Po powrocie do domu z pobliskiej knajpki, gdzie wspólnie
zjadali sobie obiadek, każdy zamierzał oddać się swoim zajęciom. Naoki obiecał
sobie pokolorować kolorowankę, którą mu ostatnio kupiła Miyuki, by po
weekendzie jej wszystko pokazać. Lubił, kiedy ona go chwaliła, nie musiał nawet
nic wielkiego robić. Tata miał większe wymagania do wydawania z siebie pochwał.
Sasori natomiast miał chwilę czasu sam na sam z Kaoru, która jednak nie
podzielała dobrego humoru chłopaków. Jeszcze rano nie zwróciła większej uwagi
na tą Miyuki. taka zwykła, prosta i przeciętnie wyglądająca dziewczyna. Jednak
w czasie wspólnego obiadu widać było, że jest bardzo związana z mieszkańcami.
Ciągle o niej mówili i wyrażali się z ogromnym ciepłem. Nie potrzeba okularów,
by widzieć, że serduszko Naosia wybrało już swoją mamę. Najwidoczniej nie ma
tu, czego szukać.
Postanowiła więc
chociaż chwilę posiedzieć z Sasorim. Cóż, jaka szkoda, że musiała sobie go
odpuścić, przez wyjazd. Chociaż w jego zachowaniu wyczuła chęć na nią, trochę
tego nie rozumiała. Odsunęła się do tyłu, gdy zaczął przekraczać granicę.
- Hej, co ty robisz?
- No… całuję cię? – odpowiedział pytaniem, wznawiając swoje
nachylenie. Lecz ponownie się mu oparła.
- A to twoje serce nie jest zajęte? – zapytała, a on
zmarszczył czoło. Nie wiedział o co chodzi. – Nie starasz się o względy Miyuki,
by sprawić dziecku, mamę?
- Co? Skąd ten pomysł? – zaśmiał się lekko.
- Naoki cały czas o niej gadał, a i ty się o niej za ładnie
wypowiadałeś – wydęła usta na samo wspomnienie.
- Ach, zazdrosna – podsumował. Właściwie to nie zwraca nawet
uwagi, jak o niej mówi, tak się wypowiada o wszystkich przecież. On tam nie
czuje różnicy. – Spokojnie, Miyuki jest tylko moją pracownicą. Nic poza tym.
- Na pewno? Nie chcę rozbijać wam związku, czy tam jego
zalążku – zapowiedziała ostrożnie, przebywając zaledwie dwa centymetry od ust
Saso.
- Możesz czuć się spokojna – w końcu złączył się z nią w
pocałunku.
Musiał
przyznać, że zatęsknił za nią, za jej każdym pieszczotliwym gestem. Byli ze
sobą krótko, ale łączyło ich porozumienie swoich pragnień. Robili co chcieli,
bez zbędnego angażowania, dzięki czemu unikali jakichkolwiek kłótni. Można
powiedzieć, że to były takie luźne relacje.
Z początku
delikatny całus bardzo szybko nasiąknął namiętnością. W przerwach mówili sobie
z uśmiechem, jak to im brakowało tych pieszczot, a w ich trakcie starali się
sobą nasycić. Rozchylił jej usta, dając upust grze języka w tym połączeniu.
Kaoru objęła jego szyję jedną ręką, pozwalając, by naparł na nią swoim ciężarem
ciała. Z uśmiechem powędrowała swoją wolną ręką na tors mężczyzny, stopniowo
zsuwając się nią coraz niżej i niżej. Sasori muskał mokro szyję Kaoru, znacząc
ją także malinkami, ale zdołał poczuć, jak ręka Kaoru „przebija” się przez jego
spodnie i zaczyna swój niewinny, ale bardzo podniecający dotyk.
- Taaaaato…! – zawołał Naoki, gdy otwierał drzwi swojego
pokoju. – Jakiego kololu są… - Sasori niemal natychmiast wyszarpał dłoń Kaoru z
swoich spodni i się od niej oddalił, akurat w chwili, gdy do salonu wszedł jego
pierworodny. W samą porę. - … okulaly?
- Okulary? Są – przez jego nerwowy oddech Kaoru miała świetny
pretekst do nabijania. – są przezroczyste… tylko oprawki mają kolor.
- Cili zie cio? Nie mam psieziociśtej kledki – co to w ogóle
za kolor.
- Czyli nie mają koloru.
- A opawki?
- Co…? – opawki? Co to są opawki?
- Chyba mu chodzi o oprawki – wytłumaczyła Kaoru. – sam przed
chwilą użyłeś tego słowa.
- Fakt… oprawki mają kolor, na przykład czarny.
- A co to są opawki? – dopytał. Nie wiedział no! A tata się
denerwuje, czasem jest fajny, a czasem to się przy każdym jego słowie
denerwuje.
Sasori nakazał
przynieść dziecku kolorowankę, a on mu to pokaże, ponieważ słowne tłumaczenia
do tego dziecka nie docierały. Tak zrobił, wolałby już się do taty nie odzywać,
ale no niestety musiał to wiedzieć! Niech sobie tata swoje fochy schowa do
rzyci – jak to czasem sam mówi, tyle, że do niego. Kaoru uśmiechnęła się do
zbolałej mimiki twarzy Sasoriego. rozumie, chłopiec i jej przeszkodził w bardzo
miłej chwili, ale co poradzić. Musnęła lekko usta mężczyzny.
- Nie denerwuj się – mruknęła i ponownie się wpiła. Sasori
przybliżył do siebie dziewczynę, zaciskając rękę na jej talii.
- Juś ma...m? – oświadczył Naoki wchodząc do pokoju.
- To pokaż – Sasori wystawił rękę po kolorowankę. Dziecko
podeszło do dorosłych niepewnym krokiem, przy którym rzucał im podejrzliwie
spojrzenie. W końcu zapytał.
- Ciałujecie się? – Kaoru zaśmiała się rozkosznie na to
pytanie.
- Tak. Całujemy się – odpowiedziała za Sasoriego, oddał jej
uśmiech.
- Dlaciemu…?
- A co? Nie można? – zapytała Kaoru z rozbawieniem.
Uwielbiała dziecięce pytania. Są urocze.
- Nie… nie można – burknął oburzony. Co ta ciocia sobie
myśli?! Tata nie chce nawet całować Miyuki to tą panią, by chciał? No proszę! –
Tato dlaciemu ciałujeś Kaoju?
- Bo ją lubię – odpowiedział pogodnie. To żaden argument!
Tata lubi dużo ludzi, a się z nimi nie całuje… taki wujek Deidara, wujek
Nagato, ciocia Konan, ciocia Sui…?
- Miyuki nie ciałujeś…
- Ale co to za pretensje? – Sasori zmrużył gniewnie oczy. –
To moja sprawa, jasne? Pokaż mi, gdzie masz ten rysunek – przywołał go do
siebie, lecz chłopiec zamiast z na przeciwka mu obrócić strony to za wszelką
cenę musiał usiąść na kanapie. tak, aby rozdzielić ze sobą tą parę. Kaoru
skrzywiła się, bo niechcący albo chcący uderzył ją podczas włażenia na mebel, kopnął. – Uważaj
Naoki – zrugał go tata i posłał Kaoru ciepłe spojrzenie.
- To to! – wskazał na rysunek.
- Ach, takie okulary… tu chodzi o okulary przeciwsłoneczne
Naoki, możesz je pokolorować całkowicie na czarno – powiadomił, delikatnie
gładząc mu czuprynę. Fryzjer się kłania. – Idź do pokoju i koloruj – poganiał
syna, cmokając go w czoło.
- Pokololujesz ze mną? – spojrzał na niego unosząc w górę
głowę.
- Naoki, mam gościa – mrugnął w stronę Kaoru. Dziecko spojrzało
na nią dość nieprzychylnie.
- Ciociu, kiedy siobie pódzieś?
- Naoki!
Nie rozumiał
dlaczego tata go okrzyczał, tylko pytał. Kaoru ku jego ucieszę powiedziała, że
już się zbiera, bo ma jakieś inne rzeczy do zrobienia.
- Jaahuu! – z radości podniósł ręce do góry.
- Naoki! – ale tata nie podzielał jego entuzjazmu.
Sasori skoro
miał okazje to chciał spędzić czas z Kaoru, to chyba nic dziwnego. No dla
Naokiego tak, bo nie wiedział co może się podobać w Kaoru… jest taka nijaka.
Ani fajna, ani jakaś ładna… no tata powinien jej dziękować, że sobie poszła. W
czasie gdy oni rozmawiali, Naoki wtulił się do brzucha taty. Zawsze było tak,
że weekend spędzali we dwoje, nie chciał, aby ciocia ingerowała w ten ich czas.
Wystarczy, że wujek Deidara im go psuje.
- … no więc już idę – Kaoru uśmiechnęła się ciepło do
chłopaków. – Dasz mi buzi na pożegnanie, łobuziaku?
- Nieee – mruknął przekręcając główką. Może jej pokazać
drzwi, ale buzi nie da.
- Pożegnaj się z Kaoru, nie bądź nie grzeczny – wtrącił
Sasori, łaskocząc go po brzuszku.
- Paaa ciociu – powiedział i pomachał. Pożegnał się?
Pożegnał!
- A buziak?
- Nie dam – odwalcie się no, powiedział jej „pa”.
- Czemu? – burknęła naburmuszona Kaoru. Śmiesznie wtedy
wyglądała, ona w ogóle jest jakaś śmieszna. Dziewczyny nie powinny być
śmieszne. – Będzie mi smutno…
Wzruszył
jedynie ramionami. Co go tam. Sasori polecił jej go zostawić w spokoju – za co
mu podziękował w duchu i w ogóle kocha gościa – i poszedł odprowadzić ją do
drzwi. On tam pożegnał jej pocałunkiem, długim, namiętnym pocałunkiem. Dopóki
nie usłyszał dochodzącego z pokoju głosu.
- Fuj, psieśtańcie! Bagam! – Sasori w odróżnieniu od Kaoru,
postanowił przerwać te pieszczotę. Była tym trochę zawiedziona, ale co zrobi?
Nic nie zrobi.
- Mogę jutro wpaść?
- Jasne, wpadaj – odpowiedział. – pogadam z Naokim, aby był
milszy.
- Dziękuję – cmoknęła go jeszcze raz w usta, mając przez to
ochotę na o wiele więcej. – a… o której chłopiec kładzie się spać? – zapytała
niby to niewinnie, ale swoim gestem przesuwania palca po jego torsie zdradziła
się ze swoją bardzo sprośną myślą… dotyczą jego i jej, oczywiście. (coraz
trudniej się piszę, jak wszystko jest takie dwuznaczne – dop. aut.)
- Koło dziewiątej – odpowiedział, nie robiąc żadnych
protestów.
- Rozumiem, no to do zobaczenia.
Uśmiechał się
do samego końca, uwielbiał ją i nic się nie zmieniła. Z chęcią kontynuowałby tą
całą przygodę z nią. Zamknął drzwi na górny zamek i poszedł w stronę Naokiego,
który leżał na brzuszku na kanapie i przeglądał swoją wielostronicową
kolorowankę. Nawet nie zauważył, że Kaoru już sobie poszła. Nagle poczuł na
swoich plecach naprawdę duży ciężar. Jęknął boleśnie, ale i z lekkim
rozbawieniem.
- Cięśki jesteś tato! – tak naprawdę to nie był taki ciężki.
Sasori po prostu uważał, aby nie przygnieść go całą swoją masą. No cóż,
ostatecznie mały nie kazał mu zejść, a i mężczyźnie było przyjemnie tak się
przytulać do syna.
- Czemu nie dałeś buziaka cioci?
- Bo jej nie lubię – odpowiedział prosto z mostu.
- Teraz się przez ciebie smuci – próbował wymusić na nim
poczucie winy. – a dlaczego jej nie lubisz?
- Bo tak – odparł, nie potrzebował powodu, by jej nie lubić.
Po prostu nie lubił. – ale wiesz cio? – Sasori mruknął pytająco, spoglądając na
artystyczne rysunki swojego syna, a następnie poczuł na policzku lekkie
cmoknięcie w policzek. – Ciebie lubię!
- Lubisz? Jak to lubisz?! – wsunął się palcami pod pachy
chłopca i zaczął go łaskotać w skutek kary. – Tatę masz kochać, a nie lubić! –
chłopiec śmiał się w najlepsze, drocząc ze swoim tatą. Sasori przewrócił chłopca
na plecy wymierzając mu gilgotki w najbardziej czułe do tego miejsce. W
brzuszek. Wrażliwość odziedziczył po mamie. Złapał go za ręce i docisnął do
materaca, blokując mu ruchy. – Poprawisz się?
- Nie – odpowiedział zaśmiany.
- Więc szykuj się na tortury! - powiadomił złowieszczo i
podciągnął dziecku lekko koszulę, odsłaniając brzuch. Nieświadomy niczego
Naoki, nawet się nie sprzeciwiał, aż w końcu Sasori nachylił się mu do brzucha
i dmuchnął w niego pobudzając bardzo mocne łaskotanie.
- Nie! – śmiał się. – Ta-Tato, prze…! – głośny śmiech
wydobywał się ciągle z jego gardła. – Tato prze-przestań…! – już zaczęły się z
jego oczu lać łzy, a słowa uwięzły mu w gardle od śmiechu. – Tato!!!
- Poprawisz się? – przytaknął głową, oddychając ciężko. – To
mów.
- Kocham cię… - był strasznie zmachany, by powiedzieć to
głośno.
- Co? Nic nie słyszałem. Chcesz jeszcze raz?
- Nie! Kocham cię tatusiu! – wykrzyczał, a wraz z tymi
słowami Saso go puścił i nawet nie krył zadowolenia z zaistniałej sytuacji.
Naoki za to zapragnął zemsty. – Jeśteś waliatem! – stwierdził, a potem rzucił
się na tatę spychając go do tyłu.
- Tak? I kto to mówi! Niemal spadliśmy! – burknął Saso, ale w
każdym razie pozwolił dziecku leżeć na jego torsie. Chwilę przerwał rozbrzmiewający
dźwięk telefonu w spodniach Saso. – Poczekaj chwilę – wyjął z kieszeni
urządzenie i spojrzał na wyświetlacz, po czym odebrał. – Halo? Tu kostnica, w
czym mogę pomóc? – uśmiechnął się do siebie, ale tylko na moment. – Nie, Dei!
Czekaj! Żartowałem…! – niestety połączenie zostało zakończone. – Co za debil…
- Wujek cionił? – po tym pytaniu znowu nastąpił sygnał. –
Mogę odeblać?
- Dobra – a co, będzie śmiesznie. Nacisnął odebranie
połączenie i dał telefon Naokiemu.
- Siema debilu! – zawołał wesoło, a Saso w trybie
natychmiastowym odebrał mu ze śmiechem telefon.
Wieczorem
wprost ze swojego uniwerku Miyuki skierowała się do budynku, gdzie na jednym z
pięter znajdowała się hala bokserska, na której intensywnie trenował jej brat.
Dzisiaj umówili się, by odwiózł ją do domu. Musiała jednak chwilę poczekać, aż
skończy. Wykorzystując to, że każdy z pracowników ją tu zna. Mogła sobie wejść
na salę bez przepustki. Nie ma to, jak Yosuke, przedstawił ją wszystkim swoim
znajomym, po czym ogłosił kompletny zakaz zbliżania, bo dostaną w ryj. Z daleka
zauważyła swojego brata… no, on ją pierwszy zauważył i wołał do siebie, dodając
wiadomość dla swoich ziomków, że jak na nią spojrzą to potraktuje to, jak
wyzwanie na ring. Przy nim to w życiu nie będzie miała chłopaka. Ciekawe czy
Sasori, by wytrwał z nią w takich warunkach.
Akaishi na
szczęście krył Miyuki w związku z ostatnią nocą poza domem, ale sam jej
wytoczył reprymendę. Ostatnio często wraca bardzo późno albo w ogóle spędza noc
poza domem. Rozumiał, że jest dorosła, ale mogłaby przynajmniej dzwonić i dawać
oznakę życia. Widać, że coś trapi jego córkę. Coś o czym może porozmawiać tylko
z kobietą, więc sądził, że spotkanie z matką wyjdzie jej na dobre. Lecz tylko
bardziej ją dobiło.
- Wszystko dobrze Mi? – zapytał Yosuke, przyglądając się
swojej milczącej siostrzyczce.
- Ta, w porządku… - nie było w porządku. Gnębiło ją
pojawienie się tej całej Kaoru. Po całej poprzedniej reakcji Sasoriego, wydawał
się być tym ucieszony… a ją z zazdrości okrutnie ściskało serce. Ujęła swoją
twarz w dłonie, które były oparte w łokciach na kolanach.
- Ktoś ci dokucza? Wpieprzyć mu? – zapytał, zaprzestając
walić w worek treningowy. Ukucnął naprzeciw niej.
- Nie. To nie jest problem, który chciałabym rozwiązać siłowo
– burknęła, chętnie by tą Kaoru strzeliła w pysk za ten ostatni nagły pocałunek
dla Sasoriego. Ledwie ją zna, a już nienawidzi.
- To o co chodzi?
- O nic. Zapomnij.
- Nie mam alzheimera – powiedział stanowczo. – powiedz.
Mówimy sobie przecież wszystko! Już od
małego, nie masz do mnie zaufania czy co? No weź! Pamiętasz jak się razem
kąpaliśmy i wtedy…
- Yosuke…! – jęknęła zawstydzona. – Miałam wtedy sześć lat,
od tego czasu dużo się zmieniło, wiesz?
- Wiem, zestarzałaś się – zmierzyła go wzrokiem. Bezczelny
ten jej brat. – ale dalej sobie o wszystkim mówimy – spojrzał na nią
wyczekująco, ale jego przemowa na nic się zdała. – No dobra – zaczął odwiązywać
swoje bandaże z rąk, a następnie wziął i zaczął je owijać na dłoni Mi.
- Co-Co robisz?! – zapytała, chcąc się wyrwać.
- No nie chcesz gadać to chociaż się wyżyjesz – mruknął,
zaklejając na rzepę, jedną z dłoni siostry.
- Nieee, nie chcę. Przestań – stękała starając się wyrwać z
uścisku. Ale szło to na marne.
- Zobaczysz, że dobrze ci to zrobi – uśmiechnął się.
Miyuki z
westchnięciem uległa namową brata. Jednak czuła się głupio. Yosuke jednak był
dobrym instruktorem, dał jej szybką lekcje, jak uderzać i jak trzymać gardę, a
ona dla świętego spokoju, usłuchała jego rad. Kiedy była już gotowa z niemałym
entuzjazmem przeszedł do dalszej części. Spędzenie wspólnego czasu ze swoją
siostrzyczką bardzo wiele dla niego znaczy.
- Dobra, co dalej…?
- Teraz, kochana Mi. Pomyśl sobie o tej rzeczy lub osobie, na
którą jesteś zła. Skup się na tej wściekłości, która w tobie siedzi – tak
zrobiła, a pokład tej negatywnej energii był naprawdę duży.
- Chyba już – zakomunikowała.
- Super, no to teraz uderzaj mnie z całej siły w ramię –
naprężył część ciała, wystawiając go ku niej.
- Nie ma mowy – burknęła.
- No weź, dlaczego nie?
- Jesteś moim bratem Yosuke, nie będę cię bić – czasem mu się
należało, ale nie chciała. Po prostu nie!
- Mi, cholera jasna… masz moje pozwolenie! To ci zrobi
dobrze, wyładuj się! – ponownie się naprężył, a Miyuki patrzyła na niego z
politowaniem. Lecz po chwili westchnęła.
- Jesteś walnięty…
Miyuki przyjęła
odpowiednią pozycję do ataku i usiłowała się skupić na złości, ale ciągłe
chwalenie Yosuke przeszkadzało. Kazała mu się zamknąć, a on usłuchał. Po chwili
skupienia w końcu pociągnęła bratu z pięści w ramię. Skrzywił się delikatnie,
trochę bolało, ale nie dał po sobie poznać. Kolejny, kolejny i kolejny cios
zaczęły jednak być uporczywe, bo coraz mocniejsze. Z usilnym uśmiechem polecił
jej wyładowywać się teraz na worku treningowym, a sam ukradkiem sobie cierpiał.
Znaczy dostawał o wiele mocniej, ale nie tyle razy… nie zazdrości tej osobie,
na którą Miyuki się wścieka.
Po chwili
zostawił ją samą sobie, a sam poszedł wziąć prysznic. Miyuki tłukła pięściami w
ten worek i na serio to jej pomagało. Odprężała się, a nawet zaczęła trzeźwiej
na to wszystko patrzeć. Za szybko ją oceniła i dała się ponieść złości, a
przecież nikt nie był niczemu winien. No ona była… to, że Sasori nie należy do
niej to jej zasługa.
Kilka dni
później, mimo, że Miyuki stoczyła z Kaoru kilka przyjacielskich rozmów to nadal
czuła do niej awersje. Szczególnie w chwilach, gdy na horyzoncie pojawiał się Sasori,
a ona bez żadnych skrupułów mogła go sobie dotykać, całować, przytulać… bardzo
jej tego zazdrościła. Kaoru była miła, zabawna, ładna – kobieta idealna.
Nienawidziła jej. Miyuki czuła się przy niej, jak… jak jakiś pasztet. Nie
chodziło jedynie o Saso, czuła się nieatrakcyjna wobec całego grona męskiej
społeczności. Zaczęła się nawet odchudzać, choć nigdy nie uważała tego za
konieczne. W każdym razie Kaoru chyba mogła uszczęśliwić Sasoriego, pod każdym
względem. Nie mogła się z nią mierzyć.
Westchnęła cicho,
zgniatając składniki na stole w kuchni. Razem z Naokim mieli dzisiaj upiec
ciasteczka z czekoladowymi kawałkami. Chłopiec bardzo lubił coś robić ze swoją
nianią. Teraz nawet towarzyszył im wujek Hidan, pod wpływem proszenia Naokiego
także pomagał. Uwielbiał wujka, robił tyle śmiesznych rzeczy.
- Ziobimy jedną pojowę ciaśteciek z cialną ciekoladą, a dlugą
z białą! – zarządził Naoki.
- Tak jest szefie – zasalutował Hidan.
- Ty tu rządzisz – mruknęła Miyuki, formując kolejne
ciasteczko i ustawiają na blaszy, aby Naoki posypał je kawałkami czekolady,
wcześniej startymi tarką. – Tyle już mamy ciastek, starczy do wyżywienia głodnych
dzieci – stwierdziła z lekkim zakłopotaniem. Naoki z Hidanem… strach ich
zostawić samych. Naoś wpadł na pomysł robienia ciasteczek, a Hidan zakupił
produkty… w strasznie dużej ilości.
- Ale nie oddamy ciaśteciek…? – zapytał dla uspokojenia.
- Nie – odpowiedział Hidan.
- To by było ładnie z twojej strony.
- Nie jesteś organizacją charytatywną – wtrącił Hidan.
- Sam wszystkiego nie zje – burknęła Miyuki.
- Naraz nie, ale będzie na potem. Weź, nie zmuszaj go do
realizacji swoich durnych pomysłów.
- Od kiedy pomoc innym jest durnym zajęciem? – zmrużyła oczy.
– Naoś są dzieci, którym nie powodzi się tak dobrze, jak tobie – zwróciła się
do malucha. – nie mają po prostu co jeść i bardzo by się cieszyły…
- Nie zgadzaj się – przerwał Hidan, formując ciasteczka.
- Nie źkaciam się – przytaknął słowom wujka.
- Zobaczysz, jak fajnie się poczujesz, kiedy uszczęśliwisz
jakiegoś chłopca czy dziewczynkę – tłumaczyła chłopcu. Powinien nauczyć się
pomagać bliźnim, a nie być samolubem. Chciała dobrze, ale Hidan w ogóle jej nie
pomagał.
- Aha, dziś oddaj ciasteczka, a jutro oddaj ubrania, zabawki.
- Ziabawki?! – przeraził się za ten przykład. – Nie oddam
śwoich ziabawek!
- Spokojnie Naoki… Hidan, wielkie dzięki za pomoc – sarknęła.
- W ogóle ci nie pomagałem – Hidan postawił na gadanie prosto
z mostu.
- Naoś powinien się nauczyć pomagać bliźniemu. Poczuć jakie
to fajne uczucie i…
- Skończ już. Co niby będzie z tego miał? Ich wdzięczność?
Proszę cię. Ucz go czegoś, z czego będzie miał pożytek – widać, że Hidan został
całkowicie inaczej wychowany. Żadna moralność chyba nie została mu za dobrze
wpajana.
- Nie tylko wdzięczność, ale i satysfakcje! Nauczy się
bezinteresowności i wrażliwości na cierpienie drugiego człowieka.
- Znowu obudziła się w tobie matka Teresa? Czy ostatnim razem
wyszło ci na dobre to pomaganie? Zrób sobie taki eksperyment i daj żebrakowi
kasę, a wyda ją na flaszkę. Pomaganie niektórym to takie błędne koło.
- Masz jakieś złe doświadczenia, że się tak od tego stronisz?
- No ej, pomóc pomogę, ale nie marnując na nich kasę –
wzruszył ramionami. – mogli od początku rozważnie zarządzać kasą, a nie teraz
żebrać, głodować czy kraść.
- To takie nieczułe, co mówisz. Tak jakby ci ludzie nie
zasługiwali, by żyć.
- Taka rzeczywistość. Nic na to nie poradzisz – wzruszył
ramionami.
Miyuki
zezłościła się na tą wypowiedź. I to jeszcze mówi przy Naokim…! Doprawdy,
Sasori na pewno by chciał, aby wpajano jego dziecku poszanowanie ludzi jedynie
do elity, a tym, którym się nie powodzi to po prostu olać. I niech zdychają.
Drażni ją takie apatyczne myślenie. Spojrzała na stolik, gdzie walały się
produkty, postanowiła wszystko poukładać. Kładąc wszystko na jedną stronę.
Położyła, a właściwie rzuciła pakunek z mąką na drugi pakunek, ale ten był
otwarty, więc zawartość białego proszku wręcz wybuchła wprost na siedzącego
bokiem do paczki Hidana.
Naoki jako
pierwszy parsknął śmiechem, widząc kaszlącego i całego białego wujka.
- Ups… - Miyuki przełknęła głośno ślinę.
- Wujek jesteś biały – zaśmiał się Naoki, bo może nie
wiedział.
- Miya, kurwa mać! – warknął, strzepując z siebie mąkę.
- Przepraszam ja… - Hidan wziął w ręce jajko. – ja nie
chciałam…! – schyliła się, gdy Hidan wziął zamach i rzucił w nią jajkiem.
Skorupka roztrzaskała się na innym osobniku.
- Cholera! – warknęła Kaoru, której po twarzy ciekło żółtko.
Naoki kolejny raz parsknął śmiechem. – Co wy wyprawiacie?! – dała upust swojemu
oburzeniu.
- Zaraz cię załatwię – zignorował Kaoru i wziął do rąk mąkę,
ścigając Miyuki, która odbiegła od niego jak najdalej. Po środku salonu
zauważyła Sasoriego, więc złapała go za ramię z poślizgiem zatrzymując się na
panelach i schowała się za jego plecami. – Nie uciekniesz.
- Proszę, pomóż mi – jęknęła zdesperowana. – przeprosiłam
go…!
- Hidan – zatrzymał go Sasori. – można wiedzieć co wy
robicie?
- Osypała mnie mąką! – naskarżył mężczyzna, wskazując
oskarżycielsko na Miyuki.
- Przeprosiłam cię!
- Takich rzeczy się nie wybacza!
- Spokój! – przekrzyczał ich Sasori. – Hidan oddaj mąkę –
wystawił rękę. – przeprosiła cię.
- Ale…!
- Natychmiast! – Sasori to przy nich na serio mógł się
poczuć, jak ojciec. Nie ma jednego dziecka, ale trójkę. W dodatku ta dwójka przyszywanych
dzieci sprawia mu o wiele więcej kłopotów. – no oddawaj to, kurwa – wyrwał z
rąk Hidana pakunek. Wtedy Miyuki odetchnęła z ulgą. – Zachowujecie się jak
dzieci.
- To on zaczyna – burknęła Miyuki.
- A chcesz dostać?! – postawił się Hidan. Oczywiście nie na
serio, nie uderzyłby jej.
- Hej, hej… uważaj sobie – syknął na niego Saso, łapiąc za
rękę Mi i trzymając ją za sobą. – bo stąd wyjdziesz i już nie wrócisz –
zagroził.
- Czemu tylko mnie opieprzasz?! To ona narobiła tego całego
ambarasu!
- Miyuki dotyczy to samo – zwrócił się do dziewczyny. –
zachowuj się dojrzalej, nie zatrudniłem takiej dziecinnej opiekunki. Nie każ mi
myśleć, że zostawiam dziecko z dzieckiem.
Przez te słowa
zrobiło jej się bardzo głupio. Wszystko przez Hidana, prowokuje ją! Spojrzała
na niego surowo, a on… pokazał jej język! Co za… dzieciak! Zresztą ona nie
zachowała się lepiej i pokazała mu środkowy palec. Oczywiście robili to w taki
sposób, by Saso nie widział. Wiele się zmieniło odkąd pracuje dla Akasuny, na
początku to ona była tą dojrzalszą i prawiła mu kazania do wychowywania, a
teraz to on spoważniał i to ją poucza.
- Ech, Hidan. Cała jestem w jajku – burknęła Kaoru. Sasori
widząc, że ją też urządził, posłał mu urażone spojrzenie. – jeszcze mąka i
mogłabym iść do pieca – stwierdziła.
- Jak przystało na baba jagę – szepnęła do siebie Miyuki.
- Mówiłaś coś? – zapytał Sasori, czasami ona tak cicho coś
powie…
- Nie, nic nie mówiłam.
- Powiedziała, że Kaoru w piecu to taki odpowiednik baba jagi
– naskarżył Hidan, a Miyuki wytrzeszczyła oczy. Jak on mógł to powiedzieć na
głos?! Jest skończona! Kaoru zmrużyła na nią oczy.
- Ta jasne – sarknął Sasori. – takie głupie teksty tylko ty
wygłaszasz.
- Nie no, nie obrażaj mnie! – on ripostuje z klasą, z jego
żartów ludzie się śmieją, a ten był tandetny i widać, że Miyuki.
- Hidan, weź już wyjdź.
Wtem Naoki
podszedł do towarzystwa, potrzebował Miyuki, by wyciągnęła ciasteczka z
piekarnika i wstawiła już ostatnią na dziś blachę. Kaoru towarzyszyła im w
pomieszczeniu w czasie, gdy Sasori spławiał swojego kolegę. Nie była idiotką,
by nie zauważyć, że Miyuki jej nie lubi. Jest tylko zbyt miła, by to
powiedzieć. Cóż, tak szczerze mówiąc także jej nie lubiła. Stanowiła dla niej
niejakie zagrożenie, mając za sobą aprobatę Naokiego.
- Bardzo dużo tego napiekliście – mruknęła. – Dasz rade to
wszystko zjeść, Naoś?
- Dam! – zaparł się chłopiec, chodząc ciągle przy Miyuki.
- Nao, usiądź proszę! Bo cię jeszcze oparzę – upomniała.
Blachy były strasznie gorące, a gdy chłopiec się przy niej krzątał, nie trudno
było o oparzenie. – Czyli jednak nie dasz trochę ciasteczek biednym dzieciom?
- Niee!
- O co chodzi? – dopytała Kaoru. Wtedy Miyuki wszystko jej
wytłumaczyła o całej akcji, którą chciała zrobić, ale Hidan jej niestety zepsuł
plany. Kaoru nie była tym przejęta, bo jednak bardziej do niej przemawiało
myślenie Hidana. – z własnej winy spotkał ich taki los. Po co pomagać komuś,
kto z tej pomocy nic nie wyciągnie?
- Dzieci nie są winne błędom rodziców – bąknęła Miyuki. –
Sasori by pomógł… - a przynajmniej miała taką nadzieją. Wszakże z jakim się
zadajesz, takim się stajesz.
- Wiesz… mój brat mi wspominał, że w szpitalach często robią
takie zbiórki smakołyków dla dzieci… porozmawiam z nim o tym – uśmiechnęła się
ciepło. – Naoki pewnie zmieni zdanie.
Mimowolnie
ucieszyła się, że w końcu nadeszło wsparcie z jednej ze stron. Oby Kaoru była
przekonywującą osobą. Po chwili do kuchni wszedł Sasori, pierwsze co robiąc to
dając powitalnego buziaka Naokiemu. Przy tym został zmuszony do słuchania jego
opowiadania o dzisiejszej zabawie w cukiernika. Miyuki za ten czas doprowadzała
do porządku całą kuchnie. Kaoru nawet palcem nie kiwnęła w odróżnieniu od
Sasoriego, który przy końcu jej pomógł.
- No… to na dzisiaj moja praca skończona.
- Taa… - Kaoru ponagliła Saso wzrokiem. – Miyuki, mam prośbę.
Chciałbym jutro zabrać gdzieś Kaoru… mogłabyś za ten czas popilnować Naokiego?
- Oooch…
- Oczywiście zapłacę ci za nad godziny.
- Nie, nie chodzi o pieniądze – a o to, że po prostu nie
chciała, by gdziekolwiek z nią wychodził. – bo… emm… ja nie mogę jutro – ciężko
było jej go okłamać.
- A na przykład w czwartek?
- Też nie… - zwykłe nie, stawało się trochę podejrzliwe. – bo
ja… obiecałam pilnować bratanka. Przepraszam…
- Nie, nie przejmuj się.
- Zarezerwuj sobie jakiś dzień w przyszłym tygodniu – mruknęła
Kaoru zawieszając się na ramieniu Sasoriego. Ona się nie dała nabrać na te
niewinną osobliwość Miyuki. Nie pozwoli sobie odebrać faceta!
Tak, jak
planował w zeszłym tygodniu, wybierał się do Sasoriego wraz z swoją dziewczyną
Tayuyą. Podjechał po nią punktualnie pod akademik i nastąpiło jego wkurwienie.
Nie dość, że czekał pod budynkiem czterdzieści minut…! W tym jebanym zimnie, to
jeszcze wybłagała od niego zrobienia zakupów w pobliskim supermarkecie. Są już
i tak grubo spóźnieni, a ta jeszcze chce zakupów! No i tak z nią poszedł…
Sklepy ciuchowe
to była tortura, a spożywcze… NICZYM SIĘ NIE RÓŻNIŁY! No kaman! Kobiety, co
jest z wami? Tayuya powinna sobie zrobić listę zakupów, a nie! Co za baba,
wszystko musi zmacać…
- Deidara mam kupić bułki czy chleb? – zapytała, chcąc
oszczędzić sobie zastanawiania.
- Kurwa, nie wiem… -
bąknął.
- To pomyśl. Pokaż czasem, że coś masz w tej czaszce –
warknęła.
- A co to za różnica? Pospiesz się jesteśmy spóźnieni! – jest
już dziewiętnasta, a on musi rano wstać do pracy, więc chciał się o dwudziestej
trzeciej zbierać. No i chciał posiedzieć z kumplem dłużej, niż marne dwie czy
tam trzy godziny.
- Nie poganiaj mnie.
- To się… - przerwało mu nagłe szarpnięcie za koszule. Jej
wzrok go lekko przerażał.
- Mówię nie poganiaj, rozumiesz ty mnie? – wyszeptała
groźnie. Przytaknął powoli głową.
Puściła go i
udała się po pieczywo, przyjmując swoją łagodną postawę. Westchnął ciężko i już
miał iść dalej, kiedy to ktoś dobił do niego z boku, wyjeżdżając wózkiem z
jednej z regałowych alejek.
- Ja pierdolę, ślepy jesteś? Osz kurwa mać… - warknął do
siebie, będąc zawiedziony tym spotkaniem. – Dlaczego ty? Dlaczego muszę tysiące
razy widzieć twoją mordę zamiast chociaż raz Beyonce?!
- Taa, cześć – mruknął Itachi. Dei coraz to dłuższe zdania do
niego mówi. Fajnie, że się chociaż pod tym względem rozwija. – co tu robisz?
- Przyszedłem czytać książki, durniu! Co się robi w sklepie?
Wiadomość z ostatniej chwili, ZAKUPY!
- Dobra, co się tak denerwujesz? – zapytał spokojnie. Tylko
pyta, a ten na niego wyjeżdża…
- Bo mnie wkurwiasz – spojrzał nerwowo na zegarek.
- Spieszysz się…?
- Co cię to kurwa obchodzi?! Nie przyjaźnimy się, bym się
tobie spowiadał.
- Wiem, że nie. Przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie
istnieje – powiedział Itachi. – przyszedłeś z mamą?
- Skoro musisz wiedzieć to ze swoją dziewczyną, Tayuyą –
odrzekł dumnie.
- Tą wymyśloną?
- Nie mam wymyślonej dziewczyny!
- W takim razie gdzie ona jest?
- Tam – wskazał na dział z pieczywem, świecił on pustkami.
Itachi zmrużył oczy, by bardziej wyostrzyć obraz. Deidara zaczął błądzić po
sklepie wzrokiem.
- Och tak, widzę ją – oznajmił sztucznie Itachi. – cześć
Tayuya, jak się masz? – powiedział w stronę powietrza obok Deidary. – Mnie
również bardzo miło cię poznać!
- Skończ pajacować! – warknął groźnie. Jaja sobie śmie z
niego robić.
Odszedł od tego
durnia i zaczął szukać Tayuyi, co za baba, jeszcze się mu zgubiła w tym
sklepie. Złapał za telefon i zadzwonił do Tayuyi, która swobodnie mu
odpowiedziała, że jest przy regale z przyprawami, ruszył tam niezwłocznie. Jak
przystało na jego pecha, ponownie ktoś na niego wpadł, mało tego. Potrącił niechcący
dolną puszkę z groszkiem, która była częścią ułożonej piramidki. Oczywiście
wszystko się roztrzaskało z głośny hukiem. W dodatku! Tym skurwysynem, co go
potrącił, był młodszy Uchiha.
- No ja pierdolę, kurwa, jebana mać! – świat go nienawidzi.
- Patrz, jak chodzisz – Sasuke zaszczycił go swoją radą.
- Zamilcz gnoju – warknął, starając się naprawić to, co
zepsuł. – sam uważaj, albo lepiej naucz się chodzić na tych szczudłach!
- Co się stało? – zapytała z troską Tayuya. Dei się ucieszył
na jej widok, w końcu się znalazła, pierdolona księżniczka!
- No witaj, ale mam szczęście, żeby spotkać taką piękność w
sklepie – Sasuke nie próżnował. Od razu zaczął zarywać. Dei, jebnął mocniej
puszkami o ziemię i wstał agresywnie z podłogi.
- Odwal się od niej, syfie! – warknął agresywnie.
- Buduj tą piramidę i się nie wtrącaj – zwrócił się z
wyższością do blondyna. – Czy ja czuję chemię, skarbie?
- Jasne, to smród z zupek chińskich w twojej gębie – sarknął
Dei. – wypierdalaj od niej – odepchnął go mocno do tyłu, a potem objął Tayuyę w
talii. – nie dla psa kiełbasa, smrodzie.
- Porównałeś mnie do kiełbasy…? – zapytała, patrząc na
chłopaka z politowaniem.
- Nie bierz tego tak dosłownie – odrzekł.
- Dobra, zbuduj te piramidkę i spadamy – rozkazała. – no
dalej, w końcu jesteś budowniczym – mruknęła i przywaliła mu klapsa w tyłek na
odchodne. Sasuke wstał z podłogi i się ogarnął. Że te taka laska lgnie do
takiego odpowiednika gender.
- Taa… Dei budowniczy, wszystko spierniczy – drażnił go,
krążąc wokół jego kobiety. Nie mógł się nawet skupić. – Ech, skarbie, marnujesz
się przy tym, pseudo-mężczyźnie.
- Jest bardziej męski, niż twoje rurkowe spodnie – odparła
Tayuya, odsuwając się od niego.
Po tej odzywce,
Sasuke wolał już sobie odpuścić staranie, widocznie dziewczyna jest tak samo
głupia, jak jej chłopak. Tayuya uśmiechnęła się złośliwie i zaczęła poganiać
Deidare, że się spóźnią, że coś tam, że coś… no, niech się poczuje tak, jak ona
nie dawno. Szybko się uwinął z układaniem i mogli już ze spokojem ruszyć do
kasy.
- Dei, czekaj – Tayuya zatrzymała się nagle.
- Jezu, co znowu?!
- Przecież trzeba kupić Naokiemu, jakiś smakołyk, skoro tam
idziemy.
- Nie trzeba – odparował i pociągnął ją do kasy.
- Ale ty jesteś upierdliwy. Powiedz mi co on lubi, a ja
szybko po to skoczę.
- Nie wiem co on lubi – Tay spojrzała na niego spode łba. –
no serio! Zresztą idziemy do SASO, a nie do smroda.
- Deidara nie denerwuj mnie! – już straciła swoje ostatki
cierpliwości.
- Nie denerwuje, ale już jesteśmy spóźnieni!
- Spóźnieni – przedrzeźniła go dziecinnie. – Poczeka na nas!
- Ale…
- Uprzedzam, nie denerwuj mnie, bo jak się zdenerwuje to się
zgrzeje i będę musiała znowu poprawiać makijaż i fryzurę! A to będzie tylko i
wyłącznie twoja wina! – pchnęła go palcem w tors i odwróciła dumnie na pięcie,
poszukując jakiejś słodyczy dla chłopczyka.
Deidara stał w
miejscu, gdzie go zostawiła dziewczyna z tępą miną. Kobiety i ich zagrywki z
nimi nie wygrasz, choćbyś się nie wiem jak się, kurwa, starał.
Kiedy Sasori
wrócił do domu z pracy, Miyuki kąpała swojego podopiecznego. Zrobiła mu ciepłą
kąpiel z dużą ilością piany i wspaniałym zapachem. Naoki miał bardzo wrażliwy
nosek, więc od razu zwracał uwagę na coś, co dla dziecka nie powinno mieć
znaczenia. W każdym razie, strasznie długo się dzisiaj ciapkał za pozwoleniem
swojej opiekunki. Miyuki usłyszawszy przyjście swojego szefa, zdecydowała się zostawić
na chwilę Naokiego samego. Nie miał nic przeciwko. W jego zabawie figurka ninjy
właśnie płynie motorówką w stronę bandy złoczyńców, którzy przetrzymują jego
brata. Musi wiedzieć, jak się to wszystko skończy! Choć sam był prekursorem
wydarzeń.
Miyuki z
uśmiechem przymknęła lekko drzwi z łazienki, by w razie czego lepiej go
słyszeć. Wtedy z końca tego korytarza przywitał się z nią Sasori, delikatnym
skinięciem głowy, odwzajemniła gest i ruszyła za nim do kuchni. Na stole leżały
zapakowane w pudełka porcje ciasteczek, które niedawno upiekła.
- Widzę, że wszystko musiałeś zapakować, by się nie zeschło –
stwierdziła, wskazując na smakołyki. – chyba przesadziliśmy z ilością, ale
Hidan chyba nie wie, co to umiar… - skrzywiła się.
- Taa, trochę to wyglądało, jakbyście zakładali cukiernie –
skomentował. – ale Kaoru wpadła na pomysł, by je rozdać dzieciom w szpitalu.
- Kaoru…? – ona wpadła? ONA?
- Tak… nie masz chyba nic przeciwko?
- Nie, skądże – burknęła, wyglądała jakby jednak miała coś
przeciw, ale jej tylko chodziło o to, że przywłaszczyła sobie jej pomysł. – To
dobrze, że jest taka dobroduszna…
- Szczerze mówiąc byłem tym zdziwiony. Widać, że nie jest
taka egoistyczna jak brat – uśmiechnął się krzywo. Dzięki tym widocznym
różnicą, dziewczyna rośnie mu w oczach. – to miłe zaskoczenie, bo jej brata nie
znoszę. Pracujemy razem w szpitalu.
- Oczywiście… Kaoru jest aniołem – podsumowała z pogardą.
Jednak nie będzie się z nią o to kłócić. To byłoby żałosne, a Sasori na pewno,
by jej nie uwierzył. – a jak przekonaliście do tego Naokiego?
- Heh, no to było trudne.
Opowiedział jej
o swoim sposobie namawiania. Na początku nie chciał się zgodzić, jednak gdy Sasori
powiedział, że weźmie go ze sobą i sam wręczy dzieciom ciasteczka to się
zgodził. Akurat za dwa dni ma wolne na cały tydzień, więc spędzi go z synem. Jeszcze
nie wie gdzie go weźmie, ale to nieważne.
- Może, jak mu się spodoba pomaganie innym. To pozbędziemy
się jego kilku zabawek i zaoszczędzimy miejsca w szafie – powiedział.
- Nie no, nie przesadzaj. Na takie coś jest chyba jeszcze za
mały – stwierdziła Miyuki. – to mogłoby go zrazić
- Mówisz? – zamyślił się, opierając o kuchenną ladę.
- Taa, ale jestem z ciebie dumna, że go przekonałeś. I, że
spędzisz z nim cały tydzień. Bardzo go to ucieszy – mrugnęła do niego okiem. –
Taka jestem dumna, że aż bym cię pocałowała.
- Tak bez zobowiązania?
- Bez – przytaknęła.
- A co z twoim zakazem? – przypomniał.
- Odwołuje – Miyuki zaśmiała się.
- Gdyby nie Kaoru to
bym ci pozwolił.
- Jej tu nie ma –
zażartowała. Sasori uśmiechnął się lekko.
- Więc na co czekasz?
Spojrzała na niego trochę zaskoczona, bo przecież nie
powinien się tak zachować. Pewnie ją głupio prowokuje… ale postanowiła
skorzystać z okazji. Czy ją odtrąci czy nie, to wyjdzie jako niezobowiązujący
żart. Objęła ramieniem jego szyję, a drugą rękę położyła na jego torsie. Nie
dał żadnej oznaki sprzeciwu, ale wiedziała, że jest zaskoczony. Połączyła jego
usta ze swoimi i tak z nim trwała. Naprawdę było jej dobrze w tym złączeniu.
Przesuwała się delikatnie po jego wardze, nie pozwalając sobie na nic więcej. W
chwili, gdy zamierzała się od niego oderwać, Sasori złapał ją pewniej w talii i
przejął kontrolę nad pocałunkiem. Rozchylił delikatnie jej wargi, łaknąc ją
pocałunkiem. Przechylił głowę lekko w bok, dając sobie szersze pole do manewru.
- Odwołujesz, tak? – dopytał, a Miyuki wtedy powróciła do
rzeczywistości, ale jak ona by chciała, aby w ten sposób potoczyła się ta
rozmowa. – Bo teraz pewnie się czujesz bezpieczniejsza.
- A to wcześniej coś mi groziło?
Nie
odpowiedział, jedynie się niezauważalnie uśmiechnął. Nieuniknione, że prędzej
czy później jego skrywane wobec niej pragnienia by się uwolniły, wręcz wybuchły
i by to z nią zrobił.
- Nie nabijaj się za mnie.
- Nie nabijam – zaprzeczył.
- Nie, wcale.
- Jesteś na to zbyt inteligentna, wiesz? – pstryknął ją w
czoło. - Jednak czasem… twój urok ujawnia się w głupocie.
- Och… sama nie wiem czy to komplement i mam podziękować…
- Miyuki! wyciapciałem się! – zawołał wesoło Naoki.
- Ja pójdę.
W chwili, kiedy
był przy drzwiach łazienki, do mieszkania ktoś zapukał. Jednak w tym już go
Miyuki postanowiła wyręczyć i tak już będzie musiała wyjść. W progu oczywiście
zastała Kaoru. Skrzywiła się jej widok. Głupia, dwulicowa baba. Kaoru
uśmiechnęła się wchodząc do środka. Dobrze, że Miyuki wychodzi.
Przeszkadzałaby.
- Jest Sasori?
- W łazience z Naokim – odpowiedziała jej, wkładając swoje
buty.
- Okej… dzisiaj ma wpaść Dei, to jest przyjaciel Saso –
powiadomiła, nie wiedząc czy ta wie. – razem ze swoją dziewczyną. Wiesz, szykuje
się taka podwójna randka.
- Bawcie się dobrze – och, miała taką niesamowitą ochotę
wykorzystać to uderzenie, którego nauczył ją brat, ale wolała sobie ostatecznie
darować. – i możesz pozdrowić ode mnie Deidarę.
- Jednak znasz przyjaciela Saso – z zakłopotania zaczesała
swój kosmyk włosów za ucho. Dla Miyuki wydawało się to jakieś sztuczne. Może
zaślepia ją nienawiść, ale no… nie chce, by jej mówiła o planach z Sasorim.
- Znam. Znam jego, jak i całą resztę. Znam też jego rodzinę
- oznajmiła z niejaką wyższością i
ubierała kurtkę.
- Rodzinę? To chyba musicie być ze sobą blisko – uśmiechnęła
się ciepło. – przyznam, że nawet miałam was za parę.
- Za parę? Nas? – mimowolnie była dumna z takiego odebrania
sytuacji. Zawsze miło coś takiego usłyszeć.
- Owszem, ale Sasori od razu skreślił z mojej głowy ten
pomysł. Powiedział, że jesteś tylko opiekunką Naokiego i nic poza tym w tobie
nie widzi. Dlatego pozwoliłam sobie na związanie się z nim – mruknęła
uprzejmie. Miyuki jednak te słowa zabolały… wiedziała, że to możliwe, ale miała
nadzieje, że Sasori… nie ważne.
- Pójdę już...
- Jasne, do zobaczenia – uśmiechnęła się na pożegnanie Kaoru.
Miyuki obtarła
szybko szklące się jej oczy i czym prędzej wyszła z mieszkania. Kaoru zamknęła
za nią drzwi i ruszyła głębiej do domostwa. Usłyszała śmiech Naokiego
dochodzący z łazienki, ale tylko poczekała, aż chłopaki zwolnią pomieszczenie.
Po chwili tak się stało. Sasori niósł na rękach wykąpanego, przebranego w
piżamę i opatulonego ręcznikiem Naokiego. Tylko jeden z nich się niejako
ucieszył na jej widok.
- Hej Kaoru – cmoknął ją w policzek. – gdzie Miyuki?
- Ma mi pszecitać bajkę – zawołał Naoki.
- Och, kochanie… Miyuki już wyszła – powiedziała do szkraba.
– chyba się gdzieś spieszyła…
Od autorki:
Cóż mogę rzec... PRZEPRASZAM,że w dalszym ciągu stoję w waszych blogach :< Nie wiem co się dzieje, nie mogę się spiąć, aby napisać komentarz... mam ból dupy jakiś :< zastrzyk mi się należy, bo maść jest zbyt łagodna...
Druga sprawa, notka jest, ja ją lubię~! :P mm nadzieję, że i wam się ona podoba :D co by tu jeszcze PIŹDZIERNIK już się kończy, niedługo halloween~ macie plany? Bo ja mam~ ale wątpię, żebym się wyrobiła z napisaniem wam jakiegoś OneShot'a w tych klimatach xD I nawet nie wiem czy potrafię :P
Wam też jest tak kurewsko zimno? -.-
Pozdrawiam i dzięki za wszystko :* :D
Spoiler:
- Jesteś dla mnie… - urwał na
moment, szukając odpowiednich słów.
- Jak siostra? – dokończyła za
niego Miyuki. jeśli potwierdzi to chyba złamie jej serce.
- Nie, z siostrą bym do wielu
naszych sytuacji nie dopuścił – mruknął rozbawiony. – chodziło mi, że jesteś
kimś ważnym w moim życiu. Nie wiem, jak ja dawałem sobie rady z Naokim bez
ciebie.
- Dzięki… za te słowa i za to,
że się o mnie troszczysz.
Data:
29.10.2014
Heeee...
OdpowiedzUsuńRozdzial szybciej czy jak? XD ( nie zeby zle.. )
NIENAWIDZE KAORU. TAK JAK NORIKO. DWA FALSZYWCE. XD
Biedna Miyuki. :c Ja na jej miejscu bym wyjebala szmuli. XDDD Az mi sie jej szkoda na koniec zrobilo..
Soli.. Chyba czas aby Sasori byl zazdrosny! Lub na jakis czas stracil Miyu c:
buhahaha..
aha. No i obiecujesz tylko lanszota ;c tylko niech on bedzie SasoxMiyu. Jak nie to Cie ukatrupie xd
~ladnie podpisana
Aaaaa ale sie pomylilam XD myslalam ze dzisiaj niedziela XDddd
UsuńXDD to wszystko wina zmiany czasu... wszxystkim się wszystko pieprzy :P
UsuńSądziłam, że chodzi ci, że następny rozdział jest szybciej :P Wiem, że macie dość, ale spokojnie, będzie przerwa xD
No Saso to tylko na takie leci, bo Rudy - przyciąga nieszczęście XD
Będzie zazdrosny, spokojnie ;P Będzie bardzo zazdrosny xD
a co innego mam obiecać? xD jakie masz jeszcze życzenie, niewdzięcznico? ♥
Zobaczysz o czym będzie~! :3
Rozdział wspaniały jak zawsze, nie mogę się doczekać kolejnego!! ;) tylko błagam...... Niech nie będzie przerwy !!nie przeżyje tego :*
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję ;* Cieszę się, że ci się podobało :D ;*
UsuńNiestety przerwa jest czasem konieczna, byście nie czytali chłamu ^^"
Kochać Ciebie kobieto za to to mało <3
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla anonimki z góry, ja tyż nie lubię Karou. (jej, zapamiętałam xD)
I w ogóle widać, że Dei żałuje, że jest z Tay tak bardzo xD Najlepiej to pójść do łóżka, zrobić co swoje, a skepy, randki itp. zostawić komuś innemu xD Ej, ej. Nie podobało mi się, bo Saso się całował z panią K., a na Miyuki nie zwracał uwagi, a sam często jest o nią zazdrosny :/ Dziwak xDD Spoiler tak okrutnie pociągający, że nie przeżyję 2 dni xD Dziękuję za spełnienie do prośby i weny życzę (znowu..) xD
Do następnego.
Katsu~
Chyba kochanie wystarczy xD :*
UsuńOj tam oceniacie, a nawet jej nie znacie :P (brawo :3)
Żałuje? Nie :P Po prostu jest śmierdzącym leniem xD
Saso ma dziwny sposób myślenia xD chce i Miyuki i Kaoru XD jakby żonę i kochankę XD
Przyzwyczajaj się, bo potem to nie będzie dwóch dni przerwy :P
Jeszcze jej nie spełniłam xD
:*
Hm szczerze mówiąc, to ja tam nie mam nic do Kaoru xD oczywiście, że shippuję SasoMiyu, ale jakoś ostatnio Miyuki mnie denerwuje xd zachowuje się mega dziecinnie (i nie mówię tu o kłótni z Hidanem, która była boska, ale tak ogólnie), chce Sasoriego, a jednocześnie nie może tego przyznać na głos, a potem ma wąty, że wyrwała go inna xD no cóż, peszek, trzeba było ruszyć dupę! I w ogóle jakaś taka... cipowata się zrobiła. Miyuki ogar! Może ten boks by jej pomógł? xD
OdpowiedzUsuńNa razie Kaoru mi nie przeszkadza, choć to raczej oczywiste, że tak naprawdę okaże się wyrachowana i że stara się udupić Mi, żeby zarobić punkty u Sasora, ale no cóż xd
Pełno heheszków miałam w tym rozdziale, bo mini bitwa na jedzenie w kuchni Saso była genialna (jak zawsze, Hidan i Miyuki razem mnie niszczą, uwielbiam ich <3 i jeszcze jak Sasori komentował, że ma przybrane dzieci XD) i potem biedny Dei w supermarkecie xD no kuźwa jego rozmowa z Itachim mnie zniszczyła, ale potem jeszcze biedak i na sasUKE musiał wpaść... a to pechowiec xD w każdym razie uwielbiam tą jego napastliwość i zazdrość no i 'nazywasz mnie kiełbasą?' xD
'Wujek jesteś biały – zaśmiał się Naoki, bo może nie wiedział.' - o i to! ♥
Poza tym zazdroszczę Miyuki możliwości wyżycia się na worku treningowym, bo ja już od jakiegoś czasu truję rodzicom dupę, żeby mi taki kupili... kurde moje aktualne marzenie <3 no i tym razem Yosuke nawet nie denerwował, jestem zaniepokojona.
A no i 'Taka jestem dumna, że aż bym cię pocałowała.' lol, Miyuki lamerskie xD weź ją ogarnij ;< niech się choćby pobiją z Kaoru, żeby jej i ulżyło i mogłaby dostać w łeb i wrócić do normalności xd
Pozdrawiam, buziaki ;3
To bardzo dobrze, że cię denerwuje xD to jest pisane na przykładzie jednej mojej koleżanki, co się tak zachowywała i ja też miałam jej dość xD spokojnie, ogarnie się, ktoś jej pomoże xD można powiedzieć, że boks będzie miał z tym coś wspólnego :P
UsuńNo cóż... to chyba przewidywalne XD
No to się cieszę, że miałaś dużo heheszków :P przyznam, że też lubię pisać o relacjach Hidana z Miyuki <3 wolą siebie, niż swoje rodzeństwo xD
Dei... no cóż xD los nie był dla niego łaskawy tego dnia xD
Po co ci worek? Nie masz rodzeństwa? xD ja swoją złość wyładowuje na.... no wtedy strasznie dużo jem xD No to jestem ciekawa jaki jego następny ruch cię wkurzy xD
Jest zdesperowana i pierdoli głupoty xD
Również pozdrawiam :D
Nieeeeee, Sasori nie może wrócić do Karou! Niech wraca skąd przybyła, ale to już!!! Lubię ją, ale teraz tak piękne układało mu się z Mi.. Podzielam zdanie Naosia, oni nie mogą się całować! XD "Może jej pokazać drzwi, ale buzi jej nie da" a to Ci łobuziak. Uwielbiam go <3 Ale Sasori i jego syn mnie rozczulają :3 Są tacy uroczy, że aż się chce ich wyściskać XD
OdpowiedzUsuńPodobno takie bicie worka bardzo odpręża. Nigdy tak nie robiłam, ale chyba spróbuję i to nawet też na bracie.. Soli, dziękuję za pomysł ;D Hidan, Miyuki i Naoś razem! Tęskniłam za tymi trzema muszkieterami :D Teraz sama mam ochotę na ciastka ;P tak fajnie się bawili w kuchni i nawet karou dostała jajkiem, ale "tatuś wszystkich" musiał zepsuć zabawę XD Oni się zachowują jak ja z bratem :P Normalnie chyba zaraz sama wejdę w to opowiadanie i wygonię karou! Już jej nie lubię i z chęcią bym jej pokazała (żeby nie przeklinać, powiem to ładnie XD) gdzie raki zimują XDDD
Tayuya zmienia się w moją mamę w spożywaczaku XD W tym samym rozdziale, gdzie jest Hidan i Miyuki, spotykają się Uchiha z Deidarą :D Soli kocham Cię, wiesz jak mnie uszczęśliwić :D Biedny Dei, posądzają go o wymyślanie sobie kobiety XD Sasuke jaki casanova XDDD Hahahaha xD "Dei budowniczy, wszystko spierniczy". Popłakałam się ze śmiechu. Kocham ch kłotnie :D Tayuya potrafi przygadać :) Dlatego zresztą ją lubię ;P
Ja tam rozumiem Naokiego. Też mam "delikatny nosek". W ogóle mam z nim dużo wspólnego, Naoś mój ziom :D Czytam tą scenkę i widzę, że czcionka jest przychylona, ale olewam to, bo akcja się rozkręca, a ja tu o czcionce myślę XD ale oczywiście to nie mogło dziać się naprawdę :c Gdyby tylko Miyuki wiedział co Sasoriemu chodziło po glowie na jej temat ;P Karou won! Nikt cię tu nie chce!
To śmigam dalej ;P