Szedł
do domu razem z kolejnym chwilowym lokatorem. Mowa oczywiście o przygarniętym
na kilka dni psiakiem jego siostry. Sasori nie był za bardzo zadowolony, bo
kolejna osoba do opieki, ale za to pies Mau bardzo się z tego ucieszył. Skakał
sobie naokoło Sasoriego, wchodząc mu nawet pod nogi, co naprawdę go
denerwowało, bo kilka razy niemal się wyjebał. Na klatce schodowej
niewiarygodnie głośno szczekał, a wszelkie upomnienia nic nie dawały. Po prostu
się cieszył, że towarzyszy mu jego ulubiony pan. Zawsze pachniał takim fajnym…
zapachem. Sasori wyjął klucze z kieszeni, a pies natychmiast zaczął wciskać mu
nos w ręce.
- Zostaw to! – zawołał i odsunął
od siebie jego pyszczek.
Zaszczekał
dwa razy nie przestając skakać obok niego. Klucze miały taki fajny zapach,
ciekawe jak smakowały? O, albo ulubiony pan powinien mu je rzucić! On by mu
przyniósł! Taki aport. Aport jest fajny. On lubił się bawić w aport. Sasori
otworzył drzwi mieszkania, a przez nie najpierw wepchnął się psiak.
- Taa, rozgość się – burknął, a
pies od razu zaszczekał i wszedł głębiej do mieszkania. Od razu uradował się na
widok małego Akasuny, siedzącego w kącie.
- Piesek! – zawołał wyszczerzony,
a zwierzę natychmiast zaczęło go obwąchiwać i lizać, doprowadzając do śmiechu.
Przewrócił go z siadu zupełnie na podłogę. Fajne to dziecko, pachnie ciastkami
i jest bardzo mięciutki. – Hej tato! – przywitał się Naoki. – Tato pom-pomóś –
poprosił rozchichotany.
- Się robi – złapał psa za tułów
i wycofał w tył, ale wtedy to jego pies zaczął ślinić językiem. – odwal się –
bąknął i poczochrał pupila po głowie. Potem spojrzał podejrzanie na synka. – co
tu robisz?
- Siedzię w kącie – stwierdził
prosto, zostając ponownie oblizany przez psa. Zaśmiał się.
- Widzę właśnie, ale dlaczego?
- Mam kalę – burknął, a potem
objął pieska wokół szyi.
- Karę…? Gdzie Miyuki?
Skoro
ona dała Naokiemu karę, to musiał nieźle nabroić. Nakazał psu zostać z Naokim i
poszedł do pokoju dziecka, gdzie znajdowała się dziewczyna. Była tam i czyściła
na klęczkach dywan, uwalony jakąś mieszanką z farb. Nie no, po cholerę się ona
fatyguje, skoro i tak dywan się musi wywalić, albo wymienić. Odchrząknął, by
zwrócić na siebie jej uwagę i oszczędzając sobie i jej powitań, zapytał co się
stało.
Okazało
się, że Naoki chciał sobie przemalować pokój, bo jego zdaniem jest brzydki… nie
jest przecież tak źle… dlatego jedną z ścian zaczął malować na czerwono, a jak
skończyła się ta farba to wziął w dłonie inny kolor. Malował farbami
plakatowymi, geniusz… kiedy Miyuki chciała odebrać mu farby to zrzucił je na
dywan. Skaranie boskie z tym dzieckiem. Musi się wziąć za gruntowny remont.
Woli jednak się tym zająć, gdy ukończy szkołę.
- To skoro już wróciłeś…
- Zaczekaj, pomożesz mi w czymś…?
– poprosił, albo zapytał, zatrzymując ją jeszcze na moment.
- W czym? – zmrużyła podejrzliwie
oczy. Sasori ma dziwne, nieprzyzwoite zachcianki, lepiej się zabezpieczyć.
- Ostatnimi czasy miewam problem
ze wzrokiem…
- O rany, chcesz iść do optyka?
Polecić panu jakiegoś? Co dokładnie się dzieje? Chyba nie stracisz wzroku, nie?
– pytała jak najęta, ale nie potrafiła inaczej reagować na wzmiankę o zdrowiu.
Jego zdrowiu.
- Nie, byłem już u optyka i
powiedział, abym sobie kropił tym oczy trzy razy dziennie – pokazał jej
buteleczkę. – sęk w tym, że nie potrafię sam tego zrobić. Mam raczej awersje do
robienia czegokolwiek z moimi oczami… mogłabyś mi z tym pomóc?
- Och… pewnie – przejęła
buteleczkę. – usiądź tutaj sobie – złapała go za ręce i poprowadziła na łóżko
Naokiego. – które oko? – odkręciła zakrętkę.
- Oba – odrzekł. Miyuki
przechyliła mu głowę lekko do tyłu i przytrzymała powiekę, a następnie
skierowała nad nią dziubek buteleczki. – Raz, dwa, trzy – odliczyła i zakropiła
mu gałkę oczną. Wzdrygnął się pod tym wpływem i odchylił do tyłu. Złapał ją za
talię, by się w razie czego podciągnąć. Niechcący.
- Przepraszam.
- To nic – odpowiedziała
natychmiast. – to nic… - odetchnęła. – jeszcze raz i będzie po wszystkim –
mruknęła i otarła kciukiem ciecz wokół wcześniej zakropionego oka. – to mi
trochę przypomina sytuację kiedy wyciągałeś mi jakieś świństwo z oczu… wtedy w
parku, pamiętasz?
- Czy pamiętam… tak. Oczywiście –
pewnie, że pamiętał.
- Nie pamiętasz – burknęła.
- Pamiętam.
- W porządku – zakryła sobie
oczy. - w takim razie jaki mam kolor oczu?
- Szare – odparł od razu. Miał
tyle okazji znajdować się bardzo blisko tych patrzałek, że dziwne, by było ich
nie pamiętać. Zresztą… lubił się w nich choć na chwilę zatopić.
- Niezły jesteś – stwierdziła,
bez zbędnych chwil zajęła się jego drugim okiem. – Nie mrugaj – burknęła, jakby
o tym nie wiedział.
- To się nie wlecz, tylko krop –
odparł, zrzucając na nią całą winę.
- Kropie, ale ty wolisz marnować
płyn.
- Nie marnuje, ale ile można nie
mru…?
- Dobra, cicho już bądź –
przerwała mu i skropiła mu już gałkę oczną. – Gotowe – powiadomiła i przetarła
mu kciukiem łezki zalegające w kąciku. – Co się mówi? – zażartowała, zakręcając
buteleczkę. Skrzywił się na to, jak się do niego odniosła.
- Dzięki – jednak odpowiedział.
Kultura musi być.
- Polecam się na przyszłość.
Wtedy
to nagle ktoś mocno ją popchnął do przodu, skutkiem czego runęła ciałem na
Sasoriego, a właściwie zatopiła w jego twarzy swój biust. Nie zdążył jej
złapać, ani za co się przytrzymać, by się zatrzymać. Leżał w bezruchu
przygwożdżony jej piersiami. Był facetem! To była miła chwila! Miyuki podniosła
się dopiero po chwili, przywaliła łbem o ścianę.
- Przepraszam – dopiero teraz
zauważyła, gdzie wylądował jej biust. Podniosła się jeszcze szybciej
automatycznie przykrywając swój dekolt. Sasori patrzył na nią z dołu lekko
zarumieniony. – zboczeniec! – pisnęła i uderzyła mu z liścia w twarz. Jęknął
dotykając się w piekący policzek.
- Kurwa, za co?! – warknął na
siedzącą na nim okrakiem, Miyuki. Wtedy za jej plecami wydobyło się głośne
szczeknięcie. Mau ogłosił tak swoją obecność. Dziewczyna robiła krzywdę jego
ulubionemu panu, przez nią wypływała z niego woda. W dodatku teraz go uderzyła!
Nie lubi jej…! Chociaż bardzo ładnie pachnie. – Pojebało cię, głupia?!
- Ekhm – chrząknęła kolejna
osoba, która zjawiła się w pokoju. – co robisz Sasori, świntuchu? – zaśmiała
się Konan, opierając się o framugę drzwi. Miyuki szybko zeszła ze swojego
szefa.
- Nic. Kropiła mi tylko oczy –
odparł nie dając po sobie nic poznać. Miyuki bez słowa oddała Sasoriemu
buteleczkę.
- W takiej pozycji? – uśmiechnęła
się złośliwie.
- Tak było wygodniej – ciągnął
kłamstwo.
- Ciekawe dla kogo – zakryła
usta, chichocząc lekko.
Akasuna
zrugał ją wzrokiem, a następnie poprzez uporczywy wzrokowy nakaz, Konan kazała
mu przedstawić dziewczynę. Zrobił to bardzo niedbale. Miyuki spoglądała dość
nieprzychylnie na przyjaciółkę Sasoriego, pewnie kolejna nocna przygoda. Konan
dość szybko przejrzała jej wątpliwości i natychmiast je rozwiała. W końcu,
kiedy wyluzowała Mau ostro na nią szczeknął, że aż się wzdrygnęła, cofając do
tyłu, przy kolejnym razie dobiła lekko do Saso, a on przytrzymując ją za ramię,
wyprowadził z pomieszczenia.
Naoki
siedział ze znudzeniem grzecznie w kącie, ale wraz z wejściem do salonu
dorosłych, zwierzak od razu podbiegł go wylizać. Konan odwiedziła Sasoriego w
jednym celu, pytania o zapożyczenie Naokiego jutro w południe. W sklepach jest
taka korzystna wyprzedaż dziecięcych ubrań. Trzeba wykorzystać. Właściwie, on
był wtedy w pracy, więc jemu to obojętne, ale musi ustalić to z Miyuki, bo w
tym czasie to ona zajmuje się dzieckiem. W czasie, kiedy dyskutowali, Miyuki
żegnała się z małym łobuziakiem. Starała się zignorować warknięcia psa. Mówiła,
że psy czy tam koty jakoś za nią nie przepadają.
- Może mi się śkończyć ta kaja?
Jeś gupia! – burknął Naoki, znudzony staniem w kącie. Wydawało mu się to
zabawne i mało pouczające, ale trwająca nuda była poważnie przytłaczająca.
- Może – przytaknęła Miyuki. –
jeśli obiecasz, że już tak nie zrobisz.
- Obieciuje!
- W takim razie jesteś wolny.
Bądź grzeczny i słuchaj taty – cmoknęła go w policzek, a na ten gest, pies od
razu zaszczekał ostro. – Jezu, żadnej krzywdy mu nie robię – burknęła w stronę
zwierzaka.
Prosto
z siłowni wyszło dwóch mięśniaków. Lubili wspólne treningi choć ich
specjalizacje się różniły, bo jeden zajmował się boksem, a drugi był
instruktorem fitnessu. Na siłowni ma chłopak branie u dziewczyn. Chociaż nie
jest nimi jakoś poważnie zainteresowany. Po wielu staraniach, w końcu udało się
dorobić dziecka. Ślicznej córeczki, czuł się najszczęśliwszym facetem na ziemi.
Yosuke namawiał go na wspólne piwo, ale nie, spieszył się do domu.
Podchodząc
pod przystanek autobusowy zauważył znajomą postać. Człowieka o takich włosach,
wprost stworzonych do mycia podłogi się nie zapomina. Mop to znaczy Banri
żegnał się z jakąś dziewczyną. Bardzo czule się z nią żegnał, aż nie nadjechał
autobus. W sumie to był też numer, którym zwykle jechał Yosuke. No, ale po tym
co zobaczył, nie może tak po prostu tego zostawiać. Przecież ten głąb oszukiwał
jego siostrę! Znaczy okej, zerwali, ale za szybko sobie znalazł pocieszenie. Za
szybko, jak na niego. Przecież jemu pewnie dopiero co, zaczęły rosnąć włosy pod
pachami. Nie zarwałby dziewczyny czyli… śmiał zdradzać Miyuki.
Autobus
odjechał z dziewczyną w środku, Banri machał w stronę pojazdu, a za nim stanął
Yosuke, rzucając na niego swój potężny cień. Banri odwrócił się, dobijając
ciała brata swojej eks.
- Siema Mopie – przybił
przyjaźnie w jego ramię, jednak Banri omal się przez to nie wywrócił.
- Cześć Yosuke… nie spodziewałem
się tego – przełknął ślinę. – spotkania.
- No widzisz, a ja sądziłem, że
siedzisz w domu, ryczysz i dmuchasz w chusteczki – wraz z tą wypowiedzią szedł
na przód, a Banri się wycofywał. – z powodu utraty mojej siostrzyczki. Okazuje
się jednak, że od początku miałeś jakąś siksę na boku.
- Nie… to nie do końca tak…
- Nie zdradzałeś mojej siostry? –
zapytał dając mu szansę.
- No… niby tak, ale ona też nie
była co do mnie uczciwa – naskarżył, ale to mu absolutnie nie pomogło. Yosuke
po zaciągnięciu go w ciemną uliczkę, przyłożył mu pięścią w brzuch.
- Zwalasz winę na moją siostrę? –
warknął na niego. Szczyt tchórzostwa został osiągnięty. – Posłuchaj gnoju –
pociągnął go za kołnierz koszulki.
- Ale ja mówię prawdę – jęknął
przez ból brzucha.
- Dobrze ci radzę już się zamknąć
– skandal, aby śmiał bluźnić na jego siostrzyczkę. – Skoro zerwałeś z Miyuki to
powinieneś odczekać, nim zaczniesz z jakąś nową lalą się umawiać – puścił go,
ale nie zdążył utrzymać równowagi i upadł. Jednak szybko się podniósł.
- Ja… z Miyuki rozstaliśmy się w
przyjacielskich stosunkach…
- Nie zmienia to faktu, że grałeś
na dwa fronty – powiedział Yosuke. – dlatego wpierdol dostaniesz ode mnie.
Nie
tracił czasu tylko kolejny raz przyłożył Banriemu w brzuch, a gdy ten się
schylił, wyprostował go i pociągnął mu z pięści w twarz. Upadł na ziemię z
jękiem, ale nie stracił przytomności. Jak na jego stan fizyczny to ta minimalna
porcja ciosów mu wystarczy. Nie zabiło, ale na pewno wryło się w pamięć.
Następnym razem pomyśli, nim zacznie zdradzać.
Późnym
wieczorem do jednego z akademików, kroczył Deidara. Czuł się trochę, jak jakiś
intruz. Oczywiście nadal spotykał się z Tayuyą, jednak tylko w nocy, aby nie
wiedziała o nich ta jej partnerka. Jemu to nawet pasuje, w końcu w dzień i tak
nie miałby za bardzo czasu na spotkania z nią, no i jednak, jak ma czas to woli
umawiać się z kolegami na piwo, albo po prostu się uczy. W styczniu będzie się
bronił na uczelni. Stał przed budynkiem do akademika i stamtąd zadzwonił po
Tay. Musiała go przecież przeprowadzić przez portiernie, bo urzędujący tam
koleś, choć go zna, nie chce go puszczać na swawole po akademiku. Zawsze krzywo
na niego patrzy i w ogóle… widać uprzedzony dla trendów w modzie. Nie ogarnia,
że facet też może mieć długie włosy.
Po
chwili zjawiła się Tayuya i z uśmiechem objęła Deidarę, natychmiast całując go
ssącym, kuszącym pocałunkiem. Potem dopiero podeszli do portiera, gdzie Dei
zostawił dowód i przymierzał się do zapłaty za noc w budynku.
- Zostaw ja zapłacę – wtrąciła
Tayuya wyciągając drobne z kieszeni.
- Nie żartuj – burknął Dei i
zapłacił. Trochę za dużo, ale no… trudno. – idziemy?
- Taa – pociągnęła go za rękę. –
ale ty jesteś uparty, zapłaciłabym.
- Lepiej sobie kup coś do żarcia,
studentko.
Uśmiechnął
się złośliwie wolał, by dziewczyna trochę na siebie przybrała inaczej długo nie
pociągnie w tym akademickim klimacie. Podczas pieszej podróży do pokoju
wymienili się pytaniami o swoje samopoczucie jako, że Dei znał dwóch
wykładowców na jej uczelni to zapytał o ów zajęcia. W końcu dotarli do pokoju,
który dziewczyna otworzyła kluczykiem. Miała pokój jednoosobowy, było to
droższe, ale za wszystko płacili jej starzy, więc korzystała. W końcu nie
często ich o coś prosi. Stara się być osobą samodzielną, ale pieniądze były
oszczędzane na jej edukacje już od najmłodszych lat.
Pokój
składał się z niewielkiej kuchni, równie niewielkiego kibla i oczywiście małej
sypialni. Hm, jego pokój jest wielkości tego całego mieszkania. Zresztą nie
przyszedł tu, aby kolejny raz oceniać wystrój tej kawalerki. Tayuya oparła się
o ścianę i ściągała z siebie buty. Deidara przeszedł od razu do rzeczy i
nachylił ku niej składając rozkosznego całusa na jej policzku. Miał on za
zadanie zwrócić na niego jej całą uwagę – zadanie wykonane. Tayuya objęła go
rękoma i wpiła zachłannie w jego usta. Mimowolnie dłonie Deidary powędrowały na
pośladki dziewczyny, zacisnął je mocno, jednocześnie czując przez pocałunek,
jak ona się uśmiecha.
Podniósł
ją do góry, a ona oplotła nogi wokół jego bioder. Rozchylił ustami jej wargi i
zaczął przyjemnymi ruchami wlec po jej podniebieniu. Zacisnęła ręce mocniej na
jego plecach, a różowe kosmyki włosów spłynęły po jej twarzy. Od razu zaczesała
je za ucho. Po chwili Deidara położył ją na łóżku i usiadł na niej okrakiem.
Pocałował jej usta schodząc coraz niżej, delikatnie nawilżając trasę po jej
ciele. Rozpinał jej koszulę prostym, szybkim ruchem. A kiedy obnażył jej biust,
zaczął go pieścić mokrymi pocałunkami.
- Stęskniłeś się? – zapytała z
dumą w głosie, kiedy z taką żądzą pieścił jej ciało.
- Jeszcze jak – kiedy ostatnio
się z nią pieprzył? Jakieś trzy dni temu. – gdyby to zależało ode mnie, brałbym
cię codziennie – mruknął na co się zaśmiała lekko.
- Dei, zerwałam z Lili – to
oświadczenie oderwało go na chwilę od jej ciała.
- Poważnie? Czemu?
- No patrz, a ja jak ostatnia
idiotka sądziłam, że się ucieszysz – bąknęła i odepchnęła go od siebie. Westchnął
ciężko, kobieta i problem mają tyle samo liter, przypadek? Nie sądził.
- Zapytałem tylko, dlaczego? – to
nie tak, że się nie cieszył, ale teraz spadły na niego obowiązki chłopaka. Było
dobrze, ale Tayuya wszystko zniszczyła. Baby.
- Bo znudziło mi się do niczego
nieprowadzące randkowanie? Bo ona nie da mi tego co dasz ty?
- Zajebistego seksu? – zgadywał
całując zmysłowo jej szyję. Chwilę oddała się temu uczynkowi, a potem złapała
za tors i oddaliła od siebie.
- Seks nie jest znowu taki
zajebisty – prychnęła.
- Co?! – burknął gniewnie, a ona
wtedy się zdradziła poprzez uśmiech. – Ty mała…! Zaraz ci pokażę! –
dopowiedział i naparł na nią mocno ciałem , aby wylądowała na łóżku.
- Przed pokazem obiecaj mi, że
jutro gdzieś wyskoczymy – postawiła warunek. Skrzywił się na to, on nie chce
chodzić na jakieś głupie randki. To dobre dla nastolatków.
- Jutro… jutro nie mogę –
odrzekł. – Saso ma urodziny.
- I…? – popatrzył krzywo, chyba
nie myśli, że wystawi dla niej przyjaciela. Chociaż, ona równa się seks… może
by to zrobił… nie no, na pewno nie. Z Saso jest dłużej. – Nie zabierzesz mnie
ze sobą?
- Ach, o to ci chodzi – rozluźnił
się. – nie zabiorę cię, bo nie życzy sobie tam bab – uśmiechnął się cwaniacko.
- Czyli ty nie idziesz? –
zadrwiła, a on jej za to wymierzył klapsa w tyłek. – Kurwa, bo zaraz sam
oberwiesz, Douhito – warknęła rozdrażniona, przyciągając go ostro za koszulkę.
– a pojutrze? – złagodniała.
- Po szkole od razu pracuję do
późna…
- Okej, w piątek odpuścimy sobie
seks i mnie gdzieś zabierzesz – skrzywił się, jebana wie za jakie sznurki
pociągnąć.
- Dobra… pewnie znajdę czas…
- Znajdziesz, na seks masz czas,
to na randki też będziesz miał… Kocie – odparła, całując go w usta. – Lubię
seks z tobą, ale chyba nie myślałeś, że zawsze będzie czymś bez pokrycia.
- Nagle to się stało transakcją
wiązaną – burknął i zdjął z siebie koszule. Takie życie, że za seks płaci się
randkami, potocznie nazywa się to związkiem.
- Bywa – odparła beztrosko,
patrząc na jego pięknie wyrzeźbione ciało.
- Jesteś podła… ale to ci dodaje
seksapilu. Zaraz dam ci zastrzyk rozkoszy – mruknął zdejmując z niej spodnie.
- Nie mogę się doczekać. Chodź
tu, zwierzaku – pociągnęła go za rękę.
Pisnęła
z zadowoleniem i pozwoliła mu się z sobą kochać. Zatapiali się z zadowoleniem w
swoich ustach, wyczekując jedynie momentu, aż oboje będą wystarczająco mokrzy.
Nie było to dla nich trudne, sam ich widok działał na nich niebywale
napalająco. Dla Deidary, Tay w takich chwilach zamieniała się w jego własną boginię
zmysłów. Dla niej, dla tych aktów z nią może się poświęcać i randkować.
Kolejnego
dnia zgodnie z ustaleniem, Konan wzięła Naokiego na zakupy. Miyuki miała mieć
wtedy już wolne na resztę dnia, ale Mau zechciał wyjść na spacer. No nie mogła
go tak zostawić. Choć pies chciał wyjść razem z Naokim i Konan to niestety
został skazany na nią. A Miyuki na niego. Podczas, gdy chciała mu założyć smycz
niemal ją ugryzł… co za psisko. Dlaczego tak jej nie lubi…? W każdym razie
jeszcze przed wyjściem to Konan założyła smycz psu. Złota kobieta, no i bardzo
fajna z niej dziewczyna. I bardzo ładna, wielokrotnie jej gwarantowała, że z
Saso nic ją nie łączy. Nie pytała o to głośno i w ogóle nie była tym
zainteresowana, aby dziwki sobie zarobią, o!
Aktualnie
była w parku z psem, który wręcz szalał po podwórku. Jak to bywa przy tej
rasie. Zadziwiające, że każdemu obcemu przechodniowi dawał się pogłaskać, a na
nią to od razu zawarczał. No cóż, była świadoma, że zwierzęta jej nie lubią.
Nagle niemal przepadła przez własną rozwiązaną sznurówkę. Z westchnięciem
przykucnęła i zasznurowała buta, a przy stawaniu, ktoś wyrwał jej leżącą obok
niej na dróżce, reklamówkę z zakupami spożywczymi, które niedawno przy okazji
zrobiła.
- Hej! – zawołała wściekle. Ją to
lubią napadać, musi wyglądać na bardzo łatwy cel.
- O ty chuju! Wracaj tu! –
zawołał i pobiegł za złodziejem… Hidan? No on był ostatnim człowiekiem, po
którym spodziewała się jakiejkolwiek pomocy. W dodatku w pościg ruszył jeszcze
Mau.
Hidan
dosyć szybko złapał uciekiniera i od razu, bezceremonialnie przywalił mu z
pięści w twarz. Miyuki pędem do nich podbiegła. Nie chciała, by go krzywdził,
może kradł, bo po prostu był głodny? Kto kradnie zakupy spożywcze.
Złodziejaszek leżał na ziemi, a z nosa leciała mu krew. Mau warczał na niego
groźnie, dając znak, by lepiej się nie ruszał. Wyglądał na bezdomnego, brudne
ubrania, nie do końca przyjemny zapach i na pewno bardzo głodny.
- Nic ci nie jest? – zapytała z
troską, pomagając mu wstać.
- Miya, jebnięta jesteś? –
dlaczego ją ostatnio wszyscy o tym pytają? – On cię okradł! Wzywaj policję albo
niech spieprza – warknął do gościa.
- Pewnie był po prostu głodny… -
burknęła dobrotliwie, a wtedy rabuś wyrwał się z rąk Hidana i uciekł. Mau,
chciał zanim pobiec, ale Miyuki trzymała mocno za smycz. – albo i nie…
- Brawo – klasnął gorzko Hidan. –
teraz okradnie sobie innego frajera – Miyuki skrzywiła się na ten przydomek,
wyprasza sobie. Nie jest żadną frajerką! – Matka Teresa się znalazła.
- Dobra, zrozumiałam. Mój błąd –
ukucnęła i zaczęła zbierać wszystkie produkty z powrotem do reklamówki. – w
ogóle to dziękuję za pomoc.
- Jesteś mi coś winna –
odpowiedział natychmiast.
- Winna? Nie mógłbyś zrobić
czegoś bezinteresownie? – bąknęła. – Miej serce.
- Mam. Leży w mojej lodówce –
zaśmiał się do siebie. Miyuki westchnęła.
- Och, tobie też dziękuję Mau –
uśmiechnęła się i wstawiła rękę do psa, a ten zawarczał i ją w nią capnął. –
Ała! Cholera! – syknęła dociskając do siebie lekko zakrwawioną rękę.
- Podobno psy znają się na
ludziach – zaśmiał się Hidan.
Zgromiła
go wzrokiem, ale jakoś się tym nie przejął. Na głos wypowiadał swoje głupie
scenariusze, że może dziewczyna będzie mieć teraz wściekliznę i Saso odda
Naokiego pod jego pieczę. Teraz miałby o wiele, wiele większe szansę. Propos
tego to wygłosił swoją decyzje o spłacie długu. Miyuki wprost nie mogła się
doczekać. Oczywiście Hidan chciał Naokiego na weekend, a Miyuki miała przekonać
do tego pomysłu Saso. Twierdzi, że z jej aprobatą na pewno się zgodzi.
Przewróciła oczami.
- Śmiem się nie zgodzić. Moje
zdanie nic nie zmieni.
- Owszem, a jak nie to zastosuj
wymianę.
- Wymianę? – uniosła jedną brew
do góry.
- Ta niech mi odda Naokiego za
seks z tobą. Seksu nie odmówi – chyba… raczej… zaczął się zastanawiać. W końcu
Saso jest idiotą, może odmówić.
- Słucham? Masz chyba w głowie
same pajęczyny! Za żadne skarby nie poszłabym z nim do łóżka – prychnęła. –
akurat kontaktów cielesnych mu nie brakuje.
- Mógł się zadowalać sam, ale
sama powiedziałaś, by sobie kogoś znalazł – Hidan wzruszył ramionami, a Miyuki
przystanęła w zaskoczeniu. Ona tak powiedziała? Racja! Jęknęła żałośnie, jaka
ona głupia… - było samej rozchylać nogi – zaśmiał się z niej. biedne, głupie,
nieszczęśliwie zakochane dziewczę.
- Nie, dlaczego? – poprawiła się
robiąc dobrą minę do złej gry. – Nic mnie to nie obchodzi… naprawdę! –
zapewniła, widząc wścibskie spojrzenie Hidana.
- Oczywiście.
- No tak!
Oj,
biedny ten jego kumpel, z taką nieśmiałą to jeszcze długo sobie nie porucha.
Tak to jest, jak wybiera sobie jakieś dziwaczki, albo los mu takie wybiera,
albo takie się w nim kochają. Rudy ma przesrane. Po chwili Miyuki poprosiła
Hidana, by został na chwilę z psem, a ona udała się do okolicznej apteki, by
wykonali na niej opatrunek. Po kilku minutach rzucania patyka psu zaczął się
nudzić. Przy sobie miał reklamówkę Miyuki, a w niej był baton. Głodny był to
sobie wyciągnął, to dla jej dobra! Pójdzie jej w dupę, bo cycków nie ma.
Po
chwili na horyzoncie zjawiła się już Miyuki. Hidan stał tam gdzie ostatnio i
zobaczyła, że wpieprza jej batona. Niech sobie kupi! No, i tak go pokarało, bo
przysmak spadł mu na ziem. Hehe.
- Ciociu! Zobacz, jaki ładny
piesek! – wskazała jakaś dziewczynka na siedzącego w pobliżu Hidana Mau.
Uśmiechnęła się i powędrowała wzrokiem za krewniaczką.
W
momencie, kiedy atrakcyjna kobieta tam spojrzała. Hidan wyciągał chusteczką z
trawy czekoladowego batonika. Dmuchnął w niego, by pozbyć się jakiegoś piasku i
wziął kawałek do buzi. Szkoda batona! Jednak z perspektywy kobiety i Miyuki,
chociaż była świadoma co się stało, to wyglądało, jakby zjadł wydaloną przez
psa kupę. Popatrzyła na niego z niesmakiem, a wtedy i on spotkał się z jej
wzrokiem. Uśmiechnął się uwodzicielsko, a kobieta prychnęła komentując to
krótkim słowem obrzydliwe. Chwile zastanawiał się o co jej chodziło, ale po
chwili do niego dotarło.
- Cz-Czekaj…!
- Och Hidan – doszła do niego
rozbawiona tym wszystkim Miyuki. – You made my day – uśmiechała się, zanosząc
lekkim chichotem.
- Spieprzaj – burknął, odchodząc
od niej. – wkurzasz mnie.
Ojej,
uraziła go… no mniejsza, to był niebywale zabawny widok. Tego kwiatu jest pół
światu, zresztą Hidan nie wydaję się kolesiem, który by uważał, że jakaś
kobieta mu się oprze. Po chwili postanowiła już wrócić do mieszkania, ale nie mogła
się dowołać tego niegrzecznego zwierzaka. W końcu Hidan na niego gwizdnął, więc
posłusznie podszedł. No nie! Nawet Hidana lubi, a jej nie? Co to ma być?! No,
ale nieważne… takie życie. Hidan nie chował długo urazy, bo oczywiście nie mógł
się nie śmiać, gdy Mau na nią warczał i w ogóle nie pozwalał się zbliżać.
- Ej, chcesz upiec jakieś ciasto
dla Saso? – zapytał, spoglądając ciekawie na reklamówki, które ze sobą
tarmosiła. Otworzyła drzwi mieszkania Akasuny.
- Nie, dlaczego miałabym coś dla
niego piec? – burknęła. Co on? Znowu pomylił opiekunkę z jakąś kucharką?
- Myślałem, że taki mu dajesz
prezent urodzinowy – wzruszył ramionami. Przecież takie dupowate prezenty
pasują do biedaków. Zdjął z siebie kurtkę i zawiesił na wieszaku.
- Urodzinowy? Pan Sasori ma
urodziny?
- No – mruknął. – dlatego dzisiaj
się wszyscy tutaj zbierają – oświadczył tą oczywistą… oczywistość. Miyuki
zamilkła, hm, a ona nic dla niego nie ma… nie będzie mu nic piec. To głupi
prezent… z letargu wybudziło ją szczekanie psa. Jakby ponaglał ją do wyjścia. –
podobno pies to najlepszy przyjaciel człowieka, jak on ciebie nie lubi to
pewnie nie masz przyjaciół – stwierdził uszczypliwie.
- Za to ciebie chyba wszyscy
lubią – skrzywiła się. – nawet ten pająk na ramieniu.
Zmrużył
na nią oczy, a potem momentalnie pobladł, gdy przytaknęła głową. Chciała go
wyminąć, ale ją zatrzymał i nakazał ściągnąć z siebie tego potwora. Strach go
sparaliżował tak mocno, że nie mógł się ruszyć. Najpierw Miyuki spojrzała na
niego z kpiną i szydziła, by zaprzyjaźnił się z nowym kolegą. Zaproponowała mu
nawet imię, Spiddy. Niestety jej kpiny nie bawiły Hidana on ma arachnofobię!
- Kurwa mać, zdejmij go! proszę…
- no skoro poprosił to nie mogła przejść obok tego obojętnie, wyciągnęła rękę
do jego ramienia.
- Chwila! Ja ci zdejmę Spiddy’a i
będziemy kwita za twoją pomoc w parku, zgoda?
- Dobra, zabierz to ohydztwo –
zamknął mocno oczy, aby nie widzieć tego gówna. Miyuki z uśmiechem pozwoliła
pająkowi przenieść się na jej dłoń. Nie był jakiś ogromny, ale dało się go
zauważyć.
- Och, jaki ładny – stwierdziła,
nie był czarny, a takiego koloru, jak kawa z mlekiem.
- Po prostu go zabierz do
cholery!
- Już zabrałam. Chcesz zobaczyć?
– Hidan biegiem się od niej oddalił, na co parsknęła śmiechem. Jak można się
bać takiego małego stworzonka? Ona jakoś nigdy nie obawiała się pajęczaków.
Nagle drzwi obok niej się otworzyły, a przez nie wszedł Sasori. Jako pierwszy
zjawił się przy nim Mau, wesoło szczekając i merdając ogonem.
- Spokój… spokój, spokój! –
krzyknął na psa i pogładził go po głowie. – Cześć Miyuki, co jeszcze tu robisz?
- Cześć – wycofała swoją zranioną
rękę za plecy. – bo ja…
- Saso! Wyrzuć ją, trzyma w ręku
pająka! – wrzeszczał z salonu Hidan. Spojrzał na dłoń dziewczyny.
- Wyrzuć to. Hidan się panicznie
boi pająków – nakazał Sasori. Nie ma nic do ich dokuczania sobie, ale czasem to
zbyt infantylne. W dodatku z lęków się nie żartuje, on nie żartował z jej
strachu przed burzą. – Fobie nie są zabawne, powinnaś coś o tym wiedzieć –
podsumował szeptem swoje myśli, jednocześnie zdejmując z siebie kurtkę.
- Wiem – burknęła, no bez
przesady, przecież za nim nie goni z pająkiem w ręku i nie namawia, by zwalczył
lęk. – pójdę już… na razie – pożegnała się i wyszła, zabierając ze sobą siatkę
z jedzeniem. Na dworze wypuści pająka.
Parę
godzin później, kiedy Naoki poszedł już spać do swojego pokoju, w salonie
Akasuny zaczęło się w pełni męskie posiedzenie. Byli obecni jedynie ci, z
którymi kontakt się nie urwał, mianowicie Yahiko, Nagato, Deidara, Sasori,
Hidan, Itachi i Obito. Reszta kolejny raz olała spotkanie na rzecz jakiś
pseudo-ważniejszych spraw. To nic i tak im się dobrze gadało. Sasori złapał za
telefon i zaczął zamawiać pizzę, bo przecież to taki w pełni męski posiłek. Nie
mogło go zabraknąć, wśród tak procentowej ilości napojów.
- Pizzeria? Chciałbym zamówić
pięć pudełek pizzów… - powiedział do telefonu.
- Pizzów? – powtórzył roześmiany
Hidan. – Popraw dykcję lumpie!
- Saso, czyżbyś pierwszy tracił
trzeźwość? – dogryzł Yahiko. – a stawiałem na Nagato.
- Hej! – burknął wspomniany
mężczyzna. Saso przez zaczepki kolegów oddalił się do kuchni, by w spokoju
złożyć zamówienie. Jezu, zwyczajne przejęzyczenie, a prędko nie dadzą mu o nim
zapomnieć. – Matematycy mało piją… wiecie dlaczego?
- Bo znają swoje granice? –
zgadywał z sarkazmem Deidara.
- Nie, bo tylko w pierwszej
ćwiartce widzi plusy – zaśmiał się sam do siebie. Inni najwidoczniej
potrzebowali więcej czasu, by zrozumieć jego dowcip.
- Nagato… napij się – zalecił
Hidan.
- Wszyscy się napijmy – wtrącił
Sasori, przybywając w szeregi kolegów.
Póki
wszyscy jeszcze byli trzeźwi to musieli opowiedzieć treściwie co u nich
słychać. Z oświadczenia Nagato, Sasori się dowiedział, że jest wychowawcą
Matsuri. Rany co za wstyd… w dodatku nie mógł zatrzymać gaf Matsuri dla siebie,
tylko rozsiał je po towarzystwie. Tak narodziła się niepewność, może Mats jest
adoptowana? Jedno wie na pewno, musi z nią pogadać, przecież jej oceny to
wstyd. Rodzice się pewnie w grobie przewracają! Potem została wspomniana wizyta
Konan, no to oczywiście zapytanie do Yahiko w sprawie oświadczyn.
- Czyżbyś zmądrzał? – zarechotał
Hidan.
- Taa, teraz mam wszystko
zaplanowane, będzie zachwycona.
- Zamieniamy się w słuch –
powiedział Itachi. – albo pokaż nam to. Dei zagra Konan – dodał złośliwie.
- Saso bardziej się nada – odbił
piłeczkę w stronę przyjaciela.
- Niby dlaczego?!
- Jesteś niższy – uśmiechnął się
słodko Deidara.
- To będzie tak – zaczął Yahiko.
– zabieram ją na całe święta do siebie. Pozna w końcu moich rodziców, a potem
wezmę ją na sylwestra na imprezę. Wyjdziemy na zewnątrz, a kiedy wszyscy zaczną
odliczać – gestem ręki kazał im zacząć odliczać. Tak dla efektu.
- Pięćdziesiąt dziewięć,
pięćdzie…
- Standardowe DZIESIĘĆ sekund –
warknął Yahiko w stronę wydurniającego się Hidana. Chłopacy westchnęli, to
żenujące, tak odliczać.
- Dziesięć, dziewięć, dziesięć –
odliczał wesoło Obito, lecz Yahiko zmroził go wzrokiem. Wszyscy z lekką
krępacją podjęli się liczenia. – osiem… siedem… sześć – wtedy Yahiko wyciągnął
rękę do Sasoriego.
- Ech… - sam wstał z fotela, ale
to nic nie zmieniło, bo Yahiko wyciągnął go za rękę na środek pokoju. – zamknij
się – warknął do Deidary, który się z niego śmiał. Wpierdoli mu, normalnie mu
wpierdoli.
- Siedem… sześć – powtórzył tłum.
- Konan, masz pięć sekund na
odpowiedź – wczuwał się Yahiko.
- Pięć… - wciąż ujmując dłoń
Sasoriego, uklęknął na jedno kolano.
- Wyjdziesz za mnie?
- Cztery… trzy… dwa…
- Nie – burknął Saso.
- Wohoo! – okrzyknął Deidara,
bijąc oklaski. – Brawo kochanie! Chodź do mnie – przywołał go do siebie, a ten
z uśmiechem wykonał polecenie. No przecież, nie zmieni nagle faceta.
- Na bank się Konan zgodzi –
mruknął Yahiko, już pozostając siadem na podłodze. – pierścionek mam w swoim
pokoju, a gdy się zgodzi to poczuje jakby cały kraj cieszył się razem z nami.
- Ładny koncept – zgodził się
Itachi. – na pewno powie tak – uśmiechnął się delikatnie.
- A według mnie, jesteś jebnięty
– wypowiedział się Hidan. Deidara wyciągnął do niego kciuk do góry. Też tak
sądził. Przyległ głową do ramienia Saso, a on w odpowiedzi go tym ramieniem
otulił. Miłość. – nawet Obito się nie żeni, a chodzi z Rin już dobrych kilka
lat.
- No właśnie kuzynie, dlaczego wy
nic tego? – zapytał Itachi, ale Obito z zazdrością przyglądał się zajętym sobą
Sasorim i Deidarą. Dlaczego on nie jest tak zaprzyjaźniony z Deidarą? Lubi jego
sztukę, podziwia go, ale nie. No właśnie, nie, bo co? Bo jest krewnym
Itachiego? Bo ma na nazwisko Uchiha? – Obito!
- Co…?
- Odpuść sobie Deidarę i zajmij
Rin – bąknął Nagato.
- Dobrze nam tak, jak jest. Po co
to zmieniać? – Hidan zaczął mu klaskać. – Zresztą Dei nie chce mi świadkować…
Ta
pretensja korzystnie odbiła się na Deidarze, czemu mu nie świadkował?
Oczywiście przez swoje przekonania. Obito był Uchihą! A Rin to fajna laska,
przy takim nazwisku się tylko zmarnuje. Nikogo innego nie chce za świadka,,
przyczepił się, jak jakaś rzepa. Z kolei Itachi i Shee wciąż byli razem, na co
Dei prychnął. On im daje jeszcze jakieś półtora roku. Jest twarda, ale kiedyś
się złamie i skończy tą szopkę.
- To może, zamiast krytykować,
opowiesz o swoim życiu z ręką? – sarknął Itachi.
- Zerwaliśmy. Teraz kto inni się
mną zajmuję – odpowiedział dumnie.
- Dalej się spotykasz z Tayuyą? –
dopytał Sasori.
- Tayuyą? – powtórzył Hidan. –
Spotykasz się z tą lesbą? – zaśmiał się. – Umawiacie się na wspólne zakupy?
- Tay jest Bi – sprecyzował
dumnie Deidara.
- Co kurwa?!
Gniew
Hidana wzmagał się przy każdym słowie Deidary, jebany cwel! Taka okazja
przebiegła mu koło nosa, kurwa! W dodatku rżnie ją sobie z czystym kontem, bo
formalnościami zajmuje się kto inny. Wtedy Deidara opowiedział, że teraz już
tego luksusu nie ma. Zgodził się randkować, bo przecież chce sobie ją brać…
Itachiemu to przypominało zachowanie jego braciszka. Tyle, że Sasuke nie
ogranicza się do jednej.
- Ej Saso, może w ten weekend
chcesz remontować mieszkanie? – zapytał Deidara. Nie chciał spędzać weekendu na
randkowaniu z Tay, tak to się zabezpieczy z wymówką.
- A z kim mam zostawić Naokiego,
co? – Hidan od razu się zgłosił. – Nie.
- No kurwa, daj mi szansę! –
zawziął się.
- Nie – powtórzył. Fakt, że
zachowuje się spoko w stosunku do dziecka na niewiele się zdaje. Prędzej
oddałby dziecko Deidarze. Jemu bardziej ufa.
- A babcia? – wspomniał Deidara.
- Nie lubi za bardzo z nią
siedzieć…
- To niech go Miyuki weźmie na
weekend – zaproponował Itachi. Dei spojrzał na niego krzywo, na chuj się
wtrąca? Chociaż jego propozycja była niezła. Hidan był innego zdania.
- Weź tu się puknij – pokazał
Itachiemu na czoło. – Chyba nie oddałby Naokiego jakiejś głupiej niani, zamiast
najlepszemu kumplowi – żachnął się Hidan.
- Kobiety są o wiele lepsze w
zajmowaniu się dziećmi – wtrącił Nagato.
- Morda! Saso powiedz im coś!
- Wiecie… ja chyba ją zwolnię.
- Co?! – zawołali razem Deidara i
Hidan. – Nie możesz! – dodał ten ostatni, co najbardziej zszokowało
towarzystwo. Przecież jemu najbardziej powinna taka opcja pasować. – Dlaczego w
ogóle?!
- Po prostu – Sasori wzruszył
ramionami. Nie chciał się zdradzić, że dziewczyna coraz to bardziej go
podnieca. Że Naokiemu często się wyrywa określenie mama, do niej. – Naoki woli
ją bardziej ode mnie.
- To głupi powód – stwierdził
Deidara.
- Kogo ma woleć, jak ciebie tak
rzadko widuje, a jak widuje to nie robicie ze sobą nic fajnego? – zapytał
retorycznie Hidan. – Ty się w ogóle nie starasz, by to zmienić.
- Sam jej nie lubisz, więc co ci
zależy?
- Miya… jest spoko – przyznał
cicho. Nastąpiła cisza.
- Kim jest Miya? – palnął
pytaniem Obito. Nie trafny moment.
- Naoki ją lubi, a skoro on ją
lubi to ja też. Lubi też swojego starego to też się staram – burknął Hidan. –
nie zwalniaj jej, jak dobrze ci się zajmuje synem, no weź.
- Nie rozumiesz…
- Cykasz się, że Naoki będzie ją
odbierał jako matkę? – zgadywał Itachi. Przed nim to się nic nie ukryje.
- Taa, o to mniej więcej chodzi…
- To się ze sobą spiknijcie – podsunął
pomysł Yahiko.
- Nie, nie wyjdzie nam. Znając
życie to w większości z mojej winy i zostanę bez opiekunki, mało tego, syn mnie
znienawidzi…
- I tak cię kiedyś znienawidzi –
mruknął Deidara, w zamian zmierzył go wzrokiem.
- Robisz sztuczne problemy, dlaczego
zakładasz, że wam nie wyjdzie? – zapytał Nagato.
- Bo na przykład jej nie kocham…
- O Jashinie! Weź mu jebnij! –
zawołał Hidan patrząc w górę. – Rób co chcesz Saso, ale nie wolno ci jej
zwolnić! Wtedy Naokiemu będzie smutno, a jak jemu będzie smutno to ja będę zły.
A jak będę zły to cię zniszczę.
Tak
zakończyli już ten temat i strzelili sobie po kielichu. Ich temat zszedł na
jakąś byle pierdołę, a mianowicie spędzenie świąt. Jeszcze miesiąc do tego, ale
co tam. Ważne, że jest temat do rozmowy. Sasori w myślach zastanawiał się
jeszcze co powinien zrobić… chyba weźmie sobie na kolejne pół roku urlop
dziekański. Musi w końcu dbać o swój priorytet. O swojego syna. Nagle z boku
usłyszał szczeknięcie psa, a za nim zobaczył syna, jednak nim zdążył cokolwiek
zrobić Mau skoczył na niego na kanapę. Przez co zwalił się ma Deidarę.
- Kurwa, złaź ze mnie – syknął w
stronę psa. – Naoki, czemu nie śpisz?
- Mau. Ćciał wyjć – odpowiedział
i wdrapał się na kanapę, a potem ukochał leżącego głową na kolanach wujka,
taty.
- Możecie ze mnie zejść? – syknął
Dei.
- Jezu, wyluzuj – burknął Sasori,
a gdy wstał z dzieckiem na rękach, po mieszkaniu rozniosło się pukanie do
drzwi. Wszyscy wiedzieli co to znaczy. Pizza.
- Daj, ja go zabiorę do pokoju –
zgłosił się Hidan i zabrał koledze dziecko z rąk. Nie poszedłby po jedzenie,
kto odbiera ten płaci. Był bogaty, ale nie rozdawał pieniędzy.
- Pójdę z nim – dopowiedział
Nagato, uspokajając tym kolegę.
Podszedł
otworzyć drzwi, na które szczekał pies. Zbeształ go, no bo zachowuje się, jak
opętany. Otworzył drzwi, ale w ich progu nie zastał dostawcy pizzy.
- Dobry wieczór ja przyszłam
tylko na chwilę – uśmiechnęła się Miyuki. Sasori ostatnie czego chciał to, by
chłopaki ją zobaczyli. Wyszedł na korytarz, oczywiście z psem, no bo on musiał
ich obserwować i kontrolować całą sytuacje.
- Słucham?
- Proszę – wyciągnęła zza pleców
zapakowane pudełko w formie prezentu. Zamrugał zdezorientowany, ale niepewnie
odebrał pakunek. Miyuki spojrzała na zegarek. – Na szczęście zdążyłam przed
północą. Wszystkiego najlepszego – przytuliła go na krótki dystans – Otworzysz
teraz? Chcę widzieć czy ci się podoba.
- Nie musiałaś…
- Ale chciałam. Otwórz –
ponagliła go. Mau oparł się o ciało Saso i stanął na dwóch łapach by obwąchać
paczkę. Kto wie? Może to ładunek wybuchowy! Nie ufał tej osobie! Sasori
niepewnym ruchem otworzył wieczko ładnie zapakowanego pudełka. Miyuki
przyjrzała się jego minie, ale… ciężko było powiedzieć czy jest zadowolony.
- Piłka bejsbolowa? – dopytał
wyjmując ją z pudełka, a dopiero wtedy zauważył na niej jakiś napis. – Z
autografem Suzukiego?! – zawołał z niedowierzeniem. Miyuki uśmiechnęła się
dumnie, no! Trafiła. – Jak…?
- No, to nie było łatwe. Dlatego
tak długo mi to zajęło – stwierdziła, cały dzień spędziła na szukaniu
bejsbolisty. Pojechała do jego miasta i dzięki wiadomości z Twittera, chodziła
w miejsca, gdzie on bywał, aż w końcu go znalazła. – Bardzo sympatyczny facet,
też ci życzy wszystkiego najlepszego.
- Rany… jesteś niesamowita –
podrzucił piłkę w ręku, a wtedy Mau zaszczekał podniecony. Piłka, piłka! O rany
to piłka! Rzuć ją! Rzuć! Przyniosę! Będzie trochę mokra, ale co z tego.
Zaszczekał łasząc się do Sasoriego. no, ulubiony panie, nie bądź cham, rzuć mi
piłkę! – Uspokój się, siad – warknął na psa. – Miyuki, dziękuję.
- No… spoko, ale tam jeszcze coś
jest – burknęła. Sasori wyciągnął z pudełka kolejny pakunek, było to pióro, w
ładnej eleganckiej gablotce, a na nim wygrawerowany napis.
- Doktor Sasori Akasuna –
odczytał z uśmiechem. – Jeszcze nie mam tytułu doktora.
- Wiem, to tylko formalność. Dla
mnie już nim jesteś – powiedziała ciepło. – każdy lekarz ma wpięte coś do
pisania w kieszonkę swojego fartucha. Może pan tego używać – dodała nieśmiało.
- Tak zrobię – odpowiedział,
robiąc jej tym przyjemność i schował wszystko do pudełka. – Dziękuję. Mogę cię
przytulić?
- Myślę, że powinieneś – zaśmiała
się i pozwoliła objąć w talii, a sama objęła mu szyję.
Dla
takiego gestu warto było to zrobić. Nie chciała go puszczać, w chwili, gdy
rozluźnił ucisk na jej talii poczuła nutę zawodu. Również pozwoliła, aby jej
dłonie zsunęły się po ciele Sasoriego, skutkując nieznaczną odległością.
Patrzyli na siebie w milczeniu, nawet pies siedział w absolutnej ciszy i
patrzył na nich bez przerwy. Pchany jakąś dziwną siła, albo spożytym alkoholem
zdecydował się nachylić do jej ust. Pozwoliła mu na tą bliskość i przymknęła
oczy.
- Idę przecież, nie poganiaj
mnie, debilu – usłyszeli za sobą głos zza drzwi, które chwile potem się
otworzyły. Sasori niemal natychmiast się odsunął od Miyuki, a ona kolejny raz
zaliczyła załamkę. – Hej Saso masz już tą pizzę?
Deidara
na widok Miyuki się zdziwił, a jednocześnie przeklął pod nosem. On to wie,
kiedy wchodzić, by zniszczyć chwilę, a na pewno miało do czegoś dojść, bo oni
nawet na siebie nie patrzyli. Trudno, stało się. W oczy rzuciło mu się ładnie
zapakowane pudełko w ręku Saso. Od razu odgadł, że to prezent i kazał się
pochwalić, bo oni przecież nie mają przed sobą tajemnic. Miyuki zaśmiała się na
widok tych szarpanin Deidary z Saso. Są słodcy.
- Piłka z autografem Ichiro
Suzukiego?! – zawołał Deidara, w ogóle nie krył swojej zazdrości. – Jak to
zdobyłaś?
- Mi się nie odmawia –
przerzuciła swoje włosy za ramię.
- Pewnie teraz masz zakaz
zbliżania do naszego idola – zarzucił rękę na ramieniu Saso i wskazał na siebie
i niego palcem. – ze trzy razy byliśmy na jego meczu i marzeniem było złapać
albo chociaż oberwać piłką, którą on grał.
- Co za poświęcenie – rzekła
rozbawiona. – pójdę już. Trochę się spieszę…
- Czekaj – zatrzymał ją blondyn,
wtedy też na horyzoncie pojawił się dostawca pizzy. – Sasoriemu się szykuje
remont, więc mogłabyś przygarnąć na weekend Nao?
- Deidara! – upomniał go Saso,
płacąc jednocześnie za pizzę. Dlaczego to za niego on pyta o takie rzeczy?
- W weekendy chodzę do szkoły… -
wypowiedziała się w końcu. – ale zapytam… może mój tata mógłby mnie na chwilę
zastąpić.
Deidara
spojrzał na przyjaciela z dumą, on sam długo, by się nie zdobył. Deidara nie ma
czasu, chce w weekend porobić coś fajnego, a nie włóczyć na randkach. Wtedy to
Miyuki ponownie się pożegnała z towarzystwem, w akcie odwagi cmoknęła Sasoriego
w policzek i życzyła sto lat. Dei uśmiechnął się wymownie do przyjaciela, gdy
dziewczyna zniknęła z ich oczu. Jednak nic nie zdołał wyczytać z jego twarzy.
Zmienił tylko temat, bo chciał te piłkę dostać z powrotem!
OD AUTORKI
Dodaje dwie godziny przed czasem, bo pewien Anonimek oskarżył mnie o obijanie się >.< a niech cię Anonimku! :P następnym razem się podpisz :D
Dodaje dwie godziny przed czasem, bo pewien Anonimek oskarżył mnie o obijanie się >.< a niech cię Anonimku! :P następnym razem się podpisz :D
Witajcie kochani ;* mimo, iż koniec wakacji to ja jestem jakaś taka zadowolona, wszystko mi ostatnio wychodzi xD wczoraj w nocy siedziałam nad tym rozdziałem i go ulepszałam, więc mam nadzieję, że fabularnie się wam podoba :D Naprawdę się starałam i jestem mega zadowolona :D w dodatku na AXN spin, puścili moje najukochańsze anime z dzieciństwa :P Dragon Ball Z ^oo^ pamiętam te czasy, godzina 16:30 podwórko świeci pustkami, bo wszystkie dziecka siedzą przed TV XD swoją drogą to zastanawiam się, jakim cudem ja wytrzymywałam oczekiwanie całego dnia na następny odcinek xD teraz mnie wręcz trzepie z niecierpliwości xD (wtedy było ważne posiadanie komputera, a nie internetu :P wiem, żal xD)
Ostatnio złapała mnie blokada, to jest, miałam dużo pomysłów, ale pisać to nie ma komu xD mówię wam, nie ma nic straszniejszego dla pisarza... no, ale przeszło mi :P na szczęście! Propos, ostatnio przemyślałam całe opowiadanie i no... sporo w nim zmieniłam, ale na pewno będziecie zadowoleni ;) przyspieszyłam jedynie akcje, ale do końca opowiadania nawet dalej, niż z początku planowałam :P
Dobra, koniec mojego ględzenia, dziękuję wam za wszystko, za każdy wkład w tego bloga! Komentarz, wyświetlenie, czytanie, obserwowanie - za WSZYSTKO :) Jesteście najlepsi :*
Pozdrawiam ciepło :D :*
SPOILER
- (...) Odkręciła mu kurek z wodą.
– Proszę… - wzięła oddech. – może zostaniesz na kawie…? Naoki jeszcze nie
jadł śniadania.
- Może innym razem. Mam
inne plany – oznajmił i wziął sobie coś do wytarcia rąk, ale… było to jakieś
szorstkie, z ciekawości rozwinął materiał. Czarna, koronkowa bielizna… Miyuki
natychmiast wyrwała mu ją z rąk i schowała za plecy.
- Niech pan to zostawi! –
zaczerwieniła się. jaki wstyd, jaki wstyd.
- Przepraszam – również
się delikatnie zawstydził, a następnie chrząknął. – Były… czyste…? – musiał
zapytać. – Albo nieważne – chyba najlepiej umyć ręce jeszcze raz.
- Tak je pan wytarmosił,
że teraz na pewno są brudne – fuknęła w dalszym ciągu zarumieniona. Przecież nie
przyzna się, że ma jakąś brudną bieliznę, co on, niepoważny jest, że o to pyta?
- Powiedziałbym, że ci
odkupię, ale to byłoby dziwne…
- I tak nie znasz mojego
rozmiaru – z nim to potrafiła rozmawiać o rzeczach w nieprzyzwoitym tle. W jego
towarzystwie czuła się naprawdę swobodnie. Sasori także, lubił z nią żartować i
nawet nie musiał się powstrzymywać.
- Jesteś pewna? – uśmiechnął się złośliwie. Mimowolnie objęła się rękoma zakrywając swój biust.
- Mam nadzieję (...)
DATA
6.09.2014