18 sty 2014

ROZDZIAŁ 9.


W święta każdy z Akatsuki spędzał czas tak, jak tego najbardziej chciał, a w większości było to w gronie najukochańszych osób. Rodziny czy swoich drugich połówek. Albo i tak i tak. Sasori jak co roku święta spędzał w swoim starym domu. Babcia przyrządzała w kuchni swoje tradycyjne wypieki, a rodzeństwo choć raz na rok zabrało się wspólnie za sprzątanie. Pobyt psiaka, któremu Matsuri nadała imię Maou, bynajmniej nie pomagał w porządkach tylko dodawał im roboty.

- O północy sobie pogadamy! – zagroził Sasori, a jego siostra spojrzała na niego z politowaniem.

- Chyba nie wierzysz w to, że przemówi ludzkim głosem…

- Lepiej by nie gadał, bo ja nie zapomniałem o obszczaniu mi samochodu – warknął do psa, trzymając za jego mordkę. Szczeknął głośno, wyrywając się z uścisku i natychmiast doskoczył do pana, liżąc go po twarzy. Skrzywił się nieznacznie i wycofał psa z zasięgu, powracając do sprzątania.

W innych domostwach także byli zagonieni. Nagato spędzał święta u kuzyna, który przyjaźnił się z bratem Itachiego, więc miał jakby towarzysza i towarzyszkę, bo Shee była z nim nieustannie. Jednego wieczoru wybrali się razem na zakupy, całą trójką. We doje też by się dobrze bawili, ale skoro czerwono włosy uparł się dołączyć to trudno. Aby było wesoło.

- Rany, ile tego już jest… - jęknął Itachi, patrząc na zapełniony wózek. – ciekawe czy się wypłacę…

- Wszystko razem będzie kosztować sto da złote i siedemdziesiąt groszy – oznajmił Nagato, autorka się nie zna na japońskiej walucie, więc będzie polska. Proszę o wyrozumiałość. – za warzywa i owoce dałeś trzydzieści cztery i dziesięć groszy. Mięso i inne, jakieś dwadzieścia trzy pięćdziesiąt. Słodycze, czterdzieści dwa złote, dziewięćdziesiąt. To już sto złotych i pięćdziesiąt groszy, a dwa dwadzieścia wydałeś na gumy.

- A-aha… dobra to już wszystko wiem, dobrze mieć matematyka na zakupach – uśmiechnął się, drapiąc w tył głowy.

- Kochanie, kupiłeś tutaj gumki? Wiesz, że w hipermarketach je mogą dziurawić? – obruszyła się Sheeiren, patrząc na niego karcąco.

- Nie gumki tylko gumy, skarbie. Do żucia – wyjął opakowanie z kieszeni i ją poczęstował. Były już zapłacone, więc nie ma co się krępować. Poczęstował także Nagato, ale nie chciał.

- Wiecie, że prawdopodobieństwo zadławienia się zwykłą gumą wynosi…

- Zamknij się – mruknęli razem, Shee i Itachi. Posłali sobie znaczące uśmiechy i skierowali się do kasy. Uzumaki długo się nie obrażał, właściwie wcale, był zbyt przyzwyczajony do takich reakcji wśród znajomych. Ale on wszczepi miłość do tego przedmiotu w swoich przyszłych uczniach, o tak!

U reszty było normalnie, nudno. Yahiko jedyne o czym myślał to o spotkaniu się z Konan, zatopieniu się w jej karmelowych oczach i w końcu zakończyć ich relacje przyjaciel-przyjaciółka, a pognać do przodu. Kisame spędzał święta u rodziny swojej dziewczyny, w którą nikt prócz Uchihy nie wierzył. Hoshigaki i dziewczyna? No chyba wymyślona albo dmuchana. Zetsu spędzał ten radosny czas pracując w warsztacie samochodowych. Święta? Miał na to już wyjebane, to są dni jak każde inne, magia tego czasu już dawno się skończyła, wyrósł z tego. Już nie dostaje prezentów. Kakuzu nie obchodził jakiś gównianych świąt, zabiera to zbyt dużo czasu i pieniędzy. No i Obito, on odpuścił dziewczynę, by spędzić czas z rodziną.

Hidan i Deidara natomiast włóczyli się po mieście do zmroku. Jak Dei miał matkę na miejscu to Hidan gdzieś za granicą tak, jak i resztę rodziny. Nie pojechał do nich. Po co? Przecież ma kasę w banku.

- Ej, Hidan – zatrzymał kolegę, blondwłosy, ale ten wpadł na niego. – nosz kurwa – syknął, lądując na zaśnieżonym chodniku. Szarowłosy parsknął śmiechem, ale POMÓGŁ mu wstać. Taki tam, dobry uczynek.

- Czego? – mruknął.

- Spójrz w prawo, a się dowiesz – otrzepywał kurtkę z zalęgającego białego puchu. – w to drugie prawo – czyli to prawdziwe. Jednak on dalej nie rozumiał. – No kurwa, w środku jest Ana, nie widzisz.

- O, ej faktycznie – zawołał radośnie, zaczął do niej machać, ale była zajęta rozmową z jakimś kolesiem.

- Nie wiedziałeś, że przyjechała…?!

- Wiedziałem – odrzekł spokojnie. Co za głupek, wydziera tą mordę, zwracając na nich uwagę przechodniów. Oczywiście machanie przez okno do osoby, która siedzi prawie tyłem do ciebie i będąc obserwowanym przez ludzi w pomieszczeniu jest normalniejsze.

- To po cholerę mnie wyciągałeś z domu na ten ziąb?! – warknął, on tu marznie, zamiast siedzieć w domu i grać na kompie w jakąś gierkę.

- Oj no, wiedziałem, ale zapomniałem – powiedział swobodnie  i złapał Deidarę za kurtkę. – Chodź, przywitamy się.

Nie słuchał protestów, no chyba wie co robi. Weszli do środka pomieszczenia i skierowali swoje kroki do znajomej im osóbki. Hidan po drodze zabrał jakieś wolne krzesło ze stolika i dosiadł się do punktu docelowego. Brunetka spojrzał na początku zdezorientowana przybyszami.

- Cześć Księżniczko – wyszczerzył się szeroko.

- Hidan, słońce moje – objęła go na powitanie. – co tu robisz?

- Matka Dei’a zapłaciła mi za wyrwanie go z domu -  stwierdził, wskazując na kompana z tyłu, machnęła do niego ręką, co oddał tym samym gestem.

- Co, kurwa? – warknął Deidara. – Co ty pieprzysz? – wszystko co się rusza… ale załóżmy, że Hidan nie skumał dwuznaczności.

- No wyciągnąłem cię z chaty. Nie wiem może chcę ci schować prezent pod choinkę…?

- Hidan… - warknął groźnie, powoli już tracąc cierpliwość.

- Ekhm! – odchrząknął nieznajomy chłopak, który pierwotnie miał tu z dziewczyną spotkanie. Olali go, co im tu chrząkać będzie.

- Nie odebrałeś ode mnie telefonu – zarzuciła Anayanna z pretensją. – chciałam się z wami spotkać, a ugrzęzłam tu z tym cwelem – wskazała podbródkiem na chłopaczka.

- Nie martw się, skarbie. Jashin nad tobą czuwa i wysłał mnie do ciebie na ratunek – powiedział ucieszony.

- Ehe… nawet jej nie zauważyłeś – wtrącił Deidara, postępując z jednej nogi na drugą. Fioletowooki zmierzył go spojrzeniem, nie  musiał tego mówić. Najwidoczniej chce wpierniczu, ale to potem.

- Dlatego zesłał mi także parobka – wskazał na blondyna, na co wydymał usta. – dobra… Ana, każ temu cwelowi spierdalać, bo Dei nie ma gdzie usiąść – taa, bo on się nim przejmuje…

- Nie pozwalaj sobie gościu – warknął chłopak.

- Hej, hej – zwróciła się do niego. – nie słyszałeś? Spierdalaj – rzekła swobodnie. No chyba nie myślał, że dla niego zrezygnuje z towarzystwa dwóch akasi. Bądźmy poważni.

Koleś sobie wyszedł, wielce oburzony. Nie płakali z nim, Dei usiadł sobie wygodnie na zagrzanym miejscu i za sprawą Hiidana, który w ogóle nie pozwalał mu się wtrącać w prowadzone konwersacje z Aną, czuł się jak piąte koło u wozu. Jednak nie wyszedł i nie dał głupszemu koledze satysfakcji. Zamówił sobie coś do żarcia, no bo skoro nie pozwala mu gadać to chociaż sobie coś zje.



Tak im mijały świąteczne dni, na rodzinnej i przyjacielskiej w mniejszym lub większym stopniu, atmosferze. Spotkali się dopiero w sylwestra w mieszkaniu lidera – Yahiko, no i jego współlokatora, Nagato. Oprócz Akatsuki, było jeszcze kilka dziewczyn – Konan, Rin, Shee i Ana. Z dziewczynami było fajnie, bardzo fajnie. Jednak wolą się spotykać w męskim gronie i nigdy tego nie zmienią. Muzyka była głośna, ale nie na tyle, by zagłuszała rozmowy gości. Yahiko wyszedł sobie na balkon, odpalić papierosa. Niektórzy nie mogli się doczekać północy i już wypuszczali fajerwerki, ale gdy widziały je jedynie pojedyncze osoby nie były one zjawiskowe. Ich grono miało własny arsenał tych akcesoriów, za godzinę ruszą na dach i zaczną odpalać. Kolejny rok za nimi, wszyscy mieli już dwadzieścia jeden lat, nadal byli dziecinni i nadal trzymali się ze sobą. Po chwili na balkon weszła również Konan, uśmiechając się do kompana.

- Strasznie głośni – stwierdziła rozbawiona. – ale to chyba działa na ich korzyść. Jak ci minął ten rok?

- Nie najgorzej – odpowiedział, patrząc na nią. No spotkał ją, więc wspaniały ten rok. No może jeszcze czegoś brakuje do eskalacji szczęścia. – a tobie jak?

- Ujdzie, spotkałam nowych, zajebistych ludzi – wskazała na ludzi za balkonowymi drzwiami. A on nie jest zajebisty? Jest ich liderem! Czy nikogo to nie obchodzi? Westchnął ciężko.

- A przyszłaś tu, bo…? – jeszcze jest nadzieja.

- Chcę trochę otrzeźwieć – mruknęła, a rudowłosy załamał się troszkę bardziej. Wypuścił z ust, zaciągnięty dym papierosowy.

- Och, tu jesteście, gołąbki. Potem się umówicie na randkę – zaszydził Hidan, na co dziewczyna się uśmiechnęła, a Yahiko jej skontrastował zagniewanym spojrzeniem. – Chodź siostro, bo przez ciebie śmierdzi gumą – pociągnął Konan do środka.

No gdyby wiedział, że będzie musiał ich wszystkich pilnować to nie zgodziłby się na picie z jednego kieliszka, upicie się z piwa jest dla leszczy, ale przy ich piciu to nie ma szans, by z wódki się uchlać. Podał dziewczynie kieliszek i nakazał pić.

- No to zdrowie – tak, tak co tam formalności, pij kobieto. Konan odchyliła kieliszek do ust, ale okazał się on pusty. – No ej…

- Kurwa, kto pił przed chwilą? – warknął Hidan.

- No ja – zgłosił się Obito, a wtedy został zrugany przez wszystkich wzrokiem. - …co zrobiłem?

- Wiesz Uchiha… nie świnia kto wypije tylko ten, kto nie poleje – skomentowała Anayanna. Naprawdę ten czyn był tak… niekulturalnym objawem.

Natychmiast się zrehabilitował i chwycił za flaszkę, napełniając dziewczynie kieliszek, ale nie zapomną mu tego. W kolejnych minutach coraz to mocniejsze teksty zaczęli w siebie rzucać, chłopaki uwielbiali się nawzajem upokarzać i w sumie zawsze rezultaty były zrównane. Wszakże wszyscy mieli na koncie kilka zawstydzających historii. Wtedy ktoś zaczął dzwonić do drzwi, Nagato poszedł otworzyć w nadziei, że to nie jego wścibska sąsiadka.

- Możecie ściszyć te wycie i się uspokoić?! – warknęła na powitanie. Deidara podszedł do kolegi, by się dowiedzieć o co tej babie z papilotami na głowie chodzi.

- Nie. Nie możemy – bąknął Uzumaki.

- Niby dlaczego?!

- Bo jest sylwester – oznajmił jak gdyby nigdy nic. Bo w sumie nic się nie stało, każdy szalał, a ona się tylko ich czepia, mają innych sąsiadów. Niech się dopierdala do innych.

- Zadzwonię na policję – zagroziła, wymachując pięścią. Nagato stłumił parsknięcie, i co powie? Że dzwoni, bo sąsiedzi zachowują się głośno, robiąc imprezę w sylwestra. Plus inni mieszkańcy nie mają nic do tego.

- Po chuj? Mamy już dwóch – stwierdził Deidara, wskazując na Uchihów. - chyba, że ich stąd zabiorą, to nie mam nic przeciwko – odpił sobie łyk piwa.

- To skandal! – wykrzyknęła i zaczęła jakiś monolog nieusŁuchliwej młodzieży, nie mającej szacunku do czegoś tam, wiecznie tylko sprawiającej kłopoty i tak dalej. Nie ma nic gorszego od ludzi wypowiadających się o ogóle, a swoje wnioski wysuwając na jednym felernym doświadczeniu, bądź stereotypach.

- Weź idź wkurwiaj innych ludzi – powiedział Dei i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Kilka minut przed północą wyszli na dwór, zamierzali wypuszczać wszystko na dachu, ale klapa otwierająca przejście była zablokowana, a po drugie niemal każdy w jakimś tam stopniu się zataczał i jeszcze byłby spadł z budynku. Ale tylko pierwszy powód im na to nie pozwalał. Ustawili się na plac, gdzie niejeden osobnik przyszedł ze swoją wybuchową zabawką. Deidara emanował radością. Wybuch i chwila – dwa aspekty opisujące jego sztukę.

- Akasuna! Za kilka minut zobaczysz coś, na co czekasz cały dzień – wskazał na niego palcem w triumfalnym geście.

- Łóżko? – mruknął, tylko na to czekał. Gdyby nie był dziś w pracy, odsypiał by sobie całe niewyspanie swojego życia.

- Nie, Łosiu. Prawdziwą sztukę! Wybuch! – Deidara wczuł się w wypowiedź, ale wszyscy tylko przekręcili oczami. Ile razy można tego słuchać? Jak nie Saso o wiecznym pięknie, to Hidan o boskim Jashinie albo Dei o ulotnej chwili… czerwono włosy teatralnie ziewnął. – Zaraz ci jebnę.

- Sztuka jest wiecznym pięknem, durniu. Coś co trwa wieki jest piękne, stąd galerie sztuki.

- No to czaj ile ludzi jest tutaj by ujrzeć ten widok, a ile jest w tej twojej galerii.

Kłótni tych artystów, jest. No to można powiedzieć, że ten rok był dobry. Zdecydowanie. Jakieś pięć minut przed akcją, otworzyli szampana i wlali go do zabranych także z domu, kieliszków. Chórem odliczali dziesięć końcowych sekund starego roku, a potem, wypijając szybko jednym duszkiem napój pełen bąbelków, zabrali  się do wystrzeliwania petard.

Nie obyło się bez gaf, na przykład Hidan odpalił fajerwerk, ale ten przewrócił się na ziemię celując wprost na Itachiego. Wystraszony natychmiast się odsunął z zasięgu, a Hidan poprawił do pionu rzecz, sznurek nasączony naftą i tak wolno się palił.

- Byś uważał, debilu! – warknął Uchiha, szturchając go w bark.

- No kurwa, przewróciło się, stało się coś? – zapytał beznamiętnie.

- Mogłoby! Pomyśl zanim się czegoś dotkniesz! – to nie było zabawne, a gdyby petarda w niego wybuchła? Blizny na ciele do końca życia, co najmniej blizny.

- Zyskałbyś trochę więcej ode mnie szacunku – wtrącił drwiąco Deidara. – byłbyś muśnięty sztuką – zaśmiał się pod nosem. Wtedy został brutalnie pociągnięty za ucho przez Shee.

- Te, te, te, Douhito. Uspokój się z tymi pociskami na Itasia, bo zostaniesz muśnięty moją arcyzajebistą figurą – syknęła, podrzucając w ręku śnieżną kulkę.

- Ogarnął mną strach – zakpił sobie.

- No ja myślę! – rzekła dumnie i zmiażdżyła w dłoni śnieżkę.

Wzdrygnął się lekko, jej lepiej nie denerwować. Kobieta o męskim imieniu… jak jakimś cudem napiszą o niej biografię, tak powinni ją zatytułować. Wycofał się do Sasoriego, który rozmawiał sobie spokojnie z Aną, dlaczego taka fajna dziewczyna leci na Hidana… dlaczego wszystkie fajne dziewczyny lecą na kogoś innego. Sasori Akasuna nie, bo co? Bo wygląda jak ćpun…? Bo jest rudy…? Niesprawiedliwe.

- I co, Saso, zbieramy się? – zapytał ­podchodzący blondyn, opierając się podbródkiem o ramię przyjaciela. było już po pierwszej, na cholerę mieli jeszcze marznąć.

- Zaraz…

- O kurwa, wy coś tam tego, razem? Hidan mi nic nie powiedział – bąknęła oburzona.

- Nie jesteśmy razem – zaprzeczyli zgodnie.

- Nasz orientacja nam na to nie pozwala – dodał Akasuna, zrzucając z ramienia zbędny balast w postaci głowy Douhito. Spojrzał na niego pretensjonalnie.

- Szkoda… ale macie moje jashinosławieństwo – mruknęła z uśmiechem.

- Witajcie panienki, o czym gadacie? – zarzucił ręce na ramionach kumpli i taksował pełnym pożądania wzrokiem, Anayanne.

Gdy dowiedział się, że te geje już się zbierają i dodatkowo nocują u siebie także zapytał czy aby na pewno nie są razem. Oczywiście nie byli albo się nie przyznają! Razem z Aną postanowili ich odprowadzić, przy okazji też się pozbierali do domu. Hidan zaproponował chłopakom, że może ich pilnować przy ich wzajemnym kuszeniu się, a gdyby poległ to wtedy pałeczkę przejmie Ana.

Do autobusu wsiedli od tyłu, gdyby kierowca wyczuł od nich alkohol to by było niemiło. No bo w takim czasie, zamiast oblewać nowy rok, musiał pracować. Na bank był wkurwiony. Rozmawiali między sobą, chyba ciut za głośno, no ale musieli siebie słyszeć.

- Rudy, to może nas też u siebie przenocujesz? – powiedział w końcu, no ile on mu aluzji posłał, to się tego nie da zliczyć. – Daleko mieszkam.

- Ale to ja go przenocuje u siebie – wytłumaczył Deidara.

- Twoja mama się zgadza? - dopytała zaciekawiona, przytaknął. – Wow, cóż za zmiana. Dziewczyny spraszać podobno nie mogłeś – zaśmiała się znacząco.

- No ja się jego mamie nie dziwie – wtrącił Sasori. – kto normalny zgodziłby się na nocowanie Tsuki? W ogóle mieszkanie z nią pewnie byłoby koszmarem.

- Taa – rzekł Deidara.

- Mniejsza, Saso użycz nam swojego mieszkania – nakazał Hidan, wskazując na siebie i Anę.

- Po co?

- No wiesz… - zaczął wymownie.

Saso zmrużył oczy, a potem gwałtownie je poszerzył, ogarniając co on miałby w planach tam robić. Oczywiście nie zgodził się, na co szarowłosy wielce się fochnął i oburzył. No naprawdę mu nie jest przykro, jego mieszkanie to nie burdel.



Szedł sobie długimi korytarzami szpitala, nie miał jakiegoś konkretnego miejsca docelowego. Najwidoczniej nie pamięta po co w ogóle tu jest. Sasori potrząsnął swoją głową dla ogarnięcia i poszedł w stronę recepcji, by zyskać jakieś przypomnienie. Ogarnęła go jakaś niezdolność do skupienia, a te mijane, irytująco migające światełka, tylko to pogarszały. Czekając za jakimś chłopakiem w kolejce, zastanawiał się, jak zadać pytanie „hej, zapomniałem gdzie i po co idę, weź mi przypomnij”, brzmi idiotycznie. No cóż, raz się żyje, teraz jego kolej.

- Hej…

- Co ty tu do cholery robisz?! – warknęła kobieta w białym fartuszku. Akasuna się speszył, skoro tak wściekle reaguje to chyba lepiej zamknąć gębę. Kobiety. – Jazda na porodówkę, durniu!

Tak warknęła, że aż się cofnął i natychmiast pobiegł w tamtym kierunku. Jakie te baby są straszne, szczególnie te starsze… dużo starsze. Po drodze zastanawiał się, dlaczego jest wzywany na porodówkę…? Przed jakby poczekalnią, gdzie siedziało kilka facetów z minami pełnymi niepokoju, zatrzymał się, obleciał go paraliż. Chyba nie każą mu odbierać porodu! Zaczął się lekko wycofywać.

- Nareszcie pan jest! – zawołała jakaś kobieta z tyłu, nakładając mu jakiś niebieski, szpitalny sterylny farrtuszek. – Ona już rodzi, ale zdąży pan zobaczyć dziecko od razu po porodzie!

- A-Ale…! – kobieta założyła mu ochronny czepek na głowę.

- Nie ma, ale! Kobieta bardziej cierpi w czasie porodu, pana zadaniem jest ją wspierać! – uśmiechnęła się kobieta i założywszy m na usta maseczkę, pociągnęła na salę.

- Ja nie chcę! – jęknął rozpaczliwie. Nie chciał za jakiegoś faceta, użerać się z jego żoną.

- No chodź, damy panu odciąć pępowinę – mruknęła kusicielsko, jakby mówiła chodź ze mną, dam ci cukierka. Jednak jedno trzeba było przyznać, ścisk miała potężny.

Wepchnęła go za drzwi porodówki, i już nie było odwrotu, podszedł w głąb sali, przy drącej się w niebogłosy kobiecie, stała chmara lekarzy. Sasori podszedł bliżej i rozpoznał właścicielkę ów wrzasków. Czarne włosy w ten czas mokre od potu i poklejone do twarzy i granatowe oczy, co jakiś czas przymrużane z bólu i nieustannego parcia. Noriko. Przepchnął się przez otaczających ludzi i złapał ją za rękę. Nie zwróciła uwagi, jeden człowiek mniej czy więcej, bez różnicy. Ściągnął maskę i ten głupi czepek z głowy i zwrócił na siebie jej uwagę.

- Cześć – mruknęła jakoś dziwnie zadowolona.

- Cześć…? – idealna chwila na pogawędkę. Może powinien skoczyć po cole i pop corn…

- Przyszedłeś zobaczyć jak rodzę ci dziecko? – jej głos był taki czuły, delikatnie oparła głowę o ramię Sasoriego. Zmrużył oczy w akcie zdezorientowania.

- Mi? To moje?

- Pewnie, że tak – przytaknęła, a on zaniemówił. Przenosił spojrzenia z jej twarzy na przykryte paragonem miejsce, gdzie wydobędzie się dziecko. – Chcesz go? – zapytała spokojnie, nadal nie mógł z siebie wykrztusić ani słowa przytaknął jedynie głową. – To sobie zabierz tego pierdolonego gnoja! – warknęła głośno i wydała z siebie wrzask bólu.

- Mamy go! – krzyknął radośnie lekarz. – Ale chwila ktoś jeszcze się nam pcha na ten świat! – oznajmił wesoło. Sasoriego zamurowało, bliźniaki… - Och, widzę kolejna główka się wylęga!

- Hehe-he-he… ŻE CO?! – wydarł się, ogarnąwszy że już trójka jest na tym świecie.

- CZWARTY… znaczy czwarta!

- I co Sasori – zaczęła Noriko. – dorosłeś już, by ktoś był dla ciebie ważniejszy niż koledzy? – spojrzał na nią, będąc nadal pod wpływem szoku zaistniałej sytuacji.

- Piąte w drodze!

- Nie, kurwa, stop! – wykrzyknął chłopak i wstał z łóżka, chcąc podejść do lekarza i mu przyjebać. – wepchnij je tam z powrotem! – to był głupi, desperacki nakaz, ale trzeba było tego zaniechać.

- Się nie da – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic. Jemu się rodzi jakaś armia a ten nic! Postąpił krok do przodu, ale wtedy o coś zahaczył nogą i się wypierdolił na podłogę.

- Ała, kurwa…- stęknął, łapiąc za swój podbródek. Bolał. Rozejrzał się po pomieszczeniu, był w swoim mieszkaniu, w swoim pokoju i ze swoich ustaleń wywnioskował, że spadł z łóżka. – UF! To był tylko sen, TYLKO sen…! – westchnął z ulgą.

Podniósł się z podłogi i spojrzał na zegarek, dochodziła dziewiąta. Zaspał na wykład z biologii… i tak mu się nie chciało iść, ale o jedenastej mają spotkanie z jednym z lekarzy odnośnie neurologii. To trudny temat, więc już pójdzie. Wstał i pościelił swoje łóżko i udał się do łazienki, w lustrze zauważył, że nieźle przywalił podbródkiem, bo aż mu się on rozciął. Od razu przemył sobie ranę i nałożył opatrunek.

Po wykonaniu wszystkich porannych czynności był już gotowy do wyjścia.

Będąc jedną uliczkę od uczelni, zatrzymał się na światłach. Zawsze do szkoły szedł pieszo, miał do niej bliżej, niźli do pracy. Przed oczami śmignął mu napis na autobusie, reklamujący wystawę klocków LEGO od szóstego stycznia do końca marca. Znaczy od dzisiaj, lubił te klocki… szkoda, że nikt nie ma dziecka lub młodszego rodzeństwa, poszedłby, a samemu to trochę wstyd. Chociaż ten nocny koszmar go na serio przeraził. Nie podołałby jako ojciec, może za kilka lat.

- Mamo, mamo, mamo! Ja nie chcę do przedszkola – jęczał rozpaczliwie jakiś chłopiec, zatrzymując się obok niego z kobietą. – ja tam nikogo nie lubię.

- Shin, przestań marudzić.

- Głupia szkoła… głupia, głupia, głupia – mówił nadąsany. Sasori uśmiechnął się do siebie, tak, walka z edukacją, bo „nie chcę mi się”, zna to. – śmieje się pan ze mnie?

- Nie – odparł krótko, czuł na sobie świdrujący wzrok chłopca. Cholera, nie gap się!

- No. Masz szczęście, bo bym cię skrzywdził – powiedział groźnie, jednak Akasunie chciało się śmiać.

- Shin. Bo ten pan cię zabierze – zagroziła mu kobieta, no aż się rwie. Chłopiec jednak się uspokoił, no bo trochę wygląda jak jakiś psychopata.

Przeszedł przez pasy i wszedł na teren kampusu, zimowy pejzaż i świecące słońce doskonale nadawały efektu ów szkole. Pod salą był wcześnie, teraźniejsze zajęcia jeszcze się nie skończyły, więc wyglądał przez okno. Akurat widok wskazywał na przedszkole, dzieci ubrane w zimowe kurtki bawiły się na dworze. Coś go dzisiaj prześladują dzieci. I jakoś nie jest mu z tym dobrze, cały czas ma przed oczami ten koszmar… jednak… ta wizja stworzenia rodziny z Noriko była dla niego czymś miłym. Ale ona to przeszłość, definitywna. Żył z tłumionymi do niej uczuciami, czekając na kogoś wartego jego uwagi.

Spojrzał w bok, pod klasą zaczęli zbierać się uczniowie z każdego roku, którzy byli chętni na wykłady. Prowadzący miał całkiem niezłe zainteresowanie, skoro tyle osób okazało się chętnych. W klasie zajął zaciszne miejsce oddalone od reszty uczniów czyli jakoś tak w przodzie. Trzeba było się poświęcić.

Doktor od początku prowadził dyskusje na luzie, śmiało zbaczał z głównego tematu pracy mózgu, by zwieńczyć to aluzją do tejże tematyki. Bardzo dużo rozmawiał ze studentami, aż naszedł temat depresji, a potem jakby rodzaju tego – depresji poporodowej.

- Nawet tutaj – jęknął cicho Sasori. Nie ma to jak z przejść z zajęć o neurologii na jakąś, kurwa, psychiatrię. Ludzie, litości.

- Wiecie… ostatnio w naszym kraju (np. w Polsce xP) dochodzi do wielu zabójstw na niemowlętach, przyczyną może być właśnie taka depresja. Dotyka ona około dwudziestu procent kobiet i trwa mniej więcej od dwóch do sześciu miesięcy. Wtedy matka, może mieć problemy natury emocjonalnej czyli płakać z niczego, albo coś jak brat apetytu, senność… jednak także może mieć myśli lub pragnienia zrobienia dziecku krzywdy, zabicia go.

- Dlatego po porodzie dziecko jest odbierane matce – wypowiedziała się jedna z uczennic.

- Otóż to – przytaknął jej i powrócił do pogadanek na właściwy temat.

Obok twarzy Sasoriego wydłużyło się ramię koleżanki z zajęć, w dłoni trzymała kartkę papieru, którą pochwycił dyskretnie. Jak on nienawidził takich liścików. Nie może się przez to skoncentrować. Powinien wyrzucić ten papierek, ale no… otrzymał go od najładniejszej studentki, którą nawet Hidan mu zazdrościł, bo jemu nie chciała dać tylko wypytywała o jego kumpla. Heh, peszek. Otworzył trzyczęściową rozkładaną kartkę i odczytał wiadomość.

„Hej, słyszałam, że znowu jesteś wolny :) Może potrzebujesz pocieszenia?

Takie tam, igraszki bez zobowiązań ;>

Po zajęciach w kantorku woźnego? Jeśli tak, schowaj kartkę do kieszeni… ;*”

W sumie, wczas się o ty dowiedziała, bo minęło już pól roku. Propozycja bardzo kusząca, wcześniej był zajęty i obojętny na jej kokieterię, a teraz… teraz nie ma innych planów. No i jest tylko facetem. Nie może cały czas jechać na ręce, skoro jest okazja. Schował kartkę do spodni, nawet na moment nie zmieniając swojej apatycznej mimiki twarzy i wyrazu spojrzenia.



W dniu Walentego, Yahiko siedział sobie w domu i gapił się w ściskany przez siebie telefon. Miał już wybrane połączenie do Konan, ale nie potrafił się przełamać i zadzwonić. Bardzo chciał się z nią umówić, ale nie był dobry w podrywach. Co jej powie? „Hej, umówisz się ze mną?” to takie proste i nudne. Mogłaby sama zadzwonić, przecież kobiety chcą równouprawnienie…! Nie no, Konan woli jak jest… pytanie, dlaczego? Trochę feminizmu by się jej przydało, może by nie miał takiego stracha, gdyby nie była taka idealna… zaczął podrzucać lekko telefonem dla swobody. Nagato jest w szkole, a mógłby mu kurde pomóc, chociaż… no, jak mogłoby wyglądać podrywanie według matematyka…? No właśnie, a on by nie zapamiętał tych z dupy wziętych nazw teorii.

Westchnął ciężko, nie da rady… on chyba powinien być kobietą i nie robić pierwszych kroków. Dlaczego chłopakami potrafi rozporządzać, a przy dziewczynach jest jak cipa? Jego myślowe wywody przerwał dzwonek telefonu, tłumiony także wibracjami. Spojrzał natychmiast na wyświetlacz… Hidan. Skrzywił się, czego ten palant znowu chce…? Odebrał i przystawił słuchawkę do ucha.

- Siema Rudy – przywitał się wesoło. – zbieraj dupę, idziemy na laski! Dei też idzie, znaczy się, dopiero po niego idę – dodał i nagle głos w słuchawce stał się mniej przytłumiony. Pewnie wszedł do budynku.

- Hidan, nigdzie z wami nie idę – odpowiedział stanowczo. – sami wyrywa…

- Lider? – przerwał mu pytaniem.

- No, a kto inny, głąbie? – warknął.

- Ach, sorry. Myślałem, że gadam z Akasuną… cholera, pomyliłem numery. Sorki, ciebie bym nigdy nie zaprosił, naprawdę – zarzekł, jakby właśnie zrobił jakąś bardzo niestosowną rzecz. – zacznę was podpisywać imie… pochwalony, jest Deidara?

- Hidan, rozłączam się – zapowiedział Yahiko i zrobił to.

Już współczuł chłopakom, o ile wie byli świeżo po egzaminach sesyjnych i nocnych zmianach w pracy, a przy Hidanie nie ma słowa nie. Na szczęście jego tak nie targa. Akatsuki dzieli się na dwie grupy, na tych normalnych, spokojnych i cichych oraz na tych popierdolonych. Jedynie Sasori jest zmuszany do bycia w tej drugiej grupy, choć dzielnie walczy.

Podniósł się z siedzenia i ruszył do kuchni zrobić sobie kawy. Załączył ekspres, wsłuchując się w dźwięki, które z siebie wydawał. Po chwili po mieszkaniu rozniosło się ostre walenie do drzwi. Hm, chyba Nagato coś nie poszło w szkole… nie no, on się tak nie zachowuje. To taka chodząca oaza spokoju. Zerknął przez wizjer, doszukując się osobnika. Nie widział, ale kolejne uderzenie w drzwi świadczyło, że ktoś za nimi jest. Otworzył, a stała tam oparta o przy prostopadłą ścianę do drzwi, dziewczyna o niebieskich włosach, miodowych oczach i och, dużo by mógł wymieniać.

- Hej Konan… ty tutaj…?

- No, ta świnia poszła sobie do jakiejś knajpy z nową panienką. Do niebyle jakiej knajpy – wprosiła mu się do mieszkania, a ten z dezorientacją w sytuacji je zamknął. – do naszej knajpy! Miałam ochotę mu przyjebać, ale kobiece zemsty są bardziej wyszukane.

- Hej… o kim ty mówisz…?

- O moim eks! Patrz jak się z tej wściekłości trzęsę! – zmarszczyła brwi, wyciągając dłoń przed siebie.

- Miałaś chłopaka…? – kurwa, jak dobrze, że nie dzwonił. Tylko obciachu by sobie narobił.

- No… zerwaliśmy zaledwie dwa lata temu, a on już ma nową! – załkała, zakrywając sobie w twarz dłonie. Yahiko przyglądał jej się, jak idiotce… to mało?

- Nie martw się… nie był ciebie wart – pocieszył ją słownie.

- Jedli z jednego talerza…! – zaszlochała i wpadła w jego ramiona.

- Może był za skąpy, by zamówić dwa posiłki? – nie wie, co powiedzieć w takich sytuacjach.

- Też tak myślałam, przy mnie nigdy nie miał pieniędzy. Nie tyle, by mógł mi coś postawić, zawsze płaciliśmy za siebie. Ale… ale to było spaghetti…! Takie romantyczne danie!

- A to drań! – stwierdził, poklepując ją lekko w plecy.

- Yahiko, zrobisz coś dla mnie? – odsunęła się, przecierając sobie oczy.

- Co…?

- Zabierz mnie do kina czy coś. Potrzebuję pocieszenia – poprosiła go, ale się zawahał… zaszlochała mocniej. – proszę cię…!

- O-okej. Poczekaj tu. Ty-Tylko się przebiorę – powiedział i gdy skinęła głową, pobiegł do swojego pokoju.

Niebieskowłosa zostając sama uniosła głowę do sufitu, a potem uśmiechnęła się do siebie triumfalnie. Że też dał się nabrać na bajeczkę jakiejś zidiociałej histeryczki, którą przecież nie jest. No cóż, trzeba było coś wymyślić, bo by do niej w ogóle nie zadzwonił. Nie zamierzała spędzać walentynek sama i tak już złamała swoje zasady i pomogła mu się z nią umówić.

- To co, idziemy? – zapytał idąc do przedpokoju i zakładając kurtkę oraz buty. W buzi żuł gumę, Konan uśmiechnęła się, będą się całować.



DATA
25.01.2014

OD AUTORKI
Nie rozpiszę się dzisiaj, jest mi wstyd za moje zaległości u was, jakoś ostatnio się wyłączam ze świata bloggera... NIEMNIEJ JEDNAK nadrobię, słowo! :)
Notki nie sprawdzałam, nie chciało mi się :P Jak jakieś błędy to wypomnijcie ;D
No i w przyszłej notce już się pojawi Naoki xDD zmieściłam w sumie cały rok w dwóch notkach xD No ale cóż, tak być musi :>
Pozdrawiam gorąco;**

15 komentarzy:

  1. No to tak... Rozdział super. Zresztą jak zwykle :3. Piszę komentarz tutaj chociaż nie napisalam jeszcze wcześniejszych. Wybacz ;_;. Spokojnie, wszystkie napisze :D. Tak w ogóle to założyłam sobie konto żebyś wiedziała, które komentarze są ode mnie i tak wiem bardzo oryginalna nazwa xD. Tak jak już wspomniałam rozdział super. Na początku myślałam, że opiszesz święta wszystkich, a dopiero w następnym sylwester, ale dobrze, że zrobiłaś inaczej, bo nie mogę się doczekać Naokiego, a tym bardziej rozmowy świeżych rodziców :3. W ogóle biedny Saso, prześladują go myśli o dzieciach xd i w dotatku ten sen. Powinien zacząć wierzyć w przesądy i inne takie bzdury xd. A co do świąt to nie napisalaś co podostawali ;_;. Miałam nadzieję, że napiszesz, że Sasori kupił babci miejsce na cmentarzu czy coś xD. Tak w ogóle to ona jest super i niech nie umiera ;_;. Sylwester...Chcieli puszczać fajerwerki na dachu?! Serio?! Aż mnie ciarki przeszły na tą/tę (nie wiem, które jest poprawne ;_;) myśl. Nie ma to jak mieć lęk wysokości i mieszkać na 4 piętrze, jestem genialna. Konan jest super :D. Fajny plan miała chociaż wyszła na idiotkę xd. Ciekawi mnie jak tak dokładniej te niesamowite trio spędziło walentynki. Hidan pewnie kogoś wyrwał i zostawił Saso i Dei`a samych i wyszli na gejów/geji ( tutaj rownież nie wiem ;_;). W ogóle po twoim naruhina nie lubie Hidana ;_;. Wkurwia mnie ;_;. No i to chyba na tyle xd. Sorry za błędy, bo jakieś pewnie są, ale jestem na tel i trochę trudniej tak pisać xd.
    Pozdrawiam i życzę weny ;* .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bardzo oryginalna xD drugiej takiej nie ma xD
      Dzięki, że się tak poświęcasz x)
      wiesz, myślałam nad tym, ale nie chciało mi się już pisać przygód-aka-zjebów xDD muszę przyspieszyć dla Naosia <33
      No co dostali? Kiedyś opiszę xD Na dachu jest fajnie, o ile jest się trzeźwym xD
      Wyszła na mega idiotkę xD bierze go na litość xD
      Och, nie lubisz Hidana, rzadkość xDD

      Usuń
  2. Święta, święta, a Sasori sprząta i grozi biednemu psu, Nagato wkurza Shee i Itachiego swoją miłością do matematyki (czy taka miłość wgl istnieje? ;_;) a Ana pięknie spławia gościa dla Hidana i Deidary... żyć nie umierać!
    Biedni Yahiko i Nagato - wszyscy się wbiją do mieszkania, narobią syfu a potem zostawią... Akatsuki ♥
    I och, ta scena na balkonie... coś liderek wpada nam w depresję przez tą Konan, ale jej plan był genialny XD i te przemyślenia Yahiko, że przy babach wymięka a Konan to już całkiem idealna... urocze :3
    Dobra, Sasori w szpitalu... czytam czytam, leci na porodówkę, nagle go ubierają, a tu Noriko. Kurde, jakaś taka nerwowa się wydaje, no obraża dziecko które się rodzi, spoko. Śmiałam się jak głupia, kiedy rodziła się ta armia... brr, taki sen. Straszny!
    Oj, nasz Akasuna niestety nie poczeka paru lat, bo Naoki za niedługo będzie u niego w domku :D Ciekawe, jak będzie wyglądała rozmowa między Noriko a Sasorim.
    No i tak, oczywiście, pędź do tego kantorka i zapłodnij kolejną laskę! Nie no, tego byłoby już chyba za dużo? ;o
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, za nimi syf się ciągnie :P No, ale Hidan przerywa w YahiKona no bywa, taki anioł stróż xD
      No Saso, on nawet z jednym rady nie da xD
      No ej, musi sobie czasem TEN-TEGO xd bo jak zadowoli swoją przyszłą? :P

      Usuń
  3. Hejka :)
    Na wstępie przepraszam, że ten komentarz nie będzie zbyt składny i długi... taaki nudny dzień, że nic się nie chce :/ Chociaż nie, wczoraj był gorszy.. chyba xD Nie ma to jak święta z rodzinką ^^ BI sasori tak bezczelnie wypomina piechowi że mu nasikał no... Ale piesek ma na to wyrąbane, i bardzo dobrze. Brawo piesek ! :D Sylweter ze znajomymi hehe zawsze wtedy śmiesznie jest :P W ogóle biedny Itachi, miał szczęście. We mnie w tym roku też by fajerwerka strzeliła bo się przewróciła -_- Tak to jest jak się strzyla gdy się jest najebanym xd Jeszcze Hidan chciał się wbić do Saso do mieszkania i zrobić z niego burdel, ten to ma pomysły :D Tak z tym porodem to tak myślałam że to sen po tym jak przeczytałam, że urodziły się bliźniaki O.o WTF? I tak sobie myślę że to musi być sen, do tego jeszcze ta cała armia xDD Jak by nie patrzeć to trochę taki proroczy sen. No i oczywiście świetna akcja Konan, hehe x) Wpadła na genialny pomysł bo Yahiko się zbierał z zaproszeniem jej gdzieś i się zbierał... i się nie mógł zebrać :D Oby byli razem i oby była z nich fajowa para :P Dobra, pewnie o czymś zapomniałam, no ale... taki dzień. Czekam na NEXT ! Życzę WENY ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, bo to mu się śniło, gdy Nao się rodził :P wiesz tak czasami bywa :P
      Dostałabyś fajerwerką? Ja jebie, ale przeżycia xD

      Usuń
  4. Poznałam Twojego bloga dzięki Lapidarium. Szukałam jakiś kąsków SasuSaku, ale coś natknęło mnie na OC i to jestem. Rzadko, kiedy czytam coś związanego z Sasorim, chyba, że mówimy o SasoSaku, ale Twoje opowiadanie potrafi człowieka wkręcić.
    Opis uniesień Sasriego i owej pannicy był dość interesujący i … zabawny. XD No, bo kto by się spodziewał, że spadnie z kanapy? No, na pewno nie ja. Przez cały pierwszy rozdział się śmiałam, a czytałam go akurat o 24, gdy reszta mojej rodzinki już spała. Nawet mój kot się obraził i sobie poszedł… No, nic. Przynajmniej pies został.
    Noriko? Dobrze zapamiętałam jej imię? Nie lubię jej, ale ciekawie wykreowałaś jej postać. Trochę przypomina mi moją siostrę w jej związku… A Sasori? Mógłby się wreszcie postawić i z nią zerwać.
    Hideo (?) – dawno mnie nikt tak nie zirytował jak on. Noriko jeszcze znoszę, lecz n wprowadzą mnie w niezłą fazę nakurwienia.
    I ty wiesz, że narobiłaś mi tymi gejowskimi rozmówkami DeiSaso ochotę na yaoi? A już mi powoli przechodziło! Mamusia była ze mnie taka dumna…
    Nareszcie Miyuki! Człowiek musiał na nią czekać do trzeciego rozdziału, aczkolwiek warto było. Podoba mi się to, że jeszcze go nie lubi. No, zobaczymy potem. Wiem, powinnam cierpliwie czekać na ich pocałunki, pieszczoty, a ja tutaj tylko DeiSaso…
    Och! Chcą zerwać… Właściwie to Noriko nie chce tylko udaje, ale przecież Sasori musi wykorzystać okazję! Drugiej może takiej nie być! Na litość boską, jaka ona irytująca! „Zrób to”, „Zrób tamto”. Szału można dostać!
    Jak słodko! Pojawiła się Konan! Uwielbiam ją. I będzie z Yahiko. <3
    Niech Saso się nie smuci… Wygląda tak słodko, gdy się uśmiecha, a ta… „dziewczynka” to zniszczyła.
    Podałam i nie wstaję. Żeby pomyśleć, że Dei to kobieta! No, dobra. Ja czasami tez tak myślę. Whatever. Ja chcę już Naokiego! To takie słodkie bobo. Myślisz, że ktoś by się podłapał, gdybym go zabrała dla siebie…?
    Przepraszam, nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, ale starałam się jak mogłam, by zostawić po sobie ślad i pokazać Ci, że masz nową czytelniczkę. :) Mogłam napisać kilka głupot, ale to przez godzinę, w której czytałam Twoje opowiadanie.
    Przepraszam również za wulgaryzmy. Rzadko używam ich w komentarzach, ale teraz po prostu musiałam.
    Pozwoliłam sobie na ominięcie Oneshota, ale obiecuję, że nadrobię, gdy znajdę wolną chwilę. Czytaj: pewnie dzisiaj wieczorem albo po południu.
    Piszesz lekko i baardzo przyjemnie się czyta. Powiem Ci, że szablonik też masz ładniutki. :D
    Pozdrawiam i życzę weny, Halszka:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ej, czy ja wyglądam na kogoś komu przeszkadzają wulgaryzmy? xD
      Bardzo się cieszę, że ci się podobało, mam nadzieje, że dalej tak będzie ;D Fajnie, że się śmiałaś, dlatego piszę :) :)
      Niedługo wpadnę do ciebie i się zrewanżuję komentarzem ^^
      a i fanka SasuSaku... ja ich tępię więc mam nadzieję, że się nie zrazisz xD

      Usuń
  5. Soli!! Soli!!! Dlaczego?! Dlaczego zakończyłaś w takiej chwili?! NO jak mogłaś to zrobić?! Czemu nie dałaś tej randki?! No jak?! Yahiko ty cioto, boisz się zaprosić się dziewczyny na randke?! I ty się zwiesz facetem?! Obecnie zauwarzyłam na piątkowej dyskotecę, że faceci boją się tańczyć kiedy to dziewczyna ich zaprosi do tańca... Co za debile z tych facetów... Nagato.. Ah gdybyś ty był ze mną na tej choince byłoby zajebiście! a ja tu ci odbiegam od tematu. Ale to szczegół...
    Akasie i wasz sylwester.... Też tak bym chciała! Shee i twój tekst z gumką był powalający....
    Sasori masz bardzo interesujące sny. Aż piątka?! I do tego sobie coś rozwalił.... Nie fajnie. Ale ja ci przysięgam, że za tydzień tak skończysz przerywając w takim momencie, to naślę na ciebie Nagusia:D
    No to chyba tyle. A ja spadam leniuchować bo ferie są :D
    Całuski i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, akurat Nagato to ja się najmniej boję xD
      Nie no, mężczyźni są w tych czasach o WIELE bardziej nieśmiali :)

      Usuń
  6. Nie wiem od czego zacząć ;__;
    Może tak... ja! ♥
    'Co ty pieprzysz? – wszystko co się rusza…' - ahahah urocze <3
    Wgl święta i Sylwester Akasiowe są mega normalnie. Nagato matematyk xD
    Ale się zgrało, w prawdziwym świecie też nie jestem świnią, bo na wczorajszych urodzinach koleżanki miałam rolę polewacza, przez to, że najmłodsza z towarzystwa i o nikim nie zapominałam xD
    Boooooożeee xD Czytam czytam.. bliźniaki.. hm. Trojaczki.. okej coś tu nie gra, czworaczki i pięcio? No i okazało się, że to sen xD Biedny Saso, jakby cały wszechświat pragnął go ostrzec przed dziećmi..
    Yahiko jest taki uroczy <3 normalnie nie wiem czemu tak mi w tej notce przypadł do gustu, w każdym razie słodka cipeczka xD Ależ sprytna Konan xD

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, polewacz <: moja rodzina by cię pokochała xD my lubimy pić i lubimy gdy się o nas nie zapomina... o mnie zapominają, chamstwo... :<
      No Yahiko... taka dupa nie chłop, ale to się zmieni xDD

      Usuń
  7. Ty nie masz pojęcia, jak ja czekałam na YahiKon! *___* No po prostu ich uwielbiam! ♥ Konan - normalnie kobieta-geniusz xD Chociaż przyznam, że się przestraszyłam, że ona tak na serio O.O Ale na szczęście nie, jest na to zbyt inteligentna~ :3 Ale tak szczerze, to myślałam, że bd coś tego w sylwestra xD Myślałam, że się chociaż pocałują, czy coś! A tu się Hidan wpierdolił >,< No jak on tak może!? Za to go właśnie nie cierpię C:
    Wracając do początku notki... Haha, zakupy z Nagato - no łaj not xD Ja bym chętnie poszła ♥ xd Ale te jego wyliczenia O.o Ja pieprzę, jakiś kalkulator, kurde O.O Przyda się w sytuacjach kryzysowych xDDD Wolę sobie nie wyobrażać, jakimi podrywami by wspomógł Yahiko xD Ale i tak jest słodki ♥ xd
    Moje zdanie o Hidanie znasz... Dobra, powtórzę jeszcze raz, a co mi tam c: Ano debil, co nawet laski do własnego domu nie może zaprosić.. Peeeewnie, po co, lepiej do kumpla >.>"" xD
    I ten sen Sasoriego... O.O Jebłam xDDD "Armia mu się rodzi!" XDDD No kurde xDD Albo: "Wepchnij je tam z powrotem!" Ja pierdolę xDDDDD Uwielbiam go xD Po prostu kocham xDD
    Rozdział ofc, zajebisty (ty nie piszesz innych xd) :D
    Pozdrawiam ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To skoro chcesz, wcisnę ich gdzieś xD Tym razem może mi się uda bez Hidana, może xD
      Taa.. Nagato, pan Kalkulator xD ale to czekaj na jego praktyki w szkole xDD
      Hidan po prostu myśli - a wiadomo jak i czym on myśli xD
      No on by umiał XDDD
      Piszę, piszę xD

      Usuń
  8. No dobra. Żeby Ci przykro nie było, to tu też skomentuję:
    Zaje****fajny rozdział :*** loFFciam xDDdD Czekam na neeexxxtaaaa!!! xD
    Lol o.O Aż mi głupio, jak to napisałam xD

    OdpowiedzUsuń