Był późny
wieczór, a w domu Akasuny siedzieli Deidara, Tayuya i Naoki. Ostatnio, gdy byli
u Saso, zapoznali się z Kaoru i gdy wynikła rozmowa o ich związku i braku
randek sam na sam. Tay postanowiła im pomóc i zgłosiła zarówno siebie, jak i
Deidarę do pełnienia roli opiekunów. Bardzo lubiła chłopca i dla niej
zajmowanie się nim było czystą przyjemnością. Niestety nie podzielał tego
Deidara. Miał jej w ogóle za złe, że go w to wrobiła, jak chciała pilnować to
mogła to zrobić sama! Co do Kaoru to cóż… fajna była i cieszył się, że Saso się
spotyka z jakąś laską. W sumie widział go z Miyuki, no ale nieważne, ważne, że
w ogóle ma kogoś i nie marudzi.
Gospodarz wybył
z domu z dziewczyną już jakiś czas temu, więc teraz musiał się opiekować
smarkiem. Właściwie to Tay się z nim bawiła w pokoju. Deidara siedział przed
telewizorem i no… był, jak zombie. Dziewczyna w ogóle nie mogła go oderwać od
tv, bynajmniej nie, gdy argumentem była wspólna zabawa z dzieckiem. Wkurzał ją.
- Dei rusz dupsko i chodź pobawimy się w coś – stanęła przed
nim, zakładając ręce na piersiach.
- Z tobą? – uśmiechnął się jednoznacznie.
- I z Naokim – dodała, a jego twarz pokrył grymas.
- To się sama z nim baw.
- Jesteś okropnym wujkiem – burknęła, ale co go to
obchodziło. Wzruszył ramionami. – chodź, no proszę cię… Dei.
- No… - westchnął ciężko i poderwał leniwie do góry. – nie,
jednak nie – dokończył, ponownie opadając plecami o oparcie. Miał gdzieś, że ją
wkurza. No vice versa, kurwa!
- Masz pięć minut – pokazała mu wszystkie palce w dłoni, tak
jakby nie wiedział ile znaczy pięć. – jak nie przyjdziesz w pięć minut do
pokoju to tego pożałujesz. Ostrzegam – powiedziała groźnie. – pięć minut.
- Zwykłe pięć minut czy twoje trzygodzinne pięć minut?
- Domyśl się.
To
powiedziawszy ruszyła do pokoju Naokiego. Dei zgrywał niewzruszonego tą groźbą,
ale jednak go to obchodziło. Kobiety są straszne w sprawach zemst. No i tak…
zależało mu na niej. Przyzwyczaił się do bycia z nią w związku. Westchnął
ciężko i zrobił pierwszy krok – wyłączył telewizor. Teraz drugi – wstanie z kanapy,
to było cholernie ciężkie, bo wszystkie miękkie i w ogóle przyjemne miejsca
mają jakąś dziesięć razy większą grawitację. W końcu jednak udało mu się
dźwignąć dupę i skierował się ociężałym krokiem do pokoju smarkacza. Wszedł bez
żadnego słowa. Tayuya razem z nim kolorowała jego malowanki.
- Patrz kto przyszedł – uśmiechnęła się złośliwie, lecz Dei
nic nie odpowiedział tylko położył się
brzuchem na łóżku.
- To tylko wujek – Naoki wzruszył ramionami, w końcu nie
stało się nic niezwykłego. Znaczy tak, dziwne, że wujek przyszedł, ale bardziej
by go zdziwiło, gdyby się z nim zaczął bawić.
- Przyszedłeś tu spać? – burknęła w stronę Deidary. Mogła
bardziej się sprecyzować w żądaniach. – Naoś lubię twój pokój, dobrze się w nim
jakoś czuję.
- Ja mu go remontowałem – przyznał Dei.
- Pamiętam – nie trudno zapomnieć, jak odwoływał ich randki
o byle pierdołę. Od tego czasu się chociaż poprawił. – naszemu dziecku też
będziesz urządzał pokój – oświadczyła, na co mężczyzna się skrzywił.
- Nie zrobię, bo nie będziemy mieć dzieci – powtórzył
stanowczo, któryś tam raz z rzędu.
- Ciemu? – dopytał Naoki.
- Bo nie – warknął w odpowiedzi.
- Nie krzycz – opieprzyła blondyna. Ciężko jej idzie
przekonywanie go do tego, ale póki co nie naciska, bo jej się do tego nie
spieszy. – Naoś, a ty chciałbyś rodzeństwo?
- Lodzieńśtwo?
- Mhm, braciszka lub siostrzyczkę?
- Saso cię zabije za prowadzenie z nim tego tematu –
stwierdził Deidara.
- Blata! Miałbym się ź kim bawić – mruknął wesoło Naoki.
- Najpierw musi mieć z kim je zrobić.
- No przecież ma Kaoru – uśmiechnęła się Tay. – Naoki chcesz
by Kaoru była twoją mamą?
Ten od razu
zaprzeczył ruchem głowy. Sasori opowiadał ostatnio Deidarze, że z Kaoru nic
większego nie wyniknie, dopóki Naoki jej nie polubi. W sumie trochę przejebane
być zależnym od decyzji małolata, ale też fajnie, że podchodzi do związku z
dystansem, a nie angażuje się jakoś cholernie mocno. W każdym razie na pytanie
kogo chciałby za mamę, odpowiedział Miyuki. Hm… jeśli Saso chce ją trzymać jako
opiekunkę to związek z nią jest nieunikniony. Po namowach Tayuyi zaczął z nimi
budować coś z klocków lego.
- Ciepło coś – mruknęła Tayuya, zdejmując z siebie bluzę. Dei
mimowolnie, czujnie obserwował jej ruchy. Ta bluzeczka z dekoltem bardzo mu się
podobała. Trzeba odkrywać to, co ma się w sobie najlepsze.
- Nowa bluzka? – ten temat był przykrywką, aby nie oskarżała
go o przydługie patrzenie w cycki.
- Nie, stara – łyknęła to, a nawet ucieszyło ją zainteresowanie
chłopaka. – ma już z jakiś tydzień – na ten komunikat Deidara spojrzał na nią
tępo.
- Rzeczywiście stara – sarknął. – jak wrócisz to od razu ją
wyrzuć. W końcu już w niej byłaś.
- Daruj sobie, wiesz – powiedziała z politowaniem. –
powinieneś się cieszyć, że staram się ładnie dla ciebie wyglądać.
- Najbardziej się cieszę, jak nie masz na sobie ubrań –
uśmiechnął się złośliwie. Przewróciła jedynie oczami. – ja nie mam problemu i
dzięki temu jestem gotowy w mniej, niż pięć minut.
- Zaiste – przytaknęła mu sarkastycznie. – bo masz po kilka
ubrań w szafie.
- A mi tatuś powiedział…
- Cicho bądź – warknął Dei na Naokiego. – nie widzisz, że
dorośli rozmawiają? Zamilcz – nakazał, a Naoki westchnął cicho. Jaki ten wujek
głupi! – Tay mam wystarczająco ubrań. Ty w niektórych swoich nawet nie
chodzisz.
- Chodzę! Tylko teraz nie ma okazji.
- Wtedy pewnie to będzie już ciuch z serii
stara-szmata-ale-nie-wyrzucę-bo-mam-sentyment – sarknął Deidara.
- Lepsze to, niż seria JESZCZE-można-nosić.
- Chyba bardziej opłacalna, nie? Zresztą…
- Tatuś mówi, zie…
- Cicho bądź Naoki! – upomniał dzieciaka, wchodzi mu gnojek w
słowo. Niewychowany jakiś. – Nie zauważyłeś, że ja mówię?
- Ale…
- Cicho!
- Ale wujek…!
- Zamknij się!
- Deidara! – wcięła się Tayuya w to upominanie. – Weź się
uspokój, downie. Masz tu piłkę, pobaw się – rzuciła do niego jakąś piłeczkę, jak psu jakiemuś. Albo dzieciakowi,
by się czymś zajął. – no Naoś kontynuuj, proszę.
- Tata powiedział, zie pójdę do prześkola! – pochwalił się.
- Jej, jak fajnie – uśmiechnęła się. – też chodziłam do
przedszkola i było fajnie
- A ty wujku?
- Nie, ja nie chodziłem – wzruszył ramionami.
- Nie? – dopytała Tayuya.
- Nie. W odróżnieniu od was, moja obecność nie przeszkadzała
rodzicom – odparł złośliwie, a Tay zmrużyła oczy.
- Dlatego teraz z ciebie taki maminsynek – odpyskowała.
- Nie prześkaciam tacie… - burknął ze smutkiem Naoki.
- Pewnie, że nie – przytaknęła Tay, głaszcząc jego główkę.
- Przeszkadzasz.
Tayuya
trzepnęła blondyna w głowę. Jak on w ogóle mógł takie rzeczy wygłaszać dziecku.
Pogadała z nim chwile, aby nie brał tak bardzo do siebie słów wujka. Na dobre
odwiodła go od tematu, bawiąc się z nim autkami. Po jakiejś godzinie nadszedł
czas, aby Naoki udał się do spania. Ta decyzja ucieszyła Deidarę, no bo W
KOŃCU. Chłopiec jednak nie chciał spać, za bardzo wciągnęło go towarzystwo
Tayuyi.
- Naoki, kurwa mać! – warknął Deidara, gdy ten już od pół
godziny robił wszystko, aby nie iść spać. A to kibel, a to picie, a to znowu
kibel, a to czytać, a to cokolwiek innego! Przez to nie mógł sobie siąść w
spokoju z dziewczyną i robić z nią coś fajnego. – Spieprzaj do wyra i śpij!
- Niee – pokręcił głową. – jest mi zia ciepło – Dei podszedł,
więc nerwowo do okna.
- Co ty robisz?! – zawołała do niego Tayuya.
- Otwieram smarkaczowi okno, nie widać? – dziewczyna
powstrzymała go od tego czynu.
- Nie widać, żebyś miał coś w głowie – warknęła. – Jest zima,
na dworze jeszcze śnieg i ujemne temperatury! Przeziębi się! – skarciła go.
- To co zrobisz, żeby poszedł wreszcie spać? – zapytał
retorycznie. – Gówniarz już wymyśla!
- Naziwam się Naoki – burknął chłopiec. Deidarze drgnęła
żyłka na skroni, jeszcze go będzie pouczał, jak się ma do niego zwracać!
Specjalnie to robi, aby Tayuya go opieprzyła!
- No właśnie Dei. Mógłbyś się w końcu nauczyć.
- Dobra, dosyć! Tay, wychodzimy! – nakazał, popychając ją w
stronę drzwi. – NAOKI – powiedział do niego po imieniu. – masz iść spać! Niech
cię już dzisiaj nie widzę i nie słyszę!
- Nie chcie śpać…
- No to, kurwa, pech masz spać! Bo przyjdzie do ciebie
pedofil! – zagroził i zamknął w końcu drzwi od jego pokoju.
Tayuya
spojrzała z politowaniem na jego zadowolenie z siebie. Co to za pomysł, by
straszyć dziecko pedofilem? Nienormalny jest? No chyba trochę tak, bo na jej
reprymendę w tym temacie wzruszył jedynie ramionami. W dodatku zebrało mu się
na amory. Chciał wykorzystać ten czas na pieszczoty ze swoją dziewczyną, a ona
jakoś specjalnie nie oponowała. Jedynie co ją powstrzymywało to pobyt w domu
Sasoriego. Głupi powód, Saso by mu na bank użyczył łóżka czy czegoś.
- Deidara przestań no! – zawołała, kiedy chłopak wciskał jej
ręce pod bluzkę. Zgodziła się na niewinne pocałunki i ogólnie pieszczoty, ale
bez wielkiego zaangażowania. – Nie tutaj…
- Daj spokój. Nie robimy nic złego.
- Złego nie, ale wstydzę się…
- Uroczo – pocałował ją subtelnie w wargi.
Akurat w tej
chwili Sasori wrócił do domu. Warto dodać, że wrócił sam. Dlatego Deidara
podarował mu opierdol, że wrócił w tak gorącym momencie, ciekawość wzięła nad
nim górę.
- Co się stało? – zapytał od razu.
- Nic – odrzekł, zdejmując z siebie wyjściowe ciuchy.
- No mów!
- Powiedziałem przecież.
- Kłamiesz, co zrobiłeś, albo ona zrobiła?!
- Nic! – powtórzył już nerwowo, co za koleś. – Głuchy jesteś?
- Nic to nie jest odpowiedź! – warknął. Tayuya przyglądała
się im z rozbawieniem. Deidara to potrafi być troskliwy, ale nie do tych osób
co trzeba. Ale byłby fajnym materiałem na tatę.
- Co to za przesłuchanie w ogóle? Weź sobie na wstrzymanie.
- Nie obracaj kota ogonem, tylko mów co się dzieję!
- No mówiłem ci, że NIC! – rany boskie, niech da sobie siana.
Zajmował się Naokim, a nie nim.
- W takim razie, gdzie jest Kaoru? – kończąc to pytanie,
drzwi mieszkania ponownie się otworzyły, ujawniając w nich wspomnianą osobę.
- Cześć wam – zawołała od progu.
- Tutaj – wskazał na nią Sasori, robiąc z Deidary głupka. – a
teraz możecie już spadać.
Wyprosił
siedzących mu na kanapie znajomych. Tak na serio to im podziękował za opiekę
nad synem. Spodziewał się, że zajmowała się nim tylko Tayuya, ale no kumplowi
też podziękuje. W odpowiedzi na to wydarł się na niego za to, że tak wcześnie
wraca, a potem szybko pozbierał manatki i wyszedł z Tayuyą. Gdyby wiedział, że
tak mu się podoba opiekowanie Naokim to, by nie patrzył tak często w czasie randki
na zegarek.
W nocy o
godzinie pierwszej, ze snu obudziło Sasoriego głośny huk grzmotu, panującej
burzy. U jego boku leżała twardo śpiąca Kaoru. Przynajmniej ona ma niewzruszony
sen. Saso natomiast nie mógł już zasnąć, nie wiedział dokładnie dlaczego, ale
to nie ważne. Postanowił sobie trochę pochodzić po domu, zrobić kawy czy coś.
Ubrał na siebie bieliznę i spodnie, a potem udał się do zamierzonego
pomieszczenia. Na szczęście prądu nie wzięło, więc zagrzał sobie wrzątku w
czajniku. Tak, ma piec elektryczny, więc bez prądu ma naprawdę przejebane. Za
oknem się od czasu do czasu błyskało, a poza tym padał deszcz, który mieszał
się ze śniegiem. Rano wytworzy się z tego niesamowita ciapa… plus na chodniku
czy ulicy będzie masa lodu.
Mimowolnie
uśmiechnął się do siebie przypominając sobie o tym, jak Miyuki niejednokrotnie
zaliczała przez to glebę. Wedy nim drgnęło, czy ona się, aby nie boi burzy…?
Powinien do niej zadzwonić? Nie, to chyba głupi pomysł. Jak ją obudzi to nabawi
lęku. Przelał wrzątek do kubka, gdzie znajdowały się już ziarenka kawy, potem
dolał do środka mleka i zaczął mieszać łyżeczką zawartość.
- Ech, ja zwariuję – rzucił sztuciec do zlewu i wyszedł z
kuchni.
Kaoru nadal
spała w łóżku, nie przeszkadzał jej. Zabrał jedynie swój telefon z kieszeni
spodni, które niedawno miał na sobie i ponownie powrócił do kuchni. Oparł się
łokciami o ladę i włączył kontakt Miyuki, jednak zawahał się przed wciśnięciem
zielonej słuchawki. Śpi czy nie śpi…? Zdecydował się napisać jej sms’a.
Tylko co jej
napisać? Cześć, Miyuki. zastanawiam się czy śpisz, bo w końcu panuje burza – o losie, jaki syf, nie ma mowy by to
wysłał. Skasował. Śpisz? – Nie kurwa,
wącha poduszkę! Nie wyślę jej tego, weźmie o za przygłupa. Hej, myślałem o Tobie – … w tym momencie zatrzymał się na
pisaniu. Brzmi to naprawdę… no, może to opacznie zrozumieć, ale też to prawda,
myśli o niej. Ponownie zagrzmiało potężnie, aż Sasori się wzdrygnął i odruchowo
spojrzał przez okno, potem znowu spojrzał na ekran. Wiadomość została wysłana.
.
.
.
CO, KURWA?!!! NIE, NIE, NIE! nie mógł tego wysłać!
Momentalnie zalało go gorąco. W ogóle nie powinien tego napisać, idiota!
Natychmiast zaczął pisać kolejnego sms’a, który zawierał sprostowanie. Lecz nie
zdążył go nawet napisać, a przyszła do niego wiadomość od Miyuki. z niemałym
strachem go odczytał. Chyba pomyliłeś numery ;) – tak właśnie odpisała, całe szczęście,
że z niej bystra dziewczyna. Cóż skoro wie, że dziewczyna nie śpi to od razu
doda jej otuchy w ten burzliwy czas. Racja, przepraszam. To było do Kaoru
– odpisał i odłożył telefon, by odpić łyk kawy. Nawet nie zdążył tego zrobić, a
odpisała. Tak myślałam – ostatnio obydwie nie pałają do siebie jakąś
większą sympatią. Nie wnikał o co im chodzi, ale wolałby, aby żyły w zgodzie.
Może Naoki, by się ciut bardziej przekonał do Kaoru. Nie śpisz? – ciągnął
rozmowę. Skąd wiedziałeś? :P – nabija się z niego! Co za małpa. Dzięki
panującej za oknem burzy – a co! Niech sama się zachowuje jak dzieciak.
Ach,
no tak… - napił się kawy. W porządku? – zapytał. Tak,
przeżyję ;) dzięki za troskę – chyba marnie jej pomaga, skoro go
spławia. Przeszkadzam ci? – no wolał zapytać. Nie, ale kończy mi się kasa na
telefonie ^^” – no i wszystko jasne… ale no, nie czuł się usatysfakcjonowany
swoją pomocą. Postanowił do niej zadzwonić. Najpierw jednak przymknął drzwi
oddzielające salon i kuchnie od reszty pokoi. Wtedy wybrał numer kontaktowy
Miyuki i zadzwonił.
Miyuki leżała
na łóżku przykryta cała kołdrą. Wszystko byle nie widzieć błysków i nie słyszeć
grzmotów, w takich chwilach nie dba o to czy się udusi pod tą pościelą. Dla
zabicia czasu, zajęcia czymś innym myśli grała w jakąś grę na telefonie, a
potem napisał Sasori. Choć był to omyłkowy sms, to miło jej było na te kilka
sekund pomyśleć, że to było do niej. takie to było podłe, że akurat teraz nie
ma pieniędzy na koncie, by z nim pisać. Życie jest nie fair. Nie. jej życie
jest nie fair. Po chwili jednak zobaczyła, że ktoś do niej dzwoni, a tym kimś
jest Sasori. Dopiero po czwartym sygnale odebrała.
- Już sądziłem, że zdołałaś zasnąć.
- Nie spodziewałam się, że zadzwonisz… - ciągle była w szoku,
ale naprawdę dobrze jej było usłyszeć jego głos. – ale dobrze mi cię usłyszeć…
twój głos mnie uspokaja…
- W takim razie, będę zawsze do ciebie dzwonił w takich
chwilach. Ty też nie krępuj się tego robić.
- Nie wiesz, że w czasie burzy nie wolno wykonywać telefonów?
- Jak dla mnie to bzdura. Przynajmniej w przypadku telefonów
komórkowych. One nie są podłączone do żadnych przewodów. To mit, którym straszą
rodzice.
- Nie możesz być tego w stu procentach pewien. Komórka też
wytwarza jakieś pole elektromagnetyczne – odpowiedziała. Uczyła się takich
rzeczy na fizyce to wie.
- To aluzja, abym się rozłączył?
- Nie. Ja tylko… no martwię się po prostu… trafi cię piorun,
wylądujesz w szpitalu, a ja zostanę zwolniona.
- Martwisz się tylko o siebie – burknął żartobliwie. – a może
chcesz mnie po prostu mieć przy sobie?
- Cóż, tak by było najlepiej… – zgodziła się i nastąpiła
chwila ciszy. – ale nie kłopocz się z telefonami. W końcu nie jestem nikim
więcej, niż pracownicą.
- Tak sądzisz?
- A mylę się? – sama Kaoru jej tak powiedziała, a te słowa
zabolały. Widok ich razem też ją boli. Sasori nawet nie wie, jaką krzywdę jej
wyrządza tymi wspaniałymi, niewielkimi uczynkami.
- Może tak, może nie. Czy to ważne?
- Dla mnie tak – w słuchawce usłyszała jedynie westchnięcie,
a potem nastąpiła cisza. Wbrew pozorom bardzo przyjemna cisza. Wiedzieli, że
ciągle są przy telefonie, ale nie potrzebowali do tego słów.
- Jesteś dla mnie… - urwał na moment, szukając odpowiednich
słów.
- Jak siostra? – dokończyła za niego Miyuki. Jeśli potwierdzi
to chyba złamie jej serce.
- Nie, z siostrą bym do wielu naszych sytuacji nie dopuścił –
mruknął rozbawiony. – chodziło mi, że jesteś kimś ważnym w moim życiu. Nie
wiem, jak ja dawałem sobie rady z Naokim bez ciebie.
- Dzięki… za te słowa i za to, że się o mnie troszczysz.
- Nie musisz za to dziękować. Chociaż tak mogę się
odwdzięczyć za opiekę nad moim sy… - nagle przerwał, a w słuchawce dało się
usłyszeć jeszcze jakiś głos. – Kończę już. Kaoru mnie woła. Wyśpij się.
- Ty też – a w chwili, gdy się rozłączył. – zaśnij naprawdę
twardo.
Może i jest
czasem podła, ale w miłości to nieuniknione. Z drugiej strony chciałaby być na
miejscu Kaoru, leżeć u boku, a jednocześnie w ramionach Sasoriego. Zaraz,
zaraz… skoro Kaoru jest u niego to po co miał jej posyłać tego sms’a o treści
„myślę o tobie”? To by było bardzo głupie… skłamał… on skłamał! Myślał o niej!
uśmiechnęła się szczęśliwie do siebie. Serce jej waliło z radości, to takie
wspaniałe uczucie. Przymknęła oczy, starając się pogrążyć w śnie.
W południe, w
szkole średniej, Nagato prowadził lekcje matematyki. To była jedna z
najgorszych godzin w życiu uczniów, to
była jedna z tych lekcji, gdzie pisali same zadania. Już cała tablica była
nasmarowana, ciasno rozpisanymi przykładami, ale profesor i tak cisnął im
większą ilość zadań. Nagato siedział z tyłu na jednej z wolnych ławek i
przyglądał się rozwiązywanym zadaniom, na zmianę, wyszukując w podręczniku
nowych przykładów. Chciał, aby uczniowie dobrze wyuczyli się obliczać przykłady
z potęgami i ujemnymi i dodatnimi. Właściwie wszystkim szło bardzo dobrze tylko
narzekali na stałe wałkowanie jednego i tego samego. No i bolące ręce, bo muszą
tyle tego notować. Niemniej jednak nie mogli narzekać, bo przy Nagato naprawdę
mogli zrozumieć matematykę, ale nie polubić.
Coś za coś.
Obecnie przy
tablicy ślęczał Daisuke. Te przykłady takie zajebiście długie, że rozwiązanie
ich zajmuje ze trzy linijki. Naprawdę, męcząca lekcja… w końcu napisał wynik.
Oczywiście dobry wynik. Odetchnął zmęczony i odłożył kredę na podkładkę pod
tablicą.
- Daisuke, skoro tam jesteś to zmaż tablicę – poprosił
Nagato, szukając w książce nowych zadań.
- Jest sucha – powiadomił, gdy miał już gąbkę w ręce. – pójdę
zamoczyć.
- Może jakaś koleżanka mu w tym pomoże profesorze? – wtrącił
zaśmiany Konohamaru. Dopiero po chwili klasa zrozumiała do czego on pije i się
zaśmiali. Po takich męczarniach on jeszcze potrafi wyczuć dwuznaczność.
Niewiarygodne.
- Z naszej klasy to już bym wolał przyjąć pomoc kolegów –
mruknął rozbawiając klasę. No cóż, nie posiadali jakichś super piękności. Mało
tego chłopcy czasem wyglądali na bardziej zadbanych, niż dziewczyny.
- Spokój. Wracajcie do przepisywania – upomniał Nagato. –
Daisuke zmazuj suchą gąbką, w tempie ekspresowym. Raz, raz! – pogonił i
ponownie przeglądając podręcznik.
Daisuke wykonał
polecenie i na szybko zmazywał tablice od góry w dół, będąc jakoś w połowie
czynów, w klasie rozbrzmiał pisk Hanabi.
- Daisuke! – drgnął przestraszony. – Jeszcze nie skończyłam
przepisywać!
- Ja pierdolę, Dai-Suko! – warknął jeden z chłopaków z tyłu.
- Hej, nie wyrażać się – napomniał profesor. – nie szkodzi,
napiszecie to w domu, w takim razie – rozwiązał sprawę, ale uczniowie nie
przestali mordować wzrokiem kolegi. Jedno zadanie, ale dwadzieścia przykładów,
a oni byli na piętnastym! Jakby skończyli to mieliby mniej zadane do domu! A
teraz im się ferie zaczynają. – Siadaj Daisuke.
- Co za frajer i ciota do potęgi… - burczeli pod nosem
liczne obelgi pod jego adresem. Przechodząc obok ławki największego zbira,
pokazał mu gest przybicia pięści w otwartą dłoń… zabiją go.
- A może rozwiąże te zadania na tablicy! – zgłosił się.
- Nie, zaraz i tak będzie dzwonek.
- To przepiszą na wychowawczej, wszyscy będą zadowoleni –
upierał się. Nagato się zastanowił.
- A może zamiast godziny wychowawczej zrobimy matematykę?
- NIE! – wykrzyknęła Matsuri, miała dość tego przedmiotu. –
Proszę, mam dość…
- No śmiało, zostały nam cztery zadania. Jak zrobimy to nic
wam nie zadam na ferie.
- A jutrzejsza matma? – zapytała ostrożnie Hanabi.
- W zamian to jutro będzie godzina wychowawcza.
Uczniowie
myśleli chwilę nad tą propozycją, ostatecznie zgadzając się na te wymianę.
Daisuke od razu zaczął rozwiązywać wcześniej zmazane przykłady, poświęcił na to
całą przerwę, zostając w klasie. Czego się nie robi by nie zostać gnębionym.
Nagato wyszedł w czasie przerwy do pokoju nauczycielskiego zaparzyć sobie tak
kawy. To potrafiło załagodzić jego dzień. Choć nie miał żadnych problemów z
uczniami, żaden rodzic nie czepiał się jego metodom nauczania. Bycie
nauczycielem od samego początku było jego przeznaczeniem.
- Nagato, uczennice do ciebie – uśmiechnął się uprzejmie
jeden z nauczycieli, który otworzył drzwi ów panienkom.
- Już idę – odstawił kubek swojej kawy i wyszedł z pokoju
nauczycielskiego na korytarz. Stały tam uczennice z trzeciej klasy, które
najwyraźniej miały jakiś problem, z oddanym wcześniej ich klasie sprawdzianem.
– O co chodzi dziewczyny?
- Bo widzi profesor wypatrzyłam jeden błąd w moim
sprawdzianie – dziewczyna podeszła bliżej profesora, pokazując mu swój
sprawdzian. – źle tutaj obliczyłam ten wzór, podstawiłam potęgę w promieniu, a
powinno być zwykłe „r” ponieważ obliczam obwód. Takie małe niedopatrzenie, ale
jednak ma znaczenie.
- Masz rację – zakłopotał się Nagato, jak mógł tego nie
zauważyć…?! – jednak z tego co widzę, to w ogóle ci to nie zmienia oceny – jak
miała czwórkę, tak ma ją nadal.
- No tak. Ale chciałam po prostu powiadomić, aby obniżył mi
profesor te kilka punktów. Koledzy zauważyli błąd i są jacyś zazdrośni –
burknęła.
- Wiesz, nie będę ci nic zmieniał. Nie za bardzo mi się chcę
bazgrolić w dzienniku – westchnął. – po prostu masz te punkty za bycie
sprawiedliwym – uśmiechnął się.
- Naprawdę? – zawołała z uśmiechem. – Oooch, jest pan super!
- Jeszcze coś? – zapytał ucieszony z tego określenia swojej
osoby.
- Ja mam problem… - zaczęła niepewnie. Chyba nieuczciwie mnie
pan tu ocenił.
Akurat, kiedy
zaczęła tłumaczyć problem, zadzwonił dzwonek na lekcje, ale to nic i tak jej
uważnie słuchał, już na początku zrozumiał o co chodzi, dziewczyna pomyliła
okrąg z kołem, a tym samym nie trafiała z obliczeniami.
- A wiesz czym się różni okrąg od koła? – zapytał.
- No… koło jest takie… okrągłe, a okrąg…. – w sumie w nazwie
też ma, że jest okrągłe, dlatego się lekko zmieszała. – takie krzywe…. – jej
koleżanka plasnęła się wymownie w czoło.
- Jesteś taka urocza – skomentował, przyglądając się
sposobowi w jaki to powiedziała. – to co chciałaś powiedzieć to owal. Koło jest
wypełnione powierzchnią, a okrąg to jedynie ten obrys bez środka.
Po wyjaśnieniu
wszystkiego, w końcu dziewczyny udały się na lekcje, a Nagato z powrotem do
pokoju nauczycielskiego, nic nie wyszło z wolnego rozkoszowania się gorącą
kofeiną no, ale nic nie poradzi. Wziął ze sobą kubek i oczywiście dziennik
klasy, po czym wrócił na swoją lekcje. Kilka kroków od drzwi już coś mu zaczęło
brzydko pachnieć. Najwyraźniej w klasie panowała absolutna cisza. Cisza przed
burzą?
Otworzył drzwi
od klasy, a w środku ujrzał swoich uczniów pilnie notujących w swoich zeszytach
wszystkie, wykonane przez Daisuke przykłady z ćwiczenia. W życiu by się tej
systematyczności po klasie nie spodziewał. Pęka z dumy. Uczniowie przywitali
się grzecznie i zaproponowali, aby profesor sobie dopił kawę, a oni za ten czas
zdążą wszystko przepisać. Chcieli szybko zrobić te cztery zadania, a potem
wykorzystać czas wolny na jakieś lekkie rozmowy.
- Przyznam, że mnie zaskoczyliście. Nie możecie się tak
zachowywać cały czas? – zapytał z żartobliwą nadzieją. Nie wierzył w ich
metamorfozę.
- Profesor to pod każdym względem ma wysokie wymagania –
bąknęła Matsuri.
- Matsuri, niszczysz moje marzenia… do tablicy! – zaprosił
dziewczynę, posyłając jej złośliwy uśmiech.
Skrzywiła się…
on ją jawnie nienawidzi. I akurat dostało jej się jakieś zadanie tekstowe,
takie są chyba najgorsze. Z matematyką radzi sobie beznadziejnie. Koniecznie
musi wziąć od kogoś korki. Może Sasori by jej pomógł…? Chociaż on bardziej tam
w biologii… ale matematyka też mu nie sprawiała trudności… trochę szkoda, że
już nie jest z Noriko, bo ona umiała matematykę. Zawsze jej w niej pomagała i
świetnie potrafiła ją wytłumaczyć. No, ale trudno stało się, jak się stało. Skoro
takie rzeczy odwaliła jej bratu to cieszy się, że już nie są razem… w każdym
razie, nie zamierza się wtrącać. Szybko rozwiązali resztę zadań. Ostatnie
dziesięć minut lekcji mieli dla siebie.
- Jakie macie plany na ferie? – zagadał do uczniów, popijając
łyk kawy.
- Będę się uczył do olimpiady z biologii – oznajmił Daisuke.
– już się nawet umówiłem na konsultacje z bratem Matsuri!
- Umówiłeś? Prosiłam byś mu nie zawracał dupy, ofiaro!
- Wcale, że nie! – obruszył się, wcale go nie prosiła, to
raczej był rozkaz. Zdecydowanie. – Nie miał nic przeciwko.
- Jest za dobry najwidoczniej, nie wie w co się pakuje…
praca, szkoła dziecko… - wyliczała Matsuri.
- Dziewczyna – dodał Nagato. – a teraz jeszcze ty.
- Miyuki nie jest jego dziewczyną – napomknęła Matsuri.
- Wiem, że nie, ale Kaoru nią jest…
- Hę?! Jaka Kaoru? – Matsuri uniosła brew do góry.
Co za skandal…
żeby dowiadywać się o nowej dziewczynie własnego brata od swojego nauczyciela. Żenujące!
I wszyscy widzą przez takie sytuacje, jaki fatalny ma kontakt z bratem. To ją
trochę boli, bo często miewa chwile, w których za nim tęskni, ale nie chce mu
tego mówić. Spotkania są rzadko, żeby tak specjalnie do niej w odwiedziny
przyjść to nie przyjdzie. Kiedy to ona przychodzi to wydaje jej się, że mu
przeszkadza, to jest czasem męczące. Za mało mają ze sobą wspólnego… ona bardzo
chce utrzymać dobry kontakt z bratem, ale nie widzi, aby Saso tego chciał.
Po południu w
domu Akasuny, około czwartej, panowało drobne zamieszanie. To tylko dotyczyło
ilości osób. Sasori, jako, że miał tydzień wolnego w pracy od południa był już
w domu, trochę inaczej planował spędzać dni, ale obiecał konsultacje Daisuke.
Jest słownym człowiekiem, tylko czasem miewa sklerozę. No, ale to tylko trzy
wizyty w tygodniu, jakoś go zniesie. Z Naokim za ten czas bawił się Hidan, tak
postanowił zrobić rozgrzewkę przed rozgrzewką na swoje treningi. Zaskoczył
wszystkich, że jeszcze na nie chodzi, ale niech chodzi.
Ostatnio, gdy
dzwonił do Yoshiego to dowiedział się, że Hidan wyzwał na pojedynek boksera,
który mu nabił śli8wę pod okiem. To dlatego w ten czas nie pokazał mu się na
oczy przez dwa tygodnie. To był piękny czas. Tłumaczył licealiście funkcje
układu krwionośnego i limfatycznego, a ten naprawdę się przykładał do nauki.
Notował, dopytywał, wnioskował… co za genialny chłopak. Lubił zarzucić żartem,
ale to w czasie wolnym i sam nie chciał, by ten luz trwał zbyt długo.
- Może na dzisiaj już skończmy – spojrzał na swój zegarek. –
ja sam mam już dość.
- Spoko, ja też już jestem bliski limitu. Mózg mi urośnie,
głowa się powiększy i gdzie ja czapkę na siebie znajdę? – pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Ty to masz problemy… - skomentował Sasori z nikłym
uśmiechem. – a jak sobie Matsuri radzi?
- Wolałbym, aby sama ci to powiedziała. Nie będę przecież
skarżył – wyszczerzył się. Tak właściwie to ostatnio mu się żaliła na marny
kontakt z bratem, więc nie chciał robić za jakiś nośnik informacji między nimi.
– w ogóle mam tu zdjęcia z naszej wycieczki – podał mu dwie koperty. – jedna
jest dla Miyuki.
- Jasne, przekażę jej – mruknął i wyjął fotografie z koperty.
- Sporo tego – przeglądał je na szybko, aż natknął się na jedno, gdzie
siedzieli razem z Miyuki na pniu, a wtedy uczyła go grać na gitarze. Z
uśmiechem wspomniał tą chwilę, to ciepło, które biło z jej oczu, czuły dotyk…
- Słyszałem, że masz dziewczynę – zagadał, widząc jak
doktorek wgapia się w zdjęcie.
- Taa, mam – odrzekł beznamiętnie natychmiast odkładając na
stolik fotografię. – a ty? Masz dziewczynę? Chłopaka? – dodał złośliwie.
- Nie i nie, ale mam rękę! – orzekł dumnie. – I komputer, nic
mi więcej do szczęścia nie potrzeba.
- Pasujecie do siebie – stwierdził z przekąsem.
- Tatoooo! - wołał
Naoki, wybiegając z swojego pokoju i akurat wpadając na plecy, siedzącego na
ziemi ojca. – Wujek mnie chcie pomalować!
- Chce, a nie chcie. Mów ładnie – poprawił syna, a następnie
przekręcił, sadzając sobie na kolanach. – Hidan, weź mu nie dokuczaj –
powiedział koledze, tak dla niepoznaki.
- Nic mu nie robię… ej, co to za zdjęcia?
Nawet nie pytał
czy może obejrzeć, wiedział, że może. Kto bogatemu zabroni? Naoki oglądał
wszystko wraz z wujkiem, a w tym czasie Sasori odprowadził do wyjścia Daisuke.
Następne konsultacje mają za kilka dni, właściwie to nie żałuje, że akurat jemu
pomaga w nauce. Pojętny chłopak, nie musiał mu tłumaczyć jednej i tej samej
rzeczy po siedem razy.
Potem już powrócił do towarzystwa, gdzie Hidan
zaczął snuć historie na temat ów zdjęcia. Tu by się pierdolnął no. Chociaż jak
patrząc na zdjęcie, gdzie był Naoki i Miyuki to zrobiło mu się dobrze na sercu.
Właściwie… nie no, nie będzie się nad tym zastanawiał. Już ma dziewczynę.
- No Saso, było działać wtedy – zaśmiał się1) Hidan. – Na tym zdjęciu widać, że
wystarczyłoby słowo, a byłaby twoja.
- Nie pajacuj – odebrał mu zdjęcie. – jest za młoda na takie
rzeczy.
- Ty miałeś siedemnaście jak zaczynałeś – przypomniał.
- Ale cio, ale co? – dopytywał Naoki, dorośli mówili jakimś
szyfrem! Chciał zostać wtajemniczony.
- Dowiesz się, jak będziesz starszy…
- Chodzi o bzykanie – Hidan, w odróżnieniu od kolegi nie bał
się gadać z chłopcem na takie tematy. Oczywiście! Bo to nie jego pyta o
szczegóły.
- Durniu! – warknął Sasori. – Jeszcze jeden taki tekst i
załatwię ci zakaz zbliżania!
- Tata był psiołą? – zapytał Naoki.
- Nie mówi się psiołą tylko pszczołą. Nie słuchaj wujka, jest
niemądry – ukucnął przed synem, mierzwiąc mu włosy.
- Pścioła – poprawił się, no przynajmniej starał.
- Głodny jestem – powiadomił Hidan. – macie jeszcze te
ciastka? Te, co ostatnio piekła Miya?
- Miyuki. nauczyłbyś się jej imienia – burknął Sasori. – Nie,
Naoki nakarmił nimi inne dzieci w szpitalu, prawda? – zapytał, na co ten mu
przytaknął energicznym ruchem głowy. – Mój dobry chłopiec – orzekł, wtulając go
mocno do siebie.
- No nie! Miya cię nagadała na ten beznadziejny pomysł?
- Nie jest bezna… zaraz, dlaczego Miyuki? – zapytał,
skupiając na tym całą swoją uwagę.
- No to był jej pomysł, no nie? – wzruszył ramionami.
Sasori jednak
nie zostawił tego tematu, przecież to Kaoru to wszystko zaproponowała. W
trakcie opowiadania wszystkiego przez Hidana i drobnych wtrąceń Naokiego
domyślił się, że Miyuki była pomysłodawczynią. Kaoru najwyraźniej podebrała i
przyswoiła sobie ten pomysł. Oczywiście, że taka akcja się nie spodobała Sasoriemu.
Już nie chodzi o nic, bo pomoc innym powinna być niesiona bezinteresownie, ale…
kurwa, czy to zachowanie nie podchodzi pod pokrój jej brata, Hideo? Pamięta,
jak bardzo wkurwiło go, gdy poderżnął mu diagnozę teraz się nie dziwi tego, że
Miyuki za nią nie przepada.
Od dalszych
myśli oderwał go Hidan, oznajmiając, że musi się już zwijać na trening. Jeszcze
naostrzył nadzieje Naokiego, że go kiedyś ze sobą zabierze, no na pewno. Kiedy
otworzył drzwi to akurat na progu minął się z Kaoru. W sumie fajna z niej była
laska i w ogóle, ale Nao jej nie lubił, więc dziewczyna ma pecha.
- Cześć Kotku, co tam? – mruknęła Kaoru, ściągając z siebie
wyjściowe ubrania.
- Idź się pobaw do pokoju, dobra? – zwrócił się do syna. –
Zaraz do ciebie przyjdę.
- Okej… - nadąsał się, ale zrobił to, o co tata go prosił.
- Mamy do pogadania Kaoru – zakomunikował dziewczynie, gdy
już odprowadził wzrokiem syna. – pomysł z przekazaniem ciastek dzieciom w
szpitalu był pomysłem Miyuki, prawda?
- Nie – odrzekła swobodnie.
- Nie kłam, już wszystko wiem.
- Niby o czym? – nie podobał jej się jego ton. Taki
oskarżycielski. – Hideo mi kiedyś opowiadał o zbiórkach żywności czy czegoś no
to zaproponowałam. Miyuki chciała dać jakimś głodującym… nie pamiętam.
- Ale nie byłaś skłonna powiedzieć, że to był jej pomysł.
Podpisałaś się pod nim.
- Och Sasori, a czy to ważne? – rzuciła z oburzeniem. – Liczy
się efekt końcowy.
- Zasługi też są ważne – stwierdził.
- Czy to by coś zmieniło, gdybyś wiedział? – odpowiedziała
pytaniem.
- Pewnie nie, ale postąpiłaś inaczej. Mogłabyś jej
podziękować i przeprosić.
- Jeszcze czego! Ja mam ją przepraszać? – wskazała na siebie
z kpiną. To jej problem, że nie korzysta z okazji. – Wybacz Sasori, ale nie
uważam abym zrobiła coś złego.
- Jak chciałaś sobie przywłaszczyć pomysł, to ciastka też
byś mogła sama zrobić.
- Wiesz co? Jesteś strasznie przewrażliwiony na jej punkcie –
powiadomiła, a wtedy rzuciło jej się w oczy, leżące na stoliku wspólne zdjęcie Saso
z tą małą. – Nie traktujesz jej tylko jako pracownicy.
- Te zdjęcia były zrobione przed twoim powrotem.
- Rozumiem – załkała, w jednej chwili przecierając zaszklone
oczy. – przerwałam wam sielankę. Saso, dopóki ona będzie dla ciebie priorytetem
to nam nie wyjdzie. Może lepiej… jak się…
- To nie tak, ale… - westchnął ciężko. – nie płacz, Kaoru.
Przytulił
dziewczynę do siebie, jak każdy facet, wobec kobiecych łez czuje się bezsilny.
Przez płakanie są skłonni im wiele wybaczyć, wiele odpuścić, aby tylko
przestały. Wtulił ją w tors, a jednocześnie jego wzrok uciekał na fotografię…
widocznie mają coś wspólnego, oboje są durniami nie korzystającymi z okazji. Kaoru
była zadowolona z tej reakcji, wiedziała, że robiąc takie sceny przekona go do
siebie.
Około
dwudziestej drugiej zakończył się trening na hali bokserskiej. Tym razem Yoshi
nie skupiał Hidana na jakiś brzuszkach pompkach i innych duperelach, a nauczył
go kilku efektywnych ciosów. Słuchał go na temat sparingów, ale nadal nie
odpuścił sobie chęci przywalenia komuś w ryj. A tego Yosuke… zemści się na nim
następnym razem. Będzie zbierał z podłogi swoje zęby. Tymczasem mógł sobie
spokojnie pojechać do domu swoją bryką.
Reszta chłopaków
albo wracała do domu autobusem, albo mieli zamiar skoczyć jeszcze na piwo.
Yosuke naturalnie wybrał to drugie. Lecz akurat dzwoniła do niego Yoko.
Skrzywił się. No to chyba nici z jego planów.
- No witaj słoneczko, słuchaj ja…
-Yosuke – rozbrzmiał głos Akaishiego.
- Tata? Och, kurde… przestraszyłeś mnie – złapał się
teatralnie za serce. – Już myślałem, że Yoko…
- Twoja żona jest w szpitalu…
- Co?! Co się jej stało?! Dlaczego?! – Akaishi westchnął, ma
żonę w dziewiątym miesiącu ciąży i zastanawia się dlaczego jest w szpitalu?
Serio?
- Miała bolesne skurcze, ale okazało się, że to jeszcze nie
czas. Jednak zostanie w szpitalu, bo na dniach może zacząć rodzić… Takeda jest
ze mną, więc przyjedź tu jak najszybciej.
- Ok! Okej! Przyjadę! – w odróżnieniu od ojca, nie mógł
zachować spokoju. – A to znaczy gdzie?!
- A jak sądzisz? – zapytał ironicznie.
- Tato! Nie ma czasu na zgadywanki! – kolejny raz westchnął
ciężko i podał mu szczegółowy adres szpitala, pokoju żony. Bóg go pokarał synem
przygłupem… oby wnuczce oszczędził mózgu.
Yosuke
momentalnie się spiął i zaczął poszukiwać kogoś z samochodem. Niestety faceci
byli męsko niedysponowani. Wybiegł więc na parking, Yoshi zawsze ma samochód,
podwiezie go. Szukał wzrokiem jego samochodu, ale no, nie znalazł. Znalazł za
to tego ciecia, któremu niedawno przyjebał. Od tamtej pory nabrał ogłady.
- Hej! Jest tu gdzieś Yoshi?
- Niedawno odjechał – zaszczycił go odpowiedzią, po czym
wsiadł do swojego BMW. Yosuke zmierzwił sobie włosy, kurwa, jak mógł go tak
zostawić. Spojrzał na czarny samochód i z rezygnacją do niego podszedł.
Otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Podwieziesz mnie do szpitala – odchrząknął. – Podwieziesz
mnie do szpitala?
- Nie. Zdychaj sobie – mruknął niedbale i zamknął drzwi,
które chwilę potem znowu się otworzyły.
- Człowieku! Żona mi rodzi muszę być natychmiast w szpitalu,
bo mnie zajebie…!
- Ale co mnie to obchodzi? Spierdalaj!
- Nie chcesz sam mnie zajebać? - zapytał. – Ty nie dałeś
rady, a ma to zrobić jakaś kobieta? – pytał retorycznie. Tacy ludzie jak oni
się dogadają, w końcu wiedzą gdzie trafić.
- Dobra, wsiadaj…
Yosuke
uśmiechnął się do siebie i okrążył samochód zajmując miejsce pasażera. Na
początku czuł się dziwnie i jedyne co to chciał dojechać jak najszybciej na
miejsce. Jednak ku jego zdziwieniu Hidan zaczął rozmowę typu kto mu się rodzi,
córka czy syn? Na wieść o córce to snuł wnioski, bo przecież jest bogaty, może
jego córeczka go będzie zadowalać w ostatnich dniach życia. Yosuke podchodził
do tego z dystansem, bo takiego starego zgreda nie będzie chcieć, ale może
próbować w końcu bardzo chętnie mu drugi raz obije mordę.
- Wiesz, da się z tobą pogadać. nie jesteś takim prostakiem
za jakiego uchodzisz.
- Odezwał się szlachcic, co nawet samochodu nie ma – Hidan
uśmiechnął się złośliwie, szukając wzrokiem miejsca parkingowego.
- Mam samochód! W domu.
- Jakiego? Resoraka? – zadrwił.
- Wiesz co? Zamknij mordę.
- Wiesz co? Wypierdalaj – mruknął, parkując już na miejscu.
- Ok, dzięki wielkie. Mam u ciebie dług.
Nie omieszka tego w przyszłości nie
wykorzystać. Yosuke wysiadł z samochodu i od razu na zbity pysk popędził w
stronę szpitala. Hidan już zamierzał ruszyć samochodem do domu, kiedy po
pojeździe rozbrzmiał dźwięk telefonu. Nie, nie jego, on takiego wieśniackiego
dzwonka, by nie ustawił. Zauważył, że pod fotelem stale się coś naświetla. No
jasne, temu frajerowi musiał wypaść telefon. Zerknął na wyświetlacz
„siostrzyczka”. Hm… nie czuł skrępowania, aby odebrać.
- Yosuke właśnie jestem niemal przed szpitalem, w którym pokoju
jest Yoko? – skądś zna ten głos… no nie rozpozna, kiedy mówi słowami, zamiast
jęczeć.
- Ten leszcz zostawił telefon w moim samochodzie.
- Kto mówi? – przystanęła, zna ten głos! No, ale pewności nie
ma.
- Jego znajomy z treningów. Podwoziłem Yosuke do szpitala, bo
frajer samochodu nie ma.
- To miło z twojej strony… jest pan jeszcze gdzieś w pobliżu?
Odebrałabym telefon.
- Ech… a ładna aby jesteś, bym się fatygował? – zapytał
bezczelnie.
- Wie pan co…? Nie ważne, niech brat sam sobie odbierze ten
telefon! – oburzyła się i natychmiast rozłączyła. Co za debil, z kim jej brat
się zadaje? Oby mu obił mordę na treningu.
- Jak chcesz – mruknął Hidan do siebie, wzruszając ramionami.
Odłożył telefon
do schowka i ruszył do swojego domu. Szpital w ogóle nie był mu po drodze, więc
zaczął sobie marudzić. Znowu los go wychujał, w zamian za dobry uczynek, dostał
cholernie zakorkowane ulice.
Dedykacja:
Dla Katsu~! ;* wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :D
Dla Katsu~! ;* wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :D
Od autorki:
Macie kolejny rozdział xD szybko nie? Spokojnie, prędko się to nie powtórzy :P Zostało mi jedynie 3 rozdziały w przód, a tak nie może być, jeśli chcecie rozdziały raz w tygodniu xD dlatego... zarządzam przerwę! W czasie której zamierzam a) napisać rozdziały, b) napisać komentarze, c) trochę sobie pożyć :P Oby mi ten plan wyszedł... zgodnie z planem xD
Pozdrawiam was ciepło~!
Spoiler:
Nie ma spoileru XD
Jest przerwa i to by było okrutne,
abym rozbudzala waszą ciekawość xD
Data:
(wstępnie - wszystko może się zmienić)
8.11.2014 - ONE SHOT (jak się pojawi to będę wdzięczna za czytanie go w godzinach wieczornych :3)
17.11.2014 - ROZDZIAŁ 47.