Około
godziny ósmej rano, przed gabinetem ginekologicznym siedziała Kana, w asyście
męża. Kobieta była troszkę podenerwowana, ponieważ za kilka minut jej kolej, a
tym samym na jaw wyjdzie jej drobne kłamstewko, którego się dopuściła. Wizyta
nie była efektem nagłych podejrzeń Itachiego, a zwyczajnej kontroli. Kana
wiedziała, że mąż się wścieknie, dowiadując się, że wcale nie była w ciąży.
Yukari była w domu z babcią, która na szczęście nie wiedziała o niby pojawieniu
się kolejnego wnuka. Kobiecie udało się zataić to kłamstwo przed światem na
jakiś czas – w końcu według przesądu nie wolno rozgłaszać wieści o ciąży przed
trzecim miesiącem. Po chwili z gabinetu wyszła rozweselona para, która
zwiastowała kolej Uchihów. Itachi wstał z miejsca i postąpił ze dwa kroki po
czym się obejrzał na w dalszym ciągu siedzącą na krześle Kanę.
- Kana. – Zawołał. – Nasza kolej.
- Taa… - Skinęła głową. – Ale wiesz co? źle się
czuję… Wracajmy do domu, dobrze? – Mężczyzna uniósł brew do góry.
- Skoro się źle czujesz, to szpital, w którym
nawiasem mówiąc jesteśmy, jest odpowiedniejszym miejscem, niż dom. A teraz
chodźmy – Poprosił, wysuwając do żony rękę.
- Jasne. Bo ja nie mam co robić tylko włóczyć
się po szpitalach… - Bąknęła rozdrażniona.
- Pytałem się ciebie czy pójdziemy dzisiaj na
wizytę. Zgodziłaś się.
- Zwróć uwagę, że zapytałeś mnie o to w łóżku.
W trakcie naszych figli. – Wypomniała zła, wymijając męża i wchodząc do
gabinetu.
- Sądzisz, że tylko ty potrafisz posługiwać się
tą kartą? – Szepnął jej do ucha z zadziornym uśmiechem.
Nie
lubiła go takiego, jest zbyt cwany. Podobny do niej, a to nie wróżyło niczego
dobrego. W gabinecie lekarz zaczął robić badania kontrolne, podpytał Kanę o
samopoczucie, a potem przeszli do bardziej jednoznacznych badań. Kana posłusznie położyła się na fotelu, który był
dla niej chwilą prawdy. W sumie mogła się już przyznać, że wcale nie jest w
ciąży, ale… im dłużej była w kłamstwie tym gorzej się z tego wykaraskać. Ze
zdenerwowania zaczęła obgryzać paznokcie.
- Co jest, skarbie? To chyba nie twoje pierwsze
USG. – Mruknął Itachi, łapiąc ją za rękę.
- Ale pierwsze przy tobie… Pamiętaj, że cię
kocham – Dodała szybko dla zabezpieczenia. Mąż ucałował ją w wierzch dłoni, nie
mogąc się doczekać na pojawienie się na ekranie ich pociechy.
- Gotowi? – Mruknął lekarz przykładając
zwilżone urządzenie do brzucha pacjentki.
- Ja owszem.
- Nie mogę na to patrzeć… - Burknęła Kana pod
nosem i zakryła oczy.
- Nie wygłupiaj się. – Itachi przewrócił
oczami, a lekarz uśmiechnął się pod nosem i kontynuował badanie.
- Ech… Hm… Meh… - Jęczał ginekolog pod nosem, a
Uchiha spojrzał na niego pytająco. Następnym razem przyjdzie z Sasorim, będzie
robił za tłumacza. – Nie mogę znaleźć płodu…
- Co?! – W głowie ojca rzekomego dziecka już
zaczęły pojawiać się jasne scenariusze na temat celowego kłamstwa Kany.
Spojrzał na nią surowo, a ona uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
- A nie. Jest tutaj! – Wskazał ucieszony
lekarz.
- Co?! – Tym razem to Kana była w szoku.
Lekarz
uśmiechnął się na ten aktorski akt Kany. Naprawdę świetna z niej aktorka.
Wytłumaczył wszystko od początku małżeństwu, pokazał, w którym miejscu na
ekranie znajduje się ich pociecha i inne takie. Kana wpatrywała się w monitor z
lekko otwartą buzią. Nie słuchała ani męża ani lekarza… no czasami, gdy na
przykład wspomniał, że jest w drugim miesiącu ciąży. Jasne, że zauważyła brak
okresu, ale sądziła, że przyczyną jest stres. Niedługo gra główną rolę w
teatrze.
- Zostawię państwa na chwilę samych. – Mruknął
z uśmiechem lekarz. Po jego wyjściu Itachi wziął papier i z radością ścierał z
brzucha Kany maź.
- Jestem ci winny przeprosiny, słonko. Trochę
zwątpiłem w to, że naprawdę jesteś w ciąży… ale jesteś. Cudownie, prawda?
- Tak… Zajebiście. – Powiedziała z krzywą miną.
Wstała z fotela i z złością zaczęła się ubierać.
- Co jest?
- Nic.
- Przecież widzę.
- Więc domyśl się, kurwa, reszty. – Warknęła.
- Nie mogę. Wiedziałaś o ciąży, więc skąd ten
gniew?
- Bo ty myślisz, że bycie w ciąży jest takie
ekstra. Tyjesz przez dziewięć miesięcy i to w każdej części ciała! Boli cię
kręgosłup! W dodatku odzywają się te pieprzone hormony, nawiedza depresja i
ryczysz bez żadnego powodu. Pomóż mi! – Rozkazała nie mogąc sobie poradzić z
suwakiem.
- Dopiero teraz to pojęłaś? – Zapytał posusznie
zapinając jej sukienkę.
- Itachi… - Jęknęła z dezaprobatą. – Jestem
bardziej zaskoczona ciążą, niż ty. Nie chciałam być w ciąży, nie teraz.
Przecież ja mam niedługo odgrywać główną rolę w teatrze!
- Chyba są ważniejsze role niż te w teatrze.
- Nic nie rozumiesz, bo to nie ty będziesz
siedział ciągle w domu i nic nie robił.
- Nie będziesz nic nie robić.
- Jak chcesz mnie pocieszyć sprzątaniem,
gotowaniem i pachnieniem to daruj sobie.
- Miałem na myśli, że zajmiesz się Yukari.
Kana
westchnęła. W sumie zajmowanie się jej maleństwem to jedyny plus tej całej
sytuacji. Przyznała mu głośno racje, a Itachi ją w zamian przytulił. Miał
dzielną żonę. Wyszli z gabinetu ginekologicznego w dwojakich humorach. Nagle
obraz przed oczami Itachiego zaczął się rozmazywać, a oczy zaczęły go piec. Nic
jednak nie chciał mówić Kanie, więc otulił ją ramieniem, aby się w niej w razie
czego oprzeć. Ona jednak nie była w nastroju na żaden rodzaj czułości.
- Nie dotykaj mnie, jasne? Śpisz na kanapie. –
Burknęła, odtrącając go z siebie.
- Co ja zrobiłem?
- Jeszcze śmiesz pytać?! Podobno można zajść w
ciąży w drugą ciąże! Wolę nie ryzykować.
- Skąd ty bierzesz te bzdury? Z internetu? –
Przewrócił oczami i od razu po ty wpadł na szklane drzwi. Przez rozmazany obraz
nie potrafił stwierdzić, że tam są. Kana parsknęła śmiechem, wypadki ludzi są
zawsze śmieszne. – Bardzo śmieszne…
- Wystarczająco. No na co czekasz? Otwórz mi
drzwi. – Zażądała z uśmiechem.
Itachi
z trudem ukrywając przed kobietą swój problem wymacał w jakiś sposób klamkę i
posłusznie otworzył jej drzwi. W terenie było mu o wiele ciężej się poruszać,
zdawał się jedynie na swoją pamięć, która była całkiem niezła. Dochodzili do
samochodu, a Itachi wyjął z kieszeni kluczyki.
- Ty prowadź. – Mruknął i rzucił w jej stronę
kluczyki. No, prawie w jej. Kana stała z przeciwnej strony do lecących kluczy,
które koniec końców wpadły do studzienki.
- No to tak jakby pojechaliśmy. – Sarknęła,
wtem dopiero przyjrzała się twarzy męża i zauważyła jego poczerwienione oczy. –
Co się dzieje, Itachi?
- Nic.
- Przecież widzę. – Warknęła i pociągnęła go w
kierunku maski samochodu by na niej usiadł. – Masz czerwone oczy, łzawisz i Bóg
wie o czym jeszcze mi nie mówisz.
- Nic mi nie jest.
- Ok. Zróbmy test. – Itachi się z niej ośmiał.
– Ile widzisz palców?
- Dwa. Jedźmy już.
- Błąd, bo cztery. Nawet nie zauważyłeś, że
rzuciłeś klucze gdzieś, gdzie mnie nie było i wpadły do kanałów. – Tym razem
zareagował zagryzając wargi. – Idziemy sprawdzić co z twoim wzrokiem.
- Nic mi nie jest. – Odparł stanowczo, ale Kana
ponownie przywarła go do samochodu.
- Słuchaj koleś! Coś ci się chyba pomyliło,
jeśli sądzisz, że to była prośba. Jestem w ciąży i nie zamierzam rodzić dziecka
facetowi, który go nawet nie zobaczy. Więc idziesz na badania, kochanie.
Dłużej
nie ośmielił się z nią dyskutować i chyba było to najlepsze wyjście. Kana
czuła, że te objawy to nie jest nic wielkiego – na badaniach okazało się, iż
miała racje.
Przed
południem Hidan dopiero się obudził do życia, lecz oczywiście nie był sam w
łóżku. Pomimo letniej pory roku czasami było mu zimno w nocy. Baraszkował sobie
w łóżku z gorącą z wyglądu i wciąż na niego napaloną blondynką. W szampańskim
nastroju przyjmowała pieszczoty Hidana dotykając z utęsknieniem każdego
kawałeczka jego słodkiego ciała. Oboje wiedzieli, że wszystko się skończy, gdy
po prostu opuści mieszkanie – czego innego można oczekiwać po poznaniu kogoś w
barze. Niemniej skoro było im przyjemnie to niech ta ekstaza trwa jak
najdłużej.
- Jesteś głodna, królowo? – mruknął Hidan ssąc
jej szyje.
- Mm… nie mów, że potrafisz pichcić, mój panie.
– Wymruczała na co jej kochanek zaśmiał się rozbawiony.
- Skąd. Ale ty na pewno tak.
- Mam ci zrobić śniadanie?
- Skoro nalegasz.
- Kretyn.
Hidan
odpowiedział jedynie uśmiechem, którego takie jak ona nie mogą się oprzeć.
Wstała więc z łóżka i oznajmiła kochankowi, że zrobi mu śniadanie całkowicie
nago. Podobało mu się to, bo był Hidanem. Już miał do niej dołączyć, kiedy zaczęła
dzwonić mu komórka. Dzwonił Obito, a choć Hidan miał lepsze rzeczy na głowie to
odebrał. Od przyjaciół zawsze odbierze telefon, w jego hierarchii wartości są
numerem jeden.
- Co tam, dupku? – Przywitał się.
- Jakoś leci, a u ciebie?
- Trochę zajęty jestem. W kuchni czeka na mnie
naga blondynka.
- No to szybka piłka. Zaginął ci może ostatnimi
czasy portfel?
- Portfel? – Udał zastanowienie, bowiem
okoliczności były troszkę żenujące. – No tak, zajebał mi go jakiś
złodziejaszek… A co?
- Taa, okradła cię jakaś dziewczyna. Ostatnio
napadła też na Rin to ją skułem i w jej rzeczach znalazłem twój portfel…
- Dalej trzymacie te laskę w areszcie?
- No tak, ale twój por…
- Nie wypuszczajcie jej. Zaraz tam będę.
Rozłączył
się. Na wspomnienie tej pięknej niewiasty Hidan dostał bodźca do ruszenia
swojego szanownego dupska. Wyciągnął z szafy ubranie, w które szybko zaczął się
ubierać. Następnie wziął do ręki ubranie jego nocnej kochanicy i udał się do
kuchni. Bez krzty namiętności rzucił pod jej gołe nogi ciuchy.
- Ubieraj się i spadaj.
Nie
uraczył jej żadnym sentymentalnym pożegnaniem, nawet nie zwracał uwagi na jej
zdezorientowane spojrzenie. Wyszedł z kuchni nim zdążyła jakkolwiek zareagować.
W
szkole średniej na przerwie przed matematyką wszyscy uczniowie wkuwali na
lekcję. Od poprzedniej klasy dostali cynk, że profesor Nagato jest w okropnym
humorze. To zapowiadało jakąś niezapowiedzianą kartkówkę albo odpytywanie.
Tylko kilkoro z klasy domyślało się z jakiej przyczyny Nagato może być zły i
wątpią by im odpuścił. Matsuri przechadzała się po korytarzu czytając swoje
notatki, lecz nie z wielkim skupieniem, bo siedzący pod klasą i rozwiązujący
zadania Yagura, niszczył jej uwagę. Po chwili wzięła głęboki oddech dla odwagi
i usiadła obok niego.
- Cześć.
- Cześć. – Odpowiedział nie tracąc skupienia na
notatkach. – Znając życie to ja będę odpytywany, więc wy wszyscy jesteście
bezpieczni.
- Nie sądzę. Za którymś razem profesorowi może
się znudzić twoje „nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”…
- Skończyłaś? – Burknął obrażony.
- Nie wiem. – Uśmiechnęła się pociesznie, a
Yagura tylko przewrócił oczami. – Yagura…
- Nosz kurwa mać! – Przeklął na cały korytarz
Hiroya. – Nic nie umiem... Idę do domu.
Niestety,
kiedy to powiedział zadzwonił dzwonek na lekcje, a drzwi ich klasy otworzył
będący w środku Nagato. Zaprosił wszystkich do środka, a słysząc wcześniejsze
wyznanie Hiroyi dopilnował, by również był na zajęciach. Cała klasa przez
zapowiedź poprzedniej była niezwykle grzeczna. I starała się żadnym szelestem
nie wywołać wilka z lasu.
- No więc… – zaczął Nagato ku niezadowoleniu
wszystkich.
- Biorę nieprzygotowanie! – Zgłosił Konohamaru.
- Przypominam, że już dawno wyczerpałeś limit.
- A ja? – Zapytał Daisuke.
Właściwie
każda osoba o to wypytywała, dlatego Nagato zajrzał do dziennika. Po chwili
stwierdził, że zamiast wypisywać im NP. to coś wyjaśni.
- Wiecie, że dzisiaj jest konferencja? Wyczytam
wszystkim ocenę na koniec roku. To ostatnia chwila, jak ktoś chce podnieść
sobie stopień i odpowiadać to zapraszam, a jak godzi się z wystawioną oceną to
wpisuje ją długopisem. Dzisiaj odpowiadacie z własnej woli.
Wszyscy
i tak pozostawali podejrzliwi. Nagato wyczytał oceny pierwszych osób w
dzienniku, zaczął od Matsuri, która całkowicie była zadowolona z czwórki.
Hiroya miał szansę podciągnąć sobie ocenę do trójki i zdecydował się. Chociaż
nic nie umiał. Daisuke dawał mu podpowiedzi, tylko, że złe. Pomoc to pomoc.
Matsuri postanowiła skorzystać z nieuwagi profesora.
- Hej, Yagura. - Zagaiła Matsuri, kucając przy
ławce kolegi i pilnując by nie zostać zauważoną przez profesora. - Będziesz
odpowiadał?
- Jeżeli mam szansę na trzy to
tak...
- Sądzę, że nie masz.
- Dziękuję. Ty to zawsze wiesz co chcę
usłyszeć. - Bąknął przez co się zaśmiała. - Mam dosyć tej nauki szczerze mówiąc
na szczęście jeszcze tylko półtorej tygodnia i sobie odpocznę.
- Tak... Ale ten, po co czekać? - W odpowiedzi
spojrzał na nią niezrozumiale. - Prawdę mówiąc to też mam już wszystkiego dość.
Chodzenia do szkoły albo do szpitala, gdzie leży moja babcia i to przeze mnie.
Potem do domu, gdzie brat babci zmusza mnie swoją obecnością do morderstwa...
Potrzebuje takiej ciszy i spokoju.
- W pewnym sensie cię rozumiem.
- Więc może zrobimy sobie takie kilkudniowe
wagary, co? W góry gdzieś.
- Ale że... Ty i ja? - Zapytał niepewnie, a
Matsuri przytaknęła. - Gaara...
- Zgodził się. - Skłamała. - To jesteśmy
umówieni?
- Tak. Chyba tak.
- Super. To pożycz furę od brata i widzimy się
o siedemnastej na szkolnym parkingu. Do zobaczenia.
Wobec
tego zdania Yagura się tylko naburmuszył. Pewnie chodziło tylko o to, że ma
samochód… Wykorzystała go… Gdyby to nie była akurat Matsuri to miałby głęboko w
poważaniu całą tą wycieczkę. Miłość ogłupia człowieka, a najbardziej mężczyznę
chyba. Koniecznie musi podpytać brata jak to jest, że potrafi nie przywiązać
się do żadnej z tych ślicznotek, które sprowadza do domu.
Matsuri
ledwo zdążyła wrócić na miejsce, a dołączył do niej Daisuke, on też miał do
niej sprawę, ale priorytetem była pomoc Hiroyi w pozostaniu przy dwójce na
koniec roku szkolnego. Udało się.
- Mats, moja droga śliczna Matsuri…
- Czego chcesz?
- Po szkole idziesz ze mną do Nelii.
- Nie mogę dzisiaj.
- Ty wręcz musisz dzisiaj.
- Niby dlaczego? – Zapytała bez przejęcia.
- Powiem tylko, że może to mieć coś wspólnego z
twoim bratem.
- Huh? Z Sasorim?
Daisuke
jedynie przytaknął, tyle zdążył zrobić kiedy Nagato zorientował się, że w
klasie zaczął panować chaos. Zagroził uczniom wpisem ujemnych punktów w
zachowaniu, chociaż na moment zadziałało. Hanabi dostała ocenę celującą, co nie
było dla nikogo zaskoczeniem, a samej dziewczyny nie było, bo wyjechała na
przedwczesne wakacje za granicę, najbardziej żal im było jednak Konohamaru. Jak
Hanabi mogła się na niego wściekać za zerwanie skoro sama tego chciała? Matsuri
nie mogła tego pojąć.
- Yagura Tadashi. – Wyczytał profesor na głos.
Własne imię i nazwisko wychodzące z ust profesora wywoływało w nim zimny pot. –
Twoja ocena na koniec roku to dobry.
- Słucham…? Dobry…?
- Tak, dobrze słyszałeś.
- Ale… Serio? – Był zdziwiony tak wysokim
stopniem.
- Twoja średnia wynosi równo siedemdziesiąt dwa
procent. Coś ci się nie zgadza?
- Właściwie to nawet tego nie przeliczałem…
Jestem zaskoczony taką wysoką oceną po prostu.
- Jak chcesz to mogę ci ją obniżyć.
- Nie, nie, nie! Nie ma takiej potrzeby.
Zaparł
się Yagura, zapewne profesor uczyniłby to z wielką przyjemnością, ale… teraz w
oczach chłopaka wydał się naprawdę w porządku gościem. Obejrzał się na Matsuri
pytając telepatycznie „Uwierzysz?!” W odpowiedzi posłała mu uśmiech i dwa
kciuki uniesione w górę. Gdy Nagato skończył wyczytywać i z każdym ustalać jego
ocenę końcową to wystąpił na środek klasy, aby coś ogłosić.
- Dobra… Uspokójcie się na moment. – Nikt nie
słuchał. Byli zbyt zajęci rozmawianiem ze sobą. – Chciałem wam coś ogłosić…
Halo… - Westchnął ciężko. – Uciszcie się! – Podniósł głos, ale nieliczni tylko
go usłyszeli.
- Możecie się zamknąć?! – Warknęła Aiko. –
Profesor chce nam coś powiedzieć!
- A co? – Zapytał jeden inteligent.
- Przestań tyle chlapać jęzorem to może się
dowiemy!
- Dość! Dziękuję Aiko, a teraz usiądź. –
Profesor oparł się pośladkami o biurko. – Chciałem wam powiedzieć, że...
- Odchodzi pan? – Przerwał Daisuke.
- Chciałem, ale okazało się, że to nie jest
takie proste. – Skrzywił się na wspomnienie odwiedzin uczniów. – Dlatego
uprzedzam, że od przyszłego roku szkolnego weźmiemy się bardzo ostro za naukę.
Niektórzy to wręcz na sobie odczują.
- Czas zmienić szkołę…. – Szepnął Hiroya.
Sasori
ubierał Naokiego do zerówki. Dzisiejszego dnia pasowało mu by zawieźć chłopca
przed rozpoczęciem pracy a i Naoki był z tego faktu ucieszony. Choć zwykle
przejazd do placówki nie trwa dłużej niż kwadrans to i tak się bardzo cieszy,
że w ogóle go widzi. Sasori zapinał chłopcu guziki w koszuli, którą chłopiec
nie dawno dostał od Miyuki. W tym czasie Naoki z uśmiechem obserwował twarz
taty, aż w końcu ni z tego ni z owego się do niego przytulił. Saso był tym dość
mocno zaskoczony i nie był pewien jak powinien się zachować.
- Heeej. – Mruknął w końcu z uśmiechem. – Co ty
robisz?
- Przytulam cię. – Odpowiedział.
- Aha... Nic ci nie będę kupował.
- Będziesz. – Naoki był pewny siebie, a
Sasoriemu nie spodobało się, że chłopiec pewnie ma racje. – Kocham cię, tato.
- Wiem, synu. – Odwzajemnił uścisk, biorąc go
na ręce. – Ale musisz iść do przedszkola.
- Kiedy będziesz w domu?
- Nie jestem w stanie ci tego powiedzieć.
Postaram się jak najszybciej.
To
do końca nie zadowoliło chłopca. Ile razy już to słyszał i czy z tego coś
wychodziło? Nie bardzo. W przedpokoju zaczął ubierać mu buty, ale wtem
zadzwonił do niego telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a widząc dobrze sobie
znany szpitalny numer, opuścił stanowisko rodzica. Naoki jednak już potrafił
samodzielnie sznurować sobie buty. Nauczyła go Maribel, a teraz miał okazje się
tym pochwalić przed tatą. Sasori rozmawiał przez telefon, a już pierwsze
wypowiedziane słowa sprawiły, że ciężko mu było utrzymać się na nogach.
- Ok. Odwiozę szybko syna do przedszkola i
wtedy pogadamy. Na razie.
- Kto to był? – Naoki, nie podobało mu się, że
chciał go odwieźć „szybko”.
- Lekarz, który bada babcię Chiyo.
- Co chciał?
- Bym szybko przyjechał do szpitala, dlatego
musimy się spieszyć. Wychodzimy. – Zadecydował otwierając drzwi mieszkania.
- Mogę jechać z tobą?
- A kto za ciebie pójdzie do szkoły? –
Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Proszę, tato…
- Naoki, nie. – Bąknął stanowczo.
Nie
przechodzili przez ulicę, nie reagował na jego prośby, żarty, groźby – na nic.
Chciało mu się płakać, tata nawet nie zauważył jego samodzielnie zawiązanych
butów. Sam Sasori jednak nie zajmował się humorami syna, skupiał się na
zasłyszanych w telefonie, słowach lekarza. Stan Chiyo się pogorszył, przed
godziną na kilka minut nie żyła, na szczęście lekarze do tego nie dopuścili.
Może miał dużo pretensji do babci i nie był wnukiem roku, ale nie chciał by
zmarła. Myśl o tym wpędzała go w rozpacz. Gdy dojechali przed szkołę Naokiego,
to ten nie czekając na rodzica wysiadł z samochodu i zaczął iść w kierunku
wejścia. Sam. Lecz nie na długo.
- Czekaj na mnie, co? – Zawołał Saso, łapiąc
syna za rękę.
- Po co? I tak się spieszysz.
- Racja, ale moim obowiązkiem jest cię
odprowadzić do budynku. Także nie utrudniaj.
Chłopiec
nic na to nie odpowiedział. Wciąż było mu przykro za tą sytuacje z rana. Na
wszystkie znane sobie sposoby próbować pokazać to tacie i zmusić do zwrócenia
na siebie jego uwagi.
- Dobrze. To zostawiam cię, do zobaczenia w
domu. – Pożegnał się, kucając przed nim.
- Idź już. – Odparł tylko, wymijając rodzica z
obojętnością. Nie było to dla niego przyjemne, ale nie zrobił nic by to
zmienić. Westchnął, odprowadziwszy go wzrokiem do klasy.
- Och, Sasori możemy porozmawiać? – Podbiegła
do mężczyzny przedszkolanka.
- Przepraszam, ale spieszę się.
- Obiecuję, że będę się streszczać.
- Ok… O co chodzi?
- O twojego syna.
- … Kiedy przeszliśmy na Ty…?
- No właściwie to nigdy, ale wiesz, skoro
jestem dziewczyną Deidary to… no sam rozumiesz.
- Jasne. –Nie bardzo rozumiał. Ale dobra no.
- Poza tym Dei tyle mi o tobie mówi, że…
- Co z Naokim? – Przerwał. – Sprawia kłopoty?
- Skąd!
- Więc…?
- No… Macie może jakieś problemy w domu?
To
pytanie zaskoczyło Sasoriego i po szczególniejszym wyjaśnieniu rozmowa potrwała
trochę dłużej niż tego na początku chciał. Nie jest przyjemnym dla rodzica
słuchać od obcej osoby, że własne dziecko nie jest wystarczająco szczęśliwe. Po
rozmowie Asena się z nim pożegnała, rozmowa była ważna, ale zostawienie grupki
dzieciaczków samych sobie też nie było najmądrzejsze. Sasori wyszedł więc z
budynku i dotarł do swojego samochodu. Przekręcając zamek w drzwiach nagle
dokonał wyboru. Z powrotem je zamknął i poszedł odebrać Naokiego. Jeden dzień
wagarów nie powinien być jakiś znaczący.
Na
komisariacie Obito przesłuchiwał w swoim gabinecie dziewczynę, która wcześniej
napadła na Rin. W miarę rozmowy rozumiał dlaczego stoczyła się na tor
kradzieży. Dziewczyna nazywała się Amara i niedawno osiągnęła pełnoletność, co
kosztowało ją opuszczeniem domu dziecka, w którym się wychowywała. Nie
potrafiła się dostosować do zasad społeczeństwa i po prostu wybrała łatwiejszą
drogę, ale niestety nielegalną. Obito nie miał pojęcia dlaczego Hidan chce się
z nią skonfrontować i teraz niezbyt chciał do tego dopuścić. Wystarczy, że
skaże ją sąd, a tu jeszcze będzie musiała wysłuchiwać debilizmów Hidana.
- Obito. – Do pokoju wszedł jeden z jego
kolegów. – Jakiś facet przyszedł i mówi, że do ciebie.
- Ok, przyprowadź go.
- Ile jeszcze muszę tu siedzieć? – Zapytała
znudzona dziewczyna.
- Wydaje mi się, że ten pokój i tak jest
przytulniejszy niż ten za kratami. Bo do czasu twojej rozprawy tam zostaniesz.
- Okej, ale czy to – Dziewczyna uniosła ręce,
wskazując na swoje kajdanki. – Jest konieczne?
- Lepiej być przezornym. – Odrzekł, a od razu
po tym zdaniu do pokoju wszedł Hidan.
Wzrok
dziewczyny wciąż pozostawał być znudzony, natomiast nowoprzybyły mężczyzna
zatrzymany jeszcze przez przyjaciela skupił wzrok na dziewczynie. Jeszcze
bardziej mu się podobała niż podczas pościgu.
- To jest Amara. Była wychowanka domu dziecka.
Była, bo kilka tygodni temu skończyła osiemnaście lat i według zasad musiała
się wynieść. – Wytłumaczył Obito. – Dlatego może jej odpuścisz ten portfel…?
- Ma osiemnaście lat?
- No.
- Jest rok młodsza od Yagury? – Trochę głupio
mu było, że zadurzył się w gówniarze.
- Obito, pozwól na moment. – Zawołał jakiś
mężczyzna w jego stronę. Obito przytaknął i zostawił Amarę samą z Hidanem. Ten
od razu się do niej zbliżył.
- Hej, kwiatuszku. Pamiętasz mnie?
- Nie bardzo… ale wiem kim jesteś. Gliniarz
mówił, że ci gwizdnęłam portfel. Przykro mi, że dałeś się okraść dziewczynie.
- No cóż, nie pierwszy raz i pewnie nie
ostatni. – Nie dał się jej sprowokować. – Słyszałem, że nie masz domu.
- I co z tego?
- To, że mogę ci zaproponować pewien układ. –
Amara tylko spojrzeniem się na Hidana okazała drobne zainteresowanie. – Mogę
cię stąd wyciągnąć w trybie natychmiastowym, a ty w zamian będziesz mieszkać i
za darmo pracować w moim domu. Wiesz, chodzi o sprzątanie, gotowanie, pranie i
takie tam.
- I pewnie mam to robić w samej bieliźnie.
Niech no pomyśle… Spierdalaj? Tak, spierdalaj.
- Proponuje ci godny układ. Jestem dosyć
bogaty.
- To zatrudnij profesjonalną sprzątaczkę. –
Odparła nim zdążyła przemyśleć ofertę.
- Nie wszystkim można ufać.
Amara
uniosła brew do góry. Trafiła na idiotę czy co? Sprzątaczka z firm jest mniej
godna zaufania niż jakaś laska z ulicy, która wcześniej zajebała mu portfel?
SERIO…? W każdym razie tym razem zgodziła się na tą propozycje. Potrafiła się
bronić i taki pierdziel nic jej nie zrobi. No i wygląda na durnia, z łatwością
da nogę, gdy coś jej się nie spodoba. Hidan też był zadowolony zawarciem z
dziewczyną tego paktu. Nie dość, że za darmo ktoś będzie zajmował się domem i
gotowaniem, to jeszcze będzie miał te ślicznotkę na wyłączność.
W
szpitalu na oddziale dziecięcym znajdowała się blondwłosa dziewczynka w
towarzystwie swojego brata i mamy. Maribel od kilku dni chorowała na
szkarlatynę, początkowo jej mama chciała ją leczyć w domu, ale było tylko
gorzej. Leo udawał zmartwionego by nie pójść do szkoły. Nie poszedł, ale tylko
dlatego, że mama wykorzystała go też za nianię dla siostrzyczki, podczas gdy
rozmawiała z lekarzem prowadzącym. Był więc przy niej w sali, dziewczynka
leżała w łóżku wyraźnie zmęczona życiem, a Leo stał oparty o ścianę, znajdującą
się najdalej od niej i stale korzystał z internetu w komórce.
- Gdzie mama?
- Rozmawia z lekarzem.
- A tata?
- Pewnie w domu. Pracuje, nie? – Odpowiedział
krótko ciągle wpatrując się w telefon. Maribel westchnęła głośno… Potem drugi
raz, akcentując to jak bardzo się nudzi.
- Co robisz?
- Czatuję.
- Z Voną? – Zapytała, a on spojrzał na nią spod
byka. Ostatnim razem rozstali się właśnie przez jej gadulstwo, więc nie powinna
nawet wymawiać jej imienia. – Pytałam z ciekawości.
- Chorujesz na płonicę zwaną szkarlatyną, nie?
– Zapytał wstukując w przeglądarce jej chorobę. – Och… Ojej… A to ciekawe… No,
no.
- Co? Co tam piszą?
Nie jest z tobą dobrze, młoda. Chyba umierasz.
Nie, co ja gadam… na pewno umierasz!
- Kłamiesz!
- Brzydzę się kłamstwem. – Odrzekł urażony. –
Tutaj piszę, że przed drugą wojna światową była najczęstszą chorobą wieku
dziecięcego o bardzo ciężkim przebiegu. Śmiertelność wynosiła dwadzieścia pięć
procent.
- To dużo?
- Cholernie! A zarazić się mogłaś najpewniej od
kogoś dorosłego… Hm, pewnie mama cię zaraziła. To, by się zgadzało, bo przecież
cię nie kocha.
- Kocha! I to bardziej niż ciebie!
- Słyszałem jak rozmawiała z twoim tatą, że nie
chcą chorego dziecka i jak się nadarzy okazja to zostawią cię w szpitalu.
- Kłamiesz! – Wykrzyczała ze łzami w oczach. –
Jesteś o mnie zazdrosny i mówisz nieprawdę!
- Co tu się dzieję? Kochanie dlaczego płaczesz?
Do
pomieszczenia weszła Elena i widząc zapłakaną córkę od razu poczęła ją
przytulać. Za nią wszedł też Tomi, jedno spojrzenie na pasierba i już wiedział
czyją sprawką są łzy Mari. I się nie pomylił, mała naskarżyła na Leo, a on
śmiał się w najlepsze, bo nie wierzył, że mu uwierzyła. Tomi pacnął go ręką w
tył głowy, a mama kazała zrobić o wiele gorszą rzecz. Przeprosić.
- Ok, ok. przepraszam. – Przewrócił oczami.
- Daj siostrze buzi. – mruknął Tomi.
- Chyba cię gnie… jeszcze się zarażę.
- W policzek nie. – Dodał zaczepnie. – Hej
Mari, jak znowu ci będzie dokuczał to go pocałuj. – Zaśmiał się.
- Ale ci wesoło. – Burknął.
- Właśnie. Maribel wiesz kto jeszcze jest w
szpitalu? Naoki.
- Co?
- Ten jej chłopak? – Dopytał Leo, a Tomi skinął
głową.
- To nie jest mój chłopak! – Zawołała zła, a
mama ją uspokoiła, patrząc groźnie na chłopaków. Specjalnie chyba sprawiają by
dziewczynka rozdarła sobie gardło.
- Naoki też jest chory?
- Nie. Odwiedza swoją babcię. Rozmawiałem z
Sasorim, wpadną cię odwiedzić, królewno.
To
były dobre wieści, strasznie jej się tu nudziło. Mogła to nieść jedynie w
towarzystwie. Wtem do jej mamy zadzwonił telefon, jak się okazało była to
wychowawczyni ze szkoły Leo. Kobieta była wyraźnie niezadowolona z
przekazywanych wiadomości, a Leo w ogóle się temu nie dziwił. Chciał dać nogę,
lecz Tomi mu na to nie pozwolił. Elena wyprowadziła syna na korytarz urządzając
mu tam reprymendę, a po niespełna pięciu minutach do sali wszedł Naoki,
odprowadzony przez pielęgniarkę.
- Ja was na momencik zostawię samych, okej? –
powiedział Tomi i wyszedł na korytarz by uspokoić żonę.
- Co tam?
- Nic. A tu?
- Jestem chora. I strasznie się nudzę.
- Ja też się nudziłem u babci, dlatego tu
jestem.
- No nie, Nao. – Mari plasnęła sobie w czoło. –
Jak pokażesz tacie, że ci się nudzi to już cię tu nie zabierze.
- Mam wrócić?
- Nie, już za późno…
- To co teraz?
- Może zachoruj? Dam ci swoje zarazki.
- Jak?
- Leo mi powiedział, że zarazić się można przez
pocałunki.
- Fuj! W życiu tego nie zrobię! Tym bardziej z
tobą! - Wzdrygnął się Naoki.
- Chcesz być chory czy nie? - Zapytała Mari,
marszcząc czoło. - Mnie też się to nie podoba, ale czego się nie robi dla
przyjaciół.
- Okej...
Zgodził
się Naoki, Mari uniosła się do siadu na szpitalnym łóżku. Przypomniała koledze,
że pocałunek musi trwać co najmniej pięć sekund inaczej to się będzie liczyć
jako buziak. No i rzecz jasna, to zostaje między nimi. Mari zamknęła oczy,
czekając na ruch Naokiego. Złączył się z przyjaciółką ustami niemal od razu,
chciał mieć to już za sobą. Po pięciu, a może nawet siedmiu sekundach się od
siebie oderwali.
- Hm. Nie było tak okropnie jak myślałam. -
Stwierdziła Mari.
- No. Twoje usta smakują jak nutella.
- Serio...? Mniam. Możemy to w sumie jeszcze
kiedyś powtórzyć.
- Ok, jestem za.
- Fajnie… A jak się czujesz?
- Normalnie jakoś. – Naoki wzruszył ramionami.
Dzieciaki
zaczęli się zastanawiać nad tym co poszło nie tak, a po paru chwilach do
pomieszczenia wszedł Sasori razem z Miyuki i Tomim. Przywitali się z chorą
Maribel i zaczęli rozmawiać o jej samopoczuciu. Uwielbiała być w centrum uwagi
i nie miała nic przeciwko tematowi choroby. Poskarżyła się Sasoriemu na nudę i
brzydki wygląd pokoju z nadzieją, że coś się dzięki temu zmieni. W końcu tutaj
pracował, ma chyba jakieś wpływy. Niestety Sasori był tylko kardiochirurgiem i
sam miał przełożonych, którzy nie są tacy wspaniali jak on.
- Ale macie tutaj świetlicę do zabawy.
Codziennie od siedemnastej, na dyżury przychodzą stażyści i wymyślają wam
zabawy.
- Pan też przyjdzie?
- Ja mam już kogoś do zabawy. – Odpowiedział,
mierzwiąc czuprynę syna. – Dlatego wyzdrowiej szybko, a tym razem spędzisz
weekend z nami. Rodzice sobie odpoczną.
- Przy tym drugim to chyba będzie niemożliwe –
Odpowiedział Tomi z dezaprobatą. – Miyuki, strasznie cichutka z ciebie osoba. –
Stwierdził Tomi, dopiero dzisiaj miał przyjemność poznać obecną dziewczynę
Sasoriego.
- Wcale nie jestem cicha, po prostu nie wiem co
powiedzieć.
- Mów co ci ślina na język przyniesie. Zniosę
każdy rodzaj krytyki. – Mruknął Tomi. Miyuki jednak tylko się uśmiechnęła i
wtuliła w ramię Saso. Nie lubiła zbyt długo przesiadywać w szpitalach, więc
jedynie marzyła o tym, by już wyszli. Tylko nie mówiła tego na głos. – Jest
chyba przeciwieństwem Noriko… - Wyrwało mu się ów zdanie, nim zdążył ugryźć się
w język.
- Za to ją kocham. – Odpowiedział Sasori.
- A według mnie bardziej pasujesz do cioci. –
Orzekła Maribel. – Dla cioci mogłabym sobie ciebie odpuścić.
- No halo! Ja tu jestem. – Burknęła Miyuki. –
Ja go nikomu nie oddam.
Sasori
z uśmiechem odgrywał rolę mężczyzny, o którego walczą kobiety. Miyuki
przekomarzała się z Maribel i próbowała znaleźć z dziewczynką jakiś wspólny
język. Naoki jej w tym pomógł, ujawniając słabość Mari do hokeja. W tym czasie
Tomi na boku pogawędził chwilę z Saso, po czym wszedł już na konkretny temat.
- Wiesz, że Noriko się rozwodzi z Roko?
- A powinienem wiedzieć?
- Może tak, a może nie. Trochę to sprawka
Naokiego.
- Co? – Zdziwił się Sasori i trochę uraziło go
to, że Naoki zostaje oznaczony „powodem” rozwodu. – Co on ma z tym wspólnego?
- Spokojnie, to nic takiego. Noriko po prostu
miała dość wyjazdów z kraju do kraju i prosiła Roko o przeprowadzkę tutaj, by
mogła być blisko syna. Jednak mój szwagier się na to nie godził. On ma pracę i
wszystko tam, a Noriko ma wszystko tutaj. – Podsumował, wskazując podbródkiem
na Naokiego. – Wiem, że kłócili się o to od kilku miesięcy.
- Może jakby zrobili sobie dziecko to…
- To wysoce niemożliwe niestety.
- Hm…? Znaczy nie, nie chcę wiedzieć, to nie
moja sprawa. Właściwie to czas już na nas.
Tomi
przytaknął i pożegnawszy się ze wszystkimi odprowadził ich do wyjścia ze
szpitala. Sasori znał drogę odrobinę lepiej, więc nieświadomie go prowadził. Na
parkingu Naoki zaczął prosić rodzica i Miyuki o wspólne wyjście do kina, a
potem na pizzę, bo przecież dawno nie byli. Saso jako prawdziwy introwertyk nie
był do końca przekonany, ale Miyuki od razu wstawiła się za jego propozycją.
- Ale… Chciałem się trochę do ciebie dzisiaj
poprzytulać…
- Nie widzę żadnych przeszkód bym została
dzisiaj z wami na noc.
- A nauka?
- To nie zając, nie ucieknie. – Odparła z
pewnością. – Chodźmy, proszę.
- Właśnie tatusiu! Proszę!
- Co ja z wami mam…
Zgodnie
z obietnicą Matsuri od razu po szkole poszła wraz z Daisuke do Nelii. Gdyby
chłopak nie dodał wstawki dotyczącej jej brata to by się nie zgodziła.
Właściwie to aktualnie trochę żałowała zgody, bo podejrzewała, że było to
kłamstwo albo jakaś pierdoła. Nie chciało jej się plotkować na temat brata. W
mieszkaniu dziewczyny w sumie nastąpiło ich pierwsze spotkanie, więc i poznanie
się. Daisuke opowiadał jej, że kiedyś wyznał uczucia Nel, a ona go odrzuciła. Z
tego powodu szczerze sądziła, że się nie dogadają. Spisała ją na straty za
złamanie przyjacielowi serca, ale wystarczyło dwadzieścia minut by Matsuri
zdążyła obdarzyć dziewczynę sympatią. No proszę, a Hanabi mówiła, że to jakaś
idiotka. Niemożliwe, skoro czytają podobne książki, słuchają podobnej muzyki i
zgodnie uważają, że Dai nadaje się do pokoju bez klamek.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale Dai zwabił mnie
tu mówiąc, że macie mi coś do powiedzenia o Sasorim.
- Sasorim? A kto to? – Zapytała Nel, narażając
Daisuke na morderstwo przez Mats.
- Okłamałeś mnie!
- Nigdy w życiu! – Wybronił się uciekając dla
bezpieczeństwa na drugi koniec pokoju. – Nie chodzi tak całkiem o twojego brata
jak o jego laskę, Miyuki.
- Ona mnie nie obchodzi. – Burknęła.
- Niezła z niej suka. – Stwierdziła Nel.
Kolejny plus w oczach Mats.
- Co nie? Wreszcie ktoś to zauważył…
- Trudno nie zauważyć. Sypia z współlokatorem
mojego brata.
- Co…?
Owszem,
Matsuri jej nie lubiła. Na jej widok na usta cisnęły jej się wyzwiska, ale nie
posądzała Miyuki o zdradę. Biedny Sasori – Nie zasłużył sobie na to. Daisuke
wytłumaczył jej wszystko od deski do deski, razem z Nel zrobili szczegółowe
śledztwo na ten temat. Dai dawał sobie wszystko poucinać zarzekając się, że to
na pewno była Miyuki. Mats jednak i tak upewniła się pokazując zdjęcie Miyuki,
Nelii.
- Ooo, jaki słodki! – Zawołała, zobaczywszy
zdjęcie, gdzie głównie był fotografowany Naoki. – To twój młodszy brat?
- Nie, to Naoki. Mój bratanek. – Nel spojrzała
na nią zszokowana. – Ale luz, nie jest synem Miyuki. na szczęście.
- Na szczęście. – Podsumowały jednocześnie. – Z
autopsji wiem jak straszne jest, gdy rodzice się rozstają, więc nikomu tego nie
życzę.
- Serio? Twoi rodzice…? – Zaczął Daisuke.
- Przykro mi Nel, ale ten… skup się. – Mruknęła
Mats. – Tą dziewczynę widziałaś?
- Yup. To ona. – Przytaknęła.
- Na pewno?
- No tak.
- Chyba wolałabym by to było kłamstwo… -
Bąknęła Matsuri opadając bezsilnie na kanapę. – Co ja mam teraz zrobić…?
- Pogadać z bratem? – Zasugerował Daisuke, a
Mats spojrzała na niego z politowaniem. – Albo możesz pogadać z Iseo i namówić
go by z Miyuki odkryli karty. Jest teraz w domu?
- Jest… - Wydukała Nel. – Ale nie sam…
- Z Miyuki?
- Pewności nie mam. Nie widziałam jej… ale to
na pewno dziewczyna.
- Więc podsłuchajmy co robią! – Zadecydował
Daisuke.
Matsuri
spojrzała na ten pomysł z politowaniem, ale Nel była nim zachwycona. Nie
zważała na to, że Iseo jest przyjacielem jej własnego brata. Tak się razem z
Daisuke podnieciła tym podsłuchiwaniem. Mats w sumie teraz zauważyła jak bardzo
do siebie pasują. Cóż nie ta pora, ale następnym razem pomoże im się zejść. Na
paluszkach skierowali się pod pokój Iseo i zaczęli przystawiać ucho do drzwi.
- Czuje się jak idiotka… - Burknęła Matsuri.
- Czyli, że…? Że jakoś inaczej…? – Zdziwił się
Dai za co dostał z pięści w ramię. – Boli.
- Nelia ci podmucha.
- Później. Słyszę jakieś pojękiwania. –
Szepnęła dziewczyna.
- Serio?
- Nie, Daisuke!
- Uważajcie! – Pisnęła Matsuri, lecz było już
za późno. Dai niechcący zahaczył ramieniem o klamkę i otworzył drzwi, a
spierająca się o drzwi Nel wpadła do pokoju.
Nagły
hałas przerwał dość pikantną scenę, która się rozgrywała w pokoju. Iseo
siedział na obrotowym fotelu bez koszulki, a na nim okrakiem siedziała
dziewczyna również bez koszulki i bez stanika. Matsuri szybko zakryła Daisuke
oczy by oszczędzić dziewczynie wstydu, jednak ten radośnie pod nosem przyznał,
że i tak widział. Partnerka Iseo to bynajmniej nie była Miyuki, po wparowaniu
do pokoju jak oparzona zeszła z Iseo i zakryła piersi bluzką. Uczesana była w
dwa kucyki, a do tego nosiła okulary i była według Matsuri o wiele ładniejsza
od Miyuki. Nel wstała spokojnie z podłogi i otrzepała się, mimo to było jej
cholernie wstyd.
- Ojej… - mruknęła. – Sorki. – Dodała i razem
ze znajomymi odeszła do swojego pokoju. Iseo był taki zszokowany, że nie mógł
nic z siebie wydusić.
- Kto to był? – Zapytała Kaede, ubierając
koszulkę.
- Siostra mojego współlokatora…
- I mówisz to tak, jakby to przed chwilą było
normalne. – Przewróciła oczami. – Nie wiedziałam, że jesteśmy podsłuchiwani.
Głupio się czuję.
- Ja trochę też, ale i tak do niczego między
nami jeszcze nie doszło.
- Taa. Może to i lepiej? – Mężczyzna spojrzał
na nią zdezorientowany. – Słuchaj spotykamy się dopiero od tygodnia i właściwie
sama nie wiem czy uważasz mnie za swoją dziewczynę, więc gdybym to z tobą dzisiaj
zrobiła to chyba byłby z mojej strony duży błąd.
- Czekaj… rozumiem twoje obawy i wszystko, ale
nie musisz wychodzić. – Zatrzymywał ja, gdy z torebką ruszyła do przedpokoju.
- Owszem, muszę. A ty musisz sobie chyba coś
wyjaśnić z siostrą współlokatora.
Iseo
skinął głową, starając się wykazać zrozumienie, którego nie miał. Nie wiedział
czy chciał być z tą dziewczyną, ale zawsze to jakiś początek. Chciał się
dzisiaj z nią kochać, a tu nagle do pokoju mu wpada jakaś banda. Zajebiście po
prostu. Po pożegnaniu się z Kaede ruszył do pokoju Nelii i zapukał. Chciał
wykazać większą kulturę i zapukał w drzwi. Dopiero po dłuższej chwili otworzyła
mu dziewczyna.
- Ooo, cześć Is…
- Przejdę do rzeczy. Co to było? – Przerwał jej
wypowiedź, wpraszając się do pokoju i lustrując karcącym wzrokiem jej
znajomych. – Podsłuchujesz mnie?! Wiesz, że to pogwałcenie mojej prywatności?!
- Powiedział pogwałcenie – Szepnął Daisuke do
Mats, chichocząc pod nosem.
- Powiem wszystko twojemu bratu.
- Nie! Proszę nie! Nie pozwoli mi już tu
przyjeżdżać…
- Co?! – Tym razem Dai się przejął. – Nie rób
jej tego! My tylko…
- Przepraszam. To pomyłka, chcieli mi pomóc w
pewnym sensie. – Wtrąciła Matsuri. – Myśleli, że spotykasz się z dziewczyną
Sasoriego.
- Sasoriego…?
- Mojego brata. Chcieli dobrze, ale
najwyraźniej się pomyli.
- Wcale nie! Widziałem Miyuki na własne oczy,
jak wychodziła z twojego pokoju. – Daisuke wskazał brzydko, palcem na Iseo.
- A ja nawet kilka razy. – Poparła go Nelia.
Iseo zagryzł wargę po czym westchnął ciężko.
- Spotykałem się z Miyuki jakiś czas. –
Przyznał, a Matsuri szczęka opadła. – Zaczęło się, bo sądziłem, że się jej nie
udało z twoim bratem, a potem… potem obiecywała, że z nim zerwie. Nie zerwała
to ja z nią zerwałem.
- I teraz masz nową dziewczynę. – Dokończył
Dai, a Iseo skinął głową. – Jak ma na imię?
- Po co ci to wiedzieć? – Burknęła Nel.
- To właścicielka pierwszych prawdziwych
piersi, które widziałem! Z szacunku fajnie by było znać jej imię.
- A twoja siostra? – Wtrąciła Matsuri.
- Ona się nie liczy, ma takie cycki jak ja.
- Kaede. – Poinformował Iseo, zakańczając ten
temat.
- Ej, czyli Miyuki zdradzała mojego brata z
tobą i teraz chodzi sobie z nim jak gdyby nigdy nic? Co za dziwka, ja nie
mogę... – Mats złapała się za głowę. – Muszę mu to powiedzieć!
Iseo
nie zatrzymywał dziewczyny, ale ona sama to zrobiła. Zaczęła się zastanawiać na
głos nad potoczeniem tej rozmowy i doszła do wniosku, źe brat jej nie uwierzy.
Zmiana planów, to Iseo miał wszystko powiedzieć, w pierwszej chwili nie chciał,
ale z ich pomocą doszedł do wniosku, że sam wolałby dowiedzieć się o zdradzie
swojej dziewczyny. Jednak zamierzał zrobić to po swojemu.
Matsuri
po opuszczeniu towarzystwa Nelii i Daisuke pobiegła szybko w kierunku szkoły,
gdzie od pół godziny miał na nią czekać Yagury. Przez to wszystko jeszcze nie
była w domu i nawet nie zdążyła wziąć ze sobą rzeczy na wyjazd. To jednak
najmniej ważne. Miała nadzieje, że Yagura nadal na nią czeka i nie odstraszyło
go jej spóźnienie. Oczywiście czekał, jak wierny pies.
- Cześć! – Przywitała się, wystraszywszy go. –
Sorry za spóźnienie.
- To nic, nie czekałem tak długo. – Skłamał.
Ale czekałby nawet dłużej, bo teraz to mu się nawet nie opłaca wracać do domu,
jeśli Hidan spostrzegł brak swojego samochodu. – To jedziemy?
- Tak, ale najpierw jeszcze gdzieś wstąpimy.
- Gdzie?
- No… - Zawahała się. – Muszę jeszcze załatwić
jedną rzecz. – Rzekła tajemniczo.
Yagura
skinął głową. Nie był zadowolony z braku jasnej odpowiedzi, ale skoro Matsuri
nie chciała powiedzieć nic więcej to nic od niej nie wyciągnie. Podała mu adres
jakiejś hali ze ścianką wspinaczkową i miał tylko nadzieje, że dziewczyna nie
chciała go sprawdzać pod kątem sprawnościowym. Żadnym mistrzem nie był. Jednak
kiedy dojechali na miejsce prosiła by szedł razem z nią… Czy choć raz nie mogło
mu się przydarzyć coś w stu procentach dobrego? Bez żadnych haczyków?
- Co tu robimy? – Zapytał dziewczynę po chwili
pobytu w środku.
- Cześć Matsuri! I Yagura. – Przywitał się
Gaara, który pracował jako instruktor. – Co tu robicie?
- Sam chciałbym wiedzieć… - Bąknął Yagura. Był
zirytowany widokiem tego umięśnionego wypierdka, a jednocześnie miał żal do
przyjaciółki, że tak go wykorzystała by zobaczyć się ze swoim chłopakiem.
- Cześć Gaara. Przyjechałam, bo muszę ci coś
powiedzieć.
- Co takiego?
- To ja was zostawię. – Wtrącił Yagura, ale w
tej samej chwili Matsuri złapała go za rękę.
- Bo…!
- Rozumiem. – Przerwał dziewczynie, ta akcja z
trzymaniem dłoni Yagury była dla niego jednoznaczna. – Życzę wam szczęścia.
- Cooo? – Yagura jako jedyny zdawał się nie
rozumieć. Wyszarpał się z jej uścisku. – Czekaj, ona na pewno nie chciała…!
- Chciałam. – Burknęła Matsuri. – Bo zakochałam
się w tobie.
Yagura
zaciął się w tym momencie i patrzył na wszystkich ogłupiałym wzrokiem. Gaara
uśmiechnął się dzięki jego wyrazie twarzy. Owszem, bardzo lubił Matsuri, ale
wiedział, że ich związek nie może ruszyć do przodu przez jego naukę, pracę, a
było to dla niego priorytetem. Poklepał Yagurę po plecach i zostawił ich
samych. Mats z uśmiechem odprowadziła wzrokiem swojego byłego, a potem
przytuliła się do ramienia Yagury i zaczęła go wyprowadzać na zewnątrz.
Następnego
dnia przed południem o godzinie dziesiątej w domu rodzinnym Miyuki siedział
razem z ojcem Yosuke. Właściwie gospodarz nie był zbyt zadowolony z wizyty
syna, bo przyprowadził ze sobą też jego byłą małżonkę z Leyą. Wnuczkę by
znosił, ale nie w towarzystwie eks, która nie pozwala mu się z nią bawić.
Yosuke nie miał wyboru, Yoko miała dosyć jego matki i najchętniej rzuciłaby w
nią gorącym żelazkiem. Już dwa tygodnie ją u siebie goszczą i też ma jej dosyć.
- Jest taka cudowna! – Mruknęła kobieta do już
samodzielnie chodzącej Leyi. – Ciekawe kiedy się w końcu Miyuki zabierze do
roboty? – Zachichotała, a Yosuke aż się zapowietrzył.
- Oszalałaś matko?! Miyuki jest o wiele za
młoda na dziecko!
- Daj spokój Yosuke, ty byłeś o wiele młodszy.
A ona i Sasori mieliby bardzo ładne dzieci.
- Ładne? Nawet nie wiesz jak Sasori wygląda.
- Właśnie, że wiem. Spotkałam ich nie dawno na
pizzy.
- Pizzy? Jadłaś pizzę? I nic nie przyniosłaś? –
Obraził się Yosuke. Nigdy o nim nie pomyśli.
- Yoko zawsze jest naburmuszona jak sobie coś
zamawiam. – Yosuke wiedział dlaczego. Dlatego, że to jej dania zamienne, a Yoko
jest zła, że kobieta gardzi jej kuchnią. – W każdym razie Sasori jest bardzo
przystojnym mężczyzną. – Przyznała z powagą. – Ma bardzo zadbane dłonie i
ładnie wyrzeźbione ciało… a gdy sobie przypomnę ten połysk na jego miłych w
dotyku włosach to ach!
- Dotykałaś jego włosów? – Yosuke uniósł brew.
- Nie wiedziałem, że lubisz rude włosy. –
Przewrócił oczami jej były mąż.
- Chyba ci na wzrok siada. Sasori jest brunetem
– Mężczyźni zdziwili się jeszcze bardziej. – No i ten jego cudowny uśmiech i
zielone oczy! Jestem taka szczęśliwa, że Miyuki ma dobry gust!
- A jego syn?
- Syn? Nie było go z nim, a Sasori nic o nim
nie mówił. Może to moja wina, bo nie pytałam.
- Babciu, siku! – Mruknęła Leya do babci.
Kobieta nie śmiała jej odmówić, więc udała się z nią do łazienki, zostawiając
mężczyzn w salonie.
- Sasori raczej powiedziałby coś o Naokim…
- No, w przeciwnym razie raczej się nie
uśmiecha. – Dokończył myśl Yosuke. – Ciekaw jestem co w tej sprawie powie
Miyuki…
Ooo chyba ktoś tu się wkopał;P I dobrze. Niech Saso się dowie. Nienawidzę zdrady i gardzę ludźmi, którzy się jej dopuszczają... Ale szkoda trochę, że tak to się potoczyło :C Może jej wybaczy, nie?
OdpowiedzUsuńCzyżby Hidan w małym stopniu próbował się ustatkować? xD
Matsuri i Yagura, w końcu! Ciekawe czy chociaż im się uda w Twoim opowiadaniu xD
Czekam na next'a. Wenyyy ;*
Szkoda mi Saso, ale lepiej, że się dowie (mam nadzieję).
OdpowiedzUsuńBiedaaaak..:(
Ale Iseo wydaje się w porządku...
Jak ja uwielbiam Daisuke i całą gromadkę ^^
Gaara mój guru ^^
Hidan znowu coś chce odwalić?
Kana mnie denerwuje, ale Itaś :(((
P.S.: Sorki za taki dziwny komentarz... Chyba nie ma on sensu ^^
Hahaha wiedziałam, że Kana jednak będzie w ciąży. I miałam racje!
OdpowiedzUsuńBiedny Naoki, tatuś się nim nie interesuje. Ale ma Maribel, coś za coś.
Niech Saso się już dowie o zdradzie Miyuki i ją zostawi. Należy jej się, może by się w końcu nauczyła, że nie warto być suką.
Nie wierze, że Matsuri trafił się taki wyrozumiały chłopak.. no ale Yagurze się w końcu poszczęściło. Niech ma coś od życia.
Kurwa, jaka ta Miyuki jest pusta! Niech Sasori dowie się w końcu o jej zdradzie i niech ją rzuci w cholerę! Co za suka, Boże czy Ty to widzisz?!
OdpowiedzUsuń