Tej nocy Yahiko miał sen. Lubił je
miewać i przenosić się do krainy własnych fantazji, marzeń, które ma na co
dzień, ale o nich nie mówi. Głównym powodem jest to, że nigdy się nie ziszczą.
Nie przejmował się tym, bo jakby się jednak spełniły to narobiłby w spodnie ze
strachu. W śnie podróżował z plecakiem po amerykańskich bagnach, szukając
przygód i podziwiając tutejszy klimat. W śnie bowiem nic mu nie straszne!
Pomiędzy krzewami znajdował nieznane sobie owady, a w górze na drzewach
zalegały się ptaki. Spytacie, gdzie Konan?
-
Yahiko, do jasnej cholery, dlaczego to musiała być dżungla?! – Tutaj jest… -
Nie możesz śnić o plaży? Palmach? Drinkach z parasolkami?
-
Też miewam takie sny – mruknął wyruszając w głąb lasu.
-
Nie byłam tam…
-
No właśnie. – Puścił do narzeczonej oczko, na co strzeliła focha. Nawet w śnie
jej osoba żyje własnym życiem.
-
Jesteś okropny! I ja mam za ciebie wyjść?!
-
Cicho. Zagłuszasz przyrodę.
-
Ph, w porządku! - Prychnęła. – Słowem
się nawet nie odezwę!
W odpowiedzi pokazał jej wysunięty w
górę kciuk. Przemierzał dalej gąszcz, a Konan szła za nim co chwila stękając
lub warcząc pod nosem. Lubił się w snach z nią drażnić, bo w prawdziwym świecie
nigdy się to dobrze dla niego nie kończy. Nagle Konan przylgnęła do pleców
chłopaka.
-
Yahiko…!
-
Co znowu? – Burknął znudzony.
-
T-T-To goryl! - Krzyknęła zlękniona, wskazując na sporych rozmiarów małpę.
Zbliżyła się do Yahiko wolnym, majestatycznym krokiem. Yahiko stał
niewzruszony, robiąc za tarczę dla narzeczonej.
-
Banan za kobieta. – Małpa przemówiła ludzkich głosem i wyciągnęła dla Yahiko
cały pąk bananów z drzewa bananowego. Konan zamrugała kijka razy.
-
Okej. – Zgodził się Yahiko na ten handel.
-
Okej?! Żartujesz sobie?!
-
Jestem głodny…
Pomachał, więc dziewczynie na do
widzenia, a gorylowi życzył powodzenia. Nie ważne, że jest silny, przyda mu
się. Yahiko szedł przez gęste zarośla lasu, wcinając kolejnego banana
otrzymanego, jako haracz za Konan. Roślinność wokół była cudownie zielona, co
dodawało miejscu uroku. Nagle Yahiko stanął w bezruchu, spojrzał w dół i
zorientował się, że wszedł w bagno, które swą gęstością unieruchomiło mu nogi.
Siłował się ze sobą, próbując się uwolnić, aż w końcu zobaczył niedaleko,
zbliżającego się do niego aligatora. Odrzucił banana za siebie i zaczął sobie
pomagać rękami. W ostatniej chwili zdołał się cofnąć, nim został zagryziony
przez zwierzę. Jednak nie przeląkł się bliskiego kontaktu ze śmiercią, tylko
jak ostatni idiota, postanowił zmierzyć się z aligatorem. Na początku mierzył
się z nim groźnym wzrokiem, a po chwili rozpoczęło się starcie. Gdy Yahiko udało
się uniknąć śmiercionośnego ugryzienia, udało mu się objąć szyję aligatora i
zacząć go przyduszać. Strasznie się menda rwała w jego uścisku… w sekundzie
poczuł mocne uderzenie w głowę, które siłą rzeczy obudziła go do
rzeczywistości.
-
Puszczaj mnie, debilu!
Gdy tylko Konan poczuła poluzowanie
na swoje szyi, wyrwała się z objęć narzeczonego. W pozycji pół siedzącej
zaczęła odzyskiwać w płucach utracone powietrze na zmianę z kaszlem. Tej nocy
Yahiko spał z Konan w jej mieszkaniu, bo jej ociec wyjechał na kilka dni do
pracy i nie chciała zostać sama. Nie zaprosiłaby go jednak, wiedząc, że będzie
próbował ją dusić we śnie!
-
Moja głowa… - Jęknął Yahiko, przykładając sobie dłoń do czoła. Niedaleko niego
leżał zegarek, zapewne to nim oberwał. Z rany, aż puściła krew, ale nie
przejmował się sobą. Położył dłoń na plecach Konan, a ona w odpowiedzi się na
niego obejrzała i boleśnie spoliczkowała.
-
Pojebało cię, durniu?! Prawie mnie udusiłeś!
-
Przepraszam, kochanie…
-
Co mi z twojego przepraszam?!
-
Bo… ja… bo ja miałem sen! Podróżowałem po dzikich lasach, oczywiście też tam
byłaś, no i musiałem walczyć z aligatorem! – Konan wystawiła dłoń do przodu.
-
Daruj sobie, dobra?! – Warknęła wychodząc z łóżka. – Ty świrze!
Na odchodne jeszcze rzuciła w niego
swoim jaśkiem i wyszła do łazienki. Yahiko westchnął ciężko opadając na
pościel. Na jego twarzy wbrew swoim zamiarom pojawiło się lekkie rozbawienie.
No co zrobić, skoro sytuacja sprzed chwili była zabawna. Biedna Konan – nie
dość, że prawie ją udusił, to jeszcze została wzięta za aligatora. Po chwili
zapaliło się światło, a do pokoju weszła Konan z apteczką.
-
Konan, ja..
-
Ani słowa więcej! Pokaż mi ten swój durny łeb. – Burknęła. Sama spowodowała te
ranę i nie miała serca tego tak zostawić. Docisnęła do jego czoła gazę, która
nieznośnie zapiekła.
-
Ałaaa!
-
Zamknij się. Dobrze ci tak! – Bąknęła Konan. – Sabotujesz mój ślub, chcąc
udusić panną młodą. – Yahiko nic nie powiedział, ale spojrzał na nią tępo. Jej
ślub? Chyba ich! – Ale wiedz, że ci się to nie uda! Wyjdę za ciebie czy tego
chcesz czy nie.
-
Ale…!
-
Powiedziałam żebyś milczał. – Warknęła wściekle, a więc Yahiko się dostosował.
Dla swojego dobra. – Aligator… czy ja ci wyglądam na aligatora?! Podobno byłam
w tym śnie. Nie odciągałam cię od te walki? – Zaprzeczył ruchem głowy. – Więc
co się ze mną stało? No mówię do ciebie, Yahiko!
-
Miałem milczeć. – powiedział. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż Konan
dała za wygraną.
-
W porządku. Odwołuję… to, co robiliśmy w tym śnie? – Zapytała, przyklejając mu
na ranę plaster. Właściwie to miło słyszeć, kiedy jest w snach ukochanego.
Chciała znać szczegóły.
-
Noo… chodziliśmy po lesie…
-
Tak, domyślam się, ale co dalej? Razem szukaliśmy przygód? A może miałeś
erotyczny sen i kochajmy się w tej dziczy? – Entuzjazmowała się, wymyślając
własny scenariusz. Yahiko wolał jej nie przerywać, bo prawda raczej się jej nie
spodoba. – Pewnie dlatego kopałeś przez sen.
-
No, było gorąco…!
-
Cieszę się, ty też powinieneś, bo do ślubu nie ma opcji, abym z tobą spała.
-
Żartujesz? – Przecież do tego dnia jeszcze miesiąc!
-
Nie. Spieprzaj na kanapę, kochanie!
Za pięknej niedzieli, Sasori spędzał
swoje po południe z synem. No prawie, bo włączył mu bajkę w telewizji, a sam
ogarniał kilka ostatnich rzeczy na swoim laptopie. Musiał zrobić spis rzeczy
potrzebnych na oddziale, w którym pracuje. Nie zajęło mu to sporo czasu, skończył
wraz gwizdkiem wrzątku w czajniku. Nalał herbaty do kubka sobie i Naokiemu i
udał się do pokoju.
-
Dziękuję. – Podał Naokiemu napój i sam zamierzał się do niego przysiąść.
-
Proszę.
-
Nie, tato! Uważaj! Zmiażdżysz Bema! – Zawołał przerażony. Sasori pod tym
wpływem wygiął się w łuk, by nie usiąść na kanapie, jednak to skutkowało
oblaniem swojej bluzki, gorącą herbatą.
-
Cholera – Syknął i natychmiast zrzucił z siebie mokrą bluzkę.
-
Oblałeś się.
-
No co ty nie powiesz? – Burknął, a potem zerknął na miejsce, w którym miał
usiąść. Sądził, że zobaczy tam coś, co mu się pewnie nie spodoba, ale… nie
zobaczył nic. – Kogo miałem niby zmiażdżyć?
-
Bema. – Sasori uniósł brew do góry.
-
Kim jest Bem?
-
To mój przyjaciel! – Oznajmił z uśmiechem.
-
Aha… Dlaczego go nie widzę?
-
Bo jest niewidzialny.
W tej sytuacji cieszył si ę, że ma tylko cztery lata i to zachowanie
jest dla tego wieku poniekąd normalne. W sensie, że sporo dzieci wymyśla sobie
przyjaciół. Jednak to nie znaczy, że Sasori machnął na to ręką. Przecież bez
powodu nie wymyśla się znajomych… poszedł zmienić swoją bluzkę, a potem już w
pełnym odzieniu wykonał drugie podejście.
-
Czy Bem może się przesunąć? Chcę przy tobie usiąść.
-
To usiądź z drugiej strony. – Poklepał siedzenie obok.
Sasori wywrócił oczami, ale
ostatecznie przysiadł na wskazane miejsce. Jednak nie na długo. W mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, Sasori westchnął ciężko,
dopiero co usiadł…
Przeskoczył oparcie kanapy i
pierwsze co to wyjrzał przez wizjer. Jego gośćmi była siostra i jej chłopak.
Nie są to najgorsi z możliwych gości, a więc otworzył i zaprosił ich do środka.
Odwiedziny nie miały żadnego celu, po prostu rodzeństwo powinno się odwiedzać.
Matsuri przywitała się z Naokim i usiadła obok niego, przez co rozpoczął się
wrzask chłopca.
-
Zejdź ciociu! Zmiażdżysz Bema! Tato, weź ją! – Dziewczyna była skołowana tymi
wyrzutami, ale Gaara zareagował pociągając ją za ramię z siedzenia. – Myślisz,
że ważysz pięć kilo?! – Nie wiedział ile to jest, ale tata mu tak nieraz
powiedział gdy usiadł mu na kolanach.
-
Że co?! – Oburzyła się, jak to tak można na temat jej wagi?!
-
Naoki! Jak ty się zachowujesz?!
-
Prawie zgniotła Bema, tato!
-
Kim jest Bem? – Zapytała Matsuri.
-
Wymyślił sobie przyjaciela… - odpowiedział Sasori.
-
On nie jest wymyślony tylko niewidzialny!
Saso wywrócił oczami. Och, tak. Niewidzialny
brzmiało bardziej prawdopodobnie. Nakazał synowi przeprosić ciocię, a potem na
prośbę Gaary zamiast przerywać Naokiemu oglądanie to sami się przenieśli
porozmawiać do kuchni. Jednocześnie obiecali chłopcu potem do niego dołączyć. W
kuchni usiedli przy stole i Matsuri zaczęła komentować to zachowanie bratanka.
No i oczywiście upewniała się czy jest gruba.
-
To normalne, niektóre dzieci w jego wieku wymyślają sobie przyjaciół. – Sasori
wzruszył ramionami.
-
Ja nie wymyślałam. – Burknęła Mats.
-
Ja tak i wyrosłem na normalnego. – Wtrącił Gaara. – Przejdzie mu, nie musisz
się martwić.
-
Miałeś wymyślonych przyjaciół? – Matsuri uniosła brew. – Z kim ja się
spotykam…? No trudno, mam słabość do wariatów. – Pokazała mu język.
-
Może to były objawy schizofrenii? – Dopytał zgryźliwie Sasori.
-
To by tłumaczyło, dlaczego żadna z moich maskotek nie przeżyła… - odpowiedział.
– Tak serio, to może Naoki nie ma zbytnio znajomych? Albo źle mu w ich
towarzystwie?
-
Nie, nic z tych rzeczy. Dlatego mnie też zdziwiło to zachowanie…
-
Kup mu chomika! – Błysnęła pomysłem Matsuri. Sasori w odpowiedzi jedynie
popukał się w czoło. – No co?
-
Jeszcze mi tu jakiegoś szczura trzeba. Wystarczą mi wizyty Hidana…
W szkole średniej nauczyciele coraz
bardzie katowali swoich uczniów przed nadchodzącą przerwą świąteczną. Na lekcji
profesor Anko z humanistycznego przedmiotu, trwała praca w grupach na temat
przerabianej lektury. Grupy były przydzielane przez nauczyciela, więc
większości osób skład nie pasował. Matsuri na swoje szczęście trafiła na Hanabi,
a w nieszczęściu na Aiko… dla Hyuugi to była jedna wielka katastrofa, jednak dobrze,
że do rozdzielania dziewczyn doszedł Hiroya, ale tylko do tego się przydał. Nie
przeczytał lektury, jego rolą było tylko nazwisko w podpisach.
-
Matsuri, możesz poszukać w opracowaniu…
-
Ja to zrobię – Zgłosiła się Aiko, zabierając książkę, ale ktoś złapał za drugi koniec.
-
A nazywasz się Matsuri? Nie sądzę!
-
No skoro ładniejsze imię mnie dyskwalifikuje, to szukaj.
-
Dyskwalifikuje cię bycie idiotką, tyle w temacie.
-
Och Mats, ale mi cię żal. Na siłę chcesz uchodzić za mądrzejszą, a jesteś
żałosna. – Zakomunikowała Aiko z wyższością, Matsuri zacisnęła z wściekłości
pięści, a Hanabi wzrokiem starała się je uspokoić. Nawet Hiroya podniósł na nie
wzrok znad swoich bazgrołów.
-
Więc niby kurwienie się na prawo i lewo, jest czymś inteligentniejszym?
-
Po pierwsze, to ja się nie kurwię. Zazdrościsz mi urody i tego, że faceci nie
mogą się mi oprzeć i wymyślasz takie bzdury.
-
Że co?! – Matsuri parsknęła z niedowierzeniem. – Hanabi, słyszałaś to? Proszę!
Mam wspaniałego chłopaka!
-
Oj wiem, wszyscy wiedzą, bo tak się tym chwalisz. – Aiko wywróciła oczami.
-
Coś w tym złego?
-
Dziewczyny proszę wróćmy do pisania… - poprosiła Hanabi.
-
Ależ nic. Ale chłopaki ze studiów liczą na coś więcej, niż randki. Skoro tego
nie otrzymuje od ciebie to otrzyma od innej. – Wzruszyła ramionami. – Pewnie
teraz zabawia się z inną.
-
Aiko!
Pomimo ostrzegawczego upomnienia Hanabi,
Matsuri rzuciła się na dziewczynę z pazurami wywołując tym zamieszanie w
klasie. Hiroya przez chwilę patrzył na okładające się dziewczyny, tak samo jak
reszta klasy. Dopiero w trakcie interwencji profesor Anko, on i paru innych
kolesi decydowali się je rozdzielić. Następnie pod nakazem musieli kończyć
swoje prace, a dziewczyn zostały wyprowadzone przez nauczycielkę.
-
Super… na bank nie zdążę wszystkiego sama napisać – Bąknęła załamana Hanabi.
-
Dwója też jest super.
-
Może dla ciebie… ja za nią mogę mieć odcięte ogrzewanie w pokoju… - To nie była
prawda, ale surowość jej taty jest w jej odczuciu do tego porównywalna. Hiroya
westchnął ciężko.
-
Dobra, pomogę ci.
-
A przeczytałeś książkę?
-
Mam coś lepszego.
Wyciągnął z kieszeni telefon i
włączył internet, zaczynając na nim hakować. Po niespełna pięciu minutach
pokazał jej rozwiązania testu, który właśnie przerabiali. Po prostu włamał się
do jakieś szkoły, w której nauczyciele publikują dla siebie sprawdziany czy
inne rzeczy wraz z rozwiązaniami. Hanabi miała jedynie za zadanie pozmieniać
słowa, bo sens ma być ten sam. Początkowo się wahała, bo to kradzież, ale nie
miała czasu na swoją uczciwość.
-
I jak wam poszło? – Podszedł do nich Yagura po zajęciach.
-
Będzie pięć. – mruknął Hiroya.
-
A wam? - Wtrąciła Hanabi, przytulając
się do boku Konohamaru.
-
Będzie sześć…albo trzy. – Yagura wzruszył ramionami. Hanabi spojrzała na niego
pytająco.
-
Podzieliliśmy się na dwie grupy. Dyktujący, czyli Yagura z Daisuke i notujący,
czyli ja i Nami – odpowiedział Konohamaru.
Sprytnie. Przynajmniej nie musieli
ze sobą drzeć kotów, jak Mats i Aiko, Konohamaru tam się zastanawiał co by było
gdyby się nie podzielili, jednak Yagura od razu zaprzeczył jakimkolwiek
narodzinom walki. Chyba mieliby podobne odpowiedzi, w końcu czytali tą samą książkę.
Po chwili Hiroya zaciągnął Yagurę do łazienki, musiał sobie zapalić, a do tego
potrzeba mu strażnika. Nieważne, że gdy doszli do łazienki to zadzwoni dzwonek
na lekcję.
-
No kurwa, pospiesz się.
-
Kurwą to możesz sobie nazywać swoją starą. – odparł Hiroya naciągając się
nikotyną. – Chyba podbiję do Aiko.
-
Bo? Czemu tak nagle?
-
Coś mi mówi, że lubi się zabawić. – Uśmiechnął się do siebie.
-
A mi coś mówi, że to nie laska, która rozkłada nogi byle komu. – Fakt, doszły
go słuchy, że dziewczyna należy do doświadczonych, ale nie każdemu daje. –
Zresztą zostawmy ten temat na potem i wracajmy!
-
Wyluzuj. I tak pewnie dopiero się przebierają w szatni w stroje gimnastyczne.
-
Jakie stroje? Zamiast wfu mamy matmę, a potem znowu.
-
Co?! – Hiroya się przeraził i natychmiast zgasił peta. – Dlaczego nic nie
mówisz?!
-
Cały czas cię poganiam!
-
Dobra, zamknij mordę. Masz jakieś miętówki?
Wyciągnął z kieszeni miętowe gumy i
poczęstował kolegę pędząc na złamanie karku do klasy. Oczywiście już wszyscy
weszli do klasy, dlatego Yagura nie oszczędzał słownictwa na swoim koledze.
Profesor zazwyczaj za spóźnianie odpytuje, dlatego wolał być punktualnie.
Weszli do pomieszczenia od razu przepraszając za spóźnienie.
-
W porządku, siadajcie szybko. – Nakazał Nagato, nie miał czasu na ich pokręcone
wytłumaczenia. – Sprawdziłem wasze testy sprzed miesiąca. Przepraszam was za
zwłokę.
-
Cooo? Ja już zdążyłem o tym zapomnieć! – Zawołał Konohamaru.
-
Ja też, może jako wynagrodzenie profesor nie wpiszę ich do dziennika. –
Zaproponował Hiroya, rozpakowując plecak. Spojrzał przelotnie na Aiko i
Matsuri, dziewczyny siedziały w ławkach i milczały nie będąc wzruszone lekcją.
-
Właśnie się nad tym zastanawiałem, bo tylko jedna osoba ma piątkę, a dwie zdołały
się wybić na czwórkę, reszta to porażka. Rozdam wam i zrobimy poprawę, nie
wpiszę tych ocen, ale napiszecie test jeszcze raz.
-
A co z osobami, które miały te powyżej trzy?
-
Konohamaru, chyba nie sądzisz, że chodzi o ciebie. – Zaśmiał się Hiroya.
-
Mam szansę jak każdy inny!
-
Ta trójka pozostaje w nagrodę ze swoimi ocenami. Właściwie to chciałbym
pogratulować jednej osobie, szczerze mówiąc to myślałem, że się pomyliłem w
sprawdzaniu… Matsuri Akasuna.
Cała klasa, aż się obejrzała na jej
ławkę. Sama uczennica zdębiała, Nagato podszedł do niej i wręczył jej
osiemdziesięcioprocentowy wynik. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, taki dobry
wynik po zaledwie kilku godzinach douczek razem z Noriko. To robi wrażenie.
Dziewięćdziesiąt siedem procent uzyskała Hanabi, a siedemdziesiąt jeden
Daisuke. Punkt mniej i ocena byłaby inna – życie na krawędzi. Potem Nagato
rozdał pozostałym testy.
-
Pięćdziesiąt jeden! O tak! Hanabi, będzie z ciebie nauczycielka! Wyszczerzył się Konohamaru.
-
Co? Chwila… uczyłaś go?! Podobno nie miałaś czasu… - Wypomniała Matsuri.
-
No… bo widzisz…
-
Widzę. Więc taka jest z ciebie przyjaciółka. Super, oby tak dalej!
-
Mats…
-
Um… profesorze, co ja zrobiłem źle w tym zadaniu? – Zapytał Yagura.
-
Nie wiem, zaraz będziemy robić poprawę to zobaczysz.
No to czyli, że się nie dowie. Wątpliwe,
że zrobią poprawę, aż do ostatniego zadania. No i tłumaczenie całej klasie, a
jednej osobie to też ogromna różnica. W tej sytuacji najlepiej sobie porównać
zadania do innych. Gdy Nagato wpisywał
do dziennika bazę punktową, uczniowie korzystali z tego przywileju i chodzili,
najwięcej do Hanabi. Yagura podszedł porównać do Matsuri, bo okazało się, że
dysponuje tym zadaniem. Ku jego zdziwieniu, mało, że porównał zadanie to
jeszcze dziewczyna mu w łatwy sposób je wytłumaczyła.
-
Masz sześćdziesiąt dziewięć procent? – Zapytał rozbawiony Hiroya zaglądając
przyjacielowi przez ramię. Tym sposobem Matsuri też spojrzała na wynik, ale
Yagura go zakrył ze wstydu.
-
Odpieprz się. – Burknął obrażony.
-
Nawet profesor cię przejrzał, że zamiast myśleć o matmie to dupa i cycki ci w
głowie. – Ciągnął komentarz.
-
Racja, twój wynik to taka delikatna aluzja.- mruknęła potakująco Matsuri.
-
Macie skojarzenia na poziomie gimnazjum… A ty ile miałeś, mądralo?
-
Będziesz dumny. Czterdzieści procent. – rzekł i pokazał swoją pracę.
-
Super. Co ty osiągniesz takim wynikiem? – Zapytał siebie Yagura, przeglądając
jego sprawdzian.
-
Będę astronautą. – stwierdził twardo. – Chcę uciec z tej planety, to moje
marzenie.
-
Nie uciekniesz, skoro się tak uczysz, głąbie.
-
No nie wiem, Yagura. Wyprawa w kosmos nie jest dla niego czymś nieosiągalnym. –
Wtrąciła Matsuri. – Przecież nawet małpy tam wysyłają. – Dodała, a Yagura
parsknął śmiechem.
-
Dzięki Mats…
Potem już Nagato przerwał im tą
chwilę wolnego czasu i rozpoczął zajęcia. Sprawnie mu szło to tłumaczenie, ale
to dlatego, że większość uczniów nawet nie chciała rozumieć tej poprawy. Kiedy
to było? Mało co pamiętali, Nagato wiedział, że dzieciaki jednym uchem
słuchają, a drugim wypuszczają, ale ich sprawa.
Po kilkunastu minutach do budynku
szkoły weszła pewna szatynka. Nie była uczennicą, odwiedzała swojego
przyjaciela, od którego już kilka razy dostała zaproszenie. Nie wiedziała
tylko, gdzie jest klasa matematyczna, ale o to zamierzała zapytać napotkanych
na korytarzu uczniów. Po chwili rozległ się dzwonek, a dzięki niemu uczniowie
mogli opuścić lekcje. Coraz bliżej do domu.
-
Ej, idziesz dzisiaj na te wyrównawcze z matematyki?
-
Nie mam wyboru… Uzurpator nie daje żyć nawet przed świętami…
-
W czasie pewnie też nie da… zapewne z racji świąt dostaniemy jakieś zadania z
gwiazdką. – Zaśmiała się grupka uczniów. Ushio pomyślała, że Uzurpatorem jest
Uzumaki.
-
Święta to czas cudów, może w końcu sobie znajdzie kogoś…?
-
To byłby, jak los na loterii. Zakładając, że pod wpływem zakochania byłby fajniejszy.
-
Przepraszam. Wiecie może, gdzie znajdę Nagato Uzumakiego? – Zagadała w końcu
Ushio.
Wytłumaczyli jej dokładnie, gdzie
znajduje się jego sala, ale dziewczyna nadal nie czuła się pewnie na wieść, że
sama tam będzie musiała iść. Mimo to podziękowała i postąpiła pierwsze kroki.
Jeden z chłopaków ją zatrzymał i posłużył za przewodnika. Pomimo przerwy
uczniowie nie opuścili pomieszczenia… przewodnik jednak bez skrępowania zapukał
i wszedł do klasy.
-
Profesorze, ktoś pana szukał. – Zapowiedział, wpuszczając do środka Ushio.
-
Cześć. Przyszłam cię posprawdzać - zażartowała.
-
Och, Ushio... - Nagato oczywiście był zadowolony z przybycia koleżanki, ale
prowadzał ważną lekcję. Co tam, że w czasie przerwy. Uczniowie już mieli
szczęście wypisane na minach, bowiem będzie chwila przerwy. - Słuchaj, bo muszę
akurat to im wytłumaczyć w skupieniu. Poczekasz jakieś pół godziny na zewnątrz?
Szybko się z tym uporamy! Co nie?
- Taa...
- Taa...
-
Może...
-
Nie. - Jedynie Hiroya postawił na szczerość, ale i tak jego wypowiedź została
przytłumiona.
-
A, pewnie. - Jakoś nie wyczuwała w uczniach Nagato tego samego entuzjazmu do
rozwiązywania zadań, no ale... no cóż, każdy musi przez to przejść.
Tak więc po wyjściu Ushio zabrał się
szybko za tłumaczenie tych już zgoła trudniejszych zadań. Trochę… właściwie to
bardzo się dziwili temu zachowaniu nauczyciela. Nie dość, że kogoś zaprasza to
jeszcze każe mu czekać? Yagura przez dłuższą chwilę zastanawiał się czy on tak
na poważnie? Jak widać. I tak minęła minuta, dziesięć, dwadzieścia... Nagato
tak się zaobserwował lekcją, a właściwie samą matematyką, że zapomniał o Bożym
świecie. Część uczniów notowała, część przysypiała...
-
Dobra, a teraz nowa lekcja...
-
Ale...!
-
Chwila...!
-
Profesorze...! - Uczniowie jednak byli trochę czujni. - Nie zapomniał pan o
swojej koleżance? - Nagato w momencie wytrzeszczył oczy.
-
Racja! Myślicie, że jeszcze tam jest?
-
Jak będzie to niech się profesor z nią ożeni. - Zaśmiał się Hiroya, na co
nauczyciel go zdzielił w łeb.
-
Jeszce jeden taki komentarz, a będziesz odpowiadał.
-
Pójdę otworzyć! - Zgłosił się Daisuke i pobiegł otworzyć drzwi. Wyszczerzył się
widząc nadal znajomą profesora. Ukłonił się nisko. - Zapraszamy. Witamy w
naszych skromnych progach.
-
Och, dziękuję. - Ukłoniła się dwornie i weszła do środka. Nagato chyba mówił
poważnie, że ma fajną klasę.
-
Cześć Ushio. - przywitał się Yagura. - Przybyłaś nas wybawić z lekcji
matematyki? - Zaśmiał się, jednak ten komentarz nie spodobał się Nagato.
Zgromił go wzrokiem. - Tylko żartowałem...
-
Można tak powiedzieć. Też jestem humanistką, więc postanowiłam się zlitować. -
Skinęła głową.
-
Ależ, nie rozumiem o co wam wszystkim chodzi. Matematyka to wspaniały
przedmiot. Yagura...
-
Ależ oczywiście, Nagato. W to nie wątpię. Po prostu... Nie każdy jest do niego
stworzony, tak jak TY - Dziewczyna zgrabnie wybrnęła z sytuacji, odwracając
uwagę od nieszczęsnego Yagury modlącego się w ławce, by profesor nie wywołał go
za karę do tablicy.
Nagato uśmiechnął się mimowolnie,
nie kryjąc zadowolenia z otrzymanego komplementu. Poprosił Ushio, żeby
poczekała do końca lekcji z tyłu klasy. Przechodząc na swoje miejsce,
pochwyciła wdzięczne spojrzenie Yagury. Gdy tylko Nagato powrócił do
tłumaczenia zadania i odwrócił się do tablicy, rozpisując na nim kolejny
skomplikowany szyfr, uczniowie co chwila odwracali się w kierunku Ushio,
posyłając jej ciekawskie spojrzenia. Tylko czekali na okazję, kiedy profesor
się zapomni i nie będzie zwracał na nich uwagi. Wszakże to było ciekawe, że
Nagato zaprosił na lekcję koleżankę. KOLEŻANKĘ! Dziewczęce zmysły zadziałały,
rozważając jakiś romansik. Po chwili poznawczych szeptów jednak mogli śmiało
stwierdzić, że do drętwych nie należy i bez problemów można z nią pogadać.
-
A co cię łączy z naszym profesorem? - Zapytała prosto z mostu Matsuri.
Ushio zdębiała i zerknęła nerwowo na
dziewczynę. Taka bezpośrednia...
-
Nic. Kolegujemy się jeszcze od czasów liceum. Byliśmy w jednej klasie.... -
starała się wybrnąć z sytuacji, jednak z każdą sekundą trudniej było jej jakoś
sensownie odparować ciekawski wzrok uczniów.
-
Czyli musiałaś jeszcze chodzić z moim bratem... - Zastanowiła się Matsuri.
-
A co? Sasori chodził z każdą ze swojej klasy? Trudno mi w to uwierzyć. -
mruknął Hiroya.
-
Klasę miałam na myśli. – Burknęła. – Spieprzaj już do tego swojego kosmosu. - Potem
jeszcze raz zwróciła do Ush. - Więc... TYLKO przyjaźń?
-
Ale to było kiedyś - Wtrąciła Hanabi. - A teraz? Flirtujecie ze sobą?
-
Nie! Znaczy tak, tylko się przyjaźnimy i nie, nie flirtujemy ze sobą... Ani
nic. - burknęła Ush, czując się coraz bardziej osaczona przez młodzież.
Przeklinała w duchu Nagato, który zafascynowany książką nie widział poza
zadaniem świata i w całości już zatracił się w rozpisywaniu go na tablicy.
-
Myślę, że pasowalibyście do siebie... - powiedziała z uśmiechem Matsuri.
-
Żartujesz? Są kompletnie różni. – Burknął Konohamaru. Daisuke w tym czasie,
wygrzebał z torby danonka, którego zdecydował się zjeść po kryjomu.
-
Przeciwieństwa się przyciągają. – mruknęła Hanabi. Najdziwniejsze było to, że
dyskusja toczyła się w obecności Ushio, ale w ogóle się tym faktem nie
krępowali. – On matematyk, ona humanistka…
-
Chyba jakiś psycho-matematyk. – Wtrącił Hiroya.
-
Nie no, psycho to chyba nie... - Zastanowiła się przez chwilę. - Nie jest aż
tak źle, nie? - Spojrzała na nich.
-
Jest gorzej... - stwierdził Hiroya.
-
Przesadzacie. Każdy ma na jakimś punkcie świra - Wyszczerzył się Daisuke.
-
Przesadą to jest opowiadanie żartów matematycznych i oczekiwać ich
zrozumienia... - dopowiedział Konohamaru.
-
Naprawdę opowiada jakieś suchary? - Niedowierzała. Chociaż... To w sumie nie
było takie niemożliwe...
-
Panie profesorze! - odezwał się Konohamaru. - Ma pan w zanadrzu jakiś żart?
-
Hm, w porządku. Rozerwijmy się na moment. - Uśmiechnął się do klasy. - Dlaczego
druga pochodna nie powinna się zerować? Bo to już przegięcie! - Zaśmiał się
głośno, a z nim jedynie Daisuke, inni już nie...
-
Ależ z pana jajcarz! - Zawołał wyszczerzony. Pozostali spojrzeli wymownie na
Ushio, a nie mówili?
-
Hahaha.... - Oczywiście nie ogarnęła, ale nie chciała mu zrobić przykrości,
więc udała, że ją to rozbawiło.
-
Sama widzisz... - Burknął Konohamaru.
-
Nie doceniacie, bo nie rozumiecie. - Daisuke stanął w obronie profesora.
-
Nie przerabialiśmy jeszcze pochodnych, więc nie strugaj mądrali - Hanabi
pokazała mu język. - W ogóle... ty jesz danonki...?
-
Muszę urosnąć. Pilna sprawa!
-
Dzięki danonkom? Co ty pierdolisz? – Hiroya uniósł brew.
-
No danonki wspomagają wzrost. Wydłużają kości i w ogóle. – Na tą wypowiedź
Ushio parsknęła śmiechem, a skoro ona to zapoczątkowała to inni dołączyli.
-
Hej, co się tam z tyłu dzieje? – Zawołał Nagato do rozbawionej grupki.
-
Nic! – zawołała odruchowo Ushio, zawstydzając się i odwracając wzrok ze
skrępowania.
Nagato westchnął ciężko, no nie
przewidział, że tak będzie. kątem oka spojrzał a Yagurę, który co chwila
odwracał się do tyłu i gdyby tylko mógł to by się przesiadł w okolice siedziska
Ushio. Nie podobało mu się, że obydwoje załapali ze sobą taki dobry kontakt w
takim krótkim czasie. Mieli dużo wspólnych tematów, więc to z nim wolała
dyskutować.
-
Yagura… Yagura… - Wołał ucznia, ale ten oddał się utęsknieniom za miejscem z
tyłu. – Yagura! – Krzyknął na tyle głośno, że ten się wzdrygnął i natychmiast
odwrócił. Przełknął głośno ślinę, gdy Nagato ponownie westchnął jakoby zawiedziony.
– Do tablicy.
-
Uuu – zawołał rozbawiony Hiroya. Tak zwany przyjaciel…
-
Żal mi go… chciałabym mu jakoś pomóc… - szepnęła Ushio.
-
Da się zrobić. – Wyszczerzył się Daisuke. – Profesorze! Może wybierzemy się do
kina z Ushio?
-
Co…?
-
Zajebisty pomysł. – osądził Yagura, ale wycofał się napotykając piorunujący
wzrok Nagato. – Znaczy się… tak tylko powiedziałem…
-
A Ushio chce czy to twój narzucony pomysł, Daisuke?
-
Mój?! Ohohoh, ależ ona nam sama zaproponowała wypad na Big Hero 6!
-
To prawda Ush? – Dopytał Nagato.
-
Tak! Oczywiście. Ja bardzo chętnie, ale… Już szósta część? – Załamała się,
trochę za dużo od niej wymagają. Ona nie widziała nawet pierwszych pięciu!
-
To nie chodzi o część. Sześć oznacza ilość tych bohaterów. – Wytłumaczył Yagura
nie kryjąc rozbawienia tą pomyłką.
Ushio klepnęła się w czoło. Rany,
taka gafa… i teraz wszyscy się z niej śmieją. W każdym razie Nagato nie był
przekonany co do zaniechania godzin lekcyjnych na rzecz kina, ale po błagalnym
tonie uczniów się zgodził. Jednak w terminie muszą się zgadać z pozostałymi
nauczycielami, by nie było to kompatybilne z sprawdzianami. Daisuke wymyślił
nowy temat nie związany z matematyką.
-
Jaki profesor był z przedmiotów humanistycznych? – Zapytał głośno, odwracając
uwagę Nagato od trwającej lekcji.
-
Dobrze się uczył, ale jego jedynym celem nie była wiedza, jak to w matmie.
Tylko dobra ocena.
-
Czy tego chciałem czy nie, i tak przyswoiłem wiedzę. – stwierdził dumnie.
-
No tak, ale nie ma to dla ciebie znaczenia.
-
No, bo to nie ma wpływu na moją teraźniejszość.
-
Jakiś ma. Nie robisz błędów gramatycznych. – Uśmiechnęła się cwanie. Uczniowie patrzyli
w ciszy i skupieniem na te słowną walkę. – No i potrafisz argumentować własne
zdanie. A właśnie! – Nagle dostała olśnienia. – Przeczytałeś już Hamleta?
-
Eee… yyy… no nie. Jeszcze nie…
-
Profesor czyta Hamleta? – Dopytała Matsuri. – Przerabialiśmy go z miesiąc temu.
-
Ano, mógł pan się z nami uczyć… Dałbym ściągać – mruknął Daisuke.
W czasie rozmowy o Hamlecie, Ushio
dostała sms’a, który wzywał ją do pracy.
Za namową uczniów obiecała jeszcze kiedyś ich odwiedzić, a tymczasem czeka na
termin wyjścia do kina. Nagato odprowadził ją na korytarz i tam się z nią
pożegnał. Potem spojrzał na zegarek – pięć minut do końca lekcji.
-
Wiecie co? – Zaczął. – Może w zamian za pisanie poprawy testu, opracujecie dla
mnie Hamleta? – Uczniowie spojrzeli dziwnie na profesora.
-
Poważnie? – Zapytał Hiroya. Jak dobrze, że przeczytał książkę.
-
Sam nie możesz przeczytać tej książki? – Zapytał sam siebie Yagura. Na jego
nieszczęście Nagato wszystko słyszał. Zrozumiał to, napotykając jego
spojrzenie. – Wie pan… koleżanka nie będzie zachwycona.
-
Nie dowie się, a ja nie mam czasu czytać tej książki.
-
To nadużywanie władzy… - Burknął do siebie.
-
Mówiłeś coś Yagura?
-
Eee, cieszyłem się, że będę mógł pomóc! – Nagato zdecydowanie się na niego
uwziął.
Sasori korzystając z wolnego od
pracy i innych głupot poniedziałku, zabrał swojego syna na przejażdżkę. Dzisiaj
dla odmiany to on zamierzał odwiedzić Miyuki w domu. Dziewczyna w ogóle się
tego nie spodziewała, dlatego w momencie, gdy przyszli, odsypiała całą,
niezwykle ciężką niedzielę. Akurat u ojca Miyuki był Takeda, więc Naoki od razu
zmienił priorytety z odwiedzin Miyuki na zabawę z Takedą. Szczerze mówiąc to
niespecjalnie przeszkadzało Sasoriemu. Za pozwoleniem, udał się sam do pokoju
dziewczyny. Spała, a kołdra przykrywała jej ciało natomiast twarz zakrywały
kaskady jej krótkich włosów. Sasori usiadł na skraju łóżka przy jej boku i ręką
przeczesał jej włosy do tyłu. Drgnęła pod tym wpływem i zaczęła się przebudzać.
-
Wyspana? – Zapytał. Dźwięk jego głosu ją wybudził na dobre.
-
Co ty…? – Zerwała się do siadu. - Już jest wieczór?! – Obejrzała się na okno.
-
Nie, spokojnie. Dla odmiany ja do ciebie przyjechałem. Naoki bawi się na dole z
Takedą.
-
O rany. Taki zaszczyt, a ja taka nieuczesana…
-
Lubię twoją urodę po przebudzeniu się. – Uśmiechnął się. – Szczerze mówiąc to
sądziłem, że na mój widok pomyślisz, że śnisz… - dodał trochę zawiedziony.
-
Gdyby to był sen, to byś mi przyniósł śniadanie do łóżka… i to bez koszuli…
-
O tej porze to się je obiad, a nie śniadanie, księżniczko.
Zmarszczyła czoło, po czym sięgnęła
po swoją komórkę, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła szesnasta, co ją trochę
przeraziło. Sasori jednak nie zwracał większej uwagi na jej mimikę tylko wpił
się w jej miękkie wargi. Naparł na nią swoim ciałem, doprowadzając do jej
ponownego ułożenia na poduszce. Pociągała go za sobą poprzez czułe objęcie mu
szyi. Lubiła gdy się całowali, chyba każda dziewczyna to lubi. Takie subtelne
gesty wyrażające miłość... no właśnie. W czasie, gdy Sasori przesuwał się
pieszczotami po szyi Miyuki, ona zaczęła się zastanawiać dlaczego jeszcze jej
nie powiedział, że ją kocha? Są już razem pół roku i jest im przecież ze sobą
dobrze.
-
Nad czym tak myślisz? – Zapytał, widząc jej skondensowanie.
-
Nie… Niczym takim. – Z uśmiechem cmoknęła go w usta. – Kocham cię… a teraz
spadaj, ogarnę się w łazience i odbijemy Nao, Takedzie.
Powiedziała mu wyznanie, jednak
potem zrezygnowała z tego wymuszeniagrss
f c v na nim odpowiedzi. Jest cierpliwą osobą. Sasori powie, że ją kocha
w swoim czasie. Zostawiła go na swoim łóżku i zniknęła za drzwiami łazienki.
Sasori westchnął, kładąc się na plecach. Właściwie to tak, chyba ją kocha, ale
wyzna jej to, gdy pozbędzie się tych wątpliwych „chyba”. Po dłuższej chwili, podczas której wylegiwał
się na łóżku, czekając na Miyuki, zaczął się dźwięk wibracji. Przy okazji
zaświecił się jej telefon, a on go naturalnie zabrał. Zamierzał zawołać
dziewczynę, ale wyświetliło się imię Iseo… w dodatku jego zdjęcie. Hmm, sądził,
że to jakiś pryszczaty brzydal… w końcu skrzypek, a to zupełnie na odwrót. Wstał
z łózka i po chwili rozmowy z samym sobą postanowił odebrać.
-
Misiaczku, udało się! Mam dwa bilety na koncert! – Wypalił Iseo do słuchawki,
nim Sasori zdążył cokolwiek powiedzieć. Zacisnął pieści w złości na wieść, jak
on się do niej zwraca. – Jesteś tam, Mi?
-
Nie może teraz rozmawiać, jest zajęta.
-
Och… - nastąpiła chwila, bardzo niewygodnej ciszy. – To ja zadzwonię potem.
-
Nie podoba mi się, jak się do niej zwracasz. – dodał suchym głosem.
-
Heh, jej też się to nie podoba, ale do niej pasuje, no nie?
-
Nawet jeśli, to nie chcę byś do niej tak mówił.
-
Aha, a kim jesteś? – Zapytał z kpiną. Przecież nie będzie mu mówił co może, a
czego nie.
-
Jej chłopakiem.
-
Och… w porządku, sorry. To tylko taki przyjacielski akcent.
-
Nie podoba mi się. I o co chodzi z tym koncertem?
-
Chciała bym jej załatwił bilety na koncert wakacje.
-
Do wakacji jeszcze pól roku. Przestań do niej wydzwaniać, dobra? Miyuki jest
zajęta, przeze mnie. Kumasz? Jest moja. – Zaznaczył wyraźnie. To nie pierwszy
telefon od niego, ale dopiero teraz to zaczęło go wkurwiać.
-
Nie musisz mi tego mówić. Heh, w sumie możesz mi podziękować.
-
Słucham? – Co sobie ten koleś myśli? Zaczyna przesadzać.
-
Oberwałem za ciebie, no nie?
-
Nie dzięki, ale możesz ty mnie podziękować. Dzięki mnie Miyuki stała się twoją
kumpelą w końcu. – odpowiedział wyniośle. – Jednak proponując jej wspólne
wyjścia zaczynasz przeginać pałę.
-
Nie zmuszam jej do tego. Może wychodzi ze mną, bo nie masz dla niej
wystarczająco czasu?
-
Nie obchodzą mnie twoje domniemania. Masz sobie po prostu znaleźć innych
przyjaciół.
-
Mam ich wielu, ale najczęściej potrzebuje mnie twoja dziewczyna – mruknął Iseo
ze spokojem.
-
Wiesz, teraz to ja mam ochotę ci przypierdolić.
-
Sasori! – Zawołała wzburzona Miyuki. Mężczyzna ze zdenerwowania natychmiast się
rozłączył, odwrócił i schował za plecami telefon dziewczyny. – Kto dzwonił?
-
Nikt taki… - Zmrużyła oczy, będąc niezadowolona taką odpowiedzią. Założyła ręce
na piersiach i zerknęła na łóżko… nie było tam jej komórki.
-
Rozmawiałeś z mojego telefonu? – Nie musiał odpowiadać. Wyciągnęła rękę w jego
stronę. – Oddaj. – westchnął ciężko. Dalsze ściemnianie nie ma sensu, ale do
tłumaczenia też się nie rwał. Od razu sprawdziła ostatnie połączenia. – Iseo.
Można wiedzieć dlaczego za mnie odbierasz telefony?
-
Nie chciałem, ale skoro on dzwonił to pomyślałem…
-
Nie ważne co myślałeś, Sasori. Chodzi o zasady, ja ci nie szperam w telefonie.
Szanuj moją prywatność, okej? – Nadąsała się, bardzo sobie ceni swoją
przestrzeń i wchodzenie na nią jest przesadą.
-
W porządku. Już tak nie zrobię. – powiedział. – Ale nie chcę byś się z nim
spotykała. – Zaśmiała się na te prośbę. – Mówię poważnie. On mi się nie podoba.
-
Całe szczęście. – mruknęła. – Rywalizowanie z innymi dziewczynami to
wystarczająca udręka.
-
Miyuki, nie łap mnie za słówka. Proszę cię byś się z nim NIE zadawała.
-
Ale jak ty to sobie wyobrażasz. Przecież to mój przyjaciel. Ja ci nie każę
odstawić Deidarę.
-
To facet, gdyby Iseo był kobietą to też nie miałbym nic przeciwko. W dodatku on
nie zachowuje się, jak przyjaciel, mówi na ciebie misiaczku… - Przeklęła w
myślach, prosiła by jej tak nie nazywał. – W dodatku te ciągłe wspólne wyjścia
i jego zdanie na ten temat mnie wkurza. A to filharmonia, a to kino, a to
koncert…
-
Jaki koncert?
-
Mówił coś o biletach na koncert w wakacje.
-
No coś ty?! O matko! Muszę oddzwonić…! – stwierdziła i zaczęła wybierać
kontakt. Saso zdębiał, ale tylko chwile, bo potem odebrał jej telefon z rąk. –
Hej!
-
Pojebało cię, czy co?! – Warknął zły. – Nie chcę byś z nim utrzymywała taki
bliski kontakt! Jestem zazdrosny, nie rozumiesz?!
-
Uspokój się. to bilety dla Yosuke i Yoko! Mają niedługo rocznicę, więc chciałam
im dać prezent w formie biletów na koncert, na którym kilka lat wcześniej się
poznali. – Wytłumaczyła i trochę poczuł się głupio, ale tylko trochę. –
Rozumiem, że jesteś zazdrosny, ale wierz mi nie masz do tego powodu.
OD AUTORKI
Otóż tak, ostatnimi czasy strasznie się rozleniwiłam i przestałam mieć poczucie czasu, dlatego pomyślałam że będę dodawać rozdziały po prostu raz w tygodniu, ale bez znaczenia jaki to dzień... na przykład mogę dodać rozdział w przyszłą sobotę a następny za dwa tygodnie w poniedziałek, nie? :P Dlatego dobrze jest mnie lajknąć na fejsie xD Komentarzami się nie przejmujcie i tak nikomu się ich nie chce pisać i nie mówię tylko o swoim blogu :P Nawet mnie się nie chce pisać komentarza na jednym z bardzo bardzo zajebistych blogów, przez którego zawsze po przeczytaniu rozdziału popadam w mega doła! Tak zajebiście pisać! Ale muszę tam coś napisać bo jak autorka nie dokończy historii to umrę :P