Była
sobota, jeden z wolnych dni, w które między innymi Matsuri mogła się spotkać ze
swoim chłopakiem, Gaarą. Nigdy by nie przypuszczała, że umawianie się ze
studentem jest taką trudną czynnością, teraz trwała przerwa świąteczna, a i tak
ciężko się im spotkać, bo rodzina. U niej jest znośnie, ale u Gaary to jest
bardzo skomplikowane, jego rodzice są w separacji, dlatego musi być między
dwoma domami, a właściwie to czterema, bo jeszcze brat, który zapuścił się
gdzieś za granicą i siostra. Jeszcze nawet nie dostała propozycji poznania
rodziny, a nie chciała sama się o to prosić. W normalne dni prawie nie ma dla
niej czasu, bo stale się uczy, rozmawiają jedynie na skypie. Ona by zwariowała
od tej nauki... Noriko wciąż ją doucza i jest o wiele lepiej, rozumie więcej
niż z lekcji z Nagato. Swoją drogą dziewczyna ma znowu przyjechać do kraju
początkiem roku – te wieści ją strasznie ucieszyły. Z tej radosnej myśli
jęknęła przez ból brzucha, i aż z tego powodu uklękła na podłodze.
- Matsuri, hej! Nic ci nie jest? –
Gaara naturalnie objął ją w trosce ramieniem. Przechadzali się razem po galerii
handlowej w oczekiwaniu na film w kinie.
- Nie. Nie… tylko taki głupi ból
brzucha…
- No nie wiem, upadłaś…
- Sprawdzałam czy mnie złapiesz….
– Zaśmiała się na wymuszenie, podnosząc się na równe nogi. – Ale widocznie masz
refleks szachisty… ofermo – Pokazała mu język.
- Czy ty jesteś piłką, głupolu? –
Otoczył ją ramieniem i w ten sposób szli w dalszą drogę. Matsuri starała się
ukryć ostry ból brzucha jakiego doznawała.
- Muszę do kibla…!
Zakomunikowała,
widząc toaletę. Odepchnęła od siebie Gaarę i pędem puściła się w tamtym
kierunku. Miała wrażenie, że zaraz puści pawia, a gdy dobiegła do muszli
klozetowej to okazało się, że wcale się nie pomyliła. Zza kabiny usłyszała
jakieś komentarze zbrzydzonych kobiet, ale średnio ją to obchodziło. Wraz z
ostrym bólem brzucha haftowała się kilkanaście minut, nim uznała, że może
bezpiecznie wyjść. Przed lustrem oblała twarz zimną wodą, a z torebki wyjęła
miętówki. Jednak nie czuła się lepiej, ból brzucha wciąż dawał o sobie znać.
- Długo ci to zajęło. – Zawołał
Gaara, kiedy stanęła w drzwiach toalety.
- Nieprawda, czas beze mnie ci się
wydłuża to z tęsknoty. – Uśmiechnęła się zbolała. Całą sobą podpierała się o
klamkę, że ta powinna odpaść.
- Pewnie masz rację. – powiedział
i cmoknął jej policzek. – Chodźmy już do tego kina i usiądźmy.
- O tak, chyba zaraz zemdleję… -
powiedziała do siebie, ale Gaara się zatrzymał na te słowa. – W sensie, że
wiesz, jesteś taki przystojny! – Nie wierzył jej słowom, więc przyłożył dłoń do
jej czoła.
- Jesteś ciepła.
- Sam jesteś ciepły – Bąknęła. –
Chodźmy do tego kina.
Postąpiła
parę kroków, a ból się wznowił. Złapała się okolic z prawej dolnej części,
zaczęła się nawet pocić z bólu, ale nie dała się przekonać na odwołanie randki.
Stanowczo za rzadko go widuje i nie zamierza znowu do tego doprowadzać przez
głupi ból brzucha. Tak więc Gaara zaprzestał ją przekonywać, jest cholernie
uparta. W sali kinowej usadowili się w szóstym rzędzie. Schody dla Matsuri były
ciężkim przeżyciem.
- Matsuri na bank jest w porządku?
- Przecież mówię, że tak –
Bąknęła, a wtedy Gaara poczuł w kieszeni wibracje. Odebrał.
- Nie mogę teraz rozmawiać…
słucham…?!
Normalnie
Matsuri zainteresowała by się reakcją Gaary, ale ten uporczywy ból brzucha
sprawiał, że dziewczyna sądziła, iż zbliżał się jej koniec. Siedziała skulona
na fotelu, bo to sprawiało jej lekkie ukojenie, większe niż bycie w ciągłym
ruchu. Sama nie wiedziała czy zdoła się skupić na filmie, ale chciała, by się
rozpoczął, bo może tak zapomni o bólu.
- Mats, muszę wyjść.
- Co?
- Jakiś baran wjechał mi w
samochód. Został odholowany, ale muszę się po niego zgłosić. Pójdziesz ze mną?
- To nie może poczekać? Mamy
randkę…
- Wiem. Wynagrodzę ci to,
kochanie, ale…
- Okej. Idź sam, potem ci opowiem
o czym był film.
Rzecz
jasna nie chciał zostawić jej samej, ale zapewniła go, że nic jej nie będzie.
Matsuri by z nim poszła, ale ból brzucha był taki ostry, jakby przechodziła
właśnie rozerwanie. Gdy Gaara zniknął jej z oczu skuliła się w bólu i jęknęła.
Co się dzieje do cholery? Chciała zadzwonić po Sasoriego, jednak ból
przeszkadzał jej w wykręcaniu numeru. Wtem na ekranie wyświetliły się reklamy,
a sala pociemniała. Nie mogła tu zostać. Wstała z fotela i kierowała się na
dół. Osoby na sali siedziały jedynie na najwyższych rzędach. Nie mogła liczyć
na żadną pomoc. Chociaż po chwili zauważyła wchodzącego na salę pracownika.
- Przepraszam! Może mi pan pomóc?
- Przejdźmy na Ty, Matsuri. –
mruknął pogodnie Yagura, zbliżając się do dziewczyny. Lecz z każdym krokiem
zauważał jej wyraźny grymas na twarzy. – Hej, co ci jest?
- Nie wiem, chyba umieram. –
odparła, opierając się całą sobą o kolegę. – Pomóż mi zejść po tych… ał, ał,
ał, ał! – Jęknęła, zginając się w pół. Yagura przytrzymał ją, by nie zleciała
ze schodów, a potem w jednej chwili zdecydował się wziąć ją na ręce i w ten
sposób wyprowadzić z pomieszczenia.
- Mats, w porządku?
- Taa, to tylko ból brzucha… -
Ponownie skurczyła się w bólu. – Zaraz mi przejdzie…
- No nie wiem, nawet nie możesz
chodzić. Zadzwonię po karetkę.
Jak
powiedział, tak zrobił, ale najpierw kazał się Matsuri położyć na kanapie, może
tak będzie lepiej. Guzik, było tak samo. Przez telefon podał informacje o
stanie zdrowia pacjentki – ból brzucha w prawej dolnej okolicy biodra. Jak się
dowiedział, zdarzały się wymioty, a po sprawdzeniu czoła wyczuł gorączkę.
- Pójdę do…
- Nie! – Krzyknęła Matsuri łapiąc
go za rękę. – Nie idź! Zostań ze mną, nie chcę umierać samotnie.
- Od bólu brzucha się nie umiera.
- Skąd wiesz?! Czuję, się
rozerwana!
- Może byłaś w ciąży i poroniłaś?
– Zaśmiał się emanując czarnym humorem. – Racja, to nie było śmieszne…
- A co jeśli to prawda?! Co ja
teraz zrobię?!
- Nie bądź głupia. Uprawiałaś w
ogóle seks? – Zakpił uśmiechając się, ale jej milczenie i rozbiegany wzrok
wprowadziły go w osłupienie. – Jezuuu, serio Mats?!
- Nie! To znaczy… nie wiem…
- Jak to nie wiesz?!
- No bo… robiliśmy COŚ, ale… nie
wiem czy to też jest TO. Yagura ja nie chcę poronić
- Weź, idiotko! Jaja sobie
robiłem… gdybyś poroniła to pewnie byś krwawiła czy coś…
Usiadł
przy niej, ale nie musiał długo czekać na ratowników z noszami. Świadkiem
zdarzenia był szef Yagury, który pozwolił mu zwolnić się z pracy i jechać z
przyjaciółką do szpitala. Jego szef jest bardzo wporzo. Ratownik w karetce
pozwolił Yagurze jechać z nimi. W czasie drogi Matsuri w pewnym momencie
złapała go za rękę i potężnie ją ściskała. Yagura się dziwił, że ona ma tyle
siły, przecież on zaraz się popłacze, bo mu zmiażdży rękę. Chciał sobie… to
znaczy jej zaoszczędzić bólu, więc stale prosił medyka o tabletki przeciwbólowe
dla niej.
W
samym szpitalu dziewczyna po krótkiej obserwacji przez lekarza została
przewieziona na salę operacyjną. Werdykt był jeden – wyrostek robaczkowy.
Babcia Chiyo jest w jakimś sanatorium u swojego brata, a Sasori był wówczas na
imprezie kawalerskiej… To nielegalne, złe i w ogóle, ale Yagura zdecydował się
podszyć za kogoś z rodziny, w końcu do operacji potrzeba podpisu, a jego
kumpela cierpi wystarczająco długo... Matsuri cieszyła się, że chociaż Yagura
jest przy niej. Dała znać sms’em Gaarze, ale przed operacją nie uzyskała od
niego żadnego odzewu. Kiedy wszystko już się skończyło przenieśli Matsuri do
jednego z pomieszczeń, gdzie zamierzał z nią być Yagura.
- Opiekun? – Zwróciła się
pielęgniarka do chłopaka.
- Tak… - odrzekł niepewnie.
- Miała operację, więc w jej
brzuchu nazbierało się sporo gazów, których należy się jak najszybciej pozbyć.
Proszę z nią zrobić spacerek po korytarzu, aby to z siebie wypuściła.
- Ja…?
- Sugeruje pani, że mam przy nim
pierdzieć?! – Matsuri wytrzeszczyła oczy.
- Jedynie po pozbyciu się gazów
wypiszemy panią ze szpitala. – Po tym oświadczeniu, zostawiła ich samych.
- Ekhm, Mats…
- Nie ma mowy! – Zaoponowała
stanowczo. – To już by było przegięcie.
- O rany, cieszę się, że też tak
uważasz… - odetchnął Yagura.
- No wiesz, nie jesteśmy tak
bliskimi przyjaciółmi! Krępowałabym się! Mam swoją godność.
- Wierzę. Gaara ci w tym pomoże.
- No…! Co?
- Gaara się z tobą przejdzie, jak
do ciebie wpadnie.
Matsuri
zamilkła przetwarzając sobie te informacje w głowie. Ona miałaby puścić gazy
przy swoim chłopaku? Że jak?! Nie możliwe! To jest wykluczone! Spojrzała
błagalnie na Yagurę.
- Ty chyba wstydu nie masz…
- Mam! I chyba mniejszy wstyd, gdy zrobię to przy tobie, niż
przy chłopaku!
- Nie ma takiej opcji!
- Yagura…!
- Nie!
- Proooooszę cię!
Rankiem
Yahiko wyszedł na zakupy, Nagato go ściągnął z tego powodu z łóżka, a on jest
po nocnej zmianie. Niedobry kolega, dobrze, że po ślubie się wyprowadza… Chociaż trochę mu żal będzie to wszystko
zostawiać. Razem z Konan będą teraz mieszkać tam, gdzie się niegdyś wychował –
czyli na wsi. Na szczęście dom będą mieli własny, ale mimo wszystko to dwie
godziny drogi od, właściwie wszystkich przyjaciół. Chociaż czas z domu do pracy
się nie zmieni. Zapłaciwszy za swoje zakupy, tuż przy wejściu zadzwonił do
niego telefon. Nie zwalniając kroku wyjął go z kieszeni, ale dopiero przy
odebraniu nastał wypadek.
- Halo…? – Torba z zakupami się
rozerwała doprowadzając zawarte w niej zakupy do upadku. – Kurwa!
- Yyy. Nie. To ja, Hidan.
- Nie mówię do ciebie… - Burknął
Yahiko kucając przed zakupami. – Po co dzwonisz?
- Na twoim kawalerskim idziemy na
dziwki czy striptiz?
- Serio? Po to dzwonisz? –
Zirytował się lekko. – Nie wiem. Znaczy wiem! Nigdzie! To ma być grzeczny
wypad.
- Grzeczny wieczór kawalerski? Taki
nie istnieje.
- Więc mój zadebiutuje.
- No weź, tak chcesz spędzić swój
ostatni wypad w gronie przyjaciół?
- Nie jest ostatni. Ja się żenię, a
nie umieram.
- No tak, ale po ślubie już nie
będziesz miał przyjaciół. – Wyjaśnił. – Nie będziesz już mógł sobie swobodnie
wyjść na piwo, patrzeć na inne kobiety… - Wyliczał mu powody jego żałosnej
przyszłości, na co Yahiko tyko wywrócił oczami.
Kiedy
zbierał z ziemi wszystkie rzeczy obok niego przejechała furgonetka, a z niej
wysiadło kilku ludzi w kominiarkach i ciężkim sprzętem. Gdy zaczęli się zbliżać
Yahiko automatycznie zaczął uciekać, wykrzykując do słuchawki, by Hidan dzwonił
na policję, po Konan, kogokolwiek. Potem został unieruchomiony przez jednego z napastników, który się na
niego rzucił. Poczuł jak obdarł sobie podbródek, upadając na asfalt parkingu.
- Chłopaki, mam go! – Zawołał
jeden, ściągając do siebie swoich zamaskowanych pomocników.
- Nie błagam! Ja się żenię za dwa
tygodnie!
- Zamknij mordę! – Warknął. – Za
dużo widziałeś…
- Nie ja nic nie widziałem! Nawet furgonetki… Nie pamiętam nawet jak
wyglądała…!
- Zamknij pysk! – Zawołał,
wykręcając mu brutalnie rękę. – S…Stary! Podaj mi szmatkę. – Nakazał kumplowi i
dostając materiał nasączony substancją, powodującą utratę przytomności. Kilka
sekund i zasnął. Gdy napastnik się uniósł na równe nogi, od razu został
popchnięty przez kolegę.
- Prawie zjebałeś całą akcje!
- Spadaj ode mnie. – Burknął Dei
ściągając z oczu kominiarkę. – Nic się nie stało, nie pokapował się… Przecież
to Yahiko. – Nagato, który właśnie do nich doszedł, wtrącił się.
- Masz szczęście, że to on, a ty
się uspokój. – Zwrócił się do Sasoriego. – Przenieśmy go do furgonetki i tam
zwiążmy. Bo się wybudzi. – Jak zostało powiedziane, tak zrobili.
Ostatnim
razem zdecydowali się na takie rozpoczęcie wieczoru kawalerskiego, a co! Przynajmniej
zapamięta jakich ma pojebanych kolegów. Hidan miał od początku plan, aby
zadzwonić do Yahiko i odsunąć od nich podejrzenia. Teraz jadą na jakieś
odludzie, przetrzymać go w jakiejś chacie. Związując go w furgonetce mieli
całkiem niezły ubaw.
- Ale się przestraszył. – Zaśmiał
się Deidara.
- Nie wiedziałem, że tak szybko
biegasz. – mruknął Sasori.
- Właściwie to ja też. Teraz wiesz,
że mi nie uciekniesz.
- Och, nigdy nie próbowałem. –
Uśmiechnął się uwodzicielsko. Nagato tylko uniósł wzrok do góry na pogadankę
kolegów. – Nieźle przypieprzył o asfalt… może go opatrzę?
- Do wesela się zagoi. – mruknął
Nagato. – Jedźmy dalej.
- Hej, co wy robicie? – Do
towarzystwa podszedł jakiś ochroniarz.
Deidara,
jak na zbira przystało kazał mu spadać, ale pozostali go upomnieli. Zabawa,
zabawą, ale nie chcieli żadnych kłopotów. Na całe szczęście pracownik uwierzył
w ich plany, życzył im powodzenia i pozwolił wyjechać w dalszą drogę. Do celu
dotarli jakąś godzinę później, w między czasie Yahiko niestety się obudził i
zaczął błagać, aby zamaskowani ludzie go wypuścili. Wciąż powtarzał, że ma
niedługo ślub, dzisiaj był jego wieczór kawalerski i inne rzeczy. Słuchając go,
chłopaki cudem powstrzymywali się od parsknięcia śmiechem. Jednomyślnie
postanowili go zakneblować by nie musieć go słuchać.
Wywieźli
Yahiko do pewnej chaty, związali w niej na krześle i wyszli na dwór, by
wypuścić tłumiony w sobie śmiech, trójka przyjaciół została teraz zmieniona przez
innych. Sasori wykorzystał te chwilę, aby zadzwonić do rodziny Uchiha. Naoki
został tam pod opieką Mikoto, która zapewniła, że się nim i Yukari zaopiekuje.
Chyba wie co robi, w końcu sama ma już dorosłych synów. Po chwili ponownie
wstąpili do chaty, a tam została już wcielana w życie druga faza planu.
- Co ze mną zrobicie? – Yahiko
zabrzmiał tak żałośnie, że niektórym drgnęła mimika twarzy.
- Nie planowaliśmy żadnych
pasażerów na gapę, ale skoro już jesteś. Zapewne chcesz sobie pożyć. –
powiedział obojętnie Obito. – Mamy serce i cię wypuścimy.
- Naprawdę?
- Taa. Okup będzie wynosił
dwadzieścia pięć tysięcy. – oznajmił.
- Cooo?! Skąd ja wezmę tyle
pieniędzy?!
- To już nie nasz problem. Dzwoń. –
Nakazał, podając mu telefon.
- Mam taki sam. – Zauważył.
- To jest twój, durniu. – Warknął
Deidara. Co za koleś, porywają go, a ten sobie urządza pogaduszki. Yahiko
analizował głośno każdy kontakt. Nikt nie był zadowolony z podsumowania kumpla.
– Może go zastrzelmy? – Zaproponował szeptem Deidara.
- Skończyłeś? – Zapytał Itachi.
- Tak… Oby Hidan odebrał…
- Dlaczego dzwonisz do Hidana? –
Oburzył się wybrany osobnik.
- A to jakiś problem? – Uniósł
brew.
- No myślisz, że ci pomoże, zamiast
pocieszać twoją…
- Stary! – Upomniał Nagato. – Stul
pysk! - co za osioł, wszystko zniszczy.
- Wyjdźmy lepiej…
Deidara
wyciągnął go na zewnątrz, bo Hidan chyba zapomniał, że to tylko na niby i ma mu
przelać na konto forsę tylko w zabawie, a nie naprawdę. Co za gość. Będąc już
na zewnątrz Hidan odebrał telefon i obojętnym tonem zgodził się móc mu i
przelać forsę mu na konto. Wymyślił sobie, że akurat jest w banku, więc do
godziny będzie forsa. Czyli mieli jeszcze trochę czasu do ostatecznej fazy i
rozpoczęcia balowania. Była godzina dziewiętnasta, a na dworze już od dawna panował
mrok, a przy tym niesamowity ziąb. To nienormalne organizować ślub w zimie. Po
dłuższej chwili do chaty weszli Sasori z Itachim w kominiarkach. Ten pierwszy
zaczął go rozwiązywać, a drugi rzucił w jego stronę opakowanie.
- Masz, ubierz to.
- Co to jest…? – Zapytał,
otwierając paczkę. Garnitur… spojrzał na porywaczy pytająco.
- Jedziemy do banku. Musisz
wyglądać, jak człowiek. – Sasori klepnął chłopaka brutalnie w ramię.
Yahiko
spełnił rozkaz mężczyzn i zaczął się przebierać. W myślach miał nadzieję, że
Hidan nie uznał jego telefonu za żart i na serio wpłacił mu na konto te
pieniądze. Ci kolesie naprawdę wyglądają groźnie i pewnie nie byłby dla nich
problem go zabić, a ciało wyrzucić do rzeki. Całe życie mu przemykało przed
oczami, gdy tylko napotkał ich wzrok. Potem, przed furgonetką związali mu oczy
i ręce z tyłu, aby nie widział miejsca, w którym go przetrzymywali. Chłopaki w
czasie drogi zaczęli się również przebierać w swoje eleganckie, wyjściowe
ciuchy – bowiem teraz już czas na ujawnienie się. W końcu po dłuższej chwili
dotarli na miejsce wyszli z furgonetki popędzając Yahiko do wyjścia. Nie
pomyśleli, że przecież ten nie widzi, dlatego wychodząc z samochodu, po prostu
z niego wypadł. Hidan na ten widok parsknął śmiechem – od początku obserwował
poczynania kolegi, ale mu nie pomógł, bo był ciekaw co się stanie.
- Jezu, co za łamaga. – podsumował
z rozbawieniem Deidara.
- Chyba mam złamany nos. –
Poskarżył się. Dopiero po dźwignięciu go zorientowali się, że krwawi.
- Pokaż. – Podszedł do niego Sasori
i obadał mu nos. – To tylko stłuczenie. Nic poważnego.
- Dobra no to chodźmy, nie?
Kilka
minut drogi i pojawili się przed wynajętym przez wszystkich klubie. Zgodnie z
prośbą wszyscy imprezowicze milczeli i obserwowali, związanego młodego pana.
Hidan przywołał do siebie jakąś gorącą blondynką i szeptem poprosił, by
odwiązała mu ręce.
- Wypuśćcie mnie. Po co wam
niepotrzebne problemy z prawem?! Moi przyjaciele na pewno mnie szukają! – Ci
ustawili się przed nim i go wysłuchiwali. – Moja narzeczona was znajdzie i
zabije! Poczujecie jej gniew! – Kiedy poczuł na rękach, poluzowanie sznurka,
natychmiast się wyrwał i zdjął przepaskę. – Radzę wa…! – Urwał, gdy zobaczył
widok dookoła, swoich przyjaciół, jakieś laski…. – Co się dzieję…?
- Uprowadziliśmy cię na twój wieczór
kawalerski! – Uśmiechnął się Nagato.
- Co zrobiliście?! Mało się nie
zesrałem ze strachu!
- Dobra! Kiedy indziej nas za to
opierdolisz, teraz się bawimy! – Zawołał Hidan, wywołując w całym klubie gromki
aplauz. Impreza na powrót odżyła.
- Tak, Sasori. Wszystko w porządku nie martw się i baw
dobrze. – Uśmiechnęła się Mikoto. – W porządku, zaczekaj chwilę. Skończy tylko
swoje posiedzenie w łazience.
Opiekowała
się Naokim i Yukari na czas imprezy kawalerskiej i panieńskiej. Towarzyszyła
jej Kushina ona od zawsze uwielbiała zajmować się małymi dziećmi więc nie mogła
jej nie zaprosić do pomocy. Po chwili z toalety wyszedł Naoki i zamierzał od
razu udać się do salonu, ale Mikoto go do siebie zawołała.
- Naoki, tatuś chciałby z tobą porozmawiać. – Powiadomiła,
podając chłopcu słuchawkę.
- Halo…?
Uśmiechnęła
się na dźwięk tego słodkiego głosu, a potem zostawiła go na moment samego i
wróciła do kuchni, po upieczone właśnie między innymi dla niego frytki. W
salonie bawił się razem z Naruto i Sasuke. No i z nią i Kushiną, ale pewnie
większą frajdę mu sprawia towarzystwo chłopaków. By się zdziwiła. Naoki
uwielbiał towarzystwo dorosłych osób. Od zawsze się wśród takich wychowywał i
dlatego jest taki… bardziej dojrzalszy od swoich rówieśników i średnio się z
nimi dobrze bawi. Oddał telefon pani Mikoto, ładnie jej za to dziękując – jak
kazał tata na koniec rozmowy, a następnie usiadł z powrotem na kolanach pani
Kushiny. Uwielbiał ją, jest taka czuła kochana i wesoła.
Naruto z
Sasuke na początku chcieli w ramach zabawy włączyć konsole, ale kobiety
stanowczo tego zabroniły i wyciągnęły z szafy jakąś starą grę planszową. Sasuke
nie krył zdziwienia, że mają jeszcze monopol. Mimo wszystko świetnie się przy
tym bawili. I nawet zabawa z mamami nie była taka obciachowa.
- Sasuke co ty…?! – Obruszył się Naruto. – Mamo! Sasuke
kradnie z banku!
- Skarżypyta! – Burknął.
- Sasuke! – Warknęła Mikoto. - Nie oszukuj, bo pójdziesz do
pokoju! – Zagroziła, a on spojrzał na nią dziwnie. Ile on ma lat? Chyba się
trochę zapomniała.
- Dobrze ci tak. – Podsumował Naruto. – No nie, Naoki?
- Tak. Nie wolno kraść pieniędzy z banku. – stwierdził chłopiec.
Nawet on rozumiał tą zasadę.
- Brawo Naoki. – Pochwaliła go Kushina, całując w policzek. –
Fajnie by było mieć takiego braciszka, nie Naruto?
- Jasne, może wtedy byś mnie tak bardzo nie pilnowała… -
Nadąsał się. Jego mama była nadmiernie opiekuńcza. – Innych powodów nie mam. –
Skłamał, bo chciałby mieć rodzeństwo, ale jest świadom, dlaczego ich nie ma.
- Niedoczekanie. – mruknęła Kushina. – Kochałabym was obu
równie mocno!
- Ech… Naoki, twoja mama też jest taka… kochana? – Zapytał
Naruto.
- Nie mam mamy. – odpowiedział beztrosko. Nie wiedział
dlaczego, ale zawsze bał się o to zapytać, a potem już przywykł.
- Och… to przykre… - Zakłopotał się i spojrzał na towarzystwo,
aby ocalili go z tej sytuacji.
- Brawo, głąbie. – Skomentował Sasuke.
- Cicho… to… skąd się wziąłeś, Naoki? – Zapytał głupio, aby
po prostu nie było niezręcznej ciszy.
- Tata mówi, że przyniósł mnie bocian.
- Och, serio? Wiesz, że mnie też? – Odpowiedział pytaniem, a
mama uśmiechnęła się do niego.
- Heh, pamiętam, jak twój tata tu przyszedł pochwalić się
swoją pociechą. – Wspomniała Mikoto. – Taki słodki maluszek z ciebie był!
Sasuke pamiętasz?
- Nie bardzo… - Zamyślił się.
- Skleroza? W tym wieku? – Zażartowała a po chwili z głośnika
dobiegł odgłos płaczu dziecka. – Zaraz wracam ktoś mnie woła. Kushina graj za
mnie.
- W porządku… - odpowiedziała, a gdy ta zniknęła na górze zwróciła
się do chłopaków. – Wiecie co? Bank nam wszystkim wypłaca zasłużoną premię!
Ten
komunikat ucieszył Sasuke, jeszcze chwila, a zostałby bankrutem. Nie byłoby tak
źle gdyby jego własna matka nie szpuntowała na niego pozostałych graczy. Jego
zdaniem Kushina była zajebista otwarta i wyluzowana.
Tymczasem
trwał również wieczór panieński Konan u niej w domu. Dziewczyny robiły sobie
imprezkę w mieszkaniu przy winie. Było naprawdę wesoło więc nie mogły marudzić
na nudę. Konan popijała wino razem z Rin i Miyuki – Kana dała wcześniej znać,
że się troszkę spóźni. Najpierw odwiedzała swojego brata korzystając z okazji,
że nie ma przy sobie dziecka. Tamta okolica nie była zbyt bezpieczna. Wracając!
Dziewczyny siedziały w salonie piły wino puszczały dosyć głośno muzykę i od
czasu do czasu pogrywały na konsoli. W pewnym momencie po mieszkaniu rozniósł
się dźwięk dzwonka.
- Miyuki, możesz otworzyć? – Poprosiła Konan.
- Pewnie. – Uśmiechnęła się i wyszła otworzyć drzwi, za
którymi stała Kana. – Cześć, właśnie się zastanawiałyśmy czy uda ci się do nas
trafić.
- Mam całkiem niezłą orientację w terenie. Dla mnie to bułka
z kanapką.
- Chyba z masłem. – Poprawiła uprzejmie.
- Może być. – Zdjęła w przedpokoju buty. – Tak w ogóle to
przykro mi z powodu twojej tragedii…
- Jakiej tragedii?
- Twojej fryzury. – Wytłumaczyła z drobnym uśmiechem
- Przepraszam?
- To ja powinnam przeprosić, ale co to za idiotyzm prosić o
radę na temat chłopaka, przyjaciółki jego eks? No nie popisałaś się Miyuki. W
gwoli ścisłości, Sasori lubi dziewczyny z długimi włosami.
- To cię zasmucę, bo nie był zawiedziony zmianą.
- Ale pewnie też cię nie pochwalił, racja? Nie ważne… Chcę
zakopać topór wojenny. – Miyuki spojrzała na nią dziwnie. – No nie myśl, że to
znaczy że będziemy się przyjaźnić i, że będę ci doradzać.
- Więc co to ma oznaczać?
- Odwzajemnioną tolerancje. Dla mnie Saso pasuje do Noriko i
no cóż, jestem jej przyjaciółką.
- Sasori mi mówił, że zerwała z tobą kontakt.
- A twój facet go odżywił. Trzy miesiące temu ją do mnie
przyprowadził. – Miyuki zmarszczyła czoło. – Nie powiedział ci, że się
spotkali…? – Ten fakt ją zainteresował bo… dlaczego? – Nie, nieważne. Nie martw
się Noriko od dwóch lat jest mężatką.
- Dlaczego miałabym się niby przejmować?
- Hej, dziewczyny skończcie plotkować i ruszcie tu swoje
tyłki! – Zawołała Konan z pokoju.
- Już idziemy! – Zapowiedziała Kana, ale zatrzymał ją kolejny
dzwonek do drzwi. - Ktoś jeszcze się spóźnił? – Zapytała Miyuki, ale ta
wzruszyła ramionami. Wspólnie otworzyły drzwi, w progu których stał policjant.
Bardzo atrakcyjny policjant.
- Dobry wieczór. Czy…
- Ja pierdolę... Miyuki widzisz to ciacho? – Zapytała
retorycznie, wachlując sobie dłonią twarz. – Oh my gosh, ja to mam szczęście
przyjść w odpowiedniej chwili!
- Czy mogę rozmawiać z właścicielem mieszkania?
- Oczywiście, skarbie. Potem może zajmiesz się mną? – rzekła
uwodzicielsko. Miyuki odciągnęła ją na stronę.
- Nie wiedziałam, że Konan zamówiła striptizera…
- Ja też, ale bardzo dobrze zrobiła. – Uśmiechnęła się Kana.
- Ale… ja nie wiem, jak się zachować…
- Nie bądź dzieckiem. Poflirtuj z nim, w końcu za to mu Konan
płaci. – stwierdziła i wróciła do policjanta, biorąc jego rękę. – Proszę za
mną, panie władzo. – Zaprowadziła mężczyznę do pokoju. – Konan, niezłe ciacho
wytrzasnęłaś! Musisz mi dać numer do tej agencji!
- Co…? O czym ty mówisz?
- Taki gliniarz mógłby mnie skuć i potraktować swoją pałą!
- Chyba zaszło jakieś nieporozumienie…
- To zapuścimy jakąś muzykę? Czy ten tyłeczek nie potrzebuje
rytmu, by się ruszać? – mruknęła swobodnie Miyuki.
- Dziewczyny! – Zawołała Konan. – Najpierw chyba powinnyśmy
zostać przeszukane. – Konan zmieniła ton no nie spodziewała się takiego
prezentu. Ale… nie pogardzi. – Nie jest panu za ciepło w tych spodniach…?
- Proszę tego nie dotykać! – Zakazał, odsuwając dłoń kobiety
od swoich spodni.
- Laski, co robicie? – Zapytała roześmiana Rin, wchodząc do
pokoju. – Kakashi…?
- Hm, znacie się? – Zapytała Miyuki.
- No tak, pracuje w jednym wydziale z Obito. – Wyjaśniła.
- Czyli, że…
- To prawdziwy policjant?
Trójka
dziewczyn od razu spłonęła rumieńcem. No jak one się zachowały… wstyd. No i
biedny Kakashi, został wezwany, by upomnieć mieszkańców o ciszę, a tu go
dziewczyny wciągają i wymagają od niego niestosownych rzeczy. Konan wysłuchała
upomnienia, obiecała dostosowanie się do ciszy nocnej i odprowadziła za drzwi
policjanta. Gdy wróciła do pokoju, po chwili gapienia się na przyjaciółki,
parsknęła śmiechem.
- Jaka wtopa… wszystko przez was. – Wskazała na Kanę i
Miyuki. – Powiedziałyście mi, że to striptizer!
- Nie prawda… nie tak dosłownie… - Bąknęła Miyuki.
- Było minęło. – Podsumowała Rin.
- Skoro tacy przystojniacy są na policji, to muszę kiedyś
odwiedzić Itachiego. – mruknęła Kana.
- Itachi nie pracuje przecież jako policjant od kilku
miesięcy. – powiedziała Rin a Kana uniosła brew w dezorientacji. – Jest teraz
przecież prawnikiem.
Ta
informacja ją trochę zszokowała. Nie powiedział jej o tym… była zła. Albo raczej
wściekła, co ma znaczyć ta tajemnica?! Przed dziewczynami ukrywała to, że nie
wie wybraniając się swoją sklerozą. Jednak teraz miała cholerną ochotę się upić
i zatuszować swój podły nastrój.
- To… nie wychodzimy?
- Nie… zostańmy w domu i po prostu sobie spędźmy tu czas. –
mruknęła Konan.
- Ekhm, żartujesz? To wieczór panieński, a nie impreza
jakichś nastolatek. – Kana wywróciła oczami.
- Zgadzam się z nią. – Przytaknęła Miyuki. – Kto wie co robią
chłopaki. Niech też sobie nie wiadomo co myślą.
- Hmm, no dobra. Skoro większość chce…!
Kilka dni później. Kiedy wszyscy już
doszli do siebie po imprezach rozpoczął się świąteczny czas. Wszyscy spędzali go
z rodziną, najbliższymi czy coś. Sasori zostawiwszy wcześniej Naokiego pod
opieką babci, przyjechał do szpitala po swoją siostrę. Głupio wyszło, że
trafiła na oddział nie mając przy sobie nikogo, no był Yagura, ale to nic nie
zmienia. Chociaż musi mu kiedyś tak osobiście podziękować za opiekę nad
siostrą. Chwilową. Aktualnie Matsuri i Yagura krępują się do siebie odezwać,
spojrzeć w oczy i w ogóle… Gaara jest przy niej niemal cały czas.
Sasori
załatwiał Matsuri wypis ze szpitala i przy okazji zawędrował z nią na wyższe
piętro po odbiór swoich wyników. Dziewczyna była ciekawa co dolega bratu.
- No powiedz co ci jest!
- To nic poważnego, niech to ci wystarczy.
- Powiem babci, jak mi nie powiesz. – Zagroziła, ale Sasori
wzruszył ramionami. Chiyo nigdy nie była dociekliwa, więc się nie przejmował,
czy się dowie czy nie.
Matsuri
wydęła usta w gniewie. To nie sprawiedliwe, że nic jej nie mówi. Tak bardzo
zazdrości niektórym osobom o kontakt z rodzeństwem. Zawsze gdy spotyka się z
Hanabi to czasem zadzwoni do niej starsza siostra, tak o, aby pogadać… do Gaary
też dzwoni rodzeństwo – mówią sobie o byle pierdnięciu. Nawet do Yagury
zadzwonił Hidan, gdy nie wracał długo do domu. Nawet taka maszyna potrafi się
martwić… chociaż podobno chciał sprowadzić na noc jakąś laskę. Yagura w to
uwierzył, ale Matsuri już nie bardzo. Tylko Sasori był dla niej cały czas taki
chłodny. Jakiś lekarz podał mu papiery z wynikami i po przyjacielsku mu
wszystko tłumaczył tym swoim medycznym żargonem.
- Złapałeś zapalenie cewki moczowej. – Poinformował lekarz.
Był nim Komushi, przyjaciel z czasów studiów.
- Wiem, umiem czytać. – Burknął Sasori.
- Cieszę się, ale to ja jestem teraz lekarzem. Podejrzewam
chlamydię.
- Niby dlaczego?
- Bo pewnie nie brak ci… - Zerknął na Matsuri która się im
przysłuchiwała. – takich ofert. No i ostatnio byłeś na wieczorze kawalerskim.
Kto wie co się tam dzieje.
- Nie brałem udziału w takich zabawach o jakie mnie
podejrzewasz.
- Dobrze, dobrze. Nie wnikam. W każdym razie przypisałem ci
antybiotyki. – Zabrał od niego kartę z wynikami i wręczył farmaceutykę. – I
wstrzymaj się z współżyciem dopóki się nie wyleczysz.
- Ile to powinno potrwać? – Zapytał z krzywą miną.
- Od trzech do pięciu tygodni. – Sasori jęknął zawiedziony. – No hej, jak chcesz to
możesz próbować, ale będzie bolało. I to bardzo.
- Nie strasz nie strasz…
Sasori nie
był zadowolony z werdyktu lekarza, nie dość, że sika jakimiś żyletkami to
jeszcze nie może uprawiać seksu. Dla faceta to jest prawdziwy cios, nie chodzi
tylko o własną przyjemność, ale też o niemoc zabłyśnięcia przed ukochaną.
Matsuri podczas drogi powrotnej śmiała się z tego, jak on to przeżywa.
- Jeju, to tylko seks.
- Taa, pogadamy jak już będziesz „po”.
- Skąd pewność, że już nie jestem? – Uśmiechnęła się pewnie.
- Nie jesteś. – odrzekł lekko i zmienił temat. – Gaara
naprawdę wpadnie na kolację wigilijną? Nie spędza świąt z rodziną?
- Powiedział, że święta z ojcem to żadna frajda, bo on nie
obchodzi ich tradycyjnie. – Wzruszyła ramionami. – Dlatego chętnie spędzi
święta u mnie. Pozna w końcu babcię i w ogóle.
- Nam też chyba trochę brakuję do tradycyjnych świąt. Nie
mamy dwunastu potraw i takich tam…
- Dlaczego Miyuki nie będzie?
- Spędza święta z swoją mamą. – odpowiedział.
Matsuri nic
więcej nie powiedziała choć na usta cisnęło jej się wypomnienie bo Noriko była
z nimi na święta zamiast u swojej rodziny. Według niej to przez poczucie silnej
więzi z domownikami i miłości do Sasoriego, ale ten nie był tego taki pewny.
Znał jej sytuację rodzinną. Po kilku minutach już dojechali pod dom i już po
wejściu do środka, do Sasoriego doskoczył sporych rozmiarów pies. Minęło sporo
czasu od ostatniego spotkania, ale wszędzie rozpozna ten zapach szpitalnych
chemikaliów.
- Mnie to nigdy tak nie wita. – Oburzyła się Matsuri. – Kto
ci daje jeść ty Brutusie?! - Chwilę potem do powitania dołączył również Naoki.
- Cześć ciociu. – Przywitał się, ale to tatę przytulił.
- Cześć, co robiłeś urwisie? – Zapytała z uśmiechem,
ściągając z siebie zimowe ubrania.
- Pomagałem prababci! – Oznajmił z uśmiechem.
- Zuch. – Podsumował Sasori, biorąc chłopca na ręce. – A w
czym jej pomagałeś?
- Podawałem jej przyprawy. – Jak na jego wiek to było dużo,
ale w domu i tak robi więcej. Pomaga nakrywać do stołu czy coś. Weszli wszyscy
do kuchni, gdzie koczowała staruszka.
- Witaj w domu Matsuri. Jak się czujesz? – Zapytała
zatroskana. Źle jej było ze świadomością, że pod jej nieobecność wnuczka wylądowała w szpitalu.
- Nieźle. – Położyła na stole swoją torbę, gdzie miała
wszystkie urządzenia pomagające zwalczyć nudę. – Ale muszę się wykąpać, bo w
szpitalu publiczne prysznice mnie przerażały.
- W porządku, idź.
- Potem zejdę ci pomóc.
- Och, nie przejmuj się. Daję sobie ze wszystkim radę. –
Uśmiechnęła się i odprowadziła ją wzrokiem.
- Tatusiu, pobawimy się z Mau? – Poprosił, wskazując na
pieska.
- Dobrze…
- Gdzie? – Zapytała surowo Chiyo. – Pomożesz mi przecież przy
obiedzie.
- Podobno dajesz sobie we wszystkim radę. Dlaczego to mnie
zawsze wykorzystujesz? – Bąknął.
- Przestań marudzić.
Co za wnuk,
skoro ma go karmić to samoczynnie powinien zaoferować jej pomóc. Matsuri
chociaż zaproponowała pomoc. Przynajmniej jedna została jakoś wychowana. Sasori
odesłał więc Naokiego na samodzielną zabawę z psem, ale potem chciał dołączyć.
Zawsze został zmuszany przez babcię do pomocy w kuchni, kiedyś nawet potrafił
co nie co ugotować, ale to było dawno. Chiyo jednak nie robiła tego złośliwie,
według niej mężczyzna powinien pomagać kobiecie w kuchni – w ten sposób staje
się idealnym kandydatem na męża. Rzecz jasna nie mówi o gotowaniu, ale o nakryciu
do stołu, posiekaniu warzyw, podaniu przypraw czy zmywaniu naczyń. Nie
wypuściła z domu kogoś niewychowanego. Sasori wyjmował z półki talerze i
zanosił na nakryty obrusem stół.
- Jak pojechałeś po Matsuri, Naoki mi powiedział, że fajnie
by było gdyby ciocia nie wróciła do domu.
- Co…? Czemu? – Zdziwił się.
- Bo by się tu wprowadził. – powiedziała. Sama była tym
zaskoczona, prawnuk ma całkiem niezły sposób myślenia. – Po trupach do celu.
- Ja go tego nie nauczyłem… W ogóle nie posiadam takiego
mrocznego dziecka. – Stwierdził pewny siebie a potem dodał szeptem. - Pewnie
coś źle usłyszała…
- Mam bardzo dobry słuch. – Oburzyła się wchodząc do jadalni.
– Dlaczego jest sześć nakryć? Pies nie będzie jadł przy stole.
- No wiem. Ale ty, ja, Naoki, Matsuri i jej chłopak to chyba
tak. – Spojrzał na babcię która przez chwile stała jak wryta. – Zapomniałaś, że
ma przyjść? Czyżby dopadała cię skleroza? – Zaszydził.
- Tato, tato! – Podbiegł do niego Naoki. – Mogę nakarmić Mau?
Ma pustą miskę!
- Okej… Babcia, gdzie trzymasz karmę?
- W dolnej półce obok tej pod zlewem.
Sasori
ruszył tam i przeszukał tamtejsze pudełka. Po chwili jednak rozbrzmiał dźwięk
telefonu z torebki Matsuri. Przerwał szukanie, bo Chiyo nie mogła znieść
rozbrzmiewającej melodii i miał to natychmiast odebrać. Nie chciał tego zrobić,
już raz naruszył czyjąś prywatność i dostał niezły opieprz… niestety telefon
nie przestawał dzwonić. Wręczył Naokiemu pudełko z karmą, a potem wygrzebał z
torby siostry komórkę. Chciał się natychmiast rozłączyć, ale wyświetlacz ukazał
zdjęcie i podpis dzwoniącego – Noriko. Stał i patrzył się na wyświetlacz już od
dłuższej chwili.
- Odbierzesz w końcu czy nie? – Z zamyślenia wyrwała go
Chiyo.
- Zaraz wracam. – Przeszedł do jadalni i zamknął za sobą drzwi. Wziął głęboki wdech i odebrał.
- Wesołych, Matsuri. Udało ci się wrócić na święta do domu
czy spędzasz je w szpitalu? – Głos dziewczyny rozbrzmiał w telefonie. – Jeśli
tak to się nie martw, bo ja też.
- Mówi Sasori. – Poprawił i na moment zapadła niezręczna
cisza.
- Cóż, miło cię słyszeć.
- Dlaczego masz numer mojej siostry?
- A dlaczego nie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Sasori
nie był z tego zadowolony, przez ten ich kontakt Mats ciągle ma do niego żal o
rozstanie się z byłą, nie walczenie o nią i nie powiedzeniu jej o Naokim. Swoją
drogą to ciekawe czy jej powiedziała? Ale podejrzewał, że nie.
- Serio pytasz?
- Ja się ciebie nie czepiam, że zadajesz się z Sui.
- Nie o to chodzi… - Skłamał, a najgorsze było to, że nie
wiedział jaki podać zamienny argument. – Nie chcę, aby bardziej lubiła moją eks
od obecnej.
- Nie jestem temu winna, Saso. Wytłumaczyłam jej wszystko i
myślę, że już ci nas nie wypomina.
- Nie, ale… Zrozum.
- Ma ze mną kontakt, bo daję jej w wolnej chwili korepetycje.
- Korepetycje? Ty?
Zdziwił się,
oczywiście wiedział, że Matsuri znalazła jakiegoś korepetytora i poprawiła się
w nauce. Nawet Nagato o tym wspominał, zdumiony poprawą. W każdym razie sądził, że to zasługa Gaary.
Noriko powiedziała mu wszystko i rozmowa zaczynała nabierać dosyć
przyjacielskiego tonu. Sam się tym dziwił, nie sądził, że kiedykolwiek znowu
będą potrafili tak ze sobą rozmawiać.
- To skoro jestem czysta. Dasz mi do telefonu siostrę?
- Tak, zaczekaj. – Wyszedł z jadalni i kierował się do
siostry, którą napotkał w progu drugich drzwi kuchennych. –Matsuri, telefon. –
powiedział, podając jej urządzenie.
W momencie,
kiedy spojrzała na wyświetlacz, spojrzała się na Saso, ale ten jedynie ją
wyminął w poszukiwaniu Naokiego. Nie dało mu to jednak dane, bo zadzwonił
dzwonek do drzwi. Pies od razu zaczął głośno szczekać, wybiegając z jednego z
pokoi pod drzwi. Do domostwa przybył i bałwan… znaczy się Gaara. Zaprosił go
oczywiście do środka i udał się powiadomić o jego obecności, siostrę.
- Cześć Sabaku. – mruknął Naoki i wyciągnął do niego pudełko
z przekąskami. – Chcesz chrupka?
- No okej, ale nie mów nikomu. – Poprosił Gaara, był
cholernie głodny, a przecież w wigilię się nic nie je. Poczęstował się. – Ej,
dobre. Jaki to smak?
- Cześć Gaara! – Zawołała Matsuri, skupiając na sobie jego
uwagę. Pocałowali się na powitanie.
- Ciociu, chcesz chrupka? – Wtrącił Naoki.
- Hm? A skąd masz chrupki? – Zabrała od niego pudełko,
odwracając je do siebie. – To karma dla psa! – Natychmiast przy nim ukucnęła, a
Gaara się trochę naciągnął. – Naoki, chyba tego nie jadłeś?! Saso! Sasori!
- Co się stało?
- Przepraszam. Muszę do toalety… - Wtrącił się Gaara.
- Ok, cały czas prosto. – Wskazał na drzwi, a po
odprowadzeniu go zdezorientowanym wzrokiem, ponownie skupił wzrok na Naokim. –
Co się stało? – Zauważył w ręku siostry pudełko z karmą. – Nakarmiłeś pieska? –
Chłopiec przytaknął głową.
- Chyba siebie. – Burknęła Matsuri. Sasori nie mógł się
chociaż lekko nie zaśmiać. – Nie śmiej się z niego! Nic mu nie będzie przez to,
że się nawpychał tej karmy?
- Naoki, jadłeś to? – Starał się utrzymać trochę powagi przy
tym pytaniu.
- Nie, ja nie jadłem. – Zaprzeczył główką. – Ale Sabaku
zjadł!
Właściwie to
chłopak chciał spróbować, bo karma ładnie pachniała i wyglądała, ale najpierw
wolał, aby ktoś inny spróbował. Gaarze smakowało, więc czemu i on by nie mógł
spróbować? Na ten komunikat i refleksje dziecka, rodzeństwo jednogłośnie
parsknęło śmiechem. No to Gaarę czeka niezłe przeczyszczenie. Matsuri nie mogła
kolejny raz nie parsknąć śmiechem na jego widok, gdy wychodził z łazienki, ale
postanowiła nie drążyć tematu tylko od razu przedstawić go babci. Sasori nie
mógł nie być przy tej rozmowie.
- Babciu, chcę ci kogoś przedstawić. – Zaczęła, więc
staruszka odłożyła na bok gotowanie. Sasori przyglądał się jej uważnie. – To
jest mój chłopak… - wyciągnęła go z progu. – Gaara Sabaku. – Uśmiechnęła się, a
staruszkę na wspomniane nazwisko po prostu wryło w ziemię.
- Dzień dobry… I dziękuję za zaproszenie na te kolację
świąteczną. – Trochę się krępował, bo wie, jak to się wszystko zaczęło.
Najpierw niepozorna znajomość mająca na celu ochronę, a teraz już
kilkumiesięczny związek.
- Widzisz babciu jaki grzeczny? I słodki. – swoje
stwierdzenie dodała szeptem, ale wszyscy słyszeli.
- Ale… to wy jesteście razem?
- No tak. Dlaczego cię to dziwi?
- Pani Chiyo jest znajomą mojego ojca… więc chcąc nie chcąc
już mnie zna. – Wytłumaczył Gaara.
- Jak to się stało, że jesteście razem?
- Przeznaczenie! – Zawołała Matsuri. Pamiętasz mój wakacyjny
wyjazd za granicę? Spotkaliśmy się na lotnisku, a w międzyczasie zaiskrzyło!
Gdy Matsuri
była czymś podekscytowana to bardzo głośno mówiła, tak było i tym razem. Chiyo
była tym wszystkim zaskoczona, szczególnie, że właściwie przez nią się razem
związali. Nie była z tego zbyt zadowolona, a Sasori od razu to wyczuł. Nie znał
tylko powodu, po chwili usłyszeli trzask dochodzący z jadalni. Natychmiast się
tam zebrali i zobaczyli w środku Naokiego, który był z psem u boku, a przed nim
był naciągnięty na stole obrus, świadczący o stłuczeniu dwóch zastaw.
- Naoki! – Zawołał surowo Sasori, na co chłopiec się
wzdrygnął. – Co zrobiłeś?!
- To nie ja! To Mau! To nie ja…! – Z całych sił starał się
wybronić przed oskarżeniem, ale w końcu się mocno rozpłakał. – Nie chciałem!
Przepraszam tato…! – Szybko się jednak przyznał nie za bardzo potrafił kłamać,
szczególnie kiedy działał pod taką presją. – Ja nie chciałem…!
- Ćśśś, już dobrze. – Wziął chłopca na ręce, zaczynając go
uspokajać.
- Przepraszam…! – Wybuczał mu w ramię.
- Nic się nie stało, Naoki. – Matsuri wzięła śmietkę i
zaczęła sprzątać to wszystko. – To tylko
talerz… w dodatku nie nasz. – mruknął, aby go uspokoić.
Chiyo nie
była zadowolona z tego, że uczy syna nie poszanowania cudzej własności. Taka
jest nawet gorsza od własnej. Zdecydowanie za bardzo go rozpieszcza. Gaara i
Matsuri zobligowali się do zajęcia Naokim, bo przecież nie będą go odciągać od
pomagania Chiyo. Nie ma tego złego, wykorzysta czas na podpytywanie.
- Nie podoba ci się chłopak Matsuri?
- Jest za młody.
- Wiesz o co pytam babciu.
- Nie chodzi o niego. Tylko jego rodzinę. – odpowiedziała. –
Wiesz dlaczego rozwiedli się jego rodzice? Ojciec podobno katował matkę i nawet
znęcał się nad dziećmi.
- I co? to nie znaczy, że on też taki jest…
- Niektóre rzeczy zostają w genach.
Nie wiedział
jak na to odpowiedzieć. Znał się na genetyce, wie o tym, ale nie skazuje nikogo
na tej podstawie. To głupi powód. Przecież będąc w takiej rodzinie mógł
postanowić nie zachowywać się jak ojciec. Mógł? Mógł.
Na ceremonii
ślubnej Konan i Yahiko zebrało się sporo znajomych i dosyć obszerna rodzina
Yahiko. Cała najbliższa paczka przybyła z osobami towarzyszącymi. W końcu można
się opić lub najeść za darmo, a przy okazji spędzić czas w radosnej atmosferze.
Hidan na szczęście nowożeńców nie zgodził się, aby wchodzić do kościoła. Był
ateistą, naprawdę czuł się zaszczycony, gdy go zapraszali na swój ślub, ale
pobyt w kościele jest wbrew jego zasadom, wierzeniom i w ogóle. Problem w tym,
że Naoki uparcie chciał zostać z wujkiem… jeszcze tego brakuje by przełożył
syna na swój kategoryczny ateizm. W końcu zgodził się go zostawić pod opieką
Hidana – został bowiem zaatakowany przez Tsuki, Deidare, samego Hidana i
własnego syna. Jak żyć?
Itachi dąsał
się z Kaną przez całe wesele, ona była na niego zła za nie poinformowanie jej o
zmianie pracy, a on za świąteczny prezent który od niej otrzymał. Gumowa lalka
no jak mogła? A wszelką miarę przeszło jej oświadczenie, przy całym stoliku
stwierdziła, że musi poćwiczyć, bo ją nie bawi piętnastosekundowy seks. Dobra,
sam ją sprowokował, by przy wszystkich powiedziała o co im chodzi, ale no… żal
i wstyd. Deidara, Hidan, Sasori i Naoki chodzili właściwie wszędzie, to był
jakiś durny łańcuszek, Saso nie zostawi syna samego z Hidanem, a ten
praktycznie wszędzie z nim chodził. No, a Deidara miał to trochę w dupie, gdzie
idą. Grunt, że są w swoim towarzystwie.
Dziewczyny siedziały przy stoliku i nie traciły czasu. Miyuki dużo nie było
trzeba, aby się spiła… Najgorsze w tej sytuacji było to, że skoro ona się tak
spiła, że stale trzeba było ją pilnować to oznaczało to, że on i Naoki musieli
już jechać do domu.
Przyjechali pod blok o drugiej nad ranem, był zdziwiony i
dumny z tego, że pięcioletni syn wytrzymał tak długo bez spania. Mógłby się
bawić nawet do końca wesela, gdyby Miyuki miała mocniejszą głowę. Tragedia, na
szczęście Dei też nie ma lekko z odprowadzaniem Tsuki do domu. Jak na złość w
budynku nie było czegoś tak ułatwiającego życie, jak winda. Miyuki roześmiana
kierowała się w stronę schodów i już po dwóch stopniach powiedziała, że dalej
nie może. Naoki śmiał się w najlepsze ze stanu swojej opiekunki, Sasori
natomiast tłumił w sobie wściekłość, widząc jak dziewczyna się zachowuje.
- Miyuki,
to tylko dwa piętra. Dasz radę.
- Nieee. –
Fuknęła niczym rozpieszczona nastolatka, by chwilę potem głośno się roześmiać.
– Jestem zmęczona i bolą mnie nogi! Zostawcie mnie tutaj! – Krzyczała, na co
Akasuna przewrócił oczami.
- Przestań
się drzeć… Słyszałeś Naoki, idziemy. – Nakazał, lecz maluch zagrodził mu drogę.
- Nie,
tato. Nie zostawimy tu Miyuki – odparł szlachetnie.
- Argh! – Warknął,
mierzwiąc sobie włosy z wściekłości. Wrócił do siedzącej na schodku dziewczyny
uśmiechającej się tępo do powietrza. – Idź na górę, kobieto!
- Nie! Stopy mnie bolą, pieprzone szpilki…!
- To zdejmij buty.
- Mowy nie ma! – odparła, patrząc na swoje nogi. – Wyglądają
tak pięknie! – Zaśmiała się.
- Brzydkie są – odparł obojętnie. Po pięciu sekundach ciszy,
dziewczyna się rozwyła. Jak mógł jej tak powiedzieć?
- Tato! – Upomniał go chłopiec, oburzony jego postawą.
- No dobra, ładne są. Przestań płakać.
-
Na-Naprawdę? – Zapytała słodko, podciągając pod nosem. – Specjalnie dla ciebie
się wystroiłam – stwierdziła słodko i przesadnie głośno. Sasori zaczął czuć się
bezsilny.
- Miyuki,
chodźmy do domu – Wtrącił chłopiec.
- Nie dam
rady wstać w tych butach! Zdjęłabym je dla ciebie, kochanie, ale twojemu
tatusiowi się podobają – zaśmiała się rozkosznie, a Akasunie drgnęła żyłka.
- Więc co proponujesz
by dostać się na górę? – Wysilił się na spokojny ton pytania. Uśmiechnęła się
do swojego mężczyzny i w jednej chwili wystawiła ręce w przód.
- Zanieś
mnie!
Naoki zaczął się z niej śmiać, jego
już tata od dawna nie nosi! Dla niego to była bardzo dziecinna prośba. Sasori
ścisnął z desperacji swoje zatoki nosowe, westchnął ciężko i kucnął tyłem do
niej. Rozweselona dziewczyna objęła jego szyję, dociskając ciało do pleców.
- Trzymaj
się mocno. - Rozkazał i trzymając szczelnie dziewczynę, podniósł się z nią
mocno, pracując przy tym nogami. – Na co się patrzysz? Smaruj na górę! –
zwrócił się do swojej pociechy.
- Tatusiu,
mnie dawno tak nie nosiłeś! – zawołał szczerząc się do pary.
- Mnie też
dawno tak nie noszono. Jesteś taki kochany Saso. – mruknęła rozbawiona,
cmokając chłopaka w policzek. Uśmiechnął się delikatnie. – Ponoć jestem za
ciężka – Wyżaliła się, a on podrzucił ją trochę do góry.
- Nie
zauważyłem – odrzekł, po chwili byli już na właściwym piętrze. Ukucnął,
pozwalając, by dziewczyna bezpiecznie z niego zeszła. Odwrócił się do niej, gdy
nie czuł już na sobie dotyku. Poprawiała swoją zwiewną spódnicę, która podczas
podróży podwinęła się lekko w górę. Wtem został spoliczkowany przez szatynkę. –
Kurwa mać, za co to?!
- Za
podglądanie, świntuchu! – bąknęła, chichocząc milutko.
- Przecież
nawet nic nie widziałem! – warknął, dotykając pieczącego policzka. – Ała,
cholera.
- Bardzo
cię boli, tatusiu? – Zapytał Naoki z troską. Sasori przytaknął gromiąc wzrokiem
Miyuki. – To trzeba pocałować, niech Miyuki cię pocałuję!
- No, skoro
cię boli… - mruknęła rozbawiona, przybliżając się do niego.
- Nie
trzeba. - Zbył ją i chciał się oddalić, ale gdy dziewczyna traciła podparcie,
ostro się chwiała. – Ja pierdolę… - szepnął i jednak objął ją za ramiona,
prowadząc do mieszkania, lecz usilnie stała w miejscu i… płakała? Co jest z tymi
kobietami, do cholery? – O co znowu ryczysz?!
- Daj mi
się pocałować! Chcę ulżyć twojemu bólu! Jesteś dla mnie taki zimny! Co ja ci
zrobiłam?!
- No nie
wiem? Uderzyłaś mnie? – Warknął retorycznie, dziewczyna patrzyła na niego, a po
pięciu sekundach wybuchła śmiechem.
- Racja – odrzekła z rozkoszną krępacją. Sasori
obtarł twarz, bo z tego wybuchu ekstazy, aż go opluła. Naoki patrzył na nich
roześmiany. – przepraszam, pocałuję cię,
bo cię kocham – oświadczyła i musnęła go w policzek. Jej wargi były takie
ciepłe, a jego twarz taka chłodna, ciężko było jej się od niego oderwać.
Sasoriemu w końcu udało podprowadzić
się ją pod drzwi i najpierw oparł ją o ścianę i zaczął szukać po kieszeniach
kluczyków. Miyuki oparła się o nią bokiem, wpatrując namiętnym wzrokiem w Sasoriego.
Teraz każdy jego ruch był dla niej bardzo seksowny. Zdecydowanie miała na niego
dzisiaj ochotę… wielką, ogromną ochotę. Przekręcił klucz w zamku i otworzył
drzwi w jednej chwili krzyżując się wzrokiem z szarooką. Drgnął, wiedział co
takie spojrzenie oznacza. Boże, Szatanie, Jashinie czy kto tam rządzi... spraw,
aby po prostu zasnęła.
- Wchodźcie
i rozbierzcie się – Miyuki zaśmiała się na słowa chłopaka.
- No skoro
każesz – mruknęła, zaczynając rozpinać swoją koszulę, ale Saso powstrzymał jej
dłoń.
- Nie! Rozebrać
w sensie buty, bluzę – Krzyknął zarumieniony. Cholerna Tsu, Miyuki staję się
teraz podatna na podteksty. - Idź do salonu – nakazał, pomagając pościągać się Naokiemu.
Chłopiec uśmiechał się do
przechodzącej obok opiekunki, która poczochrała go po włosach, następnie
przeniósł spojrzenie na ojca. No przyrzekłby, że wyglądało, jak to wszystko
wiedzące Hidana. Na szczęście był na takie wnioski zdecydowanie za mały.
- Co? – Burknął
w stronę pociechy. Wtem usłyszeli głośny huk w salonie, natychmiast się tam
zerwali i zobaczyli zaśmianą Miyuki, siedzącą na podłodze. – Co się stało?
-
Przewróciłam się – wydusiła, między spazmami śmiechu. Naoki dołączył do jej
śmiechu, a Sasori odwrócił wzrok, by nie parsknąć. Żeby się śmiać z tego, iż
się wywróciło, a przy tym wyglądać tak… uroczo. – Kostka mnie boli – Jęknęła
żałośnie, orientując się po chwili, że przecież na niej siedzi… -- dobra, już
przestało! – Zaśmiała się, a zawtórował jej w tym mały Akasuna.
- Naoki! Przestań się śmiać i spadaj spać do pokoju, ale już! –
Zrugał go ojciec.
- Miyuki może spać ze mną?
- Nie, Miyuki będzie spać u mnie. – powiedział, a dziewczyna
się uśmiechnęła szeroko.
- Słodko. Obiecuję, że spędzimy fajną noc – Mrugnęła do niego,
śmiejąc wesoło.
- Na pewno
Śpisz u mnie, nie ze mną – Jesteś uśmiechnął się widząc jej naburmuszoną minę.
– ja się prześpię na kanapie. Naoki powiedz grzecznie dobranoc.
- Wszystko
zniszczysz, tato – oznajmił zawiedziony. – dobranoc Miyuki.
- Dobranoc,
koro…kolol… ko-lo-ro-wych snów – zaśmiała się z siebie. – Wybacz, już mi się
literki w słowach pieprzą… kocham cię Naoki. – Przytuliła go do siebie. – Moje
kochane dziecko.
- Też cię
kocham – mruknął Naoki. Sasori przyglądał się temu obrazkowi, ciepło mu się na
sercu robiło pod jego wpływem. Potem pięciolatek poszedł posłusznie do pokoju.
Akasuna ukucnął naprzeciwko dziewczyny i zaczął rozpinać delikatnie paski w jej
obuwiu.
- Saso… -
Spojrzał na nią, kładąc na bok jej czarne buty. – Przytulisz mnie? – zapytała
milutkim głosem, a on się roześmiał. – No weź, pary się przytulają – mruknęła.
- Pójdziesz
potem spać, bez gadania? – przytaknęła, bardzo żywo głową na tak.
Z westchnięciem zbliżył się do
szatynki, obejmując ją delikatnie. Naprawdę miał na nią ochotę, ale przez to
pieprzone zapalenie po prostu nie mógł. Wsunął jedną rękę pod jej kolana i
zaniósł ją do swojego pokoju. Dopiero po kontakcie z poduszkami i ciepłem bijącym od ciała
Sasoriego, zaczynała robić się śpiąca. Pomimo jej próśb musiał zostawić ją samą
i sprawdzić, jak radzi sobie Naoki. Cóż, pięciolatek padł jak kłoda na łózko i
w ten sposób zasnął. Musiał więc na śpiąco go przebrać. Kiedy ułożył go w łóżku
i przykrył kołdrą, skorzystał z tej chwili aby na niego popatrzeć. Ma go już
przy sobie pięć lat, właśnie tak to odczuwał. Jakby był z nim od samego
początku. I nie ma osoby którą kochałby bardziej od Naokiego. Po chwili
usłyszał tupot stóp i natychmiastowe dobicie do łazienki. Od razu się tam
skierował, bo jak się spodziewał Miyuki haftowała. Nie mylił się podszedł do
niej, aby przytrzymać jej z tyłu włosy. naciągała się tak mocno, że łzy
samodzielnie spływały z jej oczu. Sasori patrzył na dziewczynę, dodając jej
otuchy, dotykiem na plecach, czy stałym powtarzaniu, że wszystko będzie dobrze.
- Już
lepiej? – Zapytał podając jej kubek zimnej wody.
- Chyba
tak… Ale wolałabym tu zostać. – odrzekła, opierając się o zimne kafelki w
łazience i będąc w pobliżu muszli klozetowej. – Przepraszam, że się
doprowadziłam do takiego stanu i zniszczyłam ci zabawę… Jest mi tak głupio. –
Jęknęła, ze wstydu chciało się jej płakać. Tak się nie zachowuje dziewczyna.
Sasori spuścił wodę w toalecie.
- W porządku.
– Przysiadł się obok niej na podłodze. – Zdarza się.
- Idź spać…
- Nie mogę.
Co prawda, mój jeden priorytet już smacznie śpi, ale drugi ma problemy
żołądkowe.
- Dzięki. –
Oparła głowę o jego ramię, a dłoń położyła na jego udzie. Saso nie był z tego powodu
zbytnio zadowolony, szczególnie, kiedy jeździła dłonią w górę i w dół. Sama
erekcja boli, jak skurwysyn, już raz tego doświadczył i nie chciał powtórki.
Dlatego złapał jej dłoń.
- Nie rób.
- Wybacz,
zapomniałam. – Odgarnęła włosy do tyłu. Chwilę milczeli pogrążając się w
własnych myślach, zegarek Sasoriego wskazywał na za kwadrans czwarta rano.
Chciało mu się spać, ale nie mógł zostawić Miyuki samej. – Spotkałeś się z
Noriko? – Wypaliła nagle z tym pytaniem. – Albo raczej powinnam zapytać, dlaczego
mi nie powiedziałeś?
- Bo nie
sądziłem, że to ma jakieś znaczenie. Nie musisz się tym przejmować, to ciebie
kocham.
OD AUTORKI
Hejo :D
W KOŃCU dodaję rozdział xD Mam nadzieje, że wam się podoba, bo mi owszem - chociaż mogłam się bardziej rozwinąć przy tych wieczorkach, takie mam odczucie :P Spytacie, czemu tego nie zrobiłam? Otóż pisanie dłuuugich rozdziałów mnie wykańcza, a was pewnie wykańcza ich czytanie :P Nie no może pisanie nie jest takie, ale sprawdzanie ich... JAK MI SIĘ TEGO NIE CHCĘ ROBIĆ -.- Niech się skończą te głupie matury i moja korektorka zacznie mieć wakacje :P '
Przyszłe notki będą niestety tej samej lub dłuższej długości... więc no, przykro mi... Niemniej wiem z pewnych źródeł, że będą się podobać, śmieszyć i uczyć :D W ogóle tak was uświadamiam, bo niektórym trudno w to uwierzyć, ale bardzo dużo sytuacji, zachowań czy reakcji zdarzyło się naprawdę :P Nie mówię tu tylko o tych zwyczajnych, typu ktoś idzie sikać, bo ludzie chodzą sikać xD Mówię o tych śmiechowych, żenujących i tak dalej :P Nie są one tylko z mojego życia... ale głównie :)
Ba! Jak przeżyliście jakieś wpadki to możecie pisać - może wykorzystam xD
Ten wieczór kawalerski Yahiko musiał być zajebisty, serio fajnych ma kumpli.
OdpowiedzUsuńAkcja z Kakashim mnie powaliła. masakra jak można się tak pomylić?
Albo Miyuki, ja jej już nie poznaje! co ten alkohol z nią zrobił?!
A tak ogólnie to zajebiście piszesz, nie przestawaj.
Wiesz, że mi też podobają się takie przyjaźnie? :D W takich chwilach żałuję, że jestem dziewczyną, bo nie mogę liczyć na takie jebnięte pomysły przyjaciół :P
UsuńAlkohol zmienia człowieka :P
Dziękuję bardzo :D odpisuję dopiero teraz, ale twój komentarz mocno mnie kopnął w tyłek do pisania :D
Dziękuję! :)
Hej czytam twojego bloga juz od 2 miesięcy i nareszcie odważe się napisać komentarz :P. :P Tak ogólnie to zajebiście piszesz :) strasznie podoba mi się Twój styl pisania :). Notka zajebista <3. Czasami zastanawiam się czy wole Twojego bloga od prawdziwego Naruto :). Mam jeszcze takie pytanie :) Napiszesz kiedyś opowiadanie o Konohamaru i Hanabi? Pozdrawiam, Matka Smoków ;)
OdpowiedzUsuńDwóch miesięcy? O.O poważnie? I nadal czytasz? XD gratulacje, bo inni chyba przestali xD dziękuję za miłe słowa :D dobrze, że komuś się mój styl podoba, bo nie potrafię go zmienić xD
UsuńMój blog nie ma za wiele wspólnego z Naruto... ^^" lepiej się piszę mając już znany sobie wygląd postaci przed oczami :P
Opowiadanie? Takie solowe? :P Nie wiem... Może ;)
Wątek Matsuri i Gaary ma szansę zawalczyć o pierwszeństwo w moim rankingu Twoich wątków. A dokładniej, Matsuri, nieważne co dla niej przygotowałaś. Bardzo mi się podoba Twoja kreacja tej postaci. Generalnie jej nie lubię, nie przyszłoby mi do głowy paringować jej z Gaarą w moim ficku. U ciebie Mats urasta do rangi mojej ulubionej postaci, jeszcze Hanabi się wyróżnia. Nie, żeby z Sasorim było coś nie tak :P Fajnie, że dajesz taką różnorodność. Zastanawiam się, jak po tylu rozdziałach możesz jeszcze mieć tak dobre pomysły, w tym opowiadaniu nuda nam nie grozi :D
OdpowiedzUsuńOch, no to poczekaj kilka rozdziałów, a zobaczysz co dla niej szykuje ]:-> dla Hanabi w sumie też :P
UsuńTaa, u mnie panuje różnorodność - dorośli, nastolatki i dzieci, dlatego nuda zarówno mi jak i mam nadzieję, że wam właśnie nie zagrozi :D
Dziękuję, że nadal mnie czytasz :D <3
Małe pytanko. Będzie wprowadzony wątek Naruto i Hinaty?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńByła akcja z Sasuke i Sakurą . Może z Naruhiną też coś wprowadzisz ? *.*
UsuńNo skoro chcecie to mogę i cv h wplątać w opowiadanie, ale rozwijać się nie będę, bo już i tak mam wpierony bohaterów, a niektórych i tak zaniedbuję ^^"
UsuńPierwszy raz komentuję, ale to dlatego, że niedługo zaczęłam czytać. Wciągło mnie po prostu jak.... :D Nie mogę się doczekać aż Sasori powie Miyuki, że ją kocha. Te wszystkie śmieszne sytuacje.. O matko co sobie jakąś przypomnę to chce mi się śmiać. Świetnie piszesz, nigdy się nie nudzę a cały czas pragnę więcej i więcej. Rozdziały są mega długie co kocham <3 Charaktery postaci są meeega. Sytuacje z Dei'em są najlepsze. Zawsze uwielbiałam Uchihów, a tu są trochę nielubiani, ale da się to przeżyć. Dużo, dużo weny i czasu życzę "D I nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuńO jaaaa <3 przeczytałaś wszystko i nadal tu jesteś <3 to dla mnie wiele znaczy i w ogóle SZACUNEK xD
UsuńNa końcu rozdziału jej w sumie powiedział, że ją kocha :P a i mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się cię rozśmieszyć :D
Uchiha są lubiani, znaczy Itachi xD szczególnie przez Deia XD
Jeszcze raz dziękuję za czytanie i śmianie się z tych wypocin :D