Deidara twardym krokiem przemierzał dwa piętra schodów, prowadzących do mieszkania Sasoriego. Wprost kipiał ze złości z powodu swojej niewiedzy na temat rozstania przyjaciela. Dlaczego ten palant nic nie gada? Przecież nie od dziś wiadomo, że smutki leczy się w towarzystwie. Wtedy jest mniej smutno. Przed drzwiami zaczął walić mocno w drzwi i nieustannie dzwonić dzwonkiem. Nie dawał za wygraną.
- Sasori, kurwa mać, otwieraj! Wiem, że tam jesteś! – Zawołał,
uderzając dłonią w drzwi. – Wpuść mnie, bo ci przyjebie jeszcze mocniej niż
miałem zamiar! Słyszysz mnie ty chuju?! – Kopnął nogą w wejście.
- Wydaje mi się, że jest w pracy. – Powiedział młody chłopak, wchodzący
właśnie na piętro.
- Jakiej, kurwa, pra…! Ach… no tak. Przecież pracuje… - Zrozumiał swój
błąd. W sumie nie pomyślał o tym, sądził, że płacze i pije w ramach rozstania,
a nie zajmuje się normalnym życiem.
- Nom. Robi jakoś koło po południa.
- I kiedy wraca?
- Wyglądam jak jego grafik? – Sarknął Hiroya, a Deidara od razu
szarpnął go za kołnierz i cisnął w ścianę.
- Nie pytałem o twój wygląd tylko czy wiesz kiedy wraca?!
- Spierdalaj, nie wiem!
- Grzeczniej, kurwa. – Powiedział mocniej uderzając go w ścianę.
- Nie wiem. – Wtedy Deidara go puścił.
- Pieprzony szczeniak. – Warknął i ruszył w dół, obierając sobie
szpital jako kierunek.
Jednak już po kilku
stopniach napotkał znajomą postać. Miyuki. Sam nie wiedział jak powinien
zareagować, przywitać się czy sypać kurwami? Po jej dość szczęśliwym wyglądzie
przez myśl przeszło mu, że Noriko mogła sobie z niego robić jaja. Ostatnio
śmianie się z niego zrobiło się dla wszystkich śmieszne. Nie chciał ponownie
wpaść w pułapkę żartu, więc zaczął spokojnie.
- Hej Miyuki.
- Cześć Dei…
- Nieźle się wystroiłaś. Coś z Saso macie? Jakiś ważny dzień?
- Być może. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Kazał mi do siebie przyjść.
- Aha… - Teraz był pewien, że Noriko zrobiła sobie z niego durny i
nieśmieszny żart. – Ale go teraz nie ma…
- Jeszcze? – Zapytała zdziwiona, wyjmując z kieszeni telefon. –
Powinien być już w domu…
- No podejrzane. Sasori się nie spóźnia.
- Poczekam. – Mruknęła, krzyżując ręce i uwydatniając tym swój biust.
Nie żeby Deidara patrzył… Znaczy, ok, patrzył, ale tylko przez sekundę! – A ty?
Co tutaj robisz?
- Ja… Usłyszałem coś od takiej szmaty i chciałem o to zapytać Saso.
- To znaczy?
- Nie, to już nieważne. Spadam się z nią policzyć. – Burknął do siebie
i ponownie schodząc po schodach natrafił na wychodzącego do góry przyjaciela.
- Yo, Dei. Co tu robisz?
- Przyszedłem cię pobić, ale to już nieaktualne.
- Czyli karma wraca. – Powiedział lekko się przy tym uśmiechając. – Na
przejściu dla pieszych zemdlała jakaś dziewczyna. Pomogłem jej i zdiagnozowałem
udar, więc musiałem się z nią wrócić do szpitala.
- Super. Gratsy. Nara.
- Hm? Już idziesz? – Uniósł brew.
- Ta. Nie będę wam przeszkadzał.
- Nam? – Dopytał i zobaczył stojącą przy drzwiach Miyuki. – Ach, no
tak. Chodź, nie będziesz przeszkadzał.
- Na pewno? Wyciągnęła ciężkie działa. – Szepnął, a po chwili zrozumiał
o co mu chodzi. Co te kobiece cycki potrafią zrobić z facetem…
Sasori przywitał się
zdawkowo na urokliwe powitanie Miyuki. Otworzył drzwi mieszkania i zaprosił
obojga do środka. Deidara ponownie temu zaoponował przez co został do domu po
prostu wepchnięty. Następnie zatrzymał Miyuki, gdy zdejmowała buty i kazał
zaczekać. Ruszył w kierunku sypialni, zostawiając za sobą pozostałą dwójkę. Dei
zastanawiał się o co chodzi… Do głowy przyszła mu myśl, że zamierza się w końcu
oświadczyć. Tylko po chuj on tam? Świadek? Po chwili zza zakrętu wyłonił się
Saso z jakimś pudłem w ręku. Rzucił je pod nogi Miyuki.
- Co to? – Zapytał ciekawsko Deidara. Sasori przeniósł na niego wzrok z
Miyuki.
- Jej rzeczy.
- Sasori…
- Weź je i się wynoś. – Rzekł spokojnym i okrutnym tonem. Deidara
wytrzeszczył oczy, nie rozumiał co się dzieje. Miyuki za to doskonale, ale nie
chciała odpuścić.
- Proszę daj mi jeszcze jedną szansę. Za wszystko cię przepraszam i
obiecuje, że to się nie powtórzy!
- Nie chce twoich przeprosin, ani obietnic. Bierz te pudło i spieprzaj.
- Czy wy sobie robicie ze mnie jaja? – Burknął Deidara, biorąc te scenę
jako część żartu.
- Po to mnie tutaj zaprosiłeś? – Zapytała Miyuki.
- Tak. Na początku miałem to sam ci przywieźć, ale ostatecznie żal mi
było paliwa na taką kurwę jak ty.
- Hej, gościu! – Zawołał Deidara, odpychając Saso do tyłu. –
Przesadzasz.
- Nie wydaję mi się.
- A mi owszem! – Sasori westchnął ciężko pod wpływem gniewnego
spojrzenia Deidary.
- Ona NIE jest już moją dziewczyną. Zerwaliśmy. Właściwie ja zerwałem,
gdy tylko dowiedziałem się, że suka mnie zdradza. – Blondyn rozdziawił usta.
Spojrzał na Miyuki i nie mógł uwierzyć. Zdrada?
- Nie mów tak do mnie! – Krzyknęła przez łzy.
- Jak ci się nie podoba to wyjdź. – Warknął
Sasori otwierając dla niej drzwi. – Nie jesteś tu mile widziana.
Miyuki
otarła swoje mokre oczy. Wiedziała, że nic nie zdziała, a przy Deidarze wolała
tego nie ciągnąć. Mężczyzna patrzył na tą sytuacje będąc dalej w szoku. Czyli
to nie był żaden żart. Niemniej, nie wiedział jak ma się zachować. Sasori
dobrze sobie radził z spławianiem jej, nie potrzebował pomocy. Miyuki spojrzała
na pudło ze swoimi rzeczami i wpierw wyciągnęła z niego niewielkie białe,
skórzane pudełeczko i podała Saso.
- To nie moje…
- Wiem… Ale kupione z myślą o tobie… -
powiedział odwracając od niej wzrok. Nagle ogarnął go żal i smutek, którego nie
zdołał zapanować. Deidara domyślił się co to jest, Miyuki też.
- Nie mogę tego przyjąć…
- Stary… nie wolisz tego sprzedać? – Wtrącił
Deidara. Rozumiał, że to miał być znaczący przedmiot i takie tam, ale to wciąż
warte sporo kasy.
- Zastanawiałem się nad tym, ale nie. –
Odpowiedział i na powrót zwrócił się do Miyuki. – Weź to. Możesz wyrzucić,
spalić, sprzedać, co tam sobie chcesz. Niech ci to przypomina jak bardzo
zjebałaś nasz związek.
- Przepraszam cię za wszystko.
- Wyjdź.
Nie
zaszczycał swojej byłej nawet spojrzeniem. Sam nie był do końca pewien czy to
przez jego determinacje czy obawę przed nagłym zmięknięciem. W każdym razie
efekt go zadowalał. Miyuki podniosła z ziemi pudło i wolnym krokiem wyszła za
próg mieszkania. Sasori trzasnął za nią drzwiami i wypuścił z siebie natłok
wzbieranego powietrza. Deidara patrzył uważnie na przyjaciela, gdy wykonał ruch
w jego stronę to nabrał ochoty na gadanie.
- Całkiem nieźle sobie poradziłeś. – Uznał, a
Sasori uściskał przyjaciela na koniec klepiąc go w plecy.
- Twoja obecność dodawała mi odwagi. Wierz mi,
zmiękłbym.
- Wierzę. Nie od wczoraj się znamy.
- Dobrze, że nasz przyjaźń jest trwalsza, niż
moje związki. – Mruknął i zmusił się do uśmiechu, ale Deidara wiedział, że ta
miękka klucha tylko zgrywa twardziela.
- Napijemy się? Muszę przywrócić twoje rude
serce do względnego porządku.
Sasori
nie skomentował, ani nie zaprzeczył temu wywodowi w żaden sposób. Wszystko
dlatego, że tego cholernie potrzebował… Alkoholu i szczerej rozmowy z
przyjacielem. Potrzebował na to tylko kilku dni spędzonych samemu ze sobą,
musiał wewnętrznie się uspokoić i nabrać ogłady. Pogodzić się z sytuacją. Choć
ponowne zobaczenie Miyuki nie było niczym prostym. Przecenił swoje możliwości i
w pojedynkę inaczej by się to skończyło.
Dwa
dni później kobietom w końcu udało się zorganizować i odbyć jakiś typowo babski
dzień. Rin, Konan, Noriko i Kana w
pełnej klasie siedziały w pubie. Dwie z nich przez ciąże zmuszone były
do picia soczków, a pozostałe dwie nie żałowały sobie alkoholu. Lecz zamiast
zamówić typowo kobiece drinki, sączyły piwo, na które ani Rin ani Kana nie
miały zupełnie ochoty. Rozmowy w ich gronie były bardzo chaotyczne, temat nagle
ulegał zmianie, a potem wracał na właściwy tor lub został odrobinę zmieniony.
Kobietom jednak takie rzeczy nie sprawiają trudności. Znalazły dla siebie
wspólny język. Wyrwanie się od codzienności i domu były dla każdej burzliwe.
Kana musiała zostawić małą Yukari z Itachim – zapewniał ją, że wszystko będzie dobrze, ale mąż dopiero co
wyszedł ze szpitala. Co jak małej coś się stanie, bo on znowu będzie miał
jakieś zaćmienie? Na szczęście miała do nich przyjechać Mikoto i ona zajmuje
się wnuczką. Konan nie miała większych problemów, by Yahiko ją puścił, on miał
spędzić dzień z teściem, więc pewnie będzie bardziej nawalony niż ona sama.
Obito martwił się o Rin, o jej ciąże wolał po prostu cały czas być blisko niej,
także kobieta musiała go zapewnić, że nic jej nie będzie. Noriko natomiast
musiała tylko zostawić Naokiego z Matsuri.
- Miło się spotkać w takim babskim gronie. –
Mruknęła Rin, a wszystkie jej przytaknęły.
- Tylko szkoda, że nas jest cztery, a chłopaków
siedmioro. – Burknęła Kana. – Znaleźliby sobie jakieś laski i poszerzyli nam
grono…
- Uważaj, bo Nagato może niedługo nas
zaskoczyć. – Uśmiechnęła się Konan. – To znaczy… niedługo… znając jego
nieśmiałość to za kilka lat…
- Przypominam, że ja nie jestem związana z
nikim z paczki.
- Jesteś zastępczą dziewczyną Saso – Zaśmiała
się Kana, na co Noriko się skrzywiła. – I tak podoba ci się ten status. Ja to
wiem.
- Nie bardzo.
- Właściwie to mogłyśmy zaprosić Miyuki… -
Wtrąciła Rin. – Poczuje się odtrącona…
- Jeżeli wasze grono ma się ograniczać do
dziewczyn chłopaków, to bez obaw. Sasori z nią zerwał.
- COOO?
Zawołały
wszystkie. Noriko sądziła, że już o tym wiedzą, dlatego głupio jej było go
obgadywać. Ale tylko przez chwilę. Wypite piwo zaczęło robić swoje. Plotki wylewały
się z ust dziewczyn potokiem. Najpierw Sasori i jego zerwanie, potem Deidara i
jego teraźniejsza, była i jeszcze bardziej była dziewczyna. Ten to prowadził
życie na krawędzi mając dziewczynę nie wiedzącą o dzieciach z eks i mieszkaniu
z dalszą eks. Swoją drogą Noriko ogółem się o wszystkim dowiedziała, poznając
się z Tayuyą i spotykając z Aseną.
- No to w sumie został jeszcze Hidan. –
Zaśmiała się Konan.
- On i poważny związek? – Przewróciła oczami
Rin.
- Proszę was… jaka idiotka by się chciała z nim
związać? – Burknęła Kana.
- Właściwie… Hidan jest zakochany w takiej
Amarze. – zaczęła Noriko. – Przynajmniej tak mi mówił, ale moje źródło – Miała
oczywiście na myśli Matsuri i Yagurę. – to potwierdza.
- Znaczy…?
- Sprząta za nią… gotuję dla niej… Nie sypiają
ze sobą.
- COOO?!
- No właśnie.
- Trzeba poznać te dziewczę. – Uśmiechnęła się
Kana.
- Póki co może się przejdziemy po mieście? –
Zaproponowała Rin.
Wszystkie
trzy skinęły głowami. Noriko i Konan szybko dopiły ostatek piwa i wyszły na
zewnątrz. Bardziej chłodne powietrze zadziałało na nie dosyć rozweselająco.
Przechodziły obok sklepów, gdzie na witrynach znajdowały się pięknie ubrane
manekiny. Konan dogadała się bardziej pod względem gustu z Noriko niż Kana.
Kobieta nie była z tego powodu zadowolona, była zazdrosna o przyjaciółkę.
Hormony wywołane ciążą nie pozwoliły sobie tak łatwo odebrać Noriko.
- Noriko tak sobie pomyślałam, że może byś do
mnie też przyjechała? – Zaczęła Konan.
- Hm? Nie rozumiem.
- Bo razem z mężem zaprosiliśmy do siebie całą
zgraje z partnerami i dziećmi. Więc będzie też Naoki. To i może ty wbijesz? –
Wyjaśniła.
- Sama nie wiem… Chłopaki mnie zbytnio nie
lubią, więc nie chcę wam niszczyć zabawy.
- Ale my cię lubimy. – Uśmiechnęła się Rin.
- Spoko, za mną nie przepada Hidan. – Wtrąciła
Kana. – Z wzajemnością.
- Żadna z nas za nim nie przepada, a on o tym
wie.
- W dniu mojego ślubu – Wspomniała Konan. –
kiedy z nim tańczyłam powiedział mi, że jak się denerwuje nocą poślubną to może
ze mną zrobić próbę. – Zaśmiała się.
- Bleeh. – Wzdrygnęła się Kana. – Jest taki
obrzydliwy… jakim cudem cieszy się takim powodzeniem?
- Pewnie kasą. – Mruknęła Noriko. Po chwili
obejrzała się do tyłu, a za nią pozostałe kobiety. Rin stała przy jednej
witrynie i oglądała z rozmarzeniem przepiękne białe suknie. – Wchodzimy?
- Co…? Nie. Daj spokój… Tylko patrzyłam…
- Przecież widzimy, że chcesz. – Stwierdziła
Konan. – Na twoim miejscu strzeliłabym na Obito focha. Tak cię kocha i ty
kochasz jego, a nie chce się z tobą ożenić.
- Jest wierny swojej przysiędze, że Deidara
będzie świadkiem. To jedyny powód przez, który nie chce ślubu.
- Ale sama przyznaj, że cholernie głupi i
niedojrzały. – Rin wzruszyła ramionami.
- A Deidara nie chce, bo…? – Dopytała Noriko.
- Kto to wie…
- Mi tam świadkował. – Mruknęła Kana. – Co
prawda pod przymusem, ale zawsze coś. – Zaśmiała się. – Tylko ja na swoim
ślubie nie miałam białej sukni… ani welonu… ani bukietu… - Mówiła z coraz
większym smutkiem. – Pierdolić to. Wchodzę do środka i przymierzę najpiękniejszą
suknie jaką zobaczę!
- Okej…
- Nie okejkuj mi tu, Noriko. Idziecie ze mną! –
Złapała przyjaciółkę za rękę i wciągnęła do środka. – Zrobisz mi kilka
zajebistych zdjęć, by ten drań, Itachi, wiedział co stracił!
Rin
i Konan także weszły do środka i przeglądały suknie. Salon miał elegancki
wygląd, podłogę zdobiły panele, blado-różowe ściany i oczywiście mnóstwo sukien
ślubnych. Przymierzalnia była w części, która była wyjściowa do wybiegu.
Wybiegiem było miejsce na piedestale w otoczenie trzech luster. Kana długo
szukała idealnej dla siebie sukni, nie zwracała uwagi na cenę, bo i tak jedynie
zamierzała ją przymierzyć. Rin przeglądała nieśmiało te skromniejszą część.
Konan za to usiadła na kanapie przy wybiegu i smsowala z Yahiko, który
sprawdzał jej stan upojenia.
- Noriko, a jaką ty miałaś sukienkę? – Zapytała
Kana. Rin też się zaciekawiła. – Bo chyba miałaś ślub kościelny, nie? Znając
Latynosów, to są bardzo wierzący i ślub biorą na całego.
- Masz racje. – Odpowiedziała Noriko. – Cóż...
Miałam sukienkę prosto z Paryża…
- O mój boże! – Pisnęła Kana.
- Masz zdjęcia? – Dopytała Rin.
- Tak, ale wszystko jest u Roko. Dziwnie mi
wspominać ślub, kiedy się rozwodzę…
- Rozumiem.
- Oj tam, oj tam! – Zawołała Kana. – Nie
wspominasz ślubu tylko sukienkę. Więc nie zmieniaj tematu tylko opisuj mi ze
szczegółami!
- Nie, bo wybierzesz podobną. – Prychnęła
Noriko. – Wybierz najpierw, a ja ci powiem potem.
Kana
się skrzywiła, ale zrobiła tak jak powiedziała. Wybrała sukienkę i poszła przymierzyć.
Noriko obserwowała przez chwilę Rin, ujęta sposobem jej wpatrywania się w
suknie, postanowiła jakoś jej pomoc. Jednak sama nie da rady, nie jest w zbyt
dobrych stosunkach z Deidarą. Przysiadła się na kanapie do Konan i zagaiła.
Najpierw beztrosko.
- Nie męcz go już tak.
- Kochana, to on mnie męczy. – Wyjaśniła Konan
z uśmiechem. – Robi mi na złość, bo ja też go męczę, gdy wychodzi. Tak sobie to
narzuciliśmy.
- To… Straszne.
- Serio? Według mnie słodkie. Wiesz, dalej
jesteśmy o siebie zazdrośni. – Mruknęła zadowolona.
- Co kto lubi. – Noriko wzruszyła ramionami. –
Słuchaj, szkoda mi trochę Rin. Gadałaś może z Obito na temat małżeństwa z Rin?
- Pewnie. Nawet napuszczałam na niego Yahiko i
Nagato. Hidana też chciałam, ale sądził, że Obito dobrze robi. – Przewróciła
oczami. – Wiesz jaki on jest…
- Pieprzyć Hidana i jego tak zwane mądrości. W
każdym razie zadziałało coś wasze rozmawianie?
- Nie, w ogóle. – Skrzywiła się Konan. - Jest
uparty jak osioł. Zabiłabym go, ale nawet bez ślubu daje Rin niesamowite
szczęście. To go trzyma przy życiu.
- TA-DAAAM!
Wykrzyknęła
radośnie Kana wchodząc na wybieg w sukni ślubnej. Nie miała wielkiego,
ciążowego brzucha, ale dla niej był ogromny. Narzekała na niego oglądając się w
lustrze. Suknia była długa, sięgała do podłogi, a ramiona były odsłonięte.
Materiał był gładki i jedynie od pasa w górę były ładne, cekinowe ozdoby. Kanie
pasował ten krój, tym bardziej przy jej bardzo jasnych, kręconych blond
włosach. Noriko natychmiast otrzymała rozkaz od przyjaciółki, by robić jej
zdjęcia, które potem wyśle mężowi.
- Tylko żebym nie wyszła grubo!
- To przestań tyle żreć… - Bąknęła cicho
Noriko. – Rin, może też przymierzysz?
- Nie… Wolę sobie nie robić smaka.
- Daj spokój Rin, Obito w końcu sobie odpuści.
- Och, proszę was. – Kana przewróciła oczami. –
Na Deia można chyba wpłynąć. Noriko, wydobądź od Saso jakieś tajemnice
przyjaciela, po szantażujemy go i już.
- On wstydu nie ma. Żaden szantaż nie zmusi go
do zgody – Rzekła Konan. – A gdyby tak… Wiecie, jakieś wspólne spotkanie Obito,
Dei… Rin i jedna z nas? Może by to na niego wpłynęło?
- I jak niby takie spotkanie się ma udać? –
Dopytała Rin.
- Niedługo mamy zajęcia w szkole rodzenia, nie?
– Wtrąciła Kana. – Itachi nie może iść ze mną to poproszę Deidarę.
- Yhm, na pewno się zgodzi. – Sarknęła Noriko.
- No to patrz… - Burknęła Kana, wyciągając z
torebki telefon.
Tego
samego wieczoru Deidara trochę się szarpnął i zaprosił Asenę do eleganckiej i
dosyć drogiej restauracji. Ostatnim razem była na niego zła za zostawienie jej
ostatnim razem w centrum handlowym. Jednakże na wieść o takiej wspaniałej
randce, wszelkie spory zostawały odsunięte na bok. Czy Deidara lubił randkować?
Oczywiście, że nie, ale potrafił to robić, a jak to robił to na całego.
Restauracja była wspaniale wystrojona, a elegancki ubiór był tu wymogiem. Asena
pierwszy raz widziała Deidarę w garniturze i podobał jej się ten widok.
- Wyglądasz dzisiaj bardzo seksownie. –
Szepnęła mu do ucha.
- Wiem. – Uśmiechnął się dumnie wkładając ręce
do kieszeni.
- A ja, jak ci się podobam?
- Wolę cię bez ubrania. – Uśmiechnął się
cwaniacko. – Ale kiecka niezła.
- Aleś się wysilił… - Burknęła. – Długo jeszcze
będziemy czekać?
A
czekali na swój stolik. Deidara zrobił rezerwacje, ale dopiero za dziesięć
minut, więc czekali. Stał pod ścianą i wymieniał smsy z Sasorim, ostatnim
razem, gdy u niego był, nie dał ani jednego znaku swojego rozsypania. No, może był
jeden i był nim Naoki – a raczej uświadomienie go o rozstaniu. Dlatego nadal
był sam, nie gotowy by wrócić do życia sprzed kilku lat. Sasori nigdy nie
potrafił sobie radzić z rozstaniami, zawsze znajdował jakiś problem. Po chwili
do towarzystwa podszedł pan z obsługi i zaprowadził ich do stolika. W połowie
drogi Asena stanęła i zatrzymała Deidare, chowając się za nim.
- Co jest?
- Nic…
- To może usiądziemy przy stoliku, a nie
będziemy stać na środku sali? – Bąknął Dei. Płacił za stolik nie małe pieniądze,
więc mogłaby nie wymyślać.
- Ok… - Westchnęła. – Tam w rogu sali siedzi
mój były chłopak… - Deidara chciał się obejrzeć. – Co ty robisz?! Nie patrz na
niego!
- A co, jest bazyliszkiem? – Sarknął. – Ta
laska to…?
- Dla niej mnie zostawił… Możemy zmienić lokal?
- Co?!
- Źle się będę czuła…
- Nonsens. Jesteś tu, z nowym, przystojniejszym
chłopakiem. I jesteś o wiele, wiele piękniejsza niż ta jego towarzyszka. Oni
powinni stąd spieprzać ze wstydu, a nie ty.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem. Pokaż temu durniowi jaka jesteś
szczęśliwa.
Asena
wpiła się w usta Deidary i podziękowała za motywacje. Z dumą podeszli do
stolika i usiedli na krzesłach. Rzecz jasna Deidara jej dla niej odsunął.
Ulżyło mu, bo zwrotu pieniędzy za stolik by nie miał. Nie chodzi o to, że Deidara
był żyłą... No dobrze, był. Nie chciał by wydane pieniądze poszły się dymać, bo
były facet Aseny postanowił być w tym samym miejscu. Zresztą po zobaczeniu go
trochę się dziwił, że w ogóle miał szczęście chodzić z jakąkolwiek laską -
brzydki był. Jego panienka też nie dorównywała Asenie.
- Dlaczego zerwaliście? - Zapytał w porze, gdy
posiłek już mieli na talerzu. Asena spuściła wzrok i dopiero po chwili
odpowiedziała.
- Znalazł inną...
- Dlaczego w ogóle szukał? - Pytał krojąc
beztrosko swojego schabowego.
- Nie mam pojęcia. Było nam dobrze...
Mieszkaliśmy razem, spaliśmy, byliśmy zawsze razem, padło nawet wyznanie kocham
cię. - Burknęła Asena rozmiażdżając w ustach nabraną porcje
sałatki.
- Dziwak. W ogóle jak mogłaś sypiać z takim
brzydalem? - Prychnął. - Nie miałaś gustu?
- Cóż. Nie musiałam przy nim udawać
orgazmu.
- Przy mnie też nie musisz. – Odparł pewny
siebie. Asena odpowiedziała jedynie uśmiechem i odpiła łyk wina. – Prawda…?
- Oczywiście. – Pociągnęła drugi łyk.
Deidara
nie wnikał w prawdomówność dziewczyny. Nie w tej chwili, nie da sobie zepsuć
wieczoru. Zjedli danie główne, ale to bynajmniej nie był koniec. Czekał ich
jeszcze deser, w oczekiwaniu na niego gawędzili sobie o wszystkim i niczym.
Ojciec Deidary zaprosił go do siebie na kilka dni, odrzucił ów zaproszenie,
jednak Asena w tym samym czasie powiedziała, jak to będzie super. I musiał się
zgodzić, chcąc nie chcąc. Chwile później w ich kierunku zmierzał eks Aseny.
Kobieta się spięła, ale z całych sił starała się nie patrzeć mu w oczy i robić
wrażenie jeszcze szczęśliwszej. Mężczyzna przeszedł obok niej obojętnie, nawet
jej nie poznał.
- Zawiedziona? – Zapytał Deidara znając
doskonale zamiary wykonywanego przed chwilą cyrku.
- Nie rozumiem o co ci chodzi…
- Dalej go lubisz?
- Co? – Parsknęła głośnym śmiechem. – Nie. To
by było takie… że co? – Kolejny raz się zaśmiała.
- Dlaczego ze mną jesteś skoro dalej ci na nim
zależy? – Burknął, zaczęło go denerwować to, jak Asena strugała cyrki przed
jakimś typem.
- Przecież mówię, że nie zależy.
- Właśnie widzę. Obniż dekolt bardziej, bo
wraca.
- Daj spokój. – Podniosła go, ale odrobinę. –
Ty jedyny masz dostęp do zawartości.
- Póki co.
- Ale jesteś zazdrosny. – Uśmiechnęła się.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Nie jestem. – Burknął, a obok ich stolika
ponownie przeszedł znajomy mężczyzna. Bez żadnego odzewu. – Ale żal, hehe. – W
tej chwili kelner położył parze na stole talerze z deserem.
- Zamknij buzię i jedz.
Oboje
zajadali ciasto w dość sympatycznej atmosferze. Cieszyła się, że jest on o nią
zazdrosny, to znaczyło, że jest dla niego ważna. Deidara myślał tylko o jednym…
O jedzeniu. Ciasto czekoladowe, które właśnie wsuwał było wyborne. Sam lubił gotować, ale nie
piec, dlatego z całej kolacji najbardziej zachwycał się deserem.
- O mój boże…
- Tak, wiem. Zajebiste, nie?
- Jeszcze jak! Dei, nie wiem co powiedzieć!
Albo wiem! Tak! – Blondyn zwrócił ku niej wzrok, nie wiedząc o co chodzi.
zdębiał. Asena trzymała w ręku jakiś pierścionek, a jej oczy błyszczały. –
Naprawdę, nie spodziewałam się! Chodzimy ze sobą przecież tylko pół roku!
Zachwycała
się głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich gości. Deidara patrzył na nią
jak wryty. Nie wiedział co się dzieje? Jak to się stało i czyj to był do
cholery pierścionek. Sąsiedni goście już gratulowali Asenie, która aż się
popłakała ze szczęścia. Dei spojrzał na dwóch pracowników knajpy, którzy
widocznie się kłócili.
- No co tak siedzisz? Klękaj! – Zawołał
uprzejmie starszy mężczyzna. Deidara tkwił w takim szoku, że zrobił co mu
kazano. – Teraz poproś ją o rękę.
Deidara
zaczął się pocić, jak jakaś dziwka w kościele. Chciał ratunku, a jednocześnie
nic nie potrafił zrobić. Było zbyt wiele ludzi, trema go zżerała, a przecież
nie chciał się oświadczać!
- Przepraszam, że państwu przeszkadzam… -
Wtrącił mężczyzna. – Zaistniał pewien problem…
- Nic mi dzisiaj nie zepsuje humoru! –
Wyszczerzyła się Asena. – Mój chłopak się mi oświadcza!
- Otóż… Przykro mi, ale tego nie robi… Omyłkowo
zaserwowaliśmy wam danie dla narzeczeństwa…
- Dzięki Bogu…! – Jęknął Deidara siadając sobie
na piętach.
- Nie rozumiem… - Asena ogłupiała. Deidara
wstał z podłogi.
- Stary… Wiszę ci piwo. – Mruknął do kelnera.
Wyjaśnienie mu sytuacji pomogło mu się otrzeźwieć. – Asena, oddaj mu
znalezisko. – Nakazał, wracając na miejsce.
- Ale… Nie. – Burknęła przyciskając do siebie
dłoń z pierścionkiem. – Jest mój.
- Nie jest twój.
- Jest! Znalezione nie kradzione…
- Asena, kurwa, oddaj ten pierścionek…
- Ale…
- Nie rób scen. – Wycedził przez zaciśnięte
zęby. – Oddaj.
Asena
miała minę zbitego psa, a oczy się zaszkliły poprzez pragnienie płaczu. Jednak
starała się powstrzymać. Posłusznie oddalała kelnerowi pierścionek za co ten
podziękował i jeszcze raz przeprosił. Dei odetchnął nie mając w zasięgu wzroku
elementu zaręczyn. Starszy mężczyzna ze
stolika obok patrzył na niego z naganą i tylko kultura i poszanowanie do osób
starszych powstrzymały Deidarę od pokazania dziadkowi środkowego palca. Od
rozmowy jeszcze uratował go własny telefon. Normalnie by nie odebrał, bo
dzwoniła Kana, ale dodatkowe minuty spokoju mu się przydadzą.
- Czego?
- Witaj, skarbie. – Przywitała się Kana. – Mój
ulubieńcu z tej całej waszej elity…
- Do rzeczy, nie mam czasu.
- Okej… Miałeś racje, wiesz? Absolutną racje.
Gdybym cię posłuchała to moje życie byłoby co najmniej milion razy lepsze! –
Żachnęła się teatralnie.
- Pewnie tak, ale dobrze, że zrozumiałaś, że
jesteś tępa. Nara.
- Czekaj! Wiesz w ogóle o co mi chodzi?! –
Burknęła, nie mogła pozwolić, aby ją sobie spławiło. To godziło jej dumę.
- Słuchaj kochanie… - Zaczął Deidara, a Asena
zaczęła miażdżyć go wzrokiem. – To znaczy Kana, nie obchodzą mnie twoje
problemy. Żal się a żonie jak już.
- No właśnie! Mój mąż to oferma, wystawił mnie,
pojeb…
- Dokładnie. Ja ci od zawsze mówiłem, że masz
pojebanego męża. – Kana uśmiechnęła się do siebie, tak łatwo złowić Deidarę.
Wystarczą hejty na Itachiego.
- Mhm. Za kilka dni mieliśmy razem pójść do
szkoły rodzenia, a on mi, że nie może, bo jest po operacji i nie może się przemęczać!
- Mogł pomyśleć nim zrobił dzieciaka. – Fuknął
Deidara.
- No właśnie! Ty jeden mnie rozumiesz…! –
Zawołała Kana odgrywając swoją niedole. – Poszedłbyś ze mną do szkoły w
zastępstwie?
- Co…?
- No proszę Dei. Wiesz jak Itachi będzie
wkurwiony, że to ciebie wzięłam na zastępcę? – Zapytała zachęcająco. – Ja mu
utrę nosa, bo tak, a ty go wnerwisz, bo tak!
- Niańczenie bachorów nie jest tego warte.
- Jakie niańczenie? Dzieciak jeszcze jest w
brzuchu. Pomacasz mnie trochę i tyle.
- No to weź sobie Hidana. on macania nie odmówi
nawet grubej kobiecie. – odpowiedział, a przez moment w słuchawce zapanowała
cisza.
- Sugerujesz mi, że jestem gruba…?
- No jesteś w ciąży…
- To nie ma nic do rzeczy!
- Tak sobie mów.
- Ty…! – Wzięła głęboki wdech. – No to szantaż
skarbie. Idziesz ze mną albo Noriko, która jest ze mną dzwoni do twojej laski i
wygaduje się o twojej parze bliźniaków z Tayuyą.
- Nienawidzę was…
- Przyjedź po mnie o jedenastej. Buziaki!
Kana
rozłączyła się z uśmiechem. No to plan A zakończony sukcesem. Dzięki temu udało
się dziewczynom przekonać Rin do przymierzenia jakiejś sukni ślubnej. Po kilku
godzinach dziewczęta pochodziły sobie po okolicy zajadając się ulicznymi
fastfoodami. Aż nadszedł czas rozdzielenia się.
Noriko
postanowiła wykorzystać jeszcze wolny wieczór od opieki nad Naokim i odwiedzić
jego ojca. Była akurat w okolicy, do przyjazdu autobusu zostało jej jeszcze
dwie godziny, więc dość szybko znalazła się w okolicy bloku mężczyzny., a
jeszcze szybciej przed drzwiami mieszkania. Zadzwoniła dzwonkiem, a przez lekki
stan upojenia alkoholowego, nie zwróciła uwagi na późną porę. O dziwo jednak
Sasori otworzył drzwi po niespełna pięciu sekundach. Na sobie miał ubranie,
które raczej do domowych nie należą, między innymi letnia kurtka i ubrane
adidasy.
- Co tu robisz Noriko? - Zapytał zdziwiony jej
widokiem.
- Wychodzisz gdzieś?
- Nie. Wróciłem przed chwilą z pracy.
- Jasne.
- Coś się stało Naokiemu?
- Nic poważnego. Ale... - Wprosiła się do jego
mieszkania, bo sam by chyba nie wpadł na to, by ją zaprosić. - Chciałam po
prostu sprawdzić jak się trzymasz.
- Nieźle. - Odparł zamykając drzwi i wchodząc
za nią do salonu.
- Widzę właśnie, spodziewałam się ciebie w
rozsypce, nie zdolnego do pracy i bałaganem w mieszkaniu...
- Daje radę. - Uśmiechnął się, ale Noriko nie
oddała mu gestu.
- Wiesz, że Naoki za tobą tęskni? Pomyślałeś o
nim zajmując się codziennością? Bo mnie to wygląda jak kompletne olanie
sprawy.
- Nie olałem.
- Więc...? Zapomniałeś, że masz dziecko?
- Nie, myślę o nim codziennie przecież.
- No to jutro go zamierzasz zabrać do
domu?
- Nie... Jeszcze nie teraz...
- To go chociaż odwiedź albo zadzwoń. Minął już
prawie miesiąc, a ty zachowujesz się jak jakaś pizda.
- Bardzo ci na tym zależy co? Znudziłaś się już
synem? - Prychnął Sasori. - A chciałaś go wychowywać beze mnie...
- Stało się zupełnie inaczej. Więc wolisz
spierdolić relacje z nim, bo zerwałeś z dziewczyną?
- Niczego takiego nie robię, ja
pierdole...
- Naoki wczoraj się mnie zapytał czy od
teraz będzie mieszkał ze mną. Dodał też, że fajnie by było.
- Ciekawe. - Sarknął, nie chciał pokazać jak
bardzo się tym przejął. - I co... I co mu odpowiedziałaś?
- Sasori. - Zamiast odpowiedzieć na pytanie,
wolała go pouczyć. - Nie dawaj mi powodów, ani nie ułatwiaj wszystkiego bym
odebrała ci prawo do opieki nad naszym synem, dobrze?
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię. - Przytaknęła pewna siebie. - Czujesz
się chyba zbyt pewny siebie.
- Naoki to dziecko.
- Moje też. Urodziłam go, wiesz?
- A ja wychowałem.
- Też to robiłam i teraz robię nadal.
- No właśnie, teraz. Czyli ty sobie mogłaś
zrobić kilka lat przerwy od niego, a ja nie mogę na kilka tygodni?
- Więc chodzi o przerwę, a nie pogodzenie się z
rozstaniem Miyuki?
- I tak i nie... Po prostu nie wiem jak mu
powiedzieć, że już jej nie zobaczy.
- Nie sądzę by cię o nią zapytał. Nie ma to nie
ma na chuj drążyć temat? Mnie nie pyta o Roko.
- Nie był z nim tak związany.
- Pierdolenie. Szukasz powodu by się
wytłumaczyć i tyle.
- Nie szu... - Westchnął sfrustrowany. - Dobra,
nieważne. Przecież i tak wiesz lepiej ode mnie. - Przewrócił oczami. –
Chcesz czegoś jeszcze czy łaskawie opuścisz moje mieszkanie?
Noriko
spojrzała ukradkiem za okno, zaczęło lać jak z cebra. Nie uśmiechało jej się
wychodzić, zważywszy, że ma sporo czasu do przyjazdu autobusu. Jednak miała też
w sobie resztki godności, które nie pozwalały dłużej przebywać w mieszkaniu.
Bez słowa skierowała się do drzwi.
- Zacznij się kontaktować z synem inaczej spotkamy
się w sądzie. – Powiedziała na odchodne, zamykając za sobą drzwi.
Zgodnie
z umową Deidara podjechał przed południem pod dom Kany. Nie zamierzał jednak
wchodzić do środka i tylko klaksonem dał jej znać, że na nią czeka. Nie dość,
że ma w pierony własnych problemów to musi jeszcze załatwiać sprawy innych.
Długo się zastanawiał nad tym czy te wiedźmy go nie wkręciły, bo skąd Noriko
miałaby znać Tayuyę? Sasori by chyba nie okazał się takim draniem i nie
wygadałby się? Sam nie wiedział tego w stu procentach i wolał nie ryzykować.
Asena i tak miała wystarczająco zjebany wczorajszy wieczór. Właściwie on przez
nią też. Nie sądził, że jest taka chętna na małżeństwo. Chodzą ze sobą pół
roku, ale najwyraźniej już jej to wystarcza. Kobiety…
Czekał
na podjeździe od pół godziny. Liczne piskania klaksonem nic nie dawały, więc
ruszył twardym krokiem do ich domu. Na jej szczęście nie był taki niecierpliwy
jak niegdyś Sasori. Ten to potrafił wrócić do domu jak ktoś się nie pojawił
punktualnie. Teraz sam się spóźnia… Dzieciak wszystko zmienia. Wchodząc za
furtkę i robiąc kilka kroków do drzwi, z boku wyskoczył na niego pies,
agresywnie szczerząc swoje kły. Był uwiązany łańcuchem do swojej budy, na całe
szczęście, bo ten nagły atak wystraszył Deidarę na tyle, aby przewrócił się na
trawnik.
- Kurwa mać, co za bydle…
- Siemka Dei. – Przywitała się z nim właśnie
wychodząca z domu Kana. – Bawisz się z Rockym? Śłodziusi z niego terrorysta,
prawda? – Uśmiechnęła się kucając przy pupilu i zwyczajnie go głaskając.
- Taa, aż próchnicy dostaje na jego widok. –
Sarknął Dei, wstając z ziemi. – Co tak długo?!
- Musiałam się umalować, no nie? – Burknęła
kobieta.
- Nie łaska to było zrobić godzinę przed moim
przyjazdem?
- O co ty się prujesz? Przecież dokładnie wtedy
zaczęłam. – Przewróciła oczami. – Ok, jedźmy już, bo jeszcze się spóźnimy.
Deidara
aż się zapowietrzył na ten komunikat, był kłótliwą osobą i nie omieszkał
poprawić Kanę w jej zdaniu. Dlatego przez całą drogę na zajęcia wypominał jej
powolność. Słuchała go jednym uchem, drugim wszystko wypuszczała. Jednak mimo
swoich ataków na nią, nie zapominał o kulturze i otwierał jej drzwi furtki,
samochodu, budynku – zachowywał się bardzo grzecznie.
- Rin! – Zawołała Kana niemal wprost do ucha
Deidary.
- Nie możesz do niej podejść i się przywitać,
jak cywilizowana osoba? – Burknął trzymając się wymownie za ucho. – Rin jest
zaledwie dziesięć kroków od ciebie…
- Jestem w ciąży, nie mogę się przemęczać.
- Ona też jest, w dodatku szóstym, a ty
trzecim.
- Ok, no to jestem w ciąży i nie wolno mnie
wkurwiać, dotarło to do ciebie? – Powiedziała mrużąc na niego oczy.
- Cześć wam. – Przywitała się Rin, podchodząc
do towarzystwa razem z Obito.
- Deidara jesteś ostatnią osobą, jaką się tutaj
spodziewałem, niemniej fajnie cię
widzieć. Zastępujesz Itachiego? Ty? – Zapytał zaskoczony.
- No, zmusiła mnie… poza tym ten dzieciorób nie
może, bo wymyśla sobie zakaz od lekarza.
- Hm, jaki zakaz?
- No po tej operacji swojej.
- Ostatnio mimo tego…
- Chodźmy już, zajęcia się zaczynają! – Zawołała
Kana ponownie niemal wprost do ucha Deidary.
Mężczyzna
się skrzywił, ale już poszli na zajęcia. Rin z Obito rozłożyli matę obok nich.
To wszystko wydawało się Deidarze strasznie dziwne. Sądził, że to będą jakieś
zwyczajne ćwiczenia jak na fitnessie czy coś, a one uczą się oddychać. Cóż, był
zadowolony dopóki sam nie musiał się udzielać. Dotykanie ciężarnej kobiety w
ogóle nie jest przyjemne. Według instrukcji usiadł za nią i położył ręce na jej
brzuchu.
- Dei, to moje cycki. – Bąknęła Kana, a Dei
zabrał ręce jak oparzony. – Płód rozwija się niżej – Złapała jego dłonie i
nakierowała na brzuch. - O tutaj.
- Przecież wiem! Ciężko coś zobaczyć przez
twoje siano na głowie.
- Odezwał się ten co ma idealną fryzurę o
każdej porze dnia i nocy… - Właściwie to Kana chciała by zabrzmiało to na
sarkazm, ale z każdym nowym słowem to była bardziej prawda. – Nieważne.
- Jak ostatnio byłam u Deidary, to widziałam u
niego w łazience naprawdę sporo szamponów, odżywek i innych takich. – Wtrąciła
Rin, opierając się o Obito. – Z początku myślałam, że to z Tsuki jest straszny
czyścioch, ale wszystkie butelki były dla mężczyzny.
- To Obito się nie myje, że dziwią cię marki
dla mężczyzn? – Prychnął Deidara.
- Myję się mydłem. Szamponem tylko włosy.
- A o czym ja niby mówię? – Przewrócił oczami.
– Ja przynajmniej biorę odpowiedzialność za swoje długie włosy i o nie dbam.
Nie to co Kana.
- Milcz już, okej?
W
ciszy oddali się dalszym ćwiczeniom. Następnie kobiety musiały uklęknąć na
czworakach, a do mężczyzny należała jedynie rola asekuracji. Instruktor
podszedł do ćwiczących z tyłu znajomych i tylko dlatego Deidara udał przejęcie
swoją partnerką. Obito robił wszystko, jak należy, jednak to do niego się
przyczepił. Pokazując Obito co ma zrobić, Deidara zerkał na wszystko z ukosa.
On by tam nie pozwolił w ten sposób dotykać jego kobiety. Tłumaczył, że dotyk
ma pomóc rozruszać mięśnie, a dotykał wewnętrznej strony ud Rin. Tuż przy
kroczu! I masował jej ramiona… A ta fajtłapa, Obito tylko stał i potakiwał.
- Gościu, nie za dobrze się bawisz? – Zabrał
głos.
- Słucham?
- W rejony, które sobie dotykasz, może się
zapuszczać jedynie koleś za tobą.
- To moja praca, proszę pana…
- Mam to w dupie. Ogranicz się do udzielania
informacji, a nie odwalania za kogoś roboty. – Po tym komunikacie instruktor
odrobinę się uraził i nakazując coś Obito powrócił na swoje miejsce w przodzie.
- Dei, przesadzasz taką ma robotę. – Burknęła
Kana.
- Uhum, robota. Jasne.
- Zazdrościsz mu, bo dotyka kobiet, a nie
cegły.
- Ja tam dziękuję. – Odezwała się Rin. – Nie
czułam się dobrze, gdy mnie miętosił łapskami… Obito, nie mogłeś sam stanąć w
mojej obronie?! Nie widzisz, że ci molestują żo…narzeczoną?
- Też sądziłem, że to część jego obowiązków i
nie chciałem się wtrącać… Gdyby było inaczej to bym mu przyjebał i już by się
nie podniósł.
- Swój chłop. – Mruknął Deidara, pokazując
Obito okejkę. – Kiedy koniec?
- Dopiero zaczęliśmy…
Deidara
nie był zadowolony z tej odpowiedzi, lecz co miał zrobić. Usiadł sobie obok
ćwiczącej Kany i odpalił sobie grę na swoim telefonie. Kobieta spojrzała na
niego ofuknięta, ale zbyt wiele to nie pomogło. Po chwili instruktor nakazał
partnerom zabrać z pułki po jednej piłce, a następnie usiąść na przeciwko
swojej żony lub narzeczonej i na zmianę rzucać do siebie. Piłki były tymi
miękkimi, które zabiera się do kąpieli nad jezioro czy inny zbiornik
wodny.
- Przyniosę! – Zgłosił się Obito i ruszył po
atrybuty.
- Do odbijania piłki potrzebujesz męża, nie
słyszałaś? – Parsknął Dei. – Ten wasz instruktor jest nieźle głupi.
- Założył, że ciężarnymi kobietami zajmują się
mężowie. Bronisz mu wierzyć w prawdziwy model rodziny?
- Obito i Rin nie są po ślubie. Mogli poczuć
się dotknięci. – Wzruszył ramionami.
- Jak myślisz czyja to wina? – Westchnęła Kana.
- Pojęcia nie mam. – Po chwili dostał smsa… od
Tayuyi.
- Lubisz się oszukiwać, co? – Nie odpowiedział
na tą zniewagę. Wpadnij, jak będziesz
miał czas. Oddam ci hajs. Tay. Nigdy nie mógł zrozumieć po cholerę ludzie
się podpisują w smsach…
- Masz Dei. – Obito rzucił kumplowi piłkę.
Złapał bez problemu i przysiadł naprzeciwko Kany.
- Więc... Dei... - Rozpoczęła Kana podrzucając
z nim piłkę. - Słyszałam, że nie chcesz się zgodzić na świadkowanie Obito na
ślubie.
- Taa i co?
- To, że przez ciebie ten idiota - Rzuciła mu
piłką w głowę. Odbiła się i powędrowała do niej. - nie chce się teraz żenić z
słodką Rin. A ona bardzo by chciała!
- Nie prawda! - Zaprzeczyła od razu nie patrząc
Obito w oczy. Nie chciała nic na nim wymuszać.
- Prawda, prawda.
- Nie bronię im się pobrać. W sumie już dawno
powinni to zrobić.
- To dlaczego nie chcesz być świadkiem?
- Bo nie. Już byłem u jednego Uchihy.
- No i?
- No i to, że już nie chcę.
- Patrz na to tak... Na przykład Itachi ci
bardzo dużo zawdzięcza, powinien ci buty czyścić. Bo ma taką super żonę jak
ja.
- Jakoś nie czyści.
- Nie oddałbyś mu butów nawet do
czyszczenia. – Po krótkim zastanowieniu westchnął, potakując jej głową. –
Ale miałbyś świadomość, że każdy z Uchihów byłby ci za coś wdzięczny. Pomyśl o
tym.
- I co mi z tego, światem rządzić nie będę. –
Wzruszył ramionami. Kana po złapaniu piłki przerwała ćwiczenie, aby poszperać
na telefonie.
- Rin, nie mówiłaś, że pragniesz ślubu,
sądziłem że traktujesz to jako nie potrzebny papierek… - Powiedział Obito. Jego
narzeczona wydawała się tym taka wiarygodna, że nawet nie słuchał licznych
nagonek Konan. – Ciągle stawiałem ci płotki do spełnienia marzenia.
- Nie, nie, Obito. Chcę ślubu, to prawda… Ale
nie na siłę, jeśli chcesz by Dei był świadkiem, to ma być albo ślubu nie
będzie.
- Ok, będę. – Wtrącił Deidara, patrząc cały
czas w wyświetlacz telefonu Kany. – Taką kieckę ślubną będziesz mieć?
- Co? Pokaż! – Zawołał Obito.
- Masz… - Nie zdążył jednak przekazać mu
przedmiotu, bo dostał w twarz z piłek dziewczyn.
- Nie ogląda się sukni panny młodej przed
ślubem! Pojebało cię?! – Burknęła Kana.
- Zabobony.
Deidara
oczywiście w takie pierdoły nie wierzy, a tym bardziej w przypadku Obito i Rin.
Nie ma rzeczy, która by doprowadziła do ich rozstania. Po godzinie jakiś
przygłupich ćwiczeń na piłkach, na których się skaczę, nareszcie nadszedł
koniec zajęć. Dziewczyny jednak zostawiły chłopaków w pomieszczeniu udając się
do łazienki. Byli sami, a ponadto nikt ich nie wyganiał. Deidara uśmiechnął się
do siebie i usiadł na piłce skoczce.
- Siadaj Obi!
- Spoko! – Przytaknął wesoło i dosiadł się za
przyjacielem.
- Ale nie tu! – Warknął, zrzucając go na
podłogę. – Dosiądź własnego konia. Jak byłem mały i pierdolnięty byłem na
rehabilitacjach z Saso, gdzie były takie zabawki. Walczyłem z nim i go zrzucałem z piłki.
- Mnie nie zrzucisz. – Oświadczył.
- No to patrz!
Gong
w ich głowach zabił. Odbijali się stopami o podłogę i nacierali na siebie
próbując nawzajem zrzucić. Pierwsze dobicie do siebie ich nieźle sponiewierało,
szczególnie Deidarę, który z trudnością musiał złapać równowagę. Lecz walka nie
trwała długo, Obito tak się chichrał, że samoczynnie spadł z piłki. Oczywiście
zabawa nie kończyła się na jednym razie. Obito goniąc na piłce Deidarę był tuż
za nim, a wtedy kopnął go stopą w plecy przez co tego porwało w przód i
przywalił twarzą w podłogę. Akurat w tym czasie do pomieszczenia wszedł
mężczyzna. Sądził, że sala będzie już pusta, więc się zdumiał.
- Umm… Co robicie?
- Nic… - Burknął Dei podnosząc się z podłogi. –
Hej skądś cię znam…
- Ja też, kumpel Hidana, tak? I Sasoriego? –
Uśmiechnął się, a potem zwrócił do Tobiego. – Yoshi jestem.
- Obito. – Podał mu dłoń. – Skąd się znacie?
- Sasori był moim niedoszłym szwagrem… A Hidana
kiedyś trenowałem w boksie. Ostatnio jednak się coś opierdala, heh. Co u nich
obu słychać? Żyją?
- W obu przypadkach diagnoza ta sama – kobieta.
– Wytłumaczył Deidara. – No a ty? Co tu robisz?
- Niedługo mam w tej sali zajęcia z fitnessu. A
wy co robiliście? Tylko prawdę powiedzcie.
- Nic ta…
- Zrzucaliśmy się na piłkach skoczkach! –
Przyznał się dumnie Obito.
- Och… - Zaczął Yoshi, a następnie sprawdził
czy nikt nie idzie i zamknął drzwi. – To ja będę sędzią.
Zapowiedział,
jednak skończył na trzeciej piłce, skacząc z nnimi jak kolejny idiota. Skoro
byli we trzech to bawili się w kop-masz-go. Nie szczędzili sobie przy tym
brutalności, ale oczywiście kopali się bez butów. Co było w sumie utrudnieniem,
bo parkiet był śliski. Yoshi, gdy kopnął Deidare chciał uciec, lecz skarpetki
pomogły mu jedynie zapoznać twarz z podłogą. Ludzie przechodzący obok
pomieszczenia musieli być zdziwieni śmiechem, a gdyby ich zobaczyli to bez
wątpienia by skończyli w pokoju bez klamek. Po czasie zamiast skakać na piłkach
to bawili się w sumo i jedynie dobijali do siebie wielką piłką, która okazała
się mieć nie mały odrzut.
- Ej, stańcie pod przeciwległymi ścianami i
biegnijcie na siebie z piłkami. Kto pierwszy upadnie, przegrywa.
- Ok. – Zgodzili się oboje. – Przegrany stawia
skrzynkę piwa.
- Obciążasz się kosztami, Obito. Lepiej zbieraj
na ślub.
- Nie martw się o mnie.
Stanęli
pod ścianą i z wielką piłką skoczką przed swoim brzuchem. Na znak Yoshiego
ruszyli na siebie, krzyczeli napierając na siebie atakiem. Jakoś będąc ponad
połowę odległości od siebie do pomieszczenia weszły Rin i Konan mogąc podziwiać
jak dwójka odbiła się o siebie i z pewnością boleśnie upadając na podłogę.
Yoshi śmiał się na ten widok jak opętany.
- Obito! – Krzyknęła Rin, podchodząc do
narzeczonego. – Nic ci nie jest?
- Co wy odwalacie? – Warknęła Kana, po chwili
zauważając Yoshiego. – Kim jest ten przystojniak?
- Yoshi. Znajomy…
- Kto wygrał, kurwa mać?! – Warknął Deidara,
trzymając się za głowę.
- Obito.
- Jeeee…! – Zawołał mężczyzna wznosząc ociężale
pięść do góry. Kobiety nie mogły się nadziwić ich głupocie.
- Jak rozwalicie sobie łby to też będziecie się
cieszyć? – Burknęła Rin. – Dlaczego pozwoliłeś im to zrobić?! – Zwróciła się do
Yoshiego. Wzruszył ramionami.
- Bo to było śmieszne.
Nie
było sensu się dogadywać, znaleźli sobie kolejnego idiotę do kompletu. Po
zakończeniu zadania Deidara odwiózł Kanę do domu, a następnie zajechał do
Tayuyi. Właściwie nie potrzebował pilnie kasy, ba, zdążył zapomnieć, że jej
cokolwiek pożyczał, ale skoro i tak ma po drodze to dlaczego nie? Będąc przed
drzwiami jej mieszkania zapukał w nie. Musiał odczekać długą chwilę zanim mu
otworzyła. Od razu rzuciły mu się w oczy jej rozczochrane włosy i seksowny
szlafrok.
- Co tu robisz, Dei…?
- No wiesz, mam czas, a napisałaś bym przyszedł
po kasę. – Odpowiedział, rozpracowując w głowie, że pod ów szlafrokiem niczego
nie ma. Sterczące sutki ją wydały. – Przyszedłem nie w porę?
- Trochę. Zaraz ci przyniosę. – Powiedziała
chcąc zaknąć przed nim drzwi, jednak ją powstrzymał.
- Mogę zaczekać w środku.
- Nie.
- Dlaczego? – Tayuya westchnęła.
- Skarbie, gdy mówiłam trochę miałam na myśli bardzo.
– Mruknęła trzaskając mu przed nosem drzwiami. Był ciekawy z kim się Tayuya
spotyka. Z mężczyzną czy z kobietą? Przez ciekawość po prostu wszedł do
mieszkania, jak do siebie.
- Tay, muszę skorzystać z toalety! – Zawołał
używając wymówki, jednak przechodząc obok pomieszczenia z kuchnią zastał widok,
którego w życiu by się nie spodziewał. – Tata?! – Szczęka mu dosłownie opadła.
- Umm, cześć, um, Deidaro… - Zakłopotał się
nieruchomiejąc nad kubkiem swojej kawy.
- Co tu, kurwa robisz?! Gdzie są twoje
ubrania?! – Zapytał, bo jedyne co rodzic miał na sobie, to bokserki i
podkoszulka.
- Hej! – Warknęła Tayuya. – Mówiłam byś czekał!
- Nieeeee…! – Zawołał rozumiejąc teraz ich
nagość. Wskazywał na nich nawzajem palcem. – Wy…?! Razem…? Wy…?! – Tayuya
zagryzła swoje wargi w zakłopotaniu. Nie tak miało być, miał tego nie widzieć.
- Odpowiedzcie!
- To zadaj jakieś pytanie… - Pouczył go ojciec.
- Spaliście ze sobą?!
- Tak.
- Jak mogłaś?! – Zwrócił się pretensjonalnie do
Tayuyi. – Pojebało cię? Do mojego starego?!
- Deidara zostaw ją, jest dorosła.
- To ją nie upoważnia by się z tobą dymać!
- Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale nie
możesz zabronić jej spotykania się z twoimi znajomymi tudzież z rodziną.
- Owszem mogę! Zresztą nie wtrącaj się, bo nic
nie wiesz! – Zapowietrzył się i odetchnął ciężko. – Je jebie, wychodzę, bo
zaraz rzygnę chyba…! – Burknął wychodząc i zatrzaskując za sobą drzwi.
Wieczorem
do swojego rodzinnego domu przyjechał Sasori. Ostatnia wizyta Noriko, a
właściwie to jej groźba wymierzyła mężczyźnie solidnego kopa w tyłek. Nadszedł
czas, by Naoki wrócił do niego do domu. Niestety nie było ich w domu, Matsuri
podała bratu adres pobytu Nao, a on czym prędzej się tam wybrał. Mógł co prawda
na nich zaczekać, ale nie chciał. Noriko zabrała syna do skateparku z czego w
sumie zadowolony nie był, a jeśli się poobija? Ponadto widząc na miejscu tyle
dzieciaków chwalących się cholernie niebezpiecznymi wyczynami, to serce stanęło
mu w gardle. Niech Naoki sobie nie myśli, że też tak będzie robił.
Po
chwili szukania wzrokiem Naokiego zobaczył go w towarzystwie dwóch chłopców i
Maribel. Rozmawiali, bawili się i odkrywali nowe triki jakie można wykonywać na
deskorolce. Chłopiec wyglądał na do bólu szczęśliwego i w ogóle nie
stęsknionego. Niedaleko na ławce siedziała Noriko, a obok niej siedział Roko.
Nie przytulali się ani nic, po prostu siedzieli i patrzyli na wyczyny skaterów.
Dlatego Sasori do nich podszedł i, aby dostosować się do obojga, mówił po
angielsku.
- Hej.
- Nareszcie. – Uśmiechnęła się do niego Noriko.
- Witaj. – Przywitał się Roko. – Co słychać?
- Powoli, ale do przodu. Nie wiedziałem, że
wróciłeś do kraju.
- Chciałem… - Zaczął, lecz wtedy zadzwonił do
niego telefon. – Przepraszam was na chwilę… - Powiedział po czym się oddalił, a
jego miejsce na ławce zajął Sasori.
- Nie mogłaś wziąć Nao w bezpieczne miejsce? –
Oburzył się.
- Na przykład? – Zapytała obojętnie.
- Plac zabaw? – Noriko spojrzała na niego
głupio. – No co?
- Chyba jest na to już za duży, wiesz? Zresztą
na plac zabaw to go puszczam samego. Jest już wystarczająco duży by się
usamodzielniać. Niedługo pójdzie już do szkoły.
- Lepiej żeby nie poszedł do niej w takim
stanie, by podejrzewano mnie o jego katowanie. – Burknął, a wtedy zobaczył, jak
Naoki spada z deskorolki. – Kurwa mać…! – Zerwał się z ławki, ale Noriko go
zatrzymała.
- Czekaj zostaw go, Saso. – Syknęła. – Masz
syna, a nie córkę. Nabijanie siniaków, zadrapań lub blizn to nieodłączny
element dzieciństwa. – Złapała go za dłoń. – Ta blizna tu to z twojej nauki na
rowerze. A ta na lewym udzie to z przeskakiwanie przez płot podczas ucieczki
przed sąsiadem. Sam widzisz, że mają wiele wspomnień.
- Ale…
- Daj mu spokój. Sam się podniesie i zdecyduje
czy zostać i bawić się dalej czy wrócić. – Bąknęła, puszczając go. – Nie rób mu
obciachu na każdym kroku. – Po tym na powrót usiadła na ławce.
- Okej, zrobimy po twojemu… - Zgodził się, ale
nie był z tego zachwycony. – Nie sądziłem, że pamiętasz gdzie mam blizny.
Noriko
nic na to nie odpowiedziała tylko schowała twarz w telefonie. Po chwili do
towarzystwa wrócił Roko powiadamiając, że interesy go wzywają i musi iść,
poprosił też Noriko by odwiozła Maribel za niego do domu. Po odejściu Noriko
wyjęła z torebki paczkę papierosów.
- Możesz tego nie robić przy mnie?
- To się odsuń jak ci coś nie pasuje. – Bąknęła
i, i tak zapaliła peta.
- Mamo! – Zawołał Naoki, podchodząc do
kobiety, wtedy Sasori wyjął jej z palców
tytoń i zgasił na ziemi.
- Co ty, kurwa, robisz?!
- Nie będziesz palić przy moim dziecku. –
Uargumentował. Noriko spojrzała na niego wściekle, ale wtem podszedł do niej
Naoki nie zauważając swojego taty obok.
- Krew mi leci… - Powiedział wskazując na
kolano.
- Pokaż tacie. Przemyje ci to. – Odpowiedziała
Noriko podając Sasoriemu wodę i chusteczki.
Naoki
dopiero teraz go zobaczył, ale bez słowa usiadł na ławce podciągając nogawkę
spodni. Sasori posłusznie opatrzył synowi kolano, choć części do opatrzenia
było więcej. Zauważył też aż fioletową część pod okiem.
- Co ci się stało? – Zapytał.
- Uderzyłem się. – Burknął, zakrywając sobie
policzek. – Fajnie cię widzieć, tato. – Wyszczerzył się.
- Ciebie też.
- Chodź popatrzeć czego się nauczyłem! –
Nakazał ciągnąc rodzica na tor.