Po całym domu rozniósł się dzwonek do drzwi, który obudził
właściciela ze snu. Z powodu nocnego gościa ostatnie godziny należały do dosyć
ciężkich aczkolwiek przyjemnych. Hidan usłyszał dochodzący z łazienki dźwięk
prysznica, ale nie zwrócił na to większej uwagi – logiczne, że laska musi się wykąpać
po takiej męczącej nocy. On sam ubrał na siebie majtki, zakładał spodnie,
trzymał w ręku bluzkę i kierował się do drzwi, w które ktoś uporczywie dzwonił
i pukał. Oczywiście po drodze niechcący nadepnął sobie stopą na nogawkę i
zaliczył mocne plaśnięcie o podłogę. Przeklął soczyście i wydarł się ostro w
drzwi, że już idzie.
- Pospiesz się! ile można czekać?! – Zawołał zza drzwi
wzburzony męski głos.
- Tata…?! – Trochę go przeraziły odwiedziny ojca. Kurwa, a w
domu taki syf, sam też wygląda jak nieszczęście. Hidan wyciągnął rękę do
klamki, chwilę się zawahał i nacisnął. – No siema.
Przywitał się
ziewając przy okazji. Ojciec bez żadnej odpowiedzi po prostu wszedł do środka,
był wściekły. Towarzyszył mu jeszcze jakiś młokos, Hidan spojrzał na niego obojętnie
i w chwili, gdy ten chciał się mu wpakować do domu z jakimiś torbami,
zatrzasnął drzwi. Nie zapraszał go, a mógł się pozbyć. No to sorry.
- Czemu zawdzięczam sobie ten zaszczyt? – Zadrwił krzyżując
ręce na klatce piersiowej.
- Doszły mnie słuchy o poradach, które dałeś bratu, kiedy
ostatnio się widzieliście. – Hidan się zastanowił. Co? Możliwe, ale nie
pamięta. – W zamian napisał ci wypowiedzenie z pracy w mojej firmie. – Teraz
sobie przypomniał. – Yagura został wyrzucony przez to ze szkoły.
- Wow. Odważył się zrobić którąś z tych rzeczy? - Zaśmiał się zdumiony. Te propozycje
wychodziły poza jego moralność i grzeczność!
- Bawi cię to?! – warknął surowo, a jakoś kurwiki w oczach ojca
zmuszały go do oddania mu należnego rodzicu szacunku.
- Nie. – Uspokoił się. – Nie rozumiem do czego zmierza ta
rozmowa.
- Otóż Yagura… - Mężczyzna chciał wskazać na syna ręką, ale po
rozglądnięciu się nigdzie go nie widział. – Gdzie Yagura?
- Kto? Znaczy się, nie wiem. – Hidan wzruszył ramionami.
- Jak to nie wiesz?!
- No a skąd mam wiedzieć? Sprawdzę w kieszeni – powiedział i
wydobył z nich materiał. – no kurde! Nie ma.
- Przestań się wydurniać do cholery jasnej! Wpuściłeś go do
domu?
- Kogo?
- Brata! – Warknął wściekle mężczyzna, po czym od razu złapał
się za zatoki. Przy następnym idiotycznym pytaniu szlag go trafi. – Otwórz mu
drzwi i wpuść do środka. – Nakazał, bo Hidan sobie stał jak gdyby nigdy nic.
Westchnął
męczeńsko i udał się do drzwi, jego staruszek oznajmił, że pójdzie do kuchni
nalać sobie wody. No luz. Otworzył drzwi z domu i zobaczył, jak Yagura siedzi
na schodach z kapturem na głowie i zanurzonej głowie między kolanami. Wygląda,
jak po ostrym chlaniu.
- Yo ćpunie. Właź do środka. – Chłopak zareagował na słowa i
podniósł się ze schodów, rozciągnął zaspane ciało i sięgnął po dosyć ciężkie
torby. Jako, że był drobnej budowy ciała to zadanie było trudne. – Pomóc ci?
- Taak – Nie krępował się prosić o pomoc.
- Ok. Nie to nie – I tym sposobem ruszył do środka, zostawiając
za sobą Yagurę.
Chłopak
wzniósł oczy do góry, mógł się tego spodziewać. Hidan będąc w salonie i nie
widząc nigdzie ojca, poszedł do kuchni. Wytrzeszczył oczy, bowiem zobaczył go w
towarzystwie swojej nocnej partnerki, której imienia nie pamiętał. To było
okej, aby widział, że w nocy nie próżnuje, ale żadna laska nie może się z nim
ani jego znajomymi zaprzyjaźniać! To taka ułatwiająca życie zasada.
- Hej, Hej! Co tutaj robisz? – Zwrócił się do dziewczyny. –
Drzwi są w tamtą stronę…!
- Wiem, kochanie. Pomyślałam, że zrobię nam śniadanie i poczekam
na ciebie w sypialni. – Odparła zalotnie.
- No to jak widać nie potrafisz myśleć. Jestem dzisiaj zajęty,
jutro też, jak i w inne dni…!
- Hidan, nie wiedziałem, że masz dziewczynę. – Zdumiał się
starszy mężczyzna. Hidan uniósł brew. – Syntia tak mi powiedziała. – Syntia,
Syntia… kto to kurwa jest?! – Postanowiłeś w końcu się ustatkować?
- Nie. Co za pomysł? – Obruszył się, ale dziewczyna uwiesiła
się na jego szyi.
- Będę bardzo szczęśliwa z pana synem i posiadając takiego
miłego teścia. – Hidan strącił ją z siebie, zastanawiając o czym ona pierdoli.
Lecz znowu się przyssała mu do ramienia.
- Odjeb się…!
- Kiedy ślub?
- Co proszę?! – W jednej chwili Hidan parsknął śmiechem. – Za
nigdy i siedem dni!
- Możemy się pobrać choćby dzisiaj – mruknęła w tej samej chwili
Syntia.
- Zamknij mordę!
- Hidan. – zaczął surowo ojciec. – Traktuj Syntię jak
księżniczkę. Widać, że taka urocza dama na to zasługuje. – Uśmiechnął się do
dziewczyny.
- Traktuję dając potrzymać jej swoje berło. – Poruszył wymownie
biodrami do przodu mając na myśli swoje przyrodzenie jako berło. Jego ojciec
przewrócił oczami. – Ale panowanie się skończyło.
- Hidanku, kiedy chcesz się pobrać?
- Głupia jesteś, kobieto? Hidan był, jest i zawsze będzie
wolny!
Orzekł Hidan
zwycięskim tonem, a potem wyciągnął dziewczynę za ramię i pokierował do drzwi.
Na odchodne dziewczyna zdążyła tylko powiedzieć, że zadzwoni. Ciekawe jak,
skoro nie ma jego numeru. Wrócił do salonu, gdzie zobaczył rozłożonego na
fotelu Yagurę. Wyraźnie nudziło mu się czekanie. Hidan chciał się wyżyć, więc
ostro pchnął fotel do przodu, zrzucając z niego brata. Przez to młody się
wkurzał, a jemu zrobiło się lepiej.
- Co robisz, głąbie?!
- Odreagowuję. Co temu ojcu się na swaty wzięło? – Zapytał sam
siebie, a Yagura postanowił mu odpowiedzieć. Wstał z podłogi i zaczął się
otrzepywać.
- Nasz dziadzio napisał testament, gdzie cały majątek zyskuje
ten z wnuków, który pierwszy weźmie ślub. Jesteś jedynym, pełnoletnim wnukiem. Nasz
tatuś nie znosi swojego rodzeństwa, więc nie chce, aby któryś z nich zgarnął
fortunę. Taka tam chęć rywalizacji.
Teraz już
rozumiał. No, ale jemu to tam wisi ta fortuna, po ojcu będzie miał
wystarczająco. Tylko czekać, aż się przekręci. Propos niego, właśnie wszedł do
pomieszczenia i od razu zaczął sypać rozkazami. Hidan usiadł, więc na fotelu,
popychając uprzednio Yagurę, nim zdążył usadowić się ze swoim dupskiem.
- Wracając, a zarazem przechodząc do sedna. – Och, jak on
nienawidził dykcji swojego staruszka – Skoro przez ciebie Yagurę wyrzucili ze
szkoły to…
- Właśnie! Co zrobiłeś?
- Nic… - odparł wymijająco, Yagura.
- No weź. Powiedz.
- Nie. Wal się - Hidan zauważył coś w twarzy brata.
- Uuu! Zaczerwieniłeś się!
- Wcale, że nie!
- Przyznaj się! Obciągałeś koledze?
- Nie! Tato, ja nie zasłużyłem na tak wielką karę! – Wyjęczał w
stronę ojca, ale ten stał niewzruszenie. Hidan patrzył na nich pytająco.
- Dopóki Yagura nie ukończy szkoły średniej, będzie mieszkał u
ciebie. – Reakcja Hidana była szalona. Wziął to za żart i się śmiał, potem
spoważniał… następnie znów w śmiech.
- Nie! Nie, nie i nie, kurwa mać! – Wyrzucał z siebie swoją
frustrację. Wstał ostro z fotela. – Dlaczego ja?! Dlaczego z nim i.. Nie
możesz! Nie zgadzam się na to! TAK! Nie zgadzam się i wiesz co? Wal się! To twoje dziecko!
- Siadaj, do diabła! – Wrzasnął mężczyzna, a Hidan wykonał
polecenie. A potem jednak wstał.
- Nie! Jestem u siebie, nie będziesz mi rozkazywał! – Yagura
milczał, dając Hidanowi znak, aby lepiej odpuścił.
- To twój dom? – Zapytał ojciec. – To dlaczego za niego nie
płacisz do jasnej cholery?! – Hidan mierzył się z nim przez chwilę wzrokiem,
ale przegrał i usiadł na dupie z krzywą miną. – Dobrze… więc tak. Yagura
mieszka z tobą i masz się nim zajmować, aby nie sprawiał kłopotów.
- Dlaczego nie mieszka u ciebie? Nie chcę go tu.
- To twoja wina, że go wyrzucili ze szkoły, więc to też twoja
kara. – Hidan spojrzał na brata z mordem. Gnojek go wsypał, musi umrzeć. -
Drugą częścią kary jest odetniecie cię finansowo…
- Co?!
- Powinienem to zrobić już dawno. Będę opłacał dom, jak i
rachunki, ale na resztę będziesz musiał płacić sam. Praca czeka na ciebie w
mojej firmie.
- Czy to ma coś wspólnego z dziedziczeniem fortuny dziadka? –
Wtrącił z pytaniem. Co za zasrane zagranie!
- Jak wolisz, możesz to traktować w ten sposób.
Hidan był
wkurwiony tymi decyzjami. Taki piękny dzień, a tak go ten facet potrafi
spierdolić. Podczas rozmowy dopełniającej jeszcze bardziej się przekonał, że
chodzi o spadek dziadka. Dlaczego nie brał pod uwagę Yagury! Przecież… nie, nie
ważne. Skończyło się opierdalanie… ale na początek tej zmiany Hidan dostał
kilkadziesiąt tysięcy do dyspozycji. Lepiej, by rozporządzał właściwie
pieniędzmi. Gdy mężczyzna już opuścił dom Hidan zamknął za nim drzwi i
westchnął ciężko. Podążył do pokoju rozmasowując sobie kark, ale wcześniej zauważył
na korytarzu Yagurę.
- Teraz się policzymy!
W jednej
chwili Hidan zaczął biec za Yagurą, a ten nie czekając na nic zaczął spieprzać.
Chwilę gonili się po salonie, a wszelkie tłumaczenia czy uspokojenia nic nie
dawały. Potem Yagurze udało się wymknąć z salonu wprost do swojego
teraźniejszego pokoju, w którym się zamknął. Hidan stał pod drzwiami jakieś pół
godziny waląc w nie lub klnąc pod nimi. Yagura ponownie spróbował się dogadać.
- Hidan. – Odchrząknął. - Robimy przerwę, bo muszę sikać.
- Żadnej przerwy! Załatwię cię pieprzony kablu!
Nagato zabrał się wraz z Konan i Yahiko do sąsiedniego
miasta, a właściwie wsi, na której między innymi mieszkał jego wuj i ciocia.
Dla pary nadszedł bowiem czas zapraszania gości na swój ślub, dlatego pojechali
zapraszać Itachiego i jego małżonkę, a Nagato miał po sąsiedzku odwiedzić
rodzinę. Potem także i do nich zawitają, ponieważ Minato był szefem Yahiko. No
i równy z niego facet. W czasie drogi panowała cisza, przynajmniej przez
chwilę, Konan nie mogła tego znieść jak oni mogą tak nie gadać? Dlatego zaczęła
temat.
- Tak propos to co sądzicie o Kanie? – Zagaiła.
- Jest fajna. – odrzekł Nagato. On nie miał problemu z
odpowiedzią, ale Yahiko owszem, przy Konan każdy temat odnośnie kobiet jest jak
mina przeciwpiechotna. Nie mógł się nawet skupić na prowadzeniu samochodu, bo
czuł na sobie baczny wzrok narzeczonej.
- Ujdzie.
- Rany! Wysilcie się, błagam. Nie sądzicie, że jest ładna? Ma
fajne cycki czy coś? – Konan chciała po prostu rozmawiać czy prosi o zbyt wiele?
- Jest gruba przecież… - Burknął Yahiko. Nie może się zachwycać
kimś kto jest w ciąży to… to jest obrzydliwe. – A ty co o niej sądzisz? –
Zapytał dając jej okazję do wygadania się.
- Uwielbiam ją! – Śmiały wyrok jak na jeden wieczór zakupów.
No, Yahiko wie tylko o jednym. – Ma taki wspaniały gust w ubraniach, potrafi
dobrać styl do osoby! No i bardzo dużo gada, ale to w niej jest bardzo urocze.
- Aha. – Przytaknął Yahiko, by wiedziała, że jej słucha.
- Dla niej chyba nie ma tematu tabu. Naprawdę dobrze jest ją
poznać, w ogóle wiecie, że… ale to pozostaje między nami. Nie mówcie nic
Itachiemu. Słyszysz Yahiko!
- Słyszę, cały czas cię słucham.
- Okej, no więc Kana razem z Itachi ustalili, że płeć dziecka
będzie niespodzianką, nie? Otóż ostatnio poszłyśmy razem do ginekologa i to
będzie dziewczynka. – Zdradziła tajemnicę, ale chłopaki nie byli tym jacyś
poruszeni. – Och, ludzie! Moglibyście chociaż udawać, że was to obchodzi.
- No… jak będę miał z tobą SYNA to w momencie dowiedzenia się o
jego płci, chcę być przy tobie – oznajmił Yahiko, doprowadzając Konan do
uśmiechu, ale po chwili zmieniła front.
- Syna? A kto ci powiedział, że ci jakiegoś dam? Zboczeniec –
Fuknęła żartobliwie. – Wracając, Kana musi być niezłą aktorką skoro Itachi się
jeszcze nie połapał.
- Itachi kiedyś wspominał, że Kana była aktorką teatralną. – Wspomniał
Nagato.
Konan okazała
swoje zainteresowanie tym tematem. O tym to nie wiedziała! Na szczęście dla
Nagato podjechali już pod dom jego wujostwa, sami się tam zjawią za dwie, trzy
godziny. Nagato przekroczył furtkę i zauważył leżącego na werandzie rudego
psiaka, Kuramę. Nie poruszył się nawet o centymetr, jedynie otworzył swoje
oczy. Tyle wystarczyło by wzbudzić przerażenie u potencjalnego włamywacza.
Nagato ukucnął przy futrzaku i pogłaskał jego sierść. Pies obwąchał gościa, a rozpoznając zapach Nagato
tylko wstał i wszedł do domu przez otwór u dołu drzwi. Nagato również wszedł do
domu i od razu w przedpokoju zawołał.
- Dzień dobry!
Najpierw
odpowiedziała mu cisza, ale wiedział, że w domu wszyscy są. Samochód wujka na
podjeździe, a z kuchni roznosi się piękny zapach specjalnego dania cioci –
ramenu. A skoro ramen to i Naruto musi być obecny. Po chwili zobaczył w progu
drzwi do salonu blondwłosego mężczyznę o niebieskich oczach.
- Nagato. O rany, co cię tu sprowadza, młody? - Przywitali się męskim uściskiem i klepnięciem
w plecy.
- Więź rodzinna. Jak leci, wujku?
- Jakoś się trzymamy. Naruto wyjeżdża na studia, więc lada
moment będziemy z ciocią przeżywać drugą młodość. – Ten sam ciepły uśmiech
zagościł na twarzy.
- No to chyba się cieszycie na tą chwilę.
- Heh, hehe… ech, kto się cieszy ten się cieszy… - Zakłopotał
się Minato. On tam już słyszy to jojczenie żony.
- Minato, kto przyszedł? Och Nagato! – Ucieszyła się Kushina i
go uściskała. Jak to ciocia, zrobiła to przesadnie mocno. Gdyby był balonem to
by wybuchł. – Co słychać? Przyjechałeś sam? Co tam u mamy?
- Kushina musisz go puścić, żeby mógł mówić – Zainterweniował
Minato, odsuwając żonę od tego biedaka.
- Przepraszam, to z tęsknoty. Wiesz kiedy przyjeżdżać Nagato.
Zjesz ramen, ugotowałam dla Żabki cały garnek, więc mu nie braknie. – Nie ważne
ile razy to słyszy, ale „Żabka” go rozbawia.
- Jakbym mógł ci odmówić ciociu? Robisz najlepsze ramen na
świecie. – To nie była naciągana pochwała, bo nie jadł nigdy lepszego. – A
propos, gdzie Żabka?
Okazało się,
że siedzi u swojego młodszego sąsiada. Oj, tyle udaje mu się przegapić, na bank
chciał być pierwszym osobnikiem, który skosztuje wytwornego dania, a tu Nagato
czyni honory. Przy okazji odpowiedział na wcześniejsze pytania Kushiny, a
kobieta na nich nie skończyła. Dobrze. Dzięki niej unikniona była krępująca
cisza. Po paru godzinach rozmowy, aż z domu usłyszeli warczenie psa z podwórka.
Kushina posłała Minato, aby sprawdził co się temu psu znowu dzieję. Okazało
się, że po prostu kolejny gość jest w tej chwili osaczany.
- Kurama, do nogi! – zawołał Minato, podchodząc do furtki.
Trochę się zdziwił na widok swojego pracownika, ale posłał mu ciepły uśmiech. –
Kogóż ja widzę…? Co tu robisz Yahiko?
- Witaj, szefie.
Przychodzę z dobrą nowiną. – Zapowiedział Yahiko. Wyraził się trochę jak jakiś
apostoł, no ale ten…
- W takim razie, zapraszam. – Otworzył mu furtkę i
przeprowadził go bezpiecznie do swojego domu. – A jaka to nowina?
- Na to musimy jeszcze poczekać, aż zjawi się moja narzeczona –
odrzekł z dumą wspominając o swojej lubej i odkrywając rąbka tajemnicy.
- Ach, rozumiem. Szykuję się weselicho!
- Jakie wesele, Minato? – Zapytała zaciekawiona kobieta o czerwonych
włosach.
- Kushina, przedstawiam ci Yahiko Doya, jest moim wzorowym
pracownikiem w firmie. – Następnie zwrócił się do chłopaka. – To moja małżonka,
Kushina. Pani mojego serca – Oczy kobiety były roześmiane i uradowane na
usłyszaną czułość męża, ukłoniła się żartobliwie, jak dama dworu.
- No cześć. Dobrze zrozumiałam? Szykuję się jakaś impreza?
- Tak. Wychodzę za mąż. – Wyszczerzył się Yahiko. Z salonu
dobiegło kasłanie Nagato.
- Och… jestem tolerancyjna – oświadczyła Kushina. – Życzę
szczęścia.
- Debilu! Ty się żenisz, a nie wychodzisz za mąż! – Krzyknął
Nagato.
Yahiko dopiero
po chwili zrozumiał jaki błąd popełnił. Twarz mu cała poczerwieniała, a Minato
z Kushiną zaśmiali się głośno. On to wie, jakie zaliczać gafy. Po zaproszeniu
do salonu usiadł obok Nagato, który zapytał o Konan. Cóż, Itachi musiał się
zbierać do pracy, a Konan dobrze dogadywała się z Kaną, więc zostawił je na
jeszcze chwilę same, a sam udał się do posiadłości szefa.
- Yahiko, może chciałbyś coś zjeść? Akurat ugotowałam moje
popisowe danie!
- Czy mówi pani o ramen, którego tak entuzjastycznie zachwala Nagato?
– odpowiedział pytaniem. – Będę zaszczycony mogąc spróbować!
- Ciociu, a mogę dostać dokładkę? – Poprosił Nagato.
- Pewnie. Dostaniesz prowizję za reklamowanie mojej kuchni.
Minato
uśmiechnął się do siebie, lepiej aby ten Naruto już wrócił, bo zjedzą mu cały ramen.
Yahiko po skosztowaniu dania nie mógł przestać go wychwalać. Znakomite! Po chwili
kobieta oznajmiła, że wychodzi do sklepu, w końcu musi się zatroszczyć o napoje
i przekąski dla gości. Minato został z chłopakami i mieli chwilę czasu na
rozmawianie na męskie tematy. Po trzydziestu minutach nieobecności, Kushina
weszła do salonu i podeszła do męża rozgadującego się z gośćmi.
- Cześć
chłopaki, patrzcie kogo spotkałam po drodze. – Wskazała na właśnie wychodzącego
z progu Naruto. Spojrzeli na niego i przywitali prawie jednocześnie.
- Yahiko,
Nagato, siema, a co was tu przywiało? – Wyszczerzył się do nich.
- A
postanowiliśmy wpaść w odwiedziny – odparł radośnie Yahiko.
Naruto
zna się z Yahiko z czasów dzieciństwa, kiedy to przyjeżdżał do kuzyna na
wakacje. Wtedy bawili się razem niemal od świtu do zmierzchu. Również po części
dzięki Nagato, Yahiko zdobył pracę w firmie wuja. Nie jest to jakieś wysokie stanowisko,
ale dobrze płatne. Yahiko nie studiował, dla niego bardziej opłacalna była
praca, a nie kolejne lata spędzone na gniciu w szkole. Nigdy nie miał ambitnych
planów przyszłego zawodu, a więc nie musiał się uczyć na studiach.
- Naruto,
uświniłeś całe swoje nowe spodnie. – Oburzył się Minato. – Czy ty nawet mając już
prawie dwadzieścia lat nie możesz wrócić czysty do domu?
- Ale…
gdzie niby jestem brudny? – Naruto szukał plam wzrokiem.
- Nieważne.
Wypierze się. – Kushina machnęła ręką na męża, co on się tak czepia jej synka?
Następnie zwróciła się do Naruto – Żabko, wiesz, że niedługo czeka nas ślub? –
Wskazała podbródkiem na siedzących na kanapie gości.
- Ech?! – Spojrzał
na nich zszokowany – Poważnie? – Yahiko kiwnął twierdząco głową – Wiecie, a ja
zawsze sądziłem, że się przyjaźnicie… ale dobrze, że się ujawniliście –
oznajmił z uśmiechem.
Minato wraz z Kushiną, natychmiast
parsknęli śmiechem, od razu z oczu popłynęły im łzy. Jednocześnie Yahiko wraz z
Nagato spojrzeli na siebie z obrzydzeniem.
- Nie my,
durniu! – Krzyknął wzburzony Nagato, ale napotkał piorunujący wzrok Kushiny –
Wybacz ciociu…
- Nie wy?
Uff…. To dobrze, bo teraz nasze zabawy wydały mi się dwuznaczne – Teraz wraz z
gospodarzami się zaśmiali – ale, tak poważnie, kto z kim?
- Ja. –
odparł Yahiko – A z kim, cóż niedługo powinna do nas dołączyć, bo byliśmy
wcześniej u Uchhów.
- Gratulację stary! – Uściskał
go radośnie. – No to szykuje się picie.
- Taki jesteś pewny, że
dostaniesz zaproszenie? – mruknął Minato.
- No a kogo innego miałby
zaprosić?
- No właściwie to mamy
zaproszenie tylko dla szefa z małżonką. Sorry Naruto.
Minato spojrzał z wyższością na swojego pierworodnego.
Nie ma picia, a nawet gdyby był zaproszony to pełniłby rolę kierowcy. Kushina
wzięła stronę męża, Naruto nie może tylko myśleć o alkoholu. Przecież jest na
to za mały! Po chwili ponownie, albo raczej po raz pierwszy rozbrzmiał dzwonek
do drzwi zapowiadając kolejnego gościa. Tym razem to Kushina poszła otworzyć,
to aż dziwne, że Kurama nie warczał. W progu zobaczyła śliczną dziewczynę o
kocich oczach, od razu ją zapewniła o dobrym adresie i zaprosiła do salonu.
- O, wróciłaś już. –
Yahiko wstał i podszedł do narzeczonej. – Konan, przedstawiam ci mojego szefa,
Minato Namikaze tudzież Uzumaki, a to jego żona pani…
- Kushina. – przedstawiła
się. – Miło poznać.
- Mnie również. – Konan
wymieniła powitalny uścisk z gospodarzami. – Yahiko wiele opowiadał pochlebstw
o swoim pracodawcy, ale nie wspomniał, że takie z pana ciacho – Zaśmiała się, a
Minato ogarnęła duma na wspomniany komplement.
- Tak, ciacho… - przytaknęła
Kushina. – Ciacho typu pączek.
Towarzystwo nie mogło postąpić inaczej, niż roześmiać
się. nawet Minato to robił, obraźliwe to było, ale i śmieszne. Trzeba docenić
żart. Yahiko usiadł z powrotem na kanapie obok Nagato, a Konan wymieniła się
spojrzeniami z Naruto, którego właściwie nie znała. Spojrzała, więc wymownie na
partnera, ale nie zareagował.
- Halo! Ziemia do Yahiko!
Też tu jestem! – Naruto zaczął wymachiwać rękoma zwracając na siebie uwagę. –
Mnie już nie przedstawisz?
- Ach, tak… racja. Konan to jest Naruto Uzumaki.
- Och! – Pisnęła, a
wszyscy spojrzeli na Konan. - Dopiero teraz skojarzyłam po nazwisku! Rozumiem,
że pani jest tą ciocią Nagato, która robi najwspanialsze ramen na świecie!
- Tak to ta ciocia. – Przytaknął
Nagato. – Ciociu może dasz jej porcję?
- Właśnie miałam to
zaproponować.
Z uśmiechem ruszyła do kuchni, aby nalać dziewczynie
zupy. Naruto czuł się, jakby go skopano. Nie dość, że jego osoba została
kompletnie olana to jeszcze bezkarnie zżerają mu ramen. On też chciał, ale to goście
mają pierwszeństwo do domowego jedzenia. Yahiko i Nagato się wyciszyli i
obserwowali reakcje Konan na wypróbowanie potrawy. Również się nią zachwycała,
ku uciesze Kushiny. Po chwili rozmowy przyszli nowożeńcy wręczyli gospodarzom
zaproszenie. Minato otworzył, a Kushina oparła się o jego bok, wlepiając swój
wzrok w złote litery.
- To teraz nie możesz go
zwolnić… - rzekła Kushina, a Yahiko
wytrzeszczył oczy. Szef chciał go zwolnić?!
- Teraz to raczej nie
wypada… - Ciągnął Minato, ale po chwili uśmiechnął się rozbawiony. – Spokojnie
Yahiko. Żartowaliśmy.
- No wie pan co…!
Daisuke był w
sklepie razem ze swoją głupią siostrą Sakurą. Dziewczyna miała zrobić zakupy
sama, lecz chłopakowi się nudziło, chciał się przewietrzyć. I narobić siostrze
publicznego wstydu, dbał o to bardziej, niż o swoje zdrowie. Erika – jego
rehabilitantka, pozwoliła mu jedynie w domu zdejmować kołnierz ortopedyczny,
ale jako, że chciał prze dłużyć okres swoich rehabilitacji w trakcie wyjścia
również go sobie odpuścił. W trakcie podróży samochodem, aby nie musieć
rozmawiać z siostrą założył nauszne słuchawki i odpalił ze swojego iphone’a
kilka swoich piosenek. Po jakiś dwudziestu minutach dotarli do supermarketu.
Daisuke wiózł wózek, a Sakura wybierała produkty z listy. Daisuke czekając na
nią, oddał się słuchaniu swojej muzyki.
- Oh, oh, oooh, oh! Oh, oh, oooh, oh! I can’t remember to
forget you! – Zaczął się wydzierać na cały sklep w porywie piosenki. Co nie
brzmiało zbyt dobrze, ponieważ jego głos był… straszny. – Oh, oh, oooh, oh! Oh,
oh, oooh, oh! I keep forgetting I… - Nagle dźwięk, który wydobywał się do jego
uszu został brutalnie przerwany.
- Czego drzesz tego ryja, debilu! – Warknęła Sakura.
Najbardziej nie znosiła wstydu, który zazwyczaj zawdzięczała idiocie stojącemu
obok. – Tak trudno ci zrozumieć, że jesteśmy w miejscu publicznym i wypadałoby
się do jasnej Anielki zachować! – Wątpiła czy przemówi mu do rozumu, ale
spróbować nie zaszkodzi.
- Właśnie, droga siostro. Miejsce publiczne, a ty na mnie
krzyczysz. Ja chcę tylko śpiewać, nikomu tym krzywdy nie robię. – Na powrót
założył swoje słuchawki.
- Owszem! Bębenki popękają ludziom! Masz głos, jak hamujący
pociąg, Daisuke.
- Mmmm, mmm, mmmmmm! Mm, mmmmm, mmm. – Chwilowo niestety nie
znał tekstu, więc improwizował mrucząc. to także wkurzało Sakurę. – Oh, oh,
oooh, oh! Oh, oh, oooh, oh!
- Przepraszam za niego. Jest upośledzony. – Sakura ukłoniła się
przepraszająco w stronę jakiś ludzi. Daisuke jednak nie zaprzestawał śpiewać.
Wszyscy na niego patrzyli z rozbawieniem. – Przepraszam, ta małpa właśnie
uciekła z zoo… - Po chwili już uciekł.
- Jestem taki zajebisty!
- Rozdzielmy się! Wstyd mi przynosisz! – Nic jej jednak nie
odpowiedział, ponieważ w uszach zagrała mu kolejna piosenka. – Nienawidzę z to…!
- Ej, Sakura! Teraz
będzie co innego! Teraz będzie po niemiecku, uważaj! – Dziewczyna odwróciła się
wściekle na pięcie i ruszyła do przodu. Daisuke podążał za nią chwilowo mrucząc
pod nosem, a potem… - Du bist so! Oh,
oh, oh! Du bist so! Porno! Du bist so! Oh, oh, oh…!
- Ja pierdolę, zabijcie mnie… - Jęknęła Sakura widząc
dodatkowo, że brat zamierza uprawiać z wózkiem taniec erotyczny. – Przepraszam.
– Zwróciła się do jednego z pracowników, który wpierw obejrzał się na wyjca.
- Tak…?
- Macie jakiś sznur na zbyciu, bym się mogła powiesić? –
Mężczyzna uśmiechnął się rozbawiony desperacją klientki. Dopiero teraz oceniła,
że jest bardzo przystojny. – Albo młotek, bym zabiła tego wrzoda?
- Nie warto odsiadywać kary.
- Hej Sakura… - Daisuke gdy tylko zauważył jej flirty zamierzał
coś z tym zrobić. – Kupiłaś te tabletki na zatrzymanie gazów? Chyba nie chcesz
powtórki z obiadu?
- Daisuke! – Zawołała wściekle, a tamten chłopak się zaśmiał.
- No chcę ci powiedzieć, że to był najlepszy pierd w historii
pierdów! Stary, gdybyś to słyszał…! Normalnie traktor…!
- Debil! – warknęła na Daisuke i oddaliła się po resztę
zakupów.
- Gdybym miał takie dupsko… - powiedział nieszczęśliwie i
ruszył za siostrą. Pracownik zaśmiał się głośno.
Chłopak
ponownie założył na uszy słuchawki i robił za radio dla swojej ukochanej
siostry. Myślała, że szlag ją trafi i się nie opanuje zaduszając swojego brata
do definitywnego zgonu. Nagle jednak zobaczyła za plecami Daisuke swoje
ocalenie. Uśmiechnęła się słodko i gestem poprosiła Daisuke by się obejrzał.
Zrobił tak kończąc linijkę swojej piosenki.
- … Here I am for my own… - Gdy zobaczył za sobą Erikę
momentalnie zakrył usta i ściągnął z uszu słuchawki. Kolejny raz się przy niej
ośmieszył. Zaczerwienił się. – Dzi-Dzień dobry…
- No cześć. Gdzie masz swój kołnierz, Daisuke? – Zapytała
wzburzona tym nieposłuszeństwem. – Tak szybko nie wyzdrowiejesz.
- To może ja was zostawię i dokończę zakupy. – Sakura
wykorzystała okazje, by się oddalić od brata. Niech sam zbiera opieprz za swoje
zachowanie.
- Bo… bo ja nie chcę nosić tego kołnierza. – Nadąsał się Daisuke.
– Wczoraj jakaś dziewczynka się ze mnie śmiała, bo jej pies też nosi kołnierz. Powiedziała,
że mam pchły…!
Początkowo
Erika nie wiedziała jak zareagować, aż w końcu uznała to za żart i się
zaśmiała. Bardzo kreatywna wymówka, lubiła takie. Niemniej wmusiła na Daisuke
obietnicę przestrzegania zasad względem rehabilitacji, chodzi o jego zdrowie.
Przechadzał się z nią między półkami i trzymał w rękach koszyk, do którego
wrzucała zakupy. Zastanawiał się czy Erika ma jakiegoś faceta, ale po raz – nie
zachowywała się jakby miała, a po dwa – bał się ją o to zapytać, wynikało to
głównie z krępacji. Podczas rozmowy wyszło, że idą z paroma rehabilitantami na
drobną domówkę do jednego z niepełnosprawnych fizycznie pacjentów.
- To spotykacie się ze swoimi pacjentami? – Zapytał Daisuke.
- Jasne. Każdy potrzebuje towarzystwa, a właśnie chorym ludziom
jest trudniej je zdobyć. Zazwyczaj nie wierzą w to, jakimi wspaniałymi są
osobami, a wszystko przez ograniczenia jakie wywołuje wózek inwalidzki. – Dai
patrzył na Erikę z podziwem. Być może się nawet zapatrzył.
- Jesteś bardzo dobrą osobą. – Podziękowała mu ruchem głowy i
cudownym uśmiechem. – Może do mnie też kiedyś przyjdziesz?
- Pewnie. Daj znać tylko kiedy. – Pogładziła mu plecy dłonią. –
W ogóle jaką piosenkę śpiewałeś? Z twojego angielskiego co nie co zrozumiałam i
bardzo mi się podobało!
- W sensie mój angielski? Mój śpiew? Czy…
- Tekst. – Określiła się. – Masz straszny głos.
- Phi! Nie znasz się!
- Znam, znam! Moja przyjaciółka śpiewa, przyjaciel gra na
pianinie, gitarze i…!
- Dobra. Wiesz co? Nie podam ci tytułu! Jestem wspaniały i nikt
nie może podważać moich talentów!
Obraził się i
machnął głową w bok, niestety zbyt mocno i kark go rozbolał. Erika jednak była
w pogotowiu i zaproponowała masaż, z którego naturalnie skorzystał. Po kilku
chwilach już wszystko wróciło do należytego porządku. Erika już kierowała się
do kasy, ale Dai nie omieszkał jej nie odprowadzić. Akurat ich kolejka, prócz
Eriki, składała się z samych mężczyzn. Kiedy kasjerka kasowała jej produkty
dziewczyna zauważyła, że taśma z znajdującymi się na niej zakupami się
zatrzymała.
- Daisuke, posuniesz mnie? – Poprosiła chłopaka, a wtedy
mężczyźni w kolejce się zaśmiali.
- Tak publicznie? Aleś ty sprośna! – stwierdził zaśmiany Dai.
- Jak kolega nie chce to ja chętnie to zrobię! – mruknął jakiś
gościu w kolejce.
- Z wami, chłopami! – Burknęła roześmiana Erika.
Uwielbiał ją,
pewnie się powtarza, ale nic nie poradzi, że jest urzeczony jej osobą! Potrafi
się śmiać z siebie, ze wszystkich opresji wychodzi pewną ręką. Jest po prostu
idealna. Gdy już zapakowała swoje manatki pożegnała się z Daisuke mierzwiąc mu
czuprynę. No i przypomniała o kołnierzu.
Tak więc teraz
musiał szukać w tym wielkim budynku siostry. Na szczęście nie było to trudne. W
swoim telefonie miał zainstalowaną aplikacje, która naprowadziła go do telefonu
siostry, który miała w kieszeni. Wskazówki doprowadziły go do działu z
alkoholem, w którym zobaczył, jak siostrzyczka liże się z jakimś facetem. Uuu,
wyczuwa idealny pretekst do szantaż w razie czego. Oczywiście zrobił im kilka
zdjęć, ale i tak musiał czekać, aż skończą, a nie zapowiadało się na to.
Postanowił się wtrącić.
- Sakura! – Głos miał wesoły, ale chyba ta nagłość
przestraszyła kolesia, który odepchnął od siebie Sakurę i również siebie, przez
co dobił do półki z alkoholem i zwalił ją na ziemię, rozbijając kilkanaście
butelek.
- Daisuke! – pisnęła Sakura.
- Co? To on zwalił, a nie ja… - Wskazał na ciemnowłosego
chłopaka. – Nie jest zbyt przystojny dla ciebie Sakura? Gościu. Jak mogłeś tak
upaść…?
- Mam większe zmartwienie… - Wybełkotał pod nosem.
- Sasuke! – Wrzasnęła jakaś kobieta, która właśnie przybyła do
działu. Pod naporem wzroku matki wbił wzrok w podłoże. Po chwili zjawiło się
również kilku pracowników, jak i właściciel.
- Czyje to robota?! – warknął wkurwiony mężczyzna. Nie dało się
tego ładniej nazwać.
- Jego! – Zawołali równocześnie Sakura z Daisuke, wskazując na
Sasuke.
- Nie chciałem…
Wieczorem
Itachi umówił się z Kaną w bardzo drogiej restauracji tuż po przyjściu z pracy
mają zamiar wyjść. A raczej prosił, aby była na ten czas gotowa. Cieszyła się
na wyjście z domu, mało tego, to było wyjście z domu wraz z mężem. Dla niej ten
niewielki szczegół miał ogromne znaczenie. Ubrała na siebie zwiewną czarną
sukienkę bez żadnych ramiączek, ale w razie chłodu ubrała lekką kurtkę z
jeansowego materiału, zakasując rękawy do trzy czwartych. Właśnie siedziała
przy stole w kuchni i poprawiała swój makijaż. Malowała się jedynie w razie
wyjścia, a tak to jedynie podkreślała oczy. Włosy miała upięte w delikatnie roztrzepanego
koka. Oby Itachi pochwalił jej wygląd, a zarazem punktualność. Wyszykowanie
zajęło jej z cztery godziny, a w tym czasie mogła się świetnie bawić, bo
szanownych teściów nie było w domu.
Usłyszała
otwarcie drzwi wejściowych i po głosie poznała mieszkańców. O wilku mowa.
Uśmiechnęła się do siebie, uwydatniając za pomocą różu swoje kości policzkowe,
gdy przysłuchała się głosom zrozumiała, iż toczy się jakaś awantura. W myślach
zaczęła błagać, aby nie wchodzili do kuchni, ale Bóg jej jednak nie wysłuchał.
Westchnęła ciężko, patrząc znudzonym wzrokiem na wstępującego do pomieszczenia
Sasuke.
- Rany boskie, dajcie mi już
święty spokój. Zrozumiałem i przeprosiłem. – Westchnął, wyjmując z lodówki wodę
mineralną. – Co mam jeszcze zrobić?
- To nie jest ani trochę zabawne,
gówniarzu! – Warknęła Mikoto.
Kana
wyczuła, że teściowa jest porządnie wściekła i najbezpieczniej będzie się
oddalić, bo jeszcze jej się oberwie. W chwili, gdy chciała się podnieść z
krzesła poczuła mocny skurcz brzucha. Chyba jej pociecha chcę posłuchać, jak
wujek Sasuke dostaje opieprz.
- Przecież się nie śmieje.
Słyszysz, żebym się śmiał? Może czas do lekarza? – Burknął bezczelnie. Nie
zamierzał ustatkowywać się do oskarżeń, których nie zrobił.
- Co zrobiłeś? – Wtrąciła Kana
ciężko oddychając. Ból był tak bardzo nieznośny.
- Zwalił w sklepie półkę z bardzo
drogim alkoholem. Szkody wyceniono na kilka tysięcy. Mam nadzieję, że to nie
jest dla ciebie mały wydatek, Sasuke. – Do pomieszczenia wszedł Fugaku, a twarz
miał naprawdę surową.
- Uuu. Sasuś ma przejebane – Naśmiewała
się śpiewnie Kana.
- Stul się, grubasko – Wycedził
przez zęby.
Kana
skrzywiła się na ten atak. Dobrze, że jest w ciąży i jego obelga nie jest
prawdziwa, bo to by się dla niego skończyło dosyć słabo. Lubili sobie docinać,
bo żadna ze stron nie brała tego zbytnio do siebie.
- Sasuke – Syknął Fugaku. –
Jeszcze słowo, a źle się to dla ciebie skończy. – Syn przewrócił oczami.
- Mogę wiedzieć czego oczekujecie?
Zwrócę wam pieniądze, jak będę pracował. Macie moje słowo. – Sasuke zawsze
dotrzymywał swoich obietnic, ale nie gwarantuje, że za te kilka lat będzie o
tym pamiętał.
- Czy ja wiem czy zwracanie
pieniędzy ma jakiś sens? – Zapytała retorycznie Kana, biorąc głęboki wdech i
wydychając świstem. Z ogarniającego bólu zaczęła się pocić. – Twoi rodzice są
bogaci, to cię niczego nie nauczy.
- Zajmij się sobą, okej?
Rozpływasz się – Wzruszył ramionami i odpił łyk wody.
- Nie. Kana ma racje. – Zgodziła
się Mikoto. – Dlatego polecam ci szybko sobie znaleźć pracę i samodzielnie się
utrzymywać.
- Chyba zapominasz droga mamo, że
zaczynam studia.
- W takim razie ciekawa jestem kto
ci za nie zapłaci? – Odparowała surowo kobieta. Sasuke spojrzał na nią próbując
odgadnąć czy łże.
- Żartujesz? A kiedy ja się będę
uczył?! Tato powiedz coś!
- Mikoto to chyba…
- Nie zgadzam się. To odpowiednia
kara, niech Sasuke przestanie się zachowywać, jak rozpieszczony, pyskaty
smarkacz, bo mam dość takiego zachowania! – Warknęła Mikoto. – Może dzięki temu
nabierzesz szacunku do wszystkiego i wszystkich, którzy cię otaczają.
Mikoto
była psychologiem sądowym, dlatego trudno było ją przebić w argumentowaniu.
Lecz z tego co opowiadał Itachi to zrezygnowała z pracy po urodzeniu Sasuke.
Niestety była matką i pewnie zmiękłaby, gdy najbardziej rozpieszczany syn powie
jej, że sobie nie radzi. Jednak to zakrawa o dumę, a duma Sasuke jest ogromna.
Niestety winną tego werdyktu oskarżył Kanę, zmiażdżył ją swoim wzrokiem. Nie
byłaby sobą, gdyby zrobiło to na niej wrażenie. Jednak w momencie jęknęła,
łapiąc się za swój okrągły brzuch.
- Co ci jest? – Podeszła do niej
Mikoto. – Masz skurcze? – Zapytała, a Kana nie przestając oddychać jak ryba,
przytaknęła jej głową. – Co ile? – Nim odpowiedziała to jęknęła pod wpływem
bólu.
- Nie wiem. Kurewsko boli, nie
będę chyba w cierpieniu liczyć! – Warknęła w odpowiedzi.
- Zsikała się. – mruknął z
uśmiechem Sasuke.
- To wody jej odeszły, tępaku… -
Uzmysłowił Fugaku. – Ona rodzi.
- Wiem przecież! Śmia…!
- Fugaku, trzeba ją zawieźć do
szpitala. Wyjedź samochodem z garażu, a ja i Sasuke ją wyprowadzimy.
Sasuke
nie robił akurat z tym problemu, może wnuk ułagodzi rodziców do tego stopnia,
że zapomną lub odwołają jego karę? A tak poza tym to jak tata mógł go nazwać
tępakiem? Nie rozumiał żartu? Tak czy inaczej ma nadzieję, że w końcu to jednak
w ten sposób odebrał, bo wiedział, że to były wody płodowe! W czasie kiedy
Fugaku wychodził z domu, spotkał się w progu z Itachim.
- Itachi!
- Tata! – mruknął zaśmiany. Nie ma
to, jak okrzyk radości. – Co się stało…?
- Kana zaczęła rodzić. Musisz ją
przewieźć do szpitala.
- Co?! – Krzyknął zaskoczony. w
takiej chwili poród? – Kana! – podbiegł do prowadzonej przez Sasuke dziewczyny.
– W porządku? Nic ci nie jest?!
- Jak to nic, debilu?! – Warknęła
oddychając ciężko. – Zaczynam rodzić twoje zasrane dziecko! – Zaczęła się
chwila, w której nienawidziła wszystko i wszystkich. Cierpiała w bólach. – Zawieź mnie do szpitala…!
- Ale… to na pewno jest ten czas?
Już?
- Odeszły mi wody, to cię
wystarczając zapewnia?!
- Kana, rezerwacji w restauracji
się już nie da odwołać… to mnie trochę kosztowało… - Sasuke spojrzał na brata
niedowierzając sytuacji. – tak ślicznie wyglądasz…
- Naprawdę? – Kana przystanęła,
zachwycając się komplementem od męża.
- No ludzie! Dziecko wam się
rodzi! – wtrącił do rozmowy.
- Sasuke zawieziesz ich do
szpitala! – Zaczęła Mkoto. – Fugaku, pomożesz mi spakować potrzebne rzeczy dla
Kany i dziecka – Przywołała do siebie męża. – Dojedziemy do was później.
Wszyscy
postąpili według nakazów Mikoto. Itachi przed samochodem jeszcze się wahał. To
jego auto, a Kana swoimi płynami go pobrudzi… w dodatku Sasuke miał prowadzić…
ale w końcu zdecydował się nie wybrzydzać. Po kilku minutach byli już w
szpitalu. Itachi zostawił na moment Kanę z młodszym bratem i ruszył załatwiać
wszystko w recepcji.
- Przestań. Wiem, że tak naprawdę
to nic nie boli i udajecie. – Sasuke wzruszył ramionami.
- Zamknij ryja, dzieciaku. Pojęcia
nie masz co to ból… kop w jaja to przy tym dźganie piórkiem… nic już nie mów,
bo wkurwiasz, ok?
Sasuke
przewrócił oczami, ona nie wie jaki to ból dostać kopa w klejnoty, dlaczego jej
można kwestionować siłę bólu, a jemu nie? Bo wie, że przegrałaby w tej walce.
- Ma pani termin? – Podeszła do
nich jakaś kobieta z niemowlęciem. – Ja miałam dwa tygodnie temu.
- Serio? Gówno mnie to obchodzi –
warknęła Kana. – Gdzie ten palant się wałęsa? Ja tu rodzę do cholery!
- Przepraszam za…
- Nie szkodzi. Każda z nas to
przechodzi. – Uśmiechnęła się do Sasuke. – Mam nadzieje, że pani drugie dziecko
będzie równie urodziwe co syn – Dodała, a potem ruszyła do wyjścia wraz z
mężem. Kana chwilę zastygła w bezruchu, z jej ust wydobywało się tylko
charczenie. Odkręciła w złości butelkę wody mineralnej i się napiła. Chłopak
się uśmiechnął.
- Słyszałaś? Wszystko będzie
dobrze… mamo.
To
była kwestia sekund zanim, by się zaczął z tego naigrywać. Kana ze złością
rzuciła w niego butelką. Kucnął i uniknął uderzenia, ale woda i tak go
delikatnie oblała, a sam przedmiot trafił w Sasoriego, który właśnie biegł do
niej z Itachim.
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU
23.03.2015
OD AUTORKI
Elooo :) Cóż mogę powiedzieć - chora jestem (krtań i tchawica) stąd moje opóźnienia, ale dziś chyba zarwę noc i wszystko nadrobię ;) Notka, jak dla mnie zabawna, a przynajmniej nadal się uśmiecham gdy ją czytam ^^ Przyzwyczajajcie się do Yagury, bo zostanie z nami do końca xD Chyba tyle ode mnie :)
Dzięki za komentarze - strasznie mnie motywują i dodają power'a :D
Pozdrawiam wszystkich, trzymacie się zdrowo :D :*
SPOILER
DATA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU
23.03.2015
OD AUTORKI
Elooo :) Cóż mogę powiedzieć - chora jestem (krtań i tchawica) stąd moje opóźnienia, ale dziś chyba zarwę noc i wszystko nadrobię ;) Notka, jak dla mnie zabawna, a przynajmniej nadal się uśmiecham gdy ją czytam ^^ Przyzwyczajajcie się do Yagury, bo zostanie z nami do końca xD Chyba tyle ode mnie :)
Dzięki za komentarze - strasznie mnie motywują i dodają power'a :D
Pozdrawiam wszystkich, trzymacie się zdrowo :D :*
SPOILER
W czasie gdy Naoki grał w
grę chłopaki zaczęli tłumaczyć Hidanowi całą sytuację. No głównie to Saso czynił
honory, a Deidara go tylko poprawiał. Bardzo często.
- Och… Deidara, człowiek
skurwiel. – Podsumował Hidan. – Nieźle z tego wybrnąłeś – Przybili sobie
piąteczkę.
- Macie wy dobrze w
głowach? Jak możesz to popierać Hidan?!
- Weź wyluzuj, przecież
Tay nie robi mu problemów, czyli jej też to wisi.
- Której lasce wisi to,
że dziecko nie pozna własnego rodzica?
- No na przykład Noriko.
Jestem pierwsza! Ale mnie to cieszy xD Dopiero pierwszy raz komentuję, ale czytam wszystko, po prostu uwielbiam twojego bloga. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, tak lekko się czyta, i zawsze wielki ubaw. Rozdział genialny, zresztą jak każdy. Tylko dla czego tak szybko skończyłaś, chyba nie wytrzymam do następnego ;)
OdpowiedzUsuńNo więc, to znowu ja! xd
OdpowiedzUsuńTym razem nie jestem pierwsza, no ale do rzeczy XD
Zacznijmy od Hidana. Nie no co jak co, ale ten fragment był zajebisty XD „Obciągałeś koledze?” Nie no kurwa, uśmiech mi nie zejdzie z mordy do rana :D Konan i jej fascynacja Kaną.. ja nie wiem co ona ma takiego w sobie, bo ja osobiście to chętnie bym jej wpierdoliła ;-; Widze Naruto, Sakura.. Dlaczego w ten sposób przywracasz mi bezpodstawną nadzieję ja się pytam? ;-;
Śpiewanie Daisuke, kocham to :”) „A teraz po niemiecku” XD Tabletki na zatrzymanie gazów? Nie no sikam XD Ale z tym alkoholem to była wpadka, kurde na pare tysięcy? Ohoho. Jeszcze z tym utrzymywaniem się. Nie no przesadzili ;-; W ogóle czemu mnie to obchodzi, przecież nie lubie Sasuke. A może.. DOBRA NIEWAŻNE XD Kurwa Kana rodzi, a ci sobie rozmawiają XD A ten Fugaku to poczucia humoru nie ma, dżizes. „Mam nadzieję, że drugie dziecko będzie równie urodziwe co syn” XDDDDDDDDDDDD
XDD
XD
Jebłam i nie wstaje XD
No więc tym zakończę mój komentarz dodając jedynie, że rozdział świetny! Weny życzę i mam nadzieję, że next będzie szybko ;)
Fajna notka, ale trochę krótka
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jesteś chora. Zdrowiej szybko!
Nie wiem, może mi się coś pomyliło, ale gdzie podziała się Sheireen, ukochana dziewczyna Itachi 'ego? Było coś chyba o tym, że się pokłócili, ale serio, żeby aż tak? Nie zgadzam się, żeby on był z kimkolwiek innym!!! Nie może się okazać, że dziecko Kany nie jest jego? Bo moim skromnym zdaniem to podejrzane. Przychodzi do domu bogaczy i oświadcza, że jest w którymś tam miesiącu ciąży. Dopiero teraz to ogarnęła? I po takim czasie to niby pamiętała? Węszę tu jakiś spisek! I trochę się zawiodłam na związku głównych bohaterów. Miyuki kocha Skorpiona naprawdę, a on jest z nią, bo nie chciał żeby przestała zajmować się Naokim. Zrobił to trochę na zasadzie: Nie ma nikogo innego, to możesz być ty. A przecież był o nią zazdrosny no i przecież mu się podoba, no! Musisz koniecznie sprawdzić, żeby Sasori ją naprawdę pokochał!!!
Hejka :)
OdpowiedzUsuńHidan odcięty od kasy? Ciężkie życie go czeka, bedzie musiał pra...prac..PRACOWAĆ! Hidan i praca koniec świata. Yagura coś przezkrobał, idąc za radą Hidana? Jestem cieakawa co zrobił, bo Hidan ma czasem dość no takie w swojim stylu pmysły. Spadek po dziadku, hmmm ciekawe czy Hidan się skusi.Hidan wieczny singiel ale z drugiej strony pieniądze, ale to chyba bardziej w stylu Kakuzu. Współczuje Yagurze, no cięzkie będzie teraz jego życie.
Lubię Daisuke ale w tym rozdziale był no irytujący. Może dlatego że ja też przykuwam tak jak Sakura uwage do tego co ludzi powiedzą. Współczuję jej, to naprawde musiało byc upakarząjce a zwłaszcza jak rozmawiała z pracownikiem sklepu a wtrącił się Dai. Och Sasuś ma przekichane. Żeby rozwalić butelki kosztownego alkocholu za kilka tysięcy to trzeby być niedorajdą, lub pechowcem. Mikoto jest twarda, nikt jej nie złamie.Jednak mimo wszystko mu współczuje będzie musiał nieźle harować żeby odrobić taką sumkę. Nie lubie Sasuke w twoim opoiwadaniu, jest takim rozpieszczony.
Lubię Kane, i uważam że pasują do siebie z Itachim. Uchiha ty kretynie i egoisto, żona Ci rodzi a ty myślisz o rezerwacji. Kana wzięta za matkę Sasuke? Przecież ona nie jest dużo od niego starsza. TO musiało być bolesne przeżycie.
Och i zapomniałabym rzeczywiście mój błąd w poprzednim komentarzu, nie wiem jak mogłam napisać Uchio, zamiast Ushio, chociaż wiedziałam jak się pisze i tak źle napisałam i to dea razy. I tak, zrobiłabym tak jak Kana jakbym była w sytuacji jak ona czyli jakaś laska zajmuje miejsce mojej przyjaciółki.Nie waże że to Noriko, poprostu tak dla zasady.
Podobał mi się poprzedni spoiler zaciekawił mnie bardzo, oczywiście lubie spoilery ale po tych z fragmanetm mi się myli, cz ja to już czytałam? Zrobisz jak ze chcesz, zresztą większość pewnie woli takie.
Pozdrawiam :)
Cześć! :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział był ZARĄBISTY!
Ogólnie w ogóle uważam, że piszesz super super fajnie, ale ten rozdział podobał mi się wyjątkowo :D Dobra, to od początku.
Hahaha Hidan rozwalił system jak zwykle zresztą. Ta cała akcja z tą dziunią, z tym jak nie wpuścił brata do domu i w ogóle go olał.. Nie no epic. Ale trzeba przyznać, że czasami się ojca słucha, czyli nie jest do końca zepsuty, szacunek oddać potrafi... czasami, ale to już coś :D Obaj się wpieprzyli, no cóż kara zarąbista xD Nie mogę się doczekać dalszych scen z tymi wariatami. Będą mieszkać pod jednym dachem... oj będzie się działo tak czuję. Yagura sprytnie zamknął się u siebie w pokoju haha :D że też Hidanowi chciało się stać pod jego drzwiami przez półgodziny :P
O raaany :) Jak czytałam o Minato, Kushinie i Naruto.. to aż mi się twój stary blog przypomniał i ta „Żabcia”, no takie Awwww <3 Takie wspomnienia i nostalgia mnie wzięły no :D Yahiko wychodzi za mąż. WUT? XD Wtopa ;p Ramen od Kushiny, no oczywiście że najlepszy, nie ma innej opcji :D Będzie biba na weselu, ale Naruciaka to nie zaprosili, dziady jedne! XD Biedny Naruto, nie popije :<
Daisuke w sklepie z Saukrą, ponowne Hahahaha :D Co ten gość odwalał. Uwielbiam go i to jego walnięte poczucie humoru. Takich gości się lubi, pozytywnie zakręceni xD Jakoś tak Sakury nie specjalnie było mi szkoda, nie dlatego, że jakoś jej nie lubię czy coś, po prostu śmiesznie było się z niej śmiać, albo raczej z jej furii na brata xD Ale że pracownik tak mu się dał wydzierać O: Może sam ma taką siostrę, więc może rozumiał ból Daisuke xD Ale to było słodkie jak się tak zawstydził przed Eriką ^^ Daisuke, taki nie grzeczny pacjent, nie nosi kołnierza. Haha Sasuke zwalił akoholu z półek.. no nie mógł już zwalić masła? Konserw? Czekolady? XD Coś co nie ulega zniszczeniu gdy upadnie na ziemie? Nie ma to jak szczęście :D Kara za obściskiwanie się w sklepie xP
Kontynuując wątek, Sasuke ma przerąbane, następny za karę do roboty, a co? XD Mikoto jak zwykle wkurzona.. ja to się zaczynam zastanawiać, czy ona potrafi tak normalnie mówić, nie krzycząc na syna xD W ogóle... Kana rodzi, wszyscy panika, a Sasuke taki luz „zsikała się” hahaha :D Jeszcze się buntuje, że nie zaczaili żartu xD Itachi też.. taki jakiś nieprzytomny, restauracją się przejmuje :P Kana wydziera ryja, zła na wszystkich, ale to można wybaczyć bo rodzi. I odwieczny spór, co bardziej boli poród, czy kopnięcie w jaja O: Ni mam pojęcia, ale myślę że poród xD jak na kobietę przystała xP
To tyle pod tym rozdziałem :D Życzę duuuużo weny, radości z pisania i oczywiście zdrowia :D Pozdrawiam :)