18 lut 2015

ROZDZIAŁ 58-1.



         Po południem Sasori zaczął się powoli szykować, ale bez żadnego pośpiechu. Do wyjścia ma jakieś trzy godziny. Naoki sobie siedział przy stole w kuchni i rysował kolorowankę. Można powiedzieć, że mężczyzna czuł lekkie podenerwowanie. Nigdy jeszcze nie poznawał rodziny swojej dziewczyny. To jest, znał stronę Miyuki… ale to chyba działa na jego niekorzyść. Tak sądził poprzez temperament Yosuke, złamał rękę temu kumplowi Miyuki. To mogła być jego kończyna… i kto wie czy nie będzie powtórki z rozgrywki. Zostawiając syna samemu sobie, poszedł wziąć szybki prysznic. Musi zrobić dobre wrażenie, i tak już sobie dostatecznie przegrał rozdziewiczając ją.
         Po umyciu się, założył jakieś domowe ciuchy i suszył ręcznikiem włosy, sprawdził jeszcze, co porabia Naoki, bo w kuchni było coś podejrzanie za cicho. Nawet nie musiał wchodzić do pomieszczenia, bo usłyszał jakiś szmer dochodzący z własnej sypialni. Zastany widok go zainteresował, ale i zezłościł. Bowiem Naoki wyraźnie czegoś szukał w jego szafie. Rzucając wszystkie inne rzeczy za siebie, robiąc z jego pokoju jakiś burdel dwa.
         - Co robisz?! – Warknął nagle, przez co przestraszył pociechę.
         - Tato no! Zawału dostanę! – Nie wiedział, co to znaczy, ale wszyscy tak mówią.
         - Dostać to możesz po dupie! Patrz, co robisz. Kto to potem będzie sprzątał?!
         - Ja to posprzątam…
         - Ty?! Ta, akurat. – Prychnął Sasori. Oczywiste, że mu nawet na to nie pozwoli! Dosyć mu syfu. – Czego ty w ogóle szukasz? Powiedz mi, chłopie.
         - Komputera. Chcę sobie zagrać.
         Sasori westchnął ciężko, wiedział, że on coś wymyśli. Trochę to jego wina, bo pokazali mu z Miyuki, jakie granie jest fajne. Po uporczywym błaganiu Naokiego zgodził się wyciągnąć dla niego konsolę. Przeszli do salonu i we dwoje zaczęli rozkładać sprzęt, podłączać wszystkie kable i w ogóle. Chłopcu podobało się takie spędzenie czasu z ojcem, było takie fajne. Pomagał tacie podawać kable i w innych rzeczach mu pomagał. Gdy wszystko było gotowe to niestety nie mógł zagrać. Czas gonił i za godzinę powinni być już u Miyuki. Wtem ktoś zaczął się dobijać do drzwi, mężczyzna pociągnął za klamkę i oczom ukazał się blondwłosy osobnik.
         - Yo. Twoje odwiedziny są ostatnimi czasy takie rzadkie, że stają się dla mnie zaszczytem. – Sarknął na wstępie Sasori.
         - Ty mnie jeszcze rzadziej odwiedzasz, więc się nie wypowiadaj, misiu. – Burknął Deidara, wpraszając się do środka. Nie zwrócił uwagi na wymowny jęk przyjaciela. – Dopiero, co nabrałem sił po chorobie.
         - Byleś chory?
         - Mhh… ten twój gówniarz mnie zaraził!
         - Wujek! – Zawołał radośnie Naoki, przytulając się do nóg Deidary. Mężczyzna się zachwiał, był osłabiony i siła smarka stała się dla niego większa. – Dawno cię tu nie było! Myślałem, że nie żyjesz!
         - Jak widzisz mam się dobrze – stwierdził z irytacją i odsunął od siebie dziecko. Pogniecie mu bluzkę.
         - Szkoda – dodał malec złośliwie.
         - Odpierdol się, dobra? Pyskuj ojcu, jak chcesz, bo ode mnie dostaniesz!
         - Hej, hej, hej! – Zareagował Sasori. – Naoki idź do pokoju, chcę porozmawiać z wujkiem sam. – Nakazał, bo widział, że Dei jest jakiś rozdrażniony dzisiaj i najlepiej go nie ruszać, nawet kijem.
         - Mogę sobie zagrać? – Zapytał, wskazując na podłączoną konsolę.  
         - Okej, ale na chwilę – Zgodził się i przeprowadził Deidarę do kuchni. Do załączenia gry w sumie nie był Naokiemu potrzebny, bo ten naciska wszystko, co popadnie, aż mu się włączy. Przy konsolach raczej nic się nie stanie.
         - Ale ty mu ustępujesz…
         - Zamknij się. Pogadamy o ile sam będziesz miał dzieci. – Tym zdaniem ponownie wprawił Deidarę w irytacje. Jeju… nawet żartować sobie nie można. – Co się stało?
         - Tayuya jest w ciąży… - Ta informacja wywołała krótką ciszę.
         - Och… zazdrosny? – Saso uśmiechnął się złośliwie.
         - Pojebało cię, durniu?! Niby czego miałbym zazdrościć?
         - Nie wrzeszcz tak. Sądziłem, że jesteś zazdrosny, że Tay znalazła sobie tatusia dla jej pociechy.
         - Twierdzi, że to ja jestem ojcem.
         - Och… - Nagle potrząsnął głową. – Zaraz, co?!
         Z wrażenia musiał sobie usiąść. Z szokiem wymalowanym na twarzy słuchał opowieści Deidary. Nie mógł z tym przyjść do niego od razu, bo aż dwa tygodnie leżał w łóżku z gorączką o blisko czterdziestu stopni i pierdolonym katarem. Przez telefon nie można rozmawiać na taki poważny temat. Nie przeoczył żadnego szczegółu swojej historii, bo lubił mówić o sobie, a rzadko miał problem, z którym mógłby się wygadać. Kiedy skończył pozwolił sobie wyjąć z lodówki alkohol.
         - Więc… - Zaczął Sasori. – Co zamierzasz?
         - Z czym?
         - No z dzieckiem. Wróciliście do siebie i razem będziecie wych…
         - Sorry bardzo, ale spierdalaj. Ja nie mam żadnego dziecka. – Warknął stanowczo.
         - Ale Tayuya mówiła, że jest twoje…
         - Ona może sobie mówić. – Prychnął lekceważąco, a Sasori przewrócił oczami. Cały Dei.
         - To zapytam inaczej. Jak testy wykażą że jesteś ojcem to co wtedy?
         - Nic się nie zmieni. Tylko kasa z konta będzie mi ubywać na alimenty. Wyprzedzając twoje kolejne pytanie. Nie obchodzi mnie to dziecko.
         - Jesteś idiotą? Nie zamierzasz utrzymywać kontaktu z dzieckiem?!!
         - Nie jestem tobą, Saso. Mnie dzieci w ogóle nie jarają, mam je gdzieś. – Deidara wzruszył ramionami.
         - Nawet własne?
         - Szczególnie! – Burknął. – Tay nie będzie miała nic przeciwko. Chciała tylko przyznania do ojcostwa i alimenty. Nawet bez obiekcji zgodziła się na testy. A ty mi jakieś fochy strzelasz.
         - Wybacz, że przeciwstawiam się temu pomysłowi. Myślałeś w ogóle o dobru dziecka? Twojego dziecka! Nie spodziewałem się, że jesteś takim obojętnym skurwysynem!
         - Dobra, weź wyluzuj, ok?
         - Nie. Czego ty się spodziewałeś ode mnie usłyszeć? Gratulacji? Sam mam dziecko, którego matka też porzuciła, bo… bo tak! Nie mogę patrzeć na takich ludzi.
         - Jesteś moim przyjacielem. Takich rzeczy się nie ukrywa przed przyjacielem, jednak głęboko w dupie mam twoje zdanie, bo w tej kwestii się różnimy. – Sasori wstał z krzesła i podszedł do niego.
         - Zrozum, że to nie jest w porządku! Powinieneś jej pomagać!
         - Przecież będę jej pomagać. Nie słyszałeś? Jakby co to będę płacił alimenty.
         - Chodzi mi o kontakt, to musi być wspaniałe uczucie opiekować się dziewczyną w czasie ciąży, poczuć jak dziecko w jej brzuchu kopie lub być przy niej, gdy rodzi ci potomka…
         - No chyba dla ciebie. Ja za takie pierdoły, jak uczucia i babę naładowaną hormonami szczerze podziękuję.
         - To chociaż nie urywaj kontaktu z dzieckiem! Twój ojciec cię odwiedzał.
         - Nikt go o to nie prosił. – Deidara wzruszył ramionami. – W ogóle to nie ma nic do rzeczy.
         - Owszem ma. Twój ojciec się z tobą widywał chociaż co dwa tygodnie. Ja bez wahania przyjąłem Nao, mimo trudności. Itachi też wziął odpowiedzialność za swój skok w bok!
         - Taa. Mój stary to też odwiedziny traktował na odpierdol się, bo mu chyba matka kazała. Ty to ty, podchodzisz do wszystkiego nierozważnie. Wszystko ci można wcisnąć. A Itachi to… to taki debil… gdybym go lubił to bym mu współczuł.
         - Może i racja, ale czy wyglądam, jakbym żałował swojej decyzji?
         - Może powinieneś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
         Na to zdanie Sasori nie wytrzymał i odepchnął przyjaciela do tyłu i syczał w jego stronę obraźliwe słowa. Deidara nie był dłużny, co doprowadziło do przepychanki, szarpaniny i dosyć brutalnych ciosów. Sasori zamachnął się i wymierzył w twarz Deidary cios z pięści, może mu tak wybije z głowy to lekceważące myślenie. Niestety blondyn wykazał się zwinnością i uniknął ciosu, po czym odruchowo kontratakował. Saso nie miał tyle szczęścia i dostał z pięści w nos. Stracił przez to równowagę i wyjebał się na stolik w kuchni, a z niego na podłogę. Syknął z bólu i od razu zauważył, że z nosa cieknie mu krew. Czerwone drobinki wylewały się po kafelkach w kuchni, a ten widok odrobinę przestraszył Deidarę. Podszedł do przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu.
         - Kurwa, sorry. Nie chciałem…
         - Spierdalaj – odtrącił go Saso. Trochę mu było wstyd, wpiernicz bardziej należał się Deidarze, a to on jest tym poszkodowanym. Gdzie tu sprawiedliwość?!
         - Powiedziałem przepraszam. – Oburzył się, no jak może się jeszcze na niego gniewać.
         - Co mi z twojego przepraszam?! Chyba złamałeś mi nos…!
         - Daj spokój… nic ci nie jest. Przestań beczeć.
         - Pozwól, że sam stwierdzę czy nic się nie stało… - powiedział wzburzony i ruszył do łazienki.
         - Ej tato, tato! – Zawołał Naoki. – Kto wygrał? Ty czy wujek?
         W odpowiedzi jedynie zmroził syna wzrokiem. Rzecz jasna trzymał się cały czas za nos, aby chłopiec nie zobaczył krwi. Deidara uśmiechnął się pod nosem. Fajnie jest zwyciężać, a Saso widać pokona nawet będąc osłabiony chorobą. Żal. Jednak udał się za nim do łazienki, gdzie ten zaczął się uważniej sobie przeglądać i zmywać krew. Nie było źle, nos nie był jednak złamany, a stłuczony. Wyjął z szafki jakąś maść i spory kawałek plastra.
         - Dlaczego nie zrobiłeś uniku? – Zapytał Deidara, ale tylko go tak podjudzał. – Może przejdź się z Hidanem na te jego zajęcia? Poduczysz się czegoś.
         - Zamknij mordę, dobra?! Jak ja teraz wyglądam, co? Co sobie pomyśli ojciec Miyuki? – Ostatnie pytanie skierował bardziej do siebie. Deidara uniósł brew do góry.
         - Czemu się o to martwisz?
         - Bo za niedługo jedziemy tam z Naokim. Z stłuczonym nosem nie zrobię dobrego wrażenia na rodzinie mojej dziewczyny. – Blondyn przytaknął głową na znak, że się zgadza. Nie zrobi. A potem nastąpiło olśnienie.
         - Chwila! Dziewczynie?! Chodzicie ze sobą?! Od kiedy?!
         Przyjaciel wszystko mu krótko opowiedział, więc nabrał ochoty na ponowne uderzenie w kumpla, tym razem za trzymanie go tak długi czas w niewiedzy. Pomimo tego przyjemnego wątku Saso nadal uważał, że Dei postępuje głupio co do dziecka i szybko wrócił do tego tematu. Chciał go przekonać do zmiany zdania, ale był uparty. Sam Deidara z kolei nazwałby to raczej rozsądkiem. Przecież nie znosi dzieci, co by tan smarkacz zmienił, a w ogóle to jest możliwe że nie jest ojcem i tej opcji wolał się trzymać. Nie chciał ruszać tego tematu w ogóle zaczynał żałować, że powiedział o tym Sasoriemu. Po chwili rozmowy, którą przeprowadzali Miyuki zadzwoniła do Saso i wypytała o powód jego spóźniania się. Nawet nie zauważył kiedy wybiła TA godzina. Zakończył połączenie zarzekając się, że będzie u niej za pół godziny. Dei zrozumiał aluzję i udał się do domu, ale przedtem wymusił na przyjacielu obietnice wspólnego wyjścia do kina.

         Zgodnie z zapowiedzią Sasori dotarł wraz z Naokim pod dom Miyuki. Trochę to trwało, bo syn nie chciał opuścić swojego stanowiska gracza. Gdyby Dei się zgodził, by nim zaopiekować to by go zostawił w domu, ale oczywiście się nie zgodził. Naoki był teraz na niego obrażony. Głupi wujek. Chociaż może tu też będzie fajnie, może Takeda mu włączy jakąś grę? Będąc przed drzwiami Sasori zadzwonił do drzwi, które otworzył mu Yosuke. No i zapomniał języka w gębie, prościej by było, gdyby to Miyuki otworzyła.
         - Dobry wieczór. My do Miyuki.
         - Wiesz to nie jest najlepszy moment prosić ją o pilnowanie małego. – Wskazał na Naokiego, wpuszczając ich jednocześnie do środka. – Niedługo ma się tu zjawić pewien zjeb – Syknął groźnie. Ten koleś już sobie u niego przegrał nie trzymając swojego ptaka w spodniach.
         - To znaczy?
         - Jej facet.
         - Cześć Saso. Spóźniliście się. – mruknęła Miyuki z uśmiechem. Jednak nim w ogóle spojrzała na mężczyznę, przywitała się z Naokim. – Co ci się stało? – Zapytała zmartwiona, widząc plaster na nosie. Yosuke zrozumiał całą sytuacje i zaczął gromić wzrokiem gościa.
         - Potem ci wszystko opowiem – Zwrócił się do dziewczyny, starając się ignorować wzrok Yosuke.
         Miyuki wzięła Saso za rękę i przeprowadziła do salonu, gdzie siedział jej tata. Miała przedstawić swojego chłopaka głównie ojcu. Akaishi w sumie nie był zbytnio zdziwiony, że to on okazał się drugą połówką córki i przywitał go bardzo miło. Yoko też była obecna na spotkaniu i z małą Layą na swoich ramionach uścisnęła dłoń Sasoriego. Takeda nie lubił takich spotkań w gronie dorosłych od razu wybłagał zgodę na pójście do domu z Naokim i spędzeniu czasu w fajnej dla nich atmosferze. Yosuke nic nie mówił, no nie spodziewał się tego. Znaczy tak, sam nawet uważał, że pasowaliby do siebie, ale Sasori nieodpowiednio rozpoczął ten związek. Kiedy zostali sami w męskim gronie, Sasori poczuł się trochę osaczony. W zdenerwowaniu ciągle bawił się palcami.
         - Jakie masz plany wobec Miyuki? – zapytał uprzejmie Akaishi.
         - Na pewno nic złego jej nie zrobię. Na razie wolę poczekać, aż nasz związek się rozwinie – powiedział z uśmiechem. – Zrobię co w mojej mocy, aby ją uszczęśliwić.
         - Dobrze usłyszeć te deklaracje. – mruknął gospodarz. Pamiętał, jak Banri do nich przyszedł się poznać. Kompletnie nie potrafił się wysłowić, jąkał się i strasznie cicho mówił, co wielce irytowało Yosuke.
         - Tato, gdzie jest ciasto, które zamawialiśmy? – zawołała Miyuki, na co z westchnięciem przeprosił towarzystwo i ruszył do kuchni, do dziewczyn.
         W pokoju zostali więc Yosuke i Sasori. Sami. A ten pierwszy nie zamierzał tracić czasu.
         - Kochasz moją siostrę? – Zapytał, a tego pytania Saso najbardziej się obawiał.
         - Lubię ją…
         - Lubić to sobie możesz swoją babcię. Ja pytam czy ją kochasz?
         - Trochę za wcześnie na takie wnioski…
         - Za wcześnie mówisz? Ale nie było za wcześnie, by pójść z nią do łóżka. – Warknął. – Obiecałem się nie wtrącać w życie siostry, ale jeżeli złamiesz jej serce, ja złamie ci ptaszka – Zagroził, a to zadziałało. Sasori przełknął głośno ślinę.
         - Zrozumiałem.
         - Cieszę się, że się dogadaliśmy. – klepnął go mocno w plecy. Będzie ślad. – Lepiej, by ewentualna wpadka była owocem miłości.
         Nawet nie zdążył mu odpowiedzieć, bo do pokoju weszła reszta towarzystwa, a Yosuke nie chciał kontynuować tematu przy wszystkich. Yoko podeszła do męża i dała sygnał zmęczenia, by zabrał od niej córkę, ale no... do niego trzeba wszystko dosłownie. Sasori jednak się wtrącił i sam poprosił o przekazanie mu dziewczynki. Jego radocha jednak nie potrwała długo, bo Laya się rozpłakała i szukała wzrokiem rodziców.
         - Leya, tak? – dopytał Sasori uśmiechając się do dziewczynki. – Jak księżniczka z „Gwiezdnych Wojen”.
         - Nie, nie. ma na imię Laya. – Poprawiła Yoko.
         - Nie pamiętam bym ci mówiła, jak moja bratanica ma na imię – Miyuki cmoknęła dziewczynkę w czoło.
         - To… - Yosuke zakaszlał ostrzegawczo. Lepiej, aby Sasori go nie wsypał. – skojarzenie. - Yoko spojrzała pytająco na męża, który udawał, że nie wie o co chodzi.
         Jest pewna, że w nocy nagle będzie wiedział. Sasori długo nie zabawił z dziewczynką na rękach, bo zaczęła mocniej płakać. Nie chciała być dłużej przy nieznanym jej mężczyźnie.
         - Dawaj ją. – Burknął Yosuke, odbierając dziecka. – Widocznie dziewczyna zna się na ludziach.
         - Yosuke… - Upomniała Yoko.
         - No co? To tylko żart – Zapewnił, wzruszając ramionami.
         - Sasori nie ma poczucia humoru – stwierdziła Miyuki. spojrzał na nią tępo.
         - Co…? Ja nie mam poczucia humoru?
         No przegięła tym razem, w dodatku pomimo wymownego oburzenia, nie zmieniła swojego zdania. Już jej pokaże, że nie ma poczucia humoru. Właśnie wyzwała go do wojny na żarty. Ciekawe czy potem będzie się z tego śmiać. Po zakończeniu tematu oznajmiła Sasoriemu, że niedawno jej gościem był jej szkolny profesor, który pogratulował i przypomniał jej o konkursie, w którym brała udział na początku roku. Nagrodą jest półtora miesięczny staż, który ma zacząć za dwa tygodnie. Normalnie cieszyłby się jej sukcesem, ale zdecydowanie za późno się o tym dowiedział. W jego czasie zapanuje chaos, ale jakoś to będzie. Chyba.

         Przed budynkiem o napisie „centrum rehabilitacji”, nadjechał samochód, który prowadziła dziewczyna o różowych włosach i zielonych oczach. Nie była zbyt zadowolona ze swojej kary, jaką było bycie kierowcą i ogólnie pielęgniarką swojego młodszego brata.  Rodzice tłumaczyli, aby potraktowała to jako praktyki w szpitalu, gdyż sama chce pracować w medycynie. Problem jest jednak w tym, że ten śmierdziel – Daisuke, stanowczo za bardzo ją wykorzystuję! Sakura wychodząc z samochodu skierowała swoje kroki do drzwi, ale Daisuke odchrząknął bezczelnie, zatrzymując ją.
         - Nie zapomniałaś o czymś, siostro? – Skrzywiła się na jego wymowny gest, ale spełnianie jego głupich życzeń to największa kara. Otworzyła mu drzwi samochodu, aby jaśnie hrabia ruszył dupsko. – Dziękuję.
         - Pospiesz się! Nie mam całego dnia! – Warknęła rozzłoszczona.
         - Wiesz co? Byłoby zajebiście gdybyś nie mówiła. – Burknął. -  Twoja kara jest też moją, a to przecież wszystko twoja wina! Jak ja teraz znajdę dziewczynę?!
         - Nawet bez wypadku byś jej nie znalazł!
         Oszczędził sobie dalszej dyskusji z tym różowym mutantem. Gdy byli na wsi u starszego brata w pewien dzień pojechali sami na zakupy. Sakura już wystarczająco dobrze prowadziła, by można ją było puścić samotnie na niedaleki kurs samochodem. W jedną stronę prowadziła uważnie, ale w drugą…  nawet nie poczekała, aż Daisuke zapnie pasy. Skutkiem tego, gdy chciała wyjechać z miejsca zaparkowania ktoś wjechał w jej tył, doprowadzając Daisuke do dość poważnej kontuzji. Uraz kręgosłupa szyjnego. Mimo usztywnienia kołnierzem ortopedycznym w dalszym ciągu go wszystko bolało. Nieprzyjemna rzecz. Weszli do budynku i cóż… całkiem ładne i ciepłe miejsce. Bardziej się nadawało na dom rodzinny, niż rehabilitacje, ale dzięki temu to miejsce jest przyjemne. W poczekalni ludzie czytali sobie magazyny i niekoniecznie byli to ludzie z widoczną niepełnosprawnością.
          - Daisuke! – Zawołała Sakura, która była już w recepcji. Podszedł do niej. – Ty się w ogóle umawiałeś na wizytę? – Skinął głową, ale to nie był najmądrzejszy z z jego pomysłów. Syknął boleśnie. – Ta pani mówi, że nie ma na liście żadnego Daisuke Haruno.
         - Bo nie przedstawiłem się prawdziwym imieniem. – odpowiedział z uśmiechem. Sakura patrzyła na niego nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Co ten osioł zrobił? – Do niczego im nie potrzebna moja prawdziwa tożsamość to przedstawiłem się inaczej. Babka, z którą rozmawiałem nie miała nic przeciwko.
         - Wiesz co? Dorośnij, pierdoło! Jak się przedstawiłeś? Wrzód na dupie?! – krzyknęła rozjuszona kretynizmem brata.
         - Obrażasz mnie! Miałbym ściągać z twojego aktu urodzenia? – sarknął i zwrócił się do recepcjonistki. – Zapisałem się jako Pipek – Sakura plasnęła się w czoło, wstyd się z nim wszędzie pokazywać.
         - Och,  racja! – zaśmiała się kobieta. – Za pół godziny będzie pana kolej.
         - Dlaczego tak się zapisałeś?! Wstydu nie masz, idioto?
         - Pod taką ksywą jestem znany w świecie graczy . Wyluzuj, to ze mnie się śmieją, a nie z ciebie. – Przewrócił oczami. Ale ona jest… kij w tyłku normalnie.
         - Wstyd mi się do ciebie przyznawać!
         Daisuke, wzruszył  ramionami, co  też nie było najlepszym pomysłem. Szyja go bolała niemiłosiernie. Chłopak lubił się śmiać i lubił rozśmieszać ludzi wokół siebie, robiąc z siebie totalną łajzę. Nie przeszkadzało mu to, skoro w zamian można zobaczyć na twarzach innych ludzi, uśmiech. Choćby taka głupia zmiana nazwiska. Smutek ludziom nie pasuje i kropka. Po kilku minutach siedzenia w poczekalni Daisuke wstał z krzesła.
         - Idę sikać. – powiadomił siostrę.
         - Nie obchodzi mnie to. Tam ci nie pomogę.
         - Nawet nie zamierzałem ci tego rozkazać.
         Co ona sobie w ogóle myśli? Za takie rzeczy się płaci! A ją na bank nie stać! Poszedł w stronę drzwi. Nieoznakowanych drzwi, ale już wcześniej zauważył, że tam ludzie chodzą na siku. Złapał za klamkę w drzwiach, a w tym samym momencie za klamkę chwyciła jakaś dziewczyna. Właściwie to ona nie chwyciła klamki tylko dłoń Daisuke, ale szybko ją do siebie oddaliła. Daisuke spojrzał na kobietę. Była to wysoka szatynka o kręconych włosach związanych w kucyk na boku głowy. Miała śliczną twarz, wspaniałą figurę, długie nogi i idealne piersi. Daisuke był niższy od niej o głowę, więc nie mógł nie zauważyć jej atutu. Chyba właśnie się zauroczył.
         - Przepraszam. Wejdź pierwszy – uśmiechnęła się uprzejmie.
         - Nie, nie. panie mają pierwszeństwo – Na całe szczęście, w takich chwilach nie zachowuje się, jak jąkająca się oferma.
         - Erika, telefon do ciebie! – zawołała recepcjonistka.
         - Opatrzność czuwa nad twoim pęcherzem. – zaśmiała się i poczochrała Daisuke po głowie.
         Wszedł więc pierwszy i po zamknięciu się zrobił kilka wdechów. Rany, ale ona była ładna, nie wiedział, że są tu takie ładne rehabilitantki! Kurwa… a on sobie takie obciachowe nazwisko wymyślił. No teraz poczuł lekki wstyd. No, ale żyje się raz. Po skończeniu czynności fizjologicznych i higienicznych wyszedł z toalety. Erika z uśmiechem kierowała się do łazienki, a Daisuke zbierał się w sobie, by do niej zagadać.
         - Spuściłem dla ciebie deskę. – Pochwalił się, susząc swoje zęby.
         - Owww, mój bohater – mruknęła, głaszcząc chłopakowi, ramię.
         W momencie, gdy zniknęła za drzwiami podszedł zaaferowany do recepcjonistki. Musiał się dowiedzieć, czy to u niej będzie rehabilitowany i w ogóle. Gdy jego wiedza została zaspokojona, to usiadł z powrotem w poczekalni i zaczął wzdychać ze szczęścia. Sakura patrzyła na niego, jak na debila. Nic nowego.
         - Co się szczerzysz, jak jakiś pajac?
         - Drażni cię widok szczęśliwego mnie?
         - Drażni mnie twój ogólny widok…
         - Zazdroszczę,  że tylko drażni, bo ja na twój widok mam ochotę rzygać krwią…!
         - To na mnie nie patrz. – Fuknęła. – Wielu się za mną ogląda.
         - Chyba za twoimi oczo-jebnymi włosami, bo za czym innym?
         - Witam państwa. – Uśmiechnęła się Erika. – Jest tu obecny Pipek? -  Starała się stłumić swój śmiech na dźwięk tego nazwiska. Ludzie siedzący w poczekalni także zaśmiali się pod nosem. Daisuke plasnął się w czoło, zapomniał zmienić nazwisko w rejestracji.
         - To ja…!
         - Och, zapraszam więc.
         Sakura zapytała z krzywą miną czy też musi iść, ale nie musiała i była z tego powodu przeszczęśliwa. Daisuke poszedł za śliczną rehabilitantką do jednej z sal i od razu podziwiał jej tyły. Cóż za atrakcyjna kobieta, wszystko mu się w niej podoba. Od razu jednak wytłumaczył swoje nazwisko i przedstawił się tym prawdziwym. Erika też oficjalnie się przedstawiła i od razu przeszli na ty. Po spisaniu kilku informacji o jego stanie zdrowia, wstała z krzesła.
         - W porządku! Jesteś gotowy?
         - Zawsze jestem gotowy!   
         - Super, no to zapraszam na kozetkę – wskazała na łóżko, w którym wykonywało się większość ćwiczeń. – Możesz sam się rozebrać czy potrzebujesz pomocy?
         - Rozebrać? Nawet nie byliśmy na randce! Nie jestem taki łatwy! – oznajmił dumnie, przez co doprowadził Erikę do śmiechu. Miała ładny uśmiech i lubił ten widok.
         - A ja nie jestem głupia, by narażać się twojej dziewczynie – odparła dumnie, ale Daisuke spojrzał na kobietę z uniesioną brwią. – Ta, z którą przyszedłeś, w różowych włosach.
         - Fuj! Aż mi się niedobrze zrobiło! Fuj, to moja siostra!
         - Jak ma na imię?
         - Sa.. – zaczął, a wtedy potknął się o własną nogę i prawie by się przewrócił, gdyby Erika go nie przytrzymała. – kurwa… - syknął z bólu szyi. Rehabilitantka zachichotała.
         - Sakurwa? Poważnie?
         Uwielbiał ją. Śmiała się z tak wielu  rzeczy i do siebie też miała sporo dystansu, jednak to jej śmianie się z każdej byle pierdoły było takie… było takie zajebiste. Erika ściągnęła chłopakowi na czas ćwiczeń kołnierz ortopedyczny i bardzo delikatnie pomogła zdjąć bluzkę. Uprzedziła, że ma zimne ręce, ale to wcale nie było takie złe. Ogólnie jego rehabilitacje polegały na masażu kręgosłupa, naciskaniu kręgów szyjnych i delikatnym ćwiczeniom ruchu głowy.
         - Czy ból dokucza ci jakoś szczególnie przy jakichś czynnościach?
         - Chyba najbardziej, gdy schylam głowę. Jak piszę na laptopie, to jest problem.
         - Rozumiem… - pomagała mu się na powrót ubrać. – Staraj się delikatnie i jak najczęściej kręcić głową.
         - Długo potrwa moja rehabilitacja? – zapytał z nadzieją.
         - Zależy. To może trwać kilka miesięcy albo kilka lat. – Zapięła mu kołnierz na szyi. Na moment zapadła cisza, a Daisuke ciągle przyglądał się swojej rehabilitantce. – Co tak na mnie patrzysz?
         - Sorry. Bardzo mi przypominasz moją pierwszą żonę…
         - Och, a ile razy już byłeś żonaty?
         - W ogóle.
         Na tą odpowiedź Erika parsknęła śmiechem. Jaki tekst, jeszcze nie została na taki podrywana, ale nie wątpliwie by zadziałał. Zmierzwiła Daisuke włosy i zapisała go do siebie za tydzień. Rehabilitacje raz w tygodniu powinny szybko go doprowadzić do zdrowia. Choć będzie jej szkoda, utraty takiego zwariowanego pacjenta. Jednak Daisuke się tym nie przejmował. Zawsze może mu się coś jeszcze przydarzyć. Wszystko, byleby ją zobaczyć lub usłyszeć ten pełen słodyczy śmiech. W końcu widzi coś pozytywnego w tym wypadku! W samochodzie natychmiast wysłał sms’y do swoich przyjaciół z treścią poznania ziemskiego wcielenia Afrodyty!
        
         Sasori zgodnie ze swoją okrutną obietnicą przybył do rodzinnego domu, do babci Chiyo. Jego celem była całkowita uległość staruszki wobec jego niezgody na puszczenie Matsuri na wyjazd za granicę. Dziewczyna nawet się z nim nie przywitała, z Naokim owszem, ale jego osobę zignorowała. Jako, że na dworze było ciepło to wyszedł z Naokim do ogrodu. Towarzyszył im pies Mau, który bardzo się stęsknił za swoim kumplem - Sasorim i wiecznie towarzyszącym mu zapachem szpitalnych chemikaliów. Z kolei Naoki pachniał ciastkami. Aż chciał go zjeść, ale kumpel zakazał. Chiyo gotowała obiad w kuchni, więc zostawiła na moment wnuka i prawnuka samych sobie. Sasori pokazał Naokiemu jak może się bawić z psem w aport, a potem już zostawił o w ogrodzie, a sam przemieścił się do babci.
         W kuchni i tak było okno z widokiem na cały ogród, więc miał na oku wyczyny swojego małego synka. W tym czasie mógł również porozmawiać w końcu na temat Matsuri. Wiedział, że babcia ją raczej puści, bo zostali wychowywani na samodzielnych ludzi. Babcia rzadko się do nich wtrącała, mieli się po prostu uczyć na własnych błędach i sobie z nimi radzić. Z jednej strony zawsze mu się to podobało, ale z drugiej było okrutne i w niektórych sprawach irytujące. Jak choćby stosunek Chiyo do Naokiego, teraz było o wiele lepiej, ale na początku musiał sobie sam radzić albo upokarzać się poprzez proszenie o pomoc, a porady babci były proste i okrutne. Bo jak mógłby oddać Nao do adopcji? Musiał udowodnić, że da sobie radę – i to była chyba dobra motywacja.
         - Po prostu nie chcę, żeby leciała samolotem. – Zakończył swoją wypowiedź Sasori. Chiyo pomimo krzątania się po kuchni to uważnie go słuchała. Znaczy, miał taką nadzieję!
         - A więc chodzi o samoloty? O sam lot? – Zapytała staruszka bez zbytniego przejęcia.
         - Nie! nie słuchasz mnie! Chłopak, z którym chce jechać Mats nie jest idealnym materiałem na towarzysza! – Chiyo spojrzała na niego przez ramię, mieszając łyżką w garnku. – Ona go ledwo zna, ja jeszcze gorzej, ale pierwszy raz go spotkałem na komisariacie. Zakutego w kajdanki!
         - O ile dobrze pamiętam ty też na komisariacie poznałeś tego, jak mu  tam było… - Spojrzała wyczekująco na Saso, a on zagryzł wargi ze złości. Wszystko musi pamiętać i wypominać!
         - Hidana…
         - No właśnie. I mało tego, kolegujecie się do dziś. Także nie oceniaj książki po okładce, wnuku. Twoja siostra lubi ryzykować w kontaktach tak samo jak ty. Może się nie sparzy.
         - To znaczy, że chcesz ją puścić na dwa tygodnie z chłopakiem?
         - Ty wyjeżdżałeś na o wielu dłużej. – Wzruszyła ramionami. Sasori westchnął, co za trudna baba.
         - A jak… A jak coś jej się stanie? Jak coś jej zrobi? – Wydukał z siebie. Ciężko to przyznać, ale martwił się o siostrę. – Nie mogę uwierzyć, że kompletnie cię to nie obchodzi.
         - Tego nie powiedziałam. – Burknęła staruszka na powrót sprowadzając na siebie uwagę wnuka. – Znajomy pojedzie razem z nią, w roli ochroniarza.
         - Znajomy…? Mats się zgodziła? – Wątpliwe by przystała na wiekową przyzwoitkę.
         - Powiem raczej, że to będzie taki mój szpieg. – Słowa Chiyo go zdumiały.
         - Chytre… za mną też posyłałaś szpiegów do ochrony? – kobieta się zaśmiała.
         - Wtedy twoją najskuteczniejszą ochroną była twarz.
         - Wybacz, że cię rozczaruję babciu, ale cieszę się powodzeniem.
         - No tak. Teraz tak. Ale w tamtych czasach byłeś strasznie pryszczatym chłopcem, nie pamiętasz?
         Sasori zacisnął pięści ze złości, głupia starucha! Pamięć ma dobrą, ale do rzeczy niepotrzebnych. Po chwili wychylił się przez okno i wrzasnął karcąco na swojego syna. Chłopak zamierzał dosiąść psa, robiąc sobie z niego konia… co za chłopak. Wtedy Chiyo zapytała wnuka o plany wakacyjne. Osobiście nic nie planował, ale urlop oczywiście postara się wykorzystać, jeśli go otrzyma… musi ubłagać szefa o wolne na czas nieobecności Miyuki, czy kiedyś tam. Chociaż pojechałby gdzieś sobie… odpoczynek – to słowo staje się mu takie obce.
         - Nigdzie się z Miyuki nie wybieracie? – Dopytała staruszka, Saso trochę wcięło, ale po chwili zrozumiał. Matsuri musiała jej wszystko powiedzieć. – Mogłabym wam polecić kilka miejsc. – Babcia od zawsze była wielkim podróżnikiem, rodzice Saso właściwie też. Tylko on wolał trzymać się znanych sobie miejsc, a namówienie go na spontaniczny wyjazd było dosyć trudne.
         - Nie. Miyuki  w ostatni tydzień sierpnia wyjeżdża na miesiąc, na staż w radiu. Tak jej szkoła zaproponowała. Naoki od września zaczyna przedszkole, a ja… a ja mam urwanie w pracy.
         Teraz, skoro już skończył studia, zaczął pracować w normalnych godzinach, a nie takich, które są kompatybilne z jego codziennymi zajęciami. Na samo myślenie o tej niewygodzie ma ochotę się rozpłakać, jak panienka. Chiyo skinęła głową na znak, że rozumie i zaczęła nakładać jedzenie na talerz.
         - Matsuri chyba za nią nie przepada. – mruknął pod nosem, chcąc zagaić temat. Pomagał też nakryć do stołu, jak zawsze, kiedy tu był.
         - To cię denerwuje?
         - Nie, nigdy mnie nie obchodziło co inni myślą. Ale denerwuje mnie, że cały czas wspomina o Noriko. Minęły już cztery lata odkąd się rozstaliśmy. – Burknął. Wiedział, że lubiła jego eks, ale bez przesady.
         - Może to dlatego, że wciąż czujesz do niej sentyment.
         - Nie czuje do niej sentymentu. – Zaoponował Sasori. – Nic do niej nie czuję.
         - No to nie wiem. – Wzruszyła obojętnie ramionami. W ogóle jej nie obchodziła rozmowa jaką prowadzili. Co za okrutna babcia. – Zapytaj Matsuri. I od razu ściągnij ją na obiad.
         Nakazała staruszka, Sasori się skrzywił. Nie lubił, gdy między nim a Mats był jakiś stan wojenny, w którym on musiał dawać za wygraną. Najpierw jednak przywołał do siebie Naokiego i nakazał mu umyć ręce i usiąść do stołu. Miał nadzieję, że poradzi sobie samodzielnie z tymi zadaniami, dlatego udał się do siostry. Zapukał i wszedł do pokoju nie musząc uzyskiwać zgody na wejście.
         - Mats, obiad.
         - Ok, zaraz przyjdę. – odpowiedziała Matsuri z przyłożoną do ucha słuchawką. Daisuke, kończę już… Idę na obiad… Nie powiem ci, bo przyjdziesz – skrzywiła się. – Nie, nie starczyłoby, bo już z nami ktoś je… Mój brat i Naoki… - obejrzała się na krzątającego po pokoju Saso. – Masz pozdrowienia.
         - Dzięki.
         - Ale już powiedziałam… - Znowu zwróciła się do Saso – Dai odwołuje, bo mówił o Naokim.
         - No to nie przekażę.
         - Mówi, że nie przekażę Naokiemu… - Uśmiechnęła się do siebie. – Dai będzie płakał.
         - To fajnie.
         - Mówi, że fajnie… okej kończę… nie… bo nie… nie jestem papugą głąbie! Pa – zakończyła rozmowę i wtedy bez słowa chciała skierować się do kuchni, jednak Saso zagrodził jej drogę.
         - Masz do mnie zadzwonić przed odprawą i jak dolecisz na miejsce i napisać chociaż jednego sms’a dziennie czy wszystko w porządku.
         - Dobra.
         - Masz kasę na wyjazd? Czy ci trochę dać?
         - Mam, ale nie pogardzę dodatkową gotówką. – Wystawiła zachłannie rękę.
         Ku jej zdziwieniu Sasori wyjął z kieszeni kopertę wręczając jej do ręki. Skrzywiła się, przecież  tylko żartowała. Nie chciała od niego pieniędzy, tak się w gruncie rzeczy nie robi. Ale Sasori nie przyjmował reklamacji. Oboje wyszli do kuchni, w której brakowało tylko Naokiego. Sasori westchnął ciężko i poszedł do łazienki.
         -  Tato! – krzyknął z oburzeniem Naoki, widząc tatę w progu drzwi. – Wyjdź stąd zboczeńcu! – wykrzyknął. No jak tak można? Zero prywatności.
         - Dobra… - Sasori posłusznie wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi. – Sprawdzałem tylko gdzie jesteś… - wytłumaczył się. jak on mógł go nazwać zboczeńcem?!
         - Nawet wysrać się nie można! – Lamentował bardzo głośno, aż nawet przesadnie wyraźnymi słowami.
         - Naoki, nie wyrażaj się!
         - Nawet kupy nie można zrobić! – Poprawił się.
         - Skąd miałem wiedzieć, że srasz?!
         - Tato, nie wyrażaj się! – Upomniał Naoki. Sasoriemu drgnęły kąciki ust wykrzywiając się w uśmiech.
         - Nie pyskuj, dobra?
         - To pukaj, dobra? – Na coraz to więcej sobie pozwala. Lanie to coś co by się mu przydało. Ale w tym przypadku musi przyznać, że jest miękki. No i jednak to były tylko przekomarzania.
         - Czterolatek nie będzie mi mówił co mam robić…
         - Co?
         - Gów… Pstro! Skończyłeś
         - Tak – Drzwi się otworzyły ukazując chłopca. Niby okej, ale…
         - Sam obtarłeś tyłek? – Nigdy tego nie robił sam. Trzeba mu było pomóc, by zrobił to dokładnie.
         - O-ooo… - jęknął chwytając się za pupę. No, zapomniał, no. Sasori wzniósł oczy do góry.
         - Wracaj się…
         Po udzieleniu pomocy swojemu synkowi, ponownie podeszli umyć rączki, co chłopcu się nie podobało. Przecież już się mył! Ile razy musi to robić? Higiena to bardzo denerwująca rzecz. Potem już zasiedli do stołu, skąd zostali okrzyczani za rozmowy o stolcu w czasie konsumowania posiłku. Co miał poradzić, to przez to dziecko. Podczas jedzenia śmiało rozmawiali na swoje życiowe tematy.
         - Tak w ogóle, co sądzisz o Miyuki babciu? – Zaczął Sasori. Właściwie to ciekawiła go jej opinia.
         - Sympatyczna dziewczyna.
         - Noriko też była sympatyczna… - Bąknęła cicho Matsuri, dłubiąc widelcem w talerzu. Sasori spiorunował ją wzrokiem. Czy musi każdą rozmowę sprowadzać do tej osoby.
         - Kto to jest, ciociu? – Zapytał Naoki. Wiedział, że taty lepiej nie pytać.
         - Naoki, jedz. – nakazał Sasori. – Mats, przestań już o niej mówić. Zerwaliśmy pięć lat temu. Definitywnie.
         - Dobra, przepraszam. – przewróciła oczami. - Zawieziesz mnie za tydzień na lotnisko?
         - Gdzie jedziesz, ciociu? – zapytał Naoki.
         Prawda jest taka, że robił wszystko, aby nie jeść. Jedzenie było bardzo niedobre. Matsuri opowiedziała o swoim wyjeździe na wakacje, a chłopiec zaczął zazdrościć samej podróży samolotem. Też chciał! Ale tata jak zawsze był na nie… też chciał jechać na wakacje!
         - Odpocznę sobie od ciebie, babciu. – mruknęła złośliwie Matsuri. Naoki od razu spodobało się to powiedzenie.
         - Tatooo…
         - Cooo…? – odpowiedział pytaniem tego samego tonu.
         - Też chcę sobie od ciebie odpocząć.
         - Wielkie dzięki, synu. Zawsze chciałem to od ciebie usłyszeć. – sarknął wymownie. Naoki się ucieszył z tej odpowiedzi.
         - To mogę pojechać do wujka Hidana na wakacje? – Saso w momencie się naburmuszył. On chyba spotkał się z głupim na zakręcie. W każdym razie odpowiedź była jedna.
­         - Mowy nie ma.

         Kolejnego, wspaniałego dnia Sasori towarzyszył Naokiemu w graniu na konsoli w jedną z wielu przygodówek. Ostatnio wyciągnął z szafy i podłączył urządzenie, głównie dla Naokiiego, ale sam również przy okazji popadł w fascynacje gier komputerowych. Nie miał zbytnio gier, które nadawały się do ujawnienia ich czterolatkowi, więc zakupił kilka  do pobrania w sklepiku. To były już ewidentnie dla małolatów, ale Sasori też się nimi ostro zainteresował. Grał więc z Naokim, co chłopca zaczęło z czasem denerwować.
         - Naoki, wracaj się, zapomniałeś zniszczyć skrzynkę! – Burknął. W grze Crash Bandicoot takie coś jest potrzebne, aby zdobyć szary diament. Sasori uwielbiał dokładność. – Nie tam, na lewo! Na lewo mówię!
         - Ja nawet nie wiem co to znaczy lewo, tato! – zapyskował oburzony.
         - No tak… pokaż mi na chwilę pada – Polecił, chcąc wyciągnąć mu kontroler z ręki.
         - Nie! Poczekaj na swoją kolej! – Tak nie wolno, mieli grać po kolei!
         - Pokażę ci tylko, gdzie minąłeś skrzynkę.
         - Nie chcę! Ja gram!
         - Ale źle grasz!
         - Dobrze! – Krzyknął i zaczął płakać. – Jesteś niedobry tato!
         - Ja?!
         - Sasori! – Zawołała karcącym tonem Miyuki. – Jak macie się kłócić to lepiej to wyłączcie i w ogóle nie grajcie!
         Nic nie odpowiedział tylko jedynie westchnął. Może faktycznie go trochę poniosło. Naoki grał na moment w ciszy i spokoju, ale nie było już tak fajnie. Tata siedział zły na kanapie i w ogóle nie komentował, a Naoki chciał, aby tata komentował. Tylko pozytywnie, a nie, żeby krytykował. Westchnął przewracając oczami i stanął naprzeciwko rodzica.
         - To pokaż mi, gdzie pominąłem tą skrzynkę. – powiedział nadąsany. Podał Sasoriemu kontroler i usadowił się na kolanach  taty. Nie było to miękkie siedzisko, ale bardzo przyjemne.
         - Już się nie będziemy wracać, graj dalej, ale teraz rób to dokładnie, dobrze? – Nie zrezygnował z pouczania go w temacie. Jak się powinno grać.
         Naoki… jakoś to zniósł. Samo patrzenie, jak kto inny gra też było bardzo fajne. Zresztą chłopiec w niektóre rundy się bał grać. Nie chciał się skuć, a mieli sporo żyć, poza tym wolał jak to tata tracił życia. Mógł się z niego śmiać albo pomarudzić jak jest beznadziejny. Po chwili jednak Miyuki zawołała Sasoriego prosząc by ten wyrzucił śmieci. W czasie, gdy chłopcy grali na konsoli, ona piekła dla nich ciasto. Też była dokładna i lubiła porządek, dlatego nie było mowy o przekładaniu obowiązków na potem. Mężczyzna zostawił więc resztę samą w domu i udał się do kontenerów, które znajdowały się kilka metrów od bloków. Otwierając bramkę do składziku z pojemnikami śmieciowymi zamierzał wrzucić worek do jednego z nich.
         - Ej, kolego. – Zagadał jakiś bezdomny wychylając się z kontenera umiejscowionym za Sasorim. Chłopak uskoczył przestraszony na bok, chwytając się za serce.
         - Kurwa… - Nie spodziewał się o tej porze żadnego poszukiwacza puszek. Zaskoczył go.
         - Odstaw mi ten wór przed kubłem, bo nie chcę mi się do niego drugi raz wchodzić. – Nakazał starszy, niezbyt zadbany gość i powrócił do szperania w śmieciach.
         Sasori się skrzywił. Mało co zawału nie dostał, a zamiast przeprosin, usłyszał jakieś rozkazy, szlachcic pieprzony. Wyszedł z składu śmieciowego i skierował się do budynku. Przed nim zastał jeszcze Hiroyę z kilkoma towarzyszami. Kolejny raz pomyślał, że to nie jest idealny materiał na kolegę Matsuri. Miał w sobie coś z przestępcy, którym niewątpliwie jest, zważając na problemy z prawem. Przywołał go do siebie ruchem ręki, co posłusznie wykonał, zostawiając na chwilę kolegów.
         - Słyszałem, że Matsuri jedzie z tobą na wakacje za granice.
         - No to dobrze słyszysz. – Hiroya uśmiechnął się złośliwie. Lubił Sasoriego i czuł, że przy nim nie musi się hamować w swoich bezczelnych żartach. Saso uważał jednak inaczej, ale nie przywołał do siebie chłopaka, by tłumaczyć mu poziom jaki dzieli ich dwojga.
         - Przejdę do rzeczy. Nie podoba mi się, że wykorzystujesz moją siostrę do swoich własnych celów.
         - Oboje na tym skorzystamy. Ja chciałem pojechać na wakacje do kumpla, a ona ogólnie na wakacje. – Wytłumaczył Hiroya, wzruszając ramionami. – Co jest? Nagle zachciało ci się spędzić wakacje z siostrą?
         - Będziesz się dobrze bawił za granicą, wiedząc że okłamałeś matkę? – odpowiedział pytaniem.
         - Nie okłamałem jej. – odrzekł obojętnie.
         - Ale też nie zaprzeczyłeś, gdy Matsuri to robiła. Nie będę prawił ci morałów, Hiroya…
         - Dzięki, Doceniam to.
         - … ale ostrzegam cię, że jak Matsuri coś się stanie to oberwiesz. – Hiroya uśmiechnął się pod nosem.
         - Jasne. Przypilnuję jej.



Od autorki:
 Witajcie :* Jako pierwsze przepraszam za zwłokę, ale musiałam coś pozmieniać w rozdziale - stąd spóźnienie ;) Korektę zrobiłam sama, bo moja Beta i tak ma zawalony harmonogram, a nie chciałam jej dodawać roboty - dlatego mam nadzieję, że nie pominęłam jakiś rażących błędów :) Obecnie jestem zmuszona do zrobienia przerwy, bo cierpię na "nie-umiem-pisać#" i "to-jest-beznadziejne#" :P muszę odpocząć od Worda ^^"
Dzięki wszystkim za wyświetlenia i komentarze :D :*

Data:
2.03.2015

Spoiler:
- W waszym zakładzie powiedziałeś, że nie zdecyduje się na bycie z Miyuki. Dlaczego?
- Bo odrzucenie przez ciebie Miyuki byłoby idiotyzmem, a ty jesteś idiotą, więc pasuje. No i ten, ciągle nie zapomniałeś o tej szmacie. Pani Szmacie.
- Czemu wszyscy tak myślą? Jestem taki żałosny, że po czterech latach nie mógłbym pogodzić się z rozstaniem? W dodatku jak mógłbym kochać kogoś, kto tak potraktował moje dziecko?
- Bo to się jakoś nazywało. Syndrom sztokholmski czy jakoś tak. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Kochasz osobę, która cię krzywdzi.
            Sasori sam nie wiedział co go bardziej dziwi, że Hidan z na takie coś, jak syndrom sztokholmski czy to, że zostało to odniesione do jego osoby. Co ci ludzie mu wmawiają?
- Gówno prawda.

9 komentarzy:

  1. Witaj ponownie~
    Podczas ferii miałam aż za dużo wolnego czasu i z ciekawości postanowiłam zajrzeć na twojego bloga. W ciągu czterech dni nadrobiłam ponad 30 rozdziałów i w końcu jestem na bieżąco! Jestem z siebie taka dumna! Jednak zrobiłam to zdecydowanie za szybko, teraz trochę mi smutno..
    Od nowa zauroczyłam się twoim humorem i sposobem w jaki opisujesz różne sytuacje. Sasori nareszcie jest z Miyuki, Itachi i Deidara zostaną ojcami, Yahiko i Konan są zareczeni.. Tyle się działo!
    Rozdział genialny. Daisuke ma świetne poczucie humoru, ale nic dziwnego skoro jego siostra jest jednym wielkim żartem xD Z kolei Yosuke mnie zabił swoją groźbą, zwłaszcza, że kolega uświadomił mnie, że ptaszka można złamać tylko podczas stosunku xDDD
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdzial!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    PS jestem dawną kolorową ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 w ciągu czterech dni? o___O Podziwiam!
      No to się cieszę, bo wydaje mi się, że humoru jest tu coraz mniej, a co raz więcej życiowych problemów XD
      Hahaha, rodzice Daisuke i Sakury mają ogromne poczucie humoru xD a to kolega ma trochę racji, bo aby złamać ptaszka mus on być już twardy ale dla Yosuke to nie problem xD
      Dziękuję i pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Soli, po pierwsze przepraszam za tak długi brak odzewu, ale będę tłumaczyć się tym co wszyscy, bo taka prawda... brak czasu i ogarniające mnie przebrzydle lenistwo! :< Ulituj się nad moją duszyczką!
    Naoki coś nam gówniarzy, Saso go za bardzo rozpuszcza! Jak już mu wszystko wywala w szafy tylko po głupi komputer to wiedz, ŻE COŚ SIĘ DZIEJE! Aż chce się wspomnieć, że kiedyś to dzieciństwo było takie zajebiste, jak się nawet nie wiedziało co to internet :c [*]
    I ogólnie Deidara mnie mocno tutaj zdenerwował no bo co... Tay jest w ciąży to on się chyba też do tego przyczynił, plemników sobie raczej w doniczce nie wyhodowała nie? Zachował się jak gówniarz po prostu, no bo kurwa! Trzeba brać odpowiedzialność za siebie, a nie że jeszcze będzie wmawiał, że to nie jego bachor. Sasori dobrze mówi, ale jak się zaczęli bić to aż się zaczęłam śmiać, bo to jeszcze Akasuna dostał XDD Na kogo wgl wyrośnie Naoś jak on się w takim towarzystwie obraca, z jednej strony bijący się mężczyźni ukrywający swój namiętny związek a z drugiej niedojebany Hidan? XD To dziecko będzie mieć uraz do końca życia :oo
    " jeżeli złamiesz jej serce, ja złamie ci ptaszka" jakie to subtelne, czuć miłość w powietrzu! W sumie dobrze, że nie mam starszego brata, chociaż w sumie... może i są tego plusy :D I ogólnie Daisuke taki kochany, jaki podrywacz B| Tekst z tą żoną zawsze będzie modny, no, w sumie można go przekształcić i poderwać też tak jakiegoś gościa... oryginalnie XDD
    Wkurza mnie Mats z ciągłym pieprzeniem o Noriko. No kurde, laska sobie przegrała już na początku, trzeba się z tym pogodzić. Wgl żyję w ciągłym stresie, że ona się w końcu dowie o Nao! Bo się dowie, nie? Ty to lubisz komplikować innym życie XDD Nawet babuszka shippuje Saso z Miyuki, więc niech się już zamknie ta dziewczyna i poleci na te wakacje z tym podejrzanym Hiroyą bad boy'em ;>
    No i leje z Hidana i syndromu sztokholmskiego XDD Muszę się chyba więcej uczyć, bo Hidan mnie zaczyna przerastać intelektualnie :oo
    Dobra, pozdrawiam i życzę mnóstwa weny, trzym się :* :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jeszcze raz zobaczę twoje przepraszanie to wtedy, biada ci xD nic nie szkodzi, też się spóźniam w komentarzach przecież :P
      Deidara i Tay... no wiesz, może coś jednak jest dobre w decyzji Dei'a, bo wychowywać się z ojcem, który ma cię w dupie, uważa za błąd i na każdym kroku daje to do zrozumienia to chyba nie jest fajne.
      Tak, a scena z tą bitwą, w której to Saso dostaje po ryju została w sumie wymyślona podczas rozmowy z moją czytelniczką w realu XD (pozdrro, Ush XD)
      Ja mam starszego brata i fajnie mieć kogoś kto okazuje się głupszy od ciebie xD No i jest niejakim ochroniarzem na dzielni xD
      Może się dowie, a może nie? Kto wie xD Nie komplikuje życia, nie myśl o przyszłości xD
      Ty, a może Hidan jest mądrzejszy, niż się nam wszystkim wydaje? XD
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem po co usuwałaś ten komentarz, miałam taką ochotę cię za niego okrzyczeć x) Powiem tylko, że przepraszam, ale bynajmniej nie czuję się winna, że moje rozdziały spóźniają się parę DNI. Jak spóźnię się o tygodnie, miesiące to wtedy masz pełne prawo mnie opieprzyć, kochana ;)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. Cicho, nic nie widziałaś xD Tego nie było.
      Czemu nigdy nie mogę zauważyć napisu "DATA"? Może dlatego, że czym prędzej chcę przeczytać spoiler? No cóż... Nigdy się nie dowiemy. XDD
      Ale wiesz... Dla ciebie to może być TYLKO 7-10 dni, ale dla mnie to AŻ 168-240 godzin.
      P.S Specjalnie usunęła ten komentarz by nie dostać opieprzu c: Przezorny zawsze ubezpieczony :v (Czy jak to tam było).

      Usuń
  4. Kiedy będzie rozdział? :(

    OdpowiedzUsuń