W
domu rodzinnym Miyuki czekał na nią ojciec wraz ze swoim synem, który był mocno
przewrażliwiony na punkcie jej nieobecności. Głównie dlatego, że wczorajszego
dnia razem z Hidanem poszedł do pubu, aby dać nauczkę młokosowi, który śmiał
bić dziewczynę. I która, nawiasem mówiąc, mogła być jego siostrą. Czekając na
palanta zastanawiał się, co by zrobił gdyby faktycznie jego siostrzyczka była krzywdzona.
Chyba by go zabił. Nie no… Nie chyba, a na pewno. Potem Hidan mu pokazał tego
szmaciarza, a jemu szczena opadła. Nie dość, że gnój najwyraźniej zdradzał jego
siostrę z kumpelą Hidana, to jeszcze okazał się damskim bokserem! Yoshi, gdy tylko
zrozumiał, że faktycznie ten zbieg okoliczności ma coś wspólnego z siostrą
Yosuke, od razu zaczął go uspokajać i powstrzymywać. Oczywiście nie pomogło.
Wywlókł szmatę na dwór i tam sobie z nim wszystko powyjaśniał, mocnymi
kopniakami i falą uderzeń z pięści. Hidan właściwie tylko stał z boku i
przyglądał się tej furii gniewu. Nie chciał być na miejscu typa. Yoshi jako
jedyny próbował go powstrzymać, za co dostał mocno w żebra. Nawet obawiał się,
że ma złamane. Mimo to jakoś go odwlókł od poszkodowanego. Nawet sprawdził mu
puls, aby przekonać się, czy jeszcze żyje. Na szczęście tak. Yoshi, jako jedyny
w grupie, zachował trzeźwość umysłu i nie pozwolił Yosuke zabić kolesia i
zmarnować sobie życia. Dopiero pytanie „Jaki dajesz przykład swoim dzieciom?”
pomogło. Typ dostał nauczkę, ale Yosuke obawiał się, że może będzie szukał
zemsty i naśle jakiegoś swojego kumpla na Miyuki? Kto wie?
Niedługo
potem Miyuki jednak wróciła do domu i to w szampańskim nastroju. Nie mogła
przestać się uśmiechać na wspomnienie tej upojnej nocy. Była szczęśliwa i chyba
nic nie mogło zepsuć jej nastroju. Gdy zamknęła drzwi w przedpokoju od razu stawił
się Akaishi. Z jednej strony cieszył się, że wróciła cała i zdrowa do domu, a z
drugiej był zły, bo zaczął odchodzić od zmysłów przy tym Yosuke.
- Daj spokój, tato. Nie pierwszy
raz nie ma mnie całą noc w domu. – Spojrzała w lustro i trochę przylizała swoje
nastroszone włosy, nie przestając się przy tym uśmiechać.
- Wolę jednak, abyś w pogotowiu
miała telefon. Po co ci on, skoro go stale gubisz?
- To zdarzyło się zaledwie drugi
raz. Wróciłam do domu, jestem cała i zdrowa. Po co rozmyślasz nad czarnymi
scenariuszami? – burknęła. Nie cierpiała tej nadopiekuńczości.
- Bo się martwię, Miyuki.
- Nie jestem już dzieckiem. –
Wydęła usta.
- Moim jesteś. I to się nie
zmieni – zadeklarował Akaishi. Nie mógł się tak po prostu nie martwić o jedyną
córeczkę. Tym bardziej, jeżeli wychodziła sama na imprezę. No, z koleżankami,
ale co koleżanki jej pomogą, jak zostaną napadnięte? Z chłopakiem nie było takich
obaw, bo ten pewnie by ją obronił.
- W porządku, przepraszam. Następnym
razem będę bardziej ogarnięta.
- Mi, możemy pogadać? – wtrącił
Yosuke, którego dopiero teraz zauważyła. – W cztery oczy.
Poszli
na górę, do pokoju dziewczyny. Miyuki westchnęła. Pogadanka z bratem zwykle była
bardziej upierdliwa. Może dla świętego spokoju powinna mu powiedzieć, że spędziła
noc z Sasorim? Nie, żartowała sobie, chciała go żywego. Po wejściu do pokoju
położyła się z uśmiechem na swoim łóżku. Yosuke przyglądał jej się trochę
dziwnie. W ten sposób nie zachowywała się osoba na kacu. Czyżby nadal była
pijana? Długo ją trzymało…
- Miyuki, muszę ci coś
powiedzieć.
- To mów, ja cię słucham –
stwierdziła, choć w dalszym ciągu miała zamknięte oczy.
- Wiem o wszystkim.
Na to zdanie dopiero otworzyła
oczy i na niego spojrzała. Czyżby się domyślił? Nie mógł! Przecież to Yosuke!
Uniosła się do pozycji pół siedzącej.
- O… o czym? – zapytała dla
niepoznaki.
- O tym, co ci zrobił.
Nadal nie była pewna, co miał na
myśli, ale chyba jednak TO.
– Dlaczego nie powiedziałaś? Mi
albo tacie.
- Nie muszę wam o wszystkim
mówić – burknęła. Cóż za pomysł, aby opowiadać im o seksie? - Ja ciebie nie
pytam o takie rzeczy, ani Yoko, ani tym bardziej taty.
- Akurat my nie mieliśmy takiej
sytuacji – powiedział. On trochę w sumie miał, był bity, ale nie przez Yoko!
Miyuki spojrzała na niego spod
byka. Co on myślał? Że ona nie wiedziała ciągle co to seks?
- Masz mnie za idiotkę Yosuke? –
burknęła. - Skoro nie mieliście z tym styczności, to skąd się wzięli Takeda i
Laya? Albo ty i ja?
Yosuke patrzył na nią niezrozumiale.
- O czym ty mówisz?!
- A ty?!
- O tym, że wiem wszystko. Że
twój eks cię bił, a na dodatek zdradzał z kumpelą znajomego z treningów… Miya
jej chyba było. – Zastanowił się moment.
- Aha… - Miyuki plasnęła się w
czoło. Jeszcze Hidan maczał w tym wszystkim palce. Wspaniale! – Ale już nie
jesteśmy razem. Stare dzieje.
- Oszalałaś? Wpierdol mu się
należał!
- Nie. I tak już złożyłam na
niego doniesienie. Sasori mnie przekonał. – Uśmiechnęła się na wzmiankę o jego
imieniu, ale ogarnęła się, zauważając jak się jej przygląda. – Tobie nie mogłam
powiedzieć, bo pewnie byś go zabił.
- No wiele do tego nie
brakowało.
Miyuki
spojrzała na brata z niemym pytaniem w oczach, a potem sama się wszystkiego
domyśliła. Miała niezwykłą ochotę udusić Hidana za wciągnięcie w to Yosuke.
Całe szczęście, że był tam jeszcze ktoś, kto go w porę odciągnął. Na koniec
zadzwonili dla tego kolesia po karetkę. Dziewczyna obawiała się, co stałoby się
z jej bratem, gdyby Keichiro się obudził i zdecydował go pozwać. Yosuke
wzruszył ramionami. Cały on, zero odpowiedzialności.
- To ja już… Czekaj, czekaj… O
czym myślałaś, że mówię?
- No… - Kurwa, kurwa, kurwa, musiał
wrócić do tego tematu. – Wiesz… O niczym takim…
- To nie było nic, to było
jakbyś uprawiała… - Zamarł, a Miyuki momentalnie zakryła twarz rękami. – Nie… Nie...
No kurwa, nie! Miyuki coś ty zrobiła?! –
Złapał ją za ramiona i zaczął potrząsać.
- Puszczaj mnie, Yosuke! –
Odtrąciła go nadąsana. - Ty zacząłeś o wiele wcześniej!
- No i co z tego? Ja byłem
głupi, a ty jesteś mądrą dziewczyną! Dlaczego to zrobiłaś?!
- Z miłości – oznajmiła i na jej
policzkach pojawiły się rumieńce. Była szczęśliwa, że to z nim zrobiła.
- Obustronnej? – dopytał.
Powinna być tego pewna, gdyby
pojawiło się dziecko, to ojciec miał wziąć odpowiedzialność! Seks to nie
zabawa… No, może czasem, ale to nie zabawa, którą się praktykuje przed ślubem,
bez jakiegokolwiek myślenia! Miyuki zagryzła wargi, przez co wiedział, że to
tylko siostra darzy go uczuciem. Westchnął ciężko.
- On jeszcze mi tego nie
powiedział, ale podobam mu się i mnie szanuje.
- Dlatego cię wykorzystał?
- Nie wykorzystał mnie, Yosuke!
Sama mu się oddałam… Było całkiem przyjemnie…
- Nie chcę o tym słuchać.
Powiedz tylko czy się zabezpieczaliście?
- Tak… Chyba. Nie no na pewno. Tak.
- Kim on jest?
Tego pytania bała się najbardziej. Nie mogła
mu powiedzieć, że to Sasori. Nie wiadomo jakby zareagował.
– Miyuki! – krzyknął tak, że aż
podskoczyła przestraszona. – Znam go? ZNAM?!
- Nie, nie znasz! – skłamała. I
tak to kupił, więc teraz tylko musiała kogoś wymyślić. Albo i nie. – Nie powiem
ci, kto to!
- Nie?!
- Nie! – Zawołała stanowczo.
- W porządku. – Ten ton… - No to
może powiesz tacie…!
Skierował się do drzwi, a Miyuki
jak oparzona zerwała się z łóżka, zatrzymując go przed wyjściem. Yosuke zawsze
skarżył, ZAWSZE. Dlatego była pewna, że mu powie.
- Nie! Nic mu nie mów! Zgoda,
powiem ci…
- Zatem zamieniam się w słuch.
Dochodziła
już trzecia rano. Wszyscy w mieszkaniu byli pogrążeni w objęciach Morfeusza. Niewiele później młodszy z
domowników się obudził. W wieku trzech latek zdarzały się takie kilkurazowe
pobudki w ciągu jednej nocy. Chłopiec podniósł się do siadu, by poprawić sobie
kołderkę, która powinna opadać na jego stópki. Rozglądnął się po swoim pokoju.
Delikatna poświata księżyca oświetlała część pokoju Naokiego przez nie zasłonięte
okno. Pewnie tata zapomniał… Maluch mimowolnie spojrzał w tamtym kierunku. Drzewa
za oknem przybrały dość mroczny wygląd, nieprzyjemny i ciut straszliwy. W rogu
okna zauważył cień, zupełnie jakby ktoś na niego patrzył, widać było tylko
jedna czwartą jego twarzy, groźne oko, a rysy twarzy wskazywały na zadziorny
uśmiech. W dodatku miał staromodny kapelusz, który dodawał mu grozy. Nawet na
chwilę się nie poruszył, ale patrzył groźnie w jego stronę. Oczy Naokiego zaszkliły
się ze strachu.
- Tato… - szepnął. Przerażenie
nie pozwalało mu na nic więcej. Wątpił, żeby go usłyszał, ale miał ogromną
nadzieję. Jego oddech stał się ciężki, starał się tego nie robić w nadziei, że
postać sobie pójdzie. Słychać było jedynie stukanie deszczu w okno. Nagle
zagrzmiało, a błysk przedarł się przez granatowe niebo. Chłopiec pisnął głośno,
chowając się skulony pod kołdrą. – Proszę, niech ten pan sobie idzie… Proszę,
proszę, proszę – szeptał do siebie i powtarzał jak mantrę. Pod pościelą cały
dygotał, ale i nie potrafił się przełamać, by wołać tatę.
Po
paru minutach zebrał w sobie odwagę i szybkim ruchem zdjął z siebie kołdrę, by
sprawdzić czy ten ktoś był jeszcze za oknem. Nie było, więc odetchnął z ulgą,
ale nie zamierzał już tam dzisiaj spać. Chciał do taty, a droga w ciemnościach
także była przerażająca. Ale trudno, będzie z tatą, a tata go obroni, powtarzał
sobie. Na niebie ponownie rozbłysnął piorun, a Nao w tym samym czasie
przyuważył w rogu pokoju wysoką postać z kapeluszem na głowie. Nie była
stuprocentowo widoczna, ale wystarczająco by go przerazić. Policzki chłopca
zostawały nawilżone spływającymi z oczu łzami, nie mógł ich powstrzymać, a z
buzi, mimo ciągłego otwierania i zamykania jej, nie wydobywały się żadne
dźwięki. Dopiero po chwili, gdy z półki spadła jakaś książka i cichym trzaskiem
wytrąciła go z amoku, zaczął się rozpaczliwie wydzierać, okrywając się ściśle kołdrą.
- Tato! Tatusiu! Tato! Przyjdź
tu, proszę! Tatusiu!
Uporczywe
wołania obudziły Sasoriego. Gwałtownie uniósł z poduszki głowę, a gdy słuch się
wyostrzył, poderwał całe swoje ciało. Czym prędzej pobiegł do pokój wołającego
go syna i natychmiast zaświecił w pomieszczeniu światło.
- Naoki, co się stało? – Podszedł
do łóżka i usiadł na brzegu, ściągając z syna pierzynę.
- Tatusiu! – Zawołał chłopiec
przez łzy i przytulił się do ojca. – Strasznie się bałem! – Zawył, a czerwonowłosy
usadowił go na swoich kolanach, otulając rękoma.
- No już, spokojnie. – Uciszał
go, widząc jaki miał niespokojny oddech. – Burzy się tak bałeś? – zapytał.
Naoki nigdy nie bał się burzy, więc byłoby to zastanawiające. Ten jednak pokręcił
dziko główką.
- Nie, nie! Widziałem za oknem
złego, złego pana! A potem, a potem był tutaj w… w…
- Ćśśś, uspokój się…
- Bałem się, tatusiu!
- Już dobrze, tata jest przy
tobie – mruknął, kołysząc go na kolanach. Wyjął jedną chusteczkę z pudełka
leżącego na półce i wytarł jego zapłakaną twarz, a potem wysmarkał nosek. – Nie
musisz się bać.
- Nie chcę tu spać – stwierdził,
przytulając się do szyi Sasoriego i nadal cicho szlochając.
- Nie płacz Naoki, nie ma po co
– szepnął do dziecka. Zegarek wskazywał trzecią dwadzieścia pięć. Westchnął
ciężko, wstał i zaczął chodzić z nim na rękach po pokoju. - Jak ten pan
wglądał?
Na
pewno dziecku się coś przywidziało, bo jaki idiota wdrapałby się do okna na
drugim piętrze, gdzieś tak na środku budynku. I to jeszcze w bloku mieszkalnym,
a nie domu prywatnym. Z opisu doszedł do wniosku, że kwiat na oknie i firanka
musiały mu wytworzyć taki obraz. Spuścił rolety. Gdyby nie zapomniał tego
zrobić, nie byłoby tej całej akcji. Potem podeszli do domniemanego
nieproszonego gościa. Okazał się nim być duży misio, któremu sam dodał
akcesoriów godnych dziennikarza, czyli między innymi kapelusza.
- Widzisz, nikogo tu nie było,
to tylko twoja wyobraźnia – uświadomił go, cmokając w czoło. – A kto zrzucił
książkę z półki? – zapytał z pretensją, kucając i zabierając przedmiot z
podłogi.
- Pan Misio – naskarżył Naoki.
- Pan Misio? Dostanie po dupie –
stwierdził, a chłopiec się zaśmiał. Odłożył książkę na półkę i zaczął
rozweselać syna, robiąc mu samoloty poprzez obracanie się z nim wokół własnej
osi. - To teraz lecisz do łóżka.
- Nie chcę! – zawołał, ale jego
zdanie nie było brane pod uwagę, bo Sasori ułożył syna w łóżku i począł przykrywać
kołdrą. – Nie chcę spać – mruknął, siadając na łóżku.
- A wiesz, która godzina? Na polu jeszcze ciemno – stwierdził Akasuna,
pchając go lekko na poduszkę. On też się jakoś rozbudził, ale za cztery godziny
musiał wstawać do pracy. Powinien być wypoczęty.
- Przeczytasz mi bajkę? –
zapytał chłopiec, a Sasori westchnął ciężko.
- Naoki... Nie teraz. Śpij już.
– Pochylił się nad nim i cmoknął w czoło.
- Ale jak znowu ktoś tu
przyjdzie…? – powiedział, trzymając kurczowo rękę ojca. Tłumaczenia o winie
jego wyobraźni niewiele się zdały. W końcu mu przerwał. – Mogę spać u ciebie…?
Tylko dzisiaj, proszę.
- Taa, a jutro też tak będzie.
Śpisz tutaj. Ja poczekam aż zaśniesz – oznajmił.
Nie
chodziło o to, że nie chciał, aby mały spał u niego, tylko musiał mu pokazać,
że nie było się czego bać w pokoju. Dziecko posłusznie przymknęło oczy, w
dalszym ciągu trzymając tatę za rękę. Po kilku minutach siedzenia Saso spojrzał
leniwie na twarz Nao. Wyglądał tak bezbronnie. Czas mknął do przodu. Nadal pamiętał jak miał te dziewięć
miesięcy. Wstał wolno z łóżka, kierując się cicho do wyjścia.
- Tato… Zostań ze mną – jęknął
bliski płaczu.
- Nie idę, zgaszę tylko światło.
– Było tak blisko. Po gaszeniu wrócił do dziecka, zegar wskazywał pięć po
czwartej. Westchnął ciężko. – Przesuń się – nakazał, kładąc się z nim w łóżku.
- Dobranoc – mruknął szczęśliwy
Naoki przytulając się do ciała ojca.
Mężczyzna
objął go ramieniem. Na początku wpatrywał się w jego buzię, a po chwili i sam
przymknął oczy i nawet nie wiedział gdy zasnął.
Jak
co dzień, punkt dziewiąta, Miyuki zjawiła się pod mieszkaniem i zadzwoniła
dzwonkiem. Splotła dłonie i uniosła je do góry, w celu rozciągnięcia się, a tym
samym wybudzenia z resztki snu. Zadzwoniła drugi raz. Dziwne, że Sasori nie
otwierał. Zwykle robił to niemal od razu i pożegnawszy się z synem, a czasami z
nią, wychodził do pracy. Zapukała kilka razy, a nawet przysłuchała się odgłosom
z wnętrza, ale nic. Może pomyliła dni i na dzisiaj mieli jakiś wyjazd…? Nie,
niemożliwe. Zapamiętałaby. Postanowiła otworzyć drzwi. Miała klucze od domu,
więc… Chyba mogła.
W
domu panowała cisza. Miyuki zdjęła w przedpokoju buty i poszła przeszukać inne
pokoje. Najpierw poszła do sypialni podopiecznego, co okazało się strzałem w
dziesiątkę. Na łóżku zobaczyła dwóch bliskich jej sercu mężczyzn. Uśmiechnęła
się na ten rozkoszny widok, ale musiała obudzić, chociaż starszego z nich, bo
Naoki miał jeszcze czas. Usiadła na skraju łóżka i zanim coś zrobiła,
wpatrywała się w jego śpiącą twarz. Chciałaby się codziennie budzić koło niego
i widzieć jego spokojną twarz.
- Um… Sasori... – Potrząsnęła nim
lekko. – Czas się obudzić… Spóźnisz się do pracy. – Mężczyzna nic sobie z tego
nie zrobił, jedynie się bardziej skulił. – No, ej… - Westchnęła ciężko.
Pochyliła się i zaczęła go lekko klepać w policzek. – Sasori, wstajemy – mówiła
cicho, a on zaczął się budzić i złapał
za rękę dziewczyny.
- Co robisz… - zaczął, podnosząc
się do pozycji siedzącej. - …tutaj?
- Nikt nie otwierał, więc… -
Mężczyzna przetarł senne oczy, ale jedną ręką nadal ją trzymał. Pewnie nawet
nie zauważył. – Więc weszłam, używając klucza. Przepraszam, wiem, że to nie w
porządku…
- Nie przejmuj się. – Westchnął.
– Która w ogóle godzina?
Dziewczyna przyłożyła mu przed nos trzymaną
rękę, na której miała założony zegarek. Nie przejął się tym, że ją ujmował.
Widoczna godzina przyprawiła go jednak o wytrzeszcz.
- Kurwa! – Zrzucił z siebie
kołdrę i bez słowa wybiegł do swojej sypialni.
Miyuki
spojrzała na ciągle śpiące dziecko z uśmiechem, poprawiła mu okrycie i cicho
wyszła z pokoju. Udała się do kuchni przygotować dla niego śniadanie. Chciała
go gdzieś wyciągnąć na dwór i pokazać mu przedszkole, do którego będzie
chodził, ale wolała poczekać, aż się obudzi. Po chwili do pomieszczenia wszedł
Sasori.
- Zostaw, ja mu zrobię śniadanie
– powiedział, wyjmując jej z rąk kuchenne przybory.
- To nie problem. Wypij herbatę
i idź do pracy. – Uśmiechnęła się łagodnie, wycofując rękę, by nie odebrał jej
serka. Zrobił, jak powiedziała. Nie zamierzał się przecież kłócił o taką
pierdołę.
- Właściwie… Myślałem w nocy
trochę o nas.
Miyuki spojrzała na niego zaciekawiona. Śniadanie
mogło poczekać. Skupiła całą swoją uwagę na wypowiedzi Sasoriego.
– Co byś powiedziała na związek
na próbę? Dajmy na to… Miesiąc.
- Próbę? Dla sprawdzenia czy by
nam wyszło? – Ona była tego pewna i nie potrzebowała próby, ale widać Sasori
nie miał do tego pewności. Nie zaiskrzyło między nimi, nie ze wzajemnością.
- Tak, chcę tylko, abyśmy się
najpierw bliżej poznali, jak to powinno być między parą. Chyba zaczęliśmy
związek od dupy strony… - Nieładnie się wypowiedział, ale taka prawda.
- Nie gadaj. – Miyuki się
uśmiechnęła. – Mi się podobało.
- Słyszałem. – Upił łyk herbaty.
Takiego jęczenia się nie udaje. Nie, gdy jest to pierwszy raz. – Miyuki, chodzi
mi tylko o to, aby Naoki nie zrobił sobie niepotrzebnych nadziei.
- Czyli… - Ułożyła sobie to
wszystko jeszcze raz w głowie. – Ta próba ma się odbywać w tajemnicy? – Nie
bardzo jej to przypadało do gustu.
- Tylko jakiś czas.
- Miesiąc – wypomniała, nie
chciała tak pogrywać. Wspólna noc, no okej… Ale związek? Jest dziewczyną,
chciała się chwalić swoim chłopakiem.
- Niekoniecznie… To może być
nawet kwestia kilku dni.
Zamyśliła
się chwilę. Czekała tyle czasu… Dodatkowy miesiąc chyba nie zrobiłby różnicy.
Sasori czekał cierpliwie na odpowiedź, która po chwili nadeszła. Zgodziła się
na taki układ, najwyżej mogła nasłać na niego brata. Mężczyzna wziął dziewczynę
w objęcia i ucałował jej czoło. Gdy się odsunął, skrzyżowali spojrzenia, które
lekko uciekały im na usta. Dali ponieść się swoim pragnieniom i złączyli w
czułym pocałunku. Miyuki trzymała go delikatnie za ramiona, powoli posuwając
się nimi do góry i obejmując chłopaka za szyję. Sasori również się bardzo wczuł,
przesuwając dłonie z bioder na jej pupę. Do przyzwoitości doprowadził ich
dźwięk otwieranego pokoju Naokiego. Miyuki wróciła szybko do przygotowywania
śniadania, a Sasori picia herbaty. Jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry – powiedział
Naoki, wchodząc do kuchni. Zobaczywszy swoją opiekunkę, natychmiast do niej
podbiegł i zaczął przytulać. – Miyuki, dzisiaj spałem z tatą – oznajmił wesoło.
- No właśnie, dlaczego? Bałeś
się burzy? – zapytała, a on wytłumaczył jej wszystko, krzywiąc się na samo
wspomnienie. Uśmiechnęła się z troską, przytulając go do siebie na pocieszenie.
Dała mu talerzyk z jedzeniem i kazała usiąść przy stole. Lubił gdy opiekunka
traktowała go jak dorosłego i dawała mu jakieś obowiązki, czy to było noszenie
talerzyka, czy zmywanie po sobie.
- Ja już będę wychodził do
pracy. Trzymaj się, Nao – zwrócił się do syna, nachylając i cmokając go w
policzek.
- Paaa – przeciągał samogłoskę,
obejmując szyję taty. On jeszcze skinął głową na dziewczynę, a ta wyszła
posłusznie za nim. Akcja sprzed chwili wydawała się jej nawet całkiem śmieszna.
Gdy
byli w przedpokoju Sasori upewnił się, że nie było opcji, aby Naoki ich
zobaczył i wtedy przystąpił do delikatnego wpicia w wargi Miyuki. Tak na
pożegnanie. Wtedy mu powiedziała, że to ukrywanie się jest nawet podniecające.
Tak się nawet zastanawiali, kiedy kumple Sasoriego się połapią, że ze sobą
chodzą. Saso się zaśmiał.
- Może zrobimy zakłady? Stawiam,
że pierwszy skapnie się Deidara.
- Pfff, śmieszne. Przecież to
blondyn – stwierdziła z politowaniem. – Hidan ma większe szanse, bo często tu
bywa.
- Racja… Okej, idę już, bo się
jeszcze bardziej spóźnię. Do potem.
- Eee… - jęknęła, zatrzymując go
jeszcze na chwilkę. – M-mogę…? – Nie czekając na odpowiedź wyciągnęła do jego
szyi ręce, poprawiając zagnieciony kołnierz koszuli. Drgnął lekko pod wpływem
jej dotyku. Do nozdrzy wdarł się zapach jej wiśniowych perfum. Naciągnął się
niezauważalnie.
- Dziękuję – rzekł, kiedy już
się wycofała.
- Nie ma za co – odrzekła ciepło
i kiedy mężczyzna otwierał drzwi, ona skierowała się do kuchni.
- Ach, wiesz – zaczął,
doprowadzając do jej półobrotu. – Ładnie pachniesz – dokończył i wyszedł,
obdarzając ją tak cudownym dla niej uśmiechem.
Usta
dziewczyny wykrzywiły się w dumny uśmiech, uniosła splątane ze sobą ręce niby w
rozciągnięciu, ale też radości. Ucałowała Naokiego w czoło i z dobrym humorem
powróciła do opiekowania się nim.
Pod
wieczór Yahiko wybierał się do Konan.
Miał trochę męczący tydzień i liczył, że przyszła żona poprawi mu humor.
Hehehe. A poważnie, to szedł do niej pokazać swoje zainteresowanie
przygotowaniami do ślubu, choć był, jak to Konan określiła, zbędny. Kuzynka
Yahiko zajmowała się organizowaniem imprez, między innymi ślubów, więc w ramach
prezentu ślubnego miała za zadanie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Konan
jedynie służyła jej pomocą przy wyborze różnych drobiazgów. Miały podobny gust,
więc wszystko szło bez problemów. Pod koniec wakacji musieli spiąć tyłki i
jechać zapraszać gości. Zastanawiał się, jakie dostanie prezenty ślubne i ile
szmalu… Hmm, powinien jeszcze zorganizować podróż poślubną, ale z tym nie
powinno być problemu. A jeśli, to od czego był Nagato? Był w końcu siostrzeńcem
żony szefa Yahiko. Rodzinie nie można było odmówić.
Wszedł
do bloku i wspiął się po schodach na czwarte piętro. Osiemnaście, dziewiętnaście,
dwadzieścia… Gdy miał dobry humor zwracał uwagę na drobiazgi. Liczył stopnie,
pilnował, by nie nadepnąć na linie na chodniku i różne takie. Będąc przed
drzwiami zapukał w nie. Potem dugi raz. Trzeci…
- Tato, otwórz te jebane drzwi,
do cholery!
Usłyszał potężny krzyk ze
środka. Przełknął ślinę.
- Kazałaś mi nie wychodzić z
pokoju! – odkrzyknął Jiraya. Rozpoznał go po głosie. On też otworzył drzwi,
uśmiechając się uprzejmie do przyszłego zięcia.
- Dobry. Ja do Konan.
- Niestety nie wpuszczę cię, Yahiko
– powiedział poważnie. Yahiko się zdziwił. Czyżby coś zrobił i dlatego Konan
była zagniewana? W takim razie musi to wyjaśnić!
- Tato! – wrzasnęła Konan
zrozpaczona. – Gdzie położyłeś telefon stacjonarny?! Wszystko na mojej głowie,
już sobie z tym nie radzę!
Chłopak usłyszał, jak dziewczyna
płacze.
- Dlaczego? – zapytał zaraz po
nieudanej próbie wpakowania się do mieszkania.
- Ponieważ chcę abyś ożenił się
z moją córką i zabrał tą jędze z domu – odrzekł, a chłopak nic z tego nie
rozumiał. Dlaczego Konan ryczała w pokoju, a jego przyszły teść nawet nie
zamierzał go wpuścić? To chore!
- Ale co się stało? Co jej jest?
- Ma PMS – odpowiedział poważnie
Jiraya. Yahiko stał na chwilę bez ruchu. Co to takiego mogło być? Jakaś
choroba?
- Co…?
- Zespół napięcia
przedmiesiączkowego – wytłumaczył rzetelnie. Faceci powinni się trzymać razem,
pomagać sobie i w ogóle. Córce też pomagał, bo takim zachowaniem, jakim teraz
emanowała, to by go wystraszyła. – Co tak stoisz? Wiej!
- Ale gdzie mam pójść? – Głupie
pytanie, ale serio, nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Masz. – Wyciągnął banknot z
kieszeni i dał chłopakowi. – Zabaw się.
- Za dziesięć złotych?
- Świerszczyki wcale nie są
drogie. – Chociaż… Niektóre… - To nara!
Jiraya zamknął drzwi mieszkania,
a Yahiko nawet o centymetr się nie ruszył. Zastanawiał się co to miało być. Po
usłyszeniu kolejnych wrzasków zza drzwi, postanowił jednak skorzystać z rady
Jirayi i sobie pójść. Nic tu po nim,
tylko gdzie by tu pójść…? Miał dychę… Nie wiedział po co mu ją dał, ale
okej. Nie będzie wybrzydzał.
Kolejnego
dnia Sasori przyszedł wcześniej z pracy o czym ani Naoki, ani Miyuki nie
wiedzieli. Pojechał tam jedynie wziąć sobie tygodniowy urlop. Wakacje zaczęły
się pełną parą. On sam pozdawał już wszystkie egzaminy. Nie był jednak na
imprezie podyplomowej. Mieli do niego przyjść koledzy, więc wtedy planował się
wyluzować na całego. Zaczynał się czas, gdy mógł w pełni zająć się Naokim i
Miyuki. Po przywitaniu się z nimi postanowił wyciągnąć obydwoje na spacer po
parku. Taki piękny dzień, szkoda go było nie wykorzystać. Żadne z nich nie miało
nic przeciwko.
Przechadzali
się więc po parku, a Naoki zainteresował się dokarmianiem łabędzi w pobliskim
stawie. Sasori wcześniej mu kupił bułkę w pobliskim sklepie, więc miał zabawę.
Sam usiadł sobie na trawniku i zachęcił Miyuki do zrobienia tego samego.
Niektóre gesty nie były dla Naokiego jednoznaczne z przyzwoleniem na nazywanie
Miyuki mamą, dlatego nie obawiał się jej objąć czy złapać za rękę. Miyuki
lubiła te chwile. Siedziała przy nim, opierając głowę o jego ramię i trzymając
jego dłoń, której palce gładziły wierzch jej dłoni. Zwróciła oczy na jego
twarz, a on obserwował czujnie Naokiego, uśmiechając się do siebie, kiedy
chłopiec się cieszył iż dorzucił tak daleko, że uderzył łabędzia w łeb.
Chuligan mały. Miyuki spojrzała na Naokiego.
- Sasori… - zwrócił ku niej
wzrok. – Kochałeś Noriko?
- Co to za pytanie? – Chyba
najbardziej w tej chwili nie spodziewał się tematu Noriko. I chyba nie bardzo
mu on przypadł do gustu. Doprawdy, nie mogła mówić o czymś innym?
- Normalne. Im szybciej się
pogada na temat swoich byłych tym lepiej. Dobrze też o tym porozmawiać,
powiedzieć sobie czego się obawiamy od partnera lub czego oczekujemy w związku.
- Zajeżdża jakąś psychoanalizą.
- Może trochę, ale hej! Będę
prowadzić takie rozmowy w radiu. – Uśmiechnęła się. – To może ja zacznę, bo
widzę, że się trochę wahasz. No to tak… Moim pierwszym chłopakiem był Banri,
chodziliśmy razem dwa lata, był… uroczy. Taki śliczny chłopiec. Ta cecha mnie
tak oczarowała, że nie zauważyłam jaki z niego był mięczak.
- Przypominam, że mnie też tak
nazywałaś.
- No tak, ale ty w sumie na
wszystko znajdziesz sposób. On nie był taki umiejętny. – Zastanowiła się chwilę.
– Kiedyś spacerowaliśmy po zmroku w parku i napadło nas dwóch większych kolesiów.
- Pewnie nie wyszedł z tego
cało.
- Oj, wyszedł… Uciekł i zostawił
mnie całkiem samą.
- Nie… - rzekł z
niedowierzaniem. Miyuki ze śmiechem przyrzekała, że tak było. – Nic ci nie
zrobili?
- O dziwo nie, bo byli tacy
zszokowani, że mój facet uciekł, że zamiast mnie napaść to pocieszali i kazali
znaleźć innego faceta. W dodatku odprowadzili mnie do domu, bo ktoś mnie mógł
jeszcze napaść.
- Tato, pobawimy się? - zapytał
Naoki, podchodząc do dorosłych.
- Jasne, w co się chcesz bawić?
Wstał
z trawnika na równe nogi i pomógł też to uczynić Miyuki. Następnie bawili się
razem w berka i trochę wydurniali się. Żałowali tylko, że nie zabrali ze sobą
piłki. Wtedy chłopaki mogliby sobie pograć. Miyuki wpadła na pomysł, aby
przeszli się na niedaleki stadion. Tam, za drobną opłatą, można było wypożyczyć
sprzęt sportowy. Kiedy byli jednak na miejscu Naoki chciał zagrać w ping ponga!
Co tam, że nie umiał! Sasori więc zapłacił za paletki i piłeczkę i rozpoczęli
granie, ale cóż, Naokiemu to zbytnio nie wychodziło, a nie lubił przegrywać. Po
kilku przepuszczonych uderzeniach pieprznął paletką o stół i się rozryczał.
Sasori wzniósł oczy do nieba i westchnął ciężko. Wiedział, że tak będzie.
Kolejne minuty upłynęły na pocieszaniu dziecka.
- Naoś, a może będziesz nam
sędziował? – zapytała Miyuki. – Zagram z twoim tatą i go pokonam.
- Miyuki przestań go oszukiwać.
Nie pokonasz mnie.
- Ja cię nie pokonam? –
Śmieszne.
Sasori
wziął Naokiego na ręce, a właściwie tylko na jedną, bo w drugiej trzymał
paletkę. Był pewny wygranej i w sumie szło mu lepiej. Miyuki dawno nie grała i
przypomniała sobie, jaka była i jest w tym beznadziejna. Taki fail. Naokiemu o
wiele bardziej się teraz podobała gra, gdy jego zadaniem było jedynie trzymanie
paletki, a tata go we wszystkim nakierowywał. Po chwili jednak już mu się to
znudziło i nie chciał dłużej z nimi grać. Ukradkiem chciał dołączyć do tych
chłopaków co grali w piłkę, ale byli starsi i ich metody grania nie były
przyjazne dla dziecka. Nie byli nawet skłonni się dostosować. Nie wszyscy byli
jak klasa Matsuri. Naokiemu chciało się płakać z tego powodu. Nie chcieli się z
nim bawić! Chciał nawet aby tata im tak rozkazał. On jednak wziął chłopca na
kolana i oglądał z nim i z Miyuki jak grają w piłkę. Dopiero po chwili, gdy
zobaczył, że ona bawi się swoim telefonem, zrozumiał, że się nudzi.
- Wracając do naszej rozmowy – powiedział,
zdobywając jej uwagę. – To czy tamto wydarzenie nie zmusiło cię do zerwania z
nim?
- Wiesz… Myślałam o tym. Ale
przeprosił mnie, a ja w sumie nie mogłam się nie śmiać na wspomnienie. Do tej
pory chce mi się z tego śmiać. Banri… Potrafił mnie rozśmieszyć.
- Na pewno widziałaś w nim
chłopaka, a nie przyjaciela?
- Już sama nie wiem… Chyba tak,
bo układaliśmy nawet swoje przyszłe życie.
- Ciekawe. Mieszkaliście w
przyczepie? – zaśmiał się Sasori, a Miyuki go szturchnęła.
- Nie nabijaj się, akurat
pieniędzy mu nie brakowało. Pochodził z bogatej rodziny!
- Dlatego zyskał aprobatę twojej
mamy – zgadywał i trafił w dziesiątkę. – Miałaś bogacza, a nawet o niego nie
walczyłaś. – Pokręcił głową z politowaniem.
- Pieniądze szczęścia nie dają!
– prychnęła Miyuki.
- Może i racja, ale chyba lepiej płakać w
luksusowym mercedesie, niż w jakimś polonezie – stwierdził. Naoki zasnął mu na
rękach, więc postanowili już wrócić do domu.
Miyuki
całą drogę opowiadała o różnych przypałach z chłopakami i na szczęście było
tego dużo. Bała się jeszcze raz zapytać o Noriko, była ciekawa tej historii,
aczkolwiek… Czuła niechęć Sasoriego do
tego tematu. W domu ułożyła Naokiego do łóżka w czasie, gdy Sasori
przygotowywał herbatę. Było popołudnie, więc chłopczyk odbywał niejako drzemkę.
Cóż, słońce odbierało trochę energii. Nawet ona miała dość tego dnia. Wróciła
do salonu i usiadła sobie na kanapie, a po chwili dołączył do niej Sasori.
- To…
- To… - Powtórzył za nią Sasori,
mając nadzieję na wykorzystanie czasu na mizianie się.
- To jak to było z tobą i
Noriko? – Zbyt piękne, by było prawdziwe. Skrzywił się. – No ja tobie
powiedziałam. Ufajmy sobie, Sasori. – Spojrzała na niego takim wzrokiem,
któremu się nie odmawia. Westchnął ciężko.
- Z Noriko… Hm… To była miłość
od pierwszego wejrzenia – powiedział Sasori. Powiedział to jednak w taki mimo
wszystko tęskny sposób. Miyuki już wiedziała, że nie chciała tego słuchać, ale
teraz nie wypadało się wycofać. – Dlatego jej odejście, jej późniejsze
zachowanie tak mnie kurewsko zabolało.
- Ile byliście razem?
- Trochę ponad siedem miesięcy –
odpowiedział, co trochę ją załamało. Oni się znają rok, a nic do niej nie
poczuł. Ich tam nie łączyła miłość od pierwszego wejrzenia, ale cóż, Saso na
tym dobrze nie wyszedł.
- Dlaczego zerwaliście?
- Można powiedzieć, że przez to
iż posiadam kumpli.
Miyuki uniosła brew w geście
niezrozumienia.
– Na początku wydawał mi się to zryty powód,
ale teraz myślę, że faktycznie coś w tym było. Przekładałem przyjaźń ponad nią.
Co według ciebie jest priorytetem? Partner czy przyjaźń?
- Obie wartości są ważne. Ale
chyba partner…
Sasori uśmiechnął się pod nosem.
- Noriko też tak sądziła. Ja
postawiłem na przyjaźń i ją zaniedbywałem… Chociaż nie. może po prostu nie
poświęcałem jej tyle uwagi, ile oczekiwała. Byłem okropnym chłopakiem.
- Na pewno przesadzasz - Miyuki
starała się go pocieszyć.
- Ignorowałem albo traktowałem
jak żart, gdy Hidan ją obrażał.
- Przynajmniej teraz wiesz, jak
być lepszym partnerem. – Uniosła kciuki w górę doszukując się pozytywów.
Uśmiechnął się ciepło i wziął do rąk kubek kawy. – Nadal ją kochasz, co? –
zatrzymał się chwilę przed kubkiem, dopiero po chwili nabierając łyk.
- Nie. Już nie.
- Nie kochasz czy chcesz nie
kochać?
- Chcę się zakochać w tobie,
Miyuki.
Na
to wyrażenie nie mogła zareagować niczym innym tylko pocałunkiem. Sasori
odstawił ostrożnie kubek na stolik i wtedy w pełni zaczął odwzajemniać
pieszczotę. Było bardzo przyjemnie i oboje czuli narastające wzajemne
pragnienie. Sasori naparł na nią ciałem tak, że położyła się na kanapie. Osuwał
się z jej ust na szyję, a ręka wsunęła się pod jej bluzkę, ale wtedy Miyuki
zareagowała.
- Nie możemy. W każdej chwili
może wejść przecież Naoki.
- Wiem. – Wycofał rękę. –
Całowanie wystarczy – powiedział z uśmiechem i wtedy do ich uszu dotarł dźwięk wymiotowania…
Około
drugiej rano Kana się przebudziła. Kolejny raz była sama w pokoju i kolejny raz
nawiedziła ją ciążowa zachcianka. Chciała zjeść coś, czego normalnie się wyrzekała,
by dbać o swoją linię. Hamburgery, wielkie i tuczące hamburgery – pragnęła ich
bardziej, niż załatwienia potrzeby w łazience. Ale i tak się tam udała. Przy
okazji zmieniła swoją koszule nocną na luźną sukienkę, w której była cały
dzień, tak jak i poprzedni. Będąc w ciąży nie dbała zbytnio o swój wygląd. I
tak zawsze wyglądała jak hipopotam. Westchnęła ciężko i zeszła po schodach na
dół. Pomimo tego, iż w domu stale ktoś był, to czuła się samotnie. Chciała
wrócić do siebie, do brata i znajomych z bloku. Ubrała swoje baletki i chwyciła
za klamkę drzwi, które zostały pchnięte z drugiej strony. Wszedł przez nie
Itachi.
- Cześć, Kana. Dokąd się
wybierasz o tej porze?
On właśnie wrócił z pracy. jednak dziewczyna
nie wydawała się zainteresowana jego spędzaniem czasu poza domem.
- Jestem głodna, idę coś zjeść.
- W domu nie ma jedzenia? –
zapytał z uśmiechem.
- Żebym potem musiała słuchać
zrzędzenia twojej matki, bo jedzenie się kończy? Kuszące, ale nie –
odpowiedziała na własne pytanie, aby nie było nieporozumień. – Zresztą mam
zachciankę na coś bardziej wyszukanego.
- Na co? – Skoro wyszukanego, to
musiał być to jakiś kawior albo owoce morza…
- Hamburger… Albo hamburgery.
Itachi uśmiechnął się do niej
czule. Chciała wyjść przez drzwi, ale zagrodził jej drogę.
- Idź do łóżka, kupię ci.
- Wolę jeść od razu po
przygotowaniu.
- W porządku. Znam dobrą do tego
knajpkę. Przejedźmy się.
Na
początku nie chciała się zgodzić, ale tak prosił, a ona była za miękka do
takich rzeczy, przynajmniej będąc w ciążowym stadium. Itachi chciał też przy
okazji z nią w końcu normalnie porozmawiać, poznać się bliżej. W końcu byli
małżeństwem. Powinni jakoś poprawić swoje relacje. Zabrał ją do całodobowej
knajpy, gdzie znalazło się też kilku innych klientów. Polecił Kanie wybrać co
sobie zażyczy, na co ta zapytała jedynie czy za nią zapłaci. Niby rozkaz, ale
zapytała. Oczywiście że płacił, więc nie
krępowała się z jednym hamburgerem. Wszystko na obrazku wyglądało tak
smakowicie. Usiedli przy stoliku i oczekiwali na zamówienie. Itachi tylko na
kubek gorącej kawy, ale zawsze.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Skoro musisz. – Wzruszyła
ramionami. On płacił, on wymagał. Itachi chwilę się zastanawiał, jak sklecić to
pytanie.
- Właściwie, jak sobie
wyobrażasz nasze małżeństwo? Zamierzasz zostawić to wszystko tak jak jest czy
może coś zmienić? – Chyba udało mu się w pewnym stopniu określić problem.
- A coś ci nie pasuje w tym
stanie rzeczy jaki jest?
- Serio pytasz? – Był zdziwiony
tym pytaniem. – Nie znamy się za dobrze, a nawet nie sypiamy ze sobą jak
przystało na przykładne małżeństwo.
- Kto ci tego broni?
- Niby nikt, ale chyba
powinniśmy się poznać, a nie żyć w takim małżeństwie jak teraz. Inaczej. Za
parę lat, albo nawet miesięcy, mogę mieć kogoś na boku i cię z nią zdradzać. Co
wtedy zrobisz?
- Nic. – Wzruszyła ramionami. –
Będę zbyt zajęta swoimi zdradami. – Uśmiechnęła się złośliwie, a potem do
stolika podszedł kelner z tacą pełną tuczących pyszności.
- Nasze dziecko ucierpi na
wzajemnych zdradach rodziców. Dla jego dobra może lepiej się poznajmy. Masz do
mnie jakieś pytania? – zapytał.
Kana zastanawiała się, przeżuwając
w ustach rozkosz. W końcu połknęła.
- Nie no, chyba nie. Nie wiem o
co pytać. – Chyba w ogóle nie brała na poważnie tej rozmowy. Itachi westchnął
ciężko.
- To może ja zacznę. Opowiedz mi
coś o sobie. Skąd pochodzisz? Jakie masz wykształcenie? Ogólnie jaka jesteś?
- Nie taka za jaką mnie uważasz
– zaczęła z pełną buzią.
Poczekał cierpliwie, aż przełknie
to, co miała w buzi i zaczęła swoją
historię. Sprostowała, że tak naprawdę nie była taką słodką, głupiutką
dziewczynką. Tak na nią wpływała ciąża. Tak na serio była bardzo nerwową osobą
i na pewno nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Cóż, domyślał się tego po tym, jak
odparowywała ataki Sasuke albo jego mamy. Nie chciał, aby udawała. Znaczy,
fajnie by było, jakby się powstrzymywała z niegrzecznością przy rodzicach, ale
w innym razie, proszę bardzo. Kana była także bardzo mądra, zdała egzaminy w
szkole średniej na poziomie osiemdziesięciu-dziewięćdziesięciu procent. Ale nie
była zbytnio ambitna, nie kusiły ją studia. Niemniej zarabiała zajmując się
aktorstwem, jakieś niewielkie role w teatrze – w końcu była amatorką o ładnej
buzi, byle coś zarobić. A wcześniej to zdobyła zawód wizażu i masażu w szkołach
policealnych.
- Na kurs masażu zapisałam się
razem z moją jedyna i najlepszą przyjaciółką. Teraz niestety już byłą…
- Dlaczego? Pokłóciłyście się?
- Nie, to raczej przez mojego
brata. Przegiął trochę pałę i, no, wyprowadziła się, urywając kontakt.
- Trochę to nieuczciwe. Brat ci
zagrzebał przyjaźń.
- Nie mogę się jej dziwić. Sama
bym tak zrobiła. Może tylko bym nie urywała kontaktu z przyjaciółką. Byłyśmy sobie
przecież bardzo bliskie… - Skrzywiła się na samo wspomnienie. – Racja, to było
takie kurewsko niesprawiedliwe. – Itachi spojrzał na nią i nie wiedział co
powiedzieć. – Dobra, to teraz twoja kolej.
- Więc jednak chcesz coś o mnie
wiedzieć.
- Nie musisz odpowiadać – rzekła
obojętnie i ponownie wgryzła się w bułkę.
Itachi jednak jej opowiedział.
Zaczął od wykształcenia, w końcu studiowanie prawa to wielki wyczyn. Jednak nie
dla niej. Sama by mogła to studiować, ale sześć lat nauki… Nie chciało jej się.
Ale pochwaliła go za pracę policjanta, to fajny zawód. Może kiedyś zamknąłby w
kiciu Shotę. Zapytana za co powiedziała, że on i jej brat to… chuligani. Nie
powiedziała wszystkich ich grzeszków, bo jeszcze faktycznie by ich wsadził. Dla
brata mimo wszystko nie chciała losu za kratkami. Następnie poprosiła, aby
Itachi kontynuował. Cóż, był jej przeciwieństwem, bo spokojny z niego człowiek
i nie szukał konfliktów. No chyba, że z Deidarą. Zaznaczył, że się nie przyjaźnią,
nawet ciężko im szło wzajemne tolerowanie się. Kana jakoś tego nie zauważyła,
odważyła się nawet stwierdzić, że był przystojny.
- Polemizowałbym, z Deidary jest
jakiś transwestyta.
- Transwestyta? Bo co? Bo ma
długie włosy? Ty też masz – odpowiedziała, maczając swoje frytki w ketchupie. - Chyba, że sobie dopinasz.
- Nie dopinam. Jednak ja nie
wyglądam jak kobieta.
- Zazdrościsz mu gładkiej cery?
– To nie były uszczypliwe pytania, po prostu nie rozumiała tej awersji. –
Wiesz, że są kremy przeciw zmarszczkom? Nie boisz się, że nasza córka je
odziedziczy? - dotknęła swojego brzucha. Itachi odziedziczył je po ojcu i może
lepiej, by na tym się skończyło. – Ja bym się bała.
- Wolisz aby się okazała
dziewczynką czy chłopcem? – zmienił temat.
- Dla dziewczynki mam już imię.
- Jakie?
- Yukari. Dla chłopca ty możesz
wymyślić albo damy po twoim ojcu.
- Fugaku? – dopytał, co ją zbiło
z tropu.
- Tak ma na imię? – Itachi
skinął głową. – To nie. nie możemy go tak nazwać. Wymyśl coś innego.
Dochodziła już czwarta rano, a
im naprawdę dobrze się rozmawiało. Trochę się poznali, trochę pogadali o
głupotach. Było przyjemnie, ale musieli wracać do domu. Za kilka godzin musieli
ponownie obudzić się do życia. Itachi wraz z kolegami umówił się na takie
domowe spotkanie. Musieli jakoś utrwalać
spotkania. Kana zamyśliła się na moment, gdy ściągała w domu swoje obuwie.
- Czyli chcesz, abyśmy się
poznawali bliżej, tak? – Itachi skinął na nią głową. – W porządku. Poznaj mnie
ze swoimi kolegami. – Uniósł brew do góry. To chyba nie był dobry pomysł. Tym
bardziej w jej stanie.
- Wolałbym nie…
- Sam chciałaś się poznać. Twoi
kumple chyba mnie wtajemniczą w twoje prawdziwe oblicze – orzekła, bo miała na
myśli w szczególności Deidarę. Itachi opisał się zbyt różowo, na bank miał
wady. – Chyba nie masz nic do ukrycia?
- Nie. ale ty chyba nie wiesz o
co prosisz.
- Proszę? – Zaśmiała się pod
nosem. – Źle mnie zrozumiałeś, kochanie. To nie prośba to żądanie.
- Teraz będziesz mi rozkazywać?
– Uśmiechnął się sądząc, że to żart.
- Witaj w związku małżeńskim.
Przypomnę się. – Wystawiła do niego rękę,
uśmiechając się dumie. – Kana Uchicha.
- Uchiha – poprawił ją.
- Kurwa. No i spierdoliłam całą
grozę wypowiedzi – burknęła spuszczając rękę, ale zdołał ją jeszcze przy końcu złapać i uścisnąć.
- Nie lubię, gdy kobieta
przeklina – powiedział z uśmiechem.
- Nie obchodzi mnie to.
Przywyknij, mężu.
Od autorki
Dzisiaj króciutko (mowa o moim posłowie) Oto i rozdział, uprzedzam, że często rozdziały będą dzielone, bo mam za dużo pomysłów, aby zmieścić się w setce xD W każdym razie chcę powiedzieć Dziękuję za czytanie, ostatnio pisanie i czytanie blogów ciężko idzie za co wielkie przepraszam :< niestety nic z tym nie mogę zrobić... wracając, podziwiam każdego kto jeszcze mnie czyta :P
Data
26.01.2015
Jak pamiętacie nie będzie to rozdział, tylko druga część losów SasoNori!
Hejka :) Jak zwykle trochę spóźniona... Ale jestem!
OdpowiedzUsuńDzisiaj będzie jeszcze krócej niż zwykle. No, przepraszam, ale nie chce mi się pisać jaki to Twój blog jest super co komentarz ;) Więc dzisiaj skupię się tylko na trzech rzeczach...
Yahiko i Konan, dawno ich tutaj nie było. I nawet nie zauważyłam jak bardzo mi ich brakuje... A szczególnie Jiraji... Oo.. No, to jest gość. Ten dialog mnie rozwalił. :D I dał mu dychę.. Nie zaszaleje, ale cóż...
Itachi i Kana... No, matko! Jak mogłaś?! Nic nie mam do Kany. Jest fajna, ma super charakter i po prostu ubóstwiam takich ludzi, jak ona. Silnych, niezależnych... Ale... No, kurde. Trochę też mnie odpycha zachowanie Mikoto... Niech oni się wyniosą na swoje i będzie cacy...
I ostatnia cześć... Sasori i Miyuki... Owww <3 Jak ona powiedziała to niechcący bratu i w ogóle później.. No, po prostu to było piękne ^^
Tyle ode mnie :)
Pozdrawiam :)
Spoko, spoko też nie lubię kłamać :P wybaczam ci xD
UsuńTak, ale oni będą mieli swój czas xD w końcu biorą ślub xD na razie kto inny zasługuje na uwagę xD Oj no, dla niejednego dycha to majątek :P
Ja wiem jaki masz sentyment do eks Itasia, ale tak trzeba, tak było planowane od początku! :P
Tak, ale nie spodziewa się jakie będą konsekwencje przez jej za długi język XD
Kocham kocham kocham <3. Notka super. Wątek z Itachim i Kaną no no jestem ciekawa :-D. Jiraya mistrz:-D! A no i Sasori i to wyznanie chce sie zakochac w Tb <3 <3 <3 to bylo takie słodkie
OdpowiedzUsuńNo jaaa <3 Cieszę się, że ci się podobało :D :D
UsuńMam nadzieję, że cię nie zawiodę w dalszych rozdziałach! :)
Ohohohoho dawno nie komentowałam
OdpowiedzUsuń(Leniuszek)
Co ty zrobiłas kobieto?! Itachi i Kana looool
Kiedy Sheeri się dowiet? (><)
Mrrrrr Sasok ty ogierze XD
Związek próbny *face palm*
Hidan dzielny informator
Yousuke być tak głupim ,czy to możliwe?
Kończę bo idę do lekarza paa:*
No bardzo dawno, uż sądziłam, że po prostu tak beznadziejnie piszę :P
UsuńNapomknęłam, że ona już wie... rozstali się!
Ciężko mi odpowiadać na taki komentarz, ale dziękuję za niego xD
Kuruj się czy coś :D
Jeju, nie było mnie przez rok i tyle rozdziałów do nadrobienia! Zaraz zabieram się za czytanie, ale wprost musiałam skomentować i zapytać - Soli, pamiętasz mnie?! :D Czytelniczka Twojego dawnego bloga o NaruHina, ahh... wspomnienia wracają, był moim ulubionym. Pewnie to przez Twój humor i styl pisania, dlatego też już zaraz nadrabiam te 56 notek i wracam do bycia wiernym czytelnikiem. :3 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzy pamiętam...? Hehe pewnie, że nie XD
Usuńżartowałam, może nie uwierzysz, ale pamiętam każdego mojego czytelnika :*
Och, nawet nie wiesz, jak ja uwielbiam takie powroty czytelników, czuję wtedy że nie piszę tak beznadziejnie jak myślę :P więc przez twój komentarz uśmiecham się do monitora jak głupek :D :*
Cooo...? Przeczytasz wszystkie 56 notek? :O Zwariowałaś? :O
Znaczy trzymam kciuki i mam nadzieję, że cię nie zawiodę!
Mimo wszystko podziwiam, że ci się chce... ;) :)