23 mar 2015

ROZDZIAŁ 61.



              Itachi przebywał wraz z Kaną na sali matek oczekujących na poród i swoim towarzystwem chciał jej dodawać otuchy, ale okazało się, że tylko ją denerwował. Nie mogli jeszcze odbierać porodu, bo ma za małe rozwarcie, więc musiała jeszcze czekać na dwa centymetry. W tym czasie z wściekłością przeklinała Itachiego na zmianę z wybuchem płaczu i martwieniem się, że nie wytrzyma bólu albo, że dziecku coś się stanie. Właściwie to dzięki tym obawą był z nią, trzymał za rękę i twardo znosił bluzgi. Sasuke czekał na korytarzu, nie miał zamiaru zostawać zrugany przez Kanę, a nawet nie móc się obronić.
- Itachi, a co jeśli nie przeżyję porodu? – Kana odczuwała lęk i nie mogła wyzbyć się z głowy wrażenia, że coś pójdzie nie tak. – Obiecaj, że wtedy zajmiesz się Yukari! Że będzie twoim oczkiem w głowie!
- Już dobrze, Kana, obiecuję. – Pocałował wierzch dłoni małżonki.
- Że co?! Powinieneś powiedzieć, że nic mi nie będzie ty durniu! Tak! – uśmiechnęła się zmęczona bólem, który odczuwała. – Pewnie liczysz na to, że kopnę w kalendarz, a wtedy wrócisz sobie do tej swojej byłej i będziecie się pierdolić jak to szczęśliwa para!
- Przestań. To nie prawda – odparł i pogładził ją po głowie. Rozpłakała się.
- Jesteś taki beznadziejny Uchiha…! – Przerwała podkurczając się i wyjąc z bólu. – Zawołaj lekarza! Niech da mi jakieś znieczulenie albo odbierze to co twój pieprzony plemnik we mnie zmajstrował!
- Wysłałem Sasoriego, by się wszystkim zajął.
- Saso, Saso. To on jest ojcem czy ty?! Nic nie potrafisz załatwić!
- Nie przesadzaj dobra? Bo zostawię cię tu samą.
              Wobec tej groźby postanowiła zamilknąć. Ostatnim czego chciała to zostać w takim momencie sama. Jak Noriko to wytrzymała? Ona musiała rodzić bez żadnego wsparcia. Kana nigdy nie przykuwała do tego uwagi, ale teraz myślała co wtedy musiała czuć jej przyjaciółka? Nigdy się na nic nie skarżyła, a ona nawet nie zapytała. Po chwili do sali wszedł Sasori, ponownie ubrany w lekarskie odzienie.
- Co jest? Gdzie jest lekarz? Czemu tu bez niego przyszedłeś? – Pytał Itachi. Sasori zagryzł wargi, a potem wziął oddech.
- Niestety wszyscy położnicy są zajęci, a lekarze mają urwanie głowy przez wysyp pacjentów z wypadku dzieciaków wracających autobusem z kolonii…
- Co mnie obchodzą jakieś bachory?! Ja rodzę! Mam pierwszeństwo! Zachciało się gówniarzom wakacji to teraz niech czekają! – Warknęła Kana, była cała zalana potem, a oddychała coraz więcej. – Załatw mi jakiegoś lekarza, Saso. Błagam!
- No właśnie.. przyszedłem w tej sprawie. Będę twoim położnikiem.
- TY?! – Zawołali razem Itachi z Kaną.
- Nie ma nikogo innego…
- Nie zgadzam się! będziesz patrzeć na jej waginę! – Burknął Itachi.
- No sorry, taka praca.
- Zaraz ci wpierdolę.
- Dobra. Skoro nie ma nikogo innego… - Syknęła głośno z bólu. – Wyciągnij ze mnie szybko tego bachora…!
              Itachi nie był z tego zadowolony, ale i tak miał gówno do powiedzenia. Przenieśli Kanę na salę porodową, a Sasori usiadł pomiędzy jej nogami. Morderczy wzrok Itachiego wcale mu nie pomagał. Przyznał przed sobą, że to pierwszy raz, kiedy osobiście odbierał poród, zdarzało mu się przy nich asystować, więc wiedział co robić. Siedzieli w sali już czwartą godzinę, pomimo dokładnej instrukcji Kana w ogóle nie współpracowała tylko krzyczała z bólu i wyzywała wszystko i wszystkich dookoła. Itachi nachylał się ku niej trzymając żonę za ręke i stale psiocząc na kolegę.
- Daj jej jakieś znieczulenie czy coś co załagodzi ból!
- Po raz setny ci mówię, że nie mogę…
               - To odbierz w końcu ten poród, a nie tylko oglądaj. – Sasori nie skomentował. Nic przecież nie poradzi na prędkość wyłonienia się dziecka. – Słuchasz co do ciebie mówię?!
- To niech jaśnie pani zacznie przeć! – Warknął rozzłoszczony.
              Miał lepsze zajęcia do roboty, niż wyczekiwać na cud narodzin kumpeli. Przecież Naokim zajmuje się Hidan, naprawdę karci się za to zezwolenie tym bardziej, że jego nieobecność zamiast się skrócić to się wydłużyła. Ciekawe… ciekawe ile trwał poród Naokiego i czy był dla Noriko, aż tak bolesny…? Po chwili w końcu zauważył wyciskającą się z pochwy główkę dziecka.
- Widzę główkę. Teraz przyj mocno i będziemy kończyć!
- Mogę zobaczyć? – Zapytał Itachi.
- Wierz mi, lepiej nie.

          Jako, że nadszedł czas rozpoczęcia szkoły to na twarzach części dzieciaków widniało klasyczne znudzenie i niechęć, a na drugich radość z zobaczenia ukochanych mord po wakacjach. Ale koniec końców to się zmieniło po jakimś tygodniu i teraz wszyscy wyglądali jak zabici ciężarem edukacji. Do drugiej klasy doszło dwóch uczniów – jednym z nich był znany całej szkole Hiroya, a drugi… drugi jeszcze nie zaszczycił placówki swoją obecnością. Wiadomo było tylko, że nazywa się Yagura i jest przyjacielem Hiroyi. Mats też go znała, ale to była płytka znajomość. Lecz nadszedł w końcu dzień, w którym pofatygował się do szkoły. Nie ma to, jak zachorować już na samym wstępie.
          W szkole było pusto, w ogóle pod klasami było pusto, czyżby przyszedł za wcześnie? Yagura wzruszył jedynie  ramionami i usiadł sobie pod ścianą. Wciąż nie czuł się zbyt wyraźnie, dlatego podkulił nogi i położył głowę na kolanach, wykorzystując ostatnie minuty na sen. Nie dane mu było cieszyć się tym długo, bo z klasy, pod którą siedział wyszła właśnie Matsuri. Nie znał jej za bardzo, ale wystarczająco, aby ją rozoznać.
- Och, hej Mats. – Zatrzymał dziewczynę, wstając z podłogi.
- Yagura? Co ty tu robisz?
- No. Będę się uczył w tej szkole. Chyba nawet w twojezj klasie.
- To wiem, ale czemu jesteś na korytarzu, a nie w sali? – Tym razem to on zdębiał, nawet nie słyszał dzwonka… zajebiście. – Na imprezach są modne spóźnienia, ale w szkole są one karane.
- Super… - Skrzywił się. – Może nieobecność będzie korzystniejsza…?
- Byłaby, gdyby to nie były dwie te same lekcje pod rząd. Lepiej wchodź.
          Posłuchał jej rady i tuż po odprowadzeniu jej wzrokiem do toalety wszedł do pomieszczenia. O ile się nie mylił to trwała teraz lekcja historii. Nie lubił być spóźniony, wtedy cała uwaga klasy jest skierowana na niego. Przez chwilę, ale to i tak za długo. Lekcję prowadził niejaki pan Yamato, któremu nie spodobało się przerwanie zajęć.
- Przepraszam…
- I ma pan za co. – powiedział poważnie. Yagura przez chwilę nie wiedział, jak się zachować.
- Jestem…
- Uczniem, który powinien zapukać nim wejdzie do klasy.
- Eee, tak. Przepraszam.
- Nie szkodzi. – Nauczyciel uśmiechnął się uprzejmie. -  Wyjdź i zamknij za sobą drzwi, a potem zapukaj i zaczekaj, aż pozwolę ci wejść.
          W  pierwszej chwili sądził, że to żart, ale cóż posłusznie wyszedł z klasy i zapukał, a po zaproszeniu do środka wszedł i przeprosił za spóźnienie. Nauczyciel nakazał mu się przedstawić i podać numer w dzienniku. Hiroya bardzo chętnie uczyniłł to za niego. Kumpel tak bardzo. Po chwili do pomieszczenia weszła Matsuri i bez słowa usiadła w swojej ławce, a Yagura przed nią. Nie musiał się przedstawiać przed klasą, od tego jest ewentualnie godzina wychowawcza. Na lekcji było dosyć spokojni, co było zadziwiające. Wszyscy jednak zgodnie sądzili, że profesor jest posiadaczem bardzo przerażającego spojrzenia i nie chcą znaleźć się w jego zasięgu.
- Siema nowy! – W czasie przerwy został zaczepiony przez najweselszego chłopaka w klasie.
- Yagura – Przypomniał swoje imię.
- Wiem, wiem. Hiroya dużo o tobie mówił. – Wspomniana osoba zmrużyła oczy. Nie musiał tego mówić. - Jestem Daisuke. Ten Daisuke. – Yagurze i tak niewiele mówilo to imię. – A to Matsuri, Konohamaru i Hanabi. Taki mój fanklub.
- Raczej nie… - Bąkneła Hanabi.
- Cicho już nie możesz się wypisać. To umowa na całe życie!
- Opowiadałeś o mnie? – Yagura zwrócił się do Hiroyi. – Słodki jesteś. – mruknął zaśmiany.
- Nie chciałem, aby na samym początku pomyśleli, że jesteś fajny. – Wzruszył ramionami nie pozwalając wytrącić się z równowagi.
- Tak, przez ten tydzień było tylko „gdzie Yagura?”, „czemu nie ma mojego przyjaciela?” lub „tęsknie za…” – Cytowała Matsuri i cytowałaby nadal, gdyby Hiroya nie zatkał jej buzi.
- Uciąć ci ten jęzor Matsuri?
- Zostaw ją. – Nakazał Yagura. – Wiedziałem, że tęskniłeś.
- Hej, podobno uczyłeś się w szkole za granicą. Fajnie było?
          Hanabi podjęła temat szczególniejszego  poznania nowego kolegi, a kwestia szkoły była ciekawym tematem. Ona w życiu by nie zrezygnowała z takiej elitarnej szkoły. Przyczyny wyrzucenia nie powiedział nikomu, nawet Hiroyi, a to go coraz bardziej intrygowało. Ale dowie się się co ten karzełek narobił.
          W czasie kolejnych przerw czy pogawędkach na lekcjach można było zauważyć narodziny niejakiej konkrencji między Daisuke a Yagurą, ale ci zgodnie zaprzeczali tym pomówieniom. Nie chcieli wyjść na pazernych, ale serio jeden chciał być lepszy w nauce od drugiego. Jednak Daisuke polubił Yagurę, bez wzajemności. Daisuke i jego „zajebiste” jestestwo działało mu na nerwy. W dodatku nie ma osoby, która by tego narcyza nie lubiła.
- Ej chłopaki, mam pomysł! – Zawołała Matsuri do Konohamaru, Daisuke i… możliwe, że zapomniała o Hanabi. Yagura spojrzał na tą fantastyczną czwórkę od niechcenia.
- Skoro Mats ma pomysł to pewnie jest głupi. – stwierdził z uśmiechem Konohamaru.
- Racja. Słuchanie to strata cennego czasu naszego życia. – Zgodził się Dai.
- Jaki masz pomysł? – Jedynie Hanabi okazała zainteresowanie.
- Poprośmy profesora Nagato, abyśmy mogli zorganizować jakiś klasowy wypad, by się zintegrować z nowymi. – Nie ważne, że znali się z Hiroyą i trochę z Yagurą. Każda wymówka jest dobra.
- Fajny pomysł, ale mam lepszy. Poprośmy profesora Nagato o jakiś wypad integrujący nowych z klasą! -  Wykrzyknął Daisuke, a Matsuri spojrzała na niego z politowaniem. Ładniej to poowiedział, ale to był jej pomysł.
- Dai, kurde, jesteś geniusz. – Oświadczył Konohamaru, klaszcząc z uznaniem głową.
- Serio? On? – Burknęła Matsuri
- To takie rzadkie byś powiedział coś mądrego na przerwie. – Dołączyła Hanabi.
- Ty też Brutusie…?
- Jazda do klasy maluchy. – mruknął Nagato, otwierając wszystkim drzwi.
- To zostawcie wszystko mi – oświadczył Daisuke i poszedł się podlizywać.
- Ale… Ej… to był mój pomysł, do cholery! – Dziewczyna tupnęła nogą ze złości.
          Yagura patrzył na Matsuri z pobłażaniem. No nie wnika, ale chyba ona jest osobą, która potrzebuje sporo uwagi. Wszyscy weszli do klasy i zajęli miejsca. Tylko Yagura musiał się dostosować do wolnego miejsca, dlatego przypadło mu miejsce z przodu, przy biurku. Życie potrafi kopnąć w tyłek.
- Nie ma mowy Daisuke. Nie będziemy tracić na to godzin lekcyjnych. – Nagato starał się być nieustępliwy w swoich decyzjach.
- Ale panie profesorz e…!
- Siad…! Siadaj, siadaj na miejsce! – Poprawił się, bo przecież to uczeń, nie pies. Od razu po położeniu dziennika na biurko rzuciła mu się w oczy nowa twarz. – A ty to pewnie nowy uczeń?
- Tak. – Wstał z krzesła. – Yagura Tadashi.
- Mam nadzieję, że się szybko zaaklimatyzujesz w nowym miejscu. – rzekł z uśmiechem. – Właściwie to, mam takie głupie pytanie… nie jesteś spokrewniony z Hidanem Tadashim, prawda?
- Chciałbym powiedzieć nie… ale to mój sta0rszy brat.
- Co?! Ten palant jest twoim brate?! -  Wtrąciła Matsuri.
- O rany… znasz go? – Świat go nienawidzi.
- Mam nadzieje, że nie podzieliłeś głupoty brata… - powiedział Nagato z nadzieją. – Poza tym Hidan nigdy nie wspominał, że ma brata.
- Pewnie zapomniał. – Yagura przewrócił oczmi. – Zaraz. Pan go zna?
- Od lat…. Dobra, wracamy do lekcji. Na początek oznajmiam wam, że sprawdziłem wasze testy. – Klasa nie była z tego powodu szczęśliwa. – Jest ocenione, ale nie wpisuję tego do dziennika. Niech to was zmotywję do nauki. Yagura rozdaj.
          Chłopak wykonał polecenie, przy okazji mógł się zaznajomić z wynikami poszczególnych osób. Chyba matematyka jest bardzo trdnym przedmiotem. Nawet Daisuke nie udało się uzyskać piątki, bo miał siedemdziesiąt dwa procent. Hanabi osiemdziesiąt trzy, a Hiroya… Yagura zaczął się chichrać przy przeczytaniu tego żałosnego jedenasto procentowego wyniku. W odpowiedzi pokazał mu środkowy palec. Mats też nie była orłem, dwadzieścia dziewięć procent. Dziwczyna po zobaczeniu tego wyniku wydawała się bliska płaczu.
- Nie przejmuj się, jesteś lepsza od Hiroyi – Rzucił w jej stronę pocieszenie.
- Przymknij się, okej? – Burknęła, gdy chodzi o oceny to nie jest zbyt skłonna do żartów. Matma ją dobijała, może to zabrzmi śmiesznie, ale przez wakacje uczyła się, by uniknąć tego typu upokorzeń.
- Teraz otwórzcie podręczniki na stronie ósmej. – Nakazał Nagato. Yagura wtem zorientował się, że ma zupełnie inny podręcznik, niż reszta. Podniósł rękę do góry.
- Profesorze. Ja nie mam podręcznika.
- Och. Dlaczego?
- Najwyraźniej zakupiłem kompletnie inną książkę..
- Psorze, ja też nie mam książki – powiadomił Hiroya.
- Bo?
- Bo do końca sądziłem, że przejdę do następnej klasy i sprzedałem te cegłę. Mogę dosiąść się do Aiko?
- Ale macie być cicho.
          Przez to wtrącenie Hiroyi, Nagato zapomniał o problemie Yagury i wrócił do lekcji. Spojrzał zdezorientowany na klasę i myślał czy może się do kogoś dosiąść i ogólnie do kogo by chciał. Wtem ktoś położył mu książę na ławce i przysunął do niego krzesło, tym kimś oczywiście okazał się Daisuke.

          Nie tylko liceum zaczynało szkołę, ale też Naoki tylko, że on po tygodniu uczęszczania do przedszkola nadal bardzo chętnie do niego uczęszczał. Szkoła jest fajna, jest wśród rówieśników i stale się bawią, rysują czy coś. Pani przedszkolanka była fajna, ale nie miała zbytnio cierpliwości. Kto się nie dostosował do jej poleceń to szedł do kąta. Najczęściej siedziała w nim jedna dziewczyna – Maribel. Trudno było jej nie znać, bo była najbardziej zaczepna, najbardziej głośna i strasznie wyniosła. Naoki nie chciał się z nią zaprzyjaźniać, więc raczej jej unikał. Była też w klasie pewna dziewczynka o imieniu Kae, której dzieciaki nie wiedząc czemu dokuczali, a on za to poczuł chęć chronienia jej.
- Dobrze słoneczka! – Wykrzyknęła z uśmiechem przedszkolanka. – Usiądźcie na dywaniku w kółeczku. Szybciutko.
          Zagoniła wszystkich, a sama sobie wzięła krzesło. Kae szybko wykonała polecenie i zajęła miejsce obok nauczycielki. Była takim klasowym lizusem i skarżypytą. Naoki usiadł jakoś w okolicach naprzeciwko przedszkolanki, a obok niego usiał Tora, a zaś po drugiej stronie Maribel. Tora otwarcie jej nie znosił, więc bardzo mu się nie podobało jej towarzystwo. Maribel była drobną dziewczynką o kasztanowych włosach i ciemnych hebanowych oczach. Ubrana była w jeansową sukienkę na szelkach, a pod tym błękitny podkoszulek… nienawidziła jak ją mama ubierała, miała po dziurki w nosie tych głupich i niewygodnych sukienek. Co by dała, by być chłopcem…
- Mari przestań się wiercić, głupku! – Burknął Koki, który miał to nieszczęście, że siedział obok niej. Chciał koło Naokiego, ale ta brzydula się wcisnęła i teraz go stale niechcący szturcha.
- Jakbyś miał na sobie sukienkę to też by ci było niewygodnie.
- Na szczęście jestem chłopcem…
- Gdybyś był dziewczynką to nie nosiłbyś sukienek. – Wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? – Wtrącił Naoki.
- Nie szyją sukienek na takie grube dzieci.
          To wypowiedziane zdanie było obrazą dla Kokiego. Był o wiele bardziej okrąglejszy od pozostałych dzieci, ale tylko Maribel bez ceregieli sypała w jego stronę komentarze na temat jego wagi. Chłopiec odepchnął ją mocno tak, że poleciała na Naokiego i uderzyła głową w jego nos.
- Ała…! – Naoki złapał się za nos z zbolałą miną. Maribel też zabolała głowa, ale była twardzielem.
- Patrz co zrobiłeś, łosiu! Wszystko ok, Nao?
- Krew ci leci z nosa! – Wtrącił Tora, a Naoki sprawdził prawdziwość tego komunikatu. Prawda. Zaczął coraz więcej myśleć o bolącym nosie, a wtedy stawał się on co raz mocniejszy i zaczęły się chłopcu szklić oczy.
- Proszę pani, proszę pani! Naoki płacze! – Zawołała Maribel.
- Wcale nie płaczę! – Warknął łamiącym się głosem. nie musiała tego mówić, przez nią w oczach znajomych wychodzi na jakąś żałosną beksę.
- Ale będziesz.
          Jak on jej nie lubił i tej pewności siebie, którą dziewczyna emanowała. Nie miał niestety czasu się z nią sprzeczać, bo podeszła przedszkolanka i od razu obejrzała Naokiego. Wyjęła z kieszeni chusteczki higieniczne i przystawiła mu do nosa i poleciła usiąść obok niej, aby miała go na oku. Następnie przeprowadziła dochodzenie co takiego się stało.
- To wszystko wina Maribel! – Wyskoczył z odpowiedzią Koki. Nie chciał, aby wszystko okazało się jego winą. Bał się konsekwencji ze strony rodziców. Na bank go spiorą. – Uderzyła Nao. – Dziewczynka zgromiła go wzrokiem.
          Nie dość, że gruby to jeszcze Pinokio.
- Mari to prawda? – Zapytała nauczycielka.
- Nie! To było niechcący, proszę pani. – Wtrącił Naoki. Nie chciał by wszyscy inni myśleli, że uderzyła go dziewczyna. Głupia krew wszystko zdradziła. No i lubił Kokiego i nie chciał, by miał kłopoty.
- W porządku. Mari przeproś Naokiego. – Nakazała nauczycielka, dziewczynka prychnęła.
- Nie.
- Słucham?
- Nie. – Powtórzyła. Głucha czy co?
- Nie przeprosisz? – Maribel zaprzeczyła ruchem głowy. Przedszkolanka była tą odpowwiedzią skołowana. Co te dzieciaki  takie pyskate? – Dobrze, porozmawiam sobie z twoją mamą, jak przyjdzie.
          Nie obchodziło jej to, niech sobie rozmawia jak chce. I tak jej rodzice wstawią się za nią albo przynajmniej tata lub Danny. Powrócili do zajęć, w czasie których przedszkolanka czytała im książkę o zwierzątkach. Naoki zauważył, że taką obojętnością i właśnie wyniosłością koleżanka zdobywa w klasie swego rodzaju respekt, ale nie rozumiał po co jej taki szum. Mogła przeprosić. To tylko słowo.
- A wy macie w domu jakieś zwierzątka? – Zapytała pani.
- Ja mam kotka! – Pochwaliła się Kae.
- Dobrze, Kae, ale na przyszłość podnoś rączkę do góry. – Upomniała ją, na co się zawstydziła. – No to opowiedz coś więcej o swoim zwierzątku.
- Nazywa się Kiciuś i ma dopiero kilka miesięcy, więc jest malutki. I ma bialutką sierść. – Z uśmiechem wypowiadała się o swoim pupilu.
- A ja mam psa, który jest większy ode mnie! – powiedział Koki z dumą. – I on by pożarł twojego kota!
- Koki! Do kąta! Natychmiast! – syknęła przedszkolanka.
- Jeśli podziela apetyt właściciela to by się nie najadł. ­- zaszydziła cicho Maribel. A towarzystwo obok się cicho zaśmiało. Przedszkolanka spojrzała na nią surowo, ale nie słyszała jej komentarza.
- A ty Naoki? Masz jakieś zwierzątko?
- Mam rybki.
- To chyba najgłupszy zwierzak. – Zawyrokowała Maribel, a reszta nieśmiało się z nią zgodziła. Naoki chyba myślał tak samo, bo milczał. – Niech rodzice ci kupią świnkę morską.
-  Tak i nazwij ją Maribel. – Dorzucił Tora, a dziewczyna go palnęła w potylicę.
- Tora do kąta! Maribel ostatni raz cię ostrzegam – syknęła przedszkolanka. – To może ty się pochwalisz swoim zwierzątkiem?
- Nie mam zwierzątka. Tata powiedział, że po co mi zwierzątko skoro mm brata. – Kobieta plasnęła się w czoło. Jak tak można…? – Ale mój brat ma dwa zwierzątka. Dużego pająka i ptaszka.
- Och. Jakiego ptaszka? Kanarka?
- Nie wiem. Pokazuje go tylko swoim dziewczynom. – Bąknęła.
          To było niesprawiedliwe, bo też chciała zobaczyć, ale zawsze kazał jej spieprzać. Przedszkolanka jedynie się zaczerwieniła i dla spokoju zmieniła temat, a właściwie powróciła do planu zajęć. Kazała wszystkim usiąść w ławkach, rozdała wszystkim po jednej czystej kartce, a resztę pliku kartek i kredek postawiła na środku.  Były trzy oddzielne spore stoły, więc dzieci mogły usiąść w swoim towarzystwie. Naoki usiadł obok Kae, a że koledzy chcieli z nim usiąść to dosiedli się do nich. Chłopiec czuł dumę, że jest taki lubiany.
- Kochani. Waszym zadaniem będzie narysowanie zwierzątka, który waszym zdaniem najbardziej was przypomina. – Poleciła przedszkolanka. – To nie musi być domowe zwierzątko. To może być delfin, zebra, lew. Jak chcecie.
- Ej Koki – Zawołała Mari. – Powinieneś narysować wieloryba!
- Ach tak? A ty ropuchę! – Odparował atak, a wszyscy się zaśmiali, nawet dziewczyna. No nie zawsze się wygrywa.
- Naoki kogo narysujesz? -  Zapytała nieśmiało Kae. Chłopiec przyłożył sobie palec do podbródka.
- Właśnie się zastanawiam…
- Narysuj barana. – Zaśmiał się Tora.
- Nie będę rysował za ciebie – Pokazał chłopakowi język.
          Wszyscy w zgodzie i ciszy zaczęli rysować. Podobał im się temat rysunku i chcieli się pokazać przed grupą z jak najlepszej strony. W dodatku przedszkolanka zadecydowała, że trzy najlepsze rysunki zostaną powieszone na tablicy. Dla wszystkich była to najwyższa nagroda. Naoki długo się zastanawiał do jakiego zwierzęcia jest podobny, ale w końcu zdecydował się na komara. Tata kiedyś pokazał mu cały łatwy proces narysowania owada i wcale nie zajęło to dużo czasu, a nie chciało mu się rysować nic ambitniejszego.
- W porządku. Jesteście gotowi? – Uśmiechnęła się przedszkolanka. – Gotowe rysunki połóżcie na biurku i macie czas wolny.
          Na czas wolny dzieciaki wystrzeliły jak z procy. Chcieli się bawić, albo popatrzeć, jak radzą sobie inni. Spora grupka pojawiła się przy Naokim, podziwiając jego rysunek. Normalnie komar wydaje się trudnym zwierzęciem- owadem do narysowania, ale Naokiemu wyszedł łatwo i szybko, od taki zlepek kresek. Byli pod wrażeniem. Gdy oddał rysunek poszedł bawić się z pozostałymi. Grali w grę planszową, a po chwili nauczycielka ogłosiła swoich faworytów.  Potem zaś dzieciaki mogły obejrzeć rysunki wszystkich. Okazało się, że Maribel też posiada talent plastyczny i od tej pory stała się rywalką dla Naokiego. Za pierwsze miejsce zyskują od nauczycielki złote gwiazdki, a on też je chce.
          Po kilku godzinach, gdy większość dzieciaków już została odebrana przez rodziców. Naoki nie miał co robić, a wyczekiwał pojawienia się taty. Dlaczego tylko jego tata zawsze się tak grzebie? Nawet po Mari była jej mama, na co nauczycielka jej powiedziała o uderzeniu Naokiego i nawet nie powiedzeniu przepraszam. Pierwsze co to kobieta zacząła sprawdzać czy córka nie poplamiła ubrań, bo krew ciężko schodzi w praniu… dopiero potem syknęła jej groźne „porozmawiamy w domu” przedszkolanka nawet nakablowała na tatę i brata Mari. Straszne.
- Dobry wieczór. Przepraszam za spóźnienie – Ukłonił się Sasori. Naoki był zły na tatę, że kolejny już  raz go odbiera, gdy zaczyna zapadać zmrok. – Jak tam Naoki?
- Idę do szatni… - Burknął chłopiec, wymijając tatę. Sasori westchnął ciężko.
- Mogłabym z panem porozmawiać?
          Po pogawędce z przedszkolanką, skierował się po syna do szatni. Kobieta streściła mu jego cały dzisiejszy dzień i pokazała rysunek. Podobał jej się, ale zaniepokoiło ją dlaczego akurat komar? Sasoriego właściwie też, czy chłopiec czuł się, jakby wszystkich denerwował? Zamierzał o tym z nim porozmawiać. Ukucnął przed nim i zaczął sznurować dziecku buty.
- Jak tam nos?
- Okej.
- Na pewno? – przytaknął głową. – Podobno rysowaliście zwierzątko, które jest do was podobne… - Naoki mruknął na zgodę. – Co narysowałeś?
- Komara!
- Dlaczego akurat komara?
- A nie chciało mi się rysować. – Wzruszył ramionami.
          Sasori zdębiał. To on się martwi, a temu leniowi się po prostu nie chciało? Nie, to nie na jego nerwy.

          W najbliższy wolny dzień Sasori wybrał się z Naokim do Deidary. Obiecał go odwiedzić, a to że zawita z synem to chyba jest oczywiste. Także chyba przyjaciel wiedział na co się pisał. Była piętnasta po południu, a przjażdżka samochodem… nagrzanym samochodem była torturą. Sasori nie do końca przemyślał ten ruch. Wchodząc do budynku Naoki zażyczył sobie pójście na górę po schodach. Saso pomyślał, że chyba tego dzieciaka posrało. Bowiem Dei mieszkał na dwunastym piętrze, a winda jest bardzo fajna. Niestety Naaki chciał sprawdzić kto będzie szybciej na górze – Sasori windą czy Naoki schodami. Wiadomo, że nie mógł puścić chłopca samego, więc pobiegł za nim po tych schodach. Złapał go jakoś na trzecim piętrze i ostro na niego nawrzeszczał.
- Co ja ci mówiłem o oddalaniu się ode mnie, do cholery?!
- Że nie wolno…
- Skoro pamiętasz to może zaczniesz się dostosowywać do tej reguły, co? Mam ci wlać byś zrozumiał?! – Warknął Sasori. Ile mu razy trzeba to powtarzać? Ręce opadają.
- Chciałem sprawdzić kto będzie pierwszy…
- Naoki, nie denerwuj mnie, okej?
- Sam się denerwujesz… - Burknął pod nosem.
          Sasori słyszał tą odzywkę, ale nie skomentował. Na dalsze piętra przejechali się już windą. Na schody jest już chyba za stary, odczuwa zbliżającą się setkę. Jeszcze siedemdziesiąt cztery lata i dwa miesiące.
- Tato, chodź szybciej no! – Naoki skrzyżował ręce i zaczął tupać nóżką, jak postać z jakiejś bajki. Westchnął i podszedł do drzwi, w które zapukał lekko. Po chwili otworzyła starsza kobieta, uśmiechając się radośnie.
- Och, Sasori, dawno cię tu nie było – powiedziała, kucając przy schowanym za nogami ojca, Naokim. – Cześć, ty pewnie jesteś Naoki, ale wyrosłeś!
- Przywitaj się – Ponaglił  Saso, ale syn był zbyt zawstydzony. – Jest Deidara?
- Jest, ale śpi – oznajmiła z uśmiechem. Akasuna chwilowo patrzył na nią dziwnie, myślał, że żartuje.
- Przecież byliśmy umówieni… możemy wejść? – Zapytał matki swojego kumpla.
            Po wpuszczeniu do domu, wraz z synem poszli do pokoju blondyna – faktycznie spał. Nie żeby pod kołdrą, po prostu leżał na brzuchu w łóżku jakby po prostu na nim padł. Sasoriemu, aż żyłka zapulsowała, ale zachował spokój. Wziął leżący na stole pakunek z chipsów i nawdychał tam powietrza, Naoki usiadł grzecznie na kanapie i zatkał sobie uszy. Saso tuż przed uchem Deidary wywołał głośny huk opakowania, przez co ten podniósł się na łokciach łóżka z przestrachem.
- Jesteś pojebany… – Burknął do przyjaciela, kładąc z powrotem głowę na poduszkę.
- Zaszczyt słyszeć takie uznanie od takiego zjeba, jak ty – mruknął w odpowiedzi. – Po cholerę w ogóle mnie zapraszasz, skoro jesteś zmęczony i zamierzasz gnić w pościeli?
- Bo słyszałem pogłoski, że jesteś dobry w łóżku. – odpowiedział. Saso się zaśmiał pod nosem. – Sorry bracie, miałem nockę…
- No co ty powiesz? – Uśmiechnął się. – Wstawaj, przecież masz gości. – Przycisnął swoją stopą jego dupę.
- Odwal się… jakich gości…? Nie pieprz, że przyprowadziłeś ze sobą tego gówniarza…
- To nie gówniarz tylko Naoki. Kolejny raz ci mówię, byś zwracał się do niego z szacunkiem. To mój syn. Moja duma.
          Obejrzał się na chłopca, który nie zwracał uwagi na rozmowę dorosłych i dłubał w nosie… a potem jeszcze się wytarł o narzutę kanapy. Westchnął ciężko i sięgnął do kieszeni po chusteczki.
- Jak zapraszasz mnie to zapraszasz i jego. – Sasori usiadł obok syna i nakazał mu dmuchać nosem w chusteczkę. – Naoki nie przywitasz się?
- Cześć wujek. – Deidara tylko wzniósł oczy do sufitu.
- No Dei, przyzwyczajaj się, bo Tay…
- Zamknij pysk. – syknął, i szybko wstał z łóżka, zamykając drzwi swojego pokoju.
          W momencie Sasori zrozumiał. Matka Deidary o niczym nie wiedziała, a więc się jej cykał. Kobieta mogła by go zmusić do zajmowania się własnym dzieckiem. Gdyby nie przyjaźnili się w takim dużym stopniu to by go wsypał. Chciał z nim pogadać tak prywatnie, ale widok Naokiego, opierającego się ze znużeniem o kanapę nie pozwalał mu się skupić.
- Włącz mu jakąś grę…
- Chyba cię coś. – Prychnął Deidara. – Wiesz ile taki pad kosztuje? Sporo. Szczeniak go na pewno popsuje.
- Nie popsuje, a nawet jeśli to oddam ci kasę – Bąknął Sasori. – No proszę cię, misiu…
- Ech, jak ja cię nienawidzę…
- Bzdura, uwielbiasz mnie. – orzekł triumfalnie Sasori.
          Załączył więc dzieciakowi konsolę i przywołał do siebie, aby mógł sobie wybrać gierkę. To co wybrał to Need for Speed. W trakcie załączania Deidarze zaczęła dzwonić komórka. Podał Saso kontroler nakazując mu załączyć, a sam podszedł do telefonu. Już gdy przeczytał na wyświetlaczu „Tayuya” miał dosyć. Niemniej, odebrał.
- Czego znowu…? Spoko, ale co mnie to…? Nie chcę. Mam to w dupie, nie wydzwaniaj do mnie z byle pierdnięciem! Kończę, cześć. – Zakończył rozmowę odkładając komórkę na  biurko.
- Tayuya? – Zapytał Sasori.
- Kurwa, jesteś jasnowidzem. – Sarknął kompan.
- Co chciała?
- A szkoda gadać. Dzwoni do mnie z byle gównem. A to się porzygała, a to była w sklepie dziecięcym, a to dzieciak zaczął kopać. Teraz dzwoniła, bo jest u ginekologa i dowie się o płci śmierdziela.
- Nie chcesz wiedzieć? – Deidara spojrzał na niego głupio. – Ja chcę wiedzieć.
- To poczekaj. Będzie cud, jak do mnie z tą informacją nie zadzwoni…
- Co ja bym dał za te drobnostki, którymi ty gardzisz. – Spojrzał na syna, który zaciekle grał w wyścigówki. – Niestety tego czasu nie odtworzę. Obyś nie żałował swoich decyzji.
- Bez obaw.  Mój światopogląd jest niezmienny od lat.
            Kiedy miał dopiero co usiąść na dupie do domu znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Ruszył więc swoje szlachetne cztery litery i poszedł otworzyć. Sasori obserwował grę syna i przyznał, że był w tym całkiem niezły, jak na czterolatka. W sumie to nieskomplikowane, aby się ścigać, ale to w sumie jego pierwszy raz w tej grze. Musi taką kupić albo ukraść Deidarze. Ma dużo gier, więc nawet nie zauważy. Po chwili drzwi pomieszczenia się otworzyły, a wraz z Deidarą wszedł i Hidan, ale nie sam… bo z sześciopakiem piwa.
- Czemu go tu zapraszałeś? – Burknął Sasori.
- Wujek Hidan! – Zawołał Naoki, rzucając pada na ziemię, aby pobiec i przytulić wujka.
- Hej! – Warknął Deidara i podszedł szybko do sprzętu. Co ten barbarzyńca narobił?!
- Witaj Zwycięzco! – Uniósł chłopca na ręce. Sasori zawsze był zazdrosny, gdy widział jak Naoki dogaduje się z Hidanem. Rzadko taka radość w nim emanuje na widok własnego ojca. – Ja to mam szczęście, żeby trafić w tej chacie na ciebie. Jak leci? Byłeś w przedszkolu? Poderwałeś już coś?
- Nic nie wyrywałem wujku. – przekręcił głową. Przedszkole to nie ogród.
- Szkoda, jak jakaś koleżanka ci się spodoba to masz mi powiedzieć, ok? – postawił go na ziemi i ukucnął przed nim.
- Się wie, wujku!
- Git. Przybij żółwia ­– Nakazał i stuknęli się pięściami. Poczochrał Naokiego po głowie i dźwignął się do góry. – A wy panienki? Co robicie?
- Saso, powiedz swojemu dziecku, aby z łaski swojej nie rzucał MOIM sprzętem, bo się skończy dzień dziecka!
- Dei nie spinaj się tak, bo okresu dostaniesz. – mruknął Hidan i usiadł przy Saso. – Co on taki? Jakby nie ruchał od roku? – Sasori wzruszył ramionami.
- Coś mi mówi, że nieprędko zechce mu się zamaczać. – Deidara zmierzył przyjaciela zimnym wzrokiem. Wtem zadzwoniła jego komórka, niechętnie, ale odebrał.
- Co…? A mam jakiś wybór…? Aha… Zadzwoń wieczorem, teraz mam gości i nie mogę gadać – Rozłączył się zatem bez pożegnania. Sasori spojrzał wymownie na przyjaciela.
- I co?
- Chłopak. – Nie musiał nawet dopytywać, by wiedzieć o co chodzi przyjacielowi.
            Hidan nie rozumiał o co chodzi i zaczął domagać się wyjaśnień. Te barany mówią jakimś szyfrem, którego nie chcą go n nauczyć! W czasie gdy Naoki grał w grę chłopaki zaczęli tłumaczyć Hidanowi całą sytuację. No głównie to Saso czynił honory, a Deidara go tylko poprawiał. Bardzo często.
- Och… Deidara, człowiek skurwiel. – Podsumował Hidan. – Nieźle z tego wybrnąłeś – Przybili sobie piąteczkę.
- Macie wy dobrze w głowach? Jak możesz to popierać Hidan?!
- Weź wyluzuj, przecież Tay nie robi mu problemów, czyli jej też to wisi.
- Której lasce wisi to, że dziecko nie pozna własnego rodzica?
- No na przykład Noriko. – Bąknął pod nosem Deidara. Naoki na wspomniane imię obejrzał się na dorosłych. Może w końcu się dowie kto to jest?
- Ja pierdolę, zakończmy to. – Westchnął Hidan. - Przecież on tylko nie chce mieć z bachorem nic do czynienia, a nie modli się co wieczór by Tayuya poroniła, nie Dei?
- Aż takim chujem nie jestem.
            Dwóch na jednego, nie miał szans, aby ich pokonać w walce na argumenty. Deidara w wielu kwestiach zgadza się z Hidanem i na odwrót, dlatego ciekawe dlaczego akurat jego nazywa swoim najlepszy przyjacielem? W każdym razie dał za wygraną i po prostu zmienili temat. W pierwszej chwili było to obgadywanie znajomych. Okazało się, że tylko Sasori nie dostał jeszcze zaproszenia na ślub Yahiko i Konan. No co Sasori taki był tym zdziwiony? Rudy nie dostaje nawet zaproszenia na własny pogrzeb. Potem wszyscy dołączyli do grania z Naokim w grę. Zawsze lepikej się gra w towarzystwie! No powiedzmy, w czasie gry w przygodówkę, kiedy była kolej Naokiego to Sasori zaczął swoje pouczanie.
- Skręć w lewo.
- Wiem gdzie iść, tato…
- Ty, weź go zostaw. – Burknął Deidara. – Niech gra jak chce.
- Tylko, że on nie gra tylko zwiedza okolicę.
- Jashinie, aleś ty upierdliwy. – Hidan wzniósł oczy ku sufitu. -  Wszystkiego się go czepiasz.
- Nie prawda… - Zakłopotał się trochę.
- Stary, przed chwilą się czepiałeś, że mówi na pada, dżojstik.
            … Chyba mają rację.

            Na poprzednim spotkaniu Deidara znowu umówił się z Sasorim i tym razem obiecał, że dopilnuje, by żaden Hidan już im nie przeszkadzał. Sasori jednak nie odwzajemnił gestu i nie pozbył się syna. Znowu musieli się z tym gówniarzem użerać. No, to Saso musiał bardziej, ale Deidara też się wpisał na listę męczenników. Zabawne, że spotkania im wychodzą, gdy nad małym nie ma żadnej opieki. Właściwie to nie jest zabawne tylko wkurzające. Może w tym centrum  zrobią jakieś atrakcje dla dzieciaków, zobowiązując się do ich pilnowania? Oby!
- Jest jakiś termin umówienia się z tobą, który nie obejmuje… Naokiego? – Powstrzymał się od swoich słownych pochlebstw pod adresem dzieciaka.
- Takie terminy istniały trzy lata temu i wcześnej. – mruknął Sasori. – A tak poważnie to wszystko zależy od Miyuki.
- Wujku! Ej, wujek! Wujku! – Wołał Naoki, patrząc na niego.
- Kiedy ona wraca?
- Wujek, a w przedszkolu…!
- Cicho Nao! Rozmawiam z twoim ojcem! – Warknął Deidara.
- Przestań. On chce ci tylko coś powiedzieć. Stanie ci się coś jak posłuchasz? – Zapytał retorycznie. – Mów Naoki. Co się stało w przedszkolu? – Sam też był ciekaw, bo jemu to nie opowiada z takim przejęciem o wydarzeniach z szkoły.
- Wczoraj w przedszkolu mieliśmy narysować ulubionego wujka! – Deidara uniósł brew. W sumie miło mu się zrobiło na wieść, że dzieciak go narysował, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.
- I co? Mam uwierzyć, że mnie narysowałeś? – Prychnął.
- Nie! Narysowałem wujka Hidana!  - Sasori przewrócił oczami, a Dei na niego spojrzał. Kurwa, serio? zawraca mu cztery litery czymś co nie dotyczy jego osoby?
- Chyba nie widziałem twojego obrazka na tablicy…
- Bo go tam nie ma. Pani powiedziała że miałem narysować wujka, a nie dziadka.
            Deidara w momencie parsknął śmiechem, gdyby Hidan to słyszał…! Sasori również się zaśmiał, to pewnie przez ten jego siwy kolor włosów.
- Gdyby narysował ciebie to pewnie by dostał pouczenie, że miał rysować wujka, a nie ciocię. – Uśmiechnął się podle w stronę Deidary.
- Ha, ha, ha. Brawo Saso, ostatnio się tak uśmiałem schodząc ze schodów.
- Wiem, jestem zajebisty!
- Musisz zjeść snickersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć.
            Naoki przysłuchiwał się rozmowom dorosłych chcąc potem użyć niektórych tekstów w przedszkolu. Niestety tak się zasłuchał, że stanął sobie na swojej rozwiązanej sznurówce i przewrócił się na podłogę. Sasori usłyszawszy plask obejrzał się na syna, który podnosił się z podłogi. Na pierwszy rzut oka nic mu nie było, ale kiedy Saso do niego podszedł i zaczął o wszystko wypytywać to chłopcu udzielił się jego lęk i omal się nie popłakał. Wziął chłopca na ręce i skierowali się do miejsca, gdzie wyświetlany był repertuar filmów. Deidara nie był zadowolony na wieść, że mają iść na jakąś bajkę. Naoki to, Naoki tamto, chciał wypadu z przyjacielem, a nie jego bachorem.
- Deidara! Nie zachowuj się jak dzieciak, do cholery. – Warknął Sasori, przerywając mu w połowie jego marudzenia.
- Dorosły się znalazł. Jak jesteś dorosły to kurwa nie idź na bajkę! – Odwarknął.
- Idę z Naokim. Rozumiesz ty to w ogóle?!
- To niech sam idzie! Jest duży. - Stwierdził, a przewrócenie oczami było jedynym stosownym komentarzem tegoż zachowania.
            Kłócili się jeszcze dobre dziesięć minut, aż wyproszono ich z tej części, skoro nie zamierzają się uspokoić. By załagodzić nerwy, udali się do miejscowej księgarni. Naoki poszedł z tatą oglądać magazyny z samochodami. Deidara natomiast szukał działu z mangami, aż zza rogu dobiła do niego dziewczyna, wywalając się na podłogę. Dei spróbował chwilę utrzymać równowagę, ale coś go popchnęło do przodu i gdy dziewczyna już na dobre upadła to potknął się o jej nogi i również zderzył z podłogą.
- Ja pierdolę, jak to łazisz, chuju zajebany! – Warknęła dziewczyna. Normalnie, by się nie przewróciła, ale te pieprzone szpilki dają plus pięćdziesiąt do upadku.
- Na mnie się wydziera, a sama łazić nie umie. Głupia baba… - Bąknął cicho blondyn.
- Dei…? – Ton głosu dziewczyny z wściekłego przeszedł na łagodny. Przesunęła się na czworakach bliżej chłopaka, aby się upewnić w jego tożsamości.
- Może? – Wstał z ziemi strzepując z siebie kurz. Dziewczyna również dźwignęła się na równe nogi. – Może tak, a może nie. Zależy kto pyta.
- No wiesz? – Dziewczyna parsknęła z niedowierzaniem. – Kogo jak kogo, ale mnie mógłbyś pamiętać!
            Deidara przyjrzał się dokładniej aparycji dziewczyny, a dokładniej to ocenił ją jedynie po ubiorze. Wyglądała bardzo elegancko, biała koszula z krótkim rękawem, na to czarna marynarka z trzy czwarte rękawa, tego samego koloru spódnica do kolan z wysokim stanem i czarne długie szpilki. Nie, nie zna jej. Jakaś dziwna laska, co drze mordę bez powodu.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić, ja takich sztywnych bab się nie tykam.
- Że co proszę? – Deidara zmierzył ją tylko ostatni raz wzrokiem i wzruszając ramionami ruszył przed siebie. Dziewczyna rozdziawiła usta i kolejny  raz parsknęła z niedowierzaniem. – No serio? Czekaj D…
- Naoki Akasuna, masz się w tej chwili zatrzymać! – usłyszawszy ten głos i to nazwisko obejrzała się do tyłu. Już po chwili zobaczyła znanego sobie mężczyznę, który ukucnął przy jakimś dzieciaku. – Masz się nie oddalać rozumiesz?!
- Chciałem tylko…
- Pytałem czy rozumiesz?! – Potrząsnął ramionami chłopca, na co skinął głową. – Jeszcze raz ode mnie uciekniesz to…
- Akasuna ma dziecko?! – Zawołała jednocześnie tym zaskoczona i rozbawiona. Deidara będący niedaleko przyglądał się tej scenie. – Ty rudy przychlaście, zawsze wiedziałam, że jesteś frajerem, ale teraz to przeszedłeś samego siebie! – Sasori zmrużył oczy próbując ją skojarzyć.
- Tsuki? – Wymsknęło mu się z ust.
            Deidara wytrzeszczył oczy, no racja, przecież to Tsu. Jak mógł jej wcześniej nie poznać? Trochę głupio, tym bardziej, że kiedyś nawet ze sobą chodzili. Co za niezręczna sytuacja. Sasori wstał na równe nogi, a obok niego pojawiła się druga stara znajoma – Itami. Bosko. Tsuki również do nich podchodziła, ale w połowie drogi wykrzywiła stopę przez te jebane szpile. By zaoszczędzić sobie niewygody, nerwów i wstydu, zdjęła buty i pokonała dalszy dystans na bosaka. Naoki był pod wrażeniem tego gestu.
- Tata, ja też mogę zdjąć buty?
- Nie. bo będziesz miał brudne nogi. Na podłodze jest pełno zarazków. - Wytłumaczył Sasori, a Naoki się nadąsał. On tam nie widzi żadnych zarazków. Tata ciągle kłamie.
            Znajomi ze szkoły średniej zaczęli pogawędkę na temat co tu kto robi. Jakoś istnienie Naokiego poszło na bok, a wszyscy zaczęli opowiadać o swoim życiu zawodowym. Chyba pozycja Tsuki, jako prokuratora sądowego zbiła chłopaków z tropu. Ona i prawo?
- W ogóle Saso, jakim cudem         ty ją poznałeś? – Zapytał Deidara. Sasori na końcu języka miał odpowiedź, że wszędzie poznałby ten parszywy ryj, ale nie mógł się tak wyrażać przy dziecku.
- Normalnie. – Wzruszył ramionami. – Ale ten KOSTIUM masz mylący.
- Właśnie. To jeszcze nie Halloween – mruknął Deidara, a Saso parsknął śmiechem.
- Bardzo dobry, Tsu. Nareszcie wyglądasz jak dziewczyna.
- Ale poważnie gościu, nie poznałem jej, bo się tak głupio ubrała.
- Uważaj Douhito, bo zniewaga krwi wymaga. Mogę cię pozwać. – Zagroziła z ogromną powagą. Potem zwróciła się do Saso. – Dei ciągle tak wygląda i się go nie czepiasz.
- Bo lubię kobiety.
            Deidara się oburzył tymi ich żartami w tym temacie. No bardzo oni zabawni, bardzo. Tsu udzielił się dobry nastrój, więc dla odmiany szydziła właśnie z blondyna, a nie jak to zwykle bywa z Sasoriego. w końcu jednak Itami wróciła do głównego tematu, który ich tu sprowadził.
- Sasori, nie przedstawisz nam tego swojego szczyla? – Sasori wywrócił oczami. Trzech ludzi z awersją do dzieci kontra on. Czy jest sens upominać ich co do wyrażania się? Nie.
- To mój syn Naoki. – Ukucnął obok niego. – Pokaż wszystkim ile masz latek.
- Tyle – odpowiedział pokazując cztery palce. Sasori zmierzwił mu z uśmiechem włosy.
- Kondolencje Sasori. – Zaczęła It. – Żona ci wcisnęła bachora, a w domu bzyka się z kochankiem.
- Żeby jeszcze miał żonę – Prychnął Deidara. – Jest rudy i ma tylko dziecko! – zawołał Dei i nastąpiła chwila ciszy, a klienci sklepu popatrzyli się chwilę na towarzystwo.
- Głośniej, Dei. Nie usłyszeli cię jeszcze w Australii!
- No to jeszcze lepiej. Podrzuciła dzieciaka i zwiała do innego. Cały Sasori. – Tsuki podsumowała uroczyście i dodała szeptem. – Też bym zwiała… - Podeszła do Naokiego i zmierzyła go wzrokiem. – No, ale przynajmniej nie jest rudy.
            Sasori westchnął ciężko, co on takiego zrobił, że ma takich pojebanych znajomych? Naoki poderwał głowę do góry, od wujka Hidana też nie raz słyszał, że ma szczęście, bo nie jest rudy. O co chodzi to nie wie, ale niech im tam będzie.
- Ja też się z tego cieszę, ciociu. – mruknął słodko, a Deidara zerknął z zaciekawieniem na Tsu.
- Nao, słońce… - Dziewczyna uszczypała dzieciaka za policzek. – Nie. Nazywaj. Mnie. Ciocią. Jestem Tsu!
- Weź go nie dotykaj. – Oderwał jej rękę od syna, widząc, że sprawia mu tym ból. – Bo się jeszcze czymś zarazi. – Naoki dotknął się bolącego policzka.
- Większe nieszczęście od bycia rudym nie istnieje. – Stwierdziła It.
- Wiecie. Fajnie was było zobaczyć, ale jeszcze fajniej będzie jak znikniecie mi z oczu. Idziemy Dei.
- Na bajkę nie idę. – Fuknął w odpowiedzi.
- Och daj spokój. Kupię ci duży pop corn – Starał się go tym przekupić.
- Taa, żeby mi go zeżarł Naoki…
- Hej, a może skoczycie z nami do baru? Miałyśmy opijać nasze sukcesy, ale spotkanie po latach też może być powodem do picia. – stwierdziła It, wzruszając  ramionami. – To jak? Idziecie?
- Tak.
- Nie. – W odróżnieniu od Deidary to Sasori zaprzeczył.
            Przeciągnął przyjaciela w ustronne miejsce i rozpoczął z nim konwersacje. Jak on mógł się w ogóle dziwić, że nie chce tam iść? Bar to nie miejsce, w którym ma się obracać czterolatek! Za ten czas dziewczyny stały tam gdzie dotychczas i wyczekiwały końca tej małżeńskiej kłótni. Itami oparła się o niski regał i wyciągnęła z kieszeni komórkę, na której pisała sms’y. Tsuki odeszła do regału z mangami i przeglądała jedną z ulubionej kategorii yaoi. Po chwili poczuła na sobie nieznośne spojrzenie. Zerknęła z góry na Naokiego, a potem powróciła do czytania. Chłopiec nie przeląkł się jej wzroku i ciągle gapił. Plan mieć-wyjebane nie wypalił, bo zaczynało ją denerwować to lampienie dzieciaka. Zamknęła dość mocno i kolejny raz zmierzyła małą postać Naokiego. Uśmiechnął się do niej słodko, a ona odpowiedziała mu wymuszonym pół-uśmieszkiem. Zrozumiał to jako zaproszenie do rozmowy.
- Co czytasz, Tsuki?
- Komiks… - Szukała wzrokiem innych pozycji na regale.
- A o czym?
- O chłopakach…
- Co robią?
- Uprawiają wrestling – odarła wywracając oczami.
- Uooo! Mogę zobaczyć? Mogę, mogę? – Prosił, skacząc w miejscu.
- Nie. To dla dużych chłopców.
- Jestem duży!
            Itami zaśmiała się wymownie w stronę Tsuki. Dziewczyna spojrzała więc na oddalonych kumpli, którzy zapominając o bożym świecie nadal dyskutowali. Tak więc podała Naokiemu mangę yaoi.
- Dei, ostatni raz ci powtarzam. Bar to nie miejsce dla dziecka. Nie rozumiesz tego czy jesteś taki głupi?
- Stary. Ja przyszedłem się dobrze bawić, wszystko zjebałeś zabierając tu gówniarza.
- Powtarzam ostatni raz. Nie miałem go z kim zostawić! Ale ty zostań, ja nie będę patrzył jak moje dziecko się nudzi i źle czuje w TYM towarzystwie...
- Nie zakładaj za niego. Dogaduje się z Tsu. Ogląda z nią jakąś książkę. - Wskazał na nich podbródkiem. Sasori obejrzał się do tyłu i zobaczył mangę w ręku syna. Wytrzeszczył oczy widząc okładkę.
- Naoki! - Wrzasnął, a Nao aż uskoczył ze strachu, a manga wypadła mu z rąk. - Pojebało cię do reszty Tsu?! Taką tematykę mu pokazujesz?!
- Wyluzuj Sasori. - It westchnęła. - Sam chciał.
- Trochę szacunku... Papier nie bierze się z powietrza.
- To tata mnie wystraszył... - Bąknął Nao, podnosząc mangę z podłogi, ale Saso mu ją wyrwał z rąk.
- Dawaj to! Nie wolno ci takich rzeczy oglądać! - Odłożył na regał.
- Dlaczego?
- Twój tata jest homofobem, młody. No ale co zrobisz, rodziny się nie wybiera... – Westchnęła Tsuki.
- Czym?
- Niech ci ojciec wytłumaczy... To co z tym barem Dei?
- Saso nie chcę iść, bo smark.
- Naoki. On ma imię Naoki, Dei. Ty sobie możesz iść... Nie musisz mnie pytać o zgodę, nie jestem twoim ojcem.
- Tato co to jest homofob? - Wtrącił chłopczyk.
- Nikt...
- Nie wstydź się przyznać, Saso - mruknęła It.
- Nie jestem homofobem! Nie demoralizujcie mi syna!
- Mówiłam, że jest. Nom totalnie. – stwierdziła Tsu kiwając oznajmująco głową.
            Sasori nie chciał już dłużej wysłuchiwać obelg pod swoim adresem w obecności syna. Zapytał się ostatni raz Deidary z kim idzie, a ten wybrał towarzystwo dziewczyn. Przecież nie pójdzie na jakąś głupią bajkę! No to poszli sami, Naoki najpierw był trochę nadąsany, ale gdy tata mu oznajmił, że od teraz to ich wspólny męski wypad to się ucieszył. Zakupili bilety i mały pop corn, ale za to dużą colę. Potem jako, że do rozpoczęcia pozostało im pięć minut to poszli do swoich miejsc w sali kinowej.
- Naoki, na pewno nie chcesz do łazienki? – Powtórzył pytanie, upewniając się w tej sprawie. Naoki przekręcił głową, odpijając za pomocą słomki, colę. – Na pewno? Zaraz się zacznie bajka, a wtedy z tobą nie pójdę.
- Nie chcę. Tatooo, kim są Tsuki i Itami?
- To znajome ze szkoły.
- Lubisz je? Bo ja tak! Są fajne! – Zawołał radośnie.
- Wiesz… co cię nie zabije to cię wzmocni. – odparł, a Naoki nie rozumiał. Spojrzał na ojca pytająco. Wtem zgasły światła w pomieszczeniu. – Nie ważne. Oglądaj.
            Sasori co jakiś czas podczas seansu odbierał dziecku napój i go odpijał wielkimi łykami, bo ten tylko żłopał zawartość. Pewnie po bajce wystrzelą do toalety jak z procy. Naoki dużo się śmiał w czasie oglądania, Sasori czasami też, gdy były jakieś dwuznaczne sytuacje lub teksty. A zdarzały się nader często. W końcu wyświetliły się napisy, Saso był dumny, że Nao wysiedział całą bajkę. No, dopóki nie włączyły się światła.
- Naoki, dlaczego masz mokre spodnie? – złapał za mokry materiał, a potem przyłożył sobie dłoń do nosa.
- Zsikałem się…
- Kurwa mać! Czemu nic nie mówisz, że musisz do łazienki?!
- Powiedziałeś, że i tak ze mną nie pójdziesz w czasie bajki. – Tak. To taty wina.
- Kto by pomyślał, że jesteś taki posłuszny…!




SPOILER
Siemanko xP Ledwo wychodzę z jednej choroby to mam zaś drugą... życie mnie nie oszczędza... :< Więc  tak po krótce z braku weny i chęci do pisania zaktualizowałam linki, więc zapraszam na tamtejsze blogi :)  Ponadto napisalam o sobie kilka nowwyh ciekawostek i pokazałam tam swój ryj xDD paczcie sobie xD
Dzięki za wszystko :D
 
DATA
30.03.2015

SPOILER
- Cześć Sasori. – Przywitała się Sui, wtedy Yoshi zrozumiał, co jego żona zrobiła i bynajmniej mu się to nie podobało. – Fajnie, że się zgodziłeś przyjść. To nie potrwa długo, bo nasza opiekunka cię zastąpi za jakąś godzinę. – Yoshi posłał żonie karcące spojrzenie, a ona mu ostrzegawcze.
- To nic takiego, mogę się nawet zająć Maki do waszego powrotu.
- Zrobisz, ja będziesz chciał. – Uśmiechnęła się dziewczyna. – Maki sobie leżakuje na kocu w salonie. Za dwie godziny zacznij ją karmić, butelka z mlekiem jest na stoliku w kuchni. Wystarczy ją podgrzać…
- Wiem, wiem, wszystko wiem Sui. Bawcie się dobrze – zapewnił Sasori, w końcu też ma dziecko.
- Dobra… to jeszcze się z nią pożegnam – orzekła i poszła wyściskać córeczkę. Yoshi za ten czas postanowił jeszcze coś zakomunikować Sasoriemu.
- Sernika, który jest w lodówce nie waż się dotykać. Jest mój. – Ta wiadomość była priorytetem. – Oprócz tego…  

5 komentarzy:

  1. Właśnie dowiedziałem się, że pingwin to owad.
    Twój blog tak bardzo mnie edukuje <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahahahahaha XD
      cicho, chora jestem, mogłam coś przeoczyć xD

      Usuń
  2. Tym razem zacznę od końca :D Ja nie wiem, ja nie wiem, dlaczego Saso zadaje się z takim nie wiernym Deiem :< Przecież on nie szanuje jego syna, i jeszcze wybrał towarzystwo yaoistek T-T Cała ta trójka zachowywała się jak gówniarze.. niestety, taka prawda xD Ej.. smutno mi jak się nabijają z Sasoriego :< Ale Saso też... mógłby nie lizać dupy Deidarze i po prostu sobie pójść xD A ten go jeszcze pyta czy zostanie. Tak w ogóle to Saso powinien bardziej przyjaźnić się z Nagato i Yahiko, bo tamci są bardziej wyrozumiali i lubią Naokiego :D No Hidan też go lubi, ale podziela zdanie Dei w jego nieodpowiedzialnym zachowaniu O: Ale już wiesz, że Dei mnie wkurza od kilku rozdziałów, albo od kilkunastu xP No zero odpowiedzialności i poczucia obowiązku.. Eh.. Załamuję ręce. Wybacz mi Soli, ale Hejt na Deidare musi być :D bo jak to tak się zachowywać jak gimnazjalista. Z tym, że dla gimnazjalisty to całkiem normalne zachowanie xD A i gimnazjaliści są nie raz mądrzejsi :P
    Saso jest bardzo nerwowy O: Ja rozumiem, żę dzieci denerwują nie raz, i że dokuczają, ale no cóż.. chłop nie ma podejścia do syna, oj nie ma :D Ale jakimś złym ojcem też nie jest, stara się jak może, tylko czasami za nerwowy po prostu :)
    Ta przedszkolanka też dobra xD Do kąta, do kąta, wszyscy do kąta xD Zamiast porozmawiać, starać się wytłumaczyć, no nie wiem no... zrobić to z jakimś podejściem, to nie, wszyscy do kąta :D Ciężko przyznać, ale i w rzeczywistości tak bywa, że zatrudniają do takiej pracy ludzi bez podejścia do dzieci. A te rozmowy tych dzieciaków O: Takie małe, a taki bogaty zasób słów ma no xD
    Yagura rozwalił system :D Usiadł pod klasą bo nikogo nie widział na korytarzu haha, mądrze. I tak go lubię :P O Yagura nie lubi Daisuke O: Za to Daisuke lubi Yagure.. ciekawe jak długo :P I ciekawe czy zostaną friendsami, czy raczej wrogami. Haha, jaki ten świat mały :D Wszyscy znają Hidana xD
    Poród najlepszy. Kobieta w bólach cierpi, Itachi nie ułatwia sprawy, jeszcze się przejmuje że Sasor zobaczy jej waginę. Przecież to takie ważne, kiedy żona cierpi i lada moment urodzi dziecko xD Skoro nie chciał by jego kumpel widział jej kobiecość, Saso powinien mu samemu odebrać poród, ciekawe co by Itachi zrobił x) Może po urodzeniu dziecka Kana będzie fajniejsza ^^
    To tyle ode mnie :D Duuuuużo Duuuużo weny, zdrówka, zadowolenia z rozdziałów, bo masz z czego być zadowolona :) I oczywiście Pozdrawiam, tradycyjnie :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Paczaj, no 3 komentarze pod rząd. Kana na porodówce, niezłe przeżycie dla niego. Taka dość szczera i rozgadana,w bólu, och współczuję. Fragmenty kojarzę z NaruHiny, ale mimo wszystko i tak się śmiałam. Kana mu mówi, zaopiekuj się Yukari, jak nie przeżyję, a ten zamiast nie umrzeż, nawet tak nie mów, to tak zaopiekuje się nią. No Itachi, kiepsko ci idzie, ale zwalmy na stres a potem Saso, który ma odbierać poród.
    Uwielbiam Daisuke, z nim zawsze jest zabawnie, fanklub hahaha padłam.
    Dzieciaki w klasie Naokiego, z Nao na czele są takie coolerskie, ja w ich wieku nie miałam tak dobrych tekstów.
    - Naoki kogo narysujesz? - Zapytała nieśmiało Kae. Chłopiec przyłożył sobie palec do podbródka.
    - Właśnie się zastanawiam…
    - Narysuj barana. – Zaśmiał się Tora.
    - Nie będę rysował za ciebie – Pokazał chłopakowi język.
    Naoki Akasuna, chce żeby mój syn był jak ty.
    Dobra nie będe wymieniać wszystkich świetnych tekstów, bo bym pewnie cały rozdział Ci skopiowała do komentarza. Uśmiałam się, w tym nadmiarze nauki, twój rozdziałbył moim ratunkiem.
    Do następnego, czuje że uda mi się napisać komentarz rónież pod 62 :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No więc to nareszcie ja :)
    Kurde, ale sobie narobiłam zaległości więc może od razu przejdę do rzeczy. No więc KANA. Ja tam nic nie twierdzę, ale skoro nie chciała żeby ją Itaś zostawił, to po chuja mu kazała iść po lekarza? :P I ta jego logika "Obiecaj, że zajmiesz się Yukari!", "Dobrze, Kana, obiecuję" XD Hahah, już sobie wyobrażam jak musiał się czuć Uchiha, kiedy dowiedział się, że Saso będzie odbierał poród XD A jak on się musiał czuć! Boże, zamiast wysłać kogoś na porodówkę, a Sasoriego wpierdolić na jego miejsce, to takie coś odwalają.. No te szpitale schodzą na psy xD "Odbierz w końcu ten poród, a nie tylko oglądaj", hahah popłakałam się :D
    A i ten debil Yagura :D Widać, że z Hidanem spokrewniony xD Widzi, że nikogo nie ma, to zamiast sprawdzić, czy nie ma ich w klasach, to ten sobie usiadł i czeka bóg wie na co :D Że też Yagura nie lubi Daisuke.. Jak można nie lubić Daisuke?! Z tym pomysłem Mats - mistrzostwo :D A Nagato niby taki sztywniak, a czasami potrafi rozpierdolić system xd No cóż - to chyba własność rudych :P
    I szkoła Naokiego. Nie żebym przepadała za książkami o dzieciach, ale jeśli to mają być TAKIE książki, o TAKICH dzieciach, to nie mam nic przeciwko :D Widzę Naoś podbija serca dzieci w przedszkolu, nieźle, nieźle 8) A ta Maribel mnie wkurza, czemu ona jest taka niedobra? :( Kiciuś - co za imie! xD Hahah "Jakiego ptaszka?", "Nie wiem pokazuje go tylko swoim dziewczynom" you made my day xDD Saso jak zwykle musi coś spierdolić, nawet po dziecko sie spóźnił :D
    Kino z Deiem.. Hmm, szczerze, to Dei mnie wkurwił. A tak go lubiłam :( No człowiek skurwiel po prostu. Jeśli chodzi o sprawę z dzieckiem, to się we mnie, aż gouje jak to czytam, bo jestem przewrażliwiona na takie tematy xD Saso się czepiał, że Nao mówi na pada dżojstik? No to sory, ale ja też tak mówie i.. xD Hahah, nie.
    Co do reszty się nie wypowiem, bo by się posypały obelgi ;D Nie no, nie lubie Tsuki i nie lubie też Itami. Powiem tylko, że.. NAOKI SIE ZESIKAŁ, HAHAH xD
    Dobra lece czytać następny tylko naleję sobie picia :D

    OdpowiedzUsuń