Była
godzina trzynasta popołudniu. Sasori tego i poprzedniego dnia miał jeszcze
wolne od pracy, które na całego wykorzystywał
dla syna, a przed nimi jeszcze cały weekend. Naoki w ogóle nie pytał
taty o Miyuki. Nawet, gdy Sasori napomknął mu poprzedniego wieczoru, że musiał
napisać w internecie ogłoszenie, że szuka opiekunki. Naoki jedynie się tym
oburzył, bo przecież jest duży i potrafi zająć się sobą. Właśnie dzisiaj
przyszły dwie kandydatki na stanowisko – kobieta w wieku pięćdziesięciu lat,
swoje dzieci już odchowała, więc była chętna do pomocy przy innych. Drugą
kandydatką była bardzo atrakcyjna dwudziestolatka, która nie planowała studiów,
chciała pracować. To było oczywiste, że aparycje jej nie pomoże, choć to nim
mogła by się opiekować. Miała na sobie sporo tatuaży… Wtem do mieszkania
dobijała się kolejna osoba.
- Przepraszam, pójdę otworzyć. – Powiadomił
kobiety i szedł ku drzwiom. Naoki leżał sobie na plecach, grając na telefonie
ojca.
- Siemka Cipeczko! – Mruknął Hidan, wpraszając się
do środka razem ze swoją towarzyszką.
- Hidan, to nie jest odpowiednia pora na
odwiedziny…
- Spoko. – Wzruszył ramionami i wskazał na
dziewczynę obok siebie. – To jest Amara.
- No elo. – Przywitała się od niechcenia. Nie
chciała tu przychodzić, w ogóle nie chciała wychodzić z domu. – To ten twój
zwierzaczek?- Uśmiechnęła się zgryźliwie.
- Słucham…?
- Nie, to tylko rudy ojciec mojego ULUBIEŃCA,
nie zwierzaczka. – Poprawił swoją towarzyszkę.
- Tak czy siak Hidan, teraz spadaj. Nie mam
czasu na użeranie się z kolejnymi dziećmi. – Burknął w ich stronę, patrząc na
bardzo młodziutką Amarę. – Mam gości.
- Luz, luz. Nie będziemy przeszkadzać, chcę
zapoznać Amarę z Nao.
- No to przyjdźcie potem.
- No co jest? Wstydzisz się mnie? – Wyszczerzył
się Hidan.
- Owszem. – I uśmiech spełzł mu z twarzy.
- Ja się już będę zbierać, Sasori…
Do
przedpokoju weszła właśnie starsza kobieta. Hidan spojrzał na nią
zdezorientowany. Nie wiedział kim była i dlaczego tu była? Choć po sposobie
traktowania się wzajemnie to było podejrzane. Mówili do siebie na ty! W dodatku
ich rozmowa była dziwna.
- Mam nadzieje, że jeszcze się z tobą i Naokim
zobaczę.
- Chwilowo i tak jesteś numerem jeden. Zadzwonię
wieczorem. – Powiedział zamykając za kobietą drzwi.
- Co prawda mówiłeś, że lubi starsze, ale bez
przesady… - mruknęła Amara.
- Sasori… Pukasz staruszkę…? – Zapytał Hidan nie
mogąc stłumić chichotu.
- Nie idioto! – Warknął gniewnie.
- No to kto to był?
- Taka pani. – Powiedział wymijająco.
- Mogę do kibelka? – Wtrąciła Amara. Sasori
przytaknął wskazując jej kierunek. Hidan jednak nie odpuścił. Wtem w drzwi
ponownie ktoś zapukał. Po otwarciu okazało się, że przybyła Noriko.
- Cześć. – Przywitała się Noriko. – Och, Hidan…
- Nagle jej mina zrobiła się mniej zadowolona.
- Co tu robisz? – Zapytał Sasori.
- No właśnie, spierdalaj! – Stawił się za kolegą
Hidan.
- Przyszłam w sprawie ogłoszenia. – Zwróciła się
do ojca swojego dziecka.
- Ogłoszenia? Jakiego ogłoszenia?
- Masz weekendy… - Burknął Sasori. Całkowicie
zignorowali Hidana.
- Zrezygnuje z nich, jeśli pozwolisz mi się
opiekować Naokim w tygodniu.
- Nie podoba mi się ta opcja.
- Nie będziesz musiał mi płacić, to chyba lepsza
„opcja”.
- Hej, hej, hej. Chwila! – Hidan wtrącił się
między nich. - O czym wy gadacie...?
- O...
- Zgłaszam się na opiekunkę, Naokiego. -
Powiedziała Noriko wchodząc Sasoriemu w słowo. - Nie przeszkadzaj jak dorośli
rozmawiają...
- Szukasz opiekunki...? Czemu? Miyuki
zrezygnowała? - Po tych pytaniach Noriko dopiero zrozumiała nieświadomość
Hidana.
- Powiedzmy, że nie mogła już tutaj
pracować...
- Czemu?
- Bo nie!
- Czemu?!
- Zerwaliśmy. - Syknął Sasori. - Nie zadawaj już
pytań, dobra? - Hidan nie odpowiedział. Ruszył do salonu, zwracając do
Naokiego.
- Hej Nao. Czemu twój stary zerwał z
Miyuki?
- Hidan! .- Wściekł się Sasori. Jak Hidan mógł
wykorzystać dla tej informacji jego syna...?!
- Nie wiem wujku. - Chłopiec wzruszył ramionami,
niczym się nie przejmując. – To nie moja sprawa.
Sasori
zdziwił się na odpowiedź syna. Nie wiedział, kiedy Miyuki stała się mu obojętna
i dlaczego. Hidan zaś nie był zadowolony ze swojej niewiedzy. Znowu się zaczyna
sezon na „Hidan nic nie wie o swoich przyjaciołach”. Noriko odchrząknęła
zwracają na siebie uwagę uszczęśliwionego syna. Jakoś w tym czasie zza rogu
wyszły dwie dziewczyny, Amara i druga z kandydatek na opiekunkę.
- Kto to? – Zapytała Noriko.
- Hej! Ja cię znam! – Zawołała Amara. – I ty
pewnie też. – Zwróciła się do koleżanki. – Jesteś byłą dziewczyną Dana… Nie
pamiętam jego nazwiska, ale był tatuażystą i kumplowałaś się z jego siorą.
- No tak! – Przytaknęła jej koleżanka. – Ta, z
którą zerwał.
- Przepraszam...? – Noriko parsknęła śmiechem.
- Wiemy, że zerwał z tobą, bo go zdradzałaś z
jakimś szmaciarzem. – Kobieta z uśmiechem spojrzała na Sasoriego. on, widząc
gest swojej eks się skrzywił. – A jak zaszłaś w ciążę to cię wyrzucił na zbity
pysk i wróciłaś do Dana z podkulonym ogonem.
- Porywająca historia. I co wtedy zrobił cudowny
Dan?
- No przyjął cię z powrotem, nawet tym twoim
bachorem się zajmował. Pamiętam jak nim się zajmował w salonie.
- Co…?! Wziął moje dziecko do tego swojego
burdelu?! – Noriko wściekła się na tą wieść, a jednocześnie nie mogła się
opanować. Sasori widząc jej nerwy postanowił zareagować. Odchrząknął znacząco i
się wciął pomiędzy kobiety.
- No tak. Pani już podziękuję. Drzwi są tam.
- Ale ja… Ja czuję, że się świetnie z pana synem
dogadam! Proszę dać mi szansę!
- Niestety. Nikomu nie pozwolę nazywać dziecka
bachorem.
- Kiedy ja…
- Naoki, to dziecko moje i Sasoriego.
Zrozumiałaś czy mam przeliterować?
Noriko uśmiechnęła się perfidnie. Musiała
przyznać, że zrobienie na złość tej osobie sprawiło jej radość. Starając się
ukryć zażenowanie tą niefortunną sytuacją, opuściła mieszkanie jak została
poproszona.
- Co znaczy pizda? - Zapytał Naoki.
- Co? Skąd znasz to słowo?
- Ta pani tak powiedziała.
- Aha. Nieważne, nie wolno tak...
- To znaczy, że jest zimno. - Wtrącił
się Hidan przerywając wypowiedź przyjaciela.
- Co? Co ty pieprzysz?
- No mówi się też tak, gdy jest zimno.
Lepiej by kojarzył to słowo z tą definicją.
- Pizga. Nie pizda. - Burknął przewracając
oczami.
- Hm? Serio?
- Tak.
- Całe życie w błędzie. -
Westchnął Hidan po czym wzruszył ramionami. - No
mniejsza. Saso po co ci niańka skoro masz mnie? Mogę siedzieć
z Nao, gdy bawisz się w doktora.
- Sam masz przecież robotę.
- Rzucę ją. - Mruknął obojętnie.
- Przepraszam bardzo. - Wtrąciła Noriko. -
Nie zgadzam się na twoją kandydaturę. Poza tym sprawa jest jakby zamknięta,
bo Naoki będzie pod opieką mamy.
- Jeszcze nie zdecydowałem...
- Weź, nie będzie ciągle z mamą.
- Niby dlaczego?
- Bo to wiocha. - Wytłumaczył Hidan.
- Nao, chcesz być ze mną, kiedy stary będzie w pracy?
- Woli być z mamą. - Syknęła Noriko.
- Może pozwól mu się samemu
wypowiadać, a nie nim rządzić? - Burknął. - On nie da ci sobie wejść na głowę,
jak głupi Sasori.
- Ej... - Bąknął gospodarz mieszkania.
- Ja wiem czego chce moje dziecko. Nie chcesz
być z tym gościem tylko z mamą, prawda kochanie?
- A... Czy muszę z kimś zostawać? Jestem duży
przecież...
- Masz dopiero siedem lat, słoneczko. – Noriko
usiadła obok chłopca na kanapie. – Znalazłam pracę na weekendy na nocne zmiany,
więc zajmowanie się Naokim w tygodniu byłoby świetnym rozwiązaniem.
- Nocne zmiany? Gdzie pracujesz? W klubie ze
striptizem? – Hidan parsknął śmiechem, klepiąc w plecy Sasoriego. Ten jednak
nie podzielał jego humoru. Noriko po dłuższej chwili uporczywego wpatrywania
się w Hidana dodała.
- Pracuje w barze niedaleko. Jako barmanka.
- Boże! Powrót do przeszłości. Niedługo znowu
się zejdziecie z Saso. – Po tej wypowiedzi nastało milczenie. Noriko i Sasori
jedynie spojrzeli spode łba na komentatora.
- Fajnie by było. – Oznajmił Naoki. – Miałbym
normalną rodzinę i nie kłócilibyście się o mnie.
Wszyscy
dorośli zwrócili spojrzenia na chłopca. Zrobiło się dziwnie. Sasori spuścił
wzrok na podłogę, czuł się trochę winny że nie zapewnił własnemu dziecka życia
z mamą i tatą pod jednym dachem. Noriko zrobiło się głupio, musząc to wszystko
słyszeć. W końcu długą ciszę przerwał Hidan przedstawiając wszystkim Amarę. W
owej chwili wszyscy byli wdzięczni za jej obecność. Sasori przypatrywał się
dziewczynie bardzo dogłębnie dając przyjacielowi pełne podziwu sygnały. Była
piękna, buntowniczy styl dodawał jej tylko uroku, jednak to nie jest dziewczyna
na stałe podobnie jak dziewczyna sprzed chwili. Hidanowi najbardziej zależało
na opinii Naokiego, nic więcej się nie liczyło.
- Nie lubię jej. – Stwierdził Naoki, kiedy
przeniósł się z wujkiem tylko w pokoju.
- Co? Dlaczego?!
- Jest niemiła wujku…
- Wcale nie!
- I strasznie się rządzi. – Burknął Naoki. –
Wujek, stać cię na więcej. – Poklepał go po ramieniu. Hidan przez dłuższą
chwilę nie wiedział co powiedzieć. Od kiedy to mu już nie przytakuje…
- Ale ta mi się podoba! Ma fajne ciało. –
Mruknął z swoim zboczonym uśmieszkiem.
- I tak jej nie lubię…
- Nie możesz jej nie lubić! – Zaparł się Hidan.
– Lubicie te same płatki!
- Liony?
- No wła…! Chwila, przecież lubisz nesquiki…
- Teraz lubię Liony, nesquiki są dla dzieci. –
Porównał, machając ręką.
- Racja. – Przyznał Hidan. – Pierwszy krok do
stania się mężczyzną. Przybij piątkę!
Przybił
więc. Wujek zachowywał się o wiele fajniej bez Amary. Zauważył, że gdy z nią
jest to zaczyna się zachowywać jak służący. Tymczasem Noriko siedziała w
salonie razem z Sasorim i przyjaciółką Hidana, którą po paru minutach rozmowy
rozpoznała. Amara miała wtedy dwanaście lat, jako małolata szalała za Danem.
Już wtedy była w domu dziecka, a Noriko zna dokładnie jej przypadek, jej
przeszłość.
- Znasz mnie lepiej niż Hidan… ale nie zdradzaj
mu informacji o mnie, okej?
- Nie zdradzę. Przynajmniej nie za darmo. –
Odparła Noriko. Następnie przeszła do kuchni, gdzie przebywał Saso. Chciała z
nim jeszcze raz pomówić o złożonej ofercie. – Sasori to co z tą pracą?
- Zanim przyszłaś miałem świetną osobę na tę
posadę więc… więc sorry.
- Dlaczego taki jesteś? Przecież wytłumaczyłam
ci powód! W innym wypadku nie będę się widzieć z Naokim.
- Noriko nikt ci nie każe pracować. Majątek od
męża chyba ci wystarczy na prowadzenie godnego życia. Miałaś co weekend, teraz
chcesz w tygodniu, może jeszcze w ogóle chcesz z nim mieszkać?
- Przypominam, że mieszkałam z nim miesiąc,
podczas gdy ty wolałeś płakać po kątach za byłą i nic takiego się nie stało byś
mógł się obawiać.
- Niczego się nie obawiam.
- Och, serio? – Zapytała z kpiną.
- Tak. Ufam ci, ale… - Westchnął ciężko. – Sam
nie wiem... Daj mi czas do zastanowienia.
- Jasne…
Więcej
słów nie potrzebowała. Ostatnie zdanie z ust Sasoriego jest adekwatne do
wyrażenia zgody. Z uśmiechem szykowała się do wyjścia. Chciała dać Sasoriemu
wolną rękę, gdy opiekuje się dzieckiem. Po chwili do towarzystwa doszedł Hidan
informując Sasoriego o planach z Naokim na najbliższy poniedziałek. Uszanował
wspólny weekend ojca z synem… a właściwie to nie, miał to gdzieś, dostosował
się jedynie do Naokiego.
- W ogóle, ta twoja siora często u mnie bywa,
wiesz? – Zarechotał.
- Myślisz, że przychodzi do ciebie?
Niepotrzebnie robisz sobie nadzieje. – Odpowiedział zobojętniale Sasori.
- Wiem, że przychodzi do Yagury. I tak
zostaniemy rodziną.
- Bardziej ona niż ja… - Sasori nie dawał się
sprowokować. – Zresztą, może w końcu zmądrzeje i rzuci twojego braciszka.
- Sądząc po nocnych jękach to prędzej zajdzie w
ciąże.
- Hm? To ona u was sypia?!??
- Co się tak gorączkujesz? To normalne, że w
związku się ze sobą sypia. Właściwie dzięki niej wykluczyłem Yagurę z strefy
gejów. – Pokiwał z uznaniem głową. Sasori zacisnął pięści w złości.
- Nie są na tyle długo razem by szła z nim do
łóżka.
- Ty szedłeś…
- Nie mówimy o mnie ok?! – Warknął zdruzgotany
tą całą wiadomością dotyczącą Matsuri. – Co ten twój jebnięty brat sobie
myśli?! Że może sobie dupczyć moją siostrzyczkę?
- Najwyraźniej.
Sasori
burknął coś pod nosem i już w głowie rozpoczął przemyślenia dotyczące
morderstwa na Yagurze i zamknięcia Matsuri w jakiejś wieży. Może na pierwszy
rzut oka nie byli przykładnym rodzeństwem, ale cenili sobie wzajemne dobro.
Mats w końcu od razu zareagowała, dowiedziawszy się o zdradzie Miyuki. Saso też
nie zamierzał pozwolić, by Yagura zniszczył tak wcześnie życie jego siostry.
Ona ma przecież ambitne plany na przyszłość i żadnego Yagury tam nie było.
W
sobotę już z samego południa po Naokiego przyszli jego koledzy ze szkoły.
Chcieli iść na plac zabaw pobawić się tam w jakieś igrzyska olimpijskie. W tym
okresie czasu naoglądali się tych sportowych programów i po prostu muszą
wykorzystać w zabawie, poznane dyscypliny. Sasori westchnął ciężko, nadchodzi
czas, kiedy jego chłopiec dorasta i nie chce z nim spędzać czasu, bo to wstyd,
siara i obciach. Ponadto dopiero co wrócił do domu, a wszystko się sprzymierza,
by nie mógł spędzić z synem pięciu minut. Naoki już zjadł swoje śniadanie i
wykonał wszystkie swoje dziecięce obowiązki, wystarczyło tylko, aby wyszedł
przez drzwi.
Sasori
nie chciał, aby wyszedł… weekendy to jakby jedyny czas jaki mogą spędzić we
dwoje, ojciec z synem. O ile oczywiście Noriko nie przylezie albo nie postanowi
sobie akurat obrać tegoż weekendu dla siebie. Dziś ma wolne od pracy, nikt się
z nim nie umówił ani nic… Co on ma robić sam w mieszkaniu? Może wymyśli
Naokiemu jakąś karę…?
- Fajowo! Mogę iść tato? Mogę? Mogę? Proszę!
Bardzo proszę...! – No i przez takie błagania on czuję się po prostu bezsilny.
Co ma mu powiedzieć? Nie? Naoki, synu drogi… olej kolegów, spędź czas z tatą!
Koledzy przychodzą i odchodzą, a tatuś zostanie na zawsze! Przecież to brzmi
żałośnie!
- Pewnie…
- Hura! – Zawołał wesoło i zaczął ubierać swoje
halówki. Sasori z ociągnięciem mu je zawiązał, może się rozmyśli…
- Siema Saso – Zawołał Deidara. – i bando
bachorów. – Syknął omijając dzieciaki przed drzwiami i wchodząc do mieszkania,
gdzie jego kumpel kucał przed synem, sznurując mu buty. – I Naoki.
- Cześć wujku. Idę z kolegami na dwór. Pobawimy
się w olimpiady sportowe!
- Wspaniale… nie wracaj za szybko.
- Dei! – Upomniał go Saso. Niech mu nie gada
takich rzeczy, bo Naoki sądzi, że wujek mu tak mówi dla jego radości, a tak
naprawdę tylko na swoje dobro patrzy. – Nie słuchaj go, masz wrócić na obiad,
jak zgłodniejesz… albo nie, dam ci zegarek.
- Weź go zostaw, niech się wyszaleje na podwórku.
Piękna pogoda – Mruknął. – Daj mu trochę kasy, jak zgłodnieje to sobie kupi
jakieś chipsy – Na wywód przyjaciela, Akasuna puknął się wymownie w czoło.
Jeszcze ma go do sklepu puścić samego. Przecież sklep jest po drugiej stronie
ulicy!
- Masz ty chłopie dobrze w głowie? – Zapytał
retorycznie. – Masz być na placu zabaw, nigdzie się nie oddalać, kumasz? –
Naoki przytaknął ruchem głowy. – To idź już.
Chłopiec
podbiegł do drzwi i jak na znak koledzy pospieszyli do wyjścia. O to mu
chodziło, bo wtedy jeszcze zawrócił do Saso i go mocno objął. To było takie
kochane z jego strony, aczkolwiek to też oznaczało, że wstydzi się go przy
kolegach. Straszne! Tak szybko? Ma dopiero sześć lat, no! Chyba się rozpłacze…
nie no, nie może płakać… Deidara patrzy.
Po chwili chłopiec pobiegł za przyjaciółmi do wyjścia. Sasori wstał z klęczek
na równe nogi i zamknął za nim drzwi. Spojrzał na przyjaciela i bez słowa
skierował się z nim na kanapę w salonie.
Oczywiście
najpierw musiał mu wytoczyć zasłużoną reprymendę, bo jak on to mówi do dziecka, ale Dei się obronił, bo z
nim się dobrze przywitał, a nie jak do reszty bachorów. Tego to już Sasori nie
widzi, niewdzięcznik no! Jednak on go tylko pouczał i pouczał.
- Dobra, skończ już i przynieś mi piwo. –
Żachnął z irytacji.
- Ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy. – Ostrzegł
go ostro i ruszył po browary. Wszakże jest gościem i musi się nim porządnie
zająć. Deidara przewrócił lakonicznie oczami, znowu się zacznie.
Puścili
mecz w telewizji, nie byli jakimiś namiętnymi kibicami piłki nożnej, ale lubili
popatrzeć jak idzie ich ulubionym drużynom. Z nazw znali niemal wszystkie,
mniej więcej byli na bieżąco z wynikami w rankingu FIFA, ale to nadal nic nie
znaczy. Nie groził im zatarg, bo kibicują innym drużynom, jest im to obojętne
kto gra. Jednak kiedy są mistrzostwa świata stają się patriotami. Tak więc
mijały im pierwsze dwie godziny, czasem coś do siebie powiedzieli, ale nie
pogrążali się w dyskusji. Chociaż gdy była reklama to wypadałoby coś
powiedzieć.
- Mój stary bzykał się z Tayuyą. – Wypalił nagle
Deidara, popijając piwo, aby zakryć swoje przejęcie. Sasori patrzył na niego
lekko zbity z tropu. W dodatku nie wiedział co ma na to odpowiedzieć.
- Aha.
- Aha? Jakie aha? Co za aha?! Wiedziałeś o tym?!
- Nie!
- To dlaczego tak powiedziałeś?!
- Bo nie chciałem byś opowiedział mi szczegóły…
- Przyznał zakłopotany. – Dlaczego z nią spał?
- Kurwa Saso, a dlaczego facet sypia z kobietą?!
Zastanów się o co mnie pytasz!
- Ale… On wie, że masz z nią dzieci?
- Nie wiem. Chyba nie…
- Aha.
- Wkurwiasz mnie z tym aha.
- Nie mam pojęcia co ci powiedzieć, nigdy nie
byłem w takiej sytuacji… - Zapadłam cisza, aż Sasori zdecydował się coś
powiedzieć. – Na co dokładnie jesteś zły? Przecież Tayuya to przeszłość, no
nie?
- Taa, ale
wiesz. W końcu to mój stary… - Wtem zadzwonił telefon Deidary. – Czekaj,
Hidan dzwoni. No wal…
Dzwonił
w celu wyskoczenia gdzieś wieczorem. Blondyn pomimo szczerych chęci na wyjście
to wolał być z przyjacielem, z którym siedział na kanapie, a on sam nie
zamierzał nigdzie wychodzić. Po rozłączeniu się z Hidanem ten zadzwonił do
Sasoriego. Wiadomo w jakim celu.
Na
podwórku, dzieciaki bawiły się w różnego rodzaju zabawy sportowe, a to bieg na
czas, a to kto się więcej razy podniesie na drabince i różne inne rzeczy. Za
pozwoleniem Naokiego, dołączyła do nich Kae, niechęć chłopaków jednak szybko
minęła. Okazała się bardzo dobrą biegaczką, naprawdę byli pod wrażeniem skoro
nawet potrafiła pokonać w szybkości Torę. Dużo też zabawy mieli z zwykłego
skakania na skakance, jeden z chłopaków miał stoper, więc sprawdzali kto dłużej
wytrzyma. Zwycięzcą był Naoki, ale nie cieszył się zbytnio z tego – skakanie na
skakance jest przecież strasznie babskie.
- Ej chłopaki… wiecie, że na polance Maribel gra
w piłkę z tatą? – zapytał jeden z grupy, siedząc sobie beztrosko na trawie.
Chłopak nazywał się Kiritani i bardzo lubił koleżankę, ale bez wzajemności.
Naoki jakoś się nie dziwi w tym przypadku Maribel, on skrada jej buziaki albo
mówi głośno, że ją kocha. Bleee.
- No co ty? Hah, jaki z niej leszcz. Wszędzie z
tatusiem, taki cycek – Szydził z niej Tora.
- Co z tego? Ja też lubię spędzać czas z tatą –
Bąknął Naoki. Nie to, żeby bronił Mari, ale nie widzi nic zabawnego w tym, że
się bawi z rodzicami. Jasne, żadnych czułości, ale takie granie w piłkę…
- Moi rodzice dużo pracują, opiekuje się mną
starszy brat i on mówi, że zadawanie się ze starymi to siara – Powiedział, a
wiadomo jakie prawo rządziło w ich wieku. Starsi bracia są autorytetem.
W
ogóle wkroczyli tak na temat rodzeństwa, każdy z nich miał jakieś rodzeństwo,
albo chociaż zwierzaczka. On nie miał nikogo, znaczy byli wujkowie, ale to nie
to samo, jakiś jego rówieśnik może go wesprzeć w problemie, albo wstawić się w
jakiejś kłótni z rodzicami. To jest fajne… zazdrościł tego kolegom.
- Nie wiem jak wy – Zaczął Kiritani. – ale ja
idę zagrać z moją narzeczoną w piłkę, albo jej dopingować.
- Czekaj, idziemy z tobą.
Trochę
to zszokowało wszystkich, Tora chce dołączyć do Mari? Przecież to on się
wcześniej z niej naśmiewał, bo gra z tatą… no, ale nie skomentowali, bo chłopak
znowu by się zezłościł, a w dodatku ich zbił, drugim powodem była ciekawość.
Ciekawość pomieszana z chęcią pogrania w nogę. Kilka metrów od Tory wylądowała
piłka, którą grała Maribel wraz ze swoim tatą. Mężczyzna stał na bramce, do której
strzelała Mari, ale i tak to on musiał pokonać te dłuższą odległość do piłki.
Tora oszczędził mu czasu i wykopał piłkę w jego stronę.
- O! Spójrz Mari. Koledzy przyszli pograć –
Zawołał do córki. Grupa chłopców, wraz z Kae przybliżyła się do posiadaczy
piłki.
- Hejoo Maribel! – Zawołał szczęśliwie Kiritani,
machając jej żywo ręką. Dziewczynka na jego widok plasnęła się w twarz i
westchnęła ciężko. Ten całuśny przygłup tu jest… Tomi objął córkę ramieniem,
gdy przykucnął naprzeciw bandzie szkrabów. – Ładnie wyglądasz – Uśmiechnął się.
Co tam, że była pobrudzona od błota, trawy i innego paskudztwa.
- No, do twarzy ci z błotem – Uśmiechnął się
wrednie Tora.
- Za to twojej twarzy żadna ozdoba nie pomoże –
Odparła zgryźliwie.
- Cicho, ej – Upomniał córkę z uśmiechem. Jemu
się tam nawet podoba, że Mari potrafi się bronić przed docinkami, ale takie
zachowanie nie podoba się jej mamie, więc ją upomina, żeby nie spędzał nocy na
kanapie za złe wychowywanie dziecka. Nawet wykwalifikowany psycholog jest
bezsilny wobec kobiety. – Och, Naoki. Siemasz chłopaku! – Przywitał chłopca,
tylko jego znał z całej tej zgrai.
- Dzień dobry panie Adachi – Oddał mu uśmiech.
- Co tam u taty?
- Siedzi w domu – Odrzekł z uśmiechem.
- Też bym sobie posiedział, ale Mari musiała
zgapić ode mnie nic-nie-robienie i mamuśka nas obojga wyrzuciła z domu –
Burknął, a blondyneczka skrajnie się uśmiechnęła.
- To ty zgapiłeś, przysiadłeś się do mnie! –
Obroniła się, no miała rację, tak było ale, a-ale, ale…
- Nie pyskuj, smarkulo – Bąknął, zawsze wygłaszał
ten tekst, kiedy nie mógł nic wymyśleć.
- Możemy zagrać? – Wtrącił Tora, wskazując na
piłkę.
- Jasne.
Ta
zgoda niemal od razu spotkała opór ze strony Maribel. Jeżeli ten idiota Tora
sądził, że da mu ot tak piłkę, a ją samą zagoni na ławkę, by się tylko
przyglądała to grubo się mylił. Koniec końców ustalili, że zagrają przeciwko
sobie jednym kapitanem była Maribel – musiała, to była jej piłka, no a drugim
kapitanem był Tora. Pozostali ustawili się w jakby szeregu, czekając na
losowanie.
- Panienki zaczynają – Pozwoliła zacząć koledze,
który skomentował jej uwagę głupim uśmiechem.
- Ciekawe którego z nas wybiorą, jako pierwszego
– Zagadnął Tomi do grupki dzieciaków. Odpowiedziały mu uśmiechem.
- Wybieram tatę Maribel – wskazał na najwyższego
w drużynie.
- O rany, pierwszy raz w życiu wybrali mnie
pierwszego – Zwrócił się do dzieci w szeregu, zachowywał się jak takie duże
dziecko. Fajny facet. Podszedł do drużyny Tory.
- Mam twojego tatę. I co też zrobisz
dzie-wczy-nko? – Uśmiechnął się cwaniacko.
- Nawet gdybyś mi zapłacił nie wzięłabym tej
ciamajdy do siebie. Naoki! – Zawołała w stronę chłopaka, zdziwiło go to, nawet
sądził, że się przesłyszał. – No chodź tu, hemoroidzie! – Jednak wołała jego.
- Podła córka… - Bąknął do siebie Tomi. Jego
własny wyrośnięty plemnik nazwał go ciamajdą. Powinna za to dostać w dupsko…
gdyby to nie była prawda.
- Sama jesteś hemoroid – Warknął Nao, potem zdał
sobie sprawę, że musi nakłonić Maribel do wzięcia do drużyny Kae. Inaczej
będzie jej przykro. – Zawołaj Kae do drużyny.
- Banri! – zawołał Tora.
- Potem – Machnęła dłonią Mari. – Kuki! –
Chłopak nazywany też ciasteczkiem, chłopak o sylwetce przy kości. Nie rozumie
po co go wybrała, nie będzie dobry na ich boisku.
- No weeeeeeź…
- Nao, przecież Kae jest beznadziejna, nie wybierze
jej do drużyny – Bąknęła rozdrażniona jego jojczeniem.
- Takeru!
- No to ja nie gram – Stwierdził sucho Naoki.
- Ugh, dobra… Kae! – W myślach modliła się by
wybrał Kiritaniego. Bycie z nim w grupie jest takie poniżające.
- Ueno!
- No kurde! – Pisnęła tupiąc nogą w podłoże.
Wszystko przez Naokiego, gdyby nie jego smęcenie zyskałaby mniej upierdliwego
członka grupy. Tomi spojrzał na córkę zdezorientowany, dlaczego się tak
wścieka?
- O tak! – Kiritani zacisnął pięść w zwycięskim
geście. – Bójcie się rywale, drużyna w której jest miłość pośle was do..
.- Kiritani rusz tutaj dupsko! – Warknęła
Mariibel. Obmyślają plan gry, nie czas na jego lamerskie przemowy.
- Już idę, kochanie! – Zawołał i podbiegł do
towarzystwa „niechcący” odpychając Naokiego od Mari i zajmując jego miejsce. –
Wybacz – Przeprosił, lubić go lubił, ale jest za blisko z jego narzeczoną. Nie
podoba mu się to, że Mari chce bluzgać, bić, czy coś Naokiego. On chce być jej
osobistą ofiarą. Jest zazdrosny
- Spoko, przeżyłem – Uśmiechnął się sztucznie.
- To mogłem mocniej… hehehe, żarcik taki – Dodał
rozbawiony.
Naoki
popatrzył na niego z krzywym uśmiechem, Kiri jest jak jakieś niepoczytalne
dziecko. Musi na niego uważać. Niby się lubią, bawią się razem i tak dalej, ale
on chyba coś do niego ma, bo zwykle „niechcący” na niego wpada, bądź robi mu
krzywdę bez powodu… dlatego nie lubi się z nim bawić. Mari przystąpiła do
zapoznawania wszystkich z planem gry, co nie było takie łatwe. Kiri w ogóle nie
wiedział co ma robić i nawet go to nie obchodziło, wolał natomiast wieszać się
na ramieniu swojej narzeczonej lub bawić jej włosami i ogólnie patrzeć na nią.
Nie trzeba mówić, że niezwykle ją to denerwowało.
Koledzy
nie mogli nie poruszyć tematu jej taty, no bo… nie boi się, że mają teraz
wielką przewagę? Parsknęła na ten wywód śmiechem, jej tata serio był
beznadziejnym sportowcem i nie mają się czym martwić. Tylko raz obronił się
przed jej golem i sam był bardzo zaskoczony tym, że mu się udało. Także, skoro
jest taki beznadziejny na bramce to na boisku nie ma szans, aby było lepiej.
- No to zaczynamy? – Zapytała Maribel. – Kiri
odwal się! – Odtrąciła chłopaka.
- Przepraszam, kochanie.
- Nie jestem twoim kochaniem – warknęła, serio
ją ten głupek wkurzał. – Naoki będziesz mnie zabezpieczał.
- Wiem, nie trzeba mi wszystkiego powtarzać –
Prychnął, za kogo ona go miała, doprawdy.
- Chwila! Chwila, chwila! – Wtrącił Kiri. –
Dlaczego on ma cię osłaniać?
- Bo ja tak mówię! – Odparła mu stanowczo, wtedy
skradł jej całusa w usta. – Fuuj! Kiri frajerze! – Warknęła przecierając
dłoniom usta i spluwając śliną w trawę.
- Kocham twoją stanowczość – Wyszczerzył się, a
reszta kolegów przyglądała się mu z obrzydzeniem. Pocałował dziewczynę, ohyda!
Na złość Maribel dokuczają jej z powodu tej miłości w szkole, ale przestali. Za
mocno bije.
- Jak coś zawalisz to połamie ci nogi! –
Zagroziła swojemu adoratorowi. – Chodź Kae! – zawołała do dziewczynki i
pociągnęła ją na polankę, zwaną też przez nich boiskiem. Jej tata spojrzał na
nią kątem oka, nie często widzi córkę z inną dziewczynką, ona nawet z matką się
nie dogaduje.
- Ej Naoki! – Zawołał chłopaka Kiri. Obejrzał
się za nim zaciekawiony tym co ma mu do powiedzenia. – Lubisz Mari?
- Nie.
- Ach… to w porządku. Daj z siebie wszystko –
Klepnął go po ramieniu i pobiegł do swojej narzeczonej.
Naoki
zamrugał w zdezorientowaniu, jak on w ogóle mógł pomyśleć, że ją lubi! To była
dla niego największa zniewaga jaką kiedykolwiek słyszał! Ma nadzieję, że nikt
inny tego nie podejrzewa. Tata Maribel patrzył z uśmiechem na córkę, widać nawet
dobrze się dogadywała z koleżanką, ale ten ładny obrazek przerwał jakiś
chłystek opatulając pas jego małej słodkiej córeczki i wymierzył jej buziaka!
Nie podobało mu się to. Co ten gnojek sobie myśli! Podbiegł do nich, ale
zwolnił kroku widząc, jak Maribel uderzyła łokciem w brzuch napastnika i
odepchnęła go od siebie. Prawda, czym on się martwi skoro ona nie potrzebuje
niczyjej obrony.
Teraz
przynajmniej zna chuligana przez którego pewien czas płakała po szkole, bo się
z niej śmiali za te jednostronną miłość. Jako psycholog doradzał jej dystans do
tego, śmianie się wraz z innymi, ale to nic nie dało, więc przymykał oko na
kilkanaście wezwań do szkoły, bo Mari pobiła kolegów. No peszek, ale teraz jest
lepiej, nabrała dystansu i potrafi sobie nie pozwolić. Wojna wymaga ofiar.
- W porządku, królewno?
- Mówiłam żebyś tak na mnie nie mówił, tato! –
Burknęła, tata jej przynosi większy obciach, niż ten idiota. – W porządku… po
co przyszedłeś? Szpiegujesz nas? – Zmrużyła oczy w podejrzeniu.
- Nie... zauważyłem, że mam rywala – Stwierdził
i podszedł do Kiritaniego. – Hej kolego, zabraniam ci napastować moją córeczkę!
- Ja jej nie pastuję, proszę pana – Szlag,
zapomniał, że mówi do dziecka, a one nie znają tego słowa. – Ja dbam o swoją
narzeczoną. Pewnego dnia staniemy się rodziną! – Zaręczył poważnie.
- Hej… gramy, bo robię się już głodny, a tata mi
kazał wrócić jak zgłodnieje…
Po
tym tekście, wszyscy się dostosowali do wymagań Naokiego. Pan Adachi jedynie
podał Kiriemu znaki mówiące „widzę cię” może przez zastraszenie chłopak się
odklei od jego córki. Przecież to jeszcze nie powinien być czas, by odganiał od
córeczki tych rozbójników! Najpierw powinna dostać okres!
Rozpoczęli
gonitwę po trawie za piłką, tak jak kapitan drużyny myślała, wystawili jej tatę
na bramkarza, to było zbyt proste. W dodatku ich przeciwnicy się nijak nie
dogadywali Tora za bardzo się rządził ze swoimi irracjonalnymi myślami. Więc po
trzech strzelonych bramkach cała jego drużyna okrzyknęła go idiotą. Późno się
zorientowali, Maribel wystarczy tylko spojrzeć na jego ryj. Koniec końców jak
to na niego przystało, strzelił focha i z płaczem ruszył w kierunku swojego
domu. Akurat w tym czasie po Kae przyszła babcia i także musieli wracać do
domu. Dlatego ich odejście nie zachwiało równowagi w grze, mogli kontynuować.
Teraz
mecze trwały w przyjacielskiej atmosferze, grali w stu procentach dla zabawy.
Naoki biegł przed siebie do bramki mając z jednej strony swojego przeciwnika, a
z drugiej nieopodal za nim biegła Maribel. Już te mecze zaczynały być męczące,
bo w dodatku nieznośne promienie słońca zabierał im energie dając wielką dawkę potu i
zmęczenia. Mari krzyczała do niego, aby podał jej piłkę, ale nie mógł tego
zrobić. Przeciwnik za bardzo pilnował piłki. W pewnym momencie Kiri podbiegł od
przodu i przechwycił piłkę od Nao, odpychając go na bok. Nie rozumiał dlaczego
go popchnął, są w jednej drużynie… w każdym razie upadł na trawę, a o jego
ciało potknęła się Mari, lądując na jego plecach.
- Ałaaaa – bąknął Naoki, z jednej strony go
bolało, a z drugiej nie miał siły ją z siebie zrzucić, podnieść się, lub
cokolwiek… - uważaj jak chodzisz, pokrako…!
- To ty… - nabrała powietrza. – To ty uważaj,
jak i gdzie się przewracasz…! Miałeś mi podać piłkę, ofermo!
- Trzeba było lepiej stać na tyłach, a nie kilka
metrów ode mnie i czekać na cud.
- Zamknij się, wiedziałam co robię!
- Wcale, że nie! Miałaś jakieś zaćmienie
umysłowe!
- Ciesz się, że twój umysł nie przechodzi
zaćmienia, tylko cały czas jest ciemny!
- Zamknij jadaczkę, purchawko!
Po
tej wymianie zdań doszło do ich bójki. Nie zwracali uwagi, że Kiritani strzelił
gola… własnej drużynie. Może to i lepiej Mari wpadłaby w furię, znaczy i tak
wpadła, ale jej ofiarą stał się Naoki. Dopiero po tej akcji z golem Tomi
zobaczył, jak jego córka bije się z przyjacielem. On ją ciągnie za włosy, ta go
gryzie… co za para dzikusów! Odciągnął od chłopca dziewczynkę, na co na koniec
go jeszcze mocno kopnęła w kość piszczelową, a ten chciał jej oddać, ale
również został odciągnięty w tył. Okazało się, że przez własnego tatę.
- Naoki co ty wyprawiasz?! – Warknął groźnie.
Nie podobało mu się, że syn bije się z dziewczynką, nie wolno i koniec, choćby
nie wiem, jak dokuczała.
- Pan Sasori! – Zawołała uszczęśliwiona
dziewczynka, wyrywając z uścisku ojca, aby się przytulić do mężczyzny. Nie
puścił przedramienia syna, ale dał się uścisnąć Maribel. Chociaż nie wybrała
najlepszej chwili.
- Hej, hej, hej smarkulo – Zawołał Tomi, na powrót
ją odciągając. – Może najpierw przeprosisz kolegę, co?
- I ty też Naoki.
- Nie będę jej przepraszał tato! To ona zaczęła
i z przezywaniem mnie i biciem! Nie będę dłużny!
- Nie obchodzi mnie to. Maribel jest słabsza od
ciebie, bo jest dziewczynką, więc dziewczynek się nie bije!
- A ona mnie może bić?! – Odpyskował. To nie
fair, że tata w ogóle nie stoi po jego stronie, zawsze jego obwinia… miał leżeć
na ziemi i pozwolić się uderzać? Przecież jest jego synem, powinien stanąć w
jego obronie!
- Zgadzam się z Naokim, Maribel go powinna
przeprosić – Wtrącił Tomi. – Znam swoją córkę i to na pewno ona zaczęła –
Wskazał na dziewczyna, a ona jęknęła oburzona.
- Nie prawda! Nie będę przepraszać tego pajac… -
Nie dokończyła, bo tata zatkał jej buzię ręką.
- Dajcie nam chwilkę – Powiedział i pociągnął na
bok swoją córkę. Musiał z nią zamienić słówko sam na sam. – Maribel przeprosisz
go – Prychnęła. – ehh… lubisz pana Sasoriego, no nie? Wiesz jak wzrośniesz w
jego oczach, jeżeli pogodzisz się z jego synem? – Teraz zaczął mówić całkiem do
rzeczy, zastanowiła się. – Przecież nie wyjdzie za kogoś kto nie zaakceptuje
jego dziecka – Podsumował retorycznie. Owszem, głupio mu było wykorzystywać
tego faceta, ale trudno. Przecież nie mówi poważnie o nich.
- Serio tak myślisz? – Upewniła się.
- No ba, jestem psychologiem! Znam się na
wszystkich uczuciowych rozterkach!
- Akurat – Bąknęła, mamy to nie potrafi
rozgryźć. – Ale okej, przeproszę.
Uśmiechnął
się zadowolony ze swojej intrygi. Powrócili do Akasunów, zauważył że atmosfera
pomiędzy nimi jest jakaś napięta. Najwyraźniej oboje potrzebują spokoju od
siebie, ta burza musi minąć. Mari wyciągnęła rękę do Naokiego i powiedziała te
piękne słowo jakim jest przepraszam. Naoki jednak nadal został podejrzliwy w
tej sprawie, za co z kolei Sasori zrugał go wzrokiem. Przez tą ostatnią scenę
strasznie go tata wkurzył, nie chciał wracać z nim do domu, nagle przestał być
głodny i nie chciał po prostu się na niego patrzeć. Strasznie go bolała noga i
to przez tą purchawkę, ale oczywiście to już taty nie obchodziło.
- To my już pójdziemy. – Zaczął Sasori.
- Zaczekajcie chwilę. No bo Mari chciałaby
zaprosić Naokiego na nocowanie… -
Powiedział Tomi.
- Wybacz, ale nie dzisiaj. Teraz Naoki weekendy
spędza całościowo ze mną i…
- Jasne. Po prostu… - Odwrócił się do córki,
która oddalila się po piłkę. – Mari ma dzisiaj urodziny. Nie lubi się tym
chwalić, heh, ale chciałbym by spędziła ten dzień z przyjaciółmi, a chyba tylko
z Naokim się przyjaźni… - Chłopiec po tym zdaniu spojrzał na koleżankę.
- To przykre, ale… Wiesz…
- Jasne. Rozumiem. – Zakłopotał się Tomi. – Nie
chciałem zmuszać.
- Spoko, wiem. Chciałeś uszczęśliwić córkę.
- Tato, może mógłbym pójść…? – Poprosił Naoki. –
Po kolacji?
Sasori
westchnął ciężko. Nie tak miało być. Nie chciał co chwila dzielić się synem z
jego kolegmi. Jednak co miał zrobić? Nie chciał być rodzicem, który zabrania
dziecku się kumplować z innymi. Zgodził się, ale chwilowo Naoki musiał wrócić
do domu coś zjeść i wziąć piżamę.
- Co jest? Wracamy? – Mruknęła Mari.
- Jasne. A potem Naoki przyjdzie do nas nocować!
- Cooo? Po co? – Burknęła dziewczynka. –
Graliśmy w piłkę całe po południe, pewnie ma mnie dość.
- Wytrzyma. – Wtrącił Sasori, klepiąc syna w
plecy. – Lubi się z tobą bawić.
- Tak… To prawda. – Przytaknął, rumieniąc swoje
policzki.
- Super… No to… Ten… Do zobaczenia…
Nim
się rozeszli, Maribel przytuliła się na krótko do Naokiego, a potem odwróciła
się idąc w przeciwnym kierunku. Tomi wymienił z Sasorim zdziwione i rozbawione
spojrzenia, a potem dziękując jeszcze raz pobiegł za córką. Głównie po to, aby
powiedzieć jej, że idzie w złym kierunku. Sasori wracając z Naokim do domu
chciał sobie z nim wyjaśnić jeszcze jedną rzecz. Mianowicie bicie dziewczyn,
nie chciał by to robił, ale czuł się głupio rozmawiać z nim o tym, gdy sam
dopuścił się tego czynu.
- Naoki…
- Tato… - Zaczęli w tym samym czasie.
- Mów pierwszy.
- Noga mnie boli…
Zareagował
natychmiast. Pociągnął syna ne jedną z ławek i obejrzał obolałą kończynę.
Złamanie i wszystko inne do czego potrzeba szpitala mógł wykluczyć. Wziął
chłopca na barana, by nie nadwyrężał nogi jeszcze bardziej i ponownie
skierowali się do domu. Odrobinę się wstydził w tym wieku nadwyrężać tacie
plecy, ale jak mus to mus. Poza tym to był fajny spacer.
- Dawno nie nosiłeś mnie na plecach.
- Taa, kiedyś byłeś lżejszy. Więc sobie
zapamiętaj te chwilę. – Mruknął z uśmiechem. – Naoki. Jeśli chodzi o twoją
szarpaninę z Maribel… Wiedz, że dziewczynek nie wolno bić.
- Ale to ona…!
- Nie ważne kto zaczął. Nie wolno się bić, nie
chcę widzieć, że bijesz jakąkolwiek dziewczynkę, jasne? – Powiedział stanowczo.
Naoki naburmuszył lekko minę, ale skinął głową.
W
mieszkaniu posadził chłopca na kanapie i ruszył od razu do apteczki po jakiś
żel. Obiad miał przygotowany na stole. Sasori nie gotował, zamówił do domu, jak
zawsze. Samodzielnie gotował bardzo, bardzo dawno, Naokiego wtedy jeszcze nie
było nawet na świecie.
- Co będziesz robił jak mnie nie będzie?
- Nie wiem. Deidara i Hidan chcieli mnie
dzisiaj wyciągnąć na miasto. Pewnie z nimi jednak pójdę, skoro ty mnie olałeś.
– Mruknął, grzebiąc widelcem w swoim jedzeniu.
- Nie olałem… Ja tylko… Po prostu…
- Wiem, wiem. Ładnie się zachowałeś.
- A jakbym został to co byśmy robili?
- Nie wiem. Coś byśmy wymyślili.
- Mama zawsze miała zaplanowane co będziemy robić
w weekendy.
- Zawsze była zorganizowana… - Burknął Sasori.
– Następnym razem bardziej się przygotuję, w porządku?
- Jak chcesz. – Naoki wzruszył ramionami.
- Może by tak więcej energii? Nie wierzysz, że
się przygotuję?
- Nie bardzo. – Przyznał nieśmiało. – Zawsze
tylko obiecujesz…
- Nie prawda…
Naoki
nie chciał się kłócić, więc tylko wzruszył ramionami i skupił się na jedzeniu.
Sasori nie chciał się do tego głośno przyznać, ale faktycznie wiele razy
zawodził syna i wiele razy się do tego przed sobą przyznawał, postanawiając
poprawę.
- Wybacz, że jestem takim beznadziejnym tatą.
- Nie jesteś. – Odparł natychmiast. – No, może troszeczkę.
- Rany… Dzięki.
Mruknął
rozczochrując czuprynę chłopca. Po zjedzeniu obiadu, Sasori spakował syna na
nocowanie. Martwił się jedynie o nogę chłopca. Zaczynała puchnąć, więc kto wie
w jakim stanie będzie jutro.
Z
braku laku Sasori jednak udał się na spotkanie z Hidanem i Deidarą. Wcześniej
ustalili, że spotkają się sami, więc Saso zadzwonił, aby powiedzieć, że dołącza.
Od razu zrobiło się weselej, zawsze lepiej się spotkać w większym gronie.
Osiedlili się w jednym z znanych barów i
od słowa do słowa, piwa do piwa, zaczęli sobie mówić o problemach. Sasori
opowiedział Hidanowi o zdradzie Miyuki, na co ten się szczerze zdziwił. Nie
podejrzewałby o coś takiego Miyuki, wydawała się inna, a tu normalnie Szmata 2.
- Z deszczu pod rynnę, co? – Hidan uśmiechnął
się gorzko. – Mówiła czemu zdradziła?
- Mówiła, że przez Noriko, że za dużo jej w
moim życiu.
- Pierdolenie. Pewnie miał większego. –
Zarechotał.
- Wcale nie! – Warknął Sasori.
- A co? Widziałeś? – Na to pytanie spłonął
czerwienią. – Widziałeś! – Krzyknął Hidan, a szczęka niemal dotknęła stołu.
Deidara również wytrzeszczył oczy. – Był trójkąt?! Czy stałeś za kamerą,
jak to rudy?
- Nic z tych rzeczy! - Zapowietrzył się Sasori. – Oceniam na
podstawie zdjęć!
- Oglądałeś fotki gołego faceta?! – Nabijał się
Hidan.
- Ty świnio! – Zapiszczał Deidara, wymierzając
przyjacielowi z liścia w policzek. – Nie chcę cię znać! – Sasori trzymał się
piekącego policzka i patrzył zdezorientowany na Dei’a. Ten po chwili wraz z
Hidanem parsknął śmiechem.
- Jesteście pojebani… - Westchnął Sasori lekko
się uśmiechając.
- Widzisz, może kiedyś nam dorównasz.
- Nie dorówna. - Uciął Hidan.
- Wiem, ale nie dobija się leżącego. – Mruknął
Deidara, głaszcząc Sasoriego po włosach.
- Spierdalaj. – Burknął, odciągając rękę
przyjaciela, - A może ty opowiesz o swoim problemie z Tayuyą i ojcem? – Efektem
tego pytania był zmarkotniały wzrok blondyna. – No śmiało!
- O co chodzi? – Zaciekawił się Hidan.
- Pamiętasz Tayuyę? Byłą Deia?
- Pewnie. Matka jego dzieciaków.
- No to…
- Mój stary ją dyma. – Wtrącił Deidara
podsumowując swoją historię.
Po raz kolejny szczęka Hidana upadła niemal do stołu, przez chwilę
zapadła cisza, które w końcu przerwał niepohamowany śmiech. Ta wiadomość
przebiła historie Sasoriego. Co dla niego było komplementem. Hidan interesował
się każdym drobiazgiem w tym temacie. Był
oburzony, że dopiero teraz dowiaduje się o tej modzie na sukces, jednak
zostawił to dla siebie.
- Twój stary wie, że to twoja eks?
- No.
- I nie brzydził się wpychać w nią swojej
parówy? - Zapytał, a Sasori aż zakrztusił się popijanym piwem. Nikt nie
udzielił mu pomocy. - No, bo ja rozumiem dymać laskę kolegi, ale syna? To jak
kazirodztwo…
- Dymałeś partnerki własnego ojca. Czyli jakby
swoje macochy, wiesz? – Wtrącił Sasori.
- No tak, ale ja się nie brzydzę.
- Mój stary najwyraźniej też nie. - Deidara
wzruszył ramionami.
- Mój stary zawsze zrywał ze swoimi babeczkami,
gdy te pieprzyłem. Wiecie dlaczego?
- Brzydził się? – Zgadywał Sasori.
- Znudziły mu się? – Rzucił Deidara.
- Nie. Bał się.
- Kurwa. Miałem to na końcu języka! – Burknął
Sasori, udając zawiedzionego. Deidara się zaśmiał.
- No powaga. Bał się, że w oczach swoich
latawic już nie będzie prymusem, bo mój wacek przyćmił jego wacka. BAM bitches!
– Po ogłoszeniu swojej przemowy, oparł się nonszalancko o tył siedzenia.
- Sorry bardzo, ale co ty pierdolisz?
- Że niby twój tato myślał, że nigdy nie dorówna
twoim łóżkowym umiejętnością i dlatego nie ciągnął związku? – Sarknął Deidara.
- Owszem. – Po trzech sekundach ciszy parsknęli
śmiechem. Hidan nie przejął się tym zbytnio. – Śmiejcie się, ale stary Deia ma
mój szacunek, bo nie bał się zostać przez Tay porównany do syna. Pewnie jest od
niego lepszy w łóżku.
- Chyba śnisz.
- Tay ci powiedziała, który z was jest lepszy…?
- Jakoś nie rozmawialiśmy na ten temat, wiesz?
- Zadzwonię do niej i zapytam. – Mruknął Hidan
wyciągając z kieszeni telefon, jednak Deidara mu natychmiast go wyrwał.
- Ani się, kurwa, waż! – Warknął nabuzowany, a
Sasori podśmiechiwał się, pijąc swoje piwo.
- No weź, potem zadzwonię do Miyuki i zapytam
czy lepszy był Saso czy kochanek.
- Ej, ej, ej! Ode mnie się odpierdol
Burknął
Sasori. Dla pewności razem z Deidarą skasował z komórki Hidana numery do swoich
byłych. Dla jeszcze większej pewności Deidara postanowił przytrzymać komórkę
kolegi do końca spotkania.
- Ej, a jak Tay zajdzie zaś w ciąże, ale z
twoim ojcem…? Twoje dzieci będą się wychowywać ze swoimi tym no… eee… Saso
pomóż.
- Wujkami lub ciotkami.
- No właśnie. Albo jednym i drugim. – Mówił,
nie tracąc z twarzy uśmiechu. – Ale jaja.
- Deidarze przeszkadza ich związek. – Dodał
Sasori.
- Że coooo?! To oni tworzą związek?! Myślałem,
że to tylko raz się gwizdnęli… - Hidan złapał się za głowę. – PRZE-JE-BA-NE… a
w ogóle to twój stary nie miał aby rodziny…?
- Jest po kilku rozwodach.
- Aha. – Hidan odpił łyk piwa. – Ja pierdolę, a
myślałem, że to ja mam problemy.
- A jakie ty niby masz problemy? Pobudka o
szóstej rano do pracy? – Zgadywał Sasori.
- Brak odpowiedniej ilości seksu w nocy?
- Brak piwa w lodówce?
- Za daleko do łazienki? – Zgadywali sobie z
Deidarą, śmiejąc się do siebie.
- Bardzo śmieszne. Też mam problem ze starym po
części. Ciągle mi jojczy, żebym się z jakąś ożenił, bym dostał spadek po
dziadku. – Przewrócił oczami. – A taki warunek postawił ten stary piernik.
- To się ożeń z Amarą. Masz problem.
- Właśnie, kiedy ją poznam? – Zapytał Deidara.
- Jak ją przelecę, to możesz ją poznać.
Deidara
się zdziwił, że jakiejś dziewczynie udaje się trzymać Hidana w
wstrzemięźliwości seksualnej. Sasori natomiast bardziej się zdziwił tym, że nie
obawiał się zapoznać Amary z nim, a boi się z Deidarą. Hidan go wyśmiał, nie
obawiał się rudych. To byłoby śmieszne. Saso się obraził i kilka dobrych mint
nie uczestniczył w rozmowie. Dei był zbyt ciekawy, jak ten playboy sobie radzi
bez dymania.
- A tak w ogóle to o jakim majątku jest mowa w
spadku?
- Trzy czy cztery miliony tylko.
- TYLKO?! – Zawołali jednocześnie, po czym
Deidara dodał. – Za tyle, to ja za ciebie wyjdę.
- Jesteś dla mnie za płaski. – Parsknął
śmiechem. Dei mimowolnie zaczął się głupio uśmiechać, patrząc na swoją niemal
pustą szklankę. – Z czego się śmiejesz?
- Z niczego. Po prostu sobie przypomniałem jak
ostatnio wygrałem życie.
- Zamieniamy się w słuch. – Mruknął Sasori.
- Ostatnio na randce z Aseną, prawie się jej
oświadczyłem.
Byli
zaskoczeni tym oświadczeniem i od razu domagali się szczegółów. Deidara nie
krył się z tym wszystkim, może tamtego dnia był tym odrobinę znerwicowany, ale
z biegiem czasu się z tego zwyczajnie śmiał. Po usłyszeniu tej historii, reszta
też się zaśmiała, prawie by się wjebał.
- Ale trochę szkoda, świadkowałbym ci. –
Uśmiechnął się Sasori.
- Byłbyś świadkiem mojego największego błędu w
życiu.
- A co z tym kelnerem, co ci dupę uratował?
Postawiłeś mu piwo? – Dopytał Hidan.
- Niby jak? Nie widziałem go od tamtego czasu.
- Kumam, no to dopijamy piwo i się zbieramy. –
Stwierdził, opróżniając swój kufel.
- Gdzie? – Dopytał Sasori.
- Do knajpy, o której mówił. Znaleźć kelnera i
postawić mu piwo.
- OK.
Gdy dotarli do miejsca
pracy wybawiciela Deidary, Hidan i Sasori byli pod wrażeniem gestu kumpla.
Kolacja w takim miejscu zapewne kosztowała majątek. Hidan nie sądził, że ten
biedak tak dobrze zarabia. Po licznych komentarzach typu skąd wziął na to
pieniądze, weszli do środka. Sam hol był naprawdę majestatyczny.
- Ej, Saso. Ten hol jest większy niż twoje
mieszkanie.
- Widzę przecież... - Burknął. - Trochę mnie
ten fakt krępuje...
- Z twoją pensją lekarza mógłbyś tu śmiało się
stołować, ale Deidara? Napadł na bank czy ki chuj?
- Też nieźle zarabiam. - Naburmuszył się.
- Pewnie wszystko poszło na rachunek Tsuki. -
Mruknął Sasori.
- W to nawet byłbym skłonny uwierzyć. –
Odpowiedział Hidan.
- A odpierdolcie się. – Warknął Deidara,
co spotkało się jedynie z chichotami kolegów.
Po
chwili Sasori zakomunikował.
- Idę sikać.
- Utop się. Znaczy nie utop się. - Poprawił się
Hidan, próbując być śmieszny. Saso przewrócił oczami i się oddalił. - To my
poszukamy tego kelnera!
Sasori szedł korytarzem w
stronę łazienek. Wszystko było takie eleganckie, że nagle sam zapragnął tu
kiedyś przyjść z kimś na randkę. Szkoda, że obecnie jest sam. Toalety też były
ładne, wielkości jego salonu, to trochę niepokojące, czuł się cholernie
biednie. Gdy skończył się wydalać zaczął obmywać ręce w umywalce. Wtedy też do
łazienki weszła dziewczyna, zdawała się jednak nie zauważać Sasoriego. Więc
odchrząknął.
- Przepraszam. Chyba pomyliłaś toalety... -
Dziewczynę nagle wryło w miejsce.
- Słucham?
- To męska toaleta.
- Naprawdę? - Od razu zauważył, że dziewczyna
podczas dialogu patrzy cały czas na przód. - Kelner powiedział, że tu powinna
być damska...
- Pewnie się pomylił. Ale skoro już tu pani
jest to niech skorzysta. Poczekam na wypadek, gdyby ktoś się przyczepił.
- Dziękuję.
Skinęła głową kierując się
na wyczucie do kabiny. Sasori chwycił dziewczynę i podprowadził do miejsca, z
którego mogła skorzystać. Następnie stojąc przed zlewem wyciągnął z kieszeni
telefon i zaczął pisać smsa do Tomiego, chcąc dowiedzieć się cokolwiek o
Naokim. Dwie minuty później usłyszał spłukiwanie wody, a w tym samym czasie do
toalety weszły dwie kobiety.
- Ekhem! - Chrząknęła jedna z dam. - Co tu
robisz?!
- Ja? To męska toaleta. - Bąknął.
- Doprawdy? To gdzie masz pisuary?! I
skąd tu taki ładny zapach? - Prychnęła.
- Poza tym na drzwiach jest znaczek
symbolizujący damską toaletę. Ślepy jesteś?
Kobieta otworzyła drzwi na
tyle szeroko, by mógł zobaczyć. W momencie spłonął czerwienią, nie zauważył, że
ludzik ma sukienkę.
- Pan przyszedł ze mną. - Wtrąciła nagle
dziewczyna, którą Sasori wprowadził w błąd. - Pomaga mi mnie przeprowadzać.
Jestem niewidoma.
- Och...
- Mają Panie coś przeciwko?
- Nie, nie. Skąd... - Obydwie się zmieszały i
natychmiast udały do toalet.
Sasori spojrzał na swoją
wybawicielkę z sytuacji, a ona bez cienia wyrazu na twarzy odwróciła się do
zlewu. Nakierował jej dłonie na mydelniczkę po czym odkręcił wodę w kranie. Po
tym wszystkim obtarła się papierem i wyszła z nim z pomieszczenia.
- Um... Dzięki za... I przepraszam za...
- Wszystko jasne. - Sarknęła z uśmiechem. On
również się uśmiechnął. – Nie ma sprawy. Gdy jest się niepełnosprawnym
wszyscy są dla ciebie z miejsca mili. Problemy okazują się nie być dla nich
problemami.
- To masz się dobrze.
- Tak, przyzwyczaiłam się to bez skrupułów
wykorzystywać. – Mruknęła. Spodobała mu się szczerość dziewczyny.
- Nazywam się Sasori.
- Shizu. - Sasori ujął dłoń dziewczyny, a
następnie ją uścisnął. Uśmiechnęła się. - Masz bardzo pewny uścisk,
Sasori.
- Lata praktyki.
- To znaczy?
- Jestem chirurgiem w szpitalu. Muszę być
pewny, co robię.
- Rozumiem. Ratujesz życia wielu ludziom, to
wspaniałe.
- Dziękuję... Mogę ci coś powiedzieć? - Shizu
się zaciekawiła. - Jesteś naprawdę piękna. - Parsknęła śmiechem
zakłopotana.
- Sasori, czy ty aby mnie nie podrywasz?
- To zależy czy działa?
- Tak... Owszem. Ale jestem właśnie na
podwójnej randce. I w odróżnieniu od przyjaciółki bawię się fatalnie, więc
łatwo mnie zbajerować.
- Kto niby na tej waszej randce nie widzi? -
Zapytał Sasori zbliżając się do opartej o ścianę Shizu. Spowity alkohol robił
swoje, zwiększając podniecenie.
- Dobre pytanie. - W tym momencie poczuła na
swoich biodrach ręce mężczyzny, więc automatycznie położyła swoje dłonie na
jego torsie. - W praktyce ja.
Sasori przybliżał się do
ust Shizu, a ona to czuła poprzez ruch torsu w jej kierunku. Złączył się z nią
ustami, wpierw delikatnie, by upewnić się, że tego chce. Chciała tego, ponieważ
od razu oplotła ręce za szyją mężczyzny. Pocałunek zaczął się z sekundy na
sekundę roznamiętniać. Języki obojga dotykały się, doprowadzając do
roziskrzenia gorąca w ich ciele. Sasori płynnym ruchem przeszedł ruchem dłoni z
bioder na pośladki Shizu. Zacisnął je mocno, przez co z jej gardła wydobył się
cichy, rozkoszny jęk. Zadowolony tą koleją rzeczy oderwał się od jej ust i
skierował do na szyję, zasycając jej skórę. Shizu z podniecenia wbiła paznokcie
w plecy mężczyzna. Nie odczuł tego zbytnio przez bluzę, którą miał na sobie.
- Mieszkasz gdzieś w pobliżu? – Spytała,
wyprzedzając tym Sasoriego.
- Niestety nie. Idąc pieszo to pół godziny
drogi. A ty?
- Podobnie…
Uhmm, szkoda… - Jęknęła ze smutkiem, a dłonie dziewczyny powędrowały na
tyłek Saso. Uśmiechnął się, nieźle się napaliła.
- Naprzeciwko restauracji jest jakiś hotel.
- Wybornie. Już myślałam, że będę musiała cię
zaciągać do łazienki.
- Co z twoją randką?
- Jak pomożesz mi się wymknąć, to obiecuję, że
nie pożałujesz. – Szepnęła zalotnie, stykając się ledwo z jego ustami.
- A przyjaciółka?
- Później jej o wszystkim opowiem. – Sasori
zaśmiał się lekko, po czym wpił się w jej wargi.
- Okej, no to chodźmy.
Złapał
ją w pasie i zaczął prowadzić do wyjścia. Zupełnie zapomniał o tym, że
przyszedł tu w innym celu i w towarzystwie. A towarzystwo znalazło swój obiekt
poszukiwań. Dzisiaj jednak nie pełnił roli kelnera, a dawał występ na
skrzypcach będąc na głównej sali, do której nie mogli wejść. Nawet przekupstwo
Hidana nic by nie pomogło, bo miejsca trzeba rezerwować przynajmniej miesiąc
wcześniej. Zamierzali sobie zatem pójść, ale najpierw chcieli znaleźć
Sasoriego. Sprawdzali łazienki męskie lub damskie – bo może się pomylił,
kantorki woźnych, kuchnie, korytarze, hol, na główną salę tylko rzucili okiem.
- Zgubił się debil. – Podsumował Hidan. –
Nigdzie go nie ma.
- Zadzwonię do niego. – powiedział Dei. Kumpel
włożył ręce do kieszeni i czubkiem buta zaczął wodzić po dywanie. – Nie
odbiera.
- Hm… Chodźmy się najebać.
- Zdurniałeś? Powinniśmy go znaleźć.
- A co my, kurwa, jesteśmy? Sherlock i Holmes?
- Sherlock Holmes, to imię i nazwisko JEDNEJ
osoby. – Deidara plasnął się w czoło.
- Poważnie? To jak się nazywał ten drugi?
- Watson. Nie pamiętam imienia. Był tylko tym
drugim.
- Ok, no to spytajmy tego tam w recepcji czy go
nie widzieli. Chodźmy Watsonie. – Hidan klepnął Deidarę w plecy i ruszył
naprzód. Nie podobało mu się to, jak go nazwał.
Zbliżając
się do miejsca, zauważyli tam już trzy postacie. Jedną kobietę i dwóch
mężczyzn. Kobieta wydawała się Deidarze dziwnie znajoma, wwiercał w nią
spojrzenie próbując odgadnąć jej tożsamość. Dopiero, gdy jęknęła grubym głosem
wobec niekompetencji pracownika, to nad jego głową zaświeciła się symboliczna
żarówka.
- Hanare! – Zawołał, powodując, że natychmiast
obejrzała się za siebie.
- Dei! – Odkrzyknęła, od razu podchodząc i
przytulając się do niego. – O matko, jak ja cię dawno nie widziałam! Ile to już
będzie? Sześć lat?
- No, mniej więcej. Zmieniłaś się.
- Bo powiększyłam sobie cycuszki! – Pochwaliła
się, ściskając sobie biust. Hidan od razu wziął na celownik wspomniane części
ciała.
- Mogę dotknąć?
- PRZESTAŃ! – Warknął Deidara. Potem wzrok
dziewczyny zażądał przedstawienia. – W sumie chyba się znacie. Hidan, Hanare.
Hanare, Hidan. Hanare i ja byliśmy kiedyś przyszywanym rodzeństwem.
- Serio? Nie wspominałeś, że miałeś taką
seksowną siostrę.
- Kilka lat temu byliśmy nad morzem na
wakacjach. Ona była ze swoją paczką, a ja ze swoją. Byliśmy w jednej wilii…
- Ooo. I nie spaliśmy ze sobą? – Zdziwił się
Hidan.
- To chyba moja zasługa. – Wtrącił mężczyzna,
stając u boku Hanare. – Kakashi, jej mąż.
- Mąż?! Wzięłaś ślub? – Zdziwił się Deidara.
- Mhm. Uznałam, że jestem już na tyle stara, że
mogę marnować życie z jednym facetem. – Mruknęła, wtulając się w bok mężczyzny.
– A co u ciebie? I taty?
- Cóż…
- Dyma teraz eks dziewczynę Deidary.
- HIDAN, KURWA, ZAMKNIJ MORDĘ!
Blondyn
aż się zapowietrzył. To nie była historia, którą rozpowiada się na prawo i
lewo, była krępująca. Na chwilę zapadła cisza. W jej czasie Hanare wydukała,
wyrazy współczucia. Hidan zaś kazał Deidarze nie płakać, bo wszyscy na nich
patrzyli, a to było niefajne.
- Co tu robicie? – Przerwał ciszę Kakashi. – Bo
chyba nie przyszliście tu jeść w takich strojach.
- Przyszliśmy szukać takiego jednego… i teraz szukamy
kumpla.
- Co za zbieg okoliczności, ja szukam
przyjaciółki.
- Ooooo. – Wydał z siebie Hidan, uśmiechając
się zgodnie do Deidary.
- No to pewnie się RAZEM znaleźli. – Rozwiązał
zagadkę. Hanare zaśmiała się lekko.
- Nie, nie, drogi bracie.
Moja przyjaciółka nie jest taka. Poza tym, byliśmy na podwójnej randce. -
Wskazała na siebie, męża i drugiego typka, na którego widok oboje krzyknęli
przerażeni.
- Ty chyba tej przyjaciółki nienawidzisz… -
Stwierdził Deidara.
- Na jej miejscu też bym wolał rudego Saso…
- Hej, mam cudowną osobowość, a Shizu i tak
jest niewidoma! – Burknął typek.
- Saso…? – Zaczęła Hanare. – Ten twój
przyjaciel co był wtedy na wakacjach z dzieckiem? – Dei przytaknął. – O MÓJ
BOŻE! – Pisnęła Hanare.
- COOO? – Pisnął Deidara w celu pokazania byłej
siostrze jakie to głupie. Hidan jednak nie załapał aluzji i spojrzał na niego,
jak na durnia do potęgi. – Czego się gapisz?
- Brzmiałeś jak jakaś karetka…
- No to tak – Zaczęła Hanare. – Shizu i Saso
podczas tych wakacji byli sobie BARDZO bliscy. If you know what I mean. –
Uśmiechnęła się figlarnie.
- We know. – Odpowiedzieli w tym samym czasie.
– Ale… Mówiłaś, że twoja kumpelka jest niewidoma, a wtedy…
- Wtedy jeszcze widziała.
- Przepraszam, że tyle to trwało. – Wtrącił się
w rozmowę właściciel restauracji. – Tu jest nagranie z monitoringu – Pokazał
tablet zebranym. – Pani przyjaciółka wychodzi z budynku z tym mężczyzną.
- U, u, u! To Sasori! – Rozpoznał Hidan.
- A to Shizu! – Wskazała Hanare.
- Nieźle, powinniśmy być parą detektywów. –
Zaśmiała się z tego pomysłu. Kakashi będąc trochę zazdrosnym przyciągnął do
siebie żonę i spiorunował Hidana wzrokiem. Szepnął po kryjomu do Deia. –
Mógłbym ją mieć.
- Ale nie możesz.
- Jeżeli nadal podejrzewa pani porwanie, możemy
zawiadomić policje. – Dodał właściciel restauracji.
- Nie, to już nie będzie konieczne.
Po
wyjaśnieniu sprawy, Hidan doszedł do wniosku, że mogli powiadomić policję –
byłoby śmiesznie, a Sasori by się chyba obsrał ze strachu. Hanare za to wyobraziła
sobie Shizu z miną jak z mema are you
fucking kiddng me? Ustalili, że do
kelnero-skrzypka złapią kiedy indziej, a teraz wybiorą się z ów znajomymi na
wspólnie na piwo. Bez typka, który okazał się być znajomym z pracy Kakashiego.
W sumie, to on sam sobie poszedł i trudno mu się dziwić, wszakże jego randka
poszła się jebać z innym. Deidara i Kakashi mieli ze sobą coś wspólnego. Nie
lubili Uchihy. Co prawda różnych, ale nazwisko to samo.
- Co u Rin? – Zapytał, kiedyś byli ze sobą
dosyć zżyci. – Słyszałem od jej mamy, że Obito i ona w końcu planują ślub.
- Kiedyś w końcu musieli. Taki efekt uboczny
ciąży.
- Ciąży? Rin jest w ciąży? – Deidara ugryzł się
w język, ale świadomie, więc nie bolało. Przytaknął starając się patrzeć przed
siebie. – Fajnie. Pogratuluj jej ode mnie.
- Wtedy sam będę musiał to zrobić, więc sorry,
ale nie.
- Nie cieszysz się, że będą mieli dziecko?
- Nie jestem osobą, dla której to jest
szczęśliwa wieść tylko tragiczna
- O czym gadacie? – Zagadała Hanare, na powrót
łącząc się dialogami.
- O dzieciach.
- Mówisz o swoich bliźniakach? – Dopytał Hidan.
Deidara zaczął zabijać go wzrokiem.
- Że co?! Dei TY masz DZIECI?! W dodatku
DWOJE?! – Wrzasnęła zaskoczona Hanare.
- Hidan… CZY TY NIE WIESZ KIEDY SIĘ ZAMKNĄĆ?!