15 maj 2015

ROZDZIAŁ 65-2.

            Była sobota, jeden z wolnych dni, w które między innymi Matsuri mogła się spotkać ze swoim chłopakiem, Gaarą. Nigdy by nie przypuszczała, że umawianie się ze studentem jest taką trudną czynnością, teraz trwała przerwa świąteczna, a i tak ciężko się im spotkać, bo rodzina. U niej jest znośnie, ale u Gaary to jest bardzo skomplikowane, jego rodzice są w separacji, dlatego musi być między dwoma domami, a właściwie to czterema, bo jeszcze brat, który zapuścił się gdzieś za granicą i siostra. Jeszcze nawet nie dostała propozycji poznania rodziny, a nie chciała sama się o to prosić. W normalne dni prawie nie ma dla niej czasu, bo stale się uczy, rozmawiają jedynie na skypie. Ona by zwariowała od tej nauki... Noriko wciąż ją doucza i jest o wiele lepiej, rozumie więcej niż z lekcji z Nagato. Swoją drogą dziewczyna ma znowu przyjechać do kraju początkiem roku – te wieści ją strasznie ucieszyły. Z tej radosnej myśli jęknęła przez ból brzucha, i aż z tego powodu uklękła na podłodze.
- Matsuri, hej! Nic ci nie jest? – Gaara naturalnie objął ją w trosce ramieniem. Przechadzali się razem po galerii handlowej w oczekiwaniu na film w kinie.
- Nie. Nie… tylko taki głupi ból brzucha…
- No nie wiem, upadłaś…
- Sprawdzałam czy mnie złapiesz…. – Zaśmiała się na wymuszenie, podnosząc się na równe nogi. – Ale widocznie masz refleks szachisty… ofermo – Pokazała mu język.
- Czy ty jesteś piłką, głupolu? – Otoczył ją ramieniem i w ten sposób szli w dalszą drogę. Matsuri starała się ukryć ostry ból brzucha jakiego doznawała.
- Muszę do kibla…!
            Zakomunikowała, widząc toaletę. Odepchnęła od siebie Gaarę i pędem puściła się w tamtym kierunku. Miała wrażenie, że zaraz puści pawia, a gdy dobiegła do muszli klozetowej to okazało się, że wcale się nie pomyliła. Zza kabiny usłyszała jakieś komentarze zbrzydzonych kobiet, ale średnio ją to obchodziło. Wraz z ostrym bólem brzucha haftowała się kilkanaście minut, nim uznała, że może bezpiecznie wyjść. Przed lustrem oblała twarz zimną wodą, a z torebki wyjęła miętówki. Jednak nie czuła się lepiej, ból brzucha wciąż dawał o sobie znać.
- Długo ci to zajęło. – Zawołał Gaara, kiedy stanęła w drzwiach toalety.
- Nieprawda, czas beze mnie ci się wydłuża to z tęsknoty. – Uśmiechnęła się zbolała. Całą sobą podpierała się o klamkę, że ta powinna odpaść.
- Pewnie masz rację. – powiedział i cmoknął jej policzek. – Chodźmy już do tego kina i usiądźmy.
- O tak, chyba zaraz zemdleję… - powiedziała do siebie, ale Gaara się zatrzymał na te słowa. – W sensie, że wiesz, jesteś taki przystojny! – Nie wierzył jej słowom, więc przyłożył dłoń do jej czoła.
- Jesteś ciepła.
- Sam jesteś ciepły – Bąknęła. – Chodźmy do tego kina.
            Postąpiła parę kroków, a ból się wznowił. Złapała się okolic z prawej dolnej części, zaczęła się nawet pocić z bólu, ale nie dała się przekonać na odwołanie randki. Stanowczo za rzadko go widuje i nie zamierza znowu do tego doprowadzać przez głupi ból brzucha. Tak więc Gaara zaprzestał ją przekonywać, jest cholernie uparta. W sali kinowej usadowili się w szóstym rzędzie. Schody dla Matsuri były ciężkim przeżyciem.
- Matsuri na bank jest w porządku?
- Przecież mówię, że tak – Bąknęła, a wtedy Gaara poczuł w kieszeni wibracje. Odebrał.
- Nie mogę teraz rozmawiać… słucham…?!
            Normalnie Matsuri zainteresowała by się reakcją Gaary, ale ten uporczywy ból brzucha sprawiał, że dziewczyna sądziła, iż zbliżał się jej koniec. Siedziała skulona na fotelu, bo to sprawiało jej lekkie ukojenie, większe niż bycie w ciągłym ruchu. Sama nie wiedziała czy zdoła się skupić na filmie, ale chciała, by się rozpoczął, bo może tak zapomni o bólu.
- Mats, muszę wyjść.
- Co?
- Jakiś baran wjechał mi w samochód. Został odholowany, ale muszę się po niego zgłosić. Pójdziesz ze mną?
- To nie może poczekać? Mamy randkę…
- Wiem. Wynagrodzę ci to, kochanie, ale…
- Okej. Idź sam, potem ci opowiem o czym był film.
            Rzecz jasna nie chciał zostawić jej samej, ale zapewniła go, że nic jej nie będzie. Matsuri by z nim poszła, ale ból brzucha był taki ostry, jakby przechodziła właśnie rozerwanie. Gdy Gaara zniknął jej z oczu skuliła się w bólu i jęknęła. Co się dzieje do cholery? Chciała zadzwonić po Sasoriego, jednak ból przeszkadzał jej w wykręcaniu numeru. Wtem na ekranie wyświetliły się reklamy, a sala pociemniała. Nie mogła tu zostać. Wstała z fotela i kierowała się na dół. Osoby na sali siedziały jedynie na najwyższych rzędach. Nie mogła liczyć na żadną pomoc. Chociaż po chwili zauważyła wchodzącego na salę pracownika.
- Przepraszam! Może mi pan pomóc?
- Przejdźmy na Ty, Matsuri. – mruknął pogodnie Yagura, zbliżając się do dziewczyny. Lecz z każdym krokiem zauważał jej wyraźny grymas na twarzy. – Hej, co ci jest?
- Nie wiem, chyba umieram. – odparła, opierając się całą sobą o kolegę. – Pomóż mi zejść po tych… ał, ał, ał, ał! – Jęknęła, zginając się w pół. Yagura przytrzymał ją, by nie zleciała ze schodów, a potem w jednej chwili zdecydował się wziąć ją na ręce i w ten sposób wyprowadzić z pomieszczenia.
- Mats, w porządku?
- Taa, to tylko ból brzucha… - Ponownie skurczyła się w bólu. – Zaraz mi przejdzie…
- No nie wiem, nawet nie możesz chodzić. Zadzwonię po karetkę.
            Jak powiedział, tak zrobił, ale najpierw kazał się Matsuri położyć na kanapie, może tak będzie lepiej. Guzik, było tak samo. Przez telefon podał informacje o stanie zdrowia pacjentki – ból brzucha w prawej dolnej okolicy biodra. Jak się dowiedział, zdarzały się wymioty, a po sprawdzeniu czoła wyczuł gorączkę.
- Pójdę do…
- Nie! – Krzyknęła Matsuri łapiąc go za rękę. – Nie idź! Zostań ze mną, nie chcę umierać samotnie.
- Od bólu brzucha się nie umiera.
- Skąd wiesz?! Czuję, się rozerwana!
- Może byłaś w ciąży i poroniłaś? – Zaśmiał się emanując czarnym humorem. – Racja, to nie było śmieszne…
- A co jeśli to prawda?! Co ja teraz zrobię?!
- Nie bądź głupia. Uprawiałaś w ogóle seks? – Zakpił uśmiechając się, ale jej milczenie i rozbiegany wzrok wprowadziły go w osłupienie. – Jezuuu, serio Mats?!
- Nie! To znaczy… nie wiem…
- Jak to nie wiesz?!
- No bo… robiliśmy COŚ, ale… nie wiem czy to też jest TO. Yagura ja nie chcę poronić
- Weź, idiotko! Jaja sobie robiłem… gdybyś poroniła to pewnie byś krwawiła czy coś…
            Usiadł przy niej, ale nie musiał długo czekać na ratowników z noszami. Świadkiem zdarzenia był szef Yagury, który pozwolił mu zwolnić się z pracy i jechać z przyjaciółką do szpitala. Jego szef jest bardzo wporzo. Ratownik w karetce pozwolił Yagurze jechać z nimi. W czasie drogi Matsuri w pewnym momencie złapała go za rękę i potężnie ją ściskała. Yagura się dziwił, że ona ma tyle siły, przecież on zaraz się popłacze, bo mu zmiażdży rękę. Chciał sobie… to znaczy jej zaoszczędzić bólu, więc stale prosił medyka o tabletki przeciwbólowe dla niej.
            W samym szpitalu dziewczyna po krótkiej obserwacji przez lekarza została przewieziona na salę operacyjną. Werdykt był jeden – wyrostek robaczkowy. Babcia Chiyo jest w jakimś sanatorium u swojego brata, a Sasori był wówczas na imprezie kawalerskiej… To nielegalne, złe i w ogóle, ale Yagura zdecydował się podszyć za kogoś z rodziny, w końcu do operacji potrzeba podpisu, a jego kumpela cierpi wystarczająco długo... Matsuri cieszyła się, że chociaż Yagura jest przy niej. Dała znać sms’em Gaarze, ale przed operacją nie uzyskała od niego żadnego odzewu. Kiedy wszystko już się skończyło przenieśli Matsuri do jednego z pomieszczeń, gdzie zamierzał z nią być Yagura.
- Opiekun? – Zwróciła się pielęgniarka do chłopaka.
- Tak… - odrzekł niepewnie.
- Miała operację, więc w jej brzuchu nazbierało się sporo gazów, których należy się jak najszybciej pozbyć. Proszę z nią zrobić spacerek po korytarzu, aby to z siebie wypuściła.
- Ja…?
- Sugeruje pani, że mam przy nim pierdzieć?! – Matsuri wytrzeszczyła oczy.
- Jedynie po pozbyciu się gazów wypiszemy panią ze szpitala. – Po tym oświadczeniu, zostawiła ich samych.
- Ekhm, Mats…
- Nie ma mowy! – Zaoponowała stanowczo. – To już by było przegięcie.
- O rany, cieszę się, że też tak uważasz… - odetchnął Yagura.
- No wiesz, nie jesteśmy tak bliskimi przyjaciółmi! Krępowałabym się! Mam swoją godność.
- Wierzę. Gaara ci w tym pomoże.
- No…! Co?
- Gaara się z tobą przejdzie, jak do ciebie wpadnie.
            Matsuri zamilkła przetwarzając sobie te informacje w głowie. Ona miałaby puścić gazy przy swoim chłopaku? Że jak?! Nie możliwe! To jest wykluczone! Spojrzała błagalnie na Yagurę.
- Ty chyba wstydu nie masz…
- Mam! I chyba mniejszy wstyd, gdy zrobię to przy tobie, niż przy chłopaku!
- Nie ma takiej opcji!
- Yagura…!
- Nie!
- Proooooszę cię!

            Rankiem Yahiko wyszedł na zakupy, Nagato go ściągnął z tego powodu z łóżka, a on jest po nocnej zmianie. Niedobry kolega, dobrze, że po ślubie się wyprowadza…  Chociaż trochę mu żal będzie to wszystko zostawiać. Razem z Konan będą teraz mieszkać tam, gdzie się niegdyś wychował – czyli na wsi. Na szczęście dom będą mieli własny, ale mimo wszystko to dwie godziny drogi od, właściwie wszystkich przyjaciół. Chociaż czas z domu do pracy się nie zmieni. Zapłaciwszy za swoje zakupy, tuż przy wejściu zadzwonił do niego telefon. Nie zwalniając kroku wyjął go z kieszeni, ale dopiero przy odebraniu nastał wypadek.
- Halo…? – Torba z zakupami się rozerwała doprowadzając zawarte w niej zakupy do upadku. – Kurwa!
- Yyy. Nie. To ja, Hidan.
- Nie mówię do ciebie… - Burknął Yahiko kucając przed zakupami. – Po co dzwonisz?
- Na twoim kawalerskim idziemy na dziwki czy striptiz?
- Serio? Po to dzwonisz? – Zirytował się lekko. – Nie wiem. Znaczy wiem! Nigdzie! To ma być grzeczny wypad.
- Grzeczny wieczór kawalerski? Taki nie istnieje.
- Więc mój zadebiutuje.
- No weź, tak chcesz spędzić swój ostatni wypad w gronie przyjaciół?
- Nie jest ostatni. Ja się żenię, a nie umieram.
- No tak, ale po ślubie już nie będziesz miał przyjaciół. – Wyjaśnił. – Nie będziesz już mógł sobie swobodnie wyjść na piwo, patrzeć na inne kobiety… - Wyliczał mu powody jego żałosnej przyszłości, na co Yahiko tyko wywrócił oczami.
            Kiedy zbierał z ziemi wszystkie rzeczy obok niego przejechała furgonetka, a z niej wysiadło kilku ludzi w kominiarkach i ciężkim sprzętem. Gdy zaczęli się zbliżać Yahiko automatycznie zaczął uciekać, wykrzykując do słuchawki, by Hidan dzwonił na policję, po Konan, kogokolwiek. Potem został unieruchomiony  przez jednego z napastników, który się na niego rzucił. Poczuł jak obdarł sobie podbródek, upadając na asfalt parkingu.
- Chłopaki, mam go! – Zawołał jeden, ściągając do siebie swoich zamaskowanych pomocników.
- Nie błagam! Ja się żenię za dwa tygodnie!
- Zamknij mordę! – Warknął. – Za dużo widziałeś…
- Nie ja nic nie widziałem!  Nawet furgonetki… Nie pamiętam nawet jak wyglądała…!
- Zamknij pysk! – Zawołał, wykręcając mu brutalnie rękę. – S…Stary! Podaj mi szmatkę. – Nakazał kumplowi i dostając materiał nasączony substancją, powodującą utratę przytomności. Kilka sekund i zasnął. Gdy napastnik się uniósł na równe nogi, od razu został popchnięty przez kolegę.
- Prawie zjebałeś całą akcje!
- Spadaj ode mnie. – Burknął Dei ściągając z oczu kominiarkę. – Nic się nie stało, nie pokapował się… Przecież to Yahiko. – Nagato, który właśnie do nich doszedł, wtrącił się.
- Masz szczęście, że to on, a ty się uspokój. – Zwrócił się do Sasoriego. – Przenieśmy go do furgonetki i tam zwiążmy. Bo się wybudzi. – Jak zostało powiedziane, tak zrobili.
            Ostatnim razem zdecydowali się na takie rozpoczęcie wieczoru kawalerskiego, a co! Przynajmniej zapamięta jakich ma pojebanych kolegów. Hidan miał od początku plan, aby zadzwonić do Yahiko i odsunąć od nich podejrzenia. Teraz jadą na jakieś odludzie, przetrzymać go w jakiejś chacie. Związując go w furgonetce mieli całkiem niezły ubaw.
- Ale się przestraszył. – Zaśmiał się Deidara.
- Nie wiedziałem, że tak szybko biegasz. – mruknął Sasori.
- Właściwie to ja też. Teraz wiesz, że mi nie uciekniesz.
- Och, nigdy nie próbowałem. – Uśmiechnął się uwodzicielsko. Nagato tylko uniósł wzrok do góry na pogadankę kolegów. – Nieźle przypieprzył o asfalt… może go opatrzę?
- Do wesela się zagoi. – mruknął Nagato. – Jedźmy dalej.
- Hej, co wy robicie? – Do towarzystwa podszedł jakiś ochroniarz.
            Deidara, jak na zbira przystało kazał mu spadać, ale pozostali go upomnieli. Zabawa, zabawą, ale nie chcieli żadnych kłopotów. Na całe szczęście pracownik uwierzył w ich plany, życzył im powodzenia i pozwolił wyjechać w dalszą drogę. Do celu dotarli jakąś godzinę później, w między czasie Yahiko niestety się obudził i zaczął błagać, aby zamaskowani ludzie go wypuścili. Wciąż powtarzał, że ma niedługo ślub, dzisiaj był jego wieczór kawalerski i inne rzeczy. Słuchając go, chłopaki cudem powstrzymywali się od parsknięcia śmiechem. Jednomyślnie postanowili go zakneblować by nie musieć go słuchać.
            Wywieźli Yahiko do pewnej chaty, związali w niej na krześle i wyszli na dwór, by wypuścić tłumiony w sobie śmiech, trójka przyjaciół została teraz zmieniona przez innych. Sasori wykorzystał te chwilę, aby zadzwonić do rodziny Uchiha. Naoki został tam pod opieką Mikoto, która zapewniła, że się nim i Yukari zaopiekuje. Chyba wie co robi, w końcu sama ma już dorosłych synów. Po chwili ponownie wstąpili do chaty, a tam została już wcielana w życie druga faza planu.
- Co ze mną zrobicie? – Yahiko zabrzmiał tak żałośnie, że niektórym drgnęła mimika twarzy.
- Nie planowaliśmy żadnych pasażerów na gapę, ale skoro już jesteś. Zapewne chcesz sobie pożyć. – powiedział obojętnie Obito. – Mamy serce i cię wypuścimy.
- Naprawdę?
- Taa. Okup będzie wynosił dwadzieścia pięć tysięcy. – oznajmił.
- Cooo?! Skąd ja wezmę tyle pieniędzy?!
- To już nie nasz problem. Dzwoń. – Nakazał, podając mu telefon.
- Mam taki sam. – Zauważył.
- To jest twój, durniu. – Warknął Deidara. Co za koleś, porywają go, a ten sobie urządza pogaduszki. Yahiko analizował głośno każdy kontakt. Nikt nie był zadowolony z podsumowania kumpla. – Może go zastrzelmy? – Zaproponował szeptem Deidara.
- Skończyłeś? – Zapytał Itachi.
- Tak… Oby Hidan odebrał…
- Dlaczego dzwonisz do Hidana? – Oburzył się wybrany osobnik.
- A to jakiś problem? – Uniósł brew.
- No myślisz, że ci pomoże, zamiast pocieszać twoją…
- Stary! – Upomniał Nagato. – Stul pysk!  - co za osioł, wszystko zniszczy.
- Wyjdźmy lepiej…
            Deidara wyciągnął go na zewnątrz, bo Hidan chyba zapomniał, że to tylko na niby i ma mu przelać na konto forsę tylko w zabawie, a nie naprawdę. Co za gość. Będąc już na zewnątrz Hidan odebrał telefon i obojętnym tonem zgodził się móc mu i przelać forsę mu na konto. Wymyślił sobie, że akurat jest w banku, więc do godziny będzie forsa. Czyli mieli jeszcze trochę czasu do ostatecznej fazy i rozpoczęcia balowania. Była godzina dziewiętnasta, a na dworze już od dawna panował mrok, a przy tym niesamowity ziąb. To nienormalne organizować ślub w zimie. Po dłuższej chwili do chaty weszli Sasori z Itachim w kominiarkach. Ten pierwszy zaczął go rozwiązywać, a drugi rzucił w jego stronę opakowanie.
- Masz, ubierz to.
- Co to jest…? – Zapytał, otwierając paczkę. Garnitur… spojrzał na porywaczy pytająco.
- Jedziemy do banku. Musisz wyglądać, jak człowiek. – Sasori klepnął chłopaka brutalnie w ramię.
            Yahiko spełnił rozkaz mężczyzn i zaczął się przebierać. W myślach miał nadzieję, że Hidan nie uznał jego telefonu za żart i na serio wpłacił mu na konto te pieniądze. Ci kolesie naprawdę wyglądają groźnie i pewnie nie byłby dla nich problem go zabić, a ciało wyrzucić do rzeki. Całe życie mu przemykało przed oczami, gdy tylko napotkał ich wzrok. Potem, przed furgonetką związali mu oczy i ręce z tyłu, aby nie widział miejsca, w którym go przetrzymywali. Chłopaki w czasie drogi zaczęli się również przebierać w swoje eleganckie, wyjściowe ciuchy – bowiem teraz już czas na ujawnienie się. W końcu po dłuższej chwili dotarli na miejsce wyszli z furgonetki popędzając Yahiko do wyjścia. Nie pomyśleli, że przecież ten nie widzi, dlatego wychodząc z samochodu, po prostu z niego wypadł. Hidan na ten widok parsknął śmiechem – od początku obserwował poczynania kolegi, ale mu nie pomógł, bo był ciekaw co się stanie.
- Jezu, co za łamaga. – podsumował z rozbawieniem Deidara.
- Chyba mam złamany nos. – Poskarżył się. Dopiero po dźwignięciu go zorientowali się, że krwawi.
- Pokaż. – Podszedł do niego Sasori i obadał mu nos. – To tylko stłuczenie. Nic poważnego.
- Dobra no to chodźmy, nie?
            Kilka minut drogi i pojawili się przed wynajętym przez wszystkich klubie. Zgodnie z prośbą wszyscy imprezowicze milczeli i obserwowali, związanego młodego pana. Hidan przywołał do siebie jakąś gorącą blondynką i szeptem poprosił, by odwiązała mu ręce.
- Wypuśćcie mnie. Po co wam niepotrzebne problemy z prawem?! Moi przyjaciele na pewno mnie szukają! – Ci ustawili się przed nim i go wysłuchiwali. – Moja narzeczona was znajdzie i zabije! Poczujecie jej gniew! – Kiedy poczuł na rękach, poluzowanie sznurka, natychmiast się wyrwał i zdjął przepaskę. – Radzę wa…! – Urwał, gdy zobaczył widok dookoła, swoich przyjaciół, jakieś laski…. – Co się dzieję…?
- Uprowadziliśmy cię na twój wieczór kawalerski! – Uśmiechnął się Nagato.
- Co zrobiliście?! Mało się nie zesrałem ze strachu!
- Dobra! Kiedy indziej nas za to opierdolisz, teraz się bawimy! – Zawołał Hidan, wywołując w całym klubie gromki aplauz. Impreza na powrót odżyła.

- Tak, Sasori. Wszystko w porządku nie martw się i baw dobrze. – Uśmiechnęła się Mikoto. – W porządku, zaczekaj chwilę. Skończy tylko swoje posiedzenie w łazience.
            Opiekowała się Naokim i Yukari na czas imprezy kawalerskiej i panieńskiej. Towarzyszyła jej Kushina ona od zawsze uwielbiała zajmować się małymi dziećmi więc nie mogła jej nie zaprosić do pomocy. Po chwili z toalety wyszedł Naoki i zamierzał od razu udać się do salonu, ale Mikoto go do siebie zawołała.
- Naoki, tatuś chciałby z tobą porozmawiać. – Powiadomiła, podając chłopcu słuchawkę.
- Halo…?
            Uśmiechnęła się na dźwięk tego słodkiego głosu, a potem zostawiła go na moment samego i wróciła do kuchni, po upieczone właśnie między innymi dla niego frytki. W salonie bawił się razem z Naruto i Sasuke. No i z nią i Kushiną, ale pewnie większą frajdę mu sprawia towarzystwo chłopaków. By się zdziwiła. Naoki uwielbiał towarzystwo dorosłych osób. Od zawsze się wśród takich wychowywał i dlatego jest taki… bardziej dojrzalszy od swoich rówieśników i średnio się z nimi dobrze bawi. Oddał telefon pani Mikoto, ładnie jej za to dziękując – jak kazał tata na koniec rozmowy, a następnie usiadł z powrotem na kolanach pani Kushiny. Uwielbiał ją, jest taka czuła kochana i wesoła.
            Naruto z Sasuke na początku chcieli w ramach zabawy włączyć konsole, ale kobiety stanowczo tego zabroniły i wyciągnęły z szafy jakąś starą grę planszową. Sasuke nie krył zdziwienia, że mają jeszcze monopol. Mimo wszystko świetnie się przy tym bawili. I nawet zabawa z mamami nie była taka obciachowa.
- Sasuke co ty…?! – Obruszył się Naruto. – Mamo! Sasuke kradnie z banku!
- Skarżypyta! – Burknął.
- Sasuke! – Warknęła Mikoto. - Nie oszukuj, bo pójdziesz do pokoju! – Zagroziła, a on spojrzał na nią dziwnie. Ile on ma lat? Chyba się trochę zapomniała.
- Dobrze ci tak. – Podsumował Naruto. – No nie, Naoki?
- Tak. Nie wolno kraść pieniędzy z banku. – stwierdził chłopiec. Nawet on rozumiał tą zasadę.
- Brawo Naoki. – Pochwaliła go Kushina, całując w policzek. – Fajnie by było mieć takiego braciszka, nie Naruto?
- Jasne, może wtedy byś mnie tak bardzo nie pilnowała… - Nadąsał się. Jego mama była nadmiernie opiekuńcza. – Innych powodów nie mam. – Skłamał, bo chciałby mieć rodzeństwo, ale jest świadom, dlaczego ich nie ma.
- Niedoczekanie. – mruknęła Kushina. – Kochałabym was obu równie mocno!
- Ech… Naoki, twoja mama też jest taka… kochana? – Zapytał Naruto.
- Nie mam mamy. – odpowiedział beztrosko. Nie wiedział dlaczego, ale zawsze bał się o to zapytać, a potem już przywykł.
- Och… to przykre… - Zakłopotał się i spojrzał na towarzystwo, aby ocalili go z tej sytuacji.
- Brawo, głąbie. – Skomentował Sasuke.
- Cicho… to… skąd się wziąłeś, Naoki? – Zapytał głupio, aby po prostu nie było niezręcznej ciszy.
- Tata mówi, że przyniósł mnie bocian.
- Och, serio? Wiesz, że mnie też? – Odpowiedział pytaniem, a mama uśmiechnęła się do niego.
- Heh, pamiętam, jak twój tata tu przyszedł pochwalić się swoją pociechą. – Wspomniała Mikoto. – Taki słodki maluszek z ciebie był! Sasuke pamiętasz?
- Nie bardzo… - Zamyślił się.
- Skleroza? W tym wieku? – Zażartowała a po chwili z głośnika dobiegł odgłos płaczu dziecka. – Zaraz wracam ktoś mnie woła. Kushina graj za mnie.
- W porządku… - odpowiedziała, a gdy ta zniknęła na górze zwróciła się do chłopaków. – Wiecie co? Bank nam wszystkim wypłaca zasłużoną premię!
            Ten komunikat ucieszył Sasuke, jeszcze chwila, a zostałby bankrutem. Nie byłoby tak źle gdyby jego własna matka nie szpuntowała na niego pozostałych graczy. Jego zdaniem Kushina była zajebista otwarta i wyluzowana.

            Tymczasem trwał również wieczór panieński Konan u niej w domu. Dziewczyny robiły sobie imprezkę w mieszkaniu przy winie. Było naprawdę wesoło więc nie mogły marudzić na nudę. Konan popijała wino razem z Rin i Miyuki – Kana dała wcześniej znać, że się troszkę spóźni. Najpierw odwiedzała swojego brata korzystając z okazji, że nie ma przy sobie dziecka. Tamta okolica nie była zbyt bezpieczna. Wracając! Dziewczyny siedziały w salonie piły wino puszczały dosyć głośno muzykę i od czasu do czasu pogrywały na konsoli. W pewnym momencie po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka.
- Miyuki, możesz otworzyć? – Poprosiła Konan.
- Pewnie. – Uśmiechnęła się i wyszła otworzyć drzwi, za którymi stała Kana. – Cześć, właśnie się zastanawiałyśmy czy uda ci się do nas trafić.
- Mam całkiem niezłą orientację w terenie. Dla mnie to bułka z kanapką.
- Chyba z masłem. – Poprawiła uprzejmie.
- Może być. – Zdjęła w przedpokoju buty. – Tak w ogóle to przykro mi z powodu twojej tragedii…
- Jakiej tragedii?
- Twojej fryzury. – Wytłumaczyła z drobnym uśmiechem
- Przepraszam?
- To ja powinnam przeprosić, ale co to za idiotyzm prosić o radę na temat chłopaka, przyjaciółki jego eks? No nie popisałaś się Miyuki. W gwoli ścisłości, Sasori lubi dziewczyny z długimi włosami.
- To cię zasmucę, bo nie był zawiedziony zmianą.
- Ale pewnie też cię nie pochwalił, racja? Nie ważne… Chcę zakopać topór wojenny. – Miyuki spojrzała na nią dziwnie. – No nie myśl, że to znaczy że będziemy się przyjaźnić i, że będę ci doradzać.
- Więc co to ma oznaczać?
- Odwzajemnioną tolerancje. Dla mnie Saso pasuje do Noriko i no cóż, jestem jej przyjaciółką.
- Sasori mi mówił, że zerwała z tobą kontakt.
- A twój facet go odżywił. Trzy miesiące temu ją do mnie przyprowadził. – Miyuki zmarszczyła czoło. – Nie powiedział ci, że się spotkali…? – Ten fakt ją zainteresował bo… dlaczego? – Nie, nieważne. Nie martw się Noriko od dwóch lat jest mężatką.
- Dlaczego miałabym się niby przejmować?
- Hej, dziewczyny skończcie plotkować i ruszcie tu swoje tyłki! – Zawołała Konan z pokoju.
- Już idziemy! – Zapowiedziała Kana, ale zatrzymał ją kolejny dzwonek do drzwi. - Ktoś jeszcze się spóźnił? – Zapytała Miyuki, ale ta wzruszyła ramionami. Wspólnie otworzyły drzwi, w progu których stał policjant. Bardzo atrakcyjny policjant.
- Dobry wieczór. Czy…
- Ja pierdolę... Miyuki widzisz to ciacho? – Zapytała retorycznie, wachlując sobie dłonią twarz. – Oh my gosh, ja to mam szczęście przyjść w odpowiedniej chwili!
- Czy mogę rozmawiać z właścicielem mieszkania?
- Oczywiście, skarbie. Potem może zajmiesz się mną? – rzekła uwodzicielsko. Miyuki odciągnęła ją na stronę.
- Nie wiedziałam, że Konan zamówiła striptizera…
- Ja też, ale bardzo dobrze zrobiła. – Uśmiechnęła się Kana.
- Ale… ja nie wiem, jak się zachować…
- Nie bądź dzieckiem. Poflirtuj z nim, w końcu za to mu Konan płaci. – stwierdziła i wróciła do policjanta, biorąc jego rękę. – Proszę za mną, panie władzo. – Zaprowadziła mężczyznę do pokoju. – Konan, niezłe ciacho wytrzasnęłaś! Musisz mi dać numer do tej agencji!
- Co…? O czym ty mówisz?
- Taki gliniarz mógłby mnie skuć i potraktować swoją pałą!
- Chyba zaszło jakieś nieporozumienie…
- To zapuścimy jakąś muzykę? Czy ten tyłeczek nie potrzebuje rytmu, by się ruszać? – mruknęła swobodnie Miyuki.
- Dziewczyny! – Zawołała Konan. – Najpierw chyba powinnyśmy zostać przeszukane. – Konan zmieniła ton no nie spodziewała się takiego prezentu. Ale… nie pogardzi. – Nie jest panu za ciepło w tych spodniach…?
- Proszę tego nie dotykać! – Zakazał, odsuwając dłoń kobiety od swoich spodni.
- Laski, co robicie? – Zapytała roześmiana Rin, wchodząc do pokoju. – Kakashi…?
- Hm, znacie się? – Zapytała Miyuki.
- No tak, pracuje w jednym wydziale z Obito. – Wyjaśniła.
- Czyli, że…
- To prawdziwy policjant?
            Trójka dziewczyn od razu spłonęła rumieńcem. No jak one się zachowały… wstyd. No i biedny Kakashi, został wezwany, by upomnieć mieszkańców o ciszę, a tu go dziewczyny wciągają i wymagają od niego niestosownych rzeczy. Konan wysłuchała upomnienia, obiecała dostosowanie się do ciszy nocnej i odprowadziła za drzwi policjanta. Gdy wróciła do pokoju, po chwili gapienia się na przyjaciółki, parsknęła śmiechem.
- Jaka wtopa… wszystko przez was. – Wskazała na Kanę i Miyuki. – Powiedziałyście mi, że to striptizer!
- Nie prawda… nie tak dosłownie… - Bąknęła Miyuki.
- Było minęło. – Podsumowała Rin.
- Skoro tacy przystojniacy są na policji, to muszę kiedyś odwiedzić Itachiego. – mruknęła Kana.
- Itachi nie pracuje przecież jako policjant od kilku miesięcy. – powiedziała Rin a Kana uniosła brew w dezorientacji. – Jest teraz przecież prawnikiem.
            Ta informacja ją trochę zszokowała. Nie powiedział jej o tym… była zła. Albo raczej wściekła, co ma znaczyć ta tajemnica?! Przed dziewczynami ukrywała to, że nie wie wybraniając się swoją sklerozą. Jednak teraz miała cholerną ochotę się upić i zatuszować swój podły nastrój.
- To… nie wychodzimy?
- Nie… zostańmy w domu i po prostu sobie spędźmy tu czas. – mruknęła Konan.
- Ekhm, żartujesz? To wieczór panieński, a nie impreza jakichś nastolatek. – Kana wywróciła oczami.
- Zgadzam się z nią. – Przytaknęła Miyuki. – Kto wie co robią chłopaki. Niech też sobie nie wiadomo co myślą.
- Hmm, no dobra. Skoro większość chce…!

            Kilka dni później. Kiedy wszyscy już doszli do siebie po imprezach rozpoczął się świąteczny czas. Wszyscy spędzali go z rodziną, najbliższymi czy coś. Sasori zostawiwszy wcześniej Naokiego pod opieką babci, przyjechał do szpitala po swoją siostrę. Głupio wyszło, że trafiła na oddział nie mając przy sobie nikogo, no był Yagura, ale to nic nie zmienia. Chociaż musi mu kiedyś tak osobiście podziękować za opiekę nad siostrą. Chwilową. Aktualnie Matsuri i Yagura krępują się do siebie odezwać, spojrzeć w oczy i w ogóle… Gaara jest przy niej niemal cały czas.
            Sasori załatwiał Matsuri wypis ze szpitala i przy okazji zawędrował z nią na wyższe piętro po odbiór swoich wyników. Dziewczyna była ciekawa co dolega bratu.
- No powiedz co ci jest!
- To nic poważnego, niech to ci wystarczy.
- Powiem babci, jak mi nie powiesz. – Zagroziła, ale Sasori wzruszył ramionami. Chiyo nigdy nie była dociekliwa, więc się nie przejmował, czy się dowie czy nie.
            Matsuri wydęła usta w gniewie. To nie sprawiedliwe, że nic jej nie mówi. Tak bardzo zazdrości niektórym osobom o kontakt z rodzeństwem. Zawsze gdy spotyka się z Hanabi to czasem zadzwoni do niej starsza siostra, tak o, aby pogadać… do Gaary też dzwoni rodzeństwo – mówią sobie o byle pierdnięciu. Nawet do Yagury zadzwonił Hidan, gdy nie wracał długo do domu. Nawet taka maszyna potrafi się martwić… chociaż podobno chciał sprowadzić na noc jakąś laskę. Yagura w to uwierzył, ale Matsuri już nie bardzo. Tylko Sasori był dla niej cały czas taki chłodny. Jakiś lekarz podał mu papiery z wynikami i po przyjacielsku mu wszystko tłumaczył tym swoim medycznym żargonem.
- Złapałeś zapalenie cewki moczowej. – Poinformował lekarz. Był nim Komushi, przyjaciel z czasów studiów.
- Wiem, umiem czytać. – Burknął Sasori.
- Cieszę się, ale to ja jestem teraz lekarzem. Podejrzewam chlamydię.
- Niby dlaczego?
- Bo pewnie nie brak ci… - Zerknął na Matsuri która się im przysłuchiwała. – takich ofert. No i ostatnio byłeś na wieczorze kawalerskim. Kto wie co się tam dzieje.
- Nie brałem udziału w takich zabawach o jakie mnie podejrzewasz.
- Dobrze, dobrze. Nie wnikam. W każdym razie przypisałem ci antybiotyki. – Zabrał od niego kartę z wynikami i wręczył farmaceutykę. – I wstrzymaj się z współżyciem dopóki się nie wyleczysz.
- Ile to powinno potrwać? – Zapytał z krzywą miną.
- Od trzech do pięciu tygodni. – Sasori  jęknął zawiedziony. – No hej, jak chcesz to możesz próbować, ale będzie bolało. I to bardzo.
- Nie strasz nie strasz…
            Sasori nie był zadowolony z werdyktu lekarza, nie dość, że sika jakimiś żyletkami to jeszcze nie może uprawiać seksu. Dla faceta to jest prawdziwy cios, nie chodzi tylko o własną przyjemność, ale też o niemoc zabłyśnięcia przed ukochaną. Matsuri podczas drogi powrotnej śmiała się z tego, jak on to przeżywa.
- Jeju, to tylko seks.
- Taa, pogadamy jak już będziesz „po”.
- Skąd pewność, że już nie jestem? – Uśmiechnęła się pewnie.
- Nie jesteś. – odrzekł lekko i zmienił temat. – Gaara naprawdę wpadnie na kolację wigilijną? Nie spędza świąt z rodziną?
- Powiedział, że święta z ojcem to żadna frajda, bo on nie obchodzi ich tradycyjnie. – Wzruszyła ramionami. – Dlatego chętnie spędzi święta u mnie. Pozna w końcu babcię i w ogóle.
- Nam też chyba trochę brakuję do tradycyjnych świąt. Nie mamy dwunastu potraw i takich tam…
- Dlaczego Miyuki nie będzie?
- Spędza święta z swoją mamą. – odpowiedział.
            Matsuri nic więcej nie powiedziała choć na usta cisnęło jej się wypomnienie bo Noriko była z nimi na święta zamiast u swojej rodziny. Według niej to przez poczucie silnej więzi z domownikami i miłości do Sasoriego, ale ten nie był tego taki pewny. Znał jej sytuację rodzinną. Po kilku minutach już dojechali pod dom i już po wejściu do środka, do Sasoriego doskoczył sporych rozmiarów pies. Minęło sporo czasu od ostatniego spotkania, ale wszędzie rozpozna ten zapach szpitalnych chemikaliów.
- Mnie to nigdy tak nie wita. – Oburzyła się Matsuri. – Kto ci daje jeść ty Brutusie?! - Chwilę potem do powitania dołączył również Naoki.
- Cześć ciociu. – Przywitał się, ale to tatę przytulił.
- Cześć, co robiłeś urwisie? – Zapytała z uśmiechem, ściągając z siebie zimowe ubrania.
- Pomagałem prababci! – Oznajmił z uśmiechem.
- Zuch. – Podsumował Sasori, biorąc chłopca na ręce. – A w czym jej pomagałeś?
- Podawałem jej przyprawy. – Jak na jego wiek to było dużo, ale w domu i tak robi więcej. Pomaga nakrywać do stołu czy coś. Weszli wszyscy do kuchni, gdzie koczowała staruszka.
- Witaj w domu Matsuri. Jak się czujesz? – Zapytała zatroskana. Źle jej było ze świadomością, że pod jej nieobecność  wnuczka wylądowała w szpitalu.
- Nieźle. – Położyła na stole swoją torbę, gdzie miała wszystkie urządzenia pomagające zwalczyć nudę. – Ale muszę się wykąpać, bo w szpitalu publiczne prysznice mnie przerażały.
- W porządku, idź.
- Potem zejdę ci pomóc.
- Och, nie przejmuj się. Daję sobie ze wszystkim radę. – Uśmiechnęła się i odprowadziła ją wzrokiem.
- Tatusiu, pobawimy się z Mau? – Poprosił, wskazując na pieska.
- Dobrze…
- Gdzie? – Zapytała surowo Chiyo. – Pomożesz mi przecież przy obiedzie.
- Podobno dajesz sobie we wszystkim radę. Dlaczego to mnie zawsze wykorzystujesz? – Bąknął.
- Przestań marudzić.
            Co za wnuk, skoro ma go karmić to samoczynnie powinien zaoferować jej pomóc. Matsuri chociaż zaproponowała pomoc. Przynajmniej jedna została jakoś wychowana. Sasori odesłał więc Naokiego na samodzielną zabawę z psem, ale potem chciał dołączyć. Zawsze został zmuszany przez babcię do pomocy w kuchni, kiedyś nawet potrafił co nie co ugotować, ale to było dawno. Chiyo jednak nie robiła tego złośliwie, według niej mężczyzna powinien pomagać kobiecie w kuchni – w ten sposób staje się idealnym kandydatem na męża. Rzecz jasna nie mówi o gotowaniu, ale o nakryciu do stołu, posiekaniu warzyw, podaniu przypraw czy zmywaniu naczyń. Nie wypuściła z domu kogoś niewychowanego. Sasori wyjmował z półki talerze i zanosił na nakryty obrusem stół.
- Jak pojechałeś po Matsuri, Naoki mi powiedział, że fajnie by było gdyby ciocia nie wróciła do domu.
- Co…? Czemu? – Zdziwił się.
- Bo by się tu wprowadził. – powiedziała. Sama była tym zaskoczona, prawnuk ma całkiem niezły sposób myślenia. – Po trupach do celu.
- Ja go tego nie nauczyłem… W ogóle nie posiadam takiego mrocznego dziecka. – Stwierdził pewny siebie a potem dodał szeptem. - Pewnie coś źle usłyszała…
- Mam bardzo dobry słuch. – Oburzyła się wchodząc do jadalni. – Dlaczego jest sześć nakryć? Pies nie będzie jadł przy stole.
- No wiem. Ale ty, ja, Naoki, Matsuri i jej chłopak to chyba tak. – Spojrzał na babcię która przez chwile stała jak wryta. – Zapomniałaś, że ma przyjść? Czyżby dopadała cię skleroza? – Zaszydził.
- Tato, tato! – Podbiegł do niego Naoki. – Mogę nakarmić Mau? Ma pustą miskę!
- Okej… Babcia, gdzie trzymasz karmę?
- W dolnej półce obok tej pod zlewem.
            Sasori ruszył tam i przeszukał tamtejsze pudełka. Po chwili jednak rozbrzmiał dźwięk telefonu z torebki Matsuri. Przerwał szukanie, bo Chiyo nie mogła znieść rozbrzmiewającej melodii i miał to natychmiast odebrać. Nie chciał tego zrobić, już raz naruszył czyjąś prywatność i dostał niezły opieprz… niestety telefon nie przestawał dzwonić. Wręczył Naokiemu pudełko z karmą, a potem wygrzebał z torby siostry komórkę. Chciał się natychmiast rozłączyć, ale wyświetlacz ukazał zdjęcie i podpis dzwoniącego – Noriko. Stał i patrzył się na wyświetlacz już od dłuższej chwili.
- Odbierzesz w końcu czy nie? – Z zamyślenia wyrwała go Chiyo.
- Zaraz wracam. – Przeszedł do jadalni i zamknął za sobą  drzwi. Wziął głęboki wdech i odebrał.
- Wesołych, Matsuri. Udało ci się wrócić na święta do domu czy spędzasz je w szpitalu? – Głos dziewczyny rozbrzmiał w telefonie. – Jeśli tak to się nie martw, bo ja też.
- Mówi Sasori. – Poprawił i na moment zapadła niezręczna cisza.
- Cóż, miło cię słyszeć.      
- Dlaczego masz numer mojej siostry?
- A dlaczego nie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Sasori nie był z tego zadowolony, przez ten ich kontakt Mats ciągle ma do niego żal o rozstanie się z byłą, nie walczenie o nią i nie powiedzeniu jej o Naokim. Swoją drogą to ciekawe czy jej powiedziała? Ale podejrzewał, że nie.
- Serio pytasz?
- Ja się ciebie nie czepiam, że zadajesz się z Sui.
- Nie o to chodzi… - Skłamał, a najgorsze było to, że nie wiedział jaki podać zamienny argument. – Nie chcę, aby bardziej lubiła moją eks od obecnej.
- Nie jestem temu winna, Saso. Wytłumaczyłam jej wszystko i myślę, że już ci nas nie wypomina.
- Nie, ale… Zrozum.
- Ma ze mną kontakt, bo daję jej w wolnej chwili korepetycje.
- Korepetycje? Ty?
            Zdziwił się, oczywiście wiedział, że Matsuri znalazła jakiegoś korepetytora i poprawiła się w nauce. Nawet Nagato o tym wspominał, zdumiony poprawą. W  każdym razie sądził, że to zasługa Gaary. Noriko powiedziała mu wszystko i rozmowa zaczynała nabierać dosyć przyjacielskiego tonu. Sam się tym dziwił, nie sądził, że kiedykolwiek znowu będą potrafili tak ze sobą rozmawiać.
- To skoro jestem czysta. Dasz mi do telefonu siostrę?
- Tak, zaczekaj. – Wyszedł z jadalni i kierował się do siostry, którą napotkał w progu drugich drzwi kuchennych. –Matsuri, telefon. – powiedział, podając jej urządzenie.
            W momencie, kiedy spojrzała na wyświetlacz, spojrzała się na Saso, ale ten jedynie ją wyminął w poszukiwaniu Naokiego. Nie dało mu to jednak dane, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Pies od razu zaczął głośno szczekać, wybiegając z jednego z pokoi pod drzwi. Do domostwa przybył i bałwan… znaczy się Gaara. Zaprosił go oczywiście do środka i udał się powiadomić o jego obecności, siostrę.
- Cześć Sabaku. – mruknął Naoki i wyciągnął do niego pudełko z przekąskami. – Chcesz chrupka?
- No okej, ale nie mów nikomu. – Poprosił Gaara, był cholernie głodny, a przecież w wigilię się nic nie je. Poczęstował się. – Ej, dobre. Jaki to smak?
- Cześć Gaara! – Zawołała Matsuri, skupiając na sobie jego uwagę. Pocałowali się na powitanie.
- Ciociu, chcesz chrupka? – Wtrącił Naoki.
- Hm? A skąd masz chrupki? – Zabrała od niego pudełko, odwracając je do siebie. – To karma dla psa! – Natychmiast przy nim ukucnęła, a Gaara się trochę naciągnął. – Naoki, chyba tego nie jadłeś?! Saso! Sasori!
- Co się stało?
- Przepraszam. Muszę do toalety… - Wtrącił się Gaara.
- Ok, cały czas prosto. – Wskazał na drzwi, a po odprowadzeniu go zdezorientowanym wzrokiem, ponownie skupił wzrok na Naokim. – Co się stało? – Zauważył w ręku siostry pudełko z karmą. – Nakarmiłeś pieska? – Chłopiec przytaknął głową.
- Chyba siebie. – Burknęła Matsuri. Sasori nie mógł się chociaż lekko nie zaśmiać. – Nie śmiej się z niego! Nic mu nie będzie przez to, że się nawpychał tej karmy?
- Naoki, jadłeś to? – Starał się utrzymać trochę powagi przy tym pytaniu.
- Nie, ja nie jadłem. – Zaprzeczył główką. – Ale Sabaku zjadł!
            Właściwie to chłopak chciał spróbować, bo karma ładnie pachniała i wyglądała, ale najpierw wolał, aby ktoś inny spróbował. Gaarze smakowało, więc czemu i on by nie mógł spróbować? Na ten komunikat i refleksje dziecka, rodzeństwo jednogłośnie parsknęło śmiechem. No to Gaarę czeka niezłe przeczyszczenie. Matsuri nie mogła kolejny raz nie parsknąć śmiechem na jego widok, gdy wychodził z łazienki, ale postanowiła nie drążyć tematu tylko od razu przedstawić go babci. Sasori nie mógł nie być przy tej rozmowie.
- Babciu, chcę ci kogoś przedstawić. – Zaczęła, więc staruszka odłożyła na bok gotowanie. Sasori przyglądał się jej uważnie. – To jest mój chłopak… - wyciągnęła go z progu. – Gaara Sabaku. – Uśmiechnęła się, a staruszkę na wspomniane nazwisko po prostu wryło w ziemię.
- Dzień dobry… I dziękuję za zaproszenie na te kolację świąteczną. – Trochę się krępował, bo wie, jak to się wszystko zaczęło. Najpierw niepozorna znajomość mająca na celu ochronę, a teraz już kilkumiesięczny związek.
- Widzisz babciu jaki grzeczny? I słodki. – swoje stwierdzenie dodała szeptem, ale wszyscy słyszeli.
- Ale… to wy jesteście razem?
- No tak. Dlaczego cię to dziwi?
- Pani Chiyo jest znajomą mojego ojca… więc chcąc nie chcąc już mnie zna. – Wytłumaczył Gaara.
- Jak to się stało, że jesteście razem?
- Przeznaczenie! – Zawołała Matsuri. Pamiętasz mój wakacyjny wyjazd za granicę? Spotkaliśmy się na lotnisku, a w międzyczasie zaiskrzyło!
            Gdy Matsuri była czymś podekscytowana to bardzo głośno mówiła, tak było i tym razem. Chiyo była tym wszystkim zaskoczona, szczególnie, że właściwie przez nią się razem związali. Nie była z tego zbyt zadowolona, a Sasori od razu to wyczuł. Nie znał tylko powodu, po chwili usłyszeli trzask dochodzący z jadalni. Natychmiast się tam zebrali i zobaczyli w środku Naokiego, który był z psem u boku, a przed nim był naciągnięty na stole obrus, świadczący o stłuczeniu dwóch zastaw.
- Naoki! – Zawołał surowo Sasori, na co chłopiec się wzdrygnął. – Co zrobiłeś?!
- To nie ja! To Mau! To nie ja…! – Z całych sił starał się wybronić przed oskarżeniem, ale w końcu się mocno rozpłakał. – Nie chciałem! Przepraszam tato…! – Szybko się jednak przyznał nie za bardzo potrafił kłamać, szczególnie kiedy działał pod taką presją. – Ja nie chciałem…!
- Ćśśś, już dobrze. – Wziął chłopca na ręce, zaczynając go uspokajać.
- Przepraszam…! – Wybuczał mu w ramię.
- Nic się nie stało, Naoki. – Matsuri wzięła śmietkę i zaczęła sprzątać to  wszystko. – To tylko talerz… w dodatku nie nasz. – mruknął, aby go uspokoić.
            Chiyo nie była zadowolona z tego, że uczy syna nie poszanowania cudzej własności. Taka jest nawet gorsza od własnej. Zdecydowanie za bardzo go rozpieszcza. Gaara i Matsuri zobligowali się do zajęcia Naokim, bo przecież nie będą go odciągać od pomagania Chiyo. Nie ma tego złego, wykorzysta czas na podpytywanie.
- Nie podoba ci się chłopak Matsuri?
- Jest za młody.
- Wiesz o co pytam babciu.
- Nie chodzi o niego. Tylko jego rodzinę. – odpowiedziała. – Wiesz dlaczego rozwiedli się jego rodzice? Ojciec podobno katował matkę i nawet znęcał się nad dziećmi.
- I co? to nie znaczy, że on też taki jest…
- Niektóre rzeczy zostają w genach.
            Nie wiedział jak na to odpowiedzieć. Znał się na genetyce, wie o tym, ale nie skazuje nikogo na tej podstawie. To głupi powód. Przecież będąc w takiej rodzinie mógł postanowić nie zachowywać się jak ojciec. Mógł? Mógł.

            Na ceremonii ślubnej Konan i Yahiko zebrało się sporo znajomych i dosyć obszerna rodzina Yahiko. Cała najbliższa paczka przybyła z osobami towarzyszącymi. W końcu można się opić lub najeść za darmo, a przy okazji spędzić czas w radosnej atmosferze. Hidan na szczęście nowożeńców nie zgodził się, aby wchodzić do kościoła. Był ateistą, naprawdę czuł się zaszczycony, gdy go zapraszali na swój ślub, ale pobyt w kościele jest wbrew jego zasadom, wierzeniom i w ogóle. Problem w tym, że Naoki uparcie chciał zostać z wujkiem… jeszcze tego brakuje by przełożył syna na swój kategoryczny ateizm. W końcu zgodził się go zostawić pod opieką Hidana – został bowiem zaatakowany przez Tsuki, Deidare, samego Hidana i własnego syna. Jak żyć?
            Itachi dąsał się z Kaną przez całe wesele, ona była na niego zła za nie poinformowanie jej o zmianie pracy, a on za świąteczny prezent który od niej otrzymał. Gumowa lalka no jak mogła? A wszelką miarę przeszło jej oświadczenie, przy całym stoliku stwierdziła, że musi poćwiczyć, bo ją nie bawi piętnastosekundowy seks. Dobra, sam ją sprowokował, by przy wszystkich powiedziała o co im chodzi, ale no… żal i wstyd. Deidara, Hidan, Sasori i Naoki chodzili właściwie wszędzie, to był jakiś durny łańcuszek, Saso nie zostawi syna samego z Hidanem, a ten praktycznie wszędzie z nim chodził. No, a Deidara miał to trochę w dupie, gdzie idą. Grunt, że są  w swoim towarzystwie. Dziewczyny siedziały przy stoliku i nie traciły czasu. Miyuki dużo nie było trzeba, aby się spiła… Najgorsze w tej sytuacji było to, że skoro ona się tak spiła, że stale trzeba było ją pilnować to oznaczało to, że on i Naoki musieli już jechać do domu.
            Przyjechali pod blok o drugiej nad ranem, był zdziwiony i dumny z tego, że pięcioletni syn wytrzymał tak długo bez spania. Mógłby się bawić nawet do końca wesela, gdyby Miyuki miała mocniejszą głowę. Tragedia, na szczęście Dei też nie ma lekko z odprowadzaniem Tsuki do domu. Jak na złość w budynku nie było czegoś tak ułatwiającego życie, jak winda. Miyuki roześmiana kierowała się w stronę schodów i już po dwóch stopniach powiedziała, że dalej nie może. Naoki śmiał się w najlepsze ze stanu swojej opiekunki, Sasori natomiast tłumił w sobie wściekłość, widząc jak dziewczyna się zachowuje.
- Miyuki, to tylko dwa piętra. Dasz radę.
- Nieee. – Fuknęła niczym rozpieszczona nastolatka, by chwilę potem głośno się roześmiać. – Jestem zmęczona i bolą mnie nogi! Zostawcie mnie tutaj! – Krzyczała, na co Akasuna przewrócił oczami.
- Przestań się drzeć… Słyszałeś Naoki, idziemy. – Nakazał, lecz maluch zagrodził mu drogę.
- Nie, tato. Nie zostawimy tu Miyuki – odparł szlachetnie.
- Argh! – Warknął, mierzwiąc sobie włosy z wściekłości. Wrócił do siedzącej na schodku dziewczyny uśmiechającej się tępo do powietrza. – Idź na górę, kobieto!
- Nie! Stopy mnie bolą, pieprzone szpilki…!
- To zdejmij buty.
- Mowy nie ma! – odparła, patrząc na swoje nogi. – Wyglądają tak pięknie! – Zaśmiała się.
- Brzydkie są – odparł obojętnie. Po pięciu sekundach ciszy, dziewczyna się rozwyła. Jak mógł jej tak powiedzieć?
- Tato! – Upomniał go chłopiec, oburzony jego postawą.
- No dobra, ładne są. Przestań płakać.
- Na-Naprawdę? – Zapytała słodko, podciągając pod nosem. – Specjalnie dla ciebie się wystroiłam – stwierdziła słodko i przesadnie głośno. Sasori zaczął czuć się bezsilny.
- Miyuki, chodźmy do domu – Wtrącił chłopiec.
- Nie dam rady wstać w tych butach! Zdjęłabym je dla ciebie, kochanie, ale twojemu tatusiowi się podobają ­– zaśmiała się rozkosznie, a Akasunie drgnęła żyłka.
- Więc co proponujesz by dostać się na górę? – Wysilił się na spokojny ton pytania. Uśmiechnęła się do swojego mężczyzny i w jednej chwili wystawiła ręce w przód.
- Zanieś mnie!
            Naoki zaczął się z niej śmiać, jego już tata od dawna nie nosi! Dla niego to była bardzo dziecinna prośba. Sasori ścisnął z desperacji swoje zatoki nosowe, westchnął ciężko i kucnął tyłem do niej. Rozweselona dziewczyna objęła jego szyję, dociskając ciało do pleców.
- Trzymaj się mocno. - Rozkazał i trzymając szczelnie dziewczynę, podniósł się z nią mocno, pracując przy tym nogami. – Na co się patrzysz? Smaruj na górę! – zwrócił się do swojej pociechy.
- Tatusiu, mnie dawno tak nie nosiłeś! – zawołał szczerząc się do pary.
- Mnie też dawno tak nie noszono. Jesteś taki kochany Saso. – mruknęła rozbawiona, cmokając chłopaka w policzek. Uśmiechnął się delikatnie. – Ponoć jestem za ciężka – Wyżaliła się, a on podrzucił ją trochę do góry.
- Nie zauważyłem – odrzekł, po chwili byli już na właściwym piętrze. Ukucnął, pozwalając, by dziewczyna bezpiecznie z niego zeszła. Odwrócił się do niej, gdy nie czuł już na sobie dotyku. Poprawiała swoją zwiewną spódnicę, która podczas podróży podwinęła się lekko w górę. Wtem został spoliczkowany przez szatynkę. – Kurwa mać, za co to?!
- Za podglądanie, świntuchu! – bąknęła, chichocząc milutko.
- Przecież nawet nic nie widziałem! – warknął, dotykając pieczącego policzka. – Ała, cholera.
- Bardzo cię boli, tatusiu? – Zapytał Naoki z troską. Sasori przytaknął gromiąc wzrokiem Miyuki. – To trzeba pocałować, niech Miyuki cię pocałuję!
- No, skoro cię boli… - mruknęła rozbawiona, przybliżając się do niego.
- Nie trzeba. - Zbył ją i chciał się oddalić, ale gdy dziewczyna traciła podparcie, ostro się chwiała. – Ja pierdolę… - szepnął i jednak objął ją za ramiona, prowadząc do mieszkania, lecz usilnie stała w miejscu i… płakała? Co jest z tymi kobietami, do cholery? – O co znowu ryczysz?!
- Daj mi się pocałować! Chcę ulżyć twojemu bólu! Jesteś dla mnie taki zimny! Co ja ci zrobiłam?!
- No nie wiem? Uderzyłaś mnie? – Warknął retorycznie, dziewczyna patrzyła na niego, a po pięciu sekundach wybuchła śmiechem.
-  Racja – odrzekła z rozkoszną krępacją. Sasori obtarł twarz, bo z tego wybuchu ekstazy, aż go opluła. Naoki patrzył na nich roześmiany. – przepraszam,  pocałuję cię, bo cię kocham – oświadczyła i musnęła go w policzek. Jej wargi były takie ciepłe, a jego twarz taka chłodna, ciężko było jej się od niego oderwać.
            Sasoriemu w końcu udało podprowadzić się ją pod drzwi i najpierw oparł ją o ścianę i zaczął szukać po kieszeniach kluczyków. Miyuki oparła się o nią bokiem, wpatrując namiętnym wzrokiem w Sasoriego. Teraz każdy jego ruch był dla niej bardzo seksowny. Zdecydowanie miała na niego dzisiaj ochotę… wielką, ogromną ochotę. Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi w jednej chwili krzyżując się wzrokiem z szarooką. Drgnął, wiedział co takie spojrzenie oznacza. Boże, Szatanie, Jashinie czy kto tam rządzi... spraw, aby po prostu zasnęła.
- Wchodźcie i rozbierzcie się – Miyuki zaśmiała się na słowa chłopaka.
- No skoro każesz – mruknęła, zaczynając rozpinać swoją koszulę, ale Saso powstrzymał jej dłoń.
- Nie! Rozebrać w sensie buty, bluzę – Krzyknął zarumieniony. Cholerna Tsu, Miyuki staję się teraz podatna na podteksty. - Idź do salonu – nakazał, pomagając pościągać się Naokiemu.
            Chłopiec uśmiechał się do przechodzącej obok opiekunki, która poczochrała go po włosach, następnie przeniósł spojrzenie na ojca. No przyrzekłby, że wyglądało, jak to wszystko wiedzące Hidana. Na szczęście był na takie wnioski zdecydowanie za mały.
- Co? – Burknął w stronę pociechy. Wtem usłyszeli głośny huk w salonie, natychmiast się tam zerwali i zobaczyli zaśmianą Miyuki, siedzącą na podłodze. – Co się stało?
- Przewróciłam się – wydusiła, między spazmami śmiechu. Naoki dołączył do jej śmiechu, a Sasori odwrócił wzrok, by nie parsknąć. Żeby się śmiać z tego, iż się wywróciło, a przy tym wyglądać tak… uroczo. – Kostka mnie boli – Jęknęła żałośnie, orientując się po chwili, że przecież na niej siedzi… -- dobra, już przestało! – Zaśmiała się, a zawtórował jej w tym mały Akasuna.
- Naoki! Przestań się śmiać i spadaj spać do pokoju, ale już! – Zrugał go ojciec.
- Miyuki może spać ze mną?
- Nie, Miyuki będzie spać u mnie. – powiedział, a dziewczyna się uśmiechnęła szeroko.
- Słodko. Obiecuję, że spędzimy fajną noc – Mrugnęła do niego, śmiejąc wesoło.
- Na pewno Śpisz u mnie, nie ze mną – Jesteś uśmiechnął się widząc jej naburmuszoną minę. – ja się prześpię na kanapie. Naoki powiedz grzecznie dobranoc.
- Wszystko zniszczysz, tato – oznajmił zawiedziony. – dobranoc Miyuki.
- Dobranoc, koro…kolol… ko-lo-ro-wych snów – zaśmiała się z siebie. – Wybacz, już mi się literki w słowach pieprzą… kocham cię Naoki. – Przytuliła go do siebie. – Moje kochane dziecko.
- Też cię kocham – mruknął Naoki. Sasori przyglądał się temu obrazkowi, ciepło mu się na sercu robiło pod jego wpływem. Potem pięciolatek poszedł posłusznie do pokoju. Akasuna ukucnął naprzeciwko dziewczyny i zaczął rozpinać delikatnie paski w jej obuwiu.
- Saso… - Spojrzał na nią, kładąc na bok jej czarne buty. – Przytulisz mnie? – zapytała milutkim głosem, a on się roześmiał. – No weź, pary się przytulają – mruknęła.
- Pójdziesz potem spać, bez gadania? – przytaknęła, bardzo żywo głową na tak.
            Z westchnięciem zbliżył się do szatynki, obejmując ją delikatnie. Naprawdę miał na nią ochotę, ale przez to pieprzone zapalenie po prostu nie mógł. Wsunął jedną rękę pod jej kolana i zaniósł ją do swojego pokoju. Dopiero po kontakcie  z poduszkami i ciepłem bijącym od ciała Sasoriego, zaczynała robić się śpiąca. Pomimo jej próśb musiał zostawić ją samą i sprawdzić, jak radzi sobie Naoki. Cóż, pięciolatek padł jak kłoda na łózko i w ten sposób zasnął. Musiał więc na śpiąco go przebrać. Kiedy ułożył go w łóżku i przykrył kołdrą, skorzystał z tej chwili aby na niego popatrzeć. Ma go już przy sobie pięć lat, właśnie tak to odczuwał. Jakby był z nim od samego początku. I nie ma osoby którą kochałby bardziej od Naokiego. Po chwili usłyszał tupot stóp i natychmiastowe dobicie do łazienki. Od razu się tam skierował, bo jak się spodziewał Miyuki haftowała. Nie mylił się podszedł do niej, aby przytrzymać jej z tyłu włosy. naciągała się tak mocno, że łzy samodzielnie spływały z jej oczu. Sasori patrzył na dziewczynę, dodając jej otuchy, dotykiem na plecach, czy stałym powtarzaniu, że wszystko będzie dobrze.
- Już lepiej? – Zapytał podając jej kubek zimnej wody.
- Chyba tak… Ale wolałabym tu zostać. – odrzekła, opierając się o zimne kafelki w łazience i będąc w pobliżu muszli klozetowej. – Przepraszam, że się doprowadziłam do takiego stanu i zniszczyłam ci zabawę… Jest mi tak głupio. – Jęknęła, ze wstydu chciało się jej płakać. Tak się nie zachowuje dziewczyna. Sasori spuścił wodę w toalecie.
- W porządku. – Przysiadł się obok niej na podłodze. – Zdarza się.
- Idź spać…
- Nie mogę. Co prawda, mój jeden priorytet już smacznie śpi, ale drugi ma problemy żołądkowe.
- Dzięki. – Oparła głowę o jego ramię, a dłoń położyła na jego udzie. Saso nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, szczególnie, kiedy jeździła dłonią w górę i w dół. Sama erekcja boli, jak skurwysyn, już raz tego doświadczył i nie chciał powtórki. Dlatego złapał jej dłoń.
- Nie rób.
- Wybacz, zapomniałam. – Odgarnęła włosy do tyłu. Chwilę milczeli pogrążając się w własnych myślach, zegarek Sasoriego wskazywał na za kwadrans czwarta rano. Chciało mu się spać, ale nie mógł zostawić Miyuki samej. – Spotkałeś się z Noriko? – Wypaliła nagle z tym pytaniem. – Albo raczej powinnam zapytać, dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie sądziłem, że to ma jakieś znaczenie. Nie musisz się tym przejmować, to ciebie kocham.



 OD AUTORKI
Hejo :D
W KOŃCU dodaję rozdział xD Mam nadzieje, że wam się podoba, bo mi owszem - chociaż mogłam się bardziej rozwinąć przy tych wieczorkach, takie mam odczucie :P Spytacie, czemu tego nie zrobiłam? Otóż pisanie dłuuugich rozdziałów mnie wykańcza, a was pewnie wykańcza ich czytanie :P Nie no może pisanie nie jest takie, ale sprawdzanie ich... JAK MI SIĘ TEGO NIE CHCĘ ROBIĆ -.- Niech się skończą te głupie matury i moja korektorka zacznie mieć wakacje :P '
Przyszłe notki będą niestety tej samej lub dłuższej długości... więc no, przykro mi... Niemniej wiem z pewnych  źródeł, że będą się podobać, śmieszyć i uczyć :D W ogóle tak was uświadamiam, bo niektórym trudno w to uwierzyć, ale bardzo dużo sytuacji, zachowań czy reakcji zdarzyło się naprawdę :P Nie mówię tu tylko o tych zwyczajnych, typu ktoś idzie sikać, bo ludzie chodzą sikać xD Mówię o tych śmiechowych, żenujących i tak dalej :P  Nie są one tylko z mojego życia... ale głównie :)
Ba! Jak przeżyliście jakieś wpadki to możecie pisać -  może wykorzystam xD

12 komentarzy:

  1. Ten wieczór kawalerski Yahiko musiał być zajebisty, serio fajnych ma kumpli.
    Akcja z Kakashim mnie powaliła. masakra jak można się tak pomylić?
    Albo Miyuki, ja jej już nie poznaje! co ten alkohol z nią zrobił?!
    A tak ogólnie to zajebiście piszesz, nie przestawaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że mi też podobają się takie przyjaźnie? :D W takich chwilach żałuję, że jestem dziewczyną, bo nie mogę liczyć na takie jebnięte pomysły przyjaciół :P
      Alkohol zmienia człowieka :P
      Dziękuję bardzo :D odpisuję dopiero teraz, ale twój komentarz mocno mnie kopnął w tyłek do pisania :D
      Dziękuję! :)

      Usuń
  2. Hej czytam twojego bloga juz od 2 miesięcy i nareszcie odważe się napisać komentarz :P. :P Tak ogólnie to zajebiście piszesz :) strasznie podoba mi się Twój styl pisania :). Notka zajebista <3. Czasami zastanawiam się czy wole Twojego bloga od prawdziwego Naruto :). Mam jeszcze takie pytanie :) Napiszesz kiedyś opowiadanie o Konohamaru i Hanabi? Pozdrawiam, Matka Smoków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwóch miesięcy? O.O poważnie? I nadal czytasz? XD gratulacje, bo inni chyba przestali xD dziękuję za miłe słowa :D dobrze, że komuś się mój styl podoba, bo nie potrafię go zmienić xD
      Mój blog nie ma za wiele wspólnego z Naruto... ^^" lepiej się piszę mając już znany sobie wygląd postaci przed oczami :P
      Opowiadanie? Takie solowe? :P Nie wiem... Może ;)

      Usuń
  3. Wątek Matsuri i Gaary ma szansę zawalczyć o pierwszeństwo w moim rankingu Twoich wątków. A dokładniej, Matsuri, nieważne co dla niej przygotowałaś. Bardzo mi się podoba Twoja kreacja tej postaci. Generalnie jej nie lubię, nie przyszłoby mi do głowy paringować jej z Gaarą w moim ficku. U ciebie Mats urasta do rangi mojej ulubionej postaci, jeszcze Hanabi się wyróżnia. Nie, żeby z Sasorim było coś nie tak :P Fajnie, że dajesz taką różnorodność. Zastanawiam się, jak po tylu rozdziałach możesz jeszcze mieć tak dobre pomysły, w tym opowiadaniu nuda nam nie grozi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, no to poczekaj kilka rozdziałów, a zobaczysz co dla niej szykuje ]:-> dla Hanabi w sumie też :P
      Taa, u mnie panuje różnorodność - dorośli, nastolatki i dzieci, dlatego nuda zarówno mi jak i mam nadzieję, że wam właśnie nie zagrozi :D
      Dziękuję, że nadal mnie czytasz :D <3

      Usuń
  4. Małe pytanko. Będzie wprowadzony wątek Naruto i Hinaty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Była akcja z Sasuke i Sakurą . Może z Naruhiną też coś wprowadzisz ? *.*

      Usuń
    3. No skoro chcecie to mogę i cv h wplątać w opowiadanie, ale rozwijać się nie będę, bo już i tak mam wpierony bohaterów, a niektórych i tak zaniedbuję ^^"

      Usuń
  5. Pierwszy raz komentuję, ale to dlatego, że niedługo zaczęłam czytać. Wciągło mnie po prostu jak.... :D Nie mogę się doczekać aż Sasori powie Miyuki, że ją kocha. Te wszystkie śmieszne sytuacje.. O matko co sobie jakąś przypomnę to chce mi się śmiać. Świetnie piszesz, nigdy się nie nudzę a cały czas pragnę więcej i więcej. Rozdziały są mega długie co kocham <3 Charaktery postaci są meeega. Sytuacje z Dei'em są najlepsze. Zawsze uwielbiałam Uchihów, a tu są trochę nielubiani, ale da się to przeżyć. Dużo, dużo weny i czasu życzę "D I nie mogę się doczekać ciągu dalszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaaaa <3 przeczytałaś wszystko i nadal tu jesteś <3 to dla mnie wiele znaczy i w ogóle SZACUNEK xD
      Na końcu rozdziału jej w sumie powiedział, że ją kocha :P a i mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się cię rozśmieszyć :D
      Uchiha są lubiani, znaczy Itachi xD szczególnie przez Deia XD
      Jeszcze raz dziękuję za czytanie i śmianie się z tych wypocin :D

      Usuń