22 lut 2014

ROZDZIAŁ 14.



Właśnie wspinał się na trzecie piętro, na którym niegdyś mieszkała Sui Watabe. Miał nadzieję, że nadal tam mieszkała, inaczej jej już pewnie nie znajdzie. Stanął przed drzwiami mieszkania i od razu powróciło kilka wspomnień. Pamiętał, że  Sui nie specjalnie za nim przepadała, przez co Noriko nie raz się z nią pożarła, bo nie lubiła, jak ta krytykowała jej chłopaka, choćby w żartach… nie wiedział czym jest to spowodowane, może poczuciem znacznej wyższości nad nią, Sui. No, jak dla niego to zbytnio dramatyzowała… dopiero teraz, z czasem, potrafił ją zrozumieć
Westchnął ciężko i zadzwonił dzwonkiem do mieszkania, jednak  nic mu nie odpowiedziało. Zadzwonił kolejny raz, a nawet zaczął jeszcze pukać. Dopiero wtedy usłyszał dochodzące z wnętrza kroki, wycofał się lekko w tył, a po chwili mieszkanie otworzył dość wysoki mężczyzna, posturę miał taką, jaką pamiętał, albo nawet lepszą, w pracy trenera na siłowni, musiał. Na sobie miał jeansy i jakąś zwykłą bluzę z zakasanymi do góry rękawami. Yoshi był mężem Sui, lubili się, wyskakiwali czasem razem na siłownie… naprawdę!
- Kogóż moje oczy widzą?  - uśmiechnął się, zakładając ręce na piersiach.
- Cześć… mogę wejść…?
- Po  cholerę? Chętnie ci wpieprzę na zewnątrz – powiedział naj zwyklej na świecie Sasori uniósł do góry brew, nie bardzo rozumiał czym sobie zasłużył na takie nastawienie.
- Za co niby chcesz mi wpieprzyć?
- Ale z ciebie hipokryta Sasori. Może ci przypomnieć, jak odrzuciłeś pomoc dla swojego syna i chęć choćby tymczasowego uczestniczenia w jego życiu?! – Akasuna zmrużył oczy, jakie odrzucenie? WTF?
- Yoshi, brałeś coś? – zakpił, choć to nie było najmądrzejsze posuniecie. Mężczyzna jakby impulsywnie złapał garścią kołnierz bluzy Saso i przybliżył niebezpiecznie blisko, właściwie tak wygodnie, by jego pięść trafiła mu w brzuch. Syknął. – Kurwa mać…
- Może teraz bardziej zaczniesz szanować kobiety i dzieci – warknął i wypuścił go z rąk, przez co przykucnął, ściskając kurczowo swój brzuch.
- Co ty pierdolisz? – wystękał to pytanie, brzuch boli jak cholera. Też chce tak bić, zacznie chodzić na siłownie… chociaż, pewnie nie.
- Nie udawaj, wiem od dziewczyn, że się nie chciałeś mieć do czynienia z Naokim, a nawet nie chciałeś w żaden sposób pomóc. Ech, nie spodziewałem się, że możesz być takim skur…
- Moment! Przecież Naoki jest ze mną od miesiąca! To Noriko go porzuciła! – krzyknął, ale to tylko dlatego, gdyż nie chciał by mu przerwał wypowiedź. – Gdybym wiedział o nim wcześniej, pomógłbym… ale przecież dopiero po dziewięciu miesiącach przyszła i bynajmniej nie chciała ode mnie pomocy. Chciała go oddać, ale ją wyrzuciłem i od tamtej pory Naoki mieszka ze mną.
- Z tobą? Przecież wyjechała z nim za granicę…
- Raczej sama, ze swoim facetem – oznajmił już spokojnie i wstał na równe nogi. Yoshi wydawał się szczerze zdziwiony jego wypowiedzią.
- Czyli… nie były u ciebie z Naokim, kiedy się urodził? – zaprzeczył ruchem głowy, Yoshi się skrzywił. – Co za… wejdź, Sui niedługo wróci z zakupów – zaprosił Akasune do środka, otwierając szerzej drzwi.
- Dzięki… a i dzwonek wam się chyba zepsuł – wskazał na włącznik, nim wszedł do środka.
- Ach to, to światło, a nie dzwonek – rzekł z rozbawieniem, zamykając po nim drzwi.
Zaprosił go do salonu, gdzie usiedli i wszczęli wymienianie się informacjami. Yoshi sądził, że Sasori wiedział o wszystkim już od samego początku, dziewczyny powiedziały mu, że były u niego i mu powiedziały, a on podobno wywalił je z domu, tak twierdziła Noriko, a Sui nie zaprzeczała no i wiadomość, że dziecko jest u niego też była szokiem, Sui powiedziała, że wraz z nim Noriko wyjechała za granice. Tyle intryg i o żadnej nie wiedział, choć nie dziwił się, wiadomo, cenił sobie męską solidarność.
Chwilę pogadali o Naokim, że Noriko po jakiś dwóch miesiącach gdy była w szoku poporodowym, bardzo dobrze się nim zajmowała, była kochającą matką. Dlatego się zdziwił, gdy na wieść o jej chęci oddania go do adopcji. Miał już zapytać o szczegóły, ale usłyszeli otwierane drzwi w przedpokoju. Mężczyźni wstali bez słowa z fotela, wyczekując chwili.
- Sui, chodź tutaj, zobacz kto nas odwiedził – zawołał mężczyzna, zerkając na próg drzwi.
- Odwiedził? – zapytała z uśmiechem, ale właśnie w chwili wejścia przez próg, jej mina trochę zrzedła. Pod naporem uporczywych spojrzeń, się lekko zmieszała. – Co… co cię tu sprowadza, Sasori?
- Zanim odpowiesz – przerwał mu Yoshi. – Sui może mi wytłumaczysz, dlaczego razem z Noriko nas okłamałyście? – zapytał surowo.
- Nie wiem o czym mówisz…
- Podobno nie poszłyście powiedzieć Sasoriemu o dziecku – dziewczyna spuściła wzrok. – zdurniałaś do reszty, kobieto?! Miałyście to zrobić, sama stanęłaś po mojej stronie, kiedy się o to z twoją siostrą wykłócaliśmy! I jeszcze to kłamstwo… wiesz jaką miałem ochotę iść do niego i mu wpieprzyć?! – rugał dziewczynę, a Saso na wzmiance o nim i niedoszłym wpierdolu, aż zamrugał zdezorientowany.
- Ja chciałam, żeby ci powiedziała – zwróciła się do czerwonowłosego. – ale ona nie chciała… jednak to moja siostra, a nie córka, nie mogłam jej nakazywać takich rzeczy. Dopiero teraz namówiłam ją, aby przed wyjazdem ci o nim powiedziała…
- Przed oddaniem do adopcji? – zakpił Akasuna.
- Co…? – tym razem to Sui nie wiedziała o co chodzi. – Nie, przed wyjazdem za granicę z Naosiem.
- Nie, wyjechała tylko ze swoim facetem – oznajmił Sasori, co ją samą zszokowało.
- Że co?! A co z dzieckiem?! Co z nim zrobiła?! – zaczęła nerwowo, zaciskając ręce na ramionach Sasoriego. Chyba potrafił zrozumieć jej reakcje. Sui i jej mąż nie posiadali dzieci, ona nie mogła ich mieć, więc na pewno pobyt Naokiego z nią był dla niej pięknym czasem.
- Spokojnie. Jest ze mną – poprowadził ją na rogówkę, aby usiadła.
Yoshi udał się do kuchni, przygotować kawy dla wszystkich. W czasie, gdy ci byli sami, Sui zarzekała, że nie wiedziała o jej pełnych egoizmu planach, nie oskarżał jej, choć fakt, że nie powiadomiła go, choćby w tajemnicy o dziecku, nie pozostawił bez jakiejś urazy. Bo jednak to było nie fair.
Postanowił od razu przejść do rzeczy i pozbierać wszystkie dokumenty należące do Naokiego. Nie miał zamiaru siedzieć tu i się weselić chwilą, przyszedł po co miał przyjść i wychodzi. Tym bardziej, że pozostawił syna pod opieką dwóch pożal-się-boże opiekunek. Sui wyszła do pokoju, bo wszystkie  rzeczy zgodnie z jego prośbą. Kiedy wychodził z ich domu z trzymanym w ręku pliku kartek, dziewczyna go jeszcze na chwilę zatrzymała.
- Proszę – wręczyła Sasoriemu, maskotkę ciemno-brązowego luźnego misia. – to dla Naosia…. Bez tej zabawki nie potrafi jakoś zasnąć sam. Wiesz, wierci siię nawet bez specjalnego powodu – uśmiechnęła się.
- Dzięki, przyda się.
- Dał już w kość? – wtrącił rozbawiony Yoshi.
- Och, tak…
- Sasori… możesz go nam podsyłać jak nie będziesz miał nikogo do opieki… wiesz, praca, szkoła, imprezy. A my chętnie się nim zajmiemy – powiedziała Sui.
- Przemyślę to – odpowiedział krótko i już na dobre wyszedł na korytarz, kierując się prosto do domu.
Wchodząc do mieszkania, od razu powiadomił o swoim przybyciu, zdejmując w przedpokoju buty. Spojrzał na trzymane w dłoniach pudełko z dokumentami i będącym w środku miśkiem i odłożył je na półkę, postanowił później przestudiować te teksty, a najpierw sprawdzi czy wszyscy żyją.
- Jestem – powtórzył, wchodząc do salonu, gdzie na kanapie siedział Dei, zmieniając z nudów kanały w telewizji, a na ziemi, na swoim grubawym kocyku leżał na brzuchu Naoki, zanurzony w swoim głębokim dziecięcym śnie. Douhito, gdy go w końcu zauważył, bez słowa zaczął się zbierać. – Gdzie Hidan?
- Nie ma go – burknął, ubierając na siebie bluzę.
- Coś się stało..? – zapytał niepewnie. – Chyba nie jesteś na mnie zły – zakpił sobie, przecież sam mu powiedział, że jak coś to mu pomoże, więc niech teraz nie strzela fochów.
- Nie.
- Więc dlaczego już wychodzisz?
- Bo muszę komuś wjebać – odparł. Oczywiście miał na myśli Hidana i jego skurwysyńskie zachowanie.
- Aha… nie możesz tego przełożyć? Chciałbym pogadać..
- Wybacz Saso. Musiałem słuchać ryków twojego bachora i jakiegoś jego gaworzenia, które wypowiadał takim tonem, jakby mnie cały czas obrażał albo knuł intrygę jak się mnie pozbyć – bąknął, a czerwono włosy parsknął śmiechem.
- Nie przesadzasz Dei? On ma kilka miesięcy – uświadomił kolegę. – chodź, pogadajmy jeszcze chwilę.
- Sorry, ale na dziś, mam dość wszystkich Akasunów. Narka – dobrze, że dodał to „dziś”, bo poczułby się, jak Uchiha.
Trzasnął za sobą lekko drzwiami, Sasori przewrócił lakonicznie oczami, co za kumpel. No nic, przynajmniej będzie miał czas na przeczytanie dokumentów Naokiego. Propos, podszedł do śpiącego dziecka i delikatnie uniósł go na swoje ręce i zaprowadził do sypialni.
Do jego własnego pokoiku, nie był jeszcze do końca przerobiony dobrymi dziecięcymi akcencikami, ale miał, aby łóżeczko. W sklepie zrezygnował z jakiś dziecięcych kojców na rzecz wystarczająco dużego i szerokiego łóżka. Cud musiał by się stać gdyby stamtąd spadł, cztery osoby by się tam zmieściły, no ale na wszelki wypadek zamontował w nim na pewien czas zabezpieczenia. Ułożył go w nim wygodnie, nakrywając szczelnie kołdrą i na koniec cmokając mu czoło na dobranoc.

Po kilku dniach, trójka dorosłych wkroczyła z dziesięciomiesięcznym dzieckiem do supermarketu. Jako w pewnym sensie dobrzy przyjaciele, zgodzili się na te pomoc w zakupach dla tegoż bachora. Nie no, tak naprawdę to chcieli wyciągnąć Akasunę na jakieś piwo, kiedy on zostawi swoje dziecko pod opieką. Jednak ten powiedział, że musi porobić zakupy dla Naokiego i korzysta z tej chwili wolnego. Kurwa, nie mogło to zaczekać do jutra, świat by uległ zagazowaniu… chociaż, może to nie taki głupi argument.
Dei zerkał co chwila na Naokiego, jak bierze swoją piąstkę do ust i niemiłosiernie ją przygryza dziąsłami, okropność. Pamięta jak w liceum, w ramach tygodniowego wolontariatu musiał pomagać starym ludziom w domu starców. Najgorsze siedem dni w jego życiu. Wtem Naoki zaczął ryczeć i momentalnie cuchnąć .
- Uch, stary ale jedzie – skrzywił się zatykając nos. – weź go przewiń do chuja jasnego.
- Jak, skoro nie mam pieluch?! Chociaż… Hidan potrzymaj go na chwilę.
- No chyba cię coś pierdolło. Nie tknę tego śmierdzącego gnoma – oddalił się. Dziecko odejmie mu jakieś pięćdziesiąt procent do podrywu, szczególnie taki ryczący, zasmarkany chłopiec.
- To wdychaj ten smród, bo jedną ręką nie otworzę torby – fuknął Sasori.
- Trzeba było ćwiczyć, a nie się opierdalać – zadrwił rozbawiony. Jak nadarzała się okazja to trzeba się pośmiać z Rudzielca, na imprezy nie chodzi, więc jest trochę nudno. Żarty z Dei’a mogą się znudzić… nie no, kogo on chce oszukać. Hehehe. Wracając, nie każdy tak jak on może sobie pozwolić na to i na to czyli używanie ręki i dziewczyny. Ach, jak trudno być Hidanem. – z tą kupą – wskazał na Naokiego, który rozpłakał się jeszcze mocniej.
- Kurwa, Hidan! Bierz go! – warknął Akasuna.
- Nie jestem pedofilem, ani jakimś psem.
- To bardzo zmieniło mój pogląd na ciebie. Przytrzymaj – bez okazji do sprzeciwu, wepchnął mu płaczące dziecko w ręce.
Skrzywił się trzymając śmierdziela, czerwonowłosy zaczął wyciągać z torby wszystkie swoje książki potrzebne na studia z nadzieją, że odnajdzie tam pieluchę. Niestety. Bez słowa ponownie zapakował przedmioty do torby, i wstał otrzepując spodnie. Hidan patrzył na niego wyczekująco, a on spojrzał znacząco na Dei’a.
W jednej chwili spierdolili z miejsca do supermarketu.
Akasuna krzyknął mu jeszcze na odchodne, że zaraz wrócą i ma na nich czekać z Naokim. Wszakże mieli po dwadzieścia dwa lata, żadne konsekwencję nie były im straszne. Hidan zaczął siarczyście kląć na kumpli skupiając na sobie nieprzychylne spojrzenia przechodni.
Tymczasem dwójka studentów wkraczając do sklepów, przybiła sobie żółwika. Trochę Napoki musi się poświęcić i wytrzymać z Hidanem, ale w dobrej sprawie! Teraz aby szybciej im teraz zejdą zakupy.
- Dobra, ty weź wózek i idź po pieluchy i inne takie, a ja pójdę po żarcie.
- Spierdalaj Akasuna, sam kupuj pieluchy – warknął Dei.
- Co jest Boisz się, że wezmą cię za takiego co kupuje je sam sobie? – sarknął śmiejąc się cicho pod nosem, a ten się naburmuszył. – Przestań, ja kupuję żarcie, bo tam trzeba szukać odpowiedniego wieku.
- Że niby ja nie umiem czytać? – obruszył się. – Akasuna nawet nie zaczęliśmy zakupów, a już mnie wkurwiasz!
- Więc je zacznijmy, spotykamy się przy kasie – machnął obojętnie ręką i odszedł z koszykiem w ręku.
Nim się blondyn zorientował, nie wygrał w sporze. Kurwa, iść do jakiegoś pierdolonego działu dla bobasów, jak on nienawidził dzieci, są jak starzy ludzie, ohyda. Dość szybko znalazł odpowiedni dział, w chuj tego. Co wybrać? No nic, weźmie wszystko po jednym, najwyżej oddadzą, wielkie mi co. Jeszcze jakieś kremy mają kupić, bo Naoki ma odparzenia… uch, jak Sasori może to wytrzymywać… dobrze, że nie pamięta jak był mały i ile z nim było problemów. Proszę, jakie sytuację zmuszają go do przemyśleń na takie tematy. Mózgu skończ!
Tymczasem Sasori zerkał na wszystkie mleka. Ja pierdolę… dlaczego dzieci nie piją tych zwykłych w kartonach? A tu trzeba te proszki sypać, odgrzewać i jeszcze inne pierdoły. Dobra wybrał, albo nie, za drogi. Nosz kurwa mać. Mógł iść do pieluch… kilka pudełek mleka, jogurciki, owsianki. Jeszcze jakieś akcesoria dla dzieci… smoczek, smoczek – musi go mieć! Po kilkunastu minutach trafił gdzie miał, ale… wszystko co tam było, wydawało mu się potrzebne. Cholera, aż taki bogaty nie jest, pracuję jako pielęgniarz w szpitalu, jednak nie płacą mu jakiś kolosalnych pieniędzy. Jest za młody. Dobrze, że babcia przelała mu na konto całe jego pieniądze po rodzicach, znaczy, chyba całe. I jeszcze czasem coś sypnie, mimo iż nie bardzo przepada za Naokim. No pech, on sam też jej nie lubi, a żył z nią dwadzieścia lat pod jednym dachem.

Natomiast Hidan siedział sobie na ławce, w głównym holu sklepu. Naokiego posadził na podłodze przed sobą. Nie będzie się nim zajmował, chyba wyraził się jasno. Saso niech nie udaje jakiegoś cwaniaczka, bo nie zamierza tańczyć, jak mu zagra. Po jakiś dziesięciu minutach ciągłego wycia, Naoki się uspokoił i jak na chłopaka przystało, przestał się mazać. Stał przy ławeczce na której siedział leniwie Hidan.
- E! – zawołał na niego, klepiąc rękoma wymownie na miejsce obok.
Chciał sobie usiąść, ale na wzgląd wysokiego położenia musiał mu ktoś pomóc. Jednakże Hidan miał go w dupie, wyjął z kieszeni telefon i zaczął grać w jakąś gierkę. Naoki oburzył się, co za wujek, taki niedobry!  Zaczął chodzić wzdłuż ławeczki, potem wzdłuż marmurowej półścianki, której środek był zapełniony wieloma roślinami. Szarowłosy spojrzał na dzieciaka kątem oka, chyba za bardzo się oddalił… westchnął ciężko i wstał z ławki, powoli się do niego kierując. W pewnej chwili przystanął, widząc, że smarkacz wgapia się w całkiem niezły tyłeczek, stojącej jakieś dwa kroki od niego dziewczyny.
- Wie co dobre – mruknął do siebie i postąpił krok do przodu. W tej chwili Naoki również oderwał się od ściany z wyciągniętymi do góry rączkami. Skierował się do pani i chwycił za jej pośladki. Hidan parsknął śmiechem.
- Co do…? – dziewczyna odwróciła się agresywnie do napastnika, ale gdy zauważyła przed sobą małego chłopczyka, jedynie z uśmiechem przy nim ukucnęła. – Och, cześć maluchu. A co tu robisz? – Hidan przyglądał się tej scenie z niemałym podziwem. Dzieciak potrafi wykorzystać swój pełen rozkoszy urok w takich celach może będą z niego ludzie. – Gdzie są twoi rodzice?
- Nao, mówiłem ci żebyś się nie oddalał – wtrącił się Hidan w dyskusję, nie mówił mu nic, ale przecież na niego nie naskarży ani nic.
Od razu zaczął przystawiać się do dziewczyny, mówiąc o swojej zajebistości w byciu wujkiem. Ona jednak nie była nim zbytnio zainteresowana. Cały czas tylko, że na kogoś czeka. W końcu nieświadomie przekroczył granicę, którą wyznaczyła sobie dziewczyna i strzeliła go w twarz, po czym oddaliła się w swoim majestatycznym kroku. Dotknął się za piekący go policzek i przeniósł wzrok na Naokiego. W jednej chwili chłopczyk plasnął się wymownie czoło, wykrzywiając usta w coś na styl kpiącego uśmiechu.
- Bawi cię to? – przekręcił przecząco głową, ale też uśmiechnął się zdradziecko. – Hej… - przykucnął przed nim, łapiąc go za rękę, aby dodać stabilności. – jej pupa… miła w dotyku?
Wiedział, że ma dziesięć miesięcy, ale musiał wiedzieć no! Po prostu musiał. Naoki nie odpowiedział, ale wskazał na policzek wujka, gdzie wcześniej zła pani go uderzyła. No cóż, szkody w poznaniu namiastki damsko-męskiej rzeczy, Nao ma jeszcze czas, by to poznać. Wziął na ręce chłopca, samoczynnie i dobrowolnie. Usiadł z nim na ławce i już miał zacząć udzielać kilku lekcji, kiedy zagadała do niego pewna kobieta, bardziej to rozczulała się nad dzieckiem. Spoko, mogła, miała fajne cycki. Zauważył, że Naokiemu też się podobają, to na pewno dzieciak Saso. Naprawdę powątpia!
- Mogę go potrzymać? – zapytała, wyciągając do niego ręce.
Pytanie, oczywiście, że mogła, sam Naoki się do tego, rwał, jego łapki od razu dotknęły się piersi kobiety, a ona jedynie się z tego śmiała. Też tak chciał… no, ale nie ma paru miesięcy. Cóż, za to zyskał numer od tej niewiasty, no więc on sobie pomaca jej cycki później. Wyrusza z nim w dalszy podryw!

Po mniej więcej pół godzinie spotkali się przy kasie z zakupami, tak jak planowali. W kolejce obgadali wszystkie towarzyszące problemy zakupowe, potem zaczęli oceniać przechodzące kobiety. Och Hidan, bardzo im smutno, że się nie przyłączyłeś do zabawy… żart. Pewnie on by komentował tak głośno, że laska by to słyszała i dałaby KAŻDEMU po mordzie. Dlatego niech się wkurwia przy Naokim, taka kara dla niego albo przysługa dla wszystkich kupujących tutaj panienek. Nadeszła ich kolej, no dużo tego mieli. Ludzie za nimi, aż się ulotnili. Nie dziwią się.
- Państwo następni? – zapytała staruszka, pracująca na kasie. Miała bardzo ciepły głos.
- Tak – odparł Dei, a ekspedientka zaczęła przesuwać po taśmie produkty.
- O jak miło, spodziewają się państwo dzidziusia? – kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie, zerkając znad lady na brzuch blondyna. Wściekł się, orientując w jej przemyśleniach.
- Nie jestem kobietą, do cholery!
- Ucisz się Dei. Stoję obok – upomniał Sasori, ode tkając sobie teatralnie ucho. Po drugie nie było to zbyt uprzejme z jego strony, tak warczeć na nieznajomą osobę. Przecież nic mu takiego nie zrobiła, każdy mógłby się pomylić, mógł pomyśleć, kiedy ustalał, jak zamierza wyglądać.
- Przepraszam… - spojrzała na niebieskookiego zawiedziona. Taki ładny chłopiec, a robi z siebie transwestytę, no szkoda. - to gdzie państwa pociecha? – zapytała.
- Nasza? Z kolegą – odpowiedział Dei.
- A-Ach, rozumiem – odparła kobieta, a ten już zaczął się czerwienić z zakłopotania, jaką to gafę strzelił. Chciał wytłumaczyć, ale… Sasori, ten pojeb śmiał się głupio pod nosem. Wpierdoli mu, albo nie…
- Tak. Jesteśmy gejami – wymruczał Dei przylegając do ramienia Sasoriego.
- Wypierdalaj – warknął odpychając go łokciem. Takie żarty w miejscu publicznym? Nie, nie zgadza się! Stanowcze nie. – on żar…
- Widzi pani jak on mnie traktuję? – wydukał, wyciągając chusteczkę z zakupionych przedmiotów. – Czuję się przy nim jak rzecz, osobisty wibrator – dodał z przejęciem, a Sasori niemal parsknął śmiechem, co za teatrzyk. Blondyn wytarł teatralnie niewidzialną łzę. – ej, czemu ta chusteczka jest mokra?
- Bo to służy do podcierania dupy niemowlakowi, kochanie – odrzekł zaśmiany Sasori, Douhito odrzucił chustkę, jakby się nią oparzył. Kobieta spojrzała na niego dziwnie.
- To on w związku zajmuję się tylnymi sprawami - usprawiedliwił się. – zarówno moimi jak i dziecka.
- Moje części ciała bardziej zadowalają – mruknął brązowooki napotykając spojrzenie kobiety. Oczywiście nie miał w przypadku dziecka nic zboczonego na myśli, ale chyba ogarnęła.
- Rozumiem – odrzekła z uśmiechem, kasując następne produkty. Przyjaciele posłali sobie głupie spojrzenia. Mieli nadzieje, że zaczaiła, że ją wkręcają. –  Ile dziecko ma lat? – zapytała staruszka.
- Dziesięć miesięcy, a co? – dopytał Akasuna.
- Bo pieluszki są dla dwulatków, pięciolatków, jedzonko jest dobrze, ale pieluchy są różnorakie – oznajmiła patrząc zdezorientowana na zakupy klientów.
- Ach, przepraszam. Myślałem, że mój chłopak potrafi czytać – zgromił kolegę spojrzeniem, a ten bąknął coś pod nosem zażenowany. Nie miał pojęcia, że pieluchy sprzedaje się w rozmiarach!
- Musicie dbać o swojego bobaska, dawajcie mu dobry przykład, a wyrośnie na lepszego od tych wychowujących się w rodzinie hetero – dodała kobieta z uśmiechem. Chłopaki spojrzeli na siebie, ona wzięła ich na poważnie… potem staruszka wzięła do rąk pewne opakowanie. – To są wkłady na piersi… służą do ochrony sutków, kiedy się chwilowo nie karmi – Sasori plasnął się w czoło, Dei na zakupach –  no idiota. Ten tylko odchrząknął.
- No wiem… Sasori mówiłem ci że nie masz cycków i pokarmu – oburzył się, dając opakowanie do rzeczy które się odnosi. – czasem jest taki dziecinny, ale za to go kocham.
- Chyba raczej za wspólne noce – sarknął Akasuna, nie ma co, wkręcili się w ten teatrzyk.
- Dobrze, pożycie jest bardzo ważne w związkach. A maluch płaczę po nocach?
- Nie. Pozwala nam na igraszki, prawda Dei?
- Prawda dzikusie – oznajmił mrucząc do niego podniecająco. Na co jego rozmówca był bliski parsknięcia.
- To korzystajcie – chłopaki pod naporem własnego wzroku mieli taką ochotę ryknąć euforią, muszą być silni! – tutaj widzę są podpaski… – w jednej chwili Deidara osłupiał i się zarumienił, kurwa jak mógł pomylić podpaski z pieluchami… Sasori uśmiechnął się pod nosem i rzucił drwiną do przyjaciela.
- Kochanie, to chyba dla ciebie.
- Hehehe – zachichotał nerwowo Deidara, odbierając pakunek. – faktycznie… wie pani to na trudne dni – wytłumaczył się, a czerwono włosy zagryzł policzki od wewnątrz, aby stłumić śmiech
Jeszcze odczekali, aż Sasori zapłaci za wszystko, a potem wyszli z marketu i natychmiast ryknęli śmiechem. Przechodnie patrzyli na nich jak na wariatów, ale w dupie to mieli. Po chwili uspokojenia się, musieli już wracać do Hidana, pewnie przekazał komuś dzieciaka, albo wezwał policję, by oskarżyć go o coś absurdalnego. Ale nie. Zastali go w otoczeniu ładnych kobiet i chyba… zmieniał pieluszkę Naokiemu. Podeszli bliżej, będąc wielce zaciekawionymi tym czynem.
- I teraz mam zapiąć z obu stron, tak? – zapytał Hidan, klejąc nieporadnie zapięcia. – ech, nie daję rady, poprowadzisz mnie? – poprosił siedzącą obok niego blondynkę.
- Jasne – orzekła i chwyciła go za dłonie, pomagając tak ubrać pieluszkę. – No brawo.
- Dziękuję dziewczęta, dzięki wam stałem się lepszym wujkiem – stwierdził radośnie, ubierając chłopczykowi spodnie. To była taka sztuczna wypowiedź, że nawet głuchy by się połapał.
- Nie ma sprawy, Hidan.
- Jesteś bardzo kochanym wujkiem.
- I takim uroczym uczniem – skwitowały wszystkie kobiety, gładząc Hidana po ramieniu. Deidara i Sasori spojrzeli na siebie, jakby szukając po sobie odpowiedzi.
- No Naoki, chodź do wujka, skarbie – Hidan wziął go na ręce z puchowego kocyka, którego użyczyła jedna z kobiet. – Dziękuję, Keila. Świetny ten kocyk, gdzie kupiłaś? Naoki wyglądał w nim jak aniołek.
- Niedaleko, chcesz to kiedyś cię tam zaprowadzę, a potem może kawa?
- Z rozkoszą, trzymaj się – pomachał dziewczynom, a uprzednia, wręczyła mu kartkę z numerem telefonu. – Naoki – zwrócił się do chłopca, gdy został z nim sam, a przynajmniej bez tych wszystkich samiczek. – jesteś zajebisty! – chłopiec zaśmiał się do niego.
- Ekhm! – chrząknął Deidara, zwracając na siebie i Akasune uwagę. – Widzę, że zakumplowałeś się z tą kupą – zaszydził, akcentując jego wcześniejsze określenie.
- Nazwij go tak jeszcze raz a będzie wąchał kwiatki od spodu – zgromił go wzrokiem, ale nic sobie z tego nie zrobił. – mówię poważnie, wpierdolę ci, a nie mam oporów bić kobiety.
- Sasori, weź mu coś kurwa powiedz, nie?
- Może lepiej mi go oddaj, Hidan – Sasori wyciągnął ręce po swojego synka, który miał zdaje się, w dupie, kto go będzie nosił. Jedyne co chciał to spać. Podrywanie jest wyczerpujące.
- Spierdalaj. Nosisz zakupy, pedalską torbę i jesteś rudy, jeszcze mi się wyjebiesz z moim ulubieńcem. Ja go poniosę przez całą drogę. Ej, wstąpmy gdzieś jeszcze…
Przyjaciele spojrzeli na siebie z uniesioną brwią. Cóż, będzie chyba ciekawie, ale nie pójdą już nigdzie, Naoki musi iść spać. Jest zdecydowanie za mały na takie całodniowe wypady. W dodatku zbyt częste przebywanie z Hidanem chyba nie jest zdrowe. Chyba na pewno.

W następnych dniach ku niezadowoleniu Akasuny, Hidan był u niego codziennie. Znaczy, fajnie, że się polubił z Naokim, ale przez jego wtrącenia i takie tam, opiekunka, którą zatrudnia na czas swoich studiów, zrezygnowała z pracy, głównie z powodu szarowłosego. Chociaż on sam zobligował się do pilnowania malucha, to ta perspektywa mu się nie podobała.
Prócz głównego powodu jakim jest bycie Hidanem, to zauważył, że kolega widuje jego syna częściej, niż on sam. Miał świadomość, że to jego wina bo pracuje, bo się uczy, ale to i tak bolało. Nie czuł się zbyt dobrym ojcem, choć bardzo się starał. Propos pracy, udało mu się uzyskać wolne, dlatego dzisiejszy dzień spędzał ze swoim synem. Sam, bo wywalił z domu tego natręta.
Natomiast Yahiko i Konan, spacerowali sobie wieczorem po mieście, jak to bywa w stolicy nadal było bardzo tłoczno, a uliczny ruch wciąż dawał do wiwatu uszom. Jednak im to nie przeszkadzało, nie rozmawiali ze sobą tylko szli pogrążeni we własnych myślach i w ich prywatnym szczęściu. Nagle Konan szarpnęła Yahiko w kierunku czynnej kawiarni, gorąca czekolada i spokojna rozmowa to było coś, czego potrzebowała. Zasiedli przy stoliku, Yahiko szarmancko odsunął krzesło dla Konan, ale a usiadła sobie z drugiej strony. Bez żadnej pomocy. Objaw dżentelmeństwa okazał się porażką… zamówili sobie po ciemnym gorącym napoju i zerkali to na widok przez oszkloną szybę na zmierzających nie wiadomo gdzie ludzi, a to na samych siebie.
- Na wakacje wybieram się z kilkoma chłopakami do mnie na wieś, może pojedziesz z nami? – zaproponował na co zaśmiała się melodyjnie. Nie maco, chłopak zaprasza ją na wieś.
- Na wieś? Jak ekstremalnie!
- Wiadomo – zgodził się, wiedział, że sobie z niego kpi, ale nie krępował się jej zapytać. Nie wyglądała, ani nie zachowywała się w pełni, jak pani z miasta. – chyba, że kurki lub świnki cię przerażają…
- Skądże. Skoro mnie zapraszasz to jasne. Kto jeszcze się wybiera?
- Tego nie jestem na sto procent pewny.
- Och… a jak będziemy tylko we dwoje dasz mi gwarancje, że nie będę się nudzić? – zapytała, uśmiechając się prowokująco, oddał sugestywnie uśmiech i nachylił się nad stołem wręczając jej buziaka w policzek.
- Niestety będziesz… nie ma tam zasięgu, kablówka na trzy programy, a wifi jest tam nieznane… - oznajmił, przez co zaczęła się nabijać. – Nie żartowałem…
- Poważnie? To mój chłopak był takim zacofanym w technologii chłopczykiem?
- Nadal jest! – wyszczerzył się. – Pralka, odkurzacz, piec to obce mi urządzenia!
- To twoja przyszła będzie miała sporo roboty – zadrwiła. – swoją drogą, nie potrafisz się reklamować.
- Mówisz?
- Tak, mówię… wieśniaku – zachichotała. – mój przyszły nie będzie się opierdalał na kanapie z piwem w ręku i wielkim brzuchem – zakomunikowała. – będzie mi pomagał, ewentualnie robił wszystko za mnie.
- Szkoda mi gościa – mruknął zadziornie, a ona parsknęła śmiechem.
- Mój tata nazywa każdego chłopaka, który się ze mną spotyka, samobójcą.
- Czyli, że zyskałem nową ksywkę – uśmiechnął się.
Zaśmiała się, przytakując jego słowom. Podobał jej się w nim ten dystans, z którym potrafił się odnosić do ludzi, a jednocześnie w jego słowach zawsze było czuć ten żartobliwy przekaz. Potrafił być też stanowczy, choć jak na razie jeszcze nie odkryła jakim cudem dokonał bycia liderem całego Akatsuki. Uśmiechnęła się do niego, gdy trzymając w dłoniach gorący kubek, przykładał sobie do niego lekko policzek, patrząc sobie na życie, które toczyło się za oknem.
- Yahiko – zaczęła melodyjnie, przez co skupił jej wzrok na dziewczynie. – bo wiesz, jesteśmy już trochę oficjalnie razem…
- I chcesz ze mną zerwać? – wtrącił, chciał wiedzieć teraz natychmiast na czym stoi. Konan jednak parsknęła śmiechem, to było takie słodkie z jego strony, w sensie to zmartwienie się.
- Nie o to chodzi – rzekła po uspokojeniu się. – tylko wiesz, jeszcze mnie nie pocałowałeś tak… prosto w usta, długo, namiętnie i w ogóle. A chyba powinie… - nie zdążyła dokończyć, gdyż bez krzty wahania i z uśmiechem wpił się w jej miękkie usta. Oddawała to czułe złączenie ust, dopóki ktoś im nie przerwał, odciągając na miejsca siedzące. Spojrzała zdezorientowana na osobnika. – Hi…
- Czołem siostro – wyszczerzył się szarowłosy. – i ty rudy draniu – bił go pięściami w ramię, w gratulacyjnym geście. Nie ma co, w końcu zapieczętował związek.
- Przestań – zmroził go wzrokiem, rozmasowując sobie ramię. – Co tu robisz?!
- Jaki drażliwy, czyżby przerwał w twoim pierwszym pocałunku? – zaśmiał się.
- To nie był mój pierwszy pocałunek!
- Och.. – przysunął się bliżej Konan i zasłonił usta w kierunku lidera. – Nie martw się siostro, jesteś ładniejsza, niż jego mama – wytłumaczył, nie chciał, aby zamartwiała się, kto pierwszy mógł pocałować jej paskudę. – w ogóle wiecie, Saso jest niewdzięczny. Taka niewdzięczna pizdeczka, że szok!
- Dlaczego?
- Wyrzucił mnie z mieszkania, a ja przecież przyszedłem do Nao. Traktuje go, jak swoją własność!
- Wiesz… poniekąd tak jest – wytłumaczyła mu Konan, ale to na nic Hidan wiedział wszystko lepiej i w ogóle to on ma rację, a wszyscy inni się mylą i Sasori nie zachowuje się okej, bo on nie przychodzi z pustymi rękami tylko z zabawką dla ulubieńca. Yahiko miał już dość rozmowa ledwo się zaczęła, a jego mózg już strajkuje. Konan uśmiechnęła się ciepło i postanowiła zainterweniować. – pojadę z wami na wieś, na wakacje – zmieniła temat.
- Huh? Do Yahiko? Zaprosił cię? – przytakiwała na pytania, a wtedy zwrócił się do kolegi. – Po co?
- To moja dziewczyna…
- Tym bardziej pytam, chcesz się jej pochwalić swoim traktorem? Laski na to nie lecą!
W ich towarzystwie to chyba żaden temat nie zwiastuje spokojnej przyjacielskiej rozmowy. Konan westchnęła ciężko i odpiła łyk swojego napoju. Nie interweniowała w ich kłótnie, póki kaleczą się jedynie psychicznie to jej to nie przeszkadza.



DATA
8.03.2014

OD AUTORKI
Cóż, z tego rozdziału to nawet ja się śmiałam, więc jestem z niego zadowolona :D i mam nadzieję, że wam także się spodoba :D
Aktualnie cierpię na brak weny, to co piszę mi się w ogóle nie podoba, stąd ta przerwa, ale może dam radę coś na za tydzień napisać, bo w sumie mam 4 strony, które napisałam z weną i głupawką :P no, ale zobaczymy :)
Dziękuję wam pięknie za komentarze, obserwowanie i czytanie :) :) jesteście super :D
Pozdrawiam gorąco :* :)