11 lut 2016

ROZDZIAŁ 78.



         Około godziny ósmej rano, przed gabinetem ginekologicznym siedziała Kana, w asyście męża. Kobieta była troszkę podenerwowana, ponieważ za kilka minut jej kolej, a tym samym na jaw wyjdzie jej drobne kłamstewko, którego się dopuściła. Wizyta nie była efektem nagłych podejrzeń Itachiego, a zwyczajnej kontroli. Kana wiedziała, że mąż się wścieknie, dowiadując się, że wcale nie była w ciąży. Yukari była w domu z babcią, która na szczęście nie wiedziała o niby pojawieniu się kolejnego wnuka. Kobiecie udało się zataić to kłamstwo przed światem na jakiś czas – w końcu według przesądu nie wolno rozgłaszać wieści o ciąży przed trzecim miesiącem. Po chwili z gabinetu wyszła rozweselona para, która zwiastowała kolej Uchihów. Itachi wstał z miejsca i postąpił ze dwa kroki po czym się obejrzał na w dalszym ciągu siedzącą na krześle Kanę.
- Kana. – Zawołał. – Nasza kolej.
- Taa… - Skinęła głową. – Ale wiesz co? źle się czuję… Wracajmy do domu, dobrze? – Mężczyzna uniósł brew do góry.
- Skoro się źle czujesz, to szpital, w którym nawiasem mówiąc jesteśmy, jest odpowiedniejszym miejscem, niż dom. A teraz chodźmy – Poprosił, wysuwając do żony rękę.
- Jasne. Bo ja nie mam co robić tylko włóczyć się po szpitalach… - Bąknęła rozdrażniona.
- Pytałem się ciebie czy pójdziemy dzisiaj na wizytę. Zgodziłaś się.
- Zwróć uwagę, że zapytałeś mnie o to w łóżku. W trakcie naszych figli. – Wypomniała zła, wymijając męża i wchodząc do gabinetu.
- Sądzisz, że tylko ty potrafisz posługiwać się tą kartą? – Szepnął jej do ucha z zadziornym uśmiechem.
         Nie lubiła go takiego, jest zbyt cwany. Podobny do niej, a to nie wróżyło niczego dobrego. W gabinecie lekarz zaczął robić badania kontrolne, podpytał Kanę o samopoczucie, a potem przeszli do bardziej jednoznacznych badań. Kana  posłusznie położyła się na fotelu, który był dla niej chwilą prawdy. W sumie mogła się już przyznać, że wcale nie jest w ciąży, ale… im dłużej była w kłamstwie tym gorzej się z tego wykaraskać. Ze zdenerwowania zaczęła obgryzać paznokcie.
- Co jest, skarbie? To chyba nie twoje pierwsze USG. – Mruknął Itachi, łapiąc ją za rękę.
- Ale pierwsze przy tobie… Pamiętaj, że cię kocham – Dodała szybko dla zabezpieczenia. Mąż ucałował ją w wierzch dłoni, nie mogąc się doczekać na pojawienie się na ekranie ich pociechy.
- Gotowi? – Mruknął lekarz przykładając zwilżone urządzenie do brzucha pacjentki.
- Ja owszem.
- Nie mogę na to patrzeć… - Burknęła Kana pod nosem i zakryła oczy.
- Nie wygłupiaj się. – Itachi przewrócił oczami, a lekarz uśmiechnął się pod nosem i kontynuował badanie.
- Ech… Hm… Meh… - Jęczał ginekolog pod nosem, a Uchiha spojrzał na niego pytająco. Następnym razem przyjdzie z Sasorim, będzie robił za tłumacza. – Nie mogę znaleźć płodu…
- Co?! – W głowie ojca rzekomego dziecka już zaczęły pojawiać się jasne scenariusze na temat celowego kłamstwa Kany. Spojrzał na nią surowo, a ona uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
- A nie. Jest tutaj! – Wskazał ucieszony lekarz.
- Co?! – Tym razem to Kana była w szoku.
         Lekarz uśmiechnął się na ten aktorski akt Kany. Naprawdę świetna z niej aktorka. Wytłumaczył wszystko od początku małżeństwu, pokazał, w którym miejscu na ekranie znajduje się ich pociecha i inne takie. Kana wpatrywała się w monitor z lekko otwartą buzią. Nie słuchała ani męża ani lekarza… no czasami, gdy na przykład wspomniał, że jest w drugim miesiącu ciąży. Jasne, że zauważyła brak okresu, ale sądziła, że przyczyną jest stres. Niedługo gra główną rolę w teatrze.
- Zostawię państwa na chwilę samych. – Mruknął z uśmiechem lekarz. Po jego wyjściu Itachi wziął papier i z radością ścierał z brzucha Kany maź.
- Jestem ci winny przeprosiny, słonko. Trochę zwątpiłem w to, że naprawdę jesteś w ciąży… ale jesteś. Cudownie, prawda?
- Tak… Zajebiście. – Powiedziała z krzywą miną. Wstała z fotela i z złością zaczęła się ubierać.
- Co jest?
- Nic.
- Przecież widzę.
- Więc domyśl się, kurwa, reszty. – Warknęła.
- Nie mogę. Wiedziałaś o ciąży, więc skąd ten gniew?
- Bo ty myślisz, że bycie w ciąży jest takie ekstra. Tyjesz przez dziewięć miesięcy i to w każdej części ciała! Boli cię kręgosłup! W dodatku odzywają się te pieprzone hormony, nawiedza depresja i ryczysz bez żadnego powodu. Pomóż mi! – Rozkazała nie mogąc sobie poradzić z suwakiem.
- Dopiero teraz to pojęłaś? – Zapytał posusznie zapinając jej sukienkę.
- Itachi… - Jęknęła z dezaprobatą. – Jestem bardziej zaskoczona ciążą, niż ty. Nie chciałam być w ciąży, nie teraz. Przecież ja mam niedługo odgrywać główną rolę w teatrze!
- Chyba są ważniejsze role niż te w teatrze.
- Nic nie rozumiesz, bo to nie ty będziesz siedział ciągle w domu i nic nie robił.
- Nie będziesz nic nie robić.
- Jak chcesz mnie pocieszyć sprzątaniem, gotowaniem i pachnieniem to daruj sobie.
- Miałem na myśli, że zajmiesz się Yukari.
         Kana westchnęła. W sumie zajmowanie się jej maleństwem to jedyny plus tej całej sytuacji. Przyznała mu głośno racje, a Itachi ją w zamian przytulił. Miał dzielną żonę. Wyszli z gabinetu ginekologicznego w dwojakich humorach. Nagle obraz przed oczami Itachiego zaczął się rozmazywać, a oczy zaczęły go piec. Nic jednak nie chciał mówić Kanie, więc otulił ją ramieniem, aby się w niej w razie czego oprzeć. Ona jednak nie była w nastroju na żaden rodzaj czułości.
- Nie dotykaj mnie, jasne? Śpisz na kanapie. – Burknęła, odtrącając go z siebie.
- Co ja zrobiłem?
- Jeszcze śmiesz pytać?! Podobno można zajść w ciąży w drugą ciąże! Wolę nie ryzykować.
- Skąd ty bierzesz te bzdury? Z internetu? – Przewrócił oczami i od razu po ty wpadł na szklane drzwi. Przez rozmazany obraz nie potrafił stwierdzić, że tam są. Kana parsknęła śmiechem, wypadki ludzi są zawsze śmieszne. – Bardzo śmieszne…
- Wystarczająco. No na co czekasz? Otwórz mi drzwi. – Zażądała z uśmiechem.
         Itachi z trudem ukrywając przed kobietą swój problem wymacał w jakiś sposób klamkę i posłusznie otworzył jej drzwi. W terenie było mu o wiele ciężej się poruszać, zdawał się jedynie na swoją pamięć, która była całkiem niezła. Dochodzili do samochodu, a Itachi wyjął z kieszeni kluczyki.
- Ty prowadź. – Mruknął i rzucił w jej stronę kluczyki. No, prawie w jej. Kana stała z przeciwnej strony do lecących kluczy, które koniec końców wpadły do studzienki.
- No to tak jakby pojechaliśmy. – Sarknęła, wtem dopiero przyjrzała się twarzy męża i zauważyła jego poczerwienione oczy. – Co się dzieje, Itachi?
- Nic.
- Przecież widzę. – Warknęła i pociągnęła go w kierunku maski samochodu by na niej usiadł. – Masz czerwone oczy, łzawisz i Bóg wie o czym jeszcze mi nie mówisz.
- Nic mi nie jest.
- Ok. Zróbmy test. – Itachi się z niej ośmiał. – Ile widzisz palców?
- Dwa. Jedźmy już.
- Błąd, bo cztery. Nawet nie zauważyłeś, że rzuciłeś klucze gdzieś, gdzie mnie nie było i wpadły do kanałów. – Tym razem zareagował zagryzając wargi. – Idziemy sprawdzić co z twoim wzrokiem.
- Nic mi nie jest. – Odparł stanowczo, ale Kana ponownie przywarła go do samochodu.
- Słuchaj koleś! Coś ci się chyba pomyliło, jeśli sądzisz, że to była prośba. Jestem w ciąży i nie zamierzam rodzić dziecka facetowi, który go nawet nie zobaczy. Więc idziesz na badania, kochanie.
         Dłużej nie ośmielił się z nią dyskutować i chyba było to najlepsze wyjście. Kana czuła, że te objawy to nie jest nic wielkiego – na badaniach okazało się, iż miała racje.

         Przed południem Hidan dopiero się obudził do życia, lecz oczywiście nie był sam w łóżku. Pomimo letniej pory roku czasami było mu zimno w nocy. Baraszkował sobie w łóżku z gorącą z wyglądu i wciąż na niego napaloną blondynką. W szampańskim nastroju przyjmowała pieszczoty Hidana dotykając z utęsknieniem każdego kawałeczka jego słodkiego ciała. Oboje wiedzieli, że wszystko się skończy, gdy po prostu opuści mieszkanie – czego innego można oczekiwać po poznaniu kogoś w barze. Niemniej skoro było im przyjemnie to niech ta ekstaza trwa jak najdłużej.
- Jesteś głodna, królowo? – mruknął Hidan ssąc jej szyje.
- Mm… nie mów, że potrafisz pichcić, mój panie. – Wymruczała na co jej kochanek zaśmiał się rozbawiony.
- Skąd. Ale ty na pewno tak.
- Mam ci zrobić śniadanie?
- Skoro nalegasz.
- Kretyn.
         Hidan odpowiedział jedynie uśmiechem, którego takie jak ona nie mogą się oprzeć. Wstała więc z łóżka i oznajmiła kochankowi, że zrobi mu śniadanie całkowicie nago. Podobało mu się to, bo był Hidanem. Już miał do niej dołączyć, kiedy zaczęła dzwonić mu komórka. Dzwonił Obito, a choć Hidan miał lepsze rzeczy na głowie to odebrał. Od przyjaciół zawsze odbierze telefon, w jego hierarchii wartości są numerem jeden.
- Co tam, dupku? – Przywitał się.
- Jakoś leci, a u ciebie?
- Trochę zajęty jestem. W kuchni czeka na mnie naga blondynka.
- No to szybka piłka. Zaginął ci może ostatnimi czasy portfel?
- Portfel? – Udał zastanowienie, bowiem okoliczności były troszkę żenujące. – No tak, zajebał mi go jakiś złodziejaszek… A co?
- Taa, okradła cię jakaś dziewczyna. Ostatnio napadła też na Rin to ją skułem i w jej rzeczach znalazłem twój portfel…
- Dalej trzymacie te laskę w areszcie?
- No tak, ale twój por…
- Nie wypuszczajcie jej. Zaraz tam będę.
         Rozłączył się. Na wspomnienie tej pięknej niewiasty Hidan dostał bodźca do ruszenia swojego szanownego dupska. Wyciągnął z szafy ubranie, w które szybko zaczął się ubierać. Następnie wziął do ręki ubranie jego nocnej kochanicy i udał się do kuchni. Bez krzty namiętności rzucił pod jej gołe nogi ciuchy.
- Ubieraj się i spadaj.
         Nie uraczył jej żadnym sentymentalnym pożegnaniem, nawet nie zwracał uwagi na jej zdezorientowane spojrzenie. Wyszedł z kuchni nim zdążyła jakkolwiek zareagować.

         W szkole średniej na przerwie przed matematyką wszyscy uczniowie wkuwali na lekcję. Od poprzedniej klasy dostali cynk, że profesor Nagato jest w okropnym humorze. To zapowiadało jakąś niezapowiedzianą kartkówkę albo odpytywanie. Tylko kilkoro z klasy domyślało się z jakiej przyczyny Nagato może być zły i wątpią by im odpuścił. Matsuri przechadzała się po korytarzu czytając swoje notatki, lecz nie z wielkim skupieniem, bo siedzący pod klasą i rozwiązujący zadania Yagura, niszczył jej uwagę. Po chwili wzięła głęboki oddech dla odwagi i usiadła obok niego.
- Cześć.
- Cześć. – Odpowiedział nie tracąc skupienia na notatkach. – Znając życie to ja będę odpytywany, więc wy wszyscy jesteście bezpieczni.
- Nie sądzę. Za którymś razem profesorowi może się znudzić twoje „nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”…
- Skończyłaś? – Burknął obrażony.
- Nie wiem. – Uśmiechnęła się pociesznie, a Yagura tylko przewrócił oczami. – Yagura…
- Nosz kurwa mać! – Przeklął na cały korytarz Hiroya. – Nic nie umiem... Idę do domu.
         Niestety, kiedy to powiedział zadzwonił dzwonek na lekcje, a drzwi ich klasy otworzył będący w środku Nagato. Zaprosił wszystkich do środka, a słysząc wcześniejsze wyznanie Hiroyi dopilnował, by również był na zajęciach. Cała klasa przez zapowiedź poprzedniej była niezwykle grzeczna. I starała się żadnym szelestem nie wywołać wilka z lasu.
- No więc… – zaczął Nagato ku niezadowoleniu wszystkich.
- Biorę nieprzygotowanie! – Zgłosił Konohamaru.
- Przypominam, że już dawno wyczerpałeś limit.
- A ja? – Zapytał Daisuke.
         Właściwie każda osoba o to wypytywała, dlatego Nagato zajrzał do dziennika. Po chwili stwierdził, że zamiast wypisywać im NP. to coś wyjaśni.
- Wiecie, że dzisiaj jest konferencja? Wyczytam wszystkim ocenę na koniec roku. To ostatnia chwila, jak ktoś chce podnieść sobie stopień i odpowiadać to zapraszam, a jak godzi się z wystawioną oceną to wpisuje ją długopisem. Dzisiaj odpowiadacie z własnej woli.
         Wszyscy i tak pozostawali podejrzliwi. Nagato wyczytał oceny pierwszych osób w dzienniku, zaczął od Matsuri, która całkowicie była zadowolona z czwórki. Hiroya miał szansę podciągnąć sobie ocenę do trójki i zdecydował się. Chociaż nic nie umiał. Daisuke dawał mu podpowiedzi, tylko, że złe. Pomoc to pomoc. Matsuri postanowiła skorzystać z nieuwagi profesora.
- Hej, Yagura. - Zagaiła Matsuri, kucając przy ławce kolegi i pilnując by nie zostać zauważoną przez profesora. - Będziesz odpowiadał? 
- Jeżeli mam szansę na trzy to tak...  
- Sądzę, że nie masz. 
- Dziękuję. Ty to zawsze wiesz co chcę usłyszeć. - Bąknął przez co się zaśmiała. - Mam dosyć tej nauki szczerze mówiąc na szczęście jeszcze tylko półtorej tygodnia i sobie odpocznę. 
- Tak... Ale ten, po co czekać? - W odpowiedzi spojrzał na nią niezrozumiale. - Prawdę mówiąc to też mam już wszystkiego dość. Chodzenia do szkoły albo do szpitala, gdzie leży moja babcia i to przeze mnie. Potem do domu, gdzie brat babci zmusza mnie swoją obecnością do morderstwa... Potrzebuje takiej ciszy i spokoju. 
- W pewnym sensie cię rozumiem. 
- Więc może zrobimy sobie takie kilkudniowe wagary, co? W góry gdzieś.  
- Ale że... Ty i ja? - Zapytał niepewnie, a Matsuri przytaknęła. - Gaara... 
- Zgodził się. - Skłamała. - To jesteśmy umówieni? 
- Tak. Chyba tak. 
- Super. To pożycz furę od brata i widzimy się o siedemnastej na szkolnym parkingu. Do zobaczenia. 
         Wobec tego zdania Yagura się tylko naburmuszył. Pewnie chodziło tylko o to, że ma samochód… Wykorzystała go… Gdyby to nie była akurat Matsuri to miałby głęboko w poważaniu całą tą wycieczkę. Miłość ogłupia człowieka, a najbardziej mężczyznę chyba. Koniecznie musi podpytać brata jak to jest, że potrafi nie przywiązać się do żadnej z tych ślicznotek, które sprowadza do domu.
         Matsuri ledwo zdążyła wrócić na miejsce, a dołączył do niej Daisuke, on też miał do niej sprawę, ale priorytetem była pomoc Hiroyi w pozostaniu przy dwójce na koniec roku szkolnego. Udało się.
- Mats, moja droga śliczna Matsuri…
- Czego chcesz?
- Po szkole idziesz ze mną do Nelii.
- Nie mogę dzisiaj.
- Ty wręcz musisz dzisiaj.
- Niby dlaczego? – Zapytała bez przejęcia.
- Powiem tylko, że może to mieć coś wspólnego z twoim bratem.
- Huh? Z Sasorim?
         Daisuke jedynie przytaknął, tyle zdążył zrobić kiedy Nagato zorientował się, że w klasie zaczął panować chaos. Zagroził uczniom wpisem ujemnych punktów w zachowaniu, chociaż na moment zadziałało. Hanabi dostała ocenę celującą, co nie było dla nikogo zaskoczeniem, a samej dziewczyny nie było, bo wyjechała na przedwczesne wakacje za granicę, najbardziej żal im było jednak Konohamaru. Jak Hanabi mogła się na niego wściekać za zerwanie skoro sama tego chciała? Matsuri nie mogła tego pojąć.
- Yagura Tadashi. – Wyczytał profesor na głos. Własne imię i nazwisko wychodzące z ust profesora wywoływało w nim zimny pot. – Twoja ocena na koniec roku to dobry.
- Słucham…? Dobry…?
- Tak, dobrze słyszałeś.
- Ale… Serio? – Był zdziwiony tak wysokim stopniem.
- Twoja średnia wynosi równo siedemdziesiąt dwa procent. Coś ci się nie zgadza?
- Właściwie to nawet tego nie przeliczałem… Jestem zaskoczony taką wysoką oceną po prostu.
- Jak chcesz to mogę ci ją obniżyć.
- Nie, nie, nie! Nie ma takiej potrzeby.
         Zaparł się Yagura, zapewne profesor uczyniłby to z wielką przyjemnością, ale… teraz w oczach chłopaka wydał się naprawdę w porządku gościem. Obejrzał się na Matsuri pytając telepatycznie „Uwierzysz?!” W odpowiedzi posłała mu uśmiech i dwa kciuki uniesione w górę. Gdy Nagato skończył wyczytywać i z każdym ustalać jego ocenę końcową to wystąpił na środek klasy, aby coś ogłosić.
- Dobra… Uspokójcie się na moment. – Nikt nie słuchał. Byli zbyt zajęci rozmawianiem ze sobą. – Chciałem wam coś ogłosić… Halo… - Westchnął ciężko. – Uciszcie się! – Podniósł głos, ale nieliczni tylko go usłyszeli.
- Możecie się zamknąć?! – Warknęła Aiko. – Profesor chce nam coś powiedzieć!
- A co? – Zapytał jeden inteligent.
- Przestań tyle chlapać jęzorem to może się dowiemy!
- Dość! Dziękuję Aiko, a teraz usiądź. – Profesor oparł się pośladkami o biurko. – Chciałem wam powiedzieć, że...
- Odchodzi pan? – Przerwał Daisuke.
- Chciałem, ale okazało się, że to nie jest takie proste. – Skrzywił się na wspomnienie odwiedzin uczniów. – Dlatego uprzedzam, że od przyszłego roku szkolnego weźmiemy się bardzo ostro za naukę. Niektórzy to wręcz na sobie odczują.
- Czas zmienić szkołę…. – Szepnął Hiroya.

         Sasori ubierał Naokiego do zerówki. Dzisiejszego dnia pasowało mu by zawieźć chłopca przed rozpoczęciem pracy a i Naoki był z tego faktu ucieszony. Choć zwykle przejazd do placówki nie trwa dłużej niż kwadrans to i tak się bardzo cieszy, że w ogóle go widzi. Sasori zapinał chłopcu guziki w koszuli, którą chłopiec nie dawno dostał od Miyuki. W tym czasie Naoki z uśmiechem obserwował twarz taty, aż w końcu ni z tego ni z owego się do niego przytulił. Saso był tym dość mocno zaskoczony i nie był pewien jak powinien się zachować.
- Heeej. – Mruknął w końcu z uśmiechem. – Co ty robisz?
- Przytulam cię. – Odpowiedział.
- Aha... Nic ci nie będę kupował.
- Będziesz. – Naoki był pewny siebie, a Sasoriemu nie spodobało się, że chłopiec pewnie ma racje. – Kocham cię, tato.
- Wiem, synu. – Odwzajemnił uścisk, biorąc go na ręce. – Ale musisz iść do przedszkola.
- Kiedy będziesz w domu?
- Nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. Postaram się jak najszybciej.
         To do końca nie zadowoliło chłopca. Ile razy już to słyszał i czy z tego coś wychodziło? Nie bardzo. W przedpokoju zaczął ubierać mu buty, ale wtem zadzwonił do niego telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a widząc dobrze sobie znany szpitalny numer, opuścił stanowisko rodzica. Naoki jednak już potrafił samodzielnie sznurować sobie buty. Nauczyła go Maribel, a teraz miał okazje się tym pochwalić przed tatą. Sasori rozmawiał przez telefon, a już pierwsze wypowiedziane słowa sprawiły, że ciężko mu było utrzymać się na nogach.
- Ok. Odwiozę szybko syna do przedszkola i wtedy pogadamy. Na razie.
- Kto to był? – Naoki, nie podobało mu się, że chciał go odwieźć „szybko”.
- Lekarz, który bada babcię Chiyo.
- Co chciał?
- Bym szybko przyjechał do szpitala, dlatego musimy się spieszyć. Wychodzimy. – Zadecydował otwierając drzwi mieszkania.
- Mogę jechać z tobą?
- A kto za ciebie pójdzie do szkoły? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Proszę, tato…
- Naoki, nie. – Bąknął stanowczo.
         Nie przechodzili przez ulicę, nie reagował na jego prośby, żarty, groźby – na nic. Chciało mu się płakać, tata nawet nie zauważył jego samodzielnie zawiązanych butów. Sam Sasori jednak nie zajmował się humorami syna, skupiał się na zasłyszanych w telefonie, słowach lekarza. Stan Chiyo się pogorszył, przed godziną na kilka minut nie żyła, na szczęście lekarze do tego nie dopuścili. Może miał dużo pretensji do babci i nie był wnukiem roku, ale nie chciał by zmarła. Myśl o tym wpędzała go w rozpacz. Gdy dojechali przed szkołę Naokiego, to ten nie czekając na rodzica wysiadł z samochodu i zaczął iść w kierunku wejścia. Sam. Lecz nie na długo.
- Czekaj na mnie, co? – Zawołał Saso, łapiąc syna za rękę.
- Po co? I tak się spieszysz.
- Racja, ale moim obowiązkiem jest cię odprowadzić do budynku. Także nie utrudniaj.
         Chłopiec nic na to nie odpowiedział. Wciąż było mu przykro za tą sytuacje z rana. Na wszystkie znane sobie sposoby próbować pokazać to tacie i zmusić do zwrócenia na siebie jego uwagi.
- Dobrze. To zostawiam cię, do zobaczenia w domu. – Pożegnał się, kucając przed nim.
- Idź już. – Odparł tylko, wymijając rodzica z obojętnością. Nie było to dla niego przyjemne, ale nie zrobił nic by to zmienić. Westchnął, odprowadziwszy go wzrokiem do klasy.
- Och, Sasori możemy porozmawiać? – Podbiegła do mężczyzny przedszkolanka.
- Przepraszam, ale spieszę się.
- Obiecuję, że będę się streszczać.
- Ok… O co chodzi?
- O twojego syna.
- … Kiedy przeszliśmy na Ty…?
- No właściwie to nigdy, ale wiesz, skoro jestem dziewczyną Deidary to… no sam rozumiesz.
- Jasne. –Nie bardzo rozumiał. Ale dobra no.
- Poza tym Dei tyle mi o tobie mówi, że…
- Co z Naokim? – Przerwał. – Sprawia kłopoty?
- Skąd!
- Więc…?
- No… Macie może jakieś problemy w domu?
         To pytanie zaskoczyło Sasoriego i po szczególniejszym wyjaśnieniu rozmowa potrwała trochę dłużej niż tego na początku chciał. Nie jest przyjemnym dla rodzica słuchać od obcej osoby, że własne dziecko nie jest wystarczająco szczęśliwe. Po rozmowie Asena się z nim pożegnała, rozmowa była ważna, ale zostawienie grupki dzieciaczków samych sobie też nie było najmądrzejsze. Sasori wyszedł więc z budynku i dotarł do swojego samochodu. Przekręcając zamek w drzwiach nagle dokonał wyboru. Z powrotem je zamknął i poszedł odebrać Naokiego. Jeden dzień wagarów nie powinien być jakiś znaczący.

         Na komisariacie Obito przesłuchiwał w swoim gabinecie dziewczynę, która wcześniej napadła na Rin. W miarę rozmowy rozumiał dlaczego stoczyła się na tor kradzieży. Dziewczyna nazywała się Amara i niedawno osiągnęła pełnoletność, co kosztowało ją opuszczeniem domu dziecka, w którym się wychowywała. Nie potrafiła się dostosować do zasad społeczeństwa i po prostu wybrała łatwiejszą drogę, ale niestety nielegalną. Obito nie miał pojęcia dlaczego Hidan chce się z nią skonfrontować i teraz niezbyt chciał do tego dopuścić. Wystarczy, że skaże ją sąd, a tu jeszcze będzie musiała wysłuchiwać debilizmów Hidana.
- Obito. – Do pokoju wszedł jeden z jego kolegów. – Jakiś facet przyszedł i mówi, że do ciebie.
- Ok, przyprowadź go.
- Ile jeszcze muszę tu siedzieć? – Zapytała znudzona dziewczyna.
- Wydaje mi się, że ten pokój i tak jest przytulniejszy niż ten za kratami. Bo do czasu twojej rozprawy tam zostaniesz.
- Okej, ale czy to – Dziewczyna uniosła ręce, wskazując na swoje kajdanki. – Jest konieczne?
- Lepiej być przezornym. – Odrzekł, a od razu po tym zdaniu do pokoju wszedł Hidan.
         Wzrok dziewczyny wciąż pozostawał być znudzony, natomiast nowoprzybyły mężczyzna zatrzymany jeszcze przez przyjaciela skupił wzrok na dziewczynie. Jeszcze bardziej mu się podobała niż podczas pościgu.
- To jest Amara. Była wychowanka domu dziecka. Była, bo kilka tygodni temu skończyła osiemnaście lat i według zasad musiała się wynieść. – Wytłumaczył Obito. – Dlatego może jej odpuścisz ten portfel…?
- Ma osiemnaście lat?
- No.
- Jest rok młodsza od Yagury? – Trochę głupio mu było, że zadurzył się w gówniarze.
- Obito, pozwól na moment. – Zawołał jakiś mężczyzna w jego stronę. Obito przytaknął i zostawił Amarę samą z Hidanem. Ten od razu się do niej zbliżył.
- Hej, kwiatuszku. Pamiętasz mnie?
- Nie bardzo… ale wiem kim jesteś. Gliniarz mówił, że ci gwizdnęłam portfel. Przykro mi, że dałeś się okraść dziewczynie.
- No cóż, nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. – Nie dał się jej sprowokować. – Słyszałem, że nie masz domu.
- I co z tego?
- To, że mogę ci zaproponować pewien układ. – Amara tylko spojrzeniem się na Hidana okazała drobne zainteresowanie. – Mogę cię stąd wyciągnąć w trybie natychmiastowym, a ty w zamian będziesz mieszkać i za darmo pracować w moim domu. Wiesz, chodzi o sprzątanie, gotowanie, pranie i takie tam.
- I pewnie mam to robić w samej bieliźnie. Niech no pomyśle… Spierdalaj? Tak, spierdalaj.
- Proponuje ci godny układ. Jestem dosyć bogaty.
- To zatrudnij profesjonalną sprzątaczkę. – Odparła nim zdążyła przemyśleć ofertę.
- Nie wszystkim można ufać.
         Amara uniosła brew do góry. Trafiła na idiotę czy co? Sprzątaczka z firm jest mniej godna zaufania niż jakaś laska z ulicy, która wcześniej zajebała mu portfel? SERIO…? W każdym razie tym razem zgodziła się na tą propozycje. Potrafiła się bronić i taki pierdziel nic jej nie zrobi. No i wygląda na durnia, z łatwością da nogę, gdy coś jej się nie spodoba. Hidan też był zadowolony zawarciem z dziewczyną tego paktu. Nie dość, że za darmo ktoś będzie zajmował się domem i gotowaniem, to jeszcze będzie miał te ślicznotkę na wyłączność.

         W szpitalu na oddziale dziecięcym znajdowała się blondwłosa dziewczynka w towarzystwie swojego brata i mamy. Maribel od kilku dni chorowała na szkarlatynę, początkowo jej mama chciała ją leczyć w domu, ale było tylko gorzej. Leo udawał zmartwionego by nie pójść do szkoły. Nie poszedł, ale tylko dlatego, że mama wykorzystała go też za nianię dla siostrzyczki, podczas gdy rozmawiała z lekarzem prowadzącym. Był więc przy niej w sali, dziewczynka leżała w łóżku wyraźnie zmęczona życiem, a Leo stał oparty o ścianę, znajdującą się najdalej od niej i stale korzystał z internetu w komórce.
- Gdzie mama?
- Rozmawia z lekarzem.
- A tata?
- Pewnie w domu. Pracuje, nie? – Odpowiedział krótko ciągle wpatrując się w telefon. Maribel westchnęła głośno… Potem drugi raz, akcentując to jak bardzo się nudzi.
- Co robisz?
- Czatuję.
- Z Voną? – Zapytała, a on spojrzał na nią spod byka. Ostatnim razem rozstali się właśnie przez jej gadulstwo, więc nie powinna nawet wymawiać jej imienia. – Pytałam z ciekawości.
- Chorujesz na płonicę zwaną szkarlatyną, nie? – Zapytał wstukując w przeglądarce jej chorobę. – Och… Ojej… A to ciekawe… No, no.
- Co? Co tam piszą?
Nie jest z tobą dobrze, młoda. Chyba umierasz. Nie, co ja gadam… na pewno umierasz!
- Kłamiesz!
- Brzydzę się kłamstwem. – Odrzekł urażony. – Tutaj piszę, że przed drugą wojna światową była najczęstszą chorobą wieku dziecięcego o bardzo ciężkim przebiegu. Śmiertelność wynosiła dwadzieścia pięć procent.
- To dużo?
- Cholernie! A zarazić się mogłaś najpewniej od kogoś dorosłego… Hm, pewnie mama cię zaraziła. To, by się zgadzało, bo przecież cię nie kocha.
- Kocha! I to bardziej niż ciebie!
- Słyszałem jak rozmawiała z twoim tatą, że nie chcą chorego dziecka i jak się nadarzy okazja to zostawią cię w szpitalu.
- Kłamiesz! – Wykrzyczała ze łzami w oczach. – Jesteś o mnie zazdrosny i mówisz nieprawdę!
- Co tu się dzieję? Kochanie dlaczego płaczesz?
         Do pomieszczenia weszła Elena i widząc zapłakaną córkę od razu poczęła ją przytulać. Za nią wszedł też Tomi, jedno spojrzenie na pasierba i już wiedział czyją sprawką są łzy Mari. I się nie pomylił, mała naskarżyła na Leo, a on śmiał się w najlepsze, bo nie wierzył, że mu uwierzyła. Tomi pacnął go ręką w tył głowy, a mama kazała zrobić o wiele gorszą rzecz. Przeprosić.
- Ok, ok. przepraszam. – Przewrócił oczami.
- Daj siostrze buzi. – mruknął Tomi.
- Chyba cię gnie… jeszcze się zarażę.
- W policzek nie. – Dodał zaczepnie. – Hej Mari, jak znowu ci będzie dokuczał to go pocałuj. – Zaśmiał się.
- Ale ci wesoło. – Burknął.
- Właśnie. Maribel wiesz kto jeszcze jest w szpitalu? Naoki.
- Co?
- Ten jej chłopak? – Dopytał Leo, a Tomi skinął głową.
- To nie jest mój chłopak! – Zawołała zła, a mama ją uspokoiła, patrząc groźnie na chłopaków. Specjalnie chyba sprawiają by dziewczynka rozdarła sobie gardło.
- Naoki też jest chory?
- Nie. Odwiedza swoją babcię. Rozmawiałem z Sasorim, wpadną cię odwiedzić, królewno.
         To były dobre wieści, strasznie jej się tu nudziło. Mogła to nieść jedynie w towarzystwie. Wtem do jej mamy zadzwonił telefon, jak się okazało była to wychowawczyni ze szkoły Leo. Kobieta była wyraźnie niezadowolona z przekazywanych wiadomości, a Leo w ogóle się temu nie dziwił. Chciał dać nogę, lecz Tomi mu na to nie pozwolił. Elena wyprowadziła syna na korytarz urządzając mu tam reprymendę, a po niespełna pięciu minutach do sali wszedł Naoki, odprowadzony przez pielęgniarkę.
- Ja was na momencik zostawię samych, okej? – powiedział Tomi i wyszedł na korytarz by uspokoić żonę.
- Co tam?
- Nic. A tu?
- Jestem chora. I strasznie się nudzę.
- Ja też się nudziłem u babci, dlatego tu jestem.
- No nie, Nao. – Mari plasnęła sobie w czoło. – Jak pokażesz tacie, że ci się nudzi to już cię tu nie zabierze.
- Mam wrócić?
- Nie, już za późno…
- To co teraz?
- Może zachoruj? Dam ci swoje zarazki.
- Jak?
- Leo mi powiedział, że zarazić się można przez pocałunki. 
- Fuj! W życiu tego nie zrobię! Tym bardziej z tobą! - Wzdrygnął się Naoki. 
- Chcesz być chory czy nie? - Zapytała Mari, marszcząc czoło. - Mnie też się to nie podoba, ale czego się nie robi dla przyjaciół. 
- Okej... 
         Zgodził się Naoki, Mari uniosła się do siadu na szpitalnym łóżku. Przypomniała koledze, że pocałunek musi trwać co najmniej pięć sekund inaczej to się będzie liczyć jako buziak. No i rzecz jasna, to zostaje między nimi. Mari zamknęła oczy, czekając na ruch Naokiego. Złączył się z przyjaciółką ustami niemal od razu, chciał mieć to już za sobą. Po pięciu, a może nawet siedmiu sekundach się od siebie oderwali. 
- Hm. Nie było tak okropnie jak myślałam. - Stwierdziła Mari. 
- No. Twoje usta smakują jak nutella. 
- Serio...? Mniam. Możemy to w sumie jeszcze kiedyś powtórzyć. 
- Ok, jestem za. 
- Fajnie… A jak się czujesz?
- Normalnie jakoś. – Naoki wzruszył ramionami.
         Dzieciaki zaczęli się zastanawiać nad tym co poszło nie tak, a po paru chwilach do pomieszczenia wszedł Sasori razem z Miyuki i Tomim. Przywitali się z chorą Maribel i zaczęli rozmawiać o jej samopoczuciu. Uwielbiała być w centrum uwagi i nie miała nic przeciwko tematowi choroby. Poskarżyła się Sasoriemu na nudę i brzydki wygląd pokoju z nadzieją, że coś się dzięki temu zmieni. W końcu tutaj pracował, ma chyba jakieś wpływy. Niestety Sasori był tylko kardiochirurgiem i sam miał przełożonych, którzy nie są tacy wspaniali jak on.
- Ale macie tutaj świetlicę do zabawy. Codziennie od siedemnastej, na dyżury przychodzą stażyści i wymyślają wam zabawy.
- Pan też przyjdzie?
- Ja mam już kogoś do zabawy. – Odpowiedział, mierzwiąc czuprynę syna. – Dlatego wyzdrowiej szybko, a tym razem spędzisz weekend z nami. Rodzice sobie odpoczną.
- Przy tym drugim to chyba będzie niemożliwe – Odpowiedział Tomi z dezaprobatą. – Miyuki, strasznie cichutka z ciebie osoba. – Stwierdził Tomi, dopiero dzisiaj miał przyjemność poznać obecną dziewczynę Sasoriego.
- Wcale nie jestem cicha, po prostu nie wiem co powiedzieć.
- Mów co ci ślina na język przyniesie. Zniosę każdy rodzaj krytyki. – Mruknął Tomi. Miyuki jednak tylko się uśmiechnęła i wtuliła w ramię Saso. Nie lubiła zbyt długo przesiadywać w szpitalach, więc jedynie marzyła o tym, by już wyszli. Tylko nie mówiła tego na głos. – Jest chyba przeciwieństwem Noriko… - Wyrwało mu się ów zdanie, nim zdążył ugryźć się w język.
- Za to ją kocham. – Odpowiedział Sasori.
- A według mnie bardziej pasujesz do cioci. – Orzekła Maribel. – Dla cioci mogłabym sobie ciebie odpuścić.
- No halo! Ja tu jestem. – Burknęła Miyuki. – Ja go nikomu nie oddam.
         Sasori z uśmiechem odgrywał rolę mężczyzny, o którego walczą kobiety. Miyuki przekomarzała się z Maribel i próbowała znaleźć z dziewczynką jakiś wspólny język. Naoki jej w tym pomógł, ujawniając słabość Mari do hokeja. W tym czasie Tomi na boku pogawędził chwilę z Saso, po czym wszedł już na konkretny temat.
- Wiesz, że Noriko się rozwodzi z Roko?
- A powinienem wiedzieć?
- Może tak, a może nie. Trochę to sprawka Naokiego.
- Co? – Zdziwił się Sasori i trochę uraziło go to, że Naoki zostaje oznaczony „powodem” rozwodu. – Co on ma z tym wspólnego?
- Spokojnie, to nic takiego. Noriko po prostu miała dość wyjazdów z kraju do kraju i prosiła Roko o przeprowadzkę tutaj, by mogła być blisko syna. Jednak mój szwagier się na to nie godził. On ma pracę i wszystko tam, a Noriko ma wszystko tutaj. – Podsumował, wskazując podbródkiem na Naokiego. – Wiem, że kłócili się o to od kilku miesięcy.
- Może jakby zrobili sobie dziecko to…
- To wysoce niemożliwe niestety.
- Hm…? Znaczy nie, nie chcę wiedzieć, to nie moja sprawa. Właściwie to czas już na nas.
         Tomi przytaknął i pożegnawszy się ze wszystkimi odprowadził ich do wyjścia ze szpitala. Sasori znał drogę odrobinę lepiej, więc nieświadomie go prowadził. Na parkingu Naoki zaczął prosić rodzica i Miyuki o wspólne wyjście do kina, a potem na pizzę, bo przecież dawno nie byli. Saso jako prawdziwy introwertyk nie był do końca przekonany, ale Miyuki od razu wstawiła się za jego propozycją.
- Ale… Chciałem się trochę do ciebie dzisiaj poprzytulać…
- Nie widzę żadnych przeszkód bym została dzisiaj z wami na noc.
- A nauka?
- To nie zając, nie ucieknie. – Odparła z pewnością. – Chodźmy, proszę.
- Właśnie tatusiu! Proszę!
- Co ja z wami mam…

         Zgodnie z obietnicą Matsuri od razu po szkole poszła wraz z Daisuke do Nelii. Gdyby chłopak nie dodał wstawki dotyczącej jej brata to by się nie zgodziła. Właściwie to aktualnie trochę żałowała zgody, bo podejrzewała, że było to kłamstwo albo jakaś pierdoła. Nie chciało jej się plotkować na temat brata. W mieszkaniu dziewczyny w sumie nastąpiło ich pierwsze spotkanie, więc i poznanie się. Daisuke opowiadał jej, że kiedyś wyznał uczucia Nel, a ona go odrzuciła. Z tego powodu szczerze sądziła, że się nie dogadają. Spisała ją na straty za złamanie przyjacielowi serca, ale wystarczyło dwadzieścia minut by Matsuri zdążyła obdarzyć dziewczynę sympatią. No proszę, a Hanabi mówiła, że to jakaś idiotka. Niemożliwe, skoro czytają podobne książki, słuchają podobnej muzyki i zgodnie uważają, że Dai nadaje się do pokoju bez klamek.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale Dai zwabił mnie tu mówiąc, że macie mi coś do powiedzenia o Sasorim.
- Sasorim? A kto to? – Zapytała Nel, narażając Daisuke na morderstwo przez Mats.
- Okłamałeś mnie!
- Nigdy w życiu! – Wybronił się uciekając dla bezpieczeństwa na drugi koniec pokoju. – Nie chodzi tak całkiem o twojego brata jak o jego laskę, Miyuki.
- Ona mnie nie obchodzi. – Burknęła.
- Niezła z niej suka. – Stwierdziła Nel. Kolejny plus w oczach Mats.
- Co nie? Wreszcie ktoś to zauważył…
- Trudno nie zauważyć. Sypia z współlokatorem mojego brata.
- Co…?
         Owszem, Matsuri jej nie lubiła. Na jej widok na usta cisnęły jej się wyzwiska, ale nie posądzała Miyuki o zdradę. Biedny Sasori – Nie zasłużył sobie na to. Daisuke wytłumaczył jej wszystko od deski do deski, razem z Nel zrobili szczegółowe śledztwo na ten temat. Dai dawał sobie wszystko poucinać zarzekając się, że to na pewno była Miyuki. Mats jednak i tak upewniła się pokazując zdjęcie Miyuki, Nelii.
- Ooo, jaki słodki! – Zawołała, zobaczywszy zdjęcie, gdzie głównie był fotografowany Naoki. – To twój młodszy brat?
- Nie, to Naoki. Mój bratanek. – Nel spojrzała na nią zszokowana. – Ale luz, nie jest synem Miyuki. na szczęście.
- Na szczęście. – Podsumowały jednocześnie. – Z autopsji wiem jak straszne jest, gdy rodzice się rozstają, więc nikomu tego nie życzę.
- Serio? Twoi rodzice…? – Zaczął Daisuke.
- Przykro mi Nel, ale ten… skup się. – Mruknęła Mats. – Tą dziewczynę widziałaś?
- Yup. To ona. – Przytaknęła.
- Na pewno?
- No tak.
- Chyba wolałabym by to było kłamstwo… - Bąknęła Matsuri opadając bezsilnie na kanapę. – Co ja mam teraz zrobić…?
- Pogadać z bratem? – Zasugerował Daisuke, a Mats spojrzała na niego z politowaniem. – Albo możesz pogadać z Iseo i namówić go by z Miyuki odkryli karty. Jest teraz w domu?
- Jest… - Wydukała Nel. – Ale nie sam…
- Z Miyuki?
- Pewności nie mam. Nie widziałam jej… ale to na pewno dziewczyna.
- Więc podsłuchajmy co robią! – Zadecydował Daisuke.
         Matsuri spojrzała na ten pomysł z politowaniem, ale Nel była nim zachwycona. Nie zważała na to, że Iseo jest przyjacielem jej własnego brata. Tak się razem z Daisuke podnieciła tym podsłuchiwaniem. Mats w sumie teraz zauważyła jak bardzo do siebie pasują. Cóż nie ta pora, ale następnym razem pomoże im się zejść. Na paluszkach skierowali się pod pokój Iseo i zaczęli przystawiać ucho do drzwi.
- Czuje się jak idiotka… - Burknęła Matsuri.
- Czyli, że…? Że jakoś inaczej…? – Zdziwił się Dai za co dostał z pięści w ramię. – Boli.
- Nelia ci podmucha.
- Później. Słyszę jakieś pojękiwania. – Szepnęła dziewczyna.
- Serio?
- Nie, Daisuke!
- Uważajcie! – Pisnęła Matsuri, lecz było już za późno. Dai niechcący zahaczył ramieniem o klamkę i otworzył drzwi, a spierająca się o drzwi Nel wpadła do pokoju.
         Nagły hałas przerwał dość pikantną scenę, która się rozgrywała w pokoju. Iseo siedział na obrotowym fotelu bez koszulki, a na nim okrakiem siedziała dziewczyna również bez koszulki i bez stanika. Matsuri szybko zakryła Daisuke oczy by oszczędzić dziewczynie wstydu, jednak ten radośnie pod nosem przyznał, że i tak widział. Partnerka Iseo to bynajmniej nie była Miyuki, po wparowaniu do pokoju jak oparzona zeszła z Iseo i zakryła piersi bluzką. Uczesana była w dwa kucyki, a do tego nosiła okulary i była według Matsuri o wiele ładniejsza od Miyuki. Nel wstała spokojnie z podłogi i otrzepała się, mimo to było jej cholernie wstyd.
- Ojej… - mruknęła. – Sorki. – Dodała i razem ze znajomymi odeszła do swojego pokoju. Iseo był taki zszokowany, że nie mógł nic z siebie wydusić.
- Kto to był? – Zapytała Kaede, ubierając koszulkę.
- Siostra mojego współlokatora…
- I mówisz to tak, jakby to przed chwilą było normalne. – Przewróciła oczami. – Nie wiedziałam, że jesteśmy podsłuchiwani. Głupio się czuję.
- Ja trochę też, ale i tak do niczego między nami jeszcze nie doszło.
- Taa. Może to i lepiej? – Mężczyzna spojrzał na nią zdezorientowany. – Słuchaj spotykamy się dopiero od tygodnia i właściwie sama nie wiem czy uważasz mnie za swoją dziewczynę, więc gdybym to z tobą dzisiaj zrobiła to chyba byłby z mojej strony duży błąd.
- Czekaj… rozumiem twoje obawy i wszystko, ale nie musisz wychodzić. – Zatrzymywał ja, gdy z torebką ruszyła do przedpokoju.
- Owszem, muszę. A ty musisz sobie chyba coś wyjaśnić z siostrą współlokatora.
         Iseo skinął głową, starając się wykazać zrozumienie, którego nie miał. Nie wiedział czy chciał być z tą dziewczyną, ale zawsze to jakiś początek. Chciał się dzisiaj z nią kochać, a tu nagle do pokoju mu wpada jakaś banda. Zajebiście po prostu. Po pożegnaniu się z Kaede ruszył do pokoju Nelii i zapukał. Chciał wykazać większą kulturę i zapukał w drzwi. Dopiero po dłuższej chwili otworzyła mu dziewczyna.
- Ooo, cześć Is…
- Przejdę do rzeczy. Co to było? – Przerwał jej wypowiedź, wpraszając się do pokoju i lustrując karcącym wzrokiem jej znajomych. – Podsłuchujesz mnie?! Wiesz, że to pogwałcenie mojej prywatności?!
- Powiedział pogwałcenie – Szepnął Daisuke do Mats, chichocząc pod nosem.
- Powiem wszystko twojemu bratu.
- Nie! Proszę nie! Nie pozwoli mi już tu przyjeżdżać…
- Co?! – Tym razem Dai się przejął. – Nie rób jej tego! My tylko…
- Przepraszam. To pomyłka, chcieli mi pomóc w pewnym sensie. – Wtrąciła Matsuri. – Myśleli, że spotykasz się z dziewczyną Sasoriego.
- Sasoriego…?
- Mojego brata. Chcieli dobrze, ale najwyraźniej się pomyli.
- Wcale nie! Widziałem Miyuki na własne oczy, jak wychodziła z twojego pokoju. – Daisuke wskazał brzydko, palcem na Iseo.
- A ja nawet kilka razy. – Poparła go Nelia. Iseo zagryzł wargę po czym westchnął ciężko.
- Spotykałem się z Miyuki jakiś czas. – Przyznał, a Matsuri szczęka opadła. – Zaczęło się, bo sądziłem, że się jej nie udało z twoim bratem, a potem… potem obiecywała, że z nim zerwie. Nie zerwała to ja z nią zerwałem.
- I teraz masz nową dziewczynę. – Dokończył Dai, a Iseo skinął głową. – Jak ma na imię?
- Po co ci to wiedzieć? – Burknęła Nel.
- To właścicielka pierwszych prawdziwych piersi, które widziałem! Z szacunku fajnie by było znać jej imię.
- A twoja siostra? – Wtrąciła Matsuri.
- Ona się nie liczy, ma takie cycki jak ja.
- Kaede. – Poinformował Iseo, zakańczając ten temat.
- Ej, czyli Miyuki zdradzała mojego brata z tobą i teraz chodzi sobie z nim jak gdyby nigdy nic? Co za dziwka, ja nie mogę... – Mats złapała się za głowę. – Muszę mu to powiedzieć!
         Iseo nie zatrzymywał dziewczyny, ale ona sama to zrobiła. Zaczęła się zastanawiać na głos nad potoczeniem tej rozmowy i doszła do wniosku, źe brat jej nie uwierzy. Zmiana planów, to Iseo miał wszystko powiedzieć, w pierwszej chwili nie chciał, ale z ich pomocą doszedł do wniosku, że sam wolałby dowiedzieć się o zdradzie swojej dziewczyny. Jednak zamierzał zrobić to po swojemu.
         Matsuri po opuszczeniu towarzystwa Nelii i Daisuke pobiegła szybko w kierunku szkoły, gdzie od pół godziny miał na nią czekać Yagury. Przez to wszystko jeszcze nie była w domu i nawet nie zdążyła wziąć ze sobą rzeczy na wyjazd. To jednak najmniej ważne. Miała nadzieje, że Yagura nadal na nią czeka i nie odstraszyło go jej spóźnienie. Oczywiście czekał, jak wierny pies.
- Cześć! – Przywitała się, wystraszywszy go. – Sorry za spóźnienie.
- To nic, nie czekałem tak długo. – Skłamał. Ale czekałby nawet dłużej, bo teraz to mu się nawet nie opłaca wracać do domu, jeśli Hidan spostrzegł brak swojego samochodu. – To jedziemy?
- Tak, ale najpierw jeszcze gdzieś wstąpimy.
- Gdzie?
- No… - Zawahała się. – Muszę jeszcze załatwić jedną rzecz. – Rzekła tajemniczo.
         Yagura skinął głową. Nie był zadowolony z braku jasnej odpowiedzi, ale skoro Matsuri nie chciała powiedzieć nic więcej to nic od niej nie wyciągnie. Podała mu adres jakiejś hali ze ścianką wspinaczkową i miał tylko nadzieje, że dziewczyna nie chciała go sprawdzać pod kątem sprawnościowym. Żadnym mistrzem nie był. Jednak kiedy dojechali na miejsce prosiła by szedł razem z nią… Czy choć raz nie mogło mu się przydarzyć coś w stu procentach dobrego? Bez żadnych haczyków?
- Co tu robimy? – Zapytał dziewczynę po chwili pobytu w środku.
- Cześć Matsuri! I Yagura. – Przywitał się Gaara, który pracował jako instruktor. – Co tu robicie?
- Sam chciałbym wiedzieć… - Bąknął Yagura. Był zirytowany widokiem tego umięśnionego wypierdka, a jednocześnie miał żal do przyjaciółki, że tak go wykorzystała by zobaczyć się ze swoim chłopakiem.
- Cześć Gaara. Przyjechałam, bo muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego?
- To ja was zostawię. – Wtrącił Yagura, ale w tej samej chwili Matsuri złapała go za rękę.
- Bo…!
- Rozumiem. – Przerwał dziewczynie, ta akcja z trzymaniem dłoni Yagury była dla niego jednoznaczna. – Życzę wam szczęścia.
- Cooo? – Yagura jako jedyny zdawał się nie rozumieć. Wyszarpał się z jej uścisku. – Czekaj, ona na pewno nie chciała…!
- Chciałam. – Burknęła Matsuri. – Bo zakochałam się w tobie.
         Yagura zaciął się w tym momencie i patrzył na wszystkich ogłupiałym wzrokiem. Gaara uśmiechnął się dzięki jego wyrazie twarzy. Owszem, bardzo lubił Matsuri, ale wiedział, że ich związek nie może ruszyć do przodu przez jego naukę, pracę, a było to dla niego priorytetem. Poklepał Yagurę po plecach i zostawił ich samych. Mats z uśmiechem odprowadziła wzrokiem swojego byłego, a potem przytuliła się do ramienia Yagury i zaczęła go wyprowadzać na zewnątrz.
        
         Następnego dnia przed południem o godzinie dziesiątej w domu rodzinnym Miyuki siedział razem z ojcem Yosuke. Właściwie gospodarz nie był zbyt zadowolony z wizyty syna, bo przyprowadził ze sobą też jego byłą małżonkę z Leyą. Wnuczkę by znosił, ale nie w towarzystwie eks, która nie pozwala mu się z nią bawić. Yosuke nie miał wyboru, Yoko miała dosyć jego matki i najchętniej rzuciłaby w nią gorącym żelazkiem. Już dwa tygodnie ją u siebie goszczą i też ma jej dosyć.
- Jest taka cudowna! – Mruknęła kobieta do już samodzielnie chodzącej Leyi. – Ciekawe kiedy się w końcu Miyuki zabierze do roboty? – Zachichotała, a Yosuke aż się zapowietrzył.
- Oszalałaś matko?! Miyuki jest o wiele za młoda na dziecko!
- Daj spokój Yosuke, ty byłeś o wiele młodszy. A ona i Sasori mieliby bardzo ładne dzieci.
- Ładne? Nawet nie wiesz jak Sasori wygląda.
- Właśnie, że wiem. Spotkałam ich nie dawno na pizzy.
- Pizzy? Jadłaś pizzę? I nic nie przyniosłaś? – Obraził się Yosuke. Nigdy o nim nie pomyśli.
- Yoko zawsze jest naburmuszona jak sobie coś zamawiam. – Yosuke wiedział dlaczego. Dlatego, że to jej dania zamienne, a Yoko jest zła, że kobieta gardzi jej kuchnią. – W każdym razie Sasori jest bardzo przystojnym mężczyzną. – Przyznała z powagą. – Ma bardzo zadbane dłonie i ładnie wyrzeźbione ciało… a gdy sobie przypomnę ten połysk na jego miłych w dotyku włosach to ach!
- Dotykałaś jego włosów? – Yosuke uniósł brew.
- Nie wiedziałem, że lubisz rude włosy. – Przewrócił oczami jej były mąż.
- Chyba ci na wzrok siada. Sasori jest brunetem – Mężczyźni zdziwili się jeszcze bardziej. – No i ten jego cudowny uśmiech i zielone oczy! Jestem taka szczęśliwa, że Miyuki ma dobry gust!
- A jego syn?
- Syn? Nie było go z nim, a Sasori nic o nim nie mówił. Może to moja wina, bo nie pytałam.
- Babciu, siku! – Mruknęła Leya do babci. Kobieta nie śmiała jej odmówić, więc udała się z nią do łazienki, zostawiając mężczyzn w salonie.
- Sasori raczej powiedziałby coś o Naokim…
- No, w przeciwnym razie raczej się nie uśmiecha. – Dokończył myśl Yosuke. – Ciekaw jestem co w tej sprawie powie Miyuki…

4 komentarze:

  1. Ooo chyba ktoś tu się wkopał;P I dobrze. Niech Saso się dowie. Nienawidzę zdrady i gardzę ludźmi, którzy się jej dopuszczają... Ale szkoda trochę, że tak to się potoczyło :C Może jej wybaczy, nie?

    Czyżby Hidan w małym stopniu próbował się ustatkować? xD

    Matsuri i Yagura, w końcu! Ciekawe czy chociaż im się uda w Twoim opowiadaniu xD

    Czekam na next'a. Wenyyy ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Saso, ale lepiej, że się dowie (mam nadzieję).
    Biedaaaak..:(
    Ale Iseo wydaje się w porządku...
    Jak ja uwielbiam Daisuke i całą gromadkę ^^
    Gaara mój guru ^^
    Hidan znowu coś chce odwalić?
    Kana mnie denerwuje, ale Itaś :(((

    P.S.: Sorki za taki dziwny komentarz... Chyba nie ma on sensu ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha wiedziałam, że Kana jednak będzie w ciąży. I miałam racje!
    Biedny Naoki, tatuś się nim nie interesuje. Ale ma Maribel, coś za coś.
    Niech Saso się już dowie o zdradzie Miyuki i ją zostawi. Należy jej się, może by się w końcu nauczyła, że nie warto być suką.
    Nie wierze, że Matsuri trafił się taki wyrozumiały chłopak.. no ale Yagurze się w końcu poszczęściło. Niech ma coś od życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurwa, jaka ta Miyuki jest pusta! Niech Sasori dowie się w końcu o jej zdradzie i niech ją rzuci w cholerę! Co za suka, Boże czy Ty to widzisz?!

    OdpowiedzUsuń