Itachi przebywał wraz z Kaną na sali matek oczekujących
na poród i swoim towarzystwem chciał jej dodawać otuchy, ale okazało się, że
tylko ją denerwował. Nie mogli jeszcze odbierać porodu, bo ma za małe
rozwarcie, więc musiała jeszcze czekać na dwa centymetry. W tym czasie z
wściekłością przeklinała Itachiego na zmianę z wybuchem płaczu i martwieniem
się, że nie wytrzyma bólu albo, że dziecku coś się stanie. Właściwie to dzięki
tym obawą był z nią, trzymał za rękę i twardo znosił bluzgi. Sasuke czekał na
korytarzu, nie miał zamiaru zostawać zrugany przez Kanę, a nawet nie móc się
obronić.
- Itachi, a co jeśli nie
przeżyję porodu? – Kana odczuwała lęk i nie mogła wyzbyć się z głowy wrażenia,
że coś pójdzie nie tak. – Obiecaj, że wtedy zajmiesz się Yukari! Że będzie
twoim oczkiem w głowie!
- Już dobrze, Kana,
obiecuję. – Pocałował wierzch dłoni małżonki.
- Że co?! Powinieneś
powiedzieć, że nic mi nie będzie ty durniu! Tak! – uśmiechnęła się zmęczona
bólem, który odczuwała. – Pewnie liczysz na to, że kopnę w kalendarz, a wtedy
wrócisz sobie do tej swojej byłej i będziecie się pierdolić jak to szczęśliwa
para!
- Przestań. To nie prawda –
odparł i pogładził ją po głowie. Rozpłakała się.
- Jesteś taki beznadziejny
Uchiha…! – Przerwała podkurczając się i wyjąc z bólu. – Zawołaj lekarza! Niech
da mi jakieś znieczulenie albo odbierze to co twój pieprzony plemnik we mnie
zmajstrował!
- Wysłałem Sasoriego, by się
wszystkim zajął.
- Saso, Saso. To on jest
ojcem czy ty?! Nic nie potrafisz załatwić!
- Nie przesadzaj dobra? Bo
zostawię cię tu samą.
Wobec tej groźby postanowiła zamilknąć. Ostatnim czego
chciała to zostać w takim momencie sama. Jak Noriko to wytrzymała? Ona musiała
rodzić bez żadnego wsparcia. Kana nigdy nie przykuwała do tego uwagi, ale teraz
myślała co wtedy musiała czuć jej przyjaciółka? Nigdy się na nic nie skarżyła,
a ona nawet nie zapytała. Po chwili do sali wszedł Sasori, ponownie ubrany w
lekarskie odzienie.
- Co jest? Gdzie jest
lekarz? Czemu tu bez niego przyszedłeś? – Pytał Itachi. Sasori zagryzł wargi, a
potem wziął oddech.
- Niestety wszyscy położnicy
są zajęci, a lekarze mają urwanie głowy przez wysyp pacjentów z wypadku
dzieciaków wracających autobusem z kolonii…
- Co mnie obchodzą jakieś
bachory?! Ja rodzę! Mam pierwszeństwo! Zachciało się gówniarzom wakacji to
teraz niech czekają! – Warknęła Kana, była cała zalana potem, a oddychała coraz
więcej. – Załatw mi jakiegoś lekarza, Saso. Błagam!
- No właśnie.. przyszedłem w
tej sprawie. Będę twoim położnikiem.
- TY?! – Zawołali razem
Itachi z Kaną.
- Nie ma nikogo innego…
- Nie zgadzam się! będziesz
patrzeć na jej waginę! – Burknął Itachi.
- No sorry, taka praca.
- Zaraz ci wpierdolę.
- Dobra. Skoro nie ma nikogo
innego… - Syknęła głośno z bólu. – Wyciągnij ze mnie szybko tego bachora…!
Itachi nie był z tego zadowolony, ale i tak miał gówno
do powiedzenia. Przenieśli Kanę na salę porodową, a Sasori usiadł pomiędzy jej
nogami. Morderczy wzrok Itachiego wcale mu nie pomagał. Przyznał przed sobą, że
to pierwszy raz, kiedy osobiście odbierał poród, zdarzało mu się przy nich
asystować, więc wiedział co robić. Siedzieli w sali już czwartą godzinę, pomimo
dokładnej instrukcji Kana w ogóle nie współpracowała tylko krzyczała z bólu i
wyzywała wszystko i wszystkich dookoła. Itachi nachylał się ku niej trzymając
żonę za ręke i stale psiocząc na kolegę.
- Daj jej jakieś
znieczulenie czy coś co załagodzi ból!
- Po raz setny ci mówię, że
nie mogę…
- To odbierz w końcu ten poród,
a nie tylko oglądaj. – Sasori nie skomentował. Nic przecież nie poradzi na prędkość
wyłonienia się dziecka. – Słuchasz co do ciebie mówię?!
- To niech jaśnie pani
zacznie przeć! – Warknął rozzłoszczony.
Miał lepsze zajęcia do roboty, niż wyczekiwać na cud
narodzin kumpeli. Przecież Naokim zajmuje się Hidan, naprawdę karci się za to
zezwolenie tym bardziej, że jego nieobecność zamiast się skrócić to się
wydłużyła. Ciekawe… ciekawe ile trwał poród Naokiego i czy był dla Noriko, aż
tak bolesny…? Po chwili w końcu zauważył wyciskającą się z pochwy główkę
dziecka.
- Widzę główkę. Teraz przyj
mocno i będziemy kończyć!
- Mogę zobaczyć? – Zapytał Itachi.
- Wierz mi, lepiej nie.
Jako,
że nadszedł czas rozpoczęcia szkoły to na twarzach części dzieciaków widniało
klasyczne znudzenie i niechęć, a na drugich radość z zobaczenia ukochanych mord
po wakacjach. Ale koniec końców to się zmieniło po jakimś tygodniu i teraz
wszyscy wyglądali jak zabici ciężarem edukacji. Do drugiej klasy doszło dwóch
uczniów – jednym z nich był znany całej szkole Hiroya, a drugi… drugi jeszcze
nie zaszczycił placówki swoją obecnością. Wiadomo było tylko, że nazywa się
Yagura i jest przyjacielem Hiroyi. Mats też go znała, ale to była płytka
znajomość. Lecz nadszedł w końcu dzień, w którym pofatygował się do szkoły. Nie
ma to, jak zachorować już na samym wstępie.
W
szkole było pusto, w ogóle pod klasami było pusto, czyżby przyszedł za
wcześnie? Yagura wzruszył jedynie
ramionami i usiadł sobie pod ścianą. Wciąż nie czuł się zbyt wyraźnie,
dlatego podkulił nogi i położył głowę na kolanach, wykorzystując ostatnie
minuty na sen. Nie dane mu było cieszyć się tym długo, bo z klasy, pod którą siedział
wyszła właśnie Matsuri. Nie znał jej za bardzo, ale wystarczająco, aby ją
rozoznać.
- Och, hej Mats. – Zatrzymał
dziewczynę, wstając z podłogi.
- Yagura? Co ty tu robisz?
- No. Będę się uczył w tej szkole.
Chyba nawet w twojezj klasie.
- To wiem, ale czemu jesteś na
korytarzu, a nie w sali? – Tym razem to on zdębiał, nawet nie słyszał dzwonka…
zajebiście. – Na imprezach są modne spóźnienia, ale w szkole są one karane.
- Super… - Skrzywił się. – Może
nieobecność będzie korzystniejsza…?
- Byłaby, gdyby to nie były dwie
te same lekcje pod rząd. Lepiej wchodź.
Posłuchał
jej rady i tuż po odprowadzeniu jej wzrokiem do toalety wszedł do
pomieszczenia. O ile się nie mylił to trwała teraz lekcja historii. Nie lubił
być spóźniony, wtedy cała uwaga klasy jest skierowana na niego. Przez chwilę,
ale to i tak za długo. Lekcję prowadził niejaki pan Yamato, któremu nie
spodobało się przerwanie zajęć.
- Przepraszam…
- I ma pan za co. – powiedział
poważnie. Yagura przez chwilę nie wiedział, jak się zachować.
- Jestem…
- Uczniem, który powinien zapukać
nim wejdzie do klasy.
- Eee, tak. Przepraszam.
- Nie szkodzi. – Nauczyciel
uśmiechnął się uprzejmie. - Wyjdź i
zamknij za sobą drzwi, a potem zapukaj i zaczekaj, aż pozwolę ci wejść.
W pierwszej chwili sądził, że to żart, ale cóż
posłusznie wyszedł z klasy i zapukał, a po zaproszeniu do środka wszedł i
przeprosił za spóźnienie. Nauczyciel nakazał mu się przedstawić i podać numer w
dzienniku. Hiroya bardzo chętnie uczyniłł to za niego. Kumpel tak bardzo. Po
chwili do pomieszczenia weszła Matsuri i bez słowa usiadła w swojej ławce, a
Yagura przed nią. Nie musiał się przedstawiać przed klasą, od tego jest
ewentualnie godzina wychowawcza. Na lekcji było dosyć spokojni, co było
zadziwiające. Wszyscy jednak zgodnie sądzili, że profesor jest posiadaczem
bardzo przerażającego spojrzenia i nie chcą znaleźć się w jego zasięgu.
- Siema nowy! – W czasie przerwy
został zaczepiony przez najweselszego chłopaka w klasie.
- Yagura – Przypomniał swoje imię.
- Wiem, wiem. Hiroya dużo o tobie
mówił. – Wspomniana osoba zmrużyła oczy. Nie musiał tego mówić. - Jestem
Daisuke. Ten Daisuke. – Yagurze i tak niewiele mówilo to imię. – A to Matsuri,
Konohamaru i Hanabi. Taki mój fanklub.
- Raczej nie… - Bąkneła Hanabi.
- Cicho już nie możesz się
wypisać. To umowa na całe życie!
- Opowiadałeś o mnie? – Yagura
zwrócił się do Hiroyi. – Słodki jesteś. – mruknął zaśmiany.
- Nie chciałem, aby na samym
początku pomyśleli, że jesteś fajny. – Wzruszył ramionami nie pozwalając
wytrącić się z równowagi.
- Tak, przez ten tydzień było
tylko „gdzie Yagura?”, „czemu nie ma mojego przyjaciela?” lub „tęsknie za…” –
Cytowała Matsuri i cytowałaby nadal, gdyby Hiroya nie zatkał jej buzi.
- Uciąć ci ten jęzor Matsuri?
- Zostaw ją. – Nakazał Yagura. –
Wiedziałem, że tęskniłeś.
- Hej, podobno uczyłeś się w
szkole za granicą. Fajnie było?
Hanabi
podjęła temat szczególniejszego poznania
nowego kolegi, a kwestia szkoły była ciekawym tematem. Ona w życiu by nie zrezygnowała
z takiej elitarnej szkoły. Przyczyny wyrzucenia nie powiedział nikomu, nawet
Hiroyi, a to go coraz bardziej intrygowało. Ale dowie się się co ten karzełek
narobił.
W
czasie kolejnych przerw czy pogawędkach na lekcjach można było zauważyć narodziny
niejakiej konkrencji między Daisuke a Yagurą, ale ci zgodnie zaprzeczali tym
pomówieniom. Nie chcieli wyjść na pazernych, ale serio jeden chciał być lepszy
w nauce od drugiego. Jednak Daisuke polubił Yagurę, bez wzajemności. Daisuke i
jego „zajebiste” jestestwo działało mu na nerwy. W dodatku nie ma osoby, która by
tego narcyza nie lubiła.
- Ej chłopaki, mam pomysł! –
Zawołała Matsuri do Konohamaru, Daisuke i… możliwe, że zapomniała o Hanabi.
Yagura spojrzał na tą fantastyczną czwórkę od niechcenia.
- Skoro Mats ma pomysł to pewnie
jest głupi. – stwierdził z uśmiechem Konohamaru.
- Racja. Słuchanie to strata
cennego czasu naszego życia. – Zgodził się Dai.
- Jaki masz pomysł? – Jedynie
Hanabi okazała zainteresowanie.
- Poprośmy profesora Nagato,
abyśmy mogli zorganizować jakiś klasowy wypad, by się zintegrować z nowymi. –
Nie ważne, że znali się z Hiroyą i trochę z Yagurą. Każda wymówka jest dobra.
- Fajny pomysł, ale mam lepszy.
Poprośmy profesora Nagato o jakiś wypad integrujący nowych z klasą! - Wykrzyknął Daisuke, a Matsuri spojrzała na
niego z politowaniem. Ładniej to poowiedział, ale to był jej pomysł.
- Dai, kurde, jesteś geniusz. –
Oświadczył Konohamaru, klaszcząc z uznaniem głową.
- Serio? On? – Burknęła Matsuri
- To takie rzadkie byś powiedział
coś mądrego na przerwie. – Dołączyła Hanabi.
- Ty też Brutusie…?
- Jazda do klasy maluchy. –
mruknął Nagato, otwierając wszystkim drzwi.
- To zostawcie wszystko mi –
oświadczył Daisuke i poszedł się podlizywać.
- Ale… Ej… to był mój pomysł, do
cholery! – Dziewczyna tupnęła nogą ze złości.
Yagura
patrzył na Matsuri z pobłażaniem. No nie wnika, ale chyba ona jest osobą, która
potrzebuje sporo uwagi. Wszyscy weszli do klasy i zajęli miejsca. Tylko Yagura
musiał się dostosować do wolnego miejsca, dlatego przypadło mu miejsce z
przodu, przy biurku. Życie potrafi kopnąć w tyłek.
- Nie ma mowy Daisuke. Nie
będziemy tracić na to godzin lekcyjnych. – Nagato starał się być nieustępliwy w
swoich decyzjach.
- Ale panie profesorz e…!
- Siad…! Siadaj, siadaj na
miejsce! – Poprawił się, bo przecież to uczeń, nie pies. Od razu po położeniu
dziennika na biurko rzuciła mu się w oczy nowa twarz. – A ty to pewnie nowy
uczeń?
- Tak. – Wstał z krzesła. – Yagura
Tadashi.
- Mam nadzieję, że się szybko
zaaklimatyzujesz w nowym miejscu. – rzekł z uśmiechem. – Właściwie to, mam
takie głupie pytanie… nie jesteś spokrewniony z Hidanem Tadashim, prawda?
- Chciałbym powiedzieć nie… ale to
mój sta0rszy brat.
- Co?! Ten palant jest twoim
brate?! - Wtrąciła Matsuri.
- O rany… znasz go? – Świat go
nienawidzi.
- Mam nadzieje, że nie podzieliłeś
głupoty brata… - powiedział Nagato z nadzieją. – Poza tym Hidan nigdy nie
wspominał, że ma brata.
- Pewnie zapomniał. – Yagura
przewrócił oczmi. – Zaraz. Pan go zna?
- Od lat…. Dobra, wracamy do
lekcji. Na początek oznajmiam wam, że sprawdziłem wasze testy. – Klasa nie była
z tego powodu szczęśliwa. – Jest ocenione, ale nie wpisuję tego do dziennika.
Niech to was zmotywję do nauki. Yagura rozdaj.
Chłopak
wykonał polecenie, przy okazji mógł się zaznajomić z wynikami poszczególnych osób.
Chyba matematyka jest bardzo trdnym przedmiotem. Nawet Daisuke nie udało się
uzyskać piątki, bo miał siedemdziesiąt dwa procent. Hanabi osiemdziesiąt trzy,
a Hiroya… Yagura zaczął się chichrać przy przeczytaniu tego żałosnego jedenasto
procentowego wyniku. W odpowiedzi pokazał mu środkowy palec. Mats też nie była
orłem, dwadzieścia dziewięć procent. Dziwczyna po zobaczeniu tego wyniku
wydawała się bliska płaczu.
- Nie przejmuj się, jesteś lepsza
od Hiroyi – Rzucił w jej stronę pocieszenie.
- Przymknij się, okej? – Burknęła,
gdy chodzi o oceny to nie jest zbyt skłonna do żartów. Matma ją dobijała, może
to zabrzmi śmiesznie, ale przez wakacje uczyła się, by uniknąć tego typu
upokorzeń.
- Teraz otwórzcie podręczniki na
stronie ósmej. – Nakazał Nagato. Yagura wtem zorientował się, że ma zupełnie
inny podręcznik, niż reszta. Podniósł rękę do góry.
- Profesorze. Ja nie mam
podręcznika.
- Och. Dlaczego?
- Najwyraźniej zakupiłem
kompletnie inną książkę..
- Psorze, ja też nie mam książki –
powiadomił Hiroya.
- Bo?
- Bo do końca sądziłem, że przejdę
do następnej klasy i sprzedałem te cegłę. Mogę dosiąść się do Aiko?
- Ale macie być cicho.
Przez
to wtrącenie Hiroyi, Nagato zapomniał o problemie Yagury i wrócił do lekcji.
Spojrzał zdezorientowany na klasę i myślał czy może się do kogoś dosiąść i
ogólnie do kogo by chciał. Wtem ktoś położył mu książę na ławce i przysunął do
niego krzesło, tym kimś oczywiście okazał się Daisuke.
Nie
tylko liceum zaczynało szkołę, ale też Naoki tylko, że on po tygodniu
uczęszczania do przedszkola nadal bardzo chętnie do niego uczęszczał. Szkoła
jest fajna, jest wśród rówieśników i stale się bawią, rysują czy coś. Pani przedszkolanka
była fajna, ale nie miała zbytnio cierpliwości. Kto się nie dostosował do jej
poleceń to szedł do kąta. Najczęściej siedziała w nim jedna dziewczyna –
Maribel. Trudno było jej nie znać, bo była najbardziej zaczepna, najbardziej
głośna i strasznie wyniosła. Naoki nie chciał się z nią zaprzyjaźniać, więc
raczej jej unikał. Była też w klasie pewna dziewczynka o imieniu Kae, której
dzieciaki nie wiedząc czemu dokuczali, a on za to poczuł chęć chronienia jej.
- Dobrze słoneczka! – Wykrzyknęła
z uśmiechem przedszkolanka. – Usiądźcie na dywaniku w kółeczku. Szybciutko.
Zagoniła
wszystkich, a sama sobie wzięła krzesło. Kae szybko wykonała polecenie i zajęła
miejsce obok nauczycielki. Była takim klasowym lizusem i skarżypytą. Naoki
usiadł jakoś w okolicach naprzeciwko przedszkolanki, a obok niego usiał Tora, a
zaś po drugiej stronie Maribel. Tora otwarcie jej nie znosił, więc bardzo mu
się nie podobało jej towarzystwo. Maribel była drobną dziewczynką o
kasztanowych włosach i ciemnych hebanowych oczach. Ubrana była w jeansową
sukienkę na szelkach, a pod tym błękitny podkoszulek… nienawidziła jak ją mama
ubierała, miała po dziurki w nosie tych głupich i niewygodnych sukienek. Co by
dała, by być chłopcem…
- Mari przestań się wiercić,
głupku! – Burknął Koki, który miał to nieszczęście, że siedział obok niej. Chciał
koło Naokiego, ale ta brzydula się wcisnęła i teraz go stale niechcący
szturcha.
- Jakbyś miał na sobie sukienkę to
też by ci było niewygodnie.
- Na szczęście jestem chłopcem…
- Gdybyś był dziewczynką to nie
nosiłbyś sukienek. – Wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? – Wtrącił Naoki.
- Nie szyją sukienek na takie
grube dzieci.
To
wypowiedziane zdanie było obrazą dla Kokiego. Był o wiele bardziej okrąglejszy
od pozostałych dzieci, ale tylko Maribel bez ceregieli sypała w jego stronę
komentarze na temat jego wagi. Chłopiec odepchnął ją mocno tak, że poleciała na
Naokiego i uderzyła głową w jego nos.
- Ała…! – Naoki złapał się za nos
z zbolałą miną. Maribel też zabolała głowa, ale była twardzielem.
- Patrz co zrobiłeś, łosiu!
Wszystko ok, Nao?
- Krew ci leci z nosa! – Wtrącił
Tora, a Naoki sprawdził prawdziwość tego komunikatu. Prawda. Zaczął coraz
więcej myśleć o bolącym nosie, a wtedy stawał się on co raz mocniejszy i
zaczęły się chłopcu szklić oczy.
- Proszę pani, proszę pani! Naoki
płacze! – Zawołała Maribel.
- Wcale nie płaczę! – Warknął
łamiącym się głosem. nie musiała tego mówić, przez nią w oczach znajomych
wychodzi na jakąś żałosną beksę.
- Ale będziesz.
Jak
on jej nie lubił i tej pewności siebie, którą dziewczyna emanowała. Nie miał
niestety czasu się z nią sprzeczać, bo podeszła przedszkolanka i od razu
obejrzała Naokiego. Wyjęła z kieszeni chusteczki higieniczne i przystawiła mu
do nosa i poleciła usiąść obok niej, aby miała go na oku. Następnie przeprowadziła
dochodzenie co takiego się stało.
- To wszystko wina Maribel! –
Wyskoczył z odpowiedzią Koki. Nie chciał, aby wszystko okazało się jego winą.
Bał się konsekwencji ze strony rodziców. Na bank go spiorą. – Uderzyła Nao. –
Dziewczynka zgromiła go wzrokiem.
Nie
dość, że gruby to jeszcze Pinokio.
- Mari to prawda? – Zapytała
nauczycielka.
- Nie! To było niechcący, proszę
pani. – Wtrącił Naoki. Nie chciał by wszyscy inni myśleli, że uderzyła go dziewczyna.
Głupia krew wszystko zdradziła. No i lubił Kokiego i nie chciał, by miał
kłopoty.
- W porządku. Mari przeproś
Naokiego. – Nakazała nauczycielka, dziewczynka prychnęła.
- Nie.
- Słucham?
- Nie. – Powtórzyła. Głucha czy
co?
- Nie przeprosisz? – Maribel
zaprzeczyła ruchem głowy. Przedszkolanka była tą odpowwiedzią skołowana. Co te dzieciaki takie pyskate? – Dobrze, porozmawiam sobie z
twoją mamą, jak przyjdzie.
Nie
obchodziło jej to, niech sobie rozmawia jak chce. I tak jej rodzice wstawią się
za nią albo przynajmniej tata lub Danny. Powrócili do zajęć, w czasie których
przedszkolanka czytała im książkę o zwierzątkach. Naoki zauważył, że taką
obojętnością i właśnie wyniosłością koleżanka zdobywa w klasie swego rodzaju
respekt, ale nie rozumiał po co jej taki szum. Mogła przeprosić. To tylko słowo.
- A wy macie w domu jakieś
zwierzątka? – Zapytała pani.
- Ja mam kotka! – Pochwaliła się
Kae.
- Dobrze, Kae, ale na przyszłość
podnoś rączkę do góry. – Upomniała ją, na co się zawstydziła. – No to opowiedz
coś więcej o swoim zwierzątku.
- Nazywa się Kiciuś i ma dopiero
kilka miesięcy, więc jest malutki. I ma bialutką sierść. – Z uśmiechem
wypowiadała się o swoim pupilu.
- A ja mam psa, który jest większy
ode mnie! – powiedział Koki z dumą. – I on by pożarł twojego kota!
- Koki! Do kąta! Natychmiast! –
syknęła przedszkolanka.
- Jeśli podziela apetyt właściciela
to by się nie najadł. - zaszydziła cicho Maribel. A towarzystwo obok się cicho
zaśmiało. Przedszkolanka spojrzała na nią surowo, ale nie słyszała jej
komentarza.
- A ty Naoki? Masz jakieś zwierzątko?
- Mam rybki.
- To chyba najgłupszy zwierzak. –
Zawyrokowała Maribel, a reszta nieśmiało się z nią zgodziła. Naoki chyba myślał
tak samo, bo milczał. – Niech rodzice ci kupią świnkę morską.
-
Tak i nazwij ją Maribel. – Dorzucił Tora, a dziewczyna go palnęła w
potylicę.
- Tora do kąta! Maribel ostatni
raz cię ostrzegam – syknęła przedszkolanka. – To może ty się pochwalisz swoim
zwierzątkiem?
- Nie mam zwierzątka. Tata
powiedział, że po co mi zwierzątko skoro mm brata. – Kobieta plasnęła się w
czoło. Jak tak można…? – Ale mój brat ma dwa zwierzątka. Dużego pająka i
ptaszka.
- Och. Jakiego ptaszka? Kanarka?
- Nie wiem. Pokazuje go tylko
swoim dziewczynom. – Bąknęła.
To
było niesprawiedliwe, bo też chciała zobaczyć, ale zawsze kazał jej spieprzać.
Przedszkolanka jedynie się zaczerwieniła i dla spokoju zmieniła temat, a
właściwie powróciła do planu zajęć. Kazała wszystkim usiąść w ławkach, rozdała
wszystkim po jednej czystej kartce, a resztę pliku kartek i kredek postawiła na
środku. Były trzy oddzielne spore stoły,
więc dzieci mogły usiąść w swoim towarzystwie. Naoki usiadł obok Kae, a że
koledzy chcieli z nim usiąść to dosiedli się do nich. Chłopiec czuł dumę, że
jest taki lubiany.
- Kochani. Waszym zadaniem będzie
narysowanie zwierzątka, który waszym zdaniem najbardziej was przypomina. –
Poleciła przedszkolanka. – To nie musi być domowe zwierzątko. To może być
delfin, zebra, lew. Jak chcecie.
- Ej Koki – Zawołała Mari. –
Powinieneś narysować wieloryba!
- Ach tak? A ty ropuchę! –
Odparował atak, a wszyscy się zaśmiali, nawet dziewczyna. No nie zawsze się
wygrywa.
- Naoki kogo narysujesz? - Zapytała nieśmiało Kae. Chłopiec przyłożył
sobie palec do podbródka.
- Właśnie się zastanawiam…
- Narysuj barana. – Zaśmiał się
Tora.
- Nie będę rysował za ciebie – Pokazał
chłopakowi język.
Wszyscy
w zgodzie i ciszy zaczęli rysować. Podobał im się temat rysunku i chcieli się
pokazać przed grupą z jak najlepszej strony. W dodatku przedszkolanka
zadecydowała, że trzy najlepsze rysunki zostaną powieszone na tablicy. Dla wszystkich
była to najwyższa nagroda. Naoki długo się zastanawiał do jakiego zwierzęcia
jest podobny, ale w końcu zdecydował się na komara. Tata kiedyś pokazał mu
cały łatwy proces narysowania owada i wcale nie zajęło to dużo czasu, a nie
chciało mu się rysować nic ambitniejszego.
- W porządku. Jesteście gotowi? –
Uśmiechnęła się przedszkolanka. – Gotowe rysunki połóżcie na biurku i macie
czas wolny.
Na
czas wolny dzieciaki wystrzeliły jak z procy. Chcieli się bawić, albo
popatrzeć, jak radzą sobie inni. Spora grupka pojawiła się przy Naokim,
podziwiając jego rysunek. Normalnie komar wydaje się trudnym zwierzęciem-
owadem do narysowania, ale Naokiemu wyszedł łatwo i szybko, od taki zlepek
kresek. Byli pod wrażeniem. Gdy oddał rysunek poszedł bawić się z pozostałymi.
Grali w grę planszową, a po chwili nauczycielka ogłosiła swoich faworytów. Potem zaś dzieciaki mogły obejrzeć rysunki
wszystkich. Okazało się, że Maribel też posiada talent plastyczny i od tej pory
stała się rywalką dla Naokiego. Za pierwsze miejsce zyskują od nauczycielki
złote gwiazdki, a on też je chce.
Po
kilku godzinach, gdy większość dzieciaków już została odebrana przez rodziców.
Naoki nie miał co robić, a wyczekiwał pojawienia się taty. Dlaczego tylko jego
tata zawsze się tak grzebie? Nawet po Mari była jej mama, na co nauczycielka
jej powiedziała o uderzeniu Naokiego i nawet nie powiedzeniu przepraszam.
Pierwsze co to kobieta zacząła sprawdzać czy córka nie poplamiła ubrań, bo krew
ciężko schodzi w praniu… dopiero potem syknęła jej groźne „porozmawiamy w domu”
przedszkolanka nawet nakablowała na tatę i brata Mari. Straszne.
- Dobry wieczór. Przepraszam za
spóźnienie – Ukłonił się Sasori. Naoki był zły na tatę, że kolejny już raz go odbiera, gdy zaczyna zapadać zmrok. –
Jak tam Naoki?
- Idę do szatni… - Burknął
chłopiec, wymijając tatę. Sasori westchnął ciężko.
- Mogłabym z panem porozmawiać?
Po
pogawędce z przedszkolanką, skierował się po syna do szatni. Kobieta streściła
mu jego cały dzisiejszy dzień i pokazała rysunek. Podobał jej się, ale
zaniepokoiło ją dlaczego akurat komar? Sasoriego właściwie też, czy chłopiec
czuł się, jakby wszystkich denerwował? Zamierzał o tym z nim porozmawiać.
Ukucnął przed nim i zaczął sznurować dziecku buty.
- Jak tam nos?
- Okej.
- Na pewno? – przytaknął głową. –
Podobno rysowaliście zwierzątko, które jest do was podobne… - Naoki mruknął na
zgodę. – Co narysowałeś?
- Komara!
- Dlaczego akurat komara?
- A nie chciało mi się rysować. –
Wzruszył ramionami.
Sasori
zdębiał. To on się martwi, a temu leniowi się po prostu nie chciało? Nie, to
nie na jego nerwy.
W
najbliższy wolny dzień Sasori wybrał się z Naokim do Deidary. Obiecał go
odwiedzić, a to że zawita z synem to chyba jest oczywiste. Także chyba
przyjaciel wiedział na co się pisał. Była piętnasta po południu, a przjażdżka
samochodem… nagrzanym samochodem była torturą. Sasori nie do końca przemyślał
ten ruch. Wchodząc do budynku Naoki zażyczył sobie pójście na górę po schodach.
Saso pomyślał, że chyba tego dzieciaka posrało. Bowiem Dei mieszkał na dwunastym
piętrze, a winda jest bardzo fajna. Niestety Naaki chciał sprawdzić kto będzie
szybciej na górze – Sasori windą czy Naoki schodami. Wiadomo, że nie mógł
puścić chłopca samego, więc pobiegł za nim po tych schodach. Złapał go jakoś na
trzecim piętrze i ostro na niego nawrzeszczał.
- Co ja ci mówiłem o oddalaniu się
ode mnie, do cholery?!
- Że nie wolno…
- Skoro pamiętasz to może
zaczniesz się dostosowywać do tej reguły, co? Mam ci wlać byś zrozumiał?! –
Warknął Sasori. Ile mu razy trzeba to powtarzać? Ręce opadają.
- Chciałem sprawdzić kto będzie
pierwszy…
- Naoki, nie denerwuj mnie, okej?
- Sam się denerwujesz… - Burknął
pod nosem.
Sasori
słyszał tą odzywkę, ale nie skomentował. Na dalsze piętra przejechali się już
windą. Na schody jest już chyba za stary, odczuwa zbliżającą się setkę. Jeszcze
siedemdziesiąt cztery lata i dwa miesiące.
- Tato, chodź szybciej no! – Naoki
skrzyżował ręce i zaczął tupać nóżką, jak postać z jakiejś bajki. Westchnął i
podszedł do drzwi, w które zapukał lekko. Po chwili otworzyła starsza kobieta,
uśmiechając się radośnie.
- Och, Sasori, dawno cię tu nie
było – powiedziała, kucając przy schowanym za nogami ojca, Naokim. – Cześć, ty
pewnie jesteś Naoki, ale wyrosłeś!
- Przywitaj się – Ponaglił Saso, ale syn był zbyt zawstydzony. – Jest
Deidara?
- Jest, ale śpi – oznajmiła z
uśmiechem. Akasuna chwilowo patrzył na nią dziwnie, myślał, że żartuje.
- Przecież byliśmy umówieni…
możemy wejść? – Zapytał matki swojego kumpla.
Po wpuszczeniu do domu, wraz z
synem poszli do pokoju blondyna – faktycznie spał. Nie żeby pod kołdrą, po
prostu leżał na brzuchu w łóżku jakby po prostu na nim padł. Sasoriemu, aż
żyłka zapulsowała, ale zachował spokój. Wziął leżący na stole pakunek z chipsów
i nawdychał tam powietrza, Naoki usiadł grzecznie na kanapie i zatkał sobie
uszy. Saso tuż przed uchem Deidary wywołał głośny huk opakowania, przez co ten
podniósł się na łokciach łóżka z przestrachem.
- Jesteś pojebany… – Burknął do
przyjaciela, kładąc z powrotem głowę na poduszkę.
- Zaszczyt słyszeć takie uznanie
od takiego zjeba, jak ty – mruknął w odpowiedzi. – Po cholerę w ogóle mnie
zapraszasz, skoro jesteś zmęczony i zamierzasz gnić w pościeli?
- Bo słyszałem pogłoski, że jesteś
dobry w łóżku. – odpowiedział. Saso się zaśmiał pod nosem. – Sorry bracie,
miałem nockę…
- No co ty powiesz? – Uśmiechnął
się. – Wstawaj, przecież masz gości. – Przycisnął swoją stopą jego dupę.
- Odwal się… jakich gości…? Nie
pieprz, że przyprowadziłeś ze sobą tego gówniarza…
- To nie gówniarz tylko Naoki.
Kolejny raz ci mówię, byś zwracał się do niego z szacunkiem. To mój syn. Moja
duma.
Obejrzał
się na chłopca, który nie zwracał uwagi na rozmowę dorosłych i dłubał w nosie…
a potem jeszcze się wytarł o narzutę kanapy. Westchnął ciężko i sięgnął do
kieszeni po chusteczki.
- Jak zapraszasz mnie to
zapraszasz i jego. – Sasori usiadł obok syna i nakazał mu dmuchać nosem w
chusteczkę. – Naoki nie przywitasz się?
- Cześć wujek. – Deidara tylko
wzniósł oczy do sufitu.
- No Dei, przyzwyczajaj się, bo
Tay…
- Zamknij pysk. – syknął, i szybko
wstał z łóżka, zamykając drzwi swojego pokoju.
W
momencie Sasori zrozumiał. Matka Deidary o niczym nie wiedziała, a więc się jej
cykał. Kobieta mogła by go zmusić do zajmowania się własnym dzieckiem. Gdyby
nie przyjaźnili się w takim dużym stopniu to by go wsypał. Chciał z nim pogadać
tak prywatnie, ale widok Naokiego, opierającego się ze znużeniem o kanapę nie
pozwalał mu się skupić.
- Włącz mu jakąś grę…
- Chyba cię coś. – Prychnął
Deidara. – Wiesz ile taki pad kosztuje? Sporo. Szczeniak go na pewno popsuje.
- Nie popsuje, a nawet jeśli to
oddam ci kasę – Bąknął Sasori. – No proszę cię, misiu…
- Ech, jak ja cię nienawidzę…
- Bzdura, uwielbiasz mnie. –
orzekł triumfalnie Sasori.
Załączył
więc dzieciakowi konsolę i przywołał do siebie, aby mógł sobie wybrać gierkę.
To co wybrał to Need for Speed. W trakcie załączania Deidarze zaczęła dzwonić
komórka. Podał Saso kontroler nakazując mu załączyć, a sam podszedł do
telefonu. Już gdy przeczytał na wyświetlaczu „Tayuya” miał dosyć. Niemniej, odebrał.
- Czego znowu…? Spoko, ale co mnie
to…? Nie chcę. Mam to w dupie, nie wydzwaniaj do mnie z byle pierdnięciem!
Kończę, cześć. – Zakończył rozmowę odkładając komórkę na biurko.
- Tayuya? – Zapytał Sasori.
- Kurwa, jesteś jasnowidzem. –
Sarknął kompan.
- Co chciała?
- A szkoda gadać. Dzwoni do mnie z
byle gównem. A to się porzygała, a to była w sklepie dziecięcym, a to dzieciak
zaczął kopać. Teraz dzwoniła, bo jest u ginekologa i dowie się o płci
śmierdziela.
- Nie chcesz wiedzieć? – Deidara
spojrzał na niego głupio. – Ja chcę wiedzieć.
- To poczekaj. Będzie cud, jak do
mnie z tą informacją nie zadzwoni…
- Co ja bym dał za te drobnostki,
którymi ty gardzisz. – Spojrzał na syna, który zaciekle grał w wyścigówki. –
Niestety tego czasu nie odtworzę. Obyś nie żałował swoich decyzji.
- Bez obaw. Mój światopogląd jest niezmienny od lat.
Kiedy miał dopiero co usiąść na dupie do domu znowu ktoś
zadzwonił do drzwi. Ruszył więc swoje szlachetne cztery litery i poszedł
otworzyć. Sasori obserwował grę syna i przyznał, że był w tym całkiem niezły,
jak na czterolatka. W sumie to nieskomplikowane, aby się ścigać, ale to w sumie
jego pierwszy raz w tej grze. Musi taką kupić albo ukraść Deidarze. Ma dużo
gier, więc nawet nie zauważy. Po chwili drzwi pomieszczenia się otworzyły, a
wraz z Deidarą wszedł i Hidan, ale nie sam… bo z sześciopakiem piwa.
- Czemu go tu
zapraszałeś? – Burknął Sasori.
- Wujek Hidan! – Zawołał
Naoki, rzucając pada na ziemię, aby pobiec i przytulić wujka.
- Hej! – Warknął Deidara
i podszedł szybko do sprzętu. Co ten barbarzyńca narobił?!
- Witaj Zwycięzco! –
Uniósł chłopca na ręce. Sasori zawsze był zazdrosny, gdy widział jak Naoki dogaduje
się z Hidanem. Rzadko taka radość w nim emanuje na widok własnego ojca. – Ja to
mam szczęście, żeby trafić w tej chacie na ciebie. Jak leci? Byłeś w
przedszkolu? Poderwałeś już coś?
- Nic nie wyrywałem
wujku. – przekręcił głową. Przedszkole to nie ogród.
- Szkoda, jak jakaś
koleżanka ci się spodoba to masz mi powiedzieć, ok? – postawił go na ziemi i
ukucnął przed nim.
- Się wie, wujku!
- Git. Przybij żółwia –
Nakazał i stuknęli się pięściami. Poczochrał Naokiego po głowie i dźwignął się
do góry. – A wy panienki? Co robicie?
- Saso, powiedz swojemu
dziecku, aby z łaski swojej nie rzucał MOIM sprzętem, bo się skończy dzień
dziecka!
- Dei nie spinaj się tak,
bo okresu dostaniesz. – mruknął Hidan i usiadł przy Saso. – Co on taki? Jakby
nie ruchał od roku? – Sasori wzruszył ramionami.
- Coś mi mówi, że
nieprędko zechce mu się zamaczać. – Deidara zmierzył przyjaciela zimnym
wzrokiem. Wtem zadzwoniła jego komórka, niechętnie, ale odebrał.
- Co…? A mam jakiś
wybór…? Aha… Zadzwoń wieczorem, teraz mam gości i nie mogę gadać – Rozłączył
się zatem bez pożegnania. Sasori spojrzał wymownie na przyjaciela.
- I co?
- Chłopak. – Nie musiał
nawet dopytywać, by wiedzieć o co chodzi przyjacielowi.
Hidan nie rozumiał o co chodzi i zaczął domagać się
wyjaśnień. Te barany mówią jakimś szyfrem, którego nie chcą go n nauczyć! W
czasie gdy Naoki grał w grę chłopaki zaczęli tłumaczyć Hidanowi całą sytuację.
No głównie to Saso czynił honory, a Deidara go tylko poprawiał. Bardzo często.
- Och… Deidara, człowiek
skurwiel. – Podsumował Hidan. – Nieźle z tego wybrnąłeś – Przybili sobie
piąteczkę.
- Macie wy dobrze w
głowach? Jak możesz to popierać Hidan?!
- Weź wyluzuj, przecież
Tay nie robi mu problemów, czyli jej też to wisi.
- Której lasce wisi to,
że dziecko nie pozna własnego rodzica?
- No na przykład Noriko.
– Bąknął pod nosem Deidara. Naoki na wspomniane imię obejrzał się na dorosłych.
Może w końcu się dowie kto to jest?
- Ja pierdolę, zakończmy
to. – Westchnął Hidan. - Przecież on tylko nie chce mieć z bachorem nic do
czynienia, a nie modli się co wieczór by Tayuya poroniła, nie Dei?
- Aż takim chujem nie
jestem.
Dwóch na jednego, nie miał szans, aby ich pokonać w walce
na argumenty. Deidara w wielu kwestiach zgadza się z Hidanem i na odwrót,
dlatego ciekawe dlaczego akurat jego nazywa swoim najlepszy przyjacielem? W
każdym razie dał za wygraną i po prostu zmienili temat. W pierwszej chwili było
to obgadywanie znajomych. Okazało się, że tylko Sasori nie dostał jeszcze
zaproszenia na ślub Yahiko i Konan. No co Sasori taki był tym zdziwiony? Rudy
nie dostaje nawet zaproszenia na własny pogrzeb. Potem wszyscy dołączyli do
grania z Naokim w grę. Zawsze lepikej się gra w towarzystwie! No powiedzmy, w
czasie gry w przygodówkę, kiedy była kolej Naokiego to Sasori zaczął swoje
pouczanie.
- Skręć w lewo.
- Wiem gdzie iść, tato…
- Ty, weź go zostaw. –
Burknął Deidara. – Niech gra jak chce.
- Tylko, że on nie gra
tylko zwiedza okolicę.
- Jashinie, aleś ty
upierdliwy. – Hidan wzniósł oczy ku sufitu. -
Wszystkiego się go czepiasz.
- Nie prawda… -
Zakłopotał się trochę.
- Stary, przed chwilą się
czepiałeś, że mówi na pada, dżojstik.
… Chyba mają rację.
Na poprzednim spotkaniu Deidara znowu umówił się z
Sasorim i tym razem obiecał, że dopilnuje, by żaden Hidan już im nie
przeszkadzał. Sasori jednak nie odwzajemnił gestu i nie pozbył się syna. Znowu
musieli się z tym gówniarzem użerać. No, to Saso musiał bardziej, ale Deidara
też się wpisał na listę męczenników. Zabawne, że spotkania im wychodzą, gdy nad
małym nie ma żadnej opieki. Właściwie to nie jest zabawne tylko wkurzające.
Może w tym centrum zrobią jakieś
atrakcje dla dzieciaków, zobowiązując się do ich pilnowania? Oby!
- Jest jakiś termin umówienia
się z tobą, który nie obejmuje… Naokiego? – Powstrzymał się od swoich słownych
pochlebstw pod adresem dzieciaka.
- Takie terminy istniały
trzy lata temu i wcześnej. – mruknął Sasori. – A tak poważnie to wszystko
zależy od Miyuki.
- Wujku! Ej, wujek!
Wujku! – Wołał Naoki, patrząc na niego.
- Kiedy ona wraca?
- Wujek, a w
przedszkolu…!
- Cicho Nao! Rozmawiam z
twoim ojcem! – Warknął Deidara.
- Przestań. On chce ci
tylko coś powiedzieć. Stanie ci się coś jak posłuchasz? – Zapytał retorycznie.
– Mów Naoki. Co się stało w przedszkolu? – Sam też był ciekaw, bo jemu to nie
opowiada z takim przejęciem o wydarzeniach z szkoły.
- Wczoraj w przedszkolu
mieliśmy narysować ulubionego wujka! – Deidara uniósł brew. W sumie miło mu się
zrobiło na wieść, że dzieciak go narysował, ale nie chciał dać tego po sobie
poznać.
- I co? Mam uwierzyć, że
mnie narysowałeś? – Prychnął.
- Nie! Narysowałem wujka
Hidana! - Sasori przewrócił oczami, a
Dei na niego spojrzał. Kurwa, serio? zawraca mu cztery litery czymś co nie
dotyczy jego osoby?
- Chyba nie widziałem
twojego obrazka na tablicy…
- Bo go tam nie ma. Pani
powiedziała że miałem narysować wujka, a nie dziadka.
Deidara w momencie parsknął śmiechem, gdyby Hidan to
słyszał…! Sasori również się zaśmiał, to pewnie przez ten jego siwy kolor
włosów.
- Gdyby narysował ciebie
to pewnie by dostał pouczenie, że miał rysować wujka, a nie ciocię. –
Uśmiechnął się podle w stronę Deidary.
- Ha, ha, ha. Brawo Saso,
ostatnio się tak uśmiałem schodząc ze schodów.
- Wiem, jestem zajebisty!
- Musisz zjeść snickersa,
bo zaczynasz gwiazdorzyć.
Naoki przysłuchiwał się rozmowom dorosłych chcąc potem
użyć niektórych tekstów w przedszkolu. Niestety tak się zasłuchał, że stanął
sobie na swojej rozwiązanej sznurówce i przewrócił się na podłogę. Sasori
usłyszawszy plask obejrzał się na syna, który podnosił się z podłogi. Na pierwszy
rzut oka nic mu nie było, ale kiedy Saso do niego podszedł i zaczął o wszystko
wypytywać to chłopcu udzielił się jego lęk i omal się nie popłakał. Wziął
chłopca na ręce i skierowali się do miejsca, gdzie wyświetlany był repertuar
filmów. Deidara nie był zadowolony na wieść, że mają iść na jakąś bajkę. Naoki
to, Naoki tamto, chciał wypadu z przyjacielem, a nie jego bachorem.
- Deidara!
Nie zachowuj się jak dzieciak, do cholery. – Warknął Sasori, przerywając mu w
połowie jego marudzenia.
- Dorosły
się znalazł. Jak jesteś dorosły to kurwa nie idź na bajkę! – Odwarknął.
- Idę z
Naokim. Rozumiesz ty to w ogóle?!
- To niech
sam idzie! Jest duży. - Stwierdził, a przewrócenie oczami było jedynym
stosownym komentarzem tegoż zachowania.
Kłócili się jeszcze dobre dziesięć
minut, aż wyproszono ich z tej części, skoro nie zamierzają się uspokoić. By
załagodzić nerwy, udali się do miejscowej księgarni. Naoki poszedł z tatą
oglądać magazyny z samochodami. Deidara natomiast szukał działu z mangami, aż
zza rogu dobiła do niego dziewczyna, wywalając się na podłogę. Dei spróbował
chwilę utrzymać równowagę, ale coś go popchnęło do przodu i gdy dziewczyna już
na dobre upadła to potknął się o jej nogi i również zderzył z podłogą.
- Ja
pierdolę, jak to łazisz, chuju zajebany! – Warknęła dziewczyna. Normalnie, by
się nie przewróciła, ale te pieprzone szpilki dają plus pięćdziesiąt do upadku.
- Na mnie
się wydziera, a sama łazić nie umie. Głupia baba… - Bąknął cicho blondyn.
- Dei…? – Ton
głosu dziewczyny z wściekłego przeszedł na łagodny. Przesunęła się na
czworakach bliżej chłopaka, aby się upewnić w jego tożsamości.
- Może? –
Wstał z ziemi strzepując z siebie kurz. Dziewczyna również dźwignęła się na
równe nogi. – Może tak, a może nie. Zależy kto pyta.
- No wiesz?
– Dziewczyna parsknęła z niedowierzaniem. – Kogo jak kogo, ale mnie mógłbyś
pamiętać!
Deidara przyjrzał się dokładniej
aparycji dziewczyny, a dokładniej to ocenił ją jedynie po ubiorze. Wyglądała bardzo
elegancko, biała koszula z krótkim rękawem, na to czarna marynarka z trzy
czwarte rękawa, tego samego koloru spódnica do kolan z wysokim stanem i czarne
długie szpilki. Nie, nie zna jej. Jakaś dziwna laska, co drze mordę bez powodu.
- Musiałaś
mnie z kimś pomylić, ja takich sztywnych bab się nie tykam.
- Że co
proszę? – Deidara zmierzył ją tylko ostatni raz wzrokiem i wzruszając ramionami
ruszył przed siebie. Dziewczyna rozdziawiła usta i kolejny raz parsknęła z niedowierzaniem. – No serio?
Czekaj D…
- Naoki
Akasuna, masz się w tej chwili zatrzymać! – usłyszawszy ten głos i to nazwisko
obejrzała się do tyłu. Już po chwili zobaczyła znanego sobie mężczyznę, który
ukucnął przy jakimś dzieciaku. – Masz się nie oddalać rozumiesz?!
- Chciałem
tylko…
- Pytałem
czy rozumiesz?! – Potrząsnął ramionami chłopca, na co skinął głową. – Jeszcze
raz ode mnie uciekniesz to…
- Akasuna
ma dziecko?! – Zawołała jednocześnie tym zaskoczona i rozbawiona. Deidara
będący niedaleko przyglądał się tej scenie. – Ty rudy przychlaście, zawsze
wiedziałam, że jesteś frajerem, ale teraz to przeszedłeś samego siebie! –
Sasori zmrużył oczy próbując ją skojarzyć.
- Tsuki? –
Wymsknęło mu się z ust.
Deidara wytrzeszczył oczy, no racja,
przecież to Tsu. Jak mógł jej wcześniej nie poznać? Trochę głupio, tym
bardziej, że kiedyś nawet ze sobą chodzili. Co za niezręczna sytuacja. Sasori
wstał na równe nogi, a obok niego pojawiła się druga stara znajoma – Itami.
Bosko. Tsuki również do nich podchodziła, ale w połowie drogi wykrzywiła stopę
przez te jebane szpile. By zaoszczędzić sobie niewygody, nerwów i wstydu,
zdjęła buty i pokonała dalszy dystans na bosaka. Naoki był pod wrażeniem tego
gestu.
- Tata, ja
też mogę zdjąć buty?
- Nie. bo
będziesz miał brudne nogi. Na podłodze jest pełno zarazków. - Wytłumaczył
Sasori, a Naoki się nadąsał. On tam nie widzi żadnych zarazków. Tata ciągle
kłamie.
Znajomi ze szkoły średniej zaczęli
pogawędkę na temat co tu kto robi. Jakoś istnienie Naokiego poszło na bok, a
wszyscy zaczęli opowiadać o swoim życiu zawodowym. Chyba pozycja Tsuki, jako
prokuratora sądowego zbiła chłopaków z tropu. Ona i prawo?
- W ogóle
Saso, jakim cudem ty ją poznałeś? –
Zapytał Deidara. Sasori na końcu języka miał odpowiedź, że wszędzie poznałby
ten parszywy ryj, ale nie mógł się tak wyrażać przy dziecku.
-
Normalnie. – Wzruszył ramionami. – Ale ten KOSTIUM masz mylący.
- Właśnie.
To jeszcze nie Halloween – mruknął Deidara, a Saso parsknął śmiechem.
- Bardzo
dobry, Tsu. Nareszcie wyglądasz jak dziewczyna.
- Ale
poważnie gościu, nie poznałem jej, bo się tak głupio ubrała.
- Uważaj
Douhito, bo zniewaga krwi wymaga. Mogę cię pozwać. – Zagroziła z ogromną
powagą. Potem zwróciła się do Saso. – Dei ciągle tak wygląda i się go nie
czepiasz.
- Bo lubię
kobiety.
Deidara się oburzył tymi ich żartami
w tym temacie. No bardzo oni zabawni, bardzo. Tsu udzielił się dobry nastrój,
więc dla odmiany szydziła właśnie z blondyna, a nie jak to zwykle bywa z
Sasoriego. w końcu jednak Itami wróciła do głównego tematu, który ich tu
sprowadził.
- Sasori,
nie przedstawisz nam tego swojego szczyla? – Sasori wywrócił oczami. Trzech
ludzi z awersją do dzieci kontra on. Czy jest sens upominać ich co do wyrażania
się? Nie.
- To mój
syn Naoki. – Ukucnął obok niego. – Pokaż wszystkim ile masz latek.
- Tyle –
odpowiedział pokazując cztery palce. Sasori zmierzwił mu z uśmiechem włosy.
-
Kondolencje Sasori. – Zaczęła It. – Żona ci wcisnęła bachora, a w domu bzyka
się z kochankiem.
- Żeby
jeszcze miał żonę – Prychnął Deidara. – Jest rudy i ma tylko dziecko! – zawołał
Dei i nastąpiła chwila ciszy, a klienci sklepu popatrzyli się chwilę na
towarzystwo.
- Głośniej,
Dei. Nie usłyszeli cię jeszcze w Australii!
- No to
jeszcze lepiej. Podrzuciła dzieciaka i zwiała do innego. Cały Sasori. – Tsuki
podsumowała uroczyście i dodała szeptem. – Też bym zwiała… - Podeszła do
Naokiego i zmierzyła go wzrokiem. – No, ale przynajmniej nie jest rudy.
Sasori westchnął ciężko, co on
takiego zrobił, że ma takich pojebanych znajomych? Naoki poderwał głowę do
góry, od wujka Hidana też nie raz słyszał, że ma szczęście, bo nie jest rudy. O
co chodzi to nie wie, ale niech im tam będzie.
- Ja też
się z tego cieszę, ciociu. – mruknął słodko, a Deidara zerknął z zaciekawieniem
na Tsu.
- Nao,
słońce… - Dziewczyna uszczypała dzieciaka za policzek. – Nie. Nazywaj. Mnie.
Ciocią. Jestem Tsu!
- Weź go
nie dotykaj. – Oderwał jej rękę od syna, widząc, że sprawia mu tym ból. – Bo
się jeszcze czymś zarazi. – Naoki dotknął się bolącego policzka.
- Większe
nieszczęście od bycia rudym nie istnieje. – Stwierdziła It.
- Wiecie.
Fajnie was było zobaczyć, ale jeszcze fajniej będzie jak znikniecie mi z oczu.
Idziemy Dei.
- Na bajkę
nie idę. – Fuknął w odpowiedzi.
- Och daj
spokój. Kupię ci duży pop corn – Starał się go tym przekupić.
- Taa, żeby
mi go zeżarł Naoki…
- Hej, a
może skoczycie z nami do baru? Miałyśmy opijać nasze sukcesy, ale spotkanie po
latach też może być powodem do picia. – stwierdziła It, wzruszając ramionami. – To jak? Idziecie?
- Tak.
- Nie. – W
odróżnieniu od Deidary to Sasori zaprzeczył.
Przeciągnął przyjaciela w ustronne
miejsce i rozpoczął z nim konwersacje. Jak on mógł się w ogóle dziwić, że nie
chce tam iść? Bar to nie miejsce, w którym ma się obracać czterolatek! Za ten
czas dziewczyny stały tam gdzie dotychczas i wyczekiwały końca tej małżeńskiej
kłótni. Itami oparła się o niski regał i wyciągnęła z kieszeni komórkę, na
której pisała sms’y. Tsuki odeszła do regału z mangami i przeglądała jedną z
ulubionej kategorii yaoi. Po chwili poczuła na sobie nieznośne spojrzenie.
Zerknęła z góry na Naokiego, a potem powróciła do czytania. Chłopiec nie przeląkł
się jej wzroku i ciągle gapił. Plan mieć-wyjebane nie wypalił, bo zaczynało ją
denerwować to lampienie dzieciaka. Zamknęła dość mocno i kolejny raz zmierzyła
małą postać Naokiego. Uśmiechnął się do niej słodko, a ona odpowiedziała mu
wymuszonym pół-uśmieszkiem. Zrozumiał to jako zaproszenie do rozmowy.
- Co
czytasz, Tsuki?
- Komiks… -
Szukała wzrokiem innych pozycji na regale.
- A o czym?
- O
chłopakach…
- Co robią?
- Uprawiają
wrestling – odarła wywracając oczami.
- Uooo!
Mogę zobaczyć? Mogę, mogę? – Prosił, skacząc w miejscu.
- Nie. To
dla dużych chłopców.
- Jestem duży!
Itami zaśmiała się wymownie w stronę
Tsuki. Dziewczyna spojrzała więc na oddalonych kumpli, którzy zapominając o
bożym świecie nadal dyskutowali. Tak więc podała Naokiemu mangę yaoi.
- Dei, ostatni
raz ci powtarzam. Bar to nie miejsce dla dziecka. Nie rozumiesz tego czy jesteś
taki głupi?
- Stary. Ja
przyszedłem się dobrze bawić, wszystko zjebałeś zabierając tu gówniarza.
- Powtarzam
ostatni raz. Nie miałem go z kim zostawić! Ale ty zostań, ja nie będę patrzył
jak moje dziecko się nudzi i źle czuje w TYM towarzystwie...
- Nie
zakładaj za niego. Dogaduje się z Tsu. Ogląda z nią jakąś książkę. - Wskazał na
nich podbródkiem. Sasori obejrzał się do tyłu i zobaczył mangę w ręku syna.
Wytrzeszczył oczy widząc okładkę.
- Naoki! -
Wrzasnął, a Nao aż uskoczył ze strachu, a manga wypadła mu z rąk. - Pojebało
cię do reszty Tsu?! Taką tematykę mu pokazujesz?!
- Wyluzuj
Sasori. - It westchnęła. - Sam chciał.
- Trochę
szacunku... Papier nie bierze się z powietrza.
- To tata
mnie wystraszył... - Bąknął Nao, podnosząc mangę z podłogi, ale Saso mu ją
wyrwał z rąk.
- Dawaj to!
Nie wolno ci takich rzeczy oglądać! - Odłożył na regał.
- Dlaczego?
- Twój tata
jest homofobem, młody. No ale co zrobisz, rodziny się nie wybiera... –
Westchnęła Tsuki.
- Czym?
- Niech ci
ojciec wytłumaczy... To co z tym barem Dei?
- Saso nie
chcę iść, bo smark.
- Naoki. On
ma imię Naoki, Dei. Ty sobie możesz iść... Nie musisz mnie pytać o zgodę, nie
jestem twoim ojcem.
- Tato co to jest homofob? - Wtrącił chłopczyk.
- Tato co to jest homofob? - Wtrącił chłopczyk.
- Nikt...
- Nie
wstydź się przyznać, Saso - mruknęła It.
- Nie
jestem homofobem! Nie demoralizujcie mi syna!
- Mówiłam,
że jest. Nom totalnie. – stwierdziła Tsu kiwając oznajmująco głową.
Sasori nie chciał już dłużej
wysłuchiwać obelg pod swoim adresem w obecności syna. Zapytał się ostatni raz
Deidary z kim idzie, a ten wybrał towarzystwo dziewczyn. Przecież nie pójdzie
na jakąś głupią bajkę! No to poszli sami, Naoki najpierw był trochę nadąsany,
ale gdy tata mu oznajmił, że od teraz to ich wspólny męski wypad to się
ucieszył. Zakupili bilety i mały pop corn, ale za to dużą colę. Potem jako, że
do rozpoczęcia pozostało im pięć minut to poszli do swoich miejsc w sali
kinowej.
- Naoki, na
pewno nie chcesz do łazienki? – Powtórzył pytanie, upewniając się w tej
sprawie. Naoki przekręcił głową, odpijając za pomocą słomki, colę. – Na pewno?
Zaraz się zacznie bajka, a wtedy z tobą nie pójdę.
- Nie chcę.
Tatooo, kim są Tsuki i Itami?
- To
znajome ze szkoły.
- Lubisz
je? Bo ja tak! Są fajne! – Zawołał radośnie.
- Wiesz… co
cię nie zabije to cię wzmocni. – odparł, a Naoki nie rozumiał. Spojrzał na ojca
pytająco. Wtem zgasły światła w pomieszczeniu. – Nie ważne. Oglądaj.
Sasori co jakiś czas podczas seansu
odbierał dziecku napój i go odpijał wielkimi łykami, bo ten tylko żłopał
zawartość. Pewnie po bajce wystrzelą do toalety jak z procy. Naoki dużo się
śmiał w czasie oglądania, Sasori czasami też, gdy były jakieś dwuznaczne
sytuacje lub teksty. A zdarzały się nader często. W końcu wyświetliły się
napisy, Saso był dumny, że Nao wysiedział całą bajkę. No, dopóki nie włączyły
się światła.
- Naoki,
dlaczego masz mokre spodnie? – złapał za mokry materiał, a potem przyłożył
sobie dłoń do nosa.
- Zsikałem
się…
- Kurwa
mać! Czemu nic nie mówisz, że musisz do łazienki?!
-
Powiedziałeś, że i tak ze mną nie pójdziesz w czasie bajki. – Tak. To taty
wina.
- Kto by
pomyślał, że jesteś taki posłuszny…!
SPOILER
Siemanko xP Ledwo wychodzę z jednej choroby to mam zaś drugą... życie mnie nie oszczędza... :< Więc tak po krótce z braku weny i chęci do pisania zaktualizowałam linki, więc zapraszam na tamtejsze blogi :) Ponadto napisalam o sobie kilka nowwyh ciekawostek i pokazałam tam swój ryj xDD paczcie sobie xD
Dzięki za wszystko :D
DATA
30.03.2015
SPOILER
- Cześć Sasori. – Przywitała się Sui, wtedy Yoshi zrozumiał, co
jego żona zrobiła i bynajmniej mu się to nie podobało. – Fajnie, że się
zgodziłeś przyjść. To nie potrwa długo, bo nasza opiekunka cię zastąpi za jakąś
godzinę. – Yoshi posłał żonie karcące spojrzenie, a ona mu ostrzegawcze.
- To nic takiego, mogę się nawet zająć Maki do waszego powrotu.
- Zrobisz, ja będziesz chciał. – Uśmiechnęła się dziewczyna. –
Maki sobie leżakuje na kocu w salonie. Za dwie godziny zacznij ją karmić,
butelka z mlekiem jest na stoliku w kuchni. Wystarczy ją podgrzać…
- Wiem, wiem, wszystko wiem Sui. Bawcie się dobrze – zapewnił
Sasori, w końcu też ma dziecko.
- Dobra… to jeszcze się z nią pożegnam – orzekła i poszła
wyściskać córeczkę. Yoshi za ten czas postanowił jeszcze coś zakomunikować
Sasoriemu.
- Sernika, który jest w lodówce nie waż się dotykać.
Jest mój. – Ta wiadomość była priorytetem. – Oprócz tego…
Właśnie dowiedziałem się, że pingwin to owad.
OdpowiedzUsuńTwój blog tak bardzo mnie edukuje <3
ahahahahaha XD
Usuńcicho, chora jestem, mogłam coś przeoczyć xD
Tym razem zacznę od końca :D Ja nie wiem, ja nie wiem, dlaczego Saso zadaje się z takim nie wiernym Deiem :< Przecież on nie szanuje jego syna, i jeszcze wybrał towarzystwo yaoistek T-T Cała ta trójka zachowywała się jak gówniarze.. niestety, taka prawda xD Ej.. smutno mi jak się nabijają z Sasoriego :< Ale Saso też... mógłby nie lizać dupy Deidarze i po prostu sobie pójść xD A ten go jeszcze pyta czy zostanie. Tak w ogóle to Saso powinien bardziej przyjaźnić się z Nagato i Yahiko, bo tamci są bardziej wyrozumiali i lubią Naokiego :D No Hidan też go lubi, ale podziela zdanie Dei w jego nieodpowiedzialnym zachowaniu O: Ale już wiesz, że Dei mnie wkurza od kilku rozdziałów, albo od kilkunastu xP No zero odpowiedzialności i poczucia obowiązku.. Eh.. Załamuję ręce. Wybacz mi Soli, ale Hejt na Deidare musi być :D bo jak to tak się zachowywać jak gimnazjalista. Z tym, że dla gimnazjalisty to całkiem normalne zachowanie xD A i gimnazjaliści są nie raz mądrzejsi :P
OdpowiedzUsuńSaso jest bardzo nerwowy O: Ja rozumiem, żę dzieci denerwują nie raz, i że dokuczają, ale no cóż.. chłop nie ma podejścia do syna, oj nie ma :D Ale jakimś złym ojcem też nie jest, stara się jak może, tylko czasami za nerwowy po prostu :)
Ta przedszkolanka też dobra xD Do kąta, do kąta, wszyscy do kąta xD Zamiast porozmawiać, starać się wytłumaczyć, no nie wiem no... zrobić to z jakimś podejściem, to nie, wszyscy do kąta :D Ciężko przyznać, ale i w rzeczywistości tak bywa, że zatrudniają do takiej pracy ludzi bez podejścia do dzieci. A te rozmowy tych dzieciaków O: Takie małe, a taki bogaty zasób słów ma no xD
Yagura rozwalił system :D Usiadł pod klasą bo nikogo nie widział na korytarzu haha, mądrze. I tak go lubię :P O Yagura nie lubi Daisuke O: Za to Daisuke lubi Yagure.. ciekawe jak długo :P I ciekawe czy zostaną friendsami, czy raczej wrogami. Haha, jaki ten świat mały :D Wszyscy znają Hidana xD
Poród najlepszy. Kobieta w bólach cierpi, Itachi nie ułatwia sprawy, jeszcze się przejmuje że Sasor zobaczy jej waginę. Przecież to takie ważne, kiedy żona cierpi i lada moment urodzi dziecko xD Skoro nie chciał by jego kumpel widział jej kobiecość, Saso powinien mu samemu odebrać poród, ciekawe co by Itachi zrobił x) Może po urodzeniu dziecka Kana będzie fajniejsza ^^
To tyle ode mnie :D Duuuuużo Duuuużo weny, zdrówka, zadowolenia z rozdziałów, bo masz z czego być zadowolona :) I oczywiście Pozdrawiam, tradycyjnie :P
Paczaj, no 3 komentarze pod rząd. Kana na porodówce, niezłe przeżycie dla niego. Taka dość szczera i rozgadana,w bólu, och współczuję. Fragmenty kojarzę z NaruHiny, ale mimo wszystko i tak się śmiałam. Kana mu mówi, zaopiekuj się Yukari, jak nie przeżyję, a ten zamiast nie umrzeż, nawet tak nie mów, to tak zaopiekuje się nią. No Itachi, kiepsko ci idzie, ale zwalmy na stres a potem Saso, który ma odbierać poród.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Daisuke, z nim zawsze jest zabawnie, fanklub hahaha padłam.
Dzieciaki w klasie Naokiego, z Nao na czele są takie coolerskie, ja w ich wieku nie miałam tak dobrych tekstów.
- Naoki kogo narysujesz? - Zapytała nieśmiało Kae. Chłopiec przyłożył sobie palec do podbródka.
- Właśnie się zastanawiam…
- Narysuj barana. – Zaśmiał się Tora.
- Nie będę rysował za ciebie – Pokazał chłopakowi język.
Naoki Akasuna, chce żeby mój syn był jak ty.
Dobra nie będe wymieniać wszystkich świetnych tekstów, bo bym pewnie cały rozdział Ci skopiowała do komentarza. Uśmiałam się, w tym nadmiarze nauki, twój rozdziałbył moim ratunkiem.
Do następnego, czuje że uda mi się napisać komentarz rónież pod 62 :)
No więc to nareszcie ja :)
OdpowiedzUsuńKurde, ale sobie narobiłam zaległości więc może od razu przejdę do rzeczy. No więc KANA. Ja tam nic nie twierdzę, ale skoro nie chciała żeby ją Itaś zostawił, to po chuja mu kazała iść po lekarza? :P I ta jego logika "Obiecaj, że zajmiesz się Yukari!", "Dobrze, Kana, obiecuję" XD Hahah, już sobie wyobrażam jak musiał się czuć Uchiha, kiedy dowiedział się, że Saso będzie odbierał poród XD A jak on się musiał czuć! Boże, zamiast wysłać kogoś na porodówkę, a Sasoriego wpierdolić na jego miejsce, to takie coś odwalają.. No te szpitale schodzą na psy xD "Odbierz w końcu ten poród, a nie tylko oglądaj", hahah popłakałam się :D
A i ten debil Yagura :D Widać, że z Hidanem spokrewniony xD Widzi, że nikogo nie ma, to zamiast sprawdzić, czy nie ma ich w klasach, to ten sobie usiadł i czeka bóg wie na co :D Że też Yagura nie lubi Daisuke.. Jak można nie lubić Daisuke?! Z tym pomysłem Mats - mistrzostwo :D A Nagato niby taki sztywniak, a czasami potrafi rozpierdolić system xd No cóż - to chyba własność rudych :P
I szkoła Naokiego. Nie żebym przepadała za książkami o dzieciach, ale jeśli to mają być TAKIE książki, o TAKICH dzieciach, to nie mam nic przeciwko :D Widzę Naoś podbija serca dzieci w przedszkolu, nieźle, nieźle 8) A ta Maribel mnie wkurza, czemu ona jest taka niedobra? :( Kiciuś - co za imie! xD Hahah "Jakiego ptaszka?", "Nie wiem pokazuje go tylko swoim dziewczynom" you made my day xDD Saso jak zwykle musi coś spierdolić, nawet po dziecko sie spóźnił :D
Kino z Deiem.. Hmm, szczerze, to Dei mnie wkurwił. A tak go lubiłam :( No człowiek skurwiel po prostu. Jeśli chodzi o sprawę z dzieckiem, to się we mnie, aż gouje jak to czytam, bo jestem przewrażliwiona na takie tematy xD Saso się czepiał, że Nao mówi na pada dżojstik? No to sory, ale ja też tak mówie i.. xD Hahah, nie.
Co do reszty się nie wypowiem, bo by się posypały obelgi ;D Nie no, nie lubie Tsuki i nie lubie też Itami. Powiem tylko, że.. NAOKI SIE ZESIKAŁ, HAHAH xD
Dobra lece czytać następny tylko naleję sobie picia :D