W święta każdy z Akatsuki spędzał czas tak, jak tego najbardziej chciał, a w większości było to w gronie najukochańszych osób. Rodziny czy swoich drugich połówek. Albo i tak i tak. Sasori jak co roku święta spędzał w swoim starym domu. Babcia przyrządzała w kuchni swoje tradycyjne wypieki, a rodzeństwo choć raz na rok zabrało się wspólnie za sprzątanie. Pobyt psiaka, któremu Matsuri nadała imię Maou, bynajmniej nie pomagał w porządkach tylko dodawał im roboty.
- O północy sobie pogadamy! – zagroził Sasori, a jego
siostra spojrzała na niego z politowaniem.
- Chyba nie wierzysz w to, że przemówi ludzkim głosem…
- Lepiej by nie gadał, bo ja nie zapomniałem o obszczaniu
mi samochodu – warknął do psa, trzymając za jego mordkę. Szczeknął głośno,
wyrywając się z uścisku i natychmiast doskoczył do pana, liżąc go po twarzy.
Skrzywił się nieznacznie i wycofał psa z zasięgu, powracając do sprzątania.
W innych domostwach także byli zagonieni. Nagato spędzał
święta u kuzyna, który przyjaźnił się z bratem Itachiego, więc miał jakby
towarzysza i towarzyszkę, bo Shee była z nim nieustannie. Jednego wieczoru
wybrali się razem na zakupy, całą trójką. We doje też by się dobrze bawili, ale
skoro czerwono włosy uparł się dołączyć to trudno. Aby było wesoło.
- Rany, ile tego już jest… - jęknął Itachi, patrząc na
zapełniony wózek. – ciekawe czy się wypłacę…
- Wszystko razem będzie kosztować sto da złote i
siedemdziesiąt groszy – oznajmił Nagato, autorka się nie zna na japońskiej
walucie, więc będzie polska. Proszę o wyrozumiałość. – za warzywa i owoce dałeś
trzydzieści cztery i dziesięć groszy. Mięso i inne, jakieś dwadzieścia trzy
pięćdziesiąt. Słodycze, czterdzieści dwa złote, dziewięćdziesiąt. To już sto
złotych i pięćdziesiąt groszy, a dwa dwadzieścia wydałeś na gumy.
- A-aha… dobra to już wszystko wiem, dobrze mieć
matematyka na zakupach – uśmiechnął się, drapiąc w tył głowy.
- Kochanie, kupiłeś tutaj gumki? Wiesz, że w
hipermarketach je mogą dziurawić? – obruszyła się Sheeiren, patrząc na niego
karcąco.
- Nie gumki tylko gumy, skarbie. Do żucia – wyjął
opakowanie z kieszeni i ją poczęstował. Były już zapłacone, więc nie ma co się
krępować. Poczęstował także Nagato, ale nie chciał.
- Wiecie, że prawdopodobieństwo zadławienia się zwykłą
gumą wynosi…
- Zamknij się – mruknęli razem, Shee i Itachi. Posłali
sobie znaczące uśmiechy i skierowali się do kasy. Uzumaki długo się nie
obrażał, właściwie wcale, był zbyt przyzwyczajony do takich reakcji wśród
znajomych. Ale on wszczepi miłość do tego przedmiotu w swoich przyszłych
uczniach, o tak!
U reszty było normalnie, nudno. Yahiko jedyne o czym
myślał to o spotkaniu się z Konan, zatopieniu się w jej karmelowych oczach i w
końcu zakończyć ich relacje przyjaciel-przyjaciółka, a pognać do przodu. Kisame
spędzał święta u rodziny swojej dziewczyny, w którą nikt prócz Uchihy nie
wierzył. Hoshigaki i dziewczyna? No chyba wymyślona albo dmuchana. Zetsu
spędzał ten radosny czas pracując w warsztacie samochodowych. Święta? Miał na
to już wyjebane, to są dni jak każde inne, magia tego czasu już dawno się
skończyła, wyrósł z tego. Już nie dostaje prezentów. Kakuzu nie obchodził jakiś
gównianych świąt, zabiera to zbyt dużo czasu i pieniędzy. No i Obito, on
odpuścił dziewczynę, by spędzić czas z rodziną.
Hidan i Deidara natomiast włóczyli się po mieście do
zmroku. Jak Dei miał matkę na miejscu to Hidan gdzieś za granicą tak, jak i
resztę rodziny. Nie pojechał do nich. Po co? Przecież ma kasę w banku.
- Ej, Hidan – zatrzymał kolegę, blondwłosy, ale ten wpadł
na niego. – nosz kurwa – syknął, lądując na zaśnieżonym chodniku. Szarowłosy
parsknął śmiechem, ale POMÓGŁ mu wstać. Taki tam, dobry uczynek.
- Czego? – mruknął.
- Spójrz w prawo, a się dowiesz – otrzepywał kurtkę z
zalęgającego białego puchu. – w to drugie prawo – czyli to prawdziwe. Jednak on
dalej nie rozumiał. – No kurwa, w środku jest Ana, nie widzisz.
- O, ej faktycznie – zawołał radośnie, zaczął do niej
machać, ale była zajęta rozmową z jakimś kolesiem.
- Nie wiedziałeś, że przyjechała…?!
- Wiedziałem – odrzekł spokojnie. Co za głupek, wydziera
tą mordę, zwracając na nich uwagę przechodniów. Oczywiście machanie przez okno
do osoby, która siedzi prawie tyłem do ciebie i będąc obserwowanym przez ludzi
w pomieszczeniu jest normalniejsze.
- To po cholerę mnie wyciągałeś z domu na ten ziąb?! –
warknął, on tu marznie, zamiast siedzieć w domu i grać na kompie w jakąś gierkę.
- Oj no, wiedziałem, ale zapomniałem – powiedział
swobodnie i złapał Deidarę za kurtkę. –
Chodź, przywitamy się.
Nie słuchał protestów, no chyba wie co robi. Weszli do
środka pomieszczenia i skierowali swoje kroki do znajomej im osóbki. Hidan po
drodze zabrał jakieś wolne krzesło ze stolika i dosiadł się do punktu
docelowego. Brunetka spojrzał na początku zdezorientowana przybyszami.
- Cześć Księżniczko – wyszczerzył się szeroko.
- Hidan, słońce moje – objęła go na powitanie. – co tu
robisz?
- Matka Dei’a zapłaciła mi za wyrwanie go z domu - stwierdził, wskazując na kompana z tyłu,
machnęła do niego ręką, co oddał tym samym gestem.
- Co, kurwa? – warknął Deidara. – Co ty pieprzysz? –
wszystko co się rusza… ale załóżmy, że Hidan nie skumał dwuznaczności.
- No wyciągnąłem cię z chaty. Nie wiem może chcę ci
schować prezent pod choinkę…?
- Hidan… - warknął groźnie, powoli już tracąc
cierpliwość.
- Ekhm! – odchrząknął nieznajomy chłopak, który
pierwotnie miał tu z dziewczyną spotkanie. Olali go, co im tu chrząkać będzie.
- Nie odebrałeś ode mnie telefonu – zarzuciła Anayanna z
pretensją. – chciałam się z wami spotkać, a ugrzęzłam tu z tym cwelem –
wskazała podbródkiem na chłopaczka.
- Nie martw się, skarbie. Jashin nad tobą czuwa i wysłał
mnie do ciebie na ratunek – powiedział ucieszony.
- Ehe… nawet jej nie zauważyłeś – wtrącił Deidara,
postępując z jednej nogi na drugą. Fioletowooki zmierzył go spojrzeniem,
nie musiał tego mówić. Najwidoczniej
chce wpierniczu, ale to potem.
- Dlatego zesłał mi także parobka – wskazał na blondyna,
na co wydymał usta. – dobra… Ana, każ temu cwelowi spierdalać, bo Dei nie ma
gdzie usiąść – taa, bo on się nim przejmuje…
- Nie pozwalaj sobie gościu – warknął chłopak.
- Hej, hej – zwróciła się do niego. – nie słyszałeś?
Spierdalaj – rzekła swobodnie. No chyba nie myślał, że dla niego zrezygnuje z
towarzystwa dwóch akasi. Bądźmy poważni.
Koleś sobie wyszedł, wielce oburzony. Nie płakali z nim,
Dei usiadł sobie wygodnie na zagrzanym miejscu i za sprawą Hiidana, który w
ogóle nie pozwalał mu się wtrącać w prowadzone konwersacje z Aną, czuł się jak
piąte koło u wozu. Jednak nie wyszedł i nie dał głupszemu koledze satysfakcji.
Zamówił sobie coś do żarcia, no bo skoro nie pozwala mu gadać to chociaż sobie
coś zje.
Tak im mijały świąteczne dni, na rodzinnej i
przyjacielskiej w mniejszym lub większym stopniu, atmosferze. Spotkali się
dopiero w sylwestra w mieszkaniu lidera – Yahiko, no i jego współlokatora,
Nagato. Oprócz Akatsuki, było jeszcze kilka dziewczyn – Konan, Rin, Shee i Ana.
Z dziewczynami było fajnie, bardzo fajnie. Jednak wolą się spotykać w męskim
gronie i nigdy tego nie zmienią. Muzyka była głośna, ale nie na tyle, by
zagłuszała rozmowy gości. Yahiko wyszedł sobie na balkon, odpalić papierosa.
Niektórzy nie mogli się doczekać północy i już wypuszczali fajerwerki, ale gdy
widziały je jedynie pojedyncze osoby nie były one zjawiskowe. Ich grono miało
własny arsenał tych akcesoriów, za godzinę ruszą na dach i zaczną odpalać.
Kolejny rok za nimi, wszyscy mieli już dwadzieścia jeden lat, nadal byli
dziecinni i nadal trzymali się ze sobą. Po chwili na balkon weszła również
Konan, uśmiechając się do kompana.
- Strasznie głośni – stwierdziła rozbawiona. – ale to
chyba działa na ich korzyść. Jak ci minął ten rok?
- Nie najgorzej – odpowiedział, patrząc na nią. No
spotkał ją, więc wspaniały ten rok. No może jeszcze czegoś brakuje do eskalacji
szczęścia. – a tobie jak?
- Ujdzie, spotkałam nowych, zajebistych ludzi – wskazała
na ludzi za balkonowymi drzwiami. A on nie jest zajebisty? Jest ich liderem!
Czy nikogo to nie obchodzi? Westchnął ciężko.
- A przyszłaś tu, bo…? – jeszcze jest nadzieja.
- Chcę trochę otrzeźwieć – mruknęła, a rudowłosy załamał
się troszkę bardziej. Wypuścił z ust, zaciągnięty dym papierosowy.
- Och, tu jesteście, gołąbki. Potem się umówicie na
randkę – zaszydził Hidan, na co dziewczyna się uśmiechnęła, a Yahiko jej
skontrastował zagniewanym spojrzeniem. – Chodź siostro, bo przez ciebie
śmierdzi gumą – pociągnął Konan do środka.
No gdyby wiedział, że będzie musiał ich wszystkich
pilnować to nie zgodziłby się na picie z jednego kieliszka, upicie się z piwa
jest dla leszczy, ale przy ich piciu to nie ma szans, by z wódki się uchlać.
Podał dziewczynie kieliszek i nakazał pić.
- No to zdrowie – tak, tak co tam formalności, pij
kobieto. Konan odchyliła kieliszek do ust, ale okazał się on pusty. – No ej…
- Kurwa, kto pił przed chwilą? – warknął Hidan.
- No ja – zgłosił się Obito, a wtedy został zrugany przez
wszystkich wzrokiem. - …co zrobiłem?
- Wiesz Uchiha… nie świnia kto wypije tylko ten, kto nie
poleje – skomentowała Anayanna. Naprawdę ten czyn był tak… niekulturalnym
objawem.
Natychmiast się zrehabilitował i chwycił za flaszkę,
napełniając dziewczynie kieliszek, ale nie zapomną mu tego. W kolejnych
minutach coraz to mocniejsze teksty zaczęli w siebie rzucać, chłopaki
uwielbiali się nawzajem upokarzać i w sumie zawsze rezultaty były zrównane.
Wszakże wszyscy mieli na koncie kilka zawstydzających historii. Wtedy ktoś
zaczął dzwonić do drzwi, Nagato poszedł otworzyć w nadziei, że to nie jego wścibska
sąsiadka.
- Możecie ściszyć te wycie i się uspokoić?! – warknęła na
powitanie. Deidara podszedł do kolegi, by się dowiedzieć o co tej babie z
papilotami na głowie chodzi.
- Nie. Nie możemy – bąknął Uzumaki.
- Niby dlaczego?!
- Bo jest sylwester – oznajmił jak gdyby nigdy nic. Bo w
sumie nic się nie stało, każdy szalał, a ona się tylko ich czepia, mają innych
sąsiadów. Niech się dopierdala do innych.
- Zadzwonię na policję – zagroziła, wymachując pięścią.
Nagato stłumił parsknięcie, i co powie? Że dzwoni, bo sąsiedzi zachowują się
głośno, robiąc imprezę w sylwestra. Plus inni mieszkańcy nie mają nic do tego.
- Po chuj? Mamy już dwóch – stwierdził Deidara, wskazując
na Uchihów. - chyba, że ich stąd zabiorą, to nie mam nic przeciwko – odpił
sobie łyk piwa.
- To skandal! – wykrzyknęła i zaczęła jakiś monolog nieusŁuchliwej
młodzieży, nie mającej szacunku do czegoś tam, wiecznie tylko sprawiającej
kłopoty i tak dalej. Nie ma nic gorszego od ludzi wypowiadających się o ogóle,
a swoje wnioski wysuwając na jednym felernym doświadczeniu, bądź stereotypach.
- Weź idź wkurwiaj innych ludzi – powiedział Dei i
zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Kilka minut przed północą wyszli na dwór, zamierzali
wypuszczać wszystko na dachu, ale klapa otwierająca przejście była zablokowana,
a po drugie niemal każdy w jakimś tam stopniu się zataczał i jeszcze byłby
spadł z budynku. Ale tylko pierwszy powód im na to nie pozwalał. Ustawili się
na plac, gdzie niejeden osobnik przyszedł ze swoją wybuchową zabawką. Deidara
emanował radością. Wybuch i chwila – dwa aspekty opisujące jego sztukę.
- Akasuna! Za kilka minut zobaczysz coś, na co czekasz
cały dzień – wskazał na niego palcem w triumfalnym geście.
- Łóżko? – mruknął, tylko na to czekał. Gdyby nie był
dziś w pracy, odsypiał by sobie całe niewyspanie swojego życia.
- Nie, Łosiu. Prawdziwą sztukę! Wybuch! – Deidara wczuł
się w wypowiedź, ale wszyscy tylko przekręcili oczami. Ile razy można tego
słuchać? Jak nie Saso o wiecznym pięknie, to Hidan o boskim Jashinie albo Dei o
ulotnej chwili… czerwono włosy teatralnie ziewnął. – Zaraz ci jebnę.
- Sztuka jest wiecznym pięknem, durniu. Coś co trwa wieki
jest piękne, stąd galerie sztuki.
- No to czaj ile ludzi jest tutaj by ujrzeć ten widok, a
ile jest w tej twojej galerii.
Kłótni tych artystów, jest. No to można powiedzieć, że
ten rok był dobry. Zdecydowanie. Jakieś pięć minut przed akcją, otworzyli
szampana i wlali go do zabranych także z domu, kieliszków. Chórem odliczali
dziesięć końcowych sekund starego roku, a potem, wypijając szybko jednym
duszkiem napój pełen bąbelków, zabrali
się do wystrzeliwania petard.
Nie obyło się bez gaf, na przykład Hidan odpalił
fajerwerk, ale ten przewrócił się na ziemię celując wprost na Itachiego.
Wystraszony natychmiast się odsunął z zasięgu, a Hidan poprawił do pionu rzecz,
sznurek nasączony naftą i tak wolno się palił.
- Byś uważał, debilu! – warknął Uchiha, szturchając go w
bark.
- No kurwa, przewróciło się, stało się coś? – zapytał
beznamiętnie.
- Mogłoby! Pomyśl zanim się czegoś dotkniesz! – to nie
było zabawne, a gdyby petarda w niego wybuchła? Blizny na ciele do końca życia,
co najmniej blizny.
- Zyskałbyś trochę więcej ode mnie szacunku – wtrącił
drwiąco Deidara. – byłbyś muśnięty sztuką – zaśmiał się pod nosem. Wtedy został
brutalnie pociągnięty za ucho przez Shee.
- Te, te, te, Douhito. Uspokój się z tymi pociskami na
Itasia, bo zostaniesz muśnięty moją arcyzajebistą figurą – syknęła, podrzucając
w ręku śnieżną kulkę.
- Ogarnął mną strach – zakpił sobie.
- No ja myślę! – rzekła dumnie i zmiażdżyła w dłoni
śnieżkę.
Wzdrygnął się lekko, jej lepiej nie denerwować. Kobieta o
męskim imieniu… jak jakimś cudem napiszą o niej biografię, tak powinni ją
zatytułować. Wycofał się do Sasoriego, który rozmawiał sobie spokojnie z Aną,
dlaczego taka fajna dziewczyna leci na Hidana… dlaczego wszystkie fajne
dziewczyny lecą na kogoś innego. Sasori Akasuna nie, bo co? Bo wygląda jak
ćpun…? Bo jest rudy…? Niesprawiedliwe.
- I co, Saso, zbieramy się? – zapytał podchodzący
blondyn, opierając się podbródkiem o ramię przyjaciela. było już po pierwszej,
na cholerę mieli jeszcze marznąć.
- Zaraz…
- O kurwa, wy coś tam tego, razem? Hidan mi nic nie
powiedział – bąknęła oburzona.
- Nie jesteśmy razem – zaprzeczyli zgodnie.
- Nasz orientacja nam na to nie pozwala – dodał Akasuna,
zrzucając z ramienia zbędny balast w postaci głowy Douhito. Spojrzał na niego
pretensjonalnie.
- Szkoda… ale macie moje jashinosławieństwo – mruknęła z
uśmiechem.
- Witajcie panienki, o czym gadacie? – zarzucił ręce na
ramionach kumpli i taksował pełnym pożądania wzrokiem, Anayanne.
Gdy dowiedział się, że te geje już się zbierają i
dodatkowo nocują u siebie także zapytał czy aby na pewno nie są razem.
Oczywiście nie byli albo się nie przyznają! Razem z Aną postanowili ich
odprowadzić, przy okazji też się pozbierali do domu. Hidan zaproponował
chłopakom, że może ich pilnować przy ich wzajemnym kuszeniu się, a gdyby poległ
to wtedy pałeczkę przejmie Ana.
Do autobusu wsiedli od tyłu, gdyby kierowca wyczuł od
nich alkohol to by było niemiło. No bo w takim czasie, zamiast oblewać nowy
rok, musiał pracować. Na bank był wkurwiony. Rozmawiali między sobą, chyba ciut
za głośno, no ale musieli siebie słyszeć.
- Rudy, to może nas też u siebie przenocujesz? –
powiedział w końcu, no ile on mu aluzji posłał, to się tego nie da zliczyć. –
Daleko mieszkam.
- Ale to ja go przenocuje u siebie – wytłumaczył Deidara.
- Twoja mama się zgadza? - dopytała zaciekawiona,
przytaknął. – Wow, cóż za zmiana. Dziewczyny spraszać podobno nie mogłeś –
zaśmiała się znacząco.
- No ja się jego mamie nie dziwie – wtrącił Sasori. – kto
normalny zgodziłby się na nocowanie Tsuki? W ogóle mieszkanie z nią pewnie
byłoby koszmarem.
- Taa – rzekł Deidara.
- Mniejsza, Saso użycz nam swojego mieszkania – nakazał
Hidan, wskazując na siebie i Anę.
- Po co?
- No wiesz… - zaczął wymownie.
Saso zmrużył oczy, a potem gwałtownie je poszerzył,
ogarniając co on miałby w planach tam robić. Oczywiście nie zgodził się, na co
szarowłosy wielce się fochnął i oburzył. No naprawdę mu nie jest przykro, jego
mieszkanie to nie burdel.
Szedł sobie długimi korytarzami szpitala, nie miał
jakiegoś konkretnego miejsca docelowego. Najwidoczniej nie pamięta po co w
ogóle tu jest. Sasori potrząsnął swoją głową dla ogarnięcia i poszedł w stronę
recepcji, by zyskać jakieś przypomnienie. Ogarnęła go jakaś niezdolność do
skupienia, a te mijane, irytująco migające światełka, tylko to pogarszały.
Czekając za jakimś chłopakiem w kolejce, zastanawiał się, jak zadać pytanie
„hej, zapomniałem gdzie i po co idę, weź mi przypomnij”, brzmi idiotycznie. No
cóż, raz się żyje, teraz jego kolej.
- Hej…
- Co ty tu do cholery robisz?! – warknęła kobieta w
białym fartuszku. Akasuna się speszył, skoro tak wściekle reaguje to chyba
lepiej zamknąć gębę. Kobiety. – Jazda na porodówkę, durniu!
Tak warknęła, że aż się cofnął i natychmiast pobiegł w
tamtym kierunku. Jakie te baby są straszne, szczególnie te starsze… dużo
starsze. Po drodze zastanawiał się, dlaczego jest wzywany na porodówkę…? Przed
jakby poczekalnią, gdzie siedziało kilka facetów z minami pełnymi niepokoju,
zatrzymał się, obleciał go paraliż. Chyba nie każą mu odbierać porodu! Zaczął
się lekko wycofywać.
- Nareszcie pan jest! – zawołała jakaś kobieta z tyłu,
nakładając mu jakiś niebieski, szpitalny sterylny farrtuszek. – Ona już rodzi,
ale zdąży pan zobaczyć dziecko od razu po porodzie!
- A-Ale…! – kobieta założyła mu ochronny czepek na głowę.
- Nie ma, ale! Kobieta bardziej cierpi w czasie porodu,
pana zadaniem jest ją wspierać! – uśmiechnęła się kobieta i założywszy m na
usta maseczkę, pociągnęła na salę.
- Ja nie chcę! – jęknął rozpaczliwie. Nie chciał za
jakiegoś faceta, użerać się z jego żoną.
- No chodź, damy panu odciąć pępowinę – mruknęła
kusicielsko, jakby mówiła chodź ze mną, dam ci cukierka. Jednak jedno trzeba
było przyznać, ścisk miała potężny.
Wepchnęła go za drzwi porodówki, i już nie było odwrotu,
podszedł w głąb sali, przy drącej się w niebogłosy kobiecie, stała chmara
lekarzy. Sasori podszedł bliżej i rozpoznał właścicielkę ów wrzasków. Czarne
włosy w ten czas mokre od potu i poklejone do twarzy i granatowe oczy, co jakiś
czas przymrużane z bólu i nieustannego parcia. Noriko. Przepchnął się przez
otaczających ludzi i złapał ją za rękę. Nie zwróciła uwagi, jeden człowiek
mniej czy więcej, bez różnicy. Ściągnął maskę i ten głupi czepek z głowy i
zwrócił na siebie jej uwagę.
- Cześć – mruknęła jakoś dziwnie zadowolona.
- Cześć…? – idealna chwila na pogawędkę. Może powinien
skoczyć po cole i pop corn…
- Przyszedłeś zobaczyć jak rodzę ci dziecko? – jej głos
był taki czuły, delikatnie oparła głowę o ramię Sasoriego. Zmrużył oczy w akcie
zdezorientowania.
- Mi? To moje?
- Pewnie, że tak – przytaknęła, a on zaniemówił.
Przenosił spojrzenia z jej twarzy na przykryte paragonem miejsce, gdzie
wydobędzie się dziecko. – Chcesz go? – zapytała spokojnie, nadal nie mógł z
siebie wykrztusić ani słowa przytaknął jedynie głową. – To sobie zabierz tego
pierdolonego gnoja! – warknęła głośno i wydała z siebie wrzask bólu.
- Mamy go! – krzyknął radośnie lekarz. – Ale chwila ktoś
jeszcze się nam pcha na ten świat! – oznajmił wesoło. Sasoriego zamurowało,
bliźniaki… - Och, widzę kolejna główka się wylęga!
- Hehe-he-he… ŻE CO?! – wydarł się, ogarnąwszy że już
trójka jest na tym świecie.
- CZWARTY… znaczy czwarta!
- I co Sasori – zaczęła Noriko. – dorosłeś już, by ktoś
był dla ciebie ważniejszy niż koledzy? – spojrzał na nią, będąc nadal pod
wpływem szoku zaistniałej sytuacji.
- Piąte w drodze!
- Nie, kurwa, stop! – wykrzyknął chłopak i wstał z łóżka,
chcąc podejść do lekarza i mu przyjebać. – wepchnij je tam z powrotem! – to był
głupi, desperacki nakaz, ale trzeba było tego zaniechać.
- Się nie da – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic. Jemu
się rodzi jakaś armia a ten nic! Postąpił krok do przodu, ale wtedy o coś
zahaczył nogą i się wypierdolił na podłogę.
- Ała, kurwa…- stęknął, łapiąc za swój podbródek. Bolał.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, był w swoim mieszkaniu, w swoim pokoju i ze
swoich ustaleń wywnioskował, że spadł z łóżka. – UF! To był tylko sen, TYLKO
sen…! – westchnął z ulgą.
Podniósł się z podłogi i spojrzał na zegarek, dochodziła
dziewiąta. Zaspał na wykład z biologii… i tak mu się nie chciało iść, ale o
jedenastej mają spotkanie z jednym z lekarzy odnośnie neurologii. To trudny
temat, więc już pójdzie. Wstał i pościelił swoje łóżko i udał się do łazienki,
w lustrze zauważył, że nieźle przywalił podbródkiem, bo aż mu się on rozciął.
Od razu przemył sobie ranę i nałożył opatrunek.
Po wykonaniu wszystkich porannych czynności był już
gotowy do wyjścia.
Będąc jedną uliczkę od uczelni, zatrzymał się na
światłach. Zawsze do szkoły szedł pieszo, miał do niej bliżej, niźli do pracy.
Przed oczami śmignął mu napis na autobusie, reklamujący wystawę klocków LEGO od
szóstego stycznia do końca marca. Znaczy od dzisiaj, lubił te klocki… szkoda,
że nikt nie ma dziecka lub młodszego rodzeństwa, poszedłby, a samemu to trochę
wstyd. Chociaż ten nocny koszmar go na serio przeraził. Nie podołałby jako
ojciec, może za kilka lat.
- Mamo, mamo, mamo! Ja nie chcę do przedszkola – jęczał
rozpaczliwie jakiś chłopiec, zatrzymując się obok niego z kobietą. – ja tam
nikogo nie lubię.
- Shin, przestań marudzić.
- Głupia szkoła… głupia, głupia, głupia – mówił nadąsany.
Sasori uśmiechnął się do siebie, tak, walka z edukacją, bo „nie chcę mi się”,
zna to. – śmieje się pan ze mnie?
- Nie – odparł krótko, czuł na sobie świdrujący wzrok
chłopca. Cholera, nie gap się!
- No. Masz szczęście, bo bym cię skrzywdził – powiedział
groźnie, jednak Akasunie chciało się śmiać.
- Shin. Bo ten pan cię zabierze – zagroziła mu kobieta, no
aż się rwie. Chłopiec jednak się uspokoił, no bo trochę wygląda jak jakiś
psychopata.
Przeszedł przez pasy i wszedł na teren kampusu, zimowy
pejzaż i świecące słońce doskonale nadawały efektu ów szkole. Pod salą był
wcześnie, teraźniejsze zajęcia jeszcze się nie skończyły, więc wyglądał przez
okno. Akurat widok wskazywał na przedszkole, dzieci ubrane w zimowe kurtki
bawiły się na dworze. Coś go dzisiaj prześladują dzieci. I jakoś nie jest mu z
tym dobrze, cały czas ma przed oczami ten koszmar… jednak… ta wizja stworzenia
rodziny z Noriko była dla niego czymś miłym. Ale ona to przeszłość,
definitywna. Żył z tłumionymi do niej uczuciami, czekając na kogoś wartego jego
uwagi.
Spojrzał w bok, pod klasą zaczęli zbierać się uczniowie z
każdego roku, którzy byli chętni na wykłady. Prowadzący miał całkiem niezłe
zainteresowanie, skoro tyle osób okazało się chętnych. W klasie zajął zaciszne
miejsce oddalone od reszty uczniów czyli jakoś tak w przodzie. Trzeba było się
poświęcić.
Doktor od początku prowadził dyskusje na luzie, śmiało
zbaczał z głównego tematu pracy mózgu, by zwieńczyć to aluzją do tejże
tematyki. Bardzo dużo rozmawiał ze studentami, aż naszedł temat depresji, a
potem jakby rodzaju tego – depresji poporodowej.
- Nawet tutaj – jęknął cicho Sasori. Nie ma to jak z
przejść z zajęć o neurologii na jakąś, kurwa, psychiatrię. Ludzie, litości.
- Wiecie… ostatnio w naszym kraju (np. w Polsce xP)
dochodzi do wielu zabójstw na niemowlętach, przyczyną może być właśnie taka
depresja. Dotyka ona około dwudziestu procent kobiet i trwa mniej więcej od
dwóch do sześciu miesięcy. Wtedy matka, może mieć problemy natury emocjonalnej
czyli płakać z niczego, albo coś jak brat apetytu, senność… jednak także może
mieć myśli lub pragnienia zrobienia dziecku krzywdy, zabicia go.
- Dlatego po porodzie dziecko jest odbierane matce –
wypowiedziała się jedna z uczennic.
- Otóż to – przytaknął jej i powrócił do pogadanek na
właściwy temat.
Obok twarzy Sasoriego wydłużyło się ramię koleżanki z
zajęć, w dłoni trzymała kartkę papieru, którą pochwycił dyskretnie. Jak on
nienawidził takich liścików. Nie może się przez to skoncentrować. Powinien
wyrzucić ten papierek, ale no… otrzymał go od najładniejszej studentki, którą
nawet Hidan mu zazdrościł, bo jemu nie chciała dać tylko wypytywała o jego
kumpla. Heh, peszek. Otworzył trzyczęściową rozkładaną kartkę i odczytał
wiadomość.
„Hej, słyszałam, że znowu jesteś wolny :) Może
potrzebujesz pocieszenia? ♥
Takie tam, igraszki bez zobowiązań ;>
Po zajęciach w kantorku woźnego? Jeśli tak, schowaj kartkę
do kieszeni… ;*”
W sumie, wczas się o ty dowiedziała, bo minęło już pól
roku. Propozycja bardzo kusząca, wcześniej był zajęty i obojętny na jej
kokieterię, a teraz… teraz nie ma innych planów. No i jest tylko facetem. Nie
może cały czas jechać na ręce, skoro jest okazja. Schował kartkę do spodni,
nawet na moment nie zmieniając swojej apatycznej mimiki twarzy i wyrazu
spojrzenia.
W dniu Walentego, Yahiko siedział sobie w domu i gapił
się w ściskany przez siebie telefon. Miał już wybrane połączenie do Konan, ale
nie potrafił się przełamać i zadzwonić. Bardzo chciał się z nią umówić, ale nie
był dobry w podrywach. Co jej powie? „Hej, umówisz się ze mną?” to takie proste
i nudne. Mogłaby sama zadzwonić, przecież kobiety chcą równouprawnienie…! Nie
no, Konan woli jak jest… pytanie, dlaczego? Trochę feminizmu by się jej
przydało, może by nie miał takiego stracha, gdyby nie była taka idealna… zaczął
podrzucać lekko telefonem dla swobody. Nagato jest w szkole, a mógłby mu kurde
pomóc, chociaż… no, jak mogłoby wyglądać podrywanie według matematyka…? No
właśnie, a on by nie zapamiętał tych z dupy wziętych nazw teorii.
Westchnął ciężko, nie da rady… on chyba powinien być
kobietą i nie robić pierwszych kroków. Dlaczego chłopakami potrafi
rozporządzać, a przy dziewczynach jest jak cipa? Jego myślowe wywody przerwał
dzwonek telefonu, tłumiony także wibracjami. Spojrzał natychmiast na
wyświetlacz… Hidan. Skrzywił się, czego ten palant znowu chce…? Odebrał i
przystawił słuchawkę do ucha.
- Siema Rudy – przywitał się wesoło. – zbieraj dupę,
idziemy na laski! Dei też idzie, znaczy się, dopiero po niego idę – dodał i
nagle głos w słuchawce stał się mniej przytłumiony. Pewnie wszedł do budynku.
- Hidan, nigdzie z wami nie idę – odpowiedział stanowczo.
– sami wyrywa…
- Lider? – przerwał mu pytaniem.
- No, a kto inny, głąbie? – warknął.
- Ach, sorry. Myślałem, że gadam z Akasuną… cholera,
pomyliłem numery. Sorki, ciebie bym nigdy nie zaprosił, naprawdę – zarzekł,
jakby właśnie zrobił jakąś bardzo niestosowną rzecz. – zacznę was podpisywać
imie… pochwalony, jest Deidara?
- Hidan, rozłączam się – zapowiedział Yahiko i zrobił to.
Już współczuł chłopakom, o ile wie byli świeżo po
egzaminach sesyjnych i nocnych zmianach w pracy, a przy Hidanie nie ma słowa
nie. Na szczęście jego tak nie targa. Akatsuki dzieli się na dwie grupy, na
tych normalnych, spokojnych i cichych oraz na tych popierdolonych. Jedynie
Sasori jest zmuszany do bycia w tej drugiej grupy, choć dzielnie walczy.
Podniósł się z siedzenia i ruszył do kuchni zrobić sobie
kawy. Załączył ekspres, wsłuchując się w dźwięki, które z siebie wydawał. Po
chwili po mieszkaniu rozniosło się ostre walenie do drzwi. Hm, chyba Nagato coś
nie poszło w szkole… nie no, on się tak nie zachowuje. To taka chodząca oaza
spokoju. Zerknął przez wizjer, doszukując się osobnika. Nie widział, ale
kolejne uderzenie w drzwi świadczyło, że ktoś za nimi jest. Otworzył, a stała
tam oparta o przy prostopadłą ścianę do drzwi, dziewczyna o niebieskich
włosach, miodowych oczach i och, dużo by mógł wymieniać.
- Hej Konan… ty tutaj…?
- No, ta świnia poszła sobie do jakiejś knajpy z nową
panienką. Do niebyle jakiej knajpy – wprosiła mu się do mieszkania, a ten z
dezorientacją w sytuacji je zamknął. – do naszej knajpy! Miałam ochotę mu
przyjebać, ale kobiece zemsty są bardziej wyszukane.
- Hej… o kim ty mówisz…?
- O moim eks! Patrz jak się z tej wściekłości trzęsę! –
zmarszczyła brwi, wyciągając dłoń przed siebie.
- Miałaś chłopaka…? – kurwa, jak dobrze, że nie dzwonił.
Tylko obciachu by sobie narobił.
- No… zerwaliśmy zaledwie dwa lata temu, a on już ma
nową! – załkała, zakrywając sobie w twarz dłonie. Yahiko przyglądał jej się,
jak idiotce… to mało?
- Nie martw się… nie był ciebie wart – pocieszył ją
słownie.
- Jedli z jednego talerza…! – zaszlochała i wpadła w jego
ramiona.
- Może był za skąpy, by zamówić dwa posiłki? – nie wie,
co powiedzieć w takich sytuacjach.
- Też tak myślałam, przy mnie nigdy nie miał pieniędzy.
Nie tyle, by mógł mi coś postawić, zawsze płaciliśmy za siebie. Ale… ale to
było spaghetti…! Takie romantyczne danie!
- A to drań! – stwierdził, poklepując ją lekko w plecy.
- Yahiko, zrobisz coś dla mnie? – odsunęła się,
przecierając sobie oczy.
- Co…?
- Zabierz mnie do kina czy coś. Potrzebuję pocieszenia –
poprosiła go, ale się zawahał… zaszlochała mocniej. – proszę cię…!
- O-okej. Poczekaj tu. Ty-Tylko się przebiorę –
powiedział i gdy skinęła głową, pobiegł do swojego pokoju.
Niebieskowłosa zostając sama uniosła głowę do sufitu, a
potem uśmiechnęła się do siebie triumfalnie. Że też dał się nabrać na bajeczkę
jakiejś zidiociałej histeryczki, którą przecież nie jest. No cóż, trzeba było
coś wymyślić, bo by do niej w ogóle nie zadzwonił. Nie zamierzała spędzać
walentynek sama i tak już złamała swoje zasady i pomogła mu się z nią umówić.
- To co, idziemy? – zapytał idąc do przedpokoju i
zakładając kurtkę oraz buty. W buzi żuł gumę, Konan uśmiechnęła się, będą się
całować.
DATA
25.01.2014
OD AUTORKI
Nie rozpiszę się dzisiaj, jest mi wstyd za moje zaległości u was, jakoś ostatnio się wyłączam ze świata bloggera... NIEMNIEJ JEDNAK nadrobię, słowo! :)
Notki nie sprawdzałam, nie chciało mi się :P Jak jakieś błędy to wypomnijcie ;D
No i w przyszłej notce już się pojawi Naoki xDD zmieściłam w sumie cały rok w dwóch notkach xD No ale cóż, tak być musi :>
Pozdrawiam gorąco;**
No to tak... Rozdział super. Zresztą jak zwykle :3. Piszę komentarz tutaj chociaż nie napisalam jeszcze wcześniejszych. Wybacz ;_;. Spokojnie, wszystkie napisze :D. Tak w ogóle to założyłam sobie konto żebyś wiedziała, które komentarze są ode mnie i tak wiem bardzo oryginalna nazwa xD. Tak jak już wspomniałam rozdział super. Na początku myślałam, że opiszesz święta wszystkich, a dopiero w następnym sylwester, ale dobrze, że zrobiłaś inaczej, bo nie mogę się doczekać Naokiego, a tym bardziej rozmowy świeżych rodziców :3. W ogóle biedny Saso, prześladują go myśli o dzieciach xd i w dotatku ten sen. Powinien zacząć wierzyć w przesądy i inne takie bzdury xd. A co do świąt to nie napisalaś co podostawali ;_;. Miałam nadzieję, że napiszesz, że Sasori kupił babci miejsce na cmentarzu czy coś xD. Tak w ogóle to ona jest super i niech nie umiera ;_;. Sylwester...Chcieli puszczać fajerwerki na dachu?! Serio?! Aż mnie ciarki przeszły na tą/tę (nie wiem, które jest poprawne ;_;) myśl. Nie ma to jak mieć lęk wysokości i mieszkać na 4 piętrze, jestem genialna. Konan jest super :D. Fajny plan miała chociaż wyszła na idiotkę xd. Ciekawi mnie jak tak dokładniej te niesamowite trio spędziło walentynki. Hidan pewnie kogoś wyrwał i zostawił Saso i Dei`a samych i wyszli na gejów/geji ( tutaj rownież nie wiem ;_;). W ogóle po twoim naruhina nie lubie Hidana ;_;. Wkurwia mnie ;_;. No i to chyba na tyle xd. Sorry za błędy, bo jakieś pewnie są, ale jestem na tel i trochę trudniej tak pisać xd.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;* .
Tak bardzo oryginalna xD drugiej takiej nie ma xD
UsuńDzięki, że się tak poświęcasz x)
wiesz, myślałam nad tym, ale nie chciało mi się już pisać przygód-aka-zjebów xDD muszę przyspieszyć dla Naosia <33
No co dostali? Kiedyś opiszę xD Na dachu jest fajnie, o ile jest się trzeźwym xD
Wyszła na mega idiotkę xD bierze go na litość xD
Och, nie lubisz Hidana, rzadkość xDD
Święta, święta, a Sasori sprząta i grozi biednemu psu, Nagato wkurza Shee i Itachiego swoją miłością do matematyki (czy taka miłość wgl istnieje? ;_;) a Ana pięknie spławia gościa dla Hidana i Deidary... żyć nie umierać!
OdpowiedzUsuńBiedni Yahiko i Nagato - wszyscy się wbiją do mieszkania, narobią syfu a potem zostawią... Akatsuki ♥
I och, ta scena na balkonie... coś liderek wpada nam w depresję przez tą Konan, ale jej plan był genialny XD i te przemyślenia Yahiko, że przy babach wymięka a Konan to już całkiem idealna... urocze :3
Dobra, Sasori w szpitalu... czytam czytam, leci na porodówkę, nagle go ubierają, a tu Noriko. Kurde, jakaś taka nerwowa się wydaje, no obraża dziecko które się rodzi, spoko. Śmiałam się jak głupia, kiedy rodziła się ta armia... brr, taki sen. Straszny!
Oj, nasz Akasuna niestety nie poczeka paru lat, bo Naoki za niedługo będzie u niego w domku :D Ciekawe, jak będzie wyglądała rozmowa między Noriko a Sasorim.
No i tak, oczywiście, pędź do tego kantorka i zapłodnij kolejną laskę! Nie no, tego byłoby już chyba za dużo? ;o
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam ;*
Tak, za nimi syf się ciągnie :P No, ale Hidan przerywa w YahiKona no bywa, taki anioł stróż xD
UsuńNo Saso, on nawet z jednym rady nie da xD
No ej, musi sobie czasem TEN-TEGO xd bo jak zadowoli swoją przyszłą? :P
Hejka :)
OdpowiedzUsuńNa wstępie przepraszam, że ten komentarz nie będzie zbyt składny i długi... taaki nudny dzień, że nic się nie chce :/ Chociaż nie, wczoraj był gorszy.. chyba xD Nie ma to jak święta z rodzinką ^^ BI sasori tak bezczelnie wypomina piechowi że mu nasikał no... Ale piesek ma na to wyrąbane, i bardzo dobrze. Brawo piesek ! :D Sylweter ze znajomymi hehe zawsze wtedy śmiesznie jest :P W ogóle biedny Itachi, miał szczęście. We mnie w tym roku też by fajerwerka strzeliła bo się przewróciła -_- Tak to jest jak się strzyla gdy się jest najebanym xd Jeszcze Hidan chciał się wbić do Saso do mieszkania i zrobić z niego burdel, ten to ma pomysły :D Tak z tym porodem to tak myślałam że to sen po tym jak przeczytałam, że urodziły się bliźniaki O.o WTF? I tak sobie myślę że to musi być sen, do tego jeszcze ta cała armia xDD Jak by nie patrzeć to trochę taki proroczy sen. No i oczywiście świetna akcja Konan, hehe x) Wpadła na genialny pomysł bo Yahiko się zbierał z zaproszeniem jej gdzieś i się zbierał... i się nie mógł zebrać :D Oby byli razem i oby była z nich fajowa para :P Dobra, pewnie o czymś zapomniałam, no ale... taki dzień. Czekam na NEXT ! Życzę WENY ! :D
No, bo to mu się śniło, gdy Nao się rodził :P wiesz tak czasami bywa :P
UsuńDostałabyś fajerwerką? Ja jebie, ale przeżycia xD
Poznałam Twojego bloga dzięki Lapidarium. Szukałam jakiś kąsków SasuSaku, ale coś natknęło mnie na OC i to jestem. Rzadko, kiedy czytam coś związanego z Sasorim, chyba, że mówimy o SasoSaku, ale Twoje opowiadanie potrafi człowieka wkręcić.
OdpowiedzUsuńOpis uniesień Sasriego i owej pannicy był dość interesujący i … zabawny. XD No, bo kto by się spodziewał, że spadnie z kanapy? No, na pewno nie ja. Przez cały pierwszy rozdział się śmiałam, a czytałam go akurat o 24, gdy reszta mojej rodzinki już spała. Nawet mój kot się obraził i sobie poszedł… No, nic. Przynajmniej pies został.
Noriko? Dobrze zapamiętałam jej imię? Nie lubię jej, ale ciekawie wykreowałaś jej postać. Trochę przypomina mi moją siostrę w jej związku… A Sasori? Mógłby się wreszcie postawić i z nią zerwać.
Hideo (?) – dawno mnie nikt tak nie zirytował jak on. Noriko jeszcze znoszę, lecz n wprowadzą mnie w niezłą fazę nakurwienia.
I ty wiesz, że narobiłaś mi tymi gejowskimi rozmówkami DeiSaso ochotę na yaoi? A już mi powoli przechodziło! Mamusia była ze mnie taka dumna…
Nareszcie Miyuki! Człowiek musiał na nią czekać do trzeciego rozdziału, aczkolwiek warto było. Podoba mi się to, że jeszcze go nie lubi. No, zobaczymy potem. Wiem, powinnam cierpliwie czekać na ich pocałunki, pieszczoty, a ja tutaj tylko DeiSaso…
Och! Chcą zerwać… Właściwie to Noriko nie chce tylko udaje, ale przecież Sasori musi wykorzystać okazję! Drugiej może takiej nie być! Na litość boską, jaka ona irytująca! „Zrób to”, „Zrób tamto”. Szału można dostać!
Jak słodko! Pojawiła się Konan! Uwielbiam ją. I będzie z Yahiko. <3
Niech Saso się nie smuci… Wygląda tak słodko, gdy się uśmiecha, a ta… „dziewczynka” to zniszczyła.
Podałam i nie wstaję. Żeby pomyśleć, że Dei to kobieta! No, dobra. Ja czasami tez tak myślę. Whatever. Ja chcę już Naokiego! To takie słodkie bobo. Myślisz, że ktoś by się podłapał, gdybym go zabrała dla siebie…?
Przepraszam, nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, ale starałam się jak mogłam, by zostawić po sobie ślad i pokazać Ci, że masz nową czytelniczkę. :) Mogłam napisać kilka głupot, ale to przez godzinę, w której czytałam Twoje opowiadanie.
Przepraszam również za wulgaryzmy. Rzadko używam ich w komentarzach, ale teraz po prostu musiałam.
Pozwoliłam sobie na ominięcie Oneshota, ale obiecuję, że nadrobię, gdy znajdę wolną chwilę. Czytaj: pewnie dzisiaj wieczorem albo po południu.
Piszesz lekko i baardzo przyjemnie się czyta. Powiem Ci, że szablonik też masz ładniutki. :D
Pozdrawiam i życzę weny, Halszka:3
No ej, czy ja wyglądam na kogoś komu przeszkadzają wulgaryzmy? xD
UsuńBardzo się cieszę, że ci się podobało, mam nadzieje, że dalej tak będzie ;D Fajnie, że się śmiałaś, dlatego piszę :) :)
Niedługo wpadnę do ciebie i się zrewanżuję komentarzem ^^
a i fanka SasuSaku... ja ich tępię więc mam nadzieję, że się nie zrazisz xD
Soli!! Soli!!! Dlaczego?! Dlaczego zakończyłaś w takiej chwili?! NO jak mogłaś to zrobić?! Czemu nie dałaś tej randki?! No jak?! Yahiko ty cioto, boisz się zaprosić się dziewczyny na randke?! I ty się zwiesz facetem?! Obecnie zauwarzyłam na piątkowej dyskotecę, że faceci boją się tańczyć kiedy to dziewczyna ich zaprosi do tańca... Co za debile z tych facetów... Nagato.. Ah gdybyś ty był ze mną na tej choince byłoby zajebiście! a ja tu ci odbiegam od tematu. Ale to szczegół...
OdpowiedzUsuńAkasie i wasz sylwester.... Też tak bym chciała! Shee i twój tekst z gumką był powalający....
Sasori masz bardzo interesujące sny. Aż piątka?! I do tego sobie coś rozwalił.... Nie fajnie. Ale ja ci przysięgam, że za tydzień tak skończysz przerywając w takim momencie, to naślę na ciebie Nagusia:D
No to chyba tyle. A ja spadam leniuchować bo ferie są :D
Całuski i dużo weny :*
Och, akurat Nagato to ja się najmniej boję xD
UsuńNie no, mężczyźni są w tych czasach o WIELE bardziej nieśmiali :)
Nie wiem od czego zacząć ;__;
OdpowiedzUsuńMoże tak... ja! ♥
'Co ty pieprzysz? – wszystko co się rusza…' - ahahah urocze <3
Wgl święta i Sylwester Akasiowe są mega normalnie. Nagato matematyk xD
Ale się zgrało, w prawdziwym świecie też nie jestem świnią, bo na wczorajszych urodzinach koleżanki miałam rolę polewacza, przez to, że najmłodsza z towarzystwa i o nikim nie zapominałam xD
Boooooożeee xD Czytam czytam.. bliźniaki.. hm. Trojaczki.. okej coś tu nie gra, czworaczki i pięcio? No i okazało się, że to sen xD Biedny Saso, jakby cały wszechświat pragnął go ostrzec przed dziećmi..
Yahiko jest taki uroczy <3 normalnie nie wiem czemu tak mi w tej notce przypadł do gustu, w każdym razie słodka cipeczka xD Ależ sprytna Konan xD
Pozdrawiam, buziaki ;3
Och, polewacz <: moja rodzina by cię pokochała xD my lubimy pić i lubimy gdy się o nas nie zapomina... o mnie zapominają, chamstwo... :<
UsuńNo Yahiko... taka dupa nie chłop, ale to się zmieni xDD
Ty nie masz pojęcia, jak ja czekałam na YahiKon! *___* No po prostu ich uwielbiam! ♥ Konan - normalnie kobieta-geniusz xD Chociaż przyznam, że się przestraszyłam, że ona tak na serio O.O Ale na szczęście nie, jest na to zbyt inteligentna~ :3 Ale tak szczerze, to myślałam, że bd coś tego w sylwestra xD Myślałam, że się chociaż pocałują, czy coś! A tu się Hidan wpierdolił >,< No jak on tak może!? Za to go właśnie nie cierpię C:
OdpowiedzUsuńWracając do początku notki... Haha, zakupy z Nagato - no łaj not xD Ja bym chętnie poszła ♥ xd Ale te jego wyliczenia O.o Ja pieprzę, jakiś kalkulator, kurde O.O Przyda się w sytuacjach kryzysowych xDDD Wolę sobie nie wyobrażać, jakimi podrywami by wspomógł Yahiko xD Ale i tak jest słodki ♥ xd
Moje zdanie o Hidanie znasz... Dobra, powtórzę jeszcze raz, a co mi tam c: Ano debil, co nawet laski do własnego domu nie może zaprosić.. Peeeewnie, po co, lepiej do kumpla >.>"" xD
I ten sen Sasoriego... O.O Jebłam xDDD "Armia mu się rodzi!" XDDD No kurde xDD Albo: "Wepchnij je tam z powrotem!" Ja pierdolę xDDDDD Uwielbiam go xD Po prostu kocham xDD
Rozdział ofc, zajebisty (ty nie piszesz innych xd) :D
Pozdrawiam ^.^
To skoro chcesz, wcisnę ich gdzieś xD Tym razem może mi się uda bez Hidana, może xD
UsuńTaa.. Nagato, pan Kalkulator xD ale to czekaj na jego praktyki w szkole xDD
Hidan po prostu myśli - a wiadomo jak i czym on myśli xD
No on by umiał XDDD
Piszę, piszę xD
No dobra. Żeby Ci przykro nie było, to tu też skomentuję:
OdpowiedzUsuńZaje****fajny rozdział :*** loFFciam xDDdD Czekam na neeexxxtaaaa!!! xD
Lol o.O Aż mi głupio, jak to napisałam xD