Wieczorne godziny pracy niesamowicie dłużyły się Akasunie.
Najbardziej lubił te popołudniowe, gdzie senność jeszcze nie dotyka człowieka.
Jednak w sumie sam jest sobie winny, było mu spać po pracy, a nie zabawiać się
ze swoją dziewczyną, bądź kumplami. Kto mu jednak zabroni narzekać…? No może
starsi pracownicy, ci z większym doświadczeniem, oni to dopiero wymagają cudów
od każdego człowieka. Właśnie spisywał raporty, dzisiaj przydzielono go do
pracy spisywania pacjentów na wydziale chirurgii ortopedycznej, ale starsi
„koledzy” wykorzystywali go też do pracy w izbie przyjęć. Nikogo tam nie było
od dobrych trzydziestu minut, więc wrócił do pokoju przeznaczonego dla
ratowników medycznych i tam w błogim spokoju oddawał się swojej zleconej
papierkowej pracy. Po kilku minutach ktoś zapukał twardo do drzwi i nawet nie
czekając na zaproszenie, wparował do środka.
- Przepraszam bardzo, ale czy ktoś z państwa może łaskawie
ruszyć dupę i zająć się chorymi na izbie przyjęć? – warknęła jakaś dziewczyna o
brązowych włosach spiętych w luźnego koka i ładnie podkreślonych szarych
oczach.
- Sasori, idź i pomóż koleżance – zaśmiał się Hideo, zgromił
go wzrokiem. Po ostatnim podpierdoleniu mu diagnozy, zyskał pochwałę. Dupek,
teraz się jeszcze bezczelnie tym szczyci. Wali go to.
- To nie moja robota – odparł obojętnie, wracając do pisania.
- O ile się nie mylę, jest nią spisywanie raportów i pomoc
starszym kolegom. Więc wypieprzasz młody… w podskokach – zakpił, na co ten dla
świętego spokoju już wyszedł z pomieszczenia twardym krokiem, niechcący
strącając ramię dziewczyny.
- Naburmuszona dziewczynka! Uwierz, że nam też się nie chce
tu siedzieć i czekać, aż weźmiecie się do roboty – stwierdziła wściekle, czym
nawet się nie przejął. Wtem osoba za nią pociągnęła ją ostro za ramię.
- Miyuki, uspokój się – skarcił ją mężczyzna z owiniętym
sznurkiem wokół szyi i przedramienia.
- Przecież nic nie robię, tato. To on stroi fochy, jakby
jakaś krzywda mu się działa – prychnęła dumnie.
Musieli jeszcze trochę odczekać, gdyż przed nimi uzbierała
się jeszcze siedmioosobowa kolejka. Dziewczyna patrzyła ze złością na Akasunę,
co za idiota, zero przejęcia stanem, historią pacjenta, tylko spisywał dane
ludzi i wysyłał na odpowiedni oddział nie zaszczycając ich spojrzeniem.
- Miyuki, usiądź sobie. Sam się zarejestruję – zaczął ojciec
dziewczyny.
- Nie, gdyby nie ja w ogóle byś tu nie przyszedł, więc
dopilnuję cię do końca – oznajmiła stanowczo szatynka. Nie pozwoliłaby się
spławić, nikomu! – chodź, teraz my – pociągnęła mężczyznę do okienka. – Dzień
dobry.
- Co dolega? – zapytał obojętnie.
- Mojego ojca boli ręka, już od kilku dni, dopiero teraz się
zorientowałam i go tu przyp…
- Rozumiem, imię i nazwisko – wciął się w jej zdanie,
spisując skierowanie. Drgnęła jej żyłka na skroni, jak bezczelnie jej gnój
przerwał.
- Miyuki Kazama – bąknęła, przedstawiając się. Mężczyzna
stojący obok niej, plasnął się w czoło, a siedzący w recepcji prychnął
prześmiewczo i w końcu na nią spojrzał.
- Imię i nazwisko pani ojca – poczerwieniała, ale głupotę
palnęła, no przecież, że nie o nią pytał… ale w każdym razie nie powinien się
z niej nabijać!
- Ależ to zabawne, jak twój kolor włosów – sarknęła, na co
przewrócił oczami. Dzięki znajomym już dawno się przyzwyczaił do takich
szyderstw.
- Miyuki! Zachowuj się – upomniał wściekle ojciec. –
przepraszam za córkę, Akaishi Kazama.
- Karta zdrowia – wyciągnął rękę po plakietkę, a potem
przepisał z niej kilka informacji. Wyglądało to, jakby ów czynność go wielce
nudziła, co irytowało szatynkę. – tamtymi drzwiami, korytarzem do końca w prawe
drzwi, tam ktoś się panem zajmie – odrzekł, oddając mu kartę i skierowanie.
- Dziękuję… chodźże! - zawołał do córki, która wbijała wzrok
w czytającą zapiski, twarz Sasoriego. – Potem się z nim umówisz – mruknął
zaczepnie.
Prychnęła oburzona tym komentarzem, bąkając pod nosem
wyzwiska w stronę chłopaka. Dotarła wraz z ojcem pod sale chirurgiczną, gdzie
jedna z pielęgniarek przydzieliła im jedno z łóżek, jednak dalsza pomoc nie
podlegała jej kompetencji, dlatego ponownie musieli czekać na lekarza. Miyuki
chodziła w te i wewte starając się nie deptać swoimi trampkami na obcasie na
linę. Nudziło jej się. Akaishi westchnął ciężko, jaka ona dziecinna czasem.
- Ile jeszcze mamy czekać, no? To szpital, ludzie potrzebują
pomocy od razu – jęknęła.
- To może pójdź poszukać tego chłopca z izby przyjęć i go
przeproś.
- Ja?! To on mnie obraził! Rudy cham! – mężczyzna plasnął się
w czoło. – Najpierw mnie szturchnął w ramię, a potem się nabijał! To on mnie
powinien przepraszać!
- Przepraszam – rozbrzmiał głos za jej ciałem, drgnęła
napotykając obojętne spojrzenie Sasoriego. Jednak miło było usłyszeć to słowo.
– tarasuje mi pani drogę – dodał, a jej ojciec zaśmiał się cicho. Ofukana
dziewczyna posłusznie się przesunęła.
- Akaishi Kazama, czterdzieści dwa lata… - wyczytywał jego dane
z kartki, którą od niego odebrał. – co się panu stało?
- Chwila. Wait. Co ty robisz? – burknęła dziewczyna,
zakładając ręce na piersi.
- Przeprowadzam wywiad z pani ojcem.
- Dlaczego robisz to ty? – fuknęła, a ojciec ją upomniał. –
Dlaczego podszywasz się pod lekarza, przecież pracujesz w recepcji. Wiesz, że
takie zabawy są karalne?
- Jestem pracownikiem tego szpitala, mam takie dyżury…
- Nie obchodzi mnie to, chcę aby ktoś dorosły zajął się moim
ojcem! Ty wyglądasz na mojego rówieśnika.
- Pewnie nim jestem. Nie rozumiem pani oburzenia, przecież
można tu pracować jako stażysta mając dwadzieścia lat – oświadczył, a Miyuki
spojrzała na niego z mordem, aż się lekko wzdrygnął.
- Córka ma szesnaście lat – oznajmił mężczyzna, jego ta
sytuacja niebywale bawiła, ona go wymładza, a on postarza. Ale trzeba było
przerwać, nim dojdzie do rękoczynów. – możemy wrócić do wywiadu…?
- Tak, przepraszam… co się panu stało? – zapytał, ignorując
cisnące w niego pioruny z oczu dziewczyny.
- Mówiłam, że boli go ręka! – prychnęła dumnie, a Sasori
westchnął ciężko, głupia małolata.
- Czy twój ojciec potrafi mówić? – odwrócił się do niej,
piorunując spojrzeniami, oddalonymi od siebie o zaledwie dziesięć centymetrów.
- Co to za durne pytanie? Oczywiście, że tak!
- To pozwól mu odpowiadać – dodał sucho, dziewczyna fuknęła
urażona. – więc…?
- Uraz prawej górnej kończyny w
okolicach przedramienia – o boże, już lubił tego pacjenta, normalna, precyzyjna
odpowiedź. Spisał ją w notatce.
- Jak i kiedy to się stało?
- Niestety nie wiem – spojrzał na
niego znad kartki, no kurwa… spojrzał z nadzieją na jego córkę, ale strzeliła
focha i najwyraźniej nic nie powie. Zresztą pewnie i tak nic mądrego…
- Mogę obejrzeć? – zapytał, w sumie
to nie jest jego poziom kompetencji, ale może coś wywnioskuje. Mężczyzna
zakasał rękaw do góry ukazując całkiem sporą ranę. Szatynka także przyjrzała
się temu bliżej. – Niech pan powie, kiedy zaboli – zalecił, następnie dotykał w
czułe miejsca palcami, mężczyzna syczał krzywiąc się z bólu.
- Może wystarczy? To go boli –
oświadczyła Miyuki, dostosował się do jej prośby.
- Wygląda na stłuczenie. Przewrócił
się pan może?
- Nie, nie pamiętam nic takiego…
- Tato, jak można takich rzeczy nie
pamiętać? – wywróciła lakonicznie oczyma. Wtedy poczuła na sobie wzrok,
brązowookiego. – Co się gapisz?! – zakryła się szczelniej płaszczem,
naburmuszając minę.
- Twój tata nie ma jakichś problemów
psychicznych…?
- Że co?! Co za cham! Sam pewnie masz
coś z głową!
- Spokojnie, chodzi mi o zaniki
pamięci…
- Obraziłeś go napisze na ciebie skargę,
durniu! – warknęła.
- Miyuki! Przestań dziewczyno!
- Co tu się dzieję?
Na salę wkroczył lekarz ortopedii, na
nieszczęście dla Sasoriego okazał się on być znajomym pacjentów. No to po
robocie… chociaż nie, jednak nie. Akaishi wybronił chłopaka od napaści córki,
bo w końcu słuszne pytania zadawał, postępował zgodnie z zasadami. Miyuki po
prostu za bardzo pała troską do ojca i to ją gubi. Lekarz spojrzał na Akasunę i
poprosił go oddanie karty, którą sam wypełniał. Przy pytaniu o przyczynę,
mężczyzna robił znaki mówiące, iż nie będzie mówił przy córce. Lekarz z
uśmiechem nakazał im zrobić prześwietlenie ręki.
Sasori natomiast zajął się innym
pacjentem, na szczęście on wiedział dokładnie co mu się przydarzyło, także nie
było żadnych problemów. Po jakimś czasie ponownie został zawołany przez
ortopedę do poprzednich pacjentów. Tym razem wyznaczono go do nałożenia gipsu
na obolałą rękę, wzdłuż przedramienia.
- Moment! Dlaczego akurat on ma się
tym zająć, nie ma lepszych ludzi od tego, bardziej doświadczonych?
- Mogę ci zaręczyć, że Sasori zrobi
to najlepiej – stwierdził ortopeda, poklepując ją po plecach i odchodząc do
innego pacjenta w celu złożenia diagnozy.
Szatynka cofnęła się, robiąc
przejście chłopakowi. Wykonał zadanie bardzo delikatnie i precyzyjnie, a nawet
jej akcentowane troską o ojca pytania, nie wybudzały go z rytmu. Po chwili, gdy
wszystko już było idealnie nałożone, a wszelkie odpowiedzi na pytania
dziewczyny udzielone, mogli wrócić do domu.
- Dzięki, za trzy miesiące żal mi
będzie ściągać – zaśmiał się mężczyzna i spojrzał wymownie na córkę. Sasori
wyrzucił zbędne materiały do kosza i zamierzał udać się do zlewu, oczyścić
ręcę.
- Dziękuję – bąknęła dziewczyna,
patrząc gdzieś w bok.
Przeszedł obok niej obojętnie, to jego
praca, nie musi się wysilać, by mu dziękować. Po sterylnych zabiegach wrócił do
kantorka, spisywać wszystkie potrzebne duperele. W międzyczasie snuł plany na
weekend, ostatnio Noriko ma niekorzystne dla niego wahania nastroju, więc musi
się jakoś dla niej zreflektować.
W samo południe w środę, wybrali się razem na spacer po
mieście. Akurat Akasuna miał w ten dzień wolne od zajęć, a do pracy idzie
dopiero wieczorem. Obejmował dziewczynę ramieniem, muskając jaj skroń przez
długie, proste i czarne włosy, uśmiechnęła się na ten gest, jeszcze mocniej
uciskając go w pasie. W dni takie, jak te eskalowało w niej poczucie szczęścia,
nie kłócili się, nie denerwowali, było po prostu miło! Choć trwali w ciszy,
łaknąc wzrokiem wiosenną panoramę rynku.
Stanęła naprzeciwko i wstrzymała ich dalsze kroki. Z
uśmiechem wskazała palcem na swoje usta, odwzajemnił ustny gest, unosząc
delikatnie kąciki, ujął jej twarz w dłonie i nachyliwszy się, wymierzył jej
upragnionego buziaka.
- Wspaniały dzień, prawda? – zagadnęła, przytulając się
do ramienia chłopaka, odmruknął jej zgodę. – Uwielbiam, jak cała natura zaczyna
kwitnąć… przejdziemy się przez park?
- Jak chcesz. Wszędzie byle z tobą – odparł czule,
mierzwiąc lekko jej włosy.
- No co robisz?! – bąknęła odsuwając się i poszukując w
torebce lusterka. To potrwa. Sasori wyciągnął telefon, by mogła się przejrzeć w
jego ekraniku. Sam udał się do pobliskiej kawiarni, zakupić im gorącą czekoladę
na wynos. – Sasori… mi weź kakao! – zawołała do niego, gdy się oddalał.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia, lubiła ładnie wyglądać, tak ogólnie dla
wszystkich. Bo naprawdę była ładna i cieszyła się z tego. Czekała na Sasoriego,
gdy telefon w jej dłoni zawibrował, a w tle rozniosły się dźwięki oznajmujące,
że… dzwoni debil. Zaśmiała się cicho,
widząc w dodatku imię Hidana na wyświetlaczu. Bez krzty wahania, odebrała.
- Yo, Saso. Jesteśmy teraz z kilkoma naszymi w knajpie
przy centrum. Wpadaj – rozkazał wesoło siwowłosy, w tle dało się usłyszeć
nawoływania Nagato, Deidary, Kisame i chyba Itachiego. Nie była pewna na wzgląd
obecności Douhito, ponoć się nie lubią. Chyba, że blondyn taki dwulicowy, nie
zdziwiłaby się. – Kurwa, jesteś?
- Sasori nie wpadnie – uśmiechnęła się wyobrażając jego
minę. – jest teraz ze mną i mu dobrze.
- Fajnie, że spisujesz się w roli dziwki – zaśmiał się.
– dobra, nie pierdol tylko daj go telefonu. Elita dzwoni!
- Elita? Chyba debili i wiesz co? Tak jest – mruknęła. –
a teraz słuchaj uważnie, odpierdol się od Saso, ty i ta cała pożal-się-boże
elita. Zasłużył dzisiaj na fajne towarzystwo.
- A myślisz, że po chuj dzwonię? – zapytał szyderczo. –
Daj mu telefon, Szmato, bo inaczej pogadamy.
Nie odpowiedziała mu, tylko bezceremonialnie się
rozłączyła i wsadziła telefon do kieszeni. Tyle zdążyła, nim przyszedł Sasori.
Obojętnie podał jej kubek kakao, którego wonią, smakiem i ciepłem, rozkoszowała
się idąc u boku chłopaka do parku. Usiadł na jednej suchej ławce, pociągając ją
za sobą. Odwróciła jego twarz do siebie, wpijając się namiętnie w usta.
Odstawił po omacku kubek z boku ciała i objął brunetkę w pasie, wtedy to
rozbrzmiał już normalny dzwonek komórki.
Oderwał się od niej molestując swoje kieszenie, wtedy
przypomniał sobie, że pożyczył telefon Noriko. Spojrzał wymownie na
zdenerwowaną przerwą, dziewczynę.
- Oddasz mi telefon? – zapytał w końcu, wytrzeszczyła
oczy. Ach no tak, przecież ona go ma.
- Tak, jasne… gdzie on może być, hmm… – zastanawiała się
na głos, zaczynając szperać w torebce, zamierzała ciągnąć to tak długo, aż ten
natręt sobie nie da spokoju. Po chwili było cicho. – przestał dzwonić. Potem
poszukam.
- Ale…
- Sasori… potem – prowokacyjnie usiadła na jego
kolanach. – zajmijmy się czymś przyjemniejszym… sobą – mruknęła kusząco,
zetknęła się delikatnie z jego wargami, po czym chciała to pogłębić, ale znowu
dzwonił debil.
- Hidan… ustawił sobie idealną nutkę, nie? – uśmiechnął
się chcąc rozładować napięcie. Sięgnął do kieszeni jej płaszcza, wyciągając
zgubę. – Znalazłem – powiadomił, na co uśmiechnęła się sztucznie. Na jej oczach
odrzucił połączenie, powracając do jej pachnących malinowym błyszczykiem warg.
- Zaskakujesz mnie – rzekła dumnie w przerwie. Ponownie
ktoś się dobijał na rozmowę, tym razem Kisame. Odrzucił, oczywiście i znowuż
wpił w miękkie wargi, ale ponownie rozbrzmiała melodia.
- Co do chuja? Itachi… usrali się czy co? – warknął, odrzucając
połączenie.
- Wyłącz po prostu telefon – przewróciła z nerwów
oczami. Przybliżył się do niej twarzą, chcąc cmoknąć w policzek, ale odchyliła
się w tył i rzuciła mu wymowne spojrzenie na telefon.
- Dobrze – odrzekł i już przymierzał się do wykonania
polecenia, w jego interpretacji, prośby. Lecz tym razem dzwonił Deidara. –
poczekaj, odbiorę.
- No ty chyba żartujesz?! – warknęła, ale to na nic.
Zaakceptował połączenie i przyłożył słuchawkę do ucha, pomimo świdrującego go
wzroku Noriko.
- Siema, Dei. Co tam? – ten przyjazny ton bynajmniej nie
podobał się brunetce. Dawała mu szansę, licząc, że wytoczy ostry opierdol, z
wielkim oburzeniem zeszła z kolan chłopaka na ławkę.
- Ha! Wygrałem cioty. Odebrał ode mnie! – zawołał
blondyn, ale chyba nie do niego, a do osób, z którymi przebywał. Czerwono-włosy
jęknął zdezorientowany. – Twoja laska zmusiła nas do wydzwaniania do ciebie.
- Ta jasne – zadrwił. – telefon mi się zawieruszył, ot
cała historia.
- Aha. Pewnie po rozmowie z Hidanem go schowała – zakpił
Deidara, wprawiając go w milczenie. Spojrzał kątem oka na siedzącą obok
obrażoną dziewczynę. No proszę, nie mówiła, że z kimkolwiek rozmawiała, gdy go
nie było. – W każdym razie, wbijaj do knajpki przy centrum. Musimy coś uczcić –
oznajmił z uśmiechem. Jego dobry humor było doskonale słychać przez komórkę.
- Sorry, dzisiaj nie mogę. Dzisiaj jeszcze do pracy idę,
rano szkoła.
- No kurwa, to ci soczek damy – zaśmiał się. – ja
stawiam.
- To tym bardziej nie. Jak ty stawiasz, to cię porządnie
wykorzystam – stwierdził obojętnie. Noriko spojrzała na niego zniecierpliwiona,
był z nią, nie zamierzała dzielić się z nikim jego czasem.
- Chuj – warknął, co rozmówcę jedynie rozbawiło. – o
dwudziestej drugiej kończysz, nie? -
Sasori przytaknął, obejmując za ramię swoją połówkę. Była obojętna na jego
ciepłe gesty. – To, sobota?
- Sobota? – powtórzył, na co Noriko się rozbudziła. –
Dob… - nie zdążył odrzec, bo komórka została mu wyrwana.
- Weekend mamy zaplanowany, chuj mnie obchodzą twoje
sukcesy. Opijaj je sobie sam – warknęła dziewczyna do słuchawki. Sasori chciał
jej odebrać własność, ale wstała i się od niego oddaliła. – nie spotka się z
tobą!
- Ach tak? Zobaczymy! – zawołał Deidara, w dupie miała
to ostrzeżenie i bezkompromisowo zakończyła połączenie.
Akasuna podszedł do niej ostrym krokiem i odebrał
telefon. Nie podobało mu się, jak potraktowała jego kumpli, w końcu nic złego
nie zrobili, a i nie mieli przecież planów na sobotę.
- Co ty wyprawiasz, do cholery? – warknął, przymrużając
gniewnie oczy. – Wiesz, tym razem przesadziłaś.
- Nie sądzę. To nie ja cię ignoruję, dla jakichś
debilnych rozmów z kolegami – założyła ręce na piersiach, patrząc na niego z
oburzeniem. W końcu są jakieś granice. Nie miałaby nic przeciwko jego znajomym,
gdyby nie narzucali się swoim towarzystwem co pięć minut.
- Chwila rozmowy, by cię nie zabiła. Ja ci się nie
dopierdalam do znajomych – odpyskował, chyba pierwszy raz mówił do niej takim
gniewnym tonem. – zaczynam się czuć przy tobie ograniczany.
- Przepraszam bardzo. To twoi znajomi dopierdalają się
do naszego związku. Z nimi się spotykasz? Z nimi chcesz spędzić resztę życia
czy ze mną? – wskazała na siebie. – Ja potrzebuję twojej uwagi znacznie
bardziej, niż oni! Ciekawe jakbyś się czuł, gdybym cię tak olewała dla
znajomych?
- Przecież cię nie olewam na litość boską – zmierzwił
sobie fryzurę, wzdychając ciężko. – Chyba parę spotkań w miesiącu o tym nie
świadczy. Przestań dramatyzować.
- Szkoda tylko, że te spotkania zazwyczaj są w weekendy,
a jak nie kumple to szkoła lub praca. Chcę ciebie częściej, niż tylko w nocy
lub do wieczora w środy – zakomunikowała. Wiedziała doskonale, że jego kumple
jej nie lubią, więc na pewno dodatkowo radzą mu z nią zerwać, czy szpuntują
przeciwko niej.
- No to powiedz mi, że chcesz jakoś ze mną spędzić czas
wcześniej, a nie wymyślaj – powiedział, no naprawdę… potem się dziwi, że
chłopaki po niej cisną. Jest młody, chce i musi się wyszaleć ze znajomymi.
- Że co kurwa proszę? Mam się umawiać z tobą w
terminarzu?! Sasori, idioto, my chodzimy! Czy chęć wspólnego spędzenia czasu ma
być tylko moją inicjatywą? Nie czuję się przy tobie, jak twoja druga
połowa! - warknęła, no jeszcze kurwa
czego. Pierdolone męskie myślenie.
- I tak moje pomysły są przez ciebie z reguły odrzucane
– odparł obojętnie. No bo tak jest, po chuj się wysilać, skoro odpowiedzią
zawsze będzie „nie”, a w bonusie opierdol, jaka to dziecinna myśl.
- Słuchaj Sasori… - przerwała, gdy nagle zakręciło jej
się w głowie, widok przed oczami stał się zamglony, a ona usilnie starała się
utrzymać równowagę.
- Dlatego nie dziw się, że czasami wole spędzić czas z
chłopakami. Przy nich czuję się bardziej dowartościowany – choćby samą
obecnością, jeden mądry… w sumie przy Hidanie wszyscy mogą poczuć się mądrzy.
Ponownie wpatrzył się w dziewczynę, która trzymała się za głowę z przymkniętymi
oczami i lekko się chwiała. – Noriko…? Noriko, co ci jest? – złapał ją za
ramię, po chwili dając jej swoim ciałem trochę większe oparcie.
- Nic… jakoś tak mi słabo – wyszeptała, nieustannie
mrugając w celu przywrócenia ostrości obrazu. Sasori nachylił się ku niej, po
chwili biorąc ją na ręce i kładąc na ławce, gdzie wcześniej siedzieli.
Z troską odgarnął jej czarne włosy na drugi bok twarzy.
Cała zbladła, lekko się chwiejąc na siedzeniu. Objął ją ramieniem, pozwalając
oprzeć się o tors. W milczeniu czekał na dalsze reakcje, aż zorientował się, że
zwyczajnie zasnęła. nie chcąc by się przeziębiła postanowił zanieść ją do domu.
Zabrał ją na plecy, jej ciepły oddech delikatnie uderzał w jego twarz, zaczął
zastanawiać się nad wypowiedzianymi do niej słowami. Wiadomo, że w chwilach
takich jak ta lub zwyczajnie po sprzeczce, człowiek zaczyna się zastanawiać czy
nie przesadził… zawsze, niezależnie od tego czy postąpił słusznie.
Nastała już dwudziesta druga. Sasori kończył pracę w
szpitalu, nie działo się nic niezwykłego. Jak przez cały tydzień, siedział w
papierkowej robocie, od czasu do czasu pomógł na wydziale ortopedii. Nawet
zdążył się co nie co nauczyć na studia, w razie jakiś niezapowiedzianych
kartkówek. Teraz mógł wracać do domu z tak pięknym postanowieniem, jak wyspanie
się. Mała wielka czynność, którą już od poranka w poniedziałek pożądał.
Przed wyjściem z budynku zaczepił go jeszcze jakiś z
pacjentów.
- Przepraszam, gdzie jest recepcja? – zapytał
podenerwowany, trzymając na rękach śpiące niemowlę. Sasori uniósł brew lecz
jego spojrzenie nadal pozostawało obojętne.
- Jesteśmy w recepcji – odpowiedział, wskazując na
niedalekie stoisko nad którym wisiał napis z pożądanym miejscem. Mężczyzna
zrobił pustą minę, tak zwanego pokerface’a.
- No tak… dziękuję – zakłopotał się i odszedł do
przyjmujących formularze, pielęgniarek.
Akasuna przekręcił głową z lekkim uśmiechem, co za
idiota. Zwrócił się do drzwi i wyszedł przez nie, przywitał go zimny powiew
wiatru, dopiął po samej góry zamek w kurtce i przyłożył do kołnierza usta, ręce
włożył do kieszeni i zszedł po schodach, kierując się na swój przystanek
samochodowy. Zawsze o tej porze jest na nim pełno meneli, którzy szydzą sobie z
przechodni, albo namawiają na jednego… taa już leci pić z jednej butelki piwa
czy kieliszka z tym brudem. Znaczy, nie ma nic do takich ludzi, ale gdy są
spici i natarczywi to wkurwiają, dlatego musi sobie kupić samochód. Koniecznie.
Jego rozmyślenia przerwało objęcie ramieniem po jego
prawej stronie. Wzdrygnął się nieznacznie i momentalnie zawędrował wzrokiem w
tamtym kierunku. Po kontakcie z niebieskimi oczami wyluzował.
- Siema – mruknął Douhito idąc u jego boku.
- No hej – przywitał się Sasori i planował iść dalej,
ale został przekierowany, przez mocniejszy uścisk w inną stronę. - Deidara,
gdzie mnie kurwa ciągniesz? Ja chcę do domu.
- Gdzie kurwa do domu. Noc jeszcze młoda, a ja muszę z
wami coś uczcić – Akasuna spojrzał na niego z zainteresowaniem, w końcu nie
dopytał ostatnio. – dostałem w pracy swoje pierwsze wynagrodzenie z premią –
uśmiechnął się dumnie.
- Och, gratulacje stary.
- Dzięki – wypuścił go z uścisku i włożył ręce do
kieszeni. – więc wiesz, pierwszą wypłatę trzeba opić, a nie zamierzam wydawać
kasy jedynie na te resztę łajz z naszej bandy.
- Dobra, prowadź, a nie pierdolisz – bąknął, za co
dostał po głowie.
- Z szacunkiem do Inżyniera budownictwa – wygarnął,
chuj, że uczy się na to stanowisko, a na razie ogólnie pracuje na budowlance.
To kwestia miesięcy, nim zobaczą w nim potencjał i posypią się awanse.
Czerwono-włosy nic nie odpowiedział, uśmiechnął się
tylko kpiąco w jego stronę. Deidara w sumie trochę się zdziwił na tą uległość
kolegi, ale nie roztrząsał tego, to na bank przez tą Noriko. Właśnie tak, od
tamtej kłótni nie porozmawiali poważnie, tylko jakieś zdawkowe zdania sobie
posyłali. Czuł się źle, miał dosyć sporów o przyjaciół czy o dziewczynę… jak
była okazja to wolał zatopić smutki w alkoholu i trochę się odprężyć.
Po godzinie prawie cała grupa była w wyśmienitych
humorach. Siedzieli w jednym z akademickich barów, w ręku trzymali po butelce
piwa, niektórzy rozmawiali przy stoliku, inni grali w bilard, a jeszcze inni
zajadali się zamówionymi fast food’ami. Takie tam zwykłe, lekkie spotkanie.
- Ej, tak w ogóle to gdzie jest Hidan? – zapytał w końcu
Deidara, siedząc sobie na blacie stołu do bilardu. W sumie coś tak cicho i
przyzwoicie tu odkąd weszli, ale dopiero teraz to zauważył.
- Był tu… - rozglądnął się Nagato, towarzysząc w
rozmowie blondyna i Sasoriego. – ale chyba wyszedł jakoś niedawno po tobie –
oznajmił, na co się trochę zdziwił.
Był z nimi w knajpie, a gdy zbliżała się dwudziesta
druga, tak jak zaplanowali zza wczasu, ruszył po tą śliczną, rudą sierotkę pod
szpital. Nie tylko chcieli mieć go w swoim gronie, ale też chcieli dać taką
nauczkę Noriko. Z nimi się nie zadziera i tyle. Po kilku minutach do pomieszczenia
wszedł wyszczerzony Hidan, a za nim Itachi. Deidarze drgnęła żyłka na skroni,
zerwał się do chłopaków i zwrócił do Hidana.
- Co ON – wskazał brzydko palcem na Uchihę. – tu robi?!
- Też miło cię widzieć – uśmiechnął się lekko. –
gratuluje… czegoś tam – dodał i klepiąc go po ramieniu wyminął jego osobę, by
przywitać się z resztą. Deidara strzepnął z ramienia niewidzialną zarazę, którą
ten idiota szerzył.
- Hidan, kurwa. Mówiłem ci, że nie chce tutaj tego
durnia – warknął zerkając w tył i mordując wzrokiem bruneta.
- No wiem – odparł, jak gdyby nigdy nic. Dei spojrzał na
niego, jak na kretyna, czyli bardzo prawdziwie. Może tej niższej formie życia
trzeba to inaczej tłumaczyć.
- I co zrobiłeś? – zapytał, jak jakiegoś przedszkolaka.
- Przywiozłem go tutaj – zaśmiał się bardzo zadowolony
ze swojego uczynku, a dlaczego by nie miał, nie? Było mu nie paplać, jaki to
byłby wkurwiony na widok jego pysku.
W wcześniejszym towarzystwie oswajał się z obecnością
nieproszonego gościa. No bo czym biedny kolega mu zawinił? Istnieniem? Sasori
dał Nagato znak, żeby nie dociekał, bo to mu nic nie da.
Po kolejnych dwóch godzinach, atmosfera już kompletnie
się ociepliła. Towarzystwo dogrywało ostatnią partyjkę bilardu, właściwie
knajpa powinna być już zamknięta, ale ubłagali właściciela.
- Nie ruszajcie stołem! Mówię coś kurwa! – warknął
Yahiko, a reszta się zaśmiała… z jego stanu.
- Przecież nie przesunęlibyśmy trzystukilowego stołu. Za
dużo wypiłeś i twój świat razem z klockami wiruje – uświadomił Nagato,
załamując się faktem, iż jego współlokator jest spity, będzie musiał go
odprowadzać do mieszkania. A mówił mu, nie pij z Hidanem, nie pij mówię!
- Spoko, pomożemy go odprowadzić – zgłosił się Zetsu,
przystępując w przód razem z Hidanem. Oboje również byli pięknie najebani…
chyba wrócą do domu, jak wytrzeźwieje.
- Nie… ja dam radę – zapewnił, w końcu jeden spity to
mniejsze zło, niż trzech. Logiczne.
- No, czyli idziemy – wyszczerzył się Hidan i szarpnął
Yahiko od pokrytego suknem stolika, bo strącał już ręką bile do łuz. – nara
wam, było do dupy, dlatego trzeba powtórzyć.
Pozostali przekręcili tylko oczami, siwowłosy zawsze tak
mówił, nawet na spotkaniach, które sam organizował. Człowiek z dystansem do
siebie. Po kilku minutach reszta także wyszła z knajpy, którą właściciel
wreszcie mógł zamknąć. Pogadali jeszcze chwile, nim mieli się rozdzielić.
Sasori razem z Kakuzu omawiali niedawne kolokwium na studiach, w końcu jeszcze
w tym roku zajęcia mieli razem, a Deidara sprzeczał się z Itachim i Kisame,
dwóch na jednego to trochę nie fair, ale on sobie dobrze radził.
Chodziło o miejsce następnej imprezy, Itachi nie chciał
robić jej w domu, bo rodzice. No idealna okazja do drwin na brunecie, boi się
reakcji mamusi i tatusia, no lol, nawet on ma w dupie co jego matka powie.
Sprasza sobie kumpli, przychodzi późno do domu, nawet spotykał się z laską,
której szczerze nie znosi – skoczcie mu, taki bardzo zbuntowany syn. W końcu
Itachi mając dość jego głosu i twarzy, odszedł zgadzając się na tą propozycję
Wrócił do mieszkania, było koło trzeciej nad ranem,
naprawdę się dzisiaj dobrze bawił. Taka tam, mała ucieczka od codzienności.
Będąc już w mieszkaniu, zamknął po cichu drzwi i równie cicho przystąpił do
ściągania kurtki i butów. Trochę go po tych piwach suszyło, dlatego ruszył się
do kuchni, na stole zobaczył zgaszone świeczki i przygotowaną wytrawną kolacje
z otwartą i do połowy pustą już butelką czerwonego wina. Obtarł oczy z
frustracji na samego siebie, no to zjebał po całości. Norma. Usłyszał otwierane
drzwi od łazienki, a z nich wyszła Noriko, głupio mu było się odezwać, dać znak
o swojej obecności. Jednak sama go zauważyła, oparła się swobodnie o ścianę i
skarciła wzrokiem. Czuł się jak dzieciak, który zdecydowanie za późno wrócił z
imprezy.
- W końcu raczyłeś wrócić do domu – żachnęła się,
zakładając ręce na piersiach.
- Byłem…
- Z kolegami. Tak, wiem – oznajmiła wymijając go w
przejściu do kuchni, zapaliła światło. – zapach alkoholu cię zdradził. Pomyśl o
jakiś miętówkach następny razem – syknęła.
- Noriko, nie złość się – prychnęła jedynie i zaczęła
wyrzucać wystygnięte jedzenie do kosza. Sasori obserwował ją z zasmuconą od
poczucia winy, miną. – nie wiedziałem, że przygotujesz dla nas kolację… gdybym
wiedział wróciłbym wcześniej – usprawiedliwił się, bo tak w połowie, no
większej połowie to jej wina. – mogłaś zadzwonić… - wrzuciła z nieznacznym
trzaskiem talerze do zlewu.
- Na pewno byś odebrał – sarknęła. Tak, pewnie prędzej
zrobiliby to jego kumple i zwyzywali ją, że przeszkadza. – Sasori, czy tobie w
ogóle zależy na tym związku?
- Zależy, ale chłopaki…
- Chłopaki, chłopaki, chłopaki – powtarzała z jadem w
głosie. – mam tego dość, to wygląda jakbym z nimi konkurowała, wiesz? I rzecz
jasna moje starania masz w dupie.
- To nieprawda. Wiesz, że ty jesteś dla mnie
najważniejsza – oznajmił stanowczo. – gdybym wiedział o kolacji…
- Właśnie… chciałam cię przeprosić za ostatnio, ale
wiedz, że teraz mam na to wyjebane. Znowu mnie olałeś, znowu dla tych prostaków
– warknęła wściekle. – nienawidzę ich, bo mi cię zabierają.
- Przecież to ciebie kocham – stwierdził spokojnie.
- Zawsze tak mówisz, a w takich chwilach tego po prostu
nie czuję.
- Udowadniam ci to na każdym kroku. Wyznaje ci miłość,
rozmawiam gdy jest okazja, zabieram na randki, mieszkamy nawet razem! Co mam
niby jeszcze kurwa zrobić? – warknął załamany. Doprawdy, stara się, a wiecznie
coś jest nie w porządku. To się robi irytujące, ale… mimo wszystko nie chce jej
stracić.
- Dokonaj wyboru! – zawołała rozjuszona.
- Jakiego kurwa wyboru?! – odgarnął sobie w tył włosy z
zdenerwowania.
- Ja albo twoi pojebani kumple!
DATA
7.12.2013
OD AUTORKI
No i jest kolejny rozdział ^^ Przyznam, że ciężko mi się pisało kłótnie Sasoriegov i Noriko xD raz byłam po jej stronie, a raz po jego xD więc chyba jest taka w pewnym sensie prawdziwa xD no i to męskie myślenie, uwierzcie, że staram się by nie wyglądało to sztucznie :P
Blogi - w tym tygodniu zbytnio nie miałam chęci na nadrabianie, ale teraz się za was zabiorę, obiecuję :) Pozdrawiam ;**