5 maj 2015

ROZDZIAŁ 65-1.

            Sasori tego po południa wybrał się do centrum handlowego razem z Miyuki i Naokim, pierwszorzędnym planem było wyjście do kina na bajkę. Potem mogli wszystko przeinaczyć dla siebie, bo akurat po seansie w centrum organizowana jest atrakcja z pokojem zabaw dla dzieci. W dodatku jak na trzy godziny, cena jest bardzo niska. Obejrzeli wspólnie bajkę, w czasie której Naoki musiał z pięć razy iść do toalety. Sasoriego krew zalewała po prostu. Nie powiedziałby, że to dziecko jest takie moczopędne, ale jak żłopie te kinową colę to co się dziwić. No i lepiej, że sika niż żeby skończyło się to kałużą jak ostatnio. Miyuki chciała go wyręczyć w odprowadzaniu, ale Naoki nie chciał iść do babskiego kibla. Po filmie, zgodnie z planem, odprowadzili dziecko na zabawy, których sam się nie mógł doczekać. Umówił się tam ze swoimi dwoma kolegami z przedszkola – Tesshu i Tora – jednak od razu dostał bardzo ogólny nakaz.
- Tylko masz być grzeczny, jasne?
- Zawsze jestem grzeczny. – Uśmiechnął się z dumą. Sasori zmierzwił jego głowę.
- Chyba kiedy śpisz…
- Cześć Nao! – Zawołał eden chłopak, biegnąc szybko i zostawiając opiekuna z tyłu.
- Cześć Tesshu! – Odmachał mu ręką. Jednak w momencie gdy do niego dobił to przyjacielsko go uściskał. Sasori przyglądał się temu z uśmiechem, bo nie mógł inaczej. Miyuki też uważała to za kochane.
- Dzień dobry! – Po chwili przywitał się również z rodzicami kolegi. – Masz bardzo ładną mamę – powiedział zbyt głośnym szeptem. Miyuki się zarumieniła.
- To nie jest moja mama. – oznajmił Naoki, wzruszając ramionami. Nie wiedział, czy może tak do niej mówić, kiedyś go tata za to okrzyczał i odcisnęło się to na nim.
- Tesshu… Nie zmuszaj mnie do biegania. Wystarczy, że robi to twoja mama w szkole… - Bąknął Konohamaru, a potem rozpoznał jego kolegę. – Ooo Naoki! Siemka! – przybił z nim piątkę. – A gdzie twój stary? – Sasoriemu drgnęła żyłka na skroni. – Wśród tylu dzieci jest, jak ninja!
- Tu jestem... – Burknął, chciał się do niego zwrócić po imieniu, ale nie pamięta imienia. – To twój brat?
- Nie. Kuzyn – Wypiął się dumnie.
            Po wysłuchaniu jego historii, jak go wrobiono w te sytuacje, minął pozostały czas otwarcia sali zabaw, w międzyczasie doszedł i Tora z matką, jak się okazało po krótkiej konwersacji, samotną. Mąż jej, a ojciec chłopaka, zmarł, gdy była w szóstym miesiącu ciąży. Miyuki lubiła słuchać historii innych ludzi i i dodawać im otuchy. Po chwili mogli zostać już całkowicie sami, a pierwsze co, to bez żadnych ustaleń spacerowali po centrum, trzymając się za ręce.
- Chcesz jakoś konkretnie spędzić ten wolny czas, czy chodzić bez celu? – Zapytał w końcu.
- Chodzenie bez celu z tobą też jest bardzo przyjemne. Ale… - Wspięła się na niski murek i nadal kroczyła przed siebie z Sasorim, trzymającym ją za rękę. – jak masz jakąś propozycję to mów.
- No to może masz ochotę na kawę? – odwrócił się do niej, kiedy murek już się kończył. Złapał ją za biodra i ściągnął na ziemię. Uśmiechnęła się na ten gest.
- Zgoda.
            Ruszyli więc do pobliskiej kawiarni, już nie za rękę, a w objęciu. Przy stoliku Sasori pokazał jakim jest dżentelmenem, zdjął jej narzucony na siebie płaszczyk, odsunął dla niej krzesło i przyniósł leżące na ladzie przy kasie karty menu. Dawno nie spędzali w ten sposób wspólnie czasu i już zapomnieli jak im ze sobą może być cudownie. Patrzyli na siebie bez słowa, splatając ze sobą dłoń na stole, od czasu do czasu robiąc krótkie łyki swoich zamówionych napoi i ocierając się nogami pod stołem.
- Dzwonił do mnie Yosuke. – Sasori rozpoczął temat.
- O matko… co chciał? – Już same imię jej brata, doprowadzało ją do wygórowanego zażenowania.
- Poza tym, że ma do mnie żal, bo odbieram mu siostrę na całe dnie, to chciał się ze mną spotkać… nie było by to złe, ale miejscem spotkania ma być hala treningowa.
- Boisz się, że cię zbije? – Uśmiechnęła się z rozbawieniem Miyuki.
- Nie, odkąd wiem, że masz brata boksera, to wiem, że wpierdol mnie nie ominie. – Odparł.
- Więc o co chodzi?
- Będziemy ćwiczyć, a ja dawno nie ćwiczyłem. Narobię ci obciachu.
- Nie martw się. Yosuke zawsze sprawdzał moich chłopaków pod względem sprawności fizycznej. Właściwie to nie tylko chłopaków, przyjaciół też… - Dodała i odpiła kawę.
- Nie powinienem być gorszy, niż Banri… - Miyuki zaśmiała się na samo wspomnienie.
            Banri w tej próbie był gorszy, niż jej paroletni adorator, który był kolegą Takedy. Więc Sasori cieszył się, że jest przynamniej ktoś gorszy, przedostatnim miejscem też się nacieszy. Grunt, że nie ostatnie. Po skończeniu delektowaniem się kofeiny, wyszli z kawiarni na dalszą wycieczkę we dwoje. Sasori widząc spojrzenie Miyuki za witrynę sklepową, pociągnął ją w tamtą stronę. Jego tam jakoś specjalnie zakupy nie raziły. Przywykł, gdy przechadzał się po nich z Noriko i jakoś nigdy z nią nie czuł, że go to wykańcza.
- Kogo ja widzę? Saso, Miyu. Hej! – Na ów wolanie para obejrzała się za siebie i zobaczyła Tayuyę. Brzuch miała już dosyć obfity i znać było już jej ciąże.
- Cześć Tay! – Miyuki ucieszyła się na jej widok, uściskała ją delikatnie. – Jak się czujesz?
- Grubo… - Bąknęła. – A u was widzę, że miłość kwitnie. Wspólne zakupy, a pobyt faceta w sklepie odzieżowym to udręka. Pamiętam, jak Dei odprawiał mi cyrki… „Tayuya pospiesz się”, „Po chuj ci tyle ubrań?” i pierdyliard innych narzekań. Ach, ten Dei.
- Kiedy masz rozwiązanie? – Dopytał Sasori.
- Na koniec lutego.
- Pewnie ciężko ci będzie z dwójką dzieci…
- Coo? To bliźniaki? Dei tak trafnie strzela gole? – Uśmiechnęła się zaskoczona. – Jak zareagował?
- Skakał z radości i płakał ze szczęścia. - zakpiła Tay. – Chyba znacie Deidarę.
- Ciągle próbuje do niego przemówić, by wziął odpowiedzialność albo zainteresował się swoimi potomkami.
- Wiem, Saso, ale odpuść mu. Pochodzę z zamożnej rodziny, a mój tata był zachwycony na wieść o wnukach. Dam sobie radę bez niego.
- No tak, ale jako ojciec powinien brać udział w życiu dziecka, znaczy dzieci.
- Niby tak, ale jego udział nie byłby na zasadzie przychodzę do was, bo was kocham, tylko przychodzę, bo muszę. Deidara jest świadom, że tak by się zachowywał i nic dobrego by z tego nie wyszło.
- Mimo wszystko…!                                                 
- Saso odpuść. Rozmawiałam z nim, gdyby był inny to by utrzymywał kontakt, a nie będzie robił tego na siłę i wpajał swoim zachowaniem, że od urodzenia dzieci są postrzegane przez tatusia jako kłopot lub problem. Zobowiązał się do pomocy na odległość. Alimenty i tak dalej. To wystarczy.
- W sumie masz rację… - Zgodziła się Miyuki. – Dei ma farta, że ma dzieci z taką wyrozumiałą kobietą. Ja bym nie odpuściła Sasoriemu – Zaśmiała się, wtulając w ramię partnera.
- A według mnie za szybko odpuściłaś. Dziecko potrzebuje ojca.
- Hej, mam faceta. Jeżeli opatrzność pozwoli to może się stać przyszywanym tatusiem.
            Na tą wieść z entuzjazmem zareagowała Miyuki. była ciekawa jak wygląda, jak ma na imię i takie tam, jarające dziewczyny rzeczy. Sasoriego jedynie zainteresowało, czy wychowa dzieci w wiedzy o prawdziwym ojcu. Nie. To bardziej  decyzja Deidary, niż jej, więc jak chciał poznać odpowiedź na swoje pytanie „dlaczego?”, to musi zapytać przyjaciela.

            Kana leżała na rozłożonym na ziemi miękkim kocyku, mając pod sobą swoją córeczkę – Yukari. Dziewczynka zapoznawała się dzięki dotykowi z twarzą swojej mamy. Miała wówczas jakieś dwa tygodnie, więc niczego kreatywnego nie można było z nią robić. Kana zapoznawała ją też ze swoim głosem na okrągło mówiąc do niej różne rzeczy. Przedstawiała jej zabawki, które albo kupił Itachi albo dziadek sprowadził ze strychu. Miała za złe Danowi, że nie odwiedził jej w szpitalu i do tej pory jego zainteresowanie siostrzenicą jest marne. Jednak zaś jest bardzo szczęśliwa z powodu zobaczenia Noriko, znowu poczuła się jak jej młodsza siostrzyczka w momencie gdy się przytuliły. Nie miały za bardzo czasu na rozmowy, ale Noriko obiecała przedłużyć sobie urlop i na dniach się z nią spotka. Źle się czuła i nadal czuje z tym, że nie powiedziała nic o Naokim, ale nie mogła zachować się tak niewdzięcznie wobec Sasoriego. W końcu on ją do niej przyprowadził.
- Mam nadzieje, że mi wybaczysz kochanie… moje geny okazały się słabe i odziedziczyłaś wygląd po tatusiu. – Burknęła ze smutkiem. – Ale obiecuję, że jak kiedyś będziesz chciała przejść operacje plastyczną to się za tobą wstawię…! – Dalszy monolog został przerwany przez dzwonek do drzwi. – Sasuke! Drzwi!
- To otwórz! Chciałaś przecież schudnąć…!
            Zaklęła w myślach. Co za bezczelny kawał gnoja!  Wzięła Yukari na ręce i owinęła ją ciepłym kocem. Chłopak ma szczęście, że dzielą ich schody, na które jej się nie chcę wchodzić i drzwi wejściowe są o wiele bliżej, niż pokój jaśnie pana. Ruszyła otworzyć drzwi zauważając zaciekawiony spacerem wzrok dziecka. U progu drzwi stał brązowowłosy chłopak. Pierwszy raz go na oczy widziała.
- Dzień dobry. Ja do pani syna – zakomunikował nieznajomy.
- Syna…?
- Do Sasuke. – Słysząc tą pomyłkę żyłka jej zapulsowała.
- Sasuke nie jest moim synem, do kurwy nędzy!
- Hej mamo, kto przyszedł? – Kanę dobiegł szyderczy głos Sasuke za plecami. On tam miał ubaw z takich pomyłek innych ludzi. – Och… to ty. Szybko się uwinąłeś.
- Mogłem iść do ciebie albo zakładać lampki świąteczne u siebie na dachu. – powiedział wchodząc do mieszkania i zdejmując z siebie odzienie. – Lampki już założyłem… - Zdejmując kurtkę, niechcący uderzył rękawem w Kanę.
- Hej, uważaj gówniarzu. Mam dziecko! – Warknęła ostro. Taki chudzielec, a tyle miejsca zajmuje.
- Przepraszam. – Burknął nie do końca wiedząc o co się ta pani pruje. To rękaw kurtki, a nie żelazko. – Jestem Kiba Inuzuka, kolega ze…
- Wybacz, ale chyba pomyliłeś mnie z kimś kogo to obchodzi. – Kana wywróciła oczami i oddaliła się z dzieckiem do salonu, ale nie przestała przysłuchiwać się rozmowie.
- Bardzo miła. – Sarknął w stronę Sasuke. – Dobra to robimy to tutaj czy u ciebie?
- U mnie, chodź. – Zawołał za sobą, idąc po schodach na górę.
- Przygotowałeś się? jesteś wygolony…?
            Reszty już nie usłyszała, ale przed zamknięciem się w pokoju zaczęli się o coś sprzeczać. Kana westchnęła, jej córeczka nie może się przecież w takim gej-burdelu wychowywać. Jak nie Sasuke odwala to znowu teściowa, swoim czepianiem się, bo ona inaczej wychowywała dzieci. Może jej sposób wychowywania Kanie nie pasuje? Na to już nie patrzy. Chciałaby się wyprowadzić na swoje… zastanawiała się by pomówić o tym z Itachim, ale musi poczekać. W końcu gdy chce o coś prosić to tak musi być, a to wymaga aktywnej karty seksu. Szczerze wątpi, aby Itachi zgodził się z własnej woli.
            Obecnie Mikoto i Fugaku byli u sąsiadów na jakimś zakrapianym spotkaniu, ale i tak Mikoto powtórzyła kilkadziesiąt razy, że zawsze może do niej dzwonić. Upierdliwe.
- Widzisz Yukari, twoja babcia ma twoją mamusie za skończoną idiotkę. – Położyła się na plecach a swoje dziecko na brzuchu. – Ty mnie masz szanować, bo ci wleje – Uśmiechnęła się żartobliwie.
            Po chwili zauważyła bardzo wymowne pragnienie córeczki na mleczko z piersi. Kana z uśmiechem spełniła jej życzenie – zabawne, gdy widziała jak Noriko karmi z piersi to była zupełnie przeciwna takiemu czemuś, a teraz. Proszę bardzo. Po kilku minutach karmienia, dziewczynka zasnęła w ramionach matki. Postanowiła zanieść ją do łóżeczka, dlatego ruszyła w tamtym kierunku. Przed schodami nagle do domu wpadł Naruto, zupełnie jak do siebie.
- Cześć Kana! – Zawołał wyszczerzony, zdejmując z siebie szybko zimowe ciuchy. – Sasuke jest u siebie, nie?
- Tak, ale.. – Tyle blondynowi wystarczyło, by wyminął Kanę i wbiegł po schodach. – Hej! On jest z kimś!
- Wiem – Machnął na tą informacje ręką.
            W ogóle nie rozumiała tej paczki, ale jakoś chyba nie chciała wnikać. Wchodząc na jeden schodek, usłyszała dzwonek do drzwi. No kogo to znowu niesie?! Sasuke urządza jakąś orgię czy co?! Otworzyła drzwi, a mina z skrzywionej zamieniła się w radosną.
- Dan! Jak miło cię widzieć. Właź do środka – Otworzyła drzwi szerzej, wpuszczając go do środka.
- Byłem w okolicy, więc zajrzałem. Jak się ma moja chrześnica?
- Właśnie pojadła i zasnęła, chodź do mnie na górę.
- Najpierw mi ją daj. – Posłusznie oddała w jego ramiona Yukari. – A jak ty się czujesz?
- Znowu mam kompleksy…
- Na szczęście to już nie jest mój problem. – Wzruszył ramionami. Kana prychnęła z oburzeniem i weszła do pokoju. Zobaczyła w nim swojego szwagra, wraz z kolegami, grzebiącymi w jej rzeczach.
- Pomyliły wam się pokoje?
            Chłopaki znieruchomieli zostając przyłapani na gorącym uczynku. Kana natychmiast wyraziła wrzaskami swoją złość na penetrowanie jej rzeczy, przy okazji wybudzając ze snu własną córkę. Dan potrafił na szczęście ją uspokoić, kiedyś czasem niańczył syna Noriko, więc ma niewielkie doświadczenie.
- Można wiedzieć czego szukaliście? – Spytała po uspokojeniu się. Chłopaki spojrzeli na Sasuke, a on w końcu westchnął.
- Chcieliśmy pożyczyć…
- Sasuke chciał. – Poprawił go Kiba.
- W porządku, chciałem twoje plastry z woskiem.
- Co? – Uniosła brew.
- No te plastry, którymi depilujesz nogi. – Dalej nie rozumiała po co mu to. – Mam zamiar zrobić sobie tatuaż na nodze.
- Tak, jak Dan? – Powiązała, zerkając na brata. Teraz nie było mu widać, bo miał długie spodnie, ale normalnie ma tam dziarę.
- Taa, znaczy nie to, że cię kopiuję, ale nie chcę mieć tego w zbyt widocznym miejscu.
- Bo? – Zapytał.
- Bo go matka zajebie. – odpowiedział za niego Kiba. – Ja mu ten tatuaż zrobię, ale musi być gładki.
- Znasz się na tym?
- Taa. Moja rodzina ma salon tatuażu… druga część prowadzi schronisko dla psów.
- Hmm, pewnie jesteś Inuzuka. – Zgadywał. – Znam się z twoją starszą siostrą.
            Potem Sasuke przypomniał się ze swoimi potrzebami. Kanie podobało się, że Sasuke postanowił wreszcie jakoś samodzielnie się wyrazić, nie bacząc na aprobatę rodziców. Tak, jako profesjonalistka, postanowiła mu zgolić nogę gorącym woskiem, jak to robią w kosmetyczkach. Zna się na tym, Dana też czasem wyręczała. Naruto miał przy tym niezły ubaw, gdy Sasuke jęczał z bólu, który kobieta musi bardzo często przeżywać.

            Deidara robił większe zakupy w sklepie. Pod wieczór organizowana jest niewielka impreza u Hidana, nie mógł się oprzeć tej propozycji, bo ma nie być Uchihy, tylko Saso, Hidan i on, plus dziewczyny. Nawet Sasori zorganizował opiekę nad Naokim, skandal, że dla niego nie potrafi się tak poświęcać. No i jak to jest, że gdy Hidan coś organizuje to wszyscy mają czas i chęć? Ciekawe, ale no cóż, nie będzie na to narzekał. Dei na prośbę i koszt Hidana miał zrobić zakupy, bo on na takie coś nie ma czasu. Stał w kolejce do kasy, która nie była krótka.
- Rany, ile jeszcze? – Burknął. Po jedno nie mógł się dziwić, w końcu to świąteczny czas, ludzie muszą robić zakupy.
            Jednak i tak był wkurzony, najwyraźniej to on się spóźni na imprezę. Cóż, poczekają na niego, w końcu jest jak chrunchipsy – bez niego nie ma imprezy. Wyciągnął z kieszeni telefon i z niego odpalił jedną z gier, które miał tam zainstalowane. Dzięki temu kolejka osuwała się w jego odczuciu o wiele szybciej. Nim się obejrzał była jego kolej, a na koniec kolejki dotarła jakaś dziewczynka, chyba jakoś w wieku Nao, ze swoim rodzicem.
- Dlaczego nie kupiłaś mi loda? – Nadąsała się na matkę.
- Bo nie. jest zima. Już i tak jesteś przeziębiona, a ty chcesz, żebym ci kupiła lody…
- Tak, chcę.
- Nie. – kobieta odpowiedziała jej stanowczym tonem.
- Tata by mi kupił…
- Wiem, dlatego z nami nie poszedł.
- On mnie bardziej kocha, niż ty… - Matka dziewczynki odpowiedziała jedynie cos pod nosem. Nie chciała, by mała tego słuchała. Dziewczynka z ofucaną miną popatrzyła na ludzi w kolejce. – Mamo, mamo a ta OSOBA na początku kolejki to pan czy ani? – Zawołała dosyć głośno. Deidarze zapulsowała żyłka na skroni.
- Maribel! – Upomniała ją mama, a potem wyczuła na sobie podenerwowany wzrok Deidary. Czuła się okropnie zażenowana i chciała jakoś załagodzić sytuacje.
- No co? Tyko pytam!
- Kochanie, przecież to oczywiste, że to hmm… no… hmm… - Bąknęła pod nosem. Sama nie wiedziała, więc powiedziała coś niewyraźnego.
            Deidara po prostu szybko zajął się pakowaniem swoich zakupionych produktów do reklamówki i wyjścia z tego sklepu. Głupie dzieci, ich głupie pytania – rany, teraz chyba bardziej ich nienawidzi. O ile to w ogóle było możliwe. Skierował się od razu do samochodu, by wszystko włożyć do bagażnika, a potem już prosto na chatę Hidana. W drodze jeszcze odebrał od niego telefon z niemiłą naganą za to, że się spóźnia. Mógł sam zrobić zakupy, a nie się czepiać. Kiedy dotarł już na miejsce to wszyscy już byli obecni. Siedzieli w salonie na dywanie, zamiast kanapie. Podłoga od zawsze była lepszym siedziskiem. Deidara był ciekawy czy przyjaciel naprawdę przyszedł bez syna, dlatego rozglądał się po pomieszczeniu.
- Szukasz czegoś? – Zapytał Sasori, który obejmował ramieniem Miyuki.
- Jakoś ciężko mi uwierzyć, że nie wziąłeś ze sobą Nao.
- Gdybym wiedział, że tak będziesz za nim tęsknił to bym go ze sobą zabrał. – Uśmiechnął się głupio.
- A mogłeś, chciałabym go poznać. – Wtrąciła Ushio. – Ciekawi mnie czy jest do ciebie podobny.
- Nie. – odpowiedzieli w tym samym czasie Deidara i Hidan.
            Mieli dość błahe argumenty na swoje zdania mianowicie to była kwestia sympatii, którą czuli. Dei lubił Saso ale Nao już tylko tolerował, a Hidan zaś na odwrót. Ojca i syna dzieliły takie kontrasty do znajomych w ich odczuciu. Hm, on tam widział podobieństwo do siebie, Naoki jest niecierpliwy jak on był niegdyś. Jest raczej cichy, spokojny i obojętny… chce wiele rzeczy robić sam, ale typem samotnika raczej nie będzie. Według Dei’a jest upierdliwy, ale on tam sądzi, że są gorsze dzieci.
- Deidara, kilka dni temu spotkaliśmy Tayuyę. – Zaczął Sasori, blondyn spojrzał na niego obojętnie. – Nie zapytasz co u niej? – Dopytał.
- Nie uwierzysz, ale trochę mam to w dupie.
- Kim jest Tayuya? – Wtrąciła Tsuki.
- W lutym ma rozwiązanie. – Poinformował jeszcze Deidarę, który wzruszył ramionami.
- Tsu, Tayuya to eks Dei’a. – odpowiedział Hidan. – Och, byłbym zapomniał. Dei zrobił jej w brzuchu dzieciaka. – Dodał, a Ushio, aż się zakrztusiła popijanym sokiem. Tsuki natomiast parsknęła śmiechem.
- Dobry żart, Dei dzieciaka. – prychnęła, ale potem zapadło milczenie, a wszyscy mieli poważne miny. – Ale, że jak, kurwa, dziecko zrobił?! – Spojrzała na blondyna wytrzeszczając oczy.
- Najwidoczniej potrafi go zrobić. – Hidan wzruszył ramionami.
- Potrafi to bardzo dobrze…
- Zamknij mordę Saso. – Ostrzegł Deidara, mrużąc na przyjaciela oczy.
- … Dlatego będzie miał bliźniaki. – Dokończył Sasori. Można to uznać za zemstę, bo on też rozgłasza jego osobiste rzeczy na prawo i lewo.
- Co, kurwa? – pisnął Hidan. – Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?!
- Dei… żal mi cię. – orzekła Tsu z westchnięciem.
- Ale to nie zabezpieczałeś się? – Zapytała Ushio. – Dlaczego nie brałeś tabletek antykoncepcyjnych? – Na to właśnie pytanie wszyscy nie wytrzymali i parsknęli gromkim śmiechem. Z wyjątkiem zdezorientowanej Ushio i wkurzonego Deidary. Pulsująca żyłka na jego skroni się przegrzała.
- Może dlatego, że nie jestem kobietą! – Warknął wściekle. Ushio nie ogarniała o co on się tak wścieka.
- Ush, tabletki antykoncepcyjne biorą jedynie kobiety. - Wytłumaczył jej Sasori.
- Och… - twarz dziewczyny od razu przybrała kolor czerwieni. W tej chwili oprócz zażenowania, obawiała się jeszcze spojrzeć w oczy Deidary.
            Tsuki, znając stosunek matki swojego byłego do takich rzeczy jak dzieci lub wnuki, musiała zapytać jak na to zareagowała. Cóż, nigdy się o tym nie dowie, a przynajmniej Dei ma taką nadzieję. Oczywiście z tego tematu nawinęło się rozpoczęcie nabijania się z tego iż mieszka z mamą. Przecież to śmieszne, facetowi zbliża się trzydziestka… no w jednostce pomiaru czasu, według Hidana. W każdym razie, wiecie, dalej mieszka z mamusią.
- Dobra, skończyłeś? – Burknął Deidara.
- Nie – Zaśmiał się mężczyzna, powodując drgającą żyłkę na skroni blondyna. – Mieszkasz z rodzicami zupełnie, jak Uchiha. – Zawołał z rozbawieniem.
- Nie porównuj mnie z tym ścierwem bo ci przypierdolę! – Zagroził mu pięścią.
- Prawa ręka, czyli będzie bolało, bo już pół roku ją ćwiczysz. – Przeanalizował i posłusznie się zamknął. Ale i tak czuł, że wygrał.
- Nie martw się Dei. Ja też ciągle mieszkam z rodzicami. – Miyuki chciała go pocieszyć.
- Skarbie, ty się jeszcze uczysz i jesteś dziewczyną. Masz wytłumaczenie, a Deidara nie. – Wyjaśnił Sasori z uśmiechem.
- Przymknij się, to twoja wina. Mieliśmy mieszkać razem. – Oburzył się, nawet nie zauważając jak idiotycznie zabrzmiało to zdanie. – Ale musiałeś mnie zamienić na bachora.
- Przykro mi, ale nie żałuję.
- Dei, skończ już ten ból dupy. Pogódź się z tym, że Nao jest dziesięć razy lepszy od ciebie… a od Saso to nawet sto. – Dodał.
- Dziwnie się słucha Hidana, gdy staje w czyjejś obronie… - Stwierdziła Ushio.
- Hej Dei, a może zamiast z niewdzięcznym Akasuną, zamieszkałbyś ze mną? – Zaproponowała Tsuki, ten pomysł dla wszystkich, nawet dla samego Deidary wydał się dziwny. Przecież kiedyś ze sobą chodzili.
- Nie, ej. – Bąknął Sasori. – Znowu się będziecie wadzić o byle pierdołę… Nie mam sił tego słuchać.
- Taa, chujowa była z was para. A single z was zajebiści.
- Para? Co, kurwa? Nie chcę do niego wrócić tylko by ze mną mieszkał, no hej!
- Tylko pary ze sobą mieszkają. – Hidan wywrócił oczami.
- Nagato mieszka z Yahiko. – Ushio wskazała na przykład.
- Mieszkanie ze swoją płcią jest dozwolone, Ushi. Nie wtrącaj się, jak się nie znasz dziecko. – Wyjaśnił zmęczony. Nie lubił tłumaczyć rzeczy oczywistych, tym bardziej dorosłym. Dziewczyna wydymała w odpowiedzi wargi.
- Jak nic do siebie nie czują, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie… - mruknęła Miyuki.
- No właśnie STOI. – Zaśmiał się Sasori. – Prędzej czy później coś stanie…
- Taki znawca z ciebie Saso? – Uśmiechnął się Deidara. – Może tylko dla ciebie to niewykonalne.
- W takim razie z nią zamieszkaj.
- Nie… - Burknął odwracając głowę.
- Dlaczego nie? – Dopytała z ciekawości Ushio.
- A ty byś chciała z nią zamieszkać? – Zapytał niby retorycznie, dziewczyna spojrzała na Tsuki, a potem odwróciła wzrok.
- No nie.
- Sama widzisz. Nie wiadomo jakie motywy nią kierują. – powiedział Deidara.
- Taa, zgwałci cię. – Zażartował Sasori. – Będziesz jej seksualną zabawką z funkcją prania, gotowania i sprzątania.
- Ja pierdolę… It się ode mnie wyprowadziła i mam wolny pokój. Zagadka rozwiązana pożal się Sherloki. – Warknęła Tsu. Co oni… mają ją za jakąś niewyżytą czy co? Oburzające.
            Rzecz jasna ich scenariusze bardziej im się podobały no i znali Tsuki. Strach z nią mieszkać. Przecież to jakaś chodząca bomba… chociaż Deidarze powinno się podobać. Po chwili, podczas wesołej atmosfery do domu wszedł kolejny mieszkaniec. Hidan na ten czyn się zdenerwował.
- Co tu robisz? – Warknął do Yagury na powitanie.
- Mieszkam? – odpowiedział pytaniem.
- Przecież zapłaciłem ci żebyś się ulotnił!
- Nie, nie zapłaciłeś. – odparł spokojnie.
- No tak…
- Spoko, nie będę wam przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz. – Wtrąciła z uśmiechem Ushio.
- Ushi! Bo jak on tu przyjdzie to ja wychodzę! – Ostrzegł Hidan. Dziewczyna spojrzała na niego uważnie, a potem razem z Sasorim zawołała.
- Yagura! Chodź do nas!
- Nie, spieprzaj. Idź się uczyć matmy. – Burknął do niego, posłuchał go, bo od początku miał taki plan. – Ale go Nagato tam ciśnie. – Zaśmiał się do siebie. – Mój człowiek!
- Na pewno nie robi tego dla twojej uciechy. – Ushio wywróciła oczami. – Pewnie Yagura sobie nie radzi z matematyką.
- No nie wiem, ostatnio by zagiąć swoich uczniów kazał im napisać streszczenie tego… no… Omleta.
- Czego? – Dopytała Miyuki. – Chodzi o Hamleta?
- No. Chyba tak. – Ushio drgnęła. Sama kazała mu przeczytać te książkę, a ostatnio nawet o niej rozmawiali. – Jak on się na niego wkurwiał. Chyba nawet na mnie tak nie klął.
- Jestem pewien że jednak tak. – mruknął Deidara. – Chociaż gdybyś był moim bratem to nie ograniczałbym się jedynie do przeklinania. – Wzruszył ramionami. – Bo Hidan to typ człowieka, którego trzeba czasem poklepać po głowie… młotkiem.
- Ty uważaj żeby ciebie ktoś młotkiem nie pierdolnął. – Ostrzegł go Hidan. – Tsu od twojej odmowy, milczy. Pewnie jest na ciebie wkurwiona.
- Nie jest. – powiedział pewny siebie, ale w sekundzie się zawahał. – Obraziłaś się Tsu?
- No, ale dlaczego nie?!
- Nie, bo nie. Może być? – Wywrócił oczami. przecież nie powie przy wszystkich, że się jej trochę boi. Znaczy spoko, spędzać z nią kilka godzin, ale dwadzieścia cztery na dobę. Przy jej charakterze to się równoważy z samobójstwem.
- Nie. Co to, kurwa, za argument? Żądam konkretnej odpowiedzi! Jestem prokuratorem!
- Zostaw go, nie chce to…
- A ty co, Akasuna?! Robisz za jego adwokata?!
- Ekhm. Deidara, odchodzę, broń się sam…
- No Dei, słucham? – Splotła palce swoich dłoni i oparła na nich podbródek. Mężczyzna czuł się zmęczony tym tematem, ale nikt się nie kwapił, aby mu pomóc go zmienić.
- Dlaczego chcesz z nim mieszkać? – Wtrącił z pytaniem Yagura.
- Wypieprzaj smrodzie…!
- Nie, czekaj – Zatrzymał go Deidara, niech spróbuje.
- Ponieważ moja współlokatorka się wyprowadziła, a ja nie za bardzo lubię mieszkać sama.
- Być może z czasem polubisz. – odparł. – Nie lubię to nie argument. Mój klient nie lubi Itachiego Uchihy i musi z tym żyć, nic z tym nie zrobi. – Nastąpił moment ciszy, a towarzystwo było pod wrażeniem.
- Dobry jest. – Pochwalił Deidara. – I co Tsu? Łyso ci?
- Zaraz się przekonasz na co mnie stać. – Zapowiedziała.
            Rozprawa na większym poziomie trwała już od pól godziny, reszta paczki, choć sprawa ich nie dotyczyła to z ciekawością na zaciętość rozmowy. Hidan przyjął na siebie funkcje sędziego i upominał Deidarę, gdy się wtrącał albo patrzył na różne wnioski.
- Co mój klient będzie miał z tego, że będzie z tobą mieszkał?
- Nie będzie już mieszkał z matką to wystarczająca nagroda. – stwierdziła z cwaniackim uśmiechem.
- Sprzeciw. Ona obraża…
- Ta, ta, ta oddalam. – orzekł sędzia.
- Hidan! – Zawołał Deidara. – Po czyjej ty jesteś stronie…?
- A co ty otrzymasz w zamian za tą dobroć?
- Będę mieć współlokatora?
- Czy to musi być Deidara?
- Nie o ile otrzymam konkretne argumenty na ten sprzeciw.
- Więc twoja propozycja nie ma w sobie ukrytych motywów?
- Na przykład?
- Wiem, że byliście kiedyś razem, czy…
- Nie. Mam to gdzieś, będzie miał własny pokój i w dupie mam co i z kim będzie tam robił. Byle by było cicho.
- Aha… - Już nie wiedział jakie ma zadawać pytania. – No to mieszkajcie razem.
- Co?! – Krzyknął Dei.
- Wybacz, jest zbyt dobra.

            Jak zawsze po szkole dwoje uczniów pracowało w kinie, niezauważalnie, ale jednak Yagura zaczął tolerować Daisuke. Gdy nie robi z siebie jakiegoś bożyszcza to można z nim nawet porozmawiać. Najbardziej spasował im temat rodzeństwa. Niemal tak samo byli dla nich utrapieniem. Aktualnie pracowali jako bileterzy, przepuszczając ludzi na salę kinową, sprawdzając ich bilety. Przy okazji mieli sporo czasu na koleżeńskie rozmowy.
- Jak tam była, twojego brata? – Zaciekawił się.
- Wiesz, teraz żałuję, że cię posłuchałem… Ta laska jest jebnięta.
- Ale to chyba nie twój problem, nie?
- Niby nie, ale pewnej nocy, gdy spałem wspięła się na okno mojego pokoju, abym ją wpuścił i umożliwił spotkanie z Hidanem… Czasem jest pierwszą osobą, którą widzę rano. Nie wiem, jak się dostała do środka.
- Rzeźnia.- Podsumował.
- Taa... A tobie co? Wyleczyłeś się z ADHD?
- Nie wiem… - Burknął Daisuke. – Pokłóciłem się z moim najlepszym przyjacielem i się do siebie nie odzywamy już od dwóch miesięcy…
- Eee… Przecież rozmawiałeś dzisiaj z Konohamaru.
- Nie mówię o nim! Chodzi o mojego internetowego przyjaciela. Makio. Teraz nawet nie mam jak się z nim skontaktować, nie wchodzi na czata, rzadziej gra w nasze gry…
- Poproś Hiroyę, aby go namierzył. Dla niego takie rzeczy to nie problem.
            Yagura wzruszył ramionami, pomagając mu załatwić ten problem. Po chwili, zbliżyły się do nich dwie dziewczyny, jedna z nich była na wózku inwalidzkim. Z tego powodu już zza w czasu poprosiły o pomoc w przeniesieniu niepełnosprawnej dziewczyny z wózka na siedzenie w siódmym rzędzie. Oczywiście przytaknęli głowami, pomogą, ale dopiero jakoś dwie minuty przed rozpoczęciem seansu. Mieli lekkiego cykora, bo byli w tej kwestii zieloni, ale no muszą pomóc. Załatwili sobie chwilowe zastępstwo i ruszyli na pomoc do sali.
- Jak my jej pomożemy? – Zapytał Daisuke.
- Nie wiem… zapytamy.
            Czemu to jego się pytał? A skąd on ma wiedzieć?! Nigdy nie pomagał niepełnosprawnej osobie. Oby jej jakoś bardziej nie uszkodzili… Chociaż to w połowie prawdopodobne, w końcu jednym z pomocników jest Daisuke. Zbliżyli się do radosnych dziewczyn i zaczęli. Daisuke zaczął.
- No… To jak mamy pani pomóc? – Dziewczyna już się zaśmiała na usłyszenie zwrotu, per pani. Jednak potem odchrząknęła.
- No to tak… - Dziewczyna zaczęła układać w głowie zdanie.
- Może pani wstanie, a my jakoś pomożemy przejść. – Zaproponował Yagura i nastąpiły jakieś trzy sekundy ciszy przerwane śmiechem całej czwórki.
- No wiesz, sama raczej nie wstanę. – Zaśmiała się, bo w sumie głupia była ta jego propozycja. Znowu ułożyła w głowie pytanie. Najlepiej by było gdybyś wziął mnie na ręce i przeniósł na fotel – tak, tak właśnie zapyta!
- A może…! – Wtrącił Daisuke, w tym samym momencie co dziewczyna, ale zdecydował jej nie przerywać.
- Najlepiej by było, gdybyś wziął mnie w ramiona… - Znowuż nastąpiła chwila ciszy. Do dziewczyny dotarło bowiem to, co powiedziała. Mózgu, dlaczego nie współpracujesz?! Z zażenowania dołączyła do śmiechu reszty towarzystwa.
- To czekaj, pójdę po białego konia! – Dodał zaśmiany Daisuke, co tylko wzmocniło salwę śmiechu.
- Dobra.
- Dobra. – powtórzył Yagura w tym samym czasie. – To jak mamy pomoc? – Daisuke zaśmiał się cicho z niego, co go troszkę rozdrażniło.
- No, po prostu wziąć…
- Przepraszam, ale ja nigdy tego mnie robiłem. – Uśmiechnął się Yagura, licząc na zrozumienie, jednak dziewczyny zaśmiały się, wyłapując dwuznaczność tych słów. Daisuke również dołączył.
- Aha. Rozumiem. Skoro tak, to najpierw trzeba się poznać. Aya – Niepełnosprawna dziewczyna ze śmiechem wystawiła do niego rękę. Yagura dopiero teraz zrozumiał z czego się tak napierdzielają.
- Yagura. – przedstawił się ze śmiechem, ściskając jej dłoń. – Dobra… To jak mamy pomóc?
- No jejku… - Dziewczyna westchnęła. Nie mogła się przy nich wysłowić, nie mogli być brzydsi? – Po prostu…
- A może – wtrącił Daisuke. – Wezmę panią na ręce i przeniesiemy na siedzenie?
- Okej! – Dziewczyna się ucieszyła, że w końcu jeden z nich zrozumiał o co jej chodziło!
- Super to ten… ja z prawej, a ty z lewej. – Zwrócił się do Yagury.
            Dziewczyna chwilę patrzyła na nich tępo. No ręce i cycki opadają… nie jest taka gruba, aby musieli ją przenosić we dwóch! Jednak dała za wygraną. Yagura i Daisuke przenieśli ją z dwóch stron na fotel, a potem po usłyszeniu podziękowania i prośby o pomoc na koniec filmu, wyszli na swoje stanowisko. Rany się najedli wstydu… chociaż trzeba przyznać, że dziewczyna fajnie reagowała, bo oni nie mieliby tyle cierpliwości. Wspólnie orzekli, że przypierdoliliby sobie. Czas mijał, a oni wykonywali swoją prace, sprawdzając bilety lub wykorzystując czas na pogaduchy.
- Jutro znowu sprawdzian z matmy… - Marudził Daisuke. – Rozumiesz w ogóle temat?
- Nie rozumiałem, ale Matsuri mi na przerwie wszystko wytłumaczyła.
- Heh, to bardzo ciekawe, że nagle stała się taka dobra z matmy. Zawsze ledwo wychodziła na dwa.
- Może Gaara jej pomaga? – Odpowiedział pytaniem.
- To ma sens…
- Daisuke Haruno pracuje w kinie, kto by pomyślał? – Zaśmiała się Erika, która podeszła do niego idąc pod rękę z jakimś kolesiem. – Siemka.
- Eri! Co tu robisz? – Uśmiechnął się Daisuke, choć nie podobał mu się ten facet.
- A przyszłam do kina z… - Spojrzała czule na partnera. – z narzeczonym.
- Aha… zaraz, co?! Narzeczonym?! – Daisuke rozdziawił usta z wrażenia.
- No tak. To jest Makio, od tygodnia jest moim narzeczonym. – z uśmiechem pochwaliła się pierścionkiem.
            W tym czasie do pracowników podeszła dziewczyna, prosząc ich o pomoc dla swojej koleżanki. Yagura pozostawił Daisuke ze znajomymi na stanowisku, a sam udał się na wzywaną salę. Podszedł do poznanej wcześniej dziewczyny i już bez zbędnych cyrków wziął ją na ręce i zszedł w dół po schodach. Na dole koleżanka dziewczyny przytrzymała wózek inwalidzki, na którym posadził dziewczynę. Po odsunięciu się, zauważył, że chyba niechcący delikatnie osunął jej spodnie na dół. Nic jej nie było widać przez długą tunikę, ale krok w spodniach miała obniżony… No i poprawiała się na wózku, a więc wypalił z pytaniem.
- Pomóc pani? – Dziewczyna spojrzała na niego i parsknęła śmiechem.
- Nie, nie. Nie trzeba. – No jak on chciał jej pomóc? Nie wystarczająco sobie zmacał?

            Na terenie budowy panował drobny przyrost robotników. Sasuke, żeby nie musieć cierpieć samotnie, pościągał do pracy kilku swoich znajomych. W grupie raźniej. Nie podobało się to Deidarze, ale codziennie stara się uprzykrzyć mu pracę jak tylko może. Czasami nawet jego kumple pomagają Deidarze mieszać z błotem Sasuke. Właśnie zakończył rozmowę ze znajomym odnośnie prośby na temat pożyczenia mu pracowników na nadchodzący nowy rok. Zgodził się od razu.
- Chłopaki… - Zawołał Deidara, podchodząc do nich.
- Och, szefowa! – Zawołał roześmiany Naruto, a Kiba na poczet wyśmiewania zaczął gwizdać z uznaniem da urody Deidary.
- Piękna jak zawsze! – No i stracił swoją cierpliwość.
- Macie plany na sylwestra? – Zapytał na co mu przytaknęli. – Super, odwołajcie je.
- Co? – Zdziwili się wszyscy.
- Słyszeliście. Dla mnie zaszczytem będzie zarekomendować was do pracy w tym terminie.
- Ale to sylwester!  - Oburzył się Kiba. – Tak nie można!
- To nasz dzień wolny. – Wtrącił Sasuke. – Nie nadużywaj swoich praw, blondyneczko.
- Ohohoho… Pozwolę sobie się wtrącić. – Do towarzystwa, dołączyła niska brunetka. – Zgodnie z artykułem sto pięćdziesiątym pierwszym kodeksu pracy, szef ma prawo do  wezwania pracowników do pracy nawet w dzień wolny gdy szczególnie tego potrzebuje.
- A to co za babsztyl? Posiłki? – Bąknął do siebie Sasuke. – A sądziłem że chociaż bronić się potrafisz sam. – Zaszydził w stronę Deidary.
- Jakieś problemy, panie Douhito? – zapytała go. Zdziwił się widząc tu Tsuki.
- Hę? Douhito? Kto to jest? – Zapytał Naruto.
- To ja, durniu – odparł Deidara. – Mógłbyś chociaż wiedzieć u kogo robisz. – Oburzył się.
- Kogo to obchodzi? Kim jest ta mała?
- Moje imię i nazwisko to nie wasz interes. Wysłano mnie tutaj, aby ocenić pracowników, ich zachowania, sumienność i pracowitość. Sekcja cięć czyli zwalniam niepotrzebnych gnoi. Czy jest jakiś problem z tymi tu, panie Douhito? - Mężczyzna spojrzał na nią mrużąc oczy, ale w końcu posłała mu oczko, bo biedny nie domyślił się, że ich wkręca. Rany jaka ona przekonująca.
- O-Oooch – spojrzał na nich bezlitosnym wzrokiem.
            Studenci zaczęli mu lizać dupę, oczywiście nie dosłownie. Odnosili się do niego z należytym szacunkiem i zachłannie zaczęli pokazywać, iż pracują. Dziwne, młodszy Uchiha jej nie poznał? Swojego kata, gdy wpadali do Itachiego? No szkoda. Cóż, skoro pracowali z zapałem i raczej to się nie zmieni, póki dziewczyna tu jest to może ich na moment zostawić. Dei chwycił Tsu za nadgarstek i odciągnął na bok.
- Co tu robisz? Tu jest niebezpiecznie, dlatego wstęp TYLKO dla pracowników – Oświadczył, zakładając ręce na piersiach. W sumie nawet w tym miejscu nie było dla niej zbyt bezpiecznie.
- Wyluzuj, Dei. – Uśmiechnęła się lekceważąc niebezpieczeństwo. – Ja ci pomagam z tamtymi tam debilami, a ty tak się odwdzięczasz? Wyganiając mnie? To boli wiesz? – Zapytała teatralnie.
- Dopiero cię zaboli, jak przyjebie w ciebie jakaś cegła.
- Zamknij się już z tym. Przyszłam z propozycją nie do odrzucenia.
- I to takie ważne, że nie może zaczekać?
- Jak chuj ważne.
- Dobra. Zamieniam się w słuch.
- Otóż tak, wiesz, że mieszkam tu niedaleko nie? – przekręcił głową, to nie jest jej były dom przecież. – Nie? Kurwa… no nic potem do mnie wpadniesz – zadecydowała, a on już miał otwierać usta, no kurwa ma inne plany. – Pomyślałam, że aby cię przekonać do bycia moim lokatorem, pokaże ci moje wypasione mieszkanie.
- Rany… Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Cóż, sądziłam, że fajnie jest mieszkać samemu, ale nie jest. Jest chujowo. Te wszystkie formalności z utrzymaniem względnego porządku, wypełnianiem rachunków…
- Mogę ci pożyczyć kasę. – wtrącił się Dei.
- Nie rozśmieszaj mnie dobra? Myślisz, że brak mi kasy? MI? Z pewnością zarabiam dwa, jak nie trzy razy więcej od ciebie. – Deidara wydął wargi w oburzeniu. Nie ważne, że pewnie ma racje. Nie musiała o tym mówić! – W sumie, szukałam na współlokatora geja, ale też się nadasz – mruknęła, a Deidarze zaczęła ze zdenerwowania pulsować żyłka na skroni, a to mała… - No co?
- W jakim sensie też się nadam…? – Naburmuszył się, czuł się jak obiekt doświadczalny.
- Oj no, przestań się dąsać i po prostu się zgódź. Będzie fajnie, mogę ci udostępnić całkowicie kuchnie… - Łaskawca kurwa… wywrócił oczami, a ona nadal go namawiała coraz to bardziej wymyślnymi argumentami.
            Spojrzał w górę z dezaprobatą, aż nagle złapał Tsuki za nadgarstek i ostro szarpnął do siebie wtulając w tors, następnie odwrócił się z nią o sto osiemdziesiąt stopni. W tej jednej chwili w miejscu, gdzie przed sekundą stała brunetka, upadł masywny worek z gipsem budowlanym, który po spotkaniu z ziemią pękł i rozpylił biały proch w powietrzu. Zakaszlał ostro i odsunął Tsu od siebie.
- Nic ci nie jest? – Zapytał. – Mówiłem, że tu jest niebezpiecznie!
- Bla, bla, bla. Wyluzuj jest ok… Dzięki. – oznajmiła strzepując z siebie biały puch, Deidara chciał pomóc, ale pogorszył, bo sam był przecież ogarnięty tym gównem i jakby, strzepywał to na jej ciuchy. Tsu go w końcu odepchnęła. – Nie rób.
- No sorry, chciałem pomóc…
- Szefie, przepraszam! Niechcący kopnąłem w ten worek i spadł. Przepraszam, nic się nie stało?
- Jakie kurwa nic się nie stało?! Mogłeś ją zabić! – Wskazał na brunetkę. Nieważne, że przebywa tu bezprawnie. On o tym nie wiedział. - Jesteś zwolniony!
- Ale, ale…!
- Wypierdalaj mówię! – Warknął i wskazał chłopakowi wyjście. – Gnój jeden… - Potem zwrócił się już do Tsuki. – Ty też wypieprzaj z terenu budowy. Czekaj na mnie przed bramą. Odprowadzę cię do domu.
            Przytaknęła głową, ale to nie tak, że idzie bo jej rozkazał, po prostu nie ma nic do roboty. Skierowała się do wyjścia, gdzie podobno jest bezpieczniej. Po drodze mijała robotników z początku i rzuciła im pełne zawiści spojrzenie w stronę chłopaków. Zabrali się jeszcze ostrzej do roboty. Miała z tego niemałą radochę, dlatego postanowiła im podokuczać i czujnie pilnować, aby się nie opierdalali. Fajnie było. Ani jeden, ani drugi nawet nie śmieli jej zapyskować. Ach ta władza. Po półtorej godzinie zobaczył ją Dei.
- No kurwa, miałaś czekać pod bramą…!
- Spierdalaj, nudziło mi się. – Uniosła się dumnie. – To co, idziemy?
            Naburmuszony przytaknął głową, no co za uparciuch, prawie dzisiaj stała jej się krzywda, a dalej sobie chodzi na terenie budowy. Bez słowa chciał odejść, ale wtedy usłyszał za sobą miłe pożegnania, jawnie sugerujące jego wyższość nad pracownikami. Zdziwiony spojrzał na brunetkę uśmiechającą się dumnie. Kurwa, co ona im zrobiła?
            Przez całą drogę do niej rozmawiali na temat wspólnego mieszkania. Deidara miał pewne opory, co Tsu zauważyła i zaczęła wyciągać coraz to lepsze argumenty, blisko do pracy, do sklepu, jak się okazało niedaleko jest szpital, gdzie pracuje Saso. No proszę, czego to się dowiedziała, na usta wkradł się dokuczliwy uśmieszek.
- To co? Wchodzisz na kawę nie? – Pociągnęła go do klatki, nie bacząc na sprzeciw.
- A zrobisz mi? – mruknął zaczepnie, gdy ta zerkała do skrzynki na listy.
- Hah, nie. Sam sobie zrobisz. Chodź mieszkam na samej górze.
- No kurwa, cztery piętra… - Jęknął wchodząc po schodach.
- Nie jęcz, sam mieszkasz w wieżowcu.
- Ale ja mam tam aby windę. – Stęknął wychodząc z nią na ostatnie piętro. No kurwa, co za leń, jakim cudem jest taki szczupły? Jego przypadek powinni pokazać na discovery.
- Och, no weź...  Od matki byś się wreszcie wyprowadził. - mruknęła, przekręcając kluczyk w drzwiach i wchodząc do mieszkania.
- Co ty chcesz od mojej matki? - Burknął urażony i wszedł za nią. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, jednocześnie zdejmując z siebie zimowe odzienie.
- Ja? Nic. To ona ma problem... – Wzruszyła ramionami, prowadząc go do kuchni. Gestem dłoni kazała czuć się, jak u siebie w domu, zakasał rękawy do góry.
- Dziwisz się? Nazywałaś jej syna ciotą w jej obecności... – Prychnął, myszkując po szafkach.
- Ale jej syn jakoś nigdy nie protestował – powiedziała cicho z kpiącym uśmiechem.
- Czyli to moja wina? – Obruszył się.
- Nie ważne… Wracając, no pomyśl. Chłopaki odwalą się od ciebie, że z nią mieszkasz, a ja będę miała współlokatora. Wszyscy będą szczęśliwi!
- Prócz mojej matki – mruknął posępnie, odwracając się od niej, a Tsuki uśmiechnęła się perfidnie. A chuj jej w dupę, nigdy jej nie lubiła, nie jest jej, jej żal.
            Dalsza dyskusja nie toczyła się już głównie w tym temacie, znaczy pozornie. Dei stwierdził, że się nad tym zastanowi, a Tsuki perfidnie wchodziła na tematy co by było gdyby jednak razem mieszkali. Reakcje chłopaków, ich spekulacje i tak dalej. W ten sposób go nakręcała. No co zrobić, jak on tak łatwo ulega wpływom innych. Potem po wypitej kawie oprowadziła go po mieszkaniu, a potem pozwoliła mu się wynieść.

            Tego dnia Sasori miał w domu nawałnicę gości, ustalali plan na zorganizowanie wieczoru kawalerskiego dla Yahiko. W końcu to jego ostatnia impreza, na której może zaszaleć bez zobowiązań, musi to zapamiętać! Dlatego Miyuki ten dzień spędziła według siebie. Sasoriemu by się to pewnie nie podobało, ale spotkała się w jednym pubie z Iseo. Ceniła sobie jego przyjaźń i nie zamierzała urywać z nim kontaktu. Mieli ze sobą dużo wspólnego, na przykład uwielbiali taki staroświecki klimat, jaki panował w tymże miejscu. Rozmowa toczyła się w lekki sposób, dotyczyła pracy Iseo na przemian z studiami Miyuki, aż w końcu naszła na pierwotne zajęcie Iseo. Od niedawna już ponownie zaczyna grać na skrzypcach.
- I jak ci idzie?                                                                                             
- Całkiem nieźle. Muszę się na nowo przyzwyczaić, ale szybko mi idzie.
- Teraz pewnie jeszcze szybciej i łatwiej będziesz dawał koncerty. – Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi. – Co się śmiejesz?
- Nie śmieje się, tyko uśmiecham. – mruknął. – Będziesz przychodzić na moje koncerty? – Zapytał, a Miyuki nieznacznie spuściła wzrok. Wątpi, aby Sasori nie miał nic przeciwko, jednak nie chciała mu mówić o tych komplikacjach. – No weź, będziesz mieć miejsce w sekcji vipów. W dodatku opłacone!
- Potrafisz przekonywać, Iseo. Ale pewnie twoja przyszła dziewczyna będzie mieć coś przeciwko.
- Hmm, skoro tak stawiasz sprawę, to nie będę miał dziewczyny. Kupię sobie kota i będę wiódł życie bez problemów. – odparł pewny swojego zdania.
- Sądzisz, że taki przystojniak będzie mógł się tak łatwo odpędzić od dziewczyn? Potrafimy uwodzić! Zresztą ty też musisz jakoś zaspokoić swoje łóżkowe potrzeby.
- Nie mówię, że zrezygnuję z… takich jednonocnych układów. – Zaśmiał się lekko. – Chodzi mi o takie długotrwałe związki. Nie są dla mnie.
- Oczywiście, że są! Są dla każdego. Zobaczysz, znajdziesz tą jedyną miłość.
- Ja chyba jestem typem faceta, który może się zakochać tylko raz w życiu i nie wyobraża sobie związku z kimś innym. – Miyuki zastanowiła się nad jego wypowiedzią i po chwili ją olśniło.
- Ojej! Iseo jesteś zakochany? W kim? Jak ona wygląda? Jaka jest?
- Nic ci nie powiem! – Zaparł się stanowczo.
- No, ej! Ale dlaczego do niej nie podbijesz? Jestem pewna, że nie oprze się twojemu urokowi!
- Ona… jest dla mnie nieosiągalna. W sensie, że jest zajęta.
- To ją odbij. – Zaśmiała się.
- Nie chcę popsuć naszych dobrych relacji, przez ewentualne nieodwzajemnienie moich uczuć. – powiedział z zakłopotaniem. – Póki mogę to będę trwać w miłości platonicznej. – Uśmiechnął się i spojrzał jej głęboko w oczy. – Wystarcza mi świadomość, że jest szczęśliwa. To, że mogę na nią patrzeć, czasem przytulić… być z nią, gdy potrzebuje wsparcia lub towarzystwa. I czuć się przy niej tak dobrze…
- Och… jakie to słodkie. – Pisnęła podekscytowana. – Nie możesz tego tak zostawić! Musisz do niej iść i jej wyznać miłość!
- Nie…
- No weź, jak cię odrzuci to będzie skończoną kretynką! Pójdź do niej, stań przed nią… - Przybliżyła się do chłopaka na siedzeniu. – Odwróć się do mnie.
- Miyuki, nie…
- No dalej! – Westchnął i zrobił, co kazała. – Najpierw złap ją za ramiona. – Pokazała w jaki sposób ma to zrobić. Zdaniem Iseo był dosyć brutalny.
- Tak mocno? – Zapytał, obracając całą tą scenę jako żart.
- Tak, musisz jej pokazać siłę swojego uczucia. – Zaśmiała się. – Teraz spojrzysz jej głęboko w oczy i powiesz, że już od dawna patrzysz tylko na nią, chcesz ją chronić i wspierać, ale to boli, gdy robisz to jedynie jako przyjaciel! – Mówiła te słowa, wczuwając się w jego sytuację.
- Um… muszę tak krzyczeć? – Starał się nadal z tego śmiać, ale to zaczynało się robić coraz trudniejsze.
- Pewnie, potem nie będziesz musiał się powtarzać. Ekhm, potem powiesz jej imię, już spokojnym głosem, a potem „kocham cię”. Wtedy pewnie dziewczyna zaniemówi, wiesz co wtedy zrób? – Iseo zaprzeczył ruchem głowy. – Pocałuj ją.
- Nie…
- Co? Czemu nie?
- Wstydzę się. – Burknął, wracając do swojego picia.
            Miyuki parsknęła śmiechem na to wytłumaczenie, ale znała poczucie humoru Iseo i wiedziała, że to nieprawda. On szybko zmienił temat, choć myślami przy nim pozostał. Może powinien zaryzykować, ale zdecydowanie za dużo ma do stracenia. Nie wie czy jest gotów zagrać va bank. Po wyjściu z pubu Iseo zobowiązał się jeszcze do odprowadzenia Miyuki do domu. Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu, pomagając ludziom wczuć się w klimat nadchodzących świąt. Szli razem przez dość  spokojną okolicę, w której dziewczyna mieszkała. Samochody o tej porze były już rzadkością na drogach. Miyuki stale mówiła o swoim dzisiejszym planie nauki na kolokwia, które się im wręcz posypały.
- Co u Sasoriego? – Zapytał nagle, przerywając wypowiedź dziewczyny. – Z naszej pierwszej i ostatniej rozmowy zrozumiałem, że nie jest zadowolony z naszego kontaktu.
- Nie, no coś ty… Po prostu… nie ma nic do naszego kontaktu, no!
- Był zazdrosny, prawda? – Wyszczerzył się.
- Trochę… ale nic się nie martw. Wyobraża sobie jakieś głupoty. – Wywróciła oczami.
- Co na przykład?
- Nie ważne, ale ogólnie się mu nie podobasz. – Iseo uniósł brew.
- Twój chłopak jest Bi?
- Sama zaczynam go o to podejrzewać. – Zażartowała. – A tak poważnie, to podejrzewa, że coś do mnie czujesz i stąd zawsze się ze mną spotykasz.
- A nawet jeśli, to co z tego? – Miyuki przystanęła, by na niego popatrzeć pytająco. – No nie wiem, szpuntuję cię przeciwko niemu? Walczę o ciebie? Namawiam do zerwania?
- Nie, ale gdybyś coś do mnie czuł, to pewnie byś tak robił. – odparła z uśmiechem i zaczęła go wymijać, jednak zatrzymał ją, łapiąc za ramię.
- Może powinienem, ale bycie choćby twoim przyjacielem też mnie uszczęśliwia. I będąc nim będę cię chronił i wspierał. – powiedział, na co ta zamrugała zdezorientowana tą wypowiedzią. – Od dawna na ciebie patrzę. Kocham cię, Miyuki. – wyznał na co ona odruchowo zakryła dłonią swoje usta. To go trochę rozbawiło. – Nie pocałuję cię, spokojnie.
- Dlaczego…?
- No… - Trochę go tym pytaniem zbiła z tropu. – A chcesz?
- Nie! Pytam dlaczego mi o tym mówisz?! Wszystko zniszczyłeś, Iseo…
- Nic nie zniszczyłem, chciałem być tylko z tobą uczciwy. Ale to nic nie zmienia.
- Żartujesz sobie? Oczywiście, że zmienia!
- Co na przykład? – Zapytał Iseo, krzyżując ramiona.
- Wszystko. Nie mogę się z tobą przyjaźnić, wiedząc, że mnie kochasz. To dyskwalifikuje miliony tematów, na które możemy rozmawiać…
- Przesadzasz. Możemy o tym zapomnieć skoro chcesz.
- Niektórych rzeczy nie można zapomnieć. Kocham Saso, to na pewno cię boli, dlatego lepiej będzie, jak nie będziemy się kumplować, to po prostu niewykonalne.
- Miyuki…
- Nie. – Westchnęła ciężko. – Dalej już mnie nie odprowadzaj. Cześć.
            Na początku Iseo chciał ją zatrzymać, ale wiedział, że nic tym nie wskóra, dlatego odprowadził ją tylko wzrokiem kilka metrów dalej. Miyuki weszła do domu i dopiero tam zaczęła normalnie oddychać. Czuła mętlik w głowie i pytała samą siebie, dlaczego wcześniej tego nie zauważyła, znaczy… Może i zauważyła, ale nigdy nie brała tego na poważnie. Utrzymywanie z nim dalszych kontaktów, byłoby nieuczciwe, ale mimo wszystko strasznie jej żal zostawić tą znajomość. Iseo ją kocha… niewiarygodne, jak miło to usłyszeć. Ile czasu minie nim wyzna jej to Sasori? Zastanawiała się czy właśnie nie przegapiła okazji na uczucie, które tak bardzo pragnie.



OD AUTORKI
No w końcu zabrałam się za poprawianie rozdziału xD W dodatku coś tam pozmieniałam, dodałam - dopracowałam i teraz jestem z tego zadowolona xD Wybaczcie zwłokę (JEDNODNIOWĄ), ale hm chciałam porobić trochę rzeczy, których nie robiłam od dawna :P Oglądanie japońskich produkcji <3 Granie w Simsy <3 No i w końcu nadrobienie Gry o Tron :P Teraz chyba nadchodzi czas na robotę - pisanie notek, pisanie komentarzy, pisanie i pisanie :D Spoilerów też nie było... nawet nie wiem co na to powiedź. Wstyd mi za siebie xD Może wasze serduszka ociepli ten mega długi z mojej strony rozdział :D Pisałam już, że jestem z niego zadowolona? Tak? No to wiedzcie, że coś się dzieję, bo Soli i samozadowolenie... (no cóż, nic tylko czekać na krytykę Dorsv'a <3)
A jeszcze chciałabym napomknąć, że scena w kinie, fragment i dialog cały z tymi dziewczynami jest żywcem wzięty z mojego ostatniego spotkania z Ushio​ z grudnia 2014 roku :P No i tutaj zdradzę wam mój sekret - mam na imię Aga, dlatego moja osoba została nazwana Aya xD Patrzcie jak Soli się zachowuje na spotkaniach - wstyd xD W ogóle, jeśli ci kochani bileterzy to czytają to pozdrawiam xD
Nie przedłużam już, wiedzcie jedynie, że jestem wdzięczna za komentarz, wyświetlenie i wasz uśmiech :) :) :)
Pozdrawiam <333 

7 komentarzy:

  1. No heja.. Przepraszam, że tak długo mnie nie było i od razu biorę się za komentowanie.
    Po pierwsze... Co to było?! Może nie powinnam zaczynać od końca, ale tak lubię Iseo! Jak tak mogłaś? Nie żale Ci teraz go? On taki biedny... Heh.. Daj mu szybko jakąś fajną dziewczynę i niech się cieszy. Już i tak go dużo spotkało.. Najpierw te palce.. A i Sasori powinien być zazdrosny o niego!
    Deidara i Tsu... Haha :D Nie no, oni są dobrzy. Może się zejdą? Ooo, byłoby ciekawie ;) I w sumie to dość podejrzane, że ona tak bardzo chce, żeby on z nią mieszkał.. Shiori wyczuwa spisek...
    Kana, wow.. Polubiłam ją w tym rozdziale. Jakaś taka fajna mi się wydała.. Naprawdę nie wiem dlaczego jej wcześniej nie polubiłam...
    Sasuke chce robić tatuaż... Coś myślę, że Kiba to schrzanił... No po prostu ja to wiem! Ale to była dobra akcja, jak w jej rzeczach grzebali :D
    I ta sytuacja w kinie :D Ciekawe masz życie, Ci powiem :D
    Tyle ode mnie. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, nic mu nie zrobiłam xD silny jest xD Poradzi sobie w znalezieniu dziewczyny beze mnie xD Ryzykował to teraz ma :P
      No zobaczymy, jak to z nimi będzie <3 Dei komplikuje sobie życie z jedną byłą ma dzieci, z drugą byłą ma mieszkać, zobaczymy co jeszcze xD
      Może dotarło do ciebie, że Itaś nie będzie już z Shee? :P Lepiej późno niż wcale xD
      Moje życie to ciągłe samoośmieszenie xD

      Usuń
  2. Ja i krytyka?? pff..
    Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do twojego bloga i nie ma nic złego w twoich notkach (nie licząc bezsensownych zdań i tego, że są takie krótkie<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zjadło mi 3/4 komentarza T^T

      Usuń
    2. Ciekawe co było w tych 3/4 xD
      No ja się z tego bardzo cieszę, ale lubię jak mi się wypomina błędy xD cały czas nie mogę z tego pingwina - owada xD

      Usuń
  3. Hej Soli! :D
    Dawno mnie już nie było. Długo tak schodzi mi z komentowaniem, gdyż jeden dłuższy rozdział dzielę sobie na dwa i tak właśnie czytam O: Blog masz zarąbisty, czyta się go całkiem szybko, mimo to, ja i tak czytam za wolno T-T. A czytając zawsze jestem ciekawa ile stron mi jeszcze zostało do przeczytania, a tego nie wiem xD Bo w książce to wiesz ile ci kartek do końca rozdziału zostało, a tu nie. I to nie interesuje mnie dlatego, że twój blog mnie nudzi O: Wręcz przeciwnie! Ale ja już tak mam, że nawet gdy coś mnie cholernie pochłania, to lubię wiedzieć ile do końca zostało. To dlatego, że jestem niecierpliwa i roztrzepana :<
    Dobra, przechodzę do komentowania rozdziały :)
    Naoki taki słodziaśny *-* Miło wita się z kolegą <3 W ogóle Konohamaru, co za szok! XD „Gdzie twój stary?” Trolololo ;p Biedny Sasori, tak po nim pojechał, że mały, że w ogóle :< No cóż.. na szczęście czerwony łeb ma do siebie dystans więc git :D Ciekawa jestem, czy Dei kiedyś będzie chciał być ojcem dla tych bliźniaków. No miło by było.. Bo póki co jest strasznie nie odpowiedzialny. Ja go rozumiem, w pewnym sensie, że on nie chce mieć dzieci że to nie jego bajka że się nie nadaje... ale cholera O_o On w końcu je zrobił. Sam zmajstrował dzieciaki, mógł być bardziej ostrożny xD Takiemu to dobrze... Ciekawe co by zrobił gdyby był kobietą i musiał jeszcze rodzić O: Chyba by usunął... a za to bym go baaardzo znielubiła :< Ale co ja tu będę gdybać :P
    Hahaha Sasuke, matko, już myślałam że serio jakieś gej party będą odwalać, choć coś mi świtał... że to jakoś coś podejrzane i może chodzić o coś innego :/ Ej... nie umiem sobie Sasuke wyobrazić z włosami na nodze xD W końcu w anime... nie widać im włosów na nogach :D
    Pf.. Dei mylony z kobietą, dlaczego mnie to nie dziwi x) Znam jego ból, ja jestem mylona zT-T Ale mi w przeciwieństwie do niego żyłka nie skacze, jakoś się przyzwyczaiłam :P I ta cała „sprawa sądowa” haha xD Ten jego argument był naprawdę mocny, mógł już wymyślić, coś lepszego. Jakieś niewinne kłamstwo, nie musiał się przyznawać, że się boi, ale coś tam wykombinować xP Tak czy inaczej przegrał :/ Takiego miał mocnego adwokata, nie ma co.
    Daisuke i Yagura i ich pomoc niepełnosprawnej dziewczynie. To było piękne xD No jakie nie dorozwoje z nich, o chyba logiczne że sama się nie posadzi na fotelu no! Matoły! XD W każdym razie Yagura nawet skorzystał... o ile można to nazwać skorzystaniem.. tylko gacie jej z sunął, a tamta już o macaniu :D I w ogóle ,ja tam nie widziałam żadnej dwuznaczności.. dopóki nie przeczytałam, że chodziło tam o dwuznaczność O: :Nigdy tego nie robiłem” No przecież można nie robić wielu rzeczy.. eh, tym to tylko seks w głowach xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deidara jest wredny T-T, ia wiem że dla Sasuke można być wrednym xD Ale w sylwestra do roboty?? Takiego szefa to bym zamordowała >,< A w życiu! Do lekarza po L4, albo urlop bezpłatny niech biorą xD trzeba kombinować. W ogóle Tsuki jak się napaliła na mieszkanie z Deiem O.o Co jej tak zależy?? Czyżby miała w tym jakiś swój interes x) Ciekawe.
      No i ta... Miyuki -_- Serio nie skapnęła się, że o niej mówi?? No cóż, zdarza się xD Facet zaczął opowiadać o swojej miłości, nie zdradzając kim ona jest, a Miyuki od razu: „odbij ją, walcz o nią” itp., itd... I to mnie zawsze zastanawiało w książkach czy filmach, czy serialach... (tych polskich nie znoszę xD) Dlaczego, tak chętnie go do tego namawia, ale gdy przychodzi co do czego, czyli o nią, to już się wymiguje... Eh.. naprawdę czasami powinno się pomyśleć dwa razy i postawić się w perspektywie tej danej osoby, a nie od razu machać jęzorem xD No to jak już wyznał jej miłość to jej nie pasiło, a taka cwana była no xp No, a on też xD Najpierw rozmyśla, nad tym, że mu to pasuje, że nie wyzna miłości bo to wszystko zepsuje, a potem jak gdyby nigdy nic „Kocham cię, Miyuki” O: Co za niezdecydowani ludzie xD Domyślam się ,że pewnie narobił sobie nadziei, po tym jak Mi, mu powiedziała, że powinien być szczery i walczyć o swoją miłość.. ale i tak, łatwo temu uległ :P Nie dziwię się jednak tym, że Miyuki zaczęła się zastanawiać, czy nie przegapiła prawdziwej miłości.. W końcu, Sasori nie powiedział jej, że ją kocha,i do tego sam nie jest tego pewien :/ Eh.. niech się lepiej szybciej zdecyduje, bo mu Miyuki ucieknie.

      Tyle ode mnie pod tym rozdziałem. Komentarz do następnego, pewnie pojawi się za parę dni dopiero :< Mam nadzieję, że nie będziesz zła, za takie niekomentowanie na bieżąco. No, ale JA xD przynajmniej komentuję. Bo widzę, że masz bardzo dużo obserwujący, a komentują nieliczni. Nie ładnie z ich strony. W końcu nie piszesz tylko dla siebie, ale i dla nich, więc skoro obserwują, to mogli by napisać komentarz od czasu do czasu :/ To naprawdę nic ciężkiego.
      Okej :) Życzę dużo weeeeeny, zdrooooowia, i zadowolenia z pisania. Tradycyjnie czyli :P Pozdrawiam!

      Usuń