz rybek? Zagadała,
wskazując na szklany, spory i ładnie udekorowany pojemnik z wodą
- To akwarium jest chyba opętane. Kupiłem mu kiedyś rybki,
ale wszystkie pozdychały i tak, karmiłem je.
- No to problem musi tkwić gdzie indziej…
- Wiem. To przez akwarium. Jest opętane. – Podszedł do
dziewczyny, która nachylała się przy dekoracji. Spojrzała na byłego z
politowaniem.
- Kiedy ostatnio je czyściłeś?
- Co? Ryby? – Spojrzał na nią, jak na debilkę. – Ryb się nie
myje.
- Wiem, mówię o akwarium, baranie.
- Już drugi raz mnie dzisiaj obraziłaś, nigdy wcześniej tego
nie robiłaś. – I nie pozwalała, by ktoś go obrażał. Cóż za zmiana.
- Kochałam Cię. To dlatego. – Zapała dosyć napięta cisza,
właściwie Noriko wyglądała na obojętną, czego Sasori jej w tamtym momencie
bardzo zazdrościł.
- To… akwarium się czyści?
Jego
zaskoczenie było w stu procentach szczere, jak coś co jest ciągle w wodzie może
brudzić? Noriko starała się stłumić w sobie śmiech i wyjaśnić takie zjawisko
jak filtrowanie wody.
OD AUTORKI
Rozdział dedykuję Sanami Amine, która właśnie ma dziś urodziny :D
Wszystkiego najlepszego - dużo się uśmiechaj i rośnij zdrowo :D :*
Dodatkowo chciałam powiedzieć, że wiem, ostatnio się wyłączyłam na bloggerze i nie komentuję (ale oczywiście czytam!) ostatnio skpiam się na pisaniu, bo przez pogodę za oknem idzie mi to, jak krew z nosa :/ Przepraszam :<
Ten rozdział może nie zrzuca na podłogę, ale każdy z wątków jest odniesieniem do tego, co się wydarzy w najbliższych rozdziałach :P Mam nadzieję, że nadal was rozśmieszam swoimi bazgrołami :D
Ten rozdział może nie zrzuca na podłogę, ale każdy z wątków jest odniesieniem do tego, co się wydarzy w najbliższych rozdziałach :P Mam nadzieję, że nadal was rozśmieszam swoimi bazgrołami :D
Yaaaaaay! Dziękuję za życzenia! :D i dziękuję za notke :D Love it!!! :D
OdpowiedzUsuńTylko tak dziwnie z Noriko jest... no bo niby ma racje ale i tak cześć mnie jej nie.lubi :/
Biedny Naoś, mam nadzieje że wyzdrowieje na ten wyjazd, bo tak się cieszył :(
Ogólnie przepraszam że nie komentowałam wcześniej ale miałam lekkie urwanie głowy, bo mi rodzinka niespodziankę zgotowała :D
kiss&hugs
Sanami Amine
Nie ma za co ;) Jeszcze raz dużo szczęścia ;)
UsuńNo kiedyś musiała wrócić w progi opowiadania :P
Nie przepraszaj, to przecież moja wina, za często notki dodaje xD
Rodział świetny ! <33 Szkoda trochę że Noriko tak się wtrąca pomiędzy naszą parą, ale no to dość zrozumiałe. Ciągle mam nadzieje że wkrótce Saso się oświadczy Miyuki ( co tam z ich kłótnią :P I tak się pogodzą :3 ) Hmm tak się zastanawiam jak tak wgl wygląda Daisuke ... Za chiny nie moge sobie wyobracić ;cc Fajnie by było gdybyś dodała coś nowego w zakładce "Bohaterowie". Jakieś nowe obrazki, opisy i cuś :33
OdpowiedzUsuńUsh, Ush, Ush, żeby chcieć otruć swojego potencjalnego faceta i jego kolege ?! No wiesz... Ale co tu się dziwić.. Hidan to debil. Ohh taki debilny że aż słodki :3 Awww <3
To tak... O czym ja... A! Następny Uchiha ! :) Biedny Dei :c Musi się z tym pogodzić, że będzie musiał się męczyć z następną małą kopią Itachiego ^^
To na tyle ode mnie :) Życzę weny. *.*
No wiesz, chyba nie tylko ty chcesz, aby się oświadczyli xDale ciii, to tajemnica xD
UsuńNo w sumie mogłabym dodać obrazki, ale jestem kiepska w poszukiwaniach xD ale cóż, postaram się ;)
Tonie było planowane, dostałaby mniejszy wyrok :) chociaż za Hidana to chyba by ją w świetle mojego prawa uniewinnili xD
On? Męczyć? Raczej unikać xD Jak tak dalej będzie to nigdy nie wyjdzie z domu xD
To Kana nie wie skąd się dzieci biorą?!
OdpowiedzUsuńA Ita już wiedział xD Pewnie będzie chłopczyk. Ten pocisk na Sasku to baaajka xD
Wiesz, mają już jedno, więc nie wiem o co Kanie chodzi xD nie chce dzieci to niech się nie bzyka z mężem xD Proste? Proste xd
UsuńSaska trza tępić xD
Pisze ten komentarz w sumie z jednego powodu :P (nie pisze ich zazwyczaj (ale czytam każdą notke) także możesz mnie nie kojarzyć :P ) Czy kiedyś w odległej przyszłości zamierzasz kontynuować NaruHina Story? Wieeem, że masz już serdecznie dość tego pytania ale może dla odskoczni od Sasoriego (dajmy chłopakowi trochę wolnego XD) napisałabyś mały oneshocik o nich na tamtym blogu? Nie wkurzaj się na mnie za ten koment, tylko grzecznie pytam ^^
OdpowiedzUsuńNo to korzystając z okazji zapytam czy ci się podoba? Nie robi się coraz gorzej? xD
UsuńW odległej przyszłości, albo wcześniej wroóę do NH i skończę go :P Niemniej jednak będę pisać blog od początku ;) W sensie nowa historia ;) ale jeszcze nie wiem jaka XD skoro chcesz oneshocik to przez wakacje mogę coś napisać ;)