Przed
południem Deidara wracał do mieszkania od czasu wizyty u dziadka w
szpitalu. Z tego, co wywnioskował z obserwacji, to piernikowi nie
zostało dużo czasu. Od dwóch tygodni do miesiąca, tak obstawiał.
Kilka kroków dzieliło go od bloku i może wprowadzać w życie swój
plan, a było nim spanie do chuj wie której. Lecz czym bliżej tym
gorzej... Asena postanowiła sobie przywitać go przed blokiem. Ile
to oni są już razem...? Chyba najwyższy czas, by z nią zerwał.
Poprzedni jego długi związek skończył się dziećmi, nie chciał
powtórki.
-
Jak tam twój dziadek, kochanie?
-
Spoko. Jeszcze ma siłę, aby kazać mi wypierdalać do fryzjera.
Jestem padnięty, po co przyszłaś? - W odpowiedzi wtuliła się
tors swojego mężczyzny.
-
Bardzo się stęskniłam. A ty?
-
Nie miałem do tego głowy, wiesz. Marzę o łóżku...
-
Ja też. - Mruknęła uwodzicielsko Asena.
-
I samotności. - Dokończył wypowiedź. Partnerka się skrzywiła w
niezadowoleniu.
-
Mam sobie iść?
-
No, skoro chcesz.
-
Ja niby chcę? - Burknęła oburzona. - A może poleżę przy tobie?
Naprawdę nie chcę cię zostawiać... Tak długo się nie
widzieliśmy.
-
Rzeczywiście. Długo. Całe trzy dni. - Sarknął.
-
No właśnie.
-
Asena, posłuchaj... - Wypowiedź Deidary przerwało pojawienie się
Diru na klatce schodowej.
Natarczywy
adorator Tsuki zamiast zwyczajnie go wyminąć, postanowił zagadać.
Dei łudził się, że konwersacja zakończy się po jego obojętnym
słowie siema, a sąsiad zaczął się przysysać. Wypytywał się o
Tsuki, jakoby on i Dei byli najlepszymi przyjaciółmi.
Normalnie blondyna by aż korciło, by na złość współlokatorce,
go na nią nasłać. Jednak nie tym razem.
-
Koleś, nie mam głowy do twoich debilnych pytań. Jak widzisz, to z
kimś rozmawiam. - Wskazał podbródkiem na Asene. - A ty mi
przeszkadzasz.
-
Przepraszam, ja tylko...
-
Gówno mnie to obchodzi. Jezu. Chcesz wiedzieć jakie lubi
czekoladki, to się z nią umów.
-
Serio? Nie będziesz miał nic przeciwko? W końcu ze sobą
chodziliście...
-
Nie, droga wolna. - Westchnął Deidara, zmęczony tą całą
rozmową.
-
Zaraz... Co?! - Wtrąciła zaskoczona Asena. - Jak to byliście ze
sobą? Tsuki to podobno twoja kuzynka...
-
Nie, ona jest byłą...
-
Zamknij ryj! - Warknął Deidara, wchodząc w słowo Diru. - Ktoś
cię pytał w ogóle?!
-
Dei, co to ma znaczyć? - Asana zwróciła na siebie uwagę
mężczyzny. - Tsuki to twoja była dziewczyna?
Blondyn
westchnął ciężko - sprawa się rypła - jednak nie
zamierzał z tego powodu płakać i tak losy ich związku były mu
już obojętne. Skinął głową na potwierdzenie jej pytania,
a w odpowiedzi został siarczyście spoliczkowany. Nie spodobało mu
się to, nieważne, że zasłużył i tak wydarł się za to na
kobietę. Przez dobrą chwilę żarliwie się kłócili. Asena miała
za złe, że chłopak ją okłamał.
-
Dei, to niedopuszczalne, że mieszkasz ze swoją byłą... -
Burknęła. Mężczyzna westchnął ciężko.
-
Niby czemu. Kumplujemy się.
-
Pewnie nadal odczuwacie do siebie pociąg.
-
Nie ma żadnego pociągu. Ten dworzec jest dawno zamknięty. Kurwa
no...! - Jęknął załamany tym ograniczonym myśleniem.
-
Nie. Ja i tak się nie zgadzam. Przeprowadź się do mnie.
-
Ha, ha! Że co? - Parsknął Dei.
-
Zamieszkajmy razem. Będę spokojniejsza, a ponadto postąpimy o krok
dalej w naszym związku.
-
No nie wierzę... - Mężczyzna bardziej sądził, że z nim za to
zerwie, a nie, że będzie chciała przechodzić do jakiegoś
wyższego etapu związku.
-
Możesz się wprowadzić, najlepiej jeszcze dzisiaj.
-
Nie mam zamiaru się przeprowadzać.
-
No to mamy problem, bo ja nie zamierzam ci pozwolić na bycie pod
jednym dachem z eks.
-
Ja nie mam z tym problemu.
-
Nie pozwalam ci. - Oświadczyła stanowczo Asena.
-
I co mi zrobisz? - Parsknął Deidara.
-
Zadzwonię na policję! - Odpowiedziała bez zastanowienia.
O
ja pierdziele! - wyśmiał jej tekst. - I co im powiesz? Żeby
wbili, bo całkowicie legalnie mieszkam sobie z kumpelą, która
kiedyś była moją dziewczyną?
-
No... nie wiem...
-
Deidara Douhito! - Zawołał znany mężczyźnie, kobiecy głos. Na
jego dźwięk wyprostował się jak struna. Obejrzał się za
siebie, jeszcze tej kobiety tu brakowało.
-
Mama? Co tu robisz?
-
Zgadnij z kim rano, w sklepie, widziałam twojego ojca?! - Zaczęła
niezbyt zadowolona z ów wspomnienia.
-
Domyślam się...
-
Z Tayuyą! Twoją byłą dziewczyną!
-
Co proszę?! - Kolejna wieść zszokowała Asenę. - Jak to byłą?
Nie dość, że chodziłeś z Tsuki, to jeszcze z jej siostrą? -
Deidara przejechał sobie ręką po twarzy.
-
Tsuki i Tayuya nie są siostrami. - Uświadomiła ją matka Deidary.
-
Nie? - Spojrzała na Deidarę, ale jego milczenie było bardzo
wymowne. Spoliczkowała go znowu. Złapał się za policzek i
odetchnął, maskując zdenerwowanie. Nie będzie przeklinał przy
matce. - Znowu mnie okłamałeś! Jeszce jakieś niespodzianki? Może
dzieci Tay są twoje?
-
SŁUCHAM? - Matka Deidary, aż się zapowietrzyła z wrażenia. -
Jakie dzieci? O co chodzi?
-
Uspokój się, mamo...
-
Deidaro! - Zawołał tym razem zbliżająca się do towarzystwa,
niegdyś, głowa rodziny. - Och, jak dobrze, że jest tu także twoja
matka. Wyjaśnisz nam coś.
-
Kurwa mać. Jak ma się walić to po całości... - Burknął
Deidara.
-
Może ty nam wyjaśnisz, dlaczego związałeś się z byłą
dziewczyną Deiusia? - Oburzyła się kobieta. - Nie jesteś za stary
na takie romanse?!
-
Niech cię to nie obchodzi. Zauważ, że Tayuya BYŁA jego
dziewczyną, ale teraz już nie jest, więc nie mam sobie nic do
zarzucenia. JEDNAK – Podkreślił ów słowo i spojrzał ostro na
syna. Przez chwilę Deidara miał na to wywalone, lecz w końcu go
oświeciło.
-
Powiedziała ci?!
-
Przypadkiem się dowiedziałem.
-
Przypadkiem. - Prychnął Dei. - Wiesz co się przypadkiem ro... -
Przerwał, ponieważ dotarło do niego, o co w tym tekście chodzi.
-
No ja się mogę tylko domyślać, a ty chyba znasz to z autopsji. -
Skrzyżował ręce na piersiach. Mężczyzna spojrzał na nic
nierozumiejący wzrok byłej żony i postanowił jej wszystko
wyjaśnić. - Nasz jedyny syn uczynił nas dziadkami. Za jednym
razem.
-
Słucham...?
-
CO?! - Wrzasnęła Asena. - Masz z nią bachory?! - Ta informacja nią
wstrząsnęła, a Deidara jedynie wzruszył ramionami.
-
No wykrakałaś.
W
efekcie za tą opanowaną odpowiedzi już trzeci raz został
spoliczkowany. Piekło jak cholera, lecz ograniczył się do
warczenia pod nosem i morderczego spojrzenia. Asena rozpłakała się
i opuściła swojego chłopaka i jego rodziców, których w sumie
widziała po raz pierwszy. Deidara nic sobie nie robił ani z tej
sytuacji, ani z tej nagonki ojca i matki. Wszystko sobie wyjaśnił z
Tayuyą i tylko ona miała prawo mieć pretensje, a nie miała, więc
nie zamierzał z nimi rozmawiać. Zostawił ich, przemierzając
schody na górę. W międzyczasie udało mu się usłyszeć skrawek
rozmowy, z której Deidara się dowiedział o zamiarach odwiedzenia
przez matkę dzieci. Już widział tą radość w oczach Tayuyi.
Uśmiechnął się na myśl o tym.
Gdy
wszedł do mieszkania, zrzucił z ramienia torbę i uwolnił stopy z
butów. Przeszedł do kuchni chcąc napić się czegoś zimnego, gdy
nagle drzwi od łazienki się otworzyły i dość mocno szturchnęły
Deidarę w ramię. Swoje wkurzenie odstawił na bok, widząc ów
postać.
-
Hej! - Wskazał na niego palcem. - Kelner!
-
Hę...? - Uniósł zdziwiony brew, a gdy sam mu się przyjrzał, to
go olśniło. - Ach! Nasza knajpa przez przypadek by cię wjebała w
ślub!
-
Dokładnie! Prawie się wtedy zesrałem. - Skrzywił się Deidara na
wspomnienie. - Poszedłem z kumplami po ciebie, by wyciągnąć cię
na piwo, ale grałeś wtedy na skrzypcach.
-
Tak. Na zastępstwie.
-
Się nazywasz?
-
Iseo. - Wyciągnął dłoń do blondyna. - A ty to pewnie Deidara.
-
Skąd...? Aaa, jesteś gościem Tsuki. - Iseo skinął głową z
uśmiechem. - Gdzie ona jest?
-
Jeszcze śpi. Ja niestety za dwie godziny zaczynam zmianę w pracy,
więc już się zmywam. - Powiadomił, wkładając swoje adidasy i
chwytając w dłoń czarną, skórzaną kurtkę.
-
Spoko... Ale czekaj. Wy ze sobą chodzicie czy coś? Bo nie wiem czy
cię widziałem czy nie.
-
Um, ona ma mój numer.
-
No to luz. Zajebie go jej i skoczymy na piwo.
-
Jasne. Nara.
Po
zamknięciu drzwi Deidara zupełnie zapomniał o swoim pragnieniu,
dlatego dźwignął z podłogi torbę i udał się do swojego pokoju.
Nie ma to jak w domu – z tym podsumowaniem walnął się na łóżko,
a oczy zaczęły się z wolna zamykać. Nim zapadł w sen zdążyła
do niego zadzwonić jeszcze Tayuya. Nie był zbyt zadowolony, że
dzwoni, lecz dla świętego spokoju odebrał. Zaczęła się od razu
tłumaczyć z swojego wygadania. Nie chciała, by ten pomyślał, iż
się wygadała. Deidara nie był mocno zły, sądził, że częste
odwiedziny jego matki u Tay, to wystarczająca kara.
Wczesnym po południem
Yagura podjechał do mieszkania Daisuke razem z sporym pudłem, z
którego dobiegały pomiaukiwania kotków. Wcześniej kolega wyraził
chęć przygarnięcia milusiego pieszczocha do domu. Przy okazji
chciał pogawędzić z Yagurą na męskie tematy, których Matsuri
nie zrozumie. Później Yagura miał pojechać po swoją dziewczynę
i razem ugościć jego ojca, jej przyszłego teścia. Wyszedł na
czwarte piętro, robiąc dość długą przerwę na trzecim piętrze.
W końcu zadzwonił do drzwi i wyczekiwał nadejścia kogokolwiek z
mieszkańców. Otworzył mu starszy mężczyzna lekko już siwiejący.
Na widok dzierżonego przez Yagurę pudła jego mina z uśmiechniętej
przeszła w posępną.
-
Sakura! Prosiłem cię, abyś już nic nie zamawiała! - Warknął do
kogoś z tyłu.
-
Nie nie. Nie jestem kurierem...
-
Niczego nie zamawiałam! - Zawołała z oburzeniem, z całą
pewnością starsza siostra Daisuke. Różowe włosy jednak nie były
czymś odznaczającym wobec pokaźnego brzucha. - Może to Dai? Jego
to nigdy nie podejrzewasz...
-
Bo Daisuke, jak coś zamawia, to mi o tym mówi.
-
Ja przyszedłem do Daisuke... Jesteśmy kolegami. - Wtrącił w końcu
Yagura.
-
Widzisz? - Sakura zrobiła urażoną minę. - Masz swojego ukochanego
synka numer jeden.
-
Daisuke! - Zawołał rodzic ignorując spowodowany hormonami ton
córki. - Kolega do ciebie!
Drzwi
z pokoju chłopaka natychmiast się otworzyły, a w progu pojawił
się Dais. Uśmiechnął się na widok przyjaciela i zaprosił do
środka. Siostra i tata nastolatka przyglądali się wyczekująco
pudełkowi, aż w końcu postanowił zaspokoić ich ciekawość.
-
Koty?! - Zawołała Sakura. - No ty sobie chyba kpisz? - Wyśmiała
brata.
-
Jestem w zupełności poważny. Chciałbym jednego z tych kociaków
adoptować.
-
Tato, no powiedz mu coś!
-
Dai... Takie decyzje powinieneś ustalić wcześniej z nami...
-
No weź, tato. - Mruknął podając mu pod nos białego, jak śnieg,
kotka. - To sama słodycz!
-
Są urocze, to prawda. Ale...
-
Będę miała dziecko, łomie. Co jak je podrapie czy zrobi inną
krzywdę.
-
Zwierzęta są raczej przyjazne wobec małych dzieci . - Wtrącił
Yagura w dyskusję.
-
Jak pracowałam w szpitalu, to na oddział trafiło trzyletni
chłopak, bo kocur wydrapał mu oko. - Rzuciła pretensjonalnie
Sakura.
-
Pewnie mu dokuczał, bez powodu by go nie zaatakował.
-
Phi! Jasne. Nie przygarniesz żadnego kota. - Zwróciła się do
młodszego brata. - Nie i koniec.
-
Aha. Poczekaj aż twoje zdanie zacznie mnie obchodzić. - Daisuke
przewrócił oczami, podnosząc kolejnego kota, który zaczął
wspinać się mu po głowie. - Chyba lubi moje włosy.
-
Podobno koty siadają ludziom na miejscu, które powinno się leczyć.
- Mruknął Yagura.
-
Co za szczęście, bo myślałem, że już dla mnie za późno.
Piąteczka kocie. - Wystawił zwierzakowi rękę, ale nie przybił. -
Nie to nie.
-
Daisuke, posiadanie zwierzaka wymaga odpowiedzialności.
-
Wiem tato. Będę na maksa odpowiedzialny!
-
Nawet nie uzgodniłeś ze mną i z mamą, że chciałbyś przygarnąć
kota.
-
Sakura też z wami nie uzgadniała, żeby pojawił się nowy człowiek
w rodzinie.
-
Dziecko, a zwierzę to chyba jakaś różnica, debilu. - Warknęła
Sakura.
-
Zwierzę mniej wymaga. - Daisuke przewrócił oczami. - Ona będzie
miała dziecko, a ja kota.
-
Nie będziesz miał żadnego kota!
-
Będę.
-
Tato! - Zawołała oburzona.
-
Tato! - Daisuke przedrzeźniał siostrę piskliwym głosem, który
rozbawił Yagurę.
Jak
dobrze, że Hidan nie był jego siostrą. Kłócą się podobnie, ale
na szczęście mogą sobie wzajemnie przylać. Daisuke jednak
potrafił wszystko załatwić dyplomatycznie, dlatego też potrafi z
miejsca wymyślać inteligentne riposty. Pozazdrościć. Jak się
okazało Yagura sam miał siostrę, ale dużo młodszą – nie
zamierzał ćwiczyć na niej ripost, tylko stworzyć normalne,
przyjazne relacje. Po przespaniu się z ów informacją, zaczął
widzieć same plusy. Ponadto rozmowa z Amarą, która naświetliła
mu sytuacje w tęczowych barwach. Cieszył się z posiadania siostry.
-
A załatwiajcie sobie wszystko z matką, jak wróci. - Jak na
zawołanie drzwi mieszkania się otworzyły i stanęła w nich żona
mężczyzny. Od razu wziął jej z rąk siatki z zakupami. - Daisuke
ma do ciebie spra...
-
Ojej! Jakie śliczne kotki! - Ukucnęła przed pudłem z czterema
kociakami. - Kogo to?
-
Moje, póki co. - odezwał się Yagura.
-
Mamo, bo właśnie...
-
Cicho. - Mruknęła, stopując syna. - Ile za nie chcesz?
-
Eee...
-
Chcesz kupić wszystkie koty? - Wyszczerzył się Daisuke.
-
Chyba sobie mamo żartujesz?! - Sprzeciwiła się Sakura. - Zwierzaki
nie są najlepszym pomysłem wobec kontaktu z moim przyszłym
maleństwem.
-
Myślałam by przekazać kotki, babci. Dotrzymają jej towarzystwa,
skoro dziadek zmarł. Mieszka na wsi, więc warunki idealne. To ile
za nie chcesz?
-
Daisuke chciał jednego przygarnąć. Nie biorę nic, tylko wymagam
dobrej opieki.
-
Chciałeś kotka dla siebie, synku? My nie mamy odpowiedniego metrażu
na zwierzątka. Poza tym też nie uważam by był to dobry pomysł
skoro niedługo dziecko przyjdzie na świat...
-
No właśnie, Sakura będzie miała dziecko, a ja kota. Nie będziemy
sobie wchodzić w drogę. Wszyscy będą szczęśliwi!
-
Prócz mnie. - Nadąsała się siostra nastolatka.
-
Prócz Sakury. - Poprawił się. - Ale ona chyba za długo z nami nie
zamierza mieszkać.
-
Bo co?
-
Powinnaś mieszkać z Sasuke, jest ojcem dziecka i chyba mu na nim
zależy tak bardzo by ciebie też zaakceptować. - Mruknął i
wyciągnął z pudła kota, który na widok Sakury syknął złowrogo.
Daisuke wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. - Chcę tego!
-
Mamo, powiedz mu coś, bo zaraz dojdzie do rękoczynów...
-
Uspokój się. Twój brat ma trochę racji. Na jakiś czas kotki i
tak będą u nas. Więc naciesz się i przemyśl dokładnie swoją
decyzję. - Matka chłopaka cmoknęła go w czoło i udała do męża.
Daisuke
był przeszczęśliwy tym obrotem spraw. Pokazał swojej siostrze
język i zaprosił Yagurę do siebie, do pokoju. Kolega się
skrzywił, bo miał nadzieję, że plan wspólnego posiedzenia został
zapomniany. Jednak próżne jego nadzieje. Daisuke wziął do swojego
pokoju pudło kociąt, rozpoczynając rozmowę od wymyślenia imienia
dla pupila.
-
Może nazwę go Mufasa? Jak z Króla Lwa?
-
O ile się nie mylę, to trzymasz w objęciach samicę.
-
Och... Faktycznie, tak myślałem, że czegoś mu brakuje. Hehe.
-
Podobno chciałeś o czymś porozmawiać. - Przypomniał Yagura. -
Nie masz od wyżalania Konohamaru?
-
Niby tak, ale odkąd nie są już z Hanabi razem, to ani jedno ani
drugie nie angażuje się w wspólnych znajomych.
-
Matsuri tam nie narzeka na Hanabi...
-
Mi tak.
-
Serio...?
-
Mhm. Na ciebie mi też narzeka.
-
Serio? A co mówi...?
-
Jestem jej przyjacielem i choć bardzo cię lubię, to trzymam z nią.
Także nic ci nie powiem.
-
Taki jesteś... - Burknął. - No dobra, to mów co ci leży na
wątrobie, bo się trochę spieszę.
-
A gdzie idziesz?
-
Do domu. - Stwierdził, wzruszając ramionami. Daisuke spojrzał na
niego z politowaniem. - Mój ojciec do mnie przyjeżdża i... No,
czeka mnie z nim poważniejsza rozmowa.
-
Przedstawiasz mu Matsuri?
-
Też. O ile się nie spóźni przyjechać.
-
Fajnie. - Mruknął z uśmiechem.
-
A co z tobą i Nel?
-
Rozwija się. Nasza przyjaźń... Teraz jej brat nawet nie mieszka
tam gdzie kiedyś, więc nasz kontakt jest ograniczony.
-
Trochę przykre, bo chyba na coś liczyłeś.
-
Taa. Nawet jej zaproponowałem związek, ale mnie odrzuciła. Zostanę
starym kawalerem, brakowało mi tylko kota.
-
Niedługo spotkasz swoją przyszłą. Cierpliwości.
-
Ale ja nie chcę spotykać swojej przyszłej. Chciałbym mieć trochę
byłych.
-
Trochę dużo wymagasz mając taki ryj... - Stwierdził Yagura.
-
Wiesz twoja szczerość potrafi zranić... - Burknął w odpowiedzi.
- Tobie nie przeszkadza myśl, że Matsuri będzie twoją pierwszą i
ostatnią??
-
Skąd pomysł, że jest pierwsza?
-
Od niej? A co? Nie jest? - Dopytał widząc jego zaskoczone
spojrzenie. - Nie jest?
-
Nie... Ale mam nadzieję, że jest ostatnią.
-
Dla twojego dobra, nie wspominaj jej o byłych. Jest typem
zazdrośnicy.
-
Jestem pewien, że nie byłaby zazdrosna.
-
Zaufaj mi. Skoro założyła, że nikogo nie miałeś, to tego się
trzymaj.
-
Z problemów miłosnych mogłeś się jej wygadać...
-
Właściwie, chodzi o coś delikatniejszego. - Daisuke przybliżył
się bliżej, co sprawiło, że Yagura zaczął się pocić.
-
Pomyślałem, że skorzystam z usługi prostytutki.
-
Chyba wolałem usłyszeć, że jesteś gejem... - Stwierdził Yagura.
-
Taa, wtedy wszystko byłoby łatwiejsze, mam niezłe branie u
chłopaków. - powiedział ignorując wątpiący wzrok przyjaciela. -
Serio, podobałem się wielu chłopakom.
-
Mam nadzieję, że nie jestem na tej liście...
-
Nie, ale wiedz, że mógłbym cię mieć gdybym chciał.
-
Akurat... ale zmieńmy temat. Czemu chcesz iść na dziwki? Pojebało
cię?
Daisuke
był najzupełniej szczery. Chwilowo się jedynie zastanawiał, ale
coraz bardziej się przychylał do tego pomysłu. Bycie samotnym już
taki szmat czasu mu dokuczał, nie chciał ciągle jechać na
ręcznym. Poza tym tylko na tym by skorzystał. Nie byłby już
prawiczkiem i wyzbył się nadmiaru emocji, które w nim zalegają, a
naczytał się wielu artykułów w internecie podsumowujących takie
rzeczy jako szkodliwe. Yagura nie mógł uwierzyć, że on konkuruje
z nim w stopniach w nauce, w szkole. Toż to zniewaga jakaś. Przez
dobrą godzinę próbował wyperswadować mu ten idiotyczny pomysł z
głowy. W międzyczasie zadzwonił do chłopaka ojciec, odwołując
dzisiejsze spotkanie. Yagura przytaknął, niespecjalnie go ta wieść
dziwiła, bo już za młodu zwykle zostawał odstawiany na dalszą
półkę. W zamian postanowił na ten czas zabrać Daisuke na
konsultacje z Hiroyą. W najgorszym razie poleci mu jakąś dobrą
agencję towarzyską.
Była
sobota, co oznaczało dla Sasoriego wolne od pracy i ukojne spędzenie
czasu w domu, do wieczora mógł być sam na sam z synem. Leżał w
swoim łóżku, gdzie smacznie spał również Naoki. W nocy nie mógł
zasnąć i wybłagał tatę o wspólne spanie. Zmierzwił mu lekko
włosy, aby go nie obudzić i pozostawił samemu sobie głęboko
zanurzonemu we śnie. W łazience wziął zimny prysznic, by się
rozbudzić i przebrał w wygrzebane wcześniej z szafy, ubrania. W
końcu dotarł do głównego celu, gdzie rozpoczynał dzień od
gorącej kawy, czyli był w kuchni. W czajniku gotowała się woda do
zalania herbat, a on sam przygotowywał na śniadanie parówki. Po
chwili usłyszał, jak drzwi z pokoju się otworzyły, a sześciolatek
pierwsze co zrobił to przyszedł sprawdzić czy tata jest w domu.
-
Dzień dobry – Przywitał się, przecierając zaspane oczy.
Podbiegł do Sasoriego i wtulił się do jego brzucha.
-
Cześć mały. Wyspałeś się? – zapytał, ściskając jego
ciałko, a potem mierzwiąc włosy.
-
Nieee – Przeciągnął z ziewnięciem. Uśmiechnął się do syna,
było już po dziesiątej, a on się dalej nie wyspał. Trzeba było
spać, a nie ganiać z pokoju do pokoju. – Muszę siusiu.
-
To idź.
Kiedy
wrócił do pomieszczenia, uprzednio załatwiając wszystkie swoje
potrzeby fizjologiczne. Podczas śniadania umawiali się na wspólne
plany dzisiejszego dnia. Naoki od razu tradycyjnie wypalił, że
chciałby pojechać do wujka Hidana i przy okazji do wujka Dei’a i
Tsuki. Skrzywił się, dlaczego on sobie wybiera takich kompanów do
zabawy? Podszedł go i zaproponował by zrobili coś razem. Jak
ojciec i syn. Nie miał nic przeciw, ale nie wiedział co mogliby
fajnego porobić.
-
Może pójdziemy do kina? Albo na kręgle?
-
Tak, kręgle! Będzie fajnie – Stwierdził kończąc posiłek i
dopiero teraz pijąc swoją herbatkę.
-
Pewnie, że będzie – uśmiechnął się delikatnie.
Brązowe
oczy bruneta utkwiły wzrok na swoim kubku z parującą cieczą,
dłonie przykładał do nawierzchni naczynia. Sprawdzał na sobie
wytrzymałość na gorąco. Sasoriego ogarnęła nostalgia,
przypomniał sobie, jak trafił do jego domu. Ile się przy nim
nauczył, jak bardzo się dla niego stara i ile się przy nim
uśmiecha. Tak, dziecko go porządnie zmieniło, dzięki niemu poznał
Shizu. Szkoda, że wcześniej o nią się nie starał. Uniknąłby
tylu nieprzyjemności.
Rozmyślania
przerwał dzwonek do drzwi, wstał od stołu i wolnym krokiem
skierował się do drzwi. Za nim niepewnie stąpał syn, był
ciekawy, kto przyszedł. Otworzył drzwi, a u ich progu stało trzech
chłopców, uzbrojonych w różne karabiny i inne wojenne akcesoria.
-
Dobry! Nao wyjdzie na dwór? - Powiedział donośnym głosem jeden z
nich.
-
Dzień dobry…? – Ukucnął przed żołnierzami. – Kim
jesteście?
-
To moi koledzy z klasy, tato – Wytłumaczył ojcu, a potem zwrócił
się do kolegów. – Bawicie się w wojnę?
-
Mhm, zbieramy ekipę, potrzebujemy dowódcy Nao. Idziesz?
-
Jasne! – Odparł natychmiastowo. Chłopaki odkrzyknęli ucieszeni i
powiedzieli, że czekają na niego w parku przy placu zabaw. Chłopiec
natychmiast pobiegł do pokoju po wszelkie przydatne arsenały.
Zwykle on miał najwięcej i to najlepszych zabawek, więc zawsze to
on przewodniczył w zabawach. Nie był też chamem, dawał się innym
nimi pobawić, przez co często je tracił.
-
Hej, Naoki – Zaczął Sasori wchodząc do pokoju dziecka. –
mieliśmy razem spędzić dzień… - Rzekł z pretensją, no bo
inaczej się umawiali.
-
Wiem, tato. Ale muszę iść przecież na wojnę, mój oddział sobie
beze mnie nie poradzi – Odparł, szukając w szafie swojego
karabinu. – Jest! Kurde, a gdzie snajperka? – Zadał sobie
pytanie z grymasem na twarzy.
-
Rozumiem, ale co ze mną? Ja też sobie bez ciebie nie poradzę –
Burknął, weekend to jedyny czas, co może mu poświęcić, a on
woli kolegów… on go nigdy nie olał dla kolegów… dobra zdarzało
się, ale to było planowane olanie z tygodniowym wyprzedzeniem. I
nie zostawał sam przecież.
-
O jezu, tato… nie przesadzaj, wrócę – Powiedział mu łaskawie.
Naprawdę, był mu bardzo wdzięczny… podszedł do rozkopywanej
przez chłopca szafy i z górnej półki wyjął dla niego broń. –
Dzięki.
-
Proszę… co robisz? – Zapytał, widząc, że dziecko mu się
rozbiera.
-
Przebieram się – Odpowiedział, wyciągając z szafy zielone
spodnie, i bluzę z wojskowym wzorem. Przekręcił oczami, się
wczuwa w te zabawy… spojrzał za okno niebo było szare, a od czasu
do czasu przechodziły burzowe chmury.
-
Ale załóż bluzkę pod bluzę – Upomniał, kiedy chciał ją
założyć. Westchnął i wyjął z szafy białą podkoszulkę.
Zlustrował pokój syna wzrokiem. – ale masz tu syf, nie sądzisz,
że przydałoby się tu posprzątać?
-
Mm, przydałoby – Przytaknął słowom ojca. – widzisz tato? Masz
już jakieś zajęcie – Wyszczerzył się słodko i udał się do
przedpokoju. Sasoriemu zadrgała żyłka na skroni, kiedy on się
stał taki bezczelny?
-
Skaranie boskie z tym dzieckiem – Szepnął sam do siebie. Oparł
się o próg prowadzący z salonu do przedpokoju, obserwował syna,
który starał się zawiązać swoje adidasy. Na próżno. – Daj,
pomogę ci – ukucnął przy dziecku i związał mu sznurówki.
Pomyślał, że musi go nauczyć tej czynności. – Ej, a może
pójdę z tobą?
-
N-Nie… - Odpowiedział cicho, nie chciał mu robić przykrości,
ale brać ze sobą też nie chciał, bo wstyd.
-
Dlaczego? Będzie fajnie!
-
Nie tato, nie będzie. Nikt z moich kolegów nie bawi się na dworze
z rodzicami. Będą się ze mnie śmiać.
-
A więc, mam siedzieć SAM w domu, w sobotę?
-
Zadzwoń sobie do wujka Deidary. Idę już, pa – Pożegnał się i
wyszedł z domu, z całym swoim wojennym arsenałem. Sasori westchnął
ciężko. Dlaczego on rośnie… to takie niesprawiedliwe.
Nao
szedł w stronę miejsca zbiórki kolegów, miał w sobie lekkie
poczucie winy z powodu taty. Nie chciał by został sam… w końcu
rozumie, że za nim tęskni, on także, ale w tygodniu. W ogóle,
tata bawiący się z nimi w wojnę? To się w ogóle z sobą nie je…
prędzej wujek Hidan i Yagura, oni się nadają i są śmieszni, a
tata nie. Tata to nudziarz. No, nic mu nie będzie przecież, chyba.
Zadzwoni sobie po wujka i z nim pójdzie na kręgle, może w końcu
wygra.
-
Cześć Naoki – Zawołała do niego czarnowłosa dziewczynka i
pomachała w jego stronę, odmachał i zboczył na chwilę z drogi,
by do niej podejść. Była razem z mamą, jak zazwyczaj.
-
Cześć Kae – Mruknął. – Dzień dobry – Kobieta skinęła mu
z uśmiechem głową .
-
Gdzie idziesz?
-
Idę na wojnę. Umówiliśmy się tam z chłopakami.
-
Też mogę iść? – Zapytała. Może zabawa nie była dla niej, bo
była zbyt delikatną osóbką, ale chciała pobawić się z Naokim.
Bardzo go lubi. Siedzą nawet razem w ławce. Jedyny chłopiec, który
siedzi z dziewczynką z własnej woli.
-
Pewnie!
Ich
entuzjazm jednak popsuła jej mama, bo nie chciała jej puścić,
gdyż to niebezpieczna zabawa. Naoki się wtrącił w tą decyzje,
powiedział, że da jej karabin i będzie w porządku. Nie
podziałało, więc przydzielił jej funkcje medyka, teraz cały
oddział będzie jej bronił. To też nie działało, ale Kae zaczęła
prosić, aby ją puściła. Ze skutkiem. Wziął ją za rękę i dali
się na plac zabaw. Na miejscu oczywiście koledzy byli oburzeni, że
Kae też się bawi. Nie lubią jej, ciągle skarży i zawsze z nosem
w książce.
-
Kae będzie naszym sanitariuszem – Oświadczył wypychając ją
lekko do przodu. – Inaczej ja się nie bawię. To ważna funkcja
oddziału, a ja chcę przeżyć! Obiecałem tacie wrócić na obiad.
-
Dobra – Zgodzili się z przekąsem chłopacy, a jeden z nich
zapytał. – Kim jest notariusz?
-
Nie notariusz tylko sanitariusz, głąbie – Bąknął Naoki. – to
taki lekarz. Więc musimy go chronić.
Zgodzili
się, rozsądnie gada, wtedy zaczęli się dzielić na dwa zespoły.
Jeden pod dowództwem Naokiego, a drugi Tory – najbardziej
wysportowanego w klasie chłopca, ale także bardzo tępego. Z nim
nie można stoczyć słownego pojedynku, bo nie zrozumie, ale śmiać
się z niego też nie można, bo zbije.
Każdy
miał przyniesione ze sobą bronie i kulkowe naboje. Oczywiście, że
nie bawili się „na niby”, bo przecież potem, przez kilka dni
mieli fajne rany na ciele. No i wiadomo było kogo się trafiło, bo
padł na ziemie i skamlał, jak idiota, wtedy ma podchodzić do
rannego Kae i go wyleczyć. Przeciwna drużyna jeszcze musiała
wyznaczyć swojego medyka, ale nikt nim nie chciał zostać, woleli
strzelać, a nie leczyć.
-
Nie będę leczyć! – Warknął jeden z chłopców. – Każdy
lekarz jest głupi!
-
Hej! Mój tata jest lekarzem! – Wtrącił zagniewany Naoki. Nie
wypowiedział się z dokładnością tylko ogólnie, więc obelga
tyczy się też jego taty.
-
Więc twój stary jest głupi – Odparł logicznie.
-
Cofnij to debilu!
-
Eloszka, głupki! – Przerwała im kłótnie nadchodząca nowa,
znajoma twarz. Koledzy się skrzywili, a najbardziej kapitanowie
grupy. Jednak nastały pomruki powitalne. – Co pajacujecie?
-
Cześć Maribel – Przywitała się nieśmiało Kae, ale nie
zwróciła na nią uwagi. Przez jej skarżenie, tata oddał jej
kochanego pieska do babci. Bardzo to przeżyła.
-
Co tu robisz? – warknął Tora. – Idź stąd!
-
Zamknij pysk, stoję obok, durniu – odwarknęła. Jak oni się nie
lubią, rywalizują razem w sportach i Maribel bez skrępowania robi
wszystko, by ten poczuł się gorszy. Jakby to tata powiedział…
swoim zachowaniem chce go utwierdzić w realiach, że są lepsi od
niego. Kiedyś jej podziękuje. – Bawicie się w wojnę?
-
Nie, w sklep – sarknął jeden z chłopaków, no po ich zabawka
powinna się domyśleć.
-
Super, mogę się pobawić z wami?
-
Nie! – warknął każdy jeden chłopak z ich grupy.
-
Dlaczego? – oburzyła się, zakładając ręce na piersi.
-
Bo jesteś dziewczyną – bąknął jeden z chłopaków.
-
Co z tego? Nie mam sukienki!
-
Nie masz też broni – Stwierdził Tora, a wszyscy podnieśli lekko
karabiny. Nie chcieli bab w zespole, wystarczyła im Kae, ale ona ma
ten immunitet, że Nao się za nią wstawia.
-
A co z tą ciamajdą? – Wskazała na czarnowłosą koleżankę. –
Też jest dziewczyną, ma sukienkę i nie ma broni!
-
To spódnica… - Poprawiła ją, poszerzając uroczo materiał.
Naoki uśmiechnął się, a Maribel nadąsała.
-
No i co?! – Fuknęła, a potem zwróciła do Tory. – Nie muszę
mieć broni, rozwalę ci gębę pięściami!
-
Chyba połaskoczesz!
-
Chcesz się przekonać?! – Warknęła i przystawiła się do
nielubianego kolegi.
-
Zamilcz kobieto, idź się pobaw lalkami!
-
Ej, a może niech się bawi – Wtrącił w końcu Akasuna, a koledzy
spojrzeli na niego oburzeni. Maribel natomiast zaskoczona… - Weź
ją do zespołu jako sanitariusza.
-
Właściwie…
-
Nie! Ja chcę strzelać! I nie chcę być w jego drużynie! Kto
dowodzi drugą? – Nikt nie odpowiedział, ale wskazali na Naokiego.
Plasnęła się w czoło. – Przegramy, ale niech będzie. Ze mną w
drużynie wygracie!
-
Nie chcę cię w drużynie – Burknął zły. – Idziesz do Tory
albo się nie bawisz!
-
Wy macie flagę – Rozporządził wspomniany chłopak, flaga
symbolizowała główny cel w zabawie. Drużyna posiadająca flagę
musiała jej chronić i nie dopuścić do niej nieprzyjaciela,
natomiast tamci, jak idzie się domyślić, musieli ją przechwycić.
Zgodziła
się, nawet będąc sanitariuszem. Było okej, aż do rozpoczęcia
zabawy, wszyscy bronili dziewczyn, a jednocześnie strzelali do
przeciwników. Chowali się za drzewami lub zakamarkach placu zabaw.
Maribel nawet bez pomocy, potrafiła unikać strzałów, które
zwykle padały od Nao. Kiedy ktoś strzelił do Tory, Maribel mu
wcale nie pomagała, zajebała mu karabin i poczęła strzelać do
chłopaków, a nawet trafiła w udo Naokiego. Jednak Tora przerwał
zabawę wygłaszając swoje oburzenie, że ona nie spełnia
obowiązującej jej roli.
-
Tora, skończ pieprzyć – Bąknął Naoki. Przecież wygrywali, a
on się nie wiadomo o co burzy. W ogóle mówienie brzydko pod
nieobecność rodziców, sprawiało, że czuli się jak pełnoprawni
dorośli.
-
Nie! Nie skończę! Ja się tak nie bawię! Idę do domu!
-
Och, mała dziewczynka się rozpłakała – Zaczęła pokornie. -
wysmarkaj nos, bo ci gluty wylatują – zaszydziła Adachi.
Dalszą
ich rozmowę przerwało nawoływanie. Przyszła matka Kae, nakazała
córce wracać do domu, bo zaczyna już kropić i poleciła zrobić
to samo reszcie. Niektórzy się usłuchali, bo obawiali się kary od
rodziców. Natomiast inni mieli to w poważaniu. Zresztą im rodzice
nie dawali limitu bycia na podwórku. Albo do obiadu, choć nie
uczyli się jeszcze zegara w szkole. W każdym razie nadal chcieli
bawić się w wojnę, Maribel też i w końcu po kilku minutach jej
wielu argumentów, zgodzili się.
-
Juhu! To ja będę za Torę – Zadecydowała, przechodząc dumnie na
przód swojej grupy.
-
Dlaczego ty?
-
Nie chcę, aby rządziła mną kobieta.
-
No weźcie. Nie wiecie, że kobiety to najlepsi rządzący?
-
To dlaczego żadne nie rządzą?
-
Nie chcemy wam robić przykrości – Oznajmiła z krzywym uśmiechem.
– w każdym razie, zaręczam, że skopiemy im dupska! Im i mojemu
przyszłemu pasierbowi – wskazała na Naokiego, na co się
naburmuszył. Wariatka.
-
Nie nazywaj mnie tak, głupia! – prychnął. – Nie rób sobie
nadziei! Nic nam nie skopiecie.
-
Och! Akasuna! Robisz się coraz to bardziej zaczepny! Uważaj, bo
wiem, gdzie mieszkasz – Zadrwiła, wiedziała, że ma nad nim
przewagę w tej kwestii i boi się taty.
-
A idź wytnij sobie przyjaciół z kartonu i zostaw mnie w spokoju –
Burknął i razem ze swoją grupą zamierzał się oddalić. Jedno w
Maribel jest dobre, jako kompan do zabawy jest zajebista. Nie trzeba
jej traktować z jakąś litością, a walić jak do chłopaka.
Zatrzymało go szarpnięcie i chrząknięcie dziewczyny. – Co?!
-
Nie mam broni, a ty masz dwie. Pożycz – Wyciągnęła do niego
rękę.
-
Pięści ci nie wystarczą? – sarknął.
-
Pięści starczyłyby na Torę, na ciebie trzeba by było kamienie –
stwierdziła. – jesteś zbyt dobrym przeciwnikiem, młocie –
uśmiechnął się, w sumie go skomplementowała.
-
Wiem o tym – oznajmił narcystycznie i podał jej karabin i zapas
naboi do broni. – Tylko mi tego nie zniszcz, bo dostałem od wujka
– powiedział.
-
Powiało grozą – prychnęła. – dzięki.
Kapitanowie
grupy się rozdzielili, każdy z nich wczuł się w zabawę i w
swoich grupach ustalali zasadzkę na przeciwników. Deszcz już
poważnie lał z zachmurzonego nieba, ale tym się nie przejmowali,
póki rodziców nie ma na horyzoncie jest zabawa. Każda z drużyn
zaczęła profesjonalnie skradać się po lasku parku. Niektórzy
wdrapywali się na drzewa chcąc dostąpić lepszego widoku. Na
placu zabaw również kryli się w rurach, bądź przy swoich
fortach. Drużyna Maribel, była tą, posiadającą flagę. Umieścili
chorągiewkę na szczycie pewnej konstrukcji, która była nazywana
pająkiem. Nie mogli się przecież łatwo tam dostać. Ustalali
zasadzkę.
Naoki
był bardziej podejrzliwy w tej zabawie, niż zwykle. W końcu
dowodzącym ich przeciwników jest Maribel, a ona jak chłopak, a
nawet okrutniej. Ustalali strategię przejęcia flagi zamierzali
przejść do pozycji.
-
Ja spadam do domu. Mama się wkurzy, jak przyjdę cały mokry do domu
– stwierdził jeden z ich grupy, oznajmiając to wszystkim kolegom.
– Narka!
Wraz
ze swoją grupą ruszyli na plac zabaw, jeden z chłopaków wdrapał
się na drzewo i mówił pozycję wrogów, a nawet, że jeden się do
nich zbliża z białą flagą.
-
Chłopaki ja się tak nie bawię! Mari jest głupia i nie potrafi się
wspólnie bawić. Tylko ja, ja, ja. Idę do domu – Burknął z
fochem i zaczął się z wolna od nich oddalać.
-
Nie, czekaj. Może się do nas przyłączysz? – zapytał jeden z
chłopaków w ich drużynie. – Może?
Akasuna
się zawahał, znaczy zgodził się, ale czuł, że coś jest nie
tak. W końcu ten kolega jest znany z bycia świetnym kłamcą, w
dodatku bardzo lubi Maribel, a może nawet się w niej podkochuje.
Blee, wzdrygnął się. No, w każdym razie ona sama nie jest jakaś
taka, chcąca działać na własną rękę. Definitywnie coś tu
śmierdzi. Pilnował kolegi, a jednocześnie zakradał się na teren
nieprzyjaciela.
Naoki
wysłał nowego drużynowego na zwiady, co mu się nie podobało, nie
chciał iść sam. Ta zaczął mówić o swoich podejrzeniach, jeśli
nie są prawdziwe to niech im to udowodni i idzie na zwiady, do
ciężkiej cholery! Z naburmuszoną miną spełnił rozkaz, ale
przechodząc przez dróżkę, zaczepił go jakiś starszy chłopak.
-
Młody, do domu na obiad – chwycił go za rękaw i pchnął w
kierunku mieszkania.
-
Nie! Nie mogę iść teraz! Wykonuje wielką misję!
-
Moja misja też czeka. Mama mnie wyrzuciła po ciebie z domu, a
Assasin Creed się sam nie przejdzie.
-
Ale ja tu pełnie rolę szpiega! – krzyknął, a potem zakrył
sobie usta, lecz każdy usłyszał. – Kurde! To wszystko przez
ciebie – warknął na brata. – Głupi nerd!
-
Hej! – bąknął i walnął go po łbie. – Uspokój się, smarku!
Tak
odszedł jeden zdrajca, nawet lepiej, że teraz. Maribel natomiast
zaklęła. Rodzeństwo zniszczy każdą zabawę. Naoki ją dzięki
temu przyuważył, była schowana za kontenerem ze śmieciami, kazał
chłopakom atakować od frontu, a sam zajął się tyłami. Koledzy z
krzykami zaczęli atakować, co tamci również wykonali, zaczęli
się strzelać dopóki, któryś z nich nie upadnie. Blondwłosa
wyszukiwała wzrokiem Naokiego, aż w końcu z tyłu ktoś dłubał w
jej plecy lufą swojego karabinu.
-
Poddaj się, kobieto! – mruknął z triumfem w głosie.
-
To raczej ty się poddaj, Nao – zawołał trzeci głos z góry,
spojrzał w tamtym kierunku, a okazało się, że z kontenera
wychylał się jeden chłopak, mierząc do niego z broni. Maribel się
uśmiechnęła i odwróciła do niego z wyższością.
-
Przegrałeś szczochu – zadrwiła.
-
Przynajmniej nie wszystkie twoje plany poszły tak, jak planowałaś.
-
Fakt. Szpieg nam nie wyszedł – skrzywiła się Mari.
-
Chłopaki! Mam flagę! Wygraliśmy! – zawołał jeden z drużyny
Naokiego, który spięty na pająku wymachiwał trzymaną przez
siebie flagą. Brunet się wyszczerzył, jak łatwo było odwrócić
ich uwagę od głównego celu. Dziecinada.
-
To nie fair! - oburzyła się Maribel. – Przecież on miał iść
do domu! Oszukaliście nas!
-
A wysyłanie szpiega jest niby uczciwe? – zakpił Naoki.
-
Ale nie wykluczaliśmy go z zabawy!
-
Gadanie. Naucz się przegrywać dzie-wczy-nko.
Nie
spodobał jej się jego ton. Wkurzył ją tą oszukańczą strategią.
Rzuciła broń na ziem i kopnęła go mocno w kostkę. Naoki upadł
na mokrą trawę i syknął z ból, ale nie pozostał dłużny i
pociągnął ją za warkocze. Jęknęła, to nie fair, że
dziewczynki mają taki łatwy słaby punkt. Gdy na niego poleciała,
zderzyli się swoimi czołami. Dzieci okrążyły ich i z uwagą
obserwowali walkę, nikt się nie wtrącał, nikt nie powstrzymywał.
Dzieciaki
prały się tam równo, ocierając ciałem o mokrą trawę, a przy
okazji brudząc ubranie. Naoki odepchnął od siebie Maribel i wstał
na równe nogi, otrzepując się z brudu. Również się podniosła,
a on cofnął lekko w tył i tak zamieniło się to w wielką gonitwę
po torze przeszkód w postaci placu zabaw. Kałuże robiły się
coraz większe od deszczu, a wszystko było śliskie, tak Naoki
zrobił poślizg na dupie w jakimś błocie, a dziewczyna do niego
dobiła i również wpadła do kałuży pełnej błota.
-
Wyglądasz, jak świnia – zaśmiała się z Naokiego.
-
A ty nią jesteś – odgryzł również się z niej nabijając. –
wysyłasz szpiega, grasz nieczysto!
-
I kto to mówi?! Kantowałeś! – oskarżyła go i nabierając
trochę błota w ręce. Rzuciła mu w twarz.
W
ten sposób ponownie zaczęli się prać. Nawet nie zauważyli, kiedy
reszta kolegów sobie poszła, a deszcz przestał lać jak z cebra.
Po zakończeniu błotnych zapasów, zlustrowali się wzajemnie
wzrokiem. Byli cali umazani błotem, obdarci zielonym barwnikiem
trawy i mokrzy od deszczu.
-
Tata mnie zabije – jęknął Naoki. Naprawdę… już go chyba
nigdy nie wypuści z domu. Bynajmniej nie samego.
Mnie
mama… znaczy nie zabije, bo nie mam sukienki, ale każe mi się
kąpać.
-
Pewnie ci się przyda. - Mruknął Naoki, a Maribel rzuciła w niego
kulką ulepioną z błota Skrzywił się i zrobił to samo. Z tym
wyjątkiem, że niezbyt celnie.
-
Hahaha, co to było?
-
Wpadłem na pewien pomysł i dlatego nie trafiłem...
Mari
oczywiście mu nie uwierzyła, ale pozwoliła koledze wierzyć, że
jest inaczej. Była ciekawa jego pomysłu, który okazał się
całkiem fajny. Otóż chłopiec zaprosił ją do siebie, tam się
umyją, coś zjedzą i kto wie, może sobie pooglądają dużo
telewizji? Sasori nigdy nie krzyczał na syna, kiedy w domu są
goście, nie będący Deidarą. Gdy wrócił do domu z koleżanką
wszystko szło zgodnie z planem. Nie został skrzyczany, ale Sasori
nakazał się wpierw wykąpać tym brudasom. Naoki nie był
zadowolony musząc wyszukać Mari coś ze swoich ubrań, gdy ta była
w łazience. Sasori skorzystał z tej poufnej chwili.
-
Naoki. Chciałbym byś ze mną jutro pojechał do Shizu.
-
Po co?
-
Bo ma urodziny. Poza tym jeszcze jesteś za młody by zostać sam w
domu. - Wytłumaczył spokojnie, zbierając z podłogi ubrania.
-
Ale ja nawet nie znam żadnej Shizu...
-
Wiem, dlatego chciałbym żebyś ją poznał. Na pewno się
polubicie. Ona cię poznała, gdy miałeś półtora roku.
-
Nie pamiętam. - Naoki wzruszył ramionami. - To twoja koleżanka?
-
To kobieta, która sprawia, że jestem szczęśliwy. - Naoki uniósł
brew w górę. - Jesteś już dość duży, więc powiem bez owijania
w bawełnę. Shiz...
-
Co to znaczy? - Sasori przez moment nie rozumiał.
-
Nie wiem co znaczy owijać w bawełnę.
-
Chodzi o to, by powiedzieć prawdę. Shizu to moja dziewczyna, jak
kiedyś Miyuki.
-
Albo mama.
-
Albo mama. - powtórzył Sasori. Cieszył się, że ma takiego
bystrego syna.
-
No właśnie. Mogę o coś zapytać?
-
Pewnie...
-
Wrócicie do siebie?
-
Co proszę?! - Zaskoczyło go to pytanie. Nie chwal dnia przed
zachodem słońca, chyba wzmiankę o związku z Shizu jednym uchem
wpuścił, a drugim wypuścił.
-
No wiesz. Fajnie by było, bylibyśmy razem i przestalibyście się
kłócić o to z kim mam być tego, a tego dnia... Mama już nie jest
z Roko, a ty nie jesteś z Miyuki.
-
Jestem z Shizu.
-
Ale mama...
-
Naoki, przykro mi, ale nie ma opcji, bym się znowu związał z
Noriko. Nawet gdybym był sam, to ona odpada. Nie wchodzi się dwa
razy do tej samej rzeki.
-
Ja chciałbym byś był z mamą, a nie kąpał się w rzece, tato!-
Burknął z pretensją. Sasori ścisnął swoje zatoki i opanował
wzburzenie.
-
Nie będę z mamą.
-
Czemu?
-
Bo nie. Koniec tematu.
-
Dobra! No to nie idę na urodziny Shizu. - Odburknął Naoki. Sasori
westchnął tłumiąc wściekłość i założył ręce na piersiach.
-
Dlaczego?
-
Bo nie.
To
dziecko zaczyna go denerwować jak nigdy. Od kiedy on mu już
pyskuje? Sasori miał taką ochotę mu przylać - pierwszy raz w
życiu, ale oby się to kończyło tylko na słowach. Naoki był
jednak na przegranej pozycji, bo i tak nikt by z nim nie został.
Noriko pracowała, co prawda od dziesiątej wieczorem, ale on nie
zamierzał się wcześniej urywać z urodzin Shizu.
Jednak
Naokiemu się upiekło i został z Noriko, do czasu, bo gdy
rozpocznie pracę, to przechodzi pod opiekę Yoshiego. W każdym
razie Sasori przyjechał pod dom Shizu i, aż zdębiał. Jej dom
rodzinny naprawdę robił wrażenie. Był jak pałac, gdy wjeżdżało
się za bramę, to był dość spory teren podjazdu bezpośrednio pod
dom. Budynek był piętrowy razem z poddaszem, a chyba za nim mieścił
się basen. Nawet Hidan by pozazdrościł tej miejscówki. Właściwie
Sasori się zaczął zastanawiać czy jest wystarczająco dobry dla
Shizu. Chciałby i myślał, że jest, ale aktualny widok podniósł
poprzeczkę. Poprawił swoją marynarkę i wyjął z środka swojego
samochodu bukiet róż i torbę z upominkiem. Pod drzwiami
odchrząknął ostatni raz i zadzwonił do drzwi.
Po
dobrej chwili drzwi otworzył dostojnie wyglądający mężczyzna.
Zapewne ojciec dziewczyny. Jak na złość Sasori zapomniał języka
w gębie.
-
Dzień dobry. Przyszedłem do pana córki... - Powiadomił
zdenerwowany Sasori, ściągając w dół rękę, w której trzymał
bukiet róż.
-
Do mojej córki?
-
Zgadza się.
-
A w jakiej sprawie?
-
No... Jestem jej chłopakiem.
-
Słucham?! Moja córka ms trzynaście lat! - Zawołał wzburzony
mężczyzna. Sasori wpatrywał się w niego tępo. - Dzwonię na
policję, pan jesteś pedofil.
-
Nie, nie, nie! Proszę zaczekać. - Zatrzymał zamykające się
drzwi. - Mi chodziło o starszą córkę.
-
Nie mam więcej córek.- Sasori na ten komunikat się zmieszał.
-
Czy ja dotarłem pod właściwy adres...?
-
Witam ponownie. - Do rozmowy wtrącił się Akira, już wcześniej
poznany przez Sasoriego brat Shizu. - Grasz na dwa fronty z Shizu i
córką naszego kamerdynera?
-
Ach, więc to wasz kamerdyner... Zaszła pomyłka, myślałem, że to
wasz tato.
-
Tak, domyśliłem się. - Mruknął z uśmiechem mężczyzna. -
Zapraszam.
-
Ale to dlaczego mnie pan nie naprostował?
-
Wyszło śmiesznie.
Nie
dla Sasoriego, jemu nie było do śmiechu, na komunikat o policji
chciał spieprzać. Akira zaproponował odprowadzenie Saso pod pokój
siostry. Z nią najpierw powinien się przywitać. Polecił też
przyzwyczaić się do pracownika domu.
-
Duży macie dom...
-
To dom rodziców. Czasem wynajmują go swoim pracownikom z firm. Na
pewno trudno im mieszkać tylko we dwoje ze służbą.
-
To Shizu z nimi nie mieszka?
-
Ona ma swoje mieszkanie, które teraz dzieli ze mną. Chyba, że
wzywa mnie ojczyzna, wtedy stacjonuje tutaj.
-
Rozumiem. Mój syn chcę zostać w przyszłości żołnierzem.
-
Ile ma lat?
-
Siedem
-
To może jeszcze zmieni zdanie. - Powiedział Akira. - Shizu
wspominała, że miał przyjść z tobą.
-
Tak... Ale wolał zostać z matką.
-
Jasne. - Przytaknął i zaczął pukać do drzwi. - Shizu, można
wejść?
-
Jestem w ręczniku. - Dobiegł kobiecy głos z pokoju.
-
Twój chłopak przyszedł.
-
Już...? No... On może wejść.
Akira
spojrzał na Sasoriego, któremu zrobiło się głupio na ten
komunikat ze względu na to, że został wypowiedziany w obecności
brata dziewczyny. Jednak skomentował to jedynie uśmiechem i
wymijając klepnął go w ramię. Sasori wszedł, więc do pokoju i
przysiadł na łóżku, gdzie na przeciwko była Shizu i rozmawiała
przez telefon. Nie przeszkodził jej, ale dotykając jej dłoni dał
znak o swojej obecności.
-
Dobra, Hanare. Nie szkodzi, poproszę mamę by mi pomogła... Tak,
dokladnie... Kończę już... Bo Sasori przyszedł. Będziemy się
całować. - Sasori się uśmiechnął na to zdanie. - Sama jesteś
fuj... Też cię kocham, pa! - Mruknęła zakańczając rozmowę.
-
Cześć solenizantko.
-
Witaj mój najcudowniejszy prezencie.
-
Propos, mam coś dla ciebie.?
-
Sasori... Nie musiałeś nic przynosić.
-
Powinnaś się liczyć z tym, że dostaniesz prezenty, skoro
wyprawiasz urodziny.
-
Jesteś dla mnie wyjątkiem, od którego nie oczekiwałam prezentu.
-
Ok. Za rok ci nic nie kupię, a tymczasem proszę. - Sasori
przystawił pąk kwiatu do nosa Shizu. Odruchowo wybadała dłonią
roślinę.
-
Róże? - Zgadywała z uśmiechem. - Ładnie pachną.
-
Wybierałem takie z najmocniejszym zapachem.
-
Ile ich jest?
-
Tyle ile masz lat...
-
Szesnaście? - Zaśmiała się udając poruszenie.
-
Eee... Czekaj. Zabiorę dwie. - odpowiedział, udając, że podbiera
gałązki.
-
Słusznie! Byś się wstydził, Sasori. Tak mnie postarzeć. - Shizu
zrobiła nadąsaną minę. - Czy ja wyglądam na osiemnaście lat??
-
Bardziej niż na szesnaście.?
-
Ha, ha, ha... - Zaśmiała się sztucznie. - Zamknij się.
-
Mam dla ciebie coś jeszcze.
-
Jeszcze? Co tam masz? - Zapytała ciekawa. - Pewnie lusterko.
-
Nie, ale... Hm, to by było całkiem niezłe.
Shizu
nijak tego nie skomentowała. Sasori przybliżył się i wypakował
dla niej z torebki ładnie ozdobioną skrzynkę. Pozwolił ukochanej
zapoznać się wzorami za pomocą dotyku swoich dłoni. Kiedy
otworzyła pudełko włączyła się melodia.
-
To pozytywka...?
-
Też. Możesz włożyć do środka jakieś rzeczy. Biżuterię,
kosmetyki, zdjęcia czy listy. Co chcesz.
-
Hm. Coś wymyślę... Bardzo ci dziękuję, jesteś kochany.
-
Dla ciebie wszystko. - Sasori ujął dłoń Shizu i pocałował jej
wierzch.
Następnie
przeniósł dłonie na jej gołe ramiona i wpił w usta delikatnym
pocałunkiem. Shizu odwzajemniła gest obejmując szyję swojego
mężczyzny i roznamiętniając pieszczotę. Gdy w końcu oderwali od
siebie usta Sasori wodził dłonią po jej delikatnej twarzy.
-
Akira zajmuje się twoim synkiem?
-
Nie... Właściwie to miałaś racje. Lepiej jak się poznacie na
neutralnym gruncie.
-
Mówiłam.
-
Wiem. - Przytaknął zbierając jej ciemne, blond włosy za ucho. - A
ty czemu nie jesteś jeszcze gotowa?
-
Hanare miała przyjść i mi pomóc w doborze ubrań i zrobieniu
makijażu, ale przed chwilą dzwoniła, że nie da rady, więc będę
musiała poprosić mamę.
-
Rozumiem.
-
Czasem mnie denerwuje ta niewidomość... Nie mogę wykonać takich
prostych czynności ani zobaczyć pyska mojego najukochańszego
faceta... - Nadąsała się. Sasori się mimo wszystko uśmiechnął.
-
Jestem twoim najukochańszym facetem?
-
A masz pysk, skarbie? - Zaśmiała się. - Mówiłam o moim psiaku.
Diego.
-
Och...
-
Sasori ceń się wyżej, dobra? - Mruknęła cmokając go niezbyt
trafnie w usta.
-
Nie do końca wiem na jakiej jestem pozycji.
-
Ja też nie wiem. Nie widzę cię, ale podejrzewam, że jesteś w
pozycji siedzącej. - Parsknęła śmiechem z własnego żartu.
Sasori
zrobił dobrą minę do złej gry. Nie chciał na nią naciskać i
wystraszyć, ale chciał też usłyszeć od niej, że go kocha.
-
Może ja ci pomogę z tym wszystkim? - Shizu zrobiła sceptyczną
minę.
-
A wiesz co to eyeliner i jak go używać?
-
Podejrzewam, że coś do oczu... Ale w szkole zawsze miałem sześć
z plastyki. No i jestem chirurgiem, jak coś robię to dobrze.
-
No, no. Jakie CV. - Kiwnęła głową z uznaniem. - No dobra, ale
może lepiej zacznijmy od wyboru ciuchów.
-
To nie masz ich przyszykowanych??
-
Jakoś tak... Nie??
Podała
Sasoriemu rękę i razem podeszli do garderoby wielkości pokoju
Naokiego. Ten metraż go przerażał. Shizu szczegółowo tłumaczyła
chłopakowi w co chciałaby się ubrać, ale ten wolałby znać
konkret. W końcu wyjął jakąś czarną, uroczą sukienkę, w
której widziałby swoją dziewczynę. Zadecydowała się zaufać
gustowi Saso.
-
Ok, no to jeszcze jakieś dodatki. - Podeszła do komody i otworzyła
pierwszą szufladę. - Co tu jest?
-
Uchwyty na poduszki powietrzne.
-
Na co...? - Sasori z uśmieszkiem przytulił Shizu od tyłu i złapał
pieszczotliwie za piersi.
-
Na kobiece atuty.
-
Dobra, zrozumiałam. Przestań, zsuwasz mi ręcznik. - Burknęła,
klepiąc go boleśnie w dłonie. - Bądź poważny, ok?
-
Taa.
Być
poważny – nigdy nie spodziewał się usłyszeć takiego nakazu od
Shizu. Podał dziewczynie jeden z już konkretnie wybranych staników,
który sama bardzo sprawnie zapięła. Otworzyła kolejną część
komody.
-
Co jest w tej szufladzie?
-
Majtki.
-
A to nie potrzebuję. - Sasori zdziwił się na ten komunikat.
-
Aha...
-
Żartowałam. - Zaśmiała się Shizu. - Rany, szkoda że nie
widziałeś swojej miny!
-
Też jej nie widziałaś. - Skwitował, zamykając tym dziewczynie
usta.
-
Zamknij się.
-
Dlaczego tak nieładnie do mnie mówisz?
-
Jak to?
-
Tak to, jest mi smutno...
Shizu
parsknęła śmiechem i wróciła do ubierania się. Sasori jej
oczywiście w dalszym ciągu pomagał, a gdy była gotowa z uśmiechem
zaczęła chłopaka całować. Było miło, atmosfera robiła się
coraz gorętsza, a impreza chyba przyjmowała miano prywatnej, w
garderobie. Shizu z uśmiechem szepnęła Sasoriemu, że zaraz
osobiście go zadowoli. Powędrowała rękoma do jego spodni i
zaczęła je rozpinać – w żaden sposób jej w tym nie
zatrzymywał. Shizu uklękła przed nim i wolno spuszczała w dół
jego partie ubrań. Członek Saso od razu był w gotowości, on tak
samo nie mógł się doczekać oralnego zaspokojenia. Tak dawno nikt
mu nie robił loda. Ukochana zaczęła od delikatnego muśnięcia
językiem przyrodzenia.
-
Shizu, kochanie. Gdzie jesteś...? O MÓJ BOŻE! - Krzyknęła nagle
kobieta, która wparowała do garderoby szukając córki. Natychmiast
zakryła oczy i wyszła do głównego pokoju. Sasori jak z procy,
wystrzelił z ubieraniem na siebie z powrotem spodni.
-
Kto to był...? - Zapytał zawstydzony. Miał nadzieję, że nie była
to jej matka. Błagał w myślach by to nie była ona.
-
Moja mama. - Odpowiedziała i zaczęła się śmiać. - Jaką miała
minę?
-
Była z tyłu. - Ponownie rozbrzmiał histeryczny śmiech Shizu. -
Przestań się nabijać!
-
Świeciłeś przed moją mamą gołą dupą. Och, Sasori. Zrobiłeś
mi dzień.
-
Bardzo śmieszne.
Shizu
wstała z podłogi i łapiąc lubego pod ramię wyszła z nim do
sypialni, gdzie zastała mamę. Przedstawiła jej Sasoriego, żałując,
że nie może zobaczyć ich, z pewnością zawstydzonych twarzy.
Matka dziewczyny przyszła, bo zadzwoniła do niej Hanare i tłumacząc
nieobecność. Chciała jej pomóc w przygotowaniach, nie sądziła,
że z kimś jest...
Z tej Shizu to niegrzeczna dziewczyna... (°{}°)
OdpowiedzUsuńAle jest też trochę rozkapryszona (według mnie), co mnie troszku wkurwia. Ale to tylko moje zdanie. :)
Rozdział 7/10. Wysyłam cztery cysterny pełne weny I czego Ci tam jeszcze trzeba!
peace
Hahahah xD Saso to umie zrobić dobre pierwsze wrażenie xD
OdpowiedzUsuńNao strasznie pyskaty się zrobił...
Wyczekiwałam momentu, w którym grzeszki Dei'a wyjdą na jaw i oto jest! Wszystko na raz, bo co się będzie ograniczać ;)
Ciekawe co Itachi na zostanie wujkiem :D
Mało Hidana! Ale rozdział i tak super :D Weny! ;*
Wow Shizu taka bezstresowa, zajebista jest. Naoki serio jest pyskaty, no ale lepiej, że spędza czas na dworze, a nie przed kompem.
OdpowiedzUsuńDaisuke jak zwykle postawił na swoim i dobrze.
Tajemnice Dei'a wyszły na jaw, ciekawie się zrobiło.
Sasuke będzie ojcem? jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić xd
Super rozdział, wgl zajebisty opis bitwy w parku:)
Ile można czekać :x
OdpowiedzUsuńTrudno powiedzieć XD
UsuńŻyjesz, Soli? Tęsknimy ;*
OdpowiedzUsuńŻyję, żyję :) rozdział zaczęłam dopiero pisać, będzie na pewno :D
Usuń