10 lis 2014

ONE SHOT - ZAZDROŚĆ



Tak na wstępie przeproszę za poślizg, chciałam się wyrobić ósmego, bo wtedy minął rok odkąd prowadzę tego bloga, ale niestety rodzinka się zjechała. Nawaliła mi śmiesznych akcji do głównej fabuły, a więc nie ma tego złego ;)
Akurat ta wersja jest nie poprawiona, bo od tego mam swojego niewolnika xD trzeba poczekać, aż mi poprawi i wtedy uaktualnię poprawioną wersje ;)
Postacie w ONE SHOTcie występują w głównej fabule, bo nie chciało mi się wymyślać nowych imion, ale historia jest całkowicie inna :P wątki pisane narracją pierwszoosobową, na przemian Sasori - Miyuki - Saso- Mi... ;) 
Miłego czytania~!

~*~

            Minęły już dwa tygodnie od dnia, który całkowicie zmienił moje życie. Póki co można powiedzieć, że nie widzę różnicy, przed którą ostrzegali mnie moi znajomi. Jestem szczęśliwy, bo ona jest szczęśliwa, a zakochana osoba patrzy jedynie na dobro partnera. Właśnie jechaliśmy z lotniska do mojego domu… właściwie teraz już naszego. Zatrzymując się na czerwonych światłach, obdarzyłem ją ciepłym spojrzeniem. Patrzyła w boczne okno swoimi zmęczonymi szarymi oczami. swoją ręką osunąłem jej spadający kosmyk brązowych włosów. To zwróciło jej uwagę, a ja nie traciłem czasu tylko pocałowałem jej czoło. Miyuki… moja Miyuki. Teraz przeszliśmy nasz szczególny etap związku, mianowicie jesteśmy świeżo upieczonym małżeństwem. Odbębniliśmy naszą podróż poślubną i było cudownie, oby nadal tak było.
            W wiadomości od moich rodziców wiem, że na nas czekają. Ich prezentem ślubnym dla nas było zostawienie nam domu, w którym mieszkałem jakieś dwadzieścia lat. był prywatny i dosyć spory. Rodzice stwierdzili, że się przeniosą do babci, by jej tam w razie czego udzielać pomocy, a ten dla nas będzie idealny. Właściwie to ten prezent spadł mi z nieba, nie uśmiechało mi się wynajmować mieszkania w bloku. Oczywiście, gdyby nie było innej opcji to bym to dla niej przebolał, ale na szczęście jest. Uwielbiam ten dom, zawsze czułem się w nim bardzo… wyjątkowo. Pewnie dlatego, że jestem jedynakiem, byłem oczkiem w głowie rodziców. Trudno się przystosować ludziom, aby z domu prywatnego przenieść się do blokowisk. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Miyuki potrafiła się przenieść, ale ją raczej zmuszała do tego sytuacja. Studiowała daleko od domu. Po jakichś dwóch godzinach dotarliśmy do celu. Rodzice od razu nas przywitali, pytając o naszą podróż. Właściwie w tym temacie wypowiadała się głównie Miyuki, a ja, wraz z tatą wyciągaliśmy bagaże i zmierzaliśmy z nimi do domu. Od razu przywitało mnie tam to miłe, ciepłe uczucie.
            - Dobrze się bawiliście?
            - Dobrze to i tak za mało powiedziane – powiedziałem. – warto było zrezygnować z kawalerstwa, aby budzić się przy niej każdego dnia – popatrzyłem na górę, skąd dochodziły głosy kobiet.
            - Zobaczymy czy za miesiąc będziesz mówił tak samo – jest taki pewny, że wszystkie małżeństwa przechodzą przez ten sam schemat. Skrzywiłem się wymownie.
            - Wszystko posprzątaliśmy na wasz przyjazd, abyście mogli odpocząć po podróży – powiedziała z uśmiechem moja rodzicielka schodząc po schodach z Miyuki. Naprawdę się postarali, nam pozostaje jedynie rozpakowanie się.
            - Taki ten dom duży – uznała Miyuki, podchodząc do mnie i wtulając w mój bok. – jesteście pewni, że chcecie nam go podarować?
            - Kochanie… - wtrąciłem w zdanie. – bo się rozmyślą! – a tego by nie chciała.
            - Spokojnie. To dom dla rodziny, jest za duży na nas dwóch – stwierdził tata.
            - Nas też jest dwóch – och, ona jest taka urocza. Naprawdę nie zrozumiała aluzji? Jeszcze długo przed ich ślubem napierali tylko na jedno.
            - Na razie – mruknęła znacząco moja matka. – to my już was zostawimy. Jak będziecie mieli chwile to odwiedźcie nas i przy okazji babcię – taa, tak mi się spieszy do babci, jak jej samej do grobu.
            Oczywiście przytaknęliśmy, znaczy się Miyuki przytaknęła. Teraz nawet decyzje są wspólne albo ja nie mam prawa głosu. Wszystko jedno. Wyszedłem jeszcze na dwór ich odprowadzić i pomachać. No względnie mówiąc to upewnić się, że pojechali. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a ja w żadnym razie nie myślałem o spaniu. W takich chwilach myśli się raczej o chrzczeniu łóżka czy coś w ten deseń. Wiadomo o co mi chodzi.
            Wróciłem do środka i zawołałem swoją żonę, aby po głosie ją zlokalizować. Była gdzieś na górze. Znajdowało się tam kilka pomieszczeń, to było  przerobione poddasze, więc większa przestrzeń była na dole. Ominąłem pracownie połączoną z gabinetem, gdzie można było się oddać rzeczom, które lubi się robić dla zabicia czasu. Następny był były pokój rodziców, który teraz pełnił rolę pokoju gościnnego, no i w końcu mój pokój. Sypialnie były połączone z łazienką, taki mały luksus, w dodatku miałem wyjście na balkon. Na podłodze zauważyłem nasze bagaże, które musiała pewnie targać z dołu. Nie łaska zaczekać… Miyuki właśnie wychodziła przez drzwi balkonowe i ułożyła się plecami na wygodnym łóżku. Postanowiłem dołączyć.
            - Łóżko… tęskniłem! – zawołałem wzruszony.
            - Zostawić was samych? – zachichotała Miyuki. No ja jej dam!
            - Najlepiej nigdy stąd nie wychodź – pocałowałem jej słodkie usta, pragnąc jej czułości, jej pieszczot. Wtedy przeszedł jakby dreszcz, przerwałem, czując drżenie jej ciała. – zimno ci?
            - Nie… ale to było dziwne – zaśmiała się zakłopotana. – Rozpakujemy się? – uśmiechnąłem się, sądząc, że to pytanie retoryczne. Nachyliłem się ku niej, a ta zołza mi uciekła z łóżka. – Ty rozpakuj tą, a ja tamtą torbę – przydzieliła mi zadanie. Westchnąłem ciężko. Tak bardzo mi się nie chciało. – Wstawaj leniu!
            - Ehhh – i tak go kocha. – tak jest, żono – zasalutowałem żartobliwie i cmoknąłem ją w policzek, gdy ukucnąłem przy torbie. Zauważyłem, że wybrała mi mniejszą. Dobrze się ożeniłem.
            - Byłam u ciebie tyle razy, a chyba po raz pierwszy będę tutaj spać – rozglądnęła się po pokoju.
            - Czuję presję – zażartowałem. - Postaram się, aby ci było dobrze – puściłem jej oczko.
            - Nie wątpię, mój mężu – układała starannie ubrania w szafie. Robi to o niebo lepiej ode mnie, nawet gdy samodzielnie sprzątałem, gdy miała wpaść z wizytą. Tata się ze mnie nabijał, bo była „inspekcja pokoju”. – Sasori… ostatnio twoja mama strasznie naciska na wnuki, nie uważasz?
            - Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – według mnie jest tak, jak zawsze. To ci przeszkadza?
            - Trochę…
            - Jest na to tylko jedno wyjście – oznajmiłem, przysuwając się do niej. mruknęła w zapytaniu. – Musimy szybko brać się do roboty – uzmysłowiłem jej, oznaczając jej smukłą szyję malinką. Zaśmiała się rozkosznie i odwróciła głowę, całując mnie czule w czoło. Lubiłem te jej nieśmiałe, pieszczotliwe gesty.
            - No to się pospieszmy z rozpakowywaniem…

            Szybko nam poszło to rozpakowywanie. Ja to potrafię zmotywować mojego mężczyznę, a choćby takie spędzenie czasu, jak porządki mnie uszczęśliwiają. Bo jestem z nim, chciałabym, aby całe nasze małżeństwo było takie wspaniałe. Sasori się starał z tym układaniem, ale szło mu beznadziejnie. Dobrze, że dałam mu mniejszą torbę. Przynajmniej większość będzie ułożona tak, jak ja chcę. Na górną półkę w szafie Sasori wkładał puste torby. Natomiast ja, za jego plecami, ściągnęłam z siebie spodnie i rzuciłam na fotel, następnie rozpięłam z trzy górne guziki swojej flanelowej koszuli i grzecznie czekałam na jego obrót. Reakcja była taka jakiej się spodziewałam. Był bardzo zadowolony z tego, że dotrzymałam słowa, a nie bawię się w kotka i myszkę. Podszedł do mnie i wpił w usta, objęłam jego szyję, oddając ustną pieszczotę. Najpierw złapał mnie niewinnie za biodra, aby po chwili przenieść łapska na moje pośladki i je pościskać, jak jego prywatny skarb. Uśmiechnęłam się, oddalając na moment od ust, by po chwili znowu się w nie wpić. Sasori ugiął się nagle, aby wziąć mnie w swoje ramiona i jak księżniczkę zanieść do łoża. Zawsze mnie bawiło, gdy tak robił i tak też było tym razem. Mój śmiech nigdy mu jednak nie przeszkadzał.
            - Kocham cię, Saso – mruknęłam wyginając się lekko w łuk, gdy usiadł na mnie okrakiem i obsypywał pocałunkami moją szyję.
            - Ja ciebie bardziej – zapewnił, podnosząc się do siadu i zrzucając z siebie koszulkę. Wreszcie. Zamruczałam powabnie, patrząc na jego ciało.
            - Chciałbyś – mruknęłam z politowaniem i pociągnęłam go na dół do siebie. Trochę go to zaskoczyło, ale i zadowoliło. Pocałowaliśmy się. jedno muśnięcie, drugie muśnięcie i…
            - Muszę się odlać – mój mąż to potrafi zepsuć chwilę. Skrzywiłam się na to oświadczenie.
            - Teraz? – bąknęłam obrażona, kiedy ze mnie schodził.
            - Natury raczej nie uda mi się oszukać, skarbie – nachylił się jeszcze i pocałował mnie zachłannie w usta. Jego, zdaje się bawi moja złość. – zaraz wracam. Nie tęsknij za bardzo.
            Nie tęsknij? Przecież idzie tylko do łazienki obok… no dobra. Tęskniłam. Zostawił mnie taką rozpaloną w łóżku… jak za chwilę nie wróci to pójdę do sąsiada. Uśmiechnęłam się do siebie, mogłam mu tak powiedzieć. spojrzałam za okno, padał deszcz i strasznie wiało. Wiedziałam to, patrząc na pobliskie drzewo, którego gałęzie były bardzo mocno szarpane przez wiatr. Ziewnęłam zmęczona dzisiejszym dniem, aż moją uwagę zwróciło skrzypnięcie drzwi od pokoju. Przesuwały się delikatnie w wewnętrzną stronę pomieszczenia, a towarzyszyło temu nieznośne skrzypnięcie drzwi. Muszę powiedzieć Sasoriemu, aby zaoliwił zawiasy. Tymczasem wstałam z łóżka i poszłam w stronę drzwi, penie na korytarzu jest otwarte okno, a nie chcę zaczynać nowego etapu życia z przeziębieniem.
            Zrobiłam zaledwie dwa kroki od pokoju, a drzwi za mną trzasnęły potężnie. Aż pisnęłam wystraszona i złapałam się za pierś. Odetchnęłam dwa razy i chciałam wejść z powrotem do pokoju, ale gdy popchnęłam klamkę, drzwi ani drgnęły. Pchnęłam je ramieniem, ale to również nie pomogło.
            - Sasori? Sasori! – klepałam w drzwi otwartą dłonią. – To nie jest śmieszne! Otwieraj natych…! – przerwałam, bo na korytarzu usłyszałam jakby czyjś oddech. Rozglądnęłam się przerażona, niestety pomieszczenie nie było oświetlone. – Sasori… Sasori, otwórz! – oczy zaczęły mi się szklić, a głos mimowolnie się łamał. Czułam tu czyjąś obecność i bynajmniej ten ktoś nie miał co do mnie dobrych zamiarów. – Sasori! – i wtedy drzwi się otworzyły, a raczej Saso je otworzył. Od razu wtuliłam się do niego cała zapłakana.
            - Hej, co jest? – zapytał zatroskany, obejmując mnie mocnym i pewnym ruchem. W ten sposób czułam się bezpiecznie. – Miyuki, co się stało? – bałam się powiedzieć, bo nie chciałam, by poszedł sprawdzić, by zostawił mnie samą, ale musiałam, w końcu to mogłoby nam zagrozić.
            - Na korytarzu… tam wyczułam czyjąś obecność…
            - Dobrze. Uspokój się – podprowadził mnie do łóżka, a następnie schylił się, wyciągając spod niego drewniany kij bejsbolowy. – Zostań tutaj, a ja pójdę to sprawdzić.
            - Nie, nie idź…! – złapałam go za rękę.
            - Nie martw się, skarbie. Zaraz do ciebie wrócę – otarł spływającą po moim policzku łzę i wyszedł z pokoju.
            Siedziałam skulona na łóżku i okryłam się kołdrą. Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć do dziesięciu, uspokajając swój oddech. To było straszne przeżycie, myślałam, że padnę na zawał. W dodatku Sasoriemu się wzięło na głupoty w związku z tymi drzwiami. Po jakimś czasie wrócił do pokoju raportując, że przeszukał cały dom i nikogo nie znalazł, w dodatku nie ma opcji, aby ktoś wszedł, bo wszystkie drzwi są pozamykane. To mnie uspokoiło.
            - Najwyraźniej się zestresowałaś. Pierwsza noc w całkiem obcym dla ciebie domu… wydawało ci się – zapewnił Sasori.
            - Chyba masz racje – przytaknęłam, mierzwiąc sobie włosy. – Przepraszam za to.
            - To nic – uśmiechnął się do mnie i zaczął swoją dłonią dryfować pod kołdrą, po moim ciele. – zapomnijmy i dokończmy to, co zaczęliśmy – zatrzymałam jego rękę z drobnym oburzeniem.
            - Nie ma mowy. To będzie twoja kara za trzymanie drzwi – spojrzał na mnie dziwnie. – żartów ci się zachciało.
            - Ale o co ci chodzi? – zapytał. – Nie trzymałem żadnych drzwi.
            - Nie udawaj. Zatrzasnąłeś je, gdy wyszłam na korytarz, a potem trzymałeś tak, że nie mogłam wejść. Sądzisz, że to było zabawne? Nie było – warknęłam, kładąc się na łóżko z urażoną miną.
            - Byłem trochę zajęty sikaniem, by trzymać drzwi, gdy wyszedłem to słyszałem, że wołasz i walisz w drzwi, więc otworzyłem. oto cała historia – powiedział, ale nie uwierzyłam mu. Ze mnie chce zrobić idiotkę, aby spędzić przyjemnie noc. – Miyuki… - położył się obok, częstując moje ramiona pocałunkami. – nie pozwól, aby jakiś głupi przeciąg zepsuł nam nastrój naszej pierwszej nocy w NASZYM domu – był przekonywującym człowiekiem.
            - Dobrze – odwróciłam się do niego, czekając, aż zada serie swoich pieszczot, które sprawią, że stanę się mokra. Przez kilka minut zastanawiałam się dlaczego się po prostu nie przyznał do winy, ale kto go tam wie.
            Było nam bardzo przyjemne, oboje napieraliśmy na siebie pieszczotami. Sasori całował mokro moją szyję, mój biust, rozpinając wszystkie guziki w mojej koszuli. Wygięłam się w łuk z rozkoszy i pozwoliłam mu na więcej. Otworzyłam lekko swoje przymknięte oczy i ponownie przeszedł mnie zimny dreszcz. Mało tego, nieustannie czułam się obserwowana, choć w pokoju… w całym domu byliśmy sami. To nie było fajne, nie mogłam się skupić na zadawanej mi przez męża przyjemności. On chyba zauważył to, że zaczęłam panicznie spoglądać na pokój, ale nie chciał, aby to przerwało nam uniesienie. Ściągając swoje spodnie szeptał mi czułe słowa, całując mnie też po twarzy. Kocham cię, jesteś najpiękniejsza, najcudowniejsza – i inne rzeczy do mnie mówił, a pod tym wpływem zrobiło mi się gorąco. Nawet nie zauważyłam kiedy udało mu się rozpiąć mój biustonosz. Dobra, w momencie się wkręciłam i objęłam jego szyję od razu wplątując w pocałunek swój język. Czułam, jak jedna z jego dłoni wędruję w moją bardzo intymną część ciała. Ściągnął lekko w dół moje majtki i zaczął pocierać moją waginę. Z moich ust mimowolnie wydobył się jęk rozkoszy, który oczywiście usatysfakcjonował mojego męża. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, zaciskając delikatnie paznokcie na jego szyi.
            Kiedy Sasori widocznie przymierzał się do wejścia we mnie, usłyszeliśmy głośny huk na dole. Oboje przerwaliśmy czynność, wyostrzając słuch, na wypadek usłyszenia kroków nieznajomego. Sasori zszedł ze mnie i wziął z podłogi swoje spodnie. Również chciałam to sprawdzić i ubrałam na siebie swoją koszule.
            - Zostaw Miyuki – zatrzymał moje poczynania. – sam pójdę to sprawdzić. Zostań tutaj.
            - Nie chcę zostać sama – zaparłam się. bałam się ponownie poczuć, jakbym była przez kogoś osaczona. Sasori nie był z tego zadowolony, ale pozwolił mi zejść ze sobą.
            Zapięłam kilka guzików w koszuli i szłam ostrożnie za nim. Sasori szedł sobie lekko po mieszkaniu, niczym nieustraszony. Zeszliśmy po schodach na dół, ciągle się lepiłam do pleców Saso ze strachu, ale jemu chyba to nie przeszkadzało. Przeszliśmy przez chyba każde pomieszczenie, oświetlając cały dom i nic. Znaczy nic się nie zmieniło na pierwszy rzut oka, aż w końcu Sasori zauważył na podłodze zrzuconą encyklopedie z kilkoma dokumentami.
            - I oto źródło strachu – zaśmiał się i począł zbierać kartki z podłogi. Podeszłam do niego, aby pomóc i w momencie poczułam, jakby ktoś za mną stał. Odwróciłam się ostro, ale nikogo za mną nie było. Chyba popadam w paranoje. – Podasz mi to? – wskazał na oddaloną kartkę, tuż przy moich stopach.
            - Jasne… - podniosłam i zaczęłam razem z nim to wszystko zbierać. – jak ta encyklopedia mogła spaść? – mnie to zainteresowało, ale Sasoriego nie bardzo. Jedynie wzruszył ramionami. – I to sama…? – dodałam, chciałam, aby pomógł mi rozwiać moje poronione pomysły. – Sasori, mówię do ciebie.
            - Nie wiem, słonko – odpowiedział wkładając wszystko do regału, a na grzbiet książek wcisnął papiery. Muszę tu jutro poukładać. – spadło, najwyraźniej było zbyt blisko krawędzi.
            - To dlaczego wypadło teraz, a nie na przykład godzinę temu? – dla mnie to było dziwne, przecież takie rzeczy muszą mieć przyczynę, a teraz nawet okna były zamknięte. Sasori uśmiechnął się głupio i odebrał ode mnie kartki, wkładając do reszty. – Bawię cię? – wydymałam usta.
            - Tylko troszkę – ta jego szczerość była czasem nieznośna. Ujął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, ale nadal utrzymywałam obrażoną minę. – co chcesz usłyszeć Miyuś? – zdrobnił moje imię, dając buziaczka w policzek. Nie lubiłam tego, tak ma prawo do mnie mówić jedynie bratanica. – Że to duch…? Uuuu – z rozbawieniem wydobył z siebie ten dźwięk. Ja również się zaśmiałam i trzepnęłam go w ramię.
            - Nie jesteś śmieszny – mruknęłam, obejmując jego szyję. Cmoknęłam go słodko w usta dla udobruchania i… – Zanieś mnie do pokoju – wyszczerzyłam się, a on parsknął śmiechem.
            - Za to ty nadrabiasz w naszym związku bycie śmiesznym – powiedział i uwolnił się z mojego uścisku, a następnie wyminął. – Masz nogi.
            - Saaasoooriii – burknęłam zawiedziona, lecz nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi. Tak się bawi? złapałam go za ramiona i odbiłam się od podłoża, wskakując mu na plecy. Obejrzał się na mnie, mrużąc oczy. – Kochaaam cię - zapewniłam go słodkim głosem. westchnął ciężko i poprawił mnie sobie na plecach. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek, a wtedy w lustrze powieszonym na ścianie obok nas zauważyłam jakąś białą postać. Odwróciłam się spanikowana, ale w pokoju nikogo nie było. Spojrzałam w lustro… wszystko wydawało się normalne.
            - Co się stało? – mruknął Sasori. – Pobladłaś.
            - Nic… wydawało mi się… nie ważne. Jestem zmęczona – stwierdziłam ziewając, jak na zawołanie.
            - Właściwie ja też.

            Obudziłem się rano, gdyż delikatne światło wpełzło przez okno do mojego pokoju. Odwróciłem się w stronę środka łóżka, chcąc zastać widok mojej ukochanej żony, ale niestety nie było jej tam. Pewnie czeka na dole, a ja nie zamierzałem tracić czasu na wylegiwanie się w łóżku. Do końca tygodnia miałem wolne w pracy, znaczy, że ostatnie dwa dni, więc naturalne, że wszelakie samotne leniuchowanie było zabronione. W nocy zaniosłem ją do pokoju i… poszliśmy spać. Oczywiście, że nie byłem z tego zadowolony, chciałem się z nią pieprzyć. Przed ślubem mi w ogóle nie dawała, no to teraz chciałem mieć wolną drogę… tym bardziej, że wiem, jaka namiętna się staję w pościeli. Nie chciałem jej jednak zmuszać, bo w takim czymś nie ma przyjemności. Wyciągnąłem z szafy pierwsze-lepsze spodnie i koszulkę, którą po drodze ubrałem, schodząc na dół.
            W kuchni zauważyłem Miyuki ubraną w krótkie szorty i bluzkę z długim rękawem. Nie wnikam w taki kontrast długości ubrań, bo uwielbiałem, gdy eksponowała swoje nieziemskie nogi. Przygotowywała śniadanie, po zapachu poznałem, że to bento. Podszedłem do niej szybkim, a jednocześnie cichym krokiem i złapałem ją w talii. Pisnęła przestraszona, a ja się zaśmiałem lekko.
            - Głupek! Przestraszyłam się! – no patrz, nie zauważyłem.
            - Jak to witasz męża? – burknąłem, a potem domagałem się słodkości w postaci buziaków. W końcu dostałem jednego, dwa, trzy, cztery, a dalej kazała mi spadać. Odsunąłem się więc na bok, a moja ręka zacisnęła się na jej ślicznej dupci. – co robisz? – spojrzała na mnie głupio. – Wiem, że śniadanie… mogę ci jakoś pomóc?
            - Najbardziej byś mi pomógł, gnijąc w łóżku i czekając, aż dobra żona przyniesie ci śniadanie do łóżka – wygłosiła na głos swoje pretensje. – a teraz wystarczy, że zrobisz nam obojgu herbatki – w kocu zaszczyciła mnie swoi uroczym uśmiechem. Pocałowałem ją w nos i przeszedłem do wykonywania zadania.
            Nie wiem za jaką ofermę ma mnie moja żona, ale chyba za wielką. Herbata była zrobiona i wystarczyło tylko przelać ją z ekspresu do kubków i posłodzić… a ile ona słodzi? Wiem, wstyd takich rzeczy nie wiedzieć, ale wystarczy być mną. Spojrzałem zakłopotany na Miyuki, zakasała sobie rękawy, aby nie splamić się w trakcie śniadania i przyuważyłem na jej przedramieniu siniaki. To mnie zaniepokoiło, bo wcześniej ich nie miała. Jestem tego pewien.
            - Co ci się stało w rękę? – od razu złapała się za rękę i chyba karciła się w myślach, że to zobaczyłem.
            - Wiesz… tej nocy strasznie mnie kopałeś – bąknęła. No chyba jej nie kopnąłem w rękę, zresztą ja mam spokojne sny. Sama mi to powiedziała w czasie podróży poślubnej. – kilka razy spadłam z łóżka i tak musiałam się nabawić tego siniaka.
            - Przepraszam… na pewno tego nie chciałem – rzekłem, nawet nie słyszałem, jak ona upada.
            Po chwili jedliśmy razem śniadanie przy stole, ciesząc się swoim towarzystwem i wymieniając planami na dziś. Ja chciałem porobić coś fajnego poza domem. Zabrać ją do kina, restauracji, bo przecież małżeństwo nie zwalnia nas z prowadzenia tego samego trybu życia. Lepiej randkować teraz, niż za kilka lat, gdy mogą pojawić się dzieci. Wtedy zwyczajnie nie będzie na to czasu. Miyuki bardziej wolała zająć się… przemeblowywaniem domu. Wystrój mojej mamy jej niespecjalnie leży. Moglibyśmy się tym zająć kiedy indziej, ale ona jest uparta, jak osioł.
            - Miyuki… to nasz ostatni wspólny weekend przed pracą. Nacieszmy się sobą, proszę…!
            - Jeszcze zdążymy kochanie… w ogóle Deidara i…
            - Dla nich nie ma mnie w domu – wtrąciłem zapobiegawczo. Kumple są ważni, ale żona ważniejsza! Niech to uszanują i zaczną zawracać dupę, jak zacznie mi się psuć w małżeństwie. Ciche dni czy coś. Wtedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Spojrzałem na Miyuki z pytaniem czy się kogoś nie spodziewa.
            - Twoi koledzy dzwonili rano. To pewnie oni.
            Jęknąłem. Pewnie, że byłem zły. Prędko się ich przecież nie zdołam pozbyć. Niestety żona popchnęła mnie w stronę drzwi. Właściwie to bardzo doceniam, że Miyuki nie ma nic do moich znajomych, choć miała naprawdę wiele sytuacji, przez które mogła ich znienawidzić. Otworzyłem drzwi, a wtedy od razu dobił do mnie mój najlepszy, blondwłosy przyjaciel. Nie sądziłem, że się tak bardzo stęsknił…
            - Hidan! Przestań mnie popychać, durniu! – z jego krzyków ogarnąłem, że nie przytulił mnie specjalnie. – Siema Saso – zwrócił się do mnie, gdy się już oddalił. – przeżyłeś podróż samolotem bez mokrych spodni? – męska przyjaźń jest taka ujmująca… nie. Gówno prawda. Nie oszczędzają na mnie podłych komentarzy!
            - Zapytaj głośniej to może Miyuki ci odpowie… - bąknąłem. Ona nie wiedziała, że bałem się podróży, a ściślej mówiąc to lotu, powiedziałem to Deidarze w tajemnicy, a on musiał to wystarczająco nagłośnić.
            - Hm, czuję bento – stwierdził Hidan, wdychając powietrze. – zostało jeszcze? – zapytał i udał się do mojej kuchni.
            - Taa, rozgość się – powiedziałem to do niego, a wyszło, że powiedziałem do siebie. – Dei nie żeby co, ale nie mogliście przyjść w na przykład poniedziałek?
            - Twoja żona przez telefon nie miała nic przeciwko.
            - Bo moja żona jest za miękka…
            Dei się uśmiechnął i kazał mi przestać beczeć tylko przyznać się, że tęskniłem. Za czym, pytam się? dwa tygodnie byłem w podróży poślubnej i było mi bardzo dobrze! No dobra, w końcu przyznałem, że trochę mi ich brakowało. Ruszyłem z nim do kuchni, a tam się dowiedziałem, że Hidan się nawet wprosił na obiad, a Miyuki nawet się nie sprzeciwiła… no cóż mogłem zrobić. Mogłem chociaż oszczędzić jej tego towarzystwa, bo widziałem, że Hidan ją wkurwia swoimi rozkazami czy tam pytaniami. Nakazałem im iść na górę do gabinetu, gdzie zazwyczaj przesiadywaliśmy. Był tam komputer, był tam telewizor, było tam wszystko, co uchodziło za źródło zainteresowania. Potem powiedziałem jeszcze Miyuki, że jak będzie potrzebowała mojej pomocy w… czymkolwiek to ma mnie zawołać. Skinęła głową, całując mnie w policzek. Może te nasze geściki były do porzygu słodkie, ale chyba każdy tak ma na początku.
            Kilka godzin później nadal siedzieliśmy na górze gadając o wszystkim i o niczym. Aktualnie wzięło nas na wspominanie mojej imprezy weselnej, a Hidan dojebał mówiąc, że trzeba to powtórzyć. Mam się rozwieść i ponownie brać ślub… Miyuki to się na bank nie spodoba, więc nie. tak, teraz, jako mąż mogę zasłaniać się żoną, w sprawach, których nie chcę robić, korzystne. Chociaż potem mówią na ciebie pantoflarz. Deidara wyszedł niedawno na siku, a jak wrócił to razem z moją żoną, wnosząc miski z porcją pysznego, pachnącego ramen.
            - Mogłaś mnie zawołać, pomógł bym ci – nadąsałem się, otrzymując od niej zupkę. Dobrze, że chociaż wzięła i porcje dla siebie, dołączając do nas.
­            - Ja jej pomogłem i przekonałem, by przestała sprzątać – mruknął Dei siadając na fotelu obok mnie. Muszę się od niego nauczyć sztuki przekonywania w takim razie.
            - Nie mogłam pozwolić, by mój mąż z tęsknoty za mną, płakał przy swoich kolegach - … okej, cofam to. Posłałem Deidarze wzrok typu pierdol się, zjebie. W odpowiedzi przejechał sobie dłonią po czole, drapiąc się jedynie środkowym palcem. Taki przekaz, aby czytać pomiędzy wierszami.
            - Koledzy muszą zrozumieć, że cię bardzo, bardzo kocham – puściłem jej oczko. Obok mnie  na kanapie było wolne miejsce, ale z drugiego końca siedział Hidan, więc rozumiem dlaczego się nie przysiadła.
            - Ja cię kocham jeszcze mocniej – rzekła kucając przed telewizorem i wyciągając spod regału, na którym był postawiony, poduszkę. Chciała na nią usiąść, a nie na podłodze. – aż brakuje na to skali.
            - Ja cię kocham…!
            - No, kurwa, skończcie już. Jem – wtrącił Hidan, przerywając mój romantyczny monolog.
            - Czy ktoś ci broni?  - przewróciłem oczami.
            - No wy i wasza aura, cały czas miłość, serduszka, kwiatuszki…
            - Hidan zamknij dupę. Dopiero się pobrali, niech się cieszą – zabrał głos Deidara i byłem mu za to wdzięczny. Nabrałem pałeczkami makaronu i spojrzałem na Miyuki.
            - No, ale stary! – patrzyła, jak zahipnotyzowana w ciemny ekran telewizora. Zupełnie znieruchomiała. – przesadzają już. Rozumiem w nocy, ale, żeby w dzień też zapewniać o tym? I to słownie?
            - Powiedziałem, żebyś się zamknął – wtedy odwróciła wolno głowę w moją stronę i w momencie pobladła. Hm… źle wyglądam? Znowu spojrzała na telewizor. Może jej go włączę?
            - No, ale to tak jakbym ja ci teraz powiedział jaką rano zrobiłem kupę!
            - Hidan, do chuja!
            - Miyuki, kochanie co się stało? – wyrwałem ją z tego amoku. Jej oczy stały się szkliste, a twarz naprawdę blada. przeraziłem się i podszedłem do niej, nie zwracając uwagi na kolegów, którzy chyba też byli zaciekawieni jej stanem, bo przerwali swoją sprzeczkę.
            - Ja… - kolejny raz spojrzała nerwowo na ekran. – ja widziałam… - urwała, bo najwyraźniej speszyła się obecnością osób trzecich. – nie ważne. Wybaczcie, ale chcę się zdrzemnąć…
            - Zaczekaj – zatrzymałem ją na korytarzu. – co takiego widziałaś, że cię przeraziło? – zapytałem odprowadzając ją do naszego pokoju. Cała się trzęsła.
            - Widziałam jakąś postać… - załkała, nie dała rady powiedzieć tego w normalny sposób. – siedziała obok ciebie na kanapie, ale… ale jej tam nie było…! – co…? Nie zrozumiałem. Coś było i czegoś nie było?
            Ułożyłem Miyuki i poczekałem, aż nie zaśnie. Cały czas trzymałem jej rękę, aby poczuła się bezpiecznie. Nie wiem o co jej chodziło, ile musiała się nawdychać tego kurzu na dole, aby zacząć mieć jakieś omamy. Widziała postać… ducha, a duchy nie istnieją. To nonsens. Zresztą mieszkam w tym domu przeszło dwadzieścia lat, dlaczego mi się nie pokazał, ani moi rodzicom? Dlaczego byśmy go nie wyczuli? Mam nadzieję, że obudzi się w lepszym stanie. Ja za czas jej drzemki wróciłem do chłopaków i uspokoiłem ich, że z Miyuki wszystko dobrze. No to postanowili jeszcze u mnie posiedzieć. Hura…

            Po zrobieniu sobie drzemki, zastałam Sasoriego na dole, gdy przeglądał coś na laptopie. Przywitał się ze mną dając całusa w usta, a następnie poprowadził mnie tak, abym usiadła na jego kolanach. Zadawał pełne troski pytania o to, jak się czuje, czy jestem głodna czy wyspana. Nie czułam się dobrze, nie byłam głodna i nie czułam się wyspana. W głowie ciągle miałam ten obraz, widziałam w telewizorze jakąś czarnowłosą kobietę, w białej sukience, była wpatrzona w mojego męża, jak w obrazek. Nawet położyła się na jego ramieniu. Ruszała się, więc na pewno nie była jakimś tam przywidzeniem. W rzeczywistości obok Saso jej nie było, zastanawiałam się, dlaczego ją widzę? Opowiedziałam wszystko mężowi, ale widziałam, że ni brał tej sprawy na poważnie. Niby mnie słuchał, a stale patrzył na ekran laptopa, a dokładniej mówiąc to na portal internetowy facebook’a. Poczułam się zlekceważona.
            - Sasori, słuchasz mnie?
            - Ta, słucham – przytaknął, jednak ciągle był zapatrzony w laptop. Wkurzyłam się i ostrym ruchem zamknęłam matrycę. Skrzywił się na ten uczynek. – Co robisz? – burknął i chciał ponownie otworzyć, ale go powstrzymałam.
            - Chcę, żebyś się zainteresował tym, co mówię. Nie rozumiesz, że widziałam ją? Leżała ci na  ramieniu, nic nie czułeś? Sasori! – warknęłam na niego, zauważając, że słucha mnie ze znudzeniem. Wyczekiwał jedynie momentu, aż skończę swój monolog.
            - Nie – odrzekł, a ja poczułam się z tym lękiem sama. Chciałam jedynie mieć w nim oparcie. – Miyuki wiesz, że cię kocham – powiedział, całując mnie czule w czoło. – ale co do twojej historii, to sądzę, że nawdychałaś się za dużo kurzu czy tam środków czystości i przywidziało ci się.
            Może i był sens w tym co mówi, ale ja wiem co widziałam. Chociaż bardzo chciałam wierzyć jego słowom i przestać się z tego powodu zadręczać. Zrezygnowałam z męczenia go tą opowieścią i zostawiłam samego, udając się robić kolacje. Zawsze mi się nie podobało ciągłe ślęczenie w kuchni pani domu, ale chyba zaczynałam rozumieć ten cały szał. Znaczy dopiero gotuje któryś tam raz od rana do wieczora swojemu mężowi, ale wiem, że to lubię. Lubię jego zadowolenie na twarzy, gdy smakuje moich dań, a także to, że w kuchni jestem sama. Mogę spokojnie poukładać swoje myśli. Kolejny raz zastanowić nad tym, co mnie dręczy. Może…
            W trakcie przemyśleń i przekładania do miski zagotowanego ryżu, z lady upadł mi talerz i oczywiście się stłukł. Były tam położone dwa, jeden obok drugiego. Ten drugi był postawiony z dala od krawędzi, więc pierwszy też musiał być i nie miał prawa upaść. Po prostu nie miał. Odłożyłam ryż i schyliłam się po odłamki talerza. Pomógł mi w tym Sasori, który zjawił się na miejscu słysząc trzask. Każdym kawałkiem, który chciałam zebrać się przecięłam. Doprawdy nie uważałam się za taką ofiarę. Po kolejnym zakuciu zostałam zbesztana przez męża, więc zostawiłam go z tym zajęciem. Wsadziłam okaleczoną rękę pod zimną wodę, a potem wyciągnęłam zastępczy talerz. Sasori zdecydował się mi pomóc, skoro już wszedł do kuchni. Zaryzykowałam i zapytałam, jakby siebie na głos, w jaki sposób mógł mi spaść. Westchnął ciężko odgadując do czego zmierzam.
            - Może jednak nie był tak ustawiony, jak myślisz – odpowiedział na moje domysły, choć wolałam, aby się bardziej zainteresował, a nie wymuszał to na siebie. Już zamierzałam to pociągnąć, kiedy… - Zmieńmy temat – oczywiście. Zawsze potrafił się wykaraskać z niewygodnych tematów. – pisałem na czacie z Yahiko, zapraszają nas z Konan do siebie – mruknął, a jego ręce powędrowały na moje biodra. Akurat w czasie, gdy zalewałam wrzątkiem kubki z torebkami herbaty w środku. – kiedy chcesz się przejechać?
            - Nie wiem – odstawiłam czajnik na kuchenkę i odwróciłam się do niego, obejmując mu szyję. – najpierw wolałabym odwiedzić tatę i brata – ucałowałam jego niezbyt zadowoloną minę. Nie specjalnie lubił mojego brata. I wzajemnie, ale to była moja rodzina i chciał czy nie, musieliśmy jechać.
            - Dobra… to kiedy? W niedzielę? – skinęłam głową. – Tylko postaraj się nie spadać z łóżka – odwinął lekko mój rękaw, odsłaniając siniaka. – Bo twój braciszek oskarży mnie o znęcanie się nad tobą.
            - Poniekąd będzie miał racje… kto mnie spycha z łóżka?
            - Jestem taki niedobry – stwierdził z rozbawieniem i wpił namiętnie w moje usta. Oddawałam pocałunek z wielkim niedosytem. Rozchylił moje usta, a wtedy poczułam w środku swojej jamy ustnej jego język, który igrał sobie z moimi pragnieniami. Jęknęłam cicho z rozkoszą, a on z rozbawieniem oderwał się ode mnie. – Zjedzmy najpierw kolacje.
            Och… gdyby nie przerwał tej chwili to mogłabym to nawet zrobić tutaj na podłodze. Pomógł mi poprzenosić wszystkie dania na stół i przeszliśmy do ich zajadania. To był miły wieczór, pogadaliśmy o naszej podróży poślubnej do Włoszech i zgodnie ustaliliśmy pojechać tam na naszą rocznicę. Czasami było zabawnie, gdy wprowadzaliśmy nasze japońskie zwyczaje do Europy. Ludzie na nas patrzyli w knajpach, gdy wychwalaliśmy dania przy każdym kęsie, albo siorbaliśmy nasze zupy. To było zabawne. Poznaliśmy tam nawet przemiłego Włocha, znaczy był on Japończykiem, ale urodził się i mieszkał we Włoszech, służył nam za przewodnika, a Sasori był o niego bardzo, bardzo zazdrosny. To było urocze! Potem obgadaliśmy niedawnych gości, dowiedziałam się, że nakazali Sasoriemu się rozwieść! Bezczelność to mało powiedziane… a on jeszcze nie powiedział nie, tylko, że żona mu nie pozwoli…
            Mój pantofel.
            Po kolacji razem szliśmy wszystko pozmywać. Byłam mu bardzo wdzięczna za nastrój dzisiejszego wieczora, dzięki niemu zapomniałam o dziwnych dzisiejszych wydarzeniach. Przy zlewie w kuchni zmywałam wszystkie naczynia, których użyłam do przyrządzania potraw. Podawałam je mężowi, który musiał dokładnie przetrzeć je ręcznikiem i włożyć do odpowiednich półek. Raczej nie było mu źle z służeniem pomocą, podejrzewam nawet, że lubił to robić, bo szło mu zadziwiająco dobrze. Widząc moją minę, uśmiechnął się cwaniacko. Zaskakiwanie mnie sprawiało mu jakąś przyjemność. Nie miałam nic przeciwko, mógł mnie tak zaskakiwać.
            - Słyszałeś to? – zmrużyłam oczy słysząc jakiś niezidentyfikowany dźwięk. Coś jakby szum albo westchnięcie… takie pogardliwe westchnięcie.
            - Nie, nic nie słyszałem – chyba zaczynam mieć paranoje… ale czułam niepokój, który nie chciał mnie opuścić. Sasori stanął za mną i objął w talii, zaczynając pieścić moją szyję pocałunkami. – ale może zaraz coś usłyszę…? - zachichotałam cicho i strugałam obojętną, przecierając ręcznikiem swoje ręce. Wtedy on powędrował rękoma na moje krocze, a ten gest mnie niesamowicie podniecił. Z moich ust wydobyło się pełne przyjemności westchnięcie. – O to chodziło, skarbie – szepnął mi do ucha i odwrócił pewnym ruchem do siebie. Złączyliśmy się w pocałunku. Długim… gorącym… pasjonującym pocałunku. W momencie, gdy objęłam rękoma jego szyję, złapał mnie za biodra i uniósł, sadzając na blacie kuchennym. Uśmiechnęłam się w czasie pocałunku i czułam, że on też to zrobił. Wsunęłam ręce pod jego koszulę, a on zdecydował się nie tracić czasu. Oderwał się na chwilę i zdjął z siebie koszulę, zrzucając na ziem. Również zaczęłam odpinać guziki w swojej koszuli, a on dołączył do rozbierania mnie. Ja to robiłam delikatnie, aby jakiś guzik się nie zerwał, a Sasori… no, jak zwierzak.
            - Uważaj zniszczysz mi koszulę… - zaśmiał się lekko. – Śmiej się śmiej, będziesz odkupywał… - a rachunek z dodatkowym oprocentowaniem zmyje ci ten głupi uśmiech z twarzy. W końcu, gdy i ja się uśmiechnęłam ponownie zatopiliśmy się w swoich ustach. Obejmowałam jego plecy drapiąc mu lekko plecy paznokciami. Lubił to uczucie, jakby dreszczyku również trzymał mi plecy i obsypywał biust pocałunkami. Nagle poczułam ostre pociągnięcie za włosy i jęknęłam głośno. – Saso! – zmrużyłam gniewnie oczy. – Nie ciąg mnie, głupku, za włosy…
            - Ale ja… pociągnąłem cię? – zaśmiał się zakłopotany, jakby nie wiedział, że takie coś boli. – Przepraszam – pocałował mnie w skroń i uśmiechnął się niewinnie… wybaczyłam mu, ale tylko dlatego, że go kocham. Musnął mnie w czoło i nie odrywając ust, zjeżdżał na nos… policzek… usta. A wtedy znowu mnie pociągnął. Pisnęłam, chwytając się za tył głowy. – Tym razem to nie ja!
            - Akurat – burknęłam i odbiło mi się po kolacji. Automatycznie, lecz na próżno zakryłam usta ręką. Dźwięk mojego beku dotarł do uszu mojego męża. Wytrzeszczył oczy i… zaczął klaskać z uznaniem.
            - No brawo żono – nabijał się. – zrób tak przy chłopakach, a przyjmą cię do naszej paczki – nadąsałam się obrażona. Wolałam,, aby o tym zapomniał, a nie komentował. To jest strasznie żenujące dla kobiety takiej, jak ja. Nie jestem niewychowana. Sasori wyciągnął do mnie rękę. – chodź świnko – ha, ha, ha… - umyjemy ząbki i pójdziemy do łóżka.
            - Jeszcze słowo… a będziesz spał sam! – zagroziłam, na co się skrzywił. Zeszłam z blatu i kierowałam się na schody. Saso musiał jeszcze pozbierać swoją bluzkę z podłogi.
            - Chrum, chrum… chrum, chrum, chrum! - usłyszałam za sobą. Ton chrumkania był bardzo podobny do zdania, które przed chwilą wypowiedziałam. Odwróciłam się z pretensją i czekałam, aż on wyjdzie mi na spotkanie. Saso, gdy mnie zobaczył domyślił się wszystkiego i jedynie parsknął śmiechem, bawiła go moja złość. Nie pierwszy raz zresztą. – przepraszam – poprawił się i wymijając klepnął mnie mocno w pośladki.
            Na górze razem poszliśmy do łazienki i zaczęliśmy razem szykować przybory higieniczne. Ustaliliśmy nawet, że razem weźmiemy prysznic. W końcu jesteśmy tacy brudni. Spodobał mu się ten pomysł,, ale jeszcze przed tym wszystkim, nakłoniłam Saso, abyśmy zrobili sobie selfie. A co! Pokażemy znajomym na fejsie, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. Objął mnie więc ramieniem, a ja odwróciłam telefon do lustra i zaczęłam odliczać. W ostatnich sekundach Saso pocałował mnie w skroń, a ja… przerwałam sesje. Zdawało mi się, że ktoś przeszedł po naszej sypialni. Drzwi z łazienki były otwarte na oścież i tam widziałam te postać, ale w odbiciu, więc nie byłam pewna. Zostawiłam na chwilę skołowanego Saso i poszłam to sprawdzić, ale nic nie było. Nagle przez okno wpadło światło z podwórka od nadjeżdżającego samochodu. Zapewne to zobaczyłam w lustrze. Uspokoiłam się… trochę. Weszłam do łazienki i wydobyłam z szuflady pigułki na anemie i połknęłam jedną.
            - Co się stało? – zapytał Sasori, szorując już zęby szczoteczką. Wzięłam jeden łyk wody z kranu, aby nie czuć tej tabletki w przełyku. Przekręciłam głową z uśmiechem, nie będę mu dawać kolejnego powodu, by sądził, że jestem wariatką. Zabrałam swoją szczoteczkę i zaczęłam myć zęby. – To twoja pierwsza tabletka dzisiaj?
            - Niee – przekręciłam głową i splunęłam do zlewu. – Trzecia – skrzywił się na to zdanie. – biorę rano, po południu i wieczorem, jak przykazał mi lekarz – dodałam, nim włożyłam szczoteczkę w usta.
            - Moim… – splunął do zlewu. – moim zdaniem dwie, by wystarczyły – wypowiedział się. Cóż, dlatego nie on jest moim lekarzem prowadzącym. Dla mnie dwie to za mało, czasami wezmę dwie i wyczuwam zmęczenie czy osłabienie, a po trzech naprawdę widzę, że branie leków mi pomaga.
            + Saso, zażywam tak tabletki od kilku lat. Nie martw się – schylił się do kranu i odpił stamtąd wodę, aby wypłukać usta. Ja w dalszym ciągu szczotkowałam zęby, wędrując dłonią po nagich plecach męża. Kiedy się podniósł, uśmiechnął do mnie zalotnie i zrobił miejsce przy zlewie. Nadeszła moja kolej płukania ust, a Sasori obcierał buzię ręcznikiem.
            Gdy wypłukałam usta, poderwałam się do góry do lustra. Zobaczyłam tam ją. Siedziała na rogu wanny tuż obok Sasoriego, który miał wbity wzrok w kafelki podłogowe. Dziewczyna w czarnych, potarganych włosach i poplamioną od krwi białą sukienką. Zwróciła swój wzrok na mnie, a w swojej dłoni coś ściskała… żyletkę. Z jej dłoni ściekała krew, a ja przyglądałam się temu wytrzeszczonymi oczami, obejrzałam się powoli do tyłu… na wannie widziałam jedynie siedzącego męża, a na podłodze nie zauważyłam żadnych plam szkarłatnej cieczy. Przełknęłam głośno ślinę i ponownie odważyłam się spojrzeć do lustra. Dziewczyna uniosła do góry kącik swoich ust, a następnie wzięła zamach ręką, w której trzymała ostre narzędzie i rzuciła w moją  stronę. Krzyknęłam przerażona, cofając się do tylu i prze wracając na podłogę. Sasori od razu ukucnął przy mnie, pomagając mi się zebrać, zapytał co się stało, a ja jedynie się rozryczałam, wtulając w jego ramiona. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnych słów. Nie wiem czy faktycznie by mnie to zabiło czy chciała mnie tylko nastraszyć, ale jedno wiedziałam na pewno to coś na pewno mnie tu nie chce. Płakałam i płakałam, a Saso zaczął się irytować. Nie znał powodu mojego wybuchu, a ja nie mogłam nic z siebie wydusić. W końcu mąż przeniósł mnie na łóżko w naszej sypialni i zaczął uspokajać. Trzęsłam się, ja osika, a z tego co mówił pobladłam niczym duch. W końcu udało mi się coś z siebie wyrzucić.
            - Widziałam ją…! – krzyknęłam, choć nie chciałam. Nie kontrolowałam swojej dykcji. Nie widziałam reakcji Sasoriego, bo zakryłam sobie łzawiące oczy. Docisnął mnie do siebie i uciszał czule. Nie mogłam nawet uspokoić swojego oddechu, tak mną to wstrząsnęło.
            - Zrobię ci herbaty na uspokojenie…
            - Nie! – zawołałam naprawdę głośno i ścisnęłam jego nadgarstek. – Nie zostawiaj mnie, proszę! – usłyszałam, jak wzdycha. Nie wiedział co ma zrobić, jak może pomóc. – Zostań przy mnie… - załkałam.
            - W porządku… nie płacz.
            Naprawdę muszę mu się kiedyś odwdzięczyć za tą cierpliwość, bo chyba z godzinę przy mnie siedział i uspokajał, zupełnie jakbym była dzieckiem, które należy uspokoić po tym, gdy ma zły sen. Po tym czasie w końcu poprosił mnie o wyjaśnienia i od razu pewnie pożałował, bo samo wspomnienie tego wywołało we mnie szloch. Ale mogłam mówić… i mówiłam mu to wszystko, a on słuchał mnie uważnie, ujmując dłoń bym czuła się bezpiecznie. Powiedziałam o swoich obawach, a jedna z nich dotyczyła właśnie jego. Bałam się, że jemu też coś zrobi.
            - Miyuki… kochanie… nikogo tam nie było – i włączył się jego sceptycyzm w tych sprawach. – byliśmy sami… tylko ty i ja - zaczęłam ruszać głową na boki. – wydawało ci się.
            - Wiem co widziałam do cholery! – warknęłam ze złości. Spojrzał na mnie krzywo, ja też się nie mogłam poznać, ale po prostu… chyba za dużo dziwnych przypadków mi się przydarza. To nie jest normalne.
            - Uspokój się.
            - Nie chcę się uspokajać – obtarłam rękawem spływające po policzku łzy. Wiem, że jestem beksą i tylko ryczę, ale cholera, jestem przerażona. Duch najwyraźniej wyczuwa moją słabość psychiczną. – Chcę twojego oparcia, dlaczego mi nie wierzysz? Przecież z byle czego bym tak nie reagowała.
            - Wiem…  - zatrzymał się, jakby ugryzł się nagle w język. – ale przesadzasz, mieszkam tu odkąd pamiętam i nie dzieje się w tym domu nic dziwnego. Nikt nie chcę mnie skrzywdzić, gdyby chciał to chyba zrobiłby to jak byłem mały, głupi i bezbronny – zapierał się, hamując się jednak od krzyku.
            - Ale ja ją widziałam! Jak mi to wyjaśnisz? – przejechał sobie ręką po twarzy i w końcu zdecydował się powiedzieć.
            - Twoje leki… - zmrużyłam oczy nie wiedząc o co mu chodzi. – zbyt częste branie wywołuje omamy i halucynacje - wkurzyłam się, że znowu nastawia wszystko tak, jakbym ja była wariatką zamiast mi po prostu uwierzyć. – na pewno bierzesz trzy?
            - W czym jeszcze mi nie wierzysz? – zapytałam retorycznie. To niewiarygodne, ja tu zachodzę w głowę, bo uczepił się mnie jakiś cholerny duch, a on mnie jeszcze dobija.
            - Nie o to chodzi, Miyuki - chciał odgarnąć włosy z mojej twarzy, ale odtrąciłam jego dłoń. Zirytował go to, ale sądzę, że ja mam do tego o wiele poważniejszy powód. Jakoś bym wytrzymała, że nie chce mi uwierzyć w to co mnie nawiedza, ale nie ufa mi w, jak się okazuje wielu sprawach. – chciałaś wyjaśnienia to masz…
            - Dobrze. Rozumiem – powiedziałam dla świętego spokoju. Chciało mi się płakać nawet jeszcze bardziej, niż przed chwilą.
            - Miyuki…
            - Dobranoc – weszłam mu w słowo i odwróciłam się od niego, kładąc na łóżku pod kołdrą. Słyszałam, jak wzdycha ciężko, a potem odchodzi do łazienki i tam bierze prysznic. Będąc sama pozwoliłam sobie na drobny płacz. To było dla mnie za dużo. Chciałam zasnąć i w głębi, aby okazało się, że Sasori ma racje.

            Minęło już kilka dni od naszej wspólnej wyprowadzki. Już zaliczyliśmy naszą pierwszą małżeńską kłótnie i się pogodziliśmy. Ale nie godziliśmy się w sposób, w jaki robi to małżeństwo. Właściwie to się jeszcze w ogóle nie kochaliśmy, co zaczęło mnie bardzo irytować. Chęci są, ale zawsze też jest powód, który nam na to nie pozwala. Zawsze coś niby zobaczy, albo poczuje i następuje jej strach. Ta jej paranoja zaczyna nam poważnie psuć życie. Miyuki jest kobietą, mogła na wiele sposobów okazać mi swoją miłość i nie przykuwała uwagi do seksu. Ja miałem inny sposób patrzenia na to. Tylko w ten sposób czułem, że ją w pełni zadowalam. Jest piękną dziewczyną, mam niezwykłe szczęście, że udało mi się ją zdobyć. Musiałem ją jakoś przy sobie utrzymać, a wydaję mi się, że najlepiej to zrobię, poprzez właśnie bzykanie. Byłem w szpitalu na wieczornym dyżurze w izbie przyjęć, jednak nie było tłumów. Udało mi się skończyć pracę o dwudziestej pierwszej i mogłem jechać do domu. Oczywiście jako kardiochirurg byłem zaopatrzony w pager i w każdej chwili mogli mnie wezwać do pracy. W szpitalnych sklepach była też czynna, mała kwiaciarnia, gdzie okoliczni odwiedzający mogli zrobić prezent pacjentom i podarować im kwiaty. Postanowiłem także zakupić jaką ładną różę dla Miyuki.
            Kilka minut przed dwudziestą drugą byłem już w domu. Od razu zamknąłem za sobą drzwi na górny zamek. Położyłem kwiat na półce i zdjąłem z siebie i kurtkę i buty. Nie było zimno, ale w nocy zawsze jest o wiele chłodniej. Skierowałem się na schody, a po wstąpieniu na jakieś trzy stopnie przypomniałem sobie o róży, która… a nie, jest tam gdzie ją zostawiłem. Przez te pierdoły na półce jej nie zauważyłem. Zgasiłem światło i wspiąłem się na szczyt schodów. Wychyliłem się zza drzwi do sypialni. Lampka była zapalona, a moja żona leżała w pozycji pół siedzącej i zasnęła, czytając w ten sposób książkę. Położyłem kwiat na szafce nocnej i usiadłem przy ukochanej. Niemal od razu zauważyłem zabandażowaną rękę na jej przedramieniu. Dotknąłem jej w celu przyjrzenia się wypadkowi, a to od razu ją wybudziło, a swoją dłonią odskoczyła do tyłu.
            - Spokojnie, to tylko ja – mruknąłem, na co uśmiechnęła się po chwili pociesznie. Pocałowała mnie słodko i zapytała o pracę. Gdy odpowiadałem w bardzo zwięzły sposób, poczęła odkładać książkę i koniec końców musiała zauważyć ten drobiazg ode mnie. Kolejne zaskoczenie i kolejny uśmiech. – tak, to dla ciebie.
            - Dziękuję – przyłożyła sobie kwiat do nosa, naciągając się jego zapachem. – co to za okazja? – ująłem jej podbródek i przyciągnąłem nieznacznie do siebie, złączając się w ponętnym pocałunku. Dobiłem do niej czołem, a rękę przełożyłem na jej ciepłą dłoń.
            - Ostatnio coś nie mam okazji, aby pokazać, jak bardzo cię kocham – stwierdziłem. – więc musisz się zadowolić materialnymi rzeczami – zapowiedziałem, cmokając ją jeszcze jeden raz w usta przed odsunięciem.
            - To mogłeś mi kupić jakieś ładne buty… - spojrzałem na nią spode łba, na co po chwili się zaśmiała. – tylko żartuje. Jest piękna.
            - Co się stało? – zapytałem od razu, wskazując na rękę.
            - To… jakby oparzenie…
            - Uważaj następnym razem, dobrze?
            - Nie zrobiłam sobie tego – znowu zaczęła ten sam temat. Naprawdę chciałem jej wierzyć, ale to się kupy nie trzymało i miało swoje wytłumaczenie. Na rękach czy nogach miała siniaki, twierdziła, że ten duch ją ostro wyrzuca z łóżka. Owszem, wiele razy zdarzyło jej się spaść, ale chyba lekko demoralizowała. Anemia cechuje się brakiem żelaza, a jak w organizmie brakuje żelaza to z choćby lekkich szturchnięć, biorą się siniaki.
            Nic nie odpowiedziałem, choć wiem, że chciała zainteresowania. Nie chciałem się dzisiaj kłócić. Ucałowałem jej wierzch dłoni i przesiadłem się obok niej, obejmując ramieniem. Zapytałem, jak minęła jej dzisiejsza praca. W końcu pracowała w radiu i dzisiaj przeprowadzała wywiad ze swoim idolem… nie pamiętam imienia, ale oglądałem z nią większość jego dram i filmów.  Zostałem do tego poniekąd zmuszony. Rzecz jasna nie bardzo mi się podobały jej ochy i achy na jego temat, czułem się zazdrosny, ale wolałem to, niż te brednie o duchach w domu. Dotykałem jej ciała, nabierając na niego cholernej ochoty. Trochę to nieładnie przerywać wypowiedź, ale musiałem ją pocałować. Nie miała nic przeciwko, a nawet odwzajemniała moją pieszczotę. Z każdą chwilą tylko rosła chcica, którą do siebie czuliśmy. zdjęliśmy z siebie bluzki, wyrzucając je na podłogę. Chciałem tej nocy, aby mnie poczuła, abym mógł w nią wejść i namiętnie ją zerżnąć. Popchnęła mnie na łóżko tak, bym się położył i usiadła na mnie okrakiem. Pocałowała mnie, naprowadzając moje ręce na swoje biodra. Potem uniosła się do góry i zaczęła zachęcająco płynąć swoimi biodrami w przód i tył, w międzyczasie zaczęła rozpinać mi spodnie, a ja nie wytrzymałem już czekania. Mój znajomy stał na baczność, a ja strąciłem ją na łóżko, zajmując miejsce na górze. Pozbyłem się jej spodenek i majtek i już zaczynałem się przymierzać do aktu. Obsypałem pocałunkami jej szyję i piersi.
            - Sasori… - jęknęła na wdechu. Uśmiechnąłem się jedynie, schodząc pocałunkami na jej brzuch. Zamierzałem zrobić jej minetę, by jeszcze bardziej zrobiła się wilgotna. – Sa…Saso…! – złapała mnie mocno za ramię, by skupić na sobie moją uwagę. Jestem skupiony, ale na dolnych partiach. Uniosła się do siadu spanikowana, a wtedy zauważyłem, że nie może złapać oddechu. Dusi się.  to mnie przestraszyło.
            - Zaczekaj, uspokój się – zawołałem, gdy cały czas trzymała się za gardło, starając się nawdychać powietrza. Pobiegłem do łazienki po drodze podwijając do góry zsunięte spodnie. Otwierałem szybko szuflady patrząc na szybko w zawartość, aż w końcu udało mi się znaleźć inhalator. Wróciłem szybko do sypialni. – znalazłem…!
            - Już w porządku… - odpowiedziała, a ja padłem brzuchem na łóżko. Serce waliło mi, jak oszalałe. Po chwili w końcu się uniosłem i zobaczyłem, że płacze. No tak, to co ja czułem to chyba nic w porównaniu do jej przeżycia. Objąłem ją. – czułam, że mnie dusi… - i ta znowu swoje.
            - Uspokój się, nikt ci nic nie robił… - mogła ją zaatakować astma albo duszności to objaw anemii. Dlatego zakupiłem inhalator, na wszelki wypadek.
            - Nie, dusiła mnie! – krzyknęła rozdrażniona, wyswobadzając się z mojego uścisku. Spojrzałem na nią skrzywiony, gdyby ktoś ją dusił to miałaby ślady na szyi. – Nie wierzysz mi… - oparłem się o koniec łóżka. Już mnie to wszystko wkurwiało, ile można w ten sposób pogrywać? Miyuki wstała i zaczęła z powrotem ubierać na siebie bieliznę, spodenki, stanik i bluzkę. – Mam dość, chcę się wyspać – też tego chciałem. - Dzisiaj się prześpię w salonie – zwróciła się do mnie, zabierając poduszkę z łóżka.
            Nie zatrzymywałem jej, bo jeszcze bym za dużo powiedział. I tak już miałem potąd tych pierdolonych rozmów. Po prostu poszedłem spać. Obudził mnie zegarek, który był nastawiony na szóstą rano. Westchnąłem ciężko, nie musiałem wstawać, ale… musiałem, inaczej Miyuki spóźni się do pracy. ospałym krokiem zszedłem na dół. Spała smacznie na kanapie… jak te kobiety to robią, że wystarczy jedynie na nie spojrzeć, a wszystko można im wybaczyć. Obudziłem ją cmoknięciem w czoło. Najpierw chwyciła mnie od razu za rękę, a po zorientowaniu się, że to ja, uspokoiła się. zapytałem jej czy zrobić dla niej śniadanie, w czasie, gdy doprowadzi się do porządku, ale na szczęście powiedziała, że nie trzeba. Odprowadziłem ją więc na górę i ponownie wykorzystałem te kilka godzin na spanie. Żaden z nas nie powiedział przepraszam, ale miłosne wyznanie się pojawiły.
            W sobotę mieliśmy jechać do brata Miyuki, zamiast tego jechaliśmy do szpitala. Miyuki dostała nagłego krwawienia z nosa. Zaniepokoiło mnie to tylko dlatego, że zdarzyło się za często. Jest przez to strasznie osłabiona i ciężko z nią cokolwiek robić. wczorajszy wieczór spędziliśmy na oglądaniu filmów w telewizji. I nawet to ją zmęczyło. Lekarz przyjął ją niemal od razu, bo przyszliśmy z wizytą, gdy jego ostatni na tą chwilę pacjent wychodził. Usiedliśmy na przeciwko, akurat moja żona musiała wybrać sobie lekarza, z którym się nie lubię.
            - To o co chodzi, Miyuki? – no dopiero zaczął, a już mnie wkurwia. Mówi jej po imieniu, co oni? Koledzy? W dodatku moją obecność zignorował.
            - Moja żona ostatnio ma wyraźniejsze objawy anemii. Chciałbym, aby się jeszcze raz przebadała – odpowiedziałem za nią, co jej było obojętne, ale lekarzowi się nie spodobało. Problem?
            - Zażywasz te tabletki co ci przypisałem? – skinęła głową. – Ile razy? – ja też czekałem na jej odpowiedź, by sprawdzić czy mnie nie okłamywała.
            - Brałam trzy dziennie, a od tygodnia ograniczyłam się do jednej….
            - Co? – zareagowałem, jak oparzony. – Nie mówiłaś mi o tym – warknąłem, możliwe, że ciut za ostro, ale takie rzeczy powinna mi powiedzieć. Teraz znałbym powód jej stanu i obyłoby się bez przyjazdu do szpitala!
            - Nie wierzyłeś mi, że biorę trzy to w jednej też byś mi nie uwierzył – bąknęła, doprawdy, jaka ona dziecinna.
            - To bez znaczenia czy ci wierzę. Mogło ci to zaszkodzić!
            - Dla mnie ma to znaczenie – odrzekła spokojnie, była zbyt osłabiona, by się wkurwić. Zagryzłem wargi, ab nie wybuchnąć, jedynie obecność osoby trzeciej mnie powstrzymywała. – chciałam ci udowodnić, że nie mam omamów… naprawdę ją widzę – dodała, a mnie jedynie przez to krew zalała. Ma już na tym punkcie obsesję.
            - Doktorze, czy mógłbyś przypisać jej inne tabletki?  - zwróciłem się do lekarza. –Sądzę, że te ta ilość tabletek skutkuje w niej jakimiś halucynacjami.
            - Nie mam halucynacji! To nie jest wina leków! – zdenerwowała się. nie chciałem o tym słuchać, w dodatku opowiada te bzdury przy lekarzowi. Jakby się uczepił i poznał szczegóły to mógłby śmiało ją zamknąć u czubków. – Jestem w pełni świadoma i potrafię wyczuć różnice między rzeczywistością, a objawami choroby.
            - Wolisz się zbadać tutaj czy u psychiatry?! – warknąłem. Dużo myślałem o takim rozwiązaniu, ale za bardzo lubiłem życie, by to  proponować, a teraz… wymsknęło mi się. patrzyła na mnie… zawiedziona. – Przepraszam, nie chciałem tego po…
            - Wyjdź stąd – nakazała zimno.
            Wcale się nie dziwiłem, że tak zareagowała. Zasugerowałem, że jest wariatką… posłusznie wyszedłem z pomieszczenia i czekałem na nią na poczekalni. Może powinienem być bardziej wyrozumiały, ale, kurwa,  gdyby chodziło o coś prawdopodobnego. Wariatka czy nie, kocham ją i nie pozwolę nigdzie zamknąć. W końcu po paru chwilach wyszła z gabinetu, nie odzywała się do mnie, tylko podała receptę. Zmieniła leki i zmniejszyła dawkę tak, jak prosiłem. Powinienem się cieszyć, ale jakoś niespecjalnie mogłem. Przy samochodzie poprosiła mnie byśmy pojechali do jej ojca.
            Ta wizyta nam dobrze zrobiła, do jej domu rodzinnego od na jedzie się z cztery godziny, ale warto było, aby zobaczyć ją taką wyluzowaną. Na widok znanych sobie twarzy zdawała się zapomnieć o wszystkich rozterkach. Ja w większości to nie wiedziałem, jak się zachowywać. W końcu nie dawno się pokłóciliśmy, jednak z niej to napięcie zniknęło. Nie wiedziałem czy robi dobrą minę do złej gry przy rodzinie, ale nie obchodziło mnie to za bardzo. Zostaliśmy ugoszczeni na dworze w ogrodzie. Miyuki całą swoją uwagę skupiła na rocznym bratanku, pokazując mu każdy szczegół zjawisk przyrodniczych. Podszedłem do nich, gdy towarzystwo opuściło mnie na moment.
            - A to co? Co jest na płotku, Takeda? – zapytała, wskazując chłopcu zwierzę. – Kotek. Ko-tek, kici, kici, miauu - mruknęła, łaskocząc go po brzuchu. Wtedy chłopiec mnie zauważył i się uśmiechnął. – Kto jest za mną? – zapytała, miała wspaniałe podejście do dzieci. Ukląkłem za nią i zakryłem rękoma jej oczy. – No nie! Takeda powiedz cioci, kim jest ten niegodziwiec?
            - Takeda! Chodź do mamy! – zawołała Yoko z daleka. Maluch ruszył do niej swoim dziecięcym krokiem.
            - Ej, a kto mi teraz powie, kto mi zakrył oczy? – zastanowiła się na głos Miyuki. złapała moje dłonie i pociągnął w przód bym ją objął. – Nie mogę się doczekać, byśmy mieli takiego szkraba.
            - Miyuki… przepraszam cię za tą akcję z rana. Postaram się być bardziej wyrozumiały.
            Pocałowała mnie nic nie mówiąc. Nie zupełnie tego oczekiwała, ale nie mogłem jej niczego innego obiecać. Po kilku godzinach wróciliśmy do domu. Ja od razu zamierzałem pójść do łóżka, a Miyuki stroniła się od tego. Stwierdziła, że jest głodna i najpierw sobie coś zje. Odpuściłem i zostawiłem ją zapowiadając, że będę czekał. Leżałem w łóżku, a oczy mimowolnie zaczęły mi się przymykać. Jednak starałem się być czujny. Po chwili usłyszałem skrzypnięcie drzwiami i już wiedziałem, że jest w środku. Poznałem po jej zapachu. Nie musiałem nawet otwierać oczu, wyjęła z szafy piżamę i przebrała się w łazience. Kiedy poczułem nacisk za materac, otworzyłem oczy. Zbliżyłem się i przytuliłem ciasno do siebie żonę. Po chwili nas obojga zmorzył sen. Jednak w środku nocy, ktoś mnie zaczął wybudzać.
            - Saso… - usłyszałem jakiś lekki pomruk. Nie zwróciłem na to większej uwagi. To się szybko zmieniło, gdy usłyszałem krzyk i głośny huk. Poderwałem się do góry, napotykając siedzącą na podłodze Miyuki i łkającej, trzymając się za tył głowy. – Sasori… - zszedłem do niej z łóżka. – pociągnęła mnie za włosy i wyrzuciła z łóżka.
            - Kto…? – pomogłem jej wstać. – Nikogo tu nie ma, skarbie…
            - Sama się nie pociągnęłam i nie zrzuciłam z łóżka! – zawołała rozdrażniona. Sprawdziłem jej potylicę, czy nic sobie tam nie uszkodziła, a wtedy zapiszczał mój pager. Odwróciłem się w stronę dźwięku. – Nie! Nie zostawiaj mnie tu samą! – zaskamlała zatrzymując mnie za rękę. Z bólem oderwałem ją od siebie i ucałowałem w czoło.
            - Muszę iść – oznajmiłem i wyminąłem, by móc zacząć się ubierać. Taka była moja praca, byłem wzywany i musiałem być. Miyuki usiadła na łóżku zakrywając twarz dłońmi. Naprawdę nie chciałem jej zostawiać takiej załamanej samej w domu, ale co mogłem zrobić? Zaczynam się jednak poważnie martwić o to, co sobie wmawia… ale nie chcę z nią na ten temat rozmawiać. Dopiąłem zamek bluzy pod samą szyję i ukucnąłem jeszcze przed nią. – Kochanie…
            - Wracaj szybko – poprosiła.
            - Postaram się… - cóż, była czwarta rano, a ja pracę zaczynam o siódmej. Nie za bardzo będzie mi się w ogóle wracać do domu. – będzie dobrze – odgarnąłem jej włosy za ucho. – jak coś się stanie to dzwoń. Spróbuj się przespać, dobrze? – przytaknęła głową, a ja pocałowałem ją jeszcze w policzek, zabrałem kluczyki od samochodu i wyszedłem.
            Tak, jak przypuszczałem – nie wróciłem tego dnia do domu. Zabieg trwał z dwie godziny… niemniej jednak, zadzwoniłem do domu, aby upewnić się, jak się czuła Miyuki. nie zasnęła już, ale miała się dobrze, nic ją już nieszczęśliwego nie spotkało. Tyle dobrze. Uprzedziła mnie, że nie będzie jej do późna w domu, bo umówiła się z koleżankami do baru. Będzie mnie zdradzać… nie no, wątpię, przecież jestem przystojny. Hmm wracam około siedemnastej do domu, co ja będę robił w domu? W dodatku sam? Mógłbym wyręczyć żonę w robieniu mi dobrze. Z czego słowo WYRĘCZYĆ jest bardzo dosłowne. Jednak zaprosiłem do siebie Deidarę na jakieś męskie spotkanie. Godziny pracy minęły, jak z bicza strzelił, co było bardzo fajne. A gdy dojechałem pod dom, zastałem tam czekającego pod drzwiami przyjaciela. Niezwłocznie wpuściłem go do domu, bo na dworze pizgało, jak cholera. Wszystko wydawało się być w miałem nadzieję, że Miyuki spokojnie przeżyła resztę dnia.
            - Rozglądasz się, jakbyś był pierwszy raz w swoim mieszkaniu – stwierdził ze śmiechem. Wyciągnąłem z lodówki dwie butelki piwa i podałem mu jedną. Usiedliśmy razem przy stole. – Jak tam ci się podoba twoje życie małżeńskie, a raczej  jego brak? – zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu, bo to takie sad but true. – Co jest?
            - Nic… - nie byłem pewny czy chcę narzekać na żonę… dobra, jebać to. – odkąd się tu wprowadziliśmy nie uprawialiśmy seksu… już mnie to wkurwia – zagwizdał wymownie.
            - Szybko – oby się bardziej rozwinął w wypowiedzi, bo przysięgam, że mu przypierdolę. – a wiesz dlaczego ci nie daje? – jakoś tego pytania się nie spodziewałem. I co mam odpowiedzieć? – Nie gadaj, że nie pytałeś!
            - Znam jej powód… ale obiecaj, że nikomu nie wygadasz – skinął głową. Westchnąłem ciężko. – Twierdzi, że widzi zjawy... – Deidara spojrzał na mnie, jak na pojeba. – zawsze, gdy zaczynamy to coś nam przerywa. Albo widzi jakiegoś ducha, albo coś się jej dzieje… nie wiem co o tym myśleć.
            - Nie wierzę w duchy… Masz w domu jakiegoś?
            - Taa, siedzi obok ciebie -  mruknąłem obojętnie. Deidara w ogóle na to nie zareagował jakoś strachliwie. Spojrzał na krzesło obok z uśmiechem.
            - No to powiedz mu, żeby się odpierdolił od twojej żony – podziwiałem w nim tą lekkość. Pewnie na moim miejscu poradziłby sobie z tą sytuacją o niebo lepiej, niż ja. – a tak poważnie. Wierzysz jej?
            - Nie… przecież ani mnie, ani nikogo innego tu nic nigdy nie nawiedzało… - oznajmiłem, a potem spojrzałem na kumpla. – spałeś u mnie wiele, wiele, wiele razy – celowo powtórzyłem słowa, by przypomnieć mu, jak mnie tymi wizytami wkurzał. – Nic nigdy nie poczułeś dziwnego?
            - Nie, może dlatego, że spałem tu wiele, wiele, wiele razy – prychnął urażony. – czułem się, jak u siebie – taa, pamiętam to. Potem dostawałem od mamy opierdol, bo jest u mnie zdecydowanie za często. – może Miyuki to minie? – chciałem tego. – W ogóle, dlaczego jej nie wierzysz? Byle co by jej chyba nie wystraszyło?
            - Tak, ale to nie musi być duch tylko na przykład jej objawy anemii albo skutki uboczne leków…
            Ciekawiło mnie jego zdanie. Co on by zrobił na moim miejscu? To by mi ułatwiło zadanie. Powiedział, że sam nie wie… może jakieś medium, egzorcyzmy czy postraszenie wizytą księdza. Nie wierzenie to jedno, ale jak ingeruje to w życie to coś jest nie tak – tak przynajmniej uważał. To albo
            - Może cię zdradza? – wypalił, a ja spojrzałem na niego spode łba.
            - Gdyby zdradzała to w ogóle byśmy nie odbywali gry wstępnej. W ogóle, by za mnie nie wyszła - odpowiedziałem sceptycznie. Zresztą wyczułbym, że mnie zdradza, a nie wyczułem. – a sama chciała za mnie wyjść. Jestem przecież miłością jej życia- odrzekłem dumnie.
            - Może wyszła dla ciebie dla kasy? – zmrużyłem na niego oczy, no teraz to kurwa przesadził. Nie będzie oczerniał mojej żony pod moim dachem! – Nie no wiem, że taka nie jest – no, ma szczęście, że się poprawił! – ale zdray nie możesz w stu procentach wykluczyć – właśnie, że mogłem! No bo z kim? W jej pracy szefem wytwórni jest Hidan, więc niezwłocznie by mnie powiadomił, by się pośmiać, że żona przyprawia mi rogi, a… - na przykład z tym Włochem, co poznaliście na podróży poślubnej.
            - Heh… nie… - zaśmiałem się i spoważniałem… nie, moja Miyuki taka nie jest. Deidara przyjrzał się badawczo mojej konsternacji . – Nie i kropka, zamknij się już - warknąłem ostro. Wzbudził we mnie jedynie niepewność.
            - Mówiła mi, że często pisze na fejsie – wstałem z krzesła i zacząłem krążyć po pokoju. Musiałem rozchodzić swoją złość. – może się w nim zabujała i dlatego teraz nie chce ci dawać? I wymyśliła tego całego ducha, a dla wiarygodności odgrywa niewielką rolę aktorską? – chciałem, aby już się zamknął, ale nie mogłem mu przerwać. - Prawdopodobne, ale wątpię, by to się okazało prawdą.
            - Skąd ta pewność? – prychnąłem. Najpierw napierdoli mi głupot do głowy, a potem wszystko odwołuje?
            - Jest w ciebie wpatrzona, jak w obrazek. Patrzy na ciebie, jak na jedynego. Takich rzeczy nie da się udawać.
            Westchnąłem ciężko i odpiłem łyk piwa. Dei zmienił temat bym się chociaż na chwilę przestał zadręczać i się zamknął. Miło. W każdym razie to pomogło, pooglądaliśmy sobie najnowszych Transformersów, które wyszły kilka miesięcy temu, ale mimo naszych chęci, wypad do kina nie wypalił. Po kilku godzinach zadzwoniła do niego dziewczyna, przerażona, bo odwiedzili go rodzice. Zdziwiłem się, że jeszcze jej im nie przedstawił, znali się już przecież rok. No, ale nie wtrącam się, jego mózg jest dla mnie nie do ogarnięcia. Zostałem sam w domu, nie mając nic do roboty włączyłem sobie laptop i urzędowałem przy stole. Pomieszczenie było połączone z kuchnią i pełniło rolę i jadalni i salonu. Oglądałem strony z internetowymi memami, oglądałem mnóstwo filmików na YouTube… RedTube z czego naprawdę nie jestem zadowolony i bardzo mi wstyd. Powiedziałem nawet na głos, że gdyby nie ten duch to nie musiałbym tego robić. poczułem się, jak idiota, ale na szczęście byłem sam. Nawet zajrzałem na swoją skrzynkę mailową i ją wyczyściłem. Aż w końcu przed drugą w nocy do domu wróciła Miyuki. zamknąłem laptop i ruszyłem do przedpokoju.
            - O której to się wraca do domu? – zażartowałem na wstępie. Po sposobie w jaki się rozbierała poznałem, że się nieźle nawaliła. Parsknęła rozbawiona moim pytaniem.
            - Mój mąż! – przynajmniej mnie poznała. – Cieszę się, że za ciebie wyszłam! – podeszła do mnie chwiejnym krokiem. Jeszcze niedaleko się potknęła o dywan, ale w ostatniej chwili ją przytrzymałem.
            - Taa, ja też… - może w tej chwili nie jest to pełnia szczęścia, ale no bywa i tak.
            - Nie prawda – zaprzeczyła ruszając potężnie głową na boki. Przez jej rozpuszczone włosy wydawało się, jakby reklamowała jakiś szampon. Potem ponownie się zaśmiała. – Nie chciałeś wychodzić za wariatkę – burknęła, wypominając mi scenę z rana. Było mi wstyd, że teraz tak myśli. Zaśmiała się i zaczęła zdejmować z siebie rajstopy. Trzymałem ją mocno za ramię, by się nie wypieprzyła. – Oczko mi strzeliło… - posmutniała, pokazując mi swój element ubioru. – kupisz mi nowe rajstopy? – zrobiła słodkie oczka, niczym kot ze Shreka.
            - Kupię -­ zgodziłem się, na co się ucieszyła. Przytuliła się do mnie, a ja objąłem ją w talii.
            - I buty – dodała, a ja prze wróciłem oczami, co za materialistka. – Może uda mi się odpłacić ci się w naturze? - zaśmiała się rozkosznie i ponownie włożyła sobie rękę pod sukienkę… czy tam spódnicę. Tym razem ściągnęła majtki. – Tylko szybko, bo znowu nam przerwie.
            - Kto? – zapytałem, kiedy dorwała swoje ręce do moich spodni i usiłowała je rozpiąć, całując mnie ponętnie w szyję. Znowu się zaśmiała, spojrzałem na nią.
            - Duch, widziałam ją! – oświadczyła dumnie. – Była w salonie! Wiesz co mi powiedziała? – patrzyłem na nią… no, jak na wariatkę. Nie mogłem inaczej, była taka przekonywująca… dobrze, że jest najebana, bo takie zachowanie by mnie zaniepokoiło. Przybliżyła się do mojego ucha i wyszeptała. – Że należysz do niej… - zaśmiała się chwilę, a potem spoważniała. – Nie chce mnie tu… nie pozwala mi być przy tobie… - w momencie zaczęła płakać i zsunęła się, siadając na dywan. Ukląkłem obok niej.
            - Miyuki… zrozum, że tu nikogo nie ma -  objąłem ją, podnosząc do góry. – nic nam nie grozi.
            - Tobie nie… bo ona cię kocha.. ale ja cię kocham mocniej – zaparła się, ściskając mnie tak mocno, że niemal mnie udusiła. – kochajmy się, udowodnię ci… - zaczęła mnie całować i dyszeć z pełną rozkoszą. – Udowodnię… - powtórzyła, napierając na mnie ciałem. Cofałem się i cofałem będąc zaszczycany jej pocałunkami, aż w końcu upadłem na schody, pociągając ją za sobą. – przewróciliśmy się – zaśmiała się. – może zrobimy to na schodach?
            W innych okolicznościach bym się zgodził, ale musiałem się wyspać do pracy. Ona ma jutro wolne, dlatego mogła się dzisiaj doprowadzić do tego stanu, ale mnie to nie dotyczyło. Wstałem z miejsca i pomogłem to samo uczynić żonie, prowadziłem ją ostrożnie do góry, a ona w tym czasie zaczęła się rozbierać. Zdjęła z siebie koszulę i rzuciła na schody. Ja oczywiście musiałem po niej zbierać ciuchy, nie mogły być przecież porozrzucane po całym mieszkaniu. W pokoju rzuciłem je w kąt. Podeszła do mnie z uśmiechem i musnęła moje usta, a potem na dobra się w nie wpiła, ściągając moje spodnie i bieliznę. Popchnąłem ją delikatnie na łóżko, ssąc namiętnie jej szyję. Poderwałem się do góry szybko pozbywając się swojej bluzki, ona w tym czasie rozpięła swój stanik. Pocałowałem ją, wkładając w to język i swoje pożądanie. Ręką zacząłem pieścić jej pierś, po chwili zsuwając się niżej, niżej i niżej. Jej sukienka… przeszkadzała mi… chwyciłem mocno materiał i rozdarłem. A co się będę z tym pieprzył! Nie pojmowała mojego napalenia i wyraziła swoje oburzenie, krzycząc na mnie. O ja pierdolę, to tylko kawałek szmaty. Mniejsza, zapewniłem ją, że kupię jej nową. wsunąłem dwa palce w jej łechtaczkę, a ona od razu zaczęła wydawać z siebie jęki.
            O tak, skarbie. Przemawiaj do mnie nadal tym językiem – dopingowałem, a ona wołała moje imię, zaciskając pięściami kołdrę. Jęczała i stękała, aż powiedziałem dość, też chcę dochodzić. Nachyliłem się do niej i spojrzałem głęboko w oczy, a następnie w nią wszedłem. Natychmiast się skurczyła z rozkoszy, obejmując moją szyję. Dyszałem ciężko poruszając się w niej do przodu i do tyłu, a pot czułem na całym swoim ciele. Miłość jest męcząca, niemniej… warto. pocałowałem jej wilgotne wargi i pod wpływem ekstazy powiedziałem, że ją kocham. Ona oczywiście też to powiedziała. Mówiła też inne rzeczy, że jestem tylko jej, że mmm, jak jej dobrze, że och robię to tak zajebiście. Przekrzykiwaliśmy się w swoich jękach, w swoim zadowoleniu, aż w końcu oboje doszliśmy.

            Otworzyłam rano oczy, znaczy tak sądzę, że jest ranek. Głowa mnie strasznie bolała, najchętniej w ogóle bym nie wstawała, ale męczyła mnie straszliwa suchość w gardle. Uniosłam się na łokciach, a wtedy zauważyłam, że jestem zupełnie naga, w mojej głowie powróciły urywki wspomnień z ostatniej nocy, co zaowocowało okropnym bólem głowy. Jęknęłam, dociskając wierzch dłoni do czoła. W pokoju byłam sama, obok mnie nie było męża, słyszałam za to szum  prysznica w łazience. Mam nadzieję, że przespałam się z mężem, a nie… zastygłam na moment. Przespaliśmy się…? zamiast się cieszyć, zastanawiałam się jakim cudem? To się zupełnie nie zgadza z tym, co powiedziała mi wczoraj… a właściwie napisała. Pisałam na laptopie, pracę potrzebną mi do pracy, a ona zaczęła mi wchodzić w słowo. Nie dałam się jednak, aby strach mną sparaliżował, dowiedziałam się kilku rzeczy. Sasoriemu nic nie grozi, ale ja… ja mam przerąbane. Po prostu ten duch jest o mnie mocno zazdrosny. Ale dlaczego pozwoliła nam na zbliżenie? Wstałam i podeszłam do fotela, ubierając na siebie leżący na nim szlafrok, a w tym momencie z łazienki wyszedł Sasori, zawinięty jedynie w ręcznik, wokół bioder. Uśmiechnął się w moją stronę.
            - Wstałaś już? – wręczył mi całusa w policzek. – W nocy byłaś cudownie - orzekł, odgarniają moje włosy za ucho. dobrze, że jemu było dobrze , bo ja nawet nie pamiętam. Chwyciłam się za głowę i syknęłam z bólu. – Boli głowa? – bystry jest. – Było tyle nie pić – pokazał mi język, co za…
            - A ja głupia, przynosiłam ci piwo, zasłaniałam żaluzje i byłam najciszej, jak mogłam, podczas twoich pijackich wizyt – burknęłam. Zawsze co za dużo wypił z kolegami to zamiast jechać do domu, przyjeżdżał do mnie i u mnie spał. - Zobaczysz, zemszczę się – uśmiechnął się głupio, a ja zrobiłam krok w stronę szafy, ale coś mnie zatrzymało. Moja spódnica… podniosłam ją z podłogi… teraz tego nie można nazwać spódnicą. – Sasori…! – zawołałam będąc bliska płaczu. – co ty zrobiłeś…? – to była moja ulubiona spódniczka, w dodatku sporo kosztowała.
            - Ach to – parsknął śmiechem, od razu spojrzałam na niego ostro wkurzona. – trochę mi się spieszyło – mruknął z rozbawieniem, mnie to w ogóle nie śmieszyło. To tak jakbym ja mu podarła koszulę z autografami całego Linkin Parka. Albo chociaż wyprała... – daj spokój kupię ci nową.
            - Kupiłam ją we Włoszech…
            Wzruszył ramionami i stwierdził, że kupi mi co innego. Nie chciałam „czegoś innego”! dobra, dramatyzuje, ale co poradzę na to, że przywiązuję się do swoich rzeczy, a on nawet nie potrafi tego uszanować. Zeszłam na dół do kuchni, a okna były przyciemniona, a na stole była postawiona miska z gorącym posiłkiem w środku, a dookoła mini potrawy, jak na przykład ryż. W brzuchu mi zaburczało.. no, postarał się i odkupił swoje winy! Uśmiechnęłam się i zaszłam jeszcze do lodówki zabrać puszkę zimnego piwa, wiem, że to nie napój dla kobiet, ale jest bardzo dobry na kaca. Wtem usłyszałam szmer za sobą, spojrzałam tam. Nic się nie stało, nikogo nie było, ale zauważyłam, że wszelkie póki czy szuflady zaczynają drgać. Jakby wszystko miało zaraz wystrzelić. Przełknęłam ślinę i cofnęłam się krok do tyłu.
            W momencie wszystkie półki i drzwiczki w urządzeniach się otworzyły, a szuflady wysunęły do końca. krzyknęłam głośno i ukucnęłam chowając twarz w dłonie. Po chwili obok mnie zjawił się Sasori i przytulił mnie do siebie, działając niezwykle uspokajająco. Powiedziałam mu co się stało, a on… uświadomił mnie, że kuchnia wygląda normalnie. Oderwałam się od niego i spojrzałam na pomieszczenie, faktycznie. Było nieskazitelnie. Mąż zaprowadził mnie do stołu i nakazał jeść śniadanie.
            - Saso…
            - Nic nie mów – dał mi całusa w głowę, a potem usiadł naprzeciwko i począł spożywać swoją porcję. Nabrał na pałeczki makaron i zaczął go wciągać. Spojrzałam do swojej miski, wyglądało bardzo apetycznie, ale sytuacja sprzed chwili odebrała mi apetyt. – czemu nie jesz?
            - Przez nią ciągle wychodzę na wariatkę… - powiedziałam do siebie i chwyciłam za pałeczki. Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. On sam tak uważa. – czy w nocy… kochaliśmy się – uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie. – no wiesz… do końca?
            - Do upadłego chciałaś powiedzieć – poprawił mnie, na co przewróciłam oczami. – tak, do końca. I nic się nie działo – nie rozumiałam tego, dlaczego na to pozwoliła…? A może taki miała plan? Aby ukazać mnie w oczach męża, jako wariatkę? Westchnęłam ciężko i upiłam łyżką ciepłą zupę. – Zdradzasz mnie? – zakrztusiłam się na to pytanie.
            - Przepraszam, co? – mam szczerą nadzieję, że się przesłyszałam. Jak on w ogóle śmie mnie pytać… oskarżać o takie rzeczy?! Przetarłam usta serwetką i patrzyłam na niego uważnie. – Ty dupku – syknęłam, to mnie zabolało. Żeby tak własny mąż. Westchnął cicho.
            - Nie ważne… zmieńmy temat.
            - Nie, ważne – warknęłam. – Pytasz mnie czy cię zdradzam?! Niemal miesiąc po ślubie? No dziękuję ci bardzo kochanie za ogrom zaufania, którym mnie darzysz! Wstałam ostro z krzesła i patrzyłam na niego z góry..
            - Usiądź – powiedział. – nie chciałem o to pytać – akurat! – o nic cię nie podejrzewam… - akurat? Więc skąd to pytanie? złapał mnie za rękę, ale ją odtrąciłam i odeszłam kilka kroków. Otworzyłam puszkę piwa, która przyjemnie syknęła i odpiłam kilka łyków. – Miyuki, zjedz coś – obejrzałam się i zrobiłam co nakazał, ale bardzo nerwowo.
            - Świetnie… ledwo miesiąc małżeństwa, a mąż mi nie wierzy w sprawie zażywania leków. Nie ufa i nie wpiera, gdy coś mnie atakuje, a teraz jeszcze oskarża o zdradę – mówiłam do siebie, nabierając pałeczkami przygotowane potrawy. – co jeszcze planujesz, najdroższy? Zamkniesz mnie w wariatkowie? – zapytałam z sztucznym uśmiechem.
            - Przestań. Zrozum, że z mojej perspektywy to tak wygląda… - prychnęłam, o ma jeszcze jakieś do mnie pretensje? – nie kochaliśmy się jeszcze w ogóle w tym domu, głównie z twoich urojeń – ach, urojeń… ciekawe. Pozwoliłam mu pogrążać się dalej. – a teraz, kiedy w końcu to zrobiliśmy to zamiast się cieszyć to bawisz się w jakiegoś śledczego!
            - A ty próbowałeś moją perspektywę zrozumieć?! Nie! nie mam żadnych urojeń Saso! Jako mąż powinieneś mnie wspierać, kiedy będę tego potrzebowała. Mimo wszystko…
            Zakończyłam w ten sposób rozmowę z nim i jak gdyby nigdy nic dokańczałam swój posiłek. Siedział na przeciwko w zamyśleniu. I dobrze, niech myśli nad tą  absurdalną rzeczą o którą wypytał. Niby z kim go miałam zdradzać? Westchnęłam ciężko, zamiast ujmować mi zmartwień to je tylko dodawał. Już i tak miałam wszystkiego dość… wzięłam kolejną łyżkę zupy, a w niej zobaczyłam ślizgające się żywe robaki. Pisnęłam natychmiast odrzucając łyżkę i biegnąc do toalety… znaczy taki miałam zamiar, ale kosz na śmieci był o wiele bliżej i tam od razu zwymiotowałam. Sasori odgarnął moje włosy z twarzy i trzymał je uniesione, aby mi nie przeszkadzały. Wymiotowałam z obrzydzenia, przecież kilkanaście kęsów zjadłam wcześniej, skąd się tam w ogóle wzięły robaki? Wymiotowałam na somo pomyślenie o tym. Mimo wcześniejszej wymiany zdań cieszyłam się, że jest przy mnie.
            Następnego dnia byłam w pracy i pisałam felieton, który wygłoszę w przyszłym tygodniu, tematem będzie… coś o wpływie technologii na dzisiejszą młodzież. Nie ważne, dzisiaj zajęłam się czym innym. Dzisiaj szukałam informacji o poprzednich właścicielach domu, w którym teraz mieszkam razem z mężem. Dzwoniłam wcześniej do teściowej i umówiłam się z nią w kawiarni, gdy Saso był w pracy, po jedno nie chciałam zostawać w tym domu sama, a po drugie chciałam ją dyskretnie wypytać o te nieruchomość. Kto tam kiedyś mieszkał, czy jak się wprowadzała nic dziwnego się nie działo i takie tam rzeczy. Najwyraźniej duchowi za bardzo się nie spodobał mój teść… w każdym razie nic dziwnego się u nich nie działo, chociaż, jak wzięło ją na wspominanie Sasosia, jak był mały to stwierdziła, że był niezwykłym szczęściarzem. Jakby miał przy sobie Anioła Stróża, który strzegł go przed nieszczęściami. Podobno w wieku dwunastu lat pomagał tacie naprawiać dachówki i niefortunnie się ześlizgnął i z niego spadł, jednak nic mu się nie stało. Żadnego złamania, żadnego urazu, a on sam nie potrafił tego wyjaśnić. Będąc malcem, ani razu nie miewał niespokojnych snów, a przed przeprowadzką nie chciał nawet sam spać w swoim pokoju. Ten dom sprawiał, że Sasori naprawdę był tam szczęśliwy. Pewnie dlatego nie pozwala choćby dopuścić do siebie myśli, że coś się dzieje. Co do poprzednich właścicieli to ją to nie obchodziło… a gdyby się  zainteresowała to pewnie by go nie kupiła. Poprzednią właścicielką była niejaka Noriko Watabe. Mieszkała tam sama, a przed śmiercią przez dwa lata ze swoim chłopakiem. Umarła… popełniła samobójstwo poprzez pocięcie swojego całego ciała żyletką i w skutek tego wykrwawiła się. spojrzałam na jej zdjęcie i zamarłam. Wiedziałam, że to ta sama osoba co duch, którego widuje w swoim domu, ale wolałabym, aby Sasori miał racje, ma ja omamy z powodu przedawkowania leków.
            - Cześć Miyuki – naprzeciwko mnie usiadł Hidan, z swoim drugim śniadaniem. Bananem. – Co słychać w wielkim świecie Akasuna family? – nie był tego ciekawy, ale grzeczność zobowiązuje. Właściwie to dzięki niemu poznaliśmy się z Sasorim. Gdy mieli iść z całą ich paczką do klubu pełnym słodkim hostess. ­  
            - Nic ciekawego – mruknęłam.
            - To lepiej niech się coś dzieje – powiedział, przeżuwając w ustach banana. – jak zacznie narzekać i mnie wkurzać to potrącę ci to z wypłaty – uśmiechnęłam się krzywo. Głupie znajomości. – co robisz? – chciał mmi zajrzeć w laptop, ale zdążyłam zamknąć matrycę.
            - Felieton. Za  tydzień go usłyszysz.
            - Tak, na pewno to zrobię – zapowiedział, a ja spojrzałam na niego z politowaniem. – Serio! Jak Jashina kocham! – przewróciłam oczami, a wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Zatrzymałam go nna jeszcze chwilę.
            - Hidan… wierzysz w duchy? – wnioskowałam po jego religijności , no i zawsze był dziwny… lekko szurnięty. To by do niego pasowało. – Nie pytaj, po prostu odpowiedz – dodałam widząc, jak szykuje się do zadania pytania.
            - Saso ma w domu ducha? – i tak zapytał. Westchnęłam, jak z dzieckiem. – Jasne, że duchy istnieją – wreszcie ktoś z kim można pogadać. – znam jednego, jak mu tam… Casper! – jednak za wcześnie się ucieszyłam. Wstałam i zamierzałam wyjść. – Siad – mruknął do mnie, ja do psa! Ale on zawsze tak się odnosił do pracowników. – teraz będę poważny, obiecuje – nie wierzyłam, ale co miałam do stracenia. Usiadłam. – Wierzę w duchy. Interesują mnie zjawiska paranormalne. Co chcesz wiedzieć?
            - Umm – spojrzałam na niego ciut podejrzliwie, myśląc, że zaraz parsknie śmiechem. – czy duchy mogą zrobić człowiekowi krzywdę?
            Hidan nie wyśmiał mnie, przeciwnie, czuł się w tym temacie, jak ryba w wodzie i wszystko mi śpiewająco wyjaśniał. Potrzebował w niektórych pojęciach przykładów, więc opowiedziałam m wszystko. Od deski do deski, a on słuchał z uwagą. Takiego zainteresowania oczekiwałam od Sasoriego… nawet nie zauważyłam, kiedy, a zaczęłam mu się zwierzać z swoich małżeńskich rozterek. Poradził się nie przejmować. Saso to zbyt wielki sceptyk, może uwierzy, może nie, ale nnie powinnam mu się dziwić o te oskarżenia. Nawet polecił mi hotel, do którego mogę go zabrać i spędzić z mężem upojną noc. W końcu ustaliliśmy, że duch działa jedynie w zasięgu domu. Moglibyśmy się wyprowadzić, ale obawiam się, że Sasori nie będzie do tego skory. Powinnam udowodnić duchowi, że nie ma szans w grze o Saso…! Ale, jak mam to zrobić, gdy na każdym kroku mi uprzykrza życie?
            - Ja zwariuję w tym domu! – jęknęłam, kładąc głowę na stole. Hidan miał na nim wyłożone nogi i gapił się leniwie w sufit, czekając na wiadomość w komórce. – Saso mnie zamknie w zakładzie dla obłąkanych.
            - Chciałabyś – sarknął. ­­- on cię nie odda – uśmiechnęłam się z lekkim zadowoleniem. – sam cię będzie leczył, zamykając w piwnicy – uśmiech? Gdzie się podział? Zniknął… jęknęłam zrozpaczona. Nie chcę jego pocieszenia. – Może kupcie sobie psa?
            - Psa? – powtórzyłam unosząc głowę w zapytaniu.
            - Psy wyczuwają niematerialne rzeczy, jak duchy. Nawet potrafią je odstraszyć – poinformował, a ja zaczynałam sądzić, że to wcale nie taki głupi pomysł. – No nareszcie. Spadam trzymaj się – mruknął Hidan, wychodząc cały w skowronkach z pomieszczenia. Dobrze by było mieć psa, takiego obrońcę domu, ale Saso i jakiś zwierzak… nie łatwo go będzie przekonać.

            Przyjechałem do domu w niezbyt dobrym humorze. W pracy wręcz zasypiałem na stojąco i szef wytoczył mi zdrową reprymendę. Wszytko prze te nocne odpały Miyuki… muszę ją uspokajać i czuwać dopóki nie zaśnie. Jestem już tym zmęczony. Gdyby to chociaż zdarzało się rzadziej… jak tak dalej pójdzie to zostanę zwolniony. To się nie może wydarzyć, ona wie, jaka ta praca jest dla mnie ważna. Otworzyłem drzwi mieszkania i od razu powiadomiłem o swoim powrocie. Zdjąłem z siebie kurtkę, do której zmusiła mnie pogoda. Po chwili z salonu wyłoniła moja żona witając mnie w domu. Objęła mnie ciepło, a moją uwagę bardziej przykuł plik kartek, który trzymała w ręku. Wyraziłem swoją ciekawość w słowach.
            - Proszę – mruknęła z uśmiechem i podała mi papiery.
            - Mam nadzieje, że to nie pozew rozwodowy – zażartowałem. Chyba to odpowiedni czas, aby żartować, bo wcześniejszą kwestię zdrady puściliśmy w niepamięć. Nawet o tym nie rozmawialiśmy. Niby dobrze, ale wolałbym aby w stu procentach rozwiała moje wątpliwości.
            - Ha, ha, ha, bardzo śmieszne – odpowiedziała na mój docinek i kazała przeglądnąć papiery. Literki, literki i jeszcze więcej literek, aż w końcu znajdowała się tam fotografia całkiem… całkiem ślicznej dziewczyny. Spojrzałem niezrozumiale na Miyuki. chce nam zorganizować trójkąt? – To tą dziewczynę widzę – dalej nie ogarniałem. – ona była poprzednim właścicielem tego domu – no w momencie myślałem, że mnie szlag trafi. – Nazywała się Noriko i…
            - Miyuki! – upomniałem. Ja nie wiem czemu ona była taka dumna z tego, że się ze mną dzieli taką informacją. ­– Co mnie to obchodzi? – zapytałem retorycznie i odrzuciłem kartki na pobliski blat komody. – Nie chcę o tym słuchać, co mi to da? – zapytałem przewracając oczami.
            - Bo… pomyślałam, że skoro ją znalazłam to zaczniesz mnie rozumieć – wyciągnęła z kartek jej zdjęcie. – spójrz, jej wygląd zgadza się z rysopisem, który ci wcześniej podałam. Uwierz mi, że nie kłamię! – krzyknęła zdesperowana, a ja westchnąłem, chwytając się za swoje zatoki.
            - Jestem zmęczony, porozmawiajmy kiedy indziej – chciałem ją wyminąć, ale zatrzymała mnie, strugając stanowczą. Streściła mi informacje o zmarłej dziewczynie, że popełniła samobójstwo, że jej narzędziem była żyletka, a powodem zerwanie długotrwałego związku. Plotła, jak katarynka. Nie mogłem tego dłużej słuchać. – Skarbie. W tym dou jestem tylko ty i ja. Nikogo więcej nie ma, koniec tematu.
            - Ale…!
­            - Na litość boską! – warknąłem wściekle. – Daj temu święty spokój!
            - Dlaczego mi nie wierzysz?! – zdenerwowała się. naprawdę nie miałem siły na wałkowanie tego tematu. Kolejny raz. Żeby skończyła pieprzyć poprosiłem ją, aby podała mi przykład jednego faceta, który uwierzyłby w bajki o duchach. Odpowiedziała od razu. – Dajmy na to Hidan, on mi uwierzył!
            Kolejna rzecz, która wyprowadziła mnie z równowagi. Ona się zwierza moim kolegom? W dodatku Hidanowi? To już mogła to wygłosić na swojej tablicy na facebook’u, aby wszyscy znajomi wiedzieli. Jeszcze śmiała powiedzieć, że w ciągu jednej rozmowy z nim, dostała większego oparcia, niż ode mnie. Wkurwiłem się. To nie Hidan siedzi przy niej dzień i w nocy, póki się nie uspokoi. Znoszę to wszystko, ale jestem tym kurewsko zmęczony. Na jej historię nie ma żadnego dowodu, a nawet wygląda jakby to wszystko sobie zmyślała. W końcu, gdy działała pod wpływem alkoholu to wszystko było dobrze. Wszystkie jej przypadki mają wytłumaczenie.
            - Kocham cię, ale przesadzasz – złapałem ją łagodnie za ramiona. – to ci szkodzi. Nie powinnaś się w to wkręcać - odebrałem jej papiery i ponownie rzuciłem na komodę. – wybacz, że to mówię, ale męczysz mnie tym. Dosłownie. To odbija się na mnie w pracy – zrobiło jej się z tego powodu głupio. widziałem to, ale nie o taki efekt mi chodziło. Nagle się wzdrygnęła i obejrzała w stronę schodów. O to mi chodziło… westchnąłem. – Nikogo tam nie ma.
            - Słyszałam kroki… przepraszam, że cię dręczę – skrzywiłem się, znowu opacznie mnie zrozumiała. – nie wiem, jak inaczej mam ci udowodnić, że nie jesteśmy w tym domu – wyminąłem ją w złości. Ja jej opowiadam, że mam problem w pracy, a ta o jednym i tym samym. Jakby była w swoim świecie. – Sasori zaczekaj – nie słuchałem jej tylko wchodziłem na schody. Szła za mną. – Saso…! – po zawołaniu mnie pisnęła z bólu, obejrzałem się od razu i zobaczyłem, że przywaliła głową o ścianę. Oczywiście pospieszyłem jej z pomocą.
            - Nic ci się nie stało? – ukucnąłem przy niej, ale już wiedziałem, że porządnie przyjebała. Chwyciła się za prawą stronę głowy, a na jej dłoni osiadła krew. – Złap mnie, zaniosę cię.
            - Nie…
            - Muszę cię opatrzeć.
            Powiedziałem i zrobiłem tak, jak chciałem. Praca w szpitalu, praca w domu… to się robi upierdliwe. posadziłem Miyuki na zamkniętej muszli klozetowej w łazience i tam zacząłem przemywać jej ranę. Nawet nie musiałem pytać, jak to się stało, sama powiedziała. Duch pociągnął ją za włosy i pociągnął na ścianę… to się robi nudne. Sądzę, że się po prostu poślizgnęła. Wypadki chodzą po ludziach, nie trzeba od razu zwalać winy na jakieś siły metafizyczne. przyłożyłem jej do głowy opatrunek i okręciłem bandaż wokół głowy. Wypomniała mi, że nigdy jej nie mówiłem o moich przeżyciach w tym domu za czasów dziecka. Nie sądziłem, że ta wiedza jej potrzebna, a wtedy zrozumiałem, że widziała się z moją matką. No jeszcze tego mi było trzeba, aby dzieliła się swoimi problemami z moją matką! Nie dość, ze rozgaduje to moim kumplom to jeszcze matce?! Uspokoiła mnie jednak, że wypytała o to dyskretnie. Gówno mnie to obchodziło. Zabroniłem jej komukolwiek o tym mówić. Siebie jestem pewny, ale nie znam przecież zamiarów każdego człowieka.
            - Kupmy psa… - wypaliła po chwili milczenia. Patrzyła w bok, na lustro i tam wolała sprawdzać moją reakcję, która była jedna.
            - Nie – nie chodzi o to, że nie lubię zwierząt czy coś. No dobra, nie przepadam za nimi i one za mną też. Ponadto nie sądzę byśmy byli dobrymi opiekunami dla psa. Po drugie pies to za duża odpowiedzialność i wydatek. – skąd ta zachcianka? Kto się będzie nim zajmował? Zarówno ja, jak i ty  pracujemy, a pies nie może zostawać sam w domu.
            - Mamy różne zmiany… będziemy  się wymieniać czasem opieki.
            - My…? – nawet nie pozwoliłem jej dokończyć. Nawet się nie zgodziłem, a ona już wplątuje mnie w swoje plany. – Nie chcę psa – ukucnąłem przy niej. – wolałbym kogoś innego – dotknąłem wymownie jej brzucha. Mieliśmy po dwadzieścia osiem lat… z naszych rozmów zawsze wynikało, że jesteśmy gotowi na ten krok.
            - Wiem – ujęła moją rękę. – ale dziecko to też odpowiedzialność i wydatek. Zaadoptujmy psiaka w ramach między innymi sprawdzenia czy podołamy.
            - Między innymi… a jaki jest główny powód? – spuściła wzrok na swoje dłonie. – Miyuki…?
            - Podobno psy wyczuwają i chronią przed duchami… -znowu o tym samym. – będę czuła się bezpieczniej… - nie mogła czuć się bezpieczniej przed czymś, czego nie ma. Nie zgodziłem się, bo nie, bo nie lubię i nie chcę, aby myślała sobie, że duchy istnieją.
            Po odbębnieniu wszystkich wieczornych czynności położyliśmy się spać. Przyciągnąłem Miyuki ciasno do siebie, aby czuła się bezpiecznie. Że nic jej nie zrzuci z łóżka. Przed snem dopiero zapytała mnie o szczegóły z pracy. Nie chciałem, by o tym myślała i się winiła. Choć to jej wina.

            Obudziłam się w ramionach swojego męża, kiedy zaczął mnie wybudzać budzik. Zluzowałam jego ucisk w pasie i wyłączyłam budzik. Chyba się przebudził, bo całkowicie mnie wypuścił ze swoich ramion i odsunął się na swoją połowę łóżka. Przed ostatecznym opuszczeniem łoża, spojrzałam na Sasoriego i cmoknęłam w usta. Ujął mnie w talii wydłużając czułość, a na koniec zalecił, abym była ostrożna. Wyszłam do łazienki i pierwsze co zrobiłam to odwinęłam z głowy opatrunek. Dalej czułam boleść uderzenia, jaki samo wspomnienie. Mimo twierdzeń męża, wcale się nie poślizgnęłam. Ledwo postawiłam stopę na pierwszym stopniu schodów, a chwyciła mnie za włosy przy samej nasadzie i pociągnęła do tyłu, a potem pchnęła w ścianę. Chciałabym wiedzieć, jak mam z tym walczyć skoro nawet tego nie widzę.
            Westchnęłam i zaczęłam się rozbierać, przygotowując się do wzięcia prysznica. W jego trakcie czułam, że ktoś jest w środku i jestem pewna, że nie był to Sasori. Rwało mnie, aby go zawołać, bo bałam się przesunąć drzwi kabiny. Powstrzymywała mnie jedynie wczorajsza rozmowa… że go męczę, że to wpływa na jego pracę. Zrozumiałam, że nie będzie mnie wspierał w sposób, który potrzebuję. Muszę sobie z tym radzić sama. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z prysznica, na szczęście było pusto. Kamień z serca, wzięłam swój ręcznik i się nim owinęłam, a potem zaczęłam wyjmować z półki suszarkę. Suszyłam swoje włosy i ustaliłam, że pójdę dziś w rozpuszczonych. Nie chcę, aby ktoś zobaczył moją ranę. W pokoju ubrałam się przy szafie i zmierzałam już do zejścia na dół, ale czułam jakiś niepokój. Stanęłam na moment i rozglądnęłam się wokół. Przekręciłam głową, odganiając swoje myśli, a po przejściu dwóch stopni w dół. Nagle coś mnie mocno popchnęło i runęłam w dół. Moja świadomość… traciłam ją i odzyskiwałam.
- Miyuki co… cholera, Miyuki! – słyszałam, jak Sasori schodzi do mnie szybkim krokiem, jak schodzi do mnie i próbuje obudzić. Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, nawet podniesienie powiek było dla mnie trudne. W końcu jednak straciłam całkowicie przytomność.
             Obudziłam się dopiero po jakimś czasie, otworzyłam niemrawo oczy, a wtedy oślepił mnie blask światła. Przekręciłam głowę na bok, do ciemniejszego miejsca. Zdaje się, że znajdowałam się w szpitalu. Zamrugałam kilka razy, a obraz nabierał ostrości. Poczułam straszną suchość w gardle, jakbym nie piła nic od kilku dni. Zaczęłam szukać wzrokiem kogoś… kogokolwiek, aby podał mi wody i wytłumaczył całą moją historię choroby, ale nikogo nie było. Podniosłam się delikatnie, wszystko mnie bolało, jednak w tamtym momencie oddałabym wszystko za coś do picia. Ledwo usiadłam na krawędzi łóżka, a drzwi mojego pokoju się otworzyły.
            - Ile razy mam ci powtarzać, że to nie moja sprawka, do cholery?!
            - Lepiej dla ciebie, aby to była prawda, bo sam tu wylądujesz inie gwarantuję, że cię odratu… Miyuki! – owymi gośćmi byli mój brat i mąż. Tak się ucieszyłam na jego widok, wyciągnęłam do ukochanego ręce, a on wyprzedził Yosuke i przytulił mnie mocno. W ręku trzymał kubek z wodą, którą  niezwykłym pragnieniem, wyżłopałam, brzydko mówiąc. – Co… jak to się stało, siostrzyczko?
            - Spadłaś ze schodów, tak? – zapytał mnie Sasori, a wtedy Yosuke go ode mnie odepchnął.
            - Przestań za nią odpowiadać, kurwa mać! – warknął ostro. – Miyuki, nie bój się odpowiadać. Powiedz prawdę - nakazał mi, rzucając groźne spojrzenie Sasoriemu.
            - Ja… - spojrzałam na męża. Miałam nadzieje, że tym razem jakoś zareaguje. - popchnęła mnie.
            - Wiedziałem! – zawołał Yosuke i zaczął się kierować twardym krokiem i zaciśniętymi pięściami do mojego męża. Z początku nie rozumiałam, o co chodzi. – Zajebie cię, gnoju! – zamachnął się i uderzył Saso w twarz. Od razu wstałam z łóżka i dobiłam do brata, powstrzymując od dalszej napaści. Nie broń go! nie będzie cię bezkarnie bił!
            Dopiero wtedy zrozumiałam intencje brata, jednak szybko wszystko sprostowałam. Dowiedziałam się, że nie tylko on to podejrzewa, ale i moi lekarze prowadzący. Spojrzałam na Saso, a w środku czułam, że pale się ze wstydu, jakiego zdania mu narobiłam? W dodatku w jego miejscu pracy. Yosuke wrócił do tematu, bo skoro to nie Sasori mnie popchnął to kto? Mąż się nie wtrącał, tylko dociskał swoją chusteczkę do krwawiącego nosa. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że duch. Zapadło głupie milczenie, mój własny brat patrzył na mnie, jakbym dopiero co uciekła z wariatkowa i stwierdził, że musiałam nieźle pierdolnąć głową. Skrzywiłam się i kolejny raz obwiniłam za to ducha. Opowiedziałam mu wszystkie swoje do tej pory nazbierane przeżycia i informacje, ale wciąż utrzymywał swoje przygłupie spojrzenie. powiedział mi, że zatrzymał się u nas na dwie noce i nic podejrzanego nie zauważył. Wtedy trochę się zdezorientowałam, to ile ja tu leżałam? Dziś jest trzeci dzień… przynajmniej Sasori się wyspał. Ale stwierdzi, że to były najgorsze trzy dni w jego życiu. Wracając, ciągle utrzymywałam, że ktoś jest w tym domu. Wtedy do Sali wszedł lekarz oznajmiając wesoło, że w końcu się obudziłam. Chłopaki, jakby wymienili spojrzenia i się rozdzielili. Yosuke zapytał o coś lekarza, a Saso prosił, abym nic nie mówiła o duchach. Nie chciał, aby skierowano mnie do psychiatry. Na całym świecie nie poznam nikogo, kto by mi uwierzył. Kłamałam więc.
            - Jest pani pewna, że nikt się nad panią nie znęca? – mężczyzna ukradkiem spojrzał na mojego męża. Zaprzeczyłam natychmiast i może trochę zbyt nerwowo. – Jest pani pewna?
            - Mój mąż mnie nie bije! – zawołałam stanowczo, a przez to wszyscy obecni spojrzeli na Sasoriego. uniósł oczy ku sufitu w geście załamania. Wychodzi przeze mnie na jakiegoś damskiego boksera.
            - Rozumiem.
            Nic nie rozumiał… po przeprowadzeniu na mnie kilku sprawdzających badań, zmierzał do wyjścia, prosząc jeszcze Sasoriego na chwilę na korytarz. Zostałam z Yosuke, skorzystał z okazji i zapytał mnie jeszcze raz, jaka jest prawda. Chciałam się rozpłakać, bo nikt mi nie wierzył. Mimo tego z jakim przekonaniem to mówię. Brat powiadomił mnie, że przyjedzie razem z żoną i dziećmi za tydzień, a teraz musi już wracać do domu. Po jego wyjściu zostałam chwilę sama, przynajmniej czułam się tutaj bezpiecznie. Kilka minut później do pokoju wszedł Sasori, stanął przy łóżku i oznajmił, że lekarze mi radzą zostać trzy dni na obserwacji.
            - A co zdaniem mojego męża powinnam zrobić…?
            - Twój mąż chce cię mieć w domu jak najszybciej – odpowiedział pogodnie. Wyciągnęłam do niego ręce chcąc, aby mnie mocno przytulił. Chciałam wiedzieć, że nie ma do mnie o nic żalu, że wciąż mnie kocha. – Udusisz mnie… - stęknął w pewnej chwili. – a podobno to ja cię maltretuję.
            Cieszyłam się, że przyjmuje to na siebie jako odniesienie do żartu. Zapytałam, kiedy mogę się wypisać, a on odpowiedział, że jutro wieczorem, gdy skończy pracę to mnie zabierze. O wiele bardziej bym się cieszyła, gdybym nie musiała wracać do tego domu. Podzieliłam się moim strachem z Sasorim, a on odpowiedział… zapewnił mnie, że nie pozwoli, aby coś mi się stało.

            Wjechałem swoim samochodem na podjazd pod domem. Miyuki westchnęła ciężko i opuściła pojazd. Uśmiechnąłem się do siebie i zabrałem z bagażnika zakupy, a potem skierowałem się z żoną do domu. Otworzyłem drzwi i przepuściłem ją przodem do mieszkania. Krok miała ociężały, ale po chwili do jej uszu dobiegło szczekanie naszego nowego współlokatora. Spojrzała na mnie zaskoczona, a po chwili ze schodów zaczął zbiegać średnich rozmiarów owczarek niemiecki. Niespodzianka… Miyuki uśmiechała się od ucha do ucha i zachwycała nowym mieszkańcem. Przedstawiłem ich sobie. Miyuki, pies – pies, Miyuki. Ten zwierzak wydawał mi się idealny dla mojego kochanie. Zostawiłem ich na chwilę  samych i poszedłem zanieść zakupy do kuchni. Dobrze, że posprzątałem i teraz nie wie, jak bardzo sobie bez niej nie radziłem.
            - Sasori, dziękuję – objęła mnie, kiedy byliśmy na górze w sypialni. Nie mogła mi podziękować w mój ulubiony sposób, gdy była taka poobijana. Muszę zatem poczekać. – Jest cudowny! Obiecuję, że nie będzie ci zawracał głowy. Sama będę się nim zajmować.
            - Pomogę ci – zobligowałem się. – bo to nie jest nasz pies. Przygarnąłem go z takiej fundacji, która oferuje domy zastępcze dla psiaków. To znaczy, że mieszka z nami tylko dlatego, że nie ma miejsca w schronisku. W każdym momencie może go ktoś adoptować
            Mimo tej wiadomości się cieszyła. Chciałem, aby czuła się w tym domu bezpiecznie, a obecność psa jej to gwarantowała. W dalszym ciągu nie wierzę, że jest tu ktoś oprócz nas, ale to nieistotne. Byle tylko zachowywała się normalnie, a jej lęk odszedł gdzieś daleko. Zaproponowała mi w podziękowaniu zrobieniu masażu, w końcu musiałem wiele przejść z jej bratem w czasie jej nieobecności. No przyznam, że musiałem wiele przejść i czułem się zestresowany, a jej dotyk mógł podziałać na mnie tylko pozytywnie. Zdjąłem więc bluzkę i odrzuciłem ją na podłogę, a następnie położyłem się na brzuchu, na łóżku. Miyuki zaśmiała się słodko i najpierw poszła do łazienki po balsam do ciała. Po chwili poczułem jej ciężar ciała na swoim tyłku, a pies nagle podniósł łeb do góry i nadstawiał uszu. Postanowiłem nie zwracać uwagi tylko oddać się masażowi. Twierdziła, że wyczuwa ducha. Uśmiechnąłem się do siebie. Wszystko jedno byle był święty spokój.
            Nawet nie wiedziałem, jak bardzo się przeliczyłem. Powiem tak, pies ciągle na mnie warczał, zdecydowanie mnie nienawidził. Na szczęście sprawiał, że Miyuki w żaden sposób nie odwalało. Jednak niektóre kwestie mnie denerwowały, jak jego obecność w pokoju czy głośne szczekanie na wszystko i wszystkich dookoła. Którejś tam nocy nie wytrzymałem i nakazałem mu zostać na dole w salonie, a dla pewności zamknąłem drzwi od sypialni. Chciałem zostać sam z żoną, chciałem abyśmy się trochę zabawili. Nie mogę? Mogę. Choć nie podobało jej się, jak potraktowałem zwierzaka to również chciała się bzykać. Czułem to. Po chwili byliśmy tacy pochłonięci sobą, że nawet nie słyszeliśmy szczekania psa. Znaczy, ja słyszałem, ale nie zwracałem uwagi. Ten jeden jedyny raz mu pozwolę się zsikać w domu. Miyuki siedziała odwrócona do mnie plecami, a ja pieściłem z rozkoszą jej szyję, jej ramiona. Ona ujęła moją rękę spoczywającą na jej udzie i zaczęła przeciągać w stronę swojego krocza. Nie mogła bardziej wymownie powiedzieć, że jest gotowa. Popchnąłem ją delikatnie do przodu tak, aby wsparła się na swoich rękach i zacząłem w nią wchodzić. Tak, od tyłu, jak pieski. Identyfikowałem się z moim rywalem na dole. O tak… kto jest lepszym psem?! Oczywiście musiałem to powiedzieć na głos. Miyuki zaczęła się tak mocno śmiać, że już nie było mowy o kontynuacji. No ludzie mają różne głupie odchyły w czasie seksu, ja rzecz jasna muszę się do nich zaliczać.
            - Skończyłaś? – zapytałem bezradnie. Już pytam ją o to trzeci raz, a w chwili, gdy się całujemy, ona się śmieje. Niby trudno jej się dziwić, ale ten, tu się coś odgrywa!
            - Prze-Przepraszam – odetchnęła, starając się stłumić śmiech. – Dobra, chyba już… chodź do mnie – objęła mnie wokół szyi. A gdy się do niej nachyliłem to zaszczekała rozbawiona. Spojrzałem na nią z pretensją… chodź te zwierzęce odgłosy były nawet pociągające. Również wszedłem w tą zabawę, choć nie była zamierzona.
            Można powiedzieć, że był to bardzo dziki seks. Zakończyliśmy go równoczesnym orgazmem i położyliśmy się naprzeciwko siebie z uśmiechami ma twarzach. Wpatrywałem się w nią przez dłuższą chwilę, dopóki pierwsza nie zasnęła. Ta noc mi niejako udowodniła, że nie ma tu żadnego ducha, miałem nadzieje, że jej także.

            Obudziłam się w nocy, jeszcze nawet nie świtało, a głośne szczeknięcia dochodziły z dołu. Sasori spał, jak kamień, nie zamierzałam go budzić. W końcu to  ja chciałam pieska i ja z nim wyjdę na dwór. Ledwo podniosłam się do góry, a od razu zamarłam. Na podłodze przy łóżku widziałam ją. Lekko przeźroczystego ducha w delikatnej poświacie. Swój wzrok przeniosła na mnie, a ja poczułam straszny ucisk w gardle, nie mogłam oddychać, strach mnie sparaliżował. Jej twarz była w wielu miejscach porozcinana żyletką i mimo, iż była martwa to krew spływała po jej ciele. W końcu wstała i postąpiła krok do przodu, w moją stronę. W momencie mój pęcherz nie wytrzymał i zlałam się do łóżka. Nawet nie myślałam w tamtej chwili o wstydzie. Wyciągnęła do mnie rękę, a w niej trzymała ostre narzędzie.
            - Sasori… - udało mi się wyszeptać imię męża i trącić go lekko ramieniem. Mruknął coś pod nosem i nadal spał, nawet głośne szczekanie psa na dole go nie wybudziło. Nagle zjawa zamachnęła się i rozcięła mi ramię. Krzyknęłam głośno, zaciskając mocno swoje ramię, aby zatamować krew. Dopiero wtedy Saso się obudził.
            - Co się stało? – od razu zapalił lampkę i się do mnie odwrócił. Przez łzy powiedziałam, że ugodziła mnie w brzuch, a on jakimś cudem mnie zrozumiał. – Pokaż mi – poprosił, a ja nadal leżąc twarzą na jego ramieniu, spuściłam swoją rękę. – Kochanie, ale tu nic nie ma… - od razu się od niego odsunęłam i posprawdzałam swój brzuch, rzeczywiście… nie ma nawet śladu. To dziwne, bo bolało, czułam i nadal czuję, a wcześniej widziałam, jak z mojego brzucha przenika przez materiał czerwona struga krwi.
            - Ja… widziałam ją. Ukazała mi się! – zawołałam, nie panowałam nad natężeniem swojego głosu. – Stała przy łóżku i ugodziła mnie w brzuch. Czuję, jak mnie to boli, Saso…!
            - Już dobrze, uspokój się… to pewnie zły sen – westchnęłam, nadal mi nie wierzył. Nie chciałam się z nim dalej przekomarzać w tym, że mówię prawdę. – Czemu tu jest tak mokro…? – zapytał, a ja wytrzeszczyłam oczy nabierając ogromnego uczucia wstydu. To nie jest normalne, że dorosła kobieta popuściła do łóżka, ale nie mogłam tego kontrolować. – Och… rozumiem… - zapowiedział i odchrząknął nie prosząc mnie o wyjaśnienie.
            Wstał z łóżka i podprowadził mnie do łazienki, gdzie nakazał wziąć prysznic. Szczęście, że on ciągle myślał trzeźwo. Poprosiłam go jednak, aby został w łazience. Nie chciałam zostawać sama, nawet na minutę. Okazał mi wiele wyrozumiałości i cierpliwości… chciałabym, aby wszystko toczyło się normalnie. Po wykąpaniu się przebrała się w coś czystego i suchego, a Sasori z bardzo wymownym zmęczeniem przebierał naszą pościel. Po chwili ponownie usłyszeliśmy szczekanie psa. Zgłosiłam się, aby zabrać go na spacer. I tak szczerze wątpię, abym mogła ponownie zasnąć. Na odchodne jedynie mi nakazał ostrożnie schodzić po schodach.
            Po powrocie ze spaceru nie chciałam iść na górę do łóżka, a piesek uważnie wpatrywał się w to, co zamierzam zrobić. Ostatecznie usiadłam sobie na kanapie w salonie i włączyłam laptop. Zwierzaczek się do mnie przysiadł za co pogłaskałam go przyjemnie po główce. Z ciekawości zaczęłam szczegółowo szperać w internecie o samobójstwie poprzedniej właścicielki. Szukałam informacji o jej tamtejszym chłopaku… niestety miałam tylko informacje o jego wieku, imieniu i nazwisku… cóż, aktualnie pewnie miał koło sześćdziesiątki. Wątpliwe, ale chciałam sprawdzić czy może nie ma konta na facebook’u. Oczywiście Sasori się nie wylogował… głupie, ale w małżeństwie z takich okazji się korzysta. Sprawdziłam sobie czy jest grzeczny, bo zablokował mi funkcję, bym widziała co on udostępnia… albo co mu koledzy wysyłają… i nawet lepiej. Przed szpiegowaniem męża, sprawdzałam tamtego faceta i o dziwo go znalazłam, miał upublicznione swoje miejsce pracy i… hm, znam te kawiarnie. Dobrze się składa. Przejdę do niego rano. Na tablicy Saso zauważyłam, że Hidan regularnie wysyła mu zdjęcia piersi kobiet, bo przecież nie zobaczy tego przy żonie… a głupek jeszcze „lubił to”. Muszę z nim porozmawiać na ten temat. Niby przypadkiem, ale i z zamierzeniem sprawdziłam jego wiadomości. Nie bardzo rozumiałam, ale jakaś jego znajoma odpowiedziała, że cały tydzień jest dla niego wola wieczorami. What the…? O co tu chodzi? Zrobiłam się podejrzliwa, ale postanowiłam poczekać, aż sam mi to wyjaśni.
            Udało mi się zdrzemnąć na kanapie na kilka godzin, aż poczułam na sobie jakiś materiał. Od razu się wzdrygnęłam, otwierając oczy, a okazało się, że to był tylko Sasori i okrywał mnie kocem.
            - Spokojnie – ucałował mnie w czoło. – sądziłem, że wrócisz na noc do sypialni – oznajmił z drobną pretensją, a potem usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. – jak się czujesz? – zapytał z troską. Przytaknęłam głową, w jego obecności mogłam jedynie milczeć, a to wystarczało do mojego szczęścia. – Co chcesz dzisiaj robić? – dopiero teraz ogarnęłam, że dzisiaj sobota, a to oznacza nasze dni wolne od pracy.
            - Nie wiem… a ty? Masz jakieś plany na wieczór? – zapytałam podejrzliwie. Mogłam nie czytać jego wczorajszych wiadomości, tylko się niepotrzebnie nakręciłam. Zamiast mi odpowiedzieć to musnął ustami moje ramię.
            - Nie, akurat wieczorem jestem cały twój – mruknął. – za chwilę muszę wyjść, a potem przyjdzie do mnie Deidara i Hidan. Chcemy sobie pograć na konsoli. Nie będzie ci to przeszkadzać?
            - Wizyta własnego szefa i najlepszego przyjaciela mojego męża? Chyba nie mam w tej kwestii prawa głosu.
            - Masz, oczywiście, że masz… ale nie będzie brany pod uwagę – stwierdził zaczepnie.
            Tego potrzebowałam, brutalnej prawdy, ale póki nasza rodzina się nie powiększyła to nie roniliśmy sobie problemów w sprawie wyjścia ze znajomymi. Zresztą chciałam przejść się do tej znajomej kawiarni. Gdyby Saso nie był takim sceptykiem albo nie spodziewałabym się, że mi zabroni, to bym chciała, aby ze mną poszedł… lub chociażbym go wtajemniczyła w swoje zamiary. Wtem nasz pies zaczął bardzo wyraźnie warczeć na nas… znaczy mogło się tak wydawać, ale ja wiedziałam, że patrzy gdzieś za nami.  Tylko strach mnie powstrzymywał przed obejrzeniem się. Poszliśmy razem do kuchni i poczułam, jakby ktoś mnie mocno popchnął. Niemal upadłabym i uderzyła głową o kant kuchennego stołu. Zwaliłam to na swoją nieuwagę, mąż i tak, by mi nie uwierzył. Pies zaczął mnie oblizywać dla pocieszenia i szczeknięciem nakazał mi wstać.
            Zrobiłam z pomocą Sasoriego śniadanie albo obiad, które zjedliśmy razem przy stole. Ja tam zaczęłam ograniczać się w jedzeniu, ale Sasori miał wiele mięsnych smakołyków, na które wyczekiwał nasz pupil.
            - No podziel się z nim – poprosiłam, widząc te śliczne oczka i słysząc skamlenie zwierzaka. No, jak on może mu odmawiać… - ty chyba będziesz idealny w roli surowego ojca. Będę ich tobą straszyć – zaśmiałam się. – zjedz warzywa, bo powiem tacie, gdy wróci z pracy! – spojrzał na mnie z politowaniem. – Ucz się, bo powiem twojemu tacie, gdy wróci z pracy!
            - Ja po prostu dbam o zdrowie naszego terrorysty – powiedział z uśmiechem. – Mięso jest ciężkostrawne, zawiera… - bla, bla, bla, nie słuchałam tylko zabrałam z jego talerza kawałek wołowiny i dałam psiakowi do pyska. – Ej! – zawołał z pełną buzią. – Nie rób tak! – nie zwracałam na niego uwagi tylko ponowiłam czyn. – Miyuki przestań!
            - Daj spokój, jest głodny.
            - Jego miska z karmą jest pełna – przed następnym ruchem już złapał mnie za rękę, powstrzymując od podkradania. Trochę się z nim zaczęłam siłować, a wtedy zwierzak szybkim ruchem uniósł się do stołu i chwycił zębami miseczkę z kawałkami wołowiny i zaczął uciekać. Ta sytuacja mnie rozbawiła. – Ale śmieszne…
            - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak! Widzisz, przynajmniej jemy jedzenie bez robaków – wzdrygnęłam się na samo wspomnienie. To było obrzydliwe.
            - Ja nie miałem żadnych robaków – powiedział dumnie. – Dramatyzujesz o jednego robaczka. Mają w sobie dużo białka, nie zaszkodziłby ci – powiedział z rozbawieniem.
            Po posiłku oboje udaliśmy się w swoje strony. Ja ruszyłam na piechotę i przy okazji wyprowadziłam psa na spacer. Kawiarenka znajdowała się całkiem niedaleko… owszem, jakieś półtorej godzinki trzeba było się przejść, ale lubiłam długie spacery. Kiedyś na początku związku z Saso codziennie spacerowaliśmy. Biedny, przez mnie strasznie bolały go nogi, a ja czasem nawet złośliwie prosiłam go, aby mnie nosił. Teraz chyba straciłam formę lub po prostu ubrałam sobie na to niewygodne buty. Czarne kozaczki, w końcu była niemal zima… a ja zamiast się ubrać ciepło to ubrałam się ładnie. Dziewczyn strasznie cierpią w zimie. Kawiarnia była rodzinna, miała bardzo fajny klimat taki ciepły, przyjazny. Przywiązałam na moment psa przed sklepem i weszłam do środka. Powitał mnie wspaniały zapach ciepłej kawy i ciepłych wypieków. Podeszłam z uśmiechem do lady, a po momencie podszedł do mnie chłopak z cudownie zielonymi oczami. nie wypada mi, jako mężatce, ale zaczerwieniłam się. dobrze, że jest zimno i można ukryć prawdziwy powód rumieńców.
            - Dzień dobry – ukłonił się nisko, a ja oddałam gest. – czym mogę pani służyć? – zapytał uśmiechając się do mnie przepięknie. Jasna cholera, czy tacy przystojniacy nie mogą sobie pracować jako modele? Muszą w takich kawiarniach? To skandal! – Halo, proszę pani… - machnął mi ręką przed oczami.
            - Ja… - nie potrafiłam się wysłowić. Weź się w garść Miyuki, masz męża! – ja… -  wdech i wydech. – kawa! Poproszę kawę! – krzyknęłam lekko zhisteryzowana, a chłopak zamrugał. Boże… pewnie to brzmiało, jak akt rozpaczy. Coś w stylu: proszę, zgwałć mnie! Jestem żałosna…
            - W porządku… a jakaś konkretna czy…
            - Nie… przepraszam nie chodzi mi o kawę – w końcu nabrałam sił na poprawienie się. było mi o wiele lżej, gdy chłopak zobaczył mnie w obliczu zupełnej idiotki. – czy pracuje tu Tetsuya Ame? – chłopak spojrzał na mnie uważnie i w końcu się uśmiechnął, a potem wychylił zaglądając na zaplecze.
            - Tato! Klientka cię prosi – a więc to był jego syn, no cóż… jak jego ojciec był w młodości do niego podobny to ta dziewczyna… Noriko, ma całkiem niezły gust. Niestety podobny do mojego. – Już idzie.
            - Dziękuję – skinęłam głową. – Właściwie… to mogłabym prosić gorące late na wynos?
            - Oczywiście. Pani płaci, pani wymaga – odpowiedział niezwłocznie szykując mi moje zamówienie.
            Po chwili zjawił się ojciec chłopaka i zapytał kim jestem i o co chodzi, jego syn spojrzał na mnie trochę podejrzliwie, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Wyjaśniłam, że chodzi o jego byłą zmarłą partnerkę… bez zbędnych dalszych pytań pozwolił na to, abyśmy wyszli na zewnątrz i tam porozmawiali. Zapłaciłam za swoją kawę i wyszliśmy, w czasie spaceru zaczęłam opowiadać mężczyźnie, że mieszkam w ich byłym domu wraz z mężem i od czasu przeprowadzki czuje się tam nieswojo. Uprzedziłam, że wszystko może wydawać się nienormalnie. Te większe kwestie postanowiłam zostawić dla siebie, właściwie to nie wspomniałam o tym, co mnie nawiedza.
            - Nie wiem za bardzo co ci powiedzieć – pozwoliłam mu wcześniej mówić na ty. 0 rozstaliśmy się, bo była bardzo zazdrosną dziewczyną. Wiesz, chciała mieć mnie tylko dla siebie… nawet moi koledzy jej przeszkadzali – straszne, pewnie dlatego mnie nie znosi, ale nie stroni kolegów Saso od jego samego. – byliśmy bardzo długo razem…
            - No właśnie, czytałam. Pewnie mieliście plany na małżeństwo, dzieci…
            - W sumie nie. nie uważaliśmy, że papierek jest nam potrzebny, aby być razem. Co do dzieci… nie przepadała za nimi. Dziecko potrafiło ją tak bardzo wyprowadzić z równowagi, że nie omieszkała je uderzyć – otworzyłam szeroko oczy, jak dobrze, że nie mam żadnego dziecka. I dobrze, że kilka dni temu przyjechali sami Yosuke z Yoko, bez dzieci.
            - A zmarła przez porozcinanie sobie ciała… wiedziałeś, że jest do tego zdolna.
            - Tak… słabo radziła sobie z problemami, a właściwie radziła sobie… poprzez samookaleczenie. Jasne, martwiłem się o nią, gdy zakończyłem znajomość, ale… sam tez chciałem ułożyć sobie życie.
            Rozumiałam, w końcu Noriko swoim zachowaniem sama zabijała jego miłość. W związku potrzeba zaufania, a nie ciągłej kontroli. Przechadzaliśmy się tak jeszcze z kilka minut, a potem zostałam zaproszona z powrotem do kawiarni na coś do jedzenia. Dobrze się składa, a miałam ochotę zjeść… wszystko. Do środka nawet pozwolili mi wpuścić psa, aby nie marznął na dworze. Poznałam przy okazji całą tą wspaniałą rodzinę Tetsuya i jego małżonka wyglądali razem na bardzo szczęśliwych, miałam wielką nadzieje, że również tacy z Sasorim będziemy ich syna nazywał się Iseo i, jak się okazało był w moim wieku. Zabawne, bo wcześniej śmiał mi powiedzieć, że jestem stara. Jego młodsza siostra nawet usiłowała nas zeswatać. Mówiła, że Iseo zostawiła jakaś dziewczyna, by wyjechać za granice. Uuu, ktoś ma złamane serduszko.
            - Skończ już jędzo! – nadąsał się uroczo. – Mam opowiadać o twoich byłych związkach?
            - Ja ci tu pomagam! Doceń zamiast krytykować – pouczyła go. czuł się taki zażenowany to było widać gołym okiem. – To Miyuki… - zwróciła się do mnie. – może się z nim umówisz?
            - No niestety – wyciągnęłam rękę z kieszeni, na której obrączka zdobiła jeden z moich palców. – mam męża, który już zajmuje miejsce w moim sercu.
            - No kurde...! – burknął Iseo, a wszyscy się z niego zaśmialiśmy.

            Dochodziła już siódma wieczór, na dworze jest już ciemno, a do Miyuki w ogóle nie mogłem się dodzwonić ciągle tylko, że abonent jest poza zasięgiem. Nie powiedziała mi, że gdzieś wychodzi, oczywiste, że się zamartwiałem. Ja przyszedłem z kolegami jakieś pięć godzin temu i na początku się cieszyliśmy, że jesteśmy sami w domu, ale półtorej godziny temu straciłem całą swoją radość i ciągle czatowałem przy oknie lub bezskutecznie do niej wydzwaniałem. Deidara zarządził koniec grania i oboje z  Hidanem ciągle ze mną gadali na temat… byle jaki. Abym tylko wyluzował. Rzecz jasna to, że mnie pocieszali nie znaczyło, że nie będą ze mnie szydzić. Że żona przyprawia mi rogi… z Włochem. No ja pierdolę! Chciałem nich zabić. To by dopiero było takie, kurwa, śmieszne.
            - Jak Miyuki wróci to będzie miała przejebane – stwierdził Dei, a potem już sobie odpuścił. – stary, wyluzuj. Jest siódma, a nie jedenasta. Może pojechała do ojca.
            - Nie pojechała, bo już tam dzwoniłem – westchnąłem ciężko. Może jestem przewrażliwiony, ale o takich długich spacerach powinna mnie poinformować. Jestem jej mężem do chuja pana! – Jak wróci to powinna o wiele bardziej bać się mnie, niż jakiegoś pierdolonego ducha…
            Oboje wiedzieli o tych schizach Miyuki, więc mogłem swobodnie się na ten temat wypowiadać. Hidan zapytał mnie czy coś nowego się jej „przydarzyło”? to było do przewidzenia, że go to będzie śmieszyć. Sam nie doświadczył takiego zjawiska, więc w to nie wierzy, ale posłuchać lubi. Wyjąłem z półki te papiery o poprzedniej właścicielce, które przyniosła mi Miyuki i pokazałem chłopakom. Hmm, chyba miałem jeszcze jej zdjęcie. Zacząłem grzebać w półce w czasie, gdy oni czytali. W końcu znalazłam.
            - Tak wygląda – przysunąłem zdjęcie do zasięgu ich wzroku. Natychmiast wyrwali mi je z dłoni.
            - Wohoho, o bracie! – skomentował Deidara.
            - O ja nie mogę! Jebałbym… w tym fajnym sensie – oświadczył Hidan. – i mówisz, że ona cię ponoć nawiedza – zamyślił się. – już wiem czemu ci to nie przeszkadza – przewróciłem oczami, nie przeszkadza mi, bo jej nie ma! – ej, ej, a gdyby była taka możliwość to byś ją egzorcyzmował… swoim kutasem? -  zapytał, no musiał jakoś nawiązać do tematu seksu. Przecież to Hidan… a Deidara jeszcze mu przybił piąteczkę.
            - Macie pięć lat, czy co? – burknąłem. – Mój penis aktywuje się przy ciele Miyuki.
            - No weź, nie ma jej tu. Możesz mówić szczerze – przypomniał Deidara. Patrzyli na mnie wyczekująco.
            - Ok, nie miałbym nic przeciwko – uraczyłem ich taką odpowiedzią, jaką chcieli usłyszeć. Choć nie była prawdziwa. Owszem, była ładna ta Noriko, ale po prostu nie.
            Potem chłopaki zaczęli walić scenariuszami, jaka by to ona była zajebista w łóżku i tak dalej. Niektórych momentów z ich porno umysłu, nawet nie praktykowałem w rzeczywistości. Ale przecież nie będę czy tak się da, czy to możliwe, bo jeszcze wytoczą mi jakąś lekcję kamasutry. Po momencie usłyszałem otwierane drzwi, szczekanie psa, zaproszenie Miyuki i jakiś męski głos. Od razu skierowałem się na hol, swoim ostrym krokiem.
            - Nie chcę przeszkadzać…
            - Daj spokój, napijesz się herbaty i cię wypuszczę – mruknęła Miyuki.
            - Miyuki! Do cholery, możesz odbierać telefon, jak do ciebie dzwonię! – chciałem wyjść na spokojnego, ale chyba mi nie wyszło. – Kto to jest?! – pociągnąłem ją ostro do siebie. Ponownie nic nie wyszło z mojego spokoju.
            - Sasori, uspokój się – zaczęła wyciągać swóJ telefon z torebki. – zobacz, w ogóle do mnie nie dzwoniłeś - pokazała mi swój telefon. – A to jest Iseo Ame, odwiózł mnie do domu i chciałam mu się odwdzięczyć ciepłą herbatką – uśmiechnęła się do niego ślicznie i w jednej chwili znienawidziłem gnoja. Nagle wzdrygnął się  ostro, pewnie pod wpływem mojego spojrzenia. – Zmarzłeś? – zaśmiała się delikatnie.
            - Nie… ale straszne ciarki mnie przeszły. Naprawdę nie chciałbym wam przeszkadzać – pies zaczął głośno szczekać. I ty Brutusie przeciwko mnie? Niech sobie idzie!
            - Zaprosiłam cię, zresztą… - przerwała nagle i zaczęła okropnie kaszleć. Tak mocno, że, aż musiała ukucnąć. Z jej dłoni, którą zakrywała usta, na podłogę ściekała krew. To mnie przestraszyło, bo nigdy nie kaszlała krwią.
            - Miyuki, ni ci nie…
            - Nic jej nie będzie, proszę wyjść i nie przeszkadzać – syknąłem do chłopaka.
            - Może zawieźć ją do lekarza?
            - Ja jestem lekarzem – podałem żonie  chusteczkę i przykładałem do ust. – jej mężem i mam pełny bak w samochodzie – wypowiedziałem dobitnie. Co on sobie myśli, że jako jedyny ma samochód? No to właśnie go rozczarowałem. – wyjdź już – cudem się powstrzymałem od powiedzenie wypierdalaj.
            Dobrze zrobiłem każąc mu spadać, bo po jego wyjściu Miyuki przeszedł ten atak. Dałem jej kolejną chusteczkę na wszelki wypadek i zaprowadziłem do salonu. Kazałem Hidanowi spierdalać, by łaskawie ruszył dupsko z fotela, a następnie poszedłem po wodę do kuchni. Deidara za mnie zapytał, gdzie była, a ona opowiedziała o kawiarni, że musiała z kimś porozmawiać. Wtedy zauważyła na stole papiery, które wcześniej przyniosła i domyśliła się, że ich wtajemniczyłem. Podałem jej szklankę z wodą i zapytałem dokładnie po co tam poszła? Wtedy  zaczęła opowiadać o tym kolesiu tego ducha… coś tam, coś tam. Nie słuchałem, bo nudziła mnie ta historia.
            - Powtarzam ostatni raz Miyuki, tu nie ma żadnego ducha.
            - Mówię ci, że jest! – zaparła się. – Jest po prostu o ciebie zazdrosna i mnie przez to atakuję… spały u ciebie może jakieś inne dziewczyny? Nic się im dziwnego nie przydarzało?
            - Żadna dziewczyna ze mną tu nie spała. Sama wiesz jacy moi rodzice mają na to poglądy – oni chcieli myśleć, że do ślubu pozostanę czysty. Zawiodłem ich.
            - A ta Arisa? – Hidan postanowił wyciągać na wierzch moje brudy. – ta z którą kilka razy zaliczałeś anatomię ciała na studiach? Albo ta szmata w liceum? Co dawała każdemu? Ooo, albo pani świetny Seks? Kaoru czy jak jej tam było – Miyuki spojrzała na mnie niepocieszona. No zajebiście Hidan, wkop mnie bardziej. – albo ta, co ci złamała penisa w lesie – zaśmiał się, a Deidara mu jeszcze zawtórował.
            - Czego ja się tu dowiaduję…
            - Potem nie mógł się z tobą pieprzyć dwa tygodnie.
            - Hidan! – warknąłem, co za przygłup!
            Miyuki się na to wkurwiła i zostałem zmuszony do spowiadania się z tego uczynku. Chłopaki, jak raz doznali olśnienia i postanowili spierdolić. Cóż, historia była głupia… wtedy, zerwaliśmy z Miyuki, a koledzy mi załatwili pocieszenie. Tamtej dziewczynie niczego w ciele nie brakowało no, ale naprawdę nie chciałem. Na spacerze w lesie była strasznie na mnie napalona, zaczęła się przystawiać, a mi stanął i ledwo się na mnie położyła, przesunęła się za bardzo w górę i mi go złamała… zacząłem krwawić, a ona z przerażeniem stwierdziła, że to nie jest jej krew, bo niedawno skończył jej się okres. Miałem sześć tygodni nie uprawiać seksu, a po czterech tygodniach do niej wróciłem. Więc ostatecznie do niczego nie doszło, a gdyby doszło to w tamtym momencie nie byliśmy razem, także nie ma sprawy. Jednak ona się obraziła. Hidan… zajebie cię. Wróciłem do tematu jej krwawego kasłania. Musiała być ostro osłabiona. Jednak ta upierała się, że nie o to chodzi, że to nie jest przez osłabienie.
            - Wiesz co? Chodź, zabiorę cię do kogoś, kto nam wszystko racjonalnie wyjaśni – powiedziałem do niej i podałem rękę. Spojrzała na mnie dziwnie.
            - Gdzie?
            - Zobaczysz – tyle jej wystarczyło. Podała mi rękę i pozwoliła się wyprowadzić z domu.
            Wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyłem do wyznaczonego przez siebie celu. Psa zostawiliśmy na chwilę w domu. Wiem, że nie można zostawiać go samego w domu, ale nie zejdzie nam dłużej, niż kilka godzin. Przynajmniej mam taką nadzieję. Miyuki w ogóle się nie odzywała, wypatrywała ze znudzeniem mijane okolice, aż zadzwonił jej telefon. Byłem ciekawy kto to, ale wpierw pozwoliłem jej odebrać i na dźwięk wypowiedzenia imienia tamtego gościa stałem się bardzo rozdrażniony. Wnioskuję, że pytał ją jak się czuje, czy byłem bardzo wkurwiony i coś jeszcze. Nie wytrzymałem i kazałem jej się rozłączyć, to mnie wkurzyło, że rozdaje każdemu swój numer. Jest przecież mężatką, ja nie rozdaję numeru każdej lasce, z którą się zapoznam! W końcu naszą rozmowę przerwał dojazd pod dom. Wyszedłem z samochodu i obszedłem go dookoła, pomagając wysiąść Miyuki. podeszliśmy do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem.
            - Gdzie jesteśmy? – zapytała, patrząc na mnie. – Nie znam tego miejsca… - nic nie odpowiedziałem tylko drugi raz zadzwoniłem. Wtem drzwi się otworzyły i stanęła w nich blondynka z bardzo ciepłym uśmiechem. Miyuki znieruchomiała na moment. – to przecież…
            - Cześć Sasori – od razu mnie uścisnęła i zaprosiła nas do środka. Wszedłem więc, a Miyuki  musiałem dosłownie wciągnąć. Nie była zadowolona z tej wizyta i nie myślała się rozgościć bez wcześniejszych wyjaśnień. – nie powiedziałeś jej? – tym pytaniem chyba tylko dolała oliwy do ognia.
            - Miyuki to jest moja znajoma. Rukia Amari. Jest… psychiatrą – wypowiedziałem to z wielkim trudem, ale naprawdę nie wiedziałem co robić. nie chciałem tego załatwiać w jawny sposób tylko przez znajomości. Miyuki spojrzała na mnie bardzo zawiedzionym wzrokiem. – Kochanie ja…
            - Nie, w porządku – syknęła. – bardziej dosłownie mi nie mogłeś powiedzieć, że zwariowałam – zdejmowała z siebie ostro kurtkę i powiesiła na wieszaku. Następnie skierowała swoje kroki do salonu, chciałem ją zatrzymać, ale… - Nie dotykaj mnie. Zacznij proszę te swoją terapię – zwróciła się do Rukii. – ubierz mnie w kaftan bezpieczeństwa, zamknij w pokoju bez klamek. Cokolwiek.
            - Nikt cię nie będzie nigdzie zamykał – ukucnąłem przed nią.
            - Och… to do dupy z taką terapią – prychnęła i wstała z miejsca odsuwając się ode mnie.
            - Miyuki, Sasori opowiedział mi po krótce co cię dręczy. Podobno wyczuwasz w waszym mieszkaniu obecność ducha. Możesz mi o tym opowiedzieć? – moja koleżanka w spokoju zaczęła wszystko jej tłumaczyć. – Załatwiamy to po znajomości, dlatego nie ma mowy o żadnych konsekwencjach, o których powiedziałaś. Proszę, usiądź.
            Zrobiła o co prosiła, a ja odetchnąłem. Skoro sam nie potrafiłem do niej przemówić, ani ona do mnie to chciałem, aby wysłuchała tego osoba postronna. Nie uważałem, że Miyuki jest wariatką, po prostu chciałem żyć z nią w zgodzie i spać z nią, jak przystało na małżeństwo, a przez tą paranoję się nie dało. Żona opowiadała wszystko ze szczegółami z dodatkowymi przemyśleniami, gdzie wyszło, że nie ma we mnie oparcia i ogólnie jestem złym mężem. przewróciłem oczami i się broniłem, to nie ja się stronie od okazywania uczuć. Burknęła na to, bo chcę tylko seksu. Rany boskie… nie mogę z nią normalnie gadać.
            - Nie chcę tam mieszkać… - powiedziała cicho. A ja nie chcę się wyprowadzać, ten dom to prezent. Zresztą, póki co nie stać nas na nowy dom.
            - Miyuki myślę, że to jest przyczyna – oboje spojrzeliśmy na nią niezrozumiale. – od samego początku nie byłaś zadowolona z nowego mieszkania, więc wmówiłaś sobie, że coś widzisz, że coś ci się przydarza – Miyuki zmrużyła gniewnie oczy. – Nie chcesz tam mieszkać. Nie twierdzę, że zrobiłaś to specjalnie, ale tak mógł podziałać twój umysł. Wierzysz w to i przenosisz winę z swoich wypadków, z swoich objawów choroby na wyimaginowanego ducha.
            - Nie prawda! Przecież podobał mi się ten dom! Niczego sobie nie wmawiam i nie zwalam winy tylko to jest wina tego czegoś! – złapałem ją za ramię w geście uspokojenia, ale mnie odtrąciła. – Zostaw mnie! Nie jestem wariatką!
            - Nikt tak nie uważa…
            - Nie? – prychnęła, zwracając się do mnie. – Uwierzyłabym, gdybyś nie przyprowadził mnie do psychiatry, Saso! Czemu akurat psychiatra, a nie jakieś medium, który stanąłby po mojej stronie?! Nie wierzysz mi? Chcesz dowodu? – pytała retorycznie. – To proszę, wróć do domu ze swoją koleżanką i się z nią pierdol – warknęła wściekle. - pozwalam ci… a teraz wychodzę.
            - Zaczekaj… - skinąłem głową do Rukii i pobiegłem za żoną.
            Dogoniłem ją, ale nie chciała ze mną rozmawiać. Nie chciała nawet jechać ze mną samochodem domu, ale jakoś ją do tego przekonałem. Psychiatra nie był najlepszym pomysłem, choć jej tłumaczenia były bardzo prawdopodobne, ale jak widać nie dla Miyuki. Gdy dotarliśmy do domu, zamierzała spędzić noc w salonie, a ja nawet nie śmiałem w to ingerować. Wyjęła z barku butelkę wina i najwyraźniej chciała samotnie wszystko wypić. Ja skierowałem się na górę i wziąłem długą kąpiel. Potrzebowałem sobie wszystko przemyśleć. Wychodząc z łazienki po jakichś dwóch godzinach podszedłem do szafy, aby wyjąć sobie dresowe spodnie do spania no i jakieś majtki. Wtedy do pokoju weszła Miyuki. Głupio się czułem, gdy  nasz wzrok się skrzyżował.
            - Kochanie, ja… - nie dokończyłem, bo ona mnie po prostu pocałowała. Byłem taki zdezorientowany, że nawet nie odwzajemniałem pocałunku. – co ty…?
            - Po prostu to zróbmy… masz coś przeciwko? – zapytała i ponownie uraczyła moje usta pocałunkiem. oczywiście, że nie miałem nic przeciwko. To była bardzo namiętna noc.

            Od razu po przebudzeniu się nabrałam niesamowitej ochoty na zrobienie sobie herbaty. Ziewnęłam szeroko i ruszyłam do kuchni. Wyjęłam z szafki kubek i zalałam zimnej wody do czajnika. Tak przygotowana herbata była jakaś lepsza, niż ta przygotowywana w urządzeniu. Do kubka włożyłam torebkę zielonej herbaty i… no cukru nie było. Wtedy szafka z paczką produktu samoczynnie się otworzyła. Burknęłam na głos. że takie coś już się robi nudne. Wyciągnęłam rękę do szafki i niemal od razu spadł z niej cukier i wysypał się na podłogę. Skrzywiłam się, teraz wszystko muszę posprzątać. W chwili, gdy się nachyliłam na białym tle zaczął tworzyć się napis. Ingerujesz w moje życie to poczynię to samo. Uniosłam brew do góry, ale o co chodzi? Wtedy do kuchni wszedł Sasori od razu pomyślałam, aby mu to pokazać.
            - Sasori, chodź tutaj – podbiegłam do niego i pociągnęłam za rękę. – napisała mi wiadomość, zobacz! – wskazałam mu na podłogę, ale ta wiadomość nagle znikła. Jęknęłam. – Wiem, jak to wygląda, ale naprawdę mi napisała na tle podłogi! Najpierw otworzyła szafkę, potem wysypała cukier i nabazgrała tam, że ingeruję w jej życie to ona zrobi to samo z moim – Saso zaczął próbować mnie uspokoić. – Ja nie zwariowałam!
            - W porządku… już dobrze, skarbie – odetchnęłam, a on ujął mnie w pasie. – na to nie pozwolimy – zaczął się zbliżać ku moim ustom,  ale go powstrzymałam.
            - Doceniam to, że zacząłeś mnie wspierać, ale nadal jestem na ciebie zła – oderwałam jego ręce z moich bioder.
            - Sądziłem, że pogodziliśmy się w nocy – zamrugałam zdezorientowana, a co takiego się działo w nocy. – Nie pamiętasz? – teraz mu przeszedł humorek. – Dużo wczoraj wypiłaś?
            - Nic, a nic. Otworzyłam wino i zaczęło mnie mdlić, więc schowałam z powrotem i poszłam spać – spojrzał na mnie bez przekonania. – Mogę ci pokazać butelkę! – Saso nie pił wina, więc nawet nie wie ile mam tam butelek, którą wczoraj otworzyłam. Nic nie wie. – Okej… a jak mi wyjaśnisz, że obudziłam się w ubraniu i na kanapie? Może to ty zwariowałeś albo… - wstrzymałam się na moment głęboko się nad tym zastanawiając. – wejdę w twoje życie – powtórzyłam na głos, patrząc na cukier. – Hah?! – zawołałam oburzona, gdy w końcu do mnie dotarło. – Ona mnie opętała i się z tobą pieprzyła! A to suka! – zawołałam rozglądając się na boki.
            - Skarbie to byłaś ty, a nie żaden duch. Widziałem cię taką, jaką jesteś na co dzień i słyszałem twój miękki głos…
            - Głos? Co mówiłam? – przerwałam jego próby udobruchania mnie.
            - Nic specjalnego… - spojrzałam na niego wyczekująco. – że mnie kochasz, że przecież nie mam nic przeciwko kochania się z tobą, żebyśmy to zrobili, a potem… bardzo często jęczałaś z rozkoszy, jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze… - strzeliłam go w pysk, za bardzo się zagalopował swoich wypowiedziach. Nie kochał się ze mną, więc jak cholera bolały mnie jego słowa. Nie miał takich zamiarów, ale to brzmiało, jak zdrada.
            - Jak ci się tak podobało to zostawię was samych – warknęłam i bezceremonialnie opuściłam pomieszczenie, kierując się do sypialni, aby się spakować.
            Ten duch przekroczył granice mojej cierpliwości, zniosłabym wszystko, ale nie dowalanie się do mojego męża! Wyjęłam z szafy torbę i położyłam ją na łóżku i wpakowywałam do niej swoje ciuchy. Jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze… palant! Ciekawe czy będzie mu dobrze, jak zabraknie pojemnika na seksualne eskapady! Po chwili zjawił się w pokoju i zaczął mnie powstrzymywać. Zarzekał się, że będzie dla mnie większym wsparciem skoro tego potrzebuje. Prosił bym została, aż w końcu błagał mnie o to na kolanach. W momencie się poryczałam, byłam pomiędzy młotem, a kowadłem, bo chciałam z nim zostać i chciałam się wyprowadzić, jednak na razie nas na to nie stać… powiedział mi, a właściwie obiecał, że jak jeszcze raz coś mi się przydarzy to niezwłocznie się wyprowadzimy.
            Na kilka dni zapanował spokój, nic się nie działo, ale ja nie traciłam czujności. Nie spałam w sypialni razem z mężem, bądź co bądź sprawił mi w ostatnim czasie wiele przykrości i musiał  ponieść karę. W tym czasie zjawili się ludzie chcący zaadoptować psiaka. Z bólem serca go oddaliśmy, a właściwie ja, bo czułam się przy nim bezpieczna. Dawał mi znaki, gdy się zbliżała, a to było dla mnie naprawdę dużo. W ogóle tak przemyślałam sobie jeszcze o co chodziło z tym ingerowaniem i po sytuacjach doszłam do wniosku, że popełniłam błąd, zapraszając do domu Iseo. W końcu jest podobny do ojca, może sobie pomyślała, że to był jej były? Stąd te jego ciarki? Saso naprawdę się starał bym się dobrze czuła, wychodził ze mną często poza dom, a w nim stosował niezłe sztuczki bym z nim poszła do łóżka. Na przykład wczoraj oglądałam wzruszającą dramę i się popłakała, najpierw się tym przejął, bo sądził, że coś mi się stało, ale nic. Obejrzał ze mną jakieś pięć minut serialu, a potem przełączył na pornola i spojrzał na mnie wymownie. zostawiłam go wtedy samego z paczką chusteczek, ale jak teraz o tym myślę to mogłam się dać przekonać. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy brałam odprężającą kąpiel z pianą w łazience.
            - Miyuki, mogę wejść? – zawołał Sasori zza drzwi.
            - Kąpie się – burknęłam, zero prywatności normalnie. Na dole też jest toaleta. Wtem drzwi łazienki i tak się otworzyły, a przez nie wszedł mój mąż, ubrany w kurtkę… w butach. – Sasori no! – oburzyłam się. – Pozwoliłam?!
            - Nie wiem, ale przypomniałem sobie, że jestem twoim mężem – uśmiechnął się. fajnie wiedzieć, że czasem o tym zapomina. – Przecież widziałem cię już nieraz nagą – wziął z półki swój telefon komórkowy, a potem jeszcze na chwilę położył go na muszlę i wyjął z kieszeni jakąś fotografię. – Podoba ci się? – ukucnął przy wannie podstawiając zdjęcie pod nos. Przedstawiało ono niewielki, ale ładny domek jednorodzinny. Spojrzałam na niego pytająco. – Jak wrócę z pracy to pojedziemy go obejrzeć.
            - Po co…? – zapytałam, a on spojrzał na mnie z lekkim śmiechem. Zrozumiałam. – O boże! Naprawdę?! wyprowadzamy się?! – nie czekając na odpowiedź, objęłam mocno jego szyję.
            - Nie no, nie tak szybko. Najpierw musimy oglądnąć. Wszystkie formalności o kupnie trochę trwają.
            - Nie szkodzi – byłam tak ucieszona, że nie potrafiłam go wypuścić z uścisku. – Dziękuję.
            - Dla ciebie wszystko.
            Po chwili już go zostawiłam, a on mógł iść do pracy. Pocałowaliśmy się bardzo czule na pożegnanie i oboje woleliśmy się ni rozdzielać. Pożądanie nadchodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Po jego wyjściu również zaprzestałam marszczyć swoje ciało w ciepłej wodzie. Wyszłam z wanny i ubrałam na siebie szlafrok. Kątem oka zobaczyłam, że Sasori znowu zapomniał telefonu. Postąpiłam krok w tamtą stronę i nagle poczułam ostre pociągnięcie za włosy, krzyknęłam z bólu. Uch, gdyby ten pieprzony duch był materialny! Pociągnęła mnie w tył w skutek czego wpadłam do wanny z wodą i chyba niestety uderzyłam ię potylicą o kran i zemdlałam. Straciłam świadomość i nie wiedziałam co się ze mną stało. Czy się wykrwawiłam, czy się podtopiłam, nie wiem.
            Obudziłam się w jakimś jasnym pomieszczeniu, dlatego zaczęłam kręcić głową, by odgonić blask światła. Obok mnie stał Sasori, nie widziałam go wyraźnie, ale poznałam po głosie, gdy wzywał lekarza. Znowu znajdowałam się w szpitalu, a mąż mi wyjaśnił, że czeka przy mnie na wyniki, że mam być spokojna, bo jest przy mnie. Poprosiłam by mnie objął tego potrzebowałam najbardziej i to było najskuteczniejsze lekarstwo na to, co mi dolega. Na lęk. Nie musiałam dwa razy powtarzać. Powiedział mi, że wrócił do domu po komórkę i zobaczył, że się topie, a na kranie są ślady mojej krwi z głowy. Już nie chciał się nabawiać takiego strachu. Sądził, że się poślizgnęłam, ja wiedziałam, że jest inaczej, ale naszą pogawędkę przerwał doktor.
            - Co z nią doktorze? Jak badania? – lekarz pozwolił Sasoriemu rzucić okiem do papierów.
            - Twoja żona ma się dobrze… i na całe szczęście waszemu dziecku także się nic nie stało – zarówno ja, jak i Sasori spojrzeliśmy tępo na doktora. – Jest pani już prawie w drugim miesiącu ciąży.
            - Naprawdę? – odsunęłam kołdrę z brzucha i spojrzałam na niego, na nowe życie, które w nim rośnie. Lekarz nam pogratulował i zostawił na chwile samych. – Sasori słyszałeś? Będę mamą!
            - A ja tatą – usiadł przy mnie. Jaki on pewny siebie… nie no nie chciało mi się z nim droczyć. Przytuliłam się do niego. Na tą chwilę zapomniałam o wszystkich troskach. Ale na chwilę.
            - Saso, nie wrócę do tego domu – zawyrokowałam stanowczo. – nie narażę dziecka na niebezpieczeństwo.
            - Miyuki, ale…
            - Obiecałeś, że przy następnym wypadku.

            Zrobiłem tak, jak chciała. Razem z kolegami pakowałem wszystkie nasze rzeczy z domu z zamiarem wyprowadzenia się. z niewielką pomocą znalazłem całkiem porządny dom niedaleko pracy Miyuki. choć przyznam, że nie chcę opuszczać tego domu, jest taki fajny. Mieszkam tu odkąd sięgam pamięcią i nigdy nic mnie ani nikogo innego nie nawiedziło. I przez głupie urojenie muszę się wynieść. No, ale czego się nie robi dla rodziny – dla mojej żony i mojego dziecka. Może kiedyś mu pokażę ten, który doprowadzał jego matkę do szału. Zawsze to jakieś wspomnienie.
            - Saso, idziesz?! – zawołał mnie z dołu Deidara. Rozejrzałem się po pokoju, nie zabieraliśmy mebli, tylko samą ich zawartość. I tak mamy w planach wszystko kupić nowe.
            - Zaraz przyjdę! – krzyknąłem i jeszcze raz posprawdzałem wszystko w łazience. Potem w pokoju i z czystym sumieniem ubrałem na siebie torbę i wyszedłem.
            Jeszcze zajrzałem do każdego pokoju, ale było pusto. Niby mogłem zawsze tutaj wrócić, gdybym czegoś zapomniał, ale szczerze wątpię, że będzie mi się chciało. Jestem leniwym człowiekiem. Wstąpiłem jeszcze do kuchni i… nie no, żartuję. Mam wszystko. Wydobyłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do swojej żony, aby zaraportować jej, że wszystko pozbierałem z domu. Kazała mi wynieść śmieci, jak będę stamtąd wychodził. Skrzywiłem się… po co? Oczywiście przytaknąłem jej bez marudzenia i zapytałem czy czegoś nie potrzebuje, zmierzając do drzwi. Nie potrzebowała, a ja nie wyniosłem tych śmieci, bo po cholerę?! Złapałem za gałkę od drzwi i przekręciłem.
            - Kurwa mać, co jest? – drzwi jakby się zatrzasnęły. Musiałem je trochę pchnąć ramieniem, aby w końcu się otworzyły, no ale się otworzyły, a ja omal się przez to nie wyjebałem. Znaczy wyjebałem się, ale powodem był zamarznięty taras. – No ja pierdolę…
            - Saso, skończ się wydurniać i jedźmy już! Cholernie pizga… - burknął Deidara, czekając na mnie przy samochodzie. Nadąsałem się, ale spełniłem jego życzenie i skierowałem się do samochodu. Włożyłem ostatnią torbę do bagażnika i po raz ostatni obejrzałem się na dom, zanim odjechałem samochodem.

~*~

Od autorki:
Ja powinnam dać po czekoladzie każdemu śmiertelnikowi, który to przeczytał ^^ 
Jak ktoś mi powie, że krótkie to... się zdenerwuję >.<
Jak myślicie czy duch naprawdę istniał czy nie? Wszystko ma swoje wytłumaczenie w każdym względzie :P właściwie podobny przypadek widziałam oglądając program "Duchy" na ID, a w połączeniu z kilkoma głębszymi narodził się pomysł xD
Przyznaję, że ja bym... nie uwierzyła, jestem sceptyk i nie wierzę w duchy, ale lubię słuchać takich historii, chociaż gdyby facet mi nie wierzył, że coś się dzieje to... nie wiem xD

Tak czy siak: Dobry wieczór, mam nadzieję, że się wam podobało :) Wiem, że to nie jest mój klimat, chociaż występują tam Solinkowe Akcenciki xD w każdym razie nie wiem czy wyszło fajnie czy do dupy i naprawdę mam to gdzieś, bo miło tak napisać coś, dzięki czemu można odpocząć na chwilę od pisania jednej i tej samej historii, to mi dodało takiej mocy na pisanie rozdziałów~!
6-7 października wyszedł ostatni chapter Naruto ;) przyznam, że nie czytam mangi od zeszłorocznego września chyba, ale ostatek przeczytałam i ja tam jestem zawiedziona... lubię obyczajowe wątki, więc nie przeszkadzał mi klimat, ale omg nie fajne według mnie... dzieci powinny mieć własny wygląd, a nie takie kopie rodziców, no i znowu mazanie po ścianach Hokage, serio? Przecież tam już mają laptopy! Za ich pomocą można robić niebo lepsze żarty xD a wy co sądzicie o ostatnim chapie?
No, a ósmego blog miał urodzinki :P Powinnam postawić flaszkę, ale wy nieletni albo nie wiem co jeszcze xD w każdym razie zorganizowałam sobie prezent i zwerbowałam sobie bardzo czepialskiego korektora - Arima Ahiru!
Tyle ode mnie, dzięki za czytania, teraz zacznę was nadrabiać! :* :*

Data: 
17.11.2014

Spoiler:
- (...) Ponoć jakiś koleś się do ciebie doczepił – mruknął przyjaźnie, ale w środku czuł coś nie przyjemnego, gdy usłyszał tą wiadomość. Saso nie chciał, by się z kimś wiązała. Zabrzmi egoistycznie, ale chce mieć ją tylko dla siebie.

- Pff, nie doczepił, tylko mnie podrywał – burknęła. – mówił, że mu się podobam i wiesz, całkiem fajny był z niego chłopak i z wewnątrz i na zewnątrz. Dał mi nawet swój numer – pochwaliła się, wymachując mu telefonem przed oczami.

- Pewnie to numer do psychiatry albo chirurga plastycznego – powiedział złośliwie, naburmuszyła się. Kaoru patrzyła na nich z zazdrością. Są sobie tacy bliscy… za bliscy.
- Zadzwoń do niego -  wtrąciła Kaoru.

9 komentarzy:

  1. Wow... No, nieźle...
    Oni - jako małżeństwo. Słodziaczki, trochę nawet za bardzo w pewnych momentach. Rzygam tęczą i sram gwiazdkami, ale nie przeszkadzało mi to ;) Przez sekundę brakowało mi gejowskich rozmów Dei'a i Saso, ale jak gadali, że blondyn spędzał bardzo wiele, wiele, wiele nocy u rudego... Ooo <3 Lubię to. I jak Hidan i Dei wkopali go przed Miyuki... Penis mu się złamał... Ha ha ha ha XD. Nie, no dobra. To nie jest śmieszne, jak go musiał boleć, kiedy sikał!
    Hidan ma pracę... Uuu... No, nie powiem - zdziwiłam się.
    Ale wracając do tematu... Mi... Hmm... Niby wszystko takie racjonalne, ale... No, nie wiem. Gdyby mój mąż zaczął mieć jakieś zwidy to nie wiem. Ale gdyby mi to się przydarzyło, to natychmiast kazałabym się wyprowadzać. Nie będzie mi jakiś duch faceta zabierał! I w dupie mam, czy on chce, czy nie!
    Jednak, żeby do tego doszło, to najpierw trzeba mieć tego męża... Ja taki forever alone...
    Ale cóż... Przynajmniej mogę gapić się na chłopaków do woli, nie? XD
    Dobra, koniec o mnie. Ogólnie to One Shot świetny...
    I HA! Widziałam błędy! O tak, jak ja chciałam to napisać... Ale rozumiem, napisałaś, że nie sprawdzony i dobra. Ogarniam ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! To było boskie!

    Chyba nigdy nie komentowałam Twoich dzieł (choć kocham Twojego bloga całym sercem) ale teraz stwierdziłam, że skoro taki długi one-shot to wypadało by napisać pare zdań... Więc tak:

    Jestem w niebo wzięta! Czytałam to do 4:30 nad ranem. Ale warto było! (Szczerze. Liczyłam, że Miyuki umrze... Czy coś. Nie żebym jej nie lubiła, bo ją uwielbiam. Ale to by było fajne ;p)

    Osobiście w duchy nie wierze, ale podobno miejsca mogą przetrzymywać aure (czy coś) i jeśli jest ona silna może działać na dzieci. Widzą one wtedy rzeczy, ludzi, wydarzenia, które były paredziesiąt lat temu. (Taka ciekawostka)

    Na końcu przydało by się jeszcze zdanie, że jak odjeżdżał widział postać w oknie, albo mu się wydawało ;p

    Generalnie. Wyszło epicko i żeby było do czego się przyczepić powiem, że pare literówek znalazłam. O!

    Ach! Moje kochane spoilery!

    To chyba tyle... Pozdrawiam, całuje i czekam na rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się bardzo, ciekawy pomysł. Noriko wyobrażałam sobie od początku jako tę nieszczęsną dziewczynę z The Ring, chociaż Twój opis odbiegał nie mogę się jej pozbyć sprzed oczu :P Moim zdaniem fick jest troszkę za długi, ledwie dobrnęłam za jednym razem, ale nie mogłam tego zostawić na później, byłam ciekawa zakończenia. Lubię Twoje poczucie humoru, z kolei jeśli chodzi o sceny erotyczne wolałabym, żeby na cały fick była jedna, ale ostra ;] Pierwsza wyszła taka trochę od niechcenia, widzę że ogólnie dajesz ich dużo w całej historii, więc mogło ci się znudzić pisanie, ale naprędce opisana scena miłosna daje efekt jakby uprawiali mechaniczny seks. W one shocie drażnił mnie Dei, chociaż w ficku "głównym" go lubię (jestem dopiero na 15. rozdziale, sukcesywnie nadrabiam). Chyba po prostu wolałabym, żeby nie byli takimi nierozłącznymi kumplami. Ciekawi mnie też, dlaczego zarówno w wielopartowej historii jak i w tej jednopartówce kreujesz Sasoriego na "pantofla", masz ciekawy gust co do mężczyzn :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Sasori i Miyuki jako małżeństwo - jak słodko *.* brakuje tylko Naosia :c Fajnie, że rodzice Saso żyją :) przynajmniej wiadomo, że jego mama naprawdę lubi Mi :) Inna historia, ale Sasori nadal nie potrafi "utrzymać" generała na miejscu XD Miyuki i tak woli rozpakowywać walizki. W sumie lepsza taka wymówka niż "boli mnie głowa" :p Czy ja Ci już mówiłam, żę u Ciebie można się wszystkiego spodziewać? Przez służącą Hidana nadal nie mogę jeść bakłażanów XD Ale wracając :muszę się odlać" i czar prysł XD Ty to potrafisz zmienić atmosferę ;P Masz problem z włamywaczem? Wystarczy tylko Sasori Akasuna z kijem bejsbolowym i już nie musisz się bać XD Kochani przyjaciele xd Nie dość, że przez nich nie poseksi to jeszcze robią z niego mięczaka XD Taa, takie przekazy ze środkowym palcem zawsze przesyłamy sobie wzajemnie z bratem :P Hidan idź być durniem gdzie indziej! Ja tu sie cieszę, że mogę sobie poczytać o małżeństwie Miyuki i Saso, a ten tu wszystko psuje. Debil. Będzie mi strasznie źle jak powrócę do Twojego opowiadania i Sasori będzie z Karou. Tu z Mi jest taki szczęśliwy :D I znowu była taka gorąca scena i Miyuki musiała beknąć! Ja tu sobie czytam z wypiekami na twarzy i jestem strasznie podekscytowana, a tu takie coś! XD chciałabym zobaczyć takie ich zdjęcie :) Jestem sceptykiem i zwykle się takich rzeczy nie boję, ale ten duch przypominał mi dziewczynę z Klątwy. Pewnie na miejscu Miyuki, bym zwariowała. Pamiętam jak w pierwszej gimnazjum obejrzałam japońską wersje tego horroru. Nigdy więcej! Tyle koszmarów mi się przyśniło z tą dziewczyną, że nie zamierzam drugi raz tego oglądać XD Czemu nigdy nie spotykam takich lekarzy jak Sasori? Bardzo niesprawiedliwe tak życie jest XD Nie polecam zasypiania na siedząco, wszystko później boli :/ Czy jej lekarzem jest Hideo? XD Ciągle brakuje mi Naosia, on to zawsze potrafił załagodzić sytuacje :) Sasori jako mąż jest taki kochany :D Mógłby zostać moim ukochanym :P Saso pomimo, że jest po ślubie nadal musi kombinować z ręką? Kiepsko, ale no cóż.. jest rudy XD Deidara jaki twardziel XD ja też nie wierzę w duchy, ale jakby ktoś mi powiedział, że ma w domu jakiegoś, to omijałabym to miejsce szerokim łukiem XD Czekaj, czekaj... HIDAN MA PRACĘ?! Taką normalną? I musi coś w niej ROBIĆ? Nie wierzę XD Transformers, to lubię :D Nawalona Miyuki, to też lubię XD I znowu się do niego dobierała. Co ten alkohol robi z ludźmi? XD Ale w sumie takak pijana nadal jest urocza :D "oczko mi pękło" ;P Aż się chcę powiedzieć "kawaii" *.* Wiedziałam, że go opieprzy za spódnice XD mógł być bardziej cierpliwy ;P Kiedy ktoś ma kaca jest taki bezradny. Zresztą sama nie lubię nudzić się z kacem (a kto lubi? XD) Jestem wtedy albo rozdrażniona albo bezsilna i nic nie umiem zrobić XD Dobrze, że Miyuki lubi się z teściową :D Kurdę, zaskoczyłaś mnie. Nie spodziewałam się, że to Noriko XD Teraz tak sobie myślę, że to przecież oczywiste. Dobrze, że Hidan na śniadanie nie miał bakłażana czy tam kabaczka, bo już nie pamiętam XD Ładnie ze strony Hidana, że pomógł Miyuki. Trzeba go pochwalić, bo pewnie było mu ciężko XD Trochę mnie już to denerwuję, że on jej nie wierzy. Mógłby mieć więcej zaufania do niej. Szczeniaki są prawie jak dzieci :D powinien się zgodzić :P Noriko to wiecznie mnie musi denerwować XD niech Hidan odpraawi na niej jakiś egzorcyzm albo niech zatańczy taniec pożegnania czy coś, bo szlag mnie trafi XD Yosuke jak zawsze musiał obronić siostrzyczkę :) "kto jest lepszym psem?" nie to mnie rozwaliło i niew iem co powiedzieć XD Muszę trochę odczekać, żeby dalej czytać XD Z psami to tak zawsze jest. To chcą wyjść na dwór w środku nocy, to robią słodkie oczy gdy sie je, ale i tak są kochane :) Chciaż i tak wolę mojego kota niż psa brata :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miyuki będzie dzieci straszyć Sasorim? Mnie straszyli sąsiadem. "Asiu, zjedz to, bo jak tego nie zrobisz to pan Zygumnt po ciebie przyjdzie". Nadal mam jakiś uraz i omijam go jak tylko mogę XD Miyuki tylko z domu wyszła, a już zachwyca się innymi ;P Tak to mężowi fejsa sprawdza XD Egzorcyzmowanie kutasem? - ciekawa ta religia Hidana, no nie powiem XDD O Karou mogli nie wspominać, mam jej dość. W końcu Saso może sobie choć trochę pocierpieć z zazdrości :P Ale niefajnie zrobił z tym psychiatrą :l słabo Saso, oj słabo. Wino jest dobre na wszystko.. tak słyszałam XD Miyuki możesz śmiało pić! :P Przypomniała mi sie komedia " bardzo nawiedzony dom" kiedy czytałam o seksie z duchem Noriko XD dobry film, trochę dziwny, ale dobry :D Po tych wszystkich akcjach to cud, ze Miyuki w ogóle żyła. Twarda kobieta :D Ale ale najważniejsze jest to, że Miyuki jest w ciąży!!!! :D I w końcu się wyprowadzą :D Taka kochana rodzinka *.* tylko szkoda, że nie ma Naosia :/

      Przeczytałam to (poproszę o czekoladę :P) bardzo szybko, nawet się zdziwiłam, że to już koniec :D Podobał mi sie ten One Shot. Szczególnie dlatego, że oni byli małżeństwem :d przyznam, że miejscami trochę się bałam. Znaczy o zdrowie Miyuki XD ale pewnie przed snem będę próbowała o tym nie myśleć. Fajnie przeczytać coś takiego, szczególnie, ze wyszło spod twojej ręki. Mi i Saso to taka słodka rodzinka i chciałabym już zawsze o nich czytać, gdy są razem :D
      Też jestem sceptykiem, ale trochę takim zakłamanym, bo słuchając takich historii boję sie XD W sumie to opwiadanie, wiec myślę, zę duch był prawdziwy, bo skąd by wiedziała jak ona wygląda. Już wiesz co sądzę o ostatnim rodziale Naruto. Teraz nie mogę się doczekać tego filmu :D
      Spojler przeczytalam i jeszcze bardziej wkurzyłam się na Karou :l

      Pozwolisz, że tu odpiszę na odpowiedź do mojej odpowiedzi do Twojej pierwszej odpowiedzi na mój komentarz XD Tak więc.. Ciesz się, bo w końcu znasz dziewczynę kochającą matematykę :P w sumie to nie wiem z czego tu się cieszyć, ale to rób XD tak, tak pięknie imię. Zawsze jak się z kimś zapoznaję to mi tak docina :P Agnieszka? Wow, znam Twoje imię fajnie :) Moja mama ma tak na imię :D Jeszcze zapomniałam CI polecić Last Cinderella :D moim ulubionym aktorem jest Haruma Miura :3 Już też mam w zakładkach Code Blue :) No jakby sasori umarł to nie byłoby źle :P Okej, okej pomyśle nad tym trochę i dam znać :) Nie przepraszaj, bo dobrze mi się czytało. Szczęściara, ja prawie ciągle jestem chora :/

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam na raty – oświadczenie xD Dlatego mój komentarz będzie.. właśnie taki, pisany po trochu. Taaaakiii dłuuugi ten One Shot O.o No niby nic, bo niektóre książki mają dłuższe rozdziały, ale.. ja nie umiem się zabrać do czytania tak długich rozdziałów tak od razu T^T
    Zaczyna się na luzie, bardzo przyjemnie i w ogóle. Sobie myślę, o zaraz bedą sexy, a tu co?? Coś straszy! O.O Ej... wystraszyłam się, ale jeszcze bardziej zaciekawiłam. Nosz kurdę nawiedzony dom! Nie no.. Ci kumple Sasoriego to są jednak debile xD Dopiero co chłop wrócił z podróży poślubnej a ci już mu na chatę wbijają i do tego się rządzą chamy jedne no.. eh... Sasori, trochę więcej stanowczości xP Jakby mi tak wbili to bym wyrąbała na zbity ryj xD Chociaż moi to się zawsze pytają czy mogą wbić hehe, kulturka :P Ale w sumie prawie na to samo wychodzi, bo ja nigdy nie odmawiam gdy jestem w domu ^ ^ .
    No ale z tą tajemniczą postacią o czarnych włosach to żeś mnie zaskoczyła. Myślę sobie, krwawa Mery jakaś :O Na początku myślałam, że to może jakiś kot im wpadł do domu i narobił szumu, jak ta książka spadła xp Albo że jakiś złodziej, a tu jednak duch. Sasori niedowiarek! Głupi Sasori! Co on myśli, że ona się naćpała kurzem? Co za idiot xD Ta akcja w łazience, no no, Miyuki długo wytrzymała bez krzyku tak się przyglądając duchowi. Ale weź nie strasz tak w tym one shot'cie.. bo jak ja teraz pójdę do łazienki? >.< Zua Soli, Zua...
    Nie no ten Sasori to mnie rozpierdala, że tak nie ładnie powiem xD Wiem, że niektórym ludziom ciężko uwierzyć w takie rzeczy, ale bez przesady... od Anemii? Ryly Sasori, ryly? Nie wątpię, że przy anemii mogą być jakieś halucynacje, nie znam się na tym, ale on wszystko tłumaczy tą anemią... to już się stało żałosne xd To już nawet Dei jest bardziej ufny co do Miyuki niż jej własny mąż, no wstyd! No to już wiadomo kim ta krwawa Mery jest... Nariko to jednak zawsze suczą będzie, nie zależnie od tego w jakiej wersji się pojawi xD W ogóle nie czaję motywów tego ducha... Popełniła samobójstwo.. takie okrutne O.o Ale skoro chciała cierpieć to kto jej bronił xp No ale czemu zawsze broniła Sasoriego? Już nawet jak był dzieckiem to się w nim zakochała? Hm... nie rozumiem >.< No przynajmniej Hidan jej wierzy! Jeden mądry. Piona Hidan, zaskoczyłeś mnie pozytywnie :D Ale Sasori... no w tym one shot'cie to bardzo traci w moich oczach, oj bardzo.. Praca ważniejsza... nie no spoko. On jej nawet nie chce wysłuchać, mówi jej przykre rzeczy, ojejku bo się zmęczył.. Eh.. dlatego nie przepadam za większością naukowców, wszystko usprawiedliwiają nauką i czymś co jest realne i możliwe w ich przekonaniu... ich wyobraźnia i widziany przez nich świat musi być naprawdę nudny.. I jeszcze psów nie lubi O.O No to teraz to już Saso foch na ciebie! Ale Miyki to też... Jak no jej nie wierzy to niech że idzie do jakiego egzorcysty czy coś i problem powinien być z głowy.. Doprawdy.. xD W sumie... To nawet się cieszę, że Sasori dostał po ryju od brata Miyuki :D Wkurzał mnie, no to mu się należało ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i mamy piesa <3 Oczywiście piecho mądrzejszy od Sasoriego, ale co się tu dziwić xd on przynajmniej wierzy Miyuki, wyczuwa duchy, a Saso taka dupa. Do tego ma własną żonę za wariatkę -_- Ej.. wkurzyłam się jak wywiózł Miyuki do psychiatry.. żałosne z jego strony, bo nawet nie starał się jej uwarzyć. Hidan hahaha. Ten to zawsze coś odwali, wywlókł brudy z przeszłości haha. W ogóle historia ze złamanym penisem O.o Ja wiem, że to możliwe ale, żeby w taki sposób? Haha Sasori ma lipnego peniora :D Taki wrażliwy. Noriko opętała Myiuki O.o i przespała się z Saso WTF? Do tego sprawia Miyuki ból fizyczny, atakuje ją :O No ja nie mogę, a Sasori dalej nic.. I się jeszcze upiera, że ten dom taki zajebisty xD Słodko.. błagał ją na kolanach *-* Niech błaga jak jest głupi, powinno do niego dotrzeć, że coś się złego dzieje. No ale na szczęście, pomimo tego że Miyuki go denerwowała swoimi, według niego „urojeniami”, to trzeba przyznać że ją kocha skoro zgodził się na tę wyprowadzkę, a nie po prostu ją rzucił gdy był już zmęczony jej zachowaniem. Więc Big Love była <3
      No ale serio, tak szkoda mu było pieniędzy na to medium czy egzorcystę? No bez jaj. Załatwił by to i problem z głowy. Tak to się wyprowadzili, to bardzo dobrze, bo Miyuki w ciąży, a ta cała Noriko nie lubi dzieci no ale... powinni ją odesłać w zaświaty, co się będzie błąkać po tym domu i innych właścicieli straszyć. Powinni to bardziej przemyśleć. No ale cóż, nie da się chyba inaczej jak ma się męża niedowiarka xD
      Dobra, tyle ode mnie... chyba dużo UF! Czytałam na raty, przez trzy dni. Ale warto było :D One Shot na prawde spoko, podchodzący pod horror jak najbardziej :) Tyle ode mnie bo coś ten komentarz za długi mi się wydaje. Jeszcze nie będzie ci się chciało czytać xD A co do ostatniego chapteru Naruto to... jak dla mnie nie było źle, ale rewelacji też nie było. Spodziewałam się bardziej epickiego zakończenia. Ale w porównaniu do ostatniego arcu o wojnie.. To i tak zakończenie trzyma poziom :) No i irytuje mnie to, że dzieci to kopie rodziców... Jakże to oryginalne xD
      Życzę WENY! ZDROWIA i Zadowolenia z Pisania. Pozdraiwam! ^^

      Usuń