16 mar 2015

ROZDZIAŁ 60.



            Po całym domu rozniósł się dzwonek do drzwi, który obudził właściciela ze snu. Z powodu nocnego gościa ostatnie godziny należały do dosyć ciężkich aczkolwiek przyjemnych. Hidan usłyszał dochodzący z łazienki dźwięk prysznica, ale nie zwrócił na to większej uwagi – logiczne, że laska musi się wykąpać po takiej męczącej nocy. On sam ubrał na siebie majtki, zakładał spodnie, trzymał w ręku bluzkę i kierował się do drzwi, w które ktoś uporczywie dzwonił i pukał. Oczywiście po drodze niechcący nadepnął sobie stopą na nogawkę i zaliczył mocne plaśnięcie o podłogę. Przeklął soczyście i wydarł się ostro w drzwi, że już idzie.
- Pospiesz się! ile można czekać?! – Zawołał zza drzwi wzburzony męski głos.
- Tata…?! – Trochę go przeraziły odwiedziny ojca. Kurwa, a w domu taki syf, sam też wygląda jak nieszczęście. Hidan wyciągnął rękę do klamki, chwilę się zawahał i nacisnął. – No siema.
            Przywitał się ziewając przy okazji. Ojciec bez żadnej odpowiedzi po prostu wszedł do środka, był wściekły. Towarzyszył mu jeszcze jakiś młokos, Hidan spojrzał na niego obojętnie i w chwili, gdy ten chciał się mu wpakować do domu z jakimiś torbami, zatrzasnął drzwi. Nie zapraszał go, a mógł się pozbyć. No to sorry.
- Czemu zawdzięczam sobie ten zaszczyt? – Zadrwił krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Doszły mnie słuchy o poradach, które dałeś bratu, kiedy ostatnio się widzieliście. – Hidan się zastanowił. Co? Możliwe, ale nie pamięta. – W zamian napisał ci wypowiedzenie z pracy w mojej firmie. – Teraz sobie przypomniał. – Yagura został wyrzucony przez to ze szkoły.
- Wow. Odważył się zrobić którąś z tych rzeczy? -  Zaśmiał się zdumiony. Te propozycje wychodziły poza jego moralność i grzeczność!
- Bawi cię to?! – warknął surowo, a jakoś kurwiki w oczach ojca zmuszały go do oddania mu należnego rodzicu szacunku.
- Nie. – Uspokoił się. – Nie rozumiem do czego zmierza ta rozmowa.
- Otóż Yagura… - Mężczyzna chciał wskazać na syna ręką, ale po rozglądnięciu się nigdzie go nie widział. – Gdzie Yagura?
- Kto? Znaczy się, nie wiem. – Hidan wzruszył ramionami.
- Jak to nie wiesz?!
- No a skąd mam wiedzieć? Sprawdzę w kieszeni – powiedział i wydobył z nich materiał. – no kurde! Nie ma.
- Przestań się wydurniać do cholery jasnej! Wpuściłeś go do domu?
- Kogo?
- Brata! – Warknął wściekle mężczyzna, po czym od razu złapał się za zatoki. Przy następnym idiotycznym pytaniu szlag go trafi. – Otwórz mu drzwi i wpuść do środka. – Nakazał, bo Hidan sobie stał jak gdyby nigdy nic.
            Westchnął męczeńsko i udał się do drzwi, jego staruszek oznajmił, że pójdzie do kuchni nalać sobie wody. No luz. Otworzył drzwi z domu i zobaczył, jak Yagura siedzi na schodach z kapturem na głowie i zanurzonej głowie między kolanami. Wygląda, jak po ostrym chlaniu.
- Yo ćpunie. Właź do środka. – Chłopak zareagował na słowa i podniósł się ze schodów, rozciągnął zaspane ciało i sięgnął po dosyć ciężkie torby. Jako, że był drobnej budowy ciała to zadanie było trudne. – Pomóc ci?
- Taak – Nie krępował się prosić o pomoc.
- Ok. Nie to nie – I tym sposobem ruszył do środka, zostawiając za sobą Yagurę.
            Chłopak wzniósł oczy do góry, mógł się tego spodziewać. Hidan będąc w salonie i nie widząc nigdzie ojca, poszedł do kuchni. Wytrzeszczył oczy, bowiem zobaczył go w towarzystwie swojej nocnej partnerki, której imienia nie pamiętał. To było okej, aby widział, że w nocy nie próżnuje, ale żadna laska nie może się z nim ani jego znajomymi zaprzyjaźniać! To taka ułatwiająca życie zasada.
- Hej, Hej! Co tutaj robisz? – Zwrócił się do dziewczyny. – Drzwi są w tamtą stronę…!
- Wiem, kochanie. Pomyślałam, że zrobię nam śniadanie i poczekam na ciebie w sypialni. ­– Odparła zalotnie.
- No to jak widać nie potrafisz myśleć. Jestem dzisiaj zajęty, jutro też, jak i w inne dni…!
- Hidan, nie wiedziałem, że masz dziewczynę. – Zdumiał się starszy mężczyzna. Hidan uniósł brew. – Syntia tak mi powiedziała. – Syntia, Syntia… kto to kurwa jest?! – Postanowiłeś w końcu się ustatkować?
- Nie. Co za pomysł? – Obruszył się, ale dziewczyna uwiesiła się na jego szyi.
- Będę bardzo szczęśliwa z pana synem i posiadając takiego miłego teścia. – Hidan strącił ją z siebie, zastanawiając o czym ona pierdoli. Lecz znowu się przyssała mu do ramienia.
- Odjeb się…!
- Kiedy ślub?
- Co proszę?! –­ W jednej chwili Hidan parsknął śmiechem. – Za nigdy i siedem dni!
- Możemy się pobrać choćby dzisiaj – mruknęła w tej samej chwili Syntia.
- Zamknij mordę!
- Hidan. – zaczął surowo ojciec. – Traktuj Syntię jak księżniczkę. Widać, że taka urocza dama na to zasługuje. – Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Traktuję dając potrzymać jej swoje berło. – Poruszył wymownie biodrami do przodu mając na myśli swoje przyrodzenie jako berło. Jego ojciec przewrócił oczami. – Ale panowanie się skończyło.
- Hidanku, kiedy chcesz się pobrać?
- Głupia jesteś, kobieto? Hidan był, jest i zawsze będzie wolny!
            Orzekł Hidan zwycięskim tonem, a potem wyciągnął dziewczynę za ramię i pokierował do drzwi. Na odchodne dziewczyna zdążyła tylko powiedzieć, że zadzwoni. Ciekawe jak, skoro nie ma jego numeru. Wrócił do salonu, gdzie zobaczył rozłożonego na fotelu Yagurę. Wyraźnie nudziło mu się czekanie. Hidan chciał się wyżyć, więc ostro pchnął fotel do przodu, zrzucając z niego brata. Przez to młody się wkurzał, a jemu zrobiło się lepiej.
- Co robisz, głąbie?!
- Odreagowuję. Co temu ojcu się na swaty wzięło? – Zapytał sam siebie, a Yagura postanowił mu odpowiedzieć. Wstał z podłogi i zaczął się otrzepywać.
- Nasz dziadzio napisał testament, gdzie cały majątek zyskuje ten z wnuków, który pierwszy weźmie ślub. Jesteś jedynym, pełnoletnim wnukiem. Nasz tatuś nie znosi swojego rodzeństwa, więc nie chce, aby któryś z nich zgarnął fortunę. Taka tam chęć rywalizacji.
            Teraz już rozumiał. No, ale jemu to tam wisi ta fortuna, po ojcu będzie miał wystarczająco. Tylko czekać, aż się przekręci. Propos niego, właśnie wszedł do pomieszczenia i od razu zaczął sypać rozkazami. Hidan usiadł, więc na fotelu, popychając uprzednio Yagurę, nim zdążył usadowić się ze swoim dupskiem.
­- Wracając, a zarazem przechodząc do sedna. – Och, jak on nienawidził dykcji swojego staruszka – Skoro przez ciebie Yagurę wyrzucili ze szkoły to…
- Właśnie! Co zrobiłeś?
- Nic… - odparł wymijająco, Yagura.
- No weź. Powiedz.
- Nie. Wal się - Hidan zauważył coś w twarzy brata.
- Uuu! Zaczerwieniłeś się!
- Wcale, że nie!
- Przyznaj się! Obciągałeś koledze?
- Nie! Tato, ja nie zasłużyłem na tak wielką karę! – Wyjęczał w stronę ojca, ale ten stał niewzruszenie. Hidan patrzył na nich pytająco.
- Dopóki Yagura nie ukończy szkoły średniej, będzie mieszkał u ciebie. – Reakcja Hidana była szalona. Wziął to za żart i się śmiał, potem spoważniał… następnie znów w śmiech.
- Nie! Nie, nie i nie, kurwa mać! – Wyrzucał z siebie swoją frustrację. Wstał ostro z fotela. – Dlaczego ja?! Dlaczego z nim i.. Nie możesz! Nie zgadzam się na to! TAK! Nie zgadzam się i wiesz co?  Wal się! To twoje dziecko!
- Siadaj, do diabła! – Wrzasnął mężczyzna, a Hidan wykonał polecenie. A potem jednak wstał.
- Nie! Jestem u siebie, nie będziesz mi rozkazywał! – Yagura milczał, dając Hidanowi znak, aby lepiej odpuścił.
- To twój dom? – Zapytał ojciec. – To dlaczego za niego nie płacisz do jasnej cholery?! – Hidan mierzył się z nim przez chwilę wzrokiem, ale przegrał i usiadł na dupie z krzywą miną. – Dobrze… więc tak. Yagura mieszka z tobą i masz się nim zajmować, aby nie sprawiał kłopotów.
- Dlaczego nie mieszka u ciebie? Nie chcę go tu.
- To twoja wina, że go wyrzucili ze szkoły, więc to też twoja kara. – Hidan spojrzał na brata z mordem. Gnojek go wsypał, musi umrzeć. - Drugą częścią kary jest odetniecie cię finansowo…
- Co?!
- Powinienem to zrobić już dawno. Będę opłacał dom, jak i rachunki, ale na resztę będziesz musiał płacić sam. Praca czeka na ciebie w mojej firmie.
- Czy to ma coś wspólnego z dziedziczeniem fortuny dziadka? – Wtrącił z pytaniem. Co za zasrane zagranie!
- Jak wolisz, możesz to traktować w ten sposób.
            Hidan był wkurwiony tymi decyzjami. Taki piękny dzień, a tak go ten facet potrafi spierdolić. Podczas rozmowy dopełniającej jeszcze bardziej się przekonał, że chodzi o spadek dziadka. Dlaczego nie brał pod uwagę Yagury! Przecież… nie, nie ważne. Skończyło się opierdalanie… ale na początek tej zmiany Hidan dostał kilkadziesiąt tysięcy do dyspozycji. Lepiej, by rozporządzał właściwie pieniędzmi. Gdy mężczyzna już opuścił dom Hidan zamknął za nim drzwi i westchnął ciężko. Podążył do pokoju rozmasowując sobie kark, ale wcześniej zauważył na korytarzu Yagurę.
- Teraz się policzymy!
            W jednej chwili Hidan zaczął biec za Yagurą, a ten nie czekając na nic zaczął spieprzać. Chwilę gonili się po salonie, a wszelkie tłumaczenia czy uspokojenia nic nie dawały. Potem Yagurze udało się wymknąć z salonu wprost do swojego teraźniejszego pokoju, w którym się zamknął. Hidan stał pod drzwiami jakieś pół godziny waląc w nie lub klnąc pod nimi. Yagura ponownie spróbował się dogadać.
- Hidan. – Odchrząknął. - Robimy przerwę, bo muszę sikać.
- Żadnej przerwy! Załatwię cię pieprzony kablu!

            Nagato zabrał się wraz z Konan i Yahiko do sąsiedniego miasta, a właściwie wsi, na której między innymi mieszkał jego wuj i ciocia. Dla pary nadszedł bowiem czas zapraszania gości na swój ślub, dlatego pojechali zapraszać Itachiego i jego małżonkę, a Nagato miał po sąsiedzku odwiedzić rodzinę. Potem także i do nich zawitają, ponieważ Minato był szefem Yahiko. No i równy z niego facet. W czasie drogi panowała cisza, przynajmniej przez chwilę, Konan nie mogła tego znieść jak oni mogą tak nie gadać? Dlatego zaczęła temat.
- Tak propos to co sądzicie o Kanie? – Zagaiła.
- Jest fajna. – odrzekł Nagato. On nie miał problemu z odpowiedzią, ale Yahiko owszem, przy Konan każdy temat odnośnie kobiet jest jak mina przeciwpiechotna. Nie mógł się nawet skupić na prowadzeniu samochodu, bo czuł na sobie baczny wzrok narzeczonej.
- Ujdzie.
- Rany! Wysilcie się, błagam. Nie sądzicie, że jest ładna? Ma fajne cycki czy coś? – Konan chciała po prostu rozmawiać czy prosi o zbyt wiele?
- Jest gruba przecież… - Burknął Yahiko. Nie może się zachwycać kimś kto jest w ciąży to… to jest obrzydliwe. – A ty co o niej sądzisz? – Zapytał dając jej okazję do wygadania się.
- Uwielbiam ją! – Śmiały wyrok jak na jeden wieczór zakupów. No, Yahiko wie tylko o jednym. – Ma taki wspaniały gust w ubraniach, potrafi dobrać styl do osoby! No i bardzo dużo gada, ale to w niej jest bardzo urocze.
- Aha. – Przytaknął Yahiko, by wiedziała, że jej słucha.
- Dla niej chyba nie ma tematu tabu. Naprawdę dobrze jest ją poznać, w ogóle wiecie, że… ale to pozostaje między nami. Nie mówcie nic Itachiemu. Słyszysz Yahiko!
- Słyszę, cały czas cię słucham.
- Okej, no więc Kana razem z Itachi ustalili, że płeć dziecka będzie niespodzianką, nie? Otóż ostatnio poszłyśmy razem do ginekologa i to będzie dziewczynka. – Zdradziła tajemnicę, ale chłopaki nie byli tym jacyś poruszeni. – Och, ludzie! Moglibyście chociaż udawać, że was to obchodzi.
- No… jak będę miał z tobą SYNA to w momencie dowiedzenia się o jego płci, chcę być przy tobie – oznajmił Yahiko, doprowadzając Konan do uśmiechu, ale po chwili zmieniła front.
- Syna? A kto ci powiedział, że ci jakiegoś dam? Zboczeniec – Fuknęła żartobliwie. – Wracając, Kana musi być niezłą aktorką skoro Itachi się jeszcze nie połapał.
- Itachi kiedyś wspominał, że Kana była aktorką teatralną. – Wspomniał Nagato.
            Konan okazała swoje zainteresowanie tym tematem. O tym to nie wiedziała! Na szczęście dla Nagato podjechali już pod dom jego wujostwa, sami się tam zjawią za dwie, trzy godziny. Nagato przekroczył furtkę i zauważył leżącego na werandzie rudego psiaka, Kuramę. Nie poruszył się nawet o centymetr, jedynie otworzył swoje oczy. Tyle wystarczyło by wzbudzić przerażenie u potencjalnego włamywacza. Nagato ukucnął przy futrzaku i pogłaskał jego sierść. Pies  obwąchał gościa, a rozpoznając zapach Nagato tylko wstał i wszedł do domu przez otwór u dołu drzwi. Nagato również wszedł do domu i od razu w przedpokoju zawołał.
- Dzień dobry!
            Najpierw odpowiedziała mu cisza, ale wiedział, że w domu wszyscy są. Samochód wujka na podjeździe, a z kuchni roznosi się piękny zapach specjalnego dania cioci – ramenu. A skoro ramen to i Naruto musi być obecny. Po chwili zobaczył w progu drzwi do salonu blondwłosego mężczyznę o niebieskich oczach.
­- Nagato. O rany, co cię tu sprowadza, młody? -  Przywitali się męskim uściskiem i klepnięciem w plecy.
- Więź rodzinna. Jak leci, wujku?
- Jakoś się trzymamy. Naruto wyjeżdża na studia, więc lada moment będziemy z ciocią przeżywać drugą młodość. – Ten sam ciepły uśmiech zagościł na twarzy.
- No to chyba się cieszycie na tą chwilę.
- Heh, hehe… ech, kto się cieszy ten się cieszy… - Zakłopotał się Minato. On tam już słyszy to jojczenie żony.
- Minato, kto przyszedł? Och Nagato! – Ucieszyła się Kushina i go uściskała. Jak to ciocia, zrobiła to przesadnie mocno. Gdyby był balonem to by wybuchł. – Co słychać? Przyjechałeś sam? Co tam u mamy?
- Kushina musisz go puścić, żeby mógł mówić – Zainterweniował Minato, odsuwając żonę od tego biedaka.
- Przepraszam, to z tęsknoty. Wiesz kiedy przyjeżdżać Nagato. Zjesz ramen, ugotowałam dla Żabki cały garnek, więc mu nie braknie. – Nie ważne ile razy to słyszy, ale „Żabka” go rozbawia.
- Jakbym mógł ci odmówić ciociu? Robisz najlepsze ramen na świecie. – To nie była naciągana pochwała, bo nie jadł nigdy lepszego. – A propos, gdzie Żabka?
            Okazało się, że siedzi u swojego młodszego sąsiada. Oj, tyle udaje mu się przegapić, na bank chciał być pierwszym osobnikiem, który skosztuje wytwornego dania, a tu Nagato czyni honory. Przy okazji odpowiedział na wcześniejsze pytania Kushiny, a kobieta na nich nie skończyła. Dobrze. Dzięki niej unikniona była krępująca cisza. Po paru godzinach rozmowy, aż z domu usłyszeli warczenie psa z podwórka. Kushina posłała Minato, aby sprawdził co się temu psu znowu dzieję. Okazało się, że po prostu kolejny gość jest w tej chwili osaczany.
- Kurama, do nogi! – zawołał Minato, podchodząc do furtki. Trochę się zdziwił na widok swojego pracownika, ale posłał mu ciepły uśmiech. – Kogóż ja widzę…? Co tu robisz Yahiko?
-  Witaj, szefie. Przychodzę z dobrą nowiną. – Zapowiedział Yahiko. Wyraził się trochę jak jakiś apostoł, no ale ten…
- W takim razie, zapraszam. – Otworzył mu furtkę i przeprowadził go bezpiecznie do swojego domu. – A jaka to nowina?
- Na to musimy jeszcze poczekać, aż zjawi się moja narzeczona – odrzekł z dumą wspominając o swojej lubej i odkrywając rąbka tajemnicy.
- Ach, rozumiem. Szykuję się weselicho!
- Jakie wesele, Minato? – Zapytała zaciekawiona kobieta o czerwonych włosach.
- Kushina, przedstawiam ci Yahiko Doya, jest moim wzorowym pracownikiem w firmie. – Następnie zwrócił się do chłopaka. – To moja małżonka, Kushina. Pani mojego serca – Oczy kobiety były roześmiane i uradowane na usłyszaną czułość męża, ukłoniła się żartobliwie, jak dama dworu.
- No cześć. Dobrze zrozumiałam? Szykuję się jakaś impreza?
- Tak. Wychodzę za mąż. – Wyszczerzył się Yahiko. Z salonu dobiegło kasłanie Nagato.
- Och… jestem tolerancyjna – oświadczyła Kushina. – Życzę szczęścia.
- Debilu! Ty się żenisz, a nie wychodzisz za mąż! – Krzyknął Nagato.
            Yahiko dopiero po chwili zrozumiał jaki błąd popełnił. Twarz mu cała poczerwieniała, a Minato z Kushiną zaśmiali się głośno. On to wie, jakie zaliczać gafy. Po zaproszeniu do salonu usiadł obok Nagato, który zapytał o Konan. Cóż, Itachi musiał się zbierać do pracy, a Konan dobrze dogadywała się z Kaną, więc zostawił je na jeszcze chwilę same, a sam udał się do posiadłości szefa.
- Yahiko, może chciałbyś coś zjeść? Akurat ugotowałam moje popisowe danie!
- Czy mówi pani o ramen, którego tak entuzjastycznie zachwala Nagato? – odpowiedział pytaniem. – Będę zaszczycony mogąc spróbować!
- Ciociu, a mogę dostać dokładkę? – Poprosił Nagato.
- Pewnie. Dostaniesz prowizję za reklamowanie mojej kuchni.
            Minato uśmiechnął się do siebie, lepiej aby ten Naruto już wrócił, bo zjedzą mu cały ramen. Yahiko po skosztowaniu dania nie mógł przestać go wychwalać. Znakomite! Po chwili kobieta oznajmiła, że wychodzi do sklepu, w końcu musi się zatroszczyć o napoje i przekąski dla gości. Minato został z chłopakami i mieli chwilę czasu na rozmawianie na męskie tematy. Po trzydziestu minutach nieobecności, Kushina weszła do salonu i podeszła do męża rozgadującego się z gośćmi.
- Cześć chłopaki, patrzcie kogo spotkałam po drodze. – Wskazała na właśnie wychodzącego z progu Naruto. Spojrzeli na niego i przywitali prawie jednocześnie.
- Yahiko, Nagato, siema, a co was tu przywiało? – Wyszczerzył się do nich.
- A postanowiliśmy wpaść w odwiedziny – odparł radośnie Yahiko.
            Naruto zna się z Yahiko z czasów dzieciństwa, kiedy to przyjeżdżał do kuzyna na wakacje. Wtedy bawili się razem niemal od świtu do zmierzchu. Również po części dzięki Nagato, Yahiko zdobył pracę w firmie wuja. Nie jest to jakieś wysokie stanowisko, ale dobrze płatne. Yahiko nie studiował, dla niego bardziej opłacalna była praca, a nie kolejne lata spędzone na gniciu w szkole. Nigdy nie miał ambitnych planów przyszłego zawodu, a więc nie musiał się uczyć na studiach.
- Naruto, uświniłeś całe swoje nowe spodnie. – Oburzył się Minato. – Czy ty nawet mając już prawie dwadzieścia lat nie możesz wrócić czysty do domu?
- Ale… gdzie niby jestem brudny? – Naruto szukał plam wzrokiem.
- Nieważne. Wypierze się. – Kushina machnęła ręką na męża, co on się tak czepia jej synka? Następnie zwróciła się do Naruto – Żabko, wiesz, że niedługo czeka nas ślub? – Wskazała podbródkiem na siedzących na kanapie gości.
- Ech?! – Spojrzał na nich zszokowany – Poważnie? – Yahiko kiwnął twierdząco głową – Wiecie, a ja zawsze sądziłem, że się przyjaźnicie… ale dobrze, że się ujawniliście – oznajmił z uśmiechem.
            Minato wraz z Kushiną, natychmiast parsknęli śmiechem, od razu z oczu popłynęły im łzy. Jednocześnie Yahiko wraz z Nagato spojrzeli na siebie z obrzydzeniem.
- Nie my, durniu! – Krzyknął wzburzony Nagato, ale napotkał piorunujący wzrok Kushiny – Wybacz ciociu…
- Nie wy? Uff…. To dobrze, bo teraz nasze zabawy wydały mi się dwuznaczne – Teraz wraz z gospodarzami się zaśmiali – ale, tak poważnie, kto z kim?
- Ja. – odparł Yahiko – A z kim, cóż niedługo powinna do nas dołączyć, bo byliśmy wcześniej u Uchhów.
- Gratulację stary! – Uściskał go radośnie. – No to szykuje się picie.
- Taki jesteś pewny, że dostaniesz zaproszenie? – mruknął Minato.
- No a kogo innego miałby zaprosić?
- No właściwie to mamy zaproszenie tylko dla szefa z małżonką. Sorry Naruto.
            Minato spojrzał z wyższością na swojego pierworodnego. Nie ma picia, a nawet gdyby był zaproszony to pełniłby rolę kierowcy. Kushina wzięła stronę męża, Naruto nie może tylko myśleć o alkoholu. Przecież jest na to za mały! Po chwili ponownie, albo raczej po raz pierwszy rozbrzmiał dzwonek do drzwi zapowiadając kolejnego gościa. Tym razem to Kushina poszła otworzyć, to aż dziwne, że Kurama nie warczał. W progu zobaczyła śliczną dziewczynę o kocich oczach, od razu ją zapewniła o dobrym adresie i zaprosiła do salonu.
- O, wróciłaś już. – Yahiko wstał i podszedł do narzeczonej. – Konan, przedstawiam ci mojego szefa, Minato Namikaze tudzież Uzumaki, a to jego żona pani…
- Kushina. – przedstawiła się. – Miło poznać.
- Mnie również. – Konan wymieniła powitalny uścisk z gospodarzami. – Yahiko wiele opowiadał pochlebstw o swoim pracodawcy, ale nie wspomniał, że takie z pana ciacho – Zaśmiała się, a Minato ogarnęła duma na wspomniany komplement.
- Tak, ciacho… -­ przytaknęła Kushina. – Ciacho typu pączek.
            Towarzystwo nie mogło postąpić inaczej, niż roześmiać się. nawet Minato to robił, obraźliwe to było, ale i śmieszne. Trzeba docenić żart. Yahiko usiadł z powrotem na kanapie obok Nagato, a Konan wymieniła się spojrzeniami z Naruto, którego właściwie nie znała. Spojrzała, więc wymownie na partnera, ale nie zareagował.
- Halo! Ziemia do Yahiko! Też tu jestem! – Naruto zaczął wymachiwać rękoma zwracając na siebie uwagę. – Mnie już nie przedstawisz?
- Ach, tak…  racja. Konan to jest Naruto Uzumaki.
- Och! – Pisnęła, a wszyscy spojrzeli na Konan. - Dopiero teraz skojarzyłam po nazwisku! Rozumiem, że pani jest tą ciocią Nagato, która robi najwspanialsze ramen na świecie!
- Tak to ta ciocia. – Przytaknął Nagato. – Ciociu może dasz jej porcję?
- Właśnie miałam to zaproponować.
            Z uśmiechem ruszyła do kuchni, aby nalać dziewczynie zupy. Naruto czuł się, jakby go skopano. Nie dość, że jego osoba została kompletnie olana to jeszcze bezkarnie zżerają mu ramen. On też chciał, ale to goście mają pierwszeństwo do domowego jedzenia. Yahiko i Nagato się wyciszyli i obserwowali reakcje Konan na wypróbowanie potrawy. Również się nią zachwycała, ku uciesze Kushiny. Po chwili rozmowy przyszli nowożeńcy wręczyli gospodarzom zaproszenie. Minato otworzył, a Kushina oparła się o jego bok, wlepiając swój wzrok w złote litery.
- To teraz nie możesz go zwolnić… -  rzekła Kushina, a Yahiko wytrzeszczył oczy. Szef chciał go zwolnić?!
- Teraz to raczej nie wypada… - Ciągnął Minato, ale po chwili uśmiechnął się rozbawiony. – Spokojnie Yahiko. Żartowaliśmy.
- No wie pan co…!

            Daisuke był w sklepie razem ze swoją głupią siostrą Sakurą. Dziewczyna miała zrobić zakupy sama, lecz chłopakowi się nudziło, chciał się przewietrzyć. I narobić siostrze publicznego wstydu, dbał o to bardziej, niż o swoje zdrowie. Erika – jego rehabilitantka, pozwoliła mu jedynie w domu zdejmować kołnierz ortopedyczny, ale jako, że chciał prze dłużyć okres swoich rehabilitacji w trakcie wyjścia również go sobie odpuścił. W trakcie podróży samochodem, aby nie musieć rozmawiać z siostrą założył nauszne słuchawki i odpalił ze swojego iphone’a kilka swoich piosenek. Po jakiś dwudziestu minutach dotarli do supermarketu. Daisuke wiózł wózek, a Sakura wybierała produkty z listy. Daisuke czekając na nią, oddał się słuchaniu swojej muzyki.
- Oh, oh, oooh, oh! Oh, oh, oooh, oh! I can’t remember to forget you! – Zaczął się wydzierać na cały sklep w porywie piosenki. Co nie brzmiało zbyt dobrze, ponieważ jego głos był… straszny. – Oh, oh, oooh, oh! Oh, oh, oooh, oh! I keep forgetting I… - Nagle dźwięk, który wydobywał się do jego uszu został brutalnie przerwany.
- Czego drzesz tego ryja, debilu! – Warknęła Sakura. Najbardziej nie znosiła wstydu, który zazwyczaj zawdzięczała idiocie stojącemu obok. – Tak trudno ci zrozumieć, że jesteśmy w miejscu publicznym i wypadałoby się do jasnej Anielki zachować! – Wątpiła czy przemówi mu do rozumu, ale spróbować nie zaszkodzi.
- Właśnie, droga siostro. Miejsce publiczne, a ty na mnie krzyczysz. Ja chcę tylko śpiewać, nikomu tym krzywdy nie robię. – Na powrót założył swoje słuchawki.
- Owszem! Bębenki popękają ludziom! Masz głos, jak hamujący pociąg, Daisuke.
- Mmmm, mmm, mmmmmm! Mm, mmmmm, mmm. – Chwilowo niestety nie znał tekstu, więc improwizował mrucząc. to także wkurzało Sakurę. – Oh, oh, oooh, oh! Oh, oh, oooh, oh!
- Przepraszam za niego. Jest upośledzony. – Sakura ukłoniła się przepraszająco w stronę jakiś ludzi. Daisuke jednak nie zaprzestawał śpiewać. Wszyscy na niego patrzyli z rozbawieniem. – Przepraszam, ta małpa właśnie uciekła z zoo… - Po chwili już uciekł.
- Jestem taki zajebisty!
- Rozdzielmy się! Wstyd mi przynosisz! – Nic jej jednak nie odpowiedział, ponieważ w uszach zagrała mu kolejna piosenka.  – Nienawidzę z to…!
-  Ej, Sakura! Teraz będzie co innego! Teraz będzie po niemiecku, uważaj! – Dziewczyna odwróciła się wściekle na pięcie i ruszyła do przodu. Daisuke podążał za nią chwilowo mrucząc pod nosem, a potem… - Du bist so! Oh, oh, oh! Du bist so! Porno! Du bist so! Oh, oh, oh…!
- Ja pierdolę, zabijcie mnie… - Jęknęła Sakura widząc dodatkowo, że brat zamierza uprawiać z wózkiem taniec erotyczny. – Przepraszam. – Zwróciła się do jednego z pracowników, który wpierw obejrzał się na wyjca.
- Tak…?
- Macie jakiś sznur na zbyciu, bym się mogła powiesić? – Mężczyzna uśmiechnął się rozbawiony desperacją klientki. Dopiero teraz oceniła, że jest bardzo przystojny. – Albo młotek, bym zabiła tego wrzoda?
- Nie warto odsiadywać kary.
- Hej Sakura… - Daisuke gdy tylko zauważył jej flirty zamierzał coś z tym zrobić. – Kupiłaś te tabletki na zatrzymanie gazów? Chyba nie chcesz powtórki z obiadu?
- Daisuke! – Zawołała wściekle, a tamten chłopak się zaśmiał.
- No chcę ci powiedzieć, że to był najlepszy pierd w historii pierdów! Stary, gdybyś to słyszał…! Normalnie traktor…!
- Debil! – warknęła na Daisuke i oddaliła się po resztę zakupów.
- Gdybym miał takie dupsko… - powiedział nieszczęśliwie i ruszył za siostrą. Pracownik zaśmiał się głośno.
            Chłopak ponownie założył na uszy słuchawki i robił za radio dla swojej ukochanej siostry. Myślała, że szlag ją trafi i się nie opanuje zaduszając swojego brata do definitywnego zgonu. Nagle jednak zobaczyła za plecami Daisuke swoje ocalenie. Uśmiechnęła się słodko i gestem poprosiła Daisuke by się obejrzał. Zrobił tak kończąc linijkę swojej piosenki.
- … Here I am for my own… - Gdy zobaczył za sobą Erikę momentalnie zakrył usta i ściągnął z uszu słuchawki. Kolejny raz się przy niej ośmieszył. Zaczerwienił się. – Dzi-Dzień dobry…
- No cześć. Gdzie masz swój kołnierz, Daisuke? – Zapytała wzburzona tym nieposłuszeństwem. – Tak szybko nie wyzdrowiejesz.
- To może ja was zostawię i dokończę zakupy. – Sakura wykorzystała okazje, by się oddalić od brata. Niech sam zbiera opieprz za swoje zachowanie.
- Bo… bo ja nie chcę nosić tego kołnierza. – Nadąsał się Daisuke. – Wczoraj jakaś dziewczynka się ze mnie śmiała, bo jej pies też nosi kołnierz. Powiedziała, że mam pchły…!
            Początkowo Erika nie wiedziała jak zareagować, aż w końcu uznała to za żart i się zaśmiała. Bardzo kreatywna wymówka, lubiła takie. Niemniej wmusiła na Daisuke obietnicę przestrzegania zasad względem rehabilitacji, chodzi o jego zdrowie. Przechadzał się z nią między półkami i trzymał w rękach koszyk, do którego wrzucała zakupy. Zastanawiał się czy Erika ma jakiegoś faceta, ale po raz – nie zachowywała się jakby miała, a po dwa – bał się ją o to zapytać, wynikało to głównie z krępacji. Podczas rozmowy wyszło, że idą z paroma rehabilitantami na drobną domówkę do jednego z niepełnosprawnych fizycznie pacjentów.
- To spotykacie się ze swoimi pacjentami? – Zapytał Daisuke.
- Jasne. Każdy potrzebuje towarzystwa, a właśnie chorym ludziom jest trudniej je zdobyć. Zazwyczaj nie wierzą w to, jakimi wspaniałymi są osobami, a wszystko przez ograniczenia jakie wywołuje wózek inwalidzki. – Dai patrzył na Erikę z podziwem. Być może się nawet zapatrzył.
- Jesteś bardzo dobrą osobą. – Podziękowała mu ruchem głowy i cudownym uśmiechem. – Może do mnie też kiedyś przyjdziesz?
- Pewnie. Daj znać tylko kiedy. – Pogładziła mu plecy dłonią. – W ogóle jaką piosenkę śpiewałeś? Z twojego angielskiego co nie co zrozumiałam i bardzo mi się podobało!
- W sensie mój angielski? Mój śpiew? Czy…
- Tekst. – Określiła się. – Masz straszny głos.
- Phi! Nie znasz się!
- Znam, znam! Moja przyjaciółka śpiewa, przyjaciel gra na pianinie, gitarze i…!
- Dobra. Wiesz co? Nie podam ci tytułu! Jestem wspaniały i nikt nie może podważać moich talentów!
            Obraził się i machnął głową w bok, niestety zbyt mocno i kark go rozbolał. Erika jednak była w pogotowiu i zaproponowała masaż, z którego naturalnie skorzystał. Po kilku chwilach już wszystko wróciło do należytego porządku. Erika już kierowała się do kasy, ale Dai nie omieszkał jej nie odprowadzić. Akurat ich kolejka, prócz Eriki, składała się z samych mężczyzn. Kiedy kasjerka kasowała jej produkty dziewczyna zauważyła, że taśma z znajdującymi się na niej zakupami się zatrzymała.
- Daisuke, posuniesz mnie? – Poprosiła chłopaka, a wtedy mężczyźni w kolejce się zaśmiali.
- Tak publicznie? Aleś ty sprośna! – stwierdził zaśmiany Dai.
- Jak kolega nie chce to ja chętnie to zrobię! – mruknął jakiś gościu w kolejce.
- Z wami, chłopami! – Burknęła roześmiana Erika.
            Uwielbiał ją, pewnie się powtarza, ale nic nie poradzi, że jest urzeczony jej osobą! Potrafi się śmiać z siebie, ze wszystkich opresji wychodzi pewną ręką. Jest po prostu idealna. Gdy już zapakowała swoje manatki pożegnała się z Daisuke mierzwiąc mu czuprynę. No i przypomniała o kołnierzu.
            Tak więc teraz musiał szukać w tym wielkim budynku siostry. Na szczęście nie było to trudne. W swoim telefonie miał zainstalowaną aplikacje, która naprowadziła go do telefonu siostry, który miała w kieszeni. Wskazówki doprowadziły go do działu z alkoholem, w którym zobaczył, jak siostrzyczka liże się z jakimś facetem. Uuu, wyczuwa idealny pretekst do szantaż w razie czego. Oczywiście zrobił im kilka zdjęć, ale i tak musiał czekać, aż skończą, a nie zapowiadało się na to. Postanowił się wtrącić.
- Sakura! – Głos miał wesoły, ale chyba ta nagłość przestraszyła kolesia, który odepchnął od siebie Sakurę i również siebie, przez co dobił do półki z alkoholem i zwalił ją na ziemię, rozbijając kilkanaście butelek.
- Daisuke! – pisnęła Sakura.
- Co? To on zwalił, a nie ja… - Wskazał na ciemnowłosego chłopaka. – Nie jest zbyt przystojny dla ciebie Sakura? Gościu. Jak mogłeś tak upaść…?
- Mam większe zmartwienie… - Wybełkotał pod nosem.
- Sasuke! – Wrzasnęła jakaś kobieta, która właśnie przybyła do działu. Pod naporem wzroku matki wbił wzrok w podłoże. Po chwili zjawiło się również kilku pracowników, jak i właściciel.
- Czyje to robota?! – warknął wkurwiony mężczyzna. Nie dało się tego ładniej nazwać.
- Jego! – Zawołali równocześnie Sakura z Daisuke, wskazując na Sasuke.
- Nie chciałem…

            Wieczorem Itachi umówił się z Kaną w bardzo drogiej restauracji tuż po przyjściu z pracy mają zamiar wyjść. A raczej prosił, aby była na ten czas gotowa. Cieszyła się na wyjście z domu, mało tego, to było wyjście z domu wraz z mężem. Dla niej ten niewielki szczegół miał ogromne znaczenie. Ubrała na siebie zwiewną czarną sukienkę bez żadnych ramiączek, ale w razie chłodu ubrała lekką kurtkę z jeansowego materiału, zakasując rękawy do trzy czwartych. Właśnie siedziała przy stole w kuchni i poprawiała swój makijaż. Malowała się jedynie w razie wyjścia, a tak to jedynie podkreślała oczy. Włosy miała upięte w delikatnie roztrzepanego koka. Oby Itachi pochwalił jej wygląd, a zarazem punktualność. Wyszykowanie zajęło jej z cztery godziny, a w tym czasie mogła się świetnie bawić, bo szanownych teściów nie było w domu.
            Usłyszała otwarcie drzwi wejściowych i po głosie poznała mieszkańców. O wilku mowa. Uśmiechnęła się do siebie, uwydatniając za pomocą różu swoje kości policzkowe, gdy przysłuchała się głosom zrozumiała, iż toczy się jakaś awantura. W myślach zaczęła błagać, aby nie wchodzili do kuchni, ale Bóg jej jednak nie wysłuchał. Westchnęła ciężko, patrząc znudzonym wzrokiem na wstępującego do pomieszczenia Sasuke.
- Rany boskie, dajcie mi już święty spokój. Zrozumiałem i przeprosiłem. – Westchnął, wyjmując z lodówki wodę mineralną. – Co mam jeszcze zrobić?
- To nie jest ani trochę zabawne, gówniarzu! – Warknęła Mikoto.
            Kana wyczuła, że teściowa jest porządnie wściekła i najbezpieczniej będzie się oddalić, bo jeszcze jej się oberwie. W chwili, gdy chciała się podnieść z krzesła poczuła mocny skurcz brzucha. Chyba jej pociecha chcę posłuchać, jak wujek Sasuke dostaje opieprz.
- Przecież się nie śmieje. Słyszysz, żebym się śmiał? Może czas do lekarza? – Burknął bezczelnie. Nie zamierzał ustatkowywać się do oskarżeń, których nie zrobił.
- Co zrobiłeś? – Wtrąciła Kana ciężko oddychając. Ból był tak bardzo nieznośny.
- Zwalił w sklepie półkę z bardzo drogim alkoholem. Szkody wyceniono na kilka tysięcy. Mam nadzieję, że to nie jest dla ciebie mały wydatek, Sasuke. – Do pomieszczenia wszedł Fugaku, a twarz miał naprawdę surową.
- Uuu. Sasuś ma przejebane – Naśmiewała się śpiewnie Kana.
- Stul się, grubasko – Wycedził przez zęby.
            Kana skrzywiła się na ten atak. Dobrze, że jest w ciąży i jego obelga nie jest prawdziwa, bo to by się dla niego skończyło dosyć słabo. Lubili sobie docinać, bo żadna ze stron nie brała tego zbytnio do siebie.
- Sasuke – Syknął Fugaku. – Jeszcze słowo, a źle się to dla ciebie skończy. – Syn przewrócił oczami.
- Mogę wiedzieć czego oczekujecie? Zwrócę wam pieniądze, jak będę pracował. Macie moje słowo. – Sasuke zawsze dotrzymywał swoich obietnic, ale nie gwarantuje, że za te kilka lat będzie o tym pamiętał.
- Czy ja wiem czy zwracanie pieniędzy ma jakiś sens? – Zapytała retorycznie Kana, biorąc głęboki wdech i wydychając świstem. Z ogarniającego bólu zaczęła się pocić. – Twoi rodzice są bogaci, to cię niczego nie nauczy.
- Zajmij się sobą, okej? Rozpływasz się – Wzruszył ramionami i odpił łyk wody.
- Nie. Kana ma racje. – Zgodziła się Mikoto. – Dlatego polecam ci szybko sobie znaleźć pracę i samodzielnie się utrzymywać.
- Chyba zapominasz droga mamo, że zaczynam studia.
- W takim razie ciekawa jestem kto ci za nie zapłaci? – Odparowała surowo kobieta. Sasuke spojrzał na nią próbując odgadnąć czy łże.
- Żartujesz? A kiedy ja się będę uczył?! Tato powiedz coś!
- Mikoto to chyba…
- Nie zgadzam się. To odpowiednia kara, niech Sasuke przestanie się zachowywać, jak rozpieszczony, pyskaty smarkacz, bo mam dość takiego zachowania! – Warknęła Mikoto. – Może dzięki temu nabierzesz szacunku do wszystkiego i wszystkich, którzy cię otaczają.
            Mikoto była psychologiem sądowym, dlatego trudno było ją przebić w argumentowaniu. Lecz z tego co opowiadał Itachi to zrezygnowała z pracy po urodzeniu Sasuke. Niestety była matką i pewnie zmiękłaby, gdy najbardziej rozpieszczany syn powie jej, że sobie nie radzi. Jednak to zakrawa o dumę, a duma Sasuke jest ogromna. Niestety winną tego werdyktu oskarżył Kanę, zmiażdżył ją swoim wzrokiem. Nie byłaby sobą, gdyby zrobiło to na niej wrażenie. Jednak w momencie jęknęła, łapiąc się za swój okrągły brzuch.
- Co ci jest? – Podeszła do niej Mikoto. – Masz skurcze? – Zapytała, a Kana nie przestając oddychać jak ryba, przytaknęła jej głową. – Co ile? – Nim odpowiedziała to jęknęła pod wpływem bólu.
- Nie wiem. Kurewsko boli, nie będę chyba w cierpieniu liczyć! – Warknęła w odpowiedzi.
- Zsikała się. – mruknął z uśmiechem Sasuke.
- To wody jej odeszły, tępaku… - Uzmysłowił Fugaku. – Ona rodzi.
- Wiem przecież! Śmia…!
- Fugaku, trzeba ją zawieźć do szpitala. Wyjedź samochodem z garażu, a ja i Sasuke ją wyprowadzimy.
            Sasuke nie robił akurat z tym problemu, może wnuk ułagodzi rodziców do tego stopnia, że zapomną lub odwołają jego karę? A tak poza tym to jak tata mógł go nazwać tępakiem? Nie rozumiał żartu? Tak czy inaczej ma nadzieję, że w końcu to jednak w ten sposób odebrał, bo wiedział, że to były wody płodowe! W czasie kiedy Fugaku wychodził z domu, spotkał się w progu z Itachim.
- Itachi!
- Tata! – mruknął zaśmiany. Nie ma to, jak okrzyk radości. – Co się stało…?
- Kana zaczęła rodzić. Musisz ją przewieźć do szpitala.
- Co?! – Krzyknął zaskoczony. w takiej chwili poród? – Kana! – podbiegł do prowadzonej przez Sasuke dziewczyny. – W porządku? Nic ci nie jest?!
- Jak to nic, debilu?! – Warknęła oddychając ciężko. – Zaczynam rodzić twoje zasrane dziecko! – Zaczęła się chwila, w której nienawidziła wszystko i wszystkich. Cierpiała w  bólach. – Zawieź mnie do szpitala…!
- Ale… to na pewno jest ten czas? Już?
- Odeszły mi wody, to cię wystarczając zapewnia?!
- Kana, rezerwacji w restauracji się już nie da odwołać… to mnie trochę kosztowało… - Sasuke spojrzał na brata niedowierzając sytuacji. – tak ślicznie wyglądasz…
- Naprawdę? – Kana przystanęła, zachwycając się komplementem od męża.
- No ludzie! Dziecko wam się rodzi! – wtrącił do rozmowy.
- Sasuke zawieziesz ich do szpitala! – Zaczęła Mkoto. – Fugaku, pomożesz mi spakować potrzebne rzeczy dla Kany i dziecka – Przywołała do siebie męża. – Dojedziemy do was później.
            Wszyscy postąpili według nakazów Mikoto. Itachi przed samochodem jeszcze się wahał. To jego auto, a Kana swoimi płynami go pobrudzi… w dodatku Sasuke miał prowadzić… ale w końcu zdecydował się nie wybrzydzać. Po kilku minutach byli już w szpitalu. Itachi zostawił na moment Kanę z młodszym bratem i ruszył załatwiać wszystko w recepcji.
- Przestań. Wiem, że tak naprawdę to nic nie boli i udajecie. – Sasuke wzruszył ramionami.
- Zamknij ryja, dzieciaku. Pojęcia nie masz co to ból… kop w jaja to przy tym dźganie piórkiem… nic już nie mów, bo wkurwiasz, ok?
            Sasuke przewrócił oczami, ona nie wie jaki to ból dostać kopa w klejnoty, dlaczego jej można kwestionować siłę bólu, a jemu nie? Bo wie, że przegrałaby w tej walce.
- Ma pani termin? – Podeszła do nich jakaś kobieta z niemowlęciem. – Ja miałam dwa tygodnie temu.
- Serio? Gówno mnie to obchodzi – warknęła Kana. – Gdzie ten palant się wałęsa? Ja tu rodzę do cholery!
- Przepraszam za…
- Nie szkodzi. Każda z nas to przechodzi. – Uśmiechnęła się do Sasuke. – Mam nadzieje, że pani drugie dziecko będzie równie urodziwe co syn – Dodała, a potem ruszyła do wyjścia wraz z mężem. Kana chwilę zastygła w bezruchu, z jej ust wydobywało się tylko charczenie. Odkręciła w złości butelkę wody mineralnej i się napiła. Chłopak się uśmiechnął.
- Słyszałaś? Wszystko będzie dobrze… mamo.
            To była kwestia sekund zanim, by się zaczął z tego naigrywać. Kana ze złością rzuciła w niego butelką. Kucnął i uniknął uderzenia, ale woda i tak go delikatnie oblała, a sam przedmiot trafił w Sasoriego, który właśnie biegł do niej z Itachim.



DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU
23.03.2015

OD AUTORKI
Elooo :) Cóż mogę powiedzieć - chora jestem (krtań i tchawica) stąd moje opóźnienia, ale dziś chyba zarwę noc i wszystko nadrobię ;) Notka, jak dla mnie zabawna, a przynajmniej nadal się uśmiecham gdy ją czytam ^^ Przyzwyczajajcie się do Yagury, bo zostanie z nami do końca xD Chyba tyle ode mnie :)
Dzięki za komentarze - strasznie mnie motywują i dodają power'a :D
Pozdrawiam wszystkich, trzymacie się zdrowo :D :*

SPOILER

W czasie gdy Naoki grał w grę chłopaki zaczęli tłumaczyć Hidanowi całą sytuację. No głównie to Saso czynił honory, a Deidara go tylko poprawiał. Bardzo często.
- Och… Deidara, człowiek skurwiel. – Podsumował Hidan. – Nieźle z tego wybrnąłeś – Przybili sobie piąteczkę.
- Macie wy dobrze w głowach? Jak możesz to popierać Hidan?!
- Weź wyluzuj, przecież Tay nie robi mu problemów, czyli jej też to wisi.
- Której lasce wisi to, że dziecko nie pozna własnego rodzica?
- No na przykład Noriko.  

5 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza! Ale mnie to cieszy xD Dopiero pierwszy raz komentuję, ale czytam wszystko, po prostu uwielbiam twojego bloga. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, tak lekko się czyta, i zawsze wielki ubaw. Rozdział genialny, zresztą jak każdy. Tylko dla czego tak szybko skończyłaś, chyba nie wytrzymam do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc, to znowu ja! xd
    Tym razem nie jestem pierwsza, no ale do rzeczy XD
    Zacznijmy od Hidana. Nie no co jak co, ale ten fragment był zajebisty XD „Obciągałeś koledze?” Nie no kurwa, uśmiech mi nie zejdzie z mordy do rana :D Konan i jej fascynacja Kaną.. ja nie wiem co ona ma takiego w sobie, bo ja osobiście to chętnie bym jej wpierdoliła ;-; Widze Naruto, Sakura.. Dlaczego w ten sposób przywracasz mi bezpodstawną nadzieję ja się pytam? ;-;
    Śpiewanie Daisuke, kocham to :”) „A teraz po niemiecku” XD Tabletki na zatrzymanie gazów? Nie no sikam XD Ale z tym alkoholem to była wpadka, kurde na pare tysięcy? Ohoho. Jeszcze z tym utrzymywaniem się. Nie no przesadzili ;-; W ogóle czemu mnie to obchodzi, przecież nie lubie Sasuke. A może.. DOBRA NIEWAŻNE XD Kurwa Kana rodzi, a ci sobie rozmawiają XD A ten Fugaku to poczucia humoru nie ma, dżizes. „Mam nadzieję, że drugie dziecko będzie równie urodziwe co syn” XDDDDDDDDDDDD
    XDD
    XD
    Jebłam i nie wstaje XD
    No więc tym zakończę mój komentarz dodając jedynie, że rozdział świetny! Weny życzę i mam nadzieję, że next będzie szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna notka, ale trochę krótka
    Szkoda, że jesteś chora. Zdrowiej szybko!
    Nie wiem, może mi się coś pomyliło, ale gdzie podziała się Sheireen, ukochana dziewczyna Itachi 'ego? Było coś chyba o tym, że się pokłócili, ale serio, żeby aż tak? Nie zgadzam się, żeby on był z kimkolwiek innym!!! Nie może się okazać, że dziecko Kany nie jest jego? Bo moim skromnym zdaniem to podejrzane. Przychodzi do domu bogaczy i oświadcza, że jest w którymś tam miesiącu ciąży. Dopiero teraz to ogarnęła? I po takim czasie to niby pamiętała? Węszę tu jakiś spisek! I trochę się zawiodłam na związku głównych bohaterów. Miyuki kocha Skorpiona naprawdę, a on jest z nią, bo nie chciał żeby przestała zajmować się Naokim. Zrobił to trochę na zasadzie: Nie ma nikogo innego, to możesz być ty. A przecież był o nią zazdrosny no i przecież mu się podoba, no! Musisz koniecznie sprawdzić, żeby Sasori ją naprawdę pokochał!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka :)

    Hidan odcięty od kasy? Ciężkie życie go czeka, bedzie musiał pra...prac..PRACOWAĆ! Hidan i praca koniec świata. Yagura coś przezkrobał, idąc za radą Hidana? Jestem cieakawa co zrobił, bo Hidan ma czasem dość no takie w swojim stylu pmysły. Spadek po dziadku, hmmm ciekawe czy Hidan się skusi.Hidan wieczny singiel ale z drugiej strony pieniądze, ale to chyba bardziej w stylu Kakuzu. Współczuje Yagurze, no cięzkie będzie teraz jego życie.

    Lubię Daisuke ale w tym rozdziale był no irytujący. Może dlatego że ja też przykuwam tak jak Sakura uwage do tego co ludzi powiedzą. Współczuję jej, to naprawde musiało byc upakarząjce a zwłaszcza jak rozmawiała z pracownikiem sklepu a wtrącił się Dai. Och Sasuś ma przekichane. Żeby rozwalić butelki kosztownego alkocholu za kilka tysięcy to trzeby być niedorajdą, lub pechowcem. Mikoto jest twarda, nikt jej nie złamie.Jednak mimo wszystko mu współczuje będzie musiał nieźle harować żeby odrobić taką sumkę. Nie lubie Sasuke w twoim opoiwadaniu, jest takim rozpieszczony.
    Lubię Kane, i uważam że pasują do siebie z Itachim. Uchiha ty kretynie i egoisto, żona Ci rodzi a ty myślisz o rezerwacji. Kana wzięta za matkę Sasuke? Przecież ona nie jest dużo od niego starsza. TO musiało być bolesne przeżycie.
    Och i zapomniałabym rzeczywiście mój błąd w poprzednim komentarzu, nie wiem jak mogłam napisać Uchio, zamiast Ushio, chociaż wiedziałam jak się pisze i tak źle napisałam i to dea razy. I tak, zrobiłabym tak jak Kana jakbym była w sytuacji jak ona czyli jakaś laska zajmuje miejsce mojej przyjaciółki.Nie waże że to Noriko, poprostu tak dla zasady.
    Podobał mi się poprzedni spoiler zaciekawił mnie bardzo, oczywiście lubie spoilery ale po tych z fragmanetm mi się myli, cz ja to już czytałam? Zrobisz jak ze chcesz, zresztą większość pewnie woli takie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! :D
    Ten rozdział był ZARĄBISTY!
    Ogólnie w ogóle uważam, że piszesz super super fajnie, ale ten rozdział podobał mi się wyjątkowo :D Dobra, to od początku.
    Hahaha Hidan rozwalił system jak zwykle zresztą. Ta cała akcja z tą dziunią, z tym jak nie wpuścił brata do domu i w ogóle go olał.. Nie no epic. Ale trzeba przyznać, że czasami się ojca słucha, czyli nie jest do końca zepsuty, szacunek oddać potrafi... czasami, ale to już coś :D Obaj się wpieprzyli, no cóż kara zarąbista xD Nie mogę się doczekać dalszych scen z tymi wariatami. Będą mieszkać pod jednym dachem... oj będzie się działo tak czuję. Yagura sprytnie zamknął się u siebie w pokoju haha :D że też Hidanowi chciało się stać pod jego drzwiami przez półgodziny :P
    O raaany :) Jak czytałam o Minato, Kushinie i Naruto.. to aż mi się twój stary blog przypomniał i ta „Żabcia”, no takie Awwww <3 Takie wspomnienia i nostalgia mnie wzięły no :D Yahiko wychodzi za mąż. WUT? XD Wtopa ;p Ramen od Kushiny, no oczywiście że najlepszy, nie ma innej opcji :D Będzie biba na weselu, ale Naruciaka to nie zaprosili, dziady jedne! XD Biedny Naruto, nie popije :<
    Daisuke w sklepie z Saukrą, ponowne Hahahaha :D Co ten gość odwalał. Uwielbiam go i to jego walnięte poczucie humoru. Takich gości się lubi, pozytywnie zakręceni xD Jakoś tak Sakury nie specjalnie było mi szkoda, nie dlatego, że jakoś jej nie lubię czy coś, po prostu śmiesznie było się z niej śmiać, albo raczej z jej furii na brata xD Ale że pracownik tak mu się dał wydzierać O: Może sam ma taką siostrę, więc może rozumiał ból Daisuke xD Ale to było słodkie jak się tak zawstydził przed Eriką ^^ Daisuke, taki nie grzeczny pacjent, nie nosi kołnierza. Haha Sasuke zwalił akoholu z półek.. no nie mógł już zwalić masła? Konserw? Czekolady? XD Coś co nie ulega zniszczeniu gdy upadnie na ziemie? Nie ma to jak szczęście :D Kara za obściskiwanie się w sklepie xP
    Kontynuując wątek, Sasuke ma przerąbane, następny za karę do roboty, a co? XD Mikoto jak zwykle wkurzona.. ja to się zaczynam zastanawiać, czy ona potrafi tak normalnie mówić, nie krzycząc na syna xD W ogóle... Kana rodzi, wszyscy panika, a Sasuke taki luz „zsikała się” hahaha :D Jeszcze się buntuje, że nie zaczaili żartu xD Itachi też.. taki jakiś nieprzytomny, restauracją się przejmuje :P Kana wydziera ryja, zła na wszystkich, ale to można wybaczyć bo rodzi. I odwieczny spór, co bardziej boli poród, czy kopnięcie w jaja O: Ni mam pojęcia, ale myślę że poród xD jak na kobietę przystała xP
    To tyle pod tym rozdziałem :D Życzę duuuużo weny, radości z pisania i oczywiście zdrowia :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń