Sasori
tego po południa wybrał się do centrum handlowego razem z Miyuki i Naokim,
pierwszorzędnym planem było wyjście do kina na bajkę. Potem mogli wszystko
przeinaczyć dla siebie, bo akurat po seansie w centrum organizowana jest
atrakcja z pokojem zabaw dla dzieci. W dodatku jak na trzy godziny, cena jest
bardzo niska. Obejrzeli wspólnie bajkę, w czasie której Naoki musiał z pięć
razy iść do toalety. Sasoriego krew zalewała po prostu. Nie powiedziałby, że to
dziecko jest takie moczopędne, ale jak żłopie te kinową colę to co się dziwić.
No i lepiej, że sika niż żeby skończyło się to kałużą jak ostatnio. Miyuki
chciała go wyręczyć w odprowadzaniu, ale Naoki nie chciał iść do babskiego
kibla. Po filmie, zgodnie z planem, odprowadzili dziecko na zabawy, których sam
się nie mógł doczekać. Umówił się tam ze swoimi dwoma kolegami z przedszkola –
Tesshu i Tora – jednak od razu dostał bardzo ogólny nakaz.
- Tylko masz być grzeczny, jasne?
- Zawsze jestem grzeczny. –
Uśmiechnął się z dumą. Sasori zmierzwił jego głowę.
- Chyba kiedy śpisz…
- Cześć Nao! – Zawołał eden chłopak,
biegnąc szybko i zostawiając opiekuna z tyłu.
- Cześć Tesshu! – Odmachał mu
ręką. Jednak w momencie gdy do niego dobił to przyjacielsko go uściskał. Sasori
przyglądał się temu z uśmiechem, bo nie mógł inaczej. Miyuki też uważała to za
kochane.
- Dzień dobry! – Po chwili
przywitał się również z rodzicami kolegi. – Masz bardzo ładną mamę – powiedział
zbyt głośnym szeptem. Miyuki się zarumieniła.
- To nie jest moja mama. –
oznajmił Naoki, wzruszając ramionami. Nie wiedział, czy może tak do niej mówić,
kiedyś go tata za to okrzyczał i odcisnęło się to na nim.
- Tesshu… Nie zmuszaj mnie do
biegania. Wystarczy, że robi to twoja mama w szkole… - Bąknął Konohamaru, a
potem rozpoznał jego kolegę. – Ooo Naoki! Siemka! – przybił z nim piątkę. – A
gdzie twój stary? – Sasoriemu drgnęła żyłka na skroni. – Wśród tylu dzieci
jest, jak ninja!
- Tu jestem... – Burknął, chciał
się do niego zwrócić po imieniu, ale nie pamięta imienia. – To twój brat?
- Nie. Kuzyn – Wypiął się dumnie.
Po
wysłuchaniu jego historii, jak go wrobiono w te sytuacje, minął pozostały czas
otwarcia sali zabaw, w międzyczasie doszedł i Tora z matką, jak się okazało po
krótkiej konwersacji, samotną. Mąż jej, a ojciec chłopaka, zmarł, gdy była w
szóstym miesiącu ciąży. Miyuki lubiła słuchać historii innych ludzi i i dodawać
im otuchy. Po chwili mogli zostać już całkowicie sami, a pierwsze co, to bez
żadnych ustaleń spacerowali po centrum, trzymając się za ręce.
- Chcesz jakoś konkretnie spędzić
ten wolny czas, czy chodzić bez celu? – Zapytał w końcu.
- Chodzenie bez celu z tobą też
jest bardzo przyjemne. Ale… - Wspięła się na niski murek i nadal kroczyła przed
siebie z Sasorim, trzymającym ją za rękę. – jak masz jakąś propozycję to mów.
- No to może masz ochotę na kawę?
– odwrócił się do niej, kiedy murek już się kończył. Złapał ją za biodra i
ściągnął na ziemię. Uśmiechnęła się na ten gest.
- Zgoda.
Ruszyli
więc do pobliskiej kawiarni, już nie za rękę, a w objęciu. Przy stoliku Sasori
pokazał jakim jest dżentelmenem, zdjął jej narzucony na siebie płaszczyk,
odsunął dla niej krzesło i przyniósł leżące na ladzie przy kasie karty menu.
Dawno nie spędzali w ten sposób wspólnie czasu i już zapomnieli jak im ze sobą
może być cudownie. Patrzyli na siebie bez słowa, splatając ze sobą dłoń na
stole, od czasu do czasu robiąc krótkie łyki swoich zamówionych napoi i
ocierając się nogami pod stołem.
- Dzwonił do mnie Yosuke. – Sasori
rozpoczął temat.
- O matko… co chciał? – Już same
imię jej brata, doprowadzało ją do wygórowanego zażenowania.
- Poza tym, że ma do mnie żal, bo
odbieram mu siostrę na całe dnie, to chciał się ze mną spotkać… nie było by to
złe, ale miejscem spotkania ma być hala treningowa.
- Boisz się, że cię zbije? –
Uśmiechnęła się z rozbawieniem Miyuki.
- Nie, odkąd wiem, że masz brata
boksera, to wiem, że wpierdol mnie nie ominie. – Odparł.
- Więc o co chodzi?
- Będziemy ćwiczyć, a ja dawno nie
ćwiczyłem. Narobię ci obciachu.
- Nie martw się. Yosuke zawsze
sprawdzał moich chłopaków pod względem sprawności fizycznej. Właściwie to nie
tylko chłopaków, przyjaciół też… - Dodała i odpiła kawę.
- Nie powinienem być gorszy, niż
Banri… - Miyuki zaśmiała się na samo wspomnienie.
Banri
w tej próbie był gorszy, niż jej paroletni adorator, który był kolegą Takedy.
Więc Sasori cieszył się, że jest przynamniej ktoś gorszy, przedostatnim
miejscem też się nacieszy. Grunt, że nie ostatnie. Po skończeniu delektowaniem
się kofeiny, wyszli z kawiarni na dalszą wycieczkę we dwoje. Sasori widząc
spojrzenie Miyuki za witrynę sklepową, pociągnął ją w tamtą stronę. Jego tam jakoś
specjalnie zakupy nie raziły. Przywykł, gdy przechadzał się po nich z Noriko i
jakoś nigdy z nią nie czuł, że go to wykańcza.
- Kogo ja widzę? Saso, Miyu. Hej!
– Na ów wolanie para obejrzała się za siebie i zobaczyła Tayuyę. Brzuch miała
już dosyć obfity i znać było już jej ciąże.
- Cześć Tay! – Miyuki ucieszyła
się na jej widok, uściskała ją delikatnie. – Jak się czujesz?
- Grubo… - Bąknęła. – A u was
widzę, że miłość kwitnie. Wspólne zakupy, a pobyt faceta w sklepie odzieżowym
to udręka. Pamiętam, jak Dei odprawiał mi cyrki… „Tayuya pospiesz się”, „Po
chuj ci tyle ubrań?” i pierdyliard innych narzekań. Ach, ten Dei.
- Kiedy
masz rozwiązanie? – Dopytał Sasori.
- Na koniec lutego.
- Pewnie ciężko ci będzie z dwójką
dzieci…
- Coo? To bliźniaki? Dei tak trafnie
strzela gole? – Uśmiechnęła się zaskoczona. – Jak zareagował?
- Skakał z radości i płakał ze
szczęścia. - zakpiła Tay. – Chyba znacie Deidarę.
- Ciągle próbuje do niego
przemówić, by wziął odpowiedzialność albo zainteresował się swoimi potomkami.
- Wiem, Saso, ale odpuść mu.
Pochodzę z zamożnej rodziny, a mój tata był zachwycony na wieść o wnukach. Dam
sobie radę bez niego.
- No tak, ale jako ojciec powinien
brać udział w życiu dziecka, znaczy dzieci.
- Niby tak, ale jego udział nie
byłby na zasadzie przychodzę do was, bo was kocham, tylko przychodzę, bo muszę.
Deidara jest świadom, że tak by się zachowywał i nic dobrego by z tego nie
wyszło.
-
Mimo wszystko…!
- Saso odpuść. Rozmawiałam z nim,
gdyby był inny to by utrzymywał kontakt, a nie będzie robił tego na siłę i
wpajał swoim zachowaniem, że od urodzenia dzieci są postrzegane przez tatusia
jako kłopot lub problem. Zobowiązał się do pomocy na odległość. Alimenty i tak
dalej. To wystarczy.
- W sumie masz rację… - Zgodziła
się Miyuki. – Dei ma farta, że ma dzieci z taką wyrozumiałą kobietą. Ja bym nie
odpuściła Sasoriemu – Zaśmiała się, wtulając w ramię partnera.
- A według mnie za szybko
odpuściłaś. Dziecko potrzebuje ojca.
- Hej, mam faceta. Jeżeli
opatrzność pozwoli to może się stać przyszywanym tatusiem.
Na
tą wieść z entuzjazmem zareagowała Miyuki. była ciekawa jak wygląda, jak ma na
imię i takie tam, jarające dziewczyny rzeczy. Sasoriego jedynie zainteresowało,
czy wychowa dzieci w wiedzy o prawdziwym ojcu. Nie. To bardziej decyzja Deidary, niż jej, więc jak chciał
poznać odpowiedź na swoje pytanie „dlaczego?”, to musi zapytać przyjaciela.
Kana
leżała na rozłożonym na ziemi miękkim kocyku, mając pod sobą swoją córeczkę –
Yukari. Dziewczynka zapoznawała się dzięki dotykowi z twarzą swojej mamy. Miała
wówczas jakieś dwa tygodnie, więc niczego kreatywnego nie można było z nią
robić. Kana zapoznawała ją też ze swoim głosem na okrągło mówiąc do niej różne
rzeczy. Przedstawiała jej zabawki, które albo kupił Itachi albo dziadek
sprowadził ze strychu. Miała za złe Danowi, że nie odwiedził jej w szpitalu i
do tej pory jego zainteresowanie siostrzenicą jest marne. Jednak zaś jest
bardzo szczęśliwa z powodu zobaczenia Noriko, znowu poczuła się jak jej młodsza
siostrzyczka w momencie gdy się przytuliły. Nie miały za bardzo czasu na
rozmowy, ale Noriko obiecała przedłużyć sobie urlop i na dniach się z nią
spotka. Źle się czuła i nadal czuje z tym, że nie powiedziała nic o Naokim, ale
nie mogła zachować się tak niewdzięcznie wobec Sasoriego. W końcu on ją do niej
przyprowadził.
- Mam nadzieje, że mi wybaczysz
kochanie… moje geny okazały się słabe i odziedziczyłaś wygląd po tatusiu. –
Burknęła ze smutkiem. – Ale obiecuję, że jak kiedyś będziesz chciała przejść
operacje plastyczną to się za tobą wstawię…! – Dalszy monolog został przerwany
przez dzwonek do drzwi. – Sasuke! Drzwi!
- To otwórz! Chciałaś przecież
schudnąć…!
Zaklęła
w myślach. Co za bezczelny kawał gnoja!
Wzięła Yukari na ręce i owinęła ją ciepłym kocem. Chłopak ma szczęście,
że dzielą ich schody, na które jej się nie chcę wchodzić i drzwi wejściowe są o
wiele bliżej, niż pokój jaśnie pana. Ruszyła otworzyć drzwi zauważając
zaciekawiony spacerem wzrok dziecka. U progu drzwi stał brązowowłosy chłopak.
Pierwszy raz go na oczy widziała.
- Dzień dobry. Ja do pani syna –
zakomunikował nieznajomy.
- Syna…?
- Do Sasuke. – Słysząc tą pomyłkę
żyłka jej zapulsowała.
- Sasuke nie jest moim synem, do
kurwy nędzy!
- Hej mamo, kto przyszedł? – Kanę
dobiegł szyderczy głos Sasuke za plecami. On tam miał ubaw z takich pomyłek
innych ludzi. – Och… to ty. Szybko się uwinąłeś.
- Mogłem iść do ciebie albo
zakładać lampki świąteczne u siebie na dachu. – powiedział wchodząc do
mieszkania i zdejmując z siebie odzienie. – Lampki już założyłem… - Zdejmując
kurtkę, niechcący uderzył rękawem w Kanę.
- Hej, uważaj gówniarzu. Mam
dziecko! – Warknęła ostro. Taki chudzielec, a tyle miejsca zajmuje.
- Przepraszam. – Burknął nie do
końca wiedząc o co się ta pani pruje. To rękaw kurtki, a nie żelazko. – Jestem
Kiba Inuzuka, kolega ze…
- Wybacz, ale chyba pomyliłeś mnie
z kimś kogo to obchodzi. – Kana wywróciła oczami i oddaliła się z dzieckiem do
salonu, ale nie przestała przysłuchiwać się rozmowie.
- Bardzo miła. – Sarknął w stronę
Sasuke. – Dobra to robimy to tutaj czy u ciebie?
- U mnie, chodź. – Zawołał za
sobą, idąc po schodach na górę.
- Przygotowałeś się? jesteś
wygolony…?
Reszty
już nie usłyszała, ale przed zamknięciem się w pokoju zaczęli się o coś
sprzeczać. Kana westchnęła, jej córeczka nie może się przecież w takim gej-burdelu
wychowywać. Jak nie Sasuke odwala to znowu teściowa, swoim czepianiem się, bo
ona inaczej wychowywała dzieci. Może jej sposób wychowywania Kanie nie pasuje?
Na to już nie patrzy. Chciałaby się wyprowadzić na swoje… zastanawiała się by
pomówić o tym z Itachim, ale musi poczekać. W końcu gdy chce o coś prosić to
tak musi być, a to wymaga aktywnej karty seksu. Szczerze wątpi, aby Itachi
zgodził się z własnej woli.
Obecnie
Mikoto i Fugaku byli u sąsiadów na jakimś zakrapianym spotkaniu, ale i tak
Mikoto powtórzyła kilkadziesiąt razy, że zawsze może do niej dzwonić.
Upierdliwe.
- Widzisz Yukari, twoja babcia ma
twoją mamusie za skończoną idiotkę. – Położyła się na plecach a swoje dziecko
na brzuchu. – Ty mnie masz szanować, bo ci wleje – Uśmiechnęła się żartobliwie.
Po
chwili zauważyła bardzo wymowne pragnienie córeczki na mleczko z piersi. Kana z
uśmiechem spełniła jej życzenie – zabawne, gdy widziała jak Noriko karmi z
piersi to była zupełnie przeciwna takiemu czemuś, a teraz. Proszę bardzo. Po
kilku minutach karmienia, dziewczynka zasnęła w ramionach matki. Postanowiła
zanieść ją do łóżeczka, dlatego ruszyła w tamtym kierunku. Przed schodami nagle
do domu wpadł Naruto, zupełnie jak do siebie.
- Cześć Kana! – Zawołał
wyszczerzony, zdejmując z siebie szybko zimowe ciuchy. – Sasuke jest u siebie,
nie?
- Tak, ale.. – Tyle blondynowi
wystarczyło, by wyminął Kanę i wbiegł po schodach. – Hej! On jest z kimś!
- Wiem – Machnął na tą informacje
ręką.
W
ogóle nie rozumiała tej paczki, ale jakoś chyba nie chciała wnikać. Wchodząc na
jeden schodek, usłyszała dzwonek do drzwi. No kogo to znowu niesie?! Sasuke
urządza jakąś orgię czy co?! Otworzyła drzwi, a mina z skrzywionej zamieniła
się w radosną.
- Dan! Jak miło cię widzieć. Właź
do środka – Otworzyła drzwi szerzej, wpuszczając go do środka.
- Byłem w okolicy, więc zajrzałem.
Jak się ma moja chrześnica?
- Właśnie pojadła i zasnęła, chodź
do mnie na górę.
- Najpierw mi ją daj. – Posłusznie
oddała w jego ramiona Yukari. – A jak ty się czujesz?
- Znowu mam kompleksy…
- Na szczęście to już nie jest mój
problem. – Wzruszył ramionami. Kana prychnęła z oburzeniem i weszła do pokoju.
Zobaczyła w nim swojego szwagra, wraz z kolegami, grzebiącymi w jej rzeczach.
- Pomyliły wam się pokoje?
Chłopaki
znieruchomieli zostając przyłapani na gorącym uczynku. Kana natychmiast
wyraziła wrzaskami swoją złość na penetrowanie jej rzeczy, przy okazji
wybudzając ze snu własną córkę. Dan potrafił na szczęście ją uspokoić, kiedyś
czasem niańczył syna Noriko, więc ma niewielkie doświadczenie.
- Można wiedzieć czego szukaliście?
– Spytała po uspokojeniu się. Chłopaki spojrzeli na Sasuke, a on w końcu
westchnął.
- Chcieliśmy pożyczyć…
- Sasuke chciał. – Poprawił go
Kiba.
- W porządku, chciałem twoje
plastry z woskiem.
- Co? – Uniosła brew.
- No te plastry, którymi depilujesz
nogi. – Dalej nie rozumiała po co mu to. – Mam zamiar zrobić sobie tatuaż na
nodze.
- Tak, jak Dan? – Powiązała,
zerkając na brata. Teraz nie było mu widać, bo miał długie spodnie, ale
normalnie ma tam dziarę.
- Taa, znaczy nie to, że cię
kopiuję, ale nie chcę mieć tego w zbyt widocznym miejscu.
- Bo? – Zapytał.
- Bo go matka zajebie. –
odpowiedział za niego Kiba. – Ja mu ten tatuaż zrobię, ale musi być gładki.
- Znasz się na tym?
- Taa. Moja rodzina ma salon
tatuażu… druga część prowadzi schronisko dla psów.
- Hmm, pewnie jesteś Inuzuka. –
Zgadywał. – Znam się z twoją starszą siostrą.
Potem
Sasuke przypomniał się ze swoimi potrzebami. Kanie podobało się, że Sasuke
postanowił wreszcie jakoś samodzielnie się wyrazić, nie bacząc na aprobatę
rodziców. Tak, jako profesjonalistka, postanowiła mu zgolić nogę gorącym
woskiem, jak to robią w kosmetyczkach. Zna się na tym, Dana też czasem
wyręczała. Naruto miał przy tym niezły ubaw, gdy Sasuke jęczał z bólu, który
kobieta musi bardzo często przeżywać.
Deidara
robił większe zakupy w sklepie. Pod wieczór organizowana jest niewielka impreza
u Hidana, nie mógł się oprzeć tej propozycji, bo ma nie być Uchihy, tylko Saso,
Hidan i on, plus dziewczyny. Nawet Sasori zorganizował opiekę nad Naokim, skandal,
że dla niego nie potrafi się tak poświęcać. No i jak to jest, że gdy Hidan coś
organizuje to wszyscy mają czas i chęć? Ciekawe, ale no cóż, nie będzie na to
narzekał. Dei na prośbę i koszt Hidana miał zrobić zakupy, bo on na takie coś
nie ma czasu. Stał w kolejce do kasy, która nie była krótka.
- Rany, ile jeszcze? – Burknął. Po
jedno nie mógł się dziwić, w końcu to świąteczny czas, ludzie muszą robić
zakupy.
Jednak
i tak był wkurzony, najwyraźniej to on się spóźni na imprezę. Cóż, poczekają na
niego, w końcu jest jak chrunchipsy – bez niego nie ma imprezy. Wyciągnął z
kieszeni telefon i z niego odpalił jedną z gier, które miał tam zainstalowane.
Dzięki temu kolejka osuwała się w jego odczuciu o wiele szybciej. Nim się
obejrzał była jego kolej, a na koniec kolejki dotarła jakaś dziewczynka, chyba
jakoś w wieku Nao, ze swoim rodzicem.
- Dlaczego nie kupiłaś mi loda? –
Nadąsała się na matkę.
- Bo nie. jest zima. Już i tak
jesteś przeziębiona, a ty chcesz, żebym ci kupiła lody…
- Tak, chcę.
- Nie. – kobieta odpowiedziała jej
stanowczym tonem.
- Tata by mi kupił…
- Wiem, dlatego z nami nie
poszedł.
- On mnie bardziej kocha, niż ty…
- Matka dziewczynki odpowiedziała jedynie cos pod nosem. Nie chciała, by mała
tego słuchała. Dziewczynka z ofucaną miną popatrzyła na ludzi w kolejce. –
Mamo, mamo a ta OSOBA na początku kolejki to pan czy ani? – Zawołała dosyć
głośno. Deidarze zapulsowała żyłka na skroni.
- Maribel! – Upomniała ją mama, a
potem wyczuła na sobie podenerwowany wzrok Deidary. Czuła się okropnie zażenowana
i chciała jakoś załagodzić sytuacje.
- No co? Tyko pytam!
- Kochanie, przecież to oczywiste,
że to hmm… no… hmm… - Bąknęła pod nosem. Sama nie wiedziała, więc powiedziała
coś niewyraźnego.
Deidara
po prostu szybko zajął się pakowaniem swoich zakupionych produktów do
reklamówki i wyjścia z tego sklepu. Głupie dzieci, ich głupie pytania – rany,
teraz chyba bardziej ich nienawidzi. O ile to w ogóle było możliwe. Skierował
się od razu do samochodu, by wszystko włożyć do bagażnika, a potem już prosto na
chatę Hidana. W drodze jeszcze odebrał od niego telefon z niemiłą naganą za to,
że się spóźnia. Mógł sam zrobić zakupy, a nie się czepiać. Kiedy dotarł już na
miejsce to wszyscy już byli obecni. Siedzieli w salonie na dywanie, zamiast
kanapie. Podłoga od zawsze była lepszym siedziskiem. Deidara był ciekawy czy
przyjaciel naprawdę przyszedł bez syna, dlatego rozglądał się po pomieszczeniu.
- Szukasz czegoś? – Zapytał
Sasori, który obejmował ramieniem Miyuki.
- Jakoś ciężko mi uwierzyć, że nie
wziąłeś ze sobą Nao.
- Gdybym wiedział, że tak będziesz
za nim tęsknił to bym go ze sobą zabrał. – Uśmiechnął się głupio.
- A mogłeś, chciałabym go poznać.
– Wtrąciła Ushio. – Ciekawi mnie czy jest do ciebie podobny.
- Nie. – odpowiedzieli w tym samym
czasie Deidara i Hidan.
Mieli
dość błahe argumenty na swoje zdania mianowicie to była kwestia sympatii, którą
czuli. Dei lubił Saso ale Nao już tylko tolerował, a Hidan zaś na odwrót. Ojca
i syna dzieliły takie kontrasty do znajomych w ich odczuciu. Hm, on tam widział
podobieństwo do siebie, Naoki jest niecierpliwy jak on był niegdyś. Jest raczej
cichy, spokojny i obojętny… chce wiele rzeczy robić sam, ale typem samotnika
raczej nie będzie. Według Dei’a jest upierdliwy, ale on tam sądzi, że są gorsze
dzieci.
- Deidara, kilka dni temu
spotkaliśmy Tayuyę. – Zaczął Sasori, blondyn spojrzał na niego obojętnie. – Nie
zapytasz co u niej? – Dopytał.
- Nie uwierzysz, ale trochę mam to
w dupie.
- Kim jest Tayuya? – Wtrąciła
Tsuki.
- W lutym ma rozwiązanie. –
Poinformował jeszcze Deidarę, który wzruszył ramionami.
- Tsu, Tayuya to eks Dei’a. –
odpowiedział Hidan. – Och, byłbym zapomniał. Dei zrobił jej w brzuchu
dzieciaka. – Dodał, a Ushio, aż się zakrztusiła popijanym sokiem. Tsuki
natomiast parsknęła śmiechem.
- Dobry żart, Dei dzieciaka. –
prychnęła, ale potem zapadło milczenie, a wszyscy mieli poważne miny. – Ale, że
jak, kurwa, dziecko zrobił?! – Spojrzała na blondyna wytrzeszczając oczy.
- Najwidoczniej potrafi go zrobić.
– Hidan wzruszył ramionami.
- Potrafi to bardzo dobrze…
- Zamknij mordę Saso. – Ostrzegł
Deidara, mrużąc na przyjaciela oczy.
- … Dlatego będzie miał bliźniaki.
– Dokończył Sasori. Można to uznać za zemstę, bo on też rozgłasza jego osobiste
rzeczy na prawo i lewo.
- Co, kurwa? – pisnął Hidan. –
Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?!
- Dei… żal mi cię. – orzekła Tsu z
westchnięciem.
- Ale to nie zabezpieczałeś się? –
Zapytała Ushio. – Dlaczego nie brałeś tabletek antykoncepcyjnych? – Na to
właśnie pytanie wszyscy nie wytrzymali i parsknęli gromkim śmiechem. Z
wyjątkiem zdezorientowanej Ushio i wkurzonego Deidary. Pulsująca żyłka na jego
skroni się przegrzała.
- Może dlatego, że nie jestem
kobietą! – Warknął wściekle. Ushio nie ogarniała o co on się tak wścieka.
- Ush, tabletki antykoncepcyjne
biorą jedynie kobiety. - Wytłumaczył jej Sasori.
- Och… - twarz dziewczyny od razu
przybrała kolor czerwieni. W tej chwili oprócz zażenowania, obawiała się
jeszcze spojrzeć w oczy Deidary.
Tsuki,
znając stosunek matki swojego byłego do takich rzeczy jak dzieci lub wnuki,
musiała zapytać jak na to zareagowała. Cóż, nigdy się o tym nie dowie, a
przynajmniej Dei ma taką nadzieję. Oczywiście z tego tematu nawinęło się
rozpoczęcie nabijania się z tego iż mieszka z mamą. Przecież to śmieszne,
facetowi zbliża się trzydziestka… no w jednostce pomiaru czasu, według Hidana.
W każdym razie, wiecie, dalej mieszka z mamusią.
- Dobra, skończyłeś? – Burknął
Deidara.
- Nie – Zaśmiał się mężczyzna,
powodując drgającą żyłkę na skroni blondyna. – Mieszkasz z rodzicami zupełnie,
jak Uchiha. – Zawołał z rozbawieniem.
- Nie porównuj mnie z tym ścierwem
bo ci przypierdolę! – Zagroził mu pięścią.
- Prawa ręka, czyli będzie bolało,
bo już pół roku ją ćwiczysz. – Przeanalizował i posłusznie się zamknął. Ale i
tak czuł, że wygrał.
- Nie martw się Dei. Ja też ciągle
mieszkam z rodzicami. – Miyuki chciała go pocieszyć.
- Skarbie, ty się jeszcze uczysz i
jesteś dziewczyną. Masz wytłumaczenie, a Deidara nie. – Wyjaśnił Sasori z
uśmiechem.
- Przymknij się, to twoja wina.
Mieliśmy mieszkać razem. – Oburzył się, nawet nie zauważając jak idiotycznie
zabrzmiało to zdanie. – Ale musiałeś mnie zamienić na bachora.
- Przykro mi, ale nie żałuję.
- Dei, skończ już ten ból dupy.
Pogódź się z tym, że Nao jest dziesięć razy lepszy od ciebie… a od Saso to
nawet sto. – Dodał.
- Dziwnie się słucha Hidana, gdy
staje w czyjejś obronie… - Stwierdziła Ushio.
- Hej Dei, a może zamiast z
niewdzięcznym Akasuną, zamieszkałbyś ze mną? – Zaproponowała Tsuki, ten pomysł
dla wszystkich, nawet dla samego Deidary wydał się dziwny. Przecież kiedyś ze
sobą chodzili.
- Nie, ej. – Bąknął Sasori. –
Znowu się będziecie wadzić o byle pierdołę… Nie mam sił tego słuchać.
- Taa, chujowa była z was para. A
single z was zajebiści.
- Para? Co, kurwa? Nie chcę do
niego wrócić tylko by ze mną mieszkał, no hej!
- Tylko pary ze sobą mieszkają. –
Hidan wywrócił oczami.
- Nagato mieszka z Yahiko. – Ushio
wskazała na przykład.
- Mieszkanie ze swoją płcią jest
dozwolone, Ushi. Nie wtrącaj się, jak się nie znasz dziecko. – Wyjaśnił
zmęczony. Nie lubił tłumaczyć rzeczy oczywistych, tym bardziej dorosłym.
Dziewczyna wydymała w odpowiedzi wargi.
- Jak nic do siebie nie czują, to
chyba nic nie stoi na przeszkodzie… - mruknęła Miyuki.
- No właśnie STOI. – Zaśmiał się
Sasori. – Prędzej czy później coś stanie…
- Taki znawca z ciebie Saso? –
Uśmiechnął się Deidara. – Może tylko dla ciebie to niewykonalne.
- W takim razie z nią zamieszkaj.
- Nie… - Burknął odwracając głowę.
- Dlaczego nie? – Dopytała z
ciekawości Ushio.
- A ty byś chciała z nią
zamieszkać? – Zapytał niby retorycznie, dziewczyna spojrzała na Tsuki, a potem
odwróciła wzrok.
- No nie.
- Sama widzisz. Nie wiadomo jakie
motywy nią kierują. – powiedział Deidara.
- Taa, zgwałci cię. – Zażartował
Sasori. – Będziesz jej seksualną zabawką z funkcją prania, gotowania i
sprzątania.
- Ja pierdolę… It się ode mnie
wyprowadziła i mam wolny pokój. Zagadka rozwiązana pożal się Sherloki. – Warknęła
Tsu. Co oni… mają ją za jakąś niewyżytą czy co? Oburzające.
Rzecz
jasna ich scenariusze bardziej im się podobały no i znali Tsuki. Strach z nią
mieszkać. Przecież to jakaś chodząca bomba… chociaż Deidarze powinno się
podobać. Po chwili, podczas wesołej atmosfery do domu wszedł kolejny
mieszkaniec. Hidan na ten czyn się zdenerwował.
- Co tu robisz? – Warknął do
Yagury na powitanie.
- Mieszkam? – odpowiedział
pytaniem.
- Przecież zapłaciłem ci żebyś się
ulotnił!
- Nie, nie zapłaciłeś. – odparł
spokojnie.
- No tak…
- Spoko, nie będę wam
przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz. – Wtrąciła z
uśmiechem Ushio.
- Ushi! Bo jak on tu przyjdzie to
ja wychodzę! – Ostrzegł Hidan. Dziewczyna spojrzała na niego uważnie, a potem
razem z Sasorim zawołała.
- Yagura! Chodź do nas!
- Nie, spieprzaj. Idź się uczyć
matmy. – Burknął do niego, posłuchał go, bo od początku miał taki plan. – Ale
go Nagato tam ciśnie. – Zaśmiał się do siebie. – Mój człowiek!
- Na pewno nie robi tego dla
twojej uciechy. – Ushio wywróciła oczami. – Pewnie Yagura sobie nie radzi z
matematyką.
- No nie wiem, ostatnio by zagiąć
swoich uczniów kazał im napisać streszczenie tego… no… Omleta.
- Czego? – Dopytała Miyuki. –
Chodzi o Hamleta?
- No. Chyba tak. – Ushio drgnęła.
Sama kazała mu przeczytać te książkę, a ostatnio nawet o niej rozmawiali. – Jak
on się na niego wkurwiał. Chyba nawet na mnie tak nie klął.
- Jestem pewien że jednak tak. –
mruknął Deidara. – Chociaż gdybyś był moim bratem to nie ograniczałbym się
jedynie do przeklinania. – Wzruszył ramionami. – Bo Hidan to typ człowieka,
którego trzeba czasem poklepać po głowie… młotkiem.
- Ty uważaj żeby ciebie ktoś
młotkiem nie pierdolnął. – Ostrzegł go Hidan. – Tsu od twojej odmowy, milczy.
Pewnie jest na ciebie wkurwiona.
- Nie jest. – powiedział pewny
siebie, ale w sekundzie się zawahał. – Obraziłaś się Tsu?
- No, ale dlaczego nie?!
- Nie, bo nie. Może być? – Wywrócił
oczami. przecież nie powie przy wszystkich, że się jej trochę boi. Znaczy
spoko, spędzać z nią kilka godzin, ale dwadzieścia cztery na dobę. Przy jej
charakterze to się równoważy z samobójstwem.
- Nie. Co to, kurwa, za argument?
Żądam konkretnej odpowiedzi! Jestem prokuratorem!
- Zostaw go, nie chce to…
- A ty co, Akasuna?! Robisz za
jego adwokata?!
- Ekhm. Deidara, odchodzę, broń
się sam…
- No Dei, słucham? – Splotła palce
swoich dłoni i oparła na nich podbródek. Mężczyzna czuł się zmęczony tym
tematem, ale nikt się nie kwapił, aby mu pomóc go zmienić.
- Dlaczego chcesz z nim mieszkać?
– Wtrącił z pytaniem Yagura.
- Wypieprzaj smrodzie…!
- Nie, czekaj – Zatrzymał go
Deidara, niech spróbuje.
- Ponieważ moja współlokatorka się
wyprowadziła, a ja nie za bardzo lubię mieszkać sama.
- Być może z czasem polubisz. –
odparł. – Nie lubię to nie argument. Mój klient nie lubi Itachiego Uchihy i
musi z tym żyć, nic z tym nie zrobi. – Nastąpił moment ciszy, a towarzystwo
było pod wrażeniem.
- Dobry jest. – Pochwalił Deidara.
– I co Tsu? Łyso ci?
- Zaraz się przekonasz na co mnie
stać. – Zapowiedziała.
Rozprawa
na większym poziomie trwała już od pól godziny, reszta paczki, choć sprawa ich
nie dotyczyła to z ciekawością na zaciętość rozmowy. Hidan przyjął na siebie
funkcje sędziego i upominał Deidarę, gdy się wtrącał albo patrzył na różne
wnioski.
- Co mój klient będzie miał z
tego, że będzie z tobą mieszkał?
- Nie będzie już mieszkał z matką
to wystarczająca nagroda. – stwierdziła z cwaniackim uśmiechem.
- Sprzeciw. Ona obraża…
- Ta, ta, ta oddalam. – orzekł sędzia.
- Hidan! – Zawołał Deidara. – Po czyjej
ty jesteś stronie…?
- A co ty otrzymasz w zamian za tą
dobroć?
- Będę mieć współlokatora?
- Czy to musi być Deidara?
- Nie o ile otrzymam konkretne argumenty
na ten sprzeciw.
- Więc twoja propozycja nie ma w
sobie ukrytych motywów?
- Na przykład?
- Wiem, że byliście kiedyś razem,
czy…
- Nie. Mam to gdzieś, będzie miał
własny pokój i w dupie mam co i z kim będzie tam robił. Byle by było cicho.
- Aha… - Już nie wiedział jakie ma
zadawać pytania. – No to mieszkajcie razem.
- Co?! – Krzyknął Dei.
- Wybacz, jest zbyt dobra.
Jak
zawsze po szkole dwoje uczniów pracowało w kinie, niezauważalnie, ale jednak
Yagura zaczął tolerować Daisuke. Gdy nie robi z siebie jakiegoś bożyszcza to
można z nim nawet porozmawiać. Najbardziej spasował im temat rodzeństwa. Niemal
tak samo byli dla nich utrapieniem. Aktualnie pracowali jako bileterzy, przepuszczając
ludzi na salę kinową, sprawdzając ich bilety. Przy okazji mieli sporo czasu na
koleżeńskie rozmowy.
- Jak tam była, twojego brata? –
Zaciekawił się.
- Wiesz, teraz żałuję, że cię
posłuchałem… Ta laska jest jebnięta.
- Ale to chyba nie twój problem,
nie?
- Niby nie, ale pewnej nocy, gdy
spałem wspięła się na okno mojego pokoju, abym ją wpuścił i umożliwił spotkanie
z Hidanem… Czasem jest pierwszą osobą, którą widzę rano. Nie wiem, jak się
dostała do środka.
- Rzeźnia.- Podsumował.
- Taa... A tobie co? Wyleczyłeś się
z ADHD?
- Nie wiem… - Burknął Daisuke. –
Pokłóciłem się z moim najlepszym przyjacielem i się do siebie nie odzywamy już
od dwóch miesięcy…
- Eee… Przecież rozmawiałeś dzisiaj
z Konohamaru.
- Nie mówię o nim! Chodzi o mojego
internetowego przyjaciela. Makio. Teraz nawet nie mam jak się z nim
skontaktować, nie wchodzi na czata, rzadziej gra w nasze gry…
- Poproś Hiroyę, aby go namierzył.
Dla niego takie rzeczy to nie problem.
Yagura
wzruszył ramionami, pomagając mu załatwić ten problem. Po chwili, zbliżyły się
do nich dwie dziewczyny, jedna z nich była na wózku inwalidzkim. Z tego powodu
już zza w czasu poprosiły o pomoc w przeniesieniu niepełnosprawnej dziewczyny z
wózka na siedzenie w siódmym rzędzie. Oczywiście przytaknęli głowami, pomogą,
ale dopiero jakoś dwie minuty przed rozpoczęciem seansu. Mieli lekkiego cykora,
bo byli w tej kwestii zieloni, ale no muszą pomóc. Załatwili sobie chwilowe
zastępstwo i ruszyli na pomoc do sali.
- Jak my jej pomożemy? – Zapytał
Daisuke.
- Nie wiem… zapytamy.
Czemu
to jego się pytał? A skąd on ma wiedzieć?! Nigdy nie pomagał niepełnosprawnej
osobie. Oby jej jakoś bardziej nie uszkodzili… Chociaż to w połowie
prawdopodobne, w końcu jednym z pomocników jest Daisuke. Zbliżyli się do
radosnych dziewczyn i zaczęli. Daisuke zaczął.
- No… To jak mamy pani pomóc? –
Dziewczyna już się zaśmiała na usłyszenie zwrotu, per pani. Jednak potem
odchrząknęła.
- No to tak… - Dziewczyna zaczęła
układać w głowie zdanie.
- Może pani wstanie, a my jakoś
pomożemy przejść. – Zaproponował Yagura i nastąpiły jakieś trzy sekundy ciszy przerwane
śmiechem całej czwórki.
- No wiesz, sama raczej nie wstanę.
– Zaśmiała się, bo w sumie głupia była ta jego propozycja. Znowu ułożyła w
głowie pytanie. Najlepiej by było gdybyś
wziął mnie na ręce i przeniósł na fotel – tak, tak właśnie zapyta!
- A może…! – Wtrącił Daisuke, w tym
samym momencie co dziewczyna, ale zdecydował jej nie przerywać.
- Najlepiej by było, gdybyś wziął
mnie w ramiona… - Znowuż nastąpiła chwila ciszy. Do dziewczyny dotarło bowiem
to, co powiedziała. Mózgu, dlaczego nie współpracujesz?! Z zażenowania
dołączyła do śmiechu reszty towarzystwa.
- To czekaj, pójdę po białego
konia! – Dodał zaśmiany Daisuke, co tylko wzmocniło salwę śmiechu.
- Dobra.
- Dobra. – powtórzył Yagura w tym
samym czasie. – To jak mamy pomoc? – Daisuke zaśmiał się cicho z niego, co go
troszkę rozdrażniło.
- No, po prostu wziąć…
- Przepraszam, ale ja nigdy tego
mnie robiłem. – Uśmiechnął się Yagura, licząc na zrozumienie, jednak dziewczyny
zaśmiały się, wyłapując dwuznaczność tych słów. Daisuke również dołączył.
- Aha. Rozumiem. Skoro tak, to
najpierw trzeba się poznać. Aya – Niepełnosprawna dziewczyna ze śmiechem
wystawiła do niego rękę. Yagura dopiero teraz zrozumiał z czego się tak
napierdzielają.
- Yagura. – przedstawił się ze
śmiechem, ściskając jej dłoń. – Dobra… To jak mamy pomóc?
- No jejku… - Dziewczyna westchnęła.
Nie mogła się przy nich wysłowić, nie mogli być brzydsi? – Po prostu…
- A może – wtrącił Daisuke. – Wezmę
panią na ręce i przeniesiemy na siedzenie?
- Okej! – Dziewczyna się ucieszyła,
że w końcu jeden z nich zrozumiał o co jej chodziło!
- Super to ten… ja z prawej, a ty z
lewej. – Zwrócił się do Yagury.
Dziewczyna
chwilę patrzyła na nich tępo. No ręce i cycki opadają… nie jest taka gruba, aby
musieli ją przenosić we dwóch! Jednak dała za wygraną. Yagura i Daisuke
przenieśli ją z dwóch stron na fotel, a potem po usłyszeniu podziękowania i
prośby o pomoc na koniec filmu, wyszli na swoje stanowisko. Rany się najedli
wstydu… chociaż trzeba przyznać, że dziewczyna fajnie reagowała, bo oni nie
mieliby tyle cierpliwości. Wspólnie orzekli, że przypierdoliliby sobie. Czas
mijał, a oni wykonywali swoją prace, sprawdzając bilety lub wykorzystując czas
na pogaduchy.
- Jutro znowu sprawdzian z matmy… -
Marudził Daisuke. – Rozumiesz w ogóle temat?
- Nie rozumiałem, ale Matsuri mi na
przerwie wszystko wytłumaczyła.
- Heh, to bardzo ciekawe, że nagle
stała się taka dobra z matmy. Zawsze ledwo wychodziła na dwa.
- Może Gaara jej pomaga? –
Odpowiedział pytaniem.
- To ma sens…
- Daisuke Haruno pracuje w kinie,
kto by pomyślał? – Zaśmiała się Erika, która podeszła do niego idąc pod rękę z
jakimś kolesiem. – Siemka.
- Eri! Co tu robisz? – Uśmiechnął
się Daisuke, choć nie podobał mu się ten facet.
- A przyszłam do kina z… -
Spojrzała czule na partnera. – z narzeczonym.
- Aha… zaraz, co?! Narzeczonym?! –
Daisuke rozdziawił usta z wrażenia.
- No tak. To jest Makio, od
tygodnia jest moim narzeczonym. – z uśmiechem pochwaliła się pierścionkiem.
W
tym czasie do pracowników podeszła dziewczyna, prosząc ich o pomoc dla swojej
koleżanki. Yagura pozostawił Daisuke ze znajomymi na stanowisku, a sam udał się
na wzywaną salę. Podszedł do poznanej wcześniej dziewczyny i już bez zbędnych
cyrków wziął ją na ręce i zszedł w dół po schodach. Na dole koleżanka
dziewczyny przytrzymała wózek inwalidzki, na którym posadził dziewczynę. Po
odsunięciu się, zauważył, że chyba niechcący delikatnie osunął jej spodnie na dół. Nic jej nie było
widać przez długą tunikę, ale krok w spodniach miała obniżony… No i poprawiała
się na wózku, a więc wypalił z pytaniem.
- Pomóc pani? – Dziewczyna spojrzała na niego i parsknęła
śmiechem.
- Nie, nie. Nie trzeba. – No jak on chciał jej pomóc? Nie
wystarczająco sobie zmacał?
Na terenie
budowy panował drobny przyrost robotników. Sasuke, żeby nie musieć cierpieć
samotnie, pościągał do pracy kilku swoich znajomych. W grupie raźniej. Nie
podobało się to Deidarze, ale codziennie stara się uprzykrzyć mu pracę jak
tylko może. Czasami nawet jego kumple pomagają Deidarze mieszać z błotem
Sasuke. Właśnie zakończył rozmowę ze znajomym odnośnie prośby na temat
pożyczenia mu pracowników na nadchodzący nowy rok. Zgodził się od razu.
- Chłopaki… - Zawołał Deidara, podchodząc do nich.
- Och, szefowa! – Zawołał roześmiany Naruto, a Kiba na poczet
wyśmiewania zaczął gwizdać z uznaniem da urody Deidary.
- Piękna jak zawsze! – No i stracił swoją cierpliwość.
- Macie plany na sylwestra? – Zapytał na co mu przytaknęli. –
Super, odwołajcie je.
- Co? – Zdziwili się wszyscy.
- Słyszeliście. Dla mnie zaszczytem będzie zarekomendować was
do pracy w tym terminie.
- Ale to sylwester! -
Oburzył się Kiba. – Tak nie można!
- To nasz dzień wolny. – Wtrącił Sasuke. – Nie nadużywaj
swoich praw, blondyneczko.
- Ohohoho… Pozwolę sobie się wtrącić.
– Do towarzystwa, dołączyła niska brunetka. – Zgodnie z artykułem sto
pięćdziesiątym pierwszym kodeksu pracy, szef ma prawo do wezwania pracowników do pracy nawet w dzień wolny gdy szczególnie
tego potrzebuje.
- A to co za babsztyl?
Posiłki? – Bąknął do siebie Sasuke. – A sądziłem że chociaż bronić się
potrafisz sam. – Zaszydził w stronę Deidary.
- Jakieś problemy, panie
Douhito? – zapytała go. Zdziwił się widząc tu Tsuki.
- Hę?
Douhito? Kto to jest? – Zapytał Naruto.
- To ja, durniu – odparł
Deidara. – Mógłbyś chociaż wiedzieć u kogo robisz. – Oburzył się.
- Kogo to obchodzi? Kim jest ta mała?
- Moje imię
i nazwisko to nie wasz interes. Wysłano mnie tutaj, aby ocenić pracowników, ich
zachowania, sumienność i pracowitość. Sekcja cięć czyli zwalniam niepotrzebnych
gnoi. Czy jest jakiś problem z tymi tu, panie Douhito? - Mężczyzna spojrzał na
nią mrużąc oczy, ale w końcu posłała mu oczko, bo biedny nie domyślił się, że
ich wkręca. Rany jaka ona przekonująca.
- O-Oooch –
spojrzał na nich bezlitosnym wzrokiem.
Studenci zaczęli mu lizać dupę,
oczywiście nie dosłownie. Odnosili się do niego z należytym szacunkiem i
zachłannie zaczęli pokazywać, iż pracują. Dziwne, młodszy Uchiha jej nie
poznał? Swojego kata, gdy wpadali do Itachiego? No szkoda. Cóż, skoro pracowali
z zapałem i raczej to się nie zmieni, póki dziewczyna tu jest to może ich na
moment zostawić. Dei chwycił Tsu za nadgarstek i odciągnął na bok.
- Co tu
robisz? Tu jest niebezpiecznie, dlatego wstęp TYLKO dla pracowników – Oświadczył,
zakładając ręce na piersiach. W sumie nawet w tym miejscu nie było dla niej
zbyt bezpiecznie.
- Wyluzuj,
Dei. – Uśmiechnęła się lekceważąc niebezpieczeństwo. – Ja ci pomagam z tamtymi
tam debilami, a ty tak się odwdzięczasz? Wyganiając mnie? To boli wiesz? – Zapytała
teatralnie.
- Dopiero cię zaboli, jak przyjebie w ciebie jakaś cegła.
- Zamknij się już z tym. Przyszłam z propozycją nie do
odrzucenia.
- I to takie ważne, że nie może zaczekać?
- Jak chuj ważne.
- Dobra. Zamieniam się w słuch.
- Otóż tak,
wiesz, że mieszkam tu niedaleko nie? – przekręcił głową, to nie jest jej były
dom przecież. – Nie? Kurwa… no nic potem do mnie wpadniesz – zadecydowała, a on
już miał otwierać usta, no kurwa ma inne plany. – Pomyślałam, że aby cię
przekonać do bycia moim lokatorem, pokaże ci moje wypasione mieszkanie.
- Rany…
Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Cóż,
sądziłam, że fajnie jest mieszkać samemu, ale nie jest. Jest chujowo. Te
wszystkie formalności z utrzymaniem względnego porządku, wypełnianiem
rachunków…
- Mogę ci
pożyczyć kasę. – wtrącił się Dei.
- Nie
rozśmieszaj mnie dobra? Myślisz, że brak mi kasy? MI? Z pewnością zarabiam dwa,
jak nie trzy razy więcej od ciebie. – Deidara wydął wargi w oburzeniu. Nie
ważne, że pewnie ma racje. Nie musiała o tym mówić! – W sumie, szukałam na
współlokatora geja, ale też się nadasz – mruknęła, a Deidarze zaczęła ze
zdenerwowania pulsować żyłka na skroni, a to mała… - No co?
- W jakim
sensie też się nadam…? – Naburmuszył się, czuł się jak obiekt doświadczalny.
- Oj no,
przestań się dąsać i po prostu się zgódź. Będzie fajnie, mogę ci udostępnić
całkowicie kuchnie… - Łaskawca kurwa… wywrócił oczami, a ona nadal go namawiała
coraz to bardziej wymyślnymi argumentami.
Spojrzał w górę z dezaprobatą, aż
nagle złapał Tsuki za nadgarstek i ostro szarpnął do siebie wtulając w tors,
następnie odwrócił się z nią o sto osiemdziesiąt stopni. W tej jednej chwili w
miejscu, gdzie przed sekundą stała brunetka, upadł masywny worek z gipsem
budowlanym, który po spotkaniu z ziemią pękł i rozpylił biały proch w
powietrzu. Zakaszlał ostro i odsunął Tsu od siebie.
- Nic ci
nie jest? – Zapytał. – Mówiłem, że tu jest niebezpiecznie!
- Bla, bla,
bla. Wyluzuj jest ok… Dzięki. – oznajmiła strzepując z siebie biały puch,
Deidara chciał pomóc, ale pogorszył, bo sam był przecież ogarnięty tym gównem i
jakby, strzepywał to na jej ciuchy. Tsu go w końcu odepchnęła. – Nie rób.
- No sorry,
chciałem pomóc…
- Szefie,
przepraszam! Niechcący kopnąłem w ten worek i spadł. Przepraszam, nic się nie
stało?
- Jakie
kurwa nic się nie stało?! Mogłeś ją zabić! – Wskazał na brunetkę. Nieważne, że
przebywa tu bezprawnie. On o tym nie wiedział. - Jesteś zwolniony!
- Ale,
ale…!
-
Wypierdalaj mówię! – Warknął i wskazał chłopakowi wyjście. – Gnój jeden… -
Potem zwrócił się już do Tsuki. – Ty też wypieprzaj z terenu budowy. Czekaj na
mnie przed bramą. Odprowadzę cię do domu.
Przytaknęła głową, ale to nie tak,
że idzie bo jej rozkazał, po prostu nie ma nic do roboty. Skierowała się do
wyjścia, gdzie podobno jest bezpieczniej. Po drodze mijała robotników z
początku i rzuciła im pełne zawiści spojrzenie w stronę chłopaków. Zabrali się
jeszcze ostrzej do roboty. Miała z tego niemałą radochę, dlatego postanowiła im
podokuczać i czujnie pilnować, aby się nie opierdalali. Fajnie było. Ani jeden,
ani drugi nawet nie śmieli jej zapyskować. Ach ta władza. Po półtorej godzinie
zobaczył ją Dei.
- No kurwa, miałaś czekać pod bramą…!
- Spierdalaj, nudziło mi się. – Uniosła się dumnie. – To co,
idziemy?
Naburmuszony przytaknął głową, no co
za uparciuch, prawie dzisiaj stała jej się krzywda, a dalej sobie chodzi na
terenie budowy. Bez słowa chciał odejść, ale wtedy usłyszał za sobą miłe pożegnania,
jawnie sugerujące jego wyższość nad pracownikami. Zdziwiony spojrzał na
brunetkę uśmiechającą się dumnie. Kurwa, co ona im zrobiła?
Przez całą drogę do niej rozmawiali
na temat wspólnego mieszkania. Deidara miał pewne opory, co Tsu zauważyła i
zaczęła wyciągać coraz to lepsze argumenty, blisko do pracy, do sklepu, jak się
okazało niedaleko jest szpital, gdzie pracuje Saso. No proszę, czego to się
dowiedziała, na usta wkradł się dokuczliwy uśmieszek.
- To co? Wchodzisz na kawę nie? – Pociągnęła go do klatki, nie
bacząc na sprzeciw.
- A zrobisz mi? – mruknął zaczepnie, gdy ta zerkała do skrzynki
na listy.
- Hah, nie. Sam sobie zrobisz. Chodź mieszkam na samej górze.
- No kurwa, cztery piętra… - Jęknął wchodząc po schodach.
- Nie jęcz, sam mieszkasz w wieżowcu.
- Ale ja
mam tam aby windę. – Stęknął wychodząc z nią na ostatnie piętro. No kurwa, co
za leń, jakim cudem jest taki szczupły? Jego przypadek powinni pokazać na
discovery.
- Och, no
weź... Od matki byś się wreszcie
wyprowadził. - mruknęła, przekręcając kluczyk w drzwiach i wchodząc do
mieszkania.
- Co ty chcesz od mojej matki? - Burknął urażony i wszedł za nią. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, jednocześnie zdejmując z siebie zimowe odzienie.
- Co ty chcesz od mojej matki? - Burknął urażony i wszedł za nią. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, jednocześnie zdejmując z siebie zimowe odzienie.
- Ja? Nic.
To ona ma problem... – Wzruszyła ramionami, prowadząc go do kuchni. Gestem
dłoni kazała czuć się, jak u siebie w domu, zakasał rękawy do góry.
- Dziwisz
się? Nazywałaś jej syna ciotą w jej obecności... – Prychnął, myszkując po
szafkach.
- Ale jej
syn jakoś nigdy nie protestował – powiedziała cicho z kpiącym uśmiechem.
- Czyli to
moja wina? – Obruszył się.
- Nie
ważne… Wracając, no pomyśl. Chłopaki odwalą się od ciebie, że z nią mieszkasz,
a ja będę miała współlokatora. Wszyscy będą szczęśliwi!
- Prócz
mojej matki – mruknął posępnie, odwracając się od niej, a Tsuki uśmiechnęła się
perfidnie. A chuj jej w dupę, nigdy jej nie lubiła, nie jest jej, jej żal.
Dalsza dyskusja nie toczyła się już
głównie w tym temacie, znaczy pozornie. Dei stwierdził, że się nad tym
zastanowi, a Tsuki perfidnie wchodziła na tematy co by było gdyby jednak razem
mieszkali. Reakcje chłopaków, ich spekulacje i tak dalej. W ten sposób go
nakręcała. No co zrobić, jak on tak łatwo ulega wpływom innych. Potem po
wypitej kawie oprowadziła go po mieszkaniu, a potem pozwoliła mu się wynieść.
Tego
dnia Sasori miał w domu nawałnicę gości, ustalali plan na zorganizowanie
wieczoru kawalerskiego dla Yahiko. W końcu to jego ostatnia impreza, na której
może zaszaleć bez zobowiązań, musi to zapamiętać! Dlatego Miyuki ten dzień spędziła
według siebie. Sasoriemu by się to pewnie nie podobało, ale spotkała się w
jednym pubie z Iseo. Ceniła sobie jego przyjaźń i nie zamierzała urywać z nim
kontaktu. Mieli ze sobą dużo wspólnego, na przykład uwielbiali taki
staroświecki klimat, jaki panował w tymże miejscu. Rozmowa toczyła się w lekki
sposób, dotyczyła pracy Iseo na przemian z studiami Miyuki, aż w końcu naszła
na pierwotne zajęcie Iseo. Od niedawna już ponownie zaczyna grać na skrzypcach.
- I jak
ci idzie?
- Całkiem nieźle. Muszę się na
nowo przyzwyczaić, ale szybko mi idzie.
- Teraz pewnie jeszcze szybciej i
łatwiej będziesz dawał koncerty. – Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi. – Co
się śmiejesz?
- Nie śmieje się, tyko uśmiecham.
– mruknął. – Będziesz przychodzić na moje koncerty? – Zapytał, a Miyuki
nieznacznie spuściła wzrok. Wątpi, aby Sasori nie miał nic przeciwko, jednak
nie chciała mu mówić o tych komplikacjach. – No weź, będziesz mieć miejsce w
sekcji vipów. W dodatku opłacone!
- Potrafisz przekonywać, Iseo. Ale
pewnie twoja przyszła dziewczyna będzie mieć coś przeciwko.
- Hmm, skoro tak stawiasz sprawę,
to nie będę miał dziewczyny. Kupię sobie kota i będę wiódł życie bez problemów.
– odparł pewny swojego zdania.
- Sądzisz, że taki przystojniak
będzie mógł się tak łatwo odpędzić od dziewczyn? Potrafimy uwodzić! Zresztą ty
też musisz jakoś zaspokoić swoje łóżkowe potrzeby.
- Nie mówię, że zrezygnuję z…
takich jednonocnych układów. – Zaśmiał się lekko. – Chodzi mi o takie
długotrwałe związki. Nie są dla mnie.
- Oczywiście, że są! Są dla
każdego. Zobaczysz, znajdziesz tą jedyną miłość.
- Ja chyba jestem typem faceta,
który może się zakochać tylko raz w życiu i nie wyobraża sobie związku z kimś
innym. – Miyuki zastanowiła się nad jego wypowiedzią i po chwili ją olśniło.
- Ojej! Iseo jesteś zakochany? W
kim? Jak ona wygląda? Jaka jest?
- Nic ci nie powiem! – Zaparł się
stanowczo.
- No, ej! Ale dlaczego do niej nie
podbijesz? Jestem pewna, że nie oprze się twojemu urokowi!
- Ona… jest dla mnie nieosiągalna.
W sensie, że jest zajęta.
- To ją odbij. – Zaśmiała się.
- Nie chcę popsuć naszych dobrych
relacji, przez ewentualne nieodwzajemnienie moich uczuć. – powiedział z
zakłopotaniem. – Póki mogę to będę trwać w miłości platonicznej. – Uśmiechnął
się i spojrzał jej głęboko w oczy. – Wystarcza mi świadomość, że jest
szczęśliwa. To, że mogę na nią patrzeć, czasem przytulić… być z nią, gdy
potrzebuje wsparcia lub towarzystwa. I czuć się przy niej tak dobrze…
- Och… jakie to słodkie. – Pisnęła
podekscytowana. – Nie możesz tego tak zostawić! Musisz do niej iść i jej wyznać
miłość!
- Nie…
- No weź, jak cię odrzuci to
będzie skończoną kretynką! Pójdź do niej, stań przed nią… - Przybliżyła się do
chłopaka na siedzeniu. – Odwróć się do mnie.
- Miyuki, nie…
- No dalej! – Westchnął i zrobił,
co kazała. – Najpierw złap ją za ramiona. – Pokazała w jaki sposób ma to
zrobić. Zdaniem Iseo był dosyć brutalny.
- Tak mocno? – Zapytał, obracając
całą tą scenę jako żart.
- Tak, musisz jej pokazać siłę
swojego uczucia. – Zaśmiała się. – Teraz spojrzysz jej głęboko w oczy i
powiesz, że już od dawna patrzysz tylko na nią, chcesz ją chronić i wspierać,
ale to boli, gdy robisz to jedynie jako przyjaciel! – Mówiła te słowa,
wczuwając się w jego sytuację.
- Um… muszę tak krzyczeć? – Starał
się nadal z tego śmiać, ale to zaczynało się robić coraz trudniejsze.
- Pewnie, potem nie będziesz
musiał się powtarzać. Ekhm, potem powiesz jej imię, już spokojnym głosem, a
potem „kocham cię”. Wtedy pewnie dziewczyna zaniemówi, wiesz co wtedy zrób? –
Iseo zaprzeczył ruchem głowy. – Pocałuj ją.
- Nie…
- Co? Czemu nie?
- Wstydzę się. – Burknął, wracając
do swojego picia.
Miyuki
parsknęła śmiechem na to wytłumaczenie, ale znała poczucie humoru Iseo i
wiedziała, że to nieprawda. On szybko zmienił temat, choć myślami przy nim
pozostał. Może powinien zaryzykować, ale zdecydowanie za dużo ma do stracenia.
Nie wie czy jest gotów zagrać va bank. Po wyjściu z pubu Iseo zobowiązał się
jeszcze do odprowadzenia Miyuki do domu. Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu,
pomagając ludziom wczuć się w klimat nadchodzących świąt. Szli razem przez
dość spokojną okolicę, w której
dziewczyna mieszkała. Samochody o tej porze były już rzadkością na drogach.
Miyuki stale mówiła o swoim dzisiejszym planie nauki na kolokwia, które się im
wręcz posypały.
- Co u Sasoriego? – Zapytał nagle,
przerywając wypowiedź dziewczyny. – Z naszej pierwszej i ostatniej rozmowy
zrozumiałem, że nie jest zadowolony z naszego kontaktu.
- Nie, no coś ty… Po prostu… nie
ma nic do naszego kontaktu, no!
- Był zazdrosny, prawda? –
Wyszczerzył się.
- Trochę… ale nic się nie martw.
Wyobraża sobie jakieś głupoty. – Wywróciła oczami.
- Co na przykład?
- Nie ważne, ale ogólnie się mu
nie podobasz. – Iseo uniósł brew.
- Twój chłopak jest Bi?
- Sama zaczynam go o to
podejrzewać. – Zażartowała. – A tak poważnie, to podejrzewa, że coś do mnie
czujesz i stąd zawsze się ze mną spotykasz.
- A nawet jeśli, to co z tego? –
Miyuki przystanęła, by na niego popatrzeć pytająco. – No nie wiem, szpuntuję
cię przeciwko niemu? Walczę o ciebie? Namawiam do zerwania?
- Nie, ale gdybyś coś do mnie
czuł, to pewnie byś tak robił. – odparła z uśmiechem i zaczęła go wymijać,
jednak zatrzymał ją, łapiąc za ramię.
- Może powinienem, ale bycie
choćby twoim przyjacielem też mnie uszczęśliwia. I będąc nim będę cię chronił i
wspierał. – powiedział, na co ta zamrugała zdezorientowana tą wypowiedzią. – Od
dawna na ciebie patrzę. Kocham cię, Miyuki. – wyznał na co ona odruchowo
zakryła dłonią swoje usta. To go trochę rozbawiło. – Nie pocałuję cię,
spokojnie.
- Dlaczego…?
- No… - Trochę go tym pytaniem
zbiła z tropu. – A chcesz?
- Nie! Pytam dlaczego mi o tym
mówisz?! Wszystko zniszczyłeś, Iseo…
- Nic nie
zniszczyłem, chciałem być tylko z tobą uczciwy. Ale to nic nie zmienia.
- Żartujesz sobie? Oczywiście, że
zmienia!
- Co na przykład? – Zapytał Iseo,
krzyżując ramiona.
- Wszystko. Nie mogę się z tobą
przyjaźnić, wiedząc, że mnie kochasz. To dyskwalifikuje miliony tematów, na
które możemy rozmawiać…
- Przesadzasz. Możemy o tym
zapomnieć skoro chcesz.
- Niektórych rzeczy nie można zapomnieć.
Kocham Saso, to na pewno cię boli, dlatego lepiej będzie, jak nie będziemy się
kumplować, to po prostu niewykonalne.
- Miyuki…
- Nie. – Westchnęła ciężko. –
Dalej już mnie nie odprowadzaj. Cześć.
Na
początku Iseo chciał ją zatrzymać, ale wiedział, że nic tym nie wskóra, dlatego
odprowadził ją tylko wzrokiem kilka metrów dalej. Miyuki weszła do domu i
dopiero tam zaczęła normalnie oddychać. Czuła mętlik w głowie i pytała samą
siebie, dlaczego wcześniej tego nie zauważyła, znaczy… Może i zauważyła, ale
nigdy nie brała tego na poważnie. Utrzymywanie z nim dalszych kontaktów, byłoby
nieuczciwe, ale mimo wszystko strasznie jej żal zostawić tą znajomość. Iseo ją
kocha… niewiarygodne, jak miło to usłyszeć. Ile czasu minie nim wyzna jej to
Sasori? Zastanawiała się czy właśnie nie przegapiła okazji na uczucie, które
tak bardzo pragnie.
OD AUTORKI
No w końcu zabrałam się za poprawianie rozdziału xD W dodatku coś tam pozmieniałam, dodałam - dopracowałam i teraz jestem z tego zadowolona xD Wybaczcie zwłokę (JEDNODNIOWĄ), ale hm chciałam porobić trochę rzeczy, których nie robiłam od dawna :P Oglądanie japońskich produkcji <3 Granie w Simsy <3 No i w końcu nadrobienie Gry o Tron :P Teraz chyba nadchodzi czas na robotę - pisanie notek, pisanie komentarzy, pisanie i pisanie :D Spoilerów też nie było... nawet nie wiem co na to powiedź. Wstyd mi za siebie xD Może wasze serduszka ociepli ten mega długi z mojej strony rozdział :D Pisałam już, że jestem z niego zadowolona? Tak? No to wiedzcie, że coś się dzieję, bo Soli i samozadowolenie... (no cóż, nic tylko czekać na krytykę Dorsv'a <3)
A jeszcze chciałabym napomknąć, że scena w kinie, fragment i dialog cały z tymi dziewczynami jest żywcem wzięty z mojego ostatniego spotkania z Ushio z grudnia 2014 roku :P No i tutaj zdradzę wam mój sekret - mam na imię Aga, dlatego moja osoba została nazwana Aya xD Patrzcie jak Soli się zachowuje na spotkaniach - wstyd xD W ogóle, jeśli ci kochani bileterzy to czytają to pozdrawiam xD
Nie przedłużam już, wiedzcie jedynie, że jestem wdzięczna za komentarz, wyświetlenie i wasz uśmiech :) :) :)
Pozdrawiam <333
A jeszcze chciałabym napomknąć, że scena w kinie, fragment i dialog cały z tymi dziewczynami jest żywcem wzięty z mojego ostatniego spotkania z Ushio z grudnia 2014 roku :P No i tutaj zdradzę wam mój sekret - mam na imię Aga, dlatego moja osoba została nazwana Aya xD Patrzcie jak Soli się zachowuje na spotkaniach - wstyd xD W ogóle, jeśli ci kochani bileterzy to czytają to pozdrawiam xD
Nie przedłużam już, wiedzcie jedynie, że jestem wdzięczna za komentarz, wyświetlenie i wasz uśmiech :) :) :)
Pozdrawiam <333
No heja.. Przepraszam, że tak długo mnie nie było i od razu biorę się za komentowanie.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze... Co to było?! Może nie powinnam zaczynać od końca, ale tak lubię Iseo! Jak tak mogłaś? Nie żale Ci teraz go? On taki biedny... Heh.. Daj mu szybko jakąś fajną dziewczynę i niech się cieszy. Już i tak go dużo spotkało.. Najpierw te palce.. A i Sasori powinien być zazdrosny o niego!
Deidara i Tsu... Haha :D Nie no, oni są dobrzy. Może się zejdą? Ooo, byłoby ciekawie ;) I w sumie to dość podejrzane, że ona tak bardzo chce, żeby on z nią mieszkał.. Shiori wyczuwa spisek...
Kana, wow.. Polubiłam ją w tym rozdziale. Jakaś taka fajna mi się wydała.. Naprawdę nie wiem dlaczego jej wcześniej nie polubiłam...
Sasuke chce robić tatuaż... Coś myślę, że Kiba to schrzanił... No po prostu ja to wiem! Ale to była dobra akcja, jak w jej rzeczach grzebali :D
I ta sytuacja w kinie :D Ciekawe masz życie, Ci powiem :D
Tyle ode mnie. :)
Pozdrawiam :)
Ojejku, nic mu nie zrobiłam xD silny jest xD Poradzi sobie w znalezieniu dziewczyny beze mnie xD Ryzykował to teraz ma :P
UsuńNo zobaczymy, jak to z nimi będzie <3 Dei komplikuje sobie życie z jedną byłą ma dzieci, z drugą byłą ma mieszkać, zobaczymy co jeszcze xD
Może dotarło do ciebie, że Itaś nie będzie już z Shee? :P Lepiej późno niż wcale xD
Moje życie to ciągłe samoośmieszenie xD
Ja i krytyka?? pff..
OdpowiedzUsuńJestem bardzo pozytywnie nastawiony do twojego bloga i nie ma nic złego w twoich notkach (nie licząc bezsensownych zdań i tego, że są takie krótkie<3
zjadło mi 3/4 komentarza T^T
UsuńCiekawe co było w tych 3/4 xD
UsuńNo ja się z tego bardzo cieszę, ale lubię jak mi się wypomina błędy xD cały czas nie mogę z tego pingwina - owada xD
Hej Soli! :D
OdpowiedzUsuńDawno mnie już nie było. Długo tak schodzi mi z komentowaniem, gdyż jeden dłuższy rozdział dzielę sobie na dwa i tak właśnie czytam O: Blog masz zarąbisty, czyta się go całkiem szybko, mimo to, ja i tak czytam za wolno T-T. A czytając zawsze jestem ciekawa ile stron mi jeszcze zostało do przeczytania, a tego nie wiem xD Bo w książce to wiesz ile ci kartek do końca rozdziału zostało, a tu nie. I to nie interesuje mnie dlatego, że twój blog mnie nudzi O: Wręcz przeciwnie! Ale ja już tak mam, że nawet gdy coś mnie cholernie pochłania, to lubię wiedzieć ile do końca zostało. To dlatego, że jestem niecierpliwa i roztrzepana :<
Dobra, przechodzę do komentowania rozdziały :)
Naoki taki słodziaśny *-* Miło wita się z kolegą <3 W ogóle Konohamaru, co za szok! XD „Gdzie twój stary?” Trolololo ;p Biedny Sasori, tak po nim pojechał, że mały, że w ogóle :< No cóż.. na szczęście czerwony łeb ma do siebie dystans więc git :D Ciekawa jestem, czy Dei kiedyś będzie chciał być ojcem dla tych bliźniaków. No miło by było.. Bo póki co jest strasznie nie odpowiedzialny. Ja go rozumiem, w pewnym sensie, że on nie chce mieć dzieci że to nie jego bajka że się nie nadaje... ale cholera O_o On w końcu je zrobił. Sam zmajstrował dzieciaki, mógł być bardziej ostrożny xD Takiemu to dobrze... Ciekawe co by zrobił gdyby był kobietą i musiał jeszcze rodzić O: Chyba by usunął... a za to bym go baaardzo znielubiła :< Ale co ja tu będę gdybać :P
Hahaha Sasuke, matko, już myślałam że serio jakieś gej party będą odwalać, choć coś mi świtał... że to jakoś coś podejrzane i może chodzić o coś innego :/ Ej... nie umiem sobie Sasuke wyobrazić z włosami na nodze xD W końcu w anime... nie widać im włosów na nogach :D
Pf.. Dei mylony z kobietą, dlaczego mnie to nie dziwi x) Znam jego ból, ja jestem mylona zT-T Ale mi w przeciwieństwie do niego żyłka nie skacze, jakoś się przyzwyczaiłam :P I ta cała „sprawa sądowa” haha xD Ten jego argument był naprawdę mocny, mógł już wymyślić, coś lepszego. Jakieś niewinne kłamstwo, nie musiał się przyznawać, że się boi, ale coś tam wykombinować xP Tak czy inaczej przegrał :/ Takiego miał mocnego adwokata, nie ma co.
Daisuke i Yagura i ich pomoc niepełnosprawnej dziewczynie. To było piękne xD No jakie nie dorozwoje z nich, o chyba logiczne że sama się nie posadzi na fotelu no! Matoły! XD W każdym razie Yagura nawet skorzystał... o ile można to nazwać skorzystaniem.. tylko gacie jej z sunął, a tamta już o macaniu :D I w ogóle ,ja tam nie widziałam żadnej dwuznaczności.. dopóki nie przeczytałam, że chodziło tam o dwuznaczność O: :Nigdy tego nie robiłem” No przecież można nie robić wielu rzeczy.. eh, tym to tylko seks w głowach xD
Deidara jest wredny T-T, ia wiem że dla Sasuke można być wrednym xD Ale w sylwestra do roboty?? Takiego szefa to bym zamordowała >,< A w życiu! Do lekarza po L4, albo urlop bezpłatny niech biorą xD trzeba kombinować. W ogóle Tsuki jak się napaliła na mieszkanie z Deiem O.o Co jej tak zależy?? Czyżby miała w tym jakiś swój interes x) Ciekawe.
UsuńNo i ta... Miyuki -_- Serio nie skapnęła się, że o niej mówi?? No cóż, zdarza się xD Facet zaczął opowiadać o swojej miłości, nie zdradzając kim ona jest, a Miyuki od razu: „odbij ją, walcz o nią” itp., itd... I to mnie zawsze zastanawiało w książkach czy filmach, czy serialach... (tych polskich nie znoszę xD) Dlaczego, tak chętnie go do tego namawia, ale gdy przychodzi co do czego, czyli o nią, to już się wymiguje... Eh.. naprawdę czasami powinno się pomyśleć dwa razy i postawić się w perspektywie tej danej osoby, a nie od razu machać jęzorem xD No to jak już wyznał jej miłość to jej nie pasiło, a taka cwana była no xp No, a on też xD Najpierw rozmyśla, nad tym, że mu to pasuje, że nie wyzna miłości bo to wszystko zepsuje, a potem jak gdyby nigdy nic „Kocham cię, Miyuki” O: Co za niezdecydowani ludzie xD Domyślam się ,że pewnie narobił sobie nadziei, po tym jak Mi, mu powiedziała, że powinien być szczery i walczyć o swoją miłość.. ale i tak, łatwo temu uległ :P Nie dziwię się jednak tym, że Miyuki zaczęła się zastanawiać, czy nie przegapiła prawdziwej miłości.. W końcu, Sasori nie powiedział jej, że ją kocha,i do tego sam nie jest tego pewien :/ Eh.. niech się lepiej szybciej zdecyduje, bo mu Miyuki ucieknie.
Tyle ode mnie pod tym rozdziałem. Komentarz do następnego, pewnie pojawi się za parę dni dopiero :< Mam nadzieję, że nie będziesz zła, za takie niekomentowanie na bieżąco. No, ale JA xD przynajmniej komentuję. Bo widzę, że masz bardzo dużo obserwujący, a komentują nieliczni. Nie ładnie z ich strony. W końcu nie piszesz tylko dla siebie, ale i dla nich, więc skoro obserwują, to mogli by napisać komentarz od czasu do czasu :/ To naprawdę nic ciężkiego.
Okej :) Życzę dużo weeeeeny, zdrooooowia, i zadowolenia z pisania. Tradycyjnie czyli :P Pozdrawiam!